piątek, 24 czerwca 2016

XXXVII. BeFoUr

Pod spodem jest notka i bardzo chciałabym, żeby osoby, które jeszcze mają do mnie cierpliwość przeczytali.. 



„Cała czekolada nie rozwiąże twoich problemów, cała butelka wódki nie odgoni Twoich smutków, cała paczka papierosów nie zapewni Ci wiecznego spokoju, więc wstań i zrób coś ze swym życiem, zanim będzie za późno.”


Zayn 


- Tato, wstawaj muszę iść do szkoły! – Obudził mnie krzyk Darcey, która zaczęła mną potrząsać. 
Ostatnio niewiele sypiałem. Cały czas szukałem informacji i osób, które mógłby wiedzieć, gdzie do cholery podziewał się Zack, a z nim Ness. Cholerny tydzień. I jakby na to nie patrzeć to znowu wszystko jest moją winą, bo gdybym był mądry to odwiózłbym ją na tą uczelnię i przyjechał po nią, a tym czasem, co się stało? Od tak dałem jej kluczyki i powiedziałem: Nie zarysuj mi wozu, bo będzie źle. Co mi do jasnej cholery strzeliło?!
- Tatusiu! – Niechętnie otworzyłem oczy i podniosłem się z kanapy. – Kiedy wróci mamusia? – zapytała podnosząc z ziemi komputer i stawiając go na szklanej ławie.
Przetarłem twarz dłońmi ziewając, a potem dopiłem zimną już kawę.
- Jesteś chory? – Spojrzałem na stojącą przede mną pięciolatkę, która była już ubrana i poczesana, po czym pokiwałem przecząco głową. – To czemu jesteś smutny? – Wzruszyłem ramionami. – Tęsknisz za mamusią?
- Cholernie, Darc – wychrypiałem, a drobna szatynka przyległa do mnie swoim ciałkiem i mocno przytuliła. Schowałem twarz z zagłębieniu jej szyi i też niepewnie ją objąłem.
- Ciocia Danielle mówiła, że mamusia wkrótce wróci – wyznała, a ja poczułem się jeszcze bardziej żałośnie niż do tej pory.
Nie poświęcałem Darcey czasu. Większość dni w tym tygodniu spędziła u Danielle, bo ja byłem zajęty szukaniem Ness, w czym wspierał mnie Liam i Matt. Nie dość, że nie potrafiłem sam wszystkim się zająć, to w dodatku zabrałem Luke’ owi ojca, a Marisie faceta – co w jej przypadku wyjdzie to Mattowi na dobre, bo chłopak trochę odsapnie.
- Zawieziesz mnie do przedszkola?
- Tak, pewnie – westchnąłem odsuwając ją nieco od siebie. – Daj mi chwilę, żeby się ubrać i wziąć prysznic.
- Długo będę czekała?
- Dziesięć minut?
- Obiecujesz?
- Nie – oznajmiam, a na ustach Darcey pojawia się uśmieszek.
- Zawsze tak mówisz – tupnęła nogą – i dotrzymujesz sława, tato! – zawołała, a po chwili włączyła sobie bajki.
Poszedłem do sypialni skąd zabrałem czyste ciuchy, a potem ruszyłem do łazienki, gdzie szybko doprowadziłem się do stanu przyjęcia. Do Darcey wróciłem kilka minut później. Oboje ubraliśmy buty i bluzy, a następnie zabrałem ją na ręce i wyszedłem z domu wcześniej go zamykając. Zeszliśmy po schodach mijając panią Charlotte i jej faceta, który ostatnio zaczął u niej nawet nocować.
Nie sądziłem, że starzy ludzie jeszcze uprawiają seks, ale jak widać myliłem się, bo pani Charlotte ma w sobie jeszcze sporo pary.  
- Zayn, gdzie jest Nessela? – zaśmiała się pod nosem, ponieważ ten stary zboczeniec zaczął jej coś szeptać do ucha.
- Mamusia, wkrótce wróci – odpowiedziała Darcey mrożąc ją spojrzeniem. – To nie jest pani sprawa.
- Pozwalasz jej tak mówić do starszych? – wtrącił Pan Zbok.
- Zdaje mi się, czy to wolny kraj? – warknąłem.
- Jaki z ciebie ojciec, szczeniaku?
- Najlepszy – zawołała Darcey i przytuliła się do mojej szyi. – To pan jest zły, bo przez pana pani Charlotte w nocy krzyczy! – Zagryzłem dolną wargę, żeby nie buchnąć śmiechem widząc zażenowanie u naszej sąsiadki i jej faceta, któremu zabrakło słów. – Idziemy? Nie chcę się spóźnić do przedszkola, tatusiu. – Przytaknąłem, a potem ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych. – Ten pan jest strasznie niemiły, prawda?
- Tak, jest… wredny – poparłem, kiedy wkładałem ją do fotelika i zapinałem pasy.
- A wiesz, że mam nowego kolegę? – zapytała, kiedy uruchamiałem silnik.
- To chyba fajnie, prawda?
- Tak, ale nikt go nie rozumie poza mną. – Zmarszczyłem brwi. Jak to możliwe? – Diego jest z Włoch i umie mówić tylko po włosku.
- Nie za ciekawie, huh?
- Pani Alison też nie zna włoskiego, dlatego ja mu mówię to, co ona po angielsku.
- To bardzo miłe z twojej strony – pochwaliłem i dostrzegłem w lusterku jak Darcey się uśmiecha.
- Czy Diego może dziś do nas przyjść?
- Darc – jęknąłem błagalnie – może poczekamy aż wróci mama, huh?
- Ale kiedy ona wróci? – mruknęła podobnym tonem do mojego. – Nie ma jej już taaak długo.
- Ja też za nią tęsknię, mała – wyznałem, po czym zaparkowałem obok czarnego porsche, a potem wysiadłem i zabrałem Darcey. – Gdzie masz plecak?
- Nie zabrałeś go?
- Kurwa – warknąłem pod nosem. – Przepraszam, ostatnio wszystko się wali i nie wiem, co robić, Darcey.
- To może kupisz mi precla? – Wskazała na pobliską piekarnię.
- Jesteś skarbem, wiesz? – wypaliłem, po czym poszliśmy w tamtym kierunku. Weszliśmy przez drzwi, o czym sprzedawczynię poinformowały dzwoneczki. Darcey od razu pobiegła do witryny i zaczęła oglądać ciastka, a ja poprosiłem o precla i sok marchewkowy.
- A kupimy sobie taki tort?
- Innym razem, Darc – powiedziałem, po czym zapłaciłem. – Ty musisz iść do przedszkola, a ja do pracy.
- A jak mnie odbierzesz?
- Nie wiem, czy zdążę, ale jeśli mi się uda, to wrócimy po ten tort, okay?
- Jesteś najlepszym tatusiem na świecie! – zawołała szatynka, czym wywołała radość u ekspedientki.
- Jest urocza – zachwyciła się brunetka.
- Jest jak Ness. – Wzruszyłem ramionami.
- Chodźmy już, tato!
- Dzięki i dowiedzenia – mruknąłem na pożegnanie, a potem wyszliśmy i odprowadziłem Darcey do przedszkola. Później pojechałem do domu, gdzie jak na złość pod drzwiami zastałem moich cholernych braci. – Co do cholery?
- Przyjechaliśmy w odwiedziny – oznajmił Chris. – Ness na uczelni?
- Po co pytasz skoro wiesz?
- Wyluzuj, Zayn – warknął Mike, na co wywróciłem oczami. – Przyjechaliśmy, żeby interweniować. Mama się martwi.
- Jakbym miał w życiu mało problemów – westchnąłem pod nosem i wiem, że to usłyszeli. – Moja cholerna sąsiadka uprawia za ścianą dziki seks, Ness zniknęła i teraz jeszcze wy – wypaliłem bez zastanowienia.
- Jak to zniknęła?
- Kto zniknął, Chris?
- Nie rób sobie jaj, młody – wycedził przez zaciśnięte zęby Michael. – Gdzie jest Księżniczka?
-Nie nazywaj tak mojej dziewczyny.
- Zayn – powiedział bardzo wolno jak to miał w zwyczaju robić, kiedy byliśmy młodsi, a ja zbyt go irytowałem, tak jak Natalie i Mia. – Nie pogrywaj sobie.
- Cel twojej wizyty, starszy bracie – ponagliłem. – Czego chce mama?
- Zaprasza was na weekend – stwierdził Chris. – Co mam jej powiedzieć?
- Że nie mam czasu, bo pracuję – wyznałem.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Chris, jestem dużym chłopcem i radzę sobie, dobra?
- Może mógłbym… Mogę nawet zająć się Darcey. – Uniosłem brwi na słowa młodszego brata.
On i zajmowanie się dzieckiem?! Od kiedy?! Pamiętam jego upór i protesty, kiedy miał się zająć Jackiem, a teraz sam od siebie, z nieprzymuszonej woli proponuje mi opiekę nad Darcey?!
- Dobrze się czujesz, dzieciaku?
- Wiesz, kto porwał Ness? – Dlaczego Michael nadal tutaj jest?! Nie mógłby sobie gdzieś pójść? Mam naprawdę dość na głowie i serio, nie potrzebuję użerać się jeszcze z nim.
- Radzę sobie – odpowiedziałem zły. – Matt, Liam i Ryan…
- Tak, wiem – uśmiechnął się sztucznie – Matt wszystko mi wyśpiewał. Nadal nie wiesz, gdzie zniknął Zack, dlatego jestem.
- Nie potrzebuję niańki, do ciężkiej cholery – wrzasnąłem, a dwie sekundy później usłyszeliśmy jęki. – Jeszcze tego mi brakowało – mruknąłem opierając czoło o ścianę tuż nad dzwonkiem do drzwi. Po chwili jednak otworzyłem mieszkanie i wszedłem do środka, a Mike i Chris za mną.
- Pomogę ci, Zayn – zaczął kolejny raz Michael, dlatego przymknąłem oczy.
- Czego w zdaniu: Nie potrzebuję twojej zasranej pomocy, nie rozumiesz? – zapytałem wiercąc mu w głowie dziurę. – Potrafię zadbać o Ness i Darcey, i całą cholerną resztę, kumasz?
- I właśnie widzę jak świetnie ci to wychodzi, braciszku – zadrwił, a to przelało czarę mojej goryczy i tak zwyczajnie się na niego rzuciłem. Przewróciliśmy się i zacząłem go okładać, ale nie trwało to zbyt długo, bo Mike szybko przejął kontrolę i teraz to on mnie uderzył. Po jednym mocnym jak cholera ciosie wstał i stanął nade mną z kamienną twarzą. – Skoro chcesz stracić Ness, tak jak Mię… proszę bardzo. – Wzruszył ramionami, a potem wyszedł z mojego mieszkania trzaskając drzwiami.
- Wszystko gra? – zapytał niepewnie Chris.
- Nic nie gra, dobra? – warknąłem wstając i siadając na sofie. – Wszystko jest kurwa nie tak jak powinno przez tego psychola. – Zabrałem ze stolika komputer i zacząłem przeglądać pliki, które wysłał mi Matt, kiedy nagle Chris wyszarpał mi laptopa. – Nie prowokuj mnie, dzie…
- Ness jest w Los Angeles w jakimś starym magazynie… albo opuszczonej fabryce? – mruknął pod nosem. – Nie wiem dokładnie jak powinienem to nazwać, ale na sto procent jest w Kalifornii.
Patrzyłem i nie dowierzałem. Jakim cudem? Ja przez tydzień próbowałem ją znaleźć, a Chris… przecież ten dzieciak ma szesnaście lat, do cholery! Jak tego dokonał i co najlepsze w tak krótkim czasie?! Nie potrafiłem uwierzyć w to, co się wydarzyło.
- Wiesz, Zayn – niepewnie na niego spojrzałem – bo ja przyjechałem z Mike’ m, ale w zupełnie innej sprawie. – Wzruszył ramionami, a ja już zaczynałem mieć wątpliwości. Przecież ten dzieciak ma takie durne pomysły, że czasami aż boli głowa.
- Mianowicie?
- Znalazłem w Londynie mega szkołę z kierunkiem informatycznym i… No, wiesz… – Wzruszył ramionami. – Mógłbym zamieszkać z tobą i Ness? – Uniosłem brwi.
Sam nie wiem, czy to dobry pomysł. Musiałbym się nad tym zastanowić i co najważniejsze, pogadać z Ness. Ale teraz nie miałem głowy do myślenia. Zresztą jak do cholery miałbym porozmawiać z Ness, telepatycznie?! Nie mogę podejmować takich decyzji samodzielnie… Już nie mogę. Teraz wszystko muszę przerabiać razem z Nesselą, ponieważ tak robią dorośli i odpowiedzialni ludzie, którzy są w poważnym związku.
- Chris, ja…
- Ja będę wam pomagał – wtrącił nawet nie w połowie wypowiadanego przeze mnie zdania. – Znajdę jakąś pracę i będę dokładał się do rachunków. Jeśli będziesz chciał gdzieś wyjść z Ness, to…
- Ej, wyluzuj, młody – zaśmiałem się pod nosem i pierwszy raz od tygodnia szczerze. – Muszę o tym pogadać najpierw z Ness, ale jestem pewien, że się zgodzi. Ona cię lubi, więc raczej problemu nie będzie. – Na ustach Chrisa pojawił się uśmiech i… i ulga. – Ojciec się zgodził, prawda?
- Był w dwustu procentach pewien, że się nie zgodzisz. – Uniosłem brwi.
- Okay? – prychnąłem pod nosem.
- W ogóle sądzę, że powinieneś pogadać z mamą.
- Jezu, Chris – jęknąłem błagalnie. – Zlituj się chociaż ty.
- Mówię poważnie, Zayn. Boli ją twoja bipolarność.
- Nie pierdol, Chris. Jaka znowu bipolarność, huh? – Kiwnąłem na niego głową.
- Ona ciągle o tobie mówi – wyznał. – Wyciągnęła ostatnio twoje stare zdjęcia i płakała. – Cholera jasna! – Powiedziała też, że straciła cię po raz drugi i to z własnej inicjatywy.
- Przecież mnie nie straciła – mruknąłem pod nosem. – Po prostu  nie mam czasu.
- Od jakiś dwóch miesięcy?
- Nie przeginaj, dobra? – Wskazałem na niego palcem. – Jedziemy do Matta – zarządziłem, a potem znowu wyszliśmy z domu tylko po to, żeby wsiąść do samochodu i pojechać do mojego kuzynka, który znowu się puszczał jak kartka na wietrze.
Usiedliśmy z Chrisem na sofie i włączyliśmy telewizję, żeby zabić jakoś ten czas i zagłuszyć ich jęki, i w pewnym sensie to się nam udało.
- Ness też tak głośno krzyczy? – zapytał mój młodszy brat, dlatego spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami.
- Serio wypytujesz mnie o seks z Ness?
- Pytam, czy krzyczy tak głośno jak Marisa. Nie interesuje mnie, czy jest dobra i którą pozycję lubi.
- Chris, przestań, bo obrzydzisz mi seks do końca życia – powiedziałem szczerze, mimo że to było jedno wielkie kłamstwo.
Seks z Ness nigdy mi się nie znudzi, bo to tak jakbyś z dnia na dzień przestał lubić czekoladę. Możesz się wstrzymać na kilka dni, bo jesteś na diecie, ale na dłuższą metę nie dasz rady, a przecież takie małe grzeszki jeszcze nikomu nie zaszkodziły, więc…
- Po prostu mi odpowiedz, dobra? – jęknął z bezsilności.
- Po jaką cholerę, skoro pieprzymy się jak nikogo nie ma? – odpowiedziałem w podobny sposób. – Ale skoro to w jakiś cudowny sposób cię uszczęśliwi, to Ness jest o wiele ciszej.
- Okay.
- Lecz się, dzieciaku – westchnąłem kręcąc głową na boki z niedowierzania w jego bezpośredniość.
- O, heej, co tu robicie? – zapytał schodzący po schodach Anderson. – Siema, Chris. – Przybił sztamę z moim bratem, a potem usiadł w fotelu. – Co was sprowadza?
- Ness jest w Los Angeles – oznajmiłem.
- Jesteś pewien, że Zack ją porwał? – Zmarszczyłem brwi na słowa kuzyna. – Może miała już dość patrzenia na twój krzywy ryj?
- Nie mam ochoty na żarty, Matt.
- Mam znajomego w L.A. mogę do niego zadzwonić i poprosić, żeby sprawdził ten adres – zasugerował, dlatego skinąłem na znak zgody. – To trochę potrwa, więc może… Może pojedź do domu i pogadaj z ciocią Annie.
- Co się tak na to uwzięliście wszyscy, huh?!
- Nie zachowuj się jak rozkapryszony gnojek, bo jesteś na to za stary – upomniał mnie Matt. – Za pierwszym razem mogłeś czuć się zraniony, ale teraz… Ciocia chciała ci tylko pomóc, a zachowałeś się jak wał. Odwieź Chrisa i pogadaj z nią, a ja zajmę się Darcey.   
______________________________________
Wiem, że pewnie w tej chwili nienawidzicie mnie tak bardzo jak ja siebie nienawidzę. Po prostu tak jest i nic na to nie poradzę.. Wiem, że ten rozdział jest po prostu śmieszny *śmiesznie żałosny - nijaki, ma za dużo dialogów i wgl jestem jeszcze bardziej wściekła na siebie, że napisałam takie ścierwo. SERIO. Mówiąc prościej - za cholerę nie wychodzą mi końcówki.   
Korzystając z okazji - czuję się teraz jak skończona idiotka, Boże - chciałam was zaprosić na Wattpada - tak, cholernego Wattpada, którego nie potrafię ogarnąć - na opowiadanie, które piszę: 

Wattpad