niedziela, 22 listopada 2015

XXVI. A Sky Full Of Stars




Nie mogłem dopuścić do tego, że pewnego dnia się obudzę i odkryje, że mój pociąg odjechał, a kobieta mojego życia została na peronie.”




Zayn 


-A kurwy powinny być w pracy. –Warknąłem mordując przy okazji wzrokiem tą dziwkę, której nagle zabrakło słów.
-Uważaj na słowa, dzieciaku. –Wycedził hardo ten goryl, który był chyba z dwa razy większy ode mnie.
-Bo, co mi kurwa zrobisz, huh?! –Wrzasnąłem wychodząc przed Ness, którą lekko odepchnąłem, aby ten bydlak nie zrobił przez przypadek krzywdy.
-Krzywdę, gówniarzu. –Parsknął śmiechem brunet. –Przeproś moją dziewczynę.
-Wybacz, mała… -Mruknąłem z udawaną skruchą. –Kurwy powinny zaczynać pracę już godzinę temu. –Parsknąłem śmiechem, w czym poparła mnie Marisa, ale przez moją nieuwagę dostałem w pysk, aż mną zarzuciło do tyłu.
To mnie wkurwiło, dlatego też rzuciłem się na tego Hulka i sprowadziłem do parteru, po czym zacząłem okładać. Jedyny dźwięk, jaki słyszałem był pisk tej suki, która obraziła Darcey. Nie wiem jak długo obijałem mordę tego osiłka, ale robiłbym to dalej, gdyby nie chude ramiona, które próbowały mnie z niego zdjąć.
-Ogarnij się, pajacu.- Westchnęła zażenowana Parker, a ja mimo niechęci wstałem i popatrzyłem Ness, która przyglądała mi się tępym wzrokiem.
-Ness…
-Po, jaką cholerę tutaj przyjechałeś?! –Wrzasnęła wściekła blondynka, na co zmarszczyłem brwi.
-Słyszysz, co mówisz?
-Masz mnie za idiotkę?! Nie jestem głucha, wiem, o co pytam!
-Możesz się uspokoić?
-Tak! –Dodała wzburzona, a potem zabrała dwie z czterech siatek oraz ścisnęła za dłoń szatynki, którą ciągnęła w stronę wyjścia. Patrzyłem na oddalającą się postać dwudziestolatki z totalnym zmieszaniem.
-Powiesz mi, o co biega? –Zapytałem brunetkę, która kończyła pakować zakupy to reklamówki.
-Jakbyś nie wiedział. –Prychnęła Latynoska.
-Bo nie wiem! –Uniosłem się. –Wyjaśnij mi to, Marisa, bo zaraz coś rozpierdolę! –Ciemnobrązowe oczy wpatrywały się przez chwilę we mnie, a potem dziewczyna kolejny raz prychnęła i pokiwała głową na boki, idąc w stronę wyjścia.
Nie czekając na nic ruszyłem za nią, a zatrzymałem się dopiero przed czarnym mercedesem gle coupe, gdzie Nessela wkładała zakupione artykuły.
-Pogadaj ze mną. –Poprosiłem skruszonym głosem łapiąc delikatnie za dłoń mojej Blondyneczki.
-Nie dotykaj mnie, Zayn. –Warknęła, ale nie puściłem. –Zabieraj łapy! –Donavan próbowała się wyrwać z mojego uścisku, ale nie pozwoliłem jej na to. –No, zostaw! –Zawołała będąc bliską płaczu. –Mam cię dość, nie rozumiesz?! Mam dość gierek! –Wyłkała.
-Jakich, kurwa gierek?! –Ryknąłem, ale szybko tego pożałowałem, bo Ness rozpłakała się jeszcze bardziej. –Nie płacz, tylko mi wytłumacz, Maleńka. –Poprosiłem, łapiąc jej twarz w dłonie i patrząc prosto w oczy.
-Odpieprz się…
-Zamknij się, Marisa! –Wydarłem się w stronę Parker. –Zabierz Darcey i jedź. –Poinstruowałem podając jej klucze, które Ness ściskała w dłoni.
-Nie pójdę bez mamy. –Tupnęła nogę czterolatka.
-Odwiozę ją, nie masz się, o co martwić, Skrzacie. –Zapewniłem szatynkę, która nie spuszczała wzroku z roztrzęsionej dwudziestolatki, ale w ostateczności wsiadła z dziewczyną Adama do samochodu i odjechały. –Możesz mi to wszystko wyjaśnić? –Poprosiłem, ale ona usiadła jedynie na krawężniku i zasłoniła buzię dłońmi, nadal wylewając łzy.
