niedziela, 27 grudnia 2015

Nowe rozdziały!!

Nie wiem, czy czytaliście notkę pod poprzednim rozdziałem, ale na moich innych blogach pojawiły się nowe posty. Także: 

opowiadanie o 5SOS 

 
 i

opowiadanie o Zaynie (w tajemnicy powiem, że pojawi się też Louis, Harry i Liam) xdd 



ps. następny rozdział za tydzień ;**
see ya ;** 

czwartek, 24 grudnia 2015

XXX. Wherever You Are




„Imponował mi. Był taki męski, a jednocześnie pod skórą prawdziwego mężczyzny krył chłopca lubiącego przytulanie.”


Ness


Siedziałam przy stole opok Matta i Liama, naprzeciwko Zayna i Darcey, ponieważ tak zarządziła Danielle. Olson przygotowała kurczaka z warzywami, pieczone ziemniaki i jakąś surówkę, która była cholernie dobra… w sumie wszystko było dobre.
-Więc, jaką miałeś do mnie wczoraj sprawę, Zayn? –zagaił Anderson zwracając uwagę mojego chłopaka, który aktualnie skupiał się na zaczepianiu mnie i wodzeniu stopą po moich łydkach, czym mnie podniecał, ale stwarzałam pozory, że wszystko jest w najlepszym porządku.
-Och, tak chciałem, żebyś zarówno ty jak i Liam był moim wspólnikiem –poinformował ze szczerym uśmiechem, ku zdziwieniu naszych przyjaciół.
-Zakładasz gang? –wypaliła jego kuzynka, na co Malik buchnął śmiechem.
-Nie, skąd ten pomysł? –dodał rozbawiony.
-No nie wiem, tak mi się skojarzyło, bo zaledwie kilka miesięcy temu brałeś udział w skoku na konwój w Rosji?
-Stare dzieje – machnął ręką mulat. –Teraz jestem zakochany, buduję dom, spłodziłem dzieci… muszę jeszcze posadzić drzewo –teraz to ja zachichotałam.
Najbardziej kochałam go takim, jaki był w tym momencie – zabawny, beztroski, szczęśliwy i skory do żartów. Uwielbiam patrzeć jak Zayn się uśmiecha, a w jego oczach pojawiają się iskierki rozbawienia, kiedy docina Danielle lub komuś innemu – widać, że sprawia mu to radość.
-Jaki interes masz na myśli? –wtrącił wreszcie Liam.
-Chcę otworzyć firmę samochodową i potrzebuję kogoś, kto zajmie się księgowością, Payno, a dla ciebie, Matt jest stanowisko marketingowe. Dodatkowo mogę wam zaoferować po dwadzieścia procent udziałów i urlop ojcowski, jeśli coś spłodzisz, Rocky.
-Nie potrzebuję na razie dzieci, nie widzi mi się babranie w pieluchach, c’ nie, kicia? –Marisa jedynie przytaknęła. –Bo w sumie jakbym miał uprawiać seks, jakby Marisa była w dziewiątym miesiącu?
-Normalnie –stwierdził Liam. –Jesteś idiotą, skoro myślisz, że w ostatnim miesiącu nie da się pieprzyć.
-A da się? –wywróciłam oczami na pytanie Zayna. –To znaczy… wiem, że się da, ale, w jakiej pozycji? Oglądałem ostatnio z Mattem Sekstaśmę z Cameron Diaz i tym kolesiem z Jak poznałem waszą matkę i on nie potrafił jej wsadzić… więc, jak ty to robiłeś, Payno?
-Serio, Zayn? –wypaliła poczerwieniała ze złości Danielle.
-Dani rozumiem, że masz TE dni, albo jesteś znowu w ciąży, bo Ness ma podobne humorki, ale teraz duzi chłopcy rozmawiają, więc z łaski swojej ucisz się –powiedział marszcząc nos, a potem wracając do swojego przyjaciela. –No, więc tłumacz.
-Na łyżeczkę.
-Na łyżeczkę to my się przytulamy, Ness nie lubi, gdy coś wbija jej się w tyłek.
-Zayn! –tym razem to ja się uniosłam. –Opanuj się –wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Boże, to takie krępujące, kiedy on rozmawia o naszych intymnych sprawach publicznie, zwłaszcza przy przyjaciołach, albo przy swoich rodzicach, co zdarzyło się już dwa razy! On jest po prostu bezwstydny, rozgadując takie rzeczy wszystkim. To powinna być nasza tajemnica, a nie nagłówek w gazetach, które czyta każdy!
-Ness, ma rację, anal jest niewygodny –poparła mnie Dani. –A gdyby wam ktoś wpychał w tyłek?
-Nie jestem gejem –przypomniał jej ciemny blondyn. –Dowodem na to jest nasz syn –wskazał na drzemiącego na kocyku Luke’ a.
-Ja też nie, spłodziłem bliźniaki, więc… -wzruszył barkami z uśmiechem na ustach.
-Ja wczoraj zaliczyłem anal i kilka innych pozycji, więc też jestem hetero.
-Kretyni –podsumowała Parker kręcąc głową na boki. –Jakbyście się nie mogli wstrzymać z seksem na kilka tygodni.
-Ja wytrzymałem trzy miesiące –wtrącił Malik.
-A ja… -zaczął Matt, ale szybko się uciszył nie dokańczając swojej myśli. –Liam wytrzymał, kiedy Dani miała szwy po ciąży.
-Ile? –zapytał z przerażeniem mój chłopak.
-Z miesiąc? Nie wiem, nie zaznaczałem tego w kalendarzu –wyrzucił w powietrze ramiona Liam, po czym zaoferował, żebyśmy zagrali w karty, na co wszyscy przystaliśmy. Pomogłyśmy z Marisą posprzątać Danielle, a Zayn poszedł położyć Darcey spać w pokoju gościnnym, tak jak Liam swojego syna w jego pokoju. Matt natomiast przygotował wszystko pod grę.
Siedzieliśmy na dywanie w okręgu i każdy wpatrywał się w swoje karty, bo nikt nie chciał przegrać zwłasza, że zasady były proste – jeśli przegrasz, pozbywasz się ubrań. Nie chciałam tego, ale nie chciałam też wyjść na sztywną z racji tego, że pozostali się zgodzili. Liam w dodatku wyjął alkohol i literatki, które podał każdemu oprócz mnie i Dani.
-Możesz wziąć łyka –powiedział Zayn podając mi swoją szklankę, ale pokiwałam przecząco głową. –Tata mówił, że jeden łyczek ci nie zaszkodzi.
-Muszę cię później odwieść do domu, geniuszu –mruknęłam z przekąsem.
-Będziemy spać u Liama, więc możesz śmiało skosztować.
-Nie, dziękuję –odmówiłam nieco wredniej, ale wszystko, dlatego że naprawdę chciałam przejechać się jego samochodem, bo nigdy mi na to nie pozwalał.
-Wygrałem –stwierdził Payno wykładając swoje karty.
-Nie sądzę –rzuciłam do środka pokera ułożonego z poduszek. –Wyskakuj z ciuchów, Liam – powiedziałam obojętnie, biorąc łyka soku pomarańczowego, który przyniosłam z kuchni łącznie z butelką niegazowanej wody.
-Jeszcze zobaczymy, kto będzie siedział goły, Ness –zagroził ciemny blondyn, na co wywróciłam oczami.
Graliśmy już dobre dwie godziny i jak na razie miałam na sobie czarne koronkowe majtki i bluzkę, bo tylko raz podwinęła mi się noga, w przeciwieństwie do reszty - Zayn był tylko w bokserkach, tak jak Liam, Matt był już nagi, Marisa miała jeszcze majtki, a Danielle swój biały komplet bielizny.
-Kończmy ten cyrk, piękna –oznajmił pijany Malik, kładąc na środku pokera. –Ściągaj bluzeczkę, Maleńka –zaczkał.
-Bokserki w dół, przystojniaczku –położyłam przed sobą królewskiego pokera w kolorze czerwonego serduszka.
-Oszukujesz, Ness –wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym wstał i zdjął swoje spodenki, na co głośno przełknęłam ślinę i zagryzłam dolną wargę. –Teraz nie mam już nic do stracenia, dlatego rozdawaj, Parker –równie pijana Marisa rozdała talię, ale tym razem przegrałam… przegrałam jak ofiara! –Tylko na to czekałem –dodał, oblizując swoje usta i przyglądając mi się z szaleństwem w oczach.
-Nie zdejmę bluzki – zaprzeczyłam. Jestem na to za trzeźwa, musiałabym się upić jak nienormalna, żeby się roznegliżować.
-Musisz, Ness –poparł mulata, Anderson. –Takie są zasady –ziewnął opierając głowę o bark Marisy.
-Naprawdę chcesz, żeby twoi przyjaciele widzieli mnie nago, Zayn? –próbowałam go zmanipulować, ale z marnym skutkiem. Był pijany…
-Ja chcę cię widzieć nago, cały dzień myślę tylko o tym, że nie masz na sobie stanika, Maleńka –wybełkotał, po czym zaczął się do mnie zbliżać, aż ostatecznie usiadł przede mną niszcząc całą grę tylko po to, żeby wpić się w moje wargi i włożyć łapy pod moją bluzkę. Zatrzymałam go. –Przestań, przecież wiem, że chcesz…
-Nie tutaj.
-W takim chodź do sypialni Liama – oczy Dani zabłysły wściekłością.
-Chcę do domu. Ubierz się, a ja pójdę po Darcey –poprosiłam, a potem ubrałam swoje szorty  i zabrałam kluczyki, które Olson zdążyła wyjąć ze spodni swojego kuzyna. 
Z pokoju gościnnego zabrałam moją księżniczkę, a za nami podążał Dingo, który od razu wskoczył na tylnie siedzenie samochodu Malika, gdzie również przypięłam do fotelika czterolatkę. Wróciłam jeszcze po mojego niewyżytego chłopaka. Zayn, mimo iż dużo wypił, radził sobie całkiem nieźle z trafieniem do samochodu. Nim jednak wsiadł do środka, wykłócał się ze mną, kto powinien prowadzić, ale przekonałam go tym, że kiedy będziemy już w domu zdejmę dla niego koszulkę – idiota, przecież to logiczne, że muszę wziąć prysznic i przebrać się w piżamę.
To całe podrasowane SSC Aero to jakaś masakra, jak, u diabła Zayn może prowadzić – za przeproszeniem – takie gówno?! Nie dość, że ledwo dosięgałam do pedałów to zmiana biegów jest koszmarna. Byłam tak cholernie szczęśliwa, kiedy zaparkowałam na naszym osiedlu pod naszym blokiem, że nie jestem w stanie tego opisać.
Najpierw pomogłam wysiąść Malikowi, potem Dingo, a na samym końcu wzięłam mój skarb na ręce i zamknęłam to całe super auto, żeby nikt go nie ukradł. Całą czwórką wtoczyliśmy się po schodach, a następnie otworzyłam mieszkanie, żebyśmy mogli wejść.
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam było zamknięcie drzwi na klucz, a potem zsunięcie ze stóp butów. Następnie zaniosłam Darcey do jej pokoju, gdzie zdjęłam jej jeansowe spodenki oraz narzutkę, bo jej botki zostały u Dani. Wielki bernardyn od razu wskoczył na łóżko i ułożył się z brzegu, żeby jego pani nie spadła z materaca, dlatego wiedząc, że moje dziecko jest chronione przez psa, ucałowałam jej czółko i poszłam do mojej sypialni, gdzie czekał na mnie jeszcze Malik.
-Chodź do mnie –poprosił wystawiając w moim kierunku dłoń, ale jej nie uchwyciłam.
-Idę się wykąpać – wyznałam, po czym zabrałam swoją koszulkę ze Stichem oraz czystą parę biodrówek w kolorze białym i poszłam do łazienki. Rozebrałam się do naga i weszłam do kabiny. Odkręciwszy zawory pozwoliłam, żeby letnia woda na mnie spływała, ale ten relaks nie trwał długo, bo dołączył do mnie mój chłopak, który od razu zaczął mnie napastować pocałunkami. –Niee…
-Proszę, Ness, przecież Darcey śpi –wyznał, po czym łapiąc za mój odcinek lędźwiowy przyciągnął mnie bliżej siebie.
-Zayn jesteś pijany, a ja jestem zmęczona…
