niedziela, 26 kwietnia 2015

31. Take Care



Rozdział z dedykacją dla wszystkich, którzy skomentowali trzydziestkę - to dla mnie naprawdę wiele znaczy, że te wypociny wam się podobają... 


„Mam ochotę pierdolnąć wszystkim i przytulić się do Ciebie.”


Ness

Zmęczona wróciłam do domu po treningu. Mój salon od trzech dni przypominał biuro śledcze i wszędzie walały się jakieś papiery, które miały istotny udział w sprawie Zayna, Louisa i Matta, która miała odbyć się już jutro w południe. Michael cały czas stukał w swój komputer w czym pomagała mu Danielle, podczas gdy Liam zbierał dowody w terenie.
-Ness?!
-Tak?! – Odkrzyknęłam, zdejmując płaszcz i odwieszając go na wieszak.
-Chodź, musisz mi pomóc.
-Już idę. – Mruknęłam na słowa Malika.
Spędziłam z nim zaledwie dwa dni, a już mam powyżej dziurek w nosie. To taki cholerny arogant! Nim jednak weszłam do pokoju dziennego, wykręciłam numer do Adama.
-Halo? – Po drugiej stronie usłyszałam głos mojej córki, która nocowała dziś u rodziców zupełnie jak wczoraj. W sumie spędziła tam cały dzień dzisiejszy i wczorajszy.
Mama twierdzi, że muszę się odprężyć przed jutrzejszymi zawodami, gdyby tylko wiedziała…
-Darcey, daj mi Adasia.
-Adasia nie ma, ale jest dziadziuś.- Cholera. Czemu nigdy go nie ma, kiedy ja potrzebuję brata najbardziej?! On musi mi doradzić!
-Jakbyś mogła go poprosić...
-Dziadku! Mamusia dzwoni!
-Tak, Nessiu? – Zapytał grubym głosem George.
-Tatuś, zajął byś się jutro Darcey po zawodach?
-Tak, skarbie. Coś się stało? Brzmisz niepokojąco. – Ten idiotyczny instynkt rodzica! Jest niczym detektor śledczy.
-To stres, dziękuję. Kocham cie, tatuś. – Nie czekając na odpowiedź szybko się rozłączyłam i poszłam do salonu. Usiadłam w fotelu głośno wzdychając.
-Wszystko gra? –Michael podniósł na mnie swoje zaciekawione spojrzenie, a ja kolejny raz wypuściłam ze świstem powietrze ustami oraz pokręciłam przecząco głową. –Coś się stało? – Spuściłam głowę, za którą złapałam się rękoma. –Słuchaj, jeśli to ważne to mów. – Oznajmił śmiertelnie poważnie zamykając komputer. Przeczesałam swoje włosy, po czym zagryzłam wargi i niepewnie na niego spojrzałam. –Zacznij gadać, Księżniczko. – wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Gdzie Danielle?
-W kiblu. – Wzruszył ramionami. –Nie zmieniaj tematu. – Dodał wrednym tonem. –O co chodzi?
-Mam jutro zawody.
-Co w związku z tym? – Uniósł brwi.
-Mój przejazd jest przewidywany na południe. – Odwróciłam wzrok.
-Że co, kurwa?! Masz być pierdolonym adwokatem, nie możesz iść na te zawody! – Wrzeszczał, a w jego oczach była furia. –Pojedziesz do sądu, nawet jeśli miałbym cie tam zatargać siłą, jarzysz?!
-Czemu się drzesz, Mike? – Zapytała Olson, wchodząc do salonu i siadając obok swojego kuzyna. –Coś się stało? – Przyjrzała mi się niepewnie, a później zlustrowała dwudziestosiedmiolatka.
-Ona ma jutro jakieś jebane zawody, to się stało! Kiedy zamierzałaś nam to powiedzieć, minutę przed rozprawą, że nie przyjdziesz?! – Przerażona przełknęłam głośno ślinę.
Przecież nie chciałam źle! Jestem gotowa wstawić się za Zaynem zawsze, ale nie mogę zawieść Valerie, która na mnie liczy. Kocham mojego Malika i zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby wyciągnąć go z więzienia. Zrezygnuję nawet… Z szansy na mistrzostwo, do którego przygotowywałam się już nawet we Włoszech.
-Masz tam być! – Warknął.
-Nie krzycz po niej. – Trzepnęła go w tył głowy dwudziestodwulatka. –To ważne zawody? –Niepewnie pokiwałam pionowo głową, przygryzając ze zdenerwowania dolną wargę. –Ile trwa przejazd?
-Z trzy minuty. – Wzruszyłam ramionami. – Na dojazd zeszło by jakieś dziesięć minut. To się nie uda, zadzwonię do mamy i powiem, że nie mogę przyjść. – Powiedziałam zrezygnowana.
-Nie możesz rezygnować z marzeń, Ness. – Brunetka złapała mnie za ramiona i spojrzała prosto w oczy. –Zatrzymamy sędziego, coś wymyślimy.
-Zwariowałaś, Danielle? –Uniosłam brwi. Czy ona jest normalna?! Chce zadzierać z tak dużą władzą?! Oszalała do reszty! –Muszę pomóc Zaynowi, Louisowi i Mattowi.
-Ale Zayn chce twojego szczęścia, też kazałby ci iść na te zawody! – Przyłożyła drobną dłonią blat stołu. -Zaufaj mi, opóźnimy rozprawę. Masz tylko piętnaście minut.
-To się nie uda, Dani. – Wtrącił Michael, a ja go poparłam. –A ty, Księżniczko, skoro tak bardzo kochasz mojego brata to wybierzesz właściwie. – Posłał mi chytry uśmieszek, a ja miałam nieodpartą ochotę podrapać mu paznokciami całą tą ładną buźkę. Cholerny manipulant! –Jeszcze jakieś nowości? –Dodał z tą swoją bezczelnością zarówno w głosie jak i na twarzy.
-Kim jest Mia? – Jego spojrzenie mordowało mnie, a w oczach szalała dzika furia.
-To nasza siostra. – Wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Dlaczego się wściekłeś, gdy o niej wspomniałam? – Kolejne pytanie wypłynęło z moich ust bez pozwolenia.
-Nie żyje. – Otworzyłam usta z tego szoku. –Skończyłaś mnie przesłuchiwać? – Warknął, a jedyną czynnością jaką mogłam teraz wykonać było zaprzeczenie kiwiąc głową na boki. –W takim razie oszczędzaj te dociekliwości na jutrzejsze popołudnie. – Pokiwałam pionowo głową i więcej się do niego nie odzywałam. Całą swoją uwagę poświęciłam mowie, jaką wygłoszę w sądzie oraz pytaniom, które zadam.
Gdyby ktoś zaledwie miesiąc po moim pójściu na studia powiedział mi, że już w styczniu będę broniła czterech gości, którzy nie tylko wpakowali się w niezłe gówno, ale są również bliscy mojemu sercu prawdopodobnie buchnęłabym mu śmiechem w twarz. Teraz jestem przerażona, ponieważ jeśli zrobię coś źle oni mogą ponieść cholernie ciężkie konsekwencje. Po za tym to nie jest zwykłe wykroczenie, dotyczy skoku na konwój wojskowy, w dodatku w Rosji! Boję się.
Wybiła północ. Obie z Danielle nadal szukałyśmy dowodów obciążających Jasona w komputerze Malika. Michael już od dobrej godziny spał jak zabity w plikach papierów i pochrapywał pod nosem.
-Ness? – Podniosłam wzrok na mulatkę, która zbierała rozrzucone kartki od razu je porządkując. –Idź na zawody.
-Nie mogę, muszę…
-Musisz wygrać. Nie przejmuj się Mike’ m, on zawsze był nadopiekuńczy w stosunku do Zayna, od czasu śmierci Mii.
-Dlaczego umarła? –Dwudziestodwulatka przygryzła dolą wargę i pokiwała przecząco głową.
-To Zayn powinien ci wszystko wyjaśnić, nie ja. Mogę ci jedynie obiecać, że odwlekę proces na góra piętnaście minut, dlatego musisz się sprężać, rozumiesz? – Nic nie odpowiedziałam.
Jak, do cholery mam się sprężać, kiedy wiem, że mój facet i jego przyjaciele siedzą w mamrze, a ja jako jedyna mogę ich stamtąd wyciągnąć?! Już teraz chodzę zdruzgotana, mimo iż to dopiero jutro jest ten dzień. Wątpię, żebym w ogóle potrafiła utrzymać się na łyżwach!
-Ness, masz to wygrać, bo inaczej zapewniam cie, że Malik się o tym dowie, a znasz go doskonale, żeby wiedzieć co będzie później. –Będzie się obwiniał. By to szlag! I tak źle i tak niedobrze, a co bym nie zrobiła jest cholerne ryzyko.
~***~
