niedziela, 28 grudnia 2014

14. Bulletproof




„W des­pe­rac­kim poszu­kiwa­niu blis­kości i czułości bar­dzo łat­wo wpaść w nieodpowiednie ramiona.”


 Ness

Po telefonie do Louisa, w którym powiedział mi kto jest sprawcą wypadku Liama wpadłam w szał. Przecież to niedorzeczne, żeby Jeremy mógł zrobić tak potworną rzecz! Stan to naprawdę miły facet, dlatego dzwoniłam do niego przez kolejne dwa dni chcąc się spotkać, żeby mógł mi to wytłumaczyć. Na moje nieszczęście nie odbierał, dlatego postanowiłam przystopować swoją ciekawość i rządzę poznania prawdy, aż do chwili gdy sam się ze mną skontaktuje w sprawie naszego wyjścia do kina.
-Mamusiu, poczytasz mi? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos córki, która stała ubrana w piżamkę, a w dłoni trzymała książkę.
-Tak, idź do pokoju zaraz przyjdę. Pozmywam tylko. – Szatynka przytaknęła, a później poszła do swojego pokoju.
Według planu zabrałam się za czyszczenie talerzy, które później wycierałam i wkładałam do szafek. Wysuszyłam ręce, a gdy miałam pójść do pokoju Darcey usłyszałam dzwonek do drzwi. Naciągnęłam za dużą koszulkę Adama, aby chociaż w małym zakryła mój tyłek i pozwoliła mi wyglądać przyzwoicie. Przekręciłam klucz w zamku i pociągnęłam za klamkę uchylając na kawałem brązowy prostokąt. W progu stała osoba, której nie spodziewałam się o tej porze.
-Cześć, Piękna. – Nachylił się, aby mnie pocałować w usta, jednak w porę przekręciłam głowę, a ten cmoknął mnie w policzek. –Co jest? – Zapytał ze zmarszczonymi brwiami, przepychając się w drzwiach oraz wchodząc do środka.
-To ty? – Zapytałam zamykając drzwi. Mężczyzna przyglądał mi się ze zmarszczonymi brwiami, w pół zatrzymując się ze zdjęciem kurtki.
-Co ja?
-To przez ciebie Liam jest w szpitalu czy nie?!- Powoli traciłam cierpliwość. –Mów do cholery! – Wybuchłam. Ta niepewność… Ona powoli zabijała każdą żywą komórkę w moim organizmie.
-Skąd ten pomysł? –Warknął, a po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Jeremy znalazł się niebezpiecznie blisko mnie. Jego zimne łapy przygwoździły mnie za szyję do brązowej powierzchni drzwi i zaciskały się odcinając mi dopływ powietrza. Teraz już wiedziałam, że moja ciekawość była moją najgorszą wadą, a ja powinnam trzymać język za zębami, bo właśnie w tej chwili odbijało mi się to czkawką. – Gadaj do kurwy, kto tak powiedział?!- Poluźnił na moment chwyt, a później przyłożył moją głową w ścianę, z którą ułamek sekundy temu stykały się moje plecy. Nie potrafiłam złapać tchu, a moje wszystkie kończyny odmawiały mi posłuszeństwa. Strach przejął nade mną kontrolę, a ja zaczęłam panikować.
W dzieciństwie często miałam ataki paniki, jednak wyzbyłam się ich gdy ojciec nauczył mnie jak sobie radzić. Powinnam teraz myśleć o rzeczach, które dają mi radość, które są dla  mnie wszystkim, jednak nie byłam w stanie tego zrobić. Cholera, no! Bałam się, cholernie się bałam, że coś może zrobić nie tylko mi, ale również i Darcey.
-Od… L… Lu… Lou… Louisa. – Wysapałam, pociągając nosem.
-A więc tak chce się bawić?!- Parsknął kpiącym śmiechem. –Niech będzie, a ty Ness…
-Mamusiu.- Brunet odwrócił się przez co jego dłoń całkowicie puściła moje gardło. Złapałam się za pulsujące miejsce i zachłannie wdychałam powietrze, które chwilę temu mi odmawiano. W progu wejścia do salonu stała Darcey, która w dłoni ściskała misia. Szatynka była ubrana w swoją fioletową piżamkę, a jej włosy spadały jej do oczy. –Kto to? – Wskazała paluszkiem na rozwścieczonego Stana, który mordował ją wzrokiem. Nie zważając na nic podeszłam do córki, którą wzięłam na ręce i odeszłam na kawałek.
