niedziela, 14 lutego 2016

XXXIV. Dear No One


„Twoje ciepło, brązowe oczy, śliczne perfumy, to jak całujesz, wkurzasz, piszesz. Sprawiasz, iż z dnia na dzień jesteś mi coraz bliższy. Nie poddajmy się na starcie.”


Ness



                Wróciłam do domu około szesnastej, ponieważ byłam jeszcze u Kevina, ale jak się okazało Darcey została odebrana przez swojego tatusia. Jak, do cholery to się stało, huh?! Louis zmartwychwstał czy co?! Naprawdę, daję słowo, że kiedyś tego człowieka uduszę. Już nawet nie chodzi o to, że Zayn jest nieco agresywny, a przez nieco mam na myśli bardzo agresywny, ale mógłby mnie, chociaż szanować i nie podważać mojego autorytetu w oczach mojej córki! Naprawdę mnie to denerwuje, że zawsze, naprawdę zawsze to ja jestem najgorsza w całym wszechświecie.
-Ness, to ty? – Dobiegł mnie głos mojego chłopaka, ale nie odpowiedziałam, tylko zdjęłam kurtkę oraz botki, po czym chciałam przejść do salonu. Niestety od razu musiałam wpaść na Malika. To naprawdę popieprzone czuć się we własnym domu jak obcy, a wszystko przez ciągłe kłótnie, które wyniszczają mnie psychicznie. – Pytałem… 
-Nie jestem głucha – warknęłam i chciałam przejść, ale dwudziestodwulatek do tego nie dopuścił. Delikatnie złapał na moją dłoń, którą splótł ze swoją.
-Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła, Ness?
-Czy ty sobie ze mnie w tej chwili stroisz żarty? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Cały miesiąc zachowujesz się jak skończony palant, a teraz przychodzisz z tą przystoją gębą i słodkim: Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła i myślisz, że sprawa z głowy?!
-Nie krzycz, bo Darcey śpi. – Zazgrzytałam zębami. – Ness, wiem, że jestem najgorszym gnojem na całej planecie, ale jak mam ci to wyjaśnić, żebyś mnie zrozumiała?
-Po włosku – mruknęłam, a potem wyrwałam swoją dłoń i poszłam do kuchni, żeby zaparzyć sobie herbaty. Niestety nawet tutaj musiał za mną przyjść i dalej gnębić. Co za gnojek. – Możesz mnie zostawić? – zapytałam w miarę spokojnie. To… w obecnej sytuacji wkurzała mnie nawet sama gęba Malika. Mogłabym się na niego rzucić i zadrapać paznokciami, aż do krwi.
-Porozmawiaj ze mną.
-Nie.
-Proszę – jęknął błagalnie ściskając delikatnie moją prawą dłoń.
Walczyłam sama ze sobą. Jakby siedziały we mnie dwie osoby. Dwie Ness. Jedna, jak cholera chciała znowu porozmawiać, naprawić wszystko, co się zepsuło. Chciała, żeby wszystko było jak dawniej. Spokojnie, bez żadnych kłótni, za to z czułymi i czasem niewinnymi pocałunkami. Ale druga Ness była tak bardzo zawzięta… nie chciała, żeby kolejny facet ją ustawiał i mówił, co może robić, a czego nie. Do cholery jestem dorosłą kobietą, a to nie jest średniowiecze! Poza tym nie jestem własnością Zayna i on nie ma prawa mnie ustawiać. Nie pozwolę na to.
-Ness, błagam. – Z zaciśniętą szczęką usiadłam przy stole. Mulat przez chwilę mi się przyglądał, aż wreszcie usiadł naprzeciwko i dalej się we mnie wpatrywał.
-Zacznij gadać, bo muszę napisać esej – mruknęłam obojętnie.
-Mogę dać ci mój samochód, ale proszę, napisz mi SMSa czy coś, że jesteś na miejscu, żebym się nie martwił. – Zmarszczyłam brwi.
Czy on właśnie… Zayn Malik pożycza mi swój samochód i nie widzi w tym problemu? Co się wydarzyło, że nagle przestał się bać, że rozbiję tą jego superfurę? Co się zmieniło, skoro rano na mnie na wrzeszczał, a teraz jest miły? No, co, do cholery się stało?!
-Czemu?
-Bo się martwię o ciebie.
-Nie o to pytam.  Czemu zmieniłeś zdanie?
-Bo zdałem sobie sprawę, że zachowuję się jak Louis i cię osaczam – wyznał łapiąc za moją dłoń, którą zaczął pocierać swoim kciukiem. – Nie chcę, żeby Zack coś ci zrobił, bo tego sobie nie wybaczę, Ness.
-On blefuje, czemu wszyscy mu wierzycie? – Czemu do, diabła próbowałam przekonać bardziej siebie niż jego?
Zack William zabił ojca mojej córeczki, a teraz groził również mojemu chłopakowi i dziecku. Był złem wcielonym, który był bezwzględnym mordercą, ale ze wszystkiego wychodził cało, bez szwanku. Za zabójstwo Louisa nie dostał wyroku, bo ta głupia suka Donie dała mu alibi. Nienawidzę tej szmaty i jeśli spotkam kiedykolwiek i niezależnie czy będzie to centrum miasta, czy koniec świata, przyłożę jej. Wpakuję jej pięść w nos i będę się tym szczycić. Będę czerpać radość z uderzenia ten zdziry.
-Ness, nie sądzę, żeby ten gość blefował – powiedział po dłuższej chwili Malik. – Wiem, że to całkiem niewiarygodne, bo serio, takie rzeczy dzieją się w filmach, ale ten facet zabił mojego przyjaciela, a teraz chce odebrać mi ciebie…
-Zayn, nie musisz… - Pokiwałam głową na boki chcąc dać mu do zrozumienia, że nie musi mi tego wszystkiego mówić, bo przecież zdawałam sobie z tego sprawę.
-Ale chcę. Jestem w stu procentach pewien, że nie potrafię żyć bez ciebie, Ness. Wiesz jak bardzo bolało, kiedy wyjechałaś z rodzicami do Włoch? – Potrząsnęłam głową na boki. – Ness ja trafiłem na odwyk.
-Ale…
-Nie było takiej potrzeby, żeby ci o tym mówić. – Wzruszył obojętnie ramionami. – Poza tym nie jestem pewien, czy chciałabyś się związać z ćpunem.
Głośno wzdychając, wreszcie wyrwałam dłoń z jego uścisku i wstałam, co wprawiło mojego chłopaka w zdumienie. Bez zbędnych ceregieli obeszłam stół i wgramoliłam się na kolana Zayna. Wydawał się być przerażony, ale nie miał powodów do strachu. Oparłam policzek o jego pierś i wsłuchiwałam się w przyśpieszoną pracę jego serca. Malik siedział niczym sparaliżowany. Nie ruszał się, nawet mnie nie obiął. Tylko siedział jak posąg.
