niedziela, 15 marca 2020

Heej :3

Heej,nie wiem czy ktoś tutaj jeszcze zagląda, ale co mi tam - zapraszam na nowego Cherry Bomb:


„Dziwne, myślę sobie, jak układa się nasze życie. Przypadkowe sytuacje w połączeniu ze świadomymi decyzjami, czynami i mnóstwem nadziei mogą ukształtować przyszłość, która wydaje się z góry zaplanowana."

Emily była zwykłą, niewyróżniającą się z tłumu nastolatką do czasu aż ktoś nie opublikował jej pamiętnika w szkole. To jedno zdarzenie zapoczątkowało ciąg innych, które na zawsze zmieniły jej życie. Przez pierwsze w życiu wagary aż do poznania nastoletniego Gabe' a - łamacza kobiecych serc.
Przystojny, zabawny, bezczelny i czasem zbyt bezpośredni student prawa wprowadzi Emily w grę, w której trzeba przestrzegać reguł, żeby wygrać.
A chcesz wygrać, prawda? Przecież gra toczy się o twoje serce.
 

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Epilog: Sing Me To Sleep



Końcóweczka + coś na dole, co może, ale nie musi was zainteresować..

 
„Życie jest zbyt krótkie, aby pić niedobrą herbatę, czytać złe książki i marnować czas na ludzi, dla których gówno znaczymy.”

Darcey

Siedziałam w salonie z moim nowym laptopem na kolanach i powoli wychodziłam z siebie. Ileż można się wydzierać?! Rozumiem, że Mia i Tom pokłócili się o jakąś tam błahostkę, a już w szczególności ogarniam, że przeważnie rodzeństwo drze ze sobą koty o głupoty, i serio jestem cholernie wyrozumiałą starszą siostrą, ale żeby biegać po całym domu i wrzeszczeć już bitą czwartą godzinę bez jakiejkolwiek przerwy?! To lekkie przegięcie!
Josie: Sto lat sto lat, Darcey!! ;*** Moc buziaków ;**
Ja: Dzięki za pamięć, Jo
Josie: Wieczorne wyjście aktualne?
Josie: Nie chcę wyjść na jędzę, ale głupia ta sprawa z Jake’ m. Oboje przegięliście i powinniście się dogadać i przestań odpieprzać Wenezuelę, dobra?
Ja: Faktycznie, wychodzisz na jędzę. Muszę kończyć, tata przyjechał
Zamknęłam komputer nie bawiąc się nawet w wylogowanie. Odliczyłam w myślach do dwudziestu, a kiedy doszłam do zera drzwi mojego domu się otworzyły i stanął w nich mój tata.
Był wysokim, nawet umięśnionym Mulatem o brązowych oczach. Jego ciemnobrązowe włosy były nienagannie ułożone ku górze. Zayn miał trzydzieści trzy lata, ale wyglądał znacznie młodziej, dlatego większość moich koleżanek się w nim podkochiwała (co swoją drogą było dość obrzydliwe – to mój ojciec, jakby nie było i przecież ma żonę, tak?!). Tata był ubrany w czarne spodnie, biały podkoszulek, skórzaną kurtkę oraz białe Jordany. Na nadgarstku miał Rolexa, którego mama kupiła mu na urodziny rok temu.
- Tommy! – wrzasnął na tyle głośno, że jego głos niósł się echem po całym domu.
Po chwili dość wysoki jak na swój wiek dziesięciolatek pojawił się przed nim. Wyglądał identycznie jak tata, z tą różnicą, że nie miał markowego zegarka, ani butów, bo mama nienawidziła, kiedy ktoś bałaganił, a zamiast kurtki miał jakąś bluzę z Nike’ i.
- Co się tu do cholery wyprawia, huh?
- Mia – wskazał na dziewczynkę, która przybiegła za nim i od razu wskoczyła tacie na ręce – to mała larwa i zabrała mojego koalę. Wiesz, co z nim zrobiła?! Powiem ci, tato! Ona urwała mu głowę, a co zrobiła potem?! Przyszyła ją na drugą stronę! – Zachichotałam pod nosem, ale kto normalny by tego nie zrobił? – Nie śmiej się, Darc. – Wymierzył we mnie paluchem. – Gdybym zrobił to z Panem Misiem nie byłoby ci do śmiechu – zagroził, a ja ze zdziwienia otworzyłam usta.
- Grozisz Panu Misiowi? – zapytałam dla upewnienia, czy aby na pewno się nie przesłyszałam, ale kiedy skinął wstałam i podeszłam do niego, po czym trzepnęłam go w tą pustą głowę. – Tknij go tylko, a zrobię z tobą to samo, co Mia z Panem Hugginsem.
- Mam się już zacząć bać?!
- Ty mały gnomie! – wrzasnęłam, a gdy pokazał mi język, tata od razu za niego chwycił i ścisnął.
- Po pierwsze byłbym niezmiernie wdzięczny, gdybyś skończył się wydzierać – oznajmił na granicy wytrzymałości i puścił język Toma. – Po drugie nie przezywaj swoich sióstr i nie groź ich pluszowym zabawkom. – Posłał mi nieco zażenowane spojrzenie, ale wywróciłam tylko oczami. Niech mnie nie ocenia, tak?! Ten miś był ze mną od początku! – Po trzecie…
- Nie krzycz po moim misiu – dokończyła mama, która wyszła zza pleców taty i musnęła jego usta.
- Myślałem, że to ja jestem twoim misiem…Wiesz, Ness – wzruszył niby obojętnie ramionami, ale zawsze tak robił – byłem nim jeszcze długo przed tym, jak począłem tego gówniarza. – Kiwnął głową w stronę Toma, który mordował wzrokiem zlewającą go Mię.
Uwielbiałam te dzieciaki, byli tak zdrowo kopnięci.
- Wyłap zależność byłem nim, to czas przeszły, kocie – cmoknęła blondynka, a potem przykucnęła przed Tomem i zmierzwiła mu włosy.
- Mamo, możesz się ze mną wyprowadzić?
- Marz dalej, smrodzie – prychnęła Mia. – Tata nigdzie nie puści mamusi, prawda, tatusiu? – Ręką zaczęła gładzić nieco zarośnięty policzek Zayna, jak to miała w zwyczaju robić, żeby go przekupić lub żeby przyznał jej w czymś rację. Mała manipulantka.
- Mia, słownictwo – upomniała ją mama. – Wszystkiego najlepszego, Skrzacie – powiedziała w moim kierunku, a potem mocno mnie do siebie przytuliła. – Nadal nie potrafię uwierzyć, że kończysz szesnaście lat – westchnęła, a w jej oczach zaczęły zbierać się łzy. – Pamiętasz jak oglądali z Jake’ m Żółwie Ninja, a potem biegali po domu wymachując tym plastikowym gównem? – skierowała do taty, który jedynie się zaśmiał. Po policzkach mamy zaczęły spływać łezki. – Czemu ty tak szybko rośniesz, Darcey? – Pociągnęła nosem. – Za chwilę kończysz liceum, potem pójdziesz na studia i wyprowadzisz się z domu. – Co proszę?! Jakie wyprowadzisz się z domu?! Nie ma takiej opcji! – Tommy, obiecaj mamusi, że nie dorośniesz.
- Postaram się, mamo – powiedział całkiem szczerze, a potem zabrał jej torebkę i zaniósł do gabinetu, by po chwili wrócić.
- Nie martw się, Blondyneczko – powiedział tata, po czym objął ramionami mamę i przyciągnął blisko swojego torsu – kiedy wyjadą, to zrobimy sobie nowego dzieciaka – zapewnił cmokając ją w kark.
- Pod warunkiem, że ty tego dzieciaka urodzisz, Malik.
Boże, uwielbiałam ich. Mama i tata byli cudownym wzorem udanego małżeństwa (to znaczy, nie żeby wujek Liam i ciocia Danielle byli złym małżeństwem, bo byli serio świetni). Oboje kochali się bezgranicznie i mimo częstych kłótni o błahe rzeczy, jak to, że tata bierze udział w wyścigach samochodowych dla tego idioty, co kiedyś, gdy miał dwadzieścia ileś lat, albo o to, że mama zarysowała ten super wóz, który specjalnie dla niej złożył, bo byli przesłodcy. Mieli to coś, o czym marzyła każda nastolatka – szaleńczą miłość, która zaczęła się jeszcze w szkole średniej. Tata wiele razy opowiadał Mii do snu, jak to się wydarzyło, że poznał mamę, a potem się zeszli. To była ulubiona historia całej naszej trójki i zwykle to tata ją opowiadał, bo mama była zajęta wgapianiem się w niego z miłością i uwielbieniem, jakby był jakimś bogiem. Moim ulubionym momentem był jednak ten, kiedy ten psychol porwał mamę, a tata razem z wujkiem Mattem, Liamem i Mike’ m ją uratowali, i serio nawet ta drama, kiedy to wujek Matt mało co nie umarł w szpitalu była mega… to znaczy… Mówiąc mega mam na myśli, że to bardzo ładnie z jego strony, że chciał poświęcić życie dla mojej mamusi.
- Zapłodnię cię i nawet nie będziesz wiedziała kiedy, jak i gdzie.
- Chyba raczej będę wiedziała jak, geniuszu – mruknęła ze zmarszczonym nosem, co wywołało u mnie chichot.
- Po czyjej jesteś stronie, Skrzacie?! – oburzył się tata.
- Oj, noo – przeciągnęłam – przepraszam.
- To urocze, że moje dzieci obierają moją stronę – wyznała mama, a potem wyciągnęła ręce do Mii, która od razu do niej poszła. – Chcesz kolejne, bo myślisz, że będzie cię wspierać, prawda?
- Wal się, Ness.
- Znowu strzelasz fochy? – zapytał wchodzący do domu wujek Liam razem z malutką Ronie, a chwilę później dołączył Luke i ciocia Danielle. – Wszystkiego najlepszego, Darcey – powiedział całując mnie w policzek i wręczając torbę.
- Przecież nie musieliście – westchnęłam, ale normalnie cieszyłam się jak Tom, kiedy mama robiła deser i dała mu podwójną porcję. Mam na myśli, kto normalny nie lubi dostawać prezentów, tak?
- Więc, o co poszło tym razem? – zapytała Danielle, a mama tylko się zaśmiała przejmując od Liama malutką.
- Zayn nie ma nikogo w swoim obozie, więc chce mieć dzidziusia – cmoknęła łaskocząc Ronie pod brodą. – Wujek to frajer – dodała wesoło do dziewczynki, która zachichotała.
- Tak, ucz ją kłamstw – prychnął tata. – Od razu powiedz, że ciocia to jędza.
- Spróbuj się tylko do mnie w nocy zbliżyć, to zrzucę cię z łóżka – zagroziła. – Chodźcie, zrobię kawę – zaproponowała mama, a potem przeszła do kuchni. W jej ślady poszli wszyscy, a kiedy chciałam zrobić to samo, to tata mnie powstrzymał.
Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami. O co, do diabła chodzi? Naprawdę się zezłościł, że nie stanęłam w jego obronie przed mamą, jak zwykle? Przecież to były tylko głupie żarty! Powinien to zrozumieć, prawda?!
- Możemy pogadać i moim gabinecie? – Niepewnie przytaknęłam, a potem poszłam za tatą do jego biura. – Usiądź. – Wskazał na swój skórzany fotel, dlatego potulnie wykonałam jego prośbę, ale nie spuszczałam z niego swojego wzroku.
Mężczyzna przez dłuższą chwilę przyglądał się mi z jakąś niewyjaśnioną obawą w oczach, aż wreszcie podszedł do zdjęcia, które przedstawiało dwójkę młodych ludzi na tle zachodzącego słońca. Kobieta miała długie blond włosy oraz była ubrana w zwiewną białą sukienkę na cieniutkich ramiączkach, i która sięgała jej do połowy ud, a mężczyzna w czarne spodnie oraz białą koszulkę. Chłopak opierał swoje czoło o jej, a dłonią trzymał za lekko zaokrąglony brzuszek. Ona natomiast bawiła się jego kruczoczarnymi włosami na karku. To było zdjęcie ze ślubu rodziców, który wzięli na Hawajach zaraz po tym jak wujek Matt wyszedł ze szpitala dziesięć lat temu.
Tata odsunął nieco duży obraz i wyjął coś zza niego, a potem podszedł do mnie i przykucnął łapiąc mnie za dłoń.
- Darcey, wiesz, że cię kocham całym sercem? – Niepewnie skinęłam. – Pamiętasz Louisa? – Zaprzeczyłam kiwając głową na boki. – Umarł jak miałaś pięć lat i on… – Wziął głęboki wdech, a potem zagryzł dolną wargę. Ewidentnie bił się z myślami. – On był twoim ojcem.
- Przecież… – Prychnęłam z niedowierzania. – Mam twoje nazwisko! – zawołałam, a mój głos zaczął się łamać.
- Nie płacz, Skrzacie – szepnął gładząc kciukiem wierzch mojej dłoni. – Nie chcę cię zasmucać, ale obiecałem Louisowi, że coś ci od niego przekażę. – Położył nieco zżółkniętą kopertę na blacie biurka. – Zanim jednak to przeczytasz musisz wiedzieć, że niezależnie od tego, co ten idiota tam wypisał, ja zawsze będę cię kochał jak swoją rodzoną córkę, dobra? – Przytaknęłam, mimo tego wielkiego szoku. – Jeśli będziesz chciała ze mną porozmawiać, będę wysłuchiwał głupot jakie wygaduje Liam – oznajmił, po czym ucałował opiekuńczo czubek mojej głowy. – Och, i jeśli Jake dziś przyjdzie poproś go proszę, żeby nie niszczył naszego trawnika.
- Dobra – mruknęłam, ale wiedziałam w stu procentach, że Jake się tutaj nie pojawi prawdopodobnie już nigdy w życiu.
Dość często się kłóciliśmy, ale tydzień temu było naprawdę poważnie. Oboje przesadziliśmy i powiedzieliśmy za dużo, a teraz żadne z nas nie miało odwagi przyznać się do błędu przed tą drugą osobą.
Niepewnie odkleiłam kopertę, a potem wyjęłam z niej białą kartkę zapisaną niestarannym pismem.

Cześć, Księżniczko
Na samym początku chciałbym cię przeprosić za to, że nie potrafię ubrać w słowa to, co naprawdę chciałbym ci powiedzieć, ale mam nadzieję, że zrozumiesz.
Pewnie mnie nie pamiętasz, ale jestem twoim ojcem i cholernie cię kocham. Znamy się dopiero kilka miesięcy i naprawdę to cholernie niewiele w porównaniu z pięcioma latami, kiedy wcale nie miałem pojęcia o twoim istnieniu. Wiem, że to moja wina i nie obwiniaj za to Nessie, bo nie powiedziała ci o mnie z konkretnej przyczyny, skarbie. Zachowałem się jak pierwszorzędny dupek wobec twojej matki, a jej psychiczna natura jest w ten sposób w maleńki sposób uzasadniona.
Żałuję, że sprawy musiały potoczyć się tak, a nie inaczej. Chciałbym widzieć jak dorastasz. Jak piękną młodą kobietą teraz jesteś. Chciałbym cię nauczyć jeździć samochodem. Dawać reprymendy wszystkim potencjalnym kandydatom na chłopaka. Chciałbym cię przytulić, kiedy będziesz myślała, że cały twój świat się zawalił. Chciałbym robić te wszystkie rzeczy, które zapewne teraz robi Zayn.
Mam nadzieję, że Malik opiekuje się tobą i Nessie, a jeśli nie… Masz moje słowo, że kiedyś wyrównam z nim rachunki.
Chciałbym cię przeprosić, córeczko. Zrobiłem wiele złych rzeczy, a kilka miało nawet związek z tobą. Chciałem cię chronić, dlatego odizolowałem cię od tego szczeniaka Gabe’ a. Na moje nieszczęście przypałętał się ten cały Jake – dzieciak wkurza mnie jeszcze bardziej, niż Gabe. Gdybym wiedział, że ten mały gnojek będzie takim wrzodem na dupie, uwierz mi – nigdy nie byłbym taki surowy wobec twojego Gabe’ a.
Mam nadzieję, że jakimś cudem lub magicznym sposobem, Malik znajdzie sposób, żeby pozbyć się tego małego gnojka z twojego życia.
Nie zrozum mnie źle, Księżniczko. Chcę po prostu dla ciebie jak najlepiej i nie sądzę, żeby Jake właśnie był tą najlepszą rzeczą dla ciebie. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze, Darcey. I żałuję, że nie mogę ci tego właśnie dać. Musisz mi uwierzyć, kochanie, że gdybym miał możliwość cofnięcia czasu NIGDY nie pozwoliłbym wyjechać Nessie i naprawdę pomógłbym jej cię wychować. Zrobiłbym wszystko, co w mojej mocy, żeby zapewnić wam bezpieczeństwo oraz wszystko, co najlepsze.
Z mniej przyjemnych rzeczy – mam nadzieję, że Zayn załatwił wszystkie sprawy z tym socjopatą. Chciałbym mieć pewność, że nie grozi ci niebezpieczeństo.
Z tych bardziej prawdopodobnych – błagam powiedz, że Zayn ułożył sobie wszystko z Nessie i są szczęśliwi, bo w innym wypadku jakimś cudem będę musiał zmartwychwstać czy coś i znowu im pomóc. Gorzej z nimi niż z dziećmi, ale nie będę cię teraz zanudzał ich popieprzonym  tokiem myślenia. Po prostu bądźmy dobrej myśli, okay?
Z najbardziej przyjemnych rzeczy – Wszystkiego Najlepszego, Szesnastolatko! – Bo Malik dał ci ten list w szesnaste urodziny, tak? Jeśli nie dotrzymał obietnicy możesz mu przekazać, że… jego życie już nigdy nie będzie spokojne. Tak, czy inaczej nieważne. Masz dziś urodziny, albo nie masz i tak dostaniesz ode mnie prezent.
W kopercie powinna być niebieska karta kredytowa. Jest na niej 30 tys.£. Nie mam pojęcia, czego konkretnie ci potrzeba, dlatego liczę, że te pieniądze wynagrodzą ci brak jakiejś rzeczy materialnej.
Twój pin: 7282
Kocham Cię całym sercem, skarbie
Tata
&&&
- Myszko, wszystko w porządku? – zapytała zaniepokojona mama, kiedy weszłam do kuchni, ale nie byłam w stanie odpowiedzieć. Nie potrafiłam zatamować łez, które spływały mi strumieniami po policzkach. – Co się stało, Darcey? – Kobieta wstała i oddała małą Ronie Liamowi. Chciała do mnie podejść, ale tata ją uprzedził i bez zbędnych pytań przytulił mnie do swojego torsu.
- Dziękuję – pociągnęłam nosem wtulając się jeszcze bardziej w koszulkę Zayna.
- Drobiazg, Skrzacie. – Pocałował mnie w czubek głowy.
W tej chwili byłam wdzięczna, że Bóg obdarował mnie tak wspaniałym ojcem jak Zayn. On nigdy nie pytał, tylko przytulał i rozumiał, a kiedy byłam już gotowa, żeby mówić, to mnie wysłuchiwał. Naprawdę  go kochałam, nawet jeśli nie był moim biologicznym ojcem. Zayn był najlepszy na świecie. Był nie tylko moim tatą, ale również i przyjacielem, któremu mogłam się zwierzyć z większości rzeczy, które mnie trapiły.
- Dałeś jej list? – zapytała mama, na co przytaknął.
- Chochlik, jesteś?! – Po domu rozniósł się krzyk Jake’ a, na co się wzdrygnęłam. – Cześć, młody. – Jake pojawiając się w kuchni zmierzwił włosy Toma, który dał mu kuksańca w ramię. – Mam coś dla ciebie, Darcey – powiedział nieśmiało, po czym wręczył mi prostokątne pudełko średnich rozmiarów.
- Dzięki, Jake – szepnęłam chcąc w jakiś sposób opanować łzy.
- Wszystko, gra? – Przytaknęłam. – Możemy pogadać?
- Gadamy, teraz.
- Darcey, proszę – mruknął od niechcenia.
Jake był wysokim i przystojnym szesnastolatkiem o ciemnobrązowych włosach oraz czekoladowych oczach. Jego włosy były starannie ułożone ku górze. Jake był idealny pod każdym względem – miał twarz niczym model z jakiegoś pisma dla sławnych i bogatych. Miał wyraźne kości policzkowe, długie rzęsy oraz pełne usta. Och, a znamię na jego lewej brwi było urocze. Dziś był ubrany w czarne spodnie dżinsowe, biały t-shirt, koszulę w czarnoniebieską kratę, a na stopach miał czerwone Jordany. Na szyi miał łańcuszek, który dałam mu z okazji Dnia Przyjaciela.
Bez słowa złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę mojego pokoju, gdzie usiadłam na szerokim parapecie.
- Więc – zaczął.
- Więc…
- Bekah ze mną zerwała – powiedział i usiadł obok.
- Mam powiedzieć, że mi przykro, żeby poprawić ci humor? – mruknęłam od niechcenia pod nosem.
- Przestań, Darcey – westchnął, a potem chwycił mnie za dłoń. – Twoje pytanie było nie na miejscu i moja reakcja jest jak najbardziej uzasadniona.
- Tak, bo ty pieprzysz tylko te, które ślinią się na twój widok – prychnęłam, po czym wstałam i usiadłam na biurku. – Ty, nawet do mnie nie podchodź, Jake – warknęłam, kiedy szesnastolatek chciał wstać.
- Nie przelecę cię, bo jesteś moją przyjaciółką, do cholery. Nie powinnaś nawet o to prosić, Darcey.
- Odwal się, tyle ci powiem, Jake.
- Czy ty w ogóle przepuszczasz słowa przez maszynkę zanim je wypowiesz? – zapytał i pokręcił palcem wskazującym po lewej stronie czoła. – Powinnaś to zrobić z kimś kogo naprawdę kochasz, poza tym spotykasz się z tym debilem ze starszej klasy. Swoją drogą czy twoi rodzice o tym wiedzą? Wątpię, żeby Zaynowi się to spodobało i…
- Styl twarz! – zawołałam wyprowadzona z równowagi. – Myślałam, że jesteś moim pieprzonym przyjacielem i mi pomożesz, ale okazałeś się być tylko kretynem, który wytyka innym błędy, a sam popełnia identyczne!
- Nie prosiłem cię, żebyś mnie rozdziewiczyła – parsknął kpiąco pod nosem, a potem podszedł bliżej mnie.
- Bo wolałeś zrobić to z jakąś pustą szmatą, Jake. – Pokiwałam głową na boki z zagryzioną wargą. – Poprosiłam ciebie, bo ci ufam, ale ty masz to w dupie, więc jeśli nie chcesz mi spieprzyć do końca tych urodzin… wyjdź, Jake – pociągnęłam nosem.
- Chochlik, noo – przeciągnął, a potem ujął moją twarz w dłonie i zmusił, żebym na niego spojrzała. – Ja… Odmówiłem, bo boję się, że zrobię ci krzywdę, a nie dlatego, że… Darcey, jesteś najpiękniejszą, najmądrzejszą i najbardziej zabawną laską jaką znam. Zależy mi na tobie i nie chcę niczego zepsuć.
- Co to znaczy?
To znaczyło tylko tyle, że ten Król Dramatu mnie pocałował. Ale jak pocałował! Pocałował mnie w sposób, że zaparło mi dech w piersiach, a świat się zatrzymał i mogłam cieszyć się tą chwilę, którą przedłużyłam, kiedy chciał się odsunąć. Objęłam biodra Jake’ a nogami i przyciągnęłam bliżej siebie, a dłonie zacisnęłam na jego koszulce. Nie licząc się z niczym wepchnęłam mu język do ust, ale nie trwało to zbyt długo, bo Jakey się odsunął.
- Co robisz?
- Nie całuj mnie w ten sposób, bo będę miał poważny problem.
- Wystarczy cię pocałować i ci staje?
- Kocham cię, Chochliku, ale przeginasz.
- Ja ciebie też kocham.  
 _______________________________________________ 
Dziękuję wam za cierpliwość i wgl, że chcieliście czytać ten chłam. Mam nadzieję, że w nikim nie budzi się chęć mordu mojej osoby, a jeśli tak to pfff.... chyba nie ma opcji, żebyście mnie w jakiś sposób namierzyli soo... 
Dziękuję wam za wszelkie wsparcie oraz słowa otuchy w postaci komentarzy. 
Mam dla was coś, co może was jakoś przekonać, jeśli nadal macie ochotę poczytać coś mojego to zapraszam na Wattpada. 

piątek, 24 czerwca 2016

XXXVII. BeFoUr

Pod spodem jest notka i bardzo chciałabym, żeby osoby, które jeszcze mają do mnie cierpliwość przeczytali.. 



„Cała czekolada nie rozwiąże twoich problemów, cała butelka wódki nie odgoni Twoich smutków, cała paczka papierosów nie zapewni Ci wiecznego spokoju, więc wstań i zrób coś ze swym życiem, zanim będzie za późno.”


Zayn 


- Tato, wstawaj muszę iść do szkoły! – Obudził mnie krzyk Darcey, która zaczęła mną potrząsać. 
Ostatnio niewiele sypiałem. Cały czas szukałem informacji i osób, które mógłby wiedzieć, gdzie do cholery podziewał się Zack, a z nim Ness. Cholerny tydzień. I jakby na to nie patrzeć to znowu wszystko jest moją winą, bo gdybym był mądry to odwiózłbym ją na tą uczelnię i przyjechał po nią, a tym czasem, co się stało? Od tak dałem jej kluczyki i powiedziałem: Nie zarysuj mi wozu, bo będzie źle. Co mi do jasnej cholery strzeliło?!
- Tatusiu! – Niechętnie otworzyłem oczy i podniosłem się z kanapy. – Kiedy wróci mamusia? – zapytała podnosząc z ziemi komputer i stawiając go na szklanej ławie.
Przetarłem twarz dłońmi ziewając, a potem dopiłem zimną już kawę.
- Jesteś chory? – Spojrzałem na stojącą przede mną pięciolatkę, która była już ubrana i poczesana, po czym pokiwałem przecząco głową. – To czemu jesteś smutny? – Wzruszyłem ramionami. – Tęsknisz za mamusią?
- Cholernie, Darc – wychrypiałem, a drobna szatynka przyległa do mnie swoim ciałkiem i mocno przytuliła. Schowałem twarz z zagłębieniu jej szyi i też niepewnie ją objąłem.
- Ciocia Danielle mówiła, że mamusia wkrótce wróci – wyznała, a ja poczułem się jeszcze bardziej żałośnie niż do tej pory.
Nie poświęcałem Darcey czasu. Większość dni w tym tygodniu spędziła u Danielle, bo ja byłem zajęty szukaniem Ness, w czym wspierał mnie Liam i Matt. Nie dość, że nie potrafiłem sam wszystkim się zająć, to w dodatku zabrałem Luke’ owi ojca, a Marisie faceta – co w jej przypadku wyjdzie to Mattowi na dobre, bo chłopak trochę odsapnie.
- Zawieziesz mnie do przedszkola?
- Tak, pewnie – westchnąłem odsuwając ją nieco od siebie. – Daj mi chwilę, żeby się ubrać i wziąć prysznic.
- Długo będę czekała?
- Dziesięć minut?
- Obiecujesz?
- Nie – oznajmiam, a na ustach Darcey pojawia się uśmieszek.
- Zawsze tak mówisz – tupnęła nogą – i dotrzymujesz sława, tato! – zawołała, a po chwili włączyła sobie bajki.
Poszedłem do sypialni skąd zabrałem czyste ciuchy, a potem ruszyłem do łazienki, gdzie szybko doprowadziłem się do stanu przyjęcia. Do Darcey wróciłem kilka minut później. Oboje ubraliśmy buty i bluzy, a następnie zabrałem ją na ręce i wyszedłem z domu wcześniej go zamykając. Zeszliśmy po schodach mijając panią Charlotte i jej faceta, który ostatnio zaczął u niej nawet nocować.
Nie sądziłem, że starzy ludzie jeszcze uprawiają seks, ale jak widać myliłem się, bo pani Charlotte ma w sobie jeszcze sporo pary.  
- Zayn, gdzie jest Nessela? – zaśmiała się pod nosem, ponieważ ten stary zboczeniec zaczął jej coś szeptać do ucha.
- Mamusia, wkrótce wróci – odpowiedziała Darcey mrożąc ją spojrzeniem. – To nie jest pani sprawa.
- Pozwalasz jej tak mówić do starszych? – wtrącił Pan Zbok.
- Zdaje mi się, czy to wolny kraj? – warknąłem.
- Jaki z ciebie ojciec, szczeniaku?
- Najlepszy – zawołała Darcey i przytuliła się do mojej szyi. – To pan jest zły, bo przez pana pani Charlotte w nocy krzyczy! – Zagryzłem dolną wargę, żeby nie buchnąć śmiechem widząc zażenowanie u naszej sąsiadki i jej faceta, któremu zabrakło słów. – Idziemy? Nie chcę się spóźnić do przedszkola, tatusiu. – Przytaknąłem, a potem ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych. – Ten pan jest strasznie niemiły, prawda?
- Tak, jest… wredny – poparłem, kiedy wkładałem ją do fotelika i zapinałem pasy.
- A wiesz, że mam nowego kolegę? – zapytała, kiedy uruchamiałem silnik.
- To chyba fajnie, prawda?
- Tak, ale nikt go nie rozumie poza mną. – Zmarszczyłem brwi. Jak to możliwe? – Diego jest z Włoch i umie mówić tylko po włosku.
- Nie za ciekawie, huh?
- Pani Alison też nie zna włoskiego, dlatego ja mu mówię to, co ona po angielsku.
- To bardzo miłe z twojej strony – pochwaliłem i dostrzegłem w lusterku jak Darcey się uśmiecha.
- Czy Diego może dziś do nas przyjść?
- Darc – jęknąłem błagalnie – może poczekamy aż wróci mama, huh?
- Ale kiedy ona wróci? – mruknęła podobnym tonem do mojego. – Nie ma jej już taaak długo.
- Ja też za nią tęsknię, mała – wyznałem, po czym zaparkowałem obok czarnego porsche, a potem wysiadłem i zabrałem Darcey. – Gdzie masz plecak?
- Nie zabrałeś go?
- Kurwa – warknąłem pod nosem. – Przepraszam, ostatnio wszystko się wali i nie wiem, co robić, Darcey.
- To może kupisz mi precla? – Wskazała na pobliską piekarnię.
- Jesteś skarbem, wiesz? – wypaliłem, po czym poszliśmy w tamtym kierunku. Weszliśmy przez drzwi, o czym sprzedawczynię poinformowały dzwoneczki. Darcey od razu pobiegła do witryny i zaczęła oglądać ciastka, a ja poprosiłem o precla i sok marchewkowy.
- A kupimy sobie taki tort?
- Innym razem, Darc – powiedziałem, po czym zapłaciłem. – Ty musisz iść do przedszkola, a ja do pracy.
- A jak mnie odbierzesz?
- Nie wiem, czy zdążę, ale jeśli mi się uda, to wrócimy po ten tort, okay?
- Jesteś najlepszym tatusiem na świecie! – zawołała szatynka, czym wywołała radość u ekspedientki.
- Jest urocza – zachwyciła się brunetka.
- Jest jak Ness. – Wzruszyłem ramionami.
- Chodźmy już, tato!
- Dzięki i dowiedzenia – mruknąłem na pożegnanie, a potem wyszliśmy i odprowadziłem Darcey do przedszkola. Później pojechałem do domu, gdzie jak na złość pod drzwiami zastałem moich cholernych braci. – Co do cholery?
- Przyjechaliśmy w odwiedziny – oznajmił Chris. – Ness na uczelni?
- Po co pytasz skoro wiesz?
- Wyluzuj, Zayn – warknął Mike, na co wywróciłem oczami. – Przyjechaliśmy, żeby interweniować. Mama się martwi.
- Jakbym miał w życiu mało problemów – westchnąłem pod nosem i wiem, że to usłyszeli. – Moja cholerna sąsiadka uprawia za ścianą dziki seks, Ness zniknęła i teraz jeszcze wy – wypaliłem bez zastanowienia.
- Jak to zniknęła?
- Kto zniknął, Chris?
- Nie rób sobie jaj, młody – wycedził przez zaciśnięte zęby Michael. – Gdzie jest Księżniczka?
-Nie nazywaj tak mojej dziewczyny.
- Zayn – powiedział bardzo wolno jak to miał w zwyczaju robić, kiedy byliśmy młodsi, a ja zbyt go irytowałem, tak jak Natalie i Mia. – Nie pogrywaj sobie.
- Cel twojej wizyty, starszy bracie – ponagliłem. – Czego chce mama?
- Zaprasza was na weekend – stwierdził Chris. – Co mam jej powiedzieć?
- Że nie mam czasu, bo pracuję – wyznałem.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Chris, jestem dużym chłopcem i radzę sobie, dobra?
- Może mógłbym… Mogę nawet zająć się Darcey. – Uniosłem brwi na słowa młodszego brata.
On i zajmowanie się dzieckiem?! Od kiedy?! Pamiętam jego upór i protesty, kiedy miał się zająć Jackiem, a teraz sam od siebie, z nieprzymuszonej woli proponuje mi opiekę nad Darcey?!
- Dobrze się czujesz, dzieciaku?
- Wiesz, kto porwał Ness? – Dlaczego Michael nadal tutaj jest?! Nie mógłby sobie gdzieś pójść? Mam naprawdę dość na głowie i serio, nie potrzebuję użerać się jeszcze z nim.
- Radzę sobie – odpowiedziałem zły. – Matt, Liam i Ryan…
- Tak, wiem – uśmiechnął się sztucznie – Matt wszystko mi wyśpiewał. Nadal nie wiesz, gdzie zniknął Zack, dlatego jestem.
- Nie potrzebuję niańki, do ciężkiej cholery – wrzasnąłem, a dwie sekundy później usłyszeliśmy jęki. – Jeszcze tego mi brakowało – mruknąłem opierając czoło o ścianę tuż nad dzwonkiem do drzwi. Po chwili jednak otworzyłem mieszkanie i wszedłem do środka, a Mike i Chris za mną.
- Pomogę ci, Zayn – zaczął kolejny raz Michael, dlatego przymknąłem oczy.
- Czego w zdaniu: Nie potrzebuję twojej zasranej pomocy, nie rozumiesz? – zapytałem wiercąc mu w głowie dziurę. – Potrafię zadbać o Ness i Darcey, i całą cholerną resztę, kumasz?
- I właśnie widzę jak świetnie ci to wychodzi, braciszku – zadrwił, a to przelało czarę mojej goryczy i tak zwyczajnie się na niego rzuciłem. Przewróciliśmy się i zacząłem go okładać, ale nie trwało to zbyt długo, bo Mike szybko przejął kontrolę i teraz to on mnie uderzył. Po jednym mocnym jak cholera ciosie wstał i stanął nade mną z kamienną twarzą. – Skoro chcesz stracić Ness, tak jak Mię… proszę bardzo. – Wzruszył ramionami, a potem wyszedł z mojego mieszkania trzaskając drzwiami.
- Wszystko gra? – zapytał niepewnie Chris.
- Nic nie gra, dobra? – warknąłem wstając i siadając na sofie. – Wszystko jest kurwa nie tak jak powinno przez tego psychola. – Zabrałem ze stolika komputer i zacząłem przeglądać pliki, które wysłał mi Matt, kiedy nagle Chris wyszarpał mi laptopa. – Nie prowokuj mnie, dzie…
- Ness jest w Los Angeles w jakimś starym magazynie… albo opuszczonej fabryce? – mruknął pod nosem. – Nie wiem dokładnie jak powinienem to nazwać, ale na sto procent jest w Kalifornii.
Patrzyłem i nie dowierzałem. Jakim cudem? Ja przez tydzień próbowałem ją znaleźć, a Chris… przecież ten dzieciak ma szesnaście lat, do cholery! Jak tego dokonał i co najlepsze w tak krótkim czasie?! Nie potrafiłem uwierzyć w to, co się wydarzyło.
- Wiesz, Zayn – niepewnie na niego spojrzałem – bo ja przyjechałem z Mike’ m, ale w zupełnie innej sprawie. – Wzruszył ramionami, a ja już zaczynałem mieć wątpliwości. Przecież ten dzieciak ma takie durne pomysły, że czasami aż boli głowa.
- Mianowicie?
- Znalazłem w Londynie mega szkołę z kierunkiem informatycznym i… No, wiesz… – Wzruszył ramionami. – Mógłbym zamieszkać z tobą i Ness? – Uniosłem brwi.
Sam nie wiem, czy to dobry pomysł. Musiałbym się nad tym zastanowić i co najważniejsze, pogadać z Ness. Ale teraz nie miałem głowy do myślenia. Zresztą jak do cholery miałbym porozmawiać z Ness, telepatycznie?! Nie mogę podejmować takich decyzji samodzielnie… Już nie mogę. Teraz wszystko muszę przerabiać razem z Nesselą, ponieważ tak robią dorośli i odpowiedzialni ludzie, którzy są w poważnym związku.
- Chris, ja…
- Ja będę wam pomagał – wtrącił nawet nie w połowie wypowiadanego przeze mnie zdania. – Znajdę jakąś pracę i będę dokładał się do rachunków. Jeśli będziesz chciał gdzieś wyjść z Ness, to…
- Ej, wyluzuj, młody – zaśmiałem się pod nosem i pierwszy raz od tygodnia szczerze. – Muszę o tym pogadać najpierw z Ness, ale jestem pewien, że się zgodzi. Ona cię lubi, więc raczej problemu nie będzie. – Na ustach Chrisa pojawił się uśmiech i… i ulga. – Ojciec się zgodził, prawda?
- Był w dwustu procentach pewien, że się nie zgodzisz. – Uniosłem brwi.
- Okay? – prychnąłem pod nosem.
- W ogóle sądzę, że powinieneś pogadać z mamą.
- Jezu, Chris – jęknąłem błagalnie. – Zlituj się chociaż ty.
- Mówię poważnie, Zayn. Boli ją twoja bipolarność.
- Nie pierdol, Chris. Jaka znowu bipolarność, huh? – Kiwnąłem na niego głową.
- Ona ciągle o tobie mówi – wyznał. – Wyciągnęła ostatnio twoje stare zdjęcia i płakała. – Cholera jasna! – Powiedziała też, że straciła cię po raz drugi i to z własnej inicjatywy.
- Przecież mnie nie straciła – mruknąłem pod nosem. – Po prostu  nie mam czasu.
- Od jakiś dwóch miesięcy?
- Nie przeginaj, dobra? – Wskazałem na niego palcem. – Jedziemy do Matta – zarządziłem, a potem znowu wyszliśmy z domu tylko po to, żeby wsiąść do samochodu i pojechać do mojego kuzynka, który znowu się puszczał jak kartka na wietrze.
Usiedliśmy z Chrisem na sofie i włączyliśmy telewizję, żeby zabić jakoś ten czas i zagłuszyć ich jęki, i w pewnym sensie to się nam udało.
- Ness też tak głośno krzyczy? – zapytał mój młodszy brat, dlatego spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami.
- Serio wypytujesz mnie o seks z Ness?
- Pytam, czy krzyczy tak głośno jak Marisa. Nie interesuje mnie, czy jest dobra i którą pozycję lubi.
- Chris, przestań, bo obrzydzisz mi seks do końca życia – powiedziałem szczerze, mimo że to było jedno wielkie kłamstwo.
Seks z Ness nigdy mi się nie znudzi, bo to tak jakbyś z dnia na dzień przestał lubić czekoladę. Możesz się wstrzymać na kilka dni, bo jesteś na diecie, ale na dłuższą metę nie dasz rady, a przecież takie małe grzeszki jeszcze nikomu nie zaszkodziły, więc…
- Po prostu mi odpowiedz, dobra? – jęknął z bezsilności.
- Po jaką cholerę, skoro pieprzymy się jak nikogo nie ma? – odpowiedziałem w podobny sposób. – Ale skoro to w jakiś cudowny sposób cię uszczęśliwi, to Ness jest o wiele ciszej.
- Okay.
- Lecz się, dzieciaku – westchnąłem kręcąc głową na boki z niedowierzania w jego bezpośredniość.
- O, heej, co tu robicie? – zapytał schodzący po schodach Anderson. – Siema, Chris. – Przybił sztamę z moim bratem, a potem usiadł w fotelu. – Co was sprowadza?
- Ness jest w Los Angeles – oznajmiłem.
- Jesteś pewien, że Zack ją porwał? – Zmarszczyłem brwi na słowa kuzyna. – Może miała już dość patrzenia na twój krzywy ryj?
- Nie mam ochoty na żarty, Matt.
- Mam znajomego w L.A. mogę do niego zadzwonić i poprosić, żeby sprawdził ten adres – zasugerował, dlatego skinąłem na znak zgody. – To trochę potrwa, więc może… Może pojedź do domu i pogadaj z ciocią Annie.
- Co się tak na to uwzięliście wszyscy, huh?!
- Nie zachowuj się jak rozkapryszony gnojek, bo jesteś na to za stary – upomniał mnie Matt. – Za pierwszym razem mogłeś czuć się zraniony, ale teraz… Ciocia chciała ci tylko pomóc, a zachowałeś się jak wał. Odwieź Chrisa i pogadaj z nią, a ja zajmę się Darcey.   
______________________________________
Wiem, że pewnie w tej chwili nienawidzicie mnie tak bardzo jak ja siebie nienawidzę. Po prostu tak jest i nic na to nie poradzę.. Wiem, że ten rozdział jest po prostu śmieszny *śmiesznie żałosny - nijaki, ma za dużo dialogów i wgl jestem jeszcze bardziej wściekła na siebie, że napisałam takie ścierwo. SERIO. Mówiąc prościej - za cholerę nie wychodzą mi końcówki.   
Korzystając z okazji - czuję się teraz jak skończona idiotka, Boże - chciałam was zaprosić na Wattpada - tak, cholernego Wattpada, którego nie potrafię ogarnąć - na opowiadanie, które piszę: 

Wattpad