niedziela, 7 czerwca 2015

IV. Just a dream




„Bez ciebie moja dusza jest jak zbłąkana w tym świecie, moje ciało bez sił, moje życie niczym pustynia.”


Ness

Wywlókł mnie z tego więzienia niczym chorą psychicznie – miotałam się, wrzeszczałam, żeby mnie zostawił, ale Adam udawał, że jest głuchy na moje błagania. Bez żadnych ceregieli wpakował mnie do samochodu, zapiął pas i zasiadł za kierownicą, uruchamiając silnik. Jechał szybko, ale nie łamał żadnych przepisów drogowych.
Siedziałam z kolanami podciągniętymi pod klatkę piersiową, obejmując je ramionami oraz opierając o nie czoło, nadal wylewając strumienie łez. Nie kocham cie… On mnie już nie kocha… Mój Malik już mnie nie kocha…
W aucie panowała cisza, którą wypełniał ryk silnika oraz mój szloch. Nie wiem jak długo jechaliśmy, ale mój brat po dłuższej chwili zatrzymał swój wóz. Wysiadł i obszedł Lexusa, aby wyjąć mnie niczym małą dziewczynę oraz zanieść do domu.
Świetnie sobie radził na schodach, aż wreszcie dotarł do drzwi mojego mieszkania. Ustawił mnie pod ścianą, po której bezsilna zjechałam, siadając zupełnie tak samo jak w aucie. Znowu słone łzy spływały po moich policzkach.
-Boże Przenajświętszy, co ci się stało dziecko?! – błagam, tylko nie ona. Ten dzień jest wystarczająco beznadziejny, a ona… Proszę, niech pani Charlotte się do tego nie miesza.
Poczułam jak ciepłe ręce łapią za moją twarz i unoszą ją. Widziałam rozmazany obraz twarzy mojej siwej sąsiadki, która… W sumie nie wiedziałam jak na mnie patrzyła. Z troską? Współczuciem? A może z zadowoleniem, ponieważ wcale nie pomyliła się co do Zayna?
-Nessiu, chodź do mnie – szatyn przesunął delikatnie starszą panią, a mnie znów zabrał na ręce i wniósł do domu, przepraszając wcześniej panią Charlotte. Zsunął ze stóp buty, po czym wszedł w głąb salonu. –Idź się wykąp, a ja zrobię ci obiad – zaniósł mnie do łazienki i usadowił na zimnej posadzce. Włożył do wanny korek, po czym odkręcił kurki. Wlał coś do środka… Mhm, to olejek waniliowy.
Donavan wyszedł, ale kilka sekund później wrócił trzymając w rękach czystą bieliznę, szare dresy, białą obcisłą koszulkę z jakimś napisem oraz parę ciepłych skarpet, które podarował mi na święta.
-Jakby co, to zawołaj – przytaknęłam, ale tylko dlatego żeby wyszedł. Chciałam zostać sama i po użalać się nad sobą.
Byłam naiwna… Kolejny raz facet doprowadził mnie na samo dno. Z przestworzy szczęścia, spadłam z hukiem rozbijając się o twardą rzeczywistość, która wcale nie była tak kolorowa jak mogłoby się wydawać. Gdybym mogła cofnąć czas… Nie otwierałabym tego zeszytu… Nie przespałabym się z Zaynem… Nie wpuściłabym go tamtego feralnego dnia do moje mieszkania, gdy przyszedł wypytywać o Darcey… Nie wsiadłabym do jego samochodu po zdaniu matury… Gdybym mogła cofnąć czas nie wróciłabym do Londynu.
Bez jakichkolwiek chęci do życia, wstałam i zdjęłam z siebie ciuchy, które wrzuciłam do kosza na pranie. Trzymając się brzegu wanny, weszłam ostrożnie do środka i zanurzyłam się w przyjemnie gorącej wodzie, która pachniała płynem waniliowym.
Leżałam w pianie – która po pewnym czasie zniknęła – tak długo, aż woda nie wystygła, a Adam nie zaczął dobijać się do drzwi, które i tak były otwarte. Niechętnie zaczęłam się myć – najpierw całe ciało, a następnie włosy, które spłukałam bezbarwną cieczą. Owinęłam się ręcznikiem, niezdarnie wycierając. Ubrałam się w przyniesione przez mojego brata ciuchy i wyszłam do niego.
