niedziela, 27 września 2015

XX. Stitches


Przyjaciel jest jak stanik, zawsze blisko serca i podtrzymuje kiedy trzeba.”


Zayn


Leżałem w łóżku razem z Ness, do której przytulała się Darcey. Nie wiedziałem, która jest godzina, ale szczerze to nawet mnie to nie obchodziło, bo byłem z dziewczyną moich marzeń.
Nessela była naprawdę piękna, kiedy spała. Wyglądała jak mały aniołek, którego specjalnie Bóg postawił na mojej drodze, żeby trzymała mnie, chociaż w małych ryzach spokoju. Blondynka wcale nie przypominała tej wybuchowej osóbki z wczoraj lub z sytuacji, gdy coś lub ktoś ją wkurzy – wydawała się być niegroźna, niewinna i cholernie delikatna. Uwielbiałem na nią patrzeć, kiedy drzemała.
Wodziłem opuszkiem kciuka po nagim obojczyku dwudziestolatki, całkiem przypadkiem zaczynając o łańcuszek, który dostała ode mnie na święta. Klatka piersiowa Donavan powoli się unosiła, a ja zastanawiałem się, co ona we mnie widzi?
Ness zna mnie na wylot. Wie o dzienniku i o tym, jak traktowałem dziewczyny. O rzeczach, które robiłem dla Westona razem z chłopakami. Nawet o tym, że mam kartotekę. A nadal uparcie twierdzi, że jestem dobrym gościem. Z jednej strony jestem pod wrażeniem jej uporu, ale z drugiej nie chcę, żeby się rozczarowała i po kilku dniach, albo latach jej się odmieniło i mnie zostawiła.
-Zayn? –Przeniosłem swój wzrok na małą szatynkę, która przecierała oczy.
-Tak?
-Śnił mi się mój tatuś i byliśmy nad wodą. –Przytaknąłem na znak, że uważnie słucham tego, co do mnie mówi. –Powiedział, że bardzo mnie kocha.
-Bo tak jest, Darcey. Louis cie kochał i będzie robił to dalej.
-Tak myślisz? –Czterolatka uniosła swoje brwi ku górze.
-Ja to wiem, Skrzacie.
-Skąd? –Bo jestem mądry.
-Czujesz? –Zapytałem dotykając jej noska, a ona przytaknęła. –Tak samo jest z miłością. Nie musisz słyszeć tego codziennie od osoby, która cie kocha. Wystarczy, że czujesz. Pokażę ci, okay?
-Jak?
-Patrz. –Wskazałem na nadal śpiącą dziewczyną. –Zaraz się do nas uśmiechnie, a wtedy będę wiedział, że mnie kocha i ona też będzie wiedziała.
-Jak? –Dopytywała poruszona czterolatka, dlatego pochyliłem się trochę i najdelikatniej jak potrafiłem musnąłem policzek Ness. Po chwili leciutki uśmieszek pojawił się na wargach blondynki.
-Widzisz?
-Tak. –Przytaknęła z uśmiechem. –Zrobisz mi naleśniki?
-Przecież obiecałem. –Mruknąłem udając oburzenie. Niechętnie wstałem z łóżka i wciągnąłem na biodra czarne spodnie z dresu. –Idziemy. –Powiedziałem, a później złapałem za dłoń Darcey, którą wystawiła w moim kierunku i po cichu wyszliśmy z pokoju, aby nie obudzić Nesselii.
W domu było zadziwiająco spokojnie, ale to zapewne było spowodowane wczesną porą, ponieważ w soboty zawsze śpią jak najdłużej. To taka rodzinna tradycja – po ciężkim tygodniu spać jak najdłużej. Mia zawsze nazywała to leniwą sobotą, mimo że wstawała już o siódmej i mnie budziła, bo naszym sobotnim rytuałem było spędzanie ranka na graniu na konsoli.
Będąc już w kuchni złapałem szatynkę pod pachy i podniosłem następnie sadzając na blacie. Czterolatka od razu usiadła po turecku i podparła policzek o rękę, której łokieć wsparła na udzie. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem było włączenie ekspresu, aby zaparzyć kawę, a potem zabrałem się za ciasto na naleśniki. Szybko zmieszałem składniki, dlatego zacząłem piec placki.
-A zrobisz tą sztuczkę, co zawsze?
-Och, chodzi o to? –Zapytałem biorąc patelnię do prawej ręki i podrzucając naleśnika, który wykonał dwa pełne obroty w powietrzu i z powrotem wylądował na rozgrzanej powierzchni.
-Brawo! –Zawołała roześmiana dziewczynka, klaszcząc w dłonie. –Jeszcze raz, proszę! –Według zaleceń powtórzyłem tą samą czynność i spotkałem się z tą samą reakcją, dlatego robiąc kolejne placki powtarzałem obracanie w taki sam sposób cały czas wysłuchując tej samej reakcji.
-Co tu tak wesoło? –Usłyszałem za sobą głos mojej mamy, dlatego odwróciłem się do niej twarzą. Kobieta podeszła bliżej nas. –Dzień dobry, Skarbie. –Przywitała się cmokając mnie w policzek, a następnie położyła dłoń na głowie Darcey i jeszcze bardziej zniszczyła jej fryzurę.
-Cześć, mamo.
-Dzień dobry. –Odpowiedziała czterolatka zagryzając dolną wargę. –A Zayn potrafi sztuczkę! –Dodała z większym entuzjazmem, na co wywróciłem oczami. Annie przeniosła swój zaciekawiony wzrok na moją osobę.
-Chętnie ją zobaczę. –Boże Przenajświętszy, ile ta kobieta ma lat?
-Mamo… -Westchnąłem. –Przestań.
-Proooszę! –Jęknęła błagalnie szatynka wystawiając dolną wargę, jak zbity psiak. –Dla mnie, Aladynie.
-Niech będzie. –Mruknąłem dając za wygraną, a potem wykonałem ten trik.
-Brawo! –Darcey kolejny raz zaklaskała, a moja rodzicielka się do tego dołączyła. To było żenujące. –Jestem głodna.
-Masz, zaraz dam ci Nutellę. –Poinformowałem wkładając patelnię do zmywarki, a później wyjmując z szafki na górze słoik czekoladowego musu, który ustawiłem obok Darcey. Podałem jej również łyżkę, a sam nalałem kawy do kubków, z czego jeden podałem Annie.
-Będziesz palił? –Zapytała dziewczynka z brudną buzią.
-Mhm.
-Ale nikt nie marudził. –Zaśmiałem się pod nosem widząc malujące się na twarzy Skrzata oburzenie. –Nie pal.
-Zawsze palę przy porannej kawie.
-To nie pij rano kawy.
-Wtedy zasnę. –Odpowiedziałem podając szklankę mamie.
-To śpij dłużej. –Czy to dziecko ma odpowiedź na wszystko?
-Jak, skoro ty cały czas mnie budzisz tak wcześnie?
-Ja… -Uniosłem brwi. Nareszcie! Chyba pierwszy raz Darcey zabrakło słów. –Przecież nie spałeś, tylko gilałeś mamusię, widziałam. –Stwierdziła mierząc we mnie ubrudzoną z Nutelli łyżką.
-Po prostu daj mi zapalić, okay? –Mruknąłem podchodząc do parapetu z kubkiem kawy. Wyjąłem z paczki czerwonych Marlboro jednego papierosa, którego włożyłem do ust i odpaliłem. Walcząc na spojrzenia z czterolatką, powoli rozkoszowałem się smakiem kawy oraz nikotyny.
Prawie codziennie odbywamy ze Skrzatem takie rozmowy i zawsze kończymy je w ten sam sposób. Ja nie potrafię przeżyć bez palenia, jestem od tego uzależniony i jest mi z tym dobrze. To mnie relaksuje i przygotowuje na ciężki dzień – tym bardziej, kiedy wiem, że będę znowu musiał użerać się z moim pojebanym, starszym i wkurwiającym bratem.
-Dzień dobry. –Ziewnęła nadal zaspana Ness, która ucałowała czoło Darcey, a potem lekko zawstydzona podeszła do mnie i wzięła kilka łyków mojej kawy.
-Ze mną się już nie przywitasz? – Zapytałem odgarniając niesforny kosmyk z jej policzka do tyłu. –Przychodzisz, witasz się ze Skrzatem, a potem bezczelnie wypijasz mi pół szklanki kawy i nawet nie dajesz mi buziaka.
-Przesadzasz. –Stwierdziła jeszcze bardziej naciągając moją koszulkę chcąc zakryć tyłek.
-Nie pogrywaj ze mną, Blondyneczko. –Mruknąłem klepiąc lekko w pośladki mojej dziewczyny, która się zarumieniła. –Pójdziemy dziś do Ryana.
-Okay. –Zgodziła się, a potem szybko cmoknęła mnie w kącik ust.
-Jesteś głodna?
-Nie.
-W takim razie zrobię ci płatki. –Powiedziałem, a później przygotowałem miskę z musli. –Chcesz też, mamo?
-Poproszę, Kochanie. –Przewróciłem oczami. Nie jestem już małym chłopcem. Byłbym wdzięczny, gdyby nie ośmieszała mnie przed moją dziewczyną. –Wiesz, Ness… Zayn zawsze pomagał mi w kuchni, gdy był młodszy.
-To, dlatego jest takim świetnym kucharzem. –Potwierdziła pełna podziwu blondynka. Chryste… Jeszcze bardziej zażenowany położyłem miski z płatkami na blacie wyspy kuchennej.  
-Powinnaś zobaczyć zdjęcia, gdy był małym chłopcem… –Zachichotała mama, a ja wyszczerzyłem oczy. Jeszcze tego brakowało.
-Mamo, przestań, proszę.
-Och, wyluzuj, Malik, chętnie zobaczę, jakim byłeś rozkosznym dzieckiem.
-Ness, proszę, przestań, bo będziesz wracała do Londynu na piechotę.
-Tom i Nat mnie podrzucą. –Wzruszyła nieśmiało ramionami Donavan.
-Nie przejmuj się, Skarbie. –Machnęła lekceważąco ręką Annie. –Michael też chętnie cie podrzuci.
-Po za tym jest jeszcze Adaś, Matt i Liam… Och, i mój tata. –Uniosłem przerażony brwi. –Tata cie lubi, ale kiedy dowie się, że wywiozłeś mnie z Londynu…
-Dobra już dobra. –Mruknąłem kolejny raz poddając się. Nie chciałem mieć wroga w George’ u, po za tym jak już wspomniała Ness – jej ojciec mnie lubi, nawet bardziej niż Adama, bo on nic nie robi w domu. Jestem jak syn George’ a z tym wyjątkiem, że ja pieprzę jego Księżniczkę, a w przyszłości dam mu więcej wnuków, bo szkoda, żeby tak zajebiste geny jak moje i Ness się zmarnowały. –Ale bądź pewna, że ja przy najbliższej okazji też powiem twojej mamie, żeby pokazała mi zdjęcia z twojego dzieciństwa.
-Najwięcej ma z zawodów. –Blondynka posmutniała i wzruszyła lewym barkiem.
-Nie chciałem…
-Wyluzuj, przecież wiesz, że ona ma fioła na punkcie łyżwiarstwa, a tym bardziej, że w lutym są Mistrzostwa Europy, a ja nigdy ich nie wygrałam. Odbija jej. –Śmiejąc się pod nosem podszedłem i schowałem Ness w swoich ramionach. Była taką laleczką w porównaniu ze mną, dlatego tak bardzo lubiłem ją tulić.
-Dzień dobry, rodzinko! –Zawołała radośnie moja siostra. –Piękny mamy dzień, prawda?
-Zaliczyłaś poranne bzykanko, że tak się cieszysz? –Zapytałem opierając brodę o głowę mojej dziewczyny.
-Włącza ci się dupek, z czego wnioskuję, że znowu nie zaliczyłeś. Niedobór seksu ci nie służy, braciszku. –Pokazałem jej tylko środkowy palec.
Nie mam żadnego niedoboru seksu, zwyczajnie w świecie po prostu trafia mnie kurwica, kiedy ktoś przeszkadza mi w całowaniu mojej dziewczyny. Każdemu by puściły nerwy, kiedy ta sama sytuacja powtarza się, co chwila – jestem sam na sam z Ness, całujemy się i przeżywamy całe te gorące momenty, a raczej sekundy, bo zawsze się ktoś przypałęta.
-Co jest, rodzinko? –Mruknął rozciągając się Mike, ale jego zignorowałem.
Postanowiłem, że nie najlepiej będzie jak nie będę się do tego dupka w ogóle odzywał. Bez relacji z moim bratem, moje życie będzie o wiele bardziej spokojniejsze – nie będę się ciągle irytował jego wkurwiającą mordą i podejściem do życia. Zresztą… On cały czas się popisuje przed Ness. To dziecinne, przecież moja Blondyneczka już wybrała lepszego brata – mnie. Donavan woli przystojnych, mądrych i buntowniczych, a nie nieatrakcyjnych, głupich i debilnych miliarderów z Seattle.
