sobota, 28 marca 2015

27. All About You



„Jestem Twoją największą wielbicielką . Czy chciałbyś podpisać się na moim sercu?”



Ness

Wstałam naprawdę wypoczęta, jednak mój uśmiech szybko znikł z moich ust, gdy zorientowałam się, że Zayna nie ma obok. Przez myśl przechodziły mi najczarniejsze scenariusze poczynając od zwykłego wyjścia, a kończąc na tym, iż ten gnojek Louis się dowiedział i zrobił drakę.
Nie byłam z Malikiem jakoś szczególnie długo, ale zakochałam się w nim nawet bardziej niż w Tomlinsonie. Byłam pozytywniej nastawiona, nie obawiałam się przyszłości oraz tego, co mi przyniesie tylko cieszyłam się, że mogę po raz kolejny kochać, czuć się potrzebna i chociażby uśmiechać się bez powodu widząc zakochaną parę kroczącą przez ulicę, niezależnie od tego czy to dwójka nastolatków czy staruszków.
Miłość jest piękna! Niby to tylko zwykle uczucie, które łączy dwie zbłąkane dusze w jedność, ale ma w sobie magię. Sprawia, że na nic nie zwracasz uwagi po za osobą, którą kochasz. Możesz kroczyć z ukochanym podczas bardzo drobnego deszczyku, ale dopiero po dłuższym czasie okazuje się, że przesiąkłaś do suchej nitki. To tak jakby… Cały czas była wiosna, a ty codziennie budzisz się na nowo do życia, jak przyroda po mroźnej zimie. Właśnie do takiego stanu doprowadza mnie Zayn.
Poderwałam się niechętnie z łóżka i podreptałam do kuchni, z której dochodziła cicha melodia z radia oraz rozmowa. Stanęłam w przejściu, opierając się o futrynę oraz przyglądałam się scenie przede mną z wielkim uśmiechem na ustach. On wcale mnie nie zostawił!
Malik stał przed blatem w samych spodniach, a na brązowej powierzchni mebli po turecku siedziała najpiękniejsza istotka na calutkim świecie. Dziewczynka podpierała prawy policzek swoją rączką, od czasu do czasu ziewając, jednakże bacznie obserwując poczynania mulata, który smażył naleśniki. Mogłabym oglądać taki widok w nieskończoność. Nagle wzrok Darcey powędrował na mnie, a na malutkich usteczkach pojawił się szeroki uśmiech, dlatego przyłożyłam palec wskazujący do swoich warg, pokazując jej, aby nic nie mówiła. Na paluszkach zaszłam od tyłu dwudziestojednolatka tylko po to, aby objąć go w pasie  i musnąć jego prawą łopatkę kilka razy.
-Ness. – Mruknął, a czterolatka zachichotała.
-Czemu mnie nie obudziłeś? – Mężczyzna szybko rozerwał mój uścisk i przeciągnął mnie do przodu, w ten sposób stałam z nim twarzą w twarz.
-Uroczo wyglądasz jak śpisz, po za tym Skrzat przyszedł, bo miał zły sen. – Spojrzał na nią, co również uczyniłam, a ramach odpowiedzi zobaczyłam jedynie smutnie przytaknięcie z wydętą wargą.
-Co ci się śniło, Myszko? – Odsunęłam się od Zayna i podeszłam do córki, którą wzięłam na ręce. Szatynka wtuliła się we mnie, opierając policzek o mój bark.
-Nie będę jadła szpinaku. – Mruknęła niezadowolona. –Nie chcę mieć zielonych zębów. – Zachichotałam pod nosem, widząc znudzoną minę Malika.
-Darcey, mówiłem ci, że to głupie. Zawsze możesz umyć zęby. – Westchnął bezsilny.
-A jeśli skończy mi się pasta? – Zagryzłam dolną wargę, aby nie wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. –Co wtedy?
-Kupię ci nową tubkę, może być?
-Skąd wiesz, jaki lubię smak?
-Skrzacie, nie lubię, gdy ludzie z rana są marudami, dlatego…
-Czemu palisz papierosy? – Odchylił głowę do tyłu głośno jęcząc z wyczerpania.
-Lubię. – Wzruszył ramionami. –Po za tym to mnie uspokaja, zawsze palę przy kawie… Zresztą, nie zmieniaj tematu, młoda damo, rozmawialiśmy o głupim szpinaku i paście do zębów!
-Jesteś wredny. – Zmarszczyła nosek, a ja pękłam. Śmiałam się naprawdę głośno, a kpiące spojrzenie mulata nie robiło na mnie wrażenia. Byli przekomiczni.
-Darcey, nie mów tak do Zayna. – Mruknęłam, gdy odrobinę się uspokoiłam. –Jest od ciebie starszy, dlatego go szanuj.
-Jak ciebie?
-Tak, przeproś go za swoje zachowanie. –Postawiłam ją na panelach, a szatynka podeszła nieśmiało do wysokiego bruneta, po czym przyległa do jego nogi mocno tuląc. Malik schylił się, żeby wziąć ją na ręce oraz wstać. Czterolatka objęła jego szyję, którą ścisnęła mówiąc przepraszam.
-Nie szkodzi, siadajcie do stołu. – Według polecenia zasiadłyśmy na drewnianych krzesłach, a dwudziestojednolatek podał cały talerz naleśników, nutellę i dżemy. –Muszę lecieć, Ness.
-Przyjdziesz do nas na wigilię?
-Chciałbym, ale zawsze spędzam ją z Louisem i resztą. – Wzruszył ramionami. –Widzimy się za trzy dni? –Ze smutkiem przytaknęłam.
Brązowooki pochylił się nade mną i musnął moje usta, po czym poszedł do mojej sypialni, by po chwili wyjść ubranym. Rzucił jeszcze krótkie do zobaczenia i wyszedł zamykając drzwi.
-To co dziś będziemy robić? – Zapytałam, wycierając szatynce usta oraz policzek z orzechowego musu.
-Kupisz mi pieska?
-Darcey... – Westchnęłam.
Ile razy można powtarzać jedno i to samo? To takie męczące, ale również trudne wytłumaczyć czteroletniemu dziecku, jaka jest przyczyna tego, że nie może mieć własnego zwierzątka.
-Mamusiu, proszę. – Zrobiła tą swoją minkę zbitego psiaka, a mnie zmiękło serce.
Wyglądała dokładnie tak jak Tomlinson… O nie! Nie dam się nabrać! Już ja doskonale znam tą sztuczkę, ona chce mnie załatwić w taki sam sposób jak jej ojciec. Nie tym razem!
-Nie ma opcji, Smerfie. – Zawinęłam usta w wąską linijkę, po czym pokiwałam głową na boki w celu utwierdzeniu ją w tym fakcie, że nie dostanie szczeniaka.
Jestem odpowiedzialną kobietą, potrafię podejmować dorosłe decyzje i muszę przede wszystkim troszczyć się o córkę, która jest moim całym światem. Zrobiłabym wszystko, żeby tylko była bezpieczna, nawet… Zostawiłabym Zayna.  
-Opowiesz mi o tacie? – Już wolę wrócić do tematu tego psa.
Chryste, Darcey  potrafi być czasem naprawdę denerwująca jak Louis.
-Okay... – Westchnęłam. –Co chcesz wiedzieć? – Spojrzałam na nią z zainteresowaniem. Szatynka złapała swoją twarz w dłonie i oparła łokcie na blacie stołu, patrząc na mnie w skupieniu.