Dwudziestodwulatek stał oparty przy ścianie i czekał na mnie. Kiedy mnie zobaczył – zatrzymał, każąc mi chwilkę zaczekać, a sam wszedł do łazienki, z której zabrał szczotkę oraz suszarkę. Złapawszy mnie za łokieć, zaprowadził do mojej sypialni, gdzie pchnął delikatnie na łóżko. Zaczął suszyć oraz rozczesywać powoli moje blond włosy, z którymi obchodził się jak z jajkiem. Nie minęło nawet dziesięć minut, a Adam skończył swoje zadanie. Poodnosił wszystko na swoje miejsce, po czym zabrał mnie znów na ręce i zaniósł do kuchni, sadzając na jednym z krzeseł.
-Smacznego – postawił przede mną sporą porcję spaghetti, szklankę gorącej herbaty oraz widelec. Niepewnie złapałam za sztuciec, po czym zaczęłam grzebać w talerzu. Nie miałam apetytu. –Ness, zjedz, proszę – popatrzył na mnie tymi brązowymi oczami pełnymi bólu, a ja znowu zaczęłam wyć jak bóbr. –Nie płacz, Malik nie jest tego wart – obszedł wyspę kuchenną i mocno przytulił mnie do swojej piersi. Nie protestowałam, tylko mono objęłam go w pasie, tuląc się jeszcze mocniej.
-Tak bardzo go kocham, Adaś – wychlipałam, a w odpowiedzi dostałam tylko całusa w czubek głowy.
-Wiem, malutka – przycisnął moje czoło bardziej do swojego torsu i wzmocnił uścisk. –I wiem, że on też cie kocha, a robi to wszystko po to, żeby cie chronić przed tym psychopatą – odepchnęłam go od siebie równie szybko, jak wypowiedział to zdanie. Adam parzył na mnie zdziwiony oraz smutkiem i troską.
-Skąd wiesz? – głos mi drżał, jakbym bała się poznać jego wersję… Musiałam to wiedzieć, mimo wszystko.
-Od Louisa, wczoraj rozmawialiśmy.
-Czego… - zaczerpnęłam gwałtownie powietrza, bo przez to wszystko zapomniałam o oddechu. Znów robiło mi się duszno. Z trudem łapałam wdech. Miałam mroczki przed oczami, najgorsze w tym wszystkim było to nie panowałam nad swoim ciałem.
-Cholera, Ness! – Donavan zdążył mnie złapać przed upadkiem. –Znowu masz ataki paniki?! Od jak dawna się do dzieje?! – straciłam grunt pod nogami, ale tylko dlatego, że Adaś znów mnie podniósł i zaniósł do salonu, gdzie usadził na sofie.
-Ja…
-Oddychaj, powoli oddychaj. Patrz, tak jak ja – wskazał na swoje usta, które powoli otwierały się zaczerpując powietrze, a po chwili składały w dzióbek, aby je wypuścić. Zaczęłam go naśladować, powoli wracając do mojego normalnego stanu – jeśli mianem normalnego stanu  można nazwać rozklejoną, zranioną i… Ness sprzed trzech lat. –Zadzwonię do terapeuty i…
-Nie jestem psychiczna, Adam – odparłam uspokajając się. –Jestem głupia, naiwna i… Bądźmy szczerzy, dałam dupy gościowi, który powiedział mi tylko kilka miłych słów, bo chciał w ten sposób mnie zaliczyć.
-Nie mów tak – wycedził przez zaciśnięte zęby. –Po prostu…
-Po prostu znowu zachowałam się jak niemądra idiotka! – wykrzyczałam, czując, że znowu będę płakać. –Tylko… Ja nadal go kocham, Adaś. 
-Wiem, mała – wstał i poszedł do kuchni, z której przyniósł kubek z herbatą. Podał mi szklankę, a ja wzięłam małego łyczka. –Zawsze możesz na mnie liczyć, mogę coś dla ciebie jeszcze zrobić?
-Chcę zostać sama.
-Nie ma  mowy – prychnął kiwiąc głową na boki z niedowierzania w moją głupotę. –Ostatnim razem jak Tomlinson cie skrzywdził, zachlałaś się w trupa i mało co nie straciłaś Darcey, a teraz… Nie wyjdę stąd, Ness – pocałował mnie opiekuńczo w czoło, a później wstał i gdzieś poszedł.
Prawdopodobnie rozmawiał przez telefon z Marisą, ponieważ mówił, że dziś coś ważnego mu wypadło i pożegnał się mówiąc: „Też cie kocham, prosiaczku”.
Przytuliłam głowę do jednej z poduszek i zamknęłam oczy. Cały czas w uszach huczały mi wszystkie słowa, które wypowiedział mój chłopak… To jest, były chłopak. Znowu strumienie łez ściekały po moich gorących policzkach…
~***~
Obudził mnie huk zamykanych drzwi, dlatego niechętnie podniosłam się do siadu. Przez salon przeszedł niewzruszony Tomlinson ze śpiącą Darcey na lewym barku, wtuloną w jego szyję. Za szatynem podążał zdezorientowany Adam.
