„Bez ciebie moja dusza jest jak
zbłąkana w tym świecie, moje ciało bez sił, moje życie niczym pustynia.”
Ness
Wywlókł mnie z tego więzienia niczym chorą psychicznie –
miotałam się, wrzeszczałam, żeby mnie zostawił, ale Adam udawał, że jest głuchy
na moje błagania. Bez żadnych ceregieli wpakował mnie do samochodu, zapiął pas i
zasiadł za kierownicą, uruchamiając silnik. Jechał szybko, ale nie łamał
żadnych przepisów drogowych.
Siedziałam z kolanami podciągniętymi pod klatkę piersiową,
obejmując je ramionami oraz opierając o nie czoło, nadal wylewając strumienie
łez. Nie kocham cie… On mnie już nie
kocha… Mój Malik już mnie nie kocha…
W aucie panowała cisza, którą wypełniał ryk silnika oraz mój
szloch. Nie wiem jak długo jechaliśmy, ale mój brat po dłuższej chwili
zatrzymał swój wóz. Wysiadł i obszedł Lexusa, aby wyjąć mnie niczym małą
dziewczynę oraz zanieść do domu.
Świetnie sobie radził na schodach, aż wreszcie dotarł do
drzwi mojego mieszkania. Ustawił mnie pod ścianą, po której bezsilna zjechałam,
siadając zupełnie tak samo jak w aucie. Znowu słone łzy spływały po moich policzkach.
-Boże Przenajświętszy, co ci się stało dziecko?! – błagam,
tylko nie ona. Ten dzień jest wystarczająco beznadziejny, a ona… Proszę, niech
pani Charlotte się do tego nie miesza.
Poczułam jak ciepłe ręce łapią za moją twarz i unoszą ją.
Widziałam rozmazany obraz twarzy mojej siwej sąsiadki, która… W sumie nie
wiedziałam jak na mnie patrzyła. Z troską? Współczuciem? A może z zadowoleniem,
ponieważ wcale nie pomyliła się co do Zayna?
-Nessiu, chodź do mnie – szatyn przesunął delikatnie starszą
panią, a mnie znów zabrał na ręce i wniósł do domu, przepraszając wcześniej
panią Charlotte. Zsunął ze stóp buty, po czym wszedł w głąb salonu. –Idź się
wykąp, a ja zrobię ci obiad – zaniósł mnie do łazienki i usadowił na zimnej
posadzce. Włożył do wanny korek, po czym odkręcił kurki. Wlał coś do środka…
Mhm, to olejek waniliowy.
Donavan wyszedł, ale kilka sekund później wrócił trzymając w
rękach czystą bieliznę, szare dresy, białą obcisłą koszulkę z jakimś napisem
oraz parę ciepłych skarpet, które podarował mi na święta.
-Jakby co, to zawołaj – przytaknęłam, ale tylko dlatego żeby
wyszedł. Chciałam zostać sama i po użalać się nad sobą.
Byłam naiwna… Kolejny raz facet doprowadził mnie na samo dno.
Z przestworzy szczęścia, spadłam z hukiem rozbijając się o twardą
rzeczywistość, która wcale nie była tak kolorowa jak mogłoby się wydawać.
Gdybym mogła cofnąć czas… Nie otwierałabym tego zeszytu… Nie przespałabym się z
Zaynem… Nie wpuściłabym go tamtego feralnego dnia do moje mieszkania, gdy
przyszedł wypytywać o Darcey… Nie wsiadłabym do jego samochodu po zdaniu
matury… Gdybym mogła cofnąć czas nie wróciłabym do Londynu.
Bez jakichkolwiek chęci do życia, wstałam i zdjęłam z siebie
ciuchy, które wrzuciłam do kosza na pranie. Trzymając się brzegu wanny, weszłam
ostrożnie do środka i zanurzyłam się w przyjemnie gorącej wodzie, która
pachniała płynem waniliowym.
Leżałam w pianie – która po pewnym czasie zniknęła – tak
długo, aż woda nie wystygła, a Adam nie zaczął dobijać się do drzwi, które i
tak były otwarte. Niechętnie zaczęłam się myć – najpierw całe ciało, a
następnie włosy, które spłukałam bezbarwną cieczą. Owinęłam się ręcznikiem,
niezdarnie wycierając. Ubrałam się w przyniesione przez mojego brata ciuchy i
wyszłam do niego.
Dwudziestodwulatek stał oparty przy ścianie i czekał na
mnie. Kiedy mnie zobaczył – zatrzymał, każąc mi chwilkę zaczekać, a sam wszedł
do łazienki, z której zabrał szczotkę oraz suszarkę. Złapawszy mnie za łokieć,
zaprowadził do mojej sypialni, gdzie pchnął delikatnie na łóżko. Zaczął suszyć
oraz rozczesywać powoli moje blond włosy, z którymi obchodził się jak z
jajkiem. Nie minęło nawet dziesięć minut, a Adam skończył swoje zadanie.
Poodnosił wszystko na swoje miejsce, po czym zabrał mnie znów na ręce i zaniósł
do kuchni, sadzając na jednym z krzeseł.
-Smacznego – postawił przede mną sporą porcję spaghetti,
szklankę gorącej herbaty oraz widelec. Niepewnie złapałam za sztuciec, po czym
zaczęłam grzebać w talerzu. Nie miałam apetytu. –Ness, zjedz, proszę –
popatrzył na mnie tymi brązowymi oczami pełnymi bólu, a ja znowu zaczęłam wyć
jak bóbr. –Nie płacz, Malik nie jest tego wart – obszedł wyspę kuchenną i mocno
przytulił mnie do swojej piersi. Nie protestowałam, tylko mono objęłam go w
pasie, tuląc się jeszcze mocniej.
-Tak bardzo go kocham, Adaś – wychlipałam, a w odpowiedzi
dostałam tylko całusa w czubek głowy.
-Wiem, malutka – przycisnął moje czoło bardziej do swojego
torsu i wzmocnił uścisk. –I wiem, że on też cie kocha, a robi to wszystko po
to, żeby cie chronić przed tym psychopatą – odepchnęłam go od siebie równie
szybko, jak wypowiedział to zdanie. Adam parzył na mnie zdziwiony oraz smutkiem
i troską.
-Skąd wiesz? – głos mi drżał, jakbym bała się poznać jego
wersję… Musiałam to wiedzieć, mimo wszystko.
-Od Louisa, wczoraj rozmawialiśmy.
-Czego… - zaczerpnęłam gwałtownie powietrza, bo przez to
wszystko zapomniałam o oddechu. Znów robiło mi się duszno. Z trudem łapałam
wdech. Miałam mroczki przed oczami, najgorsze w tym wszystkim było to nie
panowałam nad swoim ciałem.
-Cholera, Ness! – Donavan zdążył mnie złapać przed upadkiem.
–Znowu masz ataki paniki?! Od jak dawna się do dzieje?! – straciłam grunt pod
nogami, ale tylko dlatego, że Adaś znów mnie podniósł i zaniósł do salonu,
gdzie usadził na sofie.
-Ja…
-Oddychaj, powoli oddychaj. Patrz, tak jak ja – wskazał na
swoje usta, które powoli otwierały się zaczerpując powietrze, a po chwili
składały w dzióbek, aby je wypuścić. Zaczęłam go naśladować, powoli wracając do
mojego normalnego stanu – jeśli mianem normalnego stanu można nazwać rozklejoną, zranioną i… Ness
sprzed trzech lat. –Zadzwonię do terapeuty i…
-Nie jestem psychiczna, Adam – odparłam uspokajając się.
–Jestem głupia, naiwna i… Bądźmy szczerzy, dałam dupy gościowi, który
powiedział mi tylko kilka miłych słów, bo chciał w ten sposób mnie zaliczyć.
-Nie mów tak – wycedził przez zaciśnięte zęby. –Po prostu…
-Po prostu znowu zachowałam się jak niemądra idiotka! –
wykrzyczałam, czując, że znowu będę płakać. –Tylko… Ja nadal go kocham,
Adaś.
-Wiem, mała – wstał i poszedł do kuchni, z której przyniósł
kubek z herbatą. Podał mi szklankę, a ja wzięłam małego łyczka. –Zawsze możesz
na mnie liczyć, mogę coś dla ciebie jeszcze zrobić?
-Chcę zostać sama.
-Nie ma mowy –
prychnął kiwiąc głową na boki z niedowierzania w moją głupotę. –Ostatnim razem
jak Tomlinson cie skrzywdził, zachlałaś się w trupa i mało co nie straciłaś
Darcey, a teraz… Nie wyjdę stąd, Ness – pocałował mnie opiekuńczo w czoło, a
później wstał i gdzieś poszedł.
Prawdopodobnie rozmawiał przez telefon z Marisą, ponieważ
mówił, że dziś coś ważnego mu wypadło i pożegnał się mówiąc: „Też cie kocham, prosiaczku”.
Przytuliłam głowę do jednej z poduszek i zamknęłam oczy.
Cały czas w uszach huczały mi wszystkie słowa, które wypowiedział mój chłopak…
To jest, były chłopak. Znowu strumienie łez ściekały po moich gorących
policzkach…
~***~
Obudził mnie huk zamykanych drzwi, dlatego niechętnie
podniosłam się do siadu. Przez salon przeszedł niewzruszony Tomlinson ze śpiącą
Darcey na lewym barku, wtuloną w jego szyję. Za szatynem podążał
zdezorientowany Adam.
-Co ty, do cholery robisz z moją siostrzenicą? – wycedził
przez zaciśnięte zęby.
-Och – parsknął kpiącym śmieszkiem. –Masz na myśli moją
córkę? – mój brat wyszczerzył oczy.
-Twoją… O czym on gada, Ness?! – rzucił w moją stronę. Dwie
pary oczu wpatrywały się we mnie z wyczekiwaniem, aż zacznę wszystko tłumaczyć.
-Nim zerżnął Jess… - wzięłam głęboki wdech i zagryzłam dolną
wargę, starając się uniknąć ich spojrzeń. –Przespałam się z Louisem – spuściłam
głowę. –Błagam, możecie już sobie pójść? Chcę zostać sama.
-Powiedziałem…
-Zostanę z tobą, Nessie – pokiwałam przecząco głową. Nie
chcę spędzać czasu z przyjacielem mojego byłego faceta i – o ironio! – moim
byłym chłopakiem!
Zaczynam się utwierdzać w przekonaniu, że nikt nie jest tak
genialnym mistrzem od pieprzenia sobie życia niż ja sama. Jestem perfekcyjna w
tym przedsięwzięciu. W przyszłości na pewno dostanę jakąś nagrodę dla idiotki
roku, albo stulecia – wątpię, żeby był ktoś bardziej naiwny niż ja na świecie.
-Wyjdę, ale musisz mi obiecać, że pójdziesz do psychologa.
-Wyjdź z mojego mieszkania, albo zadzwonię na policję –
powiedziałam spokojnie. –Ciebie też to się tyczy, Louis.
-Jaki psycholog? – westchnął Tomlinson podchodząc bliżej
mnie. Usiadł na szklanym stoliku i chciał chwycić moją dłoń, aby dodać mi
otuchy, ale szybko odsunęłam kończynę.
-Nie dotykaj mnie – warknęłam.
-Ness, nie każ mi iść do ojca – wycedził przez zaciśnięte
zęby mój brat, na co wywróciłam oczami.
-Ile ty masz lat, Adam, pięć?! Straszysz mnie tatą jak
przedszkolak, któremu zwinęłam zabawkę! Nie potrzebuję pomocy specjalisty!
–wykrzyczałam, kolejny raz nie mogąc złapać tchu.
-Serio?! A co teraz robisz?! – równie głośno zawołał.
-Ja… - nagle zaschło mi w gardle. Oczy zaszły mi łzami z
powodu niemożności złapania tchu. Cholera,
znowu!
-Nessie – obraz zaczął się rozmywać, a ja traciłam kontakt z
rzeczywistością, aż wreszcie opadłam głową na miękką poduszkę…
~***~
Niepewnie otworzyłam oczy. Wokół mnie panował półmrok i ktoś
gładził mnie po policzku. Dłoń była duża oraz delikatna, a do tego ten kojący
głos, który mówił: Obudź się. Błagam,
obudź się. Nie chciałam się budzić, wolałam śnić o szczęściu i mieć tam
Zayna, ale niestety…
-Chryste, Nessie – szatyn odetchnął z ulgą. –Nieźle mnie
wystraszyłaś. Adam mówił, że nic ci nie będzie, ale cholernie się bałem… -mówił
jak nakręcony, ale jedyną rzeczą, na której teraz byłam w stanie się skupić
była świadomość, że leżę na udach mojego byłego chłopaka, mało tego! On dotyka
mojej twarzy swoimi obleśnymi łapami!
-Gdzie Darcey? – zapytałam wstając. Dwudziestodwulatek
przyglądał mi się ze zdziwieniem oraz zdezorientowaniem.
-Śpi, jak się czujesz? I powiedz, co to było? – potrząsnęłam
przecząco głową. –Dlaczego? Czemu się tak bardzo boisz? – podszedł bliżej mnie,
ujmując moją dłoń i patrząc głęboko w moje oczy, ale szybko odwróciłam wzrok.
–Nessie, popatrz na mnie – kiedy go nie posłuchałam, złapał delikatnie mój
podbródek i zmusił mnie do spełnienia tej prośby. –Wiem, że po tym wszystkim co
ci zrobiłem nie ufasz mi, ale bez względu na wszystko zawsze jestem gotowy ci
pomóc. Powiedz co się stało – nakazał. Nagryzłam dolną wargę i przeczesałam
dłonią włosy, tocząc wewnętrzną walkę z samą sobą, rozważając za oraz przeciw w
wyjawieniu mu wszystkiego co mnie trapi.
-Zostawiłeś zeszyt Zayna u mnie w mieszkaniu – powiedziałam
wreszcie, spuszczając głowę.
-Kurwa – zaklął pod nosem i zacisnął mocno powieki.
–Powiedział, że jestem mu to winien, kazał tylko przynieść dziennik do ciebie i
nie czytać.
-Dlaczego mnie nie ostrzegłeś?! – zawyłam, uderzając go z
pięści w tors. –Zawsze mówiłeś, że nie zależnie od tego czy będziemy razem, nie
pozwolisz mnie skrzywdzić – kolejny raz dając upust emocjom, przyłożyłam w
klatkę piersiową Tomlinsona.
-Byłaś u niego? – pokiwałam pionowo głową, przygryzając
dolną wargę, próbując w ten sposób się nie rozryczeć się jeszcze bardziej. –Co
powiedział?
-A jak myślisz, huh? – pociągnęłam nosem, panując jeszcze
nad łzami. Niestety mój głos zaczął się łamać. –Wyzwał mnie od naiwniaczek,
powiedział, że tylko się zabawił i że…
Że mnie… - nadmiar łez utrudniał mi wypowiadanie słów. –On mnie… Nie kocha –
teraz to już rozpłakałam się na dobre. Nie
kocha mnie…
-Nie płacz – znalazłam się w silnych ramionach Louisa, który
przyciskał moją głowę do swojej piersi gładząc przy okazji włosy, ale to nie
było to samo. To nie był Malik. –Co mam zrobić, żeby cie pocieszyć?
-Spraw, żeby znów mnie pokochał – powiedziałam bez
zająknięcia, od razu.
-Niestety nie potrafię tego zrobić, Nessie – oznajmił
smutny. –Powinnaś się położyć, chodź zaprowadzę cie – objął mnie w pasie, a
później jednym sprawnym ruchem wziął mnie na ręce i zaniósł do mojej sypialni.
Odprowadził mnie do dużego dwuosobowego łóżka i przykrył kołdrą, całując
opiekuńczo w czoło oraz mówiąc: Dobranoc.
–Jutro przyjadę po Darcey i odwiozę ją do przedszkola, a ty odpoczniesz,
skoro na dziesiątą masz wykłady – bardzo powoli pokiwałam pionowo głową. Czułam
się jakby ktoś wypompował ze mnie życie, a ja funkcjonuję tylko i wyłącznie z
narzuconego mi przymusu.
-Zaśpiewasz mi coś dołującego? – prychnął kpiącym śmiechem
pod nosem.
-Robię to tylko dla ciebie, jasne? – z powagą na mnie
spojrzał, mierząc palcem w moim kierunku, dlatego przytaknęłam. –Posuń się –
dźgnął mnie w żebro, a gdy przekręciłam się na drugą połówkę łóżka – położył
się obok.
Nie wiem co mną teraz kierowało – to było silniejsze ode
mnie – ale przysunęłam się cholernie blisko Louisa, kładąc mu głowę na piersi,
dokładnie na sercu, które teraz spokojnie biło. Niepewnie otulił mnie ramionami
i kolejny raz ucałował w czubek głowy. To było dziwne… Cholernie dziwne!
Właśnie zerwał ze mną facet, znowu mam ataki paniki, a na koniec tego
beznadziejnego dnia leżę w łóżku z moją pierwszą miłością. Wszystko zatacza
koło i kończę tam gdzie zawsze – na samym dnie.
-Co ci zaśpiewać? – zapytał, pocierając kciukiem moją kość
policzkową.
-Sam coś wybierz, ja nie mam do tego głowy.
-Dobra,
więc może to:
Hey there Delilah
What’s it like in New York city
I’m a thousand miles away
But girl tonight you look so pretty
Yes you do
Time square cant shine as bright as you
I swear its true
What’s it like in New York city
I’m a thousand miles away
But girl tonight you look so pretty
Yes you do
Time square cant shine as bright as you
I swear its true
…
Oh it’s what you do to me
Oh it’s what you do to me
What you do to me
Oh it’s what you do to me
What you do to me
Kiedy skończył poczułam się odrobinę lepiej… Ale tylko
troszeczkę, ponieważ nadal miałam złamane serce. Chodziło raczej o świadomość,
że Louis – ten sam, który mnie zranił, przez którego przepłakałam chyba ze sto
nocy – mnie wspiera, pociesza i… O jego obecność przy mnie. Po tym wszystkim co
JA mu zrobiłam. Po tym jak okłamywałam go. Jak przez trzy lata żył w
nieświadomości, że ma córkę. Jak wyzywałam go od alkoholików. Jak związałam się
z jego najlepszym przyjacielem… Nie miał obowiązku siedzieć przy mnie, a jednak
zrobił to. Leżał, tuląc mnie do klatki piersiowej i śpiewał kolejną smutną
piosenkę, której tym razem autorem był Ed Sheeran.
____________________________
Jejciu, ale ten rozdział wyszedł smutny :'( Biedna Ness...
Dziękuję wam za komentarze - może nie ma ich za dużo, ale jestem cholernie wdzięczna osobą, które regularnie komentują, bo to dla was mam jeszcze ochotę pisać, no i oczywiście osób, które głosowały w ankiecie ♥
Słonecznej i miłej niedzieli, miśki ;**
Super rozdziłał ,może trochę smutny ale Ness i Lou spędzili ze sobą czas a takei momenty kocham <3
OdpowiedzUsuńWeny i czekam na next :*
Błagam niech Ness będzie z Zaynem 😃
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział xD
OdpowiedzUsuńLouis powraca do gry! :) Yaaaas! Smutny ten rozdział faktycznie, ale mimo to naprawde mi się podoba!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
@Little_Sinner13
Błagam niech ona będzie z Louisem <33 / Stydia
OdpowiedzUsuńoddaj Louisa Ness :(((((
OdpowiedzUsuńA może Ness znowu będzie z Loui <3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Żal mi Ness ale mam nadzieje że będzie ona z Zaynem.
OdpowiedzUsuńLouis znowu w akcji! :D Szkoda,bo myślałam, że ona nadal będzie z Malikiem, którego bardzo polubiłam, a Tomlinsona wręcz nie znosiłam. Chociaż po ostatnich rozdziałach wydawał się dosyć spoko gościem.
OdpowiedzUsuńRacja, rozdział mega smutny ;( Dobrze, że Lou troszczy się o Ness i Darcey.
Czekam na kolejny :)
lost-loveff.blogspot.com
eh ci faceci nic tylko kręcą -.- super rozdział <3 Olls :***
OdpowiedzUsuń#TeamLouis xD i tyle mam do powiedzenia ^^
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny, błędów nie ma, zostanę na dłużej ;)
Pzdr. <3
PS: Zapraszam też do mnie:
onedirection1d-pain-and-payne.blogspot.com
would-you-know-my-name-1d.blogspot.com