Chodziłem w tę i we w tę jak skończony idiota, głowiąc się, czym tym razem spieprzyłem? Co zrobiłem źle, że najwspanialsza kobieta na świecie, bez której nie potrafię normalnie funkcjonować, kolejny raz cierpiała przeze mnie? Głupiałem…  
-Błagam powiedz, co znowu spierdoliłem? –Jęknąłem błagalnie przykucając przed blondynką, łapiąc za jej kolana.
-Nie dotykaj… -Wyszeptała.
-Ness, ja naprawdę nie wiem, co zrobiłem źle.
-Spieprzyłeś wszystko, o co ja walczyłam. Zawsze cię broniłam… zawsze cię usprawiedliwiałam nie tylko przed Michaelem, ale również i przed samą sobą… tłumaczyłam sobie, że taki już jesteś, robisz wszystko, żeby się zmienić na lepsze, ale… -Pokiwała głową na boki. Jej policzki były czarne od rozmazanej maskary. Boże, co znowu zrobiłem nie tak, jak trzeba? –Ty się nigdy się nie zmienisz, Zayn… nigdy.
-Ja nie wiem, co zrobiłem. –Powtórzyłem powoli tracąc cierpliwość.
-Zdradziłeś… -Wyszlochała, kolejny raz chowając twarz.
-Co, zrobiłem?! –Wrzasnąłem wściekły, wstając. –Żartujesz sobie, Ness?! Nigdy bym cię nie zdradził! Kocham cię jak pojebany, a ty mi mówisz, że cię zdradziłem?! Jaja sobie robisz?! –Zacząłem krzyczeć jak popieprzony, a ona jeszcze bardziej się rozpłakała.
-To nie ja lizałam się z tym czupiradłem. –Pociągnęła nosem, wstając i kierując się w nieznaną mi stronę.
-Nie odchodź, jak do ciebie mówię, do cholery! –Wściekły, pociągnąłem ją za nadgarstek i popchnąłem na ścianę, na co cichutko syknęła. –O kim mówisz? –Wycedziłem przez zaciśnięte zęby, odcinając jej jakąkolwiek drogę ucieczki swoimi ramionami.
-Zostaw mnie, psycholu. –Głos Donavan zadrżał, a ona sama objęła się szczelnie ramionami.
-Z kim niby się całowałem, huh? –Starałem się być spokojny… no, ale, kurwa, jak skoro ona mówi mi takie niedorzeczne rzeczy?!
-Z twoją przyjaciółeczką od siedmiu boleści! –Zmarszczyłem brwi. –Z tą suką Ally, geniuszu! –Wrzasnęła kładąc dłonie na moim torsie i odpychając mnie z całej siły, ale ani drgnąłem.
-Nie całowałem jej.
-Widziałam cię, ty podły kłamco! –Pełna szału zaczęła mnie bić po klacie – co ani trochę nie bolało, ale skoro miało, w jakiś dziwny sposób jej pomóc… mogła wyładować całą frustrację na mojej osobie. –Nawet jej nie odepchnąłeś… jak mogłeś mi to zrobić?! Jak mogłeś zrobić to nam?!
-Jakim nam? –Zapytałem zmieszany. –Jeśli masz na myśli Darcey…
-Mam na myśli twoje dzieci! –Wyłkała, po czym mocno uderzyła mnie w twarz, a potem uciekła w ciemność zostawiając mnie samego w osłupieniu.
Nasze… czy to znaczy, że… że Ness jest w ciąży? Że nosi pod sercem tą małą Fasolkę, za którą ostatnim razem płakała…? Przecież…
-Kurwa! –Pełen furii przyłożyłem pięścią w mur, co zaowocowało tylko bólem fizycznym, ale nie zaprzestałem na jednym uderzeniu – waliłem w te pieprzone cegły jak niezrównoważony kalecząc jeszcze bardziej knykcie obu dłoni.
Przestałem dopiero wtedy, kiedy mój telefon zaczął dzwonić. Musiałbym być największym idiotą na świecie, gdybym podejrzewał, że dzwoni moja Blondyneczka, ale i tak odebrałem.
-Mów. –Syknąłem, bo dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo bolą mnie ręce.
-Znalazłeś ją? –Przymknąłem oczy.
-Tak, Nat.
-Kiedy wracacie?
-Nie mam pojęcia. –Westchnąłem, po czym ruszyłem w stronę wypożyczonego kabrioletu od BMW.
-Jak to nie masz pojęcia? –Przymknąłem oczy mając nadzieję, że w ten sposób nie wybuchnę i uniknę krzyczenia po niej zważywszy na moją siostrzenicę.
-Normalnie. –Mruknąłem wsiadając do auta oraz opierając głowę o zagłówek i kolejny raz wypuszczając powietrze ze świstem. –Pokłóciliśmy się.
-O, co, do diabła? –Warknęła brunetka, a ja tym razem zacisnąłem w pięść prawą dłoń. Czy moja, kurewsko ciekawska siostra musi wiedzieć o wszystkim? –Mów, o co, bo nie będziesz chrzestnym Stelli.
-Nie mam ochoty na żarty, Ness. –Jęknąłem z braku sił.
-Natalie. –Poprawiła wyraźnym głosem. –I wcale nie żartuję.
-Widziała jak całowałem Ally. –Od razu zasłoniłem sobie usta dłonią. To była zwykła, pieprzona pomyłka. –I popchnąłem ją, bo mnie wkurwiła.
-Do reszty cię, za przeproszeniem, popierdoliło?! –Wydarła się dwudziestoczterolatka, dlatego odsunąłem nieco słuchawkę od ucha, żeby nie ogłuchnąć.
-I… będziesz ciotką.
-Moment, chwilunia. –No pięknie, teraz czeka mnie jedna z tych psychologicznych sesji tyle, że przez sieć telefoniczną. Zajebiście… -Zapłodniłeś Ness, zdradziłeś ją, a teraz jeszcze popchnąłeś? TY masz coś z głową, Zayn!
-Ale nie zdradziłem jej tak do końca. –Mruknąłem zmęczony już tym cholernym dniem.
Najpierw przez pierdolony tydzień szukałem jej w całej Hiszpanii, aż wreszcie wykradłem numer z telefonu Federico, żeby dowiedzieć się, że moja dziewczyna uciekła przez pieprzone nieporozumienie, a na dodatek jest w ciąży!
-Czyli, że co? Pocałowałeś tą zdzirę bez języczka? –Zapytała z wyczuwalnym sarkazmem.
-Boże, Natalie to nie ja ją pocałowałem, tylko on mnie, a ja od razu ją odepchnąłem.
-Więc leć i wytłumacz to Ness, kretynie… 

~***~

Leżałem na łóżku w trzygwiazdkowym hotelu i wpatrywałem się w sufit, mając nadzieję, że może – w jakiś zajebiście magiczny sposób – wpadnie mi do głowy pomysł, jak powinienem zacząć rozmowę z Ness. Jak, u diabła powinienem ją przeprosić i jak wytłumaczyć tą, całkowicie niedorzeczną „zdradę”.

Wracałem z Ally z budowy, ale postanowiliśmy jeszcze wyjść do jednej z kawiarni w centrum, ponieważ mieliśmy jeszcze obgadać styl, w jakim powinna zaprojektować salon. Naprawdę nie miałem już na to ochoty zwłaszcza dziś, bo byłem zmęczony jej nachalnością, ale skoro postanowiłem zlecić jej budowę domu, który obiecałem Ness… postanowiłem, że tej przysięgi dotrzymam i doprowadzę ją do skutku. Zobowiązałem się, że jeśli ułożę wszystkie sprawy kupię większe mieszkanie i postaramy się o dziecko, które miesiąc temu straciliśmy.
Szliśmy ramię w ramię chodnikiem, rozmawiając o długości terminu, w którym wszystko ma być już gotowe, kiedy różowowłosa przystanęła.
-Wszystko gra? –Zapytałem niepewnie i w sumie trochę od niechcenia, dokładnie jej się przyglądając.
Nie mam pojęcia, po jakiego diabła wróciła do tego koloru. Kiedyś… może mnie to jarało, ale teraz nie, zresztą… nawet Ryan mówił, że w tych włosach wygląda jak różowa landryna – Stewart nienawidzi landrynek, bo boi się dentysty.
-Niezupełnie, coś mi wpadło do oka. –Wyznała trąc lewą gałkę. Chryste, gorzej niż z dzieckiem, przecież nie powinno się tego pocierać, bo będzie bolało jeszcze bardziej.
-Boże, przestań. –Poprosiłem. –Pokaż to. –Westchnąłem, a później ująłem jej bladą twarz w dłonie i odwróciłem bardziej do słońca. Najdelikatniej, jak tylko potrafiłem rozszerzyłem jej górną i dolną powiekę, po czym pochyliłem się nieco. –Alls, nic tu… -Niedane mi było dokończyć, ponieważ zatkała mi usta pocałunkiem.
Przez chwilę napierała swoimi wargami na moje, ale tylko przez kilka sekund, aż jej nie odepchnąłem.
-Co, do ciężkiej cholery sobie myślałaś, Ally?! –Wrzasnąłem, cofając się o dwa kroki do tyłu.
-Wyluzuj, przecież nie zrobiłam nic złego. –Dwudziestodwulatka machnęła lekceważąco dłonią w powietrzu, jak gdyby nic się nie stało, ale stało się i to nie byle co, a wielkie coś!
