„Prawdziwa
miłość jest zawsze chaotyczna. Gubisz się, tracisz trzeźwy osąd. Nie umiesz się
bronić. Im większa miłość, tym większy chaos.”
Zayn
Wyrzuciłem kolejną kartę na pryczę i czekałem aż Sucre – mój
nowy kumpel z celi wykona swój ruch.
Fernando trafił do mamra niecałe dwa dni temu, ponieważ napadł
na jakiś spożywczak z bronią w ręku. Dali mu za to pięć lat, bo to niby jakiś
zuchwały rabunek czy coś. Sam mówił mi, że robił to tylko dla swojej
dziewczyny, a że zaliczył wpadkę to zwykły niefart.
-Usted da culo , otra
vez! – zawołał zadowolony, rzucając trzy asy na materac.
-Kurwa – mruknąłem pod nosem.
-Stary, co jest? – zaprzeczyłem kiwiąc głową na boki.
Nie czuję potrzeby, żeby się przed nim otwierać… Przed nikim
nie czuję takiej potrzeby. Mam tylko nadzieję, że Louis dał Ness ten cholerny
dziennik, a moja Blondyneczka go
przeczytała i cholernie mnie teraz nienawidzi. Tomlinson musi jej zapewnić
bezpieczeństwo, bo jeśli chociaż jeden włosek spadnie z jej ślicznej główki…
Gwarantuję, że rozpierdolę mu mordę.
-Malik – w kraty przyłożył pałką jakiś frajer. –Masz
widzenie z jakimś typem – odwróciłem się, aby spojrzeć na klawisza. Tym razem
przyszedł pajac w blond włosach i zielonych oczach, cholernie chudy. Gdybym
tylko chciał mógłbym mu przypierdolić tak, że by się złamał na pół.
-Gdzie Luke?
-Ma teraz przerwę – przytaknąłem, a później ślamazarnie
podniosłem się z łóżka i stanąłem przed strażnikiem, który założył mi kajdanki.
Phi, Robinson nie trzęsie tak dupą, kiedy prowadzi mnie na widzenie. Co za
kutas z tego gówniarza. –Chodź – popchnął mnie do przodu, na co pokręciłem
głową na boki z niedowierzania. Ten cieć nie wie z kim ma do czynienia, ale ma
kurewskie szczęście, bo nie chcę siedzieć dłużej w pace za pobicie jakiegoś
marnego klawisza.
W pomieszczeniu, gdzie wczoraj widziałem się z Louisem, Dani
– głupia kuzynka znowu przyniosła mi pieprzoną drugą część trylogii o Grey’ u –
oraz Michaelem, który wrócił do Seattle, ponieważ wreszcie musiał pozałatwiać
sprawy w firmie, ale obiecał, że za niedługo znów mnie odwiedzi. Powiedzmy, że
wierzę temu kutasowi… Siedział jakiś osiłek. Dobra… Nie przypominam sobie,
żebym zadzierał z Herkulesem! Co do kurwy nędzy?!
-Usiądź, Zayn – z uniesioną brwią, niepewnie spojrzałem na
policjanta.
-Nie znam go, nie będę z nim…
-Gość jest z FBI – nie pozwolił mi dokończyć blondyn, który
zdjął moje kajdanki. Rozmasowałem lekko nadgarstki, ponieważ ten szmaciarz zbyt
mocno przyciągnął bransoletki.
-Tym bardziej nie będę z nim gadał, kutasie – wycedziłem
przez zaciśnięte zęby. –Chcę wracać do celi.
-Usiądź, synu to nie zajmie nam długo – wbrew mnie, jebany
gliniarz siłą usadził mnie na krześle naprzeciwko łysego mulata w garniaku
rodem z Facetów w czerni. –Mam do
ciebie propozycję, chodzi mi o…
-Nie zgadzam się – wzruszyłem ramionami. –Chcę po prostu
odsiedzieć wyrok i wrócić do domu, kończę z przekrętami…
-Pomożesz mi, albo twoja dziewczyna…
-Tylko ją tknij! – wrzasnąłem, błyskawicznie wstając i
łapiąc za kołnierzyk jego nieskazitelnie białej koszuli.
Ogarnęła mnie istna furia, czułem to. Zawsze tak się czułem,
kiedy ktoś wypowiadał imię Ness w zdaniu :
Albo twoja laleczka na tym ucierpi. Federalny uśmiechnął się kpiąco, kiwiąc
głową na boki. Zdjął moje ręce równie szybko jak je tam ułożyłem i odepchnął
mnie od swojej twarzy. Nie był nawet na mnie zły za ten napad szału. Ba! Jemu
to sprawiało radość… To była okazja, żeby ze mnie zadrwić oraz sprawdzić moją
cierpliwość, która w obecnej sytuacji nie była jakość szczególna. Miałem ochotę
rozpierdolić ten pokój w drobny pył i nawet kilku policjantów w tym
pomieszczeniu nie przeszkodziło by mi w tym przedsięwzięciu.