-Kocham cię za to, jaki jesteś, a nie kim jesteś, rozumiesz? – zapytałem wreszcie lekko unosząc głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. – Możesz być ćpunem albo cholernym sadystą, ale nie potrafię sobie wyobrazić życia bez ciebie, Zayn. – Czekoladowe tęczówki niepewnie przeniosły się na moją osobę. Była w nich obawa. – Pocałuj mnie, proszę. – Przez chwilę zdawało się, że się waha, ale w ostateczności delikatnie musnął moje usta swoimi. Całował mnie tak przyjemnie, że powoli cała złość, która się we mnie gromadziła przez kilka tygodni, uchodziła jak powietrze z balona. Wszystko wyparowywało przez sposób, w jaki mnie całował, a robił to z taką pasją i tęsknotą, że nie potrafiłam się dłużej denerwować na niego.
Może jestem naiwniaczką. Może jestem najgłupszą dziewczyną na świecie, bo uważam, że mogę być prawdziwie szczęśliwa z Zaynem, ale taka jest prawda. Wiem, że możemy oboje stworzyć szczęśliwą rodzinę i dobrze wychować nasze dzieci. Możemy być szczęśliwi, ale musimy pozbyć się z naszego życia Zacka. Problem polega jednak na tym, że nigdzie go nie ma i nikt nie wie, gdzie może być ten drań. Przez tą niepewność czuję się jak kaczka, która nie zna dnia ani godzin, kiedy pójdzie na odstrzał. W każdej chwili mogłam stracić osoby, które kocham i nie podobało mi się to. Nienawidziłam świadomości, że ktoś tak mały rangą jak Zack, może decydować zamiast Boga, kiedy i kto umrze. Nie cierpię tego.
-Mogę o coś zapytać? – Zadał pytanie, kiedy na chwilę oderwał się od moich ust, dlatego skinęłam głową. – Kim jest Kevin?
-Moim głupim kuzynem z Irlandii, który przyjechał tutaj na studia.
-Ale skoro przyjechał na studia, czemu nie chodzi na zajęcia?
-Mówiłam już, że jest głupi – powtórzyłam, a w odpowiedzi dostałam śmiech.
-Wiesz, co się dziś wydarzyło? – Pokiwałam głową na boki. – Darcey nazwała mnie swoim tatą i cholernie mi się to spodobało.
-To chyba dobrze, huh?
-To cudowne – wyznał pewien swojego. – Kocham ją jak własną córkę.
Nie odpowiedziałam już, tylko oparłam swój policzek o tors mojego chłopaka, który opiekuńczo gładził mój brzuch i od czasu do czasu całował moją skroń.
-Ness?
-Huh?
-Zapisz się do szkoły rodzenia.
-Co?! – zawołałam oburzona gwałtownie wstając i patrząc na niego jak na totalnego idiotę.
-Sam nie pójdę.
-Ale ja wiem, jak rodzić dzieci.
-Ja też chcę wiedzieć. Chcę cię wspierać. Poza tym, skąd mam wiedzieć, co zrobić, kiedy zaczniesz rodzić w domu?
-Powiem ci.
-Nie.
-Zabierz Matta albo Marisę, ja nie pójdę – powiedziałam pewna swojego.
Nie będę chodziła do szkoły rodzenia, a już na pewno nie po tym, co przeżyłam, kiedy byłam w ciąży z Darcey. Te głupie babska były podłe. I, co z tego, że zaszłam w ciążę w wieku piętnastu lat, a mój chłopak mnie zdradził?! To nie jest powód, żeby wytykać mnie palcami. Ciekawe, czy tak samo zachowywałyby się, gdyby dajmy na to ktoś zgwałcił ich nastoletnie córki i one zaszły w ciążę. Też by się śmiały, że to puszczalskie małolaty?! Przynajmniej moja córka ma młodą mamę, a nie stare próchno, któremu strzelają wszystkie kości! Nie wrócę do szkoły rodzenia nawet, jeśli Zayn miałby być obok i trzymać za rękę. Nie będę wysłuchiwała tych samych głupot, co ostatnio – rodząc Darcey i tak o wszystkim zapomniałam, i robiłam wszystko kierowana instynktem oraz radami położnych.
-Czemu, Ness?
-Bo już wszystko wiem – skłamałam, na co mulat uniósł brwi. – Zabierz kogoś innego, skoro tak bardzo chcesz tam iść.
-Co się stało?
-Nic.
-Ness – zaakcentował moje imię, dlatego wywróciłem oczami. – Powiedz mi.
-A, co to zmieni? Przecież nie pojedziesz do Włoch i nie pobijesz tych bab za to, że sprawiły mi przykrość.
-Ale tutaj będę cię bronił i w razie, czego pobiję ich facetów. – Zaśmiałam się pod nosem, a on wstał i objął mnie w pasie lekko muskając moje usta. – Nie daj się prosić, poza tym już nas zapisałem.
-Palant – podsumowałam, po czym zarzuciłam ręce na jego szyję i tym razem to ja pocałowałam jego.
-Jutro o szesnastej są pierwsze zajęcia.
-Jutro idziemy do sądu na jedną z rozpraw, żeby zobaczyć jak to wszystko wygląda – wyznałam zgodnie z prawdą.
-Odwołaj, poza tym ty już wygrałaś sama jedną sprawę.
-Ale chcę tam pójść.
-Zabiorę Matta – mruknął zażenowany. – Ale jak wyjdę na geja… - Pokiwał głową z politowaniem na boki, a ja głośno się zaśmiałam.
-Jesteś zbyt przystojny na geja – powiedziałam gładząc jego lekko zarośnięty policzek.
-Tak sądzisz? – Przytaknęłam. – Matt mnie zabije za zaciągnięcie go do szkoły rodzenia.
-Zabierz Liama, on już tam był, więc będzie wiedział, co i jak.
-Liam jedzie jutro z Luke’ m i Danielle do Leeds, a Marisy nie zabiorę, więc zostaje tylko Matt.
-Dasz sobie radę.
-Potrafisz podnieść człowieka na duchu               - prychnął.
-Nie potrafię wspierać. – Wzruszyłam od niechcenia lewym barkiem.
-I tak cię kocham, ale jeśli wystawisz mnie następnym razem… - Pokiwał głową na boki, a potem trącił swoim nosem mój.
-Obiecasz mi coś?
-Zawsze.
-Porozmawiaj ze swoją mamą i przeproś.
-Ale nie to.
-Zayn, nie bądź dupkiem, to twoja mama, a ty zachowałeś się jak pierwszorzędny kutas.
-Bywa. – Brunet wzruszył obojętnie ramionami, po czym mnie puścił i wyjął z lodówki pudełko z pizzy. – Zjesz? – Skinęłam, a on włożył dwa kawałki do mikrofalówki.
-Proszę, porozmawiaj z nią.
-Nie.
-Proszę.
-Ness.
-Proszę.
-Okay! – zawołał wytrącony z równowagi. – Pogadam z nią, ale później, teraz mam ważniejsze sprawy na głowie. 