-Jakie plany na dziś macie? –Rzucił w kierunku moim i Ness, ale ja go zignorowałem. Jasno brązowe spojrzenie spoczęło przez chwilkę na mnie, a później przeniosło się na Michaela.
-Będziemy oglądać zdjęcia Zayna jak był mały. –Wyznała, wspinając się na palce i cmokając mnie głośno w policzek. –A potem idziemy do kolegi Zayna.
-Do Stewarda? –Nie odpowiedziałem, tylko usiadłem na krześle obok mamy i pociągnąłem Blondyneczkę na swoje kolana. –Zamierzasz odpowiedzieć? –Nie.
-Zjadaj płatki, Ness. –Rzuciłem w stronę Donavan, całkowicie ignorując tego frajera.
-Nie zachowuj się jak gnojek i odpowiedz.
-Przejdziemy się potem? –Zapytałem odgarniając włosy dwudziestolatki, które zasłaniały jej piękną twarz. –Pokażę wam Bradford.
-Dojrzale, Zayn. –Prychnął głośno Malik. –Ile ty masz lat, do cholery?! –Mniej niż ty, ale jestem mądrzejszy.
-Myślałem, że wyrośliście z tych dziecinnych kłótni? –Westchnął tata, który do nas dołączył. Kilka sekund później doszedł też ten idiota Tom.
-Przecież ja się wcale z nim nie kłóciłem. –Wzruszyłem od niechcenia barkami. –Możesz zapytać mamy, Nat lub Ness… Nie wydzieram się, tylko kulturalnie spędzam ranek z moją dziewczyną, mamą,  siostrą i Darcey, to Mike przyszedł i zaczął wrzeszczeć.
-Gdybyś mnie nie ignorował, to może bym się nie wydzierał! –Olałem to.
-Heej, mam pomysł! –Zaklaskała w dłonie Natalie. –Zagrajmy wspólnie na konsoli, jak za starych dobrych czasów. –Wywróciłem oczami.
-Dzień dobry. –Wymruczał Chris, który przyszedł razem z Kaylą.
-Noo, zgódźcie się. Będzie fajnie! Pamiętasz, Zayn, jak graliśmy z Mią? –Uniosłem brwi. Naprawdę chciała to robić? Nie wystarczy, że tradycja z jej ulubionym daniem została? –Zagramy dziewczyny na chłopaków.
-Nie, będę w drużynie z Michaelem. –Od razu zaprotestowałem. –Po za tym tata nie umie grać w football amerykański, a zawsze to losuje. Zagram, jeśli zamiast Mike’ a dostanę Ness, zamiast taty dostanę mamę, a tobie oddam Toma za Darcey.
-Boisz się, że skopiemy ci tyłek? –Zapytała z chytrym uśmieszkiem Ness, która obejmowała mnie ręką w pasie i rysowała kontury tatuażu na moim podbrzuszu.
-Żartujesz sobie ze mnie? Ja nigdy nie przegrywam.
-Ale ostatnio to ja byłam na górze. –Szepnęła najciszej jak tylko potrafiła, wywołując tym samym u mnie chichot.
Faktycznie, ostatnim razem pozwoliłem jej przejąć kontrolę w łóżku i trochę zaszaleć, ale to nie zmienia faktu, że to ja jestem facetem – jestem silniejszy i podejmuję słuszne decyzje dotyczące naszego życia. Dodatkowo zawsze dostaję to, czego pragnę.
-Ale to gra, a nie sypialnia, Ness. –Dodałem również z ciszonym tonem.
-Założę się, że ci dokopię.
-O, co chcesz się założyć? –Zapytałem zaciekawiony tą propozycją.
-Chcę prowadzić w drodze do domu.
-Nie, nie wyjdę na frajera. To facet powinien prowadzić samochód.
-Seksistowska świnia! –Warknęła Kayla, ale wywróciłem tylko oczami na jej słowa.
-A może jak wygrasz pójdę z tobą na lodowisko i nauczysz mnie tych… Tego, co tam robisz? –Sarnie oczy zaiskrzyły z podekscytowania. –A jeśli ja wygram… -Zagryzłem dolną wargę, zastanawiając się nad nagrodą. –Chcę, żebyś mnie pomasowała.
-Obiecujesz, że pójdziesz ze mną na łyżwy?
-Jeśli twoja mama mnie nie wywali za brak umiejętności… To tak, pójdę.
-Jesteś kochany! –Zawołała, marszcząc nos i wpijając się na chwilę w moje usta.
Tym oto sposobem znowu poszedłem na kompromis i przystałem na to, żeby sobotni poranek spędzić przed XBOX’ em oraz bycie w zespole z moim ojcem, Tomem, Chrisem i tym palantem. Zasady były proste: na białej tablicy, którą przyniosła Kayla zrobiła tabelkę składającą się z dwóch kolumn zatytułowanych: Dziewczyny i Chłopcy. Dobraliśmy się parami – ja byłem z Ness, tata z mamą, bliźniaki ze sobą, Natalie z Tomem, a ta sierota z Darcey. Do miski Nat wrzuciła poskładane karteczki z nazwami konkurencji, które następnie mieliśmy losować.
-Ja chcę pierwsza! –Zawołała najmłodsza uczestniczka, a później zanurzyła rączkę w naczyniu. Podała mi kawałek papieru, z którego odczytałem Narciarstwo. Mike ustawił wszystko, a później wytłumaczyłem Darcey jak powinna grać, żeby odnieść zwycięstwo. Po chwili rozpoczęli tym czasem, kiedy skończyli buchnąłem niekontrolowanym śmiechem widząc, że to właśnie mój Skrzat był pierwszy na mecie.
-I z czego rżysz, kretynie?! –Warknął poirytowany dwudziestosiedmiolatek.
-Czterolatka skopała ci dupsko, uwierz, jest z czego się śmiać. –Wyjaśnił Chris. –Teraz my, Kayla.
Szesnastolatka wylosowała golfa, ale to jej brat wygrał, tym samym wyrównując. Szala znowu przechyliła się na przeciwną stronę, kiedy mama rozwaliła tatę w football amerykański, a Nat Toma w baseball. Przyszła kolej na mnie i Ness, a ten pojedynek kończył pierwszą rundę.
-Losuj, Blondyneczko. – Poprosiłem z uśmiechem. Ta dziewczyna nie wie, w co się pakuje.
-Tenis. –Powiedziała niezbyt przekonana. –A jeśli wygram z tobą w drugiej rundzie i będziemy mieli remis?
-Wtedy zagramy jeszcze raz w tenisa. –Odpowiedziałem, a następnie włączyłem konkurencję. Unieśliśmy dłonie nad głowę, a później wybraliśmy, w której ręce będziemy trzymali rakietkę. W pierwszej rundzie to ja serwowałem i wygrałem, bo Nessela przepuszczała prawie każdą piłkę, tak jak w drugiej.
-Cholera. –Zabluźniła zdenerwowana, dlatego pocałowałem ją, żeby nieco osłodzić porażkę.
W drugim etapie był remis, a ostatnie decydujące starcie znowu należało do mnie oraz mojej dziewczyny. Wylosowałem darty, ale niestety w to byłem cienki, a głupie komentarze Mike’ a wcale mi nie pomagały. No, bo jak tekst: W sypialni też nie potrafisz trafić?  Miał mi niby pomóc?!
-Wygrałyśmy! –Zawołała uradowana Natalie, rzucając się Donavan na szyję, kiedy odniosła zwycięstwo.
-Moment, chwila, jeszcze musimy rozegrać nasz remis. –Wskazałem palcem pomiędzy mnie i Ness. –Tenis, Maleńka.
-Nie potrafię w to grać, a ty bezczelnie wykorzystujesz ten fakt. –Mruknęła urażona.
-Wystarczy, że się skupisz. –Wzruszył barkami Santiago, jakby to była najprostsza czynność na świecie, szkoda tylko, że nie miał pojęcia jak trudno wychodzi Ness skupianie się, kiedy ją rozpraszam.
-Wystarczy, że Zayn się ubierze. –Dodała nadal obrażona, a ja się zaśmiałem pod nosem. Mówiłem, że lubię ją rozpraszać? Jeśli nie, to teraz ogłaszam to wszem i wobec. –Dobra, miejmy to już za sobą. –Westchnęła zrezygnowana dwudziestolatka, a później poprawiła moją koszulkę.
Serwowałem jako pierwszy, ale coś było nie tak, ponieważ Nessela odbijała każdą piłkę i…
-Co, do… -Zapytałem cicho, kiedy dziewczyna zaczęła się cieszyć, gdy wygrała pierwszą rundę.
-Nie mogę uwierzyć, że się udało! – Zawołała ucieszona, na co wywróciłem oczami. Nie chcę iść na lodowisko, bo nie umiem jeździć. Nie chcę się ośmieszyć.
-Jeszcze nie wygrałaś. –Przypomniałem i zaczekałem, aż rozpocznie drugą rundę. Na całe szczęście tym razem wygrałem ja. Zostało ostateczne starcie, dlatego musiałem się przyłożyć, żeby triumfować. Było ciężko, ponieważ zarówno ja jak i Ness odbijaliśmy każdą z piłek, aż wreszcie po jakiś dziesięciu minutach… -Kurwa mać! –Wrzasnąłem wściekły, kiedy przepuściłem podanie.
-Jejciu! –Pisnęła uradowana blondynka rzucając się na mnie. Objęła mnie nogami w pasie, a dłońmi złapała za moją szyję, po czym namiętnie pocałowała. –Już się nie mogę doczekać, kiedy pójdziesz ze mną na lodowisko. –Dodała uśmiechnięta i szybko cmoknęła mnie w usta, ale tym razem na znacznie krócej. Byłem zły, ale przeszło mi w chwili, kiedy mnie pocałowała. –Nie złość się, Malik. –Lekki uśmiech zawitał na ustach dwudziestolatki, na co wywróciłem oczami.
-Mhm. –Mruknąłem.
-Możemy zobaczyć zdjęcia Zayna? –Zapytała chcąc znowu stanąć na nogach, ale nie miałem w planach jej puścić, dlatego razem z nią usadowiłem się na sofie. Darcey od razu wdrapała się na kolana Ness, a moja mama usiadła zaraz obok, kiedy zabrała album. Powoli przewracała strony tłumacząc Donavan, w jakim momencie zostały zrobione fotografie.
Zdjęć było od cholery. Przedstawiły mnie, Mię, Natalie, Michaela, a z tych nowszych były również fotografie Kaylii i Chrisa. Były też obrazy całej naszej rodziny, na niektórych była też Danielle, Matt i reszta naszej dalszej rodziny.
-Aww, byłeś taki uroczy. –Zachwycała się blondynka. –Mogę dostać kilka zdjęć?
-Po co? –Zmarszczyłem brwi. Na jaką cholerę jej te fotki?!
-Bo chcę. –Wzruszyła ramionami. –Włożę do albumu.
-To głupie.
-Och, zamknij się. Chcę mieć jedno zdjęcie, kiedy byłeś mały.
-Ale, co jaką cholerę, Ness? –Nie wiem czy jestem tak bardzo tępy, ale nie rozumiałem jej powodu.
-Bo cie kocham i… -Nie słuchałem jej dalej, bo powiedziała słowo na k. Cieszyłem się, że podała taki argument.
-Daj jej cały album, mamo. –Stwierdziłem, a pomieszczenie wypełniło się przepięknym śmiechem mojej dziewczyny. –Też cie kocham. –Odpowiedziałem i pocałowałem dwudziestolatkę. –Chodź, ubierzemy się i pójdziemy do Ryana.
-Okay, chodź, Myszko. –Powiedziała biorąc Darcey na ręce i ruszając w stronę mojej sypialni.
-I jak wrażenia? –Rzuciłem w kierunku Annie. –Polubiłaś ją?
-To naprawdę miła dziewczyna i cie uszczęśliwia, dlatego nie zepsuj tego, Kochanie.
-Nie ma opcji. –Zakończyłem z uśmiechem, a później pobiegłem za Ness.
~***~
Kulturalnie zadzwoniłem dzwonkiem, a po kilku sekundach otworzył mi mój przyjaciel. Ryan był co najmniej zdziwiony, ale nadal wyglądał jak zawsze głupio.
-Kto to jest? –Zapytał kiwiąc brodą na blondynkę, którą trzymałem za dłoń.
-Moja dziewczyna Ness. –Poinformowałem.
-Nie kłam, Malik. Taka ślicznotka nigdy nie byłaby z takim kretynem jak ty. –Donavan zachichotała pod nosem, a potem oparła na moment swój policzek o moje ramię. –Ile ci zapłacił, żebyś udawała jego dziewczynę? Mi możesz powiedzieć.