-Uspokój się, gówniarzu – zaczął z uśmiechem. –Wiem, że ktoś
ci grozi, że skrzywdzi Nesselę, ale chcę ci pomóc…
-Chcesz przysługi, a nie udzielać mi pomocy… - uniosłem od
niechcenia barki, które szybko opadły. –Zresztą… Ja nie potrzebuję pomocy,
potrafię zadbać o moją dziewczynę nawet siedząc w pierdlu.
-Doprawdy? – uniósł brwi, podczas gdy ja swoje zmarszczyłem.
O co, do cholery znowu chodzi?! Mam dość tych ciągłych gróźb skierowanych pod
adresem Ness, dlatego Donavan musi przeczytać ten kurewski dziennik jak
najszybciej! –Ostatnio obiło mi się o uszy, że jakiś szczyl robił jej zdjęcia z
ukrycia – zazgrzytałem zębami, a palce zacisnąłem na blacie stołu. To jest,
kurwa nie do wiary!
-Co mam zrobić? – warknąłem, patrząc prosto w jego wesołe
piwne oczy.
-Wystarczy, że pomożesz mi włamać się do komputera
niejakiego Franka Delgado.
-A co on zrobił? – kiwnąłem na niego brodą.
Znam Franka i to bardzo dobrze, ponieważ brał udział w Race Of The Death, ale przegrał. To
całkiem spoko gość, który kiedyś był moim ziomkiem, ale nie oddał mi długu w
wysokości dwudziestu pięciu tysięcy funtów oraz sportowego wozu w ramach odsetek,
który sam mi zaoferował. Zresztą tutaj nie chodzi o pieniądze tylko o moją
Ness. Dla tej Blondyneczki jestem w
stanie zrobić wszystko, nawet zawrzeć pakt z samym diabłem.
-To tajne in…
-Malik! – zacisnąłem mocno powieki słysząc ten piękny głos.
To nie jest najlepszy moment. Po chwili poczułem delikatny pocałunek w kąciku
ust, a kilka sekund później drobna blondynka usiadła na moich kolanach,
próbując dać mi jeszcze jednego buziaka, ale nie pozwoliłem jej. –Coś się
stało? – zapytała zdziwiona i… Chyba lekko urażona. Pieprzony Louis nie dał jej
zeszytu. Niech go szlag!
-To nie najlepszy moment, Maleńka – przejechałem nosem po lekko różowym policzku.
-Och, nie mówiłeś, że jest tutaj twoja dziwka – syknęła, na
co zmarszczyłem brwi… Moja dziwka? Która?
Prawa dłoń Donavan zacisnęła się na moim kroczu, powodując
tym samym, że gardłowy jęk przyjemności opuścił moją krtań. Chryste, ona mnie
wykończy takimi torturami… Tak cholernie ją kocham.
-Obiecałeś, że nie wpiszesz mnie do tego pieprzonego zeszytu
– mimo twardej postawy oraz całej wściekłości, którą napędzana tutaj przyszła,
głos Nesselii teraz się łamał, a złość ustępowała drogi cierpieniu. Ręka
zacisnęła się w pięść, która zaczęła uderzać w moją klatkę piersiową, wcale nie
sprawiając mi bólu – gorsza była świadomość, że ta dziewczyna płakała przeze
mnie. To… Zupełnie jakby ktoś dźgnął mnie nożem w serce i drążył dziurę coraz
głębiej. –Ale wpisałeś jeszcze jakąś zdzirę, jak mogłeś? – łzy wielkości ziaren
grochu spływały teraz po rozgrzanych policzkach.
-Błagam cie, nie płacz – mruknąłem w włosy Ness przy okazji
cmokając ją w czubek głowy.
-Jak mam… – pociągnęła noskiem, wprowadzając mnie w jeszcze
gorszy stan. –Skoro ją pieprzyłeś… - nie zważając na nic, objąłem ramionami
płaczącą dziewiętnastolatkę, którą jeszcze mocniej przyciągnąłem do torsu,
uniemożliwiając jej jakikolwiek nawet najmniejszy ruch. –Jesteś podły.