-Co ty, do cholery robisz z moją siostrzenicą? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Och – parsknął kpiącym śmieszkiem. –Masz na myśli moją córkę? – mój brat wyszczerzył oczy.
-Twoją… O czym on gada, Ness?! – rzucił w moją stronę. Dwie pary oczu wpatrywały się we mnie z wyczekiwaniem, aż zacznę wszystko tłumaczyć.
-Nim zerżnął Jess… - wzięłam głęboki wdech i zagryzłam dolną wargę, starając się uniknąć ich spojrzeń. –Przespałam się z Louisem – spuściłam głowę. –Błagam, możecie już sobie pójść? Chcę zostać sama.
-Powiedziałem…
-Zostanę z tobą, Nessie – pokiwałam przecząco głową. Nie chcę spędzać czasu z przyjacielem mojego byłego faceta i – o ironio! – moim byłym chłopakiem!
Zaczynam się utwierdzać w przekonaniu, że nikt nie jest tak genialnym mistrzem od pieprzenia sobie życia niż ja sama. Jestem perfekcyjna w tym przedsięwzięciu. W przyszłości na pewno dostanę jakąś nagrodę dla idiotki roku, albo stulecia – wątpię, żeby był ktoś bardziej naiwny niż ja na świecie.
-Wyjdę, ale musisz mi obiecać, że pójdziesz do psychologa.
-Wyjdź z mojego mieszkania, albo zadzwonię na policję – powiedziałam spokojnie. –Ciebie też to się tyczy, Louis.
-Jaki psycholog? – westchnął Tomlinson podchodząc bliżej mnie. Usiadł na szklanym stoliku i chciał chwycić moją dłoń, aby dodać mi otuchy, ale szybko odsunęłam kończynę.
-Nie dotykaj mnie – warknęłam.
-Ness, nie każ mi iść do ojca – wycedził przez zaciśnięte zęby mój brat, na co wywróciłam oczami.
-Ile ty masz lat, Adam, pięć?! Straszysz mnie tatą jak przedszkolak, któremu zwinęłam zabawkę! Nie potrzebuję pomocy specjalisty! –wykrzyczałam, kolejny raz nie mogąc złapać tchu.
-Serio?! A co teraz robisz?! – równie głośno zawołał.
-Ja… - nagle zaschło mi w gardle. Oczy zaszły mi łzami z powodu niemożności złapania tchu. Cholera, znowu!
-Nessie – obraz zaczął się rozmywać, a ja traciłam kontakt z rzeczywistością, aż wreszcie opadłam głową na miękką poduszkę…
~***~
Niepewnie otworzyłam oczy. Wokół mnie panował półmrok i ktoś gładził mnie po policzku. Dłoń była duża oraz delikatna, a do tego ten kojący głos, który mówił: Obudź się. Błagam, obudź się. Nie chciałam się budzić, wolałam śnić o szczęściu i mieć tam Zayna, ale niestety…
-Chryste, Nessie – szatyn odetchnął z ulgą. –Nieźle mnie wystraszyłaś. Adam mówił, że nic ci nie będzie, ale cholernie się bałem… -mówił jak nakręcony, ale jedyną rzeczą, na której teraz byłam w stanie się skupić była świadomość, że leżę na udach mojego byłego chłopaka, mało tego! On dotyka mojej twarzy swoimi obleśnymi łapami!
-Gdzie Darcey? – zapytałam wstając. Dwudziestodwulatek przyglądał mi się ze zdziwieniem oraz zdezorientowaniem.
-Śpi, jak się czujesz? I powiedz, co to było? – potrząsnęłam przecząco głową. –Dlaczego? Czemu się tak bardzo boisz? – podszedł bliżej mnie, ujmując moją dłoń i patrząc głęboko w moje oczy, ale szybko odwróciłam wzrok. –Nessie, popatrz na mnie – kiedy go nie posłuchałam, złapał delikatnie mój podbródek i zmusił mnie do spełnienia tej prośby. –Wiem, że po tym wszystkim co ci zrobiłem nie ufasz mi, ale bez względu na wszystko zawsze jestem gotowy ci pomóc. Powiedz co się stało – nakazał. Nagryzłam dolną wargę i przeczesałam dłonią włosy, tocząc wewnętrzną walkę z samą sobą, rozważając za oraz przeciw w wyjawieniu mu wszystkiego co mnie trapi.
-Zostawiłeś zeszyt Zayna u mnie w mieszkaniu – powiedziałam wreszcie, spuszczając głowę.
-Kurwa – zaklął pod nosem i zacisnął mocno powieki. –Powiedział, że jestem mu to winien, kazał tylko przynieść dziennik do ciebie i nie czytać.