-Zayn wspominał, że jesteś zabawny. Miło mi cie poznać, Ryan, jestem Ness. –Wystawiła tą swoją chudziutką rękę w jego kierunku, a Steward ją uścisnął i ucałował jej wierzch.
-Ryan Steward, jeśli dojdziesz to wniosku, że Malik to największy idiota na świecie i masz go już dość, mogę cie pocieszyć. –Wyrecytował niczym regułkę, szeroko się uśmiechając, na co zmarszczyłem brwi. Serio, Steward? Serio?
-O ile mnie pamięć nie myli to jesteś z Ally. –Wspomniałem.
-Twoją Ally? –Dopytywała Ness, dlatego przytaknąłem.
-Ale ona już nie jest moja, Mała. –Stwierdziłem całując skroń dwudziestolatki. –Wpuścisz nas, czy… Wiesz, nie chcę ci prawić kazań, że kultura zobowiązuje, żebyś zaprosił nas do środka, ale…
-Palant. –Podsumował mój przyjaciel, a później przesunął się, aby zrobić nam przejście. –Chcecie coś do picia? –Spojrzałem na Darcey, a później na Nesselę, która wzruszyła tylko ramionami.
-Masz colę?
-Mhm, idźcie na taras, zaraz przyniosę. –Według zaleceń zaprowadziłem je na balkon, gdzie stała duża bujana huśtawka, drewniany stół oraz wiklinowe fotele z białymi poduszkami. Mieliśmy stąd doskonały widok na piękny ogród mamy Ryana oraz bawiącego się Jacka.
-Kto to? –Zapytała Darcey wskazując na chłopca.
-Syn Ryana, Jack. Chcesz do niego pójść? – Spojrzałem na czterolatkę, która już wdrapała się na kolana Ness.
-Wstydzę się. –Mruknęła za spuszczoną głową.
-Czego? –Zaśmiałem się pod nosem. –Jesteś śliczna, kulturalna, po za tym prawdopodobieństwo, że on będzie pamiętał w przyszłości, że się spotkaliście jest pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.
-To dużo? –W sumie… Trochę tak.
-Nie, no coś ty. Biegnij. –Kiwnąłem w stronę kilku schodków, a szatynka cmokając policzek Nesselii pobiegła w stronę Jacka, z którym po chwili zaczęli się ganiać.
-Proszę. –Powiedział Steward podając puszkę gazowanego oraz schłodzonego napoju mojej dziewczynie, a później mi. Sam usiadł w fotelu, żeby mieć dobry obraz na dzieci. –Nie mówiłeś nic, że masz córkę. –Rzucił w moim kierunku, otwierając puszkę i biorąc porządnego łyka.
-Bo jeszcze nie mam, to dziecko Louisa.
-Och, to wiele wyjaśnia. –Zmarszczyłem brwi. –Twoja nie byłaby taka ładna, noo… Chyba, że przejęłaby geny po Ness. –Dwudziestolatka zaśmiała się pod nosem, a później oparła głowę o mój bark.
-W twoim przypadku udało się to cudem, bo trafiłeś na Chels.
-A, co ty, kurwa masz do mnie? Jestem przystojny. –Oburzył się wielce brunet. –Prawda, Ness? –Blondyneczka pokiwała pionowo głową, ale zapewne zrobiła ty tylko, dlatego żeby być miłą.
-Masz dwadzieścia dwa lata. Mieszkasz z mamą, która bądźmy szczerzy, tylko marzy, żebyś się wyprowadził i nie siedział jej na głowie.
-Gościu, mam świetną pracę i dokładam się do rachunków. Czego ta kobieta jeszcze oczekuje?!
-Żebyś dorósł, Skarbie. –Wyznała stojąca za moim przyjacielem Lilly. –Witaj, Zayn. Kim jest twoja koleżanka?
-To Ness, moja dziewczyna. Wymłodniała pani od ostatniego razu. –Pochwaliłem, chcą się jeszcze bardziej podlizać i dowalić Ryanowi.
-Och, dziękuję, Kochanie. –Uśmiechnęła się do mnie, dotykając swojego policzka. –Myślę, że to ten nowy krem od Phoebe Carter.
-Tak, one są świetne. –Dodała Ness. –Phoebe to naprawdę świetna kobieta.
-Znasz ją osobiście?
-Pracuję u niej.
-To nasza sąsiadka. –Mruknąłem.
Osobiście twierdzę, że Phoebe to jędza. Nie wygląda na taką, ale mam takie odczucia. Współczuję temu całemu Chrisowi, że musi męczyć się z taką wariatką, jak ona. Pewnie, gdyby nie mieli Jake’ a jak najszybciej by się z nią rozwiódł.
-Ejj, stary… -Zagaił Steward. –Robimy dziś grilla z Ally i będą nasi znajomi ze szkoły. Wpadniecie? –Spojrzałem pytająco na Ness, która tylko się uśmiechnęła.
-Jeśli to nie problem to, czemu nie?
-Przestań, żaden problem. –Zapewnił ją mój kumpel. –Zaraz powinien przyjść Ben, Chuck i Ally, żeby pomóc w przygotowaniach.
-My też możemy pomóc. –Zaoferowała blondynka, na co wywróciłem oczami. Jesteśmy gośćmi i nie powinno nas się w ten sposób wykorzystywać.
-Właściwie ty nie musisz, bo jesteś zbyt ładna, ale Malik ruszy dupę, żeby nosić stoliki. –Kolejny raz przewróciłem gałkami ocznymi.
-Nie podrywaj mojej dziewczyny, cieciu.
-Wyluzuj. –Machnął ręką. –Gdzie twój mini klon?
-W domu razem z Kalyą, rodzicami, Nat, Tomem i Mike’ m.
-Natalie też tutaj jest? –Zapytał poruszony, dlatego przytaknąłem. –Woah, musisz do niej zadzwonić. Nadal się w niej bujam, stary.
-Ona ma narzeczonego, stary i dziecko w drodze.
-Ja je mogę wychować.
-Jesteś słodki. –Wyznała Ness, która cichutko zaśmiała się pod nosem. –Dlaczego nie jesteś z Nat?
-Bo wyjechała do Manchesteru na studia z projektu ubioru, po za tym Zayn ma uprzedzenia.
-Och, chyba wszyscy bracia tak mają, mój jest taki sam.
-A siostrę masz? –Kolejna salwa śmiechu opuściła usta Ness, kiedy mówiła „nie”.
Po jakiś pięciu minutach przyszła Ally, Ben i Chuck, którym gardziłem już w liceum. Wkurwiał mnie prawie tak samo jak Michael, bo podwalał się do Mii, ale za każdym razem na imprezie był z inną panienką. Byłem w stu procentach pewien, że chce tylko bzyknąć moją siostrę, dlatego oznajmiłem mu, że jeśli nie będzie trzymał łap przy sobie to zrobię z jego ryja Hiroszimę. Nie posłuchał, to też go pobiłem, dlatego zawiesili mnie w prawach ucznia na tydzień, bo już wcześniej zdarzały mi się bójki.
-Cześć, Zayn. –Allison, której włosy znowu były jasnoróżowe przytuliła się do mnie na powitanie, co zapewne nie uszło uwadze Ness, która jedynie wstała i poszła do swojej córki oraz Jacka. –Nie mówiłeś nic, że Zayn przyjeżdża. –Rzuciła oskarżycielsko w stronę Ryana, który przyglądał się tej scenie z zażenowaniem.
-Bo nie wiedziałem. –Wzruszył ramionami od niechcenia. –Och, i panuj nad sobą, bo ta ślicznota to jego panienka. –Wskazał brodą w stronę Nesselii, która teraz głośno śmiała się ganiając razem z dziećmi.
-Masz dziecko? –Zapytała lekko oburzona.
-Można tak powiedzieć, Darcey jest dla mnie jak córka. Gdzie masz te stoły, stary? –Postanowiłem jak najszybciej zmienić temat, dlatego kiedy Ryan prowadził mnie i chłopków do garażu po meble ogrodowe byłem cholernie szczęśliwy, że chociaż w małym stopniu uwolniłem się od mojej byłej.
W jakieś półgodziny rozłożyliśmy wszystko, a później Ben poszedł pomóc Ally w kuchni, natomiast Chuck zajął się grillem. Stałem oparty na przedramionach o balustradę i popijając piwo rozmawiałem z Stewardem, jednak większą uwagę poświęcałem mojej dziewczynie, która przypominała teraz szesnastolatkę, która nie ma żadnych zmartwień i beztrosko bawi się ze swoim rodzeństwem. Była prześliczna, taka beztroska i roześmiana. Taką kochałem ją najbardziej.
-Poszczęściło ci się. –Wyznał mój przyjaciel.
-Tsa. –Westchnąłem. –Nawet nie wiesz jak bardzo. Jestem w niej zabujany od jakiś sześciu lat. Powoli wątpiłem, że będziemy kimś więcej, bo była z Tomlinsonem, ale… -Uśmiechnąłem się lekko. –Cieszę się, że jednak mi się udało.
-Też się cieszę, że wreszcie nie jesteś kutasem. –Parsknąłem śmiechem.
-Nigdy nie byłem kutasem wobec ciebie. Do czego piejesz, Ryan? –W odpowiedzi wzruszył jedynie ramionami.
-Grałeś na uczuciach wielu lasek…
-Co z tego? –Zapytałem z nutką oburzenia. –Też tak robiłeś.
-No i?
-Palant. –Podsumowałem śmiejąc się pod nosem. –Ryan, zrobisz coś dla mnie? To cholernie ważne. –Powiedziałem z powagą w głosie i wlepiłem swój wzrok w blondynkę, która w białej sukience na ramiączkach tarzała się w krótko ściętej trawie.
-Okay, zdaje się, że to poważne… -Mruknął stając w dokładnie takiej samej pozycji jak ja. –Mów.
-Rozmawiałem z Williamsem…
-Z Zackiem? –Przytaknąłem. –Nadal ci grozi?
-Nie, bo przystałem na jego warunki.
-Jakie, do kurwy warunki? – Wycedził przez zaciśnięte zęby.
I o to właśnie cały czas mi chodzi. Ryan Steward jest moim bratem, bratem, którego nigdy nie miałem. Mogliśmy się wyzywać, robić nawzajem z siebie jaja, ale mogłem poważnie z nim porozmawiać i zwierzyć się, bo wiedziałem, że zawsze mnie wysłucha, doradzi i pomoże najlepiej jak tylko będzie potrafił w przeciwieństwie do Michaela. Ryan był nie tylko przyjacielem, ale też bratem, dlatego automatycznie pojawiał się na liście osób, dla których jestem w stanie skoczyć w ogień. Jestem przekonany, że to działa również w drugą stronę.
- Race Of The Death. –Szepnąłem ledwo sam słysząc. –Jeśli wygram, on zniknie raz na zawsze i wystawi mi Maxa, ale jak przegram i przeżyję będzie moim koszmarem do końca życia. Nie ufam mu, dlatego chciałbym, żebyś tak w połowie lipca miał oko na Ness i Darcey.
-Ty chyba całkiem zdurniałeś. Chcesz wziąć udział w najbardziej niebezpiecznym wyścigu na świecie?
-Muszę, zresztą… -Wzruszyłem barami, prychając kpiącym śmieszkiem pod nosem. –Wygrałem już dwa razy, co może pójść nie tak? –Pierwszy raz od dłuższej chwili odważyłem się spojrzeć na Stewarda, który wgapiał się w Donavan i dzieciaki.
-Cholernie ją kochasz, co? –Przytaknąłem ze spuszczoną głową. Nie lubię rozmawiać o uczuciach, a zwłaszcza z moimi przyjaciółmi czy rodzeństwem. Mogę podjąć ten temat jedynie z mamą lub Ness, ale z nikim innym. –Będę jej pilnował, jeśli będziesz dawał znaki życia.
-Dzięki, stary, wiszę ci przysługę. –Powiedziałem z uśmiechem, klepiąc go po przyjacielsku w plecy.
Powoli ogródek Ryana zaczął wypełniać się naszymi znajomymi ze szkoły. Ben zajął się muzyką, dlatego teraz zmuszeni byliśmy słuchać samych smętnych piosenek, które w sumie idealnie komponowały się z klimatem tego spotkania.
Słońce powoli zachodziło, a jego miejsce zajmował księżyc i gwiazdy. Jasna barwa nieba zmieniała się w granatową, a ja siedziałem obok kobiety, którą naprawdę kocham, czy może być coś lepszego?
-Zgadnij, kto? –Usłyszałem, kiedy moje oczy zostały zasłonięte, a skoro Ness siedziała obok mnie, to nie miałem pojęcia, komu zbiera się na takie dziecinne wygłupy. Nie bawiąc się w żadne podchody zdarłem chłodne dłonie z mojej twarzy, żeby znowu mieć doskonałą widoczność i lekko przekręciłem głowę. –Cześć, przystojniaczku.
Przede mną stała Chelsea. Jasna cholera… Wyglądała jeszcze gorzej, niż ostatnio. Jej skóra była pokryta większą ilością samoopalacza, przez co przypominała dojrzałą pomarańczę. Jej błękitne oczy były ledwo widoczne przez dużą ilość tuszu i reszty tego cholerstwa, czym tam się dziewczyny malują.
-Heej, Chels. –Mruknąłem lekko przerażony. –Co tam? –Zapytałem marszcząc brwi i zagryzając dolną wargę, kiedy blondynka usadowiła się po mojej lewej stronie.
-Och, no wiesz… Wszystko po staremu. Właśnie skończyłam robić reklamę nowych perfum, a za kilka tygodni zabieram Jacka na miesięczne wakacje po Ameryce. Układa mi się, ale nadal brakuje mi faceta. –Ness zaczęła kaszleć, dlatego oboje z Chels przenieśliśmy na nią wzrok.
-Przepraszam… Zakrztusiłam się. –Uśmiechnęła się sztucznie mordując Barbie wzrokiem. –Ryan masz jakąś bluzę? Trochę mi zimno. –Stwierdziła wstając, ale szybko szarpnąłem za nadgarstek Donavan i z powrotem zasiadła na krześle. –Mógłbyś łaskawie mnie nie szarpać? –Warknęła, a potem grzecznie przeprosiła i ruszyła w stronę wejścia do domu.
-Nieistotne. –Wywróciła oczami moja znajoma. –Wracając… Może wyskoczymy, gdzieś jutro?
-Sory, Chels, ale nie. –Wzruszyłem ramionami, a potem zwróciłem się do Darcey: -Za moment wrócę, posiedź z Natalie, okay?
-Idziesz do mamusi?
-W rzeczy samej. –Uśmiechnąłem się, a później ucałowałem lekko różowy policzek.
Niemalże wbiegłem do domu Stewarda nawołując Ness, ale bez rezultatów, dlatego przeszukałem cały dom, aż wreszcie postanowiłem sprawdzić jeszcze w garażu, gdzie ją znalazłem. Siedziała z Chuckiem na kanapie i on ją podrywał, co nie tylko mnie się nie podobało.
-Możesz łaskawie zabrać te ręce? –Mruknęła poirytowana.
-Nie? –Zaśmiał się pod nosem Dickinson. –Czemu nie chcesz?
-Bo jesteś obleśny, mam chłopaka i nie jesteś w moim typie, Chuck. –Wyjaśniła nieco spokojniej. –Chcę zostać sama.
-Okay. –Wzruszył ramionami, a potem pochylił się nad szyją mojej dziewczyny i zaczął ją ślinić. Moją dziewczynę! Co on sobie, do ciężkiej cholery myśli całują szyję mojej dziewczyny?!
Mając kompletnie w nosie fakt, że obiecałem Ness nie rozwiązywać problemów przemocą, jednym szybkim i sprawnym ruchem złapałem za kark tego kutasa, a później pchnąłem na jedną ze ścian i bez żadnego skrępowania zacisnąłem dłoń w pięść. Byłem wściekły, że ten gnój podwalał się do mojej dziewczyny, dlatego nie panowałem nad sobą wymierzając kolejne ciosy w jego ohydny ryj.
-Zayn. –Usłyszałem za sobą, a później drobne ramiona objęły moją klatkę piersiową w małym stopniu blokując moje ruchy. –Przestań, proszę. –Nie przestawałem do chwili, kiedy ta mała istotka nie stanęła przede mną zasłaniając sobą tego sukinsyna. –Zostaw go.
-Całował cie. –Warknąłem. –Tam, gdzie ja to lubię robić.
-To tylko jakiś dupek. –Blondynka wywróciła oczami, czym mnie zdenerwowała jeszcze bardziej. Od kiedy, do cholery pozwala, żeby jakieś tam dupki całowały jej szyję?! –A ty jesteś zazdrosny. –Wycedziła przez zaciśnięte zęby. –Wracaj do swojej przyjaciółeczki. –Uniosłem brwi do góry.
-O, co się wkurzasz? Przecież tylko rozmawialiśmy.
-My też.
-Lizał twoją szyję, do cholery jasnej. –Wyjaśniłem najwolniej jak potrafiłem.
-Umówiłeś się już z nią?
-Przecież to jest komiczne. –Parsknąłem kpiącym śmiechem, a potem złapałem za szyję Ness i zachłannie pocałowałem, co po dłuższej chwili odwzajemniła. Chuck zdążył się ewakuować, dlatego wykorzystałem okazję i przeniosłem dłonie na tyłek dwudziestolatki unosząc, aby mogła objąć mnie nogami w pasie jak to miała w zwyczaju. Odwróciłem się na pięcie nie przestając całować Donavan i postawiłem kilka kroków na przód, aż na ślepaka dotarłem do tej nędznej sofy, na którą opadłem przygniatając Nesselę. –Nie zapominaj, że tylko ja mogę. –Wymruczałem między pocałunkami, którymi obsypywałem teraz szyję i dekolt mojej dziewczyny. Poczułem jak bawi się moimi włosami, aż wreszcie mocno za nie pociągnęła zmuszając mnie do zaprzestania.
-Nie zapominaj, że jesteś mój.
-Nie zapominam.
-Ona ewidentnie z tobą flirtowała, a ty na to pozwalałeś.
-Ale ja nie flirtowałem z nią. –Mruknąłem i chciałem się nad nią znowu pochylić, ale nie pozwoliła mi na to. –Co znowu?
-Ktoś może tutaj wejść.
-W takim razie daj mi chwilę. –Zszedłem z niej, po czym biegiem ruszyłem w stronę drzwi, które zablokowałem, a później zrobiłem to samo z wiatą i wróciłem do tej samej pozycji. –Nikt już nie wejdzie.
-W takim razie się pośpiesz, bo ktoś znowu może ci przeszkodzić, a jak to powiedziała Nat niedobór seksu ci nie służy. Jesteś marudny i…
-Och, zamknij się. –Wtrąciłem, a później łapczywie wpiłem się w usta Ness, ale tylko na moment, ponieważ zaraz przeszedłem przez linię jej żuchwy, poprzez szyję, aż wreszcie dotarłem do piersi. Pociągnąłem letnią sukienkę nieco w dół, aby kilka razy zassać skórę.
-Zayn… –Jęknęła zaciskając palce obu rąk na moich włosach, które tym razem ciągnęła mniej agresywnie. Nie żeby coś, ale nie chcę być łysy przed trzydziestką, ani po, więc… -Nie baw się…
-Chcę. –Podsumowałem i to było ostatnie słowo, jakie wypowiedziałem przez następne minuty.
Palcami złapałem za gumkę czarnych koronkowych majtek, które zsunąłem podnosząc lekko blondynkę, a potem chciałem się tam przenieść z pocałunkami i po torturować ją jeszcze przez chwilę, ale objęła mnie nogami w pasie.
-Zdejmuj spodnie, Malik. Bez zabawy. –Warknęła hardo, na co się zaśmiałem. Wychodzi na to, że nie tylko ja mam niedobór seksu. –Mam ci pomóc? –Nim jednak zdążyłem udzielić odpowiedzi zarówno moje czarne rurki jak i bokserki zostały opuszczone przez stopy Ness.
Nie potrafię pojąć, jak ona to robi? No, bo przecież takie coś to prawie jak magia. Nie jestem, aż tak chudy, żeby spodnie same mi spadały, a Blondyneczka jednym sprawnym ruchem potrafi się ich pozbyć bez użycia rąk. Jedyne słowo, jakim to potrafię opisać to czary.
-Proszę, pośpiesz się. –Jęknęła wypychając biodra w moją stronę, dlatego jednym sprawnym ruchem w nią wszedłem, co zaowocowało w głośne i podniecające Malik. Powoli wyszedłem by za sekundę znowu wejść, powoli przyśpieszałem, a nakręcało mnie pojękiwanie Ness, która tym razem wbiła paznokcie w moje plecy.
Uwielbiam się z nią kochać. Kocham Ryana za to, że wyskoczył z tym grillem. Boże, jak ja go wielbię. Nawet nie wie, jak tego potrzebowałem, żeby wreszcie móc zająć się moją kobietą.
-Malik, kończ. –Zdołała wydusić.
-Mhm, daj mi jeszcze chwilę. –Wysapałem, by po chwili dojść razem z nią, a potem opaść głową na bark blondynki. Oboje regulowaliśmy oddechy, a Donavan dodatkowo brodziła palcami w moich włosach. –Przepraszam. –Wypaliłem.
-Za co? –Zapytała zdziwiona przekręcając głowę, żeby spojrzeć na mnie tymi sarnimi oczami.
-Że pozwoliłem, żeby ze mną flirtowała.
-Przepraszam za tego dupka. –Uśmiechnąłem się lekko, a potem musnąłem jej wargi. –Kocham cie, Zayn. –Wyznała już drugi raz tego dnia słowo na k, gładząc mój policzek. –Wracajmy, co?
-Chcę jeszcze z tobą poleżeć.
-Dobra, tylko trochę mi niewygodnie. –Mruknęła, dlatego głośno wzdychając wyszedłem z niej i wstałem na równe nogi, po czym wciągnąłem bokserki i spodnie na biodra. Ness zrobiła podobnie, a potem spojrzała na mnie. –Bardzo jestem rozkosmana?
-Jakbyś przed chwilą zaliczyła szybkie bzykanko w garażu Ryana. –Powiedziałem ze śmiechem, za co oberwałem wierzchem dłoni w tors, a moja radość się spotęgowała. –Wyluzuj, żartuję. –Mruknąłem, a później oboma rękoma przejechałem po blond włosach chcąc je nieco wyprostować. –Już, teraz wyglądasz ślicznie. –Ruszyłem szybko brwiami i cmoknąłem dwudziestolatkę w usta. Splotłem nasze dłonie, po czym wyszliśmy z garażu i dołączyliśmy do reszty, która właśnie zajadała się przygotowanym przez Bena kawałkom mięsa.
Teraz było nieco inaczej, bo posadziłem sobie moją dziewczynę na kolanach i od czasu do czasu składałem krótkie pocałunki na jej obojczyku, za uchem lub na szczęce. 
 _______________________________________
Okay, to już rozdział dwudziesty... Woah... Jeszcze trochę was pomęczę tym opowiadaniem, a późnej zacznę kolejne, do którego linka wam już wcześniej podrzuciłam:  
 A co do rozdziału to go lubię i mam nadzieję, że wam również się spodoba. 
Dziękuję wam za komentarze i wejścia i ogółem za wszystko - za to, że jesteście ze mną już tak długo (wiele osób, po tak długim czasie miało by mnie już dość, więc niezmiernie wam dziękuję). 
Miłej niedzieli ;**  
 

niedziela, 20 września 2015

XIX. Fight Song




„Czasem obracam się i czuję w powietrzu twój zapach i nie mogę, kurwa, nie mogę nie wyrazić tego potwornego kurewsko koszmarnego fizycznego bólu kurewskiej tęsknoty za tobą.”


Ness


Minął kolejny miesiąc, ale tym razem nie chodziło o wyjazd Zayna, a o pogrzeb Louisa. Cholerne dwa miesiące, a ja, jak sobie nie radziłam nie radzę dalej. Najgorsze jest w tym wszystkim jest to, że teraz są wakacje, a ja nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić, bo nie chodzę na uczelnię. Spędzam więcej czasu z Darcey i naszymi przyjaciółmi. Wychodzę z Dani na spacery oraz naszymi dziećmi, próbujemy żyć normalnie, ale z marnym skutkiem.
-Cześć, Mała. –Powiedział obejmując mnie w pasie Zayn i cmokając w policzek. –Gdzie Darcey?
-U Jake’ a. –Westchnęłam.
-Co ty na to, żeby pojechać ze mną na weekend do rodziców? –Zaprzestałam mieszania warzyw na patelni i ze zmarszczonymi brwiami spojrzałam na Malika.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł…
-Zgódź się. Moja mama chce cie poznać, tata też. Obiecałem, że kiedy znowu przyjadę, to zabiorę cie za sobą. Chcę, żeby poznali moją dziewczynę. –Mimo niechęci delikatnie się uśmiechnęłam.
-Czyli znowu jesteśmy razem, tak? –Zapytałam dla upewnienia się, a Zayn jedynie przytaknął kilka razy.
-Będziesz pierwszą kobietą, którą przyprowadzę to domu.
-Ty nigdy… -Pokiwałam głową na boki, będąc w kompletnym szoku.
Nie wierzę, że nigdy nie przyprowadził do domu dziewczyny, żeby przedstawić rodzicom. To nie jest prawdopodobne, żeby taki chłopak, nigdy nie był w poważnym związku.
