niedziela, 30 sierpnia 2015

XVI. Not Afraid




„Ludzie myślą, że ból zależy od siły kopniaka. Ale sekret nie w tym, jak mocno kopniesz, lecz gdzie.”


Zayn


Minęły cztery dni od mojego przyjazdu do Bradford. Na początku sądziłem, że to był zły pomysł, ale patrząc na to z obecnej perspektywy to była najlepsza decyzja, jaką do tej pory podjąłem. Wreszcie mogłem spędzić czas tak jak wcześniej – rozmawiając z mamą, oglądając durne seriale z Natalie, czy chociażby grać na konsoli z Chrisem i Kaylą. Wszystko się układało i nawet mój ojciec był szczęśliwy.
-Sory, młody muszę odebrać. – Oznajmiłem, gdy poczułem wibracje na nodze. Podałem dżojstik Kaylii, a sam poszedłem do kuchni, gdzie Annie przygotowywała obiad. Wciskając zieloną słuchawkę, usadowiłem się na blacie i przycisnąłem komórkę do ucha. –Mów, Dani. – Poprosiłem.
-Gdzie, do cholery jesteś?! Martwię się o ciebie, dupku. –Wywróciłem oczami.
-Nie ma potrzeby. – Wzruszyłem ramionami. –Ness nie mówiła, że jestem w Bradford?
-Myślałam, że macie znowu ciche dni. – Zaśmiałem się pod nosem.
-Danielle… –Westchnąłem zadowolony z siebie. –Jak mogę się nie odzywać do dziewczyny, którą kocham? No pomyśl sama…
-Jesteś popieprzony. – Stwierdziła. –Kiedy wracasz?
-Za kilka dni, a co, nie radzisz sobie z moim chrześniakiem?
-Ha ha ha. – Powiedziała ironicznie. –Widzę, że poczucie humoru ci wróciło.
-Tsa, kończę, Dani. – Nie czekając na jej odzew, rozłączyłem się. –Co będzie na obiad?
-Makaron z warzywami.
-Czyli ta tradycja się nie zmieniła, huh? – Moja rodzicielka pokiwała głową na boki. –Ja naprawdę nie chciałem jej skrzywdzić, mamo. Nie chciałem jej zabić, wiem, że jesteście na mnie wściekli, ale…
-Zayn, czy kiedyś przestaniesz się obwiniać o śmierć Mii? – Zapytała dość ostrym tonem, zaprzestając jakichkolwiek czynności i patrząc na mnie z bólem w oczach. –Próbowałeś ją uratować…
-Powiedziała, że ucieknie, a ja ją zignorowałem… Mogłem ją zabrać ze sobą, albo, chociaż nie wychodzić, ja…
-Synku… – Westchnęła Annie przytulając mnie do swojej piersi. –Minęło tak dużo czasu, a ty nadal nie potrafisz pojąć, że to nie jest twoja wina. Proszę, przestań, bo to cie wykończy.
-Przestanę, jak Max za to zapłaci. – Warknąłem w ramię mamy.
-Nawet nie wiesz, gdzie ten dzieciak się podziewa. – Złapała za moje barki i odsunęła mnie na kawałek, aby móc spojrzeć mi w oczy.
-Jest w Londynie, studiuje prawo na University College London, tak jak Ness. – Uniosłem barki ku górze, aby po chwili je opuścić.
-Kim jest Ness? – Z głupkowatym uśmiechem spuściłem głowę. –Po twojej minie wnioskuję, że jest kimś ważnym w twoim życiu.
-Kocham ją, mamo, najbardziej na świecie, wiem, że to porąbane, ale nie wyobrażam sobie dnia bez rozmowy z nią. Ness jest dla mnie jak powietrze. Jest też moją przyjaciółką, która zawsze wie, co mi doradzić, to ona przekonała mnie do przyjazdu i, cholera ta dziewczyna ma tak dobre serce, że nawet po tym jak bardzo ją skrzywdziłem, nadal mnie kocha i martwi się o mnie. Nigdy się tak nie czułem. Kiedy jestem z Ness, cały świat przestaje mieć znaczenie, a czas jakby się zatrzymuje…
-Zakochałeś się, Misiu i cieszę się twoim szczęściem. –Kobieta potarła moje policzki i szczerze się uśmiechnęła. –Opowiedz mi o niej. – Poprosiła, a mnie sparaliżowało.
Nigdy nie rozmawiałem z mamą o dziewczynach, nie wiedziała nawet o Ally. Prawdę poznała dopiero w dniu wypadku, ale to i tak nie trwało długo, bo od razu zerwałem z Montgomery. Chciałem i potrzebowałem być sam. Musiałem wszystko przemyśleć i uporządkować.
-Jest blondynką o jasnobrązowych oczach. Jest niższa ode mnie, ale to dobrze, bo lubię ją chować w ramionach.- Parsknąłem pod nosem. –Jeździ od dzieciństwa figurowo na łyżwach i zdobyła mistrzostwo Włoch, a teraz przygotowuje się do Mistrzostw Europy, bo reprezentuje nasz kraj. Studiuje prawo, a ostatnio nawet znalazła pracę w jakiejś firmie kosmetycznej na pół etatu. Nawet fakt, że ma córkę mi nie przeszkadza. – Wzruszyłem ramionami.
-Córkę? – Annie uniosła podejrzanie jedną brew, dlatego z lekkim uśmiechem przytaknąłem.
-Darcey to urocze dziecko.
-Ile ma lat?
-Dwadzieścia. I uprzedzając twoje następne pytanie, zaszła w ciążę w wieku szesnastu lat z moim kumplem, który ją zdradził, dlatego wyjechała i dopiero po trzech latach wróciła do Londynu. – Wypaliłem niczym regułkę.
-Zayn…
-Chryste… – Westchnąłem. –Jestem twoim synem, nie świadkiem, którego przesłuchujesz. Jestem szczęśliwy, powinnaś się cieszyć. – Dodałem oburzony.
-Chciałam powiedzieć, że chętnie ją poznam. – Brunetka uśmiechnęła się lekko, a ja mentalnie się uderzyłem. Jezu, czy ja zawsze muszę tyle paplać? –Przyjedź z nią kiedyś, dobrze?
-Okay. – Mruknąłem, po czym zeskoczyłem z blatu z zamiarem pójścia do salonu, ale zatrzymał mnie jeszcze głos mojej rodzicielki.
-Obiad za dziesięć minut. – Pokiwałem pionowo głową, a później wróciłem do Chrisa, który dostawał baty od swojej siostry.
Polubiłem ich, ale nie zamierzam w tym utwierdzać, zwłaszcza Chrisa, który już i tak nie daje mi spokoju, a tym bardziej teraz, gdy ojciec zgodził się, żeby jechał do mnie na weekend – sam nie wiem, co go naszło. Kayla to zadziorna małolata, która potrafi przywalić, ale przypomina mi również Mię, dlatego poinformowałem ją, że w razie jakiegokolwiek kłopotu ma dzwonić, bo zawsze jej pomogę.
Równo o piątej wyłączyliśmy XBOX’ a i poszliśmy do kuchni, gdzie po chwili dołączył do nas ojciec, Natalie i Mike. Każdy usiadł na swoim miejscu, a mama nałożyła nam na talerze porcje.
-Zayn, mogę zabrać się z tobą do Londynu? – Zagadnęła Nat.
-Tsa, wyjeżdżamy jutro o siódmej rano. – Powiedziałem nabijając jedną ze świderek na widelec.
-Dlaczego tak wcześnie? – Mruknął Chris.
-Bo o dziesiątej będziemy na miejscu, a ja zdążę na śniadanie w Daisy. – Wzruszyłem barkami. –Po za tym nie będzie korków.
-Nie możesz zjeść jak człowiek w domu? – Wywróciłem oczami.
-Nie, Kayla, nie mogę. Zawsze jem o dziesiątej naleśniki, rano piję kawę i palę papierosa. – Na twarzy Annie pojawił się grymas. Prawda jest taka, że moja mama jest przeciwna fajkom, bo twierdzi, że skończy się to rakiem, w czym utwierdza ją mój ojciec, który z zawodu jest lekarzem.
-Zayn, gadałem wczoraj z Ness… - Zaczął Michael, ale jestem przekonany, że robił to tylko po to, aby mnie wyprowadzić z równowagi.
-Fajnie, ja też. Mówiła, że… - Nagle przerwała mi piosenka Chrisa Browna, dlatego wyjąłem komórkę z kieszeni dresów i wstałem od stołu podchodząc do okna. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Nesselii, dlatego szybko odebrałem, przyciskając aparat do ucha. –Cześć, Blondyneczko.
-Zayn? – Wychlipała. –Kiedy przyjedziesz?
-Ness, czemu, do cholery płaczesz?! Co się stało?! – Zawołałem przestraszony. Przecież mogło się coś stać! Ten kutas mógł zrobić coś jej, albo Darcey. Jasna cholera!
-Louis jest w szpitalu. – Zaczerpnąłem gwałtownie powietrza. –Jego stan jest ciężki, a lekarze walczą o jego życie. – Dziewczyna dławiła się łzami i ledwo, co mogłem zrozumieć sens jej słów. –J -ja nie wiem, co mam zrobić. Błagam, możesz przyjechać? Ja wiem, że jesteś w domu i w ogóle, ale potrzebuję cie, Malik.
-Będę za kilka godzin. – Powiedziałem, nim się rozłączyłem. –Zbierajcie się, jedziemy dzisiaj. – Rozkazałem, a później pobiegłem po swoją torbę do swojej sypialni. Szybko powrzucałem swoje ubrania, a następnie zapiąłem suwak i zbiegłem na dół przeskakując co trzeci stopień.
-Kochanie, co się stało? – Zapytała przestraszona mama.
-Mój przyjaciel jest w szpitalu, a jego stan jest cholernie ciężki, muszę jechać. – Pokiwałem głową na boki, którą oparłem o ścianę. –Natalie, do cholery szybciej! – Ryknąłem, a na parterze zjawił się Santiago. –Idź do auta. – Podałem mu kluczyki. –Nat, błagam pośpiesz się! – Wydarłem się jeszcze głośniej, aż wreszcie moja siostra zwlokła się z dużą walizką. –Czy ty zwariowałaś? – Zapytałem, przejmując jej bagaż i wychodząc niemalże biegiem.
