niedziela, 24 maja 2015

II. Wake Me Up



ANKIETA ---> 


„Zapamiętaj, mała dziewczynko! W nocy się śpi, a nie myśli o kimś, kto ma Cię w dupie.”


Louis

Po powrocie do domu nie byłem wstanie na niczym się skupić. Byłem w szoku – mam dziecko… Mam córkę i to w dodatku z Nessie… To niewiarygodne, że dziewczyna, którą kocham dała mi tak piękny dar. Mam dziecko…
-Louis, do cholery mówię do ciebie! – syknąłem z bólu, gdy na pozór delikatna dłoń Danielle przyłożyła w moją głowę, wybudzając mnie tym samym z wewnętrznych refleksji w temacie mojej ślicznej córeczki – jakkolwiek dziwacznie do brzmi.
-Przepraszam, zamyśliłem się –pokiwałem głową na boki, żeby się ogarnąć i doprowadzić do normalnego stanu. –Co mówiłaś? – zwróciłem się do mulatki, która jadła owsiankę z owocami, na których sam widok mnie zemdliło.
Nienawidzę owsianki, a owoców w szczególności. Jedyną rzeczą jaką jestem w stanie przełknąć i strawić jest marchewka i jakieś soki, ale inaczej nie tknę się zdrowej żywności.
-Czy ty właśnie przeprosiłeś? – uniosła zszokowana brwi i wyszczerzyła na mnie oczy. Przeprosiłem?! To nie w moim stylu! Co do cholery?!
-Nie? – zapytałem z grymasem wymalowanym na twarzy. Przeprosiłem?! To nie możliwe!
-Słyszałam…
-Do rzeczy, Dani – wtrąciłem, sprawnie zmieniając temat. Nie miałem czasu, ani ochoty, aby kłócić się z nią o to czy z moich ust wypadło CAŁKIEM PRZYPADKIEM słowo na P.
 W mojej głowie była tylko ta urocza szatynka, która nazwała mnie swoim tatusiem. To dziwne słyszeć takie określenie, ale równocześnie niesamowite. Jestem odpowiedzialny za kogoś i wcale nie jest to Nessie. Czuję się… Dziwnie szczęśliwy, ale i przestraszony. Nie chcę dać plamy. Nie chcę zawieść Donavan. A już w szczególności nie chcę, żeby zabierała moją córkę tak, jak przed powiedzeniem mi prawdy. Nie dopuszczę, żeby zabrała mi Darcey kolejny raz, a kiedy tak głupi pomysł przyjdzie jej to tej ślicznej blond główki… Skończymy w sądzie.
-Pytałam, gdzie się podziewałeś i po jakiego diabła brałeś dziennik Zayna? – warknęła, mordując mnie wzrokiem.
-Zayn go chciał, a byłem u Nessie – wzruszyłem ramionami jakby to była najbardziej oczywista rzecz na całym bożym świecie.
-Po co?
-Jutro się dowiesz.
-Co ty knujesz? – zapytała bardzo wolno, dokładnie mnie lustrując. –Jeśli tylko Ness będzie przez ciebie cierpiała… Louis, gwarantuję ci, że skończysz w szpitalu – wywróciłem oczami. Ona i te jej groźby, phi! Olson nie potrafi nawet zabić muchy, ponieważ nie trafia, a co tu dopiero mówić o pobiciu mnie.
-Nie chcę… - zeszyt! –Kurwa, pierdolona mać! – każde słowo wykrzyczałem z dłuższą przerwą, gwałtownie wstając z krzesła i łapiąc się za głowę. Zapomniałem go zabrać! Ja pierdolę!
-Co?! – zawołała przerażona, ale zaprzeczyłem kiwając głową na boki. Chodziłem w tę i we w tę, klnąc przed nosem swoją sklerozę oraz Malika, który uknuł tą całą intrygę. To zniszczy moją Nessie.- Louis, do kurwy nędzy mów, co się dzieje?! – wrzasnęła, zatrzymują mnie. Jej dłonie złapały za moje ramiona  mocno mną potrząsając. –Co zrobiłeś?!
-Zeszyt podbojów… -źrenice dwudziestodwulatki momentalnie się rozszerzyły. –Zayn… Chyba wpisał tam Nessie… Ja nie wiem… - pokiwałem głową na boki. –Pisał dość długo, potem kazał zanieść zeszyt Nessie.
-Dlaczego się na to wszystko zgodziłeś?! – zaczęła krzyczeć na całe gardło mimo, iż było już blisko północy. –Czemu, do cholery nie pozwalasz Ness być szczęśliwą?! Dobrze wiesz, jak głupi jest Malik! Zawsze podejmuje niewłaściwe decyzje! – nawrzeszczała na mnie, a gdy skończyła swój niezbyt długi monolog zaczęła głośno dyszeć jakby właśnie przebiegła maraton. –Ałła – jęknęła łapiąc się za brzuch oraz zginając w pół.
-Chryste, Dani wszystko w porządku? – przerażony jej stanem, objąłem ją ramieniem i podtrzymałem. Mulatka nagle pobladła i zachwiała się na nogach. –Danielle! – zawołałem, ledwo panując nad opanowaniem głosu. Ten dzień był już wystarczająco owocny w mocne wrażenia.
-Nic mi nie jest, muszę tylko usiąść – zaprowadziłem ją ostrożnie do krzesła, na którym usiadła. –Dasz mi wody? – bez słowa podszedłem do blatu, skąd zabrałem butelkę z wodą niegazowaną, którą wlałem do szklanki i podałem przyjaciółce.
Dziewczyna brała maleńkie łyczki, starając się zapanować nad emocjami, które nią w tej chwili bardzo targały. Nie byłem tym zdziwiony, sam nieźle się wystraszyłem. Nie chodziłem na żadne kursy dotyczące zachowania przepisów wobec kobiet w ciąży! Powinna mnie ostrzegać wcześniej, kiedy będzie miała takie… Ataki, wtedy szybko sprowadzę Payne’ a.
-Gdzie jest zeszyt?
-Co?
-Zeszyt… Gdzie go zostawiłeś?
-W mieszkaniu Nessie – zacisnąłem cholernie mocno powieki oraz zagryzłem obie wargi czując kilka sekund później metaliczny posmak krwi w ustach. –Nie chciałem… - mruknąłem. –To znaczy na początku chciałem, ale później już nie. Odkręcę to, powiem Nessie, że Malik zrobił to celowo.
~***~
Od rana, czyli od przywiezienia Donavan razem z Darcey do przedszkola, czekałem, aż moja córka skończy zajęcia. Cały czas miałem przed oczami Nessie, która o dziwo promieniała radością. Byłem pewien, że ciekawość wzięła nad nią górę i jeśli dostrzegła notes Zayna, przeczytała go, ale wszystko wskazywało na to, iż taka sytuacja wcale nie miała miejsca. Poczułem ulgę, przynajmniej raz Zayn będzie musiał rozwiązać swoje problemy w inny sposób, bez ranienia siebie i Nessie.
Gdy wybiła godzina druga w południe wysiadłem z samochodu i wkroczyłem do budynku przedszkola. Szybko odnalazłem klasę czterolatki. Oparłem się o framugę drzwi, uwarzenie obserwując jak zbiera zabawki z tym małym smarkiem – Gabe’ m, który według Nesselii jest aniołkiem. Osobiście byłem innego zdania i ten dzieciak był tylko małym flirciarzem, który zaleca się do mojej córki.
-Tatuś! – uśmiechnięta od ucha do ucha szatynka biegiem ruszyła w moją stronę, dlatego przykucnąłem i wziąłem ją w ramiona mocno przytulając do swojego torsu. –Gdzie pojedziemy?
-Musisz poznać kilka osób, księżniczko, a później zjemy sobie coś na obiad i pobawimy się.
-Super! – pisnęła, podając mi swoją torebkę, a sama poszła ubrać płaszcz oraz buty. Zaraz za Darcey wyszedł ten gówniarz, dlatego niezwłocznie podążyłem za nimi.
-D, a przyjdziesz dziś do mnie?
-Nie, dziś spędzam czas z moim tatusiem – stwierdziła pewnie, mocując się z suwakiem. Ruszyłem z odsieczą.
-Daj, pomogę ci – przykucnąłem i zapiąłem zamek kurtki oraz owinąłem szal wokół szyi dziewczynki, która prześlicznie się do mnie uśmiechnęła. Uśmiech miała po Nessie. –Możemy iść?
-Ale my jeszcze rozmawiamy – jęknął błagalnie ten szczyl.
-Ch… Gówno mnie to obchodzi – warknąłem. –Chodź, maleńka – wziąłem Darcey na ręce i dumny wyszedłem z placówki.
Żadne gnojek, a już w szczególności jakiś czterolatek nie będzie mi mówił kiedy mogę zabrać własne dziecko, a kiedy nie! Mam głęboko w poważaniu fakt, że Donavan kazała mi być względem tego dzieciaka miła – nie ma jej tutaj, a Darcey jej nie powie – już moja w tym głowa. Nie podoba mi się ten cały Gabe i nie wyrażam zgody, żeby przystawiał się do mojej księżniczki.
Usadowiłem szatynkę na miejscu pasażera z przodu i zapiąłem jej pas bezpieczeństwa, a sam zająłem miejsce za kierownicą. Uruchomiłem silnik tym samym włączając radio, z którego zaczęła lecieć piosenka The Fray - She Is.
-Heej, ja to znam! – zawołała, po czym nachyliła się  i pogłośniła. Zaśmiałem się pod nosem, kręcą głową na boki z niedowierzania. To po mnie odziedziczyła tak doskonały gust muzyczny! Jestem cholernie dumny! Oboje głośno śpiewaliśmy, aż do końca utworu. –Dlaczego byłeś niemiły dla mojego Gabe’ a? – spojrzała na mnie tymi dużymi niebieskimi oczami, w których dało się wyczytać nutkę smutku pośród radości.
-Twojego? – zszokowany uniosłem brwi na swoją córkę, która jedynie z minką zbitego psa przytaknęła. –Księżniczko, w twoim wieku powinnaś unikać takich wypierdków…
-Co to znaczy wypierdków?
-Takich jak ten Gabe. Powinnaś zacząć interesować się chłopakami dopiero po trzydziestce co najmniej.
-Ale dlaczego? Ja bardzo lubię Gabe’ a, tak jak mamusia Zayna – westchnąłem z bezsilności, przeczesując dłonią włosy. Chryste, jak jej to najprościej wbić do głowy, żeby odprawiła tego bachora z kwitkiem?!
-Twoja mama kocha Zayna, a Malik kocha Nessie, to zupełnie co innego.
-To samo! – fuknęła obrażona krzyżując ramiona na klatce piersiowej. –Kocham Gabe’ a!
-Ten gnojek… - wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Kurwa, coś mi się wydaje, że na taką rozmowę jest jeszcze zbyt wcześnie. Powinniśmy ją odbywać za kilkanaście dobrych lat, a nie teraz! –Będziesz przez niego płakać – zagroziłem jej palcem. –Obiecuję ci, że ta znajomość skończy się płaczem, Darcey, a wtedy przyjdziesz do mnie i powiesz, że miałem rację. Wiesz co się stanie potem? – zaprzeczyła, kiwając głową na boki. –Kupię ci wszystko co będziesz chciała, żeby tylko uśmiech pojawił się na twojej twarzy i okrzyczę go.
-Kocham cie, tatusiu – szeroki uśmiech pojawił się na drobnych ustach szatynki, tak jak na moich.    
-Też cie kocham, księżniczko – dziwnie było to mówić, ale to przecież moja córka, oczywiście, że ją kocham. Chodzi mi o to, że nadal nie potrafię dopuścić do świadomości informacji, iż zostałem ojcem już kilka lat temu, a moja była mi o tym nie raczyła wspomnieć, tylko wyjechać bez słowa wyjaśnień, zostawiając mnie z serią pytań bez odpowiedzi. Mam jej to za złe, ale cieszę się, że w ogóle się dowiedziałem. W końcu lepiej późno, niż wcale, tak? Ale klnę się na Boga, że jeśli kiedykolwiek Donavan będzie próbowała zabrać mi moje dziecko i gdziekolwiek wyjechać… Znajdę ją i skończymy w sądzie. Gówno mnie obchodzi, że Nessie jest na prawie i zna te wszystkie adwokackie sztuczki, ale jeśli stanie pomiędzy mną, a Darcey… Pożałuje tego, bo nawet miłość dla niej jest niczym w porównaniu z moją małą księżniczką.
Zaparkowałem swój samochód na podjeździe. Biorąc głęboki oddech, przekręciłem głową w bok, aby spojrzeć na czterolatkę.
-Gotowa?
-Na co? – nie bawiąc się już w odpowiadanie na pytania, wysiadłem z auta, które obeszłam, aby otworzyć drzwi oraz wziąć szatynkę na ręce. Dziewczynka zaplotła swoje zimne dłonie wokół mojej szyi, wywołując tym samym nieprzyjemny dreszcz, który zignorowałem i pewnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi wejściowych mojej willi. –Masz duży dom – stwierdziła. –Mieszkasz sam?
-Z Zaynem, moim przyjacielem Liamem oraz jego dziewczyną Danielle, kuzynką Zayna.
-Jest ładna? – zmarszczyłem brwi. Czy ona pyta mnie tak po prostu, czy może mnie sprawdza?
-Nie wiem.
-Och – oznajmiła niemile zdziwiona. –A Liam, jest ładny? – co do cholery?!