-Mówię serio, moja mama myślała, że jestem gejem, dopiero, kiedy zobaczyła jak Ally próbuje ze mną pogadać po śmierci Mii pozbyła się tych myśli.
-Traktowałeś ją poważnie? Noo, wiesz… Tą Ally.
-Nie, to była taka wiesz…- Wzruszył ramionami. –Koleżanka, z którą od czasu do czasu się pocałowałem, chodziliśmy razem na imprezy, czasem do kina…
-Była twoją dziewczyną. –Stwierdziłam, na co mulat wywrócił oczami.
-Poczujesz się lepiej, jak przyznam ci rację? –Westchnął zmęczony dwudziestodwulatek, dlatego przytaknęłam. –Okay, była moją dziewczyną, ale nie była tak ważna jak ty.  –Uśmiechnęłam się triumfalnie, a potem musnęłam lekko wargi mojego chłopaka.
-Jak poszło z pośrednikiem?
-Liam wynegocjował dużą kwotę za sprzedaż domu i rozmawialiśmy też z potencjalnymi kupcami, właściwie Dani rozmawiała. –Westchnął przeczesując dłonią włosy. –Wynudziłem się. A ty, jak się bawiłaś z Luke’ m? – Zapytał wyjmując z szafki kubek i wlewając do niego kawę.
-On jest po prostu słodki. –Uśmiechnęłam się do siebie.
Opieka nad Luke’ m przypomniała mi jak to wszystko wyglądało, gdy Darcey była takim maleńkim szkrabem. Jak co noc budziła się z płaczem, a ja wstawałam i za wszelką cenę próbowałam ją uspokoić, mimo że nie miałam już siły, a za kilka godzin musiałam wstać do szkoły. Gdy miała kolki. Jak płakała, kiedy zaczęły wychodzić jej pierwsze ząbki… Wszystkie wspomnienia wróciły i nie ważne, że wtedy wyklinałam cały świat, bo był przeciwko mnie, teraz chciałabym cofnąć czas i przeżyć to jeszcze raz, bo moja mała córeczka ma już cztery latka i w wielu czynnościach radzi sobie już sama.
-I taki grzeczny, cały czas śpi. –Zachichotałam. –Darcey w jego wieku cały czas płakała.
-Chciałabyś mieć jeszcze dzieci? –Zmarszczyłam brwi. Naprawdę o to zapytał? Zaczął taki poważny temat właśnie teraz?
-To chyba jasne, że chciałabym dla Darcey rodzeństwa. –Wzruszyłam nieśmiało barkiem. –A ty, chciałbyś?
-Kiedy wszystkie sprawy się naprostują to tak, bardzo chętnie.
-Jakie sprawy? –Przez twarz Zayna przebiegło przerażenie, ale równie szybko zniknęło.
-Musimy sprzedać ten dom, po za tym muszę coś dla nas znaleźć, bo nie możemy gnieździć się w twoim mieszkanku.
-Na pewno tylko o to chodzi? –Uniosłam podejrzanie lewą brew.
-Tak? –Odpowiedział, ale niezbyt przekonany. –Czemu o to pytasz?
-Bo ostatnio nie martwisz się Zackiem.
-Och, o to chodzi. –Zaśmiał się cichutko pod nosem. –Załatwiłem to, nie masz, czym się martwić, Blondyneczko. –Dwudziestodwulatek odłożył szklankę, a później podszedł do mnie łapiąc za biodra. Ciepłe wargi wylądowały na mojej szyi, którą zaczęły obcałowywać zostawiając mokrą ścieżkę od żuchwy do obojczyka. Mruczałam cichutko z przyjemności. –Ile chcesz mieć jeszcze dzieci? –Wychrypiał Zayn, a ja przymknęłam oczy.
-Jeszcze nie znalazłeś domu.
-Pieprzyć to. –Stwierdził gwałtownie łapiąc za moje pośladki i sadzając na blacie. Dłonie Malika zacisnęły się na moich udach, które rozszerzył, aby mieć lepszy dostęp do moich ust. Zachłannie wpił się w moje usta, które zaczęły współpracować z nim niemalże od razu. Uwielbiałam, kiedy całował mnie w ten sposób, jakby od tego zależały losy świata, jakbyśmy za parę sekund mieli oboje zniknąć…
Objęłam biodra mężczyzny swoimi nogami, tym samym zmniejszając odległość między nami do minimum. Zimne dłonie mulata bez ostrzeżenia wtargnęły pod moją bokserkę i ścisnęły za piersi powodując, że kolejny jęk opuścił moje usta. Zayn uśmiechnął się usatysfakcjonowany, nadal mnie całując. Czułam to.
-Chodź do… -Nim jednak zdążył dokończyć wypowiedź przerwał mu płacz Lucasa. Teraz to ja się uśmiechnęłam. –Ten dzieciak ma wyczucie czasu. –Mruknął niezadowolony dwudziestodwulatek opierając swoje czoło o moje.
-Pojdę do niego.
-Nie, zaraz przestanie. –Zagryzając dolną wargę pokręciłam głową z niedowierzania na boki. –Co cie tak bawi, huh? –Ze zmarszczonymi brwiami kiwnął na mnie głową, wprawiając w jeszcze większe rozbawienie.
-Z doświadczenia wiem, że dziecko płacze, gdy jest głodne lub kiedy ma brudną pieluszkę.
-Założę się, że jest głodny.
-Jadł pół godziny temu. Idź go przebrać.
-Co?! Czemu ja?! –Oburzył się Zayn, gwałtownie odsuwając ode mnie.
-Chciałeś mieć dzieci, więc musisz umieć je przewijać. –Brunet wywrócił oczami, a potem poszedł do salonu, gdzie drzemał nasz chrześniak.
Zadowolona z siebie zeskoczyłam z blatu i wróciłam do gotowania.
Mój telefon wydał z siebie dźwięk, dlatego złapałam za urządzenie leżące na mikrofalówce i odczytałam wiadomość.
Od: Dani
Wpadnę po Luke’ a za godzinkę, bo muszę jeszcze jechać na zakupy. Przepraszam, jeśli sprawiam ci kłopot
Wywróciłam oczami. Kłopot? Ona sobie chyba ze mnie żartuje! To żaden kłopot, to czysta przyjemność. Lucas jest takim kochanym i grzecznym dzieckiem.
Do: Dani
To nie problem ;) Kupisz mi trochę truskawek i borówek dla Darcey?
Od: Dani
Okay ;)
-Ness! –Zawołał Malik, dlatego odłożyłam komórkę i poszłam do salonu.
Zayn stał nad małym Payne’ m z szeroko otwartymi oczami.
-Co się stało? –Zapytałam podchodząc bliżej.
-Nie przewinę go. Brzydzę się.
-Własnych dzieci też nie będziesz przebierał, kiedy zrobią kupę?
-Nie będę. Mogę wstawać w nocy, karmić, robić wszystko, ale nie będę grzebał w pampersach. –Powiedział hardo podając mi pieluchę.
Wywróciłam oczami, a potem zajęłam się przewijaniem maleństwa, co poszło mi bardzo szybko i sprawnie.
-Gotowe. –Uśmiechnęłam się, całując czółko chłopca. –Danielle przyjedzie za godzinę.
-Spoko, mam ci pomóc w kuchni?
-Zajmij się Luke’ m, a ja skończę obiad. –Poprosiłam, a potem wróciłam do kuchni.
Dziś postanowiłam zrobić ryż z warzywami oraz kurczakiem, a pozostało mi tylko wszystko wymieszać oraz nakryć do stołu.
Kiedy wróciłam do salonu zobaczyłam, jak Zayn gra z Darcey na konsoli, a mały Luke leży na jego klatce piersiowej i wpatruje się w ekran cichutko gaworząc.
-A, jeśli nacisnę ten guzik? –Zapytała czterolatka wskazując na przycisk.
-Wyrzuci cie z toru.
-Chodźcie na obiad.
-Okay, chodź, Skrzacie. –Mulat wcisnął pauzę, a potem biorąc Luke’ a wstał i poszedł do kuchni, gdzie ułożył go w nosidełku. Razem z Darcey dołączyłyśmy do niego i usiadłyśmy przy stole, gdzie zjedliśmy obiad, jak prawdziwa rodzina. –Darcey, co ty na to, żeby jutro pojechać do moich rodziców?
-A zabierzemy mamusię? –Przeniosłam swój wzrok na mulata, który zaprzestał wkładania brudnych naczyń do zlewu.
-Jeśli ją przekonasz… Dingo! –Zawołał bardzo głośno, a wielki bernardyn wbiegł do kuchni jak kilku tonowy słoń. Boże, ten pies był wielki, a zarówno Darcey jak i Zayn karmili go coraz więcej.
Malik wrzucił resztki niedojedzone przez szatynkę do miski naszego zwierzaka, a później dołożył jeszcze karmy z puszki. Do drugiej miski nalał wody.
-Mamusiu, a wiesz, że Liv chodzi na gimnastykę?
-Też chciałabyś, żebym cie zapisała?
-Tak. –Powiedziała pewnie. –Chciałabym jeździć na konkursy i mieć medale, tak jak ona.
-Dobrze. –Wzruszyłam ramionami. –Skoro chcesz… Poszukam ci jakiejś szkoły i zapiszę cie od września, okay?
-Okay, dziękuję! Jesteś najlepszą mamusią na świecie! –Wykrzyczała, a następnie rzuciła się na mnie z przytulasami.
-Mhm. –Mruknął Malik. –Już ty się tak nie podlizuj, Darcey.
-Jestem! –Krzyknęła zdyszana Danielle, która po chwili pojawiła się w kuchni. –Cześć, Ness. –Szybko cmoknęła mnie w policzek. –Tutaj masz zakupy. –Poinformowała kładąc na blat reklamówkę i biorąc nosidełko ze swoim synkiem. –Muszę biec, Liam czeka na dole, a jedziemy oglądać domy. Nie możemy cały czas siedzieć na głowie Matta.
-Czyżby kuzynek znowu sprowadzał dziwki? Wiesz… Ja też sądzę, że to nie jest odpowiednie środowisko dla dziecka.
-Zajmij się sobą, kretynie. –Olson wywróciła oczami. –Jeśli doczekasz się własnych dzieci, porozmawiamy o metodach wychowawczych.
-Och, zrobiłbym to, gdyby twój dzieciak mi nie przeszkodził. –Wzruszył ramionami Zayn.
-Dziecko, lepsze od antykoncepcji. –Uśmiechnęła się mulatka, a potem cmokając mnie w policzek wyszła trzaskając drzwiami.
-Co to jest anty… -Zaczęła Darcey, ale Zayn zatrzymał ją gestem ręki.
-Michael ci wyjaśni, a teraz idźcie się spakować, jedziemy na kilka dni. Ja zawiozę psa do twoich rodziców. –Poinformował Malik cmokając mnie w czoło, a potem zapiął Dingo smycz i wyszedł z domu.
Według zaleceń poszłyśmy najpierw do pokoju Darcey, gdzie zapakowałam kilka jej ubrań, a później do siebie, aby zrobić to samo, ale z moimi ciuchami.
~***~
Jechaliśmy już ponad trzy godziny, a ja z sekundy na sekundę denerwowałam się coraz bardziej. Co jeśli rodzice Zayna mnie nie polubią? Co jeśli zrobię coś nie tak? Jeśli się zbłaźnię?
-Mamusiu, dasz mi chusteczkę? –Wyrwana z zamyślenia otworzyłam schowek, z którego wypadła biała koperta z moim imieniem.
Kompletnie zapomniałam o tym liście od Louisa, który Zayn dał mi w dniu pogrzebu. Nie chciałam go czytać, ponieważ nie byłam w stanie, za bardzo bolały mnie zdarzenia z ostatnich dni, kiedy spędziłam kilkadziesiąt godzin w szpitalu odchodząc od zmysłów, a potem zbyt wiele godzin spędziłam na rozpaczaniu. Nie chciałam znowu przechodzić przez pierwsze fazy załamania i depresji.
Ostrożnie otworzyłam list, kiedy to Malik podał czterolatce paczkę z chusteczkami. Wyjęłam ze środka zapisaną niechlujnym pismem kartkę, którą zaczęłam lustrować.      
Droga, Nessie Kochana, Nessie Niezrównoważona, Nessie Zadufana w sobie, Nessie Psychiczna, Nessie Pokręcona, Nessie Ładna, Nessie? Nie, dobra, wiesz? To bez sensu. Zacznę jeszcze raz.
Nessie
Pewnie jesteś na mnie wściekła, bo nie powiedziałem ci prawdy, kiedy pytałaś, czy wszystko w porządku, ale chciałem tylko chronić nasze dziecko, dlatego powinnaś się ogarnąć i schować swoje wkurwienie do kieszeni, bo Darcey jest bezpieczna.
Nie wiem, w jaki sposób mam się z tobą pożegnać. Pewnie, gdybym żył na sto procent ostatni raz bym cie pocałował, bo zawsze kochałem i będę cie kochał niezależnie od okoliczności. Wiem, że wszystko spieprzyłem, kiedy przespałem się z Jessie… Zawsze to ją obwiniałem za to, że wykorzystała fakt, że jestem pijany, ale kiedy patrzę na to teraz – pisząc ten niedorzeczny list, bo bądźmy szczerzy to nie jest, do cholery w moim stylu, po za tym zostałaś tylko ty, ponieważ do Darcey i Malika już napisałem moje ostatnie słowa – wiem, że jestem tak samo winny, bo gdybym „nie pił jak popierdolony” nigdy by nie doszło do takich zdarzeń. Razem wychowalibyśmy Darcey i pewnie stworzylibyśmy szczęśliwą rodzinę… Myślę, że byłym zajebistym ojcem - nauczyłbym ją wszystkiego zaczynając od plucia, a kończąc na jeździe samochodem, bo jestem mistrzem kierownicy – nieważne, co mówi Zayn (Nie słuchaj go, ja jestem i zawsze byłem najlepszy za kółkiem i w łóżku, ale o tym przecież wiesz najlepiej sama).
Tak, czy inaczej. Chciałem ci podziękować za wszystko, co dla mnie kiedykolwiek zrobiłaś – za twoją bezinteresowną miłość do mnie, za wszystkie przysługi, które mi wyświadczyłaś, za wyciągnięcie mnie i moich przyjaciół z paki, za danie mi Darcey, którą kocham – powtarzaj jej to w chwilach, kiedy będzie wątpiła, bo jeśli tego nie zrobisz… Możesz zapomnieć o seksie z Malikiem, bo mój duch będzie was nawiedzał.
Wesz, czego żałuję? Tego, że tyle czasu zmarnowaliśmy na bezsensowne kłótnie – ja ci groziłem odebraniem praw, a ty, że wyślesz mnie na odwyk. Jesteśmy nieźle popieprzeni, wiesz? Ale to chyba sprawia, że byliśmy też wyjątkowi.
Chciałbym, żebyś była szczęśliwa, ale tak prawdziwie. Nie chcę, żeby którykolwiek facet potraktował cie tak paskudnie jak ja, bo zachowałem się jak złamas, dlatego poprosiłem Malika, żeby zajął się zarówno Darcey jak i tobą – przeleć go przy najbliższej okazji, albo przywiąż, żeby znowu ci nie uciekł (w razie, czego Matt może załatwić ci cholernie mocną linkę holowniczą, albo łańcuch, którego Zayn nie pokona).
Napisałem list do naszej córki, ale chciałbym, żebyś jej go dała w jej 16 urodziny. Obiecaj, że to zrobisz i nie zapomnisz!
Pamiętaj, że gdy będziesz miała jakikolwiek problem, to Malik, Liam czy chociażby Anderson ci pomogą, ale obiecaj mi też, że będziesz pilnowała moich przyjaciół, bo jestem pewny, że sami nie dadzą sobie rady.
Twój Lou
Ps. Nie rycz jak bóbr, bo się przekręciłem, po prostu wypij za moje zdrowie… To jest ku mojej pamięci.
Ps2. Niech Malik nie robi głupot i nie bierze udziału w Race Of The Death, bo zapewne ten kutas postawi mu jakieś ultimatum mówiąc, że jeśli Zayn wystartuje to on da tobie i Darcey spokój.
Ps3. Już zaspokajam twoją ciekawość, Słoneczko –Race Of The Death to wyścig śmierci, w którym nie obowiązują żadne zasady, a to = pewna śmierć (chociaż Malik raz go wygrał – nie wiem jak to zrobił, ale wygrał). Zaczyna się w Australii, następne etapy są kolejno w Afryce, Azji przez Europę, Amerykę Północą, a finał w Ameryce Południowej. Trwa około miesiąca, bo ścigają się przez Wielką Pustynię Wiktorii, Thar (w Indiach – żebyś nie główkowała), z Rosji do Berlina (gdzie na pokład wynajętego przez organizatora samolotu zmieści się tylko 10 samochodów. Z Australii są dwa samoloty – 20 wozów, a z Azji tylko 15), potem przez Sonorę (Meksyk) aż do Panamy (w następnym samolocie mieści się tylko 5 aut), na końcu zostaje Atacama.
Ten rajd w porównaniu z wyścigami w Hackney to kurewsko niebezpieczna zabawa, bo nie tylko nie masz chwili wytchnienia, ale policja siedzi ci na ogonie cały czas. Dużo zawodników ginie, bo niektórzy grają nieczysto, a ci, którzy wygrają, ale zostaną złapani gniją w pierdlu.
Mówię ci o tym, ponieważ wiem, że Zayn jest gotowy zawrzeć pakt z diabłem, żebyś była bezpieczna. On cie kocha, Nessie, dlatego musisz wybić mu to z głowy, bo nawet, jeśli uda mu się przeżyć, to jego zawodowa kariera zakończy się równie szybko, co zaczęła.   

Z przerażeniem spojrzałam na Zayna, który w skupieniu prowadził swój samochód. Był taki spokojny… W zupełności skupiał się na przepisach, aby ich nie złamać. Malik wyglądał niezwykle przystojnie, ale to nie zmieniało faktu, że chciał pójść na pewną śmierć.
-Ness, nie mogę się skupić, gdy rozbierasz mnie wzrokiem. –Rzucił, żeby rozładować atmosferę, ale na jego nieszczęście nie rozbawił mnie ten żart. –Okay, o co chodzi? –Zapytał ostrożnie, po czym złapał za moje udo.
-Czym jest Rice Of The Death?
-Co?! –Zawołał zszokowany brunet na moment tracąc panowanie nad kierownicą, jednak na całe szczęście po chwili je odzyskał i znowu jechał prosto.
-To tak chcesz załatwić sprawy z Zackiem?
-Nie wiem, o czym mówisz. –Malik wzruszył ramionami, tym samym zbywając mnie z tematu.
-O, cholernym wyścigu śmierci, który raz wygrałeś! –Podniosłam głos, ponieważ przestała mnie bawić ta szopka.
Byliśmy parą, a osoby w związku powinny sobie ufać bezgranicznie oraz mówić o wszystkim, bo relacje budowane na kłamstwie mogą od razu nas skreślić. Oczekiwałam tylko tej, cholernej prawdy, czy to dużo?
-Dwa razy, w gwoli ścisłości. –Mruknął pod nosem dwudziestodwulatek, a chwilę później zatrzymał swoje auto przed dość sporym domem. –Jesteśmy. –Poinformował moją córkę odwracając się do tyłu, po czym chciał wysiąść, ale nie dopuściłam do tego, ponieważ chwyciłam za nadgarstek mulata, który spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. –Błagam, nie drąż tego tematu…
-Przysięgnij, że w tym roku nie weźmiesz udziału.
-Przyrzekam, że tego nie zrobię. –Wyznał, kładąc dłoń na swojej lewej piersi. –Możemy już iść? –Zapytał, pochylając się nade mną i szybko cmokając w usta. –Chodź, bo Kayla już koczuje w oknie. –Mruknął zażenowany, po czym odpiął mój pas.
Z mocno bijącym sercem wyszłam z samochodu zatrzaskując drzwi, a zaraz obok mnie pojawił się Zayn z Darcey na rękach. Wystawił swoją dłoń w moim kierunku, dlatego bez zastanowienia ją chwyciłam i splotłam nasze palce.
-Wyluzuj, moja mama cie nie zje. –Zaśmiał się pod nosem, a później pociągnął mnie w stronę wejścia.
Malik przez chwilę się wahał, jakby nie wiedział czy wejść tak po prostu, czy może zapukać, aż wreszcie zdecydował się na tą drugą opcję. Nie minęła nawet minuta, a brązowy prostokąt otworzyła brunetka mojego wzrostu.
Była śliczna i miała piękne niebieskie oczy, w których zaiskrzyła nutka bezczelności. Nastolatka nonszalancko oparła się o futrynę tym samym nie pozwalając mulatowi przekroczyć progu.
-Co to za manewry? –Warknął Zayn mordując ją wzrokiem. –Wpuść mnie do domu, Kayla.
-Przez ciebie Dean ze mną zerwał. –Wycedziła przez zaciśnięte zęby. –Kochałam go i…
-Słuchaj, twoja historyjka ujęła mnie za serce, ale nie mam zamiaru stać przed drzwiami. Gdzie jest mama?
-Wyszła na spotkanie z klientem, a tata jest w szpitalu na dyżurze. –Uśmiechnęła się chytrze. –W domu jestem tylko ja, Chris, Natalie i Michael.
-Zajebiście. –Mruknął pod nosem mój chłopak. –Nie mam ochoty na te twoje gierki, dlatego się przesuń.- Ale Kayla ani drgnęła, dalej stała niczym strażnik i pilnowała drzwi. –Nie prowokuj mnie, gówniaro.
-Nie mów tak do niej. –Poprosiłam, co spotkało się tylko z wywróceniem oczami przez bruneta.
-To niech mnie… -Zaczął puszczając moją dłoń i wskazując na dziewczynę.
-Siema, Zayn. –Usłyszeliśmy za plecami, dlatego też się odwróciliśmy. Chris przywitał się ze swoim przyrodnim bratem poprzez przybicie sztamy, a Darcey zmierzwił włosy, co skutkowało tylko oburzeniu i zmarszczeniu noska. –Cześć, Ness. –Uśmiechnęłam się, kiedy postawił kilka kroków, aby mnie przytulić. –Czemu stoicie w progu?
-Bo twoja psychiczna siostra nie chce mnie wpuścić do środka. –Wycedził przez zaciśnięte zęby Malik.
-Co ci znowu odbiło, Kay…?
-Och, zamknij się Chris. –Mruknęła zmęczona.
-Kayla, czy to ta pizza?! - Z wnętrza domu wydobył się wrzask, który należał do Michaela, a później zarówno on, jak i Natalie pojawili się przy drzwiach. –Przyjechałeś z Księżniczką? –Uśmiechnął się chytrze najstarszy Malik, który również mnie przytulił.
-Nie prowokuj mnie, Mike. –Warknął mój chłopak. –Nat, przemów im do rozumu, bo zaraz trafi mnie kurwica. 
-Kayla, wpuść chociaż Ness i Darcey do środka, bo one nie mają z tym nic wspólnego. –Poprosiła dwudziestoczterolatka, która wystawiła ręce w kierunku mojej córki tym samym przejmując ją od Zayna, a potem chwyciła mój nadgarstek i wciągnęła do wnętrza domu. –Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Zayn cie tutaj przywiózł. Nasza mama naprawdę się ucieszy, a tata na sto procent cie pokocha. Powinni wrócić do godziny, tym czasem pomożesz mi zrobić kolację.
-Okay, tylko zdejmę buty. –Wskazałam na sandały, które zsunęłam ze stóp, a później postąpiłam podobnie z klapkami Darcey.
Nat szybko przeciągnęła mnie przez salon i zaprowadziła do dużej oraz nowoczesnej kuchni. Ściany były pokryte bielą, natomiast podłoga szarymi płytkami, a blaty, szafki, lodówka, piekarnik czy chociażby wyspa kuchenna były czarne. To była naprawdę niesamowita aranżacja i bardzo mi się spodobało. Też chcę mieć taką dużą kuchnię, gdzie będę mogła poczuć się jak księżniczka, bo ostatnimi czasy pokochałam gotowanie, dlatego często zapraszamy z Zaynem do nas naszych przyjaciół.
-W czym mam ci pomóc? –Zapytałam zdejmując z ramion narzutkę i odwieszając ją na oparcie jednego z czterech krzeseł barowych.
-W niczym, po prostu usiądź i opowiadaj, co u ciebie?
-U mnie? –Uniosłam brwi. –To ty za kilka miesięcy bierzesz ślub i spodziewasz się dziecka.
-Csi. –Mruknęła oburzona przykładając palec wskazujący do ust. –Nikt jeszcze o tym nie wie, mamy zamiar z Tomem ogłosić to dziś przy kolacji. –Dodała z ekscytacją w oczach, dlatego się uśmiechnęłam i przytuliłam.
Bardzo polubiłam siostrę Zayna. Natalie jest jedną z najbardziej pozytywnych osób, jakie dane mi było w życiu poznać. Cieszę się również z faktu, że razem pracujemy w firmie Phoebe. Nat to wyjątkowa osoba zapewne, dlatego Malik tak bardzo się wkurza, kiedy Tom cały czas wyjeżdża do swojej firmy w Ameryce. Zayn sądzi, że jego przyszły szwagier ma kogoś na boku, to też za pomocą tych swoich umiejętności hakerskich podłączył się do telefonu i laptopa Toma, a wszystkie maile przechodzą najpierw do mojego chłopaka, dopiero później do narzeczonego Nat. On jest strasznie przewrażliwiony na punkcie zapewnieniu wszystkim bezpieczeństwa, ale ma to zapewne odniesienie do tego, że nie uratował Mii.
-Mamusiu, mogę pójść do Zayna? –Przytaknęłam na słowa szatynki, która uważnie rozglądała się po pomieszczeniu, a później pobiegła na dwór, skąd nadal można było usłyszeć Zayna.
-A gdzie jest Tom?
-Powinien przyjechać za pół godziny, ale tylko na dwa dni. –Kiwnęłam głową na znak zrozumienia jej słów. –Po ślubie chcemy się przeprowadzić do Chicago.
-Dlaczego on nie przeniesie firmy tutaj?
-Za dużo z tym roboty, po za tym tam ma zaufanych pracowników, którzy nie mogą się przenieść ze względu na swoje rodziny.
-Och, rozumiem. –Mruknęłam, ale w głębi duszy byłam rozczarowana.
Tom powinien teraz wspierać Nat, ponieważ jest w ciąży, a tym czasem, co on robi? Poświęca się pracy zamiast pomóc jej w planowaniu wesela.  To nie jest sprawiedliwe. Okay, może ma własną firmę i zarabia grube pieniące, aby zagwarantować swojej rodzinie życie w dostatku, ale co z tego, skoro nie poświęca im czasu?
-Chcę ci pomóc. –Wypaliłam ku zdziwieniu brunetki. –Dziwnie się czuję stojąc i nic nie robiąc.
-Bo jesteś tutaj gościem.
-Nie, bo twoich rodziców tutaj nie ma, a my jesteśmy przyjaciółkami, dlatego pozwól sobie pomóc. –Uśmiechnęłam się lekko do dwudziestoczterolatki, która wywróciwszy oczami kazała mi sparzyć pomidory, obrać awokado, które miałam pokroić w kostkę, a kiedy już to zrobiłam zajęłam się wyjmowaniem pestek z papryczek chili.
Siekałam właśnie drobno cebulkę, kiedy poczułam jak silne ramiona obejmują mnie w pasie. Duża dłoń odgarnęła moje włosy na prawą stronę, a potem rozgrzane usta Malika zaczęły muskać zmysłowo moją skórę.
-Przez ciebie się przetnę. –Mruknęłam, starając się skupić na tak prostej czynności jak krojenie.
-Wtedy cie opatrzę, tak jak ty mnie, kiedy pobiłem się z Louisem. –Zarumieniłam się.
Mogliśmy rozmawiać o seksie między sobą, ale nie w towarzystwie jego siostry i innych ludzi, bo to krępujące. Nie będę rozpowiada, o takich rzeczach na prawo i lewo. Nie jestem taka jak Zayn – mnie to onieśmiela.
-Pomogę ci. –Poinformował łapiąc za moje dłonie, którymi pokazywał jak prawidłowo wykonać tą czynność, jaką jest siekanie.
Szło nam idealnie, mimo że wolno, ale było dobrze. Potem według zaleceń Natalie wymieszaliśmy wszystko w dużej misce robiąc salsę, ponieważ dziś szefowa kuchni serwowała kolację meksykańską.
-Jak to możliwe, że przy Ness stajesz się słodziutki jak cukierek? –Zapytała siostra Zayna. –A, kiedy jej nie ma wychodzi z ciebie dupek?
-Przesadzasz, Nat.
-Z czym przesadza? –Każde z nas odwróciło głowę, aby zobaczyć w progu kobietę wzrostu Natalie. Mogła mieć z czterdzieści lat, ale wyglądała na wiele młodszą. Miała długie brązowe włosy, które swobodnie opadały na jej ramiona oraz piersi, a brązowe oczy dokładnie badały każde z nas. Ubrana była w elegancką sukienkę oraz czarne buty od Prady.
-Ze stwierdzeniem, że Zayn potrafi zachować się tylko w towarzystwie Ness. –Para czekoladowych tęczówek spoczęła na mnie, dlatego onieśmielona zagryzłam dolną wargę i spuściłam głowę.
Mama Zayna wyglądała na bardzo władczą kobietę, która przypominała mi Valerie. To znaczy… Nie sądzę, że rodzicielka mojego chłopaka jest taką wariatką, jeśli chodzi o zasady jak moja mama, ale… Zresztą nie ważne.
-Pieprzenie. –Mruknął Malik obejmując mnie tak jak wcześniej, jednak tym razem zaplótł dłonie na moim pasie.
-Przedstawisz nas sobie? –Zapytała kobieta, ale nie widziałam jej wyrazu twarzy, bo nadal nie podniosłam wzroku.
-Przecież opowiadałem ci o Ness, ale skoro nalegasz… -Barki mulata uniosły się do góry by po chwili opaść. –Mamo, to moja dziewczyna Nessela, a to moja mama Annie.
-Miło panią poznać. –Stwierdziłam znajdując w sobie odwagę, żeby podać jej dłoń jak cywilizowany i dobrze wychowany człowiek.
-Och, jaka tam pani. –Zachichotała, a ja już wiedziałam, że ona ani trochę nie przypomina mojej mamy. –Mów mi Annie.
-Widzisz? –Dwudziestodwulatek szturchnął mnie w ramię, dlatego zmroziłam go spojrzeniem. –A tak się bałaś… Mówiłem, że moja mama cie nie zje, w przeciwieństwie do twojej moja nie budzi takiego respektu.
-Zayn. –Warknęła pani Annie. –Masz przeprosić.
-Ale ona sama tak mówi. –Parsknął kpiącym śmiechem.
-Powiem jej o tym, Malik. –Stwierdziłam patrząc na niewzruszonego mężczyznę, który uniósł brwi i chytrze się uśmiechnął. –Nie będziesz już jej ulubieńcem.
-Ona zawsze będzie mnie lubiła, bo inaczej nie można. Zapytaj którąkolwiek kobietę chcesz.
-Nawet twoje byłe? –Wtrącił wchodzący do kuchni Michael, dlatego Zayn chciał na niego ruszyć i jak to ma w zwyczaju rozładować swoją agresję, czyli obijając komuś twarz.
-Ja przynajmniej miałem, jakieś dziewczyny w porównaniu do ciebie. Ty… -Mruknął Zayn pocierając kciukiem i palcem wskazującym swoją brodę. –A może ty jesteś gejem, huh?
-Byłbym nim, gdybyś był prawiczkiem. –Wywrócił oczami starszy z braci. –Naprawdę nie wiem, co ty w nim widzisz, Ness.
-Zazdrościsz mi, bo mam udane życie nie tylko zawodowe, ale i seksualne. –Warknął mój Malik próbując wyrwać się z mojego uścisku, ale w sposób, żeby nie zrobić mi krzywdy.
-Och, tak, masz rację, zazdroszczę ci, że od szesnastego roku życia zachowywałeś się jak męska dziwka.
-Michael! –Zawołała oburzona Annie, karcąc swojego najstarszego syna wzrokiem.
-Ja przynajmniej nie muszę płacić, żeby pieprzyć!
-Zayn. –Warknęłam szarpiąc za ramię bruneta niczym mała dziewczynka, która chce zwrócić jego uwagę na siebie. –Nie kłóćcie się. –Czarne oczy mordowały mnie przed dłuższą chwilę, a potem znowu wrócił spojrzeniem do Mike’ a.
-Myślisz, że nie wiem, że podwalasz się do mojej dziewczyny, żeby zrobić mi na złość? –Zapytał o dziwo spokojnie młodszy Malik.
-Och, a więc znowu jesteście razem. –Westchnął pełen uznania Mikey. –A szło ci tak dobrze, Księżniczko…
-Odwal się, Mike. –Warknęłam. –Sprawia ci to radość, jak wkurzasz Zayna? Lubisz patrzeć jak się wkurza i adrenalina mu skacze, prawda?
-Kocham to.
-Przestań być dupkiem, masz dwadzieścia siedem lat, a zachowujesz się jak skończony dzieciuch. –Pokiwałam głową na boki. –Robisz to cały czas…
-Jestem jego bratem, mogę.
-Weź… -Zayn westchnął, po czym uniósł dłonie na wysokość swojej klatki piersiowej. –Skończ pierdolić, jeśli nie chcesz mieć obitego ryja. Najlepiej będzie jak w ogóle nie będziesz się do mnie odzywał do końca życia. –Po tych słowach wyrwał ramię z mojego uścisku i gdzieś poszedł.
W kuchni zapanowała cisza, której nikt nie chciał przerwać, a właściwie – przynajmniej w moim przypadku – bał się to zrobić. Gdyby nie było tutaj Annie na pewno był od razu bym najechała na Michaela, ale nie chcę wyjść na psychiczną sukę.
-Przejdzie mu. –Machnął ręką Mike i to był właśnie ten pstryczek, który pchnął mnie do działania. Teraz już się nie bałam mówić, teraz krzyczałam jak nienormalna wariatka.
-Przejdzie?! Ty jesteś zdrowo pierdolnięty, Mike! Jak możesz tak traktować Zayna?! To twój brat, a nie frajer, z którego cały czas się śmiejesz! Jak, do cholery ma ci ufać w poważnych sprawach, skoro ty cały czas z niego drwisz?! Tak bracia nie postępują!
-A skąd ty to możesz wiedzieć, Księżniczko, huh? –Zapytał nico zdenerwowany krzyżując ramiona na torsie.
-Bo mój brat nigdy tak nie robił! Zawsze mnie wspierał nawet w najdurniejszych pomysłach! Dziwisz się, że Zayn nie odbiera twoich telefonów, ale gdybyś w stosunku do mnie też się tak zachowywał… Zrobiłabym to samo!  
Ostatnim razem byłam taka wkurzona i zbulwersowana, kiedy byłam w klubie z Louisem i Zaynem, jakieś cztery lata temu. Pamiętam jak Lou podrywał jakąś tanią lalunię, dlatego podeszłam do niej i kulturalnie jej wytłumaczyłam – zamaszyście gestykulując, oczywiście – że ma się odpieprzyć od mojego faceta, ale z równowagi wyprowadziło mnie to, iż Tomlinson kazał mi spadać, bo rozmawiał ze swoją koleżanką – mhm, ja też z moimi kolegami się całowałam, cały czas! Z tamtego wieczoru pamiętam jedynie fakt, że cholernie dużo wypiłam z Malikiem, a następnego dnia obudziłam się w swoim pokoju.
-Nat, gdzie jest Zayn? –Spojrzałam na przyjaciółkę, która nadal nie potrafiła przyswoić zaistniałej przed momentem sytuacji.
-W swoim pokoju. –Mruknął zażenowany Malik wywracając oczami.
Bez słowa skierowałam się w kierunku schodów, ale zatrzymałam się na ich szczycie. Przecież, do cholery jestem tutaj pierwszy raz nie wiem, które drzwi prowadzą do sypialni mojego chłopaka.
-Zayn? –Zawołałam szeptem podchodząc do jednego z brązowych prostokątów, ale odpowiedziała mi cisza. –Malik? –Tym razem podeszłam do innego wejścia. –Z…?
-Aaałłaa! –Nagle po całym wnętrzu rozniósł się krzyk przeplatany z płaczem mojej córki, dlatego nie zważając na nic pobiegłam kierowana instynktem, tym samym docierając do ogrodu.
Darcey siedziała na zielonej trawie i trzymała za swoje kolano. Policzki czterolatki były czerwone i mokre od łez. Obok niej siedział Chris i Kayla, który próbowali ją przekonać, aby pokazała nogę, ponieważ chcieli zidentyfikować źródło tej histerii.
-Maleństwo, co jest? –Zapytałam zmartwiona siadając po prawej stronie szatynki, która niemalże od razu wdrapała się na moje kolana i wtuliła w moją pierś. –Noo, już cichutko, Myszko. Pokaż. –Błękitne oczęta pełne słonych kropelek dokładnie mnie zlustrowały, a potem …
-Co jest, Skrzacie? –Nagle ni stąd ni z owąd pojawił się mój Malik, który przysiadł obok mnie.
-Wywróciłam… Się… -Wychlipała wskazując na prawe kolano, z którego ciekła krew oraz było zielone od trawy. –I… Boli…
-Nakleić ci plaster?
-Będzie… Bolało? –Zapytała pociągając noskiem.
-Tylko trochę, ale jutro zabiorę cie na lody.
-Wolę naleśniki. –Oznajmiła z wydętą wargą. –Tak, jak co rano.
-W takim razie będą naleśniki, ale teraz chodźcie. –Poprosił pomagając mi wstać, a następnie zaprowadził do łazienki, gdzie usadził moją córeczkę na toalecie. Mężczyzna wyjął z szafki za lustrem wodę utlenioną oraz opakowanie z plastrami, po czym zajął się opatrzeniem rany.  
Całość zajęła mu może z dwie minuty, dlatego umył jeszcze szatynce buzię i oznajmił, że może wracać do zabawy.
-Nie musiałaś mnie bronić, Ness. –Stwierdził, kiedy Darcey wybiegła z powrotem bawić się z Chrisem i Kaylą w ogrodzie.
-Ty mnie bronisz, więc chciałam postąpić tak samo. –Wzruszyłam od niechcenia barkami.
-Ale ja jestem twoim facetem, to mój obowiązek.
-Nie lubię, kiedy jesteś wściekły. – Powiedziałam przeczesując włosy dłonią. –Wolę, kiedy się uśmiechasz. –Kąciki ust Zayna drgnęły, a kilka sekund później ujął moją twarz w swoje ręce i wpił się zachłannie w moje usta, ale po chwili się odsunął. Oparł swoje czoło o moje i patrzył mi prosto w oczy.
-To przez ciebie. Ty jesteś powodem moich uśmiechów. –Teraz to ja złapałam za jego kark i złączyłam nasze usta w pocałunku.
Słowa Zayna były piękne i chyba każda dziewczyna chciałaby to usłyszeć od swojego faceta. To cudowne, że daję mu radość i szczęście. Jestem w siódmym niebie wiedząc, że to działa w obydwie strony i nie tylko w moim przypadku jest tak, iż obecność Malika daje mi powody do uśmiechu.
Szybko jednak dłonie mulata z mojej twarzy przeniosły się na tyłek, za który złapały i usadowiły na szafce, strącając tym samym kilka poskładanych w kostkę ręczników oraz kwiatek. Wargi mężczyzny przeniosły się na moją szyję, na której zaczął składać krótkie, ale nadal zmysłowe pocałunki. Zimne ręce Zayna powoli podwijały moją sukienkę, aż wreszcie złapał za moje biodra i lekko zacisnął na nich swoje palce.
-Mhm, nie możemy. –Wymruczałam przymykając oczy.
-Czemu?
-Bo… -Wciągnęłam gwałtownie powietrze, kiedy zahaczył o krawędź moich majtek. –Twoja mama i rodzeństwo… Są w domu.
-A my jesteśmy w łazience. –Dodał szybko Zayn, po czym dalej prowadził tą swoją grę.
Nie potrafiłam pojąć jednego, a mianowicie tego jak to możliwe, że takie rzeczy go nie krępują. No, bo… Okay, Zayn jest facetem, ale ja uważam za żenujące, żeby kochać się w łazience, kiedy ktoś jest w domu i może usłyszeć – nie chodzi o pomieszczenie, ale nigdy nie robiłam i nie chcę tego robić przy publiczności. To zupełnie, jakbym poszła na plażę dla nudystów – nie lubię świecić golizną przed obcymi ludźmi.
-Zayn?! – Nagle rozległo się walenie do drzwi, jednak nawet to go nie zatrzymało. –Zayn!
-Odejdź, Nat. –Wymruczał nadal napastując moją szyję i jej okolice swoimi gorącymi ustami.
-Tata przyjechał.
-Przyjdę za… -Nagle wejście się otworzyło, a stanęła w nich zszokowana brunetka. Zawstydzona odepchnęłam Malika i poprawiłam sukienkę.
-Nie chciałam wam przeszkodzić… -Zaznaczyła na wstępie. –Ale siadamy już do kolacji.
-Nie tylko dzieci są lepsze od antykoncepcji, siostry też. –Mruknął pod nosem dwudziestodwulatek, a potem wyszedł z pomieszczenia zostawiając zdezorientowaną Natalie oraz mnie.
-Co mu odbiło?
-Od dwóch tygodni… No, wiesz… -Wzruszyłam barkami. –My nie…
-A, więc niedobór seksu! –Zawołała przez śmiech, a moje policzki zaszły jeszcze większym różem. –Jaja mu chyba puchną.
-Nat, proszę, przynajmniej ty go nie denerwuj.
-Nieważne, chodź. –Uśmiechnęła się dwudziestoczterolatka, po czym złapała za mój nadgarstek i zaciągnęła do jadalni.
Przy dużym stole siedzieli już wszyscy. Na środku siedział prawdopodobnie tata Zayna, który był brunetem o błękitnych oczach. Mężczyzna był ubrany w jasnoniebieską koszulę z krótkim rękawkiem oraz jeansy. Naprzeciwko niego siedziała Annie. Po obu stronach pana Malika siedzieli jego synowie, a później kolejno obok Michaela - Kayla i Tom. Miejsce obok Zayna było wolne, a potem siedziała Darcey i Chris.
-Cześć, Ness. –Tom jak zwykle wstał i przywitał mnie poprzez krótki uścisk i szybki pocałunek w policzek.
-Heej. –Uśmiechnęłam się lekko.
-Tato, to moja dziewczyna Ness, a to Darcey. –Powiedział patrząc na swojego rodzica. –A to mój tata Peter. –Zwrócił się do mnie.
-Miło pana poznać. –Wymieniliśmy uścisk dłoni, a on ucałował wierz mojej ręki mówiąc, że cała przyjemność po jego stronie.
-Siadaj.
-Pomogę, Nat. –Oznajmiłam, szybko całując policzek mojego faceta, a potem idąc razem z jego siostrą do kuchni. Według zaleceń zabrałam przygotowaną salsę, a Nat resztę i wróciłyśmy, ustawiwszy wszystko na blacie.
Usiadłam pomiędzy moją córką, a Zaynem, który mordował spojrzeniem swojego brata, który opowiadał o nowym zleceniu, jakiego podjęła się jego firma. Powoli jedliśmy, a dwudziestodwulatek zaciskał pod stołem dłoń w pięści, dlatego nie zważając na nic złapałam za jego rękę i splotłam nasze palce razem. Usta mojego chłopak opuściło głośne westchnięcie, a potem lekko się do mnie uśmiechnął i szybko ucałował w policzek.
-Natalie, jak tam przygotowania do ślubu? –Narzuciła nowy temat mama Zayna. Ona prawdopodobnie też miała już dość tych ciągłych biznesowych pogadanek Mike’ a.
-Och, bo właśnie zaszło parę zmian. –Uśmiechnęła się podekscytowana brunetka, a potem złapała za dłoń swojego narzeczonego. –Przełożyliśmy wszystko na wrzesień, ponieważ jestem w ciąży.
-Co? –Wypalił pełen zdziwienia Zayn.
-Będziesz wujkiem. –Wyjaśnił Tom.
-Znowu?
-Jak to znowu? –Dociekał Peter.
-Danielle ma syna. Nie rozmawiałeś z ciocią? –Zapytał zdziwiony mulat. –Myślałem, że pochwaliła się wnukiem… Nieważne, zresztą. –Machnął ręką. –Który tydzień?
-Trzeci, kiedy ja zostanę ciocią, huh? –Natalie wskazała na swojego młodszego brata brodą, dlatego zmarszczyłam brwi, tak jak Michael. –Ty masz przynajmniej z kim robić dzieci w przeciwności do Mike’ a. –Zagryzłam wargę, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem, co zrobił Chris i Kayla. –Więc?
-Pracuję nad tym, ale jak już mówiłem ci wcześniej…
-Niedobór seksu spowodowany…
-Nat. –Upomniała ją pani Annie, karcąc przy okazji spojrzeniem. –Nie przy jedzeniu.
-Ale taka jest prawda! –Zawołała lekko oburzona Natalie. –Zayn przynajmniej ma dziewczynę, a Mike’ a widziałaś kiedyś z kimś płci żeńskiej?
-Nie jestem gejem, Nat. –Mruknął zażenowany brunet. –Mam dużo pracy i nie mam czasu na zabawy w związki.
-Wiesz, czytałam, że z wiekiem plemniki nie są już takie dobre i mogą być problemy…
-Kayla!
-Ale taka jest prawda, mamo. –Poparł Chris. –Nawet na biologii nam to mówili.
-Na litość boską, jesteście w towarzystwie małego dziecka, a rozmawiacie o seksie i plemnikach! –Zawołała mama całej piątki wskazując na Darcey. –Jesteście dorosłymi ludźmi, a nie potraficie nad sobą zapanować! Nie słuchaj ich, Kochanie… -Zwróciła się do niczego nieświadomej czterolatki.
-Zayn kazał zapytać, co to jest anty… -Zaczęła dziewczynka, a ja wyszczerzyłam oczy. O nie.
-Anty, co? –Dopytywał najstarszy z rodzeństwa.
-Powiedział, że ty mi wytłumaczyć. Jak to było? –Dopytywała spoglądając na Aladyna.
-Antykoncepcja.
-Och… -Uśmiechnął się triumfalnie Michael. –To coś, czego rodzice nie zastosowali i tak począł się Zayn.
-Michael. –Warknął tym razem Peter.
-Być może, ale ja na twoim miejscu cieszyłbym się, że mama zapomniała wziąć Escapelle.
-Co? –Zapytała Annie. –Czasami nie rozumiem tych twoich mądrych słów, a jestem prawniczką.
-Tabletki dzień po. –Wyjaśnił. –Wiesz… Pozbycie się życiowych błędów, mamo. –Wzruszył ramionami zadowolony z siebie. –Plan Be. Pozbycie się niechcianej ciąży…
-Stul pysk, gówniarzu. – Warknął Mikey.
-Czy wy możecie skończyć ten cyrk? –Wtrącił wreszcie zmęczony tą wymianą zdań Peter. –Jesteście, do cholery braćmi i powinniście się szanować, a nie wzajemnie obrażać. Ty… -Wskazał na najstarszego. –Powinieneś go wspierać i pomagać, a ty… -Tym razem zwrócił się do Zayna, który nadal śmiejąc się pod nosem bawił się moimi palcami. –Przestań się wreszcie zachowywać jakbyś był za wszystkich odpowiedzialny. To ja jestem ojcem i powinienem się wami opiekować, a nie na odwrót.
-Powiedziałaś mu? –Zwrócił się młodszy Malik do swojej siostry.
-A, co miałam zrobić? Słuchać, jak Mike cały czas mówi, jak z ciebie nieudacznik? Ja też mam już powoli tego dość, Michael. –Westchnęła rozjuszona w stronę dwudziestosiedmiolatka. –Przestań wreszcie dowartościowywać się drwiąc z Zayna, bo gdyby nie on nigdy nie zdałbyś sztuki.
-Stare dzieje.
-O, czym wy, do cholery jasnej mówicie? –Wtrąciła Annie.
-O tym, że gdyby nie Zayn nie mielibyśmy tego, co mamy teraz. –Wyjaśniła Natalie.
-Zamknij się, Nat. –Wycedził przez zaciśnięte zęby mój chłopak.
-To nie jest powód do wstydu, że masz dobre serce, braciszku. –Wyjaśniła ze skruchą brunetka. –Wiesz skąd miałam pieniądze na wymianę do Paryża, tato? –Kiedy mężczyzna pokiwał przecząco głową, kontynuowała dalej. –Od Zayna, dał mi je w dzień śmierci Mii. Cały czas mi pomagał finansowo, kiedy byłam na studiach w Manchesterze, na które nie chcieliście się zgodzić. Było mi wstyd prosić o kasę, a Zayn mnie wspierał w przeciwieństwie do niektórych. –Spojrzała z uniesionymi brwiami na Mike’ a. –Ten gówniarz, który cały czas pakuje się w kłopoty zrobił więcej niż ty. Zawsze robi wszystko, żeby jego bliscy byli bezpieczni i szczęśliwi, a ty tylko potrafisz się chełpić swoją fortuną. Myślę, że zazdrościsz Zaynowi. –Powiedziała w ostateczności.
-Tsa, pewnie. –Parsknął kpiącym śmiechem Michael. –Powiedz mi, czego?
-Szczęścia, ponieważ znalazł kogoś takiego jak Ness; bo spełniło się jego marzenie i teraz jest zawodowym kierowcą; bo mimo całej tej otoczki dupka, jest wartościowym facetem.
-Nat, przestań. –Mruknął zażenowany Zayn.
-Wbij sobie do tego pustego łba, że śmierć Mii to nie jest twoja wina, Zayn. –Warknęła. –Rozumiem, że się pokłóciliście, a ona wyszła, żeby zrobić ci na złość, ale próbowałeś ją uratować. To nie jest twoja wina, że skończyło się paliwo w tym cholernym motorze.
-Pieprzenie, idę zapalić. –Poinformował, po czym wstał i ucałowawszy czubek mojej głowy wyszedł na taras. 
_____________________________________
Jejciu mam fazę na tą piosenkę - normalnie ją kocham ♥ 
Cóż mogę powiedzieć w temacie tego rozdziału - no lubię go bardzo, ale to żadna nowość. Jeszcze nigdy nie byłam z niczego tak dumna jak z tego opowiadania... 
Dziękuję wam, że wgl to czytacie i komentujecie to dla mnie cholernie dużo znaczy. Dziękuję za komentarze... 
A tak na marginesie to uwielbiam tutaj Zayna ;) 
Miłej niedzieli ;**