-Ness. – Usłyszałam nad uchem, jednak zignorowałam to i przewróciłam się na drugi bok. –Ness, wstawaj, do cholery. – Osoba, która za wszelką cenę próbowała mnie obudził warknęła i mocno mną potrząsnęła, zmuszając abym natychmiast otworzyła oczy. Z wielką niechęcią uniosłam powieki i dostrzegłam lekko zdenerwowaną twarz mulatki, która podpierała się o biodra. –Masz cholerne zawody, dlatego się zbieraj.
-Nie idę, musimy być w sądzie. – Natychmiast złapałam za komórkę, która wskazywała godzinę dziesiątą.
-Możesz być pewna, że Zayn się dowie.
-Czy ty mnie szantażujesz? – Uniosłam na nią zdziwiona brwi. Bawi się ze mną w jakieś podchody z dobrym i złym gliną?! To jest po prostu śmieszne!
-Tak, Ness, to jest szantaż. – Powiedziała pewnie. Mój wzrok automatycznie powędrował na śpiącego Malika. –Idź się przygotuj. Zabierz też rzeczy na zmianę. – Pokręciłam głową na boki. To jest naprawdę idiotyczne. Jak mam niby pójść na głupie mistrzostwo kraju w łyżwiarstwie figurowym, kiedy wiem, że mój chłopak i przyjaciele w tym samym czasie staną przed sądem bez adwokata?! –Ufasz mi?
-Przecież wiesz, że tak. – Czy ona w to wątpiła?! Byłyśmy znajomymi jeszcze zanim poznałam Louisa, a ona mi teraz wyjeżdża z brakiem zaufania! To zabolało.
-W takim razie leć, masz piętnaście minut. No już! – Zawołała, wskazując na drzwi mojej sypialni. Głośno wzdychając, podniosłam się ociężale z sofy i podreptałam do pokoju.
Z szafy wyjęłam jakieś ciuchy oraz czarną sukienkę, szafirową marynarkę oraz obcasy, które spakowałam do torby wcześniej oczywiście składając w schludną kosteczkę. Weszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Następnie rozczesałam włosy i zrobiłam sobie makijaż, który i tak zostanie mi poprawiony przed występem. Do podręcznej torebki wrzuciłam tusz, lusterko, błyszczyk oraz puder, a później wyszłam do Danielle oraz nadal śpiącego Michaela.
-Liam czeka przed blokiem. – Poinformowała mnie Olson, na co wywróciłam oczami. Szybko cmoknęłam ją w policzek i wybiegłam z mieszkania. Po drodze sprawnie wyminęłam panią Charlotte, po czym wybiegłam z klatki schodowej i wskoczyłam na przednie siedzenie Nissana Payne’ a.
-Cześć, młoda. – Zgromiłam go spojrzeniem, a on już nic nie mówiąc ruszył.
Jechał szybko, ale to i tak w porównaniu z Malikiem było wolno. W tle grała powolna piosenka, której tytułu ani wykonawcy nie znałam, jednakże było to przeciwieństwem stylu prowadzenia ciemnego blondyna.
Po zalewie dziesięciu minutach samochód zatrzymał się pod halą, w której odbywają się różnego typu imprezy sportowe.
-Nie wysiadasz? – Spojrzał na mnie spod zmarszczonych brwi, a ja jedynie pokiwałam przecząco głową. –Co jest? – Odwrócił się do mnie przodem i trącił delikatnie w ramię.
-Cholernie się boję. – Mruknęłam, zagryzając dolną wargę tak mocno, że poczułam metaliczny smak krwi w ustach. Ohyda.
-Dasz radę, wiele razy jeździłaś i z tego co mówił mi Louis, jesteś w tym świetna.
-Nie chodzi o zawody, tylko o ten pieprzony sąd. Ja nie dam rady, Liam. – Powiedziałam przerażona przez nerwowy śmiech. –Oni będą gnić w więzieniu dobre dziesięć lat, najmniej.
-Będziemy obok. – Powiedział pewnie. –Będziemy cie wspierać całym sercem. – Odważyłam się na niego spojrzeć. Był taki przekonany do swojej racji. –Idź, a jeśli będziesz miała jakiekolwiek problemy z dojazdem… Po prostu zadzwoń, okay? – Przytaknęłam i wybiegłam z auta, kierując się do pokaźnego budynku. W wejściu przepychając się przez tłumy, wreszcie dotarłam do środka i od razu wpadłam w ramiona taty, Adama i Darcey.
-Mamusia! – Przytuliła się do moich nóg. –Gdzie Aladyn? Adaś mówił, że przyjdzie. – Zazgrzytałam zębami, a mój głupi brat odpowiedział mi jedynie triumfalnym uśmieszkiem.
-Myszko, Zayn musiał coś załatwić i…
-Nessela! Idź się przygotować! – Wrzasnęła mama z drugiego końca pomieszczenia, dlatego cały gwar ucichł i spojrzał na mnie.
Boże, ta kobieta ma potężny głos! Pewnym siebie krokiem ruszyłam w stronę Valerie, która akurat rozmawiała z organizatorem.
-Cześć, mamo. – Szybko cmoknęłam kobietę w policzek. –Dzień dobry, panie… Rowan. – Uśmiechnęłam się, gdy w końcu przeczytałam jego nazwisko z plakietki.
-Witam.– Podał mi dłoń, którą ochoczo uścisnęłam. –Ty musisz być Nessela Donawan, wiele o tobie słyszałem. – Pewnie same złe rzeczy…
-Po prostu Ness. – Mruknęłam. –Przepraszam, że o to pytam, ale byłaby możliwość aby mój występ przesunąć na wcześniejszą godzinę? Mam nieco ważniejsze sprawy na głowie, dlatego zależy mi na czasie. – Wypaliłam niczym formułkę, bacznie go obserwując.
-Nessela Donavan. – Syknęła matka, karcąc mnie spojrzeniem. –Nie bądź bezczelna. – Wycedziła przez zaciśnięte zęby. –Przepraszam za nią, nie miała tego na myśli. Moja córka po prostu…
-Nie. – Zatrzymał ją gestem dłoni. –Proszę nie przepraszać. – Dodał z rozbawieniem. –A ty młoda damo…- Westchnął i spuścił głowę. –Mogę przesunąć twój przejazd, skoro tak się śpieszysz, na godzinę jedenastą czterdzieści.
-Naprawdę?! –Pisnęłam uradowana. –Dziękuję! – Pod wpływem emocji rzuciłam mu się na szyję, jednak równie szybko się odsunęłam, błąkając pełne wstydu przepraszam o czym świadczyły purpurowe rumieńce na policzkach. Jezu, co za obciach – przytulam jakiegoś czterdziestoletniego faceta, którego nawet nie znam. –Pójdę się przygotować. – Wskazałam na drzwi szatni, na co moja wściekła mama pokiwała pionowo głową.  
W pokoju było już sporo zawodniczek spoza Londynu jak i również ze stolicy łącznie z moimi koleżankami, z którymi widziałam się tylko przelotnie podczas treningów- Zoey i Ronie. Przywitałam się ze znajomymi przytulasem oraz całusem w policzek, a później zaczęłam się przebierać w cieliste rajstopy oraz białą sukienkę, którą zamówiła dla mnie Valerie. Palmer zrobiła mi delikatny makijaż, którego częścią kulminacyjną były powieki, na które nałożyła odrobinę brokatu. Moja cera wyglądała na jeszcze bledszą i doskonale pasowała do stroju. Zabrałam się za sznurowanie łyżew, kiedy do szatni weszła ta wywłoka.
-Nessela Donavan... – Zaczęła wrednie, dlatego zagryzłam wargę, żeby nie wdawać się z nią w dyskusję.
Prawdą był fakt, że Marie Torres stosowała gierki psychologiczne na swoich rywalkach, ale ja znałam ją bardzo dobrze, ponieważ… Kiedyś się przyjaźniłyśmy.
-Dawno się nie widziałyśmy, prawda? – Stanęła nade mną niczym matka nad dzieckiem, które naprawdę mocno coś przeskrobało i podparła się o swoje biodra.
-Tak, masz rację. – Nawet na nią nie spojrzałam tylko zajęłam się rozgrzewką.
-Nie sądziłam, że tak szybko wrócisz do formy, bo urodzeniu dziecka. – Dodała kąśliwie.
-Nie sądziłam, że nadal jesteś głupią idiotką, która obciągnie każdemu. – Inne uczestniczki zaczęły chichotać.
-Błyskotliwa jak zawsze. – Uśmiechnęła się wrednie, na co wywróciłam oczami.
Jeśli się ode mnie nie odczepi, przestanę być taka miła i moja pięść wyląduje na jej pokrytej tynkiem gębie!
-Pochwal się jeszcze, co u twojego Lou… Och, wybacz zapomniałam, że cie zostawił. – Przytaknęłam, marszcząc nos. –Wiesz na twoim miejscu bym się załamała. Sama z bękartem, to przykre.
-Na całe szczęście nie jesteś mną. – Uśmiechnęłam się lekko. –Po za tym lepiej, żeby dziecko nie miało ojca, niż było zawodową obciągarą znaną w calusieńkiej Anglii, ty coś o tym wiesz, prawda?! – Niebieskowłosa wściekła ruszyła w moim kierunku, ale powstrzymała ją reszta dziewczyn, za co byłam im niezmiernie wdzięczna.
Gardzę tą szmatą. Może mnie obrzucać błotem, ale od mojej Darcey niech się trzyma z daleka, bo wydrapię jej oczy! Gdyby Tomlinson był normalny wiedziałby o tym, że ma córkę… I to w dodatku taką niezwykłą.
Wyjęłam z torebki paczkę papierosów, po czym wyszłam na zewnątrz, aby nieco się uspokoić. Jednak nie było mi to pisane, bo zalewie minutę po tym jak włożyłam fajkę do ust i zaciągnęłam się, opierając plecami o mur, przypałętał się ten… Kryminalista!
-Myślałem, że będziesz wspierać swoich chłoptasiów. –Oznajmił podchodząc zbyt blisko mnie. Czułam na szyi jego śmierdzący oddech.
-Czego chcesz, Weston? – Warknęłam, próbując nie okazywać strachu.
Cóż… Muszę przyznać, że spędzanie czasu z Zaynem udziela mi się i jestem coraz lepsza w udawaniu, iż nic mnie nie boli oraz zatajaniu strachu.
-Nie mieszaj się do tej sprawy, bo to się skończy źle, Maluszku. – Wycedził przez zaciśnięte zęby, a później wyjął mojego szluga i zgniótł butem zaraz po tym jak zrzucił na ziemię. –Rozumiemy się? – Zapytał chwytając moje nadgarstki, które przygwoździł stanowczo zbyt mocno do ściany. Moje usta opuściło głośne syknięcie, co poskutkowało jedynie chytrym uśmieszkiem na jego odrażającej twarzy.
-Mam ci pozwolić, żeby niewinni ludzie trafili do więzienia za ciebie?! – Oburzyłam się, co przypłaciłam jedynie mocniejszym cierpieniem.
-Jacy oni tam znowu niewinni?! – Parsknął kpiącym śmiechem. –Wiele tracisz zadając się z tymi gówniarzami. Przydałby ci się prawdziwy facet, jak ja. – Wymruczał do mojego ucha, przygryzając jego płatek. Po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz, a wczorajsza pizza podeszła mi do gardła. Chryste, zaraz na niego zwymiotuję! –Po rozprawie zabawię się z tobą. – Naparł swoimi biodrami na mnie, a jego obleśnie usta musnęły moją szyję. –Ten smarkacz, nie wie jaki skarb stracił.
-Odwal się, zboczeńcu! – Zaczęłam się szarpać, jednak w porównaniu z nim byłam bezsilna. Z czego ten kretyn jest zrobiony, z pieprzonej stali?! –Dlaczego to robisz?! Czemu, do cholery wrabiasz ich w ten napad?!
-Skarbie... – Odgarnął pasmo moich włosów z policzka, dlatego szybko odwróciłam głowę. Niech mnie nie dotyka! –Ktoś musi być kozłem ofiarnym…
-Groziłeś, że mnie zabijesz, jeśli ci nie pomogą. Przyznaj się, że stoisz za wszystkim! – Wrzasnęłam bliska płaczu, ale on tylko się zaśmiał. –Zacznij mówić, bydlaku! – Uwolniłam jedną dłoń, którą zwinęłam w pięść i przygrzmociłam w jego klatkę piersiową.
-W sumie i tak nikt ci nie uwierzy, więc co mi szkodzi? – Zaśmiał się niczym rasowy zbir z filmów fantastycznych. –Robię przekręty międzynarodowe, zabijam ludzi i zawsze uchodzę ze wszystkiego cało, a wiesze dlaczego? –Potrząsnęłam przecząco głową. –Bo system karny jest chujowy! Zawsze uwierzą mi, bo jestem byłym gliniarzem, którego jedynym wykroczeniem jest zabicie jakiegoś dzieciaka, ale oni o tym też nie wiedzą. – Buchnął kpiącym śmiechem prosto w moją twarz. –Mógłbym cie tu teraz zerżnąć, Blondyneczko. – O ble! Szybko uniosłam kolano, którym z całej siły trafiłam go pomiędzy nogami. –Ty mała suko, kopnęłaś mnie w kutasa. – Jęknął z bólu, zwijając się po podłodze. Już miałam stamtąd uciec, ale nie mogłam, ponieważ moją uwagę przykuło małe pudełeczko, które było skierowane dokładnie na mnie. A niech mnie, mam Westona w garści!
-Heej, wszystko w porządku? – Zaraz obok mnie pojawił się jakiś kujon. –Nic ci nie zrobił? – Zapytał, próbują uregulować oddech.
-Tak, jest dobrze.
-Wybacz, biegłem ile miałem sił, ale nie mam zbyt dobrej kondycji. – Posłał mi krzywy uśmiech. Och, mój ty bohaterze! Co to jest jakaś ukryta kamera?!
-To nieistotne. – Machnęłam ręką. –Chodź. – Pociągnęłam go do środka budynku, z dala od tego niewyżytego seksualnie zboczeńca, który nadal zbierał swoją godność z parkingu. Osobiście uważam, że przesadza, przecież nic tam nie miał.
-Na pewno dobrze się czujesz? – Dotknął mojego ramienia, a mój wzrok automatycznie przeniósł się za jego ręką.
-Potrzebne mi te nagranie.- Wypaliłam nagle. –To sprawa życia i śmierci.
-Zobaczę, co da się zrobić. – Mruknął bez przekonania.
No dobra, spróbujmy inaczej.
Zagryzłam seksownie wargę, lekko się uśmiechając, po czym pchnęłam go brutalnie na ścianę. Rudzielec zaczerpnął gwałtownie powietrza, a jego puls znów przyśpieszył. Zmniejszyłam odległość między nami do minimum i poczułam… Och, on jest obsceniczny! Jak, do diabła na taki gest może mu od razu stanąć?! Matko, Zayn będzie mi to musiał solidnie wynagrodzić. O zgrozo! Przejechałam palcem wskazującym po jego klatce piersiowej, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego.
-Naprawdę potrzebuję, tej taśmy. – Wymruczałam mu do ucha.
-D-do-dobrze. – Wyjąkał, wywołując tym samym wielki uśmiech na moich ustach. –C-chciał–chciałabyś… No wiesz… Może… Może moglibyśmy… Gdzieś… Razem pójść… - Zdjął swoje kujońskie okulary ala Harry Potter i obtarł wierzchem dłoni spocone czoło. Chryste, człowieku jesteś z damą, a zachowujesz się jak pacan pozbawiony kultury! –Na randkę.
-Przemyślę to, ale najpierw kaseta.
-Oczywiście, zaraz ją przy…
-Następny przejazd Nessela Donavan! – Oznajmił gruby głos wydobywający się z głośników.
-Cholera. – Zabluźniłam pod nosem. –Muszę lecieć. Przynieś tą kasetę do szatni numer dwa. Tylko się pośpiesz, bo inaczej nici z naszego spotkania. – Warknęłam i biegiem ruszyłam w kierunku tafli. Po drodze mijałam schodzące łyżwiarki, które miały już swój pokaz za sobą.
-Nessela Donavan, to twoja ostania szansa na zgłoszenie się!
-No przecież wiem, ty prymitywie. – Warknęłam pod nosem.
Naprawdę trudno biega się w łyżwach oraz myślą, że samym wyglądem doprowadziłam jakiegoś frajera do wzwodu.
W ostatniej chwili wkroczyłam do sali, a spojrzenie wszystkich przeniosło się na mnie.
-Przepraszam za spóźnienie, już zaczynam. – Wysapałam, zdejmując plastikowe paski z płóz i wchodząc na śliską nawierzchnię. Pomieszczenie wypełniły dźwięki piosenki Chrisa Browna Don’t Judge Me, którą pierwszy raz usłyszałam w samochodzie mojego Malika, a ja zaczęłam swój występ…
__________________________________
Okay, więc mamy Westona... Ale czy ten kujon, aby na pewno odda Ness taśmę?? 
Michael jest nieco nerwowy, jeśli sprawa dotyczy Zayna. Chciałam w ten sposób pokazać ich relację po tym jak ich siostra umarła. Właśnie!! Wiecie już kim była tajemnicza Mia, ale o niej będzie trochę więcej nieco później - tym czasem wstawiam jej postać w bohaterach, abyście mogli sobie ją lepiej wyobrazić ;) 
Dziękuję wam za komentarze, jesteście naprawdę kochani ♥ 
Miłej niedzieli, miśki ;**
  