-Zrobię to szybko –poinformował brunet, a potem jednym szybkim ruchem chwycił za moje pośladki i uniósł na wysokość swoich bioder, które objęłam nogami. Nie zważając na nic od razu we mnie wszedł i zaczął się poruszać, opierając moje plecy o zimne kafelki. Próbowałam stłumić jęki, ale niezbyt mi to wychodziło, dlatego też dwudziestodwulatek wpił się w moje wargi nie przestając mnie pieprzyć. Byłam wykończona –tym dniem, a on jeszcze chciał seksu… kocham go i się zgodziłam, ale nie byłam w stanie trafić do swojego łóżka, bo zmęczenie dało o sobie znać. –Chodź do mnie –najdokładniej jak tylko pijany facet potrafi wytarł mnie, a potem kolejno ubrał, rozczesał włosy i zaniósł do sypialni, gdzie momentalnie się przytulił… oplótł mnie niczym dzikie pnącze. –Kocham się do ciebie przytulać – wymruczał, gładząc dłonią mój brzuszek. –Myślisz, że to dwaj chłopcy? –ziewnął. –Nauczyłbym ich się ścigać. Mogę też mieć jednego syna, ale chcę go nauczyć prowadzić samochód, bo mnie ojciec nie nauczył.
-A, jeśli to będę dwie dziewczynki?
-Też nauczę je jeździć samochodem. Tak czy tak będę szczęśliwy, o ile nie będziesz mi kazała jeździć różowym wózkiem –zachichotałam, przeczesując palcami jego włosy, którymi się bawiłam.
-Sam sobie wybierzesz wózek.
-Jak chcesz je nazwać? –wymruczał Malik całując mój brzuch.
-Nie myślałam jeszcze o tym, ale może Mia? –zapytałam niepewnie chcąc wybadać jego reakcję. Mulat podniósł się i dokładnie mnie zlustrował.
-Chcesz… -przytaknęłam. –Ale czemu, chcesz nazwać naszą córkę w ten sposób?
-Bo Mia była dla ciebie ważna i wiem, ile dla ciebie znaczyła.
-Myślisz, że właśnie tak powinniśmy nazwać naszą córkę?
-Mhm, myślę, że tak. Będzie ci przypominała o tym ile dobrego zrobiłeś nie tylko dla mnie –na idealnych ustach mojego chłopaka pojawił się nieśmiały uśmieszek.
-A jeśli będę miał jeszcze syna nazwiemy go Louis, bo on też wiele dla ciebie znaczył, poza tym był ojcem Darcey –kolejny raz ziewnął.
-Dobrze, ale teraz idź już spać, Zayn –poprosiłam delikatnie muskając jego usta, a potem wtulając nos w włosy Zayna, który z kolei obejmował mnie w pasie i opierał policzek o moje piersi.
~***~
Według zaleceń leżałam w łóżku i starałam się nie ruszać. Zayn, gdzieś poszedł i prawdopodobnie była to kuchnia, skąd dochodziły hałasy, a Darcey… ona równo o dwunastej poszła go Jake’ a.
-Długo jeszcze?! –zawołałam, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam ochoty przeleżeć całego dnia w łóżku.
-Już idę! –odkrzyknął i po kilku sekundach zjawił się z tacą w sypialni. Usiadł obok mnie i podał mi miseczkę z truskawkami oraz bitą śmietanę. –Dzwoniłem do tego całego Sama.
-Co powiedział? –zapytałam biorąc gryza moich ulubionych owoców.
-Że powinniśmy zacząć wybierać meble, bo w listopadzie będziemy już się wprowadzać.
-To świetna wiadomość!
-Mhm, dlatego zadzwoniłem do Clary, żeby nam pomogła urządzić wnętrze.
-Okay –westchnęłam zirytowana.
Nie będę kłamać, że za nią przepadam, bo prawda jest zupełnie inna. Nie lubię jej, bo zachowała się jak skończona suka najpierw kręcąc z Mattem, a teraz z moim bratem. Jak, do diabła tak można grać na ludzkich uczuciach?! Jak ta wywłoka mogła to zrobić Andersonowi?!
-Jesteś zła…
-Rozczarowana i zirytowana –poprawiłam. –Ale jeśli uważasz, że Brown może nam pomóc… niech to zrobi.
-Kocham cię –wyznał całując mnie w kącik ust. –Ale chciałbym wiedzieć, co myślisz o tym łóżku? –zapytał podając mi katalog.
-Jest wielkie… -westchnęłam, wertując rozmiary.
-O to właśnie chodzi, bo chcę mieć z tobą duże łóżko –z rozbawieniem pokiwałam głową na boki z niedowierzanie.
-Ness?! –po naszym mieszkaniu rozniósł się krzyk Marisy, która po chwili znalazła się w naszej sypialni i rzuciła się na materac, gdzie oboje z Zaynem siedzieliśmy. –Mam newsy…
-Mogłabyś… no nie wiem? Zachowywać się jak nieco cywilizowana osoba i uprzedzać nas o swoich wizytach? –mruknął niezadowolony dwudziestodwulatek.
-I mówi to koleś, który ostatnio przeszkodził mi seksie – rzuciła obojętnie latynoska. –Zgadnij, co kupiłam –zwróciła się niezwykle podekscytowana do mnie, na co wzruszyłam ramionami. –Zrobię ci paznokcie, chodź do kuchni.
-Marisa to naprawdę miłe, ale zaraz przychodzi Clary, żeby pomóc nam urządzić dom – poinformowałam niepewnie.
Było mi niezwykle głupio. Jak, do diabła mogłam tak ranić moją przyjaciółkę, której mój popieprzony brat złamał serce? Zdradziłam ją i spoufalam się z wrogiem. Jestem najgorszą przyjaciółką na świecie.
-Wyluzuj –machnęła ręką, uśmiechająca się przy tym brunetka. –Zayn się nią zajmie, a ja zajmę się tobą –spojrzałam niepewnie na mojego chłopaka, który jedynie wywrócił oczami. –Nie bądź wkurwiony, Malik, Ness ci się wieczorem zrewanżuje –poruszała brwiami. –Zajmę się nawet Darcey.
-Jesteś idiotką –westchnął mulat. –Przyjdź o siódmej po Skrzata –poinformował, a potem poszedł otworzyć drzwi.
-Sprawia ci to niewyobrażalną radość, prawda? –zapytałam marszcząc nos.
-Mhm –mruknęła zadowolona z siebie. –Okay, chodź do salonu.
Według planu poszłyśmy do pokoju dziennego, gdzie siedziała już Clary i rozpakowywała swoje materiały.
-Ness, chcesz coś do picia?! –zawołał z kuchni Malik, na co odkrzyknęłam, że nie, ale niech zrobi Marisie herbaty. Parker zajmowała się moimi dłońmi, a po kilku sekundach przyszedł mój facet z trzema szklankami w rękach. –Masz już coś czy… -zapytał siadając obok Brown.
-Mam wszystko, ale jeśli coś wam się nie spodoba, to zaraz to poprawię –powiedziała tym swoim słodziutkim głosikiem. –A jeśli chodzi o koszta to…
-Kasa nie gra roli, dlatego nie martw się tym. Obiecałem, że zapłacę ci dwadzieścia tysięcy za projekty…
-Zwariowałeś? –zapytałam na równi z Clary, po czym obie na siebie spojrzałyśmy.
-Mówiłam mu, że to za dużo –wtrąciła brunetka patrząc mi prosto w oczy. –To moje pierwsze zlecenie, poza tym nadal się uczę i zrobiłabym to za darmo.
-Nie lubię mieć długów, a ty poświęcasz nam swój wolny czas, dlatego nie kłóć się ze mną, bo potem Ness będzie musiała znosić moje humorki –posłał mi buziaka w powietrzu i poruszał zawadiacko brwiami.
Słuchałam potem uważnie tego, co tłumaczyła nam dziewczyna mojego brata i ze wstydem muszę przyznać sama przed sobą, że jest niezła w te klocki. Zayn słusznie wycenił jej pracę tak wysoko, martwi mnie tylko skąd on ma na to wszystko pieniądze. Zwolnił Ally, której na pewno mało nie zapłacił. Poprosił o pomoc Sama, któremu pewnie też słono zapłaci i jeszcze Clary… on chce jeszcze firmę otworzyć! Skąd, do diabła ma tyle pieniędzy?!
Po upływie dwóch godzin miałam już gotowe paznokcie, które były pomalowane na jasnoróżowe. Mój środkowy palec był ozdobiony brokatem, a przed ostatni został ozdobiony dodatkowo czarnym piórkiem, które namalowała Parker.
-Są śliczne –powiedziałam zadowolona. –Zobacz, Zayn – pomachałam mu palcami, aby mógł zobaczyć jak świetną robotę odwaliła moja przyjaciółka.
-Mhm… -wywróciłam oczami na to mruknięcie.
-Siadaj, Clary, tobie też jakieś zrobię –popatrzyłam na Marisę jak na totalną idiotkę i nie byłam w tym osamotniona, ponieważ wsparł mnie Malik i Brown.
-Nie jesteś na mnie wściekła? –zapytała niepewnie Clary.
-Nie?
-Ona spotyka się z twoim byłym – przypomniałam.
-Co w związku z tym? –wyszczerzyłam oczy z tego szoku. –Teraz jestem szczęśliwa z Mattem, a Adam… -westchnęła. –Mam nadzieję, że zostaniemy, chociaż kolegami. Siadaj, Clary- poklepała miejsce obok siebie, a dziewiętnastolatka posłusznie je zajęła. Usiadłam obok mojego chłopaka i zaczęłam wypijać jego kawę.
-Następnym razem powiedz, że chcesz to zrobię ci coś do picia –oznajmił brunet, który zaczął nawijać sobie moje włosy na palec i masować mnie po brzuchu. –Kiedy masz wizytę u Paty?
-Za miesiąc. Idę razem z Nat, a co?
-Tak pytam –powiedział całując moje czoło. -Rozmawiałem z Danielem –odchrząknął, a podejrzany wzrok Marisy przeniósł się na niego tak samo jak oczy Clary. –Chce, żebym wziął udział w wyścigu w Japonii –podrapał się zakłopotany po karku.
-I zostawiasz swoją ciężarną dziewczynę? –wtrąciła z przekąsem Parker, na co zmroziłam ją spojrzeniem.
-Nie rozmawiam z tobą –wycedził przez zaciśnięte zęby mój chłopak. –Trzy dni, Ness – pokiwałam pionowo głową na znak zrozumienia. –Będę dzwonił codziennie, a Ryan będzie do ciebie zaglądał.
-Nie mam pięciu lat.
-Co nie zmienia faktu, że nie możesz sobie zrobić krzywdy, Maleńka.
-Przesadzasz, Malik.
-Wolisz Matta? –wywróciłam oczami, gwałtownie wstając.-No, co? –zapytał jak gdyby nigdy nic, kiedy spojrzałam na niego z wyrzutem.
-Możesz przestać traktować mnie jak porcelanową laleczkę, która nie poradzi sobie sama? –warknęłam. –Mam dwadzieścia lat, mam już jedno dziecko i radzę sobie cały czas. Nie potrzebuję niańki!
-Nie wrzeszcz –upomniał. –Nie denerwuj się, bo…
-To ty mnie wkurzasz, Zayn! Może zamontuj tutaj jeszcze kamery, żeby mieć na mnie oko dwadzieścia cztery na siedem! –wykrzyczałam i robiłabym to dalej, gdyby nie ten pieprzony dzwonek do drzwi. –Otworzę –dodałam tym samym tonem, po czym ruszyłam w stronę wejścia. Uchyliłam brązowy prostokąt i zamarłam. –Czego ty chcesz, Zack? –wycedziłam nie ryjąc swojego poirytowania jego parszywą gębą.
-Gdzie twój chłoptaś?
-Mów, o co chodzi, bo stracę cierpliwość.
-Przekaż mu, że…
-Jeśli masz zamiar grozić Zaynowi, to sobie odpuść ten cyrk –Williams zmarszczył na mnie swoje brwi z szoku. –Zbliż się tylko do mnie, mojej córki, albo kogokolwiek z mojej rodziny lub przyjaciół, a…
-Co zrobisz, huh?! –wrzasnął. –Zgłosisz to na policję?! Niespodzianka, twój Malik już to zrobił!  
-Odpieprz się od niej –nagle poczułam jak ktoś ciągnie mnie do tyłu, a potem Zayn zasłonił mnie swoim ciałem. –Mam dość oglądania twojej parszywej gęby, Zack. Co mam zrobić, żebyś raz na zawsze zniknął z mojego życia, huh?
-Nie pozbędziesz się mnie, Malik. Jestem i zawsze będę twoim koszmarem, ale dam ci radę… pilnuj swojej Blondyneczki jak oka w głowie… 
____________________________________
Z racji tego, że są święta to jest mój prezent dla was!! 
Wesołych Świąt!!
ZAPRASZAM RÓWNIEŻ NA: 
i
gdzie pojawią się pierwsze rozdziały z okazji świąt!! - a, co mi tam raz w roku trzeba być dobrym xdd
 

niedziela, 20 grudnia 2015

XXIX. Reality



WAŻNA INFORMACJA POD ROZDZIAŁEM!! 