-Połóż się u mnie, obiecuję, że zaraz przyjdę. – Czterolatka przytaknęła i pobiegła do mojej sypialni, a ja wróciłam do tego psychopaty, względem którego tak bardzo się pomyliłam. Brunet stał nonszalancko oparty o ścianę z założonymi na piersi rękoma.
-Czyje to dziecko? – Warknął odpychając się od muru i stawiając kroki w moim kierunku.
-Moje. – Mruknęłam ze spuszczoną głową. Dlaczego w takich chwilach moja pewność siebie spada do minimum, a ja staję się tą biedną sierotką, która potrzebuje superbohatera do pomocy?! To takie żałosne.
-Heh, na to bym nie wpadł. – Zakpił. –Sama go sobie chyba nie zrobiłaś, co? – Zapytał retorycznie.
-Nie wiem. – Ten palant nie musi wiedzieć, kim jest ojciec Darcey, jest przecież niebezpiecznym idiotą, który jeszcze parę minut temu próbował mnie udusić za jakieś głupie pytanie dotyczące pobytu w szpitalu jednego z moich znajomych. Po za tym mógłby skrzywdzić moje dziecko, chcą dokonać zemsty na Tomlinsonie. Nie mogłam do tego dopuścić.
-Nie wiesz?! – Zdziwił się, a później zaśmiał.- Nie ładnie, Tomlinsonowi nie spodoba się fakt, że jego słodziutka Nessie się puściła. – Zaczął śmiać się jak psychol, który uciekł z jakiegoś zakładu zamkniętego. Który ma zaburzenia psychiczne, z którymi sobie nie radzi. Bez słowa podszedł do komody i zabrał jedną z ramek, której zaczął się dokładnie przyglądać. –Taka urocza dziewczynka, szkoda gdyby coś jej się stało, nie uważasz? – Odwrócił się w moją stronę, a we mnie włączył się instynkt mordercy. Jeśli kiedykolwiek jego obrzydliwa łapa tknie chociaż włosek z głowy Darcey, zabiję go bez żadnych skrupułów.
-Nie zbliżaj się do niej, bo…
-Bo co?! – Wykrzyczał mi w twarz. –Skoro tak się boisz… - Wyjął zza paska pistolet, który przyłożył mi do brody. Lufa była naprawdę zimna, ale nie tylko to sprawiało, że zaczęłam trząś się jak galaretka. Dlaczego zawsze trafiam na jakiś popapranych gości z problemami głowy, którzy są chorzy psychicznie?! –Będziesz tylko moja, zemszczę się na tym pieprzonym gnoju. – Powiedział bardziej do siebie niż do mnie.
-To twój przyjaciel. – Mój głos drżał niczym struna gitary, którą ktoś szarpnął, aby wydała z siebie dźwięk. 
-Przyjaciel!? Nie bądź śmieszna! Nawet nie wiesz jak wkurwiało mnie, kiedy ten kutas posuwał moją laskę, a potem cały w skowronkach chodził sobie z tobą za rączkę. – Moja szczęka opadła delikatnie w dół. Pieprzył już ją wtedy? Podły kłamca i manipulant! Może zapomnieć, że kiedykolwiek dowie się, że ma ze mną dziecko! Nie potrzebuję frajera, który jest ze mną tylko z litości! Nie potrzebuję go, niech wypieprza z mojego życia, bo nie ma już w nim dla niego miejsca! –Zdziwiona?
-Wypierdalaj z mojego domu, Jeremy. Nie mam ochoty na wasze brudne gierki, ani twoje, ani tego skurwiela. – Pociągnęłam nosem i dopiero teraz zorientowałam się, że po moich policzkach ściekają potoki łez.
-Nie wiedziałaś o tym? – Prychnął. –W sumie czemu się dziwię, to genialny oszust.– W tym muszę się ze Stanem zgodzić – chociaż w jednym. –Jutro do niego pójdziemy i zabawimy się jego kosztem.
-Nigdzie nie idę. – Hardo wypięłam klatkę piersiową i trzymałam się swego zdania jak uparte czteroletnie dziecko. Nie zniżę się do ich poziomu oraz nie będę grała na uczuciach innych, ponieważ mam szacunek dla ludzi, dla siebie też. Nie jestem ich przekroju.
-Pójdziesz, chyba, że wolisz za kilka dni iść na pogrzeb swojej córeczki.
-To tylko dziecko, Jer. Nie bądź…
-Kim?! Sadystą, dzieciobójcą?! A może nie mam być Louisem?! Uwierz, to ja jestem tym gorszym w tym duecie, powinnaś się cieszyć, że trafiłaś na niego, a ja powinienem ci podziękować za to, że przez ciebie stracił jaja. Bądź gotowa jutro na dziesiątą. – Pochylił się w celu pocałowania mnie, ale zrobił to w to samo miejsce, gdzie musnął na początku, gdy do mnie przyszedł. –Słoneczko, powinnaś już spać. – Zmarszczyłam brwi, przecież nie jestem dzieckiem, dlaczego mówi do mnie jak do… Darcey! Błagam, tylko żeby nie wyszła z łóżka. Jeremy odsunął się ode mnie i podszedł do czterolatki, która uparcie mu się przyglądała.
-Kim jesteś?
-Jestem wujek Jeremy, a ty?
-Darcey. Dlaczego masz pistolet? –Założyła włoski za lewe ucho i przestąpiła z nogi na nogę.
-Darcey, idź spać, proszę. – Jęknęłam błagalnie.
-To zabawka. – Prychnął. –Nie zrobiłbym twojej mamie krzywdy.
-Tsa, jasne. – Prychnęłam, zwracając na siebie ich uwagę. –Wyjdziesz sam, czy mam wezwać gliny?
-Już idę, to do jutra, Skarbie. – Cmoknął mnie w policzek, a później wyszedł. Zakluczyłam za nim drzwi, a następnie złapałam za rączkę córki, z którą poszłam do sypialni. Obie wskoczyłyśmy pod pierzynę, a później zaczęłam czytać jej książkę o śpiącej królewnie, która również była moją ulubioną bajką na dobranoc. Skończywszy odłożyłam lekturę na stolik nocny, a pochwyciłam notatki, które ostatnio robiłam na zajęciach. Chciałam być przygotowana mimo, iż w moim życiu na razie nie jest kolorowo. Nie pozwolę, żeby którykolwiek z tej bandy zrujnował po raz któryś moje plany na przyszłość. Nie dziś. Nie jutro. Nie za tydzień, ani za miesiąc. Nie za rok. Nie w tym życiu. Tym razem im się to nie uda. Będę walczyć za wszystkich sił, a ten jełop Tomlinson pożałuje swoich kłamstw. Raz na zawsze pojmie, że z Nesselą Donavan się nie zadziera. 
 ______________________________________
Chryste Panie, ten rozdział miał być o wiele dłuższy, a jest mi wstyd, że jest taki durny. Treść była planowana, ale miała być bardziej rozbudowana. 
Następny będzie rozdziałem delux będzie zawierał perspektywę zarówno Ness jak i Louisa. 
To chyba tyle. 
Buźka, miśki ;**


9 komentarzy:

  1. super rozdział. czekam na next :-D<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zarombisty rozdzial nie moge sie doczekac nn.

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny
    Ach cudo
    Jeremy,rrr niech tylko,tknie Darcey
    Jestem ciekawa czy powie o niej Lou
    Hmmm
    Nie mogę się doczekać następnego
    Ściskam Mela
    :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Delux powiadasz nie moge sie doczekac. Mala jest slodka. Kiedy mamy sie spodziewac kolejnego cudownego,wspanialego, boskiego, swietnego, genialnego rozdzialu.<3~WeRa

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja lubilam Jeremego, a tu takie rozczarowanie :/ ciekawe czy mówi on prawde o Louisie.. rozdział krótki ale fajny :) czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudownie, już nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super blog. Masz naprawdę świetny styl pisania i ciekawe pomysły na historie. Opowiadanie rewelacyjnie sie zapowiada, a akcja bardzo wciąga. Czekam na następny rozdział, kochanie <3 a gdy będzie ci sie nudziło zapraszam do mnie ( wbl-fanfiction.blogspot.com ) jest dopiero prolog ale bardzo zależy mi na twojej opinii :*

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja