niedziela, 30 listopada 2014

10. Uptown Funk



______________________________________


„I nawet najgłupsze rzeczy, kiedy jesteś zakochany, zapamiętujesz jak coś najpiękniejszego. Bo ich prostoty nie da się porównać z niczym innym.”

Adam

Leżałem na łóżku i tępo wpatrywałem się w sufit. Ręce miałem zaplecione za głową, nogi nałożone na siebie, a w tle leciała piosenka Marka Ronson’ a i Bruno Marsa, która ostatnio cały czas chodzi mi po głowie. Zegarek na ścianie wskazywał godzinę dziewiątą pięćdziesiąt osiem, a mój telefon nadal dzwonił. Nie miałem zamiaru odbierać i wysłuchiwać wrzasków Ness przed dziesiątą, ponieważ dobrze wie, że zawsze wstaję o tej samej porze – to mój poranny rytuał, a jeśli bym go zaburzył wszystko by szlag trafił, a mój idealny system dnia wcale nie byłby już taki idealny.
Równo o godzinie dziesiątej usłyszałem pikanie budzika. Żwawo poderwałem się z łóżka i złapałem za komórkę, na której miałem sześć nie odebranych połączeń oraz dziesięć wiadomości od Ness, w których prosiła o szybką reakcję z mojej strony. Wybrałem kontakt blondynki, a ona odebrała niemalże od razu.
-No nareszcie. – Westchnęła poirytowana. – Co było tak ważne, że nie mogłeś odebrać? – Przewróciłem oczami na jej słowa.
Czasem była gorsza od naszej matki. Mogła się zapierać, że w najmniejszym calu nie przypomina naszej rodzicielki, ale była do niej naprawdę podobna pod względem charakteru – Nessela na pierwszy rzut oka wydaje się być uroczą, kruchą oraz nieśmiałą nastolatką i tak jest, ale potrafi być równie zaborcza, zdeterminowana oraz bezwzględna jak mama. Jej zachowanie przejawiało się najczęściej w jej obecnych kontaktach z Louisem – za żadne skarby nie chciała go oglądać, ponieważ była święcie przekonana, że znalazł sobie nową dziewczyną, po za tym nie chce mącić w jego życiu. Mówiła też, że nie ma zamiaru obarczać go opieką nad Darcey – z tego co mi wiadomo nie zapowiada się również, żeby miała mu o tym wspomnieć.
-Nessiu...– Udałem ziewnięcie, żeby tylko mi uwierzyła. Moja siostrzyczka jest strasznie łatwowierna i szybko łapie każdą ściemę, którą jej ktokolwiek wciska. – Spałem, wczoraj pracowałem do późna.
-Och. – Z jej ust wydobyło się kolejne westchnięcie, jednakże to było inne od poprzedniego. Teraz było jej wstyd za to chłodne powitanie. –Przepraszam, Adaś. Chciałam zapytać, czy poszedłbyś ze mną na siłownię? – Uniosłem brwi.
To głupie, że mama każe jej schudnąć pięć kilogramów do mistrzostw w łyżwiarstwie figurowym. Ness już w tym momencie przypomina wyglądem anorektyczkę, dlatego też karmię ją naleśnikami z czekoladą; a gdy straci jeszcze na wadze zostanie z niej sama skóra i kości. Obie będą żałować tej bezmyślnej decyzji, gdy coś złego się wydarzy. Matka zapewne dopiero, gdy Ness wyląduje w szpitalu dojrzy, jaka jest nieodpowiedzialna oraz jej przekładanie pracy nad zdrowie własnego dziecka było ważniejsze, a moja siostra przejrzy na oczy, kiedy zobaczy Darcey nad łóżkiem szpitalnym z tym smutkiem w oczach. Miejmy nadzieję, że D nie wda się w swoją mamę i babcię – Broń Boże! Chociaż… Nazwisko Donavan do czegoś zobowiązuje – Darcey zapewne pójdzie w ślady Ness i również będzie praktykowała jazdę na łyżwach. Biedne dziecko…
-Sama nie możesz iść? Nessiu mam dużo pracy, za miesiąc mam wystawę. – Odruchowo spojrzałem na kalendarz z zaznaczoną datą, który wisiał nad moim biurkiem.
Do wydarzenia, które zaważy na mojej przyszłości. Już od roku pracowałem nad otwarciem muzeum sztuki nowoczesnej w Londynie. Często wyjeżdżałem z Mediolanu, aby załatwiać różnego typu pozwolenia, umowy oraz formalności, a dokładnie za miesiąc ma nastąpić oficjalne otwarcie Art Museum imienia Darcey, w którym wystawione zostaną nie tylko moje, ale równiej dzieła mojej chrześnicy oraz dzieci z pobliskich przedszkoli oraz szkół. Mój projekt ma na celu skupienie młodych artystów, którzy pragną się rozwijać, a ich budżet domowy im na to nie pozwala.
Moja rodzina nie ma bladego pojęcia o mim przedsięwzięciu. Myślą, że to kolejna nudna wystawa, której Adaś poświęcił masę czasu, którą mógł inaczej sobie zorganizować - chociażby pomóc ojcu w pracy, Ness w opiece nad dzieckiem lub mamie na lodowisku. Nie jestem pewien czym obarczyłaby mnie moja rodzicielka, ale jestem święcie przekonany, że na pewno by coś wymyśliła i na pewno nie spodobałby mi się jej pomysł.
Chcę w życiu robić coś więcej niż tylko tworzyć, chcę dać tym dzieciakom inny pogląd na świat, który sami mogą wykreować. Chcę im pokazać, że nie tylko sport czy nauka są w życiu priorytetami, ponieważ jest jeszcze sztuka, dzięki której mogą wyrażać siebie.