„Jesteś całym moim światem, najwspanialszą osobą. Moim oddechem, moimi myślami, moim całym sercem. Jesteś wszystkim, co dobre i najlepsze. Jestem teraz częścią Ciebie, a Ty częścią mnie.”


Zayn


Siedziałem w kuchni i cały czas nie mogłem przyswoić tej sceny z wczorajszego wieczoru. Jakim cudem Marisa i Matt rozpoczęli ten swój nieszczęsny romans? Czemu, do cholery robią świństwo Adamowi? Parker jeszcze jestem w stanie zrozumieć, ale Matt?! Przecież Donavan to jego kumpel, a on pakuje kutasa w pochwę jego byłej! Popieprzona sprawa i mogę sobie dać uciąć rękę, że Ness się to wcale nie spodoba… no, chyba, że ona już o tym wie od dawna.
-Okay, jestem gotowa –poinformowała mnie wchodząca do kuchni blondynka ubrana w szorty oraz luźną bluzkę na drobnych ramiączkach. –Pokaż tą niespodziankę.
-Wiesz, nad czym się głowię? –brwi mojej dziewczyny zmarszczyły się, a ja wskazałem na nią palcem przy okazji grożąc. –Czemu, do diabła nie nosisz stanika?
-Bo do tej bluzki stanik nie pasuje? –odpowiedziała pytaniem na pytanie. –Masz z tym aż tak duży problem? –zapytała krzyżując ramiona na piersiach, które jeszcze lepiej były uwydatnione.
-Nie? –przełknąłem głośno ślinę.
-Świetnie, więc rusz się, bo musisz jeszcze poinformować moją mamę, że z mistrzostw nici, bo mnie zapłodniłeś –z uśmiechem złożyła na moich wargach krótki pocałunek, wypychając dekolt pod mój nos. Cycki Ness są świetne, a z ciąży Danielle wiem, że będą jeszcze większe… Boże…
-Obiecaj, że nie będziesz się denerwowała, kiedy spotkasz Ally.
-Zaprosiłeś ją?! –uniosła się złością Donavan, na co przytaknąłem. –Co, jaką cholerę, huh?!
-Bo mi pomaga.
-W czym, w zaspokajaniu potrzeb?!
-Boże, możesz już przestać zachowywać się jak nadąsana księżniczka?! Mam dość, tych ciągłych pretensji i oskarżeń! Nie zdradziłem cię – powiedziałem najwolniej jak tylko potrafiłem. –Kiedy to pojmiesz?!
-W chwili, kiedy przestaniesz ze mnie robić idiotkę! Jakbyś się czuł, gdybym spotykała się z moim przyjacielem z liceum?!
-Masz na myśli Ferro? –zapytałem zmieszany. –Nie rusza mnie twoja przyjaźń z Federico, jeśli o to ci chodzi.
-Mam też innych przyjaciół płci męskiej –wyznała, a potem wzięła łyka mojej kawy.
-Jak to męskiej? W sensie spotykasz się z jakimiś facetami?
-Skoro ty spotykasz się z tą całą Ally, to ja równie dobrze mogę wyjść z moimi kolegami na szejka –Nessela wzruszyła obojętnie barkami, czym wprawiła mnie we wściekłość.
-Nie będziesz wychodziła z kolesiami…
-A to niby, czemu?!
-Bo ja tak mówię.
-Phi –prychnęła. –Bo ja tak mówię –zaczęła mnie przedrzeźniać, a ja zacząłem poważnie zastanawiać się nad tym, kto jest bardziej dziecinny Ness czy Darcey. –Nie pieprz, okay? Przestanę, jeśli ty też.
-Ostatni raz, potem urwę kontakt z Ally, masz moje słowo –dwudziestolatka przez dłuższą chwilę przyglądała mi się z uwagą, aż w ostateczności mnie pocałowała i pociągnęła w stronę wyjścia.
Otworzyłem za pomocą pilota mój samochód, a potem pomogłem wsiąść Ness przytrzymując jej drzwi, następnie obszedłem auto z drugiej strony i usiadłem za kierownicą. Odpaliłem silnik i ruszyłem z piskiem opon, podczas gdy blondynka bawiła się radiem. Nie chciałem już zwracać jej uwagi, ponieważ jestem w dwustu procentach pewien, że skończyłoby się to tylko niepotrzebną kłótnią. Postanowiłem za to poruszyć inny temat.
-Jak Marisie układa się z twoim bratem? –jasnobrązowe oczy zbadały mnie przez dłuższą chwilę.
-Jeśli teraz mi powiesz, że wiedziałeś o Adamie i dziewczynie Matta to chyba cię zabiję –wycedziła przez zaciśnięte zęby dwudziestolatka.
-Czekaj… Adam i Clary? –zapytałem zszokowany zatrzymując się na światłach i wreszcie mogłem na nią spojrzeć. –Nie… to Marisa pieprzy się z Mattem.
-Pojebało ich?
-Najwyraźniej –wzruszyłem barkami, znowu ruszając w kierując się w stronę działki. –Gadałem z nią wczoraj, powiedziała, że twój brat nazwał ją suką.
-Podły kretyn –podsumowała Donavan. –Jeśli zrobił to przez swoje pieprzone uprzedzenia to jest największym idiotą na świecie.
-Uprzedzenia? –zaciekawiony uniosłem brwi ku górze.
-Mhm –potwierdziła. –Kiedy laska się z nim nie zgadza to ją zostawia. Według logiki Adama ty powinieneś zerwać ze mną już dobre kilka miesięcy temu –wywróciłem oczami.
-Nie pieprz, przecież cię kocham nawet, jeśli kurewsko mnie denerwujesz –wyznałem łapiąc za udo Donavan, a w odpowiedzi dostałem tylko przeuroczy uśmiech. –Co byś powiedziała, gdybym…
-Jeśli masz zamiar znowu ścigać się z Williamsem to jestem na nie –przerwała mi, na co się zaśmiałem.
-Chodzi o to, że chciałbym założyć firmę. Chciałem wiedzieć, co o tym myślisz?
-Jaką firmę? –wzruszyłem barkami.
-Potrafię ulepszyć każdy samochód, więc pomyślałem, że może zacznę produkować własne… coś w stylu… no, nie wiem… Malik Industries.
-Sądzę, że to świetny pomysł –wyznała szczerze, a ja nie mogłem się powstrzymać i szybko ją pocałowałem. –I będę cię wspierać, zawsze.
-Jesteś niesamowita –powiedziałem zatrzymując moją drugą miłość obok parceli. –Jesteśmy na miejscu –poinformowałem, a kiedy wysiadłem pomogłem również Ness, którą złapałem za dłoń i zaprowadziłem w stronę willi.
Budynek miał już dwa piętra i wyglądał znacznie lepiej niż miesiąc temu. Ekipa Allison spisywała się świetnie.
Nagle dostrzegłem Ally, a raczej to ona zauważyła mnie i szybko do nas dołączyła. Szeroki uśmiech na jej twarzy zastąpił grymas niezadowolenia, na co Ness mocniej ścisnęła za moją dłoń.
-Co ona tutaj robi? –warknęła w moim kierunku Mongomery.
-To moja dziewczyna, Ally –przypomniałem. -Ile jeszcze potrwa budowa? –zapytałem, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
Znalazłem się w samym epicentrum wulkanu, który zaraz mógł eksplodować oraz tsunami, które mogło mnie nawiedzić. Jezu… była dziewczyna to koszmar, ale była i obecna dziewczyna razem to najgorsza rzecz na świecie.    
-To zależy… -wzruszyła barkami różowowłosa.
-Od czego?
-Od tego czy ją zerżniesz czy nie –podsumowała Ness.
-Możesz przestać? –warknąłem poirytowany tym dziecinnym zachowaniem. No ileż, do cholery można powtarzać jedno i to samo zdanie?! –Mówiłem…
-Przecież ona ewidentnie cię podrywa! –zawołała Blondyneczka wskazując dłonią na dumną z siebie Ally. –Czemu, do cholery jesteś taki ślepy?!
-No, lepiej trafić nie mogłeś, Zayn –zakpiła moja ex. –Histeryczka i paranoiczka, ładnie…
-Zamknij się, Ally –wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Dopiero teraz zauważyłem, że ona robi to specjalnie, żeby skłócić mnie z Ness. – A ty –zwróciłem się już łagodniejszym tonem do dwudziestolatki. –Uspokój się, bo nie powinnaś się denerwować. Dasz mi chwilę i poczekasz w samochodzie? –blondynka zacisnęła szczękę, ale bez słowa wykonała moją prośbę. Poczekałem aż Donavan wsiądzie do auta i dopiero teraz odwróciłem się do mojej znajomej. –Mam dość gierek, Ally.
-Więc z nią zerwij –z głupkowatym uśmiechem pokiwałem głową na boki.
-Kocham Ness i to się nie zmieni, dlatego przestań ją wkurzać, bo gwarantuję, że to się źle skończy.
-Chcę się przekonać –niższa ode mnie kobieta wzruszyła barkami z chytrym uśmieszkiem.
-Serio?
-Mhm – przytaknęła pewna swojego.
-Zwalniam cię –dwudziestodwulatka wyszczerzyła na mnie swoje oczy, a jej luzacka postawa szybko zmieniła się w istne wkurwienie. –Do południa wpłacę ci pieniądze na konto, a potem nie chcę cię więcej oglądać.
-Nie możesz… -szepnęła nadal będąc w szoku.
-Jestem Zayn Malik, ja mogę wszystko –rzuciłem na odchodne, a potem wsiadłem do samochodu i oparłem głowę o zagłówek, wypuszczając ze świstem powietrze. Czułem na sobie ciekawski wzrok Ness, która nerwowo stukała palcami o drążek zmiany biegów. –Znasz jakiegoś dobrego architekta oprócz twojego ojca?
-Czy ty… -przytaknąłem. –Dla mnie? –kolejny raz potwierdziłem jej słowa kiwiąc głową w górę i w dół, kiedy nagle poczułem jak moja Blondyneczka rzuca się na mnie i mocno przytula oraz całuje. –Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, Malik –pisnęła uradowana.
-Nie wątpię –dodałem rozbawiony. –Mam rozumieć, że teraz nie będziesz już zazdrosna, bo po tym jak wpłacę na jej konto kasę, całkowicie urwę kontakt z Allison.
-Kocham cię, wiesz? –mruknęła próbując zejść z moich kolan, ale nie pozwoliłem. –Co robisz? -zapytała roześmiana.
-Jadę do banku, a potem po Darcey, więc siedź spokojnie –poprosiłem, a potem trzymając na kolanach Ness uruchomiłem silnik i obrałem kierunek na bank. Młoda kobieta przytulała się do mojej lewej piersi, a swoją dłonią wodziła po moim brzuchu. –Zaraz zamiast po Darcey pojadę do domu, jeśli nie przestaniesz… och, i jeśli zabiorą mi prawo jazdy, bo spowoduję wypadek powiem, że chciałaś mnie przelecieć.
-Nie bądź śmieszny, powiem, że jestem w ciąży –wzruszyła barkami. –Cała wina spadnie na ciebie, bo każdy wie, że kobiety w ciąży są bardziej napalone –z niedowierzaniem pokiwałem głową na boki.
Naprawdę nie potrafię uwierzyć, że wreszcie po sześciu latach mam ją całą dla siebie. Nie muszę się z nikim dzielić Ness. Nie wściekam się, bo mój przyjaciel ją wyrwał i krzywdził przez półtorej roku. Wreszcie jestem szczęśliwy, bo mam przy sobie dziewczynę, którą kocham do szaleństwa i, dla której jestem w stanie zrobić cholernie bezmyślną rzecz, jeśli tylko mnie o to poprosi. Cieszę się, że moje życie wreszcie zaczęło się układać i że mam obok siebie Nesselę, która zawsze mnie wspiera i która się o mnie troszczy. Nie wiem, czym zasłużyłem na takie szczęście, ale nie narzekam. Jestem po prostu najszczęśliwszym facetem na świecie, bo jestem z kimś, kto jest dla mnie całym światem, a już wkrótce urodzą nam się dzieci. To nieco przerażające, ale jestem pewien, że podołam temu wyzwaniu, tak jak zawsze to robię.
-Daj mi minutę –poprosiłem, po czym wysiadłem wcześniej cmokając dwudziestolatkę w usta.
Wszedłem do budynku banku, gdzie miałem swoje dwa konta – jedno, na którym były pieniądze zarobione przeze mnie, a na drugim kieszonkowe, które przysyłali mi rodzice, kiedy jeszcze chodziłem do szkoły i, z którego nie korzystałem.
-Dzień dobry, panie Malik – przywitała mnie niska brunetka, która zwykła mnie zawsze obsługiwać, gdy tutaj przychodziłem.
Alice mogła mieć z trzydzieści lat i pracowała tutaj praktycznie od zawsze – od chwili mojej przeprowadzki nie było razu, żebym przyszedł, a jej tutaj nie było. Kobieta miała dwójkę dzieci – nastoletnią córkę i syna, którzy często tutaj przychodzili, kiedy zabrakło im kasy, często się też kłócili, ale to jest przecież zrozumiałe w rodzeństwie – oraz męża, który ją zostawił dla młodszej kobiety.
-Witaj, Alice –uśmiechnąłem się i ustawiłem się przy kontuarze, który oddzielał nas szybą. –Chciałbym dokonać przelewu na konto Allison Mongomery.
-Ile pieniędzy chce pan przelać?
-Powiedz mi jeszcze, jaki jest stan mojego konta?
-Którego? –zapytała wstukując do komputera moje dane. –Potrzebuję dowód –bez słowa podałem jej plastik, z którego standardowo musiała spisać moje personalia.
-Z mojego, z tego, co zawsze –wzruszyłem barkami.
-Pół miliona –przytaknąłem, a ona oddała mi dokument. –To ile przelać?
-Sto pięćdziesiąt tysięcy.
-Dobrze.
Nie minęło nawet pięć minut, a wróciłem do mojej zazdrośnicy z potwierdzeniem dokonania przelewu w kieszeni. Ness siedziała już na swoim miejscu i bawiła się swoją komórką.
-Z kim piszesz? –zagaiłem siadają na swoim miejscu.
-Dani zaprasza nas dziś na kolację o ósmej –poinformowała, a potem położyła telefon obok swojej nogi.
-Okay –mruknąłem, a potem przekręciłem klucz w stacyjce i bez słowa obrałem kurs na dom państwa Donavan.
Jeszcze nigdy w swoim życiu nie jechałem tak wolno i nie tylko ja to zauważyłem, ale prawda jest taka, że jeszcze nigdy nie miałem do przekazania Valerie, że będę miał dzieci z jej córką – bądźmy szczerzy, ale matka Ness to niezła wariatka, a przez to… cóż może mnie przestać lubić, czego nie chcę. Val nie przepadała za Tomlinsonem, a teraz może przerzucić się na mnie z racji tego, że ma świra na punkcie łyżwiarstwa.
Po upływie godziny zatrzymałem się pod posesją rodziców Ness. Moja dziewczyna była już przy drzwiach, ale ja ani drgnąłem, nawet jak już weszła do środka. Nie wiem, ile czekałem jak skończony idiota w samochodzie, ale może było to piętnaście minut, albo dwadzieścia? W końcu przestało mnie bawić to, że Nessela nie może po prostu zabrać Darcey i wrócić do samochodu, dlatego odważyłem się.
Zaraz po przekroczeniu progu dało się słyszeć krzyk Blondyneczki, to też postanowiłem wkroczyć do akcji. Ness stała nad swoim bratem i Clary, którzy oglądali telewizję i wydzierała się po nich.
-Jesteś skończonym kretynem, Adam! Po raz setny pytam, dlaczego zrobiłeś takie świństwo mojej przyjaciółce?! Co, do cholery sobie…!
-Ness –przeciągnąłem jej imię, po czym mocno przytuliłem jej plecy do swojej klatki piersiowej. –Uspokój się, okay?
-Jak? –wycedziła przez zaciśnięte zęby. –Powiedz mi, jak mam być spokojna, kiedy ten palant…
-Ogarnij się, wariatko, bo przebywanie z tą suką nie wyszło ci na zdrowie –mruknął od niechcenia Donavan, ale na całe szczęście trzymałem Ness, która była gotowa się na niego rzucić.
-Nie nazywaj jej tak, a jak jeszcze raz zabierzesz od niej Darcey bez mojej wyraźnej zgody to…
-Mogę robić, co zechcę, bo Darcey to moja chrześnica!
-Ale to ja jestem jej matką, dlatego z łaski swojej nie wpierdalaj się, gdzie cię nie trzeba! –wykrzyczała moja Blondyneczka, a potem złapała się za brzuch. –Ałć! –syknęła, a ja momentalnie ją poniosłem i usadziłem w fotelu.
-Przyniosę ci wody –powiedziałem, całując opiekuńczo dwudziestolatkę w czoło. –A ty nie prowokuj jej, okay? –rzuciłem w stronę Adasia, który jedynie wywrócił oczami. –Mówię serio, Adam, jeśli będę jeszcze dzisiaj musiał jechać do szpitala, zabiję cię –podsumowałem, a potem udałem się do kuchni, gdzie nalałem Nesselii do kubka niegazowanej wody z butelki, z którą wróciłem do salonu i wręczyłem mojej dziewczynie. –Lepiej? –w odpowiedzi dostałem przytaknięcie.
-Zrobisz coś dla mnie, Zayn?
-Zawsze.
-Przywal mojemu bratu –zmarszczyłem brwi dokładnie tak jak Adam i Clary. –Zrób to…
-To mój przyjaciel –przypomniałem.
-Skrzywdził Marisę.
-Nie bronię go –wskazałem na Donavana. –Ale Parker też nie jest święta, okay?
-Bronisz go –dodała z przekąsem blondynka. –A Marisa po prostu inaczej przeżywa rozstania. Miała siedzieć i popadać w depresję, bo mój tępy brat złamał jej serce? Proszę cię…
-Nie chcę się kłócić, Ness, dlatego może nie wtrącajmy się w sprawy, które nas nie dotyczą, okay?
-W sumie to nasza sprawa, bo Marisa będzie chrzestną –uniosłem brwi.
-Nie zgadzam się, ta wariatka nie będzie matką chrzestną moich dzieci. Widziałaś jak ona jeździ autem?
-Och, co z tego, Zayn, jest świetną osobą.
-Moment, chwila… -do naszej rozmowy wtrącił się dwudziestokilkuletni szatyn. –Jakich dzieci, o czym, do cholery rozmawiacie?!
-Ta sprawa cię nie dotyczy –ucięła temat obrażona blondynka, dlatego teraz to ja wywróciłem oczami.
-Ness jest w ciąży.
-Żartujesz sobie, Malik?!
-A wyglądam? –zapytałem obojętnie, a potem usiadłem na kolanach Ness, która od razu zaczęła kreślić palcem po moim tatuażu.
Adam przez chwilę przyglądał mi się tępym wzrokiem, aż wreszcie do domu ktoś wszedł. Jak się okazało później był to George.
Odkąd zacząłem przyjaźnić się z Adamem i od chwili, kiedy zaprosił mnie do siebie, żeby pograć w gry wideo, polubiłem George’ a. Był… jest spoko gościem, który cholernie mocno potrafi wspierać swoje dzieci… no, w każdym bądź razie Ness. Dawał mi rady, kiedy byłem wkurwiony na Louisa za to, jak traktuje Ness, kiedy byłem zazdrosny, że on wyrwał ją pierwszy, bo ukradł mi coś, na czym zaczęło mi zależeć pierwszy raz od tej cholernej zabawki, którą zepsuł mi Michael – kochałem to pieprzone autko na pilota, a ten kretyn tak po prostu je zniszczył. Ojciec Nesselii i Adama jest porządnym człowiekiem i jako jedną z nielicznych osób szanuję i liczę się z jego zdaniem.
-Coś wam się stało? –zapytał architekt, po czym odwiesił swoją marynarkę na oparcie drugiego fotela. –Cześć, Nessiu –ucałował czubek głowy swojej księżniczki. –Zayn –ze mną natomiast przybił sztamę. –Adam, co znowu zrobiłeś?- rzucił z wyrzutem do swojego syna, który wielce się oburzył.
-Czy ty sobie ze mnie kpisz, tato?! Nie zawsze podły humor Ness jest moją winą.
-Ale tym razem tak –burknęła Blondyneczka, nawet na niego nie patrząc.
-No więc, czekam na twoje tłumaczenia –powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu George.
-Ness wpieprza się w moje sprawy z Marisą; w sprawy, które jej nie dotyczą – wyjaśnił spokojnie.
-Dotyczą, jeśli zabierasz od niej Darcey bez mojej wiedzy i bez mojej zgody, podły egoisto!
-Uspokój się –poprosiłem patrząc prosto w jej sarnie oczy.
-Po prostu zaoszczędziłem twojej córce patrzenia na porno, bo ta zdzira cały czas pieprzy Matta!
-Och, jakbyś ty był lepszy! Pewnie cały czas pieprzysz Clary!