-Dlaczego mnie nie ostrzegłeś?! – zawyłam, uderzając go z pięści w tors. –Zawsze mówiłeś, że nie zależnie od tego czy będziemy razem, nie pozwolisz mnie skrzywdzić – kolejny raz dając upust emocjom, przyłożyłam w klatkę piersiową Tomlinsona.
-Byłaś u niego? – pokiwałam pionowo głową, przygryzając dolną wargę, próbując w ten sposób się nie rozryczeć się jeszcze bardziej. –Co powiedział?
-A jak myślisz, huh? – pociągnęłam nosem, panując jeszcze nad łzami. Niestety mój głos zaczął się łamać. –Wyzwał mnie od naiwniaczek, powiedział,  że tylko się zabawił i że… Że mnie… - nadmiar łez utrudniał mi wypowiadanie słów. –On mnie… Nie kocha – teraz to już rozpłakałam się na dobre. Nie kocha mnie…
-Nie płacz – znalazłam się w silnych ramionach Louisa, który przyciskał moją głowę do swojej piersi gładząc przy okazji włosy, ale to nie było to samo. To nie był Malik. –Co mam zrobić, żeby cie pocieszyć?
-Spraw, żeby znów mnie pokochał – powiedziałam bez zająknięcia, od razu.
-Niestety nie potrafię tego zrobić, Nessie – oznajmił smutny. –Powinnaś się położyć, chodź zaprowadzę cie – objął mnie w pasie, a później jednym sprawnym ruchem wziął mnie na ręce i zaniósł do mojej sypialni. Odprowadził mnie do dużego dwuosobowego łóżka i przykrył kołdrą, całując opiekuńczo w czoło oraz mówiąc: Dobranoc. –Jutro przyjadę po Darcey i odwiozę ją do przedszkola, a ty odpoczniesz, skoro na dziesiątą masz wykłady – bardzo powoli pokiwałam pionowo głową. Czułam się jakby ktoś wypompował ze mnie życie, a ja funkcjonuję tylko i wyłącznie z narzuconego mi przymusu.
-Zaśpiewasz mi coś dołującego? – prychnął kpiącym śmiechem pod nosem.
-Robię to tylko dla ciebie, jasne? – z powagą na mnie spojrzał, mierząc palcem w moim kierunku, dlatego przytaknęłam. –Posuń się – dźgnął mnie w żebro, a gdy przekręciłam się na drugą połówkę łóżka – położył się obok.
Nie wiem co mną teraz kierowało – to było silniejsze ode mnie – ale przysunęłam się cholernie blisko Louisa, kładąc mu głowę na piersi, dokładnie na sercu, które teraz spokojnie biło. Niepewnie otulił mnie ramionami i kolejny raz ucałował w czubek głowy. To było dziwne… Cholernie dziwne! Właśnie zerwał ze mną facet, znowu mam ataki paniki, a na koniec tego beznadziejnego dnia leżę w łóżku z moją pierwszą miłością. Wszystko zatacza koło i kończę tam gdzie zawsze – na samym dnie.
-Co ci zaśpiewać? – zapytał, pocierając kciukiem moją kość policzkową.
-Sam coś wybierz, ja nie mam do tego głowy.
-Dobra, więc może to:
Hey there Delilah
What’s it like in New York city
I’m a thousand miles away
But girl tonight you look so pretty
Yes you do
Time square cant shine as bright as you
I swear its true 
Oh it’s what you do to me
Oh it’s what you do to me
What you do to me
Kiedy skończył poczułam się odrobinę lepiej… Ale tylko troszeczkę, ponieważ nadal miałam złamane serce. Chodziło raczej o świadomość, że Louis – ten sam, który mnie zranił, przez którego przepłakałam chyba ze sto nocy – mnie wspiera, pociesza i… O jego obecność przy mnie. Po tym wszystkim co JA mu zrobiłam. Po tym jak okłamywałam go. Jak przez trzy lata żył w nieświadomości, że ma córkę. Jak wyzywałam go od alkoholików. Jak związałam się z jego najlepszym przyjacielem… Nie miał obowiązku siedzieć przy mnie, a jednak zrobił to. Leżał, tuląc mnie do klatki piersiowej i śpiewał kolejną smutną piosenkę, której tym razem autorem był Ed Sheeran. 
____________________________
Jejciu, ale ten rozdział wyszedł smutny :'( Biedna Ness...
Dziękuję wam za komentarze - może nie ma ich za dużo, ale jestem cholernie wdzięczna osobą, które regularnie komentują, bo to dla was mam jeszcze ochotę pisać, no i oczywiście osób, które głosowały w ankiecie ♥ 
Słonecznej i miłej niedzieli, miśki ;** 