niedziela, 19 kwietnia 2015

30. Never Close Our Eyes



WAŻNA INFORMACJA POD SPODEM - PRZECZYTAJ KONIECZNIE!!

 

„Sześć miliardów ludzi na świecie. Sześć miliardów dusz, a czasami wszystko, czego pragniesz… To jedna.”

Zayn


Leżałem na tej cholernie niewygodnej pryczy, czytając książkę przyniesioną przez Danielle oraz wysłuchiwałem irytujących pytań Tomlinsona jak i również kłótni Stana z Mattem. Musiałem stąd wyjść jak najszybciej, a jeśli to było nie możliwe wręcz błagałem strażnika więziennego, żeby przydzielił mi inną celę. Wolną od wkurwionych byłych chłopaków, rozhisteryzowanych idiotów kłócących się o głupie łóżko i Andersona, który rzucał we mnie kuleczkami zgniecionej gazety.
-Dobrze ci się pieprzyło, Malik? – Wywróciłem oczami, ile razy mam mu jeszcze powtarzać, że mnie wtedy cholernie wkurwił?! Dlatego poszedłem do Donavan i wyszło jak wyszło. Chociaż później… Ona jest całkiem niezła w te klocki. –Odpowiadaj jak kurwa grzecznie pytam, złamasie! – Kopnął w mój materac, tym samym lekko go unosząc, ponieważ leżał pode mną.
Kolejne wersy tej zjebanej lektury o erotycznych igraszkach niejakiego Christiana i Anastasi były wprost katorgą. Jak chcę pieprzyć to pieprzę, a jeśli nie mogę oglądam kanały po północy, wielkie halo! Nie lubię czytaj takich powieści, to niesmaczne. Chociaż w sumie niektórych scenek na pewno spróbuję z Ness.
-A może już wcześniej ją posuwałeś, huh?! – Zaraz mu przypierdolę jak się nie zamknie, słowo daję! Chryste, to istna męczarnia.
-Anderson zamień się. – Jojczył Jeremy.
-Spierdalaj, Padalcu. – Zaśmiał się radośnie, kolejny raz rzucając we mnie świstkiem, który trafił w moje czoło. –Co mówił Michael?
-Że zrobi co w jego mocy. – Mruknąłem na odczepne.
-Najpierw Shirley, teraz moja Nessie… No pochwal się, jak było, jebany zdrajco? – Znów zaczął kopać w ten pierdolony materac jak rozkapryszony bachor.
Patrzcie wszyscy i ubolewajcie, bo wielki Louis Tomlinson stracił swoją zabaweczkę! Traktował Blondyneczkę jak przedmiot, już nawet trzy lata temu była na każde jego zawołanie. Bawił się nią, a głupia Ness była na każde skinienie.
-Ona nie jest już twoja. – Warknąłem pod nosem. –Dorośnij.
-Mówisz jak Nessie. – Rzucił niczym obelgę. –Przeleciałeś moją laskę, skurwielu!– I znowu wracamy do punktu wyjścia.
Od ponad tygodnia jest tak samo, a ja powoli tracę cierpliwość. Louis miesza mnie z błotem, ale mam na to wyjebane, bo jego wyzwiska nie robią na mnie wrażenia; Matt rzuca tymi pierdolonymi kulkami; a ten trzeci chuj zachowuje się jak szczeniak i wyje ponieważ nie ma górnej pryczy! To gorsze od wariatkowa… Już wolałbym siedzieć u świrów niż z nimi w małej klitce od czternastu dni.
-Powiedz nam, jak było?! – Wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Chcesz wiedzieć? – Spokojnie odłożyłem książkę, po czym zeskoczyłem z piętrówki i stanąłem przed nim. Nie minęło nawet pięć sekund, a mój przyjaciel stał naprzeciwko mnie z pokerową twarzą.
-Tak, chcę wiedzieć jak, kurwa podobało ci się bzykanie mojej laski! – Jego słowa były jak noże. Miał pierdoloną satysfakcję, dlatego jedyną rzeczą, której pragnąłem od pierwszej awantury z nim oraz podbicia mi oka przez tego kutasa było oddanie mu pięknym za nadobne… A Ness jest tylko i wyłącznie moja!
-Było zajebiście. – Wzruszyłem ramionami z triumfalnym uśmieszkiem na ustach. –Jest cholernie ciasna, ale to kurewsko podniecające… Zwłaszcza, gdy krzyczała moje nazwisko. Och, Malik! – Jęknąłem, starając się naśladować podniecony głos mojej dziewczyny. –Uch, jak mi dobrze! Ach, Malik, błagam! – Bawiłem się świetnie patrząc jak ten kretyn traci nad sobą panowanie. Zaciskał dłonie w pięści, a jego lewe oko zaczęło skakać. –Gdybyś tylko wiedział jak dziki seks uprawialiśmy w jej kuchni… - Na samo wspomnienie tego wieczoru się uśmiechnąłem. To było naprawdę coś zawodowego. –Gdybyśmy nakręcili seks taśmę… - Zaśmiałem się kpiąco pod nosem. Taki filmik byłby najlepiej opłacanym pornosem na świecie. –Kurwa, stary nawet nie wiesz, jakie rzeczy ona potrafi zrobić swoim językiem... – Nie pozwoliłem Ness zrobić sobie loda, bo to poniżające, ale ten chuj o tym nie wie, a ja mam nieodpartą ochotę zagrać na jego uczuciach. –Na samą myśl mi staje… A wiesz, co będzie pierwszą rzeczą jaką zrobię, kiedy wyjdę z pierdla? Pójdę do mojej Blondyneczki i tak ją wypieprzę, że nie będzie mogła chodzić przez tydzień. – Zaśmiałem się głośno, a Louis się na mnie rzucił.
Uderzał mnie na ślepaka, dlatego to ja miałem największą przewagę. Przekoziołkowałem nas w taki sposób, że teraz to ja siedziałem okrakiem na nim i wymierzałem ciosy w jego twarz. To była zemsta i on doskonale o tym wiedział. Dostawał teraz po mordzie za wszystkie przekręty.
-Pierdoliłeś tą zdzirę Bloom! – Kolejny raz moja pięść wylądowała na jego twarzy, którą częściowo starał się zasłonić dłońmi. –Traktowałeś Ness jak pierdoloną laleczkę, która zrobiłaby najgłupszą rzecz, bo cie kochała, jebany chuju! – Kolejny cios. –Kiedy wyjechała, zamiast jej szukać znowu pierdoliłeś Jess! – Następny. –Jebany skurwielu, jak mogłeś jej to zrobić?! Zostawiłeś ją samą z D… - Nagle zostałem zdjęty z poturbowanego szatyna, który zwijał sie na podłodze z bólu. Dwudziestodwulatek ocierał rękawem kombinezonu cieknącą stróżkę krwi z lewej brwi oraz rozciętej wargi. –Zapierdolę cie, jeśli jeszcze raz ją skrzywdzisz. – Pokiwałem głową na boki ze śmiertelną powagą.
-Co tu się dzieje?! – Wykrzyczał spanikowany strażnik, który ostatnio prowadził mnie na widzenie z Ness, a później z Michaelem.
Cholernie mnie wkurwiał ten szczeniak. Już na pierwszy rzut oka było widać, że ojczulek załatwił mu tą posadę. Szczyl sobie nawet nie radzi z bójkami, jakie dochodzą między więźniami! Nie ma jaj, żeby być gliniarzem! Nie nadaje się do tej kurewskiej roboty.
-Nic, wypierdalaj. – Warknąłem, a później podszedłem do umywalki, żeby przemyć sobie twarz. Tommo mnie wkurwił, a ja musiałem ochłonąć. Wytarłem kropelki wody ręcznikiem, który później rzuciłem na pryczę.
-Zayn, masz widzenie z tą blondynką z wczoraj i tym gościem w gajerze. – Poinformował mnie Luke.
Z Robinsonem znamy się ze szkoły. Kiedy jeszcze do niej chodziłem, byliśmy kumplami. To spoko koleś, z którym były świetne odpały. Aż mam dreszcze na samą myśl o tym, że tak zajebisty człowiek skończył pracując jako gliniarz. Niegdyś sam odpowiadający przed dyrektorem, teraz sam wymierza sprawiedliwość… Boże… Świat schodzi na psy.
Posłałem chytry uśmieszek przyjacielowi, a następnie poszedłem z Luke’ m. Policjant wprowadził mnie do pokoju odwiedzin. Wzrokiem szukałem dziewiętnastolatki, którą wreszcie znalazłem, kłócącą się z moim bratem. Nie cieszył mnie widok Michaela, a już w szczególności świadomość, że ma mi pomóc. Jestem dorosły i sam świetnie daję sobie radę, nie potrzebuję starszego brata, żeby znowu chronił mi dupę.
-Jest niezła. – Z chytrym uśmieszkiem spojrzałem na Luke’ a.
-Jest moja. – Wzruszyłem barkami, a on po przyjacielsku poklepał mnie po plecach.
-W takim razie jej pilnuj, dupku. – Popchnął mnie lekko w kierunku stolika, gdzie siedziała Ness, cały czas idąc za mną.
-Malik! – Odetchnęła, jakby z ulgą, a później wstała i podbiegła, tuląc się do mnie mocno. Objąłem ją ciaśniej, po czym oparłem brodę o czubek jej głowy.
-Zayn. – Skinął w moim kierunku. Miałem ochotę mu zajebać.
-Michael. – Uniosłem brwi tylko po to, żeby równie szybko je opuścić. –Blondyneczko. – Odsunąłem ją nico, ale nadal trzymając w ramionach. Była cholernie smutna. Bała się. –Tęskniłem za tobą. – Szepnąłem, wpijając się w jej idealne usteczka. Dziewczyna rozchyliła od razu wargi, dając mi zielone światło, dlatego nasz niewinny buziak przerodził się w iście namiętny. –Mam ochotę cie tutaj zerżnąć. – Wyszeptałem prosto do jej ust, na co całe pomieszczenie wypełniło się jej przeuroczym śmiechem.
-Tak cholernie chcę cie mieć w moim łóżku. – Jęknęła podniecona, wtulając się we mnie.
-Skończyłaś sie migdalić? – Warknął dwudziestosiedmiolatek.
-Spierdalaj. – Chytry uśmieszek znowu zawitał na mojej twarzy. Ona jest idealna.
-Jesteś rozhisteryzowaną sadystką.
-Zaraz cie uderzę. – Wycedziła przez zaciśnięte zęby, mocniej zaciskając palce na mojej koszulce. –Twój brat, to cholernie wkurzająca kreatura. – Mruknęła w mój tors.
-Wiem, Maleńka. – Powiedziałem równie cicho, a później wreszcie usiedliśmy przy plastikowym meblu.
Siedziałem na przeciwko swojej dziewczyny, która cały czas ściskała moją prawą dłoń oraz znerwicowanego Michaela, który z kolei znowu prawił mi kazanie… Chociaż w sumie, to nie wiem o czym mówił, bo byłem skupiony na Ness.
Była cholernie piękna i seksowna w tej krótkiej spódniczce, aż chciało się włożyć pod nią rękę i słuchać jęknięcie najpiękniejszego: „Malik” na świecie. Zresztą… Tej bluzeczki też bym się pozbył. Lubię ją oglądać nago. Gdybym tylko mógł, to nie wypuszczałbym jej z łóżka.
-Skup się, człowieku. – Kopnął mnie pod blatem, dlatego zacisnąłem szczękę. – Próbujemy cie wyciągnąć z mamra, a ty ślinisz się na widok laski, która jest niezrównoważona psychicznie.
-Ta niezrównoważona psychicznie laska, wkręciła cie, że jest prezesem firmy architektonicznej.– Fuknęła zła, na co uniosłem brwi. Serio to zrobiła? Jestem pełen podziwu, zwłasza, że mój starszy braciszek ma wrodzony talent do wyczuwania ściemy nawet przez komórkę. –Uderzę go. – Mruknęła pod nosem, jednak jej słowa były kierowane do mnie. –Naprawdę go uderzę i wyląduje na oiomie, Zayn.
-Zdajesz sobie sprawę, Ness, że jesteś w więzieniu, tak? – Przytaknął, a ona zacisnęła prawą dłoń w pięść i dała mu kuksańca w to samo ramię. Na twarzy Malika pojawił się grymas bólu, co dało mi cholerne uczucie satysfakcji. Lej go, Skarbie, lej! Niech skurwiel ma nauczkę!
-Panuj nad swoją dziewczyną, Zayn. - Wypalił niczym groźbę, ale zbyłem go wywracając oczami. Nie będę rządził Donavan tak jak Tomlinson. –A teraz do rzeczy, jakie masz hasło do komputera, bo potrzebne są dane przelewów, jakie robił Weston i dane z serwera rosyjskiego. – Niepewnie spojrzałem na dziewiętnastolatkę, która w skupieniu bawiła się moimi palcami.
-Mia. – Oczy mojego brata rozszerzyły się i pojawiła się w nich wściekłość. –Hasło to Mia.
-Kim jest Mia? – Głos Ness był taki miękki, spokojny i zatroskany.
-Koniec widzenia, stary. – Klepnął mnie w obojczyk Luke.
-Trzymaj się, Maleńka. – Pogładziłem jej policzek, a dziewiętnastolatka pokiwała jedynie głową na boki. Jej śliczne oczy zachodziły łzami, ale ja nie chciałem, żeby teraz się rozpłakała. To byłoby dla mnie jak cholerny, siarczysty policzek, moja osobista porażka.
-Nie chcę, żebyś szedł. – Wydęła delikatnie dolną wargę, którą potarłem kciukiem.
-Wiem, ale muszę.
-Pocałuj mnie. – Przytaknąłem i pochwaliłem się nad stołem, ale kiedy miałem dotknąć jej usta swoimi – zatrzymała mnie. Przyglądałem się blondynce ze zmarszczonymi brwiami. Przecież sama chciała, żeby dać jej buziaka, więc o co do cholery chodzi?! –Pocałuj mnie cholernie mocno, Malik. –Warknęła, ciągnąc za kołnierz mojego t-shirtu, tym samym przyciągając zaledwie milimetr od swojego małego noska. –Tak, żebym wiedziała, co do mnie czujesz. – Mówisz i masz, Mała. Złapałem za jej dłoń, którą zszarpałem i wstałem. Obszedłem mebel, po czym zmusiłem ją do wstania. Przyglądała mi się z pożądaniem w oczach. Nie miałem dużo czasu, a moja kobieta chciała, żebym jej pokazał jak bardzo mi na niej zależy, dlatego w mgnieniu oka pchnąłem Ness na ścianę i wpiłem się brutalnie w jej wargi. Nim zdążyli mnie odciągnąć od mojej Blondyneczki, ścisnąłem za jej pośladki i uniosłem na wysokość bioder, aby ułatwić sobie robotę. Wplotła palce w moje włosy i szarpała za końcówki, doprowadzając mnie do szału – Boże, kochałem gdy to robiła. Nasz pełen pożądania całus przerwał jakiś gliniarz, którego Robinson nie mógł powstrzymać.
-Woah. – Pełne podziwu opuściło jej dzióbek, dając mi niesamowitą satysfakcję. Kiedy odprowadzali mnie do celi, dziewczyna pokazała mi serduszko uformowane z palców, które z małą trudnością odwzajemniłem. Kurwa, naprawdę mnie wzięło. No nieźle.
W klitce siedział już Louis, który miał zaklejoną brew i grał w karty z chłopakami. Chętnie bym się do nich przyłączył, ale jak na razie nie chciałem bardziej ranić Tomlinsona. To mój przyjaciel i wiem, że świadomość, że spotykam się z laską, którą – jak twierdzi – kocha, był dla niego ciosem, ale problem w tym, że ja też cholernie kocham i nie oddam mu mojej Donavan. Wgramoliłem się na starą prycz, która zaskrzypiała i znów zacząłem czytać tą tanią szmirę.
~***~
Światła były zgaszone od jakiś dwóch godzin, ale ja nie mogłem spać jak reszta więźniów. Tępo gapiłem się w sufit, a moje myśli były zaprzątane tą gównianą sytuacją. Było mi źle, że musiałem okłamywać Louisa w sprawie Darcey, ale z drugiej strony to Ness powinna mu o tym powiedzieć, a nie ja.
-Tommo, śpisz? – Mruknąłem, jednak odpowiedziała mi cisza. –Louis. – Ponagliłem, gdy usłyszałem skrzypnięcie, ale znów nie otrzymałem odzewu. Co za dzieciak. –Tomlinson, musimy pogadać. – Mruknąłem zażenowany.
Lou był dla mnie jak brat i nie winię go za to, jak się teraz zachowuje w stosunku do mnie. Zachowałem się jak złamas pieprząc laskę, która naprawdę dużo dla niego znaczy. Na początku chodziło tylko o pomoc przyjacielowi. Chciałem ich spiknąć, ale kiedy zacząłem dostawać te SMSy… Lubiłem Donavan, dlatego nie mogłem pozwolić, żeby coś jej groziło, a zwłaszcza z mojej winy. Kurwa… Po prostu spędzając coraz więcej czasu z Blondyneczką zacząłem się wkręcać w tą znajomość. Na początku pociągała mnie tylko na płaszczyźnie seksualnej, ale teraz chciałem jej całej. Wiem, że zrobiłem źle i nie kryję się z tym, ale nie chciałem tracić przyjaźni z Tomlinsonem. Jesteśmy jak bracia, dlatego zrobię wszystko, żeby nie stracić takiego przyjaciela.
-Stary, wiem, że nie śpisz. – Westchnąłem. –Po prostu się odezwij.
-Spierdalaj. – Warknął, przewracając się znowu na bok.
-Nie chciałem.
-Chuj mnie obchodzi, wiedziałeś, że ją kocham i chcę odzyskać. – Jego ton był złowrogi, jednak nie krzyczał.
-Przepraszam, okay? – Szepnąłem licząc, że to usłyszy, a ja nie będę musiał się powtarzać. Nie miałem w zwyczaju przepraszać i Louis o tym doskonale wiedział. Zawsze brałem bez względu na konsekwencje oraz nigdy nie przepraszałem. –Stary, naprawdę przepraszam. – Powiedziałem nieco głośniej. –Jeśli chcesz… -Kurwa, nie wierzę, że to mówię. –Zerwę z nią, okay? – Czułem się jak świr, który mówi sam do siebie. –Jeśli przyjdzie do mnie na widzenie… Zerwę z Ness – mimo, iż cholernie nie chcę tego robić. -Westchnąłem głośno i założyłem ręce za głowę.
Wszystko było tak zajebiście dobrze, dopóki nie kazali nam iść pod prysznic, a Louis nie zauważył imienia Ness na moim podbrzuszu. Nie zrobił tylko awantury, ale również rzucił się na mnie i zaczął obijać mordę. Matt go ode mnie odciągnął, po czym przycisnął do ściany mówiąc, że ma się uspokoić, bo to i tak nic mu nie da, a zniszczy naszą przyjaźń. To było złe i podłe z mojej strony, ale kocham moją Blondyneczkę.
Donavan jest jedyną laskę, którą darzę takim uczuciem, nigdy nie kochałem i… Właściwie nie wiem, czym jest miłość, ale jeśli polega ona na troszczeniu się o drugą osobę, chęci spędzania z nią całych dni, czy chociażby pragnieniu schowania jej przed całym światem, żeby nikt, ani nic jej nie skrzywdziło to mogłem to wykrzyczeć całemu światu, że kocham Nesselę Donavan.
-Nie.- Po cholernie długiej chwili wreszcie usłyszałem głos Tomlinsona.
-Co? – Zapytałem równie zdziwiony, marszcząc przy okazji brwi.
-Nie zrywaj z nią, skoro jest szczęśliwa.
-Ty... – Zeskoczyłem z łóżka i pochyliłem się, żeby spojrzeć na szatyna. –Dobrze się czujesz? – Uniosłem brwi.
-Tsa, jest spoko. – Niezbyt mnie to przekonało, ale okay. –Ale, jeśli Nessie będzie przez ciebie cierpieć… Rozkurwię ci łeb. – Wycedził przez zaciśnięte zęby. –Tym czasem… Masz wolną rękę. Jest spoko, stary? – Wystawił w moją stronę dłoń, którą przybiłem swoją wykonując tak zwaną sztamę.
-Dzięki, Lou i jeszcze raz… -Wzruszyłem ramionami. –Przepraszam. – W odpowiedzi dostałem jedynie śmiech dwudziestodwulatka.
-Nie sądziłem, że dożyję dnia, w którym Zayn Malik będzie przepraszał.
-Spierdalaj. – Powiedziałem na odczepne, a późnej wróciłem na swoją pryczę. –Dobranoc. – Westchnąłem i wtuliłem głowę w poduszkę.
Teraz będzie już wszystko dobrze. Wiem to. Pogodziłem się z kumplem i nadal jestem z moją Blondyneczką. Znajdę jeszcze tego frajera i będę szczęśliwy. 
______________________________
OMG, ale się jaram tym rozdziałem!! Kocham tutaj Zayna jest takim... Buntownikiem, ale ma złote serce. 
Znowu pojawiła się postać tajemniczej Mii, która należy do przeszłości Zayna. Jakieś pomysły kim mogłaby być?? 
W zakładce Bohaterowie zostali dodani Michael i pani Charlotte - więc jeśli ktoś chce ich obczaić to serdecznie zapraszam. 
Jeszcze tylko trzy rozdziały i zaczynamy drugą część, która już teraz wam mogę powiedzieć, że nie będzie taka kolorowa - będzie więcej #DramaTime ;// 
Cóż... Rozdział pojawił się jako drugi w tym tygodniu, ale nie liczcie, że kiedyś się to powtórzy - no chyba, że zaskoczycie mnie komentarzami wtedy (całkiem prawdopodobne, że) rozdział pojawi się wcześniej. 
Na dzisiaj to tyle, miłej niedzieli. 
Buźka, miśki ;**

wtorek, 14 kwietnia 2015

29. Bright




Bezbarwnie. Beznamiętnie. Bez ciebie.”


Ness

Od tygodnia jest już Nowy Rok, a ja nie mam kontaktu z Zaynem. Chyba naprawdę spodobało mu się w Vegas, skoro nie obiera telefonu i nie dzwoni. Zresztą z Tomlinsonem jest podobnie – dzwoniłam do niego, aby się czegoś dowiedzieć, ale nadaremno. Martwiłam się oraz… Bałam. Mówił przecież, że mnie nie zostawi.
Popadam w paranoje, obłęd. W mojej głowie pojawiają się najczarniejsze scenariusze zaczynając od zdrady, a kończąc na poważnym wypadku. Cały czas siedziałam jak na szpilkach. Nawet w głupiego Sylwestra nie mogłam w spokoju upić się oraz wyluzować jak normalna dziewiętnastolatka… Co prawda nie byłam ani trochę normalna, ale chciałam tego dnia tak się poczuć, tyle że nie mogłam. W mojej głowie cały czas siedział Zayn i jego uśmiechnięta twarz. Gdzie on do cholery się podziewa i dlaczego nie ma go ze mną?!
Wracałam z lodowiska po skończonym treningu. Nie potrafiłam się skupić na prostych rzeczach, dlatego mama kazała mi wracać zanim zrobię sobie krzywdę. Wariowałam, to było pewne, bo nawet Adam to zauważył i zakazywał przechodzić z Darcey przez ulicę – co było trudne, bo mieszkamy w cholernym zatłoczonym mieście!
Nagle przede mną zatrzymał się z piskiem czarny Nissan, którym miałam okazję już jechać.
Cholera, faktycznie jest ze mną źle… Właśnie wpadłam pod koła rozpędzonego samochodu. Serce wali mi jak oszalałe, a dłonie zaczęły się pocić.
-Jezu, Ness nic ci nie jest?! – Z wozu wyskoczył ciemny blondyn, który złapał za moje ramiona i mocno mną potrząsnął, tym samym wybudzając z tego dziwnego transu. Pokiwałam szybko głową, aby się otrząsnąć i dopiero spojrzałam na przerażonego Liama.
-Gdzie on jest?
-Kto, Louis? – Zapytał nieźle zmieszany. Zaraz obok niego stanęła Danielle, która patrzyła na mnie ze smutkiem oraz… Wrogością? Co ja jej, do cholery znowu zrobiłam?!
-Odpuść go sobie, zanim oboje na tym stracicie.
-Zapytam jeszcze raz. Gdzie on jest? – Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Byłam zła. Chociaż nie, to zbyt łagodnie powiedziane. Byłam naprawdę wściekła, a jedyne osoby, które mogły mi teraz udzielić istotnych informacji na temat mojego chłopaka, nie chcą współpracować.
-O kim wy mówicie, o Tomlinsonie? – Wzrok Payne’ a balansował co chwila pomiędzy mną, a jego dziewczyną. –Czuję się jakbyście mnie wciągały to innego wymiaru... – Mruknął zrezygnowany i zakrył sobie twarz dłońmi, głośno wzdychając. –Jesteście porąbane. – Pokręcił z dezaprobatą głową. –Kim jest on?
-Zayn.
-Daj mu spokój, Ness. – Warknęła Olson, a ja otworzyłam usta z tego szoku. Zwariowała?!
-Powiesz mi gdzie jest Zayn, czy nie?
-Nie.
-W takim razie nigdy więcej się do mnie nie odzywaj! – Wykrzyknęłam jej prosto w twarz. Chciałam odejść, ale jej chłopak mi nie pozwolił. –Czego ty jeszcze chcesz, Liam?! Też zamierzasz mi prawić morale?! Jeśli tak, to sobie daruj! Wbrew pozorom, ja też zasługuję na odrobinę szczęścia, jaką daje mi Zayn!
-Zawiozę cie do niego.
-Co?! – Wrzasnęłyśmy w tym samym momencie.
Po raz pierwszy od kilkunastu dni prawdziwie się uśmiechnęłam.
-Nie możesz, obiecałeś mu, że…
-Ty im obiecałaś, Dani! Ja niczego nie przyrzekałem. Ness, do auta. – Niczym mała podekscytowana dziewczynka usadowiłam się na tylnim siedzeniu i czekałam, aż Payne razem z Danielle również zajmą swoje miejsca. Kłócili się bardzo długo. Wreszcie do auta wrócił tylko dwudziestodwulatek i głośno westchnął. –Siadaj z przodu, Dani wraca do domu na piechotę. – Westchnął, przeczesując dłonią włosy. Ostrożnie przeszłam na miejsce obok niego, a kiedy zobaczył, że siedzę spokojnie – uruchomił silnik i ruszył w nieznanym mi kierunku.
-Nie są w Vegas? – Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami.
Mężczyzna był naprawdę skupiony na drodze i prawie wcale nie mrugał powiekami.
-Nie byliśmy w Vegas.
-Dlaczego? Zayn mówił, że…
-Małe komplikacje, Ness. On ci wszystko wyjaśni. – Przytaknęłam, a później już wcale nie rozmawialiśmy.
Po trzydziestu minutach wreszcie zatrzymaliśmy się przed…
-Co Zayn, do cholery robi w więzieniu?! – Krzyknęłam spanikowana.
-Chodź. – Wyciągnął mnie z Nissana, a później zaprowadził do budynku.
Porozmawiał z jakimś policjantem  - nie wiem o czym, ponieważ nie mogłam się na niczym skupić – by za chwilę wepchnąć mnie do jakiegoś pokoju ze stołami i krzesłami, gdzie siedziało kilka osób pogrążonych w rozmowie.
-Proszę tędy. – Mężczyzna w mundurze zaprowadził mnie do blatu przy oknie, w którym były kraty. Było na całe szczęście uchylone i dostarczało mi świeżego powietrza, tym samym chroniąc mnie od omdlenia. Chryste, jak tutaj duszno! Za szybą był całkiem ładny widok na park oraz słychać było śpiew ptaków. To takie sprzeczne – jestem w więzieniu i słucham ćwierkania ptaków. Popieprzona sprawa.
-Co tu robisz? – Usłyszałam złowrogi ton, dlatego szybko odwróciłam się.
Przede mną stał wysoki mulat w pomarańczowym kombinezonie. Jego włosy były w nieładzie, a oczy pozbawione wyrazu, ale mimo wszystko wyglądał niczym model z okładki jakiegoś magazynu. Za Zaynem stał policjant, który go przyprowadził do mnie. Nie czekając ani chwili dłużej przyległam do niego ciałem, mocno obejmując w pasie. Przez chwilę stał nieruchomy, jednak szybko oplótł mnie swoimi silnymi ramionami, które dają mi poczucie bezpieczeństwa. Mięśnie Malika rozluźniły się, a kilka sekund później poczułam jego usta na czubku głowy.
-Skąd?
-Liam mnie przywiózł. – Mruknęłam w jego tors, starając się jeszcze bardziej zmniejszyć odległość między nami. –Co tu robisz?
-Siądźmy. – Odsunął się ode mnie, a później zajął jedno z krzeseł. Westchnęłam i uczyniłam to samo. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było złapanie go za dłoń. –Liam będzie cie pilnował. – Wywróciłam oczami.
Nie jestem smarkulą! Nie potrzebuję opieki dorosłego, tylko odpowiedzi!
-Jak długo tutaj jesteś i gdzie Louis? Dzwoniłam do niego, ale nie odbierał, tak jak Matt.
-Weston wie, że skopiowałem dane i próbowałem dowiedzieć się co knuje.
-Zrobiłeś, co?! – Uniosłam się, na co dwudziestojednolatek wzruszył ramionami. –Zgłupiałeś, Zayn?
-Groził, że cie skrzywdzi, musiałem mieć na niego haka. – Zakryłam twarz dłońmi, którymi później przeczesałam włosy. Przyglądałam mu się, kręcą głową z niedowierzania na boki, a ręce opierając na karku. Ten mężczyzna całkowicie oszalał. Zayn postradał zmysły i wcale nie musiałam być lekarzem, aby to stwierdzić.
To zaszło za daleko, ta paranoja związana z Jasonem. Nie mogę tak żyć. Nie chcę czuć strachu, że coś może grozić mi, Darcey, Zaynowi i reszcie moich znajomych oraz rodzinie. Nie potrafię…
-Powiedz coś, Blondyneczko. – Złapał za moją rękę, którą przysunął do swoich ust po czym ucałował każdy knykieć. Zagryzłam dolną wargę z braku pomysłu. Co miałam mu w tej chwili powiedzieć? Co obiecać? Czego ode mnie oczekiwał w obecnej sytuacji? –Ness, proszę powiedz coś.
-Jak mam ci pomóc? – Zmarszczył na chwilę brwi ze zdziwienia. –Kiedy macie rozprawę? Macie adwokata?
-Wkrótce, a prawnik…  -Zaśmiał się kpiąco. –Naprawdę o to zapytałaś? Weston ma wszędzie wtyki, nikt nam nie pomoże.
-Załatwię ci najlepszego adwokata na świecie. Porozmawiam z ojcem... – Pokiwał przecząco głową. Nie rozumiem go. –Chcę żebyś znowu do mnie przychodził. – Jęknęłam smutna.
-Wiem. – Potarł kciukiem moją brodę. –Nie mogę cie prosić o pomoc.
-Koniec widzenia. – Obok przystał gliniarz, który szarpnął mojego Malika, na co mulat warknął.
-Trzymaj się, Maleńka. – Szybko cmoknął mnie w usta, a następnie został wyprowadzony. –Nie mieszaj się to tego. – Oznajmił jeszcze, nim strażnik wyprowadził go z pokoju.
Stałam skamieniała odprowadzając wzrokiem mojego chłopaka do czasu, aż ten palant – policjant, który nam przeszkodził i rozdzielił – nie wrócił.
-Proszę wyjść. – Blondyn wskazał na drzwi, za którymi czekał Liam.
-Zaczekaj. – Złapałam go za bark, a mężczyzna przyjrzał mi się spod zmarszczonych brwi.-Muszę porozmawiać jeszcze z Louisem.
-To wykluczone.
-Muszę mu pomóc. – Jęknęłam zniecierpliwiona. –Proszę. – Delikatnie wydęłam dolną wargę i zatrzepotałam rzęsami. Dwudziestoparolatek wywrócił oczami oraz głośno westchnął.
-Poczekaj tutaj, zaraz wrócę, dobra? – Z szerokim uśmiechem przytaknęłam.
Wróciłam na swoje poprzednie miejsce, po czym zaczęłam nerwowo stukać palcami w powierzchnię stołu czekając na Tomlinsona. Nie minęło nawet pięć minut, a przede mną pojawił się szatyn.
-Nessie... – Powiedział jakby z ulgą. –Co tutaj robisz? – Zapytał siadając naprzeciwko mnie.
-Jak mogę pomóc?
-Sam nie wiem, Nessie.- Wzruszył ramionami. –Malik podpadł Westonowi i, kurwa sam nie wiem co robić.
Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Był całkowicie bezbronny. To była zupełnie nieznana dla Louisa sytuacja, ponieważ zawsze wychodził z opresji cało i nigdy nie był w więzieniu tak długo, ponieważ przeważnie siedział czterdzieści osiem godzin za zakłócanie porządku. Przebywał w pace całe dwa tygodnie, to musiały być dla niego istne tortury.
-Zrobię wszystko. – Wyszczerzył na mnie oczy. –Chcecie prawnika to go załatwię, mam coś przynieść? Też to zrobię, tylko powiedz słowo, bo Zayn… - Jego szczęka się zacisnęła, zupełnie jak palce na brzegu blatu.
-Nie wiem co robić, Nessie. – Spuścił głowę i nią potrząsnął z braku pomysłu.
-Lou, błagam wymyśl coś. – Mruknęłam błagalnie, łapiąc za jego dłoń, którą ścisnęłam. Zdziwiony przeniósł na mnie swoje błękitne spojrzenie. Było inne niż do tej pory. Zazwyczaj patrzył na mnie wzrokiem niewyżytego seksualnie wariata, który chce się na mnie rzucić i przelecieć, a teraz… Był po prostu zagubiony.
-Kurwa, naprawdę nie wiem... – Przymknął mocno powieki jakby coś go bardzo mocno bolało. –Cholera… Może… Nie wiem, Nessie… Skontaktuj się z Michaelem?
-Kim jest Michael? – Zapytałam zaciekawiona.
-Starszym bratem Zayna. – Uniósł barki, aby po chwili je opuścić. –Nakreśl mu całą sytuację.
-Musimy już iść.
Cholerny blondas! Mogłabym go teraz uderzyć za kolejne przerywanie bardzo ważnej konferencji. Ja tutaj próbuję wyciągnąć z paki mojego obecnego i byłego faceta oraz Matta… No dobra, tą sierotę Stana też, niech stracę.
Mundurowy złapał Tomlinsona za ramiona i siłą próbował wyprowadzić, jednak dwudziestojednolatek zaparł się nogami jak małe dziecko. Zupełnie jak Darcey, gdy prowadzę ją do fryzjera. Cholerne podobieństwo!
-Rozprawa jest za trzy dni, w południe! – Zdążył wykrzyczeć.
Za trzy dni?! Przecież… Cholera jasna! Tak mało czasu! Szybko wybiegłam z pomieszczenia po drodze łapiąc za nadgarstek Liama.
-Co się dzieje?! – Zawołał zdezorientowany.
-Musisz… - Sapałam, jakbym niewiadomo co przed chwilą robiła. –Muszę… Znaleźć… Mich… Michaela. Zawieź mnie do domu. – Przytaknął i spełnił moją prośbę.
Po drodze opowiedziałam Payne’ owi o rozmowie z Louisem oraz jego planie. Dwudziestodwulatek zaoferował się pomóc, ale postanowił pojechać po Danielle. W tym czasie zadzwoniłam jeszcze do Adama, żeby na razie nie przyprowadzał Darcey, ponieważ źle się czuję, dlatego prześpię się, a córkę odbiorę wieczorem.
Siedziałam na sofie z laptopem i wpisałam w Google dwa interesujące mnie wyrazy: Michael Malik. Wyskoczyła mi strona jakiegoś imperium inżynieryjnego oraz zdjęcia młodego mężczyzny o ciemniejszej karnacji, krótkich kruczoczarnych włosach oraz niebieskich oczach. Był przystojny i jeśli wierzyć Internetowi ma dwadzieścia siedem lat. Byli do siebie cholernie podobni z Zaynem, tylko dlaczego mój chłopak nigdy o nim nie wspominał? Znalazłam też numer do firmy Michaela, dlatego niezwłocznie do niego zadzwoniłam.
-Malik Corporation, mówi Andrea. W czym mogę pomóc? – Po drugiej stronie usłyszałam przemiły głos jakiejś kobiety.
-Nessela Donavan, chciałaby porozmawiać z Michaelem.
-Przykro mi, ale pan Malik ma teraz bardzo ważne spotkanie. – Niee. Ja muszę pomóc Zaynowi!
-Przepraszam, chyba nie wyraziłam się dość jasno. Jestem Nessela Donavan prezes Donavan Industry, największej w Europie firmy architektonicznej, a jeśli mówię, że chcę porozmawiać z Michaelem to masz zapytać czy chwileczkę zaczekam, bo właśnie go prosisz! – Wypaliłam niczym regułkę tonem nieznoszącym sprzeciwu. Cholera zaraz mi serce wyskoczy z piersi.
-Proszę wybaczyć, zaraz poproszę pana prezesa. – Ooo miło słyszeć. 
Hahaha, nie mogę uwierzyć, że mi się udało! Jestem taka szczęśliwa, że pomogę mojemu Malikowi i znowu będę go miała dla siebie. To miłe uczucie wiedzieć, że on się tak o mnie troszczy, a ja chcę zrobić to samo. Martwię się o niego, przecież ludzie w związkach tak robią, prawda?
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, dlatego szybko poszłam otworzyć. Uśmiechnęłam się do Payne’ a, a z Danielle wymieniłam jedynie lodowate spojrzenia.
-Napijecie się czegoś? – Zapytałam zasłaniając dłonią słuchawkę.
-Herbaty – Przytaknęłam i poszłam do kuchni, a oni za mną. Wstawiłam wodę do czajnika oraz przygotowałam kubki z naparem.
-Przepraszam, że musiała pani tak długo czekać. Już daję pana prezesa.
-Witam, Michael Malik. Andrea mówiła, że dzwoni pani w interesach. – Woah, jego głos był taki męski i władczy.
-Tak, to bardzo ważne. Czy byłaby możliwość, żebyś przyjechał w Londynu?- Zalałam szklanki, a później ostrożnie podałam moim gościom napoje.
-Oczywiście, kiedy?
-Najlepiej jak najszybciej. Jutro?
-Och... – Mruknął. –Jutro niestety mam ważne spotkanie biznesowe, panno Donavan. – Nie rób mi tego! Twój brat potrzebuje pomocy!
-Obiecuję, że nie pożałujesz, Michael. Chcemy podpisać umowę z twoją firmą i stworzyć imperium na światową skalę!
-Na światową skalę, mówisz? – Mówię?! Jezu, ojciec mnie zabije, ale wcześniej zrobi to brat Zayna za to, że wciskam mu taką ściemę. –Spotkajmy się  jutro o dziewiątej w restauracji Rules.
-Okay. – Pisnęłam i szybko się rozłączyłam.
-Jakim cudem skontaktowałaś się z Michaelem? Dzwonimy od niego od czasu, kiedy chłopcy zostali zgarnięci przez gliny, a ty… - Zaczęła zbulwersowana Olson. –Każdego Malika potrafisz sobie owinąć wokół palca? – Jeśli miała w planach urażenie mnie, to powinna się cieszyć, bo właśnie jej się to udało!
-Jak możesz?! – Wrzasnęłam zła.
-Ja?! To ty bawisz się Zaynem, jakby był cholerną marionetką, a tak naprawdę kochasz Louisa! – Wrzeszczała wściekła.
-Kocham Zayna! Louis to zamknięty rozdział, idiotko! Jeśli masz mnie za dziwkę to opuść, proszę moje mieszkanie. – Warknęłam wściekła, krzyżując dłonie na piersi. –Co się z tobą dzieje, Dani?! Dlaczego robisz mi i Zaynowi wyrzuty?! Dlaczego zabraniasz nam szczęścia?!
-Bo was znam i nienależnie od decyzji, jakie podejmiecie któreś z was ucierpi! – Nawet nie wiem kiedy mulatka znalazła się obok i mocno mnie przytuliła. –Nie chcę, żebyście cierpieli. Wbrew pozorom cholernie mi na was zależy i chciałabym, żeby wam się udało, bo nikt nie zasługuje na szczęście tak jak ty czy Zayn. – Dwudziestodwulatka gładziła moje włosy, a ja powoli się uspakajałam. Potrzebowałam jej teraz. Potrzebowałam Danielle – Najlepszej Przyjaciółki, która będzie mnie wspierać.
~***~
Siedziałam w Rules od dobrych trzydziestu minut i czekałam na Michaela, który prawdopodobnie mnie wystawił. Wkurzona do granic możliwości stukałam jedynie palcami o blat, a w myślach mordowałam każdego gościa w tym cholernie ekskluzywnym lokalu. Niech go szlag!
-Przepraszam, poproszę rachunek. – Wycedziłam przez zaciśnięte zęby w stronę kelnera, który właśnie przechodził obok mnie.
-Oczywiście. – Posłał mi lekki uśmiech, którego mimo chęci nie potrafiłam odwzajemnić.
-Jesteś Nessela Donavan? – Uniosłam głowę do góry, aby zobaczyć osobę, która nade mną stała. Zazgrzytałam kłami, kiedy ujrzałam mężczyznę ze zdjęć, które przeglądałam wczorajszego popołudnia. –Wybacz, że się spóźniłem, miałem ważną spra… - Poinformował siadając, jednak nie pozwoliłam mu dokończyć, ponieważ emocje wzięły nade mną górę.
-Co może być ważniejsze od rodziny?! – Wrzasnęłam nie przejmując się resztą klientów.
-Chyba ci się coś pomyliło. – Pokiwał głową najwyraźniej rozbawiony. –Ja nie…
-Twój głupi brat ma kłopoty, a ty nawet nie raczysz odebrać od jego przyjaciół telefonu!
-Możesz się uspokoić? Ludzie się gapią. – Wściekły ścisnął za mój nadgarstek, dlatego moje usta opuściło syknięcie bólu. –Skąd znasz mojego brata?
-To mój chłopak. – Uniósł brwi zdziwiony.
-Zayn nie bawi się w związki, Mała. Coś ci się musiało pomylić.
-Może kiedyś się nie bawił, teraz jesteśmy razem. Malik ma kłopoty, a Lou powiedział, że ty możesz pomóc.
-Jakie znowu kłopoty? – Westchnął prawdopodobnie z bezsilności. –Czy ten dzieciak nie może zacząć żyć normalnie?
-Zaraz cie uderzę, Michael. – Wycedziłam przez zaciśnięte zęby, a on kolejny raz zdziwiony wyszczerzył oczy. 
Chyba powinnam pójść do specjalisty, bo sama zaczynam się martwić swoim stanem psychicznych. Ostatnimi czasy chcę wszystkich bić.  
-Nawet nie wiesz, co się stało, a go osądzasz jak wszyscy. Boże, nie mogę uwierzyć, że zgodziłam się na spotkanie z tobą. Sama pomogę Zaynowi, bo on też zrobiłby to dla mnie. Gdyby nie ten „dzieciak”... – Zrobiłam w powietrzu cudzysłów, ponieważ naprawdę traciłam cierpliwość do… W sumie do wszystkich, ponieważ widzieli tylko otoczkę, jaką mój chłopak się otaczał, a nie jego wnętrze oraz dobre serce. – Jak to sam określiłeś chciał tylko pomóc! Skończyłam, możesz wracać do swojego idealnego życia w cholernym Seattle, a ja wrócę do domu i spróbuję mu pomóc, bo jest niewinny! – Skończyłam krzyczeć, po czym uderzyłam dłonią w blat zostawiając całe sto funtów i wyszłam w biegu ubierając płaszcz. Niech ich wszystkich szlag!