Nie jestem zbytnio bystry, nie potrafię jeździć na łyżwach tak perfekcyjnie jak Ness, nie kręci mnie sport, nie mam zdolności przywódczych jak moja mama, a już na pewno nie mam takich możliwości jak ojciec, który nie mam pojęcia czym dokładnie się zajmuje – wiem jedynie, że jest w czołówce światowych przedsiębiorców, a jego firma jest coraz wyżej w globalnym rankingu. Jedyne co potrafię to tworzyć. Od dziecka mnie to interesowało i często miałem z tego powodu niezłe kłopoty, jednak nigdy się nie poddałem – wytrwale trzymałem się swoich marzeń mimo, iż czasem było ciężko dostałem się na uniwerek, gdzie już po kilku miesiącach znudziło mi się wysłuchiwanie bredni jaki to Leonardo da Vinci był genialny w całej swojej okazałości. Okay, zgodzę się – facet był mistrzem w swoim fachu, a jego dzieła są dziedzictwem kultury, ale bądźmy szczerzy dzieciaki już powoli mają tego dość. Chcą czegoś nowego, czegoś… Co ich pochłonie i nakieruje na właściwy tor. Potrzebują przewodnika, który poprowadzi ich przez świat i pokaże co jest dobre, a co niezupełnie. Kogoś, kto dotrze do nich oraz komu zaufają w sprawach ważnych jak na przykład prześladowanie ze względu na rzeczy błahe jak kolor skóry czy stan majątkowy – bądźmy szczerzy, każdy na początku był nikim, ale Eminem wybił się wśród czarnoskórych raperów dopiął swojego i pokazał, że biały też potrafi, a teraz jest jednym z najlepszych- jak samookaleczenia się oraz nieakceptowanie siebie. Muszą uwierzyć, że nikt nie jest idealny i nawet najlepsi mają swoje odchyły i popełniając błędy. Nikt nie jest idealny i nikt nigdy nie będzie, a ludzie muszą to w końcu pojąć, a nie podążać za resztą jak stado baranów.
-Masz rację. – Mógłbym przysiąc, że teraz spuściła głowę zrezygnowana. – Nie mogę cały czas wymagać, żebyś się skupiał na mnie i Darcey, przecież masz własne życie… Kończę Adaś, zgadamy się…
-Ness, zaczekaj. – Przekląłem w duchu swoją uległość. Nie potrafię jej odmówić, nawet jeśli bym chciał. Ona po prostu nie widzi jak doskonale potrafi manipulować ludźmi, aby robili wszystko czego od niech oczekuje. –Pójdę z tobą na tą siłownię.
-Nie, masz swoje sprawy na głowie. Nie chcę cię odciągać od pracy, przecież mogę pójść sama.
-Będę za pół godziny. – Nie czekałem na żaden sprzeciw z jej strony, dlatego się rozłączyłem. Pewnie przez dobre pięć minut prawiłaby mi morały, że mam się skupić na sobie, a nie na innych. Wmawiałaby mi, iż powinienem chociaż raz spróbować być egoistą, a nie ulegać każdemu w tak łatwy sposób.
Wyjąłem z szafy ubrania, z którymi poszedłem do łazienki, gdzie doprowadziłem się do stanu użytkowego. Umyłem zęby i przeczesałem dłonią włosy, a potem wróciłem do sypialni. Spakowałem do torby sportowej jeansy, białą koszulkę oraz czyste bokserki, po czym zbiegłem na dół. Wciągnąłem na ramiona skórzaną kurtkę, a na nogi Jordany i skierowałem się do garażu, gdzie było zaparkowane moje auto. Otworzyłem bramę, którą zaraz po wyjechaniu zamknąłem. Włączyłem alarm, a następnie pojechałem pod blok mieszkaniowy, w którym zamieszkiwała ta podła manipulantka zwana inaczej moją siostrą.
Wbiegłem po schodach po drodze mijając panią Charlotte, której pomogłem wnieść zakupy. Po odłożeniu toreb na stole w domu starszej pani, poszedłem do Donavan. Kulturalnie zapukałem, a drzwi otworzyła mi Ness ubrana w czarne spodnie z dresu oraz sportowy stanik. W dłoni trzymała niebieską bokserkę, a jej adidasy były rozwiązane.
-Mówiłam, żebyś nie przyjeżdżał. – Oznajmiła z wyrzutem i skrzyżowała ręce na piersi. – Poradzę sobie sama.
-Nie marudź, tylko chodź. – Wywróciłem oczami, a blondynka według mojego polecenia złapała za swoja torbę, którą przejąłem i dokończyła ubieranie się. Nałożyła swój płaszczyk, który kupiła rok temu na wycieczce w Rzymie, a potem zamknęła mieszkanie. Bez słowa wyszliśmy z klatki schodowej i skierowaliśmy się do mojego auta. Wrzuciłem jej torbę obok swojej na tylnie siedzenie, po czym zająłem miejsce kierowcy i odpaliłem silnik. Jechałem normalnym tempem, jednakże nie odpowiadała mi ta cisza ze strony Ness. – Dobra! –Uderzyłem dłońmi w kierownicę, zwracając tym samym uwagę siostry. – Nie zniosę dłużej tej grobowej atmosfery. Mów, o co chodzi? – Dziewiętnastolatka westchnęła głęboko i oparła głowę o zagłówek.
-Czy to nie dziwne, że wszystko zaczęło się ot tak układać? –Czy to mają być jakieś żarty? A może to jakiś test na zrozumienie kobiet? Dlaczego baby zawsze muszą doszukiwać się drugiego dna, gdy coś poszło im zadziwiająco łatwo. Powinny się cieszyć, skakać z radości, a nie główkować nad tym, co jest tego przyczyną.
-Nie? – Zapytałem powoli, na co skarciła mnie lodowatym spojrzeniem. –Tak! – Dodałem pewniej, ale spotkałem się z wywróceniem oczami. –Nie wiem. – Powiedziałem w końcu całkowicie zbity z tropu. O co jej do cholery chodzi?!
-Adaś, mówię poważnie. Nie sądzisz, że to zbyt… To przypomina sen, a ja boję się, że zaraz się obudzę, a moje studia okażą się tylko głupim marzeniem sennym i znów zacznę się nad sobą użalać, bo przecież jestem w tym najlepsza. – Przewróciłem teatralnie oczami. Czasami to jej nie rozumiem mimo, że znam od niemowlęcia.
-Ness, przestań się bawić w Sherlocka Holmesa i ciesz się tym, że dostałaś się na uniwerek.
-Masz rację, przecież zapracowałam na to sama. – Oznajmiła pewniej. – Ale…- No, nie! Ty, tam u góry! Dobrze się bawisz, patrząc jak ta małpa zadręcza mnie swoją kryminalną dedukcją!? Ech, to popieprzone. – Wiesz…
-Nie chcę wiedzieć, Nessiu. Dostałaś się, a mnie to wystarcza. – Przekręciłem kluczyk w stacyjce i wysiadłem. Zabrałem nasze torby, a gdy blondyna wysiadła – zamknąłem moje cudeńko.
Weszliśmy do siłowni oraz wykupiliśmy karnet, dzięki któremu mogliśmy korzystać ze wszystkich sprzętów. Zaczęliśmy od bieżni – cholernie nienawidzę biegać, ponieważ szybko się męczę. Nienawidzę sportu, a Ness powinna mi bić pokłony, że dla niej zmuszam się do ćwiczeń. Kiedyś wygarnę wszystko mojej matce, bo to wszystko przez nią. Nie lubię się pocić, chyba że jest to pot wylany przy tworzeniu sztuki lub po prostu przy seksie – tylko taki rodzaj ćwiczeń preferuję. Po dwudziestu minutach ciągłego truchtu przerzuciliśmy się na rowerki – kolejna rzecz, którą gardzę. Po jakiego mam się zasapać na tym ustrojstwie, skoro mam samochód, na który lecą wszystkie laski? Minęło następnie dwadzieścia minut, a ja poszedłem poćwiczyć mięśnie brzucha. Jakiś gość, który dźwigał sztangę mnie ubezpieczał – co oczywiście było zbędne, ale jak to sam określił moja dziewczyna jest boska, ale kiedy powiedziałem, że to moja młodsza siostrzyczka od razu się napalił, bo chciał dostać jej numer. Zrobiłbym wszystko, żeby się odwalił, albo chociaż zamknął, dlatego zgodziłem się, żeby mnie asekurował – dotrzymam też obietnicy z numerem od Ness, ponieważ nosi trzydzieści siedem, ale jeśli chce coś więcej to mogę sprzedać mu solidnego kopa w przyrodzenie z numerem czterdzieści trzy.
Po trzech godzinach bezsensownego wylewania siódmych potów opadałem z sił, ale kiedy Donavan zgodziła się wrócić już do domu, ponieważ musiała odebrać Darcey z przedszkola – byłem wniebowzięty, a moja energia wróciła podwojona.
~***~
Szliśmy z Darcey oraz jej chłopakiem przez park. Trzylatki biegły przed nami i rzucały się liściami, a my rozmawialiśmy nad tym, jak podzielić się opieką nad D, gdy Nessia zacznie studia. Nasza konferencja została jednak przerwana przez mój telefon, dlatego wyjąłem czarnego Iphone’ a z kieszeni jeansów. Na ekranie widniało zdjęcie uroczej brunetki, która ślicznie się uśmiechała ukazując niewielkie dołeczki w policzkach. Na samą myśl o Marisie moje serce przyśpieszało pracy, a mi odechciewało się wyrywanie lasek w klubach czy chociażby parku… Gdziekolwiek.
Naprawdę ją polubiłem, a może nawet coś więcej, jednak na razie nie chciałem się angażować w jakikolwiek związek, zważając na moje przedsięwzięcie. Najzwyczajniej w świecie nie miałem na to czasu i nie zanosiło się, żeby przez najbliższy miesiąc uległo to zmianie.
-Co tam, Piękna? – Rzuciłem od razu po naciśnięciu zielonej słuchawki, a odpowiedział mi chichot.
-Adam, przestań. – Westchnęła radosna.
Mogła udawać ile tylko chciała, ale ja wiedziałem, że to jej schlebia. Miała świadomość, że jest ładna, ale każda dziewczyna jest zadowolona, kiedy facet powie, że jest śliczna - to taki trik, żeby przyciągnąć do siebie panienkę. Żeby skłonić ją, do zaufania nam i pozwolenia na coś więcej niż tylko przytulenie, jak całus lub po prostu seks.
-Możemy się dziś spotkać? – Nie wierzę… Kolejna zaczyna. Wiem, że jestem ósmym cudem świata i laski legną do mnie niczym ćmy do światła, ale ja mam pracę!
-Pewnie, możemy skoczyć do kina. O której mam po ciebie przyjechać?
-Ósma ci pasuje?
-Jasne.
 -Paa, Adam.
-Trzymaj się, Piękna. – Rozłączyłem się i chciałem podbiec do Ness, która stała przed placem zabaw, jednak zrezygnowałem z tego w chwili, kiedy zobaczyłem, że rozmawia z Tomlinsonem. Nie chciałem im przerywać, ponieważ wiedziałem, że muszą sobie wszystko wyjaśnić. Ona mu to zniknięcie oraz jego przyczynę.
Wyglądali razem naprawdę pięknie. Byli dla siebie stworzeni i wiedział o tym każdy, kto ich tylko zobaczył. Oboje byli swoimi przeciwieństwami, ale też się dopełniali. Ness była całkowitą wariatką, w przeciwieństwie do Louisa, który znacznie częściej potrafił nad sobą zapanować. Mogłem z czystym sumieniem powiedzieć, że w ich związku to on był tym normalnym, bo moja siostra… Nessia po porostu nie umiała ze spokojem patrzeć jak te wszystkie laski śliniły się na widok Louisa, który zwyciężał w każdym z nielegalnych wyścigów – to była kolejna różnica między nimi: on się ścigał za pieniądze i brał udział w ulicznych bójkach, a ona łyżwiarka figurowa, która jest ulubienicą tatusia, czego za żadne skarby nie potrafię pojąć, ponieważ to ja jestem pierworodnym ojca, to ja jestem jego Adasiem, którego powinien kochać najbardziej, a nie Ness, której cały czas daje jakieś prezenty.
Nie jestem zazdrosny, ja po prostu nie rozumiem mojego stwórcy. Jak on może być takim egoistą i zwracać uwagę tylko na swoją córunię od siedmiu boleści?! To podłe, ale na całe szczęście moja mama traktuje mnie lepiej i to ja jestem jej ulubieńcem. Niech sobie Ness będzie księżniczką tatusia, ale to ja jestem i zawsze będę  synkiem mamusi i ona mi tego nie odbierze – ją mama zawsze będzie krytykować i wymagać od niej więcej, a ja będę idealny.
Nagle ich wzrok powędrował na mnie, co całkowicie zbiło mnie z tropu. O co im do cholery chodzi? Udając dobrą minę do złej gry, uśmiechnąłem się i pomachałem im. Chociaż dzieliła nas dość spora odległość wiedziałem, że Ness wierci mi dziurę w głowie, jedynie Tomlinson mi odmachał. Szatyn wsunął ręce do kieszeni, a potem odszedł kopiąc kamyk. Podbiegłem do siostry, która spanikowana zagryzała wargę.
-Co powiedział? – Nie odpowiedziała, tylko dalej uparcie wpatrywała się w oddalającą sylwetkę dwudziestojednolatka .- Okay, może inaczej, co ty mu powiedziałaś?
-Że Darcey to twoja córka… 
_______________________________________
Heej, dziś mam dla was rozdział z perspektywy Adasia - matko, jak ja go uwielbiam... Jest taki pozytywnie porąbany...
Jako, że od poniedziałku zaczynam praktyki i w domku będę jednak duuuuużo wcześniej (bo o 13 kończę + godzina na dojazd =14.30 *.*) - tak, tak kocham swoje życie - powstanie blog o Ashtonie z 5SOS, jednakże jeszcze nie zadecydowałam jaka będzie fabuła -.- 
Dlatego proszę daje mi czas do mikołaja, a już 6 grudnia pojawi się notka oraz fabuła nowego bloga. 
Przypominam, że możecie zadawać pytania bohaterom w odpowiedniej zakładce, jak również zapraszam do zapoznania się z zakładką KONKURS!! 
Oo, jeszcze chciałam podziękować za wasze komentarze oraz wzrastającą liczbę obserwujących i za nominację do LA, którą dostałam od Patrycji Tomlinson. Jesteście kochani.  
To tyle na dziś, do za tydzień.
Buźka, miśki ;** 

niedziela, 23 listopada 2014

9. You Found Me



"ZANIM ZACZNIESZ CZYTAĆ"
Na dole zamieszona jest ważna informacja, dlatego proszę o przeczytanie jej.
__________________________________________



„Nie szukaj ideału, bo ideałów nie ma. Znajdź kogoś, kto zdenerwuje Cię jak nikt inny. Kogoś, czyj dotyk sprawi, że odlecisz do innego świata. Kogoś, przy kim nie będziesz chciała nikogo udawać.”


Ness


Od mojego pocałunku z Jeremy’ m minęło siedem dni. Przez równy tydzień nie odzywaliśmy się do siebie, ponieważ odcięłam się od świata - wyłączyłam komórkę i wszystkie portale społecznościowe, na których byłam zalogowana. Czas ten poświęcałam głównie na naukę matematyki z moim nowym korepetytorem, którego załatwił mi tata.
Andy jest w wieku Louisa i jest bardzo przystojnym brunetem o brązowych oczach, które potrafią przejrzeć cię na wskroś. To sympatyczny, przyjacielski, uczynny, mądry i zabawny facet, który jest dobrym kolegą Adama. Jest studentem na Oxfordzie i jest geniuszem matematycznym. To naprawdę świetny i zaufany przyjaciel, który mnie wspierał, zachęcał do cięższej pracy oraz wierzył w moje możliwości - umocnił moją pewność siebie w tym kierunku, dlatego teraz wiem, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.
Czekałam zdenerwowana przed gabinetem szkoły, w której podeszłam do egzaminu maturalnego z przeklętej matematyki. Ręce mi się trzęsły, a sama z tego całego stresu chodziłam w tę i we w tę. Za kilka minut mieli ogłosić wynik, a ja nie mogłam usiedzieć w miejscu. Razem ze mną na korytarzu czekało jeszcze dwóch nastolatków - obaj mieli na sobie garnitury oraz full capy. Dlaczego muszą być tak bardzo pociągający? Mężczyźni szeptali między sobą, aż w końcu czarnowłosy podszedł do mnie.
-Cześć - uśmiechnął się promiennie, a ja nie mogłam się powstrzymać od odwzajemnienia tego gestu.
-Heej, stało się coś? - Uniosłam lekko brwi ku górze.
-Co powiesz na kawę?
-Przepraszam, ale nie mogę…
-Daj mi dwie minuty, okay? - Wskazał na mnie palcem i szybko wybiegł z budynku. Spojrzałam zdezorientowana na jego przyjaciela, który z cwanym uśmieszkiem wzruszył ramionami. Co oni, do cholery knują?
Nie minęło nawet pięć minut, a brunet wrócił cały zadyszany. Wręczył mi jeden z papierowych kubeczków, który potem stuknął swoim i upił łyka.
-Mhm, dziękuję. - To była najlepsza kawa, jaką do tej pory piłam.
-Zawsze do usług. - Przyłożył dwa palce do skroni salutując mi z tym uwodzicielskim uśmiechem.
Drzwi się otworzyły, a wyszła przez nie kobieta po czterdziestce z bordową podkładką. Zlustrowała cała naszą trójkę spod okularów, a następnie głośno odchrząknęła.
-George Hood siedemdziesiąt pięć procent…
-Och, yeah! - Blondyn wyskoczył wysoko niczym rasowy szympans chcący sięgnąć po banana. Zachichotałam na ten przezabawny widok.
-Proszę o ciszę, panie Hood - warknęła członkini komisji. – Gabriel Wilson osiemdziesiąt dziewięć przecinek dziewięć procent. - Mój anioł przynoszący najlepsze kawy na świecie tylko się uśmiechnął. Pokiwałam głową z niedowierzania na boki, to nie możliwe jaka pewność siebie od niego bije. - Nessela Donavan... - Moje serce przyśpieszyło pracy, aż bałam się że wyskoczy mi z piersi. - Dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procenta. - Wyszczerzyłam oczy, a moja szczęka rozdziawiła się w nieludzki sposób. Czy ona właśnie powiedziała, że zabrakło mi jednej setnej do maksymalnej liczby punktów?
-Nie żartuje pani?
-Nie mam w zwyczaju żartować - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Wręczyła nam dokumenty potwierdzające nasz poziom, po czym odwróciła się i trzasnęła drzwiami.
-Gratuluję. - Cała w skowronkach rzuciłam się w ramiona Gabe’ a, który lekko zdziwiony odwzajemnił uścisk. To był impuls, w normalnych okolicznościach bym tego nie zrobiła.
Byłam taka szczęśliwa i dumna z siebie. Teraz mogłam pójść na moje wymarzone studia i nic nie stawało mi na drodze. Dokonałam tego sama, samiuteńka. Spięłam się oraz przyłożyłam do nauki, aż w końcu osiągnęłam zamierzony cel, który był jedyną przeszkodą do dostania się na uczelnię.
-Ness? - Odskoczyłam od bruneta niczym poparzona, po czym spojrzałam na osobę, która wypowiedziała zdrobnienie mojego imienia. Przede mną stał zdezorientowany… Zayn. Prawdą jest fakt, że nie za bardzo się lubimy. Chociaż w sumie chodzi o to, że nigdy nie mieliśmy przyjemność normalnie porozmawiać, bo przecież wzajemne powiedzenie sobie cześć nie zalicza się do konferencji między dwójką cywilizowanych ludzi. - Kto to? - warknął w kierunku Wilsona, mordując mnie przy okazji spojrzeniem. - Louis się wkurwi - wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Wkurwi? - Uniosłam zdziwiona brwi, a on jedynie przytaknął chcąc utwierdzić mnie w przekonaniu, że popełniłam niewyobrażalny błąd i powinno mi być z tego powodu niezwykle wstyd. - Dlatego, że wyszłam na prostą i rozmawiam z innymi facetami?
-Między innymi. - Prychnęłam na jego słowa.
-Mam prawo ułożyć sobie życie, a on nie powinien się wtrącać. - Wzruszyłam ramionami. - Tak właściwie to, co tutaj robisz? Myślałam, że skoczyłeś szkołę. - Wywrócił teatralnie oczami, a potem złapał mnie za bark i prowadził w kierunku ławki, na której usiedliśmy.
-Chodzi o to, że…
-Zayn! - Skrzywiłam się na sam dźwięk tego przeraźliwego pisku, co uczynił również mulat. Po chwili przed nami stała pulchna okularnica ubrana w stylu ciotki Trudy. - Jesteś! - Myślałam, że bardziej skrzekliwej tonacji nie potrafi wyciągnąć, ale się pomyliłam. Moje uszy cierpiały niewiarygodne katusze, ponieważ Malik znalazł sobie jakąś małolatę do pieprzenia.
-Stacy…
-Sharon - poprawiła go, ale on tylko wywrócił kolejny raz oczami.
-Cokolwiek - Machnął ręką. - Przyszedłem zapytać jak się mają sprawy z twoim ojcem. Załatwił to, o co prosiliśmy? - Zmarszczyłam brwi. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że ani trochę nie interesuje mnie, o czym właściwie rozmawiają. Byłam taka ciekawa, że nawet nie spostrzegłam, kiedy zawzięcie przyglądałam się tej brunetce.
-Próbował, jednak nie potrafił złapać tego kontaktu.
-Ja pierdolę... - Zakrył sobie twarz dłonią. - Jak można być, aż tak niekompetentnym? - Spojrzał na mnie. - Ness, możesz mi to wytłumaczyć, dlaczego ludzie są tacy głupi i nie potrafią wykonać prostego polecenia?
-Nie wiem, Zayn - mruknęłam, spuszczając głowę. Nie chciałam wiedzieć, co tym razem wymyślili razem z Louisem, Liamem i resztą tej zgrai. Teraz jestem poważną kobietą, która nie pakuje się w kłopoty, właściwie to jestem przyszłą panią adwokat, która musi jedynie zanieść wynik matury do University College London i czekać na potwierdzenie pozytywnego rozpatrzenia mojego podania.
-Stacy…
-Jestem Sharon - jęknęła błagalnie.
Była żałosna. Naprawdę, była taką desperatką, która za wszelką cenę starała się zatrzymać mężczyznę przy sobie, że była w stanie zrobić dla niego wszystko, a jedyną rzeczą, której oczekiwała w zamian było tylko pamiętanie jej imienia. Była również głupia myśląc, że Malik zrobi dla niej chociaż tak malutką przysługę - to było widoczne na pierwszy rzut oka, że była jego zabawką z przymusu, że męczyło go użeranie się z tą nastolatką i najchętniej już teraz by ją spławił, jednak nie mógł, ponieważ ich plan mógłby nie wypalić.
-Kurwa, nieważne - warknął na tyle głośno, że przestraszona podskoczyłam w miejscu. - Jebie mnie jak masz na imię, możesz być Stacy, Kelly i chociażby pieprzoną Savanną, ale ja i tak będę miał na to wyjebane i mówił jak chcę. Wiesz dlaczego? - Ze smutkiem oraz gromadzącymi się łzami w oczach pokręciła przecząco głową. - Bo jesteś tylko i wyłącznie jedną z wielu moich zabawek, a ja nie liczę się z twoimi uczuciami.
-Mówiłeś, że… - Pociągnęła nosem, a mi zrobiło się jej szkoda. –Wczoraj, gdy się kochaliśmy… Mówiłeś, że mnie lubisz. - Starała się za wszelką cenę być twarda, jednak wychodziło jej to marnie.
-Boże, dziewczyno, jestem facetem - jęknął błagalnie, chcą żeby w ten sposób to do niej dotarło. - Zrobię wszystko, żeby laska wskoczyła mi do łóżka. Nie moja wina, że jesteś taka głupia. Ness, chodź idziemy coś zjeść. - Wstał i złapał za mój nadgarstek, który pociągnął ustawiając mnie tym samym do pionu.
-Zayn, ale ja cię kocham. - Dziewczyna rozpłakała się niczym bóbr.