11 komentarzy:

  1. Super rozdziłał ,może trochę smutny ale Ness i Lou spędzili ze sobą czas a takei momenty kocham <3
    Weny i czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Błagam niech Ness będzie z Zaynem 😃

    OdpowiedzUsuń
  3. Louis powraca do gry! :) Yaaaas! Smutny ten rozdział faktycznie, ale mimo to naprawde mi się podoba!
    Pozdrawiam!
    @Little_Sinner13

    OdpowiedzUsuń
  4. Błagam niech ona będzie z Louisem <33 / Stydia

    OdpowiedzUsuń
  5. oddaj Louisa Ness :(((((

    OdpowiedzUsuń
  6. A może Ness znowu będzie z Loui <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział. Żal mi Ness ale mam nadzieje że będzie ona z Zaynem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Louis znowu w akcji! :D Szkoda,bo myślałam, że ona nadal będzie z Malikiem, którego bardzo polubiłam, a Tomlinsona wręcz nie znosiłam. Chociaż po ostatnich rozdziałach wydawał się dosyć spoko gościem.
    Racja, rozdział mega smutny ;( Dobrze, że Lou troszczy się o Ness i Darcey.
    Czekam na kolejny :)
    lost-loveff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. eh ci faceci nic tylko kręcą -.- super rozdział <3 Olls :***

    OdpowiedzUsuń
  10. #TeamLouis xD i tyle mam do powiedzenia ^^
    Rozdział bardzo fajny, błędów nie ma, zostanę na dłużej ;)
    Pzdr. <3

    PS: Zapraszam też do mnie:
    onedirection1d-pain-and-payne.blogspot.com
    would-you-know-my-name-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja