niedziela, 24 kwietnia 2016

XXXVI. BLUE



Olivia Diana Malik odpowiedź na twój komentarz w notce pod rozdziałem lub tym, co go przypomina... 


„Najgorsze jest to kiedy kogoś kochasz i nagle dociera do Ciebie, że już nigdy go nie zobaczysz, nie usłyszysz. Że umrzesz w jego sercu, zginiesz we wspomnieniach.”


Ness

Stoję przed lustrem w sypialni w pudrowym staniku oraz czarnych spodniach z dresu. Moje włosy sięgają za piersi i lekko się kręcą. Przyglądam się swojemu odbiciu, ale nie poświęcam uwagi mojej twarzy, piersiom, nogom i też tyłkowi. Nie. Przyglądam się mojemu zaokrąglonemu brzuszkowi, który delikatnie gładzę dłonią.
W odbiciu zauważam stojącego za mną wysokiego mężczyznę, który niepewnie do mnie podchodzi, żeby w ostateczności objąć mnie ramionami w pasie i przyciągnąć moje plecy do swojego gorącego torsu. Swoimi dużymi dłońmi chwyta za moje i zaczyna muskać ustami moje nagie ramię, oczywiście wcześniej odgarną moje włosy na prawy bark.
- Niesamowicie mnie kręcisz, Nessie – mruczy mi do ucha i przygryza jego płatek, na co z mojego gardła wydobywa się mruknięcie. – Chciałbym cię uszczęśliwić – kontynuuje, a jego dłoń wsuwa się za gumkę moich spodni, a ja wstrzymuję oddech. – A fakt, że nie masz majtek uszczęśliwia mnie, Maleńka – chichota, kiedy jego sprawne palce gładzą moje pachwiny.
Moje tętno przyśpiesza i moją pierwszą myślą jest powstrzymanie go, ale z drugiej strony… dlaczego miałabym tego nie robić, skoro moja córeczka jest u Jake’ a. Mogę sobie pozwolić na chwilę przyjemności z moim chłopakiem. Mogę żyć chwilą i dać się ponieść. Mogę pozwolić, żeby Zayn zabrał mnie do innego świata.
- Zapomnisz nawet o Maliku – szepcze do mojego ucha, a ja momentalnie sztywnieję.
Jak to „zapomnę nawet o Maliku”?! Przecież…
Szybko odrywam się  i mało co nie krzyczę przerażona, kiedy widzę osobę stojącą przede mną. I na sto procent nie jest to Zayn! To znaczy tak, mężczyzna ma ciemniejszą karnację, ale jego oczy są niebieskie, a włosy jasnobrązowe. To wysoki i umięśniony szatyn, którego ramiona są pokryte kilkoma tatuażami. I nie ma na sobie koszulki! Jest w samych dresach, ale niczego pod nimi nie ma, co wnioskuję po tym, że są nisko opuszczone i widzę włoski pod jego brzuchem.
- Co jest, Nessie? – pyta zdezorientowany i stawia pierwszy krok w moim kierunku, dlatego instynktownie się cofam. I robię to tak długo, aż nie wpadnę na ścianę. – Zawsze byłaś tylko moja – szepcze do mojego ucha, kiedy napiera na mnie swoimi biodrami. – Zayn po prostu się przypałętał, ale zawsze to robił, więc… Musisz się wreszcie pogodzić, że mu się znudziłaś, a ja będę na zawsze – mówi, a ja kiwam głową na boki coraz szybciej i w ostateczności odpycham go z całej siły od siebie.
- Zamknij ryj, Louis! Gówno wiesz, a pierdolisz najwięcej – krzyczę na tyle głośno, że słyszę dźwięk swojego głosy, który odbija się echem po moim mieszkaniu.
~`*`~
Kolejny raz budzi mnie ból głowy, a kiedy otwieram oczy, jasne światło mnie razi. Ciaśniej przyciągam kolana do klatki piersiowej i obejmuję je ramionami. Przede mną stoi prawdopodobnie Zack i jakaś dziewczyna. Nie wiem, która z byłych mojego chłopaka to jest, ponieważ obraz jest nieco rozmyty.
- Trzymasz się jakoś, Blondyneczko? – drwi ze mnie Zack, który przykuca obok i gładzi palcami mój policzek, ale nie chcę, żeby to robił, dlatego próbuję się odsunąć. – Gdzie twój bohater? – Nie odpowiadam. – Wrócę jutro, dlatego proszę, nie denerwuj Ally ani Donie, bo to może się źle dla ciebie skończyć, rozumiesz?
- Będzie jeszcze gorzej niż teraz? – prycham i patrzę na niego z kpiną.
Czyli co? Pobiją mnie jeszcze bardziej, wyśmieją, poniżą i tyle? Donie znowu da mi jakieś proszki nasenne, kiedy zacznę przesadzać? Czy on myśli, że to jest dla mnie aż tak straszne? Wolałabym, żeby mnie zabiły niżeli miałabym znowu oglądać jego zakłamaną gębę, której tak bardzo nienawidzę.
- Blondyneczko – cedzi przez zaciśnięte zęby i mocno ściska moją szczękę. – Kiedy wreszcie wbijesz sobie do tej ślicznej główki, że ja nie jestem, taki jak Malik i nie będę tolerował twojej sukowatej natury.
- Nie ma takiego słowa jak sukowata, geniuszu – parskam, po czym wywracam oczami.
- O tym właśnie mówię, Blondyneczko. Zachowujesz się jak przemądrzała suka – podsumowuje, po czym wstaje i wychodzi trzaskając drzwiami.
Baczenie przyglądam się różowowłosej i jej równie tępej koleżance. Obie mają chytre uśmieszki, i wiem, że to nie wróży niczego dobrego dla mnie. Siedzę cicho, kiedy obie siadają po moich bokach. Czuję strach, ale staram się go nie okazywać, bo za niedługo Zayn mnie znajdzie. Bo znajdzie, prawda?
- Rozmawiałam kilka dni temu z twoim chłopakiem. – Podejmuje temat Ally, a ja się spinam. Po jakiego diabła z nim rozmawiała?! Niech sobie znajdzie kogoś innego, bo on jest mój i nie oddam go już nikomu! – Właściwie seksu nie można nazwać rozmową – mruczy pod nosem, a ja czuję narastającą wściekłość.
- Kłamiesz – cedzę przez zaciśnięte zęby. – Zayn taki nie jest.
- Znam go od dziecka, słoneczko – cmoka w powietrzu, a potem wskazuje na swoją szyję, gdzie jest kilka czerwonych plamek. – Sama bym sobie chyba tego nie zrobiła, nie sądzisz? – Patrzy na mnie wyczekując odpowiedzi, a w jej oczach błyszczy rozbawienie. W moich powiekach zaczynają zbierać się łezki, które staram się tamować. – Naprawdę myślałaś, że ktoś taki jak Malik będzie wierny tylko jednej dziewczynie i to w dodatku takiej, która złapała go na dziecko? – drwi ze mnie, dlatego zagryzam dolną wargę, która zaczęła mi niekontrolowanie drżeć.
Nie płacz, idiotko! Nie okazuj słabości! Te zdziry tylko na to liczą!
- Jesteś naprawdę naiwna, Blondyneczko – parska śmiechem Donie. – Dziwne jest to, że ona mówił tak również do mnie i Ally, nie sądzisz, Blondyneczko?
- Ani trochę – odpowiada za mnie Allison. – On tak mówił do każdej, bo lubi mydlić laską oczy. – Wzrusza barkami. – Ostatnio pytał, czy faktycznie mi na nim zależy, a kiedy powiedziałam, że tak to mnie przeleciał – mówi obojętnie, a mnie ogarnia furia. Zaciskam dłonie w pięści i szczypię swoje łydki.
Nienawidzę jej. Z całego serca nienawidzę Allison Mongomery za to, że cały czas wtrąca się w życie moje i Zayna, i skutecznie wychodzi jej skłócanie nas.
- Jesteś pewna, że nie był to Zack, albo inny dziwkarz? – pytam obojętnie, a kilka sekund później czuję pieczenie na policzku, ale jest one niczym w porównaniu z nacięciem obojczyka, które zrobiła Donie wczoraj, kiedy powiedziałam jej, że Malik się jej brzydzi.
- Nie pozwalaj sobie, Ness – warczy, po czym wstaje i otrzepuje swoje szorty. – To, że Zack chce cię mieć żywą nie powstrzyma mnie od wpakowania ci kulki w łeb, jarzysz?
- Tyle, że nawet zabicie mnie nie sprawi, że Zayn do ciebie wróci – odpyskuję obojętnie, a potem czuję ukłucie. Moje powieki są coraz cięższe i tak bardzo chce mi się spać… Ostatnią rzeczą, którą widzę jest Donie, która próbuje uspokoić tą szmatę.
~`*`~
Głośna muzyka w stylu house, a dokładniej to Animals Martina Garrixa dudni mi w uszach. Wiem, że jestem w klubie. Widzę to. Jest tutaj pełno ludzi, którzy tańczą, piją lub po prostu przyglądają się całej reszcie z balkonów. Przedzieram się przez tłum. Szukam kogoś znajomego, ale nikogo nie rozpoznaję. Krążę po klubie i sama nie wiem, czego, a raczej kogo tak naprawdę szukam. Zayna? Marisy? Adama? Matta? Danielle? A może Liama?
Co ja do diabła tutaj robię? Przecież byłam w jakiejś piwnicy zamknięta przez tego maniaka, więc jakim cudem teraz jestem tutaj?
Postanawiam, że pójdę do baru, żeby się czegoś napić. Zauważam wolne krzesełko, dlatego szybko je zajmuję, a po chwili przychodzi jakiś barman.
- Co dla ciebie?
- Wodę – proszę i lekko się uśmiecham.
- Żartujesz? – parska śmiechem.
- A wyglądam?
- No w sumie nie, ale czemu nie chcesz niczego innego?
- Bo jestem w ciąży? – pytam retorycznie, a blondyn wyszczerza oczy.
- Który tydzień?
- Tydzień?
- Jesteś płaska jak deska – tłumaczy, a ja odruchowo chwytam się za mój okrągły… Gdzie do diabła jest mój brzuch?! – Nadal twierdzisz, że jesteś w ciąży?
- Daję słowo, że to był trzeci miesiąc. – Blondyn patrzy na mnie jak na skończoną idiotkę, a ja tłumaczę się jakbym popełniła niewybaczalny błąd.
Dlaczego jestem idiotkę i tłumaczę się przed obcym kolesiem, którego pewnie już nigdy w życiu nie spotkam?
- To chcesz tą tequilę czy nie?
- Nie – protestuję. – Chcę wody. – Barman kręci głową z niedowierzaniem na boki, ale w ostateczności dostaję mój upragniony napój.
Piję go bardzo powoli i nie mogę powstrzymać się od podziwiania tyka barmana, który w tych obcisłych jeansach jest całkiem… seksowny. Ale przecież to nic złego patrzeć! Faceci będący w związkach też oglądają się za mijanymi na ulicy dziewczynami. Patrzą na ich nogi, tyłki, piersi… Więc nie robię niczego złego!
- Ness? – Słyszę za sobą dobrze znany mi głos, dlatego się odwracam.
- Matt, a co ty tutaj robisz? – pytam zdezorientowana widokiem przyjaciela.
- Malik ci nie mówił, że jest impreza? – Marszczę brwi. – Rozumiem, że jest zły, bo znowu poroniłaś, ale byłem pewien, że ci powiedział.
- Przecież ja jestem w ciąży, geniuszu. Wcale nie poroniłam! – Próbuję przekrzyczeć muzykę, ale to tylko pozory, bo chciałam się unieść.
- Bierzesz te tabletki, które przepisał terapeuta?
- Do cholery, o czym ty człowieku mówisz, huh? – warczę i krzyżuję ramiona pod piersiami.
- O tym, że miesiąc temu poroniłaś. Zayn zabrał cię do psychologa, bo zaczęłaś świrować.
- To nie prawda i wiesz o tym, Matt – mówię pewnie.
- Serio? – Dlaczego on ze mną rozmawia jak z wariatką?!
- Gdzie jest Zayn? – Anderson kiwa głową na znak, że mi nie powie, dlatego wymijam go i teraz idę na pierwsze piętro klubu, gdzie znajdują się loże, i gnie nie jest tak tłoczno.
I nareszcie go widzę. Siedzi tam razem z Liamem, Danielle i jakąś larwą, która oblega jego kolana i ślini mu szyję. Co jest w tym wszystkim najlepsze? Że Zayn nie ma w planach jej nawet odepchnąć, mało tego! Malik jest szczęśliwy z tego powodu!
- Czy ty jesteś normalny? – pytam, kiedy staję naprzeciwko niego. Mój facet ma cholerne szczęście, że dzieli nas ten przeklęty stolik i zdzira na jego kolanach. – Zayn, do kurwy nędzy mówię do ciebie, kutasie! – wołam i dopiero tym zwracam na siebie uwagę mulata.
- Znowu ty? – wzdycha zmęczony, a potem nieco się krzywi, kiedy się prostuje. – Ness, miałaś siedzieć w domu.
- A ty byś ją pieprzył? – sugeruję, ale spotyka się to tylko z wywróceniem oczami.
- Zjeżdżaj, Blondyneczko. – Ten głos… Znam ten cholerny głos.
- Naprawdę jesteś na tyle zdesperowany, że zaczynać grę wstępną ze swoją ex?
- Przeszkadzasz nam, Blondyneczko.
- Zamknij gębę, Allison - warczę pełna furii. – A ty miej choć trochę klasy i zdejmij ją z kolan jak rozmawiasz ze mną!
I Zayn spełnia moją prośbę, ale żałuję, że tego chciałam. Nie miałam pojęcia, że właśnie go pieprzyła, a już w szczególności nie chciałam widzieć penisa mojego chłopaka. Nie panuję nad sobą i działam pod wpływem adrenaliny, kiedy chwytam ją za te tandetne różowe kudły i wytarguję z loży.
- Jesteś podłą zdzirą, Allison! – krzyczę i szarpię za jej włosy, a Mongomery piszczy. Powstrzymuje mnie dopiero Matt, ponieważ Malik woli zająć się tą suką. – Nienawidzę cię z całego serca, Zayn – cedzę przez zaciśnięte zęby z powagą w głosie.
- I vice versa.
~`*`~
Przerażona otwieram oczy. Jestem spocona. I mam brzuch, co znaczy tyle, że to był tylko głupi i niedorzeczny koszmar, bo Zayn nie przeleciałby tej szmaty. Kocham go i ufam mu, tym samym nie wierzę Allison w te pomówienia, że kilka dni temu skończyła pod moim chłopakiem. No, chyba, że to jej się przyśniło, bo tylko w taką wersję jestem w stanie uwierzyć. Poza tym Malik po mnie przyjdzie, przecież mnie kocha. Kocha mnie, prawda?
Nie wyobrażam sobie życia bez tego kochanego idioty. Nie chcę nawet przyjąć do świadomości opcji, że mogłabym go i Darcey już nigdy nie zobaczyć. Przecież w tych wszystkich głupich filmach zawsze zwycięża dobro, dlatego wiem, że Zayn mnie znajdzie, a potem wrócimy oboje do naszego nowego domu, gdzie będziemy żyć długo i szczęśliwie. 
___________________________________
Staram się wrócić w stu procentach, ale chyba marnie mi to wychodzi, czego przykładem jest ten rozdział... 
Przepraszam, okay?? Nadal mam trochę problemów i staram się wszystko uporządkować... ale nie mam nawet siły myśleć o tym ff, kiedy mam tyle rzeczy do nadrobienia w szkole. Dajcie mi czas do maja, kiedy zacznę praktyki. Po majówce spróbuję spiąć tyłek i wrócić z kopem. 
Tak, czy inaczej... 
dziękuję wam za wsparcie ♥ 
Olivia Diana Malik możesz pisać do mnie na gg  53723403
See ya soon!! ;** 

ps. 

niedziela, 17 kwietnia 2016

XXXV. All of Me + wyjaśnienia

No, heej?? *wchodzi nieśmiało i z zawstydzeniem*  

Wiem, że wiele osób z was mnie teraz nienawidzi i naprawdę nie mam wam tego za złe, bo zachowałam się podle, jak suka (tak anonimku do ciebie mówię, ale nie martw się - twój komentarz wcale mnie "nie dotknął"). 

Prawda jest taka, że (wbrew pozorom wszystkich dorosłych czyt. rodziców) życie nastolatków wcale nie jest proste. Miałam pewne problemy osobiste i naprawę brak siły na nic, więc nawet nie wchodziłam na bloggera, mało tego całkowicie się wylogowałam. Wróciłam dopiero kilka dni temu i naprawdę dotarło do mnie, że was zawiodłam. Brak jakiegokolwiek kontaktu czy żyję, kiedy wgl będzie rozdział i czy wgl będzie... 

Chodzi mi o to, że jestem dość specyficzną osobą, bo nikt nie ma pojęcia o tym, że dziewczyna, która zawsze się śmieje, żartuje ze wszystkiego i wszystkich, jest tak naprawdę zagubioną nastolatką, która nie rozumie i wręcz boi się otaczającego ją świata. 

Tak, boję się. Tak, jestem cholernym tchórzem i nie potrafię walczyć o swoje i nigdy nie umiałam. Udaję twardą, ale jestem miękka piórko. Jestem żałosna i beznadziejna, ale zdążyłam już do tego przywyknąć, tak jak do moich załamań nerwowych, ale jak twierdzą wszyscy zawsze "bagatelizuję" sprawę i nie mam problemów... -.- Cóż... Ale jestem w stosunku dla innych zła, wredna, mówię co myślę (potem, czasami żałuję, ale przeważnie... zawsze nie żałuję), myślę tylko o sobie i o tym, żebym miała wszystko, czego zechcę, ale jeśli nie wyjdzie mi za pierwszym razem to rzucam to w kąt i zapominam, bo tak jest łatwiej, WIĘC, TAK JESTEM WREDNĄ SUKĄ, ANONIMKU, ALE WIESZ DLACZEGO?? BO WREDNE SUKI ZAWSZE DOSTAJĄ, CO ZECHCĄ, A TO JEST DLA CIEBIE >for anonimek ♥♥♥ ;**<    I DLA TWOJEJ WIADOMOŚCI JA NAPRAWDĘ NIE KAŻĘ CI CZYTAĆ TEGO NUDNEGO JAK FLAKI Z OLEJEM OPOWIADANIA! ROBISZ TO SAMA, BO GDYBYŚ FAKTYCZNIE MIAŁA JAK TWIERDZISZ WYJEBANE TO BYŚ MIAŁA WYJEBANE, I NIE MÓWIŁABYŚ O TYM, BO BYŚ MIAŁA WYJEBANE. TRUE STORY... ;)

Nie chcę, żeby wyglądało to jak jakaś żałosna próba usprawiedliwień i nie chcę też waszych pocieszeń. Nie zrozumcie mnie źle, ale nie chcę litości jestem dużą dziewczyną, a duże dziewczynki nie płaczą, sooo... nie przedłużając, wiem, że ten rozdział pewnie znowu będzie nudny jak flaki z olejem (bleee!! ohyda!! fLaKi *brrrr*), ale co mi tam... to dla was miałam zanim zaczęło się pieprzyć i to też dziś skończyłam. 

Rozdział z dedykacją dla wszystkich czytelników (nie zabijcie mnie za tą szmirę), ale w szczególności dla Olivia Diana Malik (bardzo cię przepraszam, że dedykuję ci takie wypociny, miśku - błagam wybacz mi proszę). 


OD RAZU WAM MÓWIĘ, ŻE NIE MAM BLADEGO POJĘCIA, KIEDY DODAM NASTĘPNY, ALE BĘDĘ SIĘ STARAĆ, ŻEBY NIE TRWAŁO TO TAK DŁUGO




„On widział w niej sens, i nie chciał żadnej innej, choć ona nie była aniołem.”


Zayn


                Kiedy Ness poszła się położyć, a ja zostałem sam z Darcey postanowiłem wziąć się do roboty, dlatego zabrałem komputer mojej dziewczyny, który z łatwością włączyłem i mówiąc najprościej włamałem się do systemu. Stuknąłem ikonkę dokumentu Worda zatytułowanego, jako Mowa obronna nr 23 – Ness przechowywała wszystkie swoje prace, czego sam do końca nie rozumiałem, ale nie drążyłem tematu, nie chcąc wszczynać niepotrzebnych kłótni. Tematem zadania była mowa obronna kolesia, który dopuścił się morderstwa – to absurdalne, że Ness miała bronić kogoś, kto porwał się na tak haniebny czyn, to zupełnie tak, jakby kazali jej bronić Williamsa. Bez sensu…
- Co robisz? – Usłyszałem zachrypnięty głosik Darcey, dlatego przeniosłem na nią wzrok.
Czterolatka siedziała opatulona kocem na sofie i kątem oka wpatrywała się w telewizor, gdzie aktualnie leciały jakieś kreskówki. Wyglądała niezwykle rozkosznie cała zakatarzona i przypominała mi Ness, kiedy zastałem ją przeziębioną po powrocie z Moskwy. To chyba była jedyna z zauważalnych rzeczy, którą Darcey odziedziczyła po mamie – miała włosy, oczy, a nawet nos i zachowanie jak Tomlinson, taka mini wersja Louisa, tylko mniej wkurwiająca i bez tych całych upośledzeń i urojeń.
- Piszę za nią to zadanie – poinformowałem skupiając się teraz w ostateczności na obranym celu.
- Czemu?
- Bo ją kocham – odpowiedziałem bez zastanowienia. – Jesteś głodna, albo chce ci się pić?
- Nie – psiknęła głośno, dlatego z rozbawieniem podałem szatynce paczkę chusteczek.
- Zrobię ci herbaty z miodem – powiedziałem, a potem odłożyłem komputer i wstawszy poszedłem do kuchni. Wstawiłem wodę i przygotowałem dwa kubki, do których wrzuciłem torebki z suszonymi ziółkami. Kiedy woda się zagotowała, zalałem napary, a następnie odczekałem, aż trochę ostygną, i kiedy to nastąpiło dodałem do herbaty Darcey łyżkę miodu, który rozmieszałem. Chwyciwszy za uszy kubków wróciłem do salonu i podałem napój czterolatce, a sam wróciłem do pracy.
Pisanie tej całej mowy było głupie, ale skończyłem ją po dwóch godzinach, po czym wydrukowałem. Zszywaczem spiąłem kilka kartek i włożyłem do teczki z pingwinem Ness, a potem zamknąłem i odłożyłem na wcześniejsze miejsce jej komputer.
- Darcey? – zagaiłem, a niebieskie oczy przeniosły się na mnie. – Co chcesz dostać na urodziny?
- Chcę taki malunek jak masz ty, na ręce.
- Taak – przeciągnąłem marszcząc brwi. – To się nie wydarzy nawet, jak będziesz pełnoletnia – dodałem pośpiesznie. – Wybierz coś innego.
- To chcę deskorolkę – powiedziała pewnie, a ja tym razem uniosłem lewą brew. Deskorolkę? Czy ona całkowicie oszalała?
- Co? – mruknąłem bardzo powoli, będąc w cholernym szoku. Po, co czteroletniemu dziecku deska, do diabła?
- Chcę robić tak, jak oni – stwierdziła przełączając na inny kanał, na którym aktualnie leciały zawody skateboardowe, gdzie jacyś goście i laski wymiatali na deskach. – Zobacz to jest Holly Lyons. – Szatynka wskazała na blondynkę, która jeździła po rampie. – Chcę być taka.
- A co z tymi wszystkimi zajęciami, na które tak się uparłaś, huh?
- Nie rozumiem.
- Chodzisz na gimnastykę, na łyżwy, uparłaś się na piłkę nożną, bo Jake też chodzi, a teraz jeszcze chcesz być skaterką?
- Tak – odpowiedziała pewnie, a ja kiwam głową na boki z niedowierzaniem.
Skąd to dziecko brało te wszystkie głupie pomysły? To ten cały Jake jej tak mącił w głowie, czy jaki diabeł? Przecież Darcey skądś musiała brać te niedorzeczne wymysły, a najgorsze było chyba to, że Ness ulegała jej we wszystkim – rozumiałem, że Darcey jest dla Nesselii bardzo ważna, ale to co ona wyprawiała zadziwiało nie tylko mnie. Ostatnio rozmawiałem z Adamem, który opowiedział, że Darcey chciała, żeby zabrał ją na mecz koszykówki, co wcale nie byłoby niczym złym, ale, do ciężkiej cholery te rozgrywki były w pieprzonym Chicago!  
- Idź już spać, Darcey.
- Poczytasz mi? – zapytała z minką zbitego psiaka, a ja mimo wielkiej niechęci zgodziłem się. Zabrałem ją na ręce i zaniosłem do pokoju, gdzie położyłem szatynkę do łóżka, na które od razu wgramolił się Dingo. Przysiadłem na brzegu materaca i zabrałem książkę z szafki nocnej, po czym otworzyłem na zaznaczonej przez Ness stronie. – Co dziś?
- Roszpunka – wymruczałem od niechcenia, a potem zacząłem czytać. Modliłem się w myślach, żeby Darcey jak najszybciej zasnęła, ale to się nie wydarzyło i byłem zmuszony przeczytać jeszcze Kopciuszka.
- Jeszcze jedną – ziewnęła czterolatka.
- Darcey…
- Proszę, tatusiu – wyszeptała błagalnie, ale byłem twardy i jej odmówiłem. Pocałowałem ją w czoło, po czym wstałem, zgasiłem światło i wyszedłem. Przeszedłem do sypialni, gdzie Ness spała zwinięta w kuleczkę i ten widok naprawdę mnie rozczulił. Zdjąłem spodnie oraz koszulkę, które zrzuciłem na ziemię, a potem położyłem się za moją dziewczyną i przyciągnąłem ją do swojej klatki. Leżeliśmy na łyżeczki i to sprawiło mi przyjemność. Nie muszę się z nią pieprzyć wystarczy, że leżymy przytuleni do siebie.
Wtuliłem nos w jej blond włosy, które pachniały czekoladą i Ness. To mój ulubiony zapach. Nessela pachnie czekoladą, miłością i jaśminem. Kocham tą mieszankę i mógłbym ją wdychać cały czas, jak cholerny ćpun mógłbym odurzać się tym zapachem w nieskończoność.
***
Obudziłem się około siódmej. Powoli wyszedłem z łóżka, po czym poszedłem do łazienki, a potem do kuchni, żeby robić śniadanie i zapalić. Znowu postawiłem na naleśniki, a przy okazji włączyłem ekspres. Otworzyłem okno na oścież i odpaliłem papierosa, i zająłem się przewracaniem placków. Przy okazji zadzwoniłem do Liama i Ryana, których wypytałem, czy znaleźli jakieś konkrety na temat Zacka, ale niestety odpowiedzi mnie nie zadowoliły.
- Miałeś mnie obudzić, dupku. – Usłyszałem mega zachrypnięty głos. – Przez ciebie nie odrobiłam zadania, więc możesz śmiało włamać się do systemu i przełożyć to gówno – kontynuowała nadal nieprzytomna blondynka, czym wywołała u mnie śmiech. – Miałeś nie palić w domu.
- Gdybyś nie była w ciąży to obstawiałbym, że masz okres – powiedziałem, kiedy do niej podszedłem i pocałowałem w usta, a potem jeszcze bardziej poczochrałem jej włosy. – Mowę masz w teczce, kocie.
- Jesteś tak zajebiście idealny – wymruczała pod nosem i pocałowała mnie w brodę, bo tam dosięga.
- Idź się ubrać, a potem przychodź na śniadanie.
- Mhm. – Zanim jednak poszła do łazienki, Ness musiała wypić moją kawę.
Wypaliłem kolejnego papierosa i nalałem sobie do kubka kawy, ale nim skończyłem ją pić wróciła do mnie moja dziewczyna. Miała na sobie czarne obcisłe spodnie, chabrową koszulę bez rękawków, która zasłoniła już nieco okrągły brzuszek, szpilki pod kolor, bransoletkę, czarne kolczyki, a na oparciu krzesła powiesiła marynarkę. Makijaż Ness dodawał jej nico lat i dojrzałości, ale zarówno ja i ona wiemy, że Nessela Donavan nie jest zbyt dojrzała. Blond włosy spięła dziś w eleganckiego koka, a mnie cały efekt odebrał mowę. Wyglądała pięknie i pięknie pachniała.
- Wiesz, że nie potrafię sobie wyobrazić miny Matta, kiedy dowie się, że zaciągnąłeś go do szkoły rodzenia? – zachichotała pod nosem i zaczęła zajadać się naleśnikami.
- Przecież mu nie powiem, głupia dziewczyno – powiedziałem zażenowany. – Dowie się dopiero na miejscu.
- To był najbardziej idiotyczny pomysł, na jaki mogłeś wpaść, Zayn.
Przynajmniej nie oplułem psychola, który chce mnie zabić. No, ale cóż… niektórzy (osoby, tak dojrzałe i rozważne, jak ja) po prostu wiedzą, kiedy należy odpuścić w przeciwieństwie do innych (Ness).
- Rozmawiałem z Clary i właśnie skończyła urządzać naszą sypialnię.
- Mówisz serio? – Przytaknąłem, a na ustach Donavan błąkał się cień uśmiechu zadowolenia. – Mówiła, kiedy skończy?
- Do półtorej tygodnia.
- Och, okay… Muszę lecieć, już ósma – wyznała z pełną buzią umazaną od Nutelli, po czym wstała i podeszła do mnie, żeby mnie pocałować na do widzenia, dlatego skorzystałem z okazji wytarłem jej policzek. – Dzięki – wyszeptała speszona, ale nadal na coś czekała. – Klucze – poinformowała i wystawiła dłoń.
- Jeśli zarysujesz mi samochód to…
- Spóźnię się, a Harper i tak mnie nie lubi za spanie na zajęciach. – Wywróciłem oczami i zdjąłem z najwyższej półki moje klucze.
- To auto jest świętością i… – Uniosłem szybko dłoń, aby blondynka nie mogła chwycić pęczka kluczy. – Ness, ja naprawdę kocham to… – Powtórzyłem ten sam gest, co przed chwilą, bo moja dziewczyna wcale mnie nie słuchała. – Auto i wiesz jak się starałem, żeby je ulepszyć…
- Przestań się już żalić, przystojniaczku – zawołała, a potem szybko cmoknęła mnie w usta i przy okazji zabrała klucze, po czym włożyła marynarkę i wybiegła z mieszkania.
Przyrzekam, że jeśli gdzieś wiedzie tym samochodem to dam jej nauczkę. Może nawet zapomnieć o tym, że wsiądzie do swojego BMW.
- Dzień dobry. – Tym razem do kuchni weszła Darcey i wyglądała zupełnie jak Ness wcześniej. Była zmęczona i nie wyspana.
Dziewczynka usiadła na krześle, a ja podałem jej czysty talerz.
- Jak się czujesz? – zapytałem, podczas kiedy wybrałem numer do Matta.
- Dobrze, a co będziemy dziś robić?
- Musimy jechać do Matta, żeby naprawić twojej mamie auto, a potem posiedzisz trochę z Marisą, huh? – zapytałem, a szatynka przytaknęła. – Siema, stary – powiedziałem, kiedy usłyszałem po drugiej stronie mojego kuzyna.
- Co jest? – ziewnął.
- Wyciągnij go, bo zaraz będę.
- Znowu pokłóciłeś się z Ness? – wymruczał niezadowolony, na co wywróciłem oczami.
- Musisz gdzieś ze mną pojechać o czwartej.
- Jestem umówiony z Marisą, sorry…
- Ona zajmuje się Darcey, a my robimy sobie męskie popołudnie. – W szkole rodzenia, gdzie będą same pary. Jezu Przenajświętszy.
- Sam nie wiem, Zayn…
- Nie bądź piczą, Matt. Ubiorę Darcey i do godziny będę. – Rozłączyłem się, a potem posprzątałem po śniadaniu, bo Darcey poszła umyć zęby.
Poszedłem do pokoju szatynki i wyjąłem z jej szafy jakieś ubrania, z którymi kieruję do łazienki. Kulturalnie zapukałem, a kiedy usłyszałem proszę – wszedłem.
- Pomóc ci? – zapytałem, a czterolatka pokiwała przecząco głową.
- Ale uczeszesz mi warkocze?
- Darcey – westchnęłam, a ona robi te oczy szczeniaka.
- Proszę – wymruczała, a jej dolna warga niebezpiecznie zadrżała.
- Ale ja…
- Proszę, Zayn. – Nie to diabli.
No, więc ubrała się, a potem zaplotłem jej dwa warkocze. Nieco koślawe, ale jednak były. Wsunęliśmy na nogi buty, a na ramiona zarzuciliśmy bluzy, po czym wyszliśmy…
- Kurwa – zakląłem pod nosem.
- Kurwa, co? – zapytała Darcey, a ja mentalnie dałem sobie w twarz.
- Po pierwsze nie wolno tak mówić, okay?
- Ale ty…
- Ja jestem dorosły, poza tym jestem facetem.
- Mamusia też tak mów.
- Dostanie ode mnie po tyłku za tak brzydkie słowa, okay? – Szatynka przytaknęła, a ja pociągnąłem ją powoi w stronę domu mojego kuzyna.
- Ale czemu tak powiedziałeś, tatusiu?
Rozczulała mnie tym, że nazywała mnie swoim ojcem. Naprawdę mi się to podobało. Byłem prawdziwie szczęśliwy dlatego, że osoba tak bliska Ness akceptowała mnie i kochała. Cieszyłem się też, że chociaż w małym stopniu potrafiłem zapełnić u Darcey pustkę po stracie Louisa. To naprawdę podbudowało samoocenę, że robisz coś dobrego dla osób, na których najbardziej na świecie ci zależy. Lubię sprawiać, że zarówno Nessela jak i Darcey są szczęśliwe. I niech mnie diabli, ale kupię jej na te urodziny tą cholerną deskorolkę.
- Bo pożyczyłem Ness samochód i musimy iść na nogach.
- Kurwa! – zawołała czterolatka, a mijająca nas starsza pani dziwnie na mnie spojrzała. Zatrzymała się i zastawiła nam drogę.
- Jakiś problem? – zapytałem, a kobieta balansowała wzrokiem między mną, a Darcey.
- Dzieci nie powinny tak mówić – powiedziała w stronę szatynki.
- Mamusia zabroniła rozmawiać z wrednymi babami – oznajmiła dumnie, a ja zagryzłem dolną wargę, żeby się nie roześmiać. – Chodź, tatusiu. – Darcey pociągnęła mnie w stronę parku. Zaśmiałem się cicho pod nosem, ale naprawdę… Powinienem powiedzieć, że nie pochwalam takiego zachowania i słownictwa czy coś, ale bądźmy szczerzy tej starej wiedźmie się należało. – Czy potem pójdziemy na bajkę?
- Dam Marisie kasę i ona z tobą pójdzie, okay?
- Czemu?
- Bo muszę z Mattem kupić ci prezent na urodziny – skłamałem, bo przecież nie będę mówił czteroletniemu dziecku, że wybieram się do szkoły rodzenia. Musiałbym całą drogę tłumaczyć, co to jest, po co tam idę, i dlaczego zabieram Matta, a na koniec ona by się wygadała i Anderson by mnie wyśmiał oraz nie poszedł ze mną. Podsumowując, wyszedłbym na skończonego idiotę.
Pod domem mojego kuzyna byliśmy po godzinie. Nogi bolały mnie niemiłosiernie, ale co się dziwić skoro wszędzie woziłem się samochodem.
Boże, mam nadzieję, że mojemu kochanemu autku nic nie jest. Jezu, błagam, żeby Ness go nie skrzywdziła, bo inaczej chyba się załamię, jeśli będę musiał chodzić na nogach. To znaczy, tak mam inne samochody, ale one są już w moim garażu i w moim nowym domu, który jeszcze nie jest skończony. Skąd, do diabła miałem wziąć nowy wóz?! Nie mogłem rano pobiec po podrasowanego Shelby GT350R Mustanga, nie miałem na to czasu, poza tym nie ryzykowałbym palpitacji serca oraz zapowietrzenie podczas dwugodzinnej przebieżki?! Tsa, dobre sobie.
- Matt, to ja Darcey! – wykrzyczała dziewczynka, kiedy weszliśmy do środka.
- Już idę, tylko się ubiorę! – odpowiedział, na co wywracam oczami. – Cześć, maluchu – powiedział, kiedy zbiegał na dół, a potem poczochrał dziewczynce włosy. – Co słychać?
- Jakaś pani mnie zaczepiała, bo powiedziałam kur…
- Nie musisz tego powtarzać – wtrąciłem.
- Ale ja chcę usłyszeć – oznajmił mój popieprzony kuzyn. – Więc, co powiedziałaś, że jakaś baba cię zaczepiała?
- Kurwa – powiedziała śmiało, a ja zakryłem sobie dłonią oczy by kilka sekund później przeczesać włosy.
- Co na to Zayn?
- Da mamie klapsa za to, że tak brzydko mówi. – Matt przeniósł na mnie swoje zdezorientowane spojrzenie, ale pokiwałem tylko głową na boki, żeby nie pytał.
- Przy okazji Ness… za jakieś czterdzieści minut powinni przywieść części, Malik.
- Dzięki, stary.
- Gdzie mnie potem zabierasz, huh? Do klubu ze striptizem, a może do tego nowego baru w starym klimacie i burleską? – Zmarszczyłem brwi.
Czy on tak na serio?! Mam dziewczynę, którą kurewsko mocno kocham i dzieci w drodze. Ustatkowałem się i chcę żyć normalnie, a mówiąc normalnie mam na myśli zero nielegalnych wyścigów czy walk ulicznych oraz brak jakichkolwiek dram z Williamsem w tle oraz sznureczkiem moich szurniętych byłych dziewczyn. I o ile dobrze się orientuję, on sam ma dziewczynę! Naprawdę pomyślał, że zabiorę go do klubu ze striptizem lub nieco bardziej elegancką nazwą striptizu i narażę się mojej ciężarnej dziewczynie, która jest jak tykająca bomba mogąca w każdej chwili eksplodować i zmieść mnie z powierzchni ziemi?! Czy go za przeproszeniem popierdoliło do reszty?!
- Tsa, czemu nie – powiedziałem zmieszany i wzruszyłem ramionami. – Gramy w coś?
- Mam FIFĘ i…
- Och, ja umiem w to grać! – zawołała uradowana Darcey i biegiem ruszyła do salonu.
- Ona mnie wykończy – westchnąłem ku uciesze Matta, który poklepał mnie po plecach.
- A to tylko Darcey, pomyśl, co będzie, kiedy urodzą ci się bliźniaki – zaśmiał się pod nosem. – Mam nadzieję, że mały Matt da ci popalić, a jego brat Matt Dwa mu pomoże.
- Musiałbym być na haju, żeby nazwać dzieci twoim imieniem, Rocky – wyznałem szczerze, po czym usiadłem w fotelu i przyglądałem się jak mój kuzyn podłączał konsolę, a potem jak grał razem z Darcey.
Gra była (ku mojemu zdziwieniu) bardzo wyrównana, ale wiem, że Matt dawał jej fory, bo bardzo lubił, kiedy Darcey cieszyła się ze zdobytego gola. Czas mi szybko upływał, bo ani się obejrzałem, a usłyszałem dzwonek do drzwi. Podniosłem się z mojego ulubionego mebla w domu Andersona i poszedłem w stronę drzwi. W progu stał jakiś gość, ale nie miało to dla mnie wielkiego znaczenia, bo kiedy podał mi podkładkę szybko złożyłem na niej swój podpis.
- Gdzie mam rozładować?
- W garażu – powiedziałem, a potem wyszedłem i pokazałem mu drogę do garażu Matta.
Dopiero teraz mogłem dokładniej przyjrzeć się samochodowi Ness, który miał wgnieciony cały tył. Kurier zdjął z wózka cztery duże skrzynki, a potem wyszedł życząc mi dobrego dnia.
Auto nie było w aż tak złym stanie, ale postanowiłem je nieco poprawić, żeby lepiej służyło mojej dziewczynie, dlatego poprosiłem Matta, żeby zamówił dodatkowe części.
Zdjąłem swoją bluzę, a potem zabrałem się do pracy.
~`*`~
O trzeciej w południe skończyłem pracę, ale że było już późno idę do łazienki Matta, żeby się umyć. Wziąłem szybki prysznic, wytarłem się i owinąłem ręcznik w pasie, po czym poszedłem do sypialni Andersona.
W środku panował  niezły bajzel, ale nie chodzi tylko o porozrzucane ubrania czy pudełka po pizzy, ale o zużyte prezerwatywy.
Co za fleja, mógłby zacząć po sobie sprzątać. 
Wyjąłem z komody parę czystych bokserek z Batmana, a z szafy czarne spodnie oraz bluzę w tym samym kolorze i z jakimś nadrukiem, która o wiele lepiej leżała na mnie niż na Andersonie, dlatego postanowiłem ją sobie przywłaszczyć.
 Szybko się ubrałem, a potem poszedłem jeszcze do łazienki, żeby wysuszyć włosy, a potem zbiegłem na dół.
- To moja nowa bluza? – zapytał Matt, na co wywróciłem oczami.
- Głupi jesteś czy mądry inaczej? Przecież nie chodziłbym w twoich szmatach.
- I tak mam lepsze wyczucie stylu niż ty – powiedział i pokazał mi język. – Marisa za chwilę będzie – dodał, a przez drzwi wchodzi wspomniana dziewczyna.
Parker była ubrana podobnie do mnie, bo też na czarno. Na nogach miała obcisłe rurki, a przez głowę przeciągnięty czarny przyległy sweterek, który lekko odsłaniał jej brzuch. Na ramiona i piersi opadały jej falowane włosy, ale nawet to nie zmienia faktu, że jej nie lubię. Marisa to zarozumiała suką, która miesza w głowie Ness. I że niby ona ma być matką chrzestną jednego z moich dzieci?! Tsa, dobre sobie, prędzej skoczę z mostu niż do tego dopuszczę.
- Cześć, Darcey – przywitała radośnie, a potem porwała w ramiona czterolatkę i kręciła ją przez moment wokół własnej osi. Cały dom wypełnił się wesołym chichotem Darcey, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. – Dokąd zabierasz Matta?
- Do burdelu – wyznałem, a potem popchnąłem kuzyna w stronę wyjścia. Wsiadłem do jego samochodu na miejsce kierowcy, co niezbyt spodobało się Mattowi, ale w końcu uległ, bo stwierdził, że skoro chcę prowadzić teraz to z powrotem też będę siedział za kółkiem, a on będzie mógł w spokoju napierdolić się jak szmata. Jedyne czego napije się na zajęciach dla ciężarnych to pewnie sok, ale niech dalej żyje w słodkiej niewiedzy.
Na miejscu byliśmy po trzydziestu minutach przez cholerne korki.
- Nigdy tutaj nie byłem. To jakieś nowe miejsce?
- Tak, czemu nie? – wymruczałem pod nosem, a potem pociągnąłem go w stronę wejścia do tej szkółki.
Na recepcji stała ładna blondynka o zielonych oczach i dużym biuście, która przywitała nas szerokim uśmiechem, próbowała też nim ukryć zdezorientowanie.
- Ona będzie dla mnie się rozbierać? – zapytał szeptem Matt, ale zignorowałem go.
- Zayn Malik – powiedziałem, a kobieta sprawdziła coś w komputerze.
- A Nessela?
- Ma zajęcia, ale mam zastępstwo. – Klepnąłem po barku mojego zmieszanego kuzyna.
- Okay, w takim razie przejdźcie do sali numer dwa na zajęcia dla początkujących.
- Jakie zajęcia?
- Hush, Matt – szepnąłem uspokajająco i zaprowadziłem go w wyznaczonym kierunku.
Weszliśmy do dość dużego pomieszczenia, gdzie były same kobiety. Wszystkie bez wyjątku pożerały nas wzrokiem.
- Kocham cię stary. – Cieszył się po cichutku mulat. – No, to która pierwsza zrobi dla mnie striptiz?! – zawołał zadowolony dwudziestodwulatek, czym wprawił wszystkie obecne kobiety w wkurwienie i zaskoczenie.
- Przepraszam, ale chyba coś wam się pomyliło – powiedziała… instruktorka? A może to nauczycielka? Nie mam pojęcia, jak określić kobietę, którą prowadziła te lekcje. – To szkoła rodzenia, a nie tani klub go go – wytłumaczyła, a mina Andersona była bezcenna.
- Szkoła czego?! – zawołał oburzony w moją stronę. – Całkowicie cię pojebało?! Czemu nie zabrałeś mojej dziewczyny?!
- Bo jej nie lubię, poza tym jej szparka musi nieco odpocząć, bo cały czas się rżniecie.
- Po prostu mi zazdrościsz, bo Ness ci dawno nie dała.
- Po prostu się zamknij i raz wyświadcz mi przysługę, okay? – wyznaję zrezygnowany.
- Chyba raz w ciągu tej godziny – wycedził przez zaciśnięte zęby, a potem poszedł w stronę wolnego krzesła, na którym usiadł.
- Skoro wszystko już jasne – zaczęła, a jej wzrok automatycznie przenosi się na mnie. – Nazywam się Kaya Smith i witam na pierwszych zajęciach, które mają na celu przygotowanie was i waszych partnerów do urodzenia oraz wychowania dzieci.
Potem gadała o tym, co w poszczególnym tygodniu rozwija się u płodu, ale to już wiem, bo czytałem, więc może lecieć dalej z tym tematem. Skończyła po piętnastu minutach, które były najdłuższe w całym moim życiu. Następne były zajęcia na piłkach, w których udział brał Matt.   
Wszystko skończyło się po godzinie. Kaya pożegnała nas i zaprosiła na kolejne zajęcia, na co Matt parsknął śmiechem i powiedział, że nigdy nawet, gdyby zombie zaatakowały Londyn to by tutaj nie wrócił.
- Chcę kupić coś dla Marisy, więc jedź do centrum.
Według polecenia pojechałem tam, dokąd chce Matt, ale w czasie kiedy on włóczył się po sklepach w celu znalezienia prezentu dla swojej dziewczyny, ja postanowiłem pójść do fryzjera. W zakładzie była tylko jedna klientka i obcinał ją jakiś facet.
- W czym mogę pomóc? – zapytała brunetka i posłała mi uśmiech.
- Chciałem się ostrzyc – poinformowałem, a ona poprosiła, żebym usiadł na ostatnim krześle, dlatego wykonałem jej polecenie. Po chwili przyszła jakaś blondynka i zapytała, jak mnie obciąć. – Po prostu podetnij i wygol boki.
- Okay – powiedziała wesoło, a na jej policzki wpłynął rumieniec, który widziałem w lusterku. Widziałem, że jej się podobam i to było nawet zabawne, ale nie mogę i nie chcę z nią nawet zaczynać jakiejkolwiek dyskusji, bo mam dziewczynę, którą bardzo mocno kocham. –Gotowe – oznajmiła zadowolona ze swojego dzieła, a ja przejrzałem się w lustrze.
Jestem dumny z tej dziewczyny, że nie spieprzyła roboty. Jest świetną fryzjerką i właśnie to się ceni.
- Dzięki. – Posłałem jej uśmiech, a ona znowu się zarumieniła, dlatego powoli pokiwałem pionowo głową i poszedłem w stronę brunetki, która kazała mi zająć fotel. Zapłaciłem jej, a potem wyszedłem. Dzwonię do Matta.
- Jeszcze nie jestem gotowy, Zayn.
- Mam to w dupie, chcę po prostu pojechać do domu, do mojej dziewczyny i obejrzeć jakiś daremny film, okay?
- Nic nie mam dla Marisy, człowieku, a ona ma jutro urodziny.
- Boże – westchnąłem. – Masz godzinę, a potem odjeżdżam bez ciebie, skumałeś?
- Pieprz się – powiedział, po czym się rozłączył.
Zważywszy na to, że Parker ma jutro urodziny też postanowiłem kupić jej prezent, dlatego poszedłem do jubilera.
Może jestem przereklamowany, ale nie lubię się przemęczać i kupować wyszukanych prezentów. Z własnego doświadczenia wiem, że kobiety kochają biżuterię, więc zawsze na nią stawiam.
Kupiłem dla Marisy bransoletkę, a potem poczekałem godzinę i kolejną i następną, aż wreszcie nie wytrzymałem. Napisałem do Matta, że jadę do domu, bo jest już cholernie późno i muszę położyć Darcey spać.
Samochód zostawiłem pod jego domem. Wszedłem do willi kuzyna, gdzie zastałem śpiącą Marisę i Darcey. Obudziłem brunetkę i poinformowałem ją, że jadę do siebie, a Matt wróci później. Zabrałem na ręce śpiącą czterolatkę i usadziłem ją w foteliku, w BMW. Zająłem miejsce kierowcy i pojechałem do domu.
Boże, to naprawdę cudowne uczucie, że mogę prowadzić, a nie spacerować jak skończony frajer. Jestem facetem, panem swojego losu i mam samochód… mojej dziewczyny, ale to tylko jednorazowy przypadek, który już się nie powtórzy, więc się nie liczy.
Nagle zadzwonił mój telefon, więc niechętnie, ale jednak odebrałem, bo byłem przekonany, że to Ness do mnie wydzwaniała. Pożałowałem tego, kiedy zamiast głosu mojej Blondyneczki słyszę kuzyna. Przekląłem się w duchu.
- Słuchasz mnie, kutasie? – zawarczał, na co wywróciłem oczami. – Przyjedziesz po mnie, czy nie?
- Jestem już pod domem, Matt – jęknąłem zmęczony.
- Ja z tobą poszedłem na te daremne zajęcia, mimo że mogłem strzelić focha i pieprzyć moją dziewczynę – wypomina, a ja kolejny raz mentalnie się uderzyłem.
- Zaraz będę, Rocky – westchnąłem i zawróciłem szybko, ponieważ nie było aż tak dużego ruchu w tej dzielnicy.
W takich właśnie chwilach żałuję, że mam taką rodzinę jak Matt. Nie mówię, że jest złym kuzynem czy coś – jest całkiem spoko, ale znając jego to nic nie kupił dla Marisy i bez celu błądził po centrum obczajając laskom tyłki, czyli podsumowując Parker na swoje urodziny dostanie poranne, popołudniowe i wieczorne bzykanko, za czego na sto procent się ucieszy.
Zajechałem pod centrum, gdzie Matt stał pod latarnią i w sumie postanowiłem się zabawić, więc spuściłem szybę, a chłodne powietrze buchnęło mi w twarz.
- Ile bierzesz za noc? – rzuciłem niby obojętnie, ale widziałem, że to go ruszyło.
- Nie stać cię na mnie, Przystojniaczku – zaćwierkał dziewczęcym tonem. – A tak serio, to nic nie kupiłem i mam dla ciebie sprawę?
- A mianowicie?
- Odsprzedaj mi swój prezent – powiedział pewny, a ja wybuchnąłem głośnym śmiechem. – Nie śmiej się, kutasie, bo mówię poważnie! – oburzył się Anderson, a ja śmiałem się przez całą drogę pod jego dom nasłuchując coraz to nowszych prób przekupstwa.
Chciał być moim osobistym murzynem przez tydzień, a potem przez miesiąc. Obiecywał, że będzie zajmował się Darcey, żebym mógł spędzać więcej czasu z Nesselą. Wspominał, że powstrzyma się od seksu przez calutki miesiąc. Nadmienił, że może za mnie przeprosić moją mamę – no, czy Matt nie jest głupim idiotą?!
Kiedy odwiozłem już kuzyna wróciłem do domu. Już wiedziałem, że Ness jest w domu, bo na parkingu stał mój samochód, dlatego sam również zaparkowałem, zabrałem nadal śpiącą czterolatkę, a później zamknąłem BMW i wszedłem do bloku. Przechodziłem co drugi schodek, bo moim jedynym marzeniem w chwili obecnej było łóżko, Ness i przytulanie nawet na łyżeczkę. Ale nie było tak kolorowo, bo już po przekroczeniu progu wiedziałem, że coś jest nie tak. Telewizor nie był włączony, a światła nie zostały włączone. Było ciemno i cicho jak makiem zasiał, ale i tak wiedziałem, że ktoś tutaj jest i z pewnością nie była to Ness.
Oświeciłem światło na przedpokoju i w butach poszedłem do salonu, gdzie na fotelu siedziała jakaś dziewczyna.
- Dobrze się bawisz? – rzuciłem niby obojętnie, a owa kobieta wstała i odwróciła się do mnie przodem oraz szeroko uśmiechnęła. – Gdzie jest Ness, Allison?
- Nie wiem, o kim mówisz – zachichotała pod nosem, a zagryzłem dolną wargę ze wściekłości. Szatynka, która drzemie na moim ramieniu niespokojnie drgnęła.
Ale ta wredna suka najwyraźniej świetnie się bawiła, bo nie tylko miała uśmiech na ustach, ale również rozbawiona nawijała te swoje bladoróżowe kudły na palec.
- Gdzie jest moja dziewczyna, do kurwy nędzy? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, bo ta sytuacja wcale nie była dla mnie komiczna.
- Powiesz mi co w niej takiego niezwykłego, że jest lepsza ode mnie?
- No, nie wiem, może wszystko? – Wzruszam ramionami, a moja wściekłość rośnie z sekundy na sekundę.
- Zmieniłeś się.
- Dorosłem i tobie też radzę. Mów, gdzie jest Ness.
- Zapomnij.
- Zależy ci na mnie? – zapytałem poważnie, a ona zmarszczyła na moment brwi. W jej oczach mignęły iskierki, ale szybko się ogarnęła.
- Dobre, prawie się nabrałam, Malik – przyznała z rozbawieniem. – Czaruś z ciebie, wiesz? – zapytała, kiedy podeszła do mnie i chciała dotknąć, ale nie pozwoliłem jej. – Masz jakąś fobię przed dotykaniem?
- To się nazywa Afenfosmofobia, geniuszu – wymruczałem zażenowany jej głupotą, ale zawsze taka była. Twierdziła, że nie musi się dobrze uczyć, bo ładną buźką wyprosi sobie wszystko, ale wszyscy wiemy jak to się skończyło – teraz pracuje dla Zacka. – Zapytam cię jeszcze raz, gdzie jest Ness?
- Pierdol się, Zayn – wrzasnęła i mnie popchnęła. – Zack już nigdy ci jej nie odda – powiedziała pewna swojego, ale to był błąd.
Te słowa przelały czarę mojej goryczy i nie panując nad sobą, prawą ręką ścisnąłem za jej gardło i przyparłem do ściany pozbawiając ją tlenu. Patrzyłem na Ally i widziałem jak próbuje walczyć o jakikolwiek dostęp do powietrza, ale nie mogła, bo trzymałem mocno. Wiedziałem jak jej twarz robi się sina i jak powoli traci siły, ale nim zdążyła stracić przytomność – puściłem ją. Dwudziestodwulatka od razu złapała się za szyję i zaczęła kaszleć.
- Jesteś jakiś psychiczny?! – zawołała, ale nie odpowiedziałem.
- Powiedz temu skurwielowi, że jeśli nie odda mi Ness to osobiście wpakuję mu kulkę w łeb i nawet jeśli mnie wsadzą do paki to będę szczęśliwy, że pozbyłem się takiej szumowiny jak on – wytłumaczyłem spokojnie, a Allison pobladła. – I nie, wcale nie żartuję, słoneczko. – Już miała otworzyć usta, żeby powiedzieć coś nieistotnego, ale nie pozwoliłem jej dojść do słowa. – I ty skończysz tak samo, jeśli mi nie pomożesz.
- Nie wiem, gdzie ona jest. Jestem tylko posłańcem, Zayn. – Teraz głos Ally drżał, kiedy do mnie mówiła. – Donie i Zack wszystko uknuli.
- Zack i kurwa, kto? – zapytałem wściekły.
- Donie Rodriguez, twoja pocieszycielka po Ness, którą Louis spławił…