Wyciągnę ich z tego więzienia, a Jason będzie gnił w nim do usranej śmierci! Wiem co powinnam zrobić i oczywiście zrobię to nawet, jeśli Zayn zakazał się mieszać. Malik sam nie wie, czego chce! To ja jestem bardziej rozważna – pomijając fakt, że bardzo często chcę się z nim pieprzyć – doświadczona przez życie w sprawach opieki nad dziećmi – tak, dziećmi! Zayn, to taki rozwydrzony smarkacz, który przechodzi właśnie przez okres buntu oraz dojrzewania. Wiem, co będzie dla niego dobre, dlatego w tej sprawie nie zamierzam go słuchać i mam cholerną ochotę się wmieszać, chociażby po to, aby zobaczyć minę Westona, gdy dowie się, że ta głupia małolata wpakowała go do pierdla! To będzie widok, który będę wspominała z uśmiechem na ustach i opowiadała wnukom. Potwornie nienawidzę tego gnoja Jasona. Gardzę nim, cholernie gardzę tym facetem, a sama myśl o tym, co zrobił mojemu ukochanemu jest jak pstryczek w nos, który pobudza we mnie psychiczną Ness rządną przelewu krwi.
Całkowicie przybita włóczyłam się po okolicy, aż wreszcie poszłam po Darcey oraz Dingo i wróciłam z nimi do naszego domu. Zrobiłam córce kolację, ale dziś zamiast herbaty postawiłam na ciepłe mleko z miodem dla nas dwóch, bo jak mawia mój tata: „Ciepłe mleko z miodem to gwarancja spokoju po potwornym śnie, Nessiu”. Psu natomiast dałam karmy oraz wody.
Około godziny dziewiątej czterolatka wreszcie zasnęła na sofie, a w nogach drzemał jej pupil. Pracowałam jeszcze nad referatem, ale myślami byłam zupełnie gdzie indziej. 
Z całego chaosu, który rozgrywał się we mnie, wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi. Niechętnie ruszyłam do brązowego prostokątu, który otworzyłam.
-Czego chcesz, posrańcu? – Warknęłam, widząc przed sobą tego dupka – Michaela.
-Wpuścisz mnie?
-To zależy. – Wzruszyłam ramionami. 
Mężczyzna już miał się odezwać, jednakże przeszkodziła mu w tym pani Charlotte w tej swojej koszuli nocnej. Po minie Malika dało się wyczuć odrazę, zresztą nie dziwię się, bo nawet ja nie noszę takich krótkich piżam – może ograniczam się do majtek i koszulki, ale ta zazwyczaj sięga mi do połowy ud.
-Nessela, kim jest twój nowy przyjaciel? – Uniosła brwi wyraźnie zszokowana. –Gdzie Zack? – Wywróciłam oczami.
-Na litość boską, to jest Zayn, a nie Zack! – Wrzasnęłam poirytowana. –Byłabym wdzięczna, gdyby skończyła mnie pani nachodzić oraz wtykać nos w sprawy, które pani nie dotyczą! 
Cholerne babsko! Zayn miał co do niej rację. To wścibska, stara suka, która ma tak nudne życie, że musi się mieszać. Chociaż musze przyznać, że po ostatnim razie, gdy Zayn otworzył jej całkowicie nagi dała nam spokój przez dwa tygodnie.
-Nie tym tonem, smarkulo! Zaczynasz się zachowywać jak ten twój chłopak.
-Gówno pani wie, a pierdoli najwięcej, dlatego z łaski swojej proszę ze mnie zejść, bo naprawdę mam ważniejsze problemy na głownie niż użeranie się ze wścibską sąsiadką, do której nikt inny się nie odzywa, bo ma jej dość! – Wykrzyczałam z siebie wszystko i czułam się lżejsza. –Jeśli nie masz zamiaru pomóc swojemu bratu, to radzę ci już teraz wyjść. – Dodałam surowym tonem, krzyżując ręce na piersi i przestępując z nogi na nogę.
-Tobie naprawdę na nim zależy, huh? – Pokiwałam pionowo głową, a on wepchnął mnie do mieszkania, po czym zdjął buty.
-Napijesz się czegoś?
-Masz whisky?
-Sprawdzę, rozgość się. – Wskazałam na salon, a sama udałam się do kuchni, aby przeszukać szafki, jednak gdy to nie przyniosło efektów poszłam do swojej sypialni i odnalazłam butelkę Jacka Danielsa, którą Adam podarował mi w ramach opicia nowego mieszkania. Zabrałam jeszcze dwie literatki i postawiłam całą zawartość na stoliku, gdzie Michael rozłożył swojego laptopa.
-Ta mała, to córka Zayna?
-Nie.
-To czyja?
-Nie twój interes. – Oznajmiłam zbulwersowana. –Masz mi pomóc, a nie wypytywać o pikantne szczegóły z mojego życia. Może jeszcze zapytasz mnie o seks z twoim bratem?
-Zayn mówił, że jesteś wariatką, ale nie wspominał o tej histerii.
-Ja ci zaraz pokarzę histerię, jak moja pięść wyląduje na twojej twarzy. – Ostrożnie zabrałam szatynkę na ręce. –Zaniosę ją tylko. – Poinformowałam tego posrańca, który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy świata, a później odniosłam córeczkę do jej sypialni. Położyłam dziewczynkę do łóżeczka, po czym okryłam szczelnie kołdrą i ucałowałam w czoło.
Kiedy wróciłam do pokoju dziennego zobaczyłam, że Malik rozlał już do szklanek alkohol i od czasu do czasu upijał łyka stukając nerwowo w klawisze. Przysiadłam obok niego oraz zabrałam swój komputer.
-Kurwa. – Zabluźnił pod nosem. –Moi prawnicy nie dadzą rady.
-Zadzwonię do przyjaciela taty. – Zmarszczył brwi. –To on jest prezesem nie ja. – Mruknęłam spuszczając głowę. 
Wybrałam numer do Davea, który na całe szczęście odebrał, jednak po trzydziestu minutowych błaganiach, szantażu oraz przejawów desperacji z mojej strony nie zgodził się podjąć tej sprawy.
-Pierdolony kutas. – Rozhisteryzowana zaczęłam ciągnąć za swoje włosy.
-Dam mi numer do świetnego psychiatry. –Zasugerował, a ja z bezsilności zawinęłam dłoń w pięść i uderzyłam go w bark na miarę swoich możliwości. –Ałła. – Jęknął, pocierając swoje ramię. –Co ty trenujesz jakieś sztuki walki, czy jak? – Zapytał równie szybko, a jego głos nadal był piskliwy. –Dlaczego jak już ten gówniarz znajdzie sobie laskę, to ona musi być sadystką? – Prawdopodobnie powiedział to do siebie, ale puściłam to mimo uszu. Znowu coś napisał, ale po chwili kolejny raz przeklął. –Jesteśmy w dupie, Ness. Cholernej, czarnej dupie! Nie mamy prawnika, no chyba, że… - Spojrzał na mnie znacząco. 
Moje tętno niesamowicie przyśpieszyło. Do czego on zmierza?! Czy ten uśmiech jokera jest u niego całkowicie normalny? Powinnam się martwić, a może raczej… Bać? Może to psychopata?! Jezu Przenajświętszy…
-Chyba, że? –Nie zdążyłam ugryźć się w język, a to pytanie wyleciało ze mnie niczym kula armatnia.
-Bądź ich adwokatem. – Uniosłam ze zdziwienia oraz przerażenia brwi. Zwariował do reszty?!- Zayn mówił, że studiujesz prawo, więc bądź ich obrońcą. – Pokiwałam przecząco głowy powtarzając niczym mantrę słowa: „Nie potrafię”. –Mała, ja w ciebie wierzę, Zayn również, gdyby nie wiedział, że nie dasz rady… Nie zaproponowałby tego.
-To był jego pomysł?!- Pisnęłam wściekła. –Przecież ja go zabiję! Jak mógł?! Dlaczego, do cholery go nie powstrzymałeś, Michael?! Jestem dopiero na pierwszym roku, jak mam ich wybronić?!- W tym całym szaleństwie oraz panice, jaka mnie teraz ogarnęła jedynym bodźcem, który sprowadził mnie z powrotem na Ziemię była dłoń dwudziestosiedmiolatka na moim barku.
-Będę obok i tak, jak Zayn będę wspierał. Pomogę ci.
-Jak, do cholery zamierzasz to zrobić?! – Zaczęłam zamaszyście wierzgać rękoma na wszystkie możliwe strony świata, a wszystko przez strach, który mną zawładnął.
-Kiedyś chodziłem na prawo. – Mruknął zażenowany, na co uniosłam brwi.
-Jak długo? – Zapytałam znacznie spokojniejsza.
-Zrezygnowałem po trzech dniach. – Spuścił głowę, jednak kątem oka przyglądał się mojej reakcji.
-Jesteś popieprzony, bardziej niż Zayn! – Zawołałam. Kilka sekund później zaczęłam kiwać głową na boki tym razem powtarzając jak zdarta płyta: „To niemożliwe. Zły sen. Zaraz się obudzę”. Wstałam i zaczęłam maszerować po salonie w tę i we w tę.
Pomóż mu, idiotko! Podobno go kochasz! Krzyczała moja podświadomość. Co ma do rzeczy fakt, że go cholernie mocno kocham z tym, że mam być jego prawnikiem?! Przecież nie mam żadnego doświadczenia! Przeze mnie Zayn, Louis i Matt będą gnić w pierdlu znacznie dłużej, niż gdyby ich obrońcą był ktoś po studiach oraz zawodowym doświadczeniu! Głupia, zdziro skoro chcesz go pieprzyć to się zgódź, albo szukaj innego frajera, który zaakceptuje cie całą! On tylko prosi o twoją pomoc. Ufa ci i wierzy w ciebie! Rusz tyłek, łyżwiareczko i wyciągnij swojego faceta z paki, a później pieprzcie się jak króliczki! Ma rację. Ta głupia suka w mojej głowie, ma cholerną rację! Spróbuję mu pomóc. Będę miała pewność, że starałam się zrobić wszystko co w mojej mocy, aby moi przyjaciele i chłopak znów mogli beztrosko ryzykować swoje życie w nielegalnych wyścigach oraz walkach ulicznych.
Czułam na sobie cały czas wzrok brata Zayna, dlatego zatrzymałam się i wypiłam duszkiem całą zawartość swojej literatki, którą następnie uzupełniłam jeszcze raz oraz pozbyłam się bursztynowej cieszy.
-Mhm. – Wysapałam, a później całkowicie poważnie spojrzałam na zszokowanego Michaela i oznajmiłam bez żadnych wątpliwości w głosie: - Zróbmy to. 
___________________________________ 
Bum! 
Przepraszam, że rozdział nie pojawił się w niedzielę (jak zawsze), ale miałam zobowiązania rodzinne.
Pojawił się brat Zayna i szczerze? Niezłe z niego ciacho! Jeśli chcecie go obczaić zapraszam go zakładki Bohaterowie - jest tam również postać pani Charlotte, bo w końcu bez niej życie naszych bohaterów byłoby cholernie nudne xdd...
Następny rozdział pojawi się w niedzielę - już normalnie. 
Buźka, miśki ;**