***
Siedzieliśmy w trójkę przed telewizorem w salonie. Darcey oglądała bajki, Zayn masował mi stopy, a ja pisałam pracę dla Richardsona, której tematem była obrona klienta będącego podejrzanym o morderstwo. Wyobrażałam sobie cały czas, że to mowa, w której mam bronić Zacka, więc za cholerę nie potrafiłam się za to zabrać, dlatego co chwila nerwowo skubałam skórki paznokci.
-Możesz przestać? – Uniosłam wzrok znad monitora mojego laptopa. – Kurewsko mnie to irytuje, Ness.
-Znowu masz jakiś problem, Zayn?
-Nie, po prostu to irytujące – mruknął wzruszając ramionami. – Masz jakiś problem z zadaniem?
-Tak.
-Jeśli chcesz, żebym się tym zajął to daj komputer, a ja to przełożę na za tydzień – poinformował, a ja głośno westchnęłam wywracając przy okazji oczami. – No, co?
-Nie możesz tak robić. To nielegalne.
-Ej, może faktycznie tak jest, ale moja dziewczyna jest prawniczką i już raz wyciągnęła mnie z niezłego gówna – powiedział z uśmiechem triumfu, ale to wcale mnie nie rozbawiło. Zayn to chyba zauważył, bo momentalnie zaprzestał śmiechu i usiadł obok mnie na oparciu fotela. – Mowa obronna? – zapytał przyglądając mi się ze zmarszczonymi brwiami.
-Zayn, ja cały czas mam w głowie to, jak on zabił Louisa – szepnęłam tak, żeby Darcey nie usłyszała.
-Obiecuję, że go znajdę, Ness – zapewnił całując mnie w czubek głowy. – Obiecaj mi, że nie będziesz się tym zamartwiać.
-Próbuję, okay? – warknęłam chyba zbyt mocno, bo mój chłopak zacisnął gwałtownie szczękę. – Przepraszam – jęknęłam po chwili. – Jestem taka rozemocjonowana…
-Wiem, ale musisz mi uwierzyć, że się staram, Ness.
-Ja to wiem tyle, że myśl, jak ten dupek bezkarnie żyje i chodzi po ulicach Londynu wprawia mnie w szewską pasję… - Skrzywiłam się czując nagły ból brzucha.
-Wszystko gra? – zapytał z niepokojem Malik.
-Tak – skłamałam.
-Ness, przecież możesz mi powiedzieć.
-I mówię. Jest w porządku, dlatego przestań mnie już nękać, jestem zmęczona.
-Może powinnaś się położyć? – zasugerował mulat, ale szybko zaprzeczyłam trzęsąc głową na boki. – Rano obudzę cię wcześniej i skończysz pracę.
-Mówisz serio? – Brunet przytaknął. – Ale musisz przyrzec, że mnie obudzisz, Zayn.
-Słowo – powiedział z powagą w głosie. – Idź się położyć i odpocznij, ja się wszystkim zajmę – oznajmił, a potem szybko cmoknął mnie w policzek.
Poszłam za jego radą. Zamknęłam laptopa i odłożyłam go pod szklany stolik, a potem wstałam lekko obolała, nim jednak poszłam do sypialni ucałowałam Darcey w policzek. Będąc już w pokoju, wyjęłam z szafy białą koszulkę ze Stich’ m, która spokojnie zasłaniała mi tyłek oraz parę czystych koronkowych biodrówek, po czym poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, który nieco rozluźnił wszystkie z moich napiętych mięśni, a potem wytarłam się ręcznikiem i ubrałam. Nałożyłam na włosy odżywkę i je rozczesałam, a potem wróciłam do sypialni, gdzie położyłam się do łóżka. Przytuliłam policzek do poduszki i przymknęłam oczy, a sen przyszedł szybciej niż mogłabym się tego spodziewać. 
_______________________________________
Dziś przychodzę punktualnie z rozdziałem (cóż za nowość!!) i mam nadzieję, że to docenicie i pokarzecie mi to w komentarzach, abym mogła spiąć tyłek i z kolejnym wyrobić się na czas. 
Korzystając z okazji chciałabym was zaprosić na: 

Powoli staram się kończyć to opowiadanie, ale... kurczę, za każdym razem, kiedy próbuję wymyśleć, co ma być dalej... pojawiają się nowe pomysły, a to nie jest fajne, bo wszystko mi się miesza...

Tak, czy inaczej 
see, ya!!  


 




niedziela, 7 lutego 2016

XXXIII. Everybody Loves Me




„Nie jestem zajebiście idealny, popełniam błędy, krzywdzę ludzi, ale kiedy mówię "przepraszam" lub ''kocham'' mówię serio, a nie kurwa na niby.”


Zayn


Wróciłem do domu około pierwszej w nocy. Najciszej jak tylko potrafiłem otworzyłem drzwi, a potem je zamknąłem. Zsunąłem ze stóp swoje buty, a bluzę odwiesiłem na wieszak.  Przeszedłem do salonu, gdzie standardowo wyłączyłem telewizor, w którym leciał jakiś program, a następnie zabrałem na ręce Ness i ruszyłem do naszej sypialni. Powoli otworzyłem drzwi i oświeciłem światło… i stanąłem jak wryty. Co, do diabła robi tutaj moja mama?! Czemu śpi w naszym łóżku? I, co najważniejsze, czemu w ogóle przyjechała?!
Zdezorientowany tym widokiem zgasiłem światło i wycofałem się z powrotem do salonu, gdzie znowu ułożyłem Ness na sofie, a sam zająłem się rozkładaniem drugiej i odsunięciem ławy. Wyjąłem poduszki i kołdrę, które rozmieściłem na kanapie, a potem położyłem tam również Ness. Zdjąłem koszulkę i spodnie, które rzuciłem na podłogę i przytuliłem się do niej.
Czułem się źle z tym, jak ją traktuję, ale przecież tego właśnie chciała – żebym dał spokój i przestał chorobliwie się o nią martwić. Ale nie potrafię tego zrobić! Już taki jestem i nigdy się to nie zmieni. Zawsze będę martwił się o Ness, Darcey i nasze dzieci. Nie potrafię tego powstrzymać, tak jak myśli o tym, że coś złego mogłoby spotkać moją Blondyneczkę, zupełnie tak jak spotkało Mię. Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez Nesselii – wątpię, czy takie w ogóle by istniało, gdyby zabrakło Donavan. To chyba logiczne, że się o nią martwię właśnie teraz, kiedy Zack nadal wisi nam nad głowami. Właśnie teraz, kiedy ta wariatka go opluła i znieważyła – teraz jestem pewien, że mi nie odpuści.
-Kochanie, może powinniście pójść do sypialni. Będzie wam tam wygodniej. – Usłyszałem, dlatego niechętnie się podniosłem do siadu. – Chciałam zająć sofę, ale Ness nalegała, żebym spała w sypialni.
-Jest spoko, mamo – skłamałem. Nie było spoko i na razie wcale się na to nie zanosiło.
-Nie wierzę ci, Zayn – wyznała, na co wywróciłem oczami. Wstałem i ruszyłem w stronę kuchni, a moja mama ruszyła za mną.
-Chcesz herbaty, czy coś? – zapytałem wyjmując kubki.
-Poproszę. – Postawiłem wodę, a do jednej ze szklanek wrzuciłem torebkę suszonych ziółek, a do drugiej wsypałem kawy. – Co się dzieje? – Ponowiła pytanie łapiąc mnie za bark i odwracając do siebie częściowo przodem.
-Jest dobrze, czemu mi nie wierzysz?
-Bo jesteś moim dzieckiem i cię znam – oznajmiła Annie, a ja kolejny raz wywróciłem oczami.
-Chyba niedostatecznie dobrze, skoro teraz się mylisz – mruknąłem zażenowany. – Ty i ojciec też się kłócicie, każda para kiedyś się kłóci – wyjaśniłem, ale to jej raczej nie przekonało. – Po prostu mamy wiele na głowie i nie spędzamy ze sobą tak dużo czasu jak wcześniej, to wszystko.
-Na pewno? – Nie, na żarty. Jezu…
-Ona ma studia, ja pracuję i próbuję załatwić wszystkie sprawy związane z otwarciem firmy, poza tym cały czas pomagam Clary w urządzeniu nam domu.
-Wiesz, że jeśli miałbyś jakiś problem… niezależnie czy będziesz potrzebował rozmowy czy też pieniędzy, to ja i tata będziemy cię wspierać, prawda?
-Mamo, przestań, jestem dużym chłopcem i dam sobie radę – wytłumaczyłem, a potem podałem jej kubek z herbatą. Z parapetu zabrałem paczkę papierosów i uchyliłem nieco okna, żeby Ness nie czepiała się, że w domu śmierdzi fajkami.
-Powinieneś wreszcie zrozumieć, że nigdy nie przestanę się o ciebie martwić.
-Czemu nie zajmiesz się Kaylą i Chrisem, tylko suszysz głowę mi? – warknąłem wściekły, ale wcale nie miałem tego w planach. Byłem po prostu zmęczony tym dniem, kolejną kłótnią z Ness i tą, cholerną stłuczką. Nie miałem siły na dyskusje z moją rodzicielką, która myśli, że pozjadała wszystkie rozumy. Powinna mnie nienawidzić za to, że po sześciu latach nieobecności jej głupi synalek wrócił, bo się pogubił i potrzebował spędzić trochę czasu z rodziną. Nie rozumiem tej kobiety.
-Ponieważ oboje wyjechali na dwutygodniową wymianę do Stanów i Australii. – Wywróciłem oczami.
Że też ojciec ich puścił. Zawsze miał dość specyficzne podejście do wyjazdów swoich dzieci, a w szczególności córek, a teraz tak zwyczajnie puścił Kaylę… gdzieś, do obcego kraju, gdzie przecież mogli ją zgwałcić, zapłodnić, a potem wypatroszyć i wrzucić do oceanu. Natalie przytaczał podobną wersję, kiedy chciała jechać do Francji, ale wtedy powiedział, że wrzucą ją do Sekwany.
-Może powinnaś była pojechać do Nat, albo Mike’ a – zasugerowałem. – Ja mam się dobrze i nie potrzebuję opieki mamy.
-O, co się pokłóciliście, że nie masz ochoty na rozmowę z nikim? – Zmarszczyłem brwi. Co takiego?! – Rozmawiałam z Natalie, Michaelem, a nawet z Mattem… - Jezu Przenajświętszy, ta jej dociekliwość, cholernie mnie wkurwia. – Powiedzieli, że się do nich nie odzywasz.
-Przez sześć lat nie utrzymywałem z nimi kontaktu! – zawołałem oburzony, ale szybko tego pożałowałem, bo przecież mogłem obudzić Ness, a w obecnej sytuacji nie mam ochoty na jakiekolwiek dyskusje z nią.
-Kontaktowałeś się z Natalie kilka razy w roku, tak samo było z Michaelem. Pytam po raz ostatni, Zayn, co się, do cholery dzieje? – wycedziła przez zaciśnięte zęby, kurewsko zdenerwowana.
-Nic.
-Jestem prawniczką, codziennie mam do czynienia z ludźmi, którzy są świadkami, uwierz, potrafię określić czy kłamią. – Przewróciłem oczami.
-Chyba niedostatecznie dobrze.
-Posłuchaj, gówniarzu – warknęła brunetka, na co uniosłem brwi. Gówniarzu?! Jest w moim domu, śpi w moim, pieprzonym łóżku i ma czelność nazywać mnie gówniarzem?! Nazwała gówniarzem swojego ulubionego syna?! – Nie będziesz mnie obrażał, gdyby nie ja i ojciec nie mielibyście połowy rzeczy w dzieciństwie.
-Woah! Szkoła z internatem była moim marzeniem! – zawołałem targany przez emocje. – Tak samo jak przeprowadzka do Londynu, spełniłaś moje marzenie!
-Uspokój się.
-Jestem u siebie i mogę robić, co zechcę! Poza tym mam dwadzieścia dwa lata i nie będziesz mi rozkazywała, rozumiesz?! – Wściekły zamknąłem okno i odwróciłem się do niej przodem.
Annie stała w swoim czarnym satynowym szlafroku oraz ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Pewnie, gdyby było to możliwe zabiłaby mnie spojrzeniem, ale na moje szczęście to niemożliwe.
-Nie mam już piętnastu lat i nigdy nie będę miał, więc z łaski swojej daruj sobie te morale. Nie wiesz i nigdy nie dowiesz się o moich problemach, bo pozbyłaś się mnie sześć lat temu.
-Zrobiłam to dla twojego dobra.
-Odcięłaś mnie od rodzeństwa i przyjaciół dla mojego dobra?! – parsknąłem kpiącym śmiechem. – Nie bądź śmieszna!
-Zayn. – Na dźwięk swojego imienia przeniosłem wzrok w stronę drzwi, gdzie stała skrzywiona blondynka. – Czemu krzyczysz?
-Nie chciałem cię obudzić, wracaj do łóżka – mruknąłem od niechcenia. – Zaraz przyjdę.
-Dobrze, że mnie obudziłeś, bo chciałam z tobą porozmawiać. – Jezu… jeszcze ona.
-Możemy pogadać rano? – zapytałem z nadzieją, ale szybko została ona zgaszona już w zarodku.
-Kiedy znowu wyjdziesz bez słowa i nie będę cię widziała cały dzień?
-Odwiozę cię na uczelnię – obiecałem. – A potem pójdziemy na obiad do Daisy.
-Nie możemy – powiedziała pewnie, na co zmarszczyłem brwi.
-Niby czemu?
-Bo Marisa została zwolniona i nie będziemy tak chodzić w ramach wsparcia.
-To popieprzone, nie będę rezygnował z Daisy, bo Parker wyleciała na zbity pysk. Za bardzo kocham tamtejszą kawę i naleśniki. – Pożałowałem od razu, gdy to powiedziałem, bo Ness również próbowała zabić mnie wzrokiem. – Okay, pójdziemy gdzieś indziej – westchnąłem zmęczony. – Coś jeszcze? Jakiekolwiek sugestie?
-Powinieneś mieć więcej szacunku do swojej mamy – mruknęła pod nosem moja dziewczyna, na co wywróciłem oczami.
-Cokolwiek. – Machnąłem lekceważąco dłonią, a potem poszedłem do salonu, gdzie położyłem się spać.