Jezu… - przeczesałem swoje włosy, a wzrok pana Donavana przeniósł się na mnie. Podczas, kiedy jego dzieci darły koty o… w sumie o błahostkę, bo zarówno Adam jak i Marisa są teraz szczęśliwi z kimś innym i nie powinni o tym myśleć. Parker i mój kuzyn prowadzą beztroskie życie, a Adaś ma to samo z Clary… więc, po jaką cholerę drążą temat?
-Będziemy mieli dzieci –wtrąciłem, żeby przerwać tą bezsensowną wymianę zdań. Wszyscy ucichli, a George wyszczerzył na mnie oczy.
-Co proszę?
-Zostanie pan dziadkiem, bo Ness jest w ciąży i nie powinna się wkurzać –podkreśliłem patrząc na moją rozhisteryzowaną kobietę. –Dasz sobie w końcu na luz, Ness? –dwudziestolatka głośno westchnęła, ale ostatecznie przystała na moją prośbę.
-Nessiu, możesz mi wyjaśnić jak do tego doszło?
-Ty naprawdę o to zapytałeś, tato? –wypowiedzieli z Adamem w tym samym momencie.
-Bądź, co bądź, ale myślałem, że wiesz jak powstają małe dzieci –dorzucił szatyn, na co ojciec zmroził go spojrzeniem.
-Bliźniaki –poinformowałem, całując skroń mojej dziewczyny.
-To naprawę… niesamowite, ale rozumiesz, że w tym małym mieszkaniu nie zmieścicie się wszyscy, tak?
-Tato –jęknęła zmęczona blondynka. –Zayn ma już wszystko zaplanowane.
-Co konkretnie? –przewróciłem oczami.
-Za kilka miesięcy będziemy się przeprowadzać, ponieważ Zayn buduje dla nas dom, poza tym będzie otwierał firmę, dlatego nie masz się, o co martwić –stwierdziła, po czym wstała i ucałowała swojego rodzica w policzek. –Przecież wiesz, że to dobry facet –powiedziała tym swoim słodziutkim głosikiem, posyłając mi uśmieszek. –Kocha mnie i to jest najważniejsze.
-Ale bardziej interesuje mnie kwestia tego, jak zdołasz pogodzić studia, a Zayn pracę?
-Dam radę zająć się wszystkim, panie Donavan –stwierdziłem z powagą. –Zanim jeszcze Ness urodzi załatwię najlepszą pomoc domową, a jeśli chodzi o opiekę nad dziećmi… poproszę moją mamę.
Annie zaoferowała się na weselu Natalie we wszystkim mi pomóc. Mama kazała mi zadzwonić zaraz, kiedy Nessela będzie rodzić, bo chciała od razu zobaczyć swoje wnuki – nie wnikam w to, ale okay. Cieszę się, że nadal mnie wspiera jak dawniej. Jestem szczęśliwy, że mimo wszystko nadal jestem dla niej najważniejszym dzieckiem, a nie Natalie, Mike czy nawet Mia. To ja jestem ulubieńcem Annie i zawsze tak było.
-Zresztą jestem pewna, że ty też nam pomożesz, tatusiu.
Jaka ona potrafi być słodka i się przymilać jak czegoś chce. Heh… to niezła manipulantka, ale chyba właśnie za to kocham Ness – nikogo nie udaje i zawsze jest sobą.
-Nessiu, oczywiście, że wam pomogę –oznajmił George jakby to było czymś oczywistym, ale w sumie to takie właśnie to było. On zawsze pomagał i będzie pomagał.
-Pomożesz im w czym? 
Zajebiście! Po prostu zajebiście! Byłbym niezmiernie szczęśliwy, gdyby Valerie pojawiła się jakieś piętnaście do dwudziestu minut po tym, jak opuścilibyśmy jej dom. Ale oczywiście, że nie! Przecież ja zawsze muszę stawiać czoło największemu zagrożeniu od razu – bez jakiegokolwiek planu. Jasna cholera…
-Właśnie się dowiedziałem, że zostanę dziadkiem –poinformował ją Donavan, a błękitne oczy zaczęły wiercić dziurę w… głowie Ness. Dobrze, że nie w mojej. Huh, ulżyło mi.
-Całkowicie postradałaś zmysły?! –zawołała znacznie starsza blondynka. –Co będzie z mistrzostwami?
-To Zayn jest za to odpowiedzialny –wszystkie pary oczu przeniosły się na mnie, dlatego jedynie wzruszyłem barkami i spojrzałem na Valerie zupełnie w ten sam sposób jak zawsze patrzyłem na moją mamę, kiedy coś zmalowałem.
-Nieważne –podsumowała pani Donavan.
-Adaś, patrz, co mam! –krzyczała zbiegająca po schodach Darcey, która przyległa do moich nóg, dlatego też ją podniosłem i ucałowałem w policzek. –Narysowałam dla ciebie, Zayn –oznajmiła wręczając mi obrazek z psem. –To ty i nasz Dingo –momentalnie do salonu wbiegł ten grubas.
-Jest piękny –powiedziałem, mierzwiąc jej włosy.
-Mogę pójść dziś do Jake’ a?
-Idziemy na kolację do Danielle.
-A jutro? –zapytała z nadzieją, na co przytaknąłem z lekkim uśmiechem. –Gdzie byliście?
-Pokazywałem twojej mamie dom.
-Dlaczego?
-Bo Dingo jest już za duży na wasze mieszkanie, poza tym chciałbym, żebyś miała więcej miejsca, kiedy urodzi się twoje rodzeństwo.
-A Dingo będzie mógł spać ze mną?
-Jeśli chcesz… to tak –zaśmiałem się pod nosem.
Dingo i tak śpi u Darcey, a zwłaszcza z nią w jednym łóżku – cud, że jeszcze się nie zarwało. Chyba nieco przekarmiłem go ze Skrzatem, no, ale teraz już na to nic nie poradzę.
-Mam do pana pytanie –zagaiłem do George’ a, który zmarszczył brwi. –Potrzebuję osoby, która dokończy budowę, zna pan kogoś?
-Myślałem, że wszystko masz już zaplanowane? –spojrzał pytająco na swoją córkę, która jedynie wywróciła oczami.
-Bo mam, ale dziś zwolniłem kierownika budowy.
-Czemu? –wtrącił Adam, a ja potrząsnąłem głową na boki z niedowierzania.
-Bo Ness była zazdrosna.
-Dziwisz mi się? Zatrudniasz swoją byłą, pierwszą miłość i jesteś zdziwiony moją zazdrością? –zapytała z przekąsem moja Blondyneczka.
-Primo, ona nigdy nie była moją pierwszą miłością –westchnąłem zmęczony. –Zresztą, nie ma tematu, zwolniłem Ally.
-Dam ci numer do mojego przyjaciela –poinformował Donavan, po czym wyjął z marynarki wizytówkę, którą mi wręczył. –To Sam, Nessiu.
-Daruj sobie tato, nawet, jeśli dałbyś mu numer do Rebekah miałabym to gdzieś –warknęła.
-Z pewnością –dorzucił Adam, ale oberwał za to poduszką prosto w głowę. –Przyzwyczajaj się, Malik to dopiero początek takich cyrków –wyjaśnił marszcząc nos.
-Zamknij się, Adam! –zawołała jeszcze głośniej i z większą furią w oczach Blondyneczka.
-Heej, spokojnie –powiedziałem kładąc Darcey na podłogę i podchodząc bliżej Ness, której twarz złapałem w obie dłonie. –On tylko lubi cię prowokować, przecież zawsze tak było. Pamiętasz jak cię wkręcał na imprezie u Matta i wyszłaś na świruskę? –przytaknęła.
-Piłeś wtedy ze mną na tarasie i mówiłeś, że Adam jest zwykłym idiotą –uśmiechnąłem się lekko, a potem musnąłem jej wargi.
-Teraz się z tobą nie napiję, ale powiem, żebyś olała tego kretyna.
-EJ! –oburzył się szatyn.
-Bez urazy, Adam.
Nagle po pomieszczeniu rozniosła się melodia The Frey, co oznaczało, że ktoś uporczywie próbuje dodzwonić się do mojej dziewczyny.
-To Liam –stwierdziła, po czym podała mi komórkę.
-Co jest, Payno? –zapytałem od razu po odebraniu i przyłożeniu telefonu do ucha.
-Za ile będziecie?
-Jest dopiero siódma –poinformowałem przyjaciela, zerkając na zegar ścienny. –Mieliśmy być o ósmej.
-Ja to wiem, ty to wiesz i pewnie twoja laska też o tym wie, ale Dani już świruje, dlatego pakuj dupę do auta i przyjeżdżaj, dobra?
-Mhm, zaraz będę –mruknąłem od niechcenia, a potem oddałem Ness jej własność. –Jedziemy do Liama, bo Danielle zaraz go wykastruje.
-Wiele nie straci, już ma pierworodnego –parsknąłem śmiechem na słowa mojej dziewczyny, którą złapałem za rękę. –Darcey ubieraj buty –czterolatka według zaleceń swojej mamy poszła się ubrać, podczas gdy ona jeszcze patrząc na Adama powiedziała: -Informuj mnie, że ją zabierasz, Adam –po tych słowach pociągnęła mnie w stronę wyjścia.
Musiałem przerobić swój wóz – między innymi poskładać go od nowa, żeby pomieścił jeszcze Darcey i tą kluchę z tyłu. Spędziłem na tym miesiąc, ale okazało się to być sukcesem i właśnie wtedy zacząłem się zastanawiać, co by było, gdybym założył własną firmę.
Pod domem Liama byliśmy po trzydziestu minutach, a na ich podjeździe czekało już auto Matta. Cóż… może być ciekawie z racji tego, że razem z nim pewnie przyjechała Marisa. Weszliśmy do środka bez pukania, a Darcey od razu zaczęła wołać Luke’ a, który również zaczął piszczeć – robił to pewnie, dlatego że Skrzat ciągle się z nim bawił.
-Nareszcie, stary… -odetchnął z ulgą Matt, który przybił ze mną sztamę, a Ness cmoknął w policzek. –Dani świruje, a Marisa nie potrafi jej ogarnąć.
-Jeśli ją skrzywdzisz to cię wykastruję, Matt –rzuciła niby obojętnie Donavan, a potem zdjąwszy buty weszła w głąb domu Payne’ a.
-Co jej odbiło?
-Ciąża –wzruszyłem ramionami. –Tego nie ogarniesz, Rocky… 
_______________________________
Nie wiem, co mam dzisiaj napisać...
Chciałam wam podziękować za wszystko... za wasz wkład w tego bloga. Może uważacie, że nic konkretnego nie zrobiliście, ale prawda jest inna - wasze komentarze, wejścia, obserwowanie to naprawdę wiele i cieszę się, że mam tak wspaniałych czytelników jak wy - bardzo wam dziękuję ;**
 Z racji tego, że wigilia przypada w  czwartek, a moje święta zapowiadają się na udane przygotowałam dla was niespodziankę, która pojawi się około godziny 20.00 
To chyba wszystko na dziś. Jeszcze raz wam dziękuję
Miłej niedzieli ;**  

niedziela, 13 grudnia 2015

XXVIII. My Dilemma



 ROZDZIAŁ Z DEDYKACJĄ DLA NOWEJ CZYTELNICZKI (ANONIMKA Z 12.12.2015 16.36) - serdecznie witam i dziękuję za miłe słowa, mam nadzieję, że ten rozdział również ci się spodoba; ORAZ DLA ANONIMKA, KTÓRY LUBI SCENY +18 ^^


„Gdy miałam 6 lat, nigdy w życiu bym się w Tobie nie zakochała. Nie zakochałabym się w facecie, który przeklina, pije, pali, nosi szerokie ubrania i ma wyjebane na ludzi i szkołę, ale nie mam sześciu lat i kocham Cię. Kocham zajebiście mocno.”


Marisa




Obudził mnie mój starszy brat, który właśnie wrócił z Kanady.
Chuck był starszy o dobre cztery lata. Miał krótko ścięte czarne włosy, które w sumie były podobne do moich. Charles był umięśnionym i wysokim facetem o niebieskich oczach, które zawsze radośnie migotały iskierkami.
Nie widziałam go od dwóch lat, kiedy to wyjechał, aby trenować hokej w Montreal Canadiens, z którymi podpisał kontrakt. Tęskniłam za nim i to cholernie mocno, bo tak naprawdę to Chuck, jako jedyny z mojej stukniętej rodzinki rozumiał mnie najbardziej. Nie był jak mama, która chciała, żebym została lekarzem, ani nie był ojcem, który oczekiwał, że jego córcia będzie prokuratorem – niedoczekanie, jak, do diabła miałabym być lekarzem skoro na widok krwi robi mi się nie dobrze? Jak miałabym być prokuratorem, skoro raz przyskrzynili mnie za zakłócanie ciszy nocnej? To takie niedorzeczne, że aż komicznie przezabawne, że kolejny raz w moim życiu zawodzę rodziców i rozczarowuję ich. Tyle, że oni nigdy nie zapytali mnie: „Marisa, co ciebie uszczęśliwi?”. Zawsze mówili: „Musisz”, a nigdy nie: „Czego oczekujesz od życia?”, „Jak sobie wyobrażasz swoją przyszłość?”.
-Co chcesz na śniadanie?
-Jajecznicę- powiedziała Darcey, którą również ten palant obudził. Błękitne oczęta przeniosły się na mnie, jakby oczekując potwierdzenia słów czterolatki.
-Słyszałeś –ziewnęłam, a on zniknął po chwili w kuchni.
Dom wypełnił się muzyką, która leciała z radia, bo Chuck zawsze gotuje przy podkładzie muzycznym – gdyby Harry go teraz zobaczył pewnie dostałby białej gorączki, bo był zdania, że powinno się skupiać na jednej rzeczy, a nie pięćdziesięciu. Trzeba poświęcić się gotowaniu, a nie podśpiewywaniu, bo to rozprasza – nigdy nie potrafiłam rozgryźć tego kolesia, ale to nieważne.
Po niecałych piętnastu minutach dwudziestopięciolatek wrócił do salonu, gdzie spałam dziś z Darcey z racji tego, że oglądałyśmy do późna horror o Laleczce Chucky; po czym ustawił na stoliku trzy talerze, na które wyłożył jajecznicę. We trójkę zaczęliśmy zjadać śniadanie oglądając bajki, kiedy rozległo się walenie do drzwi.
-Otworzę – poinformował brunet, a potem poszedł w stronę drzwi.
Nie miałam pojęcia, o czym gada z tym intruzem, ale będąc szczerą muszę przyznać, że wcale mnie to nie interesowało, bo byłam głodna. Pewnie znowu jakiś małolat sprzedawał garnki, czy tego typu rzeczy – dwa tygodnie temu spławiłam trzech takich kolesi. Zaintrygowałam się dopiero wówczas, kiedy usłyszałam: „Ty, skurwielu jeszcze, jeszcze jakieś aluzje o mojej siostrze?!”.
Z talerzem w ręce oraz kromką chleba w zębach ruszyłam w stronę wejścia. W progu stał nikt inny jak ten kretyn – mój popieprzony były. Cóż… gorszego rozpoczęcia dnia wymarzyć sobie nie mogłam, ale fakt, że Chuck obił Adamowi nos nieco poprawił mi humor.
-Po, co tutaj przylazłeś? –mruknęłam obojętnie, wyjmując z ust kanapkę, którą położyłam na talerzu.
-Po moją chrześnicę, więc z łaski swojej przyprowadź Darcey, bo nie mam ochoty na ciebie patrzeć – żachnął wściekły szatyn.
-I vice versa –wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Boże, co za niedorozwinięty idiota! Jak mogłam pakować się w związek z takim czubem?! Ohyda. –A co do Darcey, Ness kazała mi się nią opiekować, więc… -wzruszyłam ramionami, chcąc dać mu do zrozumienia, że nie pozwolę mu zabrać tej małej rozkosznej dziewczynki, którą cholernie mocno kocham i mogłabym rozpieszczać cały czas.
-Mam to w dupie, Marisa –wkurwiony wyminął mnie i bezczelnie wszedł do mojego domu. –Darcey! –zawołał, a ona przeniosła na Adama swój wzrok by po chwili ruszyć biegiem w jego stronę wołając: „Adaś!”. –Ubieraj się, zabieram cię do domu.
-Ale mamusia kazała słuchać Marisy – stwierdziła z wydętą wargą szatynka, wprawiając mnie z dumę. Donavan zlustrował mnie znienawidzonym spojrzeniem, a potem z uśmiechem zwrócił się do swojej siostrzenicy.
-Twoja mamusia oszalała, ale to żadna nowość –wyznał dwudziestotrzylatek. –Zabiorę cię na lody, a potem do wesołego miasteczka.
-Jej! –pisnęła uradowana. –Czy Marisa pójdzie z nami?
-Nie –odpowiedział od razu, a potem pomógł Darcey zamienić piżamę na jeansowe szorty, koszulkę w wąskie czarno białe paseczki, jasnobrązową narzutkę oraz botki. –Okay, możemy iść – zarządził, ale młoda zaprała się nogami. –Co jest?
-Nie umyłam zębów i nie poczesałeś mnie – tupnęła oburzona nogą o posadzkę. –Marisa zrobisz mi koka? –zapytała, dlatego przytaknęłam. Czterolatka pobiegła od razu do łazienki, ale nie wróciła od razu, przez co byłam zmuszona oglądać parszywą gębę pana Nie będę z kimś, kto zawsze robi mi na przekór.
Bądźmy szczerzy, ja nigdy nie będę podporządkowywać się facetowi – nie będę laską, która w desperacji, aby koleś jej nie zostawił będzie wchodziła mu do dupy i zgadzała się z nim we wszystkim. Nie będę, do diabła udawała kogoś, kim nie jestem! Prawa jest taka, że Adam ma poważny problem sam ze sobą, bo oczekuje od lasek, że zawsze będą robiły to, czego zapragnie, jak cholerne niewolnice. Był przekonany, że będę taka, jakie – z opowieści Ness – były jego poprzednie dziewczyny, ale ja nie jestem tępą idiotką, która nadstawiła mu tyłka, bo powiedział mi kilka miłych słów – polubiłam go i to był naprawę jeden z lepszych związków, w jakich byłam, ale nie pozwolę, żeby facet mnie ustawiał. Jestem Marisa Parker, cholerna indywidualistka, która zawsze stawia na swoim i potrzebuję kolesia, który będzie w stanie poskromić mój trudny charakter, a nie tępej pizdy, która poddaje się zaraz po tym jak powiedziałam, że nie będę chodziła na jakieś nudne wystawy do muzeów - gdyby to jeszcze były jego wystawy w tej nieszczęsnej galerii, której całkowicie się poświęcił, to oczywiście, że bym poszła bez żadnych „ale” tyle, że nie jara mnie oglądanie malunków gości, którzy już dawno wykitowali, a ich bazgroły są dumą narodową. Nie rozumiem sztuki i wątpię, żeby to się kiedykolwiek zmieniło, mimo że dla Adama starałam się i nawet czytałam o tym całym Leonardo oraz o jego dziełach, ale… on tego nie doceniał, więc olałam sprawę, bo skoro on oczekiwał, że ja będę robiła wszystko, na co ma ochotę, ja chciałam tego samego. Zamiast chodzić na te pieprzone wystawy, mogliśmy równie dobrze pójść na kolację do Burger Kinga, ale ten pedant woli sushi czy też kawior – to niech zjada sobie te nienarodzone rybki, ale ja nie będę aż tak podła. To tak, jakbym zjadła surową rybkę z mojego akwarium – chyba bym się porzygała.  
Darcey wróciła ze szczotką oraz gumką, które mi podała, a potem usiadła na oparciu sofy. Najdelikatniej jak tylko potrafiłam rozczesałam jej mięciutkie włoski, które następnie szybko spięłam w niechlujnego koka, tak jak prosiła.
-Proszę bardzo, maluchu –cmoknęłam ją w policzek.
-Przyjdziesz dziś do Adasia? Pooglądamy razem bajki.
-Mam dużo pracy –skłamałam. –Innym razem, dobra? –szatynka ze zmarszczonymi brwiami przytaknęła, a potem ubrała swój plecak, który jej kupiłam i ściskając za dłoń mojego ex wyszła. -Pojebany kutas –westchnęłam opadając na kanapę obok Chucka.
-Co ty widzisz w takich lalusiach, huh? –zagaił zaciekawiony brunet.
-Sama nie wiem- wzruszyłam ramionami. –Na początku wydawał się być naprawdę spoko, ale teraz… -wzdrygnęłam się. –Nie mam pojęcia, dlaczego zmarnowałam rok z takim palantem.
-Wyszedł z założenia, że jestem twoim nowym facetem do ruchania, możesz mi to wyjaśnić?
-A, co tutaj jest do wyjaśnienia? –parsknęłam śmiechem. –To on ze mną zerwał pod pretekstem, że jestem samolubna i nie szanuję innych, czytaj, że chodzi o to, iż nie robiłam rzeczy, na które on miał ochotę, a teraz… jest wkurzony, bo nie załamałam się i ruszyłam na przód. Obecnie spotykam się z kolesiem, który jest moim dobrym kumplem. Od czasu do czasu się ze sobą prześpimy, wyjdziemy na kolację do fast fooda, albo na spacer… wiesz, takie normalne rzeczy, które lubię.
-Nigdy cię nie zrozumiem – Chuck pokręcił głową na boki, a potem zajął się sprzątaniem po śniadaniu, natomiast ja poszłam do swojej sypialni, ale tylko po to, żeby zabrać z szafy czystą bieliznę oraz jeansowe spodenki i biały t-shirt z dużymi czarnymi cyframi 69. Z całym zestawem udałam się do łazienki, gdzie wzięłam zimny prysznic, który miał na celu całkowite obudzenie mnie, co w pewnym stopniu się udało. Po kąpieli ubrałam się, potem kolejno umyłam zęby, pomalowałam się i wysuszyłam włosy, które również spięłam w luźnego koka.
Zbiegłam na parter domu, gdzie ubrałam podarte Converse przed kostkę oraz zabrałam torebkę i klucze.
-Wychodzę, Chuck! –zawołałam, a potem wyszłam, po czym wsiadłam do wozu Ness, którym pojechałam pod kawiarnię, gdzie zwykłam pracować.
Nie lubię się chwalić, ale pochodzę z cholernie zamożnej rodziny i wcale nie muszę pracować tyle, że nie lubię i nie chcę żyć na garnuszku moich rodziców, bo mam swoją godność i dumę – wystarczy, że ojciec płaci za moje studia z socjologii. Cholerny prokurator, przez niego musiałam chodzić na balet i paradować w tej obciachowej kiecce. To był najbardziej żenujący okres mojego życia. Wstyd mi za to, że tańczyłam Jezioro Łabędzie.
Zaparkowałam, a potem, kiedy już zakluczyłam samochód weszłam do lokalu, gdzie siedziało już kilka osób oraz mój pieprzony szef, który cały czas składał mi niemoralne propozycje, które zawsze potrafiłam skutecznie odprawić z kwitkiem.
Ross miał trzydzieści sześć lat i był obrzydliwym blondynem o zielonych oczach. Był tłustym pajacem w grubych szkłach, który myślał, że każda laska jest w stanie dać mu dupy, bo otworzył dobrze prosperującą kawiarnię, ale prawda była taka, że, mimo iż jeździł Lamborghini próbował tylko zamaskować tym wszystkim kompleks małego penisa – kiedyś z nudów chodziłam przez tydzień na wykłady z psychologii, więc wiem to i owo.
Poszłam na zaplecze, gdzie przebrałam się w ten obrzydliwy uniform, a do kieszonki włożyłam notesik, długopis i moją komórkę, po czym stanęłam za kontuarem. Nudziłam się jak diabli, dlatego weszłam na czat i napisałam wiadomość do mojego… przyjaciela.
Marisa69: Co robisz wieczorem?
Odpowiedź dostałam niemalże od razu.
Rocky: Mam bilety na mecz, więc zapraszam, a potem proponuję fast fooda i piwo u mnie. Pasuje?
Marisa69: Jeśli próbujesz mnie wyrwać to już ci się udało, więc przestań się starać.
Rocky: Jeszcze nie zacząłem się starać, Ślicznotko xdd Swoją drogą, czy nie powinnaś pracować?
Marisa69: Boisz się, że nie będzie cię stać na kolację w McDonalds?
Rocky: Zabawne, kotku… You Made My Day!
Marisa69: Cieszę się niezmiernie, liczę, że wieczorem mi za to podziękujesz.
Rocky: Ma się rozumieć, kotku ^^ Będę o 16 w Daisy, bądź gotowa.
Marisa69: Nie spóźnij się.
Wyłączyłam telefon, który schowałam do fartuszka, ponieważ przyszedł nowy klient i mimo, że było już po dziesiątej to wcale nie był nim Malik. Przyjęłam zamówienie na gofry, które zrobił Tyler, a ja zajęłam się wyciskaniem soku z pomarańczy, kiedy poczułam pieczenie w okolicy prawego pośladka.
-Zrób tak jeszcze raz, a mały kutas będzie twoim najmniejszym problemem, Ross – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, kierując się ze szklanką w stronę stolika.
-Nie bądź taka, Mars- powiedział siląc się na seksowny ton, ale efekt był tragiczny, dlatego też nie żałowałam sobie i wywróciłam oczami. –Może po twojej zmianie skoczymy na drinka, huh? –zapytał, kiedy usiadłam na wysokim krześle i zaczęłam czytać czasopismo, które kupiłam wczoraj. –Potem moglibyśmy pojechać do mnie i… no wiesz… -zaciekawiona przeniosłam na niego swoje oczy dokładnie lustrując.
-Wiem, co? –wypaliłam z powagą i zagryzioną wargą. –Myślisz, że laska taka jak ja mogłaby się puścić z gościem jak ty? –uniosłam brwi, na co Ross zaczerwienił się, jednak przytaknął ku mojemu większemu rozbawieniu. –Słonko, ja umawiam się z facetami, którzy wożą się lepszymi furkami niż Lambo – zaczęłam z uśmiechem. –Ponadto dbają o siebie i mają niezłą bajerę, która nie polega na seksistowskim klepnięciu w tyłek. Nie jestem klaczą, a twoja tłusta łapa nie ma prawa dotykać mojej pupy, jarzysz?
-Uważaj na słowa, bo… -zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Bo, co zwolnisz mnie?! –parsknęła kpiącym śmiechem. –Masz tutaj klientelę, bo jestem zajebistą pracownicą, poza tym większość tych ludzi to moi znajomi. Zayn przychodzi tutaj tylko, dlatego że jesteśmy przyjaciółmi, tak jak Ness, Dani i Liam lubią kawę, którą robię, a Matt… -zaczerpnęłam powietrza, bo zwyczajnie w świecie się zapowietrzyłam. –Matt jest moim facetem, więc robi to z szacunku, żeby nie wyjść na kutasa. Dlatego wywal mnie, a ze mną odejdą klienci.
-Nie wierzę ci – blondyn pokiwał głową na boki.
-Nie poradzisz sobie sam –wzruszyłam barkami będąc niesamowicie pewna siebie w tym temacie.
-Skąd ta pewność? –uśmiechnęłam się chytrze.
-TY! –zawołałam pochylając się w stronę okienka, przez które Tyler zwykł wydawać śniadania i inne potrawy. –Ross nas zwalnia, bo twierdzi, że jest samowystarczalny. Chodź, pooglądamy tą komedię z pierwszych miejsc – zaśmiałam się niczym rasowa wiedźma, którą oczywiście byłam.
Przez ostatni miesiąc zmieniło się naprawdę wiele i to wszystko było tylko i wyłącznie zasługą Donavana, który nie potrafił sobie poradzić z dziewczyną, która ma zadziorny charakter. Wystraszył się i nie potrafił poskromić diabła, który kryje się pod moją skórą – wolał się poddać i zrezygnować, czym cholernie mnie wkurwił. Wbrew pozorom kochałam go, ale po tym, co powiedział oraz jak nazwał mnie suką – nienawidzę tego chodzącego pajaca. Nikt oczywiście nie wie o naszym rozstaniu… noo, może oprócz Andersona, który naprawę mi pomógł się pozbierać po tym bolesnym rozstaniu, ale nie potrafił powstrzymać mnie przed transformacją w sukę roku. To wszystko wina Adama i to on powinien mieć mnie na sumieniu oraz ludzi, których krzywdzę.
Z satysfakcją przyglądałam się poczynaniom tego grubasa, który nie potrafił nawet włączyć ekspresu, a co dopiero wspominać o sokowirówce. Heh… razem z Tylerem mieliśmy ubaw przez kilka godzin, aż wreszcie wściekli oraz zmęczeni czekaniem klienci zaczęli opuszczać kawiarnię.
-Woah, czemu tu tak pusto? –zdziwił się wchodzący do Daisy mulat. –Cześć, kocie –z uśmiechem cwaniaczka musnął moje wargi od razu wpychając mi język do gardła, ale nie przeszkadzało mi to, bo zdążyłam się już przyzwyczaić. –Działo się dziś coś ciekawego?
-Mhm… -mruknęłam odsuwając się na krok tym samym odrywając od zmysłowych ust Matta. –Pokażę ci wieczorem, a teraz chodźmy – zarządziłam splatając nasze ręce i ciągnąc dwudziestodwulatka za sobą w stronę czerwonego Saleena S7. –Muszę zadzwonić do Ness –stwierdziłam wyjmując z torebki telefon i wykręcając numer do przyjaciółki, ale jej komórka nie odpowiadała, to też wybrałam kontakt Malika.
-Co jest, Parker? –zapytał odbierając po drugim sygnale.
-Przekaż Ness, że Darcey jest u Adama.
-Okay, wpadnę po nią około ósmej.
-To poinformuj o tym Donavana – poprosiłam ze sztucznym uśmiechem, po czym się rozłączyłam. –Odstawię tylko auto Ness pod blok i możemy jechać.
-Jak tam chcesz –wtrącił obojętnie Anderson, a potem oboje wsiedliśmy do swoich aut i pojechaliśmy w stronę osiedla, gdzie mieszkała blondynka.
Kolejny raz wysiadłam z białego BMW, które zamknęłam, a potem wsiadłam do samochodu Matta, który obrał kierunek na Wembley Stadion, gdzie dziś miał grać Arsenal z Chelsea.
Osobiście nie jarała mnie piłka nożna… noo, może nie aż tak, żeby jak fanatyczka oglądać każdy mecz i rozpaczać, kiedy moja ulubiona Chelsea przegra, ale lubiłam oglądać. Poza tym jestem na zabój zauroczona Oscarem – koleś jest cholernie przystojny.
-Noo, więc jeśli wygra Arsenal przywiążę cię do łóżka i zerżnę jak jeszcze nikt nigdy nie zerżnął.
-Wygra Chelsea, ale i tak możesz mnie przywiązać i zerżnąć –stwierdziłam z uśmiechem, a potem cmoknęłam zadowolonego chłopaka w policzek.
Matt załatwił bilety w loży vipowskiej, skąd wszystko idealnie dało się zobaczyć.
Siedzieliśmy obok siebie popijając olbrzymie colę, a Rocky obejmował mnie ramieniem. Z uwagą oglądaliśmy poczynania piłkarzy, ale nie przeszkadzało nam to we flircie, który zaczął się od niewinnych zaczepek, a skończył na palcówce. Matt ma cholernie zręczne palce i wie jak ich doskonale użyć, za co należy mu się medal. Adam nie dorównuje mu nawet w najmniejszym stopniu – żałuję, że zmarnowałam z tym idiotą półtorej roku, mogłam od razu zabrać się za Matta, który jest tak samo grzmotnięty jak ja.
Po wygranej Chelsea pojechaliśmy do McDonalds, gdzie zamówiliśmy dwie duże cole – znowu , frytki, burgery i nuggetsy.
-Jesz jak wieśniak –rzucił w moją stronę, a potem frytką przejechał po moim policzku brudząc mnie ketchupem i śmiejąc się jeszcze głośniej.
-Ale z ciebie ciota, Matt –mruknęłam niezadowolona, wycierając się w serwetkę. –Jesteś taki dziecinny.
-Po prostu cieszę się życiem, jutro mogę wykitować –Anderson wzruszył ramionami, jakby to było normalnym stwierdzeniem.
W sumie to miał rację, bo jutro jakiś asteroid może walnąć w ziemię i prawdopodobnie zginiemy. Może nastąpić też skażenie wody i wszyscy zamienią się w zombie, a jedyną rzeczą, której będą pragnęli będzie mózg. Wizja końca świata wydawała się mniej przerażająca, kiedy siedziałam obok Matthew – on mnie w jakiś dziwny i niewyjaśniony sposób uspokajał oraz rozbawiał tym swoim zachowaniem pięciolatka.
-Och, a skoro prawdopodobieństwo, że jutro skończy się świat jest pięćdziesiąt na pięćdziesiąt to chcę, żebyś była moją dziewczyną –powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, na co uniosłam brwi.
-A, co z Brown?
-A, co ma być? –wzruszył obojętnie ramionami mulat.
-Kręciłeś z nią, Matt- przypomniałam. –Lubisz ją.
-Lubiłem –wskazał na mnie palcem. –Nie mamy wspólnych zainteresowań, poza tym ostatnio zaczęła kręcić z twoim byłym, więc… -kolejny raz wyrzucił barki w powietrze. –Sama widzisz, z tobą o wiele lepiej się dogaduję i nie przeszkadza mi twój cięty języczek. Chyba się w tobie zabujałem.
-I wzajemnie, Rocky –na ustach dwudziestodwulatka pojawił się uroczy uśmieszek, który za wszelką cenę próbował ukryć. Wyglądał jeszcze bardziej słodko niż dotychczas, ale nigdy mu tego nie powiem… chyba, że w żartach, bo w innej sytuacji pewnie by mnie wyśmiał i zaprzeczył.
-Cóż za wyznania, kotku –poruszał zadziornie brwiami. –Chcesz się pieprzyć tutaj?
-Nie, zbyt często chodzimy tutaj jeść, Matt –powiedziałam po dłuższym zastanowieniu.
-Racja, to mogłoby być nieco obrzydliwe –przytaknęłam ze zmarszczonym nosem. –Mam coś dla ciebie –oznajmił Anderson podając mi małe pudełeczko, które niepewnie otworzyłam. W środku na beżowej poduszeczce leżała kostka czekolady. –Jadłem wczoraj Milkę, a że myślałem też o tobie postanowiłem ci jedną zostawić –głośno się śmiejąc wstałam i usiadłam obok niego, głośno całując w usta, co oczywiście Matt musiał przeciągnąć. Nawet fakt, że w lokalu siedziały małe dzieci z rodzicami i kilka par nastolatków nie przeszkodził mu w posadzeniu mnie sobie na kolanach oraz ściśnięcia za moje pośladki, jak również wepchnięcia języka do mojego gardła, a ja nie pozostawałam mu dłużna. Wsunęłam dłonie pod czarną koszulkę na szerokich ramionach i muskałam opuszkami palców jego mięśnie brzucha. Odpowiadałam również na pocałunki, które były cholernie dobre.
W tej chwili wszyscy ci ludzie mogliby stwierdzić, że jesteśmy bezwstydni, ale… nie oszukujmy się, jesteśmy cholernie bezwstydni, a Matt chciał się tutaj pieprzyć.