Razem z Christianem upchnęliśmy wszystko w bagażniku, a później wróciliśmy, żeby się pożegnać. Mama nie chciała mnie wypuścić, ponieważ stwierdziła, że nie wie, kiedy znów mnie zobaczy, ale ostatecznie uwolniłem się. Szybko przytuliłem jeszcze Petera, tak jak Nat i Chris, a następnie poganiałem, aby jak najszybciej wsiedli to tego pierdolonego auta.
Kiedy zająłem swoje miejsce i uruchomiłem silnik, od razu dodałem gazu rozpędzając się do stu kilometrów na godzinę, ale i tak przyśpieszyłem – prułem przez drogę, wymijając innych uczestników i mając całkowicie wyjebane na to, czy złapie mnie policja czy nie.
-Zayn, zwolnij! – Piszczała moja siostra, ale zignorowałem ją. Ness mnie potrzebuje, nie mogę wlec się jak żółw! –Zabijesz nas!
-Zamknij się, Nat, nic nie rozumiesz. – Warknąłem, zmieniając bieg, przy okazji włączyłem również radio, z którego rozbrzmiała piosenka AC/DC.
-To mi wytłumacz!
-Cholera. – Westchnąłem, tocząc wewnętrzną walkę z samym sobą. –Jeśli rodzice się dowiedzą, pożałujesz. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby. –Ciebie się to też tyczy, młody.
-Jasne, spoko. – Oznajmił zadowolony z życia Santiago.
-Jeden gość grozi, że skrzywdzi Ness, wysyła mi jakieś wiadomości… Na dodatek Max jest w Londynie.
-Ten Max? – Uniosła zszokowana brwi.
-Dokładnie ten. – Podkreśliłem, a z ust brunetki wydostało się pełne obaw Och.
Natalie wiele razy po śmierci naszej siostry budziła się z krzykiem, bo doskonale wiedziała, że to nie był wypadek – była w stu procentach przekonana, tak jak ja i Mike, że to była czysta premedytacja, a Max był winien. Ten skurwiel musiał ponieść konsekwencje i już moja w tym głowa, żeby sprawiedliwość go dosięgnęła.
Zatrzymałem się pod szpitalem i szybko wybiegłem z wozu, prosząc, żeby Chris go zamknął. Nie licząc się z niczym wbiegłem do budynku, po czym zacząłem napastować kobietę na recepcji pytaniami, na które nie była w stanie odpowiedzieć, gdyż wypowiadałem je zbyt szybko.
-Gdzie leży Louis Tomlinson? – Wysapałem, gdy trochę się uspokoiłem.
Jechałem trzy godziny, a siedziałem jak na szpilkach, cały czas w głowie mają treść SMSa, którego dostałem kilka dni temu: Pomęczy mnie jeszcze trochę. Jeszcze inna wiadomość zawierała informację, że osoby, które są mi bliskie najbardziej na tym ucierpią. Jestem, pierdolonym kłębkiem nerwów! 
-Jest pan kimś z rodziny? – Zapytała patrząc na mnie z iskierkami w oczach.
-To mój brat. – Powiedziałem niemalże od razu. –Zaraz przyjdzie tutaj mój młodszy brat i siostra, możesz ich pokierować?
-Tak, oczywiście. Pan Tomlinson jest operowany w sali numer 210, piętro trzecie. – Uśmiechnęła się przyjaźnie, a ja tylko przytaknąłem, bo znowu ruszyłem biegiem w stronę windy, która jakoś nie chciała przyjeżdżać. Nie miałem czasu, dlatego wybrałem schody. Przeskakiwałem co dwa lub trzy stopnie, aż wreszcie dotarłem na trzeci poziom budynku. Biegnąc przez główny korytarz, w oczy rzuciła mi się jasna kuleczka siedząca pod ścianą.
Ness opierała czoło o kolana, a jej blond włosy przypominały lwią grzywę – były napuszone i sterczały na wszystkie strony. Dwudziestolatka cicho płakała i obejmowała rękoma swoje nogi, które podciągnięte miała pod klatkę piersiową.
Przysiadłem obok Donavan i nie licząc się z niczym, zarzuciłem ramię na drobne ramiona Ness, tym samym przyciągając ją bliżej swojej klatki piersiowej i zamykając w szczelnym uścisku. Teraz łzy mojej Blondyneczki wsiąkały w moją koszulkę, a ja gładziłem jej włosy, błagając, aby się uspokoiła.
-O- on… - Wypłakała. –Widziałam, jak… Jak go wieźli na salę…
-Proszę, nie płacz, Maleńka. – Wymruczałem, wtulając nos w czubek głowy dziewczyny. –Jestem tutaj i…
-Ness, słyszałem, co się stało. – Podniosłem wzrok na nieznaną mi osobę, ale kiedy tylko to zrobiłem miałem ochotę tak zwyczajnie wstać i pobić tego kutasa. –Jak się czujesz? – Blondynka tak po prostu wstała i przytuliła się do niego, a mnie ciśnienie skoczyło do maksimum.
-Jak ktoś mógł zrobić tak okropną rzecz? – Wyłkała.
-Nie mam bladego pojęcia, Blondyneczko.- Zaakcentował, posyłając mi chytry uśmieszek. Nie czekając na nic, chwyciłem za łokieć mojej ukochanej i wyrwałem ją z ramion tego socjopaty.
-Co robisz? – Zapytała zmęczona przecierając oczy pełne łez.
-To Zack.
-Wiem.
-Ten Zack, który mi grozi, ten, który robił ci te wszystkie zdjęcia, ten sam, który nasłał na ciebie Aidena. – Z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem sarnie oczy powiększały się, a wypełniała je wściekłość. –Ten, który…
-Chciał skrzywdzić ciebie i Darcey. – Dokończyła, mimo iż nie to miałem w planach powiedzieć. Nagle ni z stąd ni zowąd młoda kobieta wyrwała mi się i rzuciła z pięściami na Williamsa, którego zaczęła okładać na oślep, wyklinając od najgorszych. –Ty bydlaku! – Wrzeszczała i biła, a ten gnój nic sobie z tego nie robił, tylko się śmiał.
-Ness, wystarczy. – Odciągnąłem Donavan, ale nie było to wcale takie proste, ta dziewczyna ma dużo siły, mimo że nie wygląda. –To nic nie da…
-Zayn, klucze. – Obok mnie zatrzymał się Chris i Natalie, którzy przyglądali się wszystkiemu z zdezorientowaniem.
-Wypierdalaj stąd, Williams. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby, korzystając z okazji uderzając go pięścią w lewe oko, co poskutkowało jedynie tym, że Zacka odbiło do tyłu. –Zapamiętaj, że to nie jest koniec, śmieciu, dorwę cie i pożałujesz…
-Nie, Malik, to ty pożałujesz. – Wtrącił. –Będziesz błagał, żebym przestał, bo odbiorę ci wszystko tak jak ty mi.
-Nic ci nie zabrałem, skurwielu! – Zawołałem, słysząc ten fałsz. Nie pozwolę, żeby taki chuj mnie oczerniał, tym bardziej, że jeśli chodzi o tą sprawę jestem niewinny. Okay, przyznaję, mam cholernie dużo za skórą, ale nic mu nie odebrałem.
-A Evie? – Prychnąłem kpiącym śmiechem.
-Mścisz się za to, że zerżnąłem twoją laskę sześć lat temu?! – Nie wierzyłem, że ten gość tak długo potrafi chować urazę. Zresztą… Ta cała Evie była przeciętna – wyglądała jak każda zwykła dziewczyna w Anglii, których on – „król” wyścigów mógł mieć na pęczki, po za tym w łóżku też była kiepska.
-Zostawiła mnie dla ciebie. – Każda przy zdrowych zmysłach wybrałaby mnie, niż gościa, który jest pierdolonym sadystą! –Zabiła nasze dziecko, bo myślała, że była kimś więcej, niż tylko jednorazowym numerkiem! – Jednym płynnym ruchem przyparł mnie do muru i zacisnął dłonie na moim gardle, na całe szczęście zdążyłem odepchnąć od siebie Ness. –Mógłbym ci rozkurwić głowę, ale, po co skoro mogę odebrać ci wszystko, co kochasz i dopiero później cie zabić? – Tsa, już to widzę, jak ten kutas coś mi zabiera. Prędzej zdechnę, niż pozwolę mu zbliżyć się do mojej rodziny i przyjaciół.
-Teraz ty posłuchaj. – Wycedziłem, znowu przejmując inicjatywę i przyduszając go do sąsiedniego muru. –Zbliż się chociażby na krok do kogoś, kogo kocham, a w szczególności do Ness lub Darcey, a nie zawaham się rozpierdolić ci głowy. Napadłem na pierdolony konwój w Rosji, żeby jej… – Wskazałem na Donavan. –Nic się nie stało. Możesz być pewien, że nie zawaham się, jeśli czegoś spróbujesz. – Tym razem zamiast go dusić, znowu użyłem siły i przyłożyłem kilka razy w twarz Williamsa, która powoli zaczęła pokrywać się krwią. –Odpierdol się, póki jeszcze daję ci taką możliwość, bo później może być już za późno.
-Zayn, zostaw go. – Poczułem jak ktoś łapie mnie za barki i odciąga od bruneta, który zachwiał się na nogach. –Nie jest wart…
-Zamknij się, Nat! – Wrzasnąłem, wyrywając się, ale kiedy się odwróciłem tego chuja już nie było. Moja furia jeszcze bardziej się nasiliła, ale wszystko uleciało ze mnie jak za sprawą dotknięcia magicznej różdżki, kiedy zobaczyłem przerażoną blondynkę. –Ness, ja… - Nie zdążyłem nawet skończyć, a Donavan mocno wtuliła się we mnie. Desperacko trzymałem ją w ramionach, a brodę opierałem o jej głowę, mrużąc przy tym oczy. –Gdzie Darcey?
-Z Adamem i Marisą. – Pociągnęła noskiem. –Dziękuję, że mnie nie zostawiłeś.
-Ness, nigdy tego nie zrobię, zawsze będę przy tobie, masz moje słowo. – Wzmocniłem uścisk.
Nie wiem jak długo tak staliśmy, ale to nie miało znaczenia, nie dla mnie. Miałem w rękach cały mój świat i niczego więcej nie potrzebowałem.
-Natalie, to ty? – Usłyszałem głos Matta, który przyszedł razem z Liamem, Danielle i Lucasem. –Kto to? – Wskazał na młodego, który wyglądał na zdezorientowanego.
-Chris, mój brat. – Oznajmiłem, a dziewczyna w moich ramionach odsunęła się na kawałek.
-Myślałam, że masz jednego brata.
-To mój brat przyrodni. – Wzruszyłem ramionami. –Rodzice adoptowali go i Kaylę sześć lat temu, po moim wyjeździe, a to moja siostra Natalie. – Wskazałem na brunetkę miażdżoną właśnie przez Andersona.
-Miło was poznać. – Kolejny raz pociągnęła noskiem, a później przywitała się przytulasem z Nat i Santiago. –Przepraszam za to zamieszanie, ale nie wiedziałam, co robić. – Westchnęła. –Naprawdę nie chciałam was ściągać z Leeds, Dani. – Z Leeds? Nie wierzę, że byli u babci Liama. –I ciebie Matty. – Jęknęła żałośnie.
Nie mogłem znieść jej w takim stanie. Czułem się jak ścierwo. Chciałem, żeby humor Ness się nieco poprawił, – mimo iż było to w tej chwili niemożliwe. Bolało mnie serce, bo ona cierpiała. Jestem świadom, że Tommo zawsze będzie dla Donavan kimś ważnym i wcale mi to nie przeszkadza, ponieważ wiem jak bardzo ją skrzywdził. Mają razem dziecko, ale po za Darcey oraz wspomnieniami nic ich nie łączy i nie połączy, bo Nessela zbyt dużo wycierpiała. Podziwiam ją, bo po tym jak życie wystawiało ją na tak cholernie ciężkie próby, ona zawsze się podnosiła silniejsza. Jestem pełen podziwu, że sama wychowała dziecko w wieku szesnastu lat – ja bym się przeraził, nie wyobrażam sobie zostania ojcem w tak młodym wieku. Ness to silna i niezależna kobieta, która za każdym razem udowadnia mi jak wytrwała jest i niezłomna.
-Przestań pieprzyć, Ness. – Odezwał się Payne. –Louis jest dla nas jak brat, to chyba logiczne, że nie olalibyśmy tej sprawy.
-Boję się o niego. – Kolejna fala łez zaczęła spływać po policzkach mojej kobiety, którą znowu objąłem, całując w czoło.
Z sali operacyjnej wyszedł lekarz cały umazany w krwi. Ostatnim razem, kiedy widziałem tego gościa na stole leżał Payne. Doktor zmierzył mnie podejrzanym wzrokiem, a później cofnął się o kilka kroków do tyłu.
-Co z nim? – Przełknęła głośno ślinę Ness.
-Na razie udało nam się zatamować krwotok, ale pan Tomlinson stracił dużo krwi…
-Mamy tą samą grupę. – Wypalił Matt. –Dani też może oddać. – Mulatka przytaknęła.
-Dobrze, proszę za mną. – Już miał iść, ale złapałem go za bark. –Jeśli uda mu się przetrwać tą noc, wszystko wróci do normy, ale nie mogę wam tego obiecać.
-Mogę do niego iść? – Ucałowałem skroń Nesselii, która znowu płakała. Chciałem dodać jej otuchy. Chciałem, żeby wiedziała, że ją wspieram.
-Na razie to nie możliwe, ponieważ Louis jest nadal pod narkozą. Proszę się wstrzymać jeszcze godzinę. – Przytaknąłem i zabrałem swoją dłoń z ręki lekarza, który razem z moimi kuzynami poszedł w nieznanym mi kierunku.
-Błagam, nie idź. – Jęknęła żałośnie Ness, łapiąc za moje przed ramię, gdy odsunąłem się na kawałek.
-Nie mam zamiaru, Blondyneczko, chciałem tylko usiąść. – Wskazałem na plastikowe krzesełko, na których siedzieli również Nat, Chris i Liam z Luke’ m. –Powinnaś pojechać po Darcey. – Wypaliłem nagle, a Donavan zmarszczyła brwi. –Na wszelki wypadek. – Wzruszyłem ramionami. –Nie chcę być pesymistą, ale słyszałaś, co powiedział lekarz…
-Nie chcę, żeby Darcey widziała go w takim stanie…
-Ona musi tutaj być, to jej ojciec i ma do tego prawo. – W jasnobrązowych oczach zaczęły znowu zbierać się łezki. –Heej, nie płacz, okay? – Ująłem twarz dwudziestolatki w dłonie i kciukami wytarłem mokre policzki. –Jestem tutaj. – Szepnąłem, chowając blondynkę w swoich ramionach.
-I właśnie, dlatego jestem ci wdzięczna. – Powiedziała w mój tors. –Pojedziesz po nią?
-Tsa, ale miej oko na młodego. – Wskazałem dyskretnie na szesnastolatka, który całą swoją uwagę poświęcał telefonowi.
-Dobrze. – Przytaknęła, a ja zanim wyszedłem ucałowałem policzek Donavan.
Wsiadłem za kierownicę, po czym odpaliłem silnik i obrałem kierunek na… Właściwie to sam nie wiedziałem, dokąd mam jechać, dlatego wybrałem numer do Adama. Mój przyjaciel dość długo nie odbierał, a gdy wreszcie podniósł słuchawkę usłyszałem damski głos.
-Halo?
-Marisa, gdzie jesteście? – Rzuciłem szybko.
-W domu Adama. – Wywróciłem oczami. Czemu Parker musi udzielać takich głupich odpowiedzi?!
Minął miesiąc, skąd, do cholery mam wiedzieć czy ten pacan nie kupił sobie własnego mieszkania, a może nadal pomieszkuje u starych?!
-U państwa Donavan?
-Tsa. – Prychnęła. –A niby gdzie indziej? – Pokiwałem głową na boki i się rozłączyłem.
Pod willą rodziców Ness byłem po niecałych piętnastu minutach. Bez zastanowienia i pukania, wszedłem do środka. Nie zdejmując butów przeszedłem do salonu, skąd dochodził głośny śmiech należący do mojego Skrzata.
W pokoju dziennym siedziała cała rodzina Donavan oraz Marisa, która łaskotała czterolatkę. Wzrok wszystkich zatrzymał się na mnie, ale nie wzruszyło mnie to jakoś szczególnie. Czy Ness w ogóle poinformowała ich o tym, w jakim stanie jest Louis? Czy mieli, chociaż odrobinę pojęcia, co się stało Tomlinsonowi i w jakim szoku jest Nessela?
-Aladyn!  – Zawołała uradowana szatynka, rzucając się do moich nóg. Szybko przykucnąłem, biorąc dziewczynkę na ręce i wstając z nią. –Gdzie byłeś?
-W domu. – Mruknąłem od niechcenia. –Pojedziesz ze mną do Louisa, okay?
-Ale mamusia mówiła, żebym została z Adasiem. – Poinformowała mnie lekko zdezorientowana.
-Rozmawiałem z nią i kazała mi po ciebie przyjechać. Twojemu tacie bardzo zależy, żebyś teraz do niego przyjechała. – Wyznałem zgodnie z prawdą.
Darcey powinna wiedzieć, że Tommo jest w szpitalu, niezależnie od swojego wieku. Może miała tylko cztery lata, może nie rozumiała jeszcze niektórych rzeczy, może to ja zbyt panikowałem i bałem się najgorszego, ale ona musiała tam być.
-Miałam do niego iść za dwa dni. – Pokazała na palcach.
-Darcey, zrób to dla mnie. – Jęknąłem zdesperowany.
-Malik, wszystko jest w porządku? – Zapytał mój przyjaciel, wstając i podchodząc do mnie. Dłoń Adama złapała za mój bark, a jedynym gestem, na jaki byłem się w tym momencie zdobyć było pokiwanie głową na boki. –Co mu się stało? – W głosie szatyna pojawiła się nutka zdenerwowania. Cholera jasna! –Jadę z tobą. – Poinformował mnie, a później wsunął nogi w butach, depcząc ich tyły.
-Ja też. – Wtrąciła Parker, również ubierając buty – nieco bardziej profesjonalnie. Podała mi obuwie dziecka, które nadal trzymałem na rękach, a później bez słowa wyszedłem z domu.
Usadowiłem czterolatkę na fotelu pasażera, po czym zapiąłem jej pas bezpieczeństwa i wsiadłem na swoje miejsce. Adam z Marisą jechali drugim autem, ale musiałbym skłamać, jeśli powiedziałbym, że zależy mi teraz na ich obecności. Uruchomiłem silnik, a chwilę później włączyłem się do ruchu, wymijając innych uczestników oraz zostawiając w tyle Donavana.
Będąc już pod budynkiem szpitala, znowu zabrałem Darcey na ręce, po czym zamknąłem samochód, kierując się do środka. Wsiadłem do windy, która o dziwo była na parterze i wcisnąłem odpowiedni przycisk.
-Zayn?
-Mhm? – Mruknąłem, przenosząc swój wzrok na dziecko.
-Jesteś zły na moją mamusię? – Szatynka patrzyła na mnie tymi wielkimi niebieskimi oczami, w których błyszczały jakimiś nieznanymi mi iskierkami.
-Nie. – Skrzywiłem się z oburzenia. –Skąd ten pomysł? – W ramach odpowiedzi wzruszyła jedynie barkami, a ja wyszedłem z maszyny i ruszyłem korytarzem w stronę Ness.
-Nie przychodziłeś do nas.
-Kocham twoją mamę najbardziej na świecie, Mała.
-A mnie? – Szatynka wydęła dolną wargę, która niebezpiecznie zadrżała. Mhm, nie ze mną ta marne próby manipulacji, znam jej ojca od sześciu lat i nigdy ten tik na mnie nie działał.
-Kocham. – Wyznałem, podchodząc do blondynki i ustawiając jej córeczkę na podłodze. Darcey od razu podbiegła do Danielle, która kołysała Luke’ a, próbując prawdopodobnie usypać. –Jak się czujesz? – Zapytałem, unosząc Donavan i usadzając na swoich kolanach.
-Jak mam się czuć? Mój przyjaciel walczy o życie, bo jakiś socjopata ma do ciebie żal, bo zerżnąłeś jego przygłupią dziewczynę, po za tym… - Zaczerpnęła gwałtownie powietrza. –Spotkałam się z nim kilka razy i wydawał się być naprawdę miły. – Moje mięśnie się napięły na samą myśl, że ten kutas Williams ją w jakikolwiek sposób dotykał. –Czuję do siebie obrzydzenie, Zayn.
-Hush. – Szepnąłem, całując skroń dwudziestolatki. –Zobaczysz, że wszystko wróci do normy, a jeśli chodzi o tego chuja… - Prychnąłem pod nosem. –Pożałuje, że się urodził, masz moje słowo. – Nagle chude palce zacisnęły się na mojej koszulce.
-Nie chcę, żebyś znowu siedział w pudle. – Wyznała.
-Tym razem, nie będę się rzucał, kiedy mnie wybronisz. – Na idealnych usteczkach Nesselii pojawił się cień uśmiechu, z czego wywnioskowałem, że udało mi się, chociaż odrobinę ją rozbawić oraz poprawić humor, w czym utwierdziła mnie trzepnięciem w klatkę piersiową.
-Pani Tomlinson, pani mąż właśnie wybudził się z narkozy. – Poinformował nas lekarz, który podejrzanie zaczął nam się przyglądać. –Jest osłabiony, ale może go pani zobaczyć.
-Och, dobrze. – Ożywiona blondynka poderwała się z moich kolan, po czym łapiąc za mój nadgarstek pociągnęła za sobą.
Sala, w której leżał mój brat była utrzymana w kolorze białym. Obok łóżka stała jakaś aparatura, która pokazywała, w jakim stanie jest organizm Louisa. Tommo wyglądał naprawdę żałośnie – był poobijany. Lewą rękę oraz prawą nogę miał w gipsie, a okolice żeber zostały owinięte bandażem. Chryste, Zack jest naprawdę psychiczny, ale dam mu nauczkę. Chciał zabić mojego♥  przyjaciela w ramach zemsty? Cóż… To był najgłupszy pomysł, na jaki mógł wpaść, bo jestem teraz w stanie go zabić.
-Lou… – Wydusiła z siebie Ness. Po twarzy dziewczyny znowu zaczęły spływać strumienie łez, gdy przysiadła na krzesełku i dotknęła zdrowej ręki szatyna. –Błagam, powiedz coś. – Jęknęła żałośnie, dlatego w ramach dodania jej otuchy zacząłem pocierać ramiona Donavan.
-Nessie… – Wykrztusił, ale nawet to jedno słowo sprawiło mu ból, a kreski na monitorze przyśpieszyły. To chyba nie wróży za dobrze… Nie chcę być pierdolonym pesymistą, ale… Dużo razy byłem gościem w szpitalach oraz światkiem takich sytuacji. –Darcey… Ja muszę…
-Już po nią idę. – Oznajmiła wybiegając z pokoju.
-Zapierdolę tego skurwiela. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby, a na twarzy dwudziestodwulatka pojawiło się coś na miarę chytrego uśmieszku.
-Pilnuj ich. – Pokiwałem głową na boki. –Jesteś… Wisisz mi przysługę… Stary…
-Będziesz sam ich pilnował, gdy stąd wyjdziesz. – Wtrąciłem. Niech nie pieprzy, jakby to miało być nasze pożegnanie! Miał być zawsze, a nie tylko na pierdolone sześć lat!
-Bądź z Nessie. – Wywróciłem oczami. To chyba oczywiste, że jej nie zostawię, zwłaszcza teraz, gdy wiem, kim jest ten kutas. –Bądź dla… Darcey, ojcem.
-Nie pierdol, takich głupot! – Uniosłem się przerażony. Czy on się w ogóle słyszy, czy może ta cała narkoza nie przestała jeszcze działać?! –Będziesz żył, słyszysz? – Warknąłem, a w odpowiedzi dostałem cichy śmiech przeplatany z kaszlem…
__________________________________________
Hihi, Eminem ♥ 
Rozdział mi się osobiście podoba, więc... Nie ma opcji, żeby w waszym przypadku było inaczej - żartuję!! xdd 
Dziękuję wam niezmiernie za komentarze i mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za końcówkę. 
Miłej niedzieli ;**  

niedziela, 23 sierpnia 2015

XV. Love Don't Die



Rozdział z dedykacją dla Zuzanna Odrzywołek i Weronika Malik (podzielimy się tym nazwiskiem, okay?? hahahaha xdd) za bardzo miłe słowa, przez które mogę popaść w samozachwyt - jesteście kochane, dlatego mam nadzieję, że spodoba wam się ta część ;** 

NA DOLE JEST ZWIASTUN DO II CZĘŚCI OPOWIADANIA!!


„Trudno mówić o szczęściu, gdy jesteśmy niezadowoleni z dzisiaj, zatroskani o jutro i rozżaleni decyzjami podjętymi wczoraj.”


Zayn 


Wgapiałem się w ekran telewizora i oglądałem głupią bajkę razem z Darcey, Louisem, Mattem i państwem Payne.
Wkurwiali mnie – samą swoją obecnością. Liam z Danielle cały czas się lizali. Tomlinson drzemał, a Anderson ze Skrzatem przeżywał animację. Lucas spał sobie spokojnie na mojej klacie i to była chyba ta blokada, która nie pozwalała mi na wybuch oraz wyzywanie ich wszystkich, co generalnie zmierza do punktu zwrotnego, a mianowicie tego jak wściekły jestem na Ness. Nie chodzi oczywiście o to, że mam jej za złe, iż wreszcie ułożyła sobie życie – cieszę się i to bardzo, – ale o fakt, że wczoraj spędzała czas z moim bratem.
Michael zawsze szukał sposobu, żeby mi dopiec – od najmłodszych lat takie zachowanie wobec mnie było jego ulubioną rozrywką. Mike kochał mnie denerwować, a zwłaszcza, jeśli chodziło o rzeczy, na których zależy mi najbardziej. Pamiętam jak miałem trzynaście lat i grałem z kumplami w piłkę nożną – przylazł i zaczął się popisywać, jaki to z niego świetny strzelec… Miałem wówczas nieodpartą ochotę wziąć tą głupią piłkę i zajebać mu w ten roześmiany ryj! Moi koledzy zamiast grać ze mną, podziwiali tego frajera. Oczywiście był okres czasu, kiedy dał mi spokój – wtedy, gdy umarła moja siostra, po prostu się nade mną zlitował. Po co dopierdalać biednemu Zaynowi, który ledwo sobie radzi z normalnymi czynnościami, jak chodzenie?
Zawsze był lepszy, a ja dorastałem w jego cieniu – nie był genialny, jak ja, ale w szkole radził sobie lepiej, bo mnie się nie chciało. Zresztą… Rezultaty widać nawet teraz – Mikey jest mega bogatym biznesmenem, który króluje na rynku, jeśli chodzi o Stany Zjednoczone, a ja? Heh, gość z nijaką przeszłością, nieradzący sobie z teraźniejszością i bez planów na przyszłość. Przez ostatnie lata utrzymywałem się z nielegalnych wyścigów, walk ulicznych i naprawiania wozów frajerów, którzy i tak nigdy nie wygraliby żadnych zawodów.  To jest mój świat i tego nigdy mi nie odbierze – mój brat nie jest w stanie pokonać mnie w tych dziedzinach, a to poprawia mi humor.
Bobas leżący na moim torsie niespokojnie drgnął, dlatego opuszkiem palca pogłaskałem go po policzku.
Luke urósł przez ten miesiąc, aż dziwnie się przyznać, ale to fajny dzieciak. Cieszę się, że jestem jego chrzestnym, tylko głupio, że razem z Ness. Nie chodzi o to, że mam z nią teraz problem… Dobra mam! I tak, ma to związek z tym, co mi oznajmiła.
Wczoraj mnie wkurzyła. Jak, do cholery mogła powiedzieć mi takie rzeczy?! Nie jestem jakimś śmieciem, żeby mnie tak traktować… Och, a więc to jest ta cała ironia. Karma wreszcie mnie dopadła, za wszystkie krzywdy, które wyrządziłem Nesselii, i przez które cierpiała. Czuję się jak gówno. Prawie tak samo, jak po stracie Mii.
-Cześć, Darcey gotowa? – Zapytała Blondyneczka wchodząc do naszego domu.
Donavan wyglądała naprawdę pięknie, jak anioł. Miała na sobie białą sukienkę do połowy ud, kremowy sweterek za tyłek oraz brązowe botki. Włosy splotła dzisiejszego dnia w kłosa i nie miała prawie wcale makijażu – po za umalowanymi rzęsami oraz wargami, które miałem ochotę pocałować. Jak zwykle na ustach miała uśmiech, ale w oczach smutek.
-Tak, mamusiu, jeźdźmy do Gabe’ a. – Zarządziła szatynka, wprawiając mnie w niemałe zdziwienie.
-Myślałem, że teraz wolisz Jake’ a. –Wtrąciłem, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
-Gabe się przeprowadza. – Uniosłem brwi i spojrzałem pytająco na dwudziestolatkę, która obejmowała swoje ramiona.
-Chloe dostała pracę w Nowym Yorku, dlatego jadę ją zawieść, a później lecę do pracy. – Wzruszyła ramionami Ness. Woah, zaraz, jakiej pracy?!
-Od, kiedy pracujesz?
-Od niecałego miesiąca. – Machnęła ręką. -Lou, jeśli chcesz mogę dziś się zająć Darcey, skoro chcesz iść do Hackney.- Popatrzyła znacząco na mojego przyjaciela, który jedynie pokiwał pionowo głową.
Cholera, od kiedy oni mają taki dobry kontakt?! Może niepotrzebnie wyjeżdżałem? Tyle mnie ominęło…, Ale proszę bardzo, niech dalej się do siebie migdalą, w końcu stara miłość nie rdzewieje, nie? Co za ściema! Wkurwiają mnie, jeszcze bardziej, nawet bardziej niż ten kutas, który wysyła mi te pierdolone SMSy.
Było dobrze, było zajebiście dobrze, ale musiałem się złamać i zatańczyć wtedy z Ness. Nie byłoby sprawy, a teraz i przez ostatnie trzydzieści dni dostawałem zdjęcia mojej Blondyneczki, co cholernie mnie wkurwiało. Nawet odliczałem dni do powrotu, żeby pójść i sprawdzić czy wszystko jest okay. Żałuję, że wczoraj poszedłem do Donavan. Co ja sobie w ogóle wyobrażałem?! Spieprzyłem wszystko, a Ness nie ma sklerozy, żeby zapomnieć, jakim chujem byłem, jestem. Jeszcze do tego wszystkiego dochodzi ta zjebana kłótnia z moim głupim bratem – szczerze jebie mnie fakt, że jestem najmłodszy w rodzinie i wszyscy chcą mi pomagać. Potrafię o siebie zadbać sam i udowodniłem to wiele razy. Potrafię również dbać o swoich bliskich, czego przykładem jest moja starsza siostra – Natalie. Cholera…
-Idziesz dziś na łyżwy? – Dopytywała Dani. Och, kolejna nowość!
-Od, kiedy wróciłaś do jazdy? – Zapytałem obojętnie, gładząc kciukiem plecki Luke’ a.
-Od miesiąca, ale…
-Tsa. – Prychnąłem. –Nieważne. – Cmoknąłem, a później wstałem razem z młodym na rękach i oddałem go Olson.
Skierowałem się w stronę schodów, po których szybko wszedłem, aż wreszcie dotarłem do swojego pokoju. Jeśli myślą, że będą nieświadomie niszczyć mnie psychicznie to nie ich, kurwa doczekanie! Wyjąłem z szafy podręczną torbę sportową, do której spakowałem kilka ubrań, po czym zapiąłem suwak. Już miałem wychodzić, kiedy drzwi do mojej sypialni się otworzyły, a stanęła w nich panna Nie chcę cie w moim życiu.
-Czego tu szukasz? – Warknąłem.
-Jesteś na mnie wściekły. – Stwierdziła patrząc mi prosto w oczy.
-Wcale nie. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Jestem wkurwiony, a jej obecność wcale mi nie pomaga!
-Nie kłam. – Poprosiła podchodząc bliżej mnie. Nie cofnąłem się. Nigdy nie uciekam przed problemami, mimo iż ucieczka od Ness była naprawdę kusząca… -Uważasz, że jestem suką? –Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, do czego ta dziewczyna zmierza.
-Określ się dokładniej, Ness. – Od niechcenia wzruszyłem ramionami, chcąc w ten sposób pokazać Donavan, że sama jej obecność po mnie spływa, a co dopiero mówić o rozmowie z nią.
-Przepraszam za to, co wczoraj powiedziałam. – Ona mnie…, Co, do kurwy nędzy się dzieje?! To jakaś chora gra, czy jakiś test?!
Kobiety są mega skomplikowane, a zwłaszcza Nessela. Raz jest urocza jak… Chociażby Luke, a innym razem jest podłą suką, która potrafi zadać cholernie trafne ciosy na ego i dumę faceta, ale to chyba właśnie, dlatego tak bardzo ją kocham.
Od razu mi się spodobała. Od chwili, kiedy zastałem ją w salonie, w domu Matta skupioną nad książkami do matmy. Zawsze, gdy starała się za wszelką cenę zapamiętać temat wystawiała koniuszek języka. Jeszcze zabawniej się wściekała, gdy coś jej nie wychodziło – krzyczała, że pieprzy tą cholerną matematykę, skoro ma jeździć zawodowo na łyżwach, a później wychodziła zapalić. Fajki były jedyną rzeczą, która mnie wkurwiała, bo takie ładne dziewczyny nie powinny palić i truć się tym cholerstwem. Cóż… Każdy z problemami radzi sobie inaczej – Ness pali, Tommo pije, a ja się ścigam. Wiedziałem, że ta dziewczyna nie będzie mi obojętna od chwili, kiedy pierwszy raz ją pocałowałem, gdy to Louis zabrał ją z nami do klubu, a potem rozmawiał z jakimś frajerem. Zostawił Ness, a ja… Ja pierwszy ją zobaczyłem, więc wykorzystałem okazję.
-To i tak po mnie spłynęło. - Wyrzuciłem obojętnie barkami w powietrze, siląc się na jeszcze większy luz, bo tak naprawdę to cieszyłem się, że było jej przykro, i że mnie przeprasza.
-Dokąd jedziesz? – Kiwnęła brodą na torbę, którą trzymałem w ręku.
-Och, to. – Westchnąłem, zdając sobie sprawę, że nie znam odpowiedzi na to pytanie. –Sam nie wiem, wrócę za kilka dni, ale gdyby coś się działo to dzwoń, okay? – Przytaknęła, oblizując wargi.
-Możesz coś dla mnie zrobić, nim wyjedziesz? – Blondynka nieśmiało na mnie spojrzała, a ja czułem, że zaraz przegram całą tą walkę, którą toczyłem od miesięcy. To przez te sarnie oczy… Manipuluje mną, czemu się absolutnie poddaję.
-Tsa, pewnie.
-Przytulisz mnie? – Cień uśmiechu pojawił się na moich ustach, ale szybko przyciągnąłem do siebie dwudziestolatkę, aby tego nie zauważyła. Tuliłem ją naprawdę mocno i… Desperacko.
Pierwszy raz w życiu czułem się źle z tym, co zrobiłem wobec jakiejkolwiek dziewczyny. W sumie z Ness wszystko było inne, wyjątkowe – polubiłem obściskiwanie się podczas filmów romantycznych, te spacery za rączkę, niewinne buziaki w policzki, och i na samo słowo romantyzm nie czuję odruchu wymiotnego. To jest chyba ta cała miłość, o której wszyscy mówią – tracisz rachubę czasu, a kilka minut w obecności osoby, którą kochasz zamienia się w godziny, tracisz trzeźwy osąd i wchodzisz do dupy tej osobie, żeby tylko czuła, że jest dla ciebie całym światem.
-Mamusiu, chodź już! – Z dołu dobiegło nas nawoływanie Darcey. Cholera, lepszego momentu nie mogła sobie wybrać?!
-Idę. – Szepnęła moja Blondyneczka, wtulając policzek bardziej w moją pierś.
-Leć, Maleńka. – Ucałowałem czubek głosy Donavan, a później w delikatny sposób ją odepchnąłem.-W razie jakiś komplikacji, dzwoń. - Pokiwała pionowo głową, po czym oboje zeszliśmy na dół.
-Chodźmy do Gabe’ a. – Skrzat ciągnął już Ness w stronę drzwi, dlatego sam udałem się do garażu, gdzie wsiadłem do SSC Aero i wyjechałem przez podjazd na drogę.
Otworzyłem szybę, założyłem okulary przeciwsłoneczne na oczy i włączyłem radio, w którym jak na złość musiała lecieć piosenka The Fray Love don’t die. Tsa, miłość nie umiera… Bardziej zdołowanym chyba być nie można.
Wcisnąłem pedał gazu, by po chwili włączyć się do ruchu ulicznego i wymijać tych frajerów w cholernie wolnych samochodach.
Sam nie wiedziałem, dokąd jadę, ale gdzieś musiałem przecież zmierzać. Musiałem wyluzować i zniknąć na kilka dni, żeby to wszystko dokładnie przemyśleć. Generalnie relacje pomiędzy Ness, a mną. Nie potrafiłem trzymać się od niej z daleka, a ten miesiąc bez niej był katorgą. Mogła krzyczeć, wyzywać mnie i prowokować kłótnie, ale liczył się fakt, że Donavan była blisko mnie, a ja mogłem ją podziwiać.
Nie wiem ile czasu już jechałem, ale kiedy minąłem znak informujący mnie, że wjechałem do Bradford trochę się przeraziłem. Powinienem skupić się na prowadzeniu, a nie myśleniu o Nesselii, bo to widocznie źle na mnie wpływa. Od sześciu lat nie byłem w tym mieście, a teraz tak po prostu wracam. Co ja sobie wyobrażam?! Kłopot w tym, że nie mam w planach zawracać i wlec się trzy godziny do Londynu, bo jestem cholernie zmęczony, po za tym skorzystam z okazji i złożę życzenia urodzinowe mamie – wreszcie twarzą w twarz, a nie przez marnego SMSa o treści Sto lat, mamo. To było takie żałosne z mojej strony, żeby tak bardzo zaniedbywać rodzinę, ale musiałem to zrobić, bo przypominali mi o Mii.
Zaparkowałem w centrum, w końcu nie wypada pójść z pustą ręką, a wykorzystam chwilę, że już pofatygowałem się do przyjazdu i odwiedzę Mię. Wszedłem do pobliskiego jubilera, gdzie kupiłem diamentowe kolczyki – moja rodzicielka uwielbia tego typu błyskotki, w przeciwieństwie do Ness, która kocha bransoletki – płacąc kartą, a w kwiaciarni zaopatrzyłem się w dwa bukiety – jeden róż, a drugi - słoneczników, po czym znów wsiadłem do auta i pojechałem na cmentarz.
To było ciężkie, bo od czasu pogrzebu nie odwiedzałem jej wcale. Na płycie było wyryte imię oraz daty urodzenia i śmierci mojej siostrzyczki – zrobiło mi się źle. Czemu ta idiotka musiała wsiąść na ten pieprzony motor i zginąć w wieku piętnastu lat?! Była taka głupia…
Ułożyłem wiązankę żółtych kwiatków, które Mia bardzo lubiła, po czym włożyłem ręce do kieszeni głośno wzdychając.
To nie jest fair – moja siostra miała przed sobą jeszcze całe życie. Powinna żyć i wbijać mi do głowy, że zachowałem się jak kutas względem Ness. Powinna mi prawić morale, jak to siostry zwykły robić, a nie gnić w zimnej i brudnej ziemi.
-Trzymaj się, Mała. – Mruknąłem, odwracając się na pięcie i zmierzając do samochodu.
Odpaliłem silnik, po czym obrałem kierunek na mój dom rodzinny. Trasa nie zajęła mi dużo czasu, ponieważ już po dziesięciu minutach byłem na miejscu. Ale nie miałem odwagi wyjść.
Co ja sobie wyobrażałem, że tak po prostu tam wejdę i powiem cześć, wróciłem?! To popierdolone, ja jestem popierdolony.
Od dwudziestu minut wciskałem głowę w zagłówek, układając w myślach, co powinienem powiedzieć po przekroczeniu progu. Jak mam zareagować, gdy drzwi otworzy Natalie, a jak mama lub tata? Cholera to trudne, a moje serce prawdopodobnie zaraz wyskoczy z piersi. Weź się w garść, palancie! Krzyczała moja podświadomość, dlatego postanowiłem jej posłuchać i wyluzować.
Co złego miałoby się stać? Mama nie wpuściłaby mnie do domu?! Heh, nie sądzę, kocha mnie najbardziej z całej tej zgrai – jestem synkiem mamusi i wątpię, żeby to się zmieniło. Po za tym jestem Zayn Malik, mnie zawsze wszystko uchodzi na sucho – no prawie.
Wysiadłem z wozu, który zamknąłem za pomocą pilota przy kluczu i kroczyłem pewnym siebie krokiem do werandy, w ręku ściskając małe pudełeczko i bukiecik róż.
Powinienem zapukać, zadzwonić, czy tak po prostu sobie wejść, bo to w końcu mój dom, tak? Cholera…
Uniosłem dłoń zawiniętą w pięść i uderzyłem nią kilka razy w brązowe drzwi.
Muszę się napić, najlepiej czegoś mocniejszego.
Wrócę za godzinę.
Odwróciłem się z zamiarem odejścia, kiedy prostokąt się otworzył, a ja usłyszałem ten głos.
-Zayn? – Przymrużyłem mocno oczy. –To naprawdę ty?
-Tsa, a kogo się spodziewałaś, Nat, Justina Biebera? – Prychnąłem obracając się przodem do brunetki.
Natalie wypiękniała przez te sześć lat. Mimo, że jej pomagałem finansowo to jej nie widziałem. Miała długie brązowe włosy, które sięgały jej za piersi – nie były tak długie jak Nesselii, ale długie – a czekoladowe oczy świdrowały mnie na wylot, po za tym błyszczały w nich iskierki tyle, że nie wiedziałem czy były spowodowane radością na mój widok, czy może wściekłością, że znowu musi patrzeć na mój ryj. Dwudziestoczterolatka była ubrana w czarną dopasowaną sukienkę, która tylko podkreślała jej idealną figurę.
-Nie bądź dupkiem. – Mruknęła, wtulając się w moją pierś. Okay, przyznaję, że trochę mnie tym zadziwiła, ale odwzajemniłem gest – bądź, co bądź tęskniłem, a Nat była moją jedyną siostrą i to teraz o nią się troszczyłem tak jak o Mię, mimo iż była ode mnie o dwa lata starsza. –Chodź, mama się ucieszy. –Jednym szybkim ruchem wciągnęła mnie do środka, a następnie do salonu. –Zobaczcie, kto przyjechał. – Zawołała brunetka, a na mojej twarzy pojawił się grymas. Po co tak się ekscytuje, przecież za niedługo wyjeżdżam.
-Zayn, synku… – Westchnęła Annie podrywając się z krzesła i podchodząc do mnie. Chciała mnie przytulić, ale odsunąłem się o krok do tyłu. Nie robiłem tego umyślenie, tylko instynktownie.
-Sto lat, mamo. – Wzruszyłem ramionami i wręczyłem jej prezent, szybko cmokając w policzek.
-Kochanie, nie musiałeś, najlepszym prezentem dla mnie są twoje odwiedziny.
-Tsa, syn marnotrawny powrócił do domu, huh? – Zadrwił Michael, na co pokazałem mu środkowy palec. Niech zajmie się swoim życiem, zamiast drwić sobie ze mnie. Ja przynajmniej mam zajebistą i mądrą dziewczynę… Właściwie to miałem, a on? Gówno ma, po za tą swoją firmą.
-Mike. – Mama pokręciła niezadowolona głową na boki przy okazji karcąc mojego brata spojrzeniem. Poprawiło mi to nieco humor.
-Zayn, poznaj mojego narzeczonego Toma. – Uniosłem brew, kiedy Nat wskazała na obcego faceta siedzącego obok ojca. –Tom, to mój młodszy brat Zayn. – Gość wystawił w moim kierunku dłoń, którą od niechcenia, mocno uścisnąłem.
-Woah, masz siłę, stary. – Zaśmiał się, ale nie zawtórowałem mu, tylko przywitałem się z tatą.
-Zayn. – Powiedział chłodno.
-Tato. – Odpowiedziałem tym samym tonem. Nie będę gorszy, tak?
-Cieszę się, że wróciłeś, synu. – Nagle ni stąd ni zowąd wziął mnie w ramiona i przytulił. To było… Dziwne, ale też w pewnym sensie miłe wiedzieć, że nie jest wkurzony za to, że zabiłem jego Księżniczkę. –Siadaj i opowiadaj, co u ciebie? – Według polecenia usadowiłem się pomiędzy ojcem i mamą, która cały czas trzymała za moją dłoń, jakby bała się, że zaraz coś się wydarzy i zniknę. –Pracujesz?
-Ściga się nielegalnie. – Wypalił Mikey, na co wywróciłem oczami.
-Od miesiąca jeżdżę zawodowo.- Dwudziestosiedmiolatek złożył usta w dzióbek i pokiwał głową pionowo, mrużąc przy tym oczy. Kutas. –Mówię poważnie, stary. – Wzruszyłem barkami w powietrze. –Jeśli mi nie wierzysz, wygooglaj sobie moje dane, nie tylko o tobie piszą, panie milioner.
-Przestańcie, chłopcy. – Poprosiła Annie. –A jak tam sprawy sercowe, Kochanie?
-Miał zajebistą dziewczynę, ale potraktował ją jak pierwszą lepszą dziwkę.
-Zamknij ryj, Michael, gówno wiesz, a pierdolisz najwięcej! – Wydarłem się, gwałtownie wstając i wychodząc na taras. Musiałem zapalić, potrzebowałem do życia nikotyny.
Mike to kawał gnoja. Nie powinien wpieprzać się w moje życie. Nie wie, dlaczego zerwałem z Ness, więc niech łaskawie zajmie się swoimi sprawami. Ciekawy jestem jakby zachował się na moim miejscu, ale przecież pan idealny nigdy nie zadzierał z takimi szujami jak ja, więc nie ma bladego pojęcia, jak to jest żyć w ciągłym strachu, że ktoś skrzywdzi osobę, którą kochasz. Mój brat to pieprzona ciota.
Stałem oparty o barierkę, kiedy dołączyła do mnie Natalie. Kobieta również stykała się tyłkiem z drewnianą balustradą, po czym głośno westchnęła.
-Cieszę się, że wreszcie cie widzę, Zayn.
-Cokolwiek. – Warknąłem obojętnie. –Czego chcesz, Nat?
-Przepraszam za Mike’ a. – Wywróciłem oczami. To jest po prostu przekomiczne! Czemu, do cholery go wyręcza?! –Och, i chciałam ci podziękować za pomoc i oddam ci wszystko, co do grosza, ponieważ znalazłam świetną pracę w Londynie. – Czekaj, jak to w Londynie?
-Od, kiedy mieszkasz w Londynie?
-Od jakiegoś miesiąca. – Zaśmiałem się ironiczne. Od miesiąca?! Tsa, jebany miesiąc, kiedy mnie nie było, kiedy zmieniło się tak wiele. –Coś się…?
-Tak, stało się. – Warknąłem. –Wszystko się popierdoliło, Nat. – Przeczesałem swoje włosy do tyłu.
-Mike nie chciał…
-Michael to mój najmniejszy problem! – Zawołałem. –Mam wiele większych kłopotów, niż mój popierdolony brat. – Westchnąłem. –Zresztą nieistotne, nie będę się przed tobą użalał.
-To, że się zwierzasz, wcale nie oznacza…
-Jesteśmy! – Po domu rozniósł się nieznany mi głos męski… A raczej chłopięcy. –Mamo, wszystkiego najlepszego! – Teraz dołączył to tego dziewczęcy głosik. Spojrzałem pytająco na Nat, która również była zdziwiona.
-Co, do cholery? – Warknąłem, gasząc połowę fajki o poręcz i wchodząc do środka.
W salonie do mojej mamy tuliła się jakaś dwójka dzieciaków. Okay, może nie było mnie sześć lat, ale moi starsi są już chyba trochę za starzy na nowe dzieciaki, tak? Po za tym pamiętałbym, że mam jeszcze dwójkę młodszego rodzeństwa.
-Kto to? – Zapytała nieco niższa brunetka o niebieskich oczach. Na moje oko mogła mieć z szesnaście lat, zresztą mam to w dupie ile ma lat, co, do cholery robiła w moim domu i dlaczego mówiła do Annie per mamo?!
-Nasz syn Zayn i córka Natalie. – Odpowiedział mój ojciec. –A to Kayla i Chris. – Uniosłem lewą brew ku górze. Okay, poznaliśmy się, a teraz do rzeczy! –Mike’ a już znacie.
-Kim oni są? – Pytanie padło z ust mojej starszej siostry.
-Adoptowaliśmy ich jakieś pięć lat temu, gdy wyjechałaś na studia tak jak Mike, a Zayn poszedł do Harrow.
-Mhm. – Mruknąłem. –To bliźniaki?
-Tsa. -Mruknął ten cały Chris, na co wywróciłem oczami. –Tato, Kayla chce dziś się spotkać z tym frajerem Dean’ m, tym kretynem od wyścigów…
-Nigdzie nie idzie. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby, na co dziewczyna zmarszczyła brwi i już miała coś powiedzieć, ale nie pozwoliłem jej dojść do słowa. –Wyjdziesz z domu to cie znajdę, a wtedy nie będziesz miała lekko. –Warknąłem, wymijając zszokowaną nastolatkę. –Idę do siebie. – Mruknąłem pod nosem, łapiąc za torbę i przeskakując, co drugi stopień. Otworzyłem drugie drzwi po lewej i wszedłem do środka.
Moja dawna sypialnia nie była jakoś specjalnie duża, ale przywoływała wspomnienia – wyglądała tak, jak ją zostawiłem. Ściany były pokryte szarą farbą oraz poobklejane plakatami z samochodami sportowymi oraz wijącymi się po nim dziewczynami w bikini, natomiast podłoga została wyłożona ciemnobrązowymi panelami. Miałem dość spore łóżko, które stało przy oknie. Na przeciwnej ścianę stało biurko z kolei, na którym leżały różne papierki przedstawiające wyścigowe furki, które chciałem, jako dziecko posiadać – cóż, teraz je mam, więc to marzenie tak jakby się ziściło. Nieco dalej została ustawiona pojemna szafa, która teraz świeciła pustkami, tak jak komoda.
Rzuciłem się na łóżko, głośno wzdychając. Jezu, czuję się tak jak tamtego dnia, kiedy to Mia oznajmiła, że wychodzi na wyścigi. Tym razem nie popełnię tego błędu, mimo iż gra nie tyczy się mojej siostry, to pomogę temu całemu Chrisowi. Nie chcę, żeby przechodził przez piekło przeze mnie.
Nagle drzwi się otworzyły, a wszedł przez nie wspomniany brunet, który również posiadał niebieskie oczy – nieco jaśniejsze, niż jego siostra, ale nadal błękitne. Zlałem go, ale i tak usiadł na brzegu mojego łóżka, też głośno wzdychając. Chryste…
-Ona i tak tam pójdzie, nie?
-W takim razie my też pójdziemy. – Mruknąłem, patrząc w sufit.
-Czemu tak bardzo się przejmujesz Kaylą, przecież nawet nas nie znasz. – Cholerny smarkacz. Przeniosłem się do siadu, a ten gówniarz wpatrywał się we mnie uważnie.
-Bo też kiedyś miałem siostrę bliźniaczkę i pozwoliłem jej pójść na wyścigi. –Warknąłem.
-Jest teraz na studiach, skoro nie przyjechała?
-Mia nie żyje. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby. –Przeze mnie.
-Sory, stary. – Mruknął ze skruchą, dlatego nie zacząłem się po nim wydzierać. –Zayn?
-Mhm?
-To nie jest twoja wina, że Mia nie żyje. Po prostu nie mogłeś jej…
-Zjeżdżaj stąd, gówniarzu! – Zawołałem, kiedy odezwał się mój telefon. Od niechcenia wyjąłem komórkę z kieszeni i przejechałem palcem po ekranie nawet nie patrząc, kto dzwoni. –Czego? – Warknąłem.
-Zayn? Dotarłeś cało, tam gdzie jechałeś? – Po drugiej stronie usłyszałem głos Ness, który nieco mnie uspokoił.
-Tsa, jest dobrze, pomijając fakt, że jestem w Bradford. – Westchnąłem, przeczesując włosy. –To przez ciebie. Znowu mnie zmanipulowałaś. – Usłyszałem cichy chichot, który był melodią dla moich uszu. Chryste, jak można tak bardzo kogoś kochać? Czy to w ogóle możliwe?
-Sam chciałeś pojechać do domu, Zayn. Tęskniłeś za rodzicami.
-Wcale, że nie, to twoja wina.
-Jesteś dziecinny. – Wywróciłem oczami. Ja jestem dziecinny?! Przecież to ona unikała mnie jak ognia, nawet dzwoniła do Tomlinsona, żeby zapytać czy mnie nie ma w pobliżu jak przychodziła po Darcey. No, więc, kto tutaj jest dziecinny, huh?! Nadal ty! –Twoja mama się ucieszyła?
-Tak, ale czułem się dziwnie… Sztucznie, po za tym Mike mnie wkurwił, miałem ochotę go uderzyć.
-Więc, dlaczego tego nie zrobiłeś? Należało mu się. – Uśmiechnąłem się pod nosem. –Kiedy wrócisz do Londynu?
-Za kilka dni, może zostanę na tydzień? Wiesz… Chcę spędzić trochę czasu z rodziną. A co u ciebie i Darcey?
-W porządku. Teraz jest z Louisem w parku, jeżdżą na rolkach. – Co?!
-Tommo, przecież nie potrafi.
-Darcey go uczy. – Buchnąłem głośnym śmiechem. To jest przezabawne.
-Lepiej szykuj apteczkę, bo na pewno nie wrócą cali. Zadzwonisz do mnie jutro?
-Tak, do zobaczenia. – Nie czekając na moją odpowiedź rozłączyła się. I niby to była zwykła rozmowa telefoniczna, a poprawiła mi humor o sto osiemdziesiąt stopni.
-Ta cała Ness, to twoja dziewczyna? – Chryste…, Co ten szczeniak tutaj robił?!
-Nadal tu jesteś? – Warknąłem, wstając i podchodząc do torby, z której wyjąłem czystą koszulkę, którą włożyłem zamiast tej przepoconej.
-Tsa, idziesz gdzieś, czy jak?
-Jak. – Powiedziałem na odczepne, a następnie zbiegłem schodami na dół, gdzie mama rozmawiała z Natalie i Tomem o ich zaręczynach. –Ryan nadal tutaj mieszka?
-Tak, kochanie, tak jak Ally. – Wywróciłem oczami. –Powinieneś z nią porozmawiać, może uda wam się odbudować wasz…
-Nie interesuje mnie już Allison. – Oznajmiłem.
-Zayn, czekaj. – Wciągnąłem głośno powietrze przez nos, a wypuściłem ustami. Co jest nie tak z tym głupim Chrisem?! Czemu się tak przyczepił, do cholery?! –Idę z tobą.
-Możesz się łaskawie odpierdolić, czy coś?
-Coś. – Wzruszył ramionami, a później wyszedł na dwór.
-Pilnuj go, Zayn. – Poprosiła moja rodzicielka, na co wywróciłem oczami. –To dobry dzieciak, tylko nieco zagubiony.
-Przywalę mu, jeśli mnie wkurwi. – Wskazałem palcem na Annie, a następnie wyszedłem. Młody siedział na schodach i palił, dlatego od razu trzepnąłem go w łeb. –Chodź, gówniarzu, bo się rozmyślę. – Mruknąłem od niechcenia, a później wsiadłem do swojego samochodu. Czekałem jakieś trzy minuty, aż ten szczeniak skończy papierosa i usiądzie obok mnie.
-Myślałem, że to wóz Mike’ a .– Uniosłem w górę jedną brew. –No wiesz… On jest dziany. – Wzruszył barkami.
-Pieprzę go, też mam kasę, ale się z nią nie obnoszę, jak ten kutas. – Również wyrzuciłem ramiona w powietrze, a następnie uruchomiłem silnik i obrałem kierunek na dom mojego starego przyjaciela.
-Czym cie tak wkurwił, huh?
-Nie klnij, szczylu. – Warknąłem. –Podwala się do mojej laski i wpierdala się w moje życie, okay? A teraz zamknij się i nie zadawaj mi pytań, bo zaraz mi rozkurwi głowę.
Po dziesięciu minutach zaparkowałem pod domem podobnym do mojego. Jechało mi się całkiem spoko, bo Chris nie kłapał jadaczką. Wysiedliśmy na równi, po czym podeszliśmy do drzwi, w które mocno zapukałem. Po chwili otworzyła mi pani Lilly.
-Zayn. –Westchnęła, jakby zobaczyła ducha. –To naprawdę ty?
-Tsa, jest Ryan? Mam do niego sprawę. – Kobieta tylko przytaknęła, a później zawołała swojego syna. Ryan zszedł na dół z jakimś dzieciakiem na rękach. Okay, zrozumiałem, wiele się zmieniło, ale ten palant ledwo potrafi zadbać o siebie, a co tu dopiero mówić o kilkuletnim dzieciaku.
-Och, syn marnotrawny powrócił. – Żachnął Steward. –Co cie sprowadza, kutasie, huh? – Kiwnął na mnie brodą. –I kim jest twoja mini wersja?
-Pogadajmy w garażu, okay? – Szatyn z grymasem, ale przytaknął, a później przepuścił mnie przodem. Z łatwością odnalazłem drogę do garażu, ponieważ tylko tam zwykliśmy siedzieć cholernie długo, jako dzieciaki.
Nadal stała tutaj stara kanapa, na której się rozsiadłem, a obok mnie przysiadł Chris. Ryan zajął skurzony fotel i mordował mnie wzrokiem.
-Czyj to dzieciak?
-Chelsea i mój. – Uniosłem brwi.
-Jednak ją zaliczyłeś…
-To i tak suka, która się puszcza. – Wzruszył barkami. –Więc, w ramach zemsty na kumplu, który mnie olał zerżnąłem twoją Ally.
-Nie chowam urazy, jeśli o to ci chodzi. Znalazłem sobie kogoś już po wyjeździe, tylko, że wolała mojego kumpla… To długa historia. Potrzebuję twojej pomocy, stary.
-Znowu wpakowałeś się w jakieś gówno?
-Można tak powiedzieć… Ryan, namierz gościa, który mnie szantażuje. – Poprosiłem na jednym wdechu, ku zdziwieniu przyjaciela. –Facet grozi, że skrzywdzi moją byłą dziewczynę.
-To, dlatego ją zostawiłeś. – Wywróciłem oczami. Czemu ten dupek musi mnie znać na wylot?
Znam go od małego, a Steward doskonale wie, jaki jestem jeśli chodzi o osoby, które są bliskie mojemu sercu i które, cholernie kocham. Zawsze bezczelnie to wykorzystywał, do czasu aż nie przyjąłem za niego batów w szóstej klasie, bo podwalał się do laski starszego kolesia, który był również kapitanem szkolnej drużyny. Nic nie poradzę na to, że jestem taką uczuciową ciotą i stawiam na pierwszym miejscu przyjaciół i rodzinę.
-Co z tym wozem? – Wskazałem na mitsubishi, wstając i podchodząc bliżej.
-Coś z silnikiem. – Machnął lekceważąco ręką dwudziestodwulatek.
-Naprawię to, jeśli mi pomożesz, a Chris zajmie się twoim synem.
-Co?! –Zawołał młody, na co zmroziłem go wzrokiem.
-Kurwa, pobaw się z nim, pajacu. – Mruknąłem. –To sześciolatek, daj mu telefon i z głowy.
-Dobra, ale dajesz mi się karnąć swoim wozem. – Parsknąłem głośnym śmiechem, w czym zawtórnował mi Ryan.
-Marz dalej, Chris. – Oddałem swoją komórkę przyjacielowi, a sam uniosłem maskę samochodu i zacząłem się przyglądać silnikowi. Po zidentyfikowaniu problemu, zająłem się jego rozwiązaniem. Podrasowałem też nieco to autko, żeby Ryan się nie męczył zbytnio.
Nie wiem ile to trwało, ale cholernie upierdoliłem sobie ręce, dlatego też poszedłem je umyć, a gdy już wróciłem Steward siedział rozłożony z uśmiechem na twarzy.
-Gość nazywa się Zack Williams. – Niemalże się zakrztusiłem. Ten Zack?! To jest przecież niemożliwe, żeby facet chował urazę przez tyle lat i teraz się mścił. To niedorzeczne! –Znasz go?
-Przeleciałem jego panienkę, ale…
-Nadal prowadzisz ten pieprzony zeszyt? – Wywróciłem oczami.
-Od siedmiu miesięcy nie, bo bzyknąłem dziewczynę Louisa. Tyle, że to ja byłem pierwszy, miałem pierdolone prawo, rozumiesz mnie? – Zagryzłem dolną wargę, kręcąc głową na boki. –On, o tym nie wie, ale byłem pierwszy. Kocham Ness i zrobię wszystko, żeby była bezpieczna, ja… -Pierdolony telefon.
Kliknąłem wiadomość, a krew zaczęła szybciej płynąć w moich żyłach. Ogarnęła mnie czysta furia, kiedy zobaczyłem zdjęcie śpiącej Blondyneczki i jeszcze ten podpis: Mógłbym ją teraz przelecieć, tak jak ty Evie, ale pomęczę cie jeszcze trochę. Ness ma naprawdę zgrabny tyłek i cycki… Wiesz, co, Zayn? Skoro znowu wyjechałeś, ja się nią zajmę, w końcu jesteśmy dobrymi kolegami, bo opiekowałem się nią przez miesiąc…
Wkurwiony rzuciłem aparatem w ścianę, a ten roztrzaskał się na drobne kawałeczki.
-Kurwa, pierdolona mać! – Wrzeszczałem, ciągnąc za włosy. –Daj telefon, młody. – Warknąłem, a Chris posłusznie podał mi swoją komórkę, do której wstukałem numer Nesselii.
Donavan nie odbierała, co jeszcze bardziej spotęgowało mój strach. Przecież rozmawialiśmy kilka godzin temu! Cholera jasna!
-Mhm, halo? – Wymruczała sennie, a mój puls zwolnił.
-Jesteś cała?
-T-tak, czemu miałabym nie być, Zayn?
-Pytam po prostu. – Wzruszyłem barkami. –Jakby coś się działo…
-Zadzwonię, obiecuję. – Ziewnęła. –Muszę skończyć pracę.
-Powodzenia, Blondyneczko. – Tym razem to ja się rozłączyłem pierwszy, po czym oddałem komórkę Chrisowi. –Popadam w obłęd. – Stwierdziłem, kiwiąc głową na boki.
-To gierki psychologiczne, Malik…
-Które działają, Ryan! Muszę znaleźć tego kutasa i…
-Mogę jechać z tobą do Londynu? – Popatrzyłem z kpiną na Christiana. –Mówię, serio chociażby na weekend.
-Zastanowię się, jak nie będziesz mnie wkurwiał przemyślę to, dobra?
-Pewnie, stary. – Uśmiechnął się szeroko.
Nagle drzwi garażu się otworzyły, a weszły przez nie dwie młode kobiety. Jedna była cholernie podobna do lalki Barbie – kurewsko sztuczna i wytapetowana, ponad to ubrana była jak dziwka. Druga natomiast była śliczną szatynką, która na sobie miała zwiewną letnią sukienkę – Ally.
-Jack, chodź do mamusi! – Zawołała Chelsea, klaszczą w dłonie, a dzieciak Stewarda ruszył jak na skazanie. –Kim jest twój kolega, Ryan? – Zapytała podchodząc bliżej mnie.
-Chryste, Chels, to ja, Zayn. – Jęknąłem, jak mogła mnie nie poznać?
-Zayn? – Zapytała niepewnie Allison, na co wzruszyłem ramionami.
-We własnej osobie, Mała. –Westchnąłem. –Będziemy się zbierać, s… -Nagle zadzwonił telefon młodego.
-Cześć, tato… Nie, nie ma z nami Kaylii… -Cholera, co to kurwa ma być?! Powtórka z rozrywki?!-Nie wiem, gdzie może być…
-Ja wiem, chodź. – Szarpnąłem go za bark i wpakowałem do mojego samochodu. Teraz nie bawiłem się w kulturalną jazdę, tylko wymijałem wszystkich nie zważając na konsekwencje oraz to, że licznik wskazuje około dwustu kilometrów na godzinę. Zatrzymałem się dopiero w dzielnicy, gdzie odbywały się wyścigi. Christian szybko wybiegł z wozu, a zatrzymał się dopiero przy Kaylii, którą złapał za łokieć i nieco brutalnie prowadził w moją stronę, ale kiedy jakiś frajer go zatrzymał, postanowiłem wkroczyć do akcji. –Zostaw go, gnojku. – Rzuciłem w stronę blondyna, który patrzył na mnie z kpiną.
-A ty, co, jesteś jego ojcem, czy jak?
-Bratem, cieniasie.
-Kayla to moja dziewczyna, więc jeśli chce się ze mną ścigać to…
-Młoda nie wsiądzie w tobą do samochodu…
-Jeszcze zobaczymy!
-Spróbuj tylko, gówniaro! – Zawołałem wściekły. –Wsiadaj to pierdolonego auta, bo zaraz nie będę taki miły, a ty… – Kiwnąłem na tego małego kutasa brodą. –Lepiej się odpierdol od niej, bo jak z tobą skończę twój ryj będzie wyglądał jak Hiroszima.
-A co ty mi możesz zrobić, co?! – Pchnął mnie, na co parsknąłem kpiącym śmiechem.
-Słyszałeś może o tym napadzie na konwój w Rosji?
-Tsa, i co?
-Cóż… Odsiedziałem za to tylko trzy miesiące, bo moja dziewczyna jest prawniczką, ale jeśli pobiję ciebie, nie odsiedzę w mamrze nic. – Wzruszyłem ramionami. –Trzymaj się z dala od Kaylii, jarzysz?! –Przytaknął. –Do auta. – Warknąłem w kierunku bliźniaków, którzy posłusznie zajęli miejsca, z tym wyjątkiem, że Chris usiadł na moim miejscu. –Żarty sobie robisz, gnojku?
-Nie bądź kutasem, Zayn. Daj mi poprowadzić. – Westchnąłem z bezsilności.
-Jeśli ojciec się dowie… Będzie wpierdol, jarzysz? – Przytaknął, dlatego podałem mu kluczyki.
Jak na szesnastolatka radził sobie całkiem nieźle – nie tak dobrze jak ja w jego wieku, ale nadal dobrze. Młody jechał dość szybko, ale nie przeszkadzało mi to tak bardzo jak Kaylii, która cały czas marudziła pod nosem, jacy to jesteśmy popieprzeni.
Pod domem byliśmy po dziesięciu minutach, Chris zamknął mój samochód, a później oddał mi kluczyki, które schowałem do kieszeni kurtki. Mama czekała już w kuchni z kolacją, a tata chodził podenerwowany po salonie, ale kiedy zobaczył, że Kayla jest z nami i co najważniejsze, że jest bezpieczna, uspokoił się.
Zasiedliśmy wszyscy do posiłku, a rozmowa toczyła się wokół ślubu Natalie i Toma, który planowali na jesień. Chris postanowił poruszyć temat jego weekendu u mnie, co w sumie nie było dobrym pomysłem, bo jeśli chodzi o zaufanie, jakim darzy mnie mój tata to jest trochę krucho, dlatego powiedział, że to jeszcze przemyśli.
Kiedy skończyliśmy jeść, poszedłem do siebie. Zabrałem z torby czyste bokserki oraz spodnie dresowe, po czym poszedłem do łazienki, aby wziąć prysznic. Po szybkiej kąpieli od razu się ubrałem i położyłem do łóżka spać – bądź, co bądź, to był naprawdę dzień pełen wrażeń. 
___________________________________
Ojejku, ale w tym rozdziale dużo informacji. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że właśnie tak miało być, kiedy ten pomysł na to ff wpadł mi do głowy - dlatego nie bijcie, błagam!! 
Chciałam, żeby był taki wątek, że to właśnie Zayn poznał Ness, jako pierwszy, a potem darzył ją potajemną miłością, dlatego był wredny...
Jest też powrót Zayna do domu... - W zakładce bohaterowie pojawiły się postaci Chrisa, Kaylii, Ryana, Natalie i rodziców Zayna!! 
Dziękuję wam za miłe słowa w komentarzach, bo to dla mnie naprawdę wiele znaczy ;**
Mam dla was niespodziankę!! Jakiś czas temu (cholernie dawno) zamawiałam zwiastun do drugiej części, ale z racji tego, że albo musiałam czekać kilka miesięcy, potem były problemy, bo "jeden zwiastun już miałam" (ten do pierwszej części -.-), ale udało się to za sprawą cudownej Lean
Oto efekt jej pracy, od którego oglądania jestem uzależniona: 
Mam nadzieję, że również jaracie się tym filmikiem - powinniście, bo końcówka... Woah... 
Okay, chyba trochę się rozpisałam... 
Miłej niedzieli ;**