niedziela, 25 stycznia 2015

18. Fireproof



Rozdział z dedykacją dla Mia Rosa - Nayn forever, kochana xdd Hahahahahahah ;**


„Idziemy przez ten świat samotnie, ale jeśli mamy szczęście to przez jedną chwilę należymy do kogoś i ta jedna chwila pozwala nam przetrwać całe wypełnione samotnością życie.”


Ness


Od dobrych pięciu godzin jeździłam na łyżwach w celu „przygotowania” się do Mistrzostw Krajowych, które za niedługo miały się odbyć tutaj w Londynie. Jeśli jakimś cudem udało mi się je wygrać lub zająć jedno z trzech pierwszych miejsc mogłabym zacząć przygotowania do Mistrzostw Europy, a po wygraniu ich – w co oczywiście wątpię, bo nie jestem aż tak genialną łyżwiarką – przyszedłby czas na Mistrzostwa Świata.
Nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa, ale dalej pewnie wykonywałam polecenia mamy, która wyłapywała również błędy i włączała co chwila tą samą piosenkę od początku – powoli zaczynam nienawidzić Ed Sheerana oraz jego Kiss me, mimo że bardzo ją lubię. Na razie ćwiczyłam program krótki, a przede mną jeszcze cały dowolny. Jezu, Przenajświętszy! Wykonywałam właśnie potrójnego Loopa, kiedy w oczy rzuciła mi się postać Zayna. Mężczyzna uniósł lewy kącik ust ku górze i zamachał do mnie zaczepnie, co od razu odwzajemniłam z lekkim uśmiechem.
Od naszej wczorajszej rozmowy oraz chwili, w której mnie pocieszał czułam się… Bezpieczna. Już dawno nie czułam czegoś takiego… Takiego ciepła, które bije od drugiej osoby, a Zayn… On był gorący – oczywiście wczorajszego wieczoru, a nie w realnym życiu, chociaż… Tam też, ale to nie zmienia faktu, że traktuje dziewczyny jak zabawki oraz bank spermy.
-Lodowisko jest zamknięte. – Warknęła Valerie w kierunku dwudziestojednolatka, który stał oparty o barierkę i dokładnie mi się przyglądał. –Dlatego wyjdź.
-Nie. – Powiedział pewnie, nawet nie patrząc na kobietę.
-Posłuchaj, gówniarzu… - Zaczęła tym swoim groźnym tonem, dlatego postanowiłam wkroczyć do akcji tylko po to, żeby oszczędzić sobie oraz Malikowi głupich scen, w których moja matka wpada w szał i pokazuje swoje oblicze wariatki – zasady, które obowiązywały na jej lodowisku były niczym dekalog, a my wszyscy musieliśmy go przestrzegać.
-Zayn, po co przyszedłeś? – Podjechałam do mulata, który korzystając z okazji musnął mój policzek.
-Muszę ci powiedzieć coś ważnego. – Pokiwałam pionowo głową. –Musisz uważać…
-Nessela, kto to jest? – Zaraz przy nas pojawiła się moja trenerka, która w tym dniu była raczej katem.
-Zayn Malik, jestem przyjacielem Ness.
-Nessela, jeśli znowu pakujesz się w jakąś toksyczną relację jak z Tomlinsonem to niech cię ręka boska broni. – Wycedziła przez zaciśnięte zęby. –Ostrzegałam cie przed nim, ale nie słuchałaś.
-Mamo, pojęłam, że Louis to dupek, ale Zayn taki nie jest. – Nie wiem, dlaczego broniłam w tej sytuacji Zayna, ale czułam, że muszę. –To świetny przyjaciel, dlatego nie obrażaj go, bo ja twoje przyjaciółki szanuję, mimo że Monica to zwykła hipokrytka i materialistka, po za tym ten jej „cudowny” pierścionek z diamentem to podróbka.
-Skąd ty…
-Zwracam uwagę na szczegóły, mamuś. – Na ustach Malika pojawił się chytry uśmieszek, a Donavan odwróciła się na pięcie, po czym poszła do barku w celu wypicia kawy.
Zostałam sam na sam z mulatem, który miał mi coś ważnego do powiedzenia i właśnie tego obawiałam się najbardziej, przecież to mogło być wszystko – Louis mógł się dowiedzieć prawdy, albo Jeremy, lub Zayn dowiedział się kim jest ten typek, który wczoraj obserwował moje mieszkanie.
-Na co mam uważać? – Zapytałam zniecierpliwiona.
-Jakiś psychol ci grozi…
-Wiem, że Jer chce…
-Tutaj nie chodzi o Stana, Ness. – Szepnął z przejęciem, jakby ktoś poza naszą dwójką mógł usłyszeć temat naszej rozmowy. –Nie wiem kim jest ten gnój, ale znajdę go, ty musisz mi obiecać, że będziesz uważać na siebie i Darcey, a w razie jakichkolwiek przypuszczeń niezwłocznie do mnie zadzwonisz. Obiecaj. – Wystawił w moim kierunku mały paluszek, który uchwyciłam swoim.
-Obiecuję.
-Dobra, ja się zmywam muszę obejrzeć auto Louisa, trzymaj się, Blondyneczko. – Cmoknął szybko mój policzek, a później wyszedł. Usiadłam na trybunach i zdjęłam łyżwy, po czym na bosaka pobiegłam do fast fooda. Nancy podała mi gorącą czekoladę, za którą grzecznie podziękowałam i usiadłam naprzeciwko rodzicielki.
Nancy była przemiłą blondynką, która uczęszcza na zaoczne studia z medycyny. Przeważnie ubierała się w jeansy oraz jakiś sweterek lub bluzkę, która odsłaniała jej pępek. Była mojego wzrostu, a jedyną rzeczą, której cholernie jej zazdrościłam były jej cycki. Miała naprawdę duże piersi i byłabym kłamczuchą, gdybym zaprzeczyła faktowi, że mi się podobają – jak zapewne każdemu facetowi.
Zawsze chciałam mieć większy biust, ale niestety natura mnie takim nie obdarowała. Było wiele opcji, żeby zwiększyć rozmiar, ale przyznając się bez bicia muszę stwierdzić, że jestem trzęsidupą w tej sprawie – naoglądałam się dużo programów o nieudanych operacjach plastycznych oraz o późniejszym życiu osób, którym te zabiegi nie pozwalały funkcjonować normalnie.
-Nessela, skoczymy dziś we dwie na kolację?
-Przepraszam, ale jutro mam egzamin z anglistyki chciałam się pouczyć i wykorzystać fakt, że Darcey jest u Gabe’ a.
-Rozumiem. – Po budynku rozniósł się chór śmiechów, co mogło świadczyć tylko o tym, że przyszła jedna z grup mamy na zajęcia. –Muszę biec, ucz się pilnie. – Przytaknęłam, a Valerie wstała i zrobiła coś, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała. Jeszcze nigdy nie wykonała względem mnie tak miłego i w pewnym sensie przyjemnego gestu – ucałowała mnie opiekuńczo w czoło. Wyszła z baru, a ja dopiłam napój.
-Kim był ten chłopak?
-Kto, Zayn? – Popatrzyłam zdziwiona na Nancy, która wlepiała we mnie swoje brązowe tęczówki.
-Tak, był niezły. – Uśmiechnęła się chytrze. –To twój facet?
-Nie, przyjaźnimy się. – Machnęłam od niechcenia ręką, po czym wstałam i podałam kubek Tracy, która zmywała naczynia na zapleczu. –Podoba ci się Zayn? – Na ustach Nancy pojawił się nieśmiały uśmieszek, a chwilę później spuściła zawstydzona głowę. –Jeśli chcesz mogę was umówić. – wzruszyłam ramionami.
Było to dla mnie bez różnicy, przecież to nie jest jakaś wielka sprawa, żeby szepnąć Malikowi słówko, że jakaś laska ma na niego oko. Ucieszył by się, bo nie musiał by się napracować w zaliczeniu dziewczyny – ale właśnie… To było duże ryzyko zważywszy na fakt, że bardzo lubiłam Nancy i nie chciałam, żeby cierpiała przez Zayna. Powinien w końcu dorosnąć i zaangażować się chociaż w jeden związek, żeby zobaczyć jakie to fajne.
Wiem, że teraz brzmię jak idiotka – znów wracam do tej przeklętej sytuacji z Tomlinsonem, który przeżywa te swoje humorki, ale zwyczajnie w świecie nie mam ochoty znowu przez niego cierpieć. Raz już się sparzyłam i w najbliższym czasie nie mam ochoty znów przechodzić przez piekło za sprawą jakiegoś niezaspokojonego seksualnie pajaca, który cały czas pieprzy się z tą tlenioną blondyną – Jessicą. Już widzę jak ją posuwa, a ona jęczy z podniecenia… I – O mój Boże! – To obrzydliwe! Nie wierzę, że jestem tak głupia, żeby to sobie wyobrażać – mogę mieć teraz koszmary!
-Byłoby świetnie, ale ja nie mam czasu na żadne randki. Mam studia, pracę tutaj oraz w jednym z biurowców i jeszcze opiekuję się dziećmi. Może… Jak będę miała trochę więcej wolnego czasu, okay? – Zapytała, zagryzając dolną wargę, a ja z lekkim uśmiechem przytaknęłam.
-Okay, Nancy ja uciekam, miłej pracy. – Zamachałam jej, a później niemalże wybiegłam z barku prosto do szatni, aby ubrać ciepłe buty, ponieważ zimna temperatura zdążyła wdać mi się we znaki. Z szafki wyjęłam również płaszczyk, który wrzuciłam na ramiona oraz owinęłam niechlujne szal wokół szyi.
-Heej, Piękna. – Odwróciłam się, aby zobaczyć uśmiechniętą twarz Aidena, który powoli zbliżał się do mnie. –Już uciekasz? – Oparł się nonszalancko o metalową konstrukcję dłonią niedaleko mojej głowy. Woah, ale ma mięśnie.
-Mam egzamin, po za tym muszę odwiedzić znajomego. – Wzruszyłam nieśmiało ramieniem.
-Moja propozycja jest nadal aktualna, Ness.
-Wiem, Aiden, ale naprawdę mam urwanie głowy. – Mruknęłam ze smutną minką. –Obiecuję ci, że w przyszłym tygodniu skoczymy na kawę, okay?
-Trzymam cie za słowo, Donavan. – Puścił mi oczko, a później odepchnął się od ściany i poszedł na zaplecze. Zagryzłam dolną wargę, po czym pokiwałam głową na boki z niedowierzania – ten facet jest niemożliwy, ale taki cholernie pociągający.
Szybko wbiegłam jeszcze na trybuny, gdzie zostawiłam moje łyżwy, których płozy zabezpieczyłam plastikowym paskiem, a następnie odniosłam do Ethana. Drugi z bliźniaków jak zwykle obdarował mnie przyjacielskim uśmiechem, który od razu odwzajemniłam.
-Wiesz, że Aiden ci nie odpuści?
-Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego za tydzień idziemy na kawę. Chcesz iść z nami? – Chłopak spuścił głowę, a potem popatrzył na mnie z przepraszającą miną.
-Sorki Ness, ale mam randkę. – Przytaknęłam, a później pożegnałam się z nim i wyszłam. Kierowałam się prosto w stronę metra. Będąc już na dworcu kupiłam bilet i wsiadłam do środka komunikacji.
Musiałam sprawdzić co z Liamem oraz jak się czuje moja przyjaciółka, ponieważ ostatnio cholernie zaniedbałam naszą relację – przyznaję, że na początku specjalnie jej unikałam, ponieważ chciałam ograniczyć spotkania z Tomlinsonem do cholernego minimum, a nawet i mniej, ale pojęłam w końcu, że to nie jest wina Dani. Olson niczym nie zawiniła, tylko Louis – to on jest sprawcą wszystkich moich kłopotów z Jeremy’ m – dlatego powinnam ogarnąć dupę i zacząć z nią normalnie rozmawiać, a nie unikać. Za wszelką cenę powinnam ją teraz wspierać w tej trudnej sytuacji, kiedy jej ukochany Liam leży w szpitalu w śpiączce.
Stałam właśnie przed wielkim budynkiem, gdzie mieścił się szpital. Od dobrych pięciu minut walczyłam sama ze sobą oraz przekonaniem, czy aby na pewno powinnam to zrobić. Czy wyjdę na wścibską? W końcu to są ich prywatne sprawy, a ja… No ludzie! Nie było mnie przez trzy lata, a teraz udaję wielce zatroskaną przyjaciółeczkę Danielle, którą przez cały ten okres separacji miałam głęboko w poważaniu.
Wzięłam głęboki wdech i już miałam przekroczyć próg szpitala, kiedy usłyszałam za sobą odchrząknięcie… Ale nie takie zwyczajne – rozpoznałabym je nawet, gdybym była pod wpływem jakiś substancji psychotropowych. Tego nie da się pomylić z jakąkolwiek inną osobą.
-Co tu robisz, Nessie? – Jego głos nie przypominał już tego wkurwionego tonu oburzonego gangstera, teraz był zwykłym gościem, który wykazywał przejawy zamartwiania się o mnie.
Nie odwróciłam się do niego, ba! Nie miałam nawet w planach wdawać się z nim w jakąś konferencję. Najzwyczajniej w świecie zignorowałam go i weszłam do budynku, aby zatrzymać się na recepcji oraz wypytać o interesujące mnie szczegóły.
Na dość sporym kontuarem odgrodzonym szybą stała starsza kobieta ubrana w biały uniform i rozmawiała z jakimś facetem. Grzecznie odczekałam na swoją kolej, a gdy owy mężczyzna skończył dyskutować odszedł wcześniej posyłając mi zadziorny uśmieszek, na co zagryzłam wargę.
-Dzień dobry, gdzie leży Liam Payne? – Zapytałam z przemiłym tonem głosu, który był przyczyną mojego dzisiejszego dnia.
Wszystko było dziś świetne – mój humor oraz inne rzeczy, które miały na niego wpływ. Może zabrzmię teraz jak nienormalna, ale lepiej chyba nie mogło być mimo, że od rana ćwiczę na lodowisku, potem dowiaduję się od Malika, że jakiś skurwiel grozi mi oraz mojej córce, muszę użerać się z tym psychopatą Stanem, a na domiar złego spotykam dziś mojego byłego, i o ironio! Wcale nie czuję nieodpartej ochoty kopnięcia go między nogi w celu rozładowania swoich emocji, bo dziś jestem naprawdę szczęśliwa.
-Jest pani kimś z rodziny? – Rudowłosa pani spojrzała na mnie zza grubych okularów, a ja odpowiedziałam jej uśmiechem.
-To mój brat. – Wzruszyłam ramionami jakby to była oczywista kwestia niepodlegająca nawet jakiejkolwiek dyskusji.
-Piętro piąte, sala numer trzysta trzydzieści sześć. – Pokiwałam pionowo głową na znak zrozumienia, a później pomaszerowałam w stronę windy cały czas czując na swoim tyłku wzrok tego napaleńca.
Wcisnęłam odpowiedni przycisk, a kiedy drzwi windy się otworzyły weszłam do środka modląc się, aby ten idiota pojechał następną. Wystawiłam dłoń w celu wciśnięcia odpowiedniego przycisku, ale czyjaś duża dłoń mnie uprzedziła.
-A więc teraz będziesz mnie ignorować, co? – Prychnął oburzony. –Nessie, do kurwy odezwij się, bo nie wypuszczę cie stąd. – Warknął, po czym nacisnął jakiś guzik tym samym zatrzymując windę oraz zasłaniając całą konsolę swoim plecami.
-Ile ty masz lat, Louis? – Zapytałam całkiem poważnie krzyżując dłonie na piersi.
-Co? – Był zmieszany. –Ile mam lat? – Przytaknęłam. –Przecież wiesz, po co pytasz? – Mruknął poirytowany.
-Odpowiedz.
-Dwadzieścia jeden.
-Właśnie! Dlatego przestań zachowywać się jak gówniarz i przyjmij na klatę jak mężczyzna konsekwencje swoich czynów! Włącz pieprzoną windę, bo chcę porozmawiać z Danielle.
-Mam to przyjąć na klatę, tak?! – Przytaknęłam. –Zrobię to, jeśli pojmiesz, że cie kocham i nie zaprzeczaj, bo sama powiedziałaś mi to samo na tym popierdolonym balu. – Podszedł niebezpiecznie blisko mnie i odciął mi jakąkolwiek drogę ucieczki swoimi umięśnionymi ramionami. –Wróć.- Jego palce sprawnie założyły niesforny kosmyk włosów do mojego koka, a później zaczęły gładzić mój policzek.
-Przestań.
-Nie chcę.
-Nie dotykaj mnie. 
Wyglądało to teraz jak scena z komedii – ona jest na niego wściekła, a on cały rozbawiony denerwuje i uprzykrza jej życie, mając z tego niewyobrażalnie dużo zabawy.
-Bo co mi zrobisz?
-O ile dobrze sobie przypominam, twoje życie nie jest moją sprawą i wice wersa, dlatego przestań zachowywać się jak rozkapryszona nastolatka, której buzują hormony i zejdź mi z drogi, Louis! –Wrzasnęłam z poirytowania. 
Wolałabym już być zamknięta z głodnym lwem w jakiejś klatce, niż w nim w windzie. Lew prawdopodobnie by mnie pożarł, ale przynajmniej nie zachowywałby się jak Tomlinson.
-Nie chciałem tak powiedzieć. – Mruknął dalej patrząc mi w oczy. -Daj mi szansę to wszystko naprawić, Nessie.
-Nie. Ma. Mowy. –Oznajmiłam bardzo wolno, chcą tym samym, aby zrozumiał. –Otwórz te przeklęte… -Nie zdążyłam dokończyć, bo ten idiota przyparł mnie do ściany przygniatając swoim ciałem oraz pocałował. Napierał swoimi ustami na moje coraz bardziej, a ja próbowałam go od siebie odsunąć, ale miałam zbyt mało siły, dlatego odwzajemniłam czułość tylko po to, żeby ugryźć do w dolną wargę.
-Kurwa. – Warknął oburzony, a później odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość. Wykorzystałam jego chwilę nie uwagi i znów wprawiłam maszynę w ruch. –Dlaczego to zrobiłaś?
-Bo jesteś idiotą myśląc, że jeśli mnie pocałujesz ja zapomnę jak bardzo mnie zraniłeś. – Drzwi rozsunęły się na odpowiednim piętrze, a ja wyszłam jako pierwsza zostawiając go za sobą. Uważnie szukałam odpowiedniego numerku na drzwiach idąc w głąb korytarza, aż wreszcie mi się udało.
Pokój był oddzielony od świata nie tylko dużymi drzwiami, ale również szklaną szybą, przez którą można było przyglądać się stanowi zdrowia Liama przebywającego w tym momencie na intensywnej terapii.
Czułam się źle, ponieważ to była po części moja wina, że Jeremy doprowadził Liama do takiego stanu zdrowia. Słone łzy zbierały mi się w powiekach, ale za wszelką cenę próbowałam je jakoś stłumić szybkim mruganiem.
-On z tego wyjdzie, Nessie. – Tuż obok zatrzymał się Louis, przez którego teraz przemawiał odpowiedzialny facet, a nie dzieciak. –Jest silny, po za tym ma dla kogo walczyć. – Wskazał na Danielle, która przykładała dłoń Payne’ a do swojego brzucha.
-Dani jest…
-Tsa, to posrane, co? –Zmarszczyłam brwi. O czym ten palant teraz do mnie mówi? –No wiesz… Będą mieli dziecko. – Wzruszył ramionami.
-I to jest posrane?! Ty weź się człowieku zbadaj! Przecież to nic złego, że…
-A właśnie, że to jest złe, Nessie! Bo…
-Proszę o ciszę, tutaj leżą ciężko chore osoby. – Upomniał nas jakiś lekarz, ale ja wcale nie miałam w planach być spokojna, a zgłasza w chwili, kiedy ten egoista będzie mi wmawiał, że posiadanie dziecka to najbardziej posrana sytuacja na świecie.
-Bo co, Louis? Hm? Bo teraz Liam nie będzie mógł chodzić z tobą, Zaynem i Mattem na dupy? Bo nie będzie mógł z wami balować i chlać do nieprzytomności?! Bo będzie musiał być odpowiedzialny za swoją nową rodzinę?! – Nawet nie wiem kiedy zaczęłam stukać palcem w jego umięśniony tors. –Dorośnij! Weź przykład z Liama i zacznij interesować się rodziną, a nie pieprzeniem tej zdziry po kątach, bo tym sposobem pokazujesz tylko jak bardzo nieodpowiedzialny jesteś względem nas!
-O co ci chodzi, Nessie? – Zapytał całkowicie zbity z tropu. Dopiero teraz pojęłam, że zrobiłam aferę tak właściwie o sprawę, która mnie nie dotyczy. Nie mówiłam o Liamie i Danielle, tylko o nas. Wyrzuciłam z siebie kilka faktów, które uniemożliwiały mi prawidłowe funkcjonowanie.
-O nic. – Odepchnęłam się od jego klatki piersiowej i weszłam do sali Payne’ a. Podeszłam do Olson, po czym tylko przytuliłam ja delikatnie od tyłu. –Dani. – Jęknęłam, próbując się nie rozkleić. –Tak mi przykro. – Usiadłam obok niej i dokładnie jej się przyglądając.
Była wykończona, o czym świadczyły nie tylko wory pod oczami, ale również jej potargane włosy oraz luźne ubrania, które sprawiały wrażenie za dużych. Jej brązowe tęczówki były bez wyrazu tępo wpatrzone z ciemnego blondyna podłączonego do różnych maszyn.
-Ness... – Jęknęła żałośnie, a później potoki łez zaczęły spływać po jej policzkach. Szybko przytuliłam do siebie przyjaciółkę mając nadzieję, że chociaż takim drobnym gestem nieco ją wesprę.
Nie byłam dobrą pocieszycielką – potrafiłam postawić się w sytuacji tej drugiej osoby, ale za cholerę nie wiedziałam co mam powiedzieć, żeby poprawić nastrój drugiego człowieka. Zapewne odziedziczyłam tą powłokę zimnej jędzy po mojej mamie lub po prostu wyzbyłam się uczuć po tym, jak sama zostałam potraktowana.
-Dani, wszystko dobrze? – Nie mogłam się powstrzymać od przewrócenia oczami na sam jego widok. Mulatka odsunęła się ode mnie, a później wpadła w ramiona tego egoisty. –Nie płacz, ten chuj tego pożałuje. –Wycedził przez zaciśnięte zęby, przyciskając jej głowę do swojej klatki piersiowej oraz całując opiekuńczo w czubek głowy. –Zakurwię go, masz moje słowo Dani.
-Jesteś kochany, Lou. – O proszę, bo zaraz puszczę pawia! Przecież ten oszołom złamie tą obietnicę i mogę na to postawić tysiąc funtów! Jest nieodpowiedzialnym gnojkiem, który rzuca słowami na wiatr oraz karmi swoich bliskich marnymi przysięgami, które prędzej czy później łamie! On potrafi tylko mówić, ale nie działać!
Nagle te maszyny zaczęły pikać, a do sali wbiegł tabun lekarzy, którzy nas wygonili i podjęli próbę uratowania życia Payne’ a, którego serce przestało bić. Olson zaczęła jeszcze bardziej płakać, a Louis próbował ją pocieszyć mówiąc, że Liam z tego wyjdzie, bo jest silnym gościem. Akcja ratunkowa na całe szczęście podziałała, ale przewieźli go na kolejną już operację, którą odkładali ze względu na jego stan zdrowia, a która teraz miała uratować jego życie lub je odebrać.
Siedzieliśmy w trójkę na krzesłach przed salą już czwartą godzinę, co chwila wypytując wychodzącego lekarza o przebieg zabiegu, ale nikt nie chciał nam udzielić jakichkolwiek informacji. To było takie wkurwiające… Dlaczego, do cholery nie potrafili powiedzieć zwykłego: Jesteśmy na dobrej drodze, a życiu Liama nie zagraża niebezpieczeństwo?! Czy to jest tak cholernie trudne?!
-Ness, co tu robisz? – Uniosłam głowę, a na moich ustach automatycznie pojawił się leciutki uśmiech, gdy zobaczyłam idącego w moim naszym kierunku Zayna. –Gdzie Liam? – Zwrócił się do Louisa, który tępo gapił się w biały szeroki prostokąt. –Dani, co jest grane?
-Oni… - Zaczęła mulatka, ale nie była w stanie wypowiedzieć niczego więcej, ponieważ znów zalała ją fala łez smutku oraz żałości.
-Dobra, mam dość tej szopki. – Warknął wściekły. –Ktoś raczy mi powiedzieć, co się tu, do kurwy dzieje? – Nikt mu nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ przeszkodził nam w tym wychodzący właśnie z sali lekarz umazany krwią. Zayn zastawił mu drogę, tym samym uniemożliwiając pójście… Gdzieś.-Gdzie Liam?
-Proszę mnie przepuścić. – Oburzył się doktor, ale Malik jedynie pokiwał z rozbawieniem głową. Rzucił mi szybkie spojrzenie, a później w mgnieniu oka złapał mężczyznę za biały kitel i przyparł do ściany unosząc niczym szmacianą laleczkę kilka milimetrów nad ziemię.
-Gdzie jest, do kurwy mój przyjaciel? – Wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Jest operowany. – Odpowiedział przerażony blondyn.
-A jaki jest jego stan? – Głos Zayna złagodniał, ale nadal zachowywał się brutalnie i trzymał biednego lekarza, który miał w oczach strach.
-Nie mogę…
-Kurwa, musisz! – Wrzasnął, nawet nie pozwalając mu dokończyć zdania. –Widzisz ją?! – Wskazał na roztrzęsioną Danielle będącą nadal w silnych ramionach Tomlinsona. –To jego dziewczyna, jest z nim w ciąży, dlatego zacznij gadać chyba, że mam sięgnąć po gorsze… - Nie mogłam na to patrzeć, dlatego gwałtownie poderwałam się z miejsca i złapałam mulata za wolną dłoń. Zdziwiony dwudziestojednolatek  spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
-Zayn, puść go. – Mężczyzna z lekkim niezadowoleniem wykonał moją prośbę i ustawił lekarza z powrotem na ziemi. –Niech nam pan powie, co z naszym przyjacielem. – Spojrzałam na niego z maślanymi oczami. –Cholernie się o niego martwimy. – Wydęłam delikatnie dolną wargę, a blondyn westchnął bezsilności.
-Pan Payne ma wiele urazów wewnętrznych, musimy jeszcze zatamować krwotok, a gdy nam się to uda prawdopodobnie szybciej odzyska formę i całkiem prawdopodobne, że wybudzi się ze śpiączki jeszcze przed świętami. – Przytaknęłam na jego słowa, a on nas wyminął.
-Manipulantka. – Mruknął z chytrym uśmieszkiem Malik.
-Wcale nie. – Ścisnęłam mocniej jego nadgarstek, który nadal trzymałam. –Przepraszam. – Mruknęłam zawstydzona i puściłam jego kończynę. –Nie musiałeś go tak traktować, wystarczyło…
-Zrobić słodkie oczka i ten trik z wargą, a gość był twój. – Wywróciłam oczami na jego słowa, a później dałam mu przyjacielskiego kuksańca w ramię.
 -Egh. – Odwróciliśmy się na dźwięk chrząknięcia, którego sprawcą był nie kto inny jak tylko Louis. –Dobrze się bawicie? –Wycedził przez zaciśnięte zęby. –To jest szpital, a nie jakiś pierwszorzędny bar, gdzie możecie się pośmiać.
-O co ci chodzi, stary? – Zapytał zmieszany Malik. –Sam po mnie zadzwoniłeś.
-Zostań z Danielle, ja odwiozę Nessie. – Szatyn podniósł się ze swojego miejsca i postawił już pierwszy krok w moją oraz Zayna stronę.
-Nigdzie z tobą nie jadę. – Warknęłam. –Zayn mnie odwiezie, prawda? – Zadarłam głowę do góry, aby spojrzeć w brązowe tęczówki mulata, który kątem oka przyglądał się swojemu rozwścieczonemu przyjacielowi.
-Jasne, chodź. – Wskazał mi ręką, abym szła pierwsza, dlatego też tak zrobiłam. Zayn zamienił jeszcze trochę z Louisem, a później mnie dogonił. Weszliśmy na parking, gdzie stał czarny samochód, który mulat otworzył. Wsiedliśmy do niego, a on uruchomił silnik i odjechał z piskiem opon. Wyciągnęłam rękę w stronę radia, które włączyłam kilka sekund później. Z głośników popłynęła piosenka Chrisa Browna Don't Judge Me. Zayn poruszał ustami nucąc pod nosem i… Sama się sobie dziwię, ale cholernie mi się to podobało.
-Podrzucisz mnie do Chloe? Muszę odebrać Darcey od Gabe’ a.
-Tsa, powiedz jak mam jechać. – Według moich zaleceń po piętnastu minutach zaparkował pod średniej wielkości domkiem rodzinnym utrzymanym w kolorze beżowym. –Poczekam, a później zawiozę was do domu. – Przytaknęłam, a później poszłam po córkę, z którą wróciłam z powrotem do wozu Zayna.
-Aladyn! – Pisnęła czterolatka, a potem przeczesała rączką jego ciemne włosy.
-Siemasz, Skrzacie. – Dwudziestojednolatek znów ruszył, ale tym razem z aucie nie panowała cisza, którą zakłócała muzyka, teraz zarówno Zayn jak i Darcey rozmawiali ze sobą oraz głośno się śmiali.
Droga pod moje mieszkanie zajęła nam jakieś dwadzieścia minut. Malik odprowadził nas pod same drzwi. Już mieliśmy się żegnać, ale moja córka uparła się, aby Aladyn się z nią pobawił – szczerze, to nawet cieszyłam się, że zostanie, bo czułam się przy nim bezpiecznie, po za tym miałam chwilę na powtórzenie materiału.
Darcey razem z Malikiem rysowali w salonie, a ja wpajałam go głowy materiał, z którego McKibben miał zrobić jutro egzamin. Niestety nie mogłam się skupić, ponieważ ciche śmiechy mi to uniemożliwiały, a nawet wręcz denerwowały – chciałam wygłupiać się z nimi.
-To moja mama! – Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na roześmianą czterolatkę, która gapiła się w kartkę Zayna. –Mamusiu, zobacz! – Wyrwała mu z dłoni arkusz i przybiegła z nim do mnie.
-Skrzacie, oddaj. – Mruknął z grymasem.
-Nie oddam!
-Bo pójdę do domu. – Popatrzył na nią morderczym wzrokiem, a szatynka próbowała go przedrzeźniać, aż w końcu oddała mu jego rysunek, którego do tej pory nie zobaczyłam. –Głodna?
-Jadłam u mojego Gabe’ a.
-Szkoda, bo zrobiłbym ci pyszną kolację. – Wydął dolną wargę, na co dziewczynka rzuciła się na niego z przytulasami.
-Jestem głodna! Zrób mi pyszną kolację! – Krzyczała i śmiała się równocześnie, ponieważ Malik ją łaskotał. –Mamusiu, ratuj! – Piszczała, dlatego poszłam z odsieczą. Na moje nieszczęście również padłam ofiarą gilgotek. Nie pamiętam, żebym ostatnio tak głośno się śmiała i… Dobrze bawiła. Nie jestem jakąś pokraką i ku zdziwieniu wielu osób też potrafię się bronić. Owinęłam nogami pas Zayna oraz złapałam za jego szyję, po czym przekręciłam nas tak, że teraz to on był na dole. Przygwoździłam jego nadgarstki do paneli, ale nic sobie z tego nie robił tylko patrzył na mnie z miną typu: „A co ty mi, dziewczyno możesz takiego zrobić?”. –Łaskotamy, Aladyna! – zaczęła, a raczej próbowała go kilać, ale on się nie śmiał.
-Co jest? – Zapytałam nieco zmieszana.
-A to, Blondyneczko, że nie mam łaskotek – Wzruszył ramionami.
-To nie możliwe, przecież każdy ma! Nawet Louis, zaraz znajdę. – Pokręcił głową na boki z kpiącym uśmieszkiem na ustach. Najpierw sprawdziłam przy żebrach, ale to nic nie dało zupełnie tak, jak pod pachami. Cholera! On chyba faktycznie nie posiada takiego punktu zaczepienia… No chyba, że… Ułożyłam dłoń na jego szyi i przejechałam nią koło lewego ucha, a on przekręcił głowę tym samym przygniatając moją rękę. –Nie masz łaskotek, co?
-Jesteś niemożliwa, dobra schodź idę zrobić wam kolację. – Uniósł biodra, dlatego podskoczyłam razem z nim. Zeszłam z leżącego mulata, a potem wystawiłam w jego kierunku pomocną dłoń, którą przyjął i również wstał. –Na co masz ochotę, Skrzacie?
-Na zapiekankę!
-Będzie zapiekanka, ale musisz mi pomóc. – Pacnął ją w nos, a później wziął na ręce i poszedł do kuchni. Zabrałam książkę i udałam się za nimi. Usiadłam na wysokim krześle barowym przy wyspie nadal daremnie próbując studiować podręcznik, jednak cała moja uwaga skupiała się na wygłupach Aladyna i Skrzata. –Ness ja wiem, że jestem boski, Darcey jest przesłodka, ale nie gap się wzrokiem pedofila czy gwałciciela na nas. – Wskazał na mnie drewnianą łyżką. –Ucz się.
-Przecież próbuję! – Oburzyłam się. –Rozpraszacie mnie i nie potrafię… -Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że zachowuję się jak smarkula tłumacząc się przed nim. Malik włożył naczynie żaroodporne wypełnione makaronem, szpinakiem, cebulą oraz szynką i zalane sosem do piekarnika, a potem usiadł naprzeciwko mnie z Darcey na kolanach. Oboje uparcie się we mnie wpatrywali, co powoli zaczęło doprowadzać mnie do szaleństwa.- Dość! Przestańcie się gapić! – Uderzyłam dłońmi w blat.
-Widzisz jakie to fajne? – Wywróciłam oczami na słowa mężczyzny. –Przyniesiesz mi laptopa? – Przytaknęłam, a później przeszłam się po komputer, który mu podałam. Wróciłam do nauki, a Zayn zaczął stukać opuszkami palców w klawiaturę. –Gotowe. – Zamknął urządzenie, a chwilę później zrobił to samo z moją lekturą.
-No co ty robisz?- Fuknęłam oburzona.
-Ratuję ci tyłek. – Wzruszył ramionami. –Egzamin masz w przyszłym tygodniu. – Uniosłam ze zdziwienia brwi. To niemożliwe. –Włamałem się do systemu i zamieniłem daty. – Powiedział jakby to była oczywista rzecz. –Dziękuję Zayn, jesteś najlepszy. – Starał się mówić taką samą barwą głosu jak mój i… Kurczę, wychodziło mu to nie najgorzej! 
-Dziękuję. – Puścił mi oczko, a później wyjął z kuchenki naszą kolację. Ułożył na stole talerze, widelce oraz szklanki, do których nalał ciepłej herbaty z dzbanka. Nałożył najpierw Darcey, a później kolejno mi oraz sobie zapiekanki i usiedliśmy do posiłku. Zaraz po zjedzeniu wstawiłam naczynia do zmywarki, którą włączyłam, ponieważ była pełna, a mnie kończyły się czyste naczynia.
Weszłam do salonu, gdzie szatynka z mulatem oglądali „Szybkich i wściekłych 6”. Usiadłam obok nich biorąc na swoje uda nogi czterolatki, która głową leżała na udach Malika.
-Zayn, a kim ty chciałeś zostać jak dorośniesz?
-Kierowcą wyścigowym, a ty kim chcesz być, Skrzacie?
-Artystką jak Adaś i jeździć na łyżwach jak mamusia…- Ziewnęła, a później jej oczy się zamknęły.
-Dobra, chyba będę się zbierał. – Wzruszył ramionami, a ja przytaknęłam. –Gdzie ją zanieść? –Wstał biorąc Darcey na ręce, dlatego również ustawiłam się do pionu.
-Chodź. – Złapałam –kolejny już raz dzisiejszego dnia – za jego nadgarstek i zaprowadziłam do sypialni mojej córki. Dwudziestojednolatek ostrożnie ułożył dziewczynkę do łóżka, a następnie nakrył ją kołdrą.
Wyszedł bez słowa do holu, gdzie ubrał buty oraz swoją czarną katanę. Przejrzał się w lustrze i przeczesał włosy, aż – w końcu – na mnie spojrzał i lekko się uśmiechnął przygryzając skrawek dolnej wargi.
-Ness, jutro wyjeżdżamy do Moskwy po broń dla Jay’ a. – Przytaknęłam, mimo że wcale nie chciałam tego robić. –Nie będzie nas trzy dni, do tego czasu błagam cie, uważaj.
-Nie masz się o co martwić, Zayn jestem…
-Dużą dziewczynką, tak wiem, ale ten psychol… -Przerwał mu dźwięk przychodzącej wiadomości. Szybko wyjął swoją komórkę i odczytał SMSa. Jego źrenice momentalnie się powiększyły.
-Wszystko w porządku? – Dotknęłam jego dłoni, aby zwrócić na siebie jego uwagę.
-Tsa, jasne. – Nie zbyt mnie to przekonało. –Obiecaj mi, że będziesz uważać, zamykać drzwi, a przede wszystkim przysięgnij, że w razie czego będziesz dzwonić. – Mówił poważnie? –Ness, obiecaj mi to. – Wycedził przez zaciśnięte zęby. O mój Boże, on wcale nie żartował!
-Obiecam, jeśli ty mi obiecasz, że nie dacie się tam zabić.
-Masz moje słowo. Spadam. – Schylił się, żeby ucałować mój policzek, a potem przekroczył próg mojego domu. –Zamknij drzwi. – Zaraz, gdy jego druga noga opuściła moje skromne progi, zrobiłam to o co mnie poprosił.
Nie wiedzieć czemu poczułam w środku nieprzyjemne uczucie, jakby ktoś miał mi coś odebrać. Jakbym miała coś stracić. Cholernie się martwiłam o tych dwóch idiotów, a właściwie to o trzech. Mogłam sobie wmawiać – im zresztą też – że Louis, Zayn czy Matt są mi obojętni, ale to było kłamstwo. Wiedziałam, że nie mogę stracić żadnego z nich – nawet jeśli Anderson był skończonym dupkiem, który wybuchł, bo… No kurczę, ja też mogę mieć zły dzień, tak? Jestem tylko człowiekiem, a nie jakimś idealnym dzieckiem bez problemów, mam kłopoty ze skupieniem się, ale to nie powód, żeby od razu na mnie naskakiwać! Louis z kolei był cholernym złamasem, który cały czas pokazywał światu swoje humorki oraz jak bardzo życie daje mi w kość, każdy musiał wiedzieć jak bardzo cierpi oraz jakim jest samolubem, ponieważ chciał mieć wszystko… Ale bądźmy szczerzy, właśnie za to go przecież kochałam – kochałam każdą wybuchową komórkę w jego ciele, temperament oraz otoczkę bad boya… Natomiast Zayn… O jejku… Ostatnio spędziliśmy ze sobą trochę więcej czasu i bardzo go polubiłam, ba! Zaufałam mu i wiedziałam, że moje tajemnice są u niego bezpieczne. Jest świetnym przyjacielem, który potrafi mnie rozśmieszyć jak nikt inny. Przy nim zapominam o tym w jak posranej sytuacji się znalazłam. Ja po prostu go lubię… Bardzo lubię i na razie nie zanosi się żeby moje uczucia względem niego się zmieniły. 
_________________________________________
Okay, wiem - Znowu to zrobiłam, ale na swoją obronę powiem, że uwielbiam #Nayn moments. Co do samego rozdziału bardzo go lubię - bo oczywiście Malik ♥ Hahahaha, ale jest też trochę Lessie, więc chyba to mnie trochę ratuje, huh? 
Kurczę cały czas myślę nad następnym rozdziałem, ale... Nie mam pomysłu czy coś zepsuć czy może nie... EH, TA NIEWIEDZA!! 
Na domiar złego jestem chora, dlatego to kolejne usprawiedliwienie na temat tego rozdziału - ale sprawdziłam go i dałam fajną piosenkę w tle!! Docencie to!! 

Bardzo dziękuję osobą, które skomentowały siedemnastkę!!  - sprawiliście mi tym wielką radość, mam nadzieję, że nie przestaniecie mnie wspierać komentarzami, bo teraz was zachwaliłam i wy spoczniecie na laurach, a będzie coraz więcej komentarzy pod następnymi rozdziałami. 
Na dziś to już wszystko, miłej niedzieli...
Buźka, miśki ;**
  

niedziela, 18 stycznia 2015

17. Young Again

O mój Boże!! Jestem taka podekscytowana tym rozdziałem i ciekawa waszej reakcji!! 
+ Bardzo ważna sprawa pod rozdziałem, proszę o przeczytanie chociażby ze względu na odrobinę szacunku...


Przecież nie musi Cię kochać cały świat. Czasem wystarczy tylko jedna osoba.”

Zayn 

Siedziałem przy stole i piłem kawę przy okazji paląc papierosa – co było moim codziennym rytuałem, ponieważ nigdy nie zwykłem jadać śniadań, po za tym nie chce mi się codziennie robić naleśników – o wiele bardziej preferuję wyjście do jakiejś kawiarni.
-Cześć, Zayn. – Nade mną pojawiła się postać Danielle, która złapała za mój kubek i upiła kilka łyków czarnego napoju. –Powiedz Louisowi, że pojechałam do szpitala.
-Zaraz wychodzę, napisz mu kartkę i podpisz mnie też. – Mulatka głośno westchnęła, a później przystała na moją propozycję. Z szuflady wyjęła żółtą karteczkę samoprzylepną, na której nabazgrała wiadomość i przypięła ją na lodówkę, ponieważ Louis zawsze zaczyna dzień od tych posranych płatków.
-Lecę, nie pakuj się w kłopoty. – Cmoknęła mnie w policzek, a później wybiegła z domu niczym pocisk.
Naprawdę kochałem moją kuzynkę, ale samo jej stwierdzanie faktu oraz próśb, żebym trzymał się z dala od jakichkolwiek drak były nie na miejscu zważywszy chociażby na fakt, że nasza praca już sama w sobie jest ryzykowna. Zresztą musiałem załatwić bardzo ważną sprawę dotyczącą Dani oraz Tomlinsona, dlatego od tygodnia wychodzę w celu „dopisaniu kilku nazwisk do mojego dziennika”.
Zgasiłem peta w popielniczce, a brudną szklankę włożyłem do zmywaki, po czym poszedłem na korytarz, gdzie z garderoby zdjąłem moją skórzaną kurtkę oraz ubrałem buty. Udałem się do garażu i zabrałem jeden z kluczyków wiszących na haczykach. Wsiadłem do czarnego Nissana Juke Kuro, którego ostatnio kupił sobie Liam – często wymieniamy się swoimi autami, dlatego to nie był jakiś haniebny czyn, że pożyczam jego furkę bez jego zgody. Wyjechałem z garażu, a później z piskiem opon pojechałem pod dom tego kutasa Stana.
Od siedmiu dni miałem nowe hobby, a mówiąc prościej śledziłem go od wypadku Payne’ a chcąc się zemścić za to, że moja Dani tak cholernie cierpi fizycznie oraz psychicznie. Tak naprawdę nie byłem złym gościem dopóki ktoś nie krzywdził mojej rodziny, bo wtedy byłem gotowy nawet zabić. Jestem silnie związany z moim kuzynostwem od czasu, gdy rodzice wysłali mnie do Londynu w wieku piętnastu lat w ramach kary za liczne bójki oraz wyrzucenie ze szkoły.
Byłem zmuszony przeprowadzić się do mojego kuzyna Matta, którego starsi jeszcze nie byli tak całkowicie pochłonięci pracą – wyjeżdżali tylko na tydzień lub półtora w miesiącu, co dawało nam dwanaście, a czasem nawet osiemnaście tygodni laby –ale nie to było najgorsze, starsi zapisali mnie do pieprzonej szkoły z internatem i z przymusu musiałem chodzić w cholernym mundurku oraz bardziej przykładać się do nauki, to właśnie stąd mam tą dziwną fobię ciągłego księgowania. Louis twierdzi zupełnie jak Anderson oraz Liam, że to głupie, pedantycznie i nieźle popierdolone, ale przynajmniej mam uporządkowanie życie, a oni? Jeden chodzi nadąsany, bo jego laska cały czas go spławia, drugi pokłócił się ze swoją przyjaciółeczką, która jest byłą tego pierwszego, a trzeci? Trzeci leży w śpiączce i walczy o życie, ponieważ nie potrafią rozplanować planu działania i działają pod presją, idą na żywioł. Sami są sobie winni, ale jako że za niecały miesiąc mamy święta postanowiłem okazać swoją dobroduszność i pomóc tym życiowym nieudacznikom.
Czekałem cierpliwie, aż ten idiota wyjdzie ze swojego domu, by móc za nim pojechać oraz dowiedzieć się jaki przekręt tym razem szykuje, ale kiedy wyjechał tym swoim gratem jedyną rzeczą, którą zrobiłem było włożenie na nos moich czarnych okularów, włączenie radia oraz pojechanie za nim. Jeremy kierował się w stronę mieszkania Matta, ale jak się później okazało zmierzał pod blok, w którym od niedawna mieszkała moja nowa przyjaciółka Ness.
Po naszym ostatnim spotkaniu nawet ją polubiłem, co jest naprawdę wielkim wyczynem, ponieważ od momentu gdy Tomlinson przyprowadził ją do domu, żeby nam przedstawić byłem zdania, że ta dziewucha tylko się z nim zabawi, a potem ucieknie – przyznaję, pomyliłem się co do tej blondyneczki, okay? Próbowała mu pomóc i wyciągnąć go z tego całego gówna, ale Louis jej na to nie pozwolił, a odwdzięczył się zdradzając Ness z Jessicą. Wtedy nie zareagowałem, bo nie miałem takiej potrzeby tylko, że gdyby teraz zrobił Donavan takie świństwo rozkurwiłbym mu głowę o najbliższą ścianę – bądź co bądź byłem od niego lepszy w Street Fight, zresztą nie tylko w tym, bo jak twierdzi nie jaka Savannah w łóżku też go przewyższam, a z racji tego, że jestem bardzo dobrze wychowany nie wypada mi się wykłócać z tak bystrą kobietą.
Oczekiwałem aż ten chuj wreszcie raczy wyjść, ale na razie wcale się na to nie zanosiło, dlatego wsłuchałem się w wiadomości, które właśnie podawano w radiu. Powoli zaczynało mi się nudzić, więc zacząłem nerwowo stukać palcami w kierownicę, aż w końcu Jer przerwał moje męki i wyszedł… W towarzystwie Ness i jakiejś małej dziewczynki – Louis mówił, że jego lala buja się z jakimś dzieckiem, ale ponoć to córka jej brata… Tylko dlaczego nasza Blondyneczka rano wychodzi ze swoją bratanicą i Stanem? To pewnie jakaś grubsza sprawa, a ja rozwiążę ją niczym prawdziwy Sherlock Holmes.
Jechałem za nimi utrzymując odpowiednią odległość, aby nie zaczęli niczego podejrzewać aż do przedszkola. Z czystej ciekawości poszedłem za Ness, kiedy odprowadzała tą małą i dokładnie obserwowałem jak się z nią żegna. Nie było w ich zachowaniu nic podejrzanego, dlatego szybko się ulotniłem z powrotem do samochodu. Nessela wróciła do Jeremy’ go, porozmawiali trochę chociaż… Właściwie to się pokłócili, a później pojechali. Byłem w stu procentach pewien, że teraz obrali cel naszego domu, ponieważ mieliśmy odbyć spotkanie z Jason’ m w sprawie kolejnego zlecenia, dlatego postanowiłem skoczyć coś zjeść, bo mój brzuch dawał o sobie znać.
Wszedłem do lokalu, w którym ostatnio byłem z Donavan i nawet usiadłem przy tym samym stoliku. Po chwili podeszła do mnie laska Adama w celu przyjęcia zamówienia.
-Możemy pogadać?
-Ma to związek z twoim zamówieniem? – Mruknęła znudzona, w sumie to jej się nie dziwię, ponieważ przychodzę tutaj codziennie i wypytuję ją o uroczą blondyneczkę za kasą, z którą się przyjaźni, ale zawsze mnie spławia. 
-Tak, ma. –Pstryknąłem palcami wskazując przy okazji na nią oraz zagryzając dolną wargę. –Siądziesz?
-Jestem w pracy. – Dodała tym samym tonem.
-Odpowiesz mi na jedno pytanie, a potem przyniesiesz naleśniki i dam ci spokój.
-Obiecujesz?
-Masz moje słowo. – Powiedziałem z powagą.
-Okay, pytaj. – Wzruszyła ramionami.
-Czy twój kochaś ma dziecko?
-Co?!
-No wiesz, córkę… Taką małą szatynkę. – Pokazałem gestem ręki mniej więcej wzrost tej dziewczynki, którą widziałem dzisiejszego poranka.
-Darcey? – Powoli przytaknąłem. –To przecież córka Ness, coś jeszcze czy…?
-Naleśniki, kobieto. Naleśniki.
-Posraniec. – Podsumowała patrząc na mnie jak na kompletnego idiotę, a później poszła po mój przysmak.
W tej właśnie chwili nastąpił przełom w mojej sprawie – Louis się zdziwi jak się dowie, że to wcale nie bratanica Blondyneczki, a córka.
-Smacznego. – Postawiła przede mną talerz pełen placków, które zacząłem szybko zjadać. Kątem oka widziałem jak rozmawia ze swoją przyjaciółką i dyskretnie mi się przyglądają. Olałem je, ponieważ mój mózg teraz pracował nad dedukcją oraz bezproblemowym rozegraniu tej sprawy – obmyśliłem wszystkie za i przeciw oraz przeanalizowałem prawdopodobne błędy jakie mogły wystąpić. Podszedłem zapłacić, a przy okazji wcisnąłem w dłoń ładnej kasjerki mój numer telefonu, po czym wyszedłem. Znów wsiadłem do wozu, ale tym razem pojechałem prosto do domu.
W salonie siedzieli prawie wszyscy po za Louisem, który wydzierał się wniebogłosy, a później przyszedł Weston.
-Malik, idź po swojego przyjaciela. – Bez żadnych uwag wbiegłem po schodach, a później zapukałem do drzwi sypialni Tomlinsona.
-Tommo, Jay przyjechał! – Kiedy nie otrzymałem odpowiedzi, zacząłem uderzać pięścią w powierzchnię używając coraz więcej siły, no bo jeśli się zdrzemnął muszę go obudzić.-Louis, do kurwy wychodź! – Wrzasnąłem na tyle ile pozwoliły mi siły w płucach. Zrezygnowany zbiegłem po schodach, aby po chwili usadowić się na jednym z foteli w towarzystwie kuzyna oraz tych ciot, którymi gardziłem.
-Gdzie jest Tomlinson? – Wycedził przez zaciśnięte zęby nasz zleceniodawca, mordując mnie przy okazji wzrokiem. Phi, że niby Wielki Zayn Malik miałby się tego przestraszyć?! Ten człowiek jest przezabawny, dlatego powinien pomyśleć nad pracą komika zamiast emerytury policjanta.
-Zaraz przyjdzie, daj chłopakowi chwilę czasu, masturbuje się. – Uśmiechnąłem się w najgłupszy sposób w jaki tylko potrafiłem, a kilka minut później na dół zbiegła Ness. Nerwowo przeczesała dłonią włosy i niemalże pobiegła do kuchni, zaraz za nią poszedł Stan. Nie minęło nawet sześćdziesiąt sekund, a oni zaczęli się wydzierać. Nie chciałem się wtrącać – mimo, że coś kazało mi ruszyć dupę i pójść zobaczyć co robią – bo nie mam do tego uprawnień, po za tym nie mam w planach chodzić z poharataną buźką. Dopiero w momencie, kiedy coś się stłukło wkroczyłem do akcji. Żwawym krokiem wszedłem do kuchni i przeleciałem po nich wzrokiem – Ness przerażona wpatrywała się kawałeczki potłuczonego kubka Tomlinsona, a Jeremy ściskał za jej nadgarstek, który powoli przybierał barwę fioletu. –Co tu się kurwa odpierdala?! –Wrzasnąłem zwracając tym samym ich uwagę na mnie.
-Zastanów się czy warto, Ness.- Po tych słowach ten kutas wyszedł, a Blondyneczka odetchnęła z ulgą. Schowała twarz w swoich drobnych rękach, którymi kilka sekund później przeczesała włosy głośno wzdychając.
-Wszystko gra? –Złapałem, a raczej chciałem złapać za jej dłoń w celu dodania jej otuchy oraz pokazania, że wspieram ją – w końcu Jer to psychol.
-T-tak, pewnie. Szufelka i zmiotka są tak gdzie zawsze? –Niepewnie przytaknąłem, a ona szybko wyjęła rzeczy, o które pytała i zaczęła sprzątać resztki kubka Supermana, który Louis dostał na urodziny od Danielle.
-Wiesz, że zawsze możesz mi powiedzieć. – Złapałem dziewczynę za ramię nie pozwalając tym samym odejść. Odwróciłem ją do siebie i spojrzałem prosto w oczy. –Może jestem przyjacielem Louisa, ale tobie też mogę pomóc, Ness wystarczy powiedzieć. – Powiedziałem pewnie, ale ona była zbyt przerażona faktem, że mogę oraz chcę jej udzielić pomocy.
-Okay. – Wzruszyła ramionami. –Ale wszystko jest w jak najlepszym porządku, Zayn. – Tsa, a ja jestem Chris Brown, już na pierwszy rzut oka widać, że laska rżnie głupa.
-Dobra, powiedzmy, że ci wierzę, ale w razie czego masz mój numer. – Przytaknęła, a później pobiegła do salonu. 
Boże, co ta dziewczyna robi ze swoim życiem? Jest taka głupia dając sobą manipulować Jeremy’ mu. Niech okaże trochę inicjatywy i pokaże mu z kim ma do czynienia – przecież to Nessela Donavan, która pobiła jakąś lalunię w klubie tylko dlatego, że podwalała się do jej faceta, a teraz jakaś ciota przesuwa nią jakby była pionkiem w szachach.
Poszedłem za nią do salonu, gdzie siedział już Tomlinson i mordował wzrokiem Stana, a Jay produkował się tłumacząc nam co mamy dla niego wynieść z konwoju wojskowego.   
-Wiesz już Tomlinson, co masz dla mnie zdobyć? – Lou przytakną nawet na niego nie patrząc.-Nie spieprz tego gówniarzu, bo wiesz o co toczy się stawka!
-Słyszałem. –Warknął. –A teraz wypierdalaj z mojego domu! – Wkurwiony Jay prychnął jedynie, a później wyszedł trzaskając z impetem drzwiami.
-O czym on mówił? – Ze zmarszczonymi brwiami popatrzyłem na blondyneczkę, która jako jedyna odważyła zabrać się głos.
-Nie twoja sprawa! – Louis uniósł się wielce, a później wstał i zbiegł po schodach do piwnicy. To oczywiste, że chłopak musi nieco wyluzować, przecież Weston grozi mu śmiercią tej laleczki, a on jest w sytuacji bez wyjścia – czyli podsumowując Louis jest tak samo posrany jak Ness.  
-Pójdę już. –Oznajmiła ze smutkiem, który szybko zmienił się w ton oziębłej suki, kiedy Jeremy wstał w celu odwiezienia jej do domu. Donavan trzasnęła drzwiami, a między nami zapanowała cisza, którą postanowiłem przerwać. Westchnąłem głośno, a potem wyjąłem z kieszeni paczkę fajek i zapaliłem jedną. Wypuściłem dym prosto w twarz Andersona, który teraz siedział przede mną na stole łapiąc się za głowę.
-Spieprzaj, cioto. – Warknął, a ja kulturalnie wstałem i wyszedłem bez słowa, po czym wsiadłem do samochodu oraz pojechałem na dalsze zwiady Ness.
Blondynka najpierw odebrała tą małą, później poszły na lodowisko, z którego wyszły po jakiś dwóch godzinach – jeszcze nigdy w swoim życiu tak cholernie się nie wynudziłem, a spędziłem cały dzień z Danielle na zakupach i u kosmetyczki. Odwiedziła jeszcze swój rodzinny dom i dopiero około siódmej wróciła do swojego mieszkania. Odczekałem jakieś pół godziny, a później wbiegłem na odpowiednie piętro i zadzwoniłem do drzwi. Nie musiałem długo czekać, żeby mi otworzyła, ale wyglądała jakby zobaczyła ducha.
-Co tu robisz, Zayn? – Jej głos delikatnie zadrżał jakby czegoś się obawiała, ale już moja w tym głowa, żeby wyśpiewała mi wszystko jak na spowiedzi.
-Nie zaprosisz mnie do środka? – Oparłem się dłonią o framugę drzwi i czekałem na jakąś reakcję z jej strony.
-To nie jest dobry pomysł.
-Czemu?!- Wrzasnąłem, ale pożałowałem tego w chwili kiedy mocno złapała i ścisnęła moje usta w dziobek. Nagle któreś z drzwi się otworzyły, a wyszła przez nie stara babcia w jakiejś zwiewnej halce – będę miał traumę do końca życia.
-Co się tutaj wyprawia, Nesselo?
-Pani Charlotte... – Szybko puściła moje wargi, a później naciągnęła koszulkę starając się zasłonić prawie nagi tyłek. –Ja…
-Kto to jest? – Wskazała na mnie.
-Zayn, Zayn Malik – Przedstawiłem się grzecznie i nawet podałem jej dłoń, ale zołza nawet nie uraczyła mnie głupim uśmiechem. Suka. –Jakiś problem? – Wzruszyłem ramionami.
-Tak, hałasujesz i panoszysz się jakbyś był u siebie. – Powiedziała z dumą, po czym wypięła klatkę jak pawica, mimo że wyglądem przypominała indora. Głupie, stare babsko!
-Cisza nocna zaczyna się o dziewiątej, po za tym mój tata jest właścicielem, dlatego z całym szacunkiem pani Charlotte proszę nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. –Wycedziła przez zaciśnięte zęby blond lala. –Zayn, idź już.
-Najpierw sobie porozmawiamy. – Objąłem ją ramieniem i wepchnąłem do pomieszczenia, a następnie zamknąłem drzwi. Zdjąłem buty, po czym chciałem pójść do salonu, ale Ness skutecznie mi to uniemożliwiła.
-Wyjdź stąd, proszę. – Jęknęła błagalnie.
-Czego ty się boisz? Ten chuj tutaj jest?!- To niemożliwe, żebym go nie zauważył, nie spuszczałem z oczu jej klatki nawet na… Cholera! Odwróciłem się tylko na minutę, żeby obczaić tyłek jednej z laseczek, które wracały… Skądś.
-Aladyn! – Moją uwagę przykuł pisk wydobywający się z ust szatynki. –Mamusiu, patrz to jest Aladyn! –Mała istotka wskazała na mnie swoją chudą rączką i zachichotała, co – muszę przyznać- było całkiem urocze.
-Darcey, możesz…
-Tak właściwie to Zayn, ale możesz mówić Aladyn. – Przeczesałem swoje włosy, które ostatnio trochę urosły więc wyglądem mogłem przypominać postać z bajki Disneya – w sumie nawet mojej ulubionej. Dziewczynka kolejny raz cichutko się zaśmiała. –Ness, zrób herbaty i porozmawiamy. – Dziewiętnastolatka wywróciła jedynie oczami, ale nie ruszyła się nawet na milimetr. –Dobrze wiesz, że nie ruszę się stąd dopóki ze mną nie porozmawiasz. – Jej wzrok powędrował na tego małego Skrzata, który swoimi dużymi niebieskimi patrzałkami przeszywał mnie na wskroś. –Przecież wiesz, że nic jej nie zrobię, nie jestem pedofilem, okay?
-Niech będzie. – Westchnęła, a później z lekkim zdenerwowaniem poszła do kuchni.
-Pooglądasz ze mną bajkę?
-Tsa, czemu nie? – Darcey złapała za mój nadgarstek – co trochę mnie zdziwiło, ponieważ dzieci w jej wieku są zazwyczaj nieśmiałe wobec obcych, a ona była bardzo otwarta – i zaprowadziła do salonu, gdzie pchnęła na sofę oraz usadowiła się obok. Złapała miskę z popcornem, którą ustawiła pomiędzy nami, po czym usiadła po turecku. Zdjąłem kurtkę, która – nie ukrywam – blokowała mi troche ruchy w podrzucaniu ziarenek kukurydzy oraz łapaniu jej ustami, a później już w spokoju wlepiałem oczy w telewizor. –Darcey? – Zapytałem, a moja towarzyszka przeniosła swoje spojrzenie na mnie. –Gdzie jest twój tata?
-Pracuje.
-Gdzie dokładnie? – Wzruszyła ramionami.
-Mamusia mówiła, że jest bardzo zajęty, ale to dobry człowiek, który bardzo mnie kocha. – Uśmiechnęła się leciutko, a później zmarszczyła brwi jakby nad czymś się zastanawiała. –Znasz mojego tatusia?
-Chyba tak, ale najpierw sam muszę się dowiedzieć. Jak będę coś wiedział to ci powiem, okay? –Szepnąłem, żeby tylko ta wariatka nie usłyszała, a później wystawiłem w kierunku Darcey mały paluszek, który uścisnęła swoim.
-Obietnica, obietnica. – Zaśpiewała, wywołując tak drobnym gestem u mnie śmiech.
-Zayn, chciałeś porozmawiać… - Przekręciłem głowę tylko po to, żeby zobaczyć stojącą w progu Ness. Szybko wstałem, ale zanim poszedłem do blondynki puściłem oczko jej córce, która kolejny raz zachichotała pod nosem.
Usiadłem naprzeciwko Donavan, na wysokim krześle barowym przy wyspie kuchennej i zgarnąłem kubek grzejąc na nim swoje ręce. Ooo tak, ciepełko!
-Więc? – Przerwała w końcu ciszę i popatrzyła na mnie znacząco.
-Więc, co?
-Jesteś tak głupi czy dopiero się robisz, Malik?- Warknęła poirytowana. W sumie to wyglądała nawet ślicznie, kiedy wyprowadzało się ją z równowagi, ale to laska mojego przyjaciela, dlatego muszę trzymać się od niej z daleka, bo to może źle się skończyć. –O czym chciałeś gadać?
-On ci grozi. – Stwierdziłem, na co Ness zmarszczyła zmieszana brwi.
-O czym ty…?
-Nie rób ze mnie debila, Ness! – Okay, przyznaję poniosło mnie, ale widać było na pierwszy rzut oka, iż cała sytuacja z Jeremy’ m wykańcza ją psychicznie.  Mogła zapierać się i wmawiać wszystkim dookoła, że jest inaczej oraz że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale ja wiedziałem. jaka jest prawda. Może teraz wyjdę na cieniasa, jeśli przyznam się do zwracania uwagi na tak drobne szczegóły jak obgryzione przez Donavan paznokcie, ale w obecnej chwili szczerze powiedziawszy mam na to wyjebane. Chyba się o nią martwię i chcę pomóc. Pragnę jej szczęścia… Jej i Louisa. –Jeremy ma coś na ciebie, tak jak Jay na Tomlinsona.
-Czym on mu grozi?
-Chcesz odpowiedzi, co?- Kiwnąłem głową w jej kierunku z chytrym uśmieszkiem, na co pokiwała ochoczo. –Cóż… Ja też, więc zacznij mówić, najpierw chcę wiedzieć, czy ten Skrzat to dziecko Louisa?
-Nie. – Odparła hardo, dlatego uniosłem brwi.
-Okay, to może inaczej… Z kim jeszcze się przespałaś?
-Czy ty jesteś normalny, Zayn? – Zapytała bardzo wolno, a jej oczy biły we mnie piorunami. –Nie będę ci się spowiadać z mojego życia intymnego, jestem przyzwoitą dziewczyną.
-Czyli Louis jest ojcem, dobra jedźmy dalej: Stan, czego od ciebie chce i czym szantażuje?
-Jesteś niemożliwy. – Pokiwała głową z dezaprobatą na boki. –Przecież mówię, że…
-Jer, kobieto. Teraz rozmawiamy o tym kutasie. – Wskazałem na nią palcem, dając jej tym samym sygnał, żeby zaczęła mówić. Uniosłem kubek do ust, a później upiłem łyka, którego później pożałowałem, ponieważ oparzyłem się w język. Syknąłem z bólu, na co ta laleczka zachichotała. –Tsa, bardzo śmieszne, Ness. – Warknąłem lekko zły… Właściwie to nie byłem na nią zły, ale przecież nie mogłem pokazywać, że w jakiś sposób mi zależy na relacji z nią – to dziewczyna Lou.
-To się nazywa karma, Zayn. – Uśmiechnęła się słodko, dlatego nie mogłem się powstrzymać od odwzajemnienia tego drobnego gestu. –On nie może wiedzieć. – Dodała po chwili bardzo poważnym tonem.
-Kto? – Domyśliłem się, że chodzi o naszą rozmowę i nawet wiedziałem, o który ze szczegółów, ale nie miałem pojęcia kto ma się nie dowiedzieć: Louis czy ta szuja Stan?
-Louis, Jeremy… - Westchnęła z bezsilności, po czym zasłoniła sobie twarz dłońmi opierając łokcie na blacie.
-Powiedz mi, a pomogę. Ness przyrzekam, że nic wam się nie stanie, tylko błagam powiedz mi. – Delikatnie dotknąłem jej ręki, którą chwilę później ułożyła na powierzchni wyspy kuchennej i dalej trzymając jej kończynę pocierałem kciukiem wierzch w celu dodania dziewczynie otuchy. Chciałem, żeby wiedziała, że przy mnie nie grozi jej niebezpieczeństwo.
-To nie jest takie proste Zayn, jak mogłoby się wydawać. – Jej głos powoli zaczynał się łamać, a to świadczyło jedynie o płaczu, który był nieunikniony w tej sytuacji. –Jeśli Jer dowie się, że z tobą rozmawiałam, zabije Darcey. – Wyprostowałem się, a moje mięśnie się napięły. Ta mała to przecież dzieciak, a ten chuj grozi jej śmiercią?! Co za jebany kutas, gdyby miał chociaż jaja, żeby rozegrać to w inny sposób… Ale przecież ta ciota zawsze używa tych banalnych sposobów, żeby osiągnąć cel. Skurwiel i masochista – tym właśnie jest. –Jeśli on dowie się, że to dziecko tego posrańca… Mam tylko ją i nie chcę jej stracić, Zayn. – Słone kropelki zaczęły spływać po jej zaróżowionych policzkach i może okażę się strasznym chujem jak przyznam, że w tej chwili wyglądała naprawdę prześlicznie, bo to w końcu cholerna dziewczyna mojego przyjaciela, do której czuję nieodpartą chęć pomagania oraz zapewnienia jej pieprzonego poczucia bezpieczeństwa, ale nie dbam o to. –Louis nie może wiedzieć, bo dobrze wiesz jaki jest ten cholerny dzieciak - będzie się mścił, a ja nie chcę, żeby znów wpakował się w jakieś gówno. Błagam, obiecaj, że nic mu nie powiesz. – Teraz to ona ścisnęła moje palce i oczekiwała odpowiedzi. Cholera jasna!
-On powinien wiedzieć… -Zacząłem, ale kiedy spojrzała na mnie tymi maślanymi oczami najzwyczajniej w świecie wymiękłem. –Nie powiem mu. – Na jej czerwoniutkiej buźce pojawiła się ulga oraz w pewnym sensie radość.
-Teraz twoja kolej, dlaczego Louis znowu pracuje dla Westona?
-Nie wiesz tego ode mnie, jasne? – Szybko przytaknęła na moje słowa. –On chce cię zabić. – Jej palce zacisnęły się na mojej dłoni - którą ku mojemu zdziwieniu nadal trzymała – i powoli zaczęły odcinać dopływ krwi. –Nie dam… Nie pozwolę cie skrzywdzić, Ness rozumiesz? – Drugą ręką uniosłem jej podbródek, żeby na mnie spojrzała, a kiedy już to zrobiła dostrzegłem jak bardzo ta dziewczyna cierpi.
Było mi jej naprawdę szkoda – tyle przeszła i tyle wycierpiała przez Tomlinsona, a na dodatek musiała samotnie wychowywać dziecko… Naprawdę ją podziwiam. Jest silną kobietą, która czasem jest zbyt dumna by poprosić o pomoc, ale czasem trzeba przełknąć dumę i pozwolić drugiej osobie zacząć działać w celu udzielenia pomocnej dłoni i wyciągnięcia z dołka.
Byłem gotowy rzucić wszystko i pomóc jej w każdej chwili, a jedyną rzeczą jaką oczekiwałem było tylko cholerne pozwolenie. Nie chciałem robić czegoś w brew niej, bo zwyczajnie nie chcę mieć w niej wroga – ona mi ufa, a ja tego nie spieprzę… Nie chcę żeby mnie nienawidziła, wolę jak się do mnie uśmiecha, nawet jeśli robi to przez łzy.
-Możesz coś dla mnie zrobić? – Pociągnęła noskiem przez co wyglądała jak mały puchaty królik. Mówiłem, że jest urocza?
-Jasne, co tylko chcesz. – Wzruszyłem ramionami pewny swojej wypowiedzi. Mam jednak nadzieję, że nie każde mi teraz rzucić się z balkonu – chociaż wątpię, żeby była to tego zdolna.
-Przytulisz mnie? - Bez  słowa wstałem i obeszłam blat stając przed nią. Rozłożyłem lekko ramiona, a ona szybko poderwała się z krzesła w wtuliła mocno w moją klatkę piersiową.
Była to dla mnie zupełnie nowa sytuacja, ponieważ zawsze byłem w relacjach z dziewczynami, w których tylko je pieprzę – nigdy nie byłem pocieszycielem, słuchaczem oraz ramieniem do płakania. Uczucie, które teraz mnie wypełniało było… Całkiem przyjemne. Mógłbym powiedzieć, że wręcz polubiłem je od razu.
Niepewnie objąłem ją zamykając tym samym w uścisku. Jej chude ręce zaciskały się w piąstki na mojej koszulce, a ja swoimi delikatnie, ale nadal pewnie ją trzymałem. Pozwoliłem sobie oprzeć brodę o czubek jej głowy i raz nawet – pod wpływem impulsu, oczywiście – pocałowałem jej blond czerep.
Nie wiem jak długo staliśmy w ten sposób, bo straciłem rachubę czasu po jakiś dwóch minutach, jednak przerwał nam mój telefon. Ness niechętnie odsunęła się ode mnie, co mogłem wywnioskować po grymasie na jej nadal purpurowej buźce, a ja wyjąłem z kieszeni swoją komórkę. Spojrzałem na aparat, gdzie na wyświetlaczu widniało zdjęcie Louisa.
-Przepraszam. – Posłałem jej lekki uśmiech, a późnej podszedłem do okna odbierając. –Mów stary.- Odparłem pewnie, dokładnie wpatrując się w widok za oknem.
Na ulicy nie było żywej duszy, a światło dawały latarnie. Pod jedną z nich stała jakaś zakapturzona postać i mógłbym dać sobie palce uciąć, że gapiła się prosto na mnie. Co do cholery?!
-Kurwa, Malik miałeś być na Street Fight i mnie wspierać, a ty się kurwa z dziwkami bujasz! – Tommo starał się przekrzyczeć gwar, który go otaczał co świadczyło tylko o jednym, a mianowicie, że to nie on teraz stoi nonszalancko oparty o stalowy filar i obserwuje mieszkanie Ness.
-Zaraz będę, nie unoś się, cioto. – Mruknąłem, nadal starając się rozpoznać osobnika w czarnym ubiorze.
-Chowaj kutasa do majtek i zaraz cie tu widzę. – Przewróciłem oczami na jego słowa.
-Od kiedy interesuje cie gdzie pcham kutasa, a gdzie nie, Tomlinson? – Powoli spuściłem jasnozieloną roletę, a później odwróciłem się przodem do blondynki, która uważnie mnie obserwowała.
-Od kiedy sprowadziłeś mi do domu córkę tego chuja McKibben’ a, Shirley.
-To Stacy, kretynie. – Mruknąłem zażenowany jego tokiem myślenia oraz pamięcią do imion. Co za oszołom.
-Chyba wiem jak ma na imię ta dziwka! Nie pouczaj mnie i nie wkurwiaj dobrze wiesz, że nie mam dzisiaj humoru przez tego skurwiela, który lizał się z moją dziewczyną. – Wycedził przez zaciśnięte zęby, a ja tylko mogłem wyobrazić sobie jak mocno zaciska powieki starając wybić sobie ten obraz z głowy. –Tak czy inaczej, za ile będziesz?
-Za jakieś trzydzieści minut, narwańcu. – Rozłączyłem się nawet nie czekając na jego odpowiedź.
Znam go od sześciu lat – wiem, że jak się nakręci to potrafi gadać dłużej niż jakaś nastolatka ze swoją przyjaciółką o jakiś pierdołach tylko, że Tommo napierdalał o tym jak bardzo dana rzecz go wkurwiła, co miał ochotę wtedy zrobić, ale powstrzymał się oraz jak zamierza się zemścić, a najgorsze jest to, iż w domu na nowo opowiadałby mi o tym samym. Nie jestem tępy i wbrew pozorom zrozumiem za pierwszym razem… Niespodzianka, Zayn Malik jest rozgarnięty!
Mój wzrok automatycznie przeniósł się na blondynkę, która opierała się tyłkiem o blat i nerwowo zagryzała wargę, nawet na moment nie spuszczając ze mnie swojego przenikliwego spojrzenia. Podszedłem bliżej niej, a po drodze złapałem za puste kubki po naparze ziołowym i włożyłem je do zmywarki.
-Muszę spadać, na razie, Ness. – Pochyliłem się nad nią i szybko musnąłem jej policzek, co ku mojemu zdziwieniu przyjęła z leciutkim uśmiechem.
-Okay. – Mruknęła, a później poszliśmy do salonu, gdzie zostawiłem kurtkę. –Darcey. – Westchnęła, kiedy zobaczyła śpiącą szatynkę na mojej czarnej skórze. Powoli uniosła dziecko, które bezwładnie oparło się na jej lewym barku, a później odprowadziła mnie do drzwi.
-Ness… - Zacząłem, ale zawahałem się, jednak po chwili znowu zacząłem mówić: -Zamknij drzwi i nie otwieraj nikomu. – Zmarszczyła brwi w geście niezrozumienia. –Jakiś typek gapił się na twoje okno.
-Och. – Wymsknęło jej się z ust. Złapałem za jej bark i pochyliłem nieco, aby móc spojrzeć jej w oczy. Jezu, jakie ona miała przepiękne tęczówki...
-W razie czego dzwoń, przyjadę najszybciej jak będę mógł. – Przytaknęła, a ja puściłem jej oczko i odwróciłem się na pięcie w celu wyjścia, jednak przypomniałem sobie jeszcze jedną rzecz, o której musiałem jej nadmienić. –Och, i Ness, możesz być spokojna nie powiem mu. – Postawiłem pierwszy krok po za próg, ale zostałem szarpnięty w tył. Spojrzałem zdezorientowany na Donavan, która miała ten sam wyraz twarzy co ja.
-Dobranoc, Aladynie. – Mały uśmiech zawitał na moich ustach na dźwięk jej zachrypniętego głosiku. Poczochrałem włosy Darcey, która niezadowolona zamruczała wywołując chichot Ness.
-Jeszcze raz dziękuję, Zayn. – Blondynka wspięła się na palce i cmoknęła mnie w policzek zostawiając na nim mokry ślad, a w moim wnętrzu dziwne uczucie… Ciepła? Co się, do chuja ze mną dzieje?!
-Nie ma za co, zamknij drzwi. – Potrząsnęła głową dając mi do zrozumienia, że przyjęła do wiadomości moją przestrogę, a ja już w spokoju opuściłem jej mieszkanie. Dziewiętnastolatka zamknęła od razu drzwi i przekręciła klucz w zamku. Zbiegłem po schodach, po czym wyszedłem z klatki schodowej i wsiadłem do samochodu. Uruchomiłem silnik, a później odjechałem z piskiem opon. W szybkim tempie zmieniałem biegi dodając coraz więcej gazu. Licznik wskazywał już sto trzydzieści kilometrów na godzinę, ale nadal jechałem za wolno.
Pod domem byłem po jakiś dziesięciu minutach. Niczym błyskawica wyskoczyłem z wozu Liama tylko po to, żeby wsiąść do swojej czarnej Audicy i znowu ruszyć w drogę tym razem w kierunku dzielnicy, gdzie odbywało się Street Fight.
Na miejscu byłem dokładnie w chwili, kiedy Louis wykonał ostateczny cios i znokautował jakiegoś blondaska, który opadł bezładnie na zimny asfalt. Tomlinson w pośpiechu ubrał swoją granatową bluzę i stanął obok mnie.
-Gdzie byłeś? – Zapytał spokojnie.
-Śledziłem Stana, a potem Stana i twoją dupcię. – Wzruszyłem ramionami.
-Dowiedziałeś się czegoś konkretnego? – Zaprzeczyłem kiwając głową kilkakrotnie na boki. –Zakurwię tego chuja, jeśli tylko ją skrzywdzi. – Wycedził przez zaciśnięte zęby, a potem poszedł w stronę swojego porsche.
-Tsa, ja też. – Mruknąłem i poszedłem za przykładem przyjaciela kierując się z powrotem do mojego cacka, po drodze jednak zaczepiła mnie jakaś blondynka o brązowych oczach, dlatego jak na kulturalnego oraz dobrze wychowanego człowieka przystało zabrałem ją do samochodu. Przekręciłem kluczyk w stacyjce, ale zanim zdążyłem ruszyć mój telefon wydał dźwięk przychodzącej wiadomości. Kliknąłem kopertę w celu odczytania SMSa, a kiedy zlustrowałem pierwsze słowa mój puls przyśpieszył:
Od: nieznane
Z dziewczyną przyjaciela? Myślałem, że masz więcej klasy, ale… Zamierzasz powiedzieć mu, że ma córkę? Czy może sam zaczniesz robić, jako weekendowy tatuś? Mam do ciebie radę PILNUJ TEJ BLONDYNECZKI I MAŁEGO SKRZATA, BO MOŻE STAĆ IM SIĘ KRZYWDA… Nie straszę cie, ale wiesz… WYPADKI CHODZĄ PO LUDZIACH 
Z
 _______________________________________
Okay, dziś przybywam dla was z rozdziałem z perspektywy Zayna, który OFICJALNIE jest jednym z głównych bohaterów, dlatego niezwłocznie odsyłam was do zakładki "Bohaterowie" aby zapoznać się z jego osobą + pojawiły się dwie nowe postacie tj. Nasza przeurocza Sharon, która z grzecznej i przykładnej córeczki tatusia stała się zdzirą oraz zupełnie nowa Donie, która będzie miała znaczny udział w Errorze. 
Druga sprawa - właściwie to chyba cały czas ją poruszam i powoli już nawet mnie zaczyna to nieźle wkurzać oraz nudzić - KOMENTARZE. Nie, no ale teraz tak poważnie ludzie, obserwuje 49 osób, tak? To może, no nie wiem... Jakoś połowa zaczęłaby komentować? Rozdziały nie pojawiają się z jakimś wielkim opóźnieniem i zakładam, że każdy czyta - chyba, że nie... Nie ważne zresztą, NIE CHCĘ WYJŚĆ NA ZOŁZĘ I NIEWDZIĘCZNICĘ, BO NIE MACIE POSRANEGO OBOWIĄZKU, ŻEBY TO CZYTAĆ, ALE TO MNIE CHOLERNIE MOTYWUJE I PRZELEWA SIĘ NA KOLEJNE ROZDZIAŁY - Aprops rozdziału mi się cholernie podoba i to WASZA zasługa i waszych komentarzy. To naprawdę nie zajmuje tak cholernie dużo czasu, po za tym możecie wstawić chociażby głupią emotikonkę typu ;) lub ;( podobało się, albo nie...
Okay, dobra koniec stypy!! 
Dziękuję osobą, które regularnie komentują niesamowicie was kocham i to głównie wasza zasługa, że mam taką dużą wenę i powstają takie rozdziały (które wcale nie są jakąś wielką rewelację, ale wam się chyba podobają... Raczej nie czytalibyście, gdyby było inaczej i nie komentowalibyście... Nie ważne!!). 
To chyba... Nie! Stop!! 
NOWE ROZDZIAŁY - takowe pojawiając się co tydzień jak już pewnie zdążyliście zauważyć lub przeczytać po prawej stronie zaraz pod stronami w okienku zatytułowanym UWAGA!   
Okay, to tyle - ostatecznie już, hahahah....
Buźka, miśki i do niedzieli ;**