Teraz byłam naprawdę szczęśliwa, nieważne jak głupio musiało to zabrzmieć. Cieszyłam się, że brunet nie wstydzi się okazywać mi uczuć w miejscu publicznym, czego brat Ness nie miał w zwyczaju robić – Adam wolał obściskiwać się w domu na sofie, a ja chciałam, żeby inni ludzie widzieli jak bardzo jestem dumna ze swojego faceta. O Andersonie wiedzieli wszyscy w Daisy, Burger Kingu, McDonalds, w Zoo, w galerii, czy chociażby w parku, bo w tych miejscach lizaliśmy się jak opętani, jakbyśmy zaraz mieli się wzajemnie połknąć; jakby od tych pocałunków zależał los wszechświata. Kręcił mnie fakt, że Matt jest taki bezwstydny i to chyba działało również w jego przypadku – lubił, kiedy byłam suką.
-Jedźmy do domu –wysapał pomiędzy buziakami.
-Okay –zeszłam z kolan chłopaka, a potem zabrałam swoją colę. Mulat postąpił podobnie i wsunął dłoń do lewej kieszeni moich szortów łapiąc za mój tyłek, po czym wyprowadził z fast fooda. Zaprowadził mnie pod swój samochód, gdzie jeszcze przez chwilę molestował mnie, czemu oczywiście dobrowolnie się poddałam, a po jakiś pięciu – do dziesięciu – minutach wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy pod willę dwudziestodwulatka.
Do domu weszliśmy obijając się o ściany, bo napięcie seksualne między nami sięgało punktu krytycznego i oboje nie mogliśmy się powstrzymać.
-Co, do kurwy?! –przestraszona oderwałam się od Matta, żeby spojrzeć na…
-Co tu robisz, Malik? –zapytałam obojętnie.
-Mógłbym zapytać o to samo, Parker –warknął. –Pieprzysz mojego kuzyna, a jesteś z Adasiem –parsknęłam kpiącym śmiechem.
-Masz na myśli pana z nami koniec, bo jesteś suką? –spytałam dla upewnienia, na co Zayn uniósł zdziwiony brwi ku górze.
-Nie rozumiem…
-Po, co przyszedłeś? –wtrącił Matt obejmując mnie ramieniem i przyciągając bliżej swojego umięśnionego torsu.
-Złożyć ci propozycję, ale to może zaczekać. Jestem ciekaw jak to się zaczęło – kiwnął na mnie głową, ale szybko wrócił wzrokiem do swojego brata.
-Umówiliśmy się do klubu, a potem było już z górki –wyjaśniłam. –Jeszcze jakieś pytania, bo tak jakby jesteśmy trochę zajęci, a ty nam cholernie przeszkadzasz.   
-Napalona kobieta, to wredna kobieta –uśmiechnął się chytrze, po czym wyszedł klepiąc Matta po ramieniu.
Zaraz, gdy Malik zamknął drzwi rzuciłam się na Andersona. Wskoczyłam na jego biodra i objąwszy dłońmi szyję złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Rocky po dłuższej chwili jednak ogarnął się i zdołał wejść po schodach do swojej sypialni, gdzie rzucił mnie na łóżko i usiadł na mnie okrakiem. Przeszukując szuflady wreszcie wyjął parę kajdanek, którymi przypiął moje nadgarstki do ramy łóżka.
-To będzie najlepszy seks w twoim życiu – wyznał, a potem jednym pewnym ruchem roztargał moją bluzkę, którą rzucił na podłogę, tak samo jak stanik, szorty i stringi, identycznie postąpił ze swoją koszulką oraz spodenkami. Ręce mulata od razu ścisnęły za moje piersi, naciągając sutki, które moment później zaczął przygryzać i ssać, powodując moje jęki. Już przy takich działaniach zaczęłam wypychać biodra ku jego kroczu, ale byłam świadoma, że to dopiero początek, a Matt właśnie zaczynał się popisywać. Poczułam pieczenie w okolicy prawego cycka, dlatego przerażona przeniosłam oczy w to miejsce.
-Całkiem cię popieprzyło?! Malinka przy sutku?! –zawołałam, ale w odpowiedzi dostałam tylko śmiech i drugą malinkę na drugiej piesi, och i kolejne, które przypominały ścieżkę od lewego ucha przez mostek, aż do wewnętrznych stron ud, nad którymi teraz się pochylał i torturował nie tylko je swoim językiem. Wyginałam się, wiłam i ogółem mówiąc cholernie podniecona szalałam nie wiedząc, co ze sobą zrobić, kiedy Anderson w taki sposób mnie torturuje, a fakt, że w dodatku jestem skrępowana i nie mogę mu w tym przeszkodzić był jeszcze bardziej podniecający. Krzyczałam jego imię, nie licząc się z tym, że Carly może być teraz w domu. Błagałam, żeby przestał się cackać, ale wtedy jednym pewnym ruchem przekręcił mnie na brzuch i wsunął we mnie trzy palce, co było przesadą, ponieważ ledwo dwa się we mnie mieściły. To było tak kurewsko intensywne, jak poruszał nimi raz szybko po chwili wolniej przy okazji masując kciukiem moją łechtaczkę. –Zaraz dojdę! –wykrzyczałam, ale Matt się nie zatrzymał… ba! On przyśpieszył swoje ruchy, a ja wykończona doszłam tyle, że to nie był koniec, bo mimo mojego orgazmu on nie przestawał. Dalej posuwał mnie swoimi palcami. –Nie mogę…
-Jeszcze nie skończyłem, kocie –poinformował gryząc mój pośladek. Jęczałam w poduszkę, zaciskając palce u stóp, jakby to w jakiś cudowny sposób miało mi pomóc. –Czemu masz siniaka na tyłku? –wszystko ustąpiło. Matt wyjął swoje paluchy, którymi teraz muskał moją prawą część pupy. –Kto się do ciebie podwalał, Marisa? –wycedził rozwścieczony, a ja nie wydusiłam z siebie ani słowa. –Gadaj, kto, bo wkurwię się jeszcze bardziej.
-Ross –westchnęłam. –Ale nie przejmuj się nim – odpowiedziała mi cisza i dopiero po minucie usłyszałam jak mój facet rozrywa paczuszkę z kondomem, a potem gwałtownie we mnie wchodzi i bierze mnie od tyłu.
Nigdy nie lubiłam analu, ale… Anderson nie jest najgorszy w te klocki.
W tej pozycji postępował podobnie jak wcześniej ze swoimi palcami. Wolno, szybko, wolno, szybko, wolno, szybko i tak na przemian, aż znowu doszłam, ale nie mogłam odsapnąć, bo znowu brutalnie mnie odwrócił na plecy i teraz wziął od przodu. Brunet szybko poruszał swoimi biodrami, a po chwili całkowicie przestał i pozostając we mnie, zaczął całować moje usta. Jego język masował moje podniebienie, a ja pojękiwałam do jego ust powodując stłumiony chichot, który opuszczał gardło Matta. Po upływie cholernie dużej ilości minut, a może nawet i godzin znowu zaczął mnie pieprzyć jak szalony i tym razem nie było wyjątku – znowu doszłam sama. Jak on to, do diabła robi?!
Dwudziestodwulatek powoli uwolnił moje dłonie, a potem sadzając mnie na swoje kolana, nabił na swojego penisa, na co oczywiście musiałam głośno jęknąć, ale tym razem nie tylko ja.
-Czemu nie dochodzisz? –wysapałam, ku zaskoczeniu bruneta, który zmarszczył brwi.
-Chodzę na jogę i potrafię nad sobą zapanować.
-Och –westchnęłam, po czym zaczęłam powoli się unosić, chcąc przekonać się czy jestem w stanie zniszczyć jego barierę opanowania. Robiłam wszystko powoli, nawet składałam najwolniejsze w świecie pocałunki na jego żuchwie, a potem pod płatkiem prawego ucha, na co młody mężczyzna wbił paznokcie w mój tyłek.
-Nie tam, kocie –wyjęczał, a ja już wiedziałam, jak doprowadzić go do szczytowania. Całowałam go dokładnie w to miejsce, gdzie zabronił i poruszałam się szybciej, na co Matt mocniej szczypał moje pośladki. –Przestań… -w odpowiedzi nie zaprzestałam, tylko przyśpieszyłam, aż wreszcie poczułam ciepło. –Jesteś porąbana, wiesz? –zachichotałam chowając nos w miejscu, które zdążyłam oznaczyć malinką.
Po upływie pewnej ilości czasu Matt uniósł mnie i ułożył obok siebie, a następnie nakrył kocem. Od razu przyległam policzkiem do jego umięśnionego torsu.
-Wiesz, ja cię nie chcę martwić, ale pękła nam gumka –w głosie Andersona dało się wyłapać strach.
-Nie panikuj, tygrysie jestem na tabletkach –cmoknęłam go w policzek, a potem zaczęłam wodzić paznokciem po dość sporej bliźnie w okolicy prawej strony żeber. –Po czym to? –zagaiłam głodna informacji na temat, który męczy mnie już od dwóch tygodni.
-Zayn popchnął mnie na szklany stolik, jak byliśmy młodsi – mruknął od niechcenia. –Był wściekły, bo Ness wyjechała przez Louisa, a ten szczeniak był w niej zabujany po uszy.
-Zaraz… Zayn kocha się w Ness od jakiś pięciu lat?! –zapytałam pełna szoku.
-Właściwie to sześciu, bo zaczął się ślinić, kiedy przyszła do mnie pierwszy raz na korepetycje z maty.
-Woah… -westchnęłam pełna podziwu. Ja bym tyle nie wytrzymała z ukrywaniem swoich uczuć. To godne podziwu.
-Noo, zawsze jej bronił, a raz w klubie, kiedy Louis zachował się jak kutas w ramach zemsty uderzył z nią w ślinkę.
-Ness nie mówiła… -ze zmarszczonymi brwiami pokiwałam głową na boki, chcąc mu dać do zrozumienia, że fakty mi się nie zgadzają.
-Nessela była schlana w trzy dupy i chciała, żeby Zayn ją przeleciał, ale on tego nie zrobił. Przelizał ją, a potem odwiózł do domu. Nie chciał jej krzywdzić, miała tylko piętnaście lat.
-Ale…
-On nie wiedział, że Tomlinson już to zrobił. Tamtego wieczoru dowiedział się, że Ness wyjechała nie tylko przez zdradę Louisa, ale również o tym, że jego najlepszy przyjaciel ją zaliczył i potraktował jak pierwszą lepszą zdzirę. Zayn robił mi rozpierdol w domu, dlatego chciałem go powstrzymać, ale ten gnojek popchnął mnie na ławę, a róg wbił mi się cholernie głęboko –powiedział obojętnie. –Zawiózł mnie potem do szpitala, pozszywali mnie i z głowy.
-Czemu mówisz o tym tak spokojnie?
-Bo to przeszłość –wzruszył ramionami, cichutko się śmiejąc. –I całkiem prawdopodobne, że gdyby nie to, teraz nie leżałbym z tobą.
-Uroczy jesteś.
-Wcale nie –ziewnął. –Jeszcze zdążysz mnie znienawidzić, bo całkiem prawdopodobne, że cię nieumyślnie skrzywdzę.
-Jesteś tylko człowiekiem i masz prawo do popełniania błędów, więc luz –usta mojego nowego faceta opuścił rozbawiony chichot, a potem ucałował moje czoło.
-Miałaś mi coś pokazać.

-Och, tak! –zawołałam sięgając po szorty, z których wyjęłam moją komórkę, gdzie miałam filmiki z tego cyrku, odgrywającego się dzisiejszego dnia w Daisy. Oglądaliśmy razem przytuleni do siebie oraz śmiejąc się jak para zjebów, ale to było tak cholernie normalne, a zarazem niezwykłe, że dopiero teraz utwierdziłam się w przekonaniu, że nieświadomie oddałam kolejny raz swoje serce facetowi, który mógł je złamać. Pytanie tylko, czy właśnie do tego się posunie? Czy on również chce mnie zranić? I czy będę cierpiała bardziej po tym, jak stracę Matta? 
_______________________________________________
Nie wiem jak wam, ale mnie ten rozdział się cholernie podoba - bo jest z perspektywy Marisy, a jestem dumna, że wykreowałam taką postać w tym opowiadaniu i cholernie ją lubię...
Dziękuję wam niezmiernie za komentarze, które bardzo mnie zainspirowały. 
Chciałam wam pokazać również, co dzieje się u innych bohaterów, a z racji tego, że były już chyba z dwa rozdziały z perspektywy Adasia, jeden z Matta, to teraz przyszedł czas na Marisę... 
Okay, kończę...
Miłej niedzieli ;**