-Jest ładny? – Wywróciłam oczami.
-Tak.
-A wysoki?
-Niewiele wyższy ode mnie.
-A co lubi robić? – Pieprzyć dziwki! To jego ulubione zajęcie, oczywiście po za niszczeniem mi życia oraz psychiki.
-Lubi wyścigi samochodowe, sporty walki, czasami lubił śpiewać i łamać zasady.
-Jaki on jest? –Egoistyczny dupek w ładnym opakowaniu, który myśli, że cały świat należy do niego!
-Spontaniczny i bardzo… Specyficzny. Ma trudny charakter i trudno z nim znaleźć wspólny język oraz ciężko go przekonać do swoich racji.
-A jaki lubi kolor?
-Czerwony.
Ta zabawa trwała około półtorej godziny. Darcey pytała nawet o najmniejsze szczegóły, jak na przykład czy Tomlinson też ma pieprzyk na prawym obojczyku tak jak ona, czy chociażby o to gdzie się poznaliśmy. Czy był kiedyś na moich zawodach i inne bzdety, które nie miały dla mnie już znaczenia. Wyleczyłam się z tej bezsensownej obsesji na jego punkcie i czułam się jak nowo narodzona.
Około godziny dwunastej poszłyśmy do willi moich rodziców, ponieważ chciałyśmy jeszcze trochę pomóc w przygotowaniach do kolacji wigilijnej. Zabrałyśmy prezenty dla George’ a, Valerie, Adama, Cecilii oraz Roberto, który był naszym lokajem i na piechotę, spacerkiem ruszyłyśmy do domu. Cała trasa zajęła nam około trzydziestu minut.  
Wewnątrz panował gwar, a moja mama z Cecilią biegały po całym domu i dopinały wszystko na ostatni guzik, tata z Adamem stroili dom, w czym pomagał im Roberto. Dołączyłam się do pomocy kobietom, a moja córka postanowiła z Adasiem stroić choinkę oraz poręcz. Przygotowania były naprawdę długie, mimo iż już wczoraj zaczęliśmy.
Święta w naszej rodzinie zawsze są obchodzone z wielkim hukiem. Jest dużo jedzenia, żywa choinka, pod którą leży masa prezentów i oczywiście ta niesamowita atmosfera! Uwielbiam ten czas, a zwłaszcza, gdy spędzamy go razem. Jest po prostu tak… Idealnie.
Równo o dziewiętnastej usiedliśmy do wieczerzy. Tata odmówił modlitwę i dopiero później – wreszcie – mogliśmy jeść. Cały tydzień robiłam sobie miejsce na te przepyszne dania, które przygotowała Cecilia, a dziś wreszcie mogę się najeść.
Nagle mój telefon wydał z siebie wibracje, dlatego dyskretnie wyjęłam aparat z kieszeni spódniczki i otworzyłam wiadomość, której nadawcą był mój chłopak.
Od: Zayn
Mam nadzieję, że mnie nie zabijesz Z
„Zabijesz?” O co tutaj chodzi? Niby dlaczego miałbym go pozbawiać życia? Przecież niczego złego nie zrobił. Nie rozumiem.
Do: Zayn
Dlaczego miałabym?
Od: Zayn
^^
Co za matoł. Najpierw podsyca we mnie tą cholerną ciekawość, a teraz nic nie chce powiedzieć. To zupełnie jakby pokazał dziecku lizaka, a później zjadł go na jego oczach, patrząc jak to bezbronne maleństwo płacze.
-Dobra, czas na prezenty! – Odparł z entuzjazmem mój brat, a później razem z Darcey pobiegli pod drzewko przyozdobione w różnego rodzaju bombki i inne ozdoby. Jak mieliśmy w zwyczaju Adam czytał liściki, a czterolatka podawała ostrożnie każdemu pakunek.
W ten oto sposób mój ojciec dostał srebrne spinki do mankietów od mamy, od Cecilii oraz Roberto ręcznie obity skórą dziennik, Donavan podarował George’ owi – jak każdemu oprócz swojej chrześnicy i mamy oczywiście – parę śmiesznych skarpet, a ode mnie oraz Skrzata dostał wieczne pióro z wygrawerowanym imieniem.     
Valerie znalazła pod choinką breloczek z łyżwą od najukochańszego syna, brylantowe kolczyki od ojca, bransoletkę ode mnie oraz córki, a od gosposi i lokaja jedwabną apaszkę.
Nasi pracownicy zostali obdarowani skarpetkami, spinkami do mankietów oraz apaszką (ode mnie i Darcey), pierwszym wydaniem książki Duma i uprzedzenie oraz wiecznym piórem od rodziców.
Adam dostał bardziej trafne prezenty, niż sam podarował, ale to w tej chwili nie istotne, ponieważ w święta bardziej liczy się to, iż dałeś prezent z serca, a nie ile na niego wydałeś.
-Nessiu, jest coś jeszcze dla ciebie. –Zmarszczyłam brwi, kiedy szatynka podała mi czarne pudełeczko.
Uniosłam wieko, a moim oczom ukazał się prześliczny wisiorek z literką M, która była wyłożona malutkimi diamentami. Woah. Na dole była jeszcze karteczka, dlatego szybko ją przeczytałam: „M jak Moja… Chyba, że wolisz M jak Malik ;)”. Zachichotałam pod nosem. On jest taki kochany.
-Darcey, dla ciebie jest to duże pudło. – Dziewczynka niepewnie podeszła do kartonu i uniosła górę, po czym głośno pisnęła oraz zanurkowała w pakunku. Wyjęła z niego… Cholera, zabiję go!
-Mamusiu, zobacz to piesek! – Uradowana podbiegła do mnie i usadziła szczeniaka rasy bernardyn na moich kolanach. –Nazwę go Dingo! Dziękuję, dziękuję!
-Ness… To nie…
-Wiem, Adam. – Wycedziłam przez zaciśnięte zęby. –To sprawka Zayna.
-Mogę do niego zadzwonić i podziękować? – Zapytała Darcey, mrugając jak słodki niewinny psiak. Cholera, no! Wybrałam kontakt Malika i podałam córce telefon.  
-Aladyn? … Jestem Darcey, a ty?… Louis? – Szybko wyrwałam komórkę szatynce i sama przyłożyłam ją do ucha.
-Tak Louis, co za Aladyn?
-Lou, z tej strony Ness, mógłbyś mi, proszę dać Zayna?
-Po co?
-Muszę go zabić. – Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Okay. Malik, telefon! – Lekko skrzywiłam się na dźwięk tego krzyku, który naprawdę źle wpływał na moje bębenki. –To Nessie. – Dodał z fałszywą uprzejmością. Co on znowu kombinuje?
-Cześć. – Mruknął zakłopotany. –Coś się stało?
-Ja ci powiem co się stało! Jak…
-Mamusiu. – Czterolatka pociągnęła za mój rękaw, dlatego oddałam jej komórkę. –Dziękuję za pieska, jest śliczny, Zayn… Tak, nazwałam go Dingo… Kiedy do nas przyjdziesz?… Dobrze, już daję. Proszę, mamusiu. – Oddała mi moją własność i znów mogłam słuchać jego hipnotyzującego głosu.
-Noo więc, co się stało? – Żarty sobie stroi czy jak?!
Odeszłam od stołu i wyszłam na taras, gdzie mogłam dopiero zacząć krzyczeć – złota zasada mamy głosi, że przy kolacji się nie wrzeszczy.
-Kupiłeś jej psa! To się stało!
-Przecież chciała.
-Wiem, że chciała, Malik, ale co ja, do cholery teraz z tym psem mam zrobić?! Nie mam jak się nim zajmować, jak Darcey jest w przedszkolu, ja mam studia, a później biegnę na lodowisko. Jak ty sobie to wyobrażasz?!- Sfrustrowana przeczesałam palcami włosy. To było po prostu śmieszne!
-Przecież i tak przesiaduję u ciebie, to mogę się zająć tym psem zresztą Skrzatem też.
-Nie rozumiesz... – Jęknęłam niezadowolona. –Ona nie może mieć wszystkiego czego tylko zapragnie na zawołanie. Kupiłabym jej tego psa, ale jeśli skończyłabym college.
-Nie kupiłabyś, bo byś była zajęta pracą w jakiejś kancelarii, Blondyneczko. 
Okay, może by tak było, ale to nie zmienia rzeczy, że szkoda mi tego zwierzaka, bo u mnie w mieszkaniu nie będzie mu się dobrze żyło. Dlaczego on musi być tak cholernie mądry?! Zawsze mąci mi w głowie tą całą Blondyneczką. Ech!
-Dziękuję za łańcuszek, Malik.
-Zmieniasz temat... Dobra, czyli przekonałem cie do psa. – Mruknął prawdopodobnie do siebie. –Proszę bardzo, wiesz, że lubię, gdy się uśmiechasz.
-Teraz się nie uśmiecham. – Starałam się stłumić chęć zachichotania, ponieważ chciałam go trochę pomęczyć i utrzymać w niepewności.
-Kiedy się wkurwiasz jesteś bardziej seksowna. – Wybuchłam śmiechem. –Mówię poważnie, Ness. – Po drugiej stronie też dało się słychać ten uroczy dźwięk. –Dobra, dość śmiechów. Muszę ci coś ważnego powiedzieć.
-A mianowicie?
Nie lubię, gdy jest taki strasznie poważny i tak szybko zmienia nastroje. Czy to normalne? Może ma jakieś zaburzenia psychiczne?
-Jedziemy z chłopakami na sylwestra do Vegas. Próbowałem się wykręcić, ale wiesz, jaki jest Louis. – Westchnął.
Pojedzie do Miasta Grzechu i to w dodatku z Tomlinsonem? Przecież… Louis… Och, to się nie skończy dobrze!
-Heej, jesteś tam?
-Tak… Tak, jestem.
-Zabrałbym cie, ale…
-Louis.
-Właśnie, to trudne zwłasza, że lubię spędzać z tobą czas, a jestem rozrywany, bo cały czas ślęczę nad silnikiem jego gruchota. – Westchnął. –Jestem padnięty.
-Zayn, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę.
-Mhm?
-Chowaj przed nim swój telefon, dziś przez przypadek rozmawiał z Darcey.
-Och… -Słychać było, że go to nieco zbiło z tropu. –Okay. Trzymaj się, Blondyneczko.
-Ty też. – Schowałam komórkę do kieszeni i weszłam do środka domu, gdzie było na całe szczęście ciepło. Nie powinnam była wychodzić w cienkim ubraniu na taki ziąb. Brrrr!
Pomogłam mamie oraz naszej gosposi posprzątać, podczas gdy Darcey z ojcem oraz Adasiem oglądali jakiś program w telewizji. Naczynia pozanosiliśmy do kuchni, a Cecilia razem z mamą resztki zapakowały do pojemników i włożyły do lodówki.
-Nessiu, nie musisz zmywać, wystarczy, że włączysz zmywarkę. – Poinformowała mnie Cecilia, na co zmarszczyłam brwi. Przecież to cholerstwo jest zepsute, jakim cudem… -Twój chłopak dziś tutaj był i ją naprawił. 
-Zayn? – Zapytała dla upewnienia moja mama, dlatego gosposia przytaknęła. –W takim razie podziękuj mu, Nessela.
-Okay. – Ziewnęłam. –Pójdę się już położyć. – Mruknęłam i wróciłam do salonu. –Darcey, idziesz już spać?
-Oglądam bajki. – Wskazała na plazmę, w której akurat leciał Spongebob. –Będę spała z Adasiem. – Przytaknęłam, a później poszłam do swojej starej sypialni.
Zdjęłam spódnicę i rajstopy, po czym położyłam się do łóżka. Oczy powoli mi się zamykały, kiedy usłyszałam stukanie w szybę.
-Cholera. – Zabluźniłam pod nosem, jednak podeszłam do okna balonowego i odsłoniłam zasłonę. Wielki uśmiech pojawił się na mojej twarzy, gdy zobaczyłam mulata opartego o framugę. Był ubrany w tą swoją kurtkę, bluzę z kapturem, czarne rurki, które opinały jego chude nogi oraz Nike. Czerwoną dłonią pisał coś na lekko zaśnieżonej powierzchni, aż wreszcie mogłam odczytać wiadomość, która brzmiała: „Otwórz”. Niezwłocznie wykonałam jego prośbę, łapiąc za kołnierz i wciągając go do środka oraz całując. –Co tu robisz? Myślałam, że spędzasz czas z Louisem i resztą.
-Bo tak było, ale się upili. – Pchnął mnie na ścianę i całował moją szyję, dzięki czemu moje usta opuszczały pomruki przyjemności.
Robił to zupełnie inaczej niż Louis, bardziej podniecająco i nie robił mi tak wielu malinek tylko jedną lub dwie, bo w przypadku Tomlinsona były ich setki.
-Położyłem ich spać i przyjechałem.
Chwycił moją nogę i umieścił na wysokości swojego biodra. Przejechał długimi palcami od mojego pośladka, aż do uda, które ścisnął, a kolejny jęk opuścił moje gardło.
-Jesteś taka seksowna... – Wymruczał całując moje usta.
Podczas gdy nasze języki toczyły ze sobą zawziętą walkę, pozbawiłam go kurtki, a później szarej bluzy, którą zdjęłam przez jego głowę.
-Gdzie Skrzat?
-Z Adasiem. – Wysapałam.
On działał na mnie w taki sposób, że same pocałunki sprawiały, że mój puls przyśpieszał.
-Śpi dziś U niego. – Uśmiechnął się chytrze, a następnie uniósł mnie na wysokość swojego pasa, który oplotłam swoimi nogami.
-To dobrze, bo mam ochotę cie przelecieć. – Próbował rozpiąć moją bluzkę, która z tyłu miała suwak, jednak coś mu nie wychodziło. –Lubisz tą koszulkę? – Zmarszczyłam brwi, a później wzruszyłam jedynie barkami.
Nie wiem… To przecież tylko część ubioru, prawda? Lubić to ja mogę truskawki, ale nie jedną rzecz z mojej garderoby.
-W takim razie, dobrze. – Rozdarł błękitny materiał, który zdjął mi z ramion i rzucił na podłogę. –Dla kogo ta bielizna, Blondyneczko? – Uniósł brew, opierając swoje czoło o moje.
-Miałam cichutką nadzieję, że przyjdziesz. – Wplotłam palce w jego włosy i znów wpiłam się w jego usta, które niemalże od razu zaczęły współpracować z moimi. Odbił się od ściany tylko po to, aby za chwilę rzucić mnie na materac i przygnieść swoim ciałem. Pieścił językiem mój brzuch, a kiedy poczułam uszczypnięcie w pośladek wygięłam się w łuk. Dwudziestojednolatek wykorzystał moment i odpiął jedną ręką mój stanik. Prowadził mokrą ścieżkę od mojej szyi, przez piersi do cieniutkiej gumki od koronkowych string, o które zahaczył zębami. Wiłam się po tym łóżku jak szalona, a palce wbijałam w mebel, starając się nie jęczeć zbyt głośno. –Zayn. – Zaprzestał tych swoich tortu oraz spojrzał na mnie z góry. –Teraz ja. 
Złapałam za brzeg jego czarnego obcisłego t-shirtu i zdjęłam. Przekręciłam nas w ten sposób, że teraz kontrola należała do mnie. Siedziałam na nim okrakiem, ale nic nie robiłam, natomiast jego dłonie trzymały mocno za moje biodra.
-Co teraz? – Zmarszczył brwi, ale nadal przyglądał mi się z ciekawością.
-Podpiszę cie, żeby ze zdziry z Las Vegas wiedziały, że jesteś mój. – Mulat uniósł brwi z chytrym uśmieszkiem, a ja otworzyłam szufladę szafki nocnej i wyjęłam z niej marker. Otworzyłam pisak oraz naciągnęłam nieco gumkę od bokserek mężczyzny, po czym niezmywalnym mazakiem nakreśliłam cztery literki, które składały się w jeden wyraz: „Ness”.  –Gotowe. – Uśmiechnęłam się zadowolona ze swojego dzieła.
-Okay. – Przyciągnął mnie za szyję, a moment później leżałam znów pod nim. Stopami zsunęłam jego spodnie wraz z bokserkami. –Gdzie ci się tak śpieszy, huh?
-Chcę cie, teraz. – Wzruszył ramionami i bez żadnych ceregieli zdjął moje majtki, które rzucił na podłogę.
Wyjął z kieszeni foliową paczuszkę, którą roztargał zębami i włożył. Gwałtownie we mnie wszedł, a później powoli poruszał biodrami, jednak po niespełna minucie przyspieszył. Wbiłam swoje paznokcie w jego plecy, na co jęknął. Czułam, że płonę, było mi tak doskonale.
-Malik, błagam. – Wysapałam.
-Wytrzymaj jeszcze chwilę, Maleńka.
Doszliśmy w tym samym momencie, jednak nim zdążyłam wykrzyczeć jego nazwisko szybko wpił się w moje usta, aby stłumić mój jęk rozkoszy.
-Masz moją bransoletkę. – Spostrzegł, kiedy położył się obok nadal ze mnie nie wychodząc.
-Zauważyłeś?
-Zwracam uwagę na szczegóły. – On też? Woah, tak wiele nas łączy.
-Zostaniesz na noc?
-Pewnie, ale o piątej mnie już nie będzie. Muszę lecieć, żeby ci idioci nie robili nam wyrzutów, w sumie ja bym to przeżył, ale nie chcę, żeby zawracali tobie głowę. – Cmoknął mnie w usta, a później wyszedł ze mnie i mocno przytulił. –Dobranoc, Blondyneczko. – Oparł swoją głowę o moją, a chwilę później już słodko pochrapywał. To było urocze.
Mogłabym się do tego przyzwyczaić. Zasypiać obok faceta, którego kocham i spędzać z nim multum czasu. Zayn jest chyba najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Poświęca mi swoje wolne chwile, martwi się, chroni, pomaga, wspiera. Jest i pokazuje jak bardzo mu zależy. Po za tym akceptuje Darcey, z czego niezmiernie się cieszę. Zaczynam się utwierdzać w przekonaniu, że ten mężczyzna wbrew wszystkim plotkom oraz nieco burzliwej przeszłości jest po prostu idealny. 
________________________________
Dodaję dziś mimo, iż nie było ponad 20 komentarzy, ale z racji tego, że dawno tylu nie było postanowiłam wam zrobić niespodziankę. 
Lubię ten rozdział. Ness wpadła po uszy i wątpię, żeby sobie odpuściła Malika... 
Cóż dziś krótko - jak zawsze zresztą. Dziękuję za komentarze, wejścia i itp. mam nadzieję, że to się nie zmieni... 
To tyle, leniwej soboty...
Buźka, miśki ;**
 

niedziela, 22 marca 2015

26. Why Don't You Love Me




„Chciałabym wystarczyć Ci na całe życie. Żeby cały świat nam zazdrościł, że mamy właśnie siebie.”


Ness

 Święta zbliżały się dużymi krokami, a my jak zawsze mieliśmy je spędzić w rodzinnym gronie, dlatego też gdy tata załatwiał wszystkie sprawy w swojej firmie, którą przeniósł trzy lata temu do Włoszech – nadal znajdowała się tam siedziba główna, ale ojciec postanowił znów wszystko zawrócić do Londynu – mama była na lodowisku, a Adam z Marisą oraz Darcey robili świąteczne zakupy – ja jako jedyna zobowiązałam się pomóc Cecilii podczas przygotowywania potraw do jutrzejszej kolacji wigilijnej. To była nasza tradycja – moja i naszej kochanej gosposi.
Stałam przy zlewie i myłam naczynia, których użyłam przy pieczeniu ciasta – zmywarka rodziców się niestety zepsuła - kiedy poczułam jak czyjeś ramiona obejmują mój brzuch, a później mokry ślad pozostawiony na moim ramieniu. Chwilę później stałam odwrócona do nieznajomego przodem. Duży uśmiech pojawił się na moich ustach, jednak za wszelką cenę próbowałam się go pozbyć poprzez zagryzienie dolnej wargi. 
Mężczyzna stojący naprzeciwko górował nade mną wzrostem o dobrą głowę. Jego długie ciemne włosy były nienagannie ułożone, brązowe tęczówki badały każdy cal mojej twarzy, a usta ozdabiał przepiękny uśmiech, który coraz częściej mu towarzyszy. W mgnieniu oka złapał za moje pośladki, po czym nieco uniósł i usadowił na blacie obok umywalki.
-Tęskniłem. – Powiedział zanim wpił się łapczywie w moje wargi. Całował z pasją, namiętnością oraz nutką szaleństwa.
-Mhm, ja też. – Zdołałam wyszeptać. 
Czułam jak uśmiecha się przez buziaka. Wplotłam palce w jego włosy, tym samym przyciągając go znacznie bliżej siebie – o dziwo było to jeszcze możliwe. Duże ręce Zayna spoczęły na moich udach, które rozszerzył, aby zmniejszyć odległość między nami do minimum. Delikatnie pociągnęłam za końcówki jego czupryny, na co jęknął wprost do moich ust. Zsunęłam z ramion jego kurtkę, która wylądowała na panelach, a później wsunęłam dłonie pod granatowy sweter i muskałam opuszkami jego mięśnie brzucha.
-Chcesz mnie tutaj zgwałcić? – Odsunął się nieco i głupkowato wyszczerzył, unosząc brwi w górę.
-To kusząca propozycja, zważywszy, że nikogo po za nami tutaj nie ma. – Wzruszyłam niewinnie ramionami, a Malik nie potrzebował już nic więcej wiedzieć. Znów naparł na moje wargi i wsunął lewą dłoń pod materiał mojej bluzki. Pisnęłam niekontrolowanie, gdy jego lodowate łapy dotknęły mojej rozgrzanej skóry.
-Wezmę cie na tym blacie. – Wypalił pewnie, zaczesując moje włosy za prawe ucho. Nasze języki znów toczyły ze sobą walkę o dominację. Owinęłam go nogami w pasie na wszelki wypadek, gdyby chciał mi uciec, ale chyba nie miał tego w planach skoro mocno ściskał moją pupę. Oderwałam się na chwilę, a później pozbyłam się jego bluzy. –Szybka jesteś, Blondyneczko. – Uśmiechnął się chytrze i pochylił nad moją szyją, na której delikatnie zassał skórę naznaczając mnie malinką, podczas kiedy ja dotykałam opuszkiem palca jego tatuaży. Cholernie mi się podobały.
-Boże drogi, a co się tutaj wyrabia?! – Wystraszona odepchnęłam od siebie dwudziestojednolatka, po czym spojrzałam na równie zdziwioną gosposię, która w dłoniach ściskała torby z zakupami.
-My… To nie tak jak wygląda. – Zaprzeczyłam szybko.- On... – Wskazałam na bruneta. –To jest, Zayn... – Poprawiłam się. –On… Pomagał mi zmywać i zmoczył koszulkę. Widzisz? – Zanurzyłam dłoń w zlewie tylko po to, żeby nabrać odrobinę wody oraz chlusnąć nią w tors mężczyzny. –Jest mokry, a ja go wycierałam, Cecilio. – Uśmiechnęłam się niewinnie, mimo iż czułam na sobie palący wzrok Malika.
-Nesselo... – Westchnęła ostrzegawczo i pokiwała głową na boki. –Idę do spiżarni, zanieść przetwory, później zajmę się resztą potraw. – Przytaknęłam, a kobieta wyszła.
-Jestem zły. – Zmarszczyłam brwi. Przecież to tylko kilka kropelek cieczy, nie roztopi się od tego. –Nie patrz tak, próbuję być groźny. – Jego dolna warga zadrżała, a ja już byłam w stu procentach pewna, że właśnie mnie wkręca. –Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem zrobić użytek z tego blatu. – Wymruczał z uśmieszkiem cwaniaczka. Boże, był taki seksowny bez tej koszulki oraz postawą łobuza! –Z innej beczki, pomóc ci jakoś?
-Jeśli chcesz... – Wzruszyłam ramionami, delikatnie uśmiechając się podczas tego gestu. –Możesz razem ze mną piec ciastka.
-Okay. – Szybko cmoknął mnie w wargi, a później ubrał swój sweter i odwiesił katanę na oparcie krzesła.
-Wiesz, wolałam cie z gołą klatą. – Mruknęłam niezadowolona, wywołując tym samym na jego ustach szeroki uśmiech oraz radosne iskierki w oczach.
-Nic straconego, Maleńka przed nami jeszcze cały dzień i noc. – Musnął mój dzióbek. –Dobra, mów co mam robić, bo nigdy nie piekłem ciastek. –Uniosłam zdziwiona brwi.
-Nigdy?!
-Nie było okazji. – Wzruszył prawym barkiem. –Więc?
-Zrobię masę, a ty natłuść blachę i rozłóż pergamin, później rozwałkuję ciasto i będziemy wycinać wzorki foremkami. Następnie włożymy blachę do piekarnika na jakieś dwadzieścia minut, a gdy się upieką… Cóż Darcey powinna do tego czasu wrócić z Adasiem z zakupów, dlatego to oni zajmą się ozdabianiem, a my skoczymy na zakupy, ponieważ nie mam jeszcze prezentów. – Wyklepałam niczym regułkę, a później zabrałam się za mieszanie składników. 
Szło mi całkiem szybko i sprawnie do czasu, aż już oficjalnie mój chłopak – to takie niesamowite! – nie zaczął mnie rozpraszać. Jego silne ramiona owinęły się wokół mojego pasa, a usta zataczały morką ścieżkę od mojego lewego ucha poprzez szyję do obojczyka. Starałam się stłumić chęć mruczenia, które za wszelką cenę chciało opuścić moją buzię, ale niestety nie udawało mi się to.
-Jesteś taka seksowa... – Wychrypiał wprost do mojego ucha, po czym zagryzł delikatnie jego płatek. Kiedy był tak blisko mieszał mi w głowie i sprawiał, że nie mogłam się skupić na najprostszych czynnościach jak ugniatanie ciasta.
Potrafił dokonać takich prostych rzeczy typu uśmiech na mojej twarzy samym pojawianiem się w progu mojego mieszkania z rękoma w kieszeniach oraz grymasem na twarzy mówiąc, że ta cholerna starucha znów przekręciła jego imię i kazała mu obciąć włosy – ma oczywiście na myśli panią Charlotte. Przy Zaynie czułam się wyjątkowa, jakbym była z edycji limitowanej. Mogłam zrobić wszystko, a nawet i więcej, nie bałam się już tak bardzo życia oraz tego co los postawi na mojej drodze, bo on był przy mnie i wspierał całym sobą, gotów podtrzymać mnie gdy upadnę. Chyba się w nim zakochałam po uszy. Nie czułam się tak dobrze od czasu… Mojego związku z Louisem. Jednak w tej chwili nie myślałam o tym, ponieważ pustkę po Tomlinsonie wypełnił Malik i chyba nawet był lepszym człowiekiem od Lou.
Pomimo tej całej otoczki złego gościa był cholernie zabawnym, miłym, kochanym, pomocnym, wyjątkowym, mądrym, szalonym, opiekuńczym i cholernie seksownym facetem, któremu ufałam bezgranicznie. Wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi oraz nie złamie mi serca, bo wbrew pozorom wcale nie był dupkiem, za którego mieli go inni lub sam się uważał.
Po włożeniu dwóch blach do piekarnika oraz przygotowaniu dwóch następnych, ustawiłam minutnik na dwadzieścia minut, a później poszliśmy do salonu, gdzie usiedliśmy na sofie i włączyliśmy telewizję. Standardowo leciały same świąteczne filmy lub odcinki seriali, które nawiązywały do Bożego Narodzenia. Mulat usadził mnie sobie na kolanach oraz skrępował moje ruchy, obejmując szczelnie wokół brzucha. Skakałam po kanałach, aż wreszcie zostawiłam Love Actually - to kolejny z moich ulubionych filmów romantycznych, które mogłabym oglądać w nieskończoność.
-Znowu jakaś ckliwa komedia? –Jęknął niezadowolony, na co wywróciłam oczami.
-Nie marudź. – Przekręciłam głowę i cmoknęłam go głośno w policzek, dlatego lekko się rozchmurzył, ale nadal przeszkadzał mi w oglądaniu. 
Nagle do moich uszu dobiegło dzwonienie. Poderwałam się z nóg Malika i pobiegłam wyjąć wypieki z kuchenki, a następnie włożyłam następną partię.
Po powrocie do pokoju dziennego zobaczyłam ojca, który trzymał w ręku jakiś świstek. Właśnie witał się z Zaynem ściskając jego dłoń.
-Cześć tatuś, jak w Mediolanie? – Przyległam do niego ciałem i ucałowałam policzek George’ a.
-Cześć, Nessiu. Wszystkie sprawy prawie załatwione, dlatego już w lutym firma znów będzie miała siedzibę w Londynie. – Odparł radośnie. –Co teraz będziecie robić? – Spojrzałam na mulata, który poruszał zadziornie brwiami. Zagryzłam dolną wargę starając się go zignorować i skupić uwagę na ojcu, który właśnie ze mną rozmawiał.
-W sumie chcieliśmy jechać do centrum. Coś się stało?
-Właściwie to mam dla ciebie misję. – Uniosłam brwi. Misję, czyli mam być agentką dla zadań specjalnych, tak? Już mi się to podoba. –Mogłabyś kupić te rzeczy? – Podał mi kartkę w kratkę w rozmiarze A4 całkowicie zapisaną. Zlustrowałam arkusz, po czym lekko zmieszana posłałam rodzicowi pytające spojrzenie. Nie do końca rozumiałam, na czym polegała ta cała „misja”. –Pamiętasz, gdy byłaś mała razem z Adamem odwiedzaliśmy taki dom dziecka?
-No tak... – Uderzyłam się dłonią w czoło. To takie oczywiste, a ja mam takie opóźnione myślenie oraz zaskok. Tracę wiarę w to, iż jest jeszcze szansa, żeby mi się poprawiło. –Mam kupić wszystko z tej listy i zawieść tym dzieciakom, tak?
-Otóż to, Nessiu. – Posłał mi dumny uśmiech. –To nowe przedsięwzięcie w mojej firmie, zresztą Adam również postanowił zebrać fundusze na ten ośrodek, dlatego zorganizował tą aukcję w dniu otwarcia muzeum.
Poczułam się źle z faktem, że sama nie przyłożyłam ręki do tak pięknego gestu. Adaś od czasu wielkiego sukcesu swojego muzeum cały czas przekazuje jakieś pieniądze na różne organizacje wspierające chorych, podopiecznych z domów dziecka, ludzi z problemami narkotykowymi i tym podobne. Ja również chciałam pomóc tym dzieciom i sprawić, żeby ich święta były wyjątkowe.
-Coś się stało, kochanie?
-Nie. – Zaprzeczyłam kiwiąc głową na boki z krzywym uśmiechem na ustach. –Oczywiście, że kupimy te rzeczy, a później zawieziemy, prawda Zayn?
-Tak. – Wstał by po chwili podejść i znów otulić mnie ramionami oraz pocałował moje czoło.
-W takim razie, proszę. – Wręczył mi czek ze sporą ilością zer. –Wypłać kwotę w banku, a później działajcie. – Przytaknęłam, a potem pociągnęłam dwudziestojednolatka w stronę wyjścia.
-Tato, wyjmij ciastka! – Krzyknęłam, a w odpowiedzi otrzymałam krótkie „okay”.
Malik na chwilę mi zniknął, ale poszedł tylko po swoją ukochaną kurtkę, a ja w tym czasie przygotowałam się do wyjścia na mróz.
Na podjeździe willi rodziców stało to jego Bugatti, do którego wsiedliśmy, jednak zamiast jechać w stronę centrum mój chłopak obrał zupełnie inny kierunek, czego absolutnie nie potrafiłam rozgryźć. Dlaczego?
-Muszę zmienić auto. – Odpowiedział na moje nie wypowiedziane pytanie. –To jest sportowa furka i ma mały bagażnik. Pojedziemy BMW, albo Nissanem Liama, okay? – Przytaknęłam.
Nagle mnie olśniło! Jak on to sobie wyobrażał? W domu zapewne będzie Louis, a ja nie mam najmniejszej ochoty go oglądać, a już w szczególności wykłócać się o to, że deklarowałam, iż Zayn to tylko mój przyjaciel. Jezu Przenajświętszy!
-Co jest, Maleńka? – Kiwnął głową w moim kierunku.
-Nie zapomniałeś o czymś? – Popatrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami, a ja swoje uniosłam. –Louis? – Zacisnął mocno powieki, zupełnie jak szczękę.
-Kurwa. – Zabluźnił pod nosem. Szybko wyjął z kieszeni swoją komórkę i wybrał odpowiedni numer, by po chwili zapytać: -Co tam stary?… Tsa, zajęty jestem, sory… Okay, później zobaczę ci ten silnik. Słuchaj, jesteś w domu?… Okay… Nie, tak tylko pytam, a chłopaki?… Nie sprowadzam dziwek do domu... – Warknął wściekły. –Po prostu mnie wkurwiasz takim pierdoleniem, Tomlinson… Mhm, ty też się nie puszczaj. – Wywrócił oczami, a później schował telefon do miejsca, z którego go wyjął. –W domu jest Jer, Liam, Dani, ta ciota Moon i prawdopodobnie Stacy.
-W sensie Sharon. – Poprawiłam go, przecież ta dziewczyna cały czas przypomina zarówno jemu jak i Louisowi swoje imię, podczas gdy oni nadal nie potrafią go zapamiętać.
-Jeden chuj. – Machnął ręką.
-Może poczekam na ciebie dwa domy dalej, co?
-Zmarzniesz.
-Wolisz się narażać Danielle?
-W sumie fakt. – Mruknął pod nosem. –Ale wtedy zachowam się jak palant. – Uniósł brwi.
-Przecież jesteś palantem, więc w czym problem? – Wzruszyłam ramionami, a Zayn głośno prychnął kręcąc głową z rozbawieniem. Nachylił się i mnie pocałował. Moment później zatrzymał się bym mogła wysiąść, po czym odjechał z piskiem opon. Pokręciłam głową z niedowierzania i wcisnęłam zziębnięte dłonie do kieszeni. Nie cierpię zimna!
Czekałam na Malika dobre dziesięć minut, chodząc w te i z powrotem, mając nadzieję, że w ten sposób nie zamienię się w sopel lodu. Było tak potwornie mroźno… Nie czułam palców u nóg i uszu.
-Nessie? –Usłyszałam za sobą, dlatego równie szybko się odwróciłam. Przede mną stał cały w swojej okazałości Louis Tomlinson. Miał na sobie ciepłą kurtkę, czapkę oraz parę rękawiczek, których mu w tej chwili cholernie zazdrościłam. Brrrr! –Co tu robisz?
-Stoję.
-Woah, na to bym nie wpadł. – Zakpił, a ja nie mogłam powstrzymać się od przewrócenia oczami. –Nie ma ci zimno? Cała się trzęsiesz. – Podszedł bliżej, po czym zdjął swoje nakrycie głowy i włożył na moje zapewne czerwone od mrozu uczy. –Cieplej? – Niechętnie pokiwałam pionowo głową.
-Dziękuję, ale teraz tobie będzie zimno.
-Mam kaptur. – Wsunął za głowę wspomnianą rzecz i lekko się uśmiechnął. –To powiesz co tutaj robisz?
-Czekam. – Westchnęłam.
-Naaa… - Specjalnie przeciągnął, abym mu powiedziała.
-Na cud świąteczny. – Wydęłam delikatnie dolną wargę, a Tomlinson parsknął śmiechem. –A ty, chyba pierwszy raz widzę cie spacerującego.
-To nie jest mój pierwszy raz, zabierałem cie przecież na spacery. – Wzruszył ramionami. –Auto mi się zjebało. – Westchnął bezsilny.- Po za tym moje porsche rozjebało się w Moskwie, muszę sobie kupić nowe, bo mój nissan jest chujowy. – Przytaknęłam ze zmarszczonymi brwiami. Człowieku, przecież ja nie znam się na samochodach! To zupełnie jakbym ja opowiadała ci o figurach, które wykonuję na treningu czy chociażby na zawodach!  Słyszę tylko twoje bla, bla, bla… -Nie wiesz o czym mówię, prawda? – Zapytał z głupkowatym uśmieszkiem.
-Kompletnie, rozpoznaję tylko BMW. – Zanieśliśmy się śmiechem i była to chyba nasza pierwsza rozmowa bez kłótni, od kiedy wróciłam do Londynu.
To było naprawdę miłe, podyskutować z Louisem i śmiać się w jego towarzystwie bez żadnych powodów. Lubiłam jego poczucie humoru, po za tym gdy się śmiał wyglądał jak małe rozkoszne dziecko, które ma głęboko w poważaniu otaczający go świat, ponieważ dla niego liczy się obecna chwila.
Może to właśnie był ten cud świąteczny? Wreszcie łapałam kontakt z Tomlinsonem, a to stawiało przede mną serię kolejnych za i przeciw w sprawie Darcey oraz prawdy o jej ojcu.
-Chodź ze mną na kawę, co? – Spuściłam głowę i odgarnęłam blond kosmyk, który wpadał mi do oczu, mimo iż miałam czapkę.
Było mi głupio o tym mówić, a zwłaszcza teraz kiedy mam chłopaka! W dodatku facet jest najlepszym przyjacielem mojego byłego. Jezu Przenajświętszy! Tylko ja potrafię tak sobie utrudniać życie.
-Przepraszam, ale nie mogę. – Zagryzłam dolną wargę ze wstydu. –Muszę jechać na zakupy świąteczne.
-Z Malikiem. – Bardziej stwierdził niż zapytał, a mnie puls przyśpieszył.
Nie chcę niszczyć ich długoletniej przyjaźni, mimo iż wszystkie znaki na to wskazywały, że prawda wyjdzie wcześniej czy później na jaw!
-Nawet, jeśli... – Wzruszyłam ramionami. –To nic nie zmienia, on chce jedynie naszego bezpieczeństwa.
-Naszego? – Zmarszczył brwi, a ja mentalnie się spoliczkowałam.
-Mojego. – Machnęłam ręką. –Zwykłe przejęzyczenie, Lou.
-Lubię, gdy tak mnie nazywasz. – Uśmiechnął się szczerze.
Zrobiło mi się tak jakoś cieplej na serduszku, gdy widziałam go takiego wesołego.
-Wiesz, Nessie mam takie marzenie świąteczne… -Zaczął.
-Nie pocałuję cie. – Wcięłam mu się w zdanie i zrobiłam krok w tył.
Spotykam się z Zaynem, dlatego nie mogę pozwolić Tomlinsonowi na takie wyskoki!
-Nie, Nessie nie o to mi chodziło. Dałaś mi jasno do zrozumienia, że nie mam u ciebie szans. – Nie rób tego! Nie wzbudzaj we mnie wyrzutów sumienia! –Ale chcę, żebyś mnie przytuliła. – Niepewnie zbliżyłam się do niego i przyległam do niego ciałem, owijając ramionami w pasie. Dwudziestojednolatek odwzajemnił gest niemalże od razu, desperacko ściskając mnie jakbym zaraz miała zniknąć.
-Dobra. –Mruknęłam i chciałam go odsunąć, ale nie pozwalał mi na to. –Louis, wystarczy! – Warknęłam i z całych sił odepchnęłam go od siebie.
-Wybacz, ale ja nie przestanę się starać. – Uśmiechnął się chytrze, a później szybko cmoknął mnie w policzek i odszedł mówiąc: trzymaj się, Nessie. 
 Zacisnęłam dłonie w pięści tak mocno, że paznokcie wbijały mi się w skórę, kiedy zobaczyłam samochód po drugiej stronie ulicy, w którym siedział nie kto inny jak Zayn. Podły dupek, zrobił to specjalnie! A ja głupia myślałam, że Louis się zmienił, phi dobre sobie! Jak ja mogłam przypuszczać, że ten pajac po tylu latach wreszcie dorośnie?! Jest i zawsze będzie niedojrzałym szczeniakiem, który mści się, bo ktoś zabrał mu ulubioną zabawkę. Cholerny dzieciak!
Szybko przebiegłam przez szosę i wsiadłam do ciepłego samochodu, cmokając mulata w policzek. Ku moim najgorszym obawą dwudziestojednolatek głośno prychnął, a potem nachylił się nade mną i włożył dłoń do kieszeni mojego płaszcza.
-Kretyn. – Mruknął pod nosem, a później wrócił do poprzedniej pozycji, w dłoni obracając jakieś małe coś.
-Co to?
-Podsłuch, który twój były ci podrzucił. – Oznajmił, nadal dokładnie badając wzrokiem owy przedmiot.
Był taki skupiony na tym zadaniu, że kompletnie zapomniał, iż stoi na zakazie parkowania – nie żeby coś, ale znaki mimo wszystko potrafię rozpoznać.
-Dani powiedziała, żebym się od ciebie odwalił.
-Co?! – Wykrzyknęłam zdziwiona.
Nie kontrolowałam siebie, a sam fakt, że moja przyjaciółka nakłania go do takich rzeczy był szczytem chamstwa z jej strony. Ja też zasługuję na szczęście.
-Liam twierdzi, że to nie fair wobec Louisa, że z tobą kręcę.
-O czym ty mówisz? – Mój głos zadrżał.
Do czego on zmierza, chyba nie chce mnie teraz zostawić? Nie może mi tego zrobić! Zakochałam się w nim i nie pozwolę mu odejść, nawet jeśli miałabym zrobić wielką awanturę tej dwójce egoistów, którzy pragną pomyślności losu wyłącznie dla siebie.
-Matt z kolei sądzi, że cie zranię.
-Zayn, ja…
-Jer chodzi wkurwiony, bo zniszczyłem mu plan zemsty na Tomlinsonie, ale to akurat mi pasuje. – Zachichotał pod nosem i był to widok naprawdę uroczy. –A ten kutas podrzuca ci podsłuch, żeby wiedzieć, że trzymam ręce przy sobie, Ness. – Uchylił szybę, a mroźne powietrze buchnęło mi w twarz.
-Ty chyba nie… - Pokiwałam głową na boki, będąc bliska płaczu.
To takie idiotyczne i żałosne z mojej strony!
-Co, zostawić cie? – Spojrzał na mnie, a jego oczy nie wyrażały nic. Były tylko… Brązowe, niesamowicie pięknie brązowe.
Uniósł moją brodę za pomocą kciuka oraz palca wskazującego, aby nasze spojrzenie się spotkało, ale tego było już za wiele jak dla mnie. Wiedziałam co teraz nastąpi, a myśl o tym, że za chwilę powie mi o swoim odejściu była wprost nie do zniesienia, sprawiała, że czułam ból w klatce piersiowej, bo właśnie chciał zadać mi cios w serce. W moich powiekach zaczęły zbierać się łezki. Pociągnęłam nosem, aby chociaż w małym stopniu poprawić swój obecny stan i pokazać mu, że ta scena nie robi na mnie jakiegoś szczególnie ważnego wrażenia. Powoli pokiwałam pionowo głową, żeby wreszcie poznać odpowiedź na jego pytanie. Milczał przez chwilę, a mnie zdawało się, że przyśpieszone bicie mojego serca słyszy każdy w promieniu dwóch kilometrów. No powiedz coś wreszcie! Krzyczałam w myślach, jednak Zayn jedynie głośno westchnął.
-Nie mógłbym. – Wyrzucił to małe ustrojstwo przez okno, które później zamknął.
Słone łzy zaczęły spływać po moich policzkach, ale to było tylko i wyłącznie spowodowane ulgą.
-Nie płacz, Blondyneczko. –Rozbawiony przytulił mnie do swojego torsu, po czym przycisnął moją głowę i pocałował jej czubek. –Przecież powiedziałem, że nieważne jak ciężko będzie, nie zostawię cie.
-Wiem, ale mnie wystraszyłeś. – Wyszeptałam w jego klatkę piersiową, a w odpowiedzi dostałam głośny śmiech, który był melodią dla moich uszu. –Bardzo pokłóciłeś się z Danielle i Liamem?
-Wiem, że mają mnie za dziwkarza, jeśli o to ci chodzi.
-Jezu, Zayn pytam czy ta sprzeczka była poważna. – Mruknęłam zażenowana jego tokiem myślenia, czasem był strasznie głupi mimo, iż jego inteligencja wiele razy mi pomogła w pisaniu prac na studia.
-Nazwała mnie chujem, to kazałem jej spierdalać, a Liam oberwał w oko. – Powiedział od niechcenia.
-Pobiłeś go?! – Odepchnęłam go od siebie i spojrzałam karcącym wzrokiem. Malik przeczesał włosy, po czym uniósł brwi. Jego mina mówiła jedno: Serio o to zapytałaś? –Czy ty wszystkich musisz bić?          
-Nie, tylko tych, którzy mnie wkurwiają. Skończyliśmy, czy… Mieliśmy jechać na te zakupy, a jest piąta. Centrum zamykają o ósmej, a ty masz sporą listę.
-Możesz prowadzić, a ja będę na ciebie krzyczeć. – Uniosłam barki by po chwili opadły.
Mulat parsknął śmiechem pod nosem, a następnie uruchomił silnik i gnał przez ulicę, sprawnie wymijając innych uczestników ruchu drogowego.
-Zdaje mi się, czy miałaś na mnie krzyczeć? – Spojrzał na mnie kątem oka, dlatego trzepnęłam go w ramię. –Czyli będziesz mnie biła, okay... – Wciągnęłam głośno powietrze nosem, a wypuściłam je ustami próbując zyskać więcej cierpliwości za sprawą… Sama nie wiedziałam czego, chyba czasu. –No piękna, czekam na jakąś reakcję.
-Dobrze się bawisz, co? – Uśmiechnęłam się sarkastycznie widząc szczęście oraz radość nie tylko na jego twarzy, ale również i w oczach.
-Nie masz pojęcia jak bardzo. – Malik zaparkował na podziemnym parkingu, a później ruszyliśmy na wojnę.
W budynku było pełno ludzi i każdy z nich targał ze sobą masę reklamówek z zakupami, mało tego dalej kupowali więcej i więcej.
Biegaliśmy z Zaynem od jednego sklepu do drugiego, trzymając się za ręce oraz płacąc za kolejne prezenty dla naszych bliskich. Na sam koniec zostawiliśmy listę taty, dlatego Malik cztery razy był zanosić nasze zdobycze do samochodu Liama, który równo o dwudziestej był całkowicie pełny. Zmęczeni opadliśmy na siedzenia i głośno westchnęliśmy.
-Nigdy więcej nie jadę z tobą na zakupy, Ness. – Jęknął, po czym oparł głowę o zagłówek i popatrzył w dach samochodu.
-Nie było aż tak źle, Malik. Musimy jeszcze jechać do tego domu dziecka. – Przytaknął, a później kazał nawigować, tym oto sposobem cała trasa zajęła nam jakieś dwadzieścia minut. Kolejny raz złapaliśmy za podarunki, aby zanieść je do dyrektorki ośrodka, która jutrzejszego dnia miała wręczyć je dzieciom pod choinkę.
Ostatnią czynnością, jaka została nam do wykonania dzisiejszego dnia było odebranie Darcey od rodziców oraz odpoczynek w domu.
Podczas gdy ja kąpałam córkę, Zayn zajął się kolacją, do której kilkanaście minut później usiedliśmy wszyscy razem. W czasie posiłku dużo rozmawialiśmy oraz śmialiśmy się. To było naprawdę niezwykłe, mimo iż tak bardzo przyziemne. Spędzałam czas z dwiema najważniejszymi osobami w moim życiu, dla których byłam w stanie zrobić rzeczy niemożliwe i było to spełnieniem moich najszczerszych marzeń.
Po wieczerzy Darcey poszła obejrzeć jeszcze jedną bajkę, a ja w między czasie pomogłam mulatowi posprzątać.
-Zostaniesz na noc?
-Skoro tego chcesz... – Wzruszył ramionami z cieniem uśmiechu na ustach, po czym przyciągnął mnie do siebie za odcinek lędźwiowy i namiętnie pocałował. –Chodź spać, te zakupy mnie zmęczyły. – Zachichotałam, a później ruszyłam za brunetem, który zgasił telewizor oraz zabrał śpiącą czterolatkę na ręce i odniósł do jej pokoju.
Razem poszliśmy do mojej sypialni, gdzie przebrałam się w rozciągniętą koszulkę z podobizną Sticha oraz pozbyłam stanika oraz spódniczki i rajstop, które dziś miałam na sobie. Mój chłopak rozebrał się do samych bokserek, a następnie oboje wskoczyliśmy do łóżka. Mocno przytuliłam się do klatki piersiowej Malika, który z kolei ciasno mnie objął i pocałował w czoło. –Dobranoc, Maleńka. – Mruknął, a potem oparł swoją głowę o moją i zasnął.
Czułam się bezpieczna z Zaynem, po za tym od chwili gdy pojawił się w moim życiu dziwnym trafem wszystko wreszcie zaczęło się układać po mojej myśli. To chyba naprawdę był świąteczny cud
___________________________________________
Kurczę, lubię tą piosenkę w tle... Jest prześliczna, ale polecam wam też też obejrzeć filmik, w którym są przedstawieni Zayn i Demi - jest boski...
Jeśli chodzi o rozdział to nawet mi się podoba (okay, dzwońcie to psychiatry, bo popadam w samozachwyt!! o.O) lubię akcję z udziałem Lessie oraz scenę w samochodzie - to chyba najlepsze momenty w całym rozdziale. 
Dziękuję wam za komentarze, których nie ukrywam, że spodziewałam się nieco więcej... Dlatego chcę wam zaproponować propozycję: JEŚLI BĘDZIE PONAD 20 KOMENTARZY TO ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ W SOBOTĘ LUB PIĄTEK!! Jako motywację może wstawię wam spoiler?? 

***
-...mam ochotę cie przelecieć – próbował rozpiąć moją bluzkę, która z tyłu miała suwak, jednak coś mu nie wychodziło. –Lubisz tą koszulkę? – zmarszczyłam brwi, a później wzruszyłam jedynie barkami. Nie wiem… To przecież tylko część ubioru, prawda? Lubić to ja mogę truskawki, ale nie jedną rzecz z mojej garderoby. –W takim razie, dobrze – rozdarł błękitny materiał, który zdjął mi z ramion i rzucił na podłogę. –Dla kogo ta bielizna, Blondyneczko? – uniósł brew, opierając swoje czoło o moje.
  ***

Mogę jeszcze powiedzieć, że... Och, będzie się działo, oj będzie!! 
A teraz coś na zachętę:
 Zouis: Ty, tam przed ekranem!! Tak, ty!! Jeśli ci się spodobało to skomentuj, a jeśli nie... To też skomentuj!! 

Na dziś koniec, miłej niedzieli...
Buźka, miśki ;**