sobota, 27 września 2014

3. Shadow



„Problem z przeszłością często polega na tym, że zawsze jest ona częścią teraźniejszości. Nie można tak po prostu wymazać niektórych spraw z pamięci i zapomnieć o ich, jak gdyby nie miały już żadnego znaczenia.”


Ness
 


-Ness? - Jako pierwszy odezwał się Matt. Chłopak nie dowierzał w to, co widzi. Po chwili całe pomieszczenie wypełniło się jego niedowierzającym prychnięciem. Dwudziestoletni brunet podszedł do mnie i objął szczelnie ramionami. Stałam sparaliżowana, a mój wzrok padał na NIEGO. Wpatrywaliśmy się w siebie, ale żadne się nie odezwało. Te zdziry jeszcze bardziej do niego przyległy, jednak wstał i tym samym uwolnił się od tych żmij. Pewnym krokiem podszedł do mnie i złapał za ramiona Andersona, tym samym odsuwając go ode mnie.
-Nessie... – powiedział, jakby z ulgą, a następnie chciał mnie przytulić, ale nie pozwoliłam mu na to, tylko cofnęłam się krok w tył. Nie mam już szesnastu lat i na pewno nie nabiorę się na jego słodziutkie Nessie. Dorosłam, wyleczyłam się z niego - jest mi obojętny. - Co jest? - Zmarszczył brwi. No tak, teraz jest wielce zdziwiony. Tępo patrzyłam i mordowałam wzrokiem tą blond wywłokę, z którą trzy lata temu mnie zdradził.
-Słuchaj... - Przyjęłam poważny ton jak na studentkę prawa przystało. - Trzymaj tego kretyna...  - W tym momencie wskazałam na Moon’ a, który tylko spuścił wzrok, gdy Louis na niego spojrzał. - Z dala ode mnie, bo nie mam zamiaru zostać gdzieś zgwałcona na pieprzonym przystanku. - Odwróciłam się na pięcie, ale przed samym wyjściem zatrzymał mnie jeszcze kobiecy głos.
-Nessie, skoczymy jutro na kawę? - Przekręciłam głowę, by zobaczyć moją przyjaciółkę, która patrzyła na mnie ze skruchą. Z lekkim uśmiechem pokiwałam pionowo głową.
-Tam gdzie zawsze o dziesiątej, Dani. - Wyszłam trzaskając drzwiami z impetem, chcąc podkreślić jeszcze bardziej scenę z moim dramatycznym opuszczeniem tego domu publicznego.
Żwawym krokiem szłam prosto do siebie.
To było dziwne, głupie i szczeniackie z mojej strony. Przez Jeremiego zapomniałam o zdrowym rozsądku, spieprzyłam wszystko wchodząc tak po prostu do domu Tomlinsona i robiąc mu awanturę o tego gnojka, który nieświadom niczego i będąc pod wpływem alkoholu mnie podrywał.
Zamknęłam drzwi i rzuciłam się na sofę. Zsunęłam buty ze stóp i odetchnęłam z ulgą. Złapałam za pilota, po czym włączyłam MTV, gdzie właśnie leciały najnowsze odcinki Ekipy z Newcastle. Swoją drogą uwielbiam to reality show. Pokazuje życie osób, które nie zważają na zdanie innych i robią to, co chcą - imprezują, piją i uprawiają seks nie licząc się z konsekwencjami.
Westchnęłam głośno i podreptałam do łazienki, gdzie rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic. Ciepła woda odprężyła mnie trochę. Po kąpieli wytarłam się ręcznikiem, a następnie włożyłam za dużą koszulkę Adasia z Nike oraz czarne koronkowe majtki. Suszyłam właśnie włosy ręcznikiem, kiedy usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.
Kogo niesie o wpół do jedenastej wieczorem?! Przekręciłam klucz w zamku i uchyliłam brązowy prostokąt. Doznałam szoku, jakby ktoś spoliczkował mnie deską. Co on tutaj robi?! Śledził mnie?
-Czego chcesz? - Skrzyżowałam ręce na piersi.
-Nessie… - Jego dłoń wylądowała na moim policzku, który delikatnie gładził. Pragnęłam w tej chwili, żeby przestał, byłam tak zdeterminowana, że sama chciałam strącić jego rękę tyle, że nie mogłam. Nie mam bladego pojęcia dlaczego, ale nie chciałam żeby przestawał. Byłam stęskniona tego dotyku, jednak z drugiej strony przez rok rozpaczałam przez tego idiotę, a teraz tak po prostu pozwalam mu na takie rzeczy. - Gdzie byłaś? - Nie mogłam się ruszyć, a co gorsza nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Utonęłam w jego niebieskich oczach, które… Zaczął się nade mną pochylać. – Wypiękniałaś - wychrypiał do mojego ucha przygryzając płatek, powodując tym samym dreszcz na moich plecach. - Moja Nessie... - powiedział to tak pięknie… Chwilunia! Dość tego dobrego, przecież to Louis! Dupek zdradził mnie z jakąś wytapetowaną cizią, a teraz ma czelność jeszcze tutaj przychodzić! Jest po prostu bezczelnym gnojkiem, który mimo upływu trzech lat wcale się nie zmienił, poza wiekiem oraz budową ciała, które było jeszcze bardziej wyrzeźbione, niż przed naszym ostatnim spotkaniem.
Chciał mnie pocałować, jednak zasłoniłam mu usta dłonią nie wyrażając tym samym na to zgody. Nie chciałam, żeby jego słodkie usta dotykały moich. Nie miał takiego prawa… stracił je! Jeśli myśli, że jedna awantura, a potem to, że mnie śledził i próbował uwieść sprawi, że rzucę się na niego jak napalona fanka na swojego idola to jest, w cholernym błędzie!
-Nessie, co ci? - Nie zmienił się. Już po kilku dniach naszej znajomości pokazał mi jaki jest naprawdę tylko, że wtedy byłam w Louisie szaleńczo zakochana, a dla niego byłam kolejną zabaweczką, którą gdy się znudzi odkłada w kąt na pastwę kurzu i zapomnienia.
-Powiedz mi tylko jedną rzecz. - Kiwnął głową, abym kontynuowała. - Czy ta twoja blond dziwka jest dobra w łóżku? -  Zmarszczył brwi udając, że nie ma bladego pojęcia o czym właściwie mówię, ale nie znam go od wczoraj. Louis świetnie kłamał i na początku wierzyłam we wszystko, czym mydlił mi oczy, teraz wiem, kiedy kłamie i gra idiotę, który nie wie o czym mówię. Nie patrz tak na mnie! - Dźgnęłam go palcem w twardą klatkę piersiową, próbując nie rozpłakać się przez nadmiar wrażeń dzisiejszego dnia. - Pieprzyłeś się z nią! - wrzasnęłam na cały blok. Widziałam, że chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu dość do słowa. - Zamknij się - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - Widziałam was. - Nie potrafiłam dłużej tamować łez. Słone krople zaczęły spływać po moich zaróżowionych policzkach. Pociągałam od czasu do czasu nosem próbując się uspokoić, ale szło mi to beznadziejnie.
-Nessie, to nie tak - mówił skruszonym głosem i chciał mnie przytulić, ale odepchnęłam go. Wykorzystałam jego chwilę nieuwagi i zamknęłam drzwi na łańcuszek oraz klucz.
-Zostaw mnie, proszę. Daj mi spokój - jęknęłam błagalnie wycierając mokre od płaczu policzki. Zjechałam plecami po drzwiach i objęłam nogi ramionami. Opierając czoło o kolana dalej ryczałam jak bóbr.
-Nessie, otwórz te cholerne drzwi! - krzyczał i dobijał się do drzwi. Nie reagowałam, tępo wpatrywałam się w ścianę. Mój stan był godny opłakania. Byłam żałosna, słaba i taka głupia… Dałam się podpuścić popaprańcowi, który ma jakieś porachunki z Tomlinsonem. - Nessela! - Przeraziłam się, gdy kolejny raz uderzył dłonią w brązowe drzwi. Bałam się, czy aby na pewno zawiasy wytrzymają pod wpływem siły jaką wkładał w ciosy. - Kurwa, otwieraj te pierdolone drzwi!
-Przepraszam pana, ale już po ciszy nocnej, albo pan odejdzie, albo wezwę policję. - Po drugiej stronie usłyszałam głos staruszki, która prawdopodobnie była jedną z moich sąsiadek. Błagam, niech ten nieobliczalny drań nic jej nie zrobi. Nie mam najmniejszej ochoty na wizyty na komisariacie, a w najgorszym wypadku na sądy.
-Kurwa… - westchnął, uderzając głową w mahoniowy prostokąt. - Zaraz wychodzę, psze pani - zapewnił kobietę, która zatrzasnęła drzwi. - Nie odpuszczę, Nessela! - Ostatni raz uderzył dłonią w ścianę, która nas dzieliła, a potem opuścił mieszkanie. Nie wiem ile czasu siedziałam pod wejściem, niczym zbity psiak…
Obudziłam się rano z potwornym bólem karku. Włosy kleiły mi się do policzków, a wagi były spierzchnięte, natomiast moje gardło przypominało Saharę. Z lekkimi jękami oraz trudnościami poderwałam się z paneli i podreptałam do kuchni, starając się w tym krótkim czasie rozmasować zbolałą szyję. Wyjęłam szklankę z szafki i nalałam do niej wody, którą wypiłam jednym duszkiem. Oparłam się dłońmi o blat i głęboko westchnęłam, przypominając sobie zdarzenia z wczorajszego wieczoru.
Na zegarze ściennym widniała godzina dziewiąta, dlatego postanowiłam pójść się przygotować na spotkanie z Danielle. Zabrawszy z szafy czarne legginsy, białą bokserkę oraz koszulę w czarno czerwoną kratę, a następnie bieliznę z komody powędrowałam do łazienki, gdzie doprowadziłam się do stanu przyjęcia. Znów wróciłam do kuchni, a z lodówki wyjęłam jogurt pitny o smaku wanilii, który wypiłam kompletując go z kromką chleba razowego.
Ubrałam brązowe buty za kostkę oraz czarną skórzaną kurtkę łącznie z chustą, którą owinęłam wokół szyi. Wyszłam z domu wcześniej oczywiście zamykając go na klucz.
-Jesteś Vanessa, prawda? - Z mieszkania obok wyszła podstarzała kobieta, nieco niższa wyższa ode mnie o bardzo szczupłej sylwetce. Ubrana była w granatową garsonkę i mierzyła mnie spojrzeniem od góry do dołu.
-Nessela - poprawiłam.
Nienawidziłam, gdy ktoś przypuszczał, że Ness lub Nessie jest skrótem od pełnego imienia Vanessa. Ludzie są myli, a najgorsze jest to, że oceniają nie znając prawdy o drugim człowieku. Sądzą, że pozjadali wszystkie rozumy, a w rzeczywistości dzieci z przedszkola mają więcej oleju w głowie.
-Nieważne. - Spławiła mnie gestem dłoni. - Jeśli nie chcesz mieć kłopotów, nie sprowadzaj tutaj więcej tego chłopaka. Ludzie, tacy jak ja czy chociażby pan Rodriguez pracują i pragną się wyspać, zrozumiano?
-Tak i przepraszam, ale ten chłopak wcale nie był tutaj zaproszony. Naprawdę przepraszam, jeśli narobiłam pani i panu Rodriguez’ owi kłopotów. - Wysiliłam się na niewinny uśmieszek, w duchu modląc się, aby to kupiła i odczepiła się ode mnie.Aktualne mam więcej problemów na głowie, niż zastanawianie się czy jakieś stare babsko, które nie szanuje zdania oraz egzystencji innych nie spało dobrze, bo jakiś pajac darł się na cały blok mieszkaniowy!
-Dobrze, już dobrze dziecko - uśmiechnęła się triumfalnie. - Tylko uważaj na siebie, nie podoba mi się ten typ, a ty jesteś dla niego za dobra. – Och, tak, pokrzepiająca rozmowa dodająca wigoru, pewności siebie oraz dowartościowująca… Tego właśnie było mi trzeba. To żałosne jak  ludzie są zmienni i starają ci się przypodobać.
Weźmy na przykład tą kobietę: Przekręciła moje imię i nawet za to nie przeprosiła, wygłosiła mi kazanie na temat, tego z kim mogę przebywać oraz kogo mogę sprowadzać do domu, - pomińmy fakt, że ten budynek należy do mojego ojca, mieszam tutaj za darmo i jak gdyby na to nie patrzeć to jestem również właścicielką, której oni płacą czynsz  - a na koniec wygłasza swoją mowę zwycięscy. To żałosne i… tak śmieszne, że aż mózg boli. Mam ochotę uderzyć głową w ścianę, gdy słyszę takie pierdolamento. Chcę spoliczkować samą siebie za to, że to właśnie na mnie taka osoba musiała trafić i prawić mi morale.
-Miłego dnia - uśmiechnęłam się sztucznie, jednak sprawiając wrażenie miłej i wyszłam z klatki schodowej. Powolnym krokiem ruszyłam w kierunku First Kiss - kawiarni, gdzie poznał nas Louis.
-Cześć, piękna - usłyszałam za sobą, dlatego odwróciłam się. Przede mną stał Jeremy w całej swojej okazałości. Miał na sobie czarny płaszcz, spodnie oraz buty pod kolor. Jego włosy były ułożone prawdopodobnie za pomocą żelu. Wyglądał jak model i w rzeczywistości, gdyby nie jego przeszłość mógłby nim być. - Gdzie idziesz? - Jego palce szybko musnęły mój policzek, a następnie potarł je o siebie. - Miałaś rzęsę - uśmiechnął się pięknie.
-Przestań - westchnęłam odgarniając włosy do tyłu. - Podpuściłeś mnie, Jer! - Dźgnęłam go oburzona palcem w klatkę piersiową, co wywołało u niego śmiech. Pamiętam jak niegdyś razem z Louisem się przyjaźnili. Byli najlepszymi kumplami i zawsze robili wszystko razem - imprezowali, brali udział w nielegalnych wyścigach, robili lewe interesy, czy chociażby wyrywali razem panienki. Tylko, że kilka tygodni przed moim wyjazdem do Mediolanu strasznie się pokłócili.
-Ness, skąd miałem wiedzieć, że do niego pójdziesz? - Zdołał wydusić przez śmiech. Zaprzestał dopiero w chwili, gdy zobaczył moją minę mordercy. - Przepraszam. - Posłał mi pokrzepiający uśmiech, który w małym stopniu złagodził moją wściekłość. - Too… dokąd zmierzasz?
-Do First Kiss. - Pokiwał głową na znak zrozumienia.
-Odprowadzę cię. - Niespodziewanie splótł nasze palce razem i lekko pociągnął w kierunku kawiarni. Całą drogę milczeliśmy. Nie wiedziałam, o czym miałabym z nim rozmawiać, przeważnie dopiero otwieraliśmy się przed sobą przy piwie, którego po zdradzie Tomlinsona sobie nie odmawiałam. Dochodziło nawet do sytuacji, kiedy Adam musiał mnie zbierać z klubu, w którym leżałam schlana. Teraz, gdy o tym myślę jest mi cholernie wstyd, że pozwoliłam Louisowi doprowadzić się do takiego stanu.
Cała trasa zajęła nam dziesięć minut. Dłonie Jeremiego były przyjemnie ciepłe w porównaniu z moimi, ale to mi wcale nie przeszkadzało. Weszliśmy do lokalu, o czym poinformowały charakterystyczne dzwoneczki zawieszone nad drzwiami, a wzrok niektórych klientów powędrował na nas. Odnalazłam Danielle, która przyglądała mi się z szeroko otwartymi oczami. Sprawa wyglądała następująco: Dani i Jeremy nienawidzili się.
-Spotkamy się później? - Usłyszałam tuż przy uchu, jednak zignorowałam to pytanie, gdyż bardziej pochłonął mnie widok rozczarowanej przyjaciółki, która w niedowierzaniu oraz rozczarowaniu kręciła głową na boki. Stan mocniej ścisnął moje palce, co skutkowało tylko syknięciem, które wydobyło się z moich ust. - Wybacz, Nessie. Do zobaczenia. - Jego rozgrzane wargi musnęły mój zimny policzek, wywołując tym samym u mnie wielkie zdziwienie. Mężczyzna odpuścił kawiarnię, a ja odruchowo dotknęłam mokrego miejsca. Czy on pocałował mnie właśnie w policzek?
Niepewnie podeszłam do stolika, przy którym zasiadała mulatka z kamienną twarzą. Odsunęłam krzesło i dosiadłam się łapiąc od razu menu. Zlustrowałam kartę, a nad nami zawisła sylwetka brunetki ubranej w biało - niebieski uniform z plakietką. Długie falowane włosy opadały jej kaskadami na piersi. W ręku ściskała mały notesik oraz długopis.
-Co dla was? - Jej głos był melodyjny i przyjazny dla ucha.
-Dla mnie cappuccino. - Posłałam jej przyjazny uśmiech, a ona zapisała kawę dla mnie w zeszyciku. Znacząco popatrzyła na Olson.
-Latte. - Kelnerka odeszła, a między nami znów zapadła grobowa cisza.
-Cześć - powiedziałam nieco skrępowana. Danielle widziała mnie z Jeremy’ m i to tylko kwestia czasu, kiedy wygada się przed swoim chłopakiem, a Liam z kolei powie o tym Louisowi.
Po chwili podeszła do nas znów ta sama dziewczyna i podała nam nasze zamówienia.
-Dzięki. - Brązowooka skinęła głową, a potem podeszła do innego stolika.
-Gdzie ty byłaś przez te trzy lata, Ness? - Ona chyba dalej nie potrafiła uwierzyć w to, że wróciłam i siedzę naprzeciwko niej. - Co cię łączy z tym idiotą? Wiesz, że Louis będzie wściekły. - Przewróciłam oczami na tą uwagę. Szczerze, miałam głęboko w poważaniu reakcję Tomlinsona na wiadomość, że trzymałam dłoń Stana.
-Dani, zwolnij trochę - zachichotałam i upiłam małego łyczka mojego ulubionego trunku, od którego ostatnimi czasy byłam uzależniona. - Byłam w Mediolanie, skończyłam szkołę i teraz wybieram się na studia prawnicze, a jeśli chodzi o Jeremiego to tylko mnie odprowadzał. - Wzruszyłam nieśmiało ramionami.
-Co z Louisem? - dopytywała. Nie miałam najmniejszej ochoty na pogawędkę o moim byłym chłopaku, jednak nie widziałyśmy się z Olson ponad trzy lata - chciałam nadrobić stracony czas, a nie wychodzić na zołzę, która strzela fochy niczym pięciolatka.
-Nic, a co ma być? - zaśmiałam się cichutko nie wierząc w słowa mulatki. - Przecież mnie zdradził. Nie mam już do niego nic, nawet szacunku.
-Czyli wolisz pierdolonego dziwkarza od faceta, który stracił dla ciebie głowę? - prychnęła.
-Spuścił też spodnie dla pierwszorzędnej szmaty, ale to nie ważne. - Znów sięgnęłam po filiżankę i upiłam sporego łyka kawy. - On wczoraj u mnie był - szepnęłam niczym wyjawiając sekret. Dani pochyliła się nad stołem przybliżając tym samym w moim kierunku.
-Jer…
-Nie - przerwałam jej. To niedorzeczne! Dopiero dziś na spokojnie mogłam porozmawiać z Jeremy’ m, a ona podejrzewa, że zaprosiłam go wczoraj do swojego mieszkania.  Louis - dodałam już nieco normalnie. - Zagroził mi, że nie odpuści. - Na jej ustach pojawił się uroczy uśmiech.
-Bo cię kocha.
-Nie kłam, Dani - wycedziłam przez zaciśnięte zęby oraz mocniej zaciskając dłonie na szklance z letnim trunkiem. - Pieprzył ją na moich oczach. - Brunetka zakrztusiła się latte i mało co nie oblała swoich jeansów.
-Kogo przeleciał? - dopytywała, a ja niczym na przesłuchaniu opowiedziałam jej na wszystkie pytania. Wyjaśniłam, o co chodzi z tą blond cizią, a następnie całą resztę pomijając fakt o Darcey oraz moim macierzyństwie.
Rozmawiałyśmy do pierwszej po południu, a potem pożegnałam się z Olson i ruszyłam w stronę willi rodziców, do której dotarłam po dwudziestu minutach wolnego spaceru. Weszłam bez pukania, a pierwszym dźwiękiem, jaki usłyszałam był donośny śmiech mojej córki.
Zsunęłam buty ze stóp i odwiesiłam kurtkę na wieszak. Skierowałam się w głąb domu, idąc do kuchni. W pomieszczeniu na wysokim krześle barowym siedziała Darcey, która chichotała na widok Adasia, który podrzucał naleśniki.
-Cześć smyku. - Cmoknęłam jej policzek, a potem przywitałam mojego brata w ten sam sposób. - Co robicie?
-Obiad - odpowiedział Donavan, kładąc na blacie wyspy kuchennej talerz pachnących placków.
-Nie za dobrze się odżywiasz, Księżniczko? - Uniosłam brwi na drobną szatynkę, która przewróciła oczami. - Wczoraj naleśniki, dziś naleśniki… Naleśnikowy tydzień?
-Tak! - Klasnęła w dłonie. - Naleśnikowy tydzień! Adaś, a zrobisz mi jutro naleśniki? - Oboje z bratem zaśmialiśmy się.
-Ness, siadaj i zjadaj - nakazał.
-Mam dietę, muszę schudnąć pięć kilo do jazdy figurowej. - Wzruszyłam ramionami. Według mamy nie wychodzą mi skoki, ponieważ za dużo ważę.
-Pieprzysz. - Machnął ręką. - Jutro zabiorę cię na siłownię i dam ci wycisk, a teraz wsuwaj te naleśniki. - Nie zważając na moje protesty posmarował nutellą jeden z placków i zwinął w rulonik, który wepchnął mi do buzi. Łapiąc za moją szczękę poruszał nią w górę i w dół sprawiając tym samym, że zaczęłam przeżuwać. - Właśnie tak! Grzeczna dziewczynka… No dalej, jeszcze jeden kęs! Brawo słoneczko, w nagrodę dostaniesz lizaka! - Wyjął z kieszeni swoich dresów wspomnianą słodkość, którą wręczył mi oraz Darcey, która cały czas się z nas śmiała.
-Adam - warknęłam, kiedy znów zaczął smarować naleśnik orzechowym musem. Zjadłam dość, a on musi pojąć, że muszę zrzucić te kilka kilo, żeby spełnić swoje, jak i mamy marzenie o mistrzostwie.
-Wyluzuj, ten jest dla mnie. - Wyszczerzył zęby, które były całe w słodziutkiej nutelli.
-Pośpiesz się, bo przepadnie ci randka z Marisą. - Jak poparzony pobiegł do góry.
-Umyj ząbki, Adaś! - krzyknęła trzylatka, kończąc swój obiad. - Co będziemy dziś robić, mamusiu?
-A na co masz ochotę?
-Chcę rysować! - pisnęła uradowana. - Narysujemy Adasia i jego dziewczyną, a potem… - Jej wypowiedź została przerwana przez sygnał mojej komórki. Odebrałam połączenie i przyłożyłam telefon do ucha.
-Tak, słucham?
-Czy rozmawiam z panią Nesselą Donavan? - Po drugiej stronie usłyszałam gruby męski głos, który już wczoraj miałam przyjemność poznać.
-Tak, przy telefonie.
-Tutaj rektor University College London, chciałem panią poinformować, że pani podanie na studia zostało rozpatrzone negatywnie.
-Co?! 

____________________________________________
 Okay, mam dla was rozdział trzeci!! - Tak jak obiecałam jest w sobotę - trochę późno, ale jest, prawda?? ;) Miałam małe trudności z nim, jednak uważam, że wyszedł całkiem niezły. 
W uporządkowany dotychczas świecie Nessie znów zaczyna huczeć, a to tylko przedsmak dalszych części...
Ness i jej plany ze studiami poszły się jebać, czy jednak znajdzie sposób, żeby dopiąć swojego??
Matka Ness... Cóż to niezła wariatka, ale właśnie taka miała być w tym opowiadaniu, bo dziewczyna jest córeczką tatusia, który zrobiłby dla niej wszystko...

Chciałam wam baaaaaaardzo podziękować za komentarze pod drugim rozdziałem, bo to dzięki wam rozdział pojawił się właśnie dziś. Wasze komentarze naprawdę mocno mnie motywują i pozwalają na serwowanie wam tej chały...

P.S. piosenka w tle jest mega piękna i chyba dobrze kompletuje sie z całością, prawda??

Jeszcze raz wam dziękuję miśki ;**

O właśnie, mało i bym zapomniała jeśli, którakolwiek z was ma talent w "robieniu" grafiki, chciałabym - jeśli to oczywiście nie problem -, żeby wykonała wspólne zdjęcie Louisa i Nessie (Dianna Agron) - w necie nie ma ich za wiele, a ja chciałabym, aby takowe powstało - oraz Ness i Jeremiego (Sebastian Stan). Obrazy wysyłajcie na moją pocztę, a ja z przyjemnością będę je wrzucała na bloga pod każdym z rozdziałów. 

275blondi16@wp.pl

Do następnego rozdziału. Trzymajcie się, czółko  ;**


 

sobota, 13 września 2014

2. Try With Me



„Nie kocham cię, nie obchodzisz mnie. Jednak czasem zastanawiam się czy jeszcze o mnie myślisz, czy wspominasz to co było między nami, czy żałujesz…”

Ness



Obudził mnie budzik, który wczoraj nastawiłam. Zwlekłam się z łóżka i wyjęłam z szafy ciuchy na dzisiejszy dzień, z którymi poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a następnie włożyłam bieliznę. Na nogi wciągnęłam czarne obcisłe rurki, a przez głowę białą luźną bokserkę. Na ramiona założyłam jeszcze biały sweterek z kapturem oraz futrzaną kamizelkę. Upięłam włosy w luźnego koka, a następnie pomalowałam się i umyłam zęby.
Po czynnościach łazienkowych żwawym krokiem ruszyłam do kuchni, aby zrobić śniadanie dla Darcey. Wyjęłam miskę i zmieszałam masę na naleśniki, które po chwili zaczęłam smażyć. Gotowe placki układałam na talerzu, a w między czasie wyjęłam konfitury oraz nutellę, którą zdążyłam wczoraj kupić.
-Co robisz? - Odwróciłam się i ujrzałam malutką szatynkę, która właśnie się przeciągała i uroczo ziewała.
-Śniadanie, siadaj i zajadaj. - Podałam jej kolejny talerz oraz łyżeczkę. Trzylatka zabrała jeden z naleśników i pomazała do czarnym musem.
-Zobacz, zrobiłam minkę. - Wskazała na naczynie, gdzie znajdował się placek. Zachichotałam na ten widok, ponieważ robiłam to samo, gdy byłam dzieckiem. - Ładnie dziś wyglądasz, mamusiu. Idziemy gdzieś? - zapytała z pełną buzią. Po raz kolejny zaśmiałam się pod nosem widząc jej brudną buzię.
-Zaczekaj. - Urwałam kawałek ręcznika kuchennego i wytarłam jej prawy policzek. - Dziś pójdziemy do przedszkola cię zapisać, a potem na uniwersytet, żeby zapisać mnie. Mam później trening, a ty pójdziesz do Adasia, okay? - Pokiwała pionowo główką z lekkim uśmiechem.
-Już nie mogę. - Odsunęła talerz i zeskoczyła z krzesła.
-Chodź, ubiorę cię. - Złapałam za małą rączkę i poszłyśmy do jej pokoju, który przypominał komnatę księżniczki.
Dominował tutaj róż, biel oraz fiolet z zielonymi dodatkami. Z szafy, która przypominała wieżę wyjęłam szare, cętkowane legginsy oraz biały sweterek, w które ubrałam Darcey. Rozczesałam jej włosy, które uwielbiała nosić rozpuszczone.
-To, co idziemy?
-Tak. - Zabrałam torebkę, a następnie ubrałyśmy buty, kurtki i szale. Wyszłyśmy z domu wcześniej zamykając drzwi na klucz, a następnie z klatki.
Spacerkiem zmierzałyśmy w stronę jednego z przedszkoli, które mieściło się w Londynie. Szłyśmy przez park, by po piętnastu minutach znaleźć się pod zielonym budynkiem, w kolorowe kwiatki oraz motylki.Pewnie pchnęłam szklane drzwi przepuszczając córkę. Zapukałam do pierwszej sali, w której właśnie trwały zajęcia.
-Mogę w czymś pani pomóc? - uśmiechnęła się szeroko w moim kierunku wyższa ode mnie brunetka, ubrana w czarne rajstopy oraz sukienkę w odcieniu zgniłej zieleni.
-Gdzie znajdę gabinet dyrektorki?
-Prosto i na prawo.
-Dziękuję. - Odwzajemniłam uśmiech i poszłyśmy we wskazaną stronę. Zapukałam dwa razy w mahoniowe drzwi i po usłyszeniu proszę, przekroczyłyśmy próg. - Dzień dobry, jestem Nessela Donavan. - Wystawiłam w jej kierunku dłoń.
-Witam, mam na imię Serena Harley. - Trzydziestoparoletnia brunetka wstała i uścisnęła moją rękę. - Proszę usiąść. - Wskazała na krzesło naprzeciwko swojego, które było oddzielone biurkiem. - Rozumiem, że chciała pani zapisać siostrę?
-Właściwie to moja córka, ale tak, po to tutaj jestem. - Dyrektorka była nieco zakłopotana, jednak starała się to ukryć.
-Dobrze, byłabym wdzięczna za wypełnienie tych papierów. - Podała mi kilka kartek oraz długopis. Wypełniłam wszystkie rubryki, a potem oddałam arkusze przełożonej. - A więc, Darcey będziesz w grupie motylków, a twoją wychowawczynią będzie pani Alison Blacke. To pierwsza klasa zaraz po wejściu do placówki. - Przytaknęłam. - Darcey, jeśli bardzo być chciała możesz już dziś dołączyć.
-Mogę mamo? - Spojrzała na mnie z minką zbitego szczeniaka.
-Pewnie, Adaś cię później odbierze, okay? - Pokiwała ochoczo główką.
-A Adaś to? - Kobieta popatrzyła na mnie podejrzanie, ale zignorowałam to.
-Mój brat. O której kończą się zajęcia?
-O drugiej po południu. - Przytaknęłam, a potem zaprowadziłam córkę do wskazanego pomieszczenia i pożegnałam się z nią. Wyszłam z przedszkola i szłam w stronę University College London, a w między czasie zadzwoniłam do Adama prosząc, aby zajął się Darcey od godziny czternastej, aż nie wrócę z treningu i nie pozałatwiam spraw na mieście.
Na miejscu byłam po trzydziestu minutach. Z małymi trudnościami znalazłam gabinet rektora. Rozmawiałam z nim dobre pół godziny. Odbyliśmy tą całą rozmowę klasyfikacyjną, a potem poprosił, żebym doniosła mu papiery i wyniki z matury, ponieważ dopiero wtedy będzie mógł rozważyć moje przyjęcie. Wzięłam od niego numer fax’ u oraz adres e-mail, abym nie musiała tyle chodzić. 
Do treningu zostały mi całe trzy godziny, dlatego postanowiłam poświęcić ten czas na zakupy, bo w naszej lodówce nie było za ciekawie. Chodziłam między regałami i wrzucałam do wózka wszystkie rzeczy, które były nam potrzebne oraz takie, na które miałam ochotę. Z pełnym koszykiem ruszyłam w stronę kasy, gdzie na taśmie wyłożyłam produkty. Kobieta z blond włosami, które upięła w kucyk skanowała artykuły i nabijała na kasę. Skasowane produkty pakowałam do toreb, a kiedy już skończyłyśmy - kasjerka podała mi cenę końcową, którą zapłaciłam kartą. Obładowana jak nigdy wróciłam do domu i rozpakowałam zakupy.
Cieszyłam się, że wróciliśmy do Londynu. Nie chodzi o to, że nie podobało mi się w Mediolanie, bo tam naprawdę jest pięknie, ale to tutaj się urodziłam i dorastałam. To tutaj poznałam miłość swojego życia, która złamała mi serce. Wszystkie swoje plany wiązałam z tym miejscem.
Wysłałam wszystkie papiery do UCL, a potem zabrałam łyżwy. Biegiem rzuciłam się do wyjścia pamiętając, żeby wcześniej zamknąć dom na klucz. Nie zwalniając nawet na moment zmierzałam na lodowisko, gdzie od dobrych dziesięciu minut trwał trening, którego nadzorowała moja mama. Zdyszana wbiegłam na halę i szybko zmieniłam buty na płozy. Weszłam na lód i sunęłam po śliskiej nawierzchni.
-Nessela... - westchnęła moja rodzicielka, która była niebieskooką blondynką nieco wyższą ode mnie. Dziś miała na sobie obcisłe jeansy, zielony sweter oraz kurtkę. - Spóźniłaś się - dodała z wyrzutem.
-Wiem i przepraszam, ale byłam załatwić dla Darcey przedszkole i na uniwersytecie. - Kobieta przytaknęła i oznajmiła, żebym dołączyła do trenujących już łyżwiarek, z którymi przyjaźniłam się jeszcze kilka lat temu.
Zoey Palmer była dwudziestoletnią brunetką, mierzącą metr siedemdziesiąt pięć, o którym mogłam poważyć. Jej długie włosy, które niegdyś sięgały jej do tyłka dziś sięgały ledwo do piersi. Miała na sobie czarne legginsy oraz zieloną obcisłą koszulę, z krótkim rękawkiem. Przeważnie ubierała się na czarno oraz zielono, co było w pewnym sensie jej znakiem rozpoznawczym. Na dłoniach miała rękawiczki, które miały chronić przed chłodem, w razie wywrotki na zimną glebę.
Ronie Scott miała dziś dziewiętnaście lat i długi, rudy koński ogon na czubku głowy. Ubrana była na czarno, co tylko podkreślało jej idealną figurę modelki, którą oczywiście nie mogła być, ponieważ była mojego wzrostu. Rudowłosa ubierała się w bardziej kobiece zestawy, typu sukienki czy spódniczki. Na jej rękach również był ochronny materiał.
Obie wykonywały akrobacje i mimo, iż nie zawsze im wychodziły nigdy się nie poddawały, tylko próbowały do skutku. Dołączyłam do nich i zaczęłam ćwiczyć swój układ, który ostatnio trochę udoskonaliłam.
Zważając na fakt, że mam dziecko, nigdy nie odstawiałam swoich obowiązków oraz marzeń na plan dalszy. Zawsze wykonywałam wszystko sumiennie i bez marudzenia… no chyba, że mama kazała mi pozmywać lub odkurzać - nienawidzę tego robić i to jeden z powodów, dlaczego chciałam zamieszkać sama. Miałam dość stosowania się do poleceń mamy, które dotyczyły wychowania Darcey. Oczywiście rozumiem, że chce mi tylko pomóc, ale to chyba ja powinnam decydować, co moja córka będzie robiła w wolnym czasie. Nie pozwolę, żeby zniszczyła jej dzieciństwo tak jak mi. Od najmłodszych lat, gdy tylko nauczyłam się chodzić ona targała mnie na lodowisko i wpajała, że mam być najlepszą łyżwiarką figurową w historii. Kocham to co robię, ale czasem podejście matki strasznie mnie wkurza. Nie pozwalała mi na zabawę z rówieśnikami, a gdy byłam w gimnazjum i liceum ledwo co zdawałam do następnej klasy, ponieważ nie miała czasu się uczyć na kartkówki i sprawdziany, co było przyczyną godzinnych treningów. Chcę, żeby moje dziecko zaznało radości ze swojego dzieciństwa. Chcę, żeby spędzała czas na zabawie i wygłupach z koleżankami.
O godzinie dwudziestej pierwszej wyszłam dopiero z hali. Byłam zmęczona i głodna, a nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Gdyby nie fakt, że moje mieszkanie było bliżej poszłabym po Darcey i zostałybyśmy u rodziców. Wyjęłam z kieszeni komórkę i wybrałam kontakt mojego brata. Przyłożyłam urządzenie do lewego ucha i nasłuchiwałam sygnałów.
-Co tam, Ness?
-Może Darcey zostać u was na noc? - ziewnęłam. - Wracam dopiero z lodowiska i padam na twarz. Adaś obiecuję, że to się nie powtórzy - jęknęłam błagalnie, chcąc go w ten sposób bardziej przekonać.
-Ness, wyluzuj. Darcey jest dla mnie jak córka, zawsze się nią zajmę, a tobie zawsze pomogę, bo jesteś moją siostrzyczką, o którą mimo wszystko się martwię.
-Kochany jesteś. - Na moich ustach pojawił się mały uśmieszek. 
Adam to najlepszy brat na świecie, gdyby nie on na pewno nie dałabym sobie w życiu rady. Zawsze mnie wspiera i pomaga w opiece oraz wychowaniu córki, dla której jest jak ojciec. 
Darcey nie zna swojego ojca, ponieważ nie mam zamiaru na razie rozdrapywać ran, które niedawno się zagoiły. Oczywiście, powiem jej kim jest, a nawet przedstawię jej biologicznego tatę, ale jeszcze nie teraz. Poczekam, aż dorośnie i rozumie sprawy, które doprowadziły do takiego stanu rzeczy.
-No, przecież wiem. Ness, bądź jutro około drugiej, bo potem mam randkę dzięki Darcey.
-Wykorzystałeś moje dziecko do wyrywania lasek? - zaśmiałam się nie wierząc w to co słyszę. Przecież ten facet nie zna granic. Ma wielkie powodzenie u płci przeciwnej, a bezczelnie wykorzystuje fakt, że opiekuje się małym, rozkosznym i uroczym dzieckiem, które jest w niego wpatrzone niczym w Boga.
-Oj tam, od razu wykorzystałeś - prychnął i mogłabym przysiąc, że wywrócił oczami w teatralny sposób. - Po prostu szliśmy na plac zabaw i Marisa na nas wpadła. Przejechała mi wózkiem po stopie! - oburzył się niczym mały chłopiec, który nie dostał wymarzonej zabawki. - Cholerna niezdara, ale jest taka słodka, kiedy przeprasza… - rozmarzył się na samo wspomnienie o rzekomej Marisie. Już po samym opisie scenerii w jakiej się poznali mogę stwierdzić, że zawróciła mu w głowie i tak łatwo nie odpuści jej sobie. - Dobra, jutro ci wszystko opowiem. Kończę, bo idę kąpać siostrzenicę. Trzymaj się, mała. - Rozłączył się nawet nie czekając na moją odpowiedź. Zawsze tak robił, a mnie to strasznie denerwowało, ponieważ w pewnym sensie nie liczył się ze mną – tą cechę charakteru odziedziczył po naszej mamie, która uwielbiała rządzić i stawiać na swoim.
Przechodziłam obok przystanku, gdzie jacyś faceci pili alkohol i bełkotali pod nosem jakieś pijackie historyjki o laskach, które ostatnio pieprzyli.
-Ej, laluniu, chodź do nas! Zabawimy się! - krzyczał jakiś napalony zbok, ale puściłam to mimo uszu. Co z tego, że mogłabym teraz podejść i mu wygarnąć prosto w jego pijacką mordę, skoro on i tak się tym nie przejmie, tylko mnie wyśmieje? Postanowiłam, nie reagować na zaczepki, ponieważ byłam wypompowana z sił, a jedyną rzeczą, o której teraz marzyłam było wygodne łóżko, jakaś kanapka oraz gorąca czekolada. - Głucha jesteś? - Usłyszałam tuż nad uchem, co spowodowało nieprzyjemny dreszcz, który przebiegł po moich plecach. Jego dłoń spoczęła na moim barku i mocno za niego ścisnęła. - Wołałem cię, kochanie. - wymruczał, a odór wódki wymieszanej z piwem dotarł do mojego nosa, który odruchowo zmarszczyłam.
-Nie dotykaj mnie, popaprańcu - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. W tej chwili nie bałam się, przemawiał przeze mnie gniew, który niewiadomo skąd się wziął. Po prostu byłam zła, prawdziwie zła, a ten typek tylko przelał czarę mojej goryczy.
-Ostra, lubię takie - stwierdził odwracając mnie do siebie przodem. Ścisnął mój podbródek i dokładnie zlustrował dzięki światłu latarni, które oświetlało ulicę, a właściwie to jej część, gdzie się teraz znajdowaliśmy.
Mój gnębiciel oraz niewyżyty seksualnie, napalony dwudziestokilkulatek był blondynem o piwnych oczach. Miał na sobie czarne podarte jeansy, koszulkę z logo jakiegoś bandu oraz zniszczone tenisówki za kostkę. Górował nade mną wzrostem, jednak jego postura była przeciętna. Strzepnęłam jego dłoń z mojej twarzy i cofnęłam się o krok, który on natychmiast wykonał w moim kierunku.
-Yo, Chris! Tommo dzwonił! - Mężczyzna odszedł, a jego miejsce zajął tym razem brunet o ciemnych oczach, które przypominały dwa węgielki, niczym u bałwana. Był o wiele lepiej zbudowany, niż jego przygłupi koleżka, jednak strojem mu dorównywał. - Nic ci się nie stało, Maleńka? - Prychnęłam pod nosem i wywróciłam oczami, wykonując piruet na pięcie, a następnie odchodząc. Napastnik szarpnął mnie za ramię. - Ness, nie poznajesz starych przyjaciół? - Zmarszczyłam brwi. Skąd on mnie zna i dlaczego twierdzi, że się z nim przyjaźniłam? Pierwszy raz widzę tego człowieka na oczy!
-Odwal się, dobra? - mruknęłam znudzona przestępując z nogi na nogę, ponieważ bolące kończyny dawały mi się już we znaki. Potrzebowałam usiąść i chwilę odpocząć.
-Nessie, Nessie, Nessie... - Pokiwał głową na boki z ustami uformowanymi w dzióbek. –Moja słodka i głupiutka Nessie, jak możesz nie poznawać przyjaciół swojego chłoptasia? - Zmarszczyłam brwi. Zdziwił mnie fakt, że ten chłopak mnie zna, ale jeszcze bardziej tą wypowiedzią, która nie trzymała się kupy. Ostatnio miałam chłopaka trzy lata temu i nie znałam wszystkich jego przyjaciół. - To ja, Jeremy Stan. - Wyszczerzyłam na niego oczy. Żarty sobie ze mnie stroi?! To niemożliwe, żeby Jer stał przede mną. Kiedy wyjechałam do Włoch był cherlawym głupkiem wpatrzonym w swojego przyjaciela, a teraz… Woah! Jest napakowanym przystojniakiem, który pewnie ma na pęczki kobiet.
-Jeremy, naprawę nie mam dziś ochoty, ani siły na starcia słowne z tobą. Poza tym nic ci nie zrobiłam, dlatego odpieprz się ode mnie. - Kolejna moja próba odejścia została zniwelowana przez osiłka, który szatańsko się uśmiechnął. Gdyby miał rogi oraz ogon, byłby uosobieniem czystego zła. Wiele razy dopuszczał się złych rzeczy, ale w moim przypadku nigdy nie używał przemocy i miejmy nadzieję, że nigdy nie będzie.
-Wiem, kochanie, ale twój chłoptaś zrobił - odpowiedział mi z powagą, nawet na moment nie tracąc naszego kontaktu wzrokowego.
-Nie jesteśmy razem już od jakiś trzech lat - mruknęłam krzyżując ramiona na piersi. Wiedziałam o kim rozmawiamy, jednak nie chciałam dłużej drążyć tego tematu. CHCĘ DO DOMU! - Jer, do rzeczy, czego chcesz?
-Może cię odprowadzę? - Zaprzeczyłam kiwiąc szybko głową na boki. Nie chciałam spędzać z nim, ani sekundy dłużej. Już przebywanie w jego towarzystwie skutkowało głupotą, a co dopiero rozmowa i to taka długa! Nie zważając na moje protesty objął mnie ramieniem i prowadził w ciemność. - Dlaczego on pozwala ci się włóczyć samej po nocy? - zapytał sam siebie. - Nie boi się o swój skarb? - Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
-Bo zaraz puszczą pawia, jak nie skończysz tej ckliwej telenoweli.
Nie przepadam za nim. Nigdy go nie lubiłam mimo, że niczym mi nie zawinił. Po prostu odstraszał, a raczej odpychał mnie jego sposób i podejście do życia. Wieczny luzak, który myśli, że wszyscy go lubią. Niestety nikt się z nim nie liczył i obrabiał dupę przy najbliższej okazji. Stan, zachowywał się jak męska dziwka, w ciągu tygodnia miał w swoim łóżku więcej dziewczyn, niż ja miałam ubrań, a tych to ja mam na pęczki. 
-Nie jestem z tym dupkiem - warknęłam. Samo wspomnienie o moim byłym powodowało u mnie odruch wymiotny.
-W razie czego dzwoń. - Odwrócił się z zamiarem odejścia, jednak po chwili zawrócił i znów stał ze mną twarzą w twarz. - Chris to kumpel Tomlinsona, jakby co. - Puścił mi oczko, a potem musnął mój policzek. Kiedy Jer zniknął w ciemności zaczęłam przetwarzać to, co się przed chwilą wydarzyło. Analizowałam każde wypowiedziane przez niego słowo. Gniew. Gniew wezbrał we mnie na sile. Nie chodziło mi tutaj o tych dwóch frajerów, ani o to, że się do mnie przystawiali, ale sama myśl o tym, że mogliby zrobić coś mojemu skarbowi doprowadzał mnie do białej gorączki. Miałam ochotę w coś uderzyć, rozwalić. Byłam zła, wściekła!
Zaczęłam rozglądać się po okolicy, chcąc ukoić swoje zszarpane nerwy, jednak wszystko poszło na marne, a mój stan sprzed kilkunastu sekund wrócił. Ten kretyn wszystko ukartował i specjalnie przyprowadził mnie do tej dzielnicy. Zaplanował to i bezczelnie podpuszczał. 
Nie panując nad sobą weszłam na posesję białej willi, z której dochodziły głośne bity. Pewnie pchnęłam drzwi, a wszystkie pary oczu skierowały się na mnie, kiedy z hukiem trzasnęłam drzwiami. Muzyka ucichła, a ON patrzył na mnie jak na ducha. Jego oczy przypominały teraz monety pięciozłotowe, a na usta wkradał się delikatny uśmiech. Zagryzłam wargę, na sam widok otaczających go dwóch dziewczyn – blondynki, z którą mnie zdradził oraz jej przygłupiej przyjaciółki w niebieskich włosach.
W salonie panował zaduch oraz śmierdzący zapach dymu nikotynowego oraz alkoholu. Liam siedział z Danielle i wcześniej o czymś zawzięcie dyskutowali, jednak zaprzestali, gdy tylko mnie zobaczyli. Zayn, Christian i Matthew unieśli swoje oczy z nad jakże interesującej gry w karty. Byli zdziwieni, a do mnie dopiero teraz przemówił zdrowy rozsądek. Co ja zrobiłam? Przecież żadne z nich nie miało wiedzieć o moim powrocie. Niech cię szlag, Jeremy!
-Ness? 

________________________________________________
 Dobra, miśki mamy rozdział drugi!! Jak wam się podoba?? Jest dłuższy niż poprzedni i chyba bardziej ciekawy... Pojawiło sie już dużo postaci i wyjaśniły się relacje między nimi. 
Bardzo wam dziękuję za poprzednie komentarze, które bardzo mnie zmotywowały. Oczywiście bardzo proszę o waszą opinię na temat tego rozdziału, ponieważ to dla mnie wiele znaczy. Wiem, że niektórym nie chce sie pisać tych cholernych komentarzy, ale to zajmuje dosłownie chwilkę. 
Jeśli chcecie zadawać pytania naszym bohaterom to pytajcie śmiało pod rozdziałem, w komentarzach. 
Na razie to tyle...
A, właśnie! Nie mam pojęcia, kiedy pojawi sie następny rozdział, bo na razie mam mało czasu. 
Buźka, miśki ;**