Byłam cholernie ciekawa, jaka będzie reakcja przyjaciela Louisa, który pewnie nigdy nie spotkał się z taką sytuacją. Nigdy nie widział łez dziecka, na którego uczuciach zagrał. Mulat westchnął i odwrócił się.
-Słuchaj… - Położył dłoń na jej barku. -To nie tak, że cię nie lubię czy coś, ale… - O Boże, tylko niech nie mówi, tego durnego tekstu, którym spławia każdą przy okazji doprowadzając ją  do strasznych kompleksów. -Jestem wegetarianinem i odstawiam pasztety. - Prychnęłam kpiąco na tą żałosną wymówkę.
Jak ten człowiek może codziennie patrzeć w lustro wiedząc, że wcześniejszego dnia wyrządził krzywdę co najmniej trzem dziewczynom tak tandetnym tekstem?
-Ness, możemy? - Wskazał dłonią w stronę wyjścia, a ja jedynie potrząsnęłam kilka razy głową w górę i w dół.
Szliśmy w stronę parkingu, ponieważ to tam było zaparkowane auto Malika. Ten cholerny szpaner woził się czarnym lamborghini carbon i to właśnie też za sprawą tego oto samochodu wyrywał te wszystkie dziewczyny, które były w stanie zrobić dla niego wszystko - nawet obciągnąć bezdomnemu, ponieważ nie miały dla siebie szacunku.
Mężczyzna otworzył mi drzwi, a gdy wsiadłam - zamknął je. Obszedł pojazd i zajął miejsce kierowcy, po czy przekręcił klucz w stacyjce uruchomiając silnik, a następnie odjeżdżając z piskiem opon. Jechaliśmy w absolutnej ciszy, ponieważ żadne z nas nie miało najmniejszej ochoty na rozmowę z tym drugim. Zachowywałam spokój mimo, iż na usta cisnęło mi się wiele obelg pod adresem Zayna, który potraktował tą dziewczynę jak dziwkę. Ona mogła mieś góra z siedemnaście lat, nie wiedziała, na co się pisze wskakując do łóżka Malika, nie miała bladego pojęcia, jakim on jest dupkiem. Chciałam na niego nakrzyczeć, naprawdę miałam na to ogromną ochotę. Pragnęłam zrobić mu taką wielką awanturę na temat tego, jak powinno traktować się kobiety, żeby to w końcu do niego dotarło i dało sporo do myślenia. Żeby już nikogo w przyszłości nie potraktował jak gówna, aby nauczył się szacunku…, ale zachowałam to dla siebie, tylko w głowie miałam rozrysowany obraz tego kazania oraz wyobrażenia o tym, jak to wpłynie na Malika. Przecież to oczywiste, że by się tym nie przejąć i mnie wyśmiał. Pewnie powiedziałby, że jestem naiwna i głupia, bo Louis zrobił ze mną to samo - oczywiście nie spławił mnie tak przereklamowanym tekstem, jakimi szasta Zayn na prawo i lewo, ale zapewne chciał, żebym cierpiała katusze.
-Co chcesz zjeść? - Z zadumy wyrwał mnie lekko zachrypnięty głos mulata, który szybko odchrząknął. - Nie wiem, pizza, cheeseburger może frytki? - wymieniał po kolei, ale dalej skupiając swoją uwagę na drodze i łamaniu wszystkich możliwych przepisów.
-Możesz najpierw pojechać do University College London? Muszę zawieść papiery. - Mężczyzna jedynie przytaknął i gwałtownie skręcił, wciskając jeszcze bardziej pedał gazu - ku mojemu zdziwieniu było to jeszcze możliwe.
Pod budynkiem uczelni byliśmy po niespełna dziesięciu minutach. Wysiadłam z auta, a Zayn za mną. Zamknął samochód, a później na równi weszliśmy do środka uczelni. Zmierzaliśmy do gabinetu rektora, z którym rozmawiałam kilka dni po przyjeździe do Londynu o mojej edukacji tutaj. Kulturalnie zapukałam i chciałam poczekać na pozwolenie, jednak mój towarzysz był strasznie niecierpliwy i bez najmniejszego namysłu nacisnął klamkę wchodząc do środka. Szybko ruszyłam za nim zamykając brązowe drzwi.
-Czego chcesz? - warknął podstarzały facecik w garniturze wstając naprzeciwko mulata i opierając dłonie na blacie swojego renesansowego biurka. - Próbowałem, ale nie potrafiłem się z nią skontaktować - zaczął się tłumaczyć.
Czułam się jakbym pomyliła pokoje i weszła do złego pomieszczenia. To znaczy byłam tutaj, oni też tylko, że rozmowa dotyczyła nieznanego mi tematu i czułam się dziwnie.
-Nie wiem, o czym pan mówi. - Wzruszył ramionami Zayn. - Przywiozłem tylko Ness. - Niepewnie wyszłam zza jego pleców i wystawiłam dłoń z teczką w kierunku rektora.
-Pani Donavan, tak? - Niepewnie przytaknęłam. - Wystąpiła pomyłka. - Zmarszczyłam brwi. Jaka pomyłka, o czym ten człowiek do mnie mówi? - Zwykłe nieporozumienie, dostała się pani już na początku, jednakże moja sekretarka popełniła błąd.
Wściekłość, jaka się teraz we mnie wzbierała przekraczała moje najśmielsze oczekiwania. Mogłabym się teraz na niego rzucić, wskoczyć na jego biurko i rozkopać wszystkie papiery oraz ten tandetny kubek z logo uniwersytetu, w którym miał zaparzoną kawę. Przez tego człowieka i jego niekompetentną asystentkę spędziłam całe dwa tygodnie na zamartwianiu i użalaniu się nad sobą oraz nauką, która poszła na marne. Nie poświęciłam wystarczającego czasu mojemu dziecku, któremu obiecałam, że nigdy nie będę zaniedbywać.
-Pomyłka?! - prychnęłam, ledwo panując nad emocjami. - Pomyłka! - parsknęłam, a on przytaknął. -Przez tą „pomyłkę” starałam się zrobić wszystko, żeby dostać się do tej, pieprzonej uczelni! Przez bity tydzień uczyłam się dniem i nocą, aby jeszcze raz przystąpić do matury i zdać ją na dziewięćdziesiąt dziewięć i dziewięć procent, a pan mi mówi, że to zwykły błąd w komputerze?! To szczyt niekompetencji i brak doświadczenia z waszej strony!
-Rozumiem pani zawód, jednakże będę zaszczycony, gdyby pani zdecydowała się podjąć naukę w University College London.
-Mhm - mruknęłam. - Będzie mi bardzo miło - uśmiechnęłam się lekko w jego stronę, co odwzajemnił. - Chodź, Zayn. - Mulat z chytrym uśmieszkiem otworzył drzwi i puścił mnie przodem. Wyszliśmy z budynku i znów wsiedliśmy do samochodu, którym pojechaliśmy do jednej z kawiarni.
Zajęliśmy jeden ze stolików wewnątrz lokalu, a po chwili podeszła do nas kelnerka, którą okazała się być Marisa. Dziewczyna miała na sobie biało żółty uniform z plakietką, a jej włosy były splecione w niedbałego koczka, z którego pojedyncze kosmyki opadały ja jej policzki i wystawały na wszystkie strony.
-Cześć Ness, co dla was? - uśmiechnęła się promiennie i wyjęła notesik z kieszonki fartuszka, aby zapisać nasze zamówienie.
-Naleśniki i sok pomarańczowy, Piękna. - Brunetka wywróciła oczami na słowa Malika, a po zapisaniu naszego zlecenia odeszła. - Kto to? - zwrócił się do mnie, ale gdy nie otrzymał odpowiedzi szybko dodał: - Chcę ją. - Powtórzyłam czynność Parker z oczami i rozpięłam płaszczyk, ponieważ w pomieszczeniu było ciepło.
-To dziewczyna mojego brata - mruknęłam zażenowana. Mógłby się pohamować ze swoją chcicą na seks oraz dopisywanie kolejnych nazwisk do swojej listy „Zaliczonych i porzuconych”. - Odpuść ją sobie.
-Dobra. - Wzruszył ramionami, a ja ze zdziwienia zmarszczyłam brwi. Czy on się właśnie zgodził?
-Dobra? - Przytaknął. - Dlaczego?
-Ponieważ cię lubię, Ness. - Uniosłam brwi. Ten człowiek nie przestaje mnie zadziwiać. - Jesteś byłą dziewczyną mojego przyjaciela i mimo, że nie mieliśmy jeszcze przyjemności porozmawiać na spokojnie, to jesteś jedyną laską poza Dani oczywiście, którą szanuję i z której zdaniem się liczę - uśmiechnął się szczerze w moim kierunku, co odwzajemniłam.
To naprawdę dziwne, ale również miłe, ponieważ zawsze myślałam, iż Malik jest człowiekiem pozbawionym jakichkolwiek uczuć, wręcz z wyłączoną zdolnością empatii, a jednak pomyliłam się, bo potrafił normalnie usiąść i porozmawiać na poważne tematy.
-Ale to nie zmienia faktu, że zachowałaś się jak wariatka u Richarda - prychnęłam na tyle głośno, że osoby przy sąsiednim stoliku zwróciły na mnie swoją uwagę.
-Wiesz, jak zniszczyć tak piękną chwilę. - Zaśmiał się, po czym przygryzł dolną wargę.
-Znasz mnie Ness, jestem Zayn i stosuję zasadę czterech Zet - uśmiechnął się jak typowy cwaniaczek i bajerant.
On i ta jego Zasada czterech Zet… To nie wiarygodne jak bardzo jest nieczułym człowiekiem. Cztery Zet, czyli formuła mówiąca, że ten dwudziestojednoletni mężczyzna jest tylko dupkiem w ładnym opakowaniu, któremu mało która dziewczyna potrafi się oprzeć.
Pierwsze Zet mówiło, że kobietę należy zdobyć i rozkochać w sobie, ale w taki sposób, żeby się nie napracować. Generalnie polegało to na tym, żeby jej zaimponować wdając się w bójkę lub po prostu podejść i łapczywie wpić się w jej wargi, nie pozostawiając jej innego wyjścia niż oddanie mu się.
Drugie Zet oznaczało zaliczyć. Musiałeś za wszelką cenę zaciągnąć dziewczynę na stronę i wypieprzyć za wszystkie czasy. Miejsce nie podlegało nawet jakiemukolwiek zastanowieniu. Zayn przeważnie gustował w laskach, które były gotowe dać mu tu i teraz przy wszystkich, więc przeważnie robił to w klubowych toaletach lub w ustronnych miejscach na wyścigach samochodowych, w których razem z Lou brali udział.
Trzecie Zet Zostawić i zranić. Zakazanym było przywiązywać się do dziewczyny i pozwalać jej na przywiązanie po jednej, nic nieznaczącej nocy, która była tylko po to, żeby spełnić swoje potrzeby seksualne.
Ostatnie Zet było tylko formalnością. Zapis, czyli sklasyfikowanie panienki w zeszycie pod odpowiednim kolorem, który oznaczał jej możliwości oraz to, w jakim stopniu zadowoliła Zayna. Kolor czerwony oznaczał  dobrze, niebieski – przeciętnie, czarny – bywało lepiej, zielony – całkiem nieźle, fioletowy – nigdy więcej, a pomarańczowy – na pewno skorzystam znowu.
Zasada czterech Zet, czyli coś bardziej skomplikowanego niż zrozumienie przez faceta kobiecej logiki, bardziej niezrozumiała od kobiecych potrzeb oraz oczekiwać względem mężczyzn. Reguła, która sprawiała, że dziewczyny czuły się paskudnie i traciły do siebie szacunek. I te sześć znienawidzonych kolorów po wykorzystaniu na tobie tej cholernej zasady.
-Nie będę się wypowiadać w tej kwestii, Zayn. - Wzruszył tylko ramionami, a tuż przed jego nosem pojawił się talerz pachnących naleśników oraz szklanka soku. Podziękowaliśmy Marisie, a potem zajęliśmy się jedzeniem. Podczas spożywania placków rozmawialiśmy jak starzy przyjaciele, całkowicie zapominając, że to dopiero pierwsza taka rozmowa między naszą dwójką.
Po półtoragodzinnej konferencji przeplatanej żartami oraz śmiechem, mulat odwiózł mnie do domu rodziców. Pożegnał się całując mnie w policzek , a potem najzwyczajniej w świecie odjechał.
W willi dało się słyszeć głośną muzykę, a ja już wiedziałam czego mogę się spodziewać po przekroczeniu progu.
-Mamuś! - Mała szatynka przytuliła się do moich nóg. - I jak, dostałaś się?
-Tak. - Trzylatka zaczęła głośno piszczeć i skakać, dopóki muzyka nie ucichła i nie dołączył do nas Adaś i tata.
-Darcey, bolą mnie uszy! - krzyczał tym samym tonem mój starszy brat. - Przestań piszczeć i powiedz, o co chodzi? - dokończył, a moja córeczka zamilkła.
-Mamusia, będzie chodziła do szkoły! - Znów wydała z siebie przeuroczy pisk, w którym zawtórował jej Adam. Pokiwałam głową z niedowierzania oraz szerokim uśmiechem na ustach, ponieważ nie mogłam w to uwierzyć.
Adam ma dwadzieścia trzy lata, ale jego umysł przypomina mózg czteroletniego chłopca, który jest nad pobudzony. Nie zmienia to oczywiście faktu, że jest moją ostoją i zawsze chętnie się go radzę w ważnych rozterkach życiowych oraz korzystam z pomocy jaką oferuje w opiece nad dzieckiem.
Muzyka znów wypełniła cały dom, a moja rodzina - prawie cała, ponieważ mama znów przebywała na lodowisku - świętowała mój sukces. Tata otworzył wino, które niegdyś należało do zbiorów królowej Wiktorii Hanowerskiej, a dostał je na czterdzieste urodziny od swojego przyjaciela z Hiszpanii. Nie chciałam, żeby otwierał tak drogi trunek na nic nieznaczącą okazję, ale mój ojciec jest jedną z najbardziej upartych osób na świecie, wyprzedzając tym samym nawet moją matkę.
Alkohol był nieziemsko dobry i pozostawiał po sobie przyjemny smak w ustach. Wypiliśmy po jednej lampce, a później mój rodzic schował butelkę upominając nas, żebyśmy nie wspominali o tym mamie, ponieważ ona nakrzyczałaby na niego wypominając, że nie powinien rozpijać swoich dzieci mimo, iż są już pełnoletnie.
-Nessiu, jutro idziemy na bal dobroczynny. - Przytaknęłam na słowa taty. - Bądźcie z Darcey gotowe na siedemnastą .
-Okay - uśmiechnęłam się.
Od dziecka kochałam te bale, a szczególnie ich klimat. Każdy z gości był ubrany elegancko - kobiety miały bajeczne suknie do samej ziemi, a mężczyźni garnitury. Na tej uroczystości grano zwykle wolne kawałki, jednakże sam fakt, że mogłam wsłuchiwać się w piękną muzykę, która wydobywała się ze skrzypiec, wiolonczeli, harfy oraz innych instrumentów smyczkowych i strunowych był czymś pięknym.
Około godziny dwudziestej pierwszej trzydzieści wróciłyśmy z Darcey taksówką do domu. Szybko się okopałyśmy, a potem wskoczyłyśmy do łóżka, gdzie przeczytałam jej bajkę o Śpiącej Królewnie. Trzylatka szybko zasnęła, czego nie można powiedzieć o mnie. Długo leżałam wpatrywałam się w sufit.
To niewiarygodne, że wszystko zaczęło się układać. Wreszcie zaczyna być dobrze - dostałam się na studia, Louis nie miesza w moim życiu, a Darcey powoli zaczyna się klimatyzować w Londynie. Zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, że Bóg wcale nie jest taki zły jaki mógłby się wydawać i zalecił mnie pod opiekę jakiemuś cholernie dobremu aniołowi stróżowi, a ja jestem mu za to niezmiernie wdzięczna.  
 ___________________________________________
Szczerze? Podoba mi się ten rozdział i jestem z niego zadowolona. Szczególnie urzekła mnie końcówka, ale uważam, że gdy Ness dowie się co takiego zrobił Louis z Zaynem to wścieknie się.
Niezmiernie wam dziękuję za dużą ilość komentarzy oraz wejścia, mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej. 
W zakładce Pytania do bohaterów możecie pytać postaci o co tylko chcecie i jeśli chcecie. 
Sama jestem z siebie dumna, bo to chyba najdłuższy rozdział jak do tej pory. 
Mam dla was jeszcze kilka spraw!! 
1) Chciałabym zrobić mały konkurs, który polegałby na napisaniu rozdziału z perspektywy jednego z bohaterów - możecie nawet namieszać w relacjach postaci np. Nessie może być w związku z Zaynem, a Louis będzie z tego powodu niezwykle zadowolony... To tylko przykład! Więcej na ten temat w zakładce KONKURS, która powinna za niedługo powstać. Tam będzie wszystko wyjaśnione, dlatego zainteresowanych proszę o potwierdzenie swojego udziały także w tej zakładce!! 
Nagrodą w konkursie będzie miesięczne polecanie bloga/ blogów zwycięzców  na stronie głównej Erroru!!
2) Jakiś czas temu wspominałam o nowym blogu związanym z 5SOS, jednakże mam dylemat co do fabuły, dlatego zostawiam to też wam. Moje propozycje to:
a) wilkołaki;
b) bogata dziewczyna i chłopak, którzy się nie lubią;
  c) szkolne życie nastolatków, którzy grają na uczuciach innych oraz mają problemy;
d) boks, wyścigi i te sprawy; 
e) bogaty i egoistyczny chłopak vs pyskata dziewczyna;
f) niebezpieczny chłopak i grzeczna dziewczyna;   osobiście nie podoba mi się ten pomysł, ale jak już rzucam na rybę pomysłami to co mi tam;
3) No chyba, że wolicie bloga o The Janoskians - głosujcie w ankiecie!! 
To tyle na dziś. Jeszcze raz wam dziękuję za wsparcie, kocham was ♥
Buźka, miśki ;**