***

Obudził mnie trzask garnków, dlatego szybko poderwałem się z łóżka, żeby sprawdzić, co się właściwie dzieje. W kuchni nad blatem pochylała się Ness, która miarowo oddychała, trzymając się za brzuch.
-Wszystko gra? – zapytałem szczerze zmartwiony, ale spotkałem się tylko z obojętnym wzrokiem.
-Twoja mama wyjechała.
-Pytam, czy z tobą w porządku – sprostowałem, na co blondynka wywróciła oczami.
-To nie jest w tej chwili istotne.
-Ja sądzę inaczej. – Zagryzłem z frustracji dolną wargę. – Jesteś w ciąży, nosisz moje dzieci i twój stan jest dla mnie istotny.
-Źle się wczoraj zachowałeś.
-Nie możesz mi po prostu odpowiedzieć, żeby było łatwiej? – zapytałem zbierając kawałki rozbitego talerza.
-Nic mi nie jest – odpowiedziała bezuczuciowo, a potem nalała sobie do kubka kawy. Ness zignorowała mnie i zajęła się przyrządzaniem masy na naleśniki, które po chwili zaczęła piec. Dokładnie ją obserwowałem, ale totalnie mnie olewała, dlatego usiadłem na blacie i nadal wertowałem jej poczynania.
-Mamusiu – zakaszlała Darcey, która właśnie stanęła w progu. – Boli mnie gardełko. – Szatynka nadal nie potrafiła pozbyć się chrypy, a na dodatek kichnęła.
-Zadzwonię do Allison, że nie będzie cię przez kilka dni – powiadomiła ją Ness, a potem położyła na stole placki. Podeszła do Darcey i dotknęła dłonią jej czoła. – Chyba masz gorączkę. – Wywróciłem oczami. Tsa, to genialne stwierdzenie chyba masz gorączkę, a mnie się wydaje, że dłonie Ness są chyba zawsze lodowate. To dokładnie ta sama sytuacja, gdybym powiedział, że chyba wczoraj najechałem na moją mamę i się pokłóciliśmy. – Zayn – warknęła blondynka, dlatego też podniosłem na nią swój wzrok czekając, aż zacznie mówić dalej. – Pytam, czy z nią zostaniesz, bo jeśli nie zadzwonię do Marisy.
-Miałem cię odwieźć – przypomniałem.
-Możesz też pożyczyć mi samochód.
-Żebyś go rozbiła? – Uniosłem brwi, a na twarz mojej dziewczyny poczerwieniała ze złości.
-Pieprz się, dupku. – Wkurzona chwyciła za mój telefon (mieliśmy te same modele, ale moja obudowa była czarna) i wykręciła jakiś numer. – Max, możesz po mnie przyjechać? – Zacisnąłem szczękę słysząc to imię. Może jeszcze zadzwoni do Zacka, żeby zrobić mi na złość, huh?! – Dzięki – dodała ze smutkiem, po czym się rozłączyła. Potem znowu wybrała jakiś kontakt. – Masz czas? – Zmarszczyłem brwi. – Wiem, ale potrzebuję pomocy… Tak, odwdzięczę się, ale musisz zająć się Darcey… Jest chora… Dobra, podwiozę ją – wycedziła przez zaciśnięte zęby przymykając oczy ze złości. – Mhm, do zobaczenia. – Rozłączyła się, a potem odłożyła mój telefon na stół.
-Do kogo dzwoniłaś?
-Co za różnica – stwierdziła przy okazji wzruszając obojętnie barkami. – Przecież i tak zawsze jestem idiotką, więc teraz też na nią wyjdę bez wyjątku, do kogo dzwoniłam.
-Cóż najwyraźniej jesteś idiotką, bo powiedziałem, że zostanę z Darcey – oznajmiłem chłodnym tonem.
-Dobrze wiedzieć – przyznała z kamienną twarzą. – Pozwól, że teraz ja – idiotka pójdę się ubrać. – Po tych słowach zabrała Darcey na ręce i poszła prawdopodobnie do sypialni. Bez zastanowienia zeskoczyłem z blatu i chwyciłem za telefon, aby sprawdzić, z kim rozmawiała moja pomylona dziewczyna, ale ostatnim wykonanym połączeniem był numer do Maxa.
Wściekły poszedłem do naszej sypialni, gdzie Ness właśnie się ubierała. Przez chwilę obserwowałem jak w samej bieliźnie paraduje przed szafą, ale szybko odgoniłem od siebie myśli o niej. Zachowała się bezmyślnie w stosunku do Zacka, a przez te dziecinne podchody mogłem stracić ją i Darcey, więc słusznie jestem na nią zły. Nie zamierzam przestać się dąsać, jeśli mnie nie przeprosi za to, co powiedziała.
-Z kim rozmawiałaś?
-Nie twój interes – mruknęła wkładając na nogi obcisłe czarne rurki.
-Korzystałaś z mojego telefonu, więc mam prawo wiedzieć – warknąłem krzyżując ramiona na torsie, ale znowu mnie zignorowała. Nie lubię tego, kurewsko mnie to denerwuje, dlatego bez zastanowienia podszedłem do niej i siłą odwróciłem do siebie przodem. Ścisnąłem za jej obojczyki i znowu zapytałem, z kim rozmawiała.
-Może mnie jeszcze uderzysz, huh? – zapytała, a w sarnich oczach zaczęły zbierać się łzy. – Mam cię serdecznie dość, Zayn.
-Woah, jeszcze jakieś nowości, czy może wreszcie mi odpowiesz, huh?
-Z kimś. – Blondynka wzruszyła ramionami i chciała odejść, ale nie pozwoliłem jej i pchnąłem na ścianę.
-Nie wyjdziesz, dopóki nie odpowiesz, rozumiesz?! – Sfrustrowany przyłożyłem dłonią w mur tuż obok jej głowy, na co Donavan przymrużyła oczy ze strachu.
-Załóż sobie hasło, wtedy nie będę korzystała z twojej komórki – mruknęła obojętnie kładąc ręce na moim torsie, chcąc prawdopodobnie mnie odepchnąć i przejść, ale skorzystałem z okazji i chwytając mocno za jej nadgarstki przykułem je do ściany nad głową dwudziestolatki.
-Zacznij gadać – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, napierając na dziewczynę swoim ciałem. Jej puls przyśpieszył. – Bo nie odpuszczę, dopóki się nie dowiem.
-Odpieprz się w końcu! – zawołała wybuchając płaczem. – Jesteś najpodlejszą osobą na świecie! – krzyczała szarpiąc się ze mną, aż wreszcie roztrzęsiona zjechała plecami po ścianie i usiadła podkurczając nogi pod klatkę piersiową. – Nienawidzę osoby, którą się stałeś, rozumiesz? – wyburczała w kolana. – Nie jesteś osobą, w której się zakochałam. – Z każdym jej kolejny zdaniem na mój temat czułem się jak coraz większa szmata.
Ness miała rację. Zmieniłem się na gorsze, a sprawcą tej zmiany był Williams. Przez Zacka stałem się jeszcze większym złamasem, niż byłem do tej pory. Przez to, że groził mi śmiercią osób, które prawdziwie kocham wariowałem i chciałem je ciągle kontrolować. Ness tego nienawidziła i już pięć lat temu o tym wiedziałem, kiedy to Louis osaczał ją w podobny sposób – sprawdzając telefony, wypytując o wyjścia ze znajomymi i inne bzdety. Kiedyś podsłuchałem jak żaliła się Mattowi, że Tomlinson zaczyna ją prześladować, a ona sama czuje się jak w klatce. Wiedziałem, że cholernie boli to Nesselę i za wszelką cenę chciałem jej poprawić humor, dlatego też przekonałem Louisa, że będę ją śledził, żeby nie suszyła mu głowy o ciągłe nękanie, a tak naprawdę tego nie robiłem. Kiedy mój przyjaciel pytał o swoją dziewczynę opowiadałem tą samą nudną bajeczkę, że wstała, poszła do szkoły, potem na lodowisko, (w zależności od dnia) do Matta na korepetycje, albo ze swoimi koleżankami na pizzę. A teraz zamieniłem się w Louisa i sam osaczałem Donavan. Byłem cholernym stalkerem i właśnie to zrozumiałem. Stałem się osobą, którą moja dziewczyna znienawidziła; osobą, którą nigdy nie chciałem być w stosunku do Ness; osobą, przed którą próbowałem ją w przeszłości chronić. Byłem bezwzględnym potworem, który z czystej paranoi zaczął znęcać się fizycznie i psychicznie nad osobą, którą kocha cały sercem i dla której jest w stanie zginąć.
-Ness, ja nie chciałem – wypaliłem przykucając przed nią i najdelikatniej jak potrafiłem uniosłem podbródek młodej kobiety.
-Nie dotykaj mnie, Zayn – wyszlochała, ale nie zabrałem rąk. – Zostaw mnie! – wrzasnęła rozhisteryzowana, dlatego chcąc jej oszczędzić nerwów zwłaszcza w jej stanie odsunąłem się. Roztrzęsiona blondynka wybiegła z pokoju łapiąc swoją torbę i zostawiając mnie samego. Po chwili wyszła z domu, o czym świadczyło trzaśnięcie drzwi. Przeszedłem do kuchni, żeby zobaczyć czy Ness z Darcey cało doszły do samochodu Maxa, a kiedy Dawson odjechał, sam ubrałem kurtkę i buty. Chwyciwszy klucze z domu wybiegłem z niego, po czym wsiadłem do auta, którym pojechałem za Maxem.
To jest lekka przesada, a może i więcej niż lekka, ale skoro Ness nie chce, żebym opiekował się nią… Obiecałem Tomlinsonowi, że zajmę się jego córką, więc… właśnie jadę po Darcey, gdziekolwiek wiezie ją Nessela.
Po upływie trzydziestu minut zaparkowałem pod jakąś kamienicą, do której weszła moja dziewczyna ze swoją córką, a potem odczekałem kolejne dziesięć zanim wróciła do Maxa i nim odjechali w stronę uniwersytetu. Kulturalnie wysiadłem, po czym zakluczyłem samochód, a potem podszedłem do starszej kobiety, która wyszła kilka minut po wejściu Ness. Zapytałem czy wie, pod który numer szła ta śliczna blondyneczka, a kiedy odpowiedziała, że pod siódemkę, grzecznie podziękowałem i wszedłem do budynku. Wchodząc, co drugi schodek wreszcie zatrzymałem się przed brązowymi drzwiami ze złotą klamką, w które zapukałem. Czekałem i czekałem, aż wreszcie przestało mnie bawić takie zachowanie i przyłożyłem w brązowy prostokąt z całej siły.
-Pojebało cię, koleś?! – zawrzeszczał jakiś blondas, który kilka sekund później otworzył drzwi.
-Gdzie jest Darcey? – zapytałem całkowicie ignorując tego gnojka, który mógł mieć z osiemnaście lat.
-Nie ma tutaj… - Nie słuchając dalej, jednym płynnym ruchem odepchnąłem go robiąc sobie przejście, po czym wszedłem w głąb jego mieszkania.
-Darcey! – zawołałem, a w odpowiedzi dostałem kaszlnięcie, to też poszedłem do salonu.
Malutka szatynka leżała przykryta kocem po same uszy i oglądała jakieś wyścigi, dlatego podszedłem do niej i przykucnąłem przed sofą. Wyglądała tak, cholernie krucho, jak Ness tylko miała inny kolor włosów i oczu. Taka mała kruszynka, którą każdy mógłby skrzywdzić nawet leciutkim dotykiem.
-Wracamy do domu, okay? – Przytaknęła, a ja ubrałem jej kurtkę oraz buty, po czym wziąłem na ręce.
-Koleś, zostaw ją – warknął ten cherlawy gnojek.
-Kevin, to jest mój tatuś – powiedziała zachrypniętym głosikiem Darcey, a potem oparła głowę o mój bark.
W jej ustach słowo tatuś brzmiało pięknie. Nie wiem, czemu ale sprawiła mi tym radość. Jestem szczęśliwy, że nazwała mnie swoim tatą, a jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że jako jedyna z ważnych w moim życiu kobiet nie prawi mi morali ani nie poucza, bo ofensywy z jej strony bym nie zniósł. Darcey jest dla mnie naprawdę ważna i traktuję ją jak córkę, dlatego zawsze będę jej pilnował, pomagał i chronił, i nie ma to nawet związku z Louisem i obietnicą, jaką mu złożyłem.
Bez słowa wyszedłem z domu tego całego Kevina i wsiadłem do samochodu razem z Darcey.
-Jesteś może głodna, czy…
-Nie, a mogę o coś zapytać?
-Mhm – mruknąłem, zmieniając bieg i dodając troche więcej gazu. – Pytaj śmiało.
-Dlaczego cały czas krzyczycie z mamusią? – Cholera.
-To skomplikowane, Darcey – westchnąłem, zatrzymując się na światłach.
-To mi wytłumacz. – Szatynka wzruszyła ramionami, a ja przekląłem się w duchu. Jak mam wytłumaczyć prawie pięcioletniemu dziecku, że jakiś zawistny kutas chce zabić jej matkę i przy okazji też ją? Jak mam powiedzieć, żeby nie zabrzmiało to tak przerażająco i nie wystraszyć jej tym? No, jak, do cholery mam to zrobić?!
-Ktoś chce skrzywdzić twoją mamę, a ja tego nie chcę.
-Ja też nie chcę, żeby ktoś krzywdził mamusię – zakaszlała.
-Ale Ness uważa, że da sobie radę sama.
-Dlaczego?
-Bo myśli, że wie już wszystko o życiu – mruknąłem pod nosem, ale Darcey prawdopodobnie to usłyszała, bo zmarszczyła nosek i przymrużyła oczka. – Krzyczałem dzisiaj, bo naprawdę się boję, że stracę osoby, które kocham.
-Kochasz nas? – Przytaknąłem. – Ale czemu? – dopytywała.
-Bo jesteście moją rodziną, Darcey – wyznałem bez zająknięcia, a potem znowu wystartowałem. – Obiecasz mi, że zjesz coś w domu?
-A zamówisz nam pizzę? – zapytała patrząc na mnie tymi błękitnymi oczami, dlatego z uśmiechem przytaknąłem.
Całą drogę do domu słuchaliśmy muzyki z radia i w sumie też trochę wiadomości, a kiedy już byliśmy w mieszkaniu kazałem Darcey przebrać się w piżamę i położyć się w salonie. Włączyłem jej bajki, a potem poszedłem zadzwonić po pizzę i zrobić jej herbaty z cytryną i miodem.
Siedzieliśmy w salonie aż do powrotu Ness – zjedliśmy pizzę, obejrzeliśmy Szybkich i Wściekłych 7, a kiedy Darcey zasnęła ja zająłem się sprawami związanymi z firmą oraz nową umową, którą miałem wkrótce podpisać z Danielem Smithem na jeszcze kilka wyścigów, które miały mi przynieść nie tylko sławę, ale i więcej kasy, która w obecnej chwili jest mi naprawdę potrzebna. 
 __________________________
Zacznę od przeprosin, że musiałyście tak długo czekać, ale miałam trochę na głowie i musiałam się skupić na tych właśnie rzeczach. Tak czy inaczej same oceńcie ten rozdział. 

Uciekam spać, miłej niedzieli

See ya!! ;**