Proszę o oddanie głosów w ankiecie ---> tych, którzy jeszcze tego nie zrobili ;)
„Mężczyzna jest psychicznie słabszy od kobiety, a cała siła fizyczna
jest mu potrzebna po to, aby ten fakt ukryć.”
Ness
Wpatrywał się we mnie zdumiony, nawet raz nie mrugając.
Oddychałam głęboko, jakby przed chwilą przebiegła maraton, ale było to
spowodowane niczym innym jak tylko kolejną kłótnią z moim byłym. Nasze wymiany
słowne zawsze mnie wykańczały psychicznie, ale również i fizycznie – traciłam
siły, ponieważ używałam ich do krzyczenia jak tylko najgłośniej potrafiłam.
Dawało mi to satysfakcję, że mogę być głośniejsza od niego w tak prostej
czynności jak zawzięta dyskusja o błahy powód.
Tym razem temat wcale nie był zwykły, ponieważ sprawa
dotyczyła czegoś naprawdę poważnego – sekretu, który wreszcie po czterech
latach ujrzał światło dzienne, który został odkryty przez osobę, której się
tyczył.
-Dlatego wyjechałaś – westchnął po cholernie długich
minutach… A może i nawet godzinie? Nie mam bladego pojęcia jak długo trwała ta
cisza, ale była kurewsko denerwująca i cieszę się, że właśnie Louis ją przerwał
– to była jego działka jako faceta. –Wyjechałaś, bo byłaś w ciąży ze mną, a ja
cie zdradziłem – poprawił się, pewniejszym głosem. –Dlaczego mi nie
powiedziałaś?
-Nie chciałam patrzeć na twoją zakłamaną mordę – warknęłam.
–Wmówiłbyś mi, że to Jessica cie tak załatwiła i kochasz tylko mnie, a ja
głupia bym ci uwierzyła…
-To była wina Jess! – uniósł się, dlatego pokiwałam przecząco
głową.
-Sam jesteś sobie winny, gdybyś tylko przestał chlać jak
popieprzony! – szarpnęłam za swoje włosy, będąc bliska kolejnej detonacji tego
wieczoru. –Idź na odwyk, Lou!
-Nie jestem alkoholikiem, kiedy to do ciebie dotrze?!
-Jak przestaniesz pić!
-Mamusiu, jestem zmęczona – czterolatka, która właśnie
wróciła z kuchni złapała za moją dłoń, jednak szybko została ode mnie odsunięta
przez tego dupka. –Co robisz? – przetarła piąstką oczy i zadarła głowę ku
górze, aby spojrzeć na Tomlinsona.
-Darcey – zaczęłam, kucając przed nią. –Pamiętasz jak
pytałaś o tatę? – szatynka jedynie przytaknęła, balansując wzrokiem między mną,
a Lou. –To właśnie on – w niebieskich oczach pojawiły się iskierki radości, a
później przyległa do nóg dwudziestodwulatka.
-Położysz mnie spać?
-Pewnie, chodź – wziął ją na ręce i za wskazówkami mojej
córki ruszył do odpowiedniej sypialni. Nie mogłam się powstrzymać, dlatego
ruszyłam za nimi. Nie ufałam mu, nawet jeśli był ojcem Darcey i nie chciał jej
skrzywdzić. Był dzieciakiem, który bawił się życiem.
Oparłam się o framugę drzwi, nadal śledząc wzrokiem tą
dwójkę. Widziałam jak kładzie ją do łóżka, przykrywa kołdrą, całuje w czoło
mówiąc „Dobranoc, malutka”, a później
pod wpływem prośby szatynki kładzie się obok niej. Chryste Panie, trzymaj mnie,
bo zaraz go uderzę jak nie przestanie zgrywać skruszonego ojca!
-Zostaniesz ze mną? – ziewnęła.
-Pewnie.
-Ale tak na zawsze.
-Tak.
-Obiecaj – wystawiła w stronę szatyna malutki paluszek,
który on uchwycił swoim.
-Obiecuję.
-Obietnica, obietnica – wyśpiewała. –Opowiedz mi bajkę,
proszę – wymruczała zmęczona, patrząc na Louisa malutkimi oczkami.
-Nie potrafię.
-Zaśpiewaj – dwie pary oczu skierowały się na moją osobę.
Sama nie wiem, kiedy te słowo opuściło moje usta, czułam jedynie palące wypieki
na policzkach. Dlaczego go o to poprosiłam?!
-Chodź do nas, mamusiu – przeklęłam w duchu, ale ruszyłam w
kierunku łóżeczka, w którym spokojnie zmieściły się trzy osoby i położyłam się
od ściany. –Śpiewaj, tatusiu – mimo lichego światła w spojrzeniu Louisa
zamigotały iskierki.
-If I don't say this now I will surely break As
I'm leaving the one I want to take – zaczął, a moje serce przyśpieszyło bicia.
Znowu to robił, kolejny raz mieszał. Mieszał w głowie nie
tylko Darcey, ale również i mi, ponieważ śpiewał piosenkę, która była naszą piosenką. Przy niej pierwszy raz
się pocałowaliśmy, przy niej tańczyliśmy. To właśnie tej piosenki słuchałam
przez trzy lata z Darcey płacząc w poduszkę, kiedy ona już smacznie spała.
-Mamusiu, to nasza piosenka – wymruczała tuląc się w klatkę
piersiową śpiewającego mężczyzny, który równie mocno ją trzymał w swoich
objęciach.
-I'll look after you, Nessie
– zakończył patrząc w moje oczy, w których zbierały się łzy. Czułam się tak
podle, a najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że znów mam napad płaczu
przez tego samego kretyna. Lewa dłoń Louisa odnalazła mój policzek, który
zaczęła delikatnie gładzić. Szybko zrzuciłam jego kończynę.
-Nie dotykaj mnie – starałam się, aby mój głos zabrzmiał
naprawdę groźnie, ale dławiłam się łzami. W tej chwili rzeczą, której
potrzebowałam bardziej od tlenu był Zayn, który by mnie przytulił i zapewniał,
że wszystko się ułoży, a nawet jeśli nie, to będzie ze mną i wspierał.
Dopiero teraz zaczęłam sobie uświadamiać, że mam cholerny
problem natury psychicznej. Nie potrafię wytrzymać bez mojego chłopaka, którego
cholernie mocno kocham. Brakuje mi jego uśmiechu, sposobu w jaki mnie przytula,
przepysznych dań jakie gotuje dla mnie oraz Darcey, czy chociażby tych iskierek
furii w brązowych tęczówkach, gdy bawię się jego włosami. Chcę do mojego
Malika!
-Możesz ze mną porozmawiać? – zapytał lekko zdenerwowany.
–Nessie, błagam – wywróciłam oczami i niechętnie wstałam kierując się do
kuchni. Niech go szlag! Niech się wynosi z mojego domu! Nie chcę oglądać jego kłamliwej
osoby! -Proszę – dogonił mnie, a co
gorsza złapał za nadgarstek i przyciągnął bliżej swojej klatki piersiowej.
Zaczęłam się szamotać i grozić, że jeśli mnie nie puści w tej chwili pożałuje,
ale nic sobie z tego nie robił. –Uwolnię cie, jeśli ze mną porozmawiasz –
postawił mi ultimatów, którego obie opcje były koszmarne. Nie chciałam z nim
wdawać się w dyskusję, a co gorsza nie chciałam, żeby trzymał mnie w ramionach.
-Niech będzie, ale nie próbuj żadnych sztuczek – odepchnęłam
go, ponieważ poluzował nieco uścisk i podeszłam do blatu, aby włączyć czajnik z
wodą. –Chcesz herbaty?
-Wolę czekoladę – uśmiechnęłam się lekko i pokręciłam głową
z niedowierzania. –Nie śmiej się ze mnie – fuknął trochę obrażony, podczas gdy
ja szykowałam kubki. Do jednego wrzuciłam torebkę ziół, a do drugiego saszetkę
z czekoladą.
-Nie śmieję się z ciebie, Lou – wywróciłam oczami.
-A z czego? – uniósł podejrzanie jedną brew i dokładnie
lustrował każdy mój ruch.
-Darcey też kocha czekoladę, tak jak ty – z jego ust
uleciało ciche oraz zaskoczone och.
Nalałam wrzątku do obu szklanek, które ustawiłam przy stole. Usiadłam na
krześle i wlepiałam spojrzenie w szatyna, który od razy złapał się za naczynie.
–Oparzysz się – mruknęłam, ale mnie nie posłuchał i upił łyczka, szybko tego
żałując.
-Kurwa – jęknął dotykając palcem wskazującym języka, który
zaczął pocierać. –Opowiesz mi o niej? – zmarszczyłam brwi. –O naszej córce –
sprecyzował mimo, iż wiedziałam o kogo chodzi.
Byłam po prostu zdziwiona jego postawą, ponieważ sądziłam,
że gdy się dowie szybko zwieje. To był dla mnie szok, ale nie tak duży jak
prośba, żebym mu opowiedziała o Darcey. Zaskoczył mnie i sama nie wiem czy
pozytywnie, czy negatywnie…
-Co chcesz wiedzieć?
-Najlepiej wszystko – odpowiedział bez zająknięcia. –Co lubi
robić? Jakie było jej pierwsze słowo, które powiedziała? Jaki kolor lubi? Czy
tak jak ja nie lubi szpinaku, a może jak ty kocha jeździć na łyżwach? Albo czy
lubi grać w piłkę? Po prostu powiedz mi… Wszystko – wzruszył ramionami. Zadziwiasz mnie, Tomlinson.
-Lubi rysować i oglądać Spongeboba. Pierwszym słowem jakie
powiedziała było miś. Ulubionym
kolorem twojej córki jest czerwony jak w twoim przypadku i też nienawidzi
szpinaku. Czasem zabieram ją na lodowisko. Nie lubi grać w piłkę. Boi się
pająków i biedronek.
-One są dziwne – wtrącił. –Ja też ich nie lubię – zmarszczył
nos, na co zachichotałam pod nosem. –Co jeszcze, Nessie?
-Cholernie lubi naleśniki. Och, i ma chłopaka.
-Co kurwa?! –oburzył się. –Przecież ona ma z cztery lata,
jest za młoda! Powinnaś jej zabronić randkowania!
-Wyluzuj, to chłopiec z przedszkola – wzruszyłam ramionami.
–Gabe to całkiem miły dzieciak.
-Mam to w dupie, ten gówniarz ma się odpieprzyć od mojego
dziecka – uderzył dłonią w blat stołu, a kubki z gorącymi napojami delikatnie
drgnęły.
-Nie zachowuj się jak stary zgred – upomniałam go z grymasem
na ustach. –Wstawił się za twoją córcią, gdy jakaś dziewczynka ciągnęła ją za
włosy.
-To go nie upoważnia do chodzenia z Darcey. Czy ona… No
wiesz… - uniósł lekko zakłopotany lewy bark. –Pytała o mnie?
-Cały czas, ale… - spuściłam głowę, czując, że kolejna fala
wstydu i łez się zbliża. –Cholernie mocno mnie zraniłeś, nie mogłam jej
powiedzieć prawdy.
-Rozumiem – oznajmił po dłuższej chwili. –Czy mogę spędzić z
nią jutrzejszy dzień?
-Jeśli obiecasz, że nie będziesz pił, palił, ścigał się, ani
wdawał w bójki w jej towarzystwie – przytaknął całkowicie poważny. –Mówię
serio, Louis, jeśli dowiem się, że któraś z tych rzeczy… Pierwszy i ostatni raz
spędzasz z naszą córką czas – warknęłam, bo wiedziałam, iż któraś z
wymienionych sytuacji może mieć miejsce podczas ich spotkania.
-Przyrzekam ci, Nessie – obiecał patrząc prosto w moje oczy.
Jedyną rzeczą, na którą było mnie w tej sekundzie stać było tylko
przytaknięcie. –Przyprowadzisz ją do mnie, czy sam mogę po nią przyjechać?
-Jeśli Darcey będzie chciała spędzić z tobą popołudnie, to
możesz odebrać ją z przedszkola. Poinformuję jej wychowawczynię – złapałam za
kubek, który przyłożyłam do ust i upiłam kilka małych łyczków zielonej herbaty.
-Dziękuję.
-Musisz jednak pamiętać, że Darcey ma alergię na maliny,
dlatego nie karm jej nimi, ponieważ cała puchnie i ma kłopoty z oddychaniem.
Nie dawaj jej gazowanych napoi, ponieważ są niezdrowe i dopilnuj, żeby zjadła,
bo jest niejadkiem, musisz jej pilnować, bo całkiem niewykluczone, że gdzieś
schowa jedzenie. Nie pozwalaj jej oglądać zbyt dużo telewizji i dopilnuj, żeby
zrobiła rysunek na zajęcia, jeśli Alison coś im zada. Och, i nie waż się
krzyczeć po Gabe ‘ie, bo jeśli się dowiem, że nawrzeszczałeś na tego chłopca to
gwarantuję ci… Pożałujesz – warknęłam, wskazując na niego otwartą dłonią.
-Trochę tego dużo – mruknął, zakłopotany przeczesując prawą
dłonią włosy oraz drapiąc się w kark. Wyglądał jakbym właśnie wyrecytowała mi
co najmniej kilkanaście praw, które obowiązują wszystkich ludzi karanych przez
sąd. –Zapiszesz mi to?
-Tak.
-Dzięki… Jeszcze raz – uniósł brwi, które po chwili opuścił
oraz zwijając obie wargi. –To dla mnie dużo znaczy… Chcę, być częścią życia
Darcey i naprawdę dziękuję, że po tym wszystkim… - westchnął. –Jak cie
skrzywdziłem… Jak krzyczałem i robiłem wszystko, co cholernie cie wkurwiało…
Dziękuję, że wpuściłaś mnie do życia naszej córki – przytaknęłam z powagą na
twarzy.
-Bądź świadom, że jeśli kolejny raz podwinie ci się noga i
skrzywdzisz Darcey… Nigdy więcej jej nie zobaczysz.
-Nie skrzywdzę jej – oburzył się, jednak starał się panować
nad emocjami, które cholernie nimi w tym momencie targały.
-Mam nadzieję.
Posiedzieliśmy jeszcze kilkanaście minut kończąc pić napoje,
a w między czasie rozmawiając o naszym dziecku – jakkolwiek dziwacznie to brzmi
w moich myślach oraz ustach. Ustaliliśmy, że jeśli czterolatka się zgodzi
będzie mogła spędzać dwa do trzech popołudni z Louisem, oczywiście będziemy
ustalać konkretnie dni na bieżąco.
Nadal nie potrafię dopuścić do siebie myśli, iż Tomlinson
wreszcie dowiedział się prawdy. Dziwnie się teraz czuję, widząc go tak
przejętego wychowaniem oraz szczegółami z życia Darcey – to urocze widzieć go
tak poruszonego, ale nie powiem mu tego. Wydaje się być szczęśliwy z faktu, że
ma potomka i wcale nie wyraża przejawów złości na mnie, iż zataiłam tak ważną
informację przed nim. Nie chcę kusić losu, ale chyba nareszcie złapiemy teraz
porozumienie i wspólnie będziemy troszczyć się o naszą córkę.
-Pójdę już – przytaknęłam i odprowadziłam go do drzwi.
Złapał za swoją kurtkę i odwrócił się do mnie przodem. Przyglądał mi się
wzrokiem, którego nie potrafiłam odgadnąć. Jedyne co widziałam to wielki
błękitny znak zapytania. Louis westchnął głęboko, a później bez uprzedzenia
przytulił się do mnie, chowając nos w moich włosach. Byłam zdezorientowana jego
zachowaniem – w ciągu dwóch godzin z niedojrzałego gnojka przeobraził się w
poważnego, młodego mężczyznę, który jest naprawdę zadowolony z faktu, że jest
ojcem. Niepewnie owinęłam swoje chude ramiona wokół jego pasa, tym samym
przyciągając go jeszcze bliżej siebie oraz opierając brodę o bark Tomlinsona.
–Jestem szczęśliwy – wypalił nagle, a ja się wzdrygnęłam. –Cieszę się, że mam
dziecko i dziękuję ci, że je wychowałaś.
-To też moja córka.
-Tak, wiem, ale po tym wszystkim… Tyle przeze mnie
wycierpiałaś – jego dotychczas opanowany głos, delikatnie zadrżał. Pierwszy raz
zdarzyło mu się to w mojej obecności. To zadziwiające. –Wcale nie musiałaś…
Dlaczego, Nessie?
-Ja… - zawahałam się, to wstydliwe mówić mu takie rzeczy…
Nie, to żenujące.-Chyba nie chciałam cie do końca znienawidzić, Lou. Byłeś moją
pierwszą miłością i zawsze będziesz dla mnie jedną z najważniejszych osób w
życiu… I naprawdę cie kocham, ponieważ dałeś mi Darcey, ale ruszyłam do przodu.
Dojrzałam. I jedyną rzeczą, której pragnę bardziej niż własnego szczęścia, jest
bezpieczeństwo naszej córki, dlatego przyrzeknij, że gdyby coś mi się stało…
-Nie mów tak – warknął. –Będę się tobą opiekował dopóki
Malik nie wróci – na sam dźwięk nazwiska mojego chłopaka, moje serce
przyśpieszyło bicia. Mój Malik…
-Przyrzeknij mi, że zatroszczysz się o Darcey, Louis. Musisz
mi to obiecać – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, zaciskając desperacko palce
na jego bluzie.
-Masz moje słowo, Nessie – powiedział, odsuwając mnie od
siebie i całując opiekuńczo w czoło. –Śpij dobrze i zamknij drzwi –
przytaknęłam, a dwudziestodwulatek wyszedł z mojego mieszkania po cichu
zamykając drzwi. Przekręciłam klucz. Odwróciłam się na pięcie w celu pójścia do
kuchni, aby posprzątać szklanki, kiedy mój wzrok zatrzymał się na grubym
granatowym zeszycie leżącym na garderobie. Co to do cholery jest? Skąd się
tutaj wziął? I co najważniejsze jakie informacje były w nim zawarte?
Zabrałam książkę, z którą poszłam do kuchni, gdzie ułożyłam
ją na blacie, a sama zajęłam się umyciem kubków. Następnie wytarłam naczynia i
włożyłam do szafki. Kolejny raz wzięłam niezidentyfikowany podręcznik i
podreptałam do swojej sypialni.
Położyłam się do łóżka, po czym zapaliłam lampkę nocną i
zaczęłam obracać w dłoniach lekturę. Co było w środku? Do kogo należał ten
dziennik? Ciekawość zżerała mnie od środka i coraz trudniej było mi zapanować
nad rządzą poznania jego zawartości.
Pierwsza twarda strona była chropowata, ale nadal przyjemna
w dotyku, dlatego kilka razy pogładziłam ją opuszkami palców rozkoszując się
tym doznaniem. Otwórz! Krzyczała moja
podświadomość. Co jeśli wszystkie notatki tam spisane wcale nie będą dobre, a
złe? Co jeśli te informacje potwornie mnie zranią? Czy moje serce wytrzyma szok
lub wręcz przeciwnie, czy nie wyskoczy z radości z piersi? Co tam do cholery
jest?! Otwórz! Otwórz! Otwórz! Otwórz!
Otwórz!
Napędzana adrenaliną, która nasiliła się ciekawością, ale
również i strachem otworzyłam pierwszą stronę. W połowie strony, na samym
środku schludnym pismem było napisane:
Dziennik Podbojów
Znacznie niżej tym razem w prawym rogu tej tym samym stylem
pisma było nakreślone:
Własność:
Zayn Malik
O nie.
Moje serce na chwilę się zatrzymało. To jego zeszyt, ten, w którym
sklasyfikowane są jego byłe kochanki. Ten sam, o którym opowiadał mi Louis. Ten
sam, w którym opisana jest Zasada Czterech
Z. Wstrzymałam oddech, przewracając na drugą stronę, gdzie widniał napis:
Poppy
Moore
Pod nim
był zarys jej twarzy – niedbały portret, który wykonał mój chłopak. Niżej data:
1
listopada 2009r.
Pod
datą był numer telefonu, a niżej w kolumnie numer stanika, kolor bielizny jaki
miała tego dnia, kolor oczu, włosów, wzrost, data urodzenia oraz czerwonym
pisakiem nabazgrane słowo:
Dobrze
Przeglądałam
dobre kilka godzin sześć lat z życia Malika dowiadując się jak
najistotniejszych faktów z jego życia. Dowiedziałam się również, że w chwili,
gdy dziewczyna otrzymywała kolor pomarańczowy wcale nie była na nowo
zapisywana, lecz dostawała plusik, za każdy numerek z nią przeżyty. Tych
plusików było naprawdę dużo, tak jak wszystkich zapisanych lasek. Zeszyt pękał
wszak.
Na
zegarku widniała godzina piąta rano, a mnie została jeszcze jedna strona. Bałam
się. Cholernie bałam się tego co mogę tam zastać. Mógł złamać obietnicę i
zapisać mnie… Mógł mnie zdradzić i zapisać kogoś innego… Każda z tych opcji na
pewno złamałaby mi serce. Długo rozważałam czy powinnam – w końcu to jego
prywatne zapiski… Ale ostatni wpis jest sprzed półtora miesiąca… Sprzed dnia,
gdy przyszedł do mnie po bójce z Louisem… Ostatnim razem spał ze mną i zaklinał
się, że nie zapisze mnie… Boję się. Skąd ten diabelski dziennik znalazł się w
moim domu?! Ostatecznie, przełykając z trudem ślinę i z jeszcze większym
kłopotem zaczerpując oddech przewróciłam kartkę papieru…
Łzy
zaczęły potokami spływać po moich policzkach, a ja miałam problemy z oddechem.
Dławiłam się płaczem. Miałam pierwszy od dłuższego czasu atak paniki…
___________________________
Końcówka wyszła nieco dramatycznie, ale taki był zamiar. Ktoś się spodziewał takiej reakcji Louisa? Ness chyba się pomyliła porównując Louisa do dzieciaka, a może nie? Tego dowiecie się nieco później.
Postanowiłam nie robić nowej zakładki z bohaterami. Jeśli będzie ktoś nowy - a znając mnie będą jeszcze z trzy osoby, góra cztery - dodam ich i poinformuję was pod rozdziałem.
Dziękuję wam niezmiernie za komentarze i bardzo proszę, abyście oddali głosy w ankiecie po prawej stronie.
Miłej niedzieli, buźka miśki ;**
Swietny ! Boże Lou kocham go . Czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuńŚwietny.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że z rana Ness odwiedzi Zayn'a.
Ps. Za ewentualne błędy przepraszam, jestem na telefonie
Chyba zaczynam lubić Louisa, ma u mnie duży plus za to, że nie spierdolił tak szybko jak tylko dowiedział się, że jest ojcem. Jestem zdumiona jego zachowaniem. Teraz Ness będzie miała w nim oparcie.
OdpowiedzUsuńJak kładł Darcey spać to było wprost urocze. Nie spodziewałam się, że może być aż tak czuły :D
A co do tego dziennika to cóż... Zayn zrobił to w dobrej wierze, ale bidna Ness będzie teraz cierpieć i chyba mu tego nie wybaczy. Szkoda bo uwielbiałam Nayn ;(
Lou teraz będzie mógł o nią zawalczyć.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam, Cynical Caroline.
save-me-ff.blogspot.com
Rozdział jest świetny <33
OdpowiedzUsuńCzekam. z niecierpliwością na nexta.
#TeamTomlinson
/Stydia
Najlepsze opowiadanie ever! <3
OdpowiedzUsuńCzekam na next xx
Kocham to! A ten plan Malika jest do bani -,-
OdpowiedzUsuńKocham to! A ten plan Malika jest do bani -,-
OdpowiedzUsuńCudowny <3
OdpowiedzUsuńjeju nieeeee, Malik, coś Ty zrobił...
OdpowiedzUsuńC U D O
OdpowiedzUsuńNie!!! Nayn ♥♥♥
OdpowiedzUsuńBłagam Malik, nie dało się wymyślić czegoś innego?
Louis ma plusa, ale dalej wolę Zayna :D
Ja też, więc piona xdd
Usuńjak zawsze super zapraszam na bloga mojej przyjaciółki na którym opisuje filmy
OdpowiedzUsuńhttp://mylittlecrazypassion.blogspot.com/