„Potrafimy rozmawiać o
uczuciach. Chodzi po prostu o to… że w większości przypadków… wolimy tego nie
robić.”
Louis
Ten dzień nie zaczął się idealnie, pominę oczywiście fakt,
że zabrakło moich ulubionych płatków, a mleko było już stare. Nie chodzi mi
także o to, że Liam pojechał z Dani na zakupy, gdzie miał robić za osobistego tragarza
Olson, a Malik powiedział, że musi kogoś zaliczyć i odznaczyć w swoim notesie –
co jest absolutną głupotą, ponieważ jego dzienniczek pęka już wszak dokładnie
jak szafki w jego komodzie, które są wypchane numerami od przeróżnych lasek –
wystarczyło, że podałeś mu chociaż najmniejszy szczegół, na przykład pieprzyk
na małym palcu u nogi, a Zayn przekartkowałby kilka kartek w swojej książeczce
i podałby ci jej numer oraz adres zamieszkania wraz z dokładnym opisem wyglądu
zewnętrznego oraz możliwością seksualną.
Dziś czarę mojej cierpliwości przeciążył fakt, że Jessie
zapomniała zatankować mój samochód i musiałem zapierdalać do Andersona na
nogach, czego najbardziej w świecie nienawidziłem.
Z natury jestem człowiekiem leniwym, który lubi chodzić na skróty
– o wiele więcej radości sprawia mi jazda autem, niż wleczenie się piechotą czy
chociażby poruszanie się przez miasto zatłoczonym autobusem lub metrem. Lubię
wozić się moim porsche, czuję się w ten sposób lepszy od innych… Nie, ja jestem
po prostu od nich lepszy i nie potrzebuję do tego zajebistego wozu. Jestem Louis Niesamowity Tomlinson – każda
laska chce być moja, a każdy gość chce być mną. Wiem, że jestem
ponadprzeciętnym człowiekiem i lubię o tym informować innych, ale nadal jestem
w małym stopniu nieszczęśliwy, co pewnie sprawia wielką przyjemność Nessie,
która z uśmiechem patrzy jak robię z siebie idiotę dla niej.
Teraz ktoś mógłby powiedzieć, że powinienem odpuścić skoro
mogę przebierać w dziewczynach lub po prostu podejść do sąsiednich drzwi,
znajdujących się obok mojej sypialni i poprosić Zayna, aby poszukał mi panienki
podobnej do Donavan – z tymi samymi szczegółami jak kolor włosów czy chociażby
ten przeuroczy pieprzyk po lewej stronie podbrzusza (strasznie lubię tą
malusieńką kropeczkę, mimo że ona jej