-Czy ty siebie słyszysz? –Zapytałem zszokowany jej głupotą. –Spotykasz się z moim najlepszym przyjacielem, a ja mam dziewczynę, którą kocham. Nie powinnaś mnie całować.
-Bo uwierzę, że ci się nie podobało. –Prychnęła, owijając swoją dłoń wokół mojego przedramienia, na co zacisnąłem zęby. Zwariuję z tą idiotką. –Chodź na tą kawę. –Dziewczyna pociągnęła mnie w stronę kawiarni.
Zaczynam się utwierdzać, że wszystkie moje byłe laski miały nierówno poukładane w głowie – wszystkie były… są cholernymi wariatkami, które prawdopodobnie są przekonane, że myślenie kurewsko boli.

Na zegarku ustawionym na szafce nocnej była już godzina trzecia w nocy. Nie wiedziałem, co robić, dlatego zdecydowałem się na najbardziej niedorzeczne posunięcie na świcie – zadzwoniłem do Parker.
-Mhm, skarbie? –Wymruczała Latynoska, na co zmarszczyłem brwi. Skarbie?! Pojebało ją do reszty?!
-Marisa, to ja.
-Malik? –Zapytała zdziwiona. –Coś się stało, ty dupku?
-Jesteś napierdolona, prawda?
-W rzeczy samej. –Zachichotała.
-Czy Ness dotarła do domu?
-Mhm.
-Musisz mi powiedzieć, pod jakim adresem mieszka Nessela. –Poprosiłem zdesperowany.
-Ale ja nie wiem, powiem ci, że jutro będzie o pierwszej w centrum.
-Okay, powiedz mi jeszcze dokładniej, w który miejscu?
Jednak nie otrzymałem już odpowiedzi… Nie odpowiedziała mi sensownie, bo odzew dostałem w postaci chrapania. Jedyny plus tej sytuacji jest taki, że Parker była pijana, bo gdyby była trzeźwa w życiu nie powiedziałaby mi, gdzie znajdę moją Blondyneczkę.    

~***~

Od dobrych dwudziestu minut chodziłem po centrum szukając Donavan, ale problem polegał na tym, że kolejny raz wyłączyła telefon, a w okolicy było cholernie dużo kawiarni.
Byłem zmęczony, dlatego wszedłem do pierwszego lepszego lokalu, gdzie poprosiłem o czarne espresso, a potem zająłem stolik w kącie. Po chwili jakiś nastolatek przyniósł mi kawę, za którą podziękowałem, a następnie zacząłem powoli pić.
Rozważałem wszystkie za oraz sprzeciw w ponownym skontaktowaniu się z tą świruską – Marisą, ale w ostateczności stanęło na tym, że potrafiłem podjąć decyzji, bo: Raz – nadal jest na mnie wściekła; dwa – prawdopodobnie teraz walczy z kacem mordercą; trzy – tylko ona tak naprawdę wie, w którym miejscu będzie moja dziewczyna.
Nagle dzwoneczki przymocowane nad drzwiami wydały z siebie dźwięk, co świadczyło, że przyszedł nowy klient. Z czystej ciekawości spojrzałem w stronę wejścia i zamarłem… to chyba jakiś pieprzony cud!
-Cześć, Ash, przepraszam za spóźnienie, ale musiałam zająć się moją schlaną przyjaciółką i babcią. –Wyjaśniła blondynka, tuląc jakiegoś frajera na powitanie.
-Wyluzuj, Ness czekam dopiero pięć minut. –Uśmiechnął się, a potem odsunął jej krzesło, żeby mogła usiąść.
Byłem wściekły – jak, do diabła ona mogła mi robić pretensje o zdrady, kiedy sama nie była lepsza i spotykała się z jakimś smarkaczem?! To był szczyt bezczelności ze strony Nesselii.
Oczywiście, mógłbym tam teraz podejść i zrobić awanturę, skoro ten jej nowy goguś poszedł złożyć zamówienie, ale, po co się rozpędzać, skoro mogę się jeszcze trochę wstrzymać i rozpętać armagedon, kiedy on znowu usiądzie naprzeciwko niej?
Widząc, że chłopak, który przyniósł mój napój właśnie kończył robić latte, wstałem i podszedłem do lady.
-Zaniosę to. –Warknąłem, biorąc dwie szklanki i podchodząc do tego roześmianego stolika. Najzwyczajniej w świecie położyłem naczynia na blacie, a ten gówniarz mi podziękował. –Cała przyjemność po mojej stronie. –Wymusiłem najbardziej sztuczny uśmiech, który miałem w całym swoim pakiecie.
-Co tutaj robisz? –Warknęła blondynka mordując mnie wzrokiem.
-Przyszedłem na kawę, ale jak widzę nie jestem jedyny. –Mruknąłem będący na granicy panowania nad swoim gniewem.
-Znacie się? –Wtrącił ten pajac.
-To moja dziewczyna.
-Nie jesteśmy już razem, on mnie zdradził. –Zaczęła się tłumaczyć Donavan, na co wywróciłem oczami.
-Sama pewnie zrobiłaś to wiele razy, kiedy miałem ten pieprzony wyścig! –Ryknąłem wkurwiony.
-Nie jestem dziwką. –Wycedziła przez zaciśnięte zęby. –To nie ja prowadziłam jakiś głupi zeszyt!
-Ale byłaś desperatką, kiedy z tobą zerwałem!
-Jesteś żałosny, Zayn. –Blondynka pociągnęła nosem, a jej sarnie oczy się zeszkliły. –Możesz zapomnieć o jakimkolwiek kontakcie z naszym…
-Mam prawo widzieć własne dziecko, po za tym nie jestem Louisem, żebyś robiła ze mnie idiotę. –Warknąłem. –Nie pozwolę ci odejść, kiedy to pojmiesz, dziewczyno? –Westchnąłem przeczesując dłonią włosy.
-Będziesz musiał. –Rzuciła obojętnie, a potem złapawszy za swoją torebkę, wyjęła z niej jakąś dużą kopertę, którą podała temu frajerowi. –Przepraszam, że tak to wyszło… -Mruknęła ze skruchą, a potem położyła na stoliku dziesięć dolarów i wyszła trzaskając drzwiami.
-Zwariuję. –Szepnąłem, a potem wybiegłem za nią rzucając kolesiowi za kontuarem dwie dychy.
Ness wsiadała właśnie do Mercedesa, dlatego biegnąc ile sił w nogach ruszyłem w tamtym kierunku i w ostatniej chwili usadowiłem się na miejscu pasażera.
-Wysiadaj, Malik. –Warknęła dwudziestolatka, ale pokiwałem jedynie głową na boki. –Wypierdalaj, bo zaraz ci przyłożę!
-Możesz mnie bić, ale nie wysiądę nawet, jeśli miałabyś mnie zatłuc, a potem wywlec moje zwłoki.
-Kretyn. –Puściłem tą zniewagę mimo uszu.
Oczywiście, mógłbym teraz powiedzieć Donavan, że jestem kretynem, ale tylko od niej, ale, po co marnować czas i ślinę na takie pierdoły, skoro można przejść to ciekawszych pytań?     
-Dokąd jedziesz, Ness?
-To nie jest…
-Wręcz przeciwnie, więc gadaj. –Blondyneczka wywróciła oczami, po czym uruchomiła silnik i ruszyła w obcą mi stronę miasta.
Całą drogę przemilczała, a zaparkowała dopiero przed szpitalem. Przez chwilę siedziała nieruchomo, aż wreszcie spojrzała na mnie smutnym wzrokiem oraz naburmuszoną miną – wyglądała uroczo.
-Idę do ginekologa na badanie. –Wyznała młoda kobieta.
-Mogę…?
-Wisi mi to, Malik. –Obojętnie wzruszyła ramionami, a potem wysiadła trzaskając drzwiami.
Wywróciłem oczami, a potem również wyszedłem z samochodu wcześniej wyjmując klucze ze stacyjki i zamykając wóz. Pobiegłem za blondynką niczym posłuszny psiak lub jak zakochany w niej szczeniak, ale to w sumie nie było porównaniem tylko stwierdzeniem.
Ness po zarejestrowaniu się poszła w stronę widny, a ja robiłem dokładnie do samo.
-To ona pocałowała mnie. –Wyznałem patrząc w podłogę. –Powiedziała, że ma coś w oku, a ja chciałem pomóc.
-To mnie już nie odchodzi. –Pokiwała głową na boki niby obojętna, ale ja znałem Ness lepiej niż samego siebie. Znałem też prawdę.
Niepewnie podszedłem bliżej dwudziestolatki i złapałem chudą dłoń, którą splotłem ze swoją.
-Popatrz na mnie, Ness. –Poprosiłem, ale nie spełniła mojej prośby, dlatego musiałem sobie poradzić sam i unieść jej podbródek za pomocą kciuka i palca wskazującego drugiej ręki. –Kocham cię, a Ally nic dla mnie nie znaczy.
-Czemu się z nią spotykasz? –Zmarszczyłem brwi. –Wiem, że robisz to od przyjazdu z Chile.
-Skąd?
-Od tego kretyna, Williamsa. –Przymknąłem oczy.
Ja już nawet nie wiem, jak mam temu kutasowi wyjaśnić, żeby się odpieprzył. Przecież to się powoli robi chore. Zack uwziął się nie tylko na mnie, ale również i na moją dziewczynę, którą zadręcza jakimiś pieprzonymi wiadomościami. To niedorzeczne, żebym do końca życia musiał użerać się z tym psychopatą. Mam dość tego kombinowania i snucia planów, mających na celu pozbycia się go, dlatego po powrocie do Londynu pójdę na policję i to zgłoszę nawet, jeśli sam pójdę siedzieć za Race Of The Death – mam na to wyjebane, niech tylko ten chuj odpierdoli się od Nesselii.
-Ona mi tylko pomaga w dotrzymaniu danego słowa.
-Jakiego znowu słowa, co głupiego wymyśliłeś tym razem? Znowu jakiś wyścig śmierci, czy może coś głupszego? –Poirytowana blondynka zaplotła ręce pod swoimi piersiami i mordowała mnie wściekłym wzrokiem.
-Nie mogę powiedzieć, bo to niespodzianka.
-To już i tak nie jest moja sprawa. –Wyrzuciła barkami w powietrze, a potem wysiadła z windy. Dogoniłem ją i na równi zmierzaliśmy w stronę gabinetu ginekologa.
-Mogę wejść z tobą? –Zapytałem kulturalnie, na co dwudziestolatka uniosła zdziwiona brwi.
-Po, jaką cholerę się pytasz, skoro zrobisz, co będziesz chciał, huh?
-Z grzeczności. –Przesłałem jej buziaka w powietrzu, a ona wywróciła oczami. –Szykowałem dla ciebie niespodziankę.
-Zdradę nazywasz niespodzianką? –Parsknęła kpiącym śmiechem Donavan, a potem weszła do gabinetu.
Zamknąłem drzwi, po czym stanąłem obok kozetki, na której ułożyła się łyżwiarka. Przy nogach Ness usiadł lekarz w wieku mojego ojca i nakazał jej podwinąć koszulkę, po czym wycisnął na jej brzuch żelu, który zaczął rozprowadzać jakimś ustrojstwem. Na ekranie zaczął powoli pojawiać się obraz.
-Dzieci rozwijają się prawidłowo. –Wyznał po dłuższej chwili blondyn, podając mojej kobiecie papierowy ręcznik.
-Jak to dzieci? –Wtrąciłem lekko zdenerwowany. –Myślałem, że jest jedna Fasolka… –Powiedziałem patrząc na zażenowaną blondynkę.
-To bliźniaki. –Wyznała marszcząc nosek jak królik. –Będą dwie Fasolki.
-Proszę, tutaj jest zdjęcie… -Nim gość zdążył dokończyć wyrwałem fotografię z jego dłoni i schowałem do kieszeni.
-No chyba sobie ze mnie kpisz, Zayn! Oddawaj zdjęcie!
-Jest moje, Maleńka, poza tym Nat mówiła, że już byłaś u ginekologa w Londynie i też dostałaś zdjęcie. –Wzruszyłem barkami.
-Darcey je zabrała.
-Życie, piękna następnym razem ty dostaniesz fotkę.
-Proszę przyjść do kontroli w przyszłym miesiącu, pani Donavan. –Poinformował nas doktor Dickens.
-To nie będzie konieczne, ja i moja dziewczyna wracamy do Londynu. –Stwierdziłem z uśmiechem.
-Jeszcze jestem na ciebie zła i nigdzie się nie wybieram. –Fuknęła oburzona, po czym wyszła.
-Baby. –Westchnąłem. –Te humorki będzie miała przez całą ciążę?
-Trudno to stwierdzić. –Zaśmiał się lekarz, zdejmując oraz kładąc na blacie biurka swoje okulary. –Każda kobieta jest inna.
-Jeśli będę ją zaspokajał, powinno być lepiej?
-Nie mam pojęcia, panie… -Zawiesił się marszcząc brwi.
-Malik. Zayn Malik.
-Warto próbować. –Uśmiechnął się, czym mu odpowiedziałem.
-Pójdę już zanim odjedzie beze mnie. Dowidzenia.
Pożegnawszy się wyszedłem z gabinetu, a potem zbiegłem schodami na parter i opuściłem budynek szpitala. Na moje szczęście Mercedes nadal stał, a o niego opierała się blond włosa ślicznotka w okularach przeciwsłonecznych. Podszedłem nonszalanckim krokiem i oparłem się obok niej by po chwili szturchnąć ją zaczepnie biodrem.
-Niespodzianka jest w Londynie. –Wyznałem. –Wiesz, że bez ciebie nigdzie nie pojadę. –Zapewniłem patrząc przed siebie. –Jeśli chcesz mieszkać tutaj wystarczy, że powiesz.
-Nie chcę. –Mruknęła pod nosem blondynka, a ja już byłem w stu procentach pewny, że mam ją w garści i dostałem zielone światło, dlatego też odbiłem się od wozu i stanąłem naprzeciwko dziewczyny.
-Wróć ze mną do Londynu, a pokażę ci, czemu spotykałem się z Allison. –Delikatnie złapałem dłońmi za biodra Donavan i maksymalnie się do niej przybliżyłem. Kciukiem gładziłem knykcie mojej dziewczyny, która wpatrywała się teraz w lewą stronę. –Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził dla zabawy.
-Co zrobiłeś w ręce? –Zapytała dwudziestolatka dokładnie oglądając moją prawą kończynę. –Z kim się znowu biłeś? –Tym razem jasnobrązowe oczęta wpatrywały się we mnie.
-Ze ścianą.
-Wiesz, że jesteś idiotą, prawda? –Na jej idealnych usteczkach już błąkał się cień uśmiechu.
-Ale tylko twoim, Blondyneczko. –Westchnąłem unosząc lewy kącik ust ku górze. –Nigdy o tym nie zapominaj, okay?
-Muszę iść do pracy. –Ness odepchnęła mnie od siebie niszcząc tą piękną chwilę. –Dokąd cię odwieźć?
-Mam lepszy pomysł. –Oznajmiłem rozsiadając się na miejscu pasażera. –Może pojadę z tobą i dopilnuję, żebyś zwolniła się z pracy, a potem pójdziemy na plażę?
-Kuszące, ale nie. –Bez jakiegokolwiek zastanowienia udzieliła mi odpowiedzi, a potem odjechała z parkingu. Nie wiem, dokąd jechała i szczerze, nawet w to nie wnikałem.
-Kim był ten koleś?
-Międzynarodową gwiazdą muzyki? –Mruknęła i wzruszyła barkami w powietrze. –Przyniosłam mu tylko zdjęcia, a ty zrobiłeś awanturę o nic. –Prychnąłem pod nosem. Ja nigdy nie robię awantur o NIC!
-Gość podrywał moją ciężarną dziewczynę, a ty nazywasz to niczym?
-Skończ ten temat. Zasugerowałeś, że jestem dziwką.
Ręce opadają. Naprawdę! Nigdy w życiu bym jej tak nie nazwał. Nie mógłbym, bo za bardzo ją kocham. Ness powinna to wreszcie przyjąć do wiadomości, że jest najważniejszą osobą w moim cholernie skomplikowanym i nieco popieprzonym życiu.
-Nie powiedziałem tak.
-Wiesz, że nie powinnam się denerwować, dlatego przyznaj mi rację.
-Przepraszam, mogę się mylić, ale nie powinnaś się też przemęczać, dlatego proponuję, że pojadę dziś z tobą. –Ness z niedowierzaniem pokręciła głową, a dziesięć minut później zatrzymała się przed jakimś dużym budynkiem. Wysiedliśmy w tym samym momencie, a potem przepuściłem ją w drzwiach.
-Witaj, piękna… -Zaczął jakiś obleśny blondyn, który na powitanie przytulił Nesselę. –Kto to?
-Zayn, jestem chłopakiem Ness, więc z łaski swojej trzymaj łapy przy sobie. –Warknąłem wściekły, po czym zachodząc od tyłu objąłem brzuch Donavan oraz musnąłem ustami jej obnażone ramię, nie spuszczając wzroku z tego typka. –Maleńka, poproś go o wypowiedzenie.
-Powiedziałam, że…
-W ciąży nie powinnaś się przemęczać. –Wtrąciłem powstrzymując się od głośnego śmiechu, aby jeszcze bardziej nie wyprowadzać Ness z równowagi.
-Och, zamknij się, to dopiero pierwszy miesiąc. –Blondynka wyrwała się z moich objęć i odwróciła przodem do mnie pełna furii w oczach, ale też i radości. –Nie będziesz decydował… -Wykorzystałem chwilę i cmoknąłem ją w usta. Młoda kobieta szybko zamrugała, na co się uśmiechnąłem pod nosem.
-Za dwa dni wracamy do Londynu, podpisz to wypowiedzenie, Blondyneczko. Zrób to dla mnie, a przyrzekam, że już nigdy w życiu cię nie zranię.
-Złamiesz tą obietnicę.
-Nie tym razem. Zaraz po powrocie idę zgłosić na policję nękanie cię przez Zacka, a potem chcę ci coś pokazać. –Sarnie oczęta podejrzanie mnie zbadały, a potem nastała ta cholernie niezręczna cisza między naszą dwójką, kiedy to gapiliśmy się na siebie.
-W co ty, do cholery znowu grasz, Malik? –Zapytała wreszcie po chwili, która trwała całe wieki.
-Po prostu cię kocham i nie potrafię bez ciebie żyć. Zrobię wszystko, co zechcesz tylko do mnie wróć. Chcesz mieszkać tutaj… okay. Chcesz, żebym rzucił wyścigi… zrobię to. Mam skoczyć z jakiegoś mostu… masz to jak w banku, ale wróć do mnie. –Zacząłem błagać delikatnie ściskając za te cherlawe ramionka. –Masz moje słowo, że nie spotkam się więcej z Ally. Daj mi ostatnią szansę, będę najlepszym facetem na świecie, będę wzorowym ojcem, ale pozwól mi na to, Ness. –Kontynuowałem swój monolog patrząc blondynce prosto w oczy. –Będę cię nosił na rękach, jeśli będziesz chciała… zrobię wszystko, spełnię każdą nawet najgłupszą zachciankę na świecie, ale daj mi szansę… ostatnią szansę, a wykorzystam ją najlepiej jak tylko potrafię. –Odsunąłem się na malutki kroczek, a potem podałem jej białą kopertę, na której widniały napisane ozdobnym pismem nasze imiona i podałem blondynce.
Dwudziestolatka z zaciekawieniem odkleiła pakunek i wyjęła ze środka kartkę, którą otworzyła i zlustrowała tekst.
-To za dwa dni. –Powiedziała patrząc na mnie z lekkim niepokojem. –Do samego Melbourne leci się dobre czternaście godzin.
-Zawsze jest opcja, że mam helikopter Scotta. –Wzruszyłem barkami w powietrze.
-A masz? –Młoda kobieta uniosła na mnie swoje brwi.
-Nie, żartowałem. –Parsknąłem śmiechem, za co Nessela trzepnęła mnie dłonią w klatkę piersiową. –To jak, pójdziesz ze mną na ten ślub? Mam już prezent, ale nadal brakuje mi partnerki. –Wzruszyłem lewym ramieniem z lekkim grymasem.
-Nie mam sukienki, poza tym nadal jestem na ciebie zła. –Stwierdziła, po czym totalnie mnie ignorując usiadła za biurkiem i uruchomiła komputer.
Dostanę białej gorączki z tą dziewczyną. Całkiem prawdopodobne, że zanim jeszcze Donavan urodzi, ja wyląduję w jakimś szpitalu psychiatrycznym, bo powoli tracę siły i w sumie pomysły na odzyskanie kobiety moich marzeń. Problem polega jednak na tym, że według całej tej mądrej gadki mojej pani psycholog – jakże wspaniałej Natalie Malik – powinienem do końca gonić za swoimi pragnieniami, a kiedy będę już wystarczająco blisko to mam je złapać i nigdy więcej nie wypuszczać ze swoich rąk.
Głośno wzdychając podszedłem do blatu, o który nonszalancko się podparłem zamykając Blondyneczce laptopa, za co zmroziła mnie spojrzeniem.
-Jestem Zayn i bujam się w dobie od pięciu lat. Chciałbym, żebyś została moją dziewczyną. Byłbym najszczęśliwszym facetem we wszechświecie, gdybym miał z tobą trójkę dzieci, a w przyszłości może i więcej, jeśli tylko będziesz chciała. Chcę przez to powiedzieć, że…  kocham cię zajebiście mocno, że aż sam jestem przerażony. Nigdy nie sądziłem, że pokocham kogoś bez pamięci i tak cholernie prawdziwie. Boję się każdego dnia, co będzie, jeśli już nigdy w życiu nie będę mógł usłyszeć twojego głosu, śmiechu… kurewsko się boję, że pewnego dnia obudzę się sam i będę cholernie zagubiony, bo ciebie nie będzie obok, Ness. Możesz sobie myśleć, że tylko się tobą bawię, albo cokolwiek innego, co tam sobie tej ślicznej główce ubzdurałaś, ale musisz wiedzieć, że nigdy nie przestanę cię kochać i nigdy umyślnie bym cię nie skrzywdził.
Dwudziestolatka głośno wzdychając wstała i pochyliła się dokładnie w takiej samej pozycji, co ja, a potem lekko musnęła moje usta i przez moment napierała na nie swoimi ustami.
-Chodź, musze kupić sukienkę na ślub twojej siostry. –Oznajmiła, kiedy się ode mnie odsunęła. Młoda kobieta podała mi klucz do Mercedesa, a potem położyła na biurku tego blondaska biały arkusz, który podpisała. –Odwal mi jeszcze raz taki numer, a NIGDY mnie już nie znajdziesz… 
_________________________________
Tam tarararam tam tam!! 
Jeśli mam być szczera, kiedy go pisałam wydawał się być fajny, ale teraz... Boże... 
Wiele z was myślało, że w ostatnim rozdziale ostatnie słowa należały do Ness - nic bardziej mylnego, ale co się dziwić Zayn w tym story jest niczym rządowy agent. 
Dziękuję wam za komentarze, które bardzo dużo dla mnie znaczą. 
Dziś bez przynudzania.
Miłej niedzieli ;**