-Nie patrzę na niego pod tym kątem.
-Co to znaczy? – nie jestem gejem!
-Wolę dziewczyny – pewnie nacisnąłem klamkę, a później pchnąłem drzwi, wchodząc do środka. Obok garderoby zsunąłem ze stóp buty, które kopnąłem w bok, aby nikt nie wybił sobie zębów, apóźniej ustawiłem Darcey na ziemi, aby zdjąć jej płaszcz oraz buty. –Chcesz jakieś kapcie, czy coś? – to całe ojcowanie jest kurewsko trudne, ale nie poddam się na starcie. Będę o nią walczył jak lew.
-Lubię chodzić na bosaka.
-To zajebiście- uśmiechnąłem się szeroko, dostrzegając w niej kolejne podobieństwo do mnie, a nie do Nessie. –Chodź – wystawiłem dłoń w stronę dziecka, które ochoczo ją uchwyciło.
-Tommo, to ty?! – po wnętrzu rozniósł się gruby głos Matta, który właśnie zbiegał po schodach. Kiedy zobaczył nas stanął jak wryty, a w jego oczach było kurewsko wielkie zdziwienie. –Co. Do. Kurwy. Nędzy. Się. Tu. Wyprawia?! – każde słowo zaakcentował. –Kim jest ta mała i dlaczego ją porwałeś?! Myślałem, że nie tykamy się trzylatek?! Wypisuję się, nie jestem pedofilem! – wrzeszczał spanikowany chodząc w te i we w te. Chryste, co za cienias.  
-Co znaczy pedofil? – dziewczynka zadarła główkę do góry, lekko szarpiąc moją rękę, aby zwrócić na siebie moją uwagę.
-Jezu. Przenajświętszy. Pójdziemy siedzieć! –złapał się za głowę przerażony. Boże, a myślałem, że to Moon panikuje najbardziej, a tu proszę… Anderson nieźle trzęsie gaciami. –Chodź, słoneczko – w mgnieniu oka wyrwał ją z mojego uchwytu, biorąc na ręce. –Wujek Matt się tobą zajmie. Pójdziemy z dala od złego pana i wszystko mi opowiesz, dobrze? – jego głos z tonu twardego macho momentalnie zmienił się na miłego chłoptasia.
-Anderson – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, ale przyjaciel mnie zignorował oraz poszedł z moją córką do kuchni, gdzie usadził ją na blacie, po czym odsunął się na dwa malusie kroki. Uspokajał ją dłońmi, mówiąc, żeby nie zaczęła krzyczeć.
-Danielle! – zawołał jeszcze bardziej wystraszony. –Nie krzycz, słoneczko – uśmiechnął się do Darcey próbując ukryć swój lęk podczas, gdy szatynka przyglądała mi się spod zmarszczonych brwi.
-Matt, ty nie rozumiesz, że…
-Stul pysk, za porwanie idzie się siedzieć! Jeśli jej matka zgłosi zaginięcie…
-Czemu się wydzierasz, kretynie? Nie wiesz, że nie powinnam się… - mówiła zdenerwowana wchodząc do kuchni, kiedy stanęła jak wryta. –Co do cholery? – wskazała na czterolatkę.
-Co znaczy cholera? – jęknąłem zmęczony już tą dziecinadą. Moi przyjaciele sądzą, że uprowadziłem dzieciaka, a moja córka zadaje głupie pytania! Zwariuję!
-Słoneczko, to bardzo brzydkie słowo, ale teraz…
-Chryste – westchnęła kolejna wystraszona dusza.-Liam, chodź szybko do kuchni! – krzyknęła Dani, niepewnie podchodząc do siedzącej na blacie Darcey, która wesoło i beztrosko wymachiwała nogami w przód oraz tył. Chyba bawiła ją ta sytuacja…
-Co się…? Woah! To dziecko! – wykrzyczał Payne, zatrzymując się w pół kroku. –Co ona tutaj robi? –podrapał się zakłopotany w głowę, balansując wzrokiem między Olson, Andersonem, mną oraz czterolatką.
-Louis ją porwał.
-Nie porwałem jej, idioto! –oburzyłem się. Byłem nie tylko zmęczony tymi oskarżeniami, które cisnął w moją stronę jeden z moich kumpli, ale nadal podekscytowany faktem, że mam dziecko. –To Darcey, moja córka – mruknąłem, podchodząc do szatynki i zdejmując ją z wysokości oraz kładąc na panelach.
-Twoja… Co?! Która z dziwek… ! – Dani nie dokończyła, ponieważ zmroziłem ją wzrokiem.
-Tatusiu, a mogę popatrzeć na bajki? – kruszynka wydęła dolną wargę, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
-Mama mówiła, że masz coś zjeść – wywróciła oczami i tym mnie kupiła. –Okay, biegnij, ale jak cie zawołam masz przyjść i zjeść. Zrobię naleśniki.
-Mniam! A zrobisz takie jak Zayn? – zatrzepotała rzęsami. Jak Zayn? Przecież Malik je w tej kawiarni, gdzie pracuje laska Adama…! Boże, jaki ja jestem tępy.
-Ma się rozumieć, no już zmykaj – zadowolona pobiegła do salonu, zostawiając mnie z trójką zdezorientowanych osób, które tylko czekały, żeby zasypać mnie serią pytań. Szybko wyjąłem komórkę, szukając w kontaktach numeru do kawiarenki, w celu zamówienia porcji naleśników z owocami, pamiętając o tym, że moja księżniczka ma uczulenie na maliny. Po chwili usłyszałem głos Marisy.
-Kawiarnia Daisy, w czym mogę pomóc?
-Marisa, tutaj Louis rozmawialiśmy wczoraj. Byłaby możliwość zamówienia naleśników z dostawą do domu?
-Tak, pewnie z czym mają być?
-Takie, jakie zawsze brał Malik tylko bez malin.
-Dobra, podaj mi jeszcze adres – przekazałem jej istotne informacje, a Parker zobowiązała się, że obiad dla mojej córki powinien pojawić się do dwudziestu minut. Podziękowałem jej, a po zakończeniu rozmowy, wsunąłem telefon do kieszeni spodni.
-Czyje to dziecko? –wypalił Liam. Cóż… Byłem pewien, iż to pytanie padnie z ust pani Payne. Szok.
-Nessie.
-Jakim cudem… - zaczęła Olson.
-Przed moją zdradą, zaszła w ciążę – spuściłem głowę. –Przez cztery lata nie miałem pojęcia, że mam Darcey – prychnąłem niedowierzając w tak egoistyczne zachowanie Donavan. –Jestem na nią zły. Mogła powiedzieć po przyjeździe… W pierwszą noc, gdy przekroczyła próg mojego, pieprzonego domu! – wydarłem się.
To mega wkurwiające uczucie zwłaszcza, że cały czas sobie o tym przypominam, a furia nasila się wiedząc, że Nessie miała kurewsko dużo możliwości do wyjawienia mi prawdy.
-Naprawdę nie porwałeś tej małej kruszynki? – zapytał z nadzieją Anderson, dlatego pokiwałem pionowo głową. –Obiecaj mi to.
-Przyrzekam na wszystko, że Darcey do moje dziecko, a Nessie wie, że teraz mała jest ze mną – wyrecytowałem niczym regułkę, kładąc prawą dłoń na piersi, a lewą unosząc na wysokość głowy i pokazując w górę dwa palce jakbym zgłaszał się do odpowiedzi. 
______________________________________
Jejciu, uwielbiam ten cover ♥
Jak widać Louis doznał przemiany, ale nie takiej znowu wielkiej, bo jest gotów nawet iść do sądu, żeby zatrzymać Darcey... Do czego jeszcze się posunie, Lou?? A co najważniejsze co zrobi Zayn, gdy się o tym dowie?? 
Dziękuję wam za komentarze i głosy w ankiecie. 
Miłej niedzieli, miśki ;** 

8 komentarzy:

  1. O jeju hsosoabwienls. *_* Lou ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG Kocham cie po prostu ! <3
    To takie słodkie jak Lou troszczy się o Darcy i jeszcze ten Gabe serio nie mogłam przestać sie uśmiechać jak czytałam ten rozdział :) I jeszcze ta akcja z "porwaniem" Po prostu genialny rozdział i nie moge sie doczekać nexta !
    wenyyyyy <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe Lou zamienia się w zazdrosnego tatuśka. Nie zaprzeczę, że troszkę się zmienił po tym jak dowiedział się o Darcey. Za co ma u mnie wielkiego plusa. Przynajmniej nie jest już takim mega dupkiem.
    Reakcja Matta i jego pomysł, że Tomlinson porwał Darcey nieźle mnie rozbawiła.
    Mimo, że zaczynam coraz bardziej lubić Louisa, to i tak brakuje mi tu Malika.
    Czekam na kolejny :)
    Pozdrawiam, Cynical Caroline.
    save-me-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. hahaha, Lou taki zazdrośnik :D
    podoba mi się to:)
    czekam na kolejny!
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział zajefajny; czekam na kolejny :) <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham tego ff. Cudowny *-*

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja