niedziela, 7 grudnia 2014

11. Shot At The Night




„Potrafimy rozmawiać o uczuciach. Chodzi po prostu o to… że w większości przypadków… wolimy tego nie robić.”

Louis

Ten dzień nie zaczął się idealnie, pominę oczywiście fakt, że zabrakło moich ulubionych płatków, a mleko było już stare. Nie chodzi mi także o to, że Liam pojechał z Dani na zakupy, gdzie miał robić za osobistego tragarza Olson, a Malik powiedział, że musi kogoś zaliczyć i odznaczyć w swoim notesie – co jest absolutną głupotą, ponieważ jego dzienniczek pęka już wszak dokładnie jak szafki w jego komodzie, które są wypchane numerami od przeróżnych lasek – wystarczyło, że podałeś mu chociaż najmniejszy szczegół, na przykład pieprzyk na małym palcu u nogi, a Zayn przekartkowałby kilka kartek w swojej książeczce i podałby ci jej numer oraz adres zamieszkania wraz z dokładnym opisem wyglądu zewnętrznego oraz możliwością seksualną.
Dziś czarę mojej cierpliwości przeciążył fakt, że Jessie zapomniała zatankować mój samochód i musiałem zapierdalać do Andersona na nogach, czego najbardziej w świecie nienawidziłem.
Z natury jestem człowiekiem leniwym, który lubi chodzić na skróty – o wiele więcej radości sprawia mi jazda autem, niż wleczenie się piechotą czy chociażby poruszanie się przez miasto zatłoczonym autobusem lub metrem. Lubię wozić się moim porsche, czuję się w ten sposób lepszy od innych… Nie, ja jestem po prostu od nich lepszy i nie potrzebuję do tego zajebistego wozu. Jestem Louis Niesamowity Tomlinson – każda laska chce być moja, a każdy gość chce być mną. Wiem, że jestem ponadprzeciętnym człowiekiem i lubię o tym informować innych, ale nadal jestem w małym stopniu nieszczęśliwy, co pewnie sprawia wielką przyjemność Nessie, która z uśmiechem patrzy jak robię z siebie idiotę dla niej.
Teraz ktoś mógłby powiedzieć, że powinienem odpuścić skoro mogę przebierać w dziewczynach lub po prostu podejść do sąsiednich drzwi, znajdujących się obok mojej sypialni i poprosić Zayna, aby poszukał mi panienki podobnej do Donavan – z tymi samymi szczegółami jak kolor włosów czy chociażby ten przeuroczy pieprzyk po lewej stronie podbrzusza (strasznie lubię tą malusieńką kropeczkę, mimo że ona jej nienawidzi). Jest tylko jeden problem, a mianowicie taki, że ja nie chcę innej, nie chcę jakieś taniej podróbki mojej Nessie. Ja chcę i zawsze chciałem tylko oryginału.
Po zrobieniu awantury Jessice oraz z wyzywaniu jej od głupich i tanich szmat, które są w stanie zrobić wszystko, żeby facet je wybzykał za wszystkie czasy, ale zapominają o prostych rzeczach, jak zatankowanie benzyny – wyszedłem z domu wcześniej oczywiście trzaskając drzwiami jak na dramatyczne wyjście przystało. Naciągnąłem kaptur czarnej bluzy na głowę i wsunąłem dłonie do kieszeni, ponieważ na dworze panowała pizgawica. Wolnym krokiem zmierzałem w kierunku domu Matta, który musiał oczywiście mieszkać w drugiej części miasta – niedaleko mieszkania Nessie, z którą nie rozmawiałem od mojej nieopanowanej potrzeby wyruchania ją za wszystkie czasy na pieprzonej huśtawce w domu naszego wspólnego przyjaciela.
Nic nie mogłem poradzić, że sama świadomość tego, że wróciła sprawiała, że uśmiechałem się sam do siebie wprawiając moich towarzyszy w zdziwienie – wiele razy już się na tym złapałem i za każdym razem Liam, Zayn, Matty czy chociażby ta sierota Moon patrzyli na mnie jak na kosmitę. Oczywiście miałem świadomość, że moja księżniczka potrzebuje czasu na pogodzenie się z faktem, że będę walczył o nią do usranej śmierci, ale ani trochę mnie to nie odpychało, a wręcz przeciwnie – sprawiało, że z każdym dniem miałem ochotę do niej dzwonić i pokazywać jak bardzo ją kocham oraz jak mi zależy, powstrzymywało mnie tylko to, że w każdej chwili mogła zadzwonić na policję i oskarżyć mnie o nękanie. Bądźmy szczerzy – Nessie to prawdziwa wariatka, ale ta jej zryta bańka była kolejną rzeczą, którą kochałem. Donavan była dla mnie idealna pod każdym możliwym względem, sprawiała, że każda inna laska przestawała się dla mnie liczyć. Wiedziałem, że to miłość już pierwszego dnia naszego spotkania, ponieważ jeszcze nigdy tak się nie czułem – moje serce nigdy nie waliło tak mocno i szybko, a ręce pociły się od samego spojrzenia jej pięknych oczu.   
Po półtorej godzinie stanąłem na ganku domu Andersona i zadzwoniłem dzwonkiem do brązowego prostokąta. Minęło kilka minut, aż dwudziestoparolatek raczył dźwignąć szanowny zad i otworzył przyjacielowi drzwi. Brunet miał na sobie jedynie bokserki w znaczki Batmana, a jego włosy były w nieładzie – naprawdę, wyglądały jak po ostrym rżnięciu.
-Cześć, Lou. – Ziewnął i otworzył szerzej wrota do swojego królestwa, które użytkował sam, ponieważ jego starzy rzadko kiedy są w domu co jest skutkiem ich pracy – z zawodu są archeologami. Przekroczyłem próg, a później usiadłem w salonie na sofie rozkładając nogi na brązowym stoliku oraz włączając telewizję. –Nie słyszałem jak podjeżdżasz…  - Urwał, dając mi tym samym do zrozumienia, aby opowiedział czym jest spowodowana piesza wycieczka z mojego do jego domu.
-Wyobraź to sobie, że ta pizda zapomniała zatankować moje porsche. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby, uparcie próbując znaleźć jakiś interesujący program.
-Jessica?
-Znasz inną dziwkę, która pożycza moje auto bez zgody?! – Powoli zaczęła irytować mnie ta pseudo gadka, przecież doskonale wie o kogo mi chodzi, więc po co chce, abym cały czas powtarzał to samo? Czy on ma w tym jakiś cel? Nie wiem, może po prostu sprawia mu to radość i satysfakcję mogąc patrzeć jak tracę nad sobą panowanie oraz bezczelnie wykorzystuje fakt, że nie podniosę ręki na przyjaciela.
-Danielle też się czasem wozi twoim porsche.
-Dani nie jest kurwą, tylko przyjaciółką! – Jak mógł to powiedzieć? Chce, żebym mu za to przypierdolił i wybił wszystkie zęby!? Czy ten pojebany kutas chociaż trochę myśli, czy tylko kieruje się w życiu chujem!? Skurwiel, jak może mówić takie rzeczy o swojej kuzynce? – Słuchaj… - Westchnąłem po chwili, gdy negatywne emocje trochę ze mnie uleciały. – Masz dla mnie rękawice?
-Tsa. – Rozłożył ramiona w bok i przymknął oczy, rozciągając się. –Są w garażu, zaraz ci przyniosę. Chcesz coś do picia? – Pokiwałem jedynie przecząco głową. Nie będę z nim chlał, ponieważ dzisiaj Zayn załatwił mi walkę ze Stanem, który, mimo że jest w naszej… Grupie, to wkurwia mnie jak nikt inny. Czasem mam po prostu ochotę wziąć pistolet i ustrzelić mu jaja, za te wszystkie przekręty, które robi, żeby mi tylko zaszkodzić. – Jak tam chcesz – machnął ręką, a później skierował się do kuchni.
-To ty. – Usłyszałem znajomy głos za sobą, a na moich ustach zawitał cwany uśmieszek. No nieźle, nieźle z ułożonej dziewczynki z dobrego domu stała się najlepiej opłacaną dziwką, którą stworzył Malik.
-Shirley…
-SHARON. – Syknęła. –Jeśli jeszcze raz, któryś z was pomyli moje imię to upierdolę wam jaja. – Uniosłem brwi. Dlaczego nie miałbym sobie poprawić humoru jej kosztem?
-Richard wie, że jego przykładna córeczka daje wszystkim? – Starałem się zachować powagę, jednakże przychodziło mi to z trudem. Była tak bardzo zdesperowana…
-Mój ojciec wielu rzeczy o mnie nie wie. – Jej ton nawet na sekundę się nie zmienił – byłą rasową suką, która piszczy, ponieważ nie chcesz wpuścić jej do domu z powodu kurestwa, złapanego przez dawanie wszystkim kundlom z ulicy. Nie zdziwiłbym się, gdyby McKibben wkrótce został dziadkiem lub gdyby ta nastolatka nabawiła się jakiś chorób wenerycznych.
-Jak na przykład tego, że jego córunia robi lody Malikowi oraz Moon’ owi? Lub, że odprawiała erotyczny taniec, przy którym prawie zdemolowała gabinet ojca, nie mówiąc już o rozbitych okularach, które Zayn uwielbiał? – Uniosłem brwi, a uśmiech cisnął mi się na usta.
-Ooo... – Skierowałem wzrok na Matta, z którego ust wydobył się dźwięk zakłopotania. Nie było ono jakieś spore, ale ja zawsze to zauważę. – Poznałeś już Savannę? – Miałem teraz wielką ochotę podbieg do niego i ucałować w policzek.
-Jestem Sharon! Czy to naprawdę tak trudno zapamiętać?! S H A R O N! Nie jakaś Shelley, Stacy, Shirley, ani jakaś puszczalska Savannah! SHARON. – Jej irytacja, która powoli przeobrażała się w wkurwienie na poziomie zaawansowanym sprawiała, że czułem się o niebo lepiej, niż jeszcze pięć minut temu. Już nie chciałem rzucać przedmiotami, ani nikogo bić – teraz chciałem obserwować tą zdzirowatą brunetkę, która ostatnio przypałętała się przez łóżko Malika, Andersona, Moon’ a i zapewne Stana.
W naszej paczce każdy musiał zaliczyć laskę, którą Zayn zapisał w swoim pamiętniku – jebany księgowy i pedant. Wyjątkiem była Nessie, którą wyrwałem pierwszy i nie pozwoliłem żadnemu z nich się do niej zbliżyć, ponieważ nie chciałem jej skrzywdzić. Donavan była świętością, a te pierdolone złamasy nie miały żadnego prawa, aby jej dotykać brudnym łapami, które kilka godzin wcześniej robiły palcówkę jakiejś lasce z klubu lub ulicy. Czasem wydaje mi się po prostu, że to zwykła desperacja ze strony moich przyjaciół oraz tych dwóch ciuli, którzy rozpierdalają mi system jak nikt inny, jednak po chwili przypominam sobie, że my faceci od czasu do czasu potrzebujemy jakiś urozmaiceń.
-Co mówiłaś, Shirley? – Uniosłem brwi, a ona złapała za stojący za komodzie wazon i cisnęła nim w moją stronę. Na jej nieszczęście mam refleks jak dziki kot i uniknąłem zamachu, czego nie można powiedzieć o Matty’ m, który dostał centralnie w ryj.
Kawałki chińskiej wazy, którą jego mama oraz ojciec przywieźli z okolic Szanghaju leżały pod kipiącym ze złości Andersonem. Dłonie chłopaka zaciśnięte były w pięści, a szczęka jak i mięśnie niebezpiecznie się napięły.
-Popierdoliło cię, suko?! – Wrzasnął na cały budynek, a ja mogłem jedynie podejrzewać, że jego sąsiedzi to usłyszeli. – Jesteś jakaś pojebana! Jak można rzucać wazonem wartym kilkanaście tysięcy funtów i to do tego w kogoś?! Jesteś psychiczna! Wpierdalaj z mojego domu! – Wrzeszczał jak chory psychicznie, ale nie zdziwiło mnie jego zachowanie.
Shirley jest jakaś niedorozwinięta i byłem święcie przekonany do faktu, że kiedyś skończy w zakładzie dla osób chorych umysłowo.  Miejsce dla czubków jest w zakładzie zamkniętym i odseparowanym od ludzi normalnych, których mogły by skrzywdzić zupełnie jak ta mała mojego Matta.
-Ja- a- a nie…
-Chuj mnie obchodzi! Wypierdalaj z mojego domu! – Wskazał palcem w stronę drzwi, a ona stała sparaliżowana.
-Matty... – Jęknęła błagalnie, za co miałem ochotę sobie przywalić dłonią w czoło za jej naiwność. Czy ona jest niepoważna, myślała, że Anderson jest lepszy od Malika?! Jest na tyle głupia, żeby sądzić, że kuzyni będą się od siebie różnić!? – Proszę.
-Wykurwiaj z mojego domu, bo wezwę policję, a w najgorszym wypadku zadzwonię do  świrów, że jedna z ich podopiecznych uciekła! Zdupiaj! – Brunetka lekko się wzdrygnęła, ale dalej stała sparaliżowana. Dopiero po chwili drgnęła i wybiegła z płaczem. –Suka, przez tą zdzirę matka mi rozkurwi łeb. Wiesz jak kochała tę wazę? – Mój przyjaciel schylił się i pozbierał roztrzaskane części pamiątki z Chin.
-Skołujemy nową, jak dziś wygram. – Poklepałem go po plecach w ramach dodania mu otuchy.
-Dzięki stary, jesteś wielki. Chodź, dam ci sprzęt. – Niczym potulny baranek ruszyłem za nim do garażu, gdzie znajdowały się przeróżne dziadostwa, które chomikowała pani Anderson.
Było tutaj pełno pudeł, dywanów, masek, szmat i innych pierdów, bez których mielibyśmy więcej miejsca na nasze rzeczy. W małym, nic nieznaczącym rogu stała pojemna skrzynia, która była wypełniona: skrzynką z narzędziami, rękawicami oraz częściami do samochodów.
Matty uniósł wieko brunatnego kufra i podał mi parę nowych rękawic, które od razu przymierzyłem. Pasowały jak ulał i były zawodowe, teraz jedynie trzeba było je przetestować w akcji. Już nie mogłem się doczekać kiedy obiję ryj Jeremiemu za jego krzywą mordę oraz stawianie mi się.
Może kiedyś byliśmy przyjaciółmi, ale przywilej nazywania mnie przez niego tym mianem skończył się w chwili, kiedy chciał mnie wyciulać przed zleceniodawcą oraz kiedy podwalał się do mojej dziewczyny, jak i również zostawienie mnie na pastwę policji po Street Fight przykutego kajdankami do krat. Na jego nieszczęście gliniarze są tępi i uwierzyli mi, kiedy zeznałem, że mnie pobito i zostawiono na pastwę głodnych psów. Aktualnie gardzę tym człowiekiem, jednak muszę go tolerować ze względu na to, że potrzebuję dobrego stratega do zleceń naszego szefa, który nawiasem mówiąc jest kutasem.  
-Dzięki, Matty. – Przybiłem z nim sztamę, a później skierowałem się do wyjścia.
-Masz to wygrać, bo inaczej przykurwię ci za ten unik na górze. – Zaśmiałem się głośno, a następnie pokazałem mu żeby spierdalał unosząc rękę do góry i wystawiając środkowy palec.
Wyszedłem drzwiami garażowymi i znów obrałem kierunek mojego domu. W kieszeni bluzy miałem rękawice oraz dłonie, w które było mi cholernie zimno. Szedłem przez park mając nadzieję, że drzewa choć w mały sposób zastopują ten pieprzony i lodowaty wiatr.
Po drodze mijałem ludzi, którzy wyszli pobiegać – nie ogarniałem tych osób. Kto przy zdrowych zmysłach biega w takiej pizgawie!? Człowieku idź na siłownię, wejdź na bieżnię, a nie hartuj się na mrozie! Osoby, które wyszły na spacer z psem lub same oraz dzieciaki wracające ze szkoły.
Nagle przed oczami przemknęła mi sylwetka Adama, dlatego desperacko zacząłem szukać Nessie, którą po jakiś dwóch minutach znalazłem. Przeczesałem włosy wcześniej oczywiście zdejmując kaptur i doprowadzając włosy do stanu przyjęcia – przecież nie będę z nią rozmawiał wyglądając jak ciota. Pociągnąłem bluzę w dół, wypiąłem klatę i pewnym siebie krokiem podszedłem do blondynki, przyglądającej się dwójce dzieciaków na placu zabaw. Zaszedłem ją od tyłu i zasłoniłem oczy dłońmi.
-Noo Adaś, idioto. – Przeciągnęła i dotknęła sowimi zimnymi paluchami moich ogrzanych rąk. Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz spowodowany obniżoną temperaturą, jednak nie zdjąłem dłoni z jej twarzy. –Adam do jasnej cholery! – Zdarła moje kończyny i odwróciła się ze wściekłością na twarzy, która szybko przyjęła lekko zawstydzony, speszony, ale również zdystansowany wyraz. –Lou... – Z jej ust brzmiało to niczym najpiękniejsza pieść jaką kiedykolwiek mogłem usłyszeć. –Co tutaj robisz?
-Wiesz… Biegam, dbam o formę i takie tam. – Machnąłem ręką, ciesząc się jak dziecko, które dostało cukierka. –Przecież mnie znasz. – Wzruszyłem ramionami.
-No właśnie, dlatego pytam. – Mruknęła krzyżując ramiona na piersi. Była w tej chwili taka seksowna, że najchętniej przycisnąłbym ją do drzewa i wycałował za wszystkie czasy.
-Wracam od Matta.
-Piechotą? – Uniosła brwi.
-Czy ty mnie przesłuchujesz?
-Może.- Oznajmiła tonem niewinnej dziewczynki, która boi się konsekwencji swoich poczynać. –Więc? – Przewróciłem jedynie oczami, przecież dobrze wiem, że wszystko jej wyśpiewam jak na spowiedzi, bo nie chcę zaczynać odbudowywać naszego związku na kłamstwie. W chuj mi na niej zależy i nie zanosiło się, żeby przez najbliższy czas miałoby się to zmienić.
-Ta pizda zapomniała zatankować. – Blondynka zmarszczyła jednie brwi. – Jessica. – Dodałem, a ona smutna spuściła głowę. Zmniejszyłem odległość między nami i uniosłem jej brodę za pomocą kciuka oraz palca wskazującego, zmuszając, żeby spojrzała mi prosto w oczy. –Przepraszam cię, Nessie, nie chciałem cię skrzywdzić. Ja…
-Ness! – Automatycznie odwróciłem głowę w kierunku chłopca, który nawoływał moją kobietę. Jakiś szatyn mający z góra cztery lata zamachał do Donavan, która natychmiast odwzajemniła jego gest. –Pobaw się ze mną i Darcey! – Dziewiętnastolatka pokazała mu, że za chwilę dołączy.
-Nie obchodzi mnie to, co masz mi do po…
-Kto to jest, ten dzieciak?
-Gabe. – Wzruszyła ramionami.
-A ona? – Kiwnąłem w kierunku szatynki, którą ten mały altromondo huśtał na huśtawce. Dziewczynka głośno się śmiała, a jej śmiech był podobny to najpiękniejszego śmiechu na świecie, który należał do Nessie.
-Darcey, to moja…
-Twoja? – Uniosłem brwi. Jej?
-To córka Adasia.- Zaśmiała się nerwowo. – To moja bratanica. – Kłamała. Kłamała jak z nut. Zawsze, kiedy wciska komuś bajerę to marszczy nosek jak królik.
-Chcę znać prawdę Nessie. Nienawidzę, gdy kłamiesz. – Mówiłem spokojnie, ponieważ nie chciałem jej do siebie zrazić. To… Chciałem ją odzyskać, ale wydzierając się na nią raz robiąc chryję o ściemy, którymi próbuje zmydlić mi oczy niczego nie osiągnę, a za to sporo stracę. 
-Ja w przeciwności do ciebie nie kłamię. – Warknęła. –Jesteś podłym oszustem, który wytyka tylko błędy innym, a sam popełnia identyczne! Jesteś żałosny, Louis! – Umieściła swoje drobne rączki na mojej klatce piersiowej i z całej siły odepchnęła.
Zabolały mnie je słowa, ale nie ze względy na ich sens – mimo, iż były prawdziwe -, ale dlatego, że wyszły z ust mojej ukochanej. Spuściłem jedynie głowę i burknąłem niezrozumiałe do zobaczenia, po czym znów założyłem kaptur na głowę i włożyłem ręce do kieszeni, znów ruszając w drogę powrotną do domu.
Kopałem kamyk zastanawiając się jak odzyskać jej zaufanie, niestety nic mądrego nie przychodziło mi do głowy. Miałem masę głupich pomysłów, jak na przykład upozorowanie napadu na nią przez jakiegoś gwałciciela, ale nim cokolwiek zdążyłby jej zrobić pojawiłbym się i uratował ją. Bum! Louis jest Supermanem, a Nessie jest szczęśliwa i bezpieczna – razem odjeżdżają czarnym porsche ku zachodzącemu słońcu… Cóż… W mojej głowie wyglądało to naprawdę cudownie, jednak realizacja tego pozostawia wiele do życzenia. Donavan nie jest już tą samą dziewczyną, którą była kiedyś – teraz oberwał bym za taką akcję.
Po przekroczeniu progu domu usłyszałem rozmowę przyjaciół. Zsunąłem buty ze stóp bez użycia rąk i wszedłem w głąb willi. W salonie siedział Malik, który lizał jakąś rudą cizię, a Liam zawzięcie dyskutował z Danielle.
-No proszę, chodź ze mną na ten bal. – Błagała Payne’ a dziewczyna, jednak on twardo trzymał się swojego zdania, że nie będzie przebywał w towarzystwie bogatych snobów.
-Dani... – Westchnął. – Zabierz Zayna, albo Louisa, bo ja…
-Louis nie może iść. – Dlaczego? Niezbyt rozumiejąc jej aluzję do tego, że nie mogę pójść na jakieś tandetne party w towarzystwie zamożnych cieci, przecież potrafię tańczyć! Byłem na takim balu z Nessie i radziłem sobie świetnie, przecież…
-Pójdę z tobą, Dani. – Powiedziałem pewnie.
-Nie możesz, Lou. Ness…
-Chcę z nią zatańczyć, jak trzy lata temu. Danielle o nic cię nigdy nie prosiłem, a teraz chcę pójść na ten pieprzony bal, żeby ją zobaczyć. – Brunetka westchnęła zrezygnowana oraz wywróciła oczami, ale przystała na moją prośbę. Kolejna drobna rzecz sprawiała, że ten feralny dzień stawał się lepszy.
-Ale ubierzesz krawat. – Wskazała na mnie palcem, a ja jej zasalutowałem. Zrobię wszystko, żeby wbić się na tą imprezę mogę nawet przebiec nagi przez naszą dzielnicę w tym mrozie, tylko chcę pójść!
-Teraz idź się przygotuj do walki. – Wspomniał Zayn, którego laska powoli zaczynała przeginać. Nie mam zamiaru patrzeć jak mu tutaj robi loda.
-Idź do siebie z tą cipką. – Westchnąłem kierując się do naszej piwnicy. Zbiegłem po schodach w między czasie zdejmując bluzę, aby nie blokowała moich ruchów zupełnie jak koszulka. Nałożyłem stare rękawice i zacząłem wymierzać ciosy w worek treningowy wiszący przy suficie.
Lubiłem boks lub po prostu Street Fight. Uwielbiałem tą adrenalinę, a już w szczególności kochałem sposób jak szybko mogłem pozbyć się negatywnych emocji z mojego organizmu poprzez obicie komuś twarzy. Wolałem to, niż te wszystkie herbatki ziołowe na uspokojenie, które serwowała mi Olson.
Po dwóch godzinach wróciłem na górę, a tak właściwie to do swojego pokoju, skąd zabrałem czyste ubrania, z którym poszedłem do łazienki, aby wziąć prysznic. Po relaksującej kąpieli doprowadziłem się do stanu przyjęcia. Doszedłem do wniosku, że nie ma sensu, żeby zastanawiać się co będzie jeśli przegram z tą ciotą Stanem, ponieważ znałem odpowiedź na to pytanie. WYGRAM Z NIM – innej opcji nie ma. Postanowiłem wyluzować, dlatego opadłem na łóżko i zamknąłem oczy.
Stała na wielkim tarasie ubrana w długą zieloną sukienkę, która idealnie podkreślała jej talię. Jej włosy były spięte w wysoki kucyk, a oczy podkreślone. Wyglądała zjawiskowo, niczym bogini. Stała i wpatrywała się w niebo.
Zdjąłem marynarkę, po czym zaszedłem ją od tyłu i okryłem jej obnażone ramiona. Jej ciało delikatnie drgnęło, a ja pozwoliłem sobie ją objąć. Oplotłem ramionami jej drobną sylwetkę, a gdy nie otrzymałem protestu przysunąłem się bliżej- tak, że jej plecy stykały się z moją klatką piersiową – i oparłem brodę o czubek jej głowy.
-Moja. – Szepnąłem do ucha blondynki.
-Mój. – Oznajmiła tym samym tonem, jakby bała się, że ktoś mógłby ją usłyszeć. – Na zawsze. - uśmiechnąłem się i odwróciłem ją do siebie przodem. Spojrzała w moje oczy, a dłoń umieściła na moim policzku. –Dlaczego muszę cię kochać, Lou?
-Kochasz mnie? – Uniosłem brwi ze zdziwienia. W całym naszym półtorarocznym związku powiedziała mi to tylko raz. Przeważnie, gdy mówiłem, że ją kocham odpowiadała mi ja ciebie też.
-Jesteś takim dupkiem… - Westchnęła, kręcą z dezaprobatą głową. –A ja cię kocham jak głupia. – Zdjąłem dłonie z jej bioder i ująłem twarz w dłonie. Dzieliły nas tylko centymetry, które za wszelką cenę próbowałem pokonać, żeby tylko zatopić wargi w jej idealnych ustach. Jeszcze tylko kilka sekund, milimetr i…
-Tommo, wstawaj! Zaraz walczysz ze Stanem! – Gwałtownie otworzyłem oczy, a we mnie włączył się instynkt zabójcy.
-Zapierdolę cię kiedyś, Malik. – Mruknąłem dźwigając się z materaca. Wyszedłem z sypialni, a po zamknięciu drzwi – zbiegłem po schodach. Zayn czekał przy drzwiach, a w dłoni obracał kółeczko z kluczykami do jego lamborghini. Nienawidziłem tego auta z jednej konkretnej przyczyny – przewinęło się przez nie tyle lasek, które wyruchał na miejscu pasażera, że miałem ochotę znów popierdalać na nogach. –Sprzątałeś?
-Nikogo nie zaliczyłem z przodu od miesiąca. – Przytaknąłem, a później wszedłem za przyjacielem z domu, a później usiadłem na przeklętym miejscu. Mulat jechał dość szybko, ale nie miałem z tym problemu. Śpieszyło nam się, ponieważ nie chciałem przegrać walkowerem.
Na miejscu byliśmy po niecałych piętnastu minutach. W okolicach starych magazynów był już tłum ludzi, w którym przebywali między innymi zawodnicy, goście, którzy obstawiali walki oraz laski, które gotowe były zrobić wszystko dla zwycięzcy. Wysiedliśmy z samochodu i wolnym oraz pewnym siebie krokiem ruszyłem w stronę „ringu” na równi z dwudziestojednolatkiem.
-Myślałem, że nie przyjdziesz. – Prychnąłem kpiącym śmiechem na słowa Jeremy’ go. –Byłem święcie przekonany, że dasz dupy w tej sprawie.
-Spokojnie Jer, ta rola przypadnie tobie. Będziesz dziwką wyruchaną przez życie. – Kibice zanieśli się śmiechem, a mój brat zaczął rozmasowywać moje ramiona.
-Ja zawsze wygrywam, Tomlinson. – Uśmiech nie schodził mu z ust, a ja miałem wielką ochotę go zetrzeć. – Gotowy? –Przytaknąłem i zdjąłem górną część garderoby pozostając z gołą klatą. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł po moich plecach, jednak zignorowałem go i zająłem się ubieraniem rękawic.
-Nie daj mu się, wiesz, że to palant, który tylko dużo gada. Jest niegroźny. – Motywował mnie Zayn, na co tylko kiwałem pionowo głową dając mu do zrozumienia, że wiem o tym. –Dokop mu, stary!- Wrzasnął po usłyszeniu dzwonka informującego o pierwszej rundzie.
Stanęliśmy naprzeciwko siebie i dotknęliśmy się rękawicami. Nasz kontakt fizyczny nie trwał długo, ponieważ szybko się od siebie odsunęliśmy. Jeremy starał się zachować dystans, jednak ruszyłem na niego w błyskawicznym tempie i oddawałem dokładne, wręcz precyzyjne ciosy, które wcześniej przemyślałem. Nie byłem jednym z tych idiotów, którzy walą na oślep i liczą na łut szczęścia – opracowywałem każdy ruch jaki zamierzałem wykonać oraz starałem się przewidywać ruchy przeciwnika, co w przypadku Stana nie było wyzwaniem. Brunet był idiotą, a jego styl walki był chaotyczny, dlatego szybko go rozgryzłem i pokonałem w pierwszej rundzie wykonując Superman Punch i nokautując tego życiowego nieudacznika. Tłum zaczął skandować moje imię, a wokół mnie ustawiły się laki, mogłem wybierać wśród nich, mogłem teraz zaliczyć, którą tylko chciałem… Ale nie chciałem żadnej, chciałem Nessie.
-Zawsze wygrywasz, co? – Zakpiłem z niego. Nie mogłem się powstrzymać. Uwielbiałem patrzeć jak moi wrogowie cierpią oraz wpadają w dziki szał.
-ZAWSZE. – Podkreślił, na co zmarszczyłem brwi. –To dopiero początek…
Pokiwałem głową na boki z jego głupoty, przecież go pokonałem – to koniec, przegrał. Jest po prostu żałosny, myśląc, że w jakikolwiek sposób może mnie wkurwić lub zranić. Ja nie mam słabych punktów, jestem niczym Superman – przystojny, silny, nieustraszony, jedyne czego nie potrafię to latać, ale to nie ma znaczenia, bo mam boską furę, która mi to w pewnym sensie umożliwia.
-Wracamy do domu. – Zarządziłem i wsiadłem do samochodu przyjaciela, który przekręcając klucz w stacyjce odpalił silnik i odjechał z piskiem opon w stronę naszej willi. 
___________________________________
I w ten oto sposób mamy już rozdział 11. Lubię go i nawet mi się podoba, nie wiem czy wam też przypadnie do gustu, ale mam taką nadzieję. 
Mam dla was jeszcze jedną niespodziankę - to taki prezent na mikołajki hahahaha


Obiecany blog o Ashtonie z 5SOS!! Serdecznie zapraszam na pierwszy rozdział!!

Zaglądaliście może to tej zakładki KONKURS?? Jeśli nie to proszę:


To chyba tyle, buźka miśki ;**

12 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podoba ten rozdział :) czekam z niecierpliwością na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej kocham twoje rozdziały
    Są boskie mmm
    Wiedział,że skłamała wyczekuje rozdziału kiedy Lou dowie się,że Darcey to jego córka
    Aaaa genialny,już nie mogę się doczekać nowego
    Ściskam Mela:**

    OdpowiedzUsuń
  3. TO JEST TAKIE KURCZE GENIALNE ŻE OMG ---ANGELA

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny *.*.....zaczyna się ono powoli rozkręca.....kocham te opowiadanie..*.*...pisz, pisz, pisz!!!..czekam na nexta
    weny zycze..!
    //Kxx

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg nie wytrzymam po prostu jkdsjkjfjkjkr#(jkjkcxbhdsahjejkdskajewlk zajebisty kiedy next? ~cleo

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow co za rozdział <3 tak trzymaj kochana @mortajuliana

    OdpowiedzUsuń
  7. Aaaaaaaaaaaaaaa! Po prostu Cię kocham!!!!!!?
    ~Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. jezu ta ostatnia scena była gxeeinvxeuon3hvtgdethbdhhfthyjh nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału @niall_quad

    OdpowiedzUsuń
  9. Coś przeczuwam że Jer chce zranic Tommo poprzez Ness.Kurde oby wkoncu sie dowiedzial ze ma corke.Tak bardzo nie moge sie doczekac nexta.Podoba mi sie w tym rodlzdziale WSZYSTKO! :* Jest taki ojohojo ze no! Buzki i do nexta :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Niezły, jak zawsze, pozdrawiam i czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. zostałaś nominowana do LA. Wiecej informacji na http://forget-forever-to-you.blogspot.com/p/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja