ANKIETA --->
„Zapamiętaj, mała dziewczynko! W nocy się śpi, a nie myśli o kimś, kto ma Cię w dupie.”
Louis
Po
powrocie do domu nie byłem wstanie na niczym się skupić. Byłem w szoku – mam
dziecko… Mam córkę i to w dodatku z Nessie… To niewiarygodne, że dziewczyna,
którą kocham dała mi tak piękny dar. Mam dziecko…
-Louis,
do cholery mówię do ciebie! – syknąłem z bólu, gdy na pozór delikatna dłoń
Danielle przyłożyła w moją głowę, wybudzając mnie tym samym z wewnętrznych
refleksji w temacie mojej ślicznej córeczki – jakkolwiek dziwacznie do brzmi.
-Przepraszam,
zamyśliłem się –pokiwałem głową na boki, żeby się ogarnąć i doprowadzić do
normalnego stanu. –Co mówiłaś? – zwróciłem się do mulatki, która jadła owsiankę
z owocami, na których sam widok mnie zemdliło.
Nienawidzę
owsianki, a owoców w szczególności. Jedyną rzeczą jaką jestem w stanie
przełknąć i strawić jest marchewka i jakieś soki, ale inaczej nie tknę się
zdrowej żywności.
-Czy ty
właśnie przeprosiłeś? – uniosła zszokowana brwi i wyszczerzyła na mnie oczy. Przeprosiłem?! To nie w moim stylu! Co
do cholery?!
-Nie? –
zapytałem z grymasem wymalowanym na twarzy. Przeprosiłem?!
To nie możliwe!
-Słyszałam…
-Do
rzeczy, Dani – wtrąciłem, sprawnie zmieniając temat. Nie miałem czasu, ani
ochoty, aby kłócić się z nią o to czy z moich ust wypadło CAŁKIEM PRZYPADKIEM
słowo na P.
W mojej głowie była tylko ta urocza szatynka, która nazwała
mnie swoim tatusiem. To dziwne
słyszeć takie określenie, ale równocześnie niesamowite. Jestem odpowiedzialny
za kogoś i wcale nie jest to Nessie. Czuję się… Dziwnie szczęśliwy, ale i
przestraszony. Nie chcę dać plamy. Nie chcę zawieść Donavan. A już w
szczególności nie chcę, żeby zabierała moją córkę tak, jak przed powiedzeniem mi
prawdy. Nie dopuszczę, żeby zabrała mi Darcey kolejny raz, a kiedy tak głupi
pomysł przyjdzie jej to tej ślicznej blond główki… Skończymy w sądzie.
-Pytałam,
gdzie się podziewałeś i po jakiego diabła brałeś dziennik Zayna? – warknęła,
mordując mnie wzrokiem.
-Zayn
go chciał, a byłem u Nessie – wzruszyłem ramionami jakby to była najbardziej
oczywista rzecz na całym bożym świecie.
-Po co?
-Jutro
się dowiesz.
-Co ty
knujesz? – zapytała bardzo wolno, dokładnie mnie lustrując. –Jeśli tylko Ness
będzie przez ciebie cierpiała… Louis, gwarantuję ci, że skończysz w szpitalu –
wywróciłem oczami. Ona i te jej groźby, phi! Olson nie potrafi nawet zabić
muchy, ponieważ nie trafia, a co tu dopiero mówić o pobiciu mnie.
-Nie
chcę… - zeszyt! –Kurwa, pierdolona mać! – każde słowo wykrzyczałem z dłuższą
przerwą, gwałtownie wstając z krzesła i łapiąc się za głowę. Zapomniałem go
zabrać! Ja pierdolę!
-Co?! –
zawołała przerażona, ale zaprzeczyłem kiwając głową na boki. Chodziłem w tę i
we w tę, klnąc przed nosem swoją sklerozę oraz Malika, który uknuł tą całą
intrygę. To zniszczy moją Nessie.- Louis, do kurwy nędzy mów, co się dzieje?! –
wrzasnęła, zatrzymują mnie. Jej dłonie złapały za moje ramiona mocno mną potrząsając. –Co zrobiłeś?!
-Zeszyt
podbojów… -źrenice dwudziestodwulatki momentalnie się rozszerzyły. –Zayn… Chyba
wpisał tam Nessie… Ja nie wiem… - pokiwałem głową na boki. –Pisał dość długo,
potem kazał zanieść zeszyt Nessie.
-Dlaczego
się na to wszystko zgodziłeś?! – zaczęła krzyczeć na całe gardło mimo, iż było
już blisko północy. –Czemu, do cholery nie pozwalasz Ness być szczęśliwą?!
Dobrze wiesz, jak głupi jest Malik! Zawsze podejmuje niewłaściwe decyzje! –
nawrzeszczała na mnie, a gdy skończyła swój niezbyt długi monolog zaczęła
głośno dyszeć jakby właśnie przebiegła maraton. –Ałła – jęknęła łapiąc się za
brzuch oraz zginając w pół.
-Chryste,
Dani wszystko w porządku? – przerażony jej stanem, objąłem ją ramieniem i
podtrzymałem. Mulatka nagle pobladła i zachwiała się na nogach. –Danielle! –
zawołałem, ledwo panując nad opanowaniem głosu. Ten dzień był już wystarczająco
owocny w mocne wrażenia.
-Nic mi
nie jest, muszę tylko usiąść – zaprowadziłem ją ostrożnie do krzesła, na którym
usiadła. –Dasz mi wody? – bez słowa podszedłem do blatu, skąd zabrałem butelkę
z wodą niegazowaną, którą wlałem do szklanki i podałem przyjaciółce.
Dziewczyna
brała maleńkie łyczki, starając się zapanować nad emocjami, które nią w tej
chwili bardzo targały. Nie byłem tym zdziwiony, sam nieźle się wystraszyłem.
Nie chodziłem na żadne kursy dotyczące zachowania przepisów wobec kobiet w
ciąży! Powinna mnie ostrzegać wcześniej, kiedy będzie miała takie… Ataki, wtedy
szybko sprowadzę Payne’ a.
-Gdzie
jest zeszyt?
-Co?
-Zeszyt…
Gdzie go zostawiłeś?
-W
mieszkaniu Nessie – zacisnąłem cholernie mocno powieki oraz zagryzłem obie
wargi czując kilka sekund później metaliczny posmak krwi w ustach. –Nie
chciałem… - mruknąłem. –To znaczy na początku chciałem, ale później już nie.
Odkręcę to, powiem Nessie, że Malik zrobił to celowo.
~***~
Od
rana, czyli od przywiezienia Donavan razem z Darcey do przedszkola, czekałem,
aż moja córka skończy zajęcia. Cały czas miałem przed oczami Nessie, która o
dziwo promieniała radością. Byłem pewien, że ciekawość wzięła nad nią górę i
jeśli dostrzegła notes Zayna, przeczytała go, ale wszystko wskazywało na to, iż
taka sytuacja wcale nie miała miejsca. Poczułem ulgę, przynajmniej raz Zayn
będzie musiał rozwiązać swoje problemy w inny sposób, bez ranienia siebie i
Nessie.
Gdy wybiła
godzina druga w południe wysiadłem z samochodu i wkroczyłem do budynku
przedszkola. Szybko odnalazłem klasę czterolatki. Oparłem się o framugę drzwi,
uwarzenie obserwując jak zbiera zabawki z tym małym smarkiem – Gabe’ m, który
według Nesselii jest aniołkiem. Osobiście byłem innego zdania i ten dzieciak
był tylko małym flirciarzem, który zaleca się do mojej córki.
-Tatuś!
– uśmiechnięta od ucha do ucha szatynka biegiem ruszyła w moją stronę, dlatego
przykucnąłem i wziąłem ją w ramiona mocno przytulając do swojego torsu. –Gdzie
pojedziemy?
-Musisz
poznać kilka osób, księżniczko, a później zjemy sobie coś na obiad i pobawimy
się.
-Super!
– pisnęła, podając mi swoją torebkę, a sama poszła ubrać płaszcz oraz buty.
Zaraz za Darcey wyszedł ten gówniarz, dlatego niezwłocznie podążyłem za nimi.
-D, a
przyjdziesz dziś do mnie?
-Nie,
dziś spędzam czas z moim tatusiem – stwierdziła pewnie, mocując się z suwakiem.
Ruszyłem z odsieczą.
-Daj,
pomogę ci – przykucnąłem i zapiąłem zamek kurtki oraz owinąłem szal wokół szyi
dziewczynki, która prześlicznie się do mnie uśmiechnęła. Uśmiech miała po
Nessie. –Możemy iść?
-Ale my
jeszcze rozmawiamy – jęknął błagalnie ten szczyl.
-Ch…
Gówno mnie to obchodzi – warknąłem. –Chodź, maleńka – wziąłem Darcey na ręce i
dumny wyszedłem z placówki.
Żadne
gnojek, a już w szczególności jakiś czterolatek nie będzie mi mówił kiedy mogę
zabrać własne dziecko, a kiedy nie! Mam głęboko w poważaniu fakt, że Donavan
kazała mi być względem tego dzieciaka miła – nie ma jej tutaj, a Darcey jej nie
powie – już moja w tym głowa. Nie podoba mi się ten cały Gabe i nie wyrażam
zgody, żeby przystawiał się do mojej księżniczki.
Usadowiłem
szatynkę na miejscu pasażera z przodu i zapiąłem jej pas bezpieczeństwa, a sam
zająłem miejsce za kierownicą. Uruchomiłem silnik tym samym włączając radio, z
którego zaczęła lecieć piosenka The Fray - She Is.
-Heej, ja to znam! –
zawołała, po czym nachyliła się i
pogłośniła. Zaśmiałem się pod nosem, kręcą głową na boki z niedowierzania. To
po mnie odziedziczyła tak doskonały gust muzyczny! Jestem cholernie dumny!
Oboje głośno śpiewaliśmy, aż do końca utworu. –Dlaczego byłeś niemiły dla
mojego Gabe’ a? – spojrzała na mnie tymi dużymi niebieskimi oczami, w których
dało się wyczytać nutkę smutku pośród radości.
-Twojego? – zszokowany
uniosłem brwi na swoją córkę, która jedynie z minką zbitego psa przytaknęła.
–Księżniczko, w twoim wieku powinnaś unikać takich wypierdków…
-Co to znaczy wypierdków?
-Takich jak ten Gabe.
Powinnaś zacząć interesować się chłopakami dopiero po trzydziestce co najmniej.
-Ale dlaczego? Ja bardzo
lubię Gabe’ a, tak jak mamusia Zayna – westchnąłem z bezsilności, przeczesując
dłonią włosy. Chryste, jak jej to najprościej wbić do głowy, żeby odprawiła
tego bachora z kwitkiem?!
-Twoja mama kocha Zayna, a
Malik kocha Nessie, to zupełnie co innego.
-To samo! – fuknęła obrażona
krzyżując ramiona na klatce piersiowej. –Kocham Gabe’ a!
-Ten gnojek… - wycedziłem
przez zaciśnięte zęby. Kurwa, coś mi się wydaje, że na taką rozmowę jest
jeszcze zbyt wcześnie. Powinniśmy ją odbywać za kilkanaście dobrych lat, a nie
teraz! –Będziesz przez niego płakać – zagroziłem jej palcem. –Obiecuję ci, że
ta znajomość skończy się płaczem, Darcey, a wtedy przyjdziesz do mnie i
powiesz, że miałem rację. Wiesz co się stanie potem? – zaprzeczyła, kiwając
głową na boki. –Kupię ci wszystko co będziesz chciała, żeby tylko uśmiech
pojawił się na twojej twarzy i okrzyczę go.
-Kocham cie, tatusiu –
szeroki uśmiech pojawił się na drobnych ustach szatynki, tak jak na moich.
-Też cie kocham, księżniczko
– dziwnie było to mówić, ale to przecież moja córka, oczywiście, że ją kocham.
Chodzi mi o to, że nadal nie potrafię dopuścić do świadomości informacji, iż
zostałem ojcem już kilka lat temu, a moja była mi o tym nie raczyła wspomnieć,
tylko wyjechać bez słowa wyjaśnień, zostawiając mnie z serią pytań bez
odpowiedzi. Mam jej to za złe, ale cieszę się, że w ogóle się dowiedziałem. W
końcu lepiej późno, niż wcale, tak? Ale klnę się na Boga, że jeśli kiedykolwiek
Donavan będzie próbowała zabrać mi moje dziecko i gdziekolwiek wyjechać… Znajdę
ją i skończymy w sądzie. Gówno mnie obchodzi, że Nessie jest na prawie i zna te
wszystkie adwokackie sztuczki, ale jeśli stanie pomiędzy mną, a Darcey…
Pożałuje tego, bo nawet miłość dla niej jest niczym w porównaniu z moją małą
księżniczką.
Zaparkowałem swój samochód na
podjeździe. Biorąc głęboki oddech, przekręciłem głową w bok, aby spojrzeć na
czterolatkę.
-Gotowa?
-Na co?
– nie bawiąc się już w odpowiadanie na pytania, wysiadłem z auta, które
obeszłam, aby otworzyć drzwi oraz wziąć szatynkę na ręce. Dziewczynka zaplotła
swoje zimne dłonie wokół mojej szyi, wywołując tym samym nieprzyjemny dreszcz,
który zignorowałem i pewnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi wejściowych mojej
willi. –Masz duży dom – stwierdziła. –Mieszkasz sam?
-Z
Zaynem, moim przyjacielem Liamem oraz jego dziewczyną Danielle, kuzynką Zayna.
-Jest
ładna? – zmarszczyłem brwi. Czy ona pyta mnie tak po prostu, czy może mnie
sprawdza?
-Nie
wiem.
-Och –
oznajmiła niemile zdziwiona. –A Liam, jest ładny? – co do cholery?!
-Nie
patrzę na niego pod tym kątem.
-Co to
znaczy? – nie jestem gejem!
-Wolę
dziewczyny – pewnie nacisnąłem klamkę, a później pchnąłem drzwi, wchodząc do
środka. Obok garderoby zsunąłem ze stóp buty, które kopnąłem w bok, aby nikt
nie wybił sobie zębów, apóźniej ustawiłem Darcey na ziemi, aby zdjąć jej
płaszcz oraz buty. –Chcesz jakieś kapcie, czy coś? – to całe ojcowanie jest
kurewsko trudne, ale nie poddam się na starcie. Będę o nią walczył jak lew.
-Lubię
chodzić na bosaka.
-To
zajebiście- uśmiechnąłem się szeroko, dostrzegając w niej kolejne podobieństwo
do mnie, a nie do Nessie. –Chodź – wystawiłem dłoń w stronę dziecka, które ochoczo
ją uchwyciło.
-Tommo,
to ty?! – po wnętrzu rozniósł się gruby głos Matta, który właśnie zbiegał po
schodach. Kiedy zobaczył nas stanął jak wryty, a w jego oczach było kurewsko
wielkie zdziwienie. –Co. Do. Kurwy. Nędzy. Się. Tu. Wyprawia?! – każde słowo
zaakcentował. –Kim jest ta mała i dlaczego ją porwałeś?! Myślałem, że nie
tykamy się trzylatek?! Wypisuję się, nie jestem pedofilem! – wrzeszczał
spanikowany chodząc w te i we w te. Chryste, co za cienias.
-Co
znaczy pedofil? – dziewczynka zadarła główkę do góry, lekko szarpiąc moją rękę,
aby zwrócić na siebie moją uwagę.
-Jezu.
Przenajświętszy. Pójdziemy siedzieć! –złapał się za głowę przerażony. Boże, a
myślałem, że to Moon panikuje najbardziej, a tu proszę… Anderson nieźle trzęsie
gaciami. –Chodź, słoneczko – w mgnieniu oka wyrwał ją z mojego uchwytu, biorąc
na ręce. –Wujek Matt się tobą zajmie. Pójdziemy z dala od złego pana i wszystko
mi opowiesz, dobrze? – jego głos z tonu twardego macho momentalnie zmienił się
na miłego chłoptasia.
-Anderson
– wycedziłem przez zaciśnięte zęby, ale przyjaciel mnie zignorował oraz poszedł
z moją córką do kuchni, gdzie usadził ją na blacie, po czym odsunął się na dwa
malusie kroki. Uspokajał ją dłońmi, mówiąc, żeby nie zaczęła krzyczeć.
-Danielle!
– zawołał jeszcze bardziej wystraszony. –Nie krzycz, słoneczko – uśmiechnął się
do Darcey próbując ukryć swój lęk podczas, gdy szatynka przyglądała mi się spod
zmarszczonych brwi.
-Matt,
ty nie rozumiesz, że…
-Stul
pysk, za porwanie idzie się siedzieć! Jeśli jej matka zgłosi zaginięcie…
-Czemu
się wydzierasz, kretynie? Nie wiesz, że nie powinnam się… - mówiła zdenerwowana
wchodząc do kuchni, kiedy stanęła jak wryta. –Co do cholery? – wskazała na
czterolatkę.
-Co
znaczy cholera? – jęknąłem zmęczony już tą dziecinadą. Moi przyjaciele sądzą,
że uprowadziłem dzieciaka, a moja córka zadaje głupie pytania! Zwariuję!
-Słoneczko,
to bardzo brzydkie słowo, ale teraz…
-Chryste
– westchnęła kolejna wystraszona dusza.-Liam, chodź szybko do kuchni! –
krzyknęła Dani, niepewnie podchodząc do siedzącej na blacie Darcey, która
wesoło i beztrosko wymachiwała nogami w przód oraz tył. Chyba bawiła ją ta
sytuacja…
-Co
się…? Woah! To dziecko! – wykrzyczał Payne, zatrzymując się w pół kroku. –Co
ona tutaj robi? –podrapał się zakłopotany w głowę, balansując wzrokiem między
Olson, Andersonem, mną oraz czterolatką.
-Louis
ją porwał.
-Nie
porwałem jej, idioto! –oburzyłem się. Byłem nie tylko zmęczony tymi
oskarżeniami, które cisnął w moją stronę jeden z moich kumpli, ale nadal
podekscytowany faktem, że mam dziecko. –To Darcey, moja córka – mruknąłem,
podchodząc do szatynki i zdejmując ją z wysokości oraz kładąc na panelach.
-Twoja…
Co?! Która z dziwek… ! – Dani nie dokończyła, ponieważ zmroziłem ją wzrokiem.
-Tatusiu,
a mogę popatrzeć na bajki? – kruszynka wydęła dolną wargę, patrząc na mnie
błagalnym wzrokiem.
-Mama
mówiła, że masz coś zjeść – wywróciła oczami i tym mnie kupiła. –Okay, biegnij,
ale jak cie zawołam masz przyjść i zjeść. Zrobię naleśniki.
-Mniam!
A zrobisz takie jak Zayn? – zatrzepotała rzęsami. Jak Zayn? Przecież Malik je w tej kawiarni, gdzie pracuje laska
Adama…! Boże, jaki ja jestem tępy.
-Ma się
rozumieć, no już zmykaj – zadowolona pobiegła do salonu, zostawiając mnie z
trójką zdezorientowanych osób, które tylko czekały, żeby zasypać mnie serią
pytań. Szybko wyjąłem komórkę, szukając w kontaktach numeru do kawiarenki, w
celu zamówienia porcji naleśników z owocami, pamiętając o tym, że moja
księżniczka ma uczulenie na maliny. Po chwili usłyszałem głos Marisy.
-Kawiarnia
Daisy, w czym mogę pomóc?
-Marisa,
tutaj Louis rozmawialiśmy wczoraj. Byłaby możliwość zamówienia naleśników z
dostawą do domu?
-Tak,
pewnie z czym mają być?
-Takie,
jakie zawsze brał Malik tylko bez malin.
-Dobra,
podaj mi jeszcze adres – przekazałem jej istotne informacje, a Parker
zobowiązała się, że obiad dla mojej córki powinien pojawić się do dwudziestu
minut. Podziękowałem jej, a po zakończeniu rozmowy, wsunąłem telefon do
kieszeni spodni.
-Czyje
to dziecko? –wypalił Liam. Cóż… Byłem pewien, iż to pytanie padnie z ust pani
Payne. Szok.
-Nessie.
-Jakim
cudem… - zaczęła Olson.
-Przed
moją zdradą, zaszła w ciążę – spuściłem głowę. –Przez cztery lata nie miałem
pojęcia, że mam Darcey – prychnąłem niedowierzając w tak egoistyczne zachowanie
Donavan. –Jestem na nią zły. Mogła powiedzieć po przyjeździe… W pierwszą noc,
gdy przekroczyła próg mojego, pieprzonego domu! – wydarłem się.
To mega
wkurwiające uczucie zwłaszcza, że cały czas sobie o tym przypominam, a furia
nasila się wiedząc, że Nessie miała kurewsko dużo możliwości do wyjawienia mi
prawdy.
-Naprawdę
nie porwałeś tej małej kruszynki? – zapytał z nadzieją Anderson, dlatego
pokiwałem pionowo głową. –Obiecaj mi to.
-Przyrzekam
na wszystko, że Darcey do moje dziecko, a Nessie wie, że teraz mała jest ze mną
– wyrecytowałem niczym regułkę, kładąc prawą dłoń na piersi, a lewą unosząc na
wysokość głowy i pokazując w górę dwa palce jakbym zgłaszał się do odpowiedzi.
______________________________________
Jejciu, uwielbiam ten cover ♥
Jak widać Louis doznał przemiany, ale nie takiej znowu wielkiej, bo jest gotów nawet iść do sądu, żeby zatrzymać Darcey... Do czego jeszcze się posunie, Lou?? A co najważniejsze co zrobi Zayn, gdy się o tym dowie??
Dziękuję wam za komentarze i głosy w ankiecie.
Miłej niedzieli, miśki ;**
O jeju hsosoabwienls. *_* Lou ❤
OdpowiedzUsuńSupiii <3
OdpowiedzUsuńOMG Kocham cie po prostu ! <3
OdpowiedzUsuńTo takie słodkie jak Lou troszczy się o Darcy i jeszcze ten Gabe serio nie mogłam przestać sie uśmiechać jak czytałam ten rozdział :) I jeszcze ta akcja z "porwaniem" Po prostu genialny rozdział i nie moge sie doczekać nexta !
wenyyyyy <3
Hehe Lou zamienia się w zazdrosnego tatuśka. Nie zaprzeczę, że troszkę się zmienił po tym jak dowiedział się o Darcey. Za co ma u mnie wielkiego plusa. Przynajmniej nie jest już takim mega dupkiem.
OdpowiedzUsuńReakcja Matta i jego pomysł, że Tomlinson porwał Darcey nieźle mnie rozbawiła.
Mimo, że zaczynam coraz bardziej lubić Louisa, to i tak brakuje mi tu Malika.
Czekam na kolejny :)
Pozdrawiam, Cynical Caroline.
save-me-ff.blogspot.com
hahaha, Lou taki zazdrośnik :D
OdpowiedzUsuńpodoba mi się to:)
czekam na kolejny!
http://art-of-killing.blogspot.com/
Rozdział zajefajny; czekam na kolejny :) <3
OdpowiedzUsuńKocham tego ff. Cudowny *-*
OdpowiedzUsuńnajlepszy :*
OdpowiedzUsuń