-Wiem – westchnąłem. –Jestem najgorszym co cie w życiu
spotkało – oparłem czoło o czubek głowy, wtulonej w moją szyję Ness. –Wiem, że
mnie teraz nienawidzisz i…
-Ja cie kocham, Malik – co? Jak to jest możliwe, żeby po tym
wszystkim mnie kochała? –Mimo, że to tak cholernie mnie boli i niszczy od
środka. Chcę, żebyś zawsze był przy mnie. Żebyś się mną opiekował. Żebyś mnie
wspierał…
-Nie mogę, Ness – wbrew sobie musiałem wypowiedzieć te
słowa, ponieważ tak będzie lepiej dla nas obojga. –Już cie nie kocham– mimo
wielkiej guli w gardle, powiedziałem to… Największe kłamstwo w moim całym,
popieprzonym życiu. –Mogę mieć na pęczki
takich naiwniaczek jak ty – mówiłem dalej, desperacko ją przytulając.
-Nie mów tak – zapłakała. –Nie rób mi tego, błagam… Ja nie
zniosę więcej tego uczucia… Nie po tym co zrobił Lou – cholera!
-Wróć do niego. Razem wychowujcie Darcey.
-Nie puszczę cie – sfrustrowana zacisnęła piąstki na białej
koszulce. –Nie puszczę, dopóki nie powiesz, że żartowałeś!
-Ja nie żartuję, Ness. Masz dać mi spokój.
-Nie! – uszczypnęła mnie w plecy, a jej łezki spływały po
mojej szyi. To moja największa porażka w życiu. Patrzeć na łzy kobiety, którą
kochasz… Którą sam doprowadziłeś do tak zjebanego stanu.
-Wróć do domu – pokiwała przecząco głową. –Gościu, pożycz
telefon – kiwnąłem na agenta FBI, który bez słowa przyglądał się tej scenie
rodem z dramatu, które moja ukochana uwielbia. Zdezorientowany podał mi białego
Iphone’ a, do którego wstukałem dobrze znany mi numer, po czym przyłożyłem
aparat do ucha. Minął pierwszy sygnał. Później drugi. Trzeci… Aż wreszcie
odebrał.
-Adam Donavan, słucham? – wywróciłem oczami na to formalne
powitanie. Chryste, co się stało z tym gościem?
-Stary, to ja. Mógłbyś przyjechać do więzienia po siostrę?
-Pewnie, zaraz będę.
-Dzięki – rozłączyłem się i oddałem urządzenie temu macho,
który nadal uważnie mnie obserwował. Miałem go i jego propozycje wszelkiego
rodzaju w dupie, ale teraz musiałem zająć czymś umysł. Nie mogłem skupiać się
na Blondyneczce, bo jeszcze
powiedziałbym jej prawdę. –Wracając do ciebie… Mów co zrobił, bo inaczej ci nie
pomogę – wzruszyłem barkami, a maleńka istotka w moich ramionach niespokojnie drgnęła.
-Gość po waszym napadzie na konwój, wykradł cholernie poufne
dane, tak jak tajne informacje z bazy wojskowej USA.
-Dobra, masz tu laptopa? – zmarszczył brwi. –To nie jest
jakoś kurewsko trudne, zrobię to od razu, a ty wywiążesz się ze swojej części
umowy – warknąłem, dyskretnie wskazując na Ness, która nadal płakała jak
malutka dziewczynka - jakby zgubiła rodziców i nie ma pojęcia gdzie pójść.
Facet wyjął z brązowego, obitego skórą neseseru czarnego
laptopa marki Apple, którego ułożył na stole i włączył. Odczekał chwilę, po
czym wstukał pięcioliterowe hasło oraz enter i odwrócił sprzęt w moją stronę. Puściłem
Donavan, która oplotła mnie niczym mała rozkoszna małpka i przysunąłem krzesło
z nami nieco bliżej stołu.
Cała ta „ciężka i
trudna praca” z namierzeniem oraz włamaniem się do komputera Delgado,
zajęła mi niecałe piętnaście minut, a w momencie gdy skończyłem do
pomieszczenia wszedł Adam. Szybkim krokiem podszedł do nas i zmroził mnie
spojrzeniem.
-Co jej zrobiłeś? – warknął.
-Tylko się zabawiłem – wzruszyłem ramionami podczas, gdy
dwudziestodwulatek uniósł brwi i spojrzał na mnie z miną typu: „Nie kręć stary”. –Nie chcę jej widzieć,
niech tutaj nie przychodzi – powiedziałem patrząc prosto w oczy przyjaciela.
–Zabieraj ją – delikatnie odepchnąłem od siebie blondynkę, która od razu znów jak
nieznośna nastolatka przyległa swoją piersią do mnie. –Ogarnij ją! –
wrzasnąłem, nie wiedząc co mogę jeszcze zrobić, żeby zniechęcić do siebie
Nesselę. Powoli kończyły mi się pomysły.
-Nessiu, chodź – złapał ją pod pachy i starał się zabrać,
ale… Cholera, Ness ma naprawdę sporo siły w tych cherlawych ramionkach. Zabrał
ją, ale ustawiając mnie do pionu, nadal przyklejonego do dziewczyny. –Ness,
puść go – warknął zażenowany.
-Zostaw mnie – wychlipała. –Nie puszczę, bo go kocham!
-Nessela, do cholery puść mnie! – wydarłem się na tyle
głośno, na ile pozwalały mi siły w płucach, odpychając od siebie Blondyneczkę. Teraz para sarnich oczu
wpatrywała się we mnie z przerażeniem. Adam trzymał ją mocno, żeby już się do
mnie nie dobierała. –Nie kocham cie, pojmij to! Zdradziłem cie i zapisałem w Dzienniku Podbojów! Zachowaj chociaż
odrobinę godności i odejdź!
-Ale ja cie kocham – jęknęła, płacząc jeszcze bardziej – co
wbrew pozorom było możliwe.
-No to masz pecha, wynocha! – wskazałem na drzwi, wciekły na
siebie. –Zaprowadź mnie do celi – znów zakuł mnie w kajdanki i popychając w
przód, odprowadził do kazamaty. –Wyjazd, Sucre – wycedziłem przez zaciśnięte
zęby, rzucając się na swoją prycz, gdy Portorykańczyk z niej zszedł.
Leżałem na plecach, wpatrując się w łóżko, na którym zwykł
spać Fernando. Za metalowymi rurkami podtrzymującymi materac było zdjęcie przedstawiające mnie i
Ness, które zrobiliśmy jakiś tydzień przed naszym aresztowaniem. Nosiłem je w
portfelu, a Donavan miała je oprawione w czarną ramkę ustawione na szafce
nocnej.
Przejechałem opuszkiem palca po policzku szczęśliwej Ness,
która siedziała u mnie na barana i całowała moje lico. Ja natomiast miałem
lekki grymas na twarzy, ponieważ nie chciałem robić tego głupiego zdjęcia, ale
zgodziłem się tylko dlatego, żeby uszczęśliwić moją dziewczynę. Fotografia
została zrobiona przez Adama, który właśnie kupił sobie nowy aparat. To był popieprzony
dzień i padał śnieg, ale… Kocham sposób w jaki Donavan się uśmiecha. Kurwa…
Czuję się jak szmata… Nie, jak nic nieznaczący kawałek
gówna, który wszystkim zawadza. Jebany egoista raniący wszystkich, na których
mu zależy. Najgorsze jest chyba to, że było już tak od mojego urodzenia. Zawsze
sprawiałem kłopoty wychowawcze rodzicom, a Michael przeważnie stawał w mojej
obronie i brał większość winy na siebie za moje przewinienia – mimo wszystko
rodzice zawsze wierzyli mu i mojej drugiej siostrze Natalie. Czasem się
zastanawiam jakby wyglądało moje życie, gdybym został wychowany przez inne
osoby, albo jakbym nie miał rodzeństwa… Lub jakbym był bardziej… Idealnym
synkiem, jak Mikey. Jakbym nie zabił mojej małej Mii, za którą cholernie mocno
tęsknię i cały czas myślę… Gdybym tylko ją wtedy zatrzymał… Nie wsiadłaby z tym
skurwielem na jebany motor, a ten chuj nie…
Przetarłem oczy, ponieważ w powiekach zbierały mi się łzy.
To właśnie dlatego tak kurewsko nienawidzę wspominać mojej małej siostrzyczki.
Mam ochotę rozkurwić głowę tego kutasa, który – jak na złość – żyje! Ba! Ten
pierdolony, jebany frajer wyszedł bez szwanku z tego wypadku – bo złamanie
nogi, ręki i stłuczenie żeber nie można nazwać jakimś poważnym uszkodzeniem,
kiedy bierzesz udział w nielegalnym wyścigu.
Mia od zawsze była moim oczkiem w głowie. Robiłem wszystko
co mogłem, żeby nikt jej nie skrzywdził. Odsyłałem każdego z potencjalnych
kandydatów na chłopaka z kwitkiem i podbitym okiem lub złamanym nosem – to
zależało od mojego nastroju. Wiedziałem, że te wszystkie dupki chcą ją tylko
zranić, może miałem piętnaście lat, ale nie byłem głupi! Chcieli jej się dobrać
do majtek.
Ciągle mam przed oczami jej prześliczną, zawsze uśmiechniętą
buźkę i te brązowe oczy wpatrujące się we mnie z furią, kiedy tłumaczyłem jej
powód pobicia jej „kolegi” – zawsze mówiłem, że krzywo na mnie spojrzał,
dlatego go sprałem, ale tak naprawdę to wstydziłem się przyznać, że się o nią
martwię. Uwielbiałem bawić się długimi lekko falowanymi brązowymi włosami mojej
siostry, które zawsze opadały jej kaskadami na plecy oraz piesi, co
niesamowicie ją wkurwiało, gdy oglądaliśmy razem filmy. Tęsknię za nią tak
cholernie mocno…
Był piątek, dokładniej
dziewiąty października dwa tysiące dziewiątego roku. Pogoda była typowa dla jesieni.
Było zimno jak cholera, co drugi dzień padał deszcz i wiał silny wiatr, który
przyklejał te ohydne kolorowe liście do szyb okien. Nienawidzę jesieni.
Siedziałem na kanapie
i kątem oka oglądałem „12 rund” z Johnem Ceną, ale moją uwagę pochłonęła komórka,
ponieważ pisałem z Ryanem w sprawie dzisiejszej imprezy, na którą zaprosiła nas
jedna z najładniejszych lasek w szkole. Ryan chciał się z nią ustawić, dlatego
musieliśmy się tam pojawić niezwłocznie.
-Czy ty jesteś
normalny, Zayn?! – wrzasnęła, trzaskając przy okazji drzwiami Mia, przez którą
przemawiała furia. Znudzony przeniosłem na nią oczy. Zapewne znowu wścieka się
o to, że pożyczyłem jej słuchawki do telefonu lub MP3… Albo zjadłem jej
czekoladę… Albo wypiłem jogurt… Albo o wszystkie z wyżej wymienionych rzeczy…
Niższa ode mnie
brunetka, która miała… Czerwone pasemka – okay, to jakaś nowość – rzuciła we
mnie ściskaną w ręce papierową torbą. Na nieszczęście mojej siostrzyczki
zdążyłem ją złapać, po czy wyjąłem niedojedzonego wegetariańskiego burgera i
zacząłem go konsumować.
-Niszczysz mi życie! –
krzyczała.
-Nie moja wina, że
cały czas gubię te cholerne słuchawki – mruknąłem z pełną buzią.
-Nie o tym mówię!
Chodzi mi o Maxa! Dlaczego go pobiłeś?! – już miałem otworzyć usta, żeby
powiedzieć jej to samo co zawsze, ale uciszyła mnie gestem ręki. –I nie mów, że
krzywo na ciebie spojrzał, bo nigdy z nim nie rozmawiałeś! – wywróciłem oczami.
–Znajdź sobie kogoś Zayn, a ode mnie się odwal! – wykrzyczała, patrząc prosto w
moje oczy.
Ogarnął mnie szał. Nie
miała pojęcia, że robiłem to dla niej, bo się martwiłem o tą małą idiotkę! Jest
w końcu moją siostrą!
-Przekaż proszę mamie,
że dziś wychodzę z Maxem – parsknąłem kpiącym śmiechem.
-Marz dalej, bo dopóki
ja jestem w domu, ty nigdzie nie wyjdziesz – jak szef, dumny z siebie oraz tego
posunięcia, założyłem ramiona na torsie, a kostkę oparłem o kolano i
nonszalancko oparłem się o oparcie sofy, patrzyłem na nią z wyższością.
-Och – jęknęła,
wydymając dolną wargę. –A to nie dziś idziecie z Ryanem na tą imprezę do tej
durnej Chelsea ? – uniosła lewą brew ku górze, a ja otworzyłem usta, aby coś
jej powiedzieć, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. –Po za tym,
nawet nie zauważysz kiedy wyjdę – wzruszyła ramionami od niechcenia i pobiegła
do swojego pokoju.
Olałem ją i znowu
skupiłem swoją uwagę na komórce.
Nie wiem ile czasu tak
siedziałem, pisząc w tej chwili z Ally – moją dziewczyną, ale znowu brutalnie
mi przerwano. Tym razem do domu wkroczył mój starszy brat i siostra, która rzuciła
się na kanapę obok mnie.
Natalie od razu
przełączyła na swój ulubiony serial jakim była Pogoda na miłość – chała jakich
mało – a Michael poszedł do kuchni, żeby coś zjeść.
-Przynieś mi colę! –
zawołałem, a w odpowiedzi otrzymałem tylko: „Rusz dupę, gówniarzu, nie jestem
twoim służącym!”.
Po ponad godzinie
oglądania tej taniej szmiry i słuchaniu idiotycznych komentarzy mojej starszej
o trzy lata siostry, wreszcie przyszli rodzice. Mama od razu zajęła się
przygotowaniem obiadu, na który tradycyjnie miał być makaron z warzywami, który
wręcz kochała Mia. Standardowo pod pretekstem wyjścia na papierosa – moje
rodzeństwo wiedziało, że paliłem, a fajki podkradałem swojemu bratu – poszedłem
do kuchni, aby pomóc mamie w kuchni.
Doprawiłem oraz pilnowałem warzyw, które smażyły
się na patelni, przy okazji rozmawiając z mamą o szkole, w której sobie już od
początku roku nie radziłem. W sumie… Nie chodziło o fakt, że jestem głupi, ale
o moje lenistwo, bo o wiele bardziej wolałem pójść na wagary i pograć z
kumplami w piłkę lub zapalić szluga, niż siedzieć na nudnej matematyce i
patrzeć jak te idiotyczne dzieciaki nie potrafią załapać banalnych tematów.
Miałem problem z fizyką, chemią, geografią i historią, ale nadrabiałem w matmie,
informatyce, sztuce i angielskim. Temat główny dotyczył jednak moich „sobotnich
wyjść”. Mama wiedziała, że biorę udział w nielegalnych wyścigach, ale nie
mówiła o tym głośno i zawsze mnie broniła kiedy ojciec krzyczał, że wyśle mnie
do szkoły z internatem.
Trzydzieści minut
później cała moja rodzina zasiadła do obiadu, przy którym nie odbyło się bez
kazania na temat niemądrego zachowania Mii, która zafarbowała włosy na tak
rażący kolor. Dostała też szlaban jak powiedziałem, że wybiera się z tym całym
Maxem na randkę – oczywiście podkoloryzowałem fakt, że ten cwaniaczek pije,
ćpa, pali, bierze udział w nielegalnych wyścigach, ma złe stopnie – ale to, tak
jak reszta z wyjątkiem ćpania było prawdą. Moi rodzice byli przeciwnikami
narkotyków, dlatego dzisiejszy wieczór jak i przez kolejne dwa tygodnie moja
siostrzyczka miała spędzić w domu. Nat powiedziała o wymianie z tymi
dzieciakami z Francji, na którą bardzo chciała jechać, ale tata się nie zgadał,
bo sądził, że jest zbyt młoda – Natalie tak jak Mia były jego małymi
księżniczkami, które najlepiej zamknął by w złotej klatce – jednakże postawił
ultimatum, że jeśli uzbiera na wyjazd to może śmiało jechać. Mike opowiadał
jakie pytania były na powtórce z matury, do której przystąpił, aby dostać się
na studia z prawda. Ogólnie mówią… Przynudzali, wszyscy bez wyjątków.
Po posiłku jak zawsze
razem z mamą posprzątałem, a później poszedłem do swojego pokoju, żeby
przygotować się do imprezy. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się standardowo
na czarno. Dłuższą chwilę układałem włosy, aż wreszcie włożyłem komórkę do
kieszeni, a ze skrzynki, którą chowałem pod łóżkiem wyjąłem siedemset
pięćdziesiąt funtów.
Zapukałem do brązowych
drzwi, które znajdowały się naprzeciwko moich i nie czekając na pozwolenie
wszedłem do środka. Wściekła Nat przemierzała cały swój pokój, rozmawiając ze
swoją najlepszą przyjaciółką Daisy o tym, jak bardzo ojciec ją wkurza tymi
wszystkimi pomysłami.
-Zaczekaj D –
warknęła, po czym zasłoniła dłonią słuchawkę. –Czego ty chcesz Zayn, znowu
będziesz sobie drwił, że to było pewne, że tata nie pozwoli mi jechać do Paryża
na wymianę?! Jeśli tak to daruj sobie, dupku! – wywróciłem oczami i bez słowa
podszedłem bliżej brunetki, która w szpilkach dorównałaby mi wzrostem.
-Masz, ale nie mów
ojcu – podałem jej banknoty, które z wielkim szokiem przyjęła.
-Dlaczego dajesz mi
pieniądze?
-Dwa miesiące temu
miałaś urodziny, nie? – niepewnie przytaknęła. –Najlepszego – z grymasem
zamachałem jej przed oczami. –Wychodzę – burknąłem i spełniłem to
postanowienie, trzaskając głośno drzwiami.
Zbiegłem po schodach.
W pośpiechu ubrałem buty, informując mamę, że idę do Ryana i prawdopodobnie
zostanę u niego na noc.
Razem z Stewardem
wypiliśmy po jednym piwie przed melanżem u Chelsea, a później poszliśmy do
niej. Już od progu dało się słuchać łomot muzyki, a po przekroczeniu go uderzył
w nas zapach alkoholu, potu i papierosów.
Chelsea ma kurewskie
szczęście, że ma tak zajebistego starszego brata, który „opiekuje się” nią
podczas, gdy ich starzy są w delegacji.
Szybko odnalazłem
Ally, którą na przywitanie pocałowałem przypierając do ściany. Dziewczyna miała
na sobie śliczną czarną sukienkę w drobne kwiatki, a różowe włosy miała
splecione w niedbałego kłosa, który i tak już się rozwalał, bo pewnie tańczyła.
-Piłeś – stwierdziła,
na co wywróciłem oczami.
-Idę zapalić… I coś
wypić – uśmiechnąłem się, cmokając ją ostatni raz w usta i idąc w stronę barku.
Do czerwonego plastikowego kubka nalałem sobie piwa, po czym wyszedłem na
taras.
Ignorowałem zimno,
rozkoszując się chłodnym powiewem oraz wilgocią powietrza… A tak naprawdę
chwilą, że jazgot Seleny Gomez nie dudni mi tak bardzo w uszach. Powoli
sączyłem napój oraz trułem się nikotyną, kiedy poczułem klepnięcie w ramią, a
kilka sekund później mokry ślad na policzku. Obok mnie przysiadł mój przyjaciel
oraz dziewczyna.
-Źle się bawisz? –
zapytała tym swoim słodkim głosikiem, opierając głowę o mój bark. Wykorzystałem
okazję i cmoknąłem ją w policzek.
-Nie lubię Seleny
Gomez – oznajmiłem z obrzydzeniem. –Przyszedłem tylko dla ciebie i żeby wyrwać
się z chaty – mruknąłem pod nosem, a w odpowiedzi dostałem o wiele bardziej
przyjemniejszy od śpiewu Seleny, chichot Ally.
-I za to cie tak bar…
- w zdaniu przeszkodził Mongomery mój telefon. Niechętnie spojrzałem na
wyświetlacz, gdzie widniał napis „tata”. Kolejny raz wywracając oczami,
odebrałem.
-Co jest?
-Gdzie jesteś?! –
ojciec był cholerne wkurwiony, dlatego przekląłem się w duchu. Wiedział, że go
okłamałem w sprawie dzisiejszego wieczoru i poniosę konsekwencje.
-U Ryana – mruknąłem,
dalej idąc w zaparte.
-Zayn, do cholery
chociaż raz powiedz prawdę! Wiem, że jesteś na jakiejś imprezie! Powiedz mi
tylko czy jest z tobą Mia?! – moje serce przyśpieszyło pracy. Mia! Mówiła, że
ucieknie, dlaczego, do cholery ją zignorowałem?!
-Nie, przecież miała
siedzieć w domu…
-Nie ma jej, nie
wiesz, gdzie mogłaby…?
-Zabiję tego gnoja –
warknąłem, rozłączając się. Szybko wstałem, odpychając od siebie Allison i
ruszyłem w stronę domu Ryana, który razem z moją dziewczyną podążał za mną,
pytając: „Co się stało?”. –Stary, musisz mi pożyczyć motor – powiedziałem
całkiem poważnie, na co przyjaciel zmarszczył brwi.
-Gdzie chcesz jechać?
-Zayn, piłeś – jęknęła
różowo włosa. –Proszę, nie jedź.
-Zrobię co zechcę,
odwal się! – wrzasnąłem, a dziewczyna schowała się za plecami Ryana. –Daj mi
klucz, muszę jechać po Mię.
-Gdzie…
-Z tym gnojkiem,
Maxem! Chuj się dziś ściga, daj mi ten klucz! – po wywróceniu oczami, poszedł
wreszcie po kluczyk, który mi podał, a ja bez żadnych ceregieli wsiadłem na
ścigacza i pojechałem w stronę dzielnicy, gdzie odbywały się nielegalne
wyścigi.
Dodawałem coraz więcej
gazu, całkowicie ignorując fakt, że mogę spowodować wypadek, zabić się lub to
jak kurewsko zimno było mi w dłonie oraz uszy – teraz liczyła się tylko moja
malutka siostrzyczka, która wsiadając z tym idiotą, który nie potrafi prowadzić,
na motor może zginąć.
Spóźniłem się. Kiedy
dojeżdżałem na stary parking, motory ruszyły, a na jednym z nich siedziała
dziewczyna w czerwonych pasemkach, które powiewały jej na wietrze. Dogoniłem
ich, nie licząc się z niczym. Jechałem na równi z Maxem, który specjalnie
gwałtownie skręcał co powodowało, że pisk przerażenia opuszczał co chwila usta
mojej Mii.
-Zatrzymaj się! –
wołała, ale on jej nie słuchał. –Max, chcę zejść!
-Mia! – załzawione
brązowe oczka wpatrywały się we mnie ze strachem. –Dasz radę przejść?! –
podjechałem maksymalnie blisko motoru tego kutasa, ale uderzył we mnie. Jedynym
dźwiękiem, który do mnie w tej chwili docierał był krzyk mojej kruszynki.
-Zayn, ja się boję!
-Zatrzymaj się,
kretynie! Mia chce zejść! – w odpowiedzi ostałem tylko środkowy palec oraz kolejne
uderzenie w ścigacza brata Ryana. –Chodź do mnie! – podjechałem kolejny raz
cholernie blisko, ale nagle maszyna zaczęła zwalniać, aż wreszcie się
zatrzymała. Zeskoczyłem i biegłem za nimi tak szybko jak tylko mogłem.
Słyszałem tylko pisk opon i krzyk Mii, a obraz, który miałem przed oczami…
Motor wpada w poślizg.
Oboje leżeli na mokrym
asfalcie. Dupek wstał głośno jęcząc z bólu, ale moja siostra nie. Jej głowa
leżała na krawężniku i krwawiła… Cholernie mocno krwawiła. Podbiegłem do niej,
po czym ułożyłem burzę brązowo czerwonych włosów na swoich kolanach i zacząłem
je gładzić, błagając, żeby otworzyła oczy. Ale… Nie zrobiła tego. Wyzywałem ją
od idiotek, kretynek i egoistek, które uwielbiają żartować z ludzi, ale też nie
wstała. Powieki miała zamknięte, a włosy były posklejane z krwi oraz… Moich
łez.
Potem wszystko działo
się w zawrotnym tempie. Przyjechali moi przyjaciele razem z rodzicami i
rodzeństwem, pogotowie, policja… Zabrali mi ją mimo, iż nie pozwalałem i
kłóciłem się z ratownikami medycznymi, że za chwilę Mia otworzy oczy i wróci ze
mną do domu, śmiejąc się w najlepsze, że dałem się nabrać jak nigdy w życiu…
Drobne ramiona Ally na moim torsie, ponieważ dziewczyna wtulała się w moje
plecy… Mama płacząca w ramię taty, który tak jak reszta ronił łzy… Wiedziałem,
że moja księżniczka już nie wróci… Wiedziałem, że zemszczę się na tym gnojku…
Wiedziałem, że to wszystko jest moją winą… A co najważniejsze – wiedziałem, że
zabiłem moją siostrę bliźniaczkę…
____________________________________
To chyba najlepszy rozdział jaki napisałam do tej pory. Znacznie lepiej pisze mi się z perspektywy Zayna, niż Ness czy Louisa. Łatwiej. Może jest to spowodowane tym, że stworzyłam jego postać taką niebanalną i nieprzewidywalną...
Jest również retrospekcja, a tym samym odpowiedź na pytanie co się stało z Mią - jej bohaterka jest w zakładce bohaterowie!! Pojawią się tam jeszcze z cztery postacie, ale to w najbliższym czasie - poinformuję was pod rozdziałem.
Dziękuję wam za komentarze, głosy w ankiecie oraz obserwujących, to dla mnie naprawdę dużo znaczy. Jesteście wielcy ♥
Miłej niedzieli, miśki ;**
Wyczuwam tu klimat serialu Prison Break :D
OdpowiedzUsuńOj Malik, Malik nie ładnie tak kłamać Ness prosto w oczy. Chociaż zrobił to w dobrej wierze.
Nie spodziewałam się, że Ness mimo, iż wpisał ją do dziennika będzie chciała nadal z nim być.
I teraz wiemy jak zmarła Mia.
Świetny rozdział i czekam na kolejny :)
Pozdrawiam, Cynical Caroline.
lost-loveff.blogspot.com - zapraszam na nowe ff.
Cudowny, wspaniały, boski! Ddługo by wymieniać. Rozdział, co tu dużo gadać niesamowity. Na samym końcu aż się łezka zakręciła. Czekam na nexta! Kocham tego ff! <3
OdpowiedzUsuńZayn ty chuju! :( płacze na maxa ;( po prostu nie potrafie zrozumieć dlaczego to zrobił.. Mógł jej wszystko powiedzieć, ciekawa jestem co zrobi jak już wyjdzie z tego pudła .. Moje serce łamie się razem z sercem Ness nie wyobrażam sobie jak musi się czuć :(
OdpowiedzUsuńMia :( x
Rozdział cudowny jak zwyke x
Natt xx
Zayn, dlaczego?! :/
OdpowiedzUsuńRozdział... po prost brak mi słów; proszę szybko następny :D
OdpowiedzUsuńświetny rozdział!
OdpowiedzUsuńpisz szybciutko nowy bo oszaleje! :)
kocham to :)
http://art-of-killing.blogspot.com/
Świetny rozdział a teraz idę zacząć od początku :D
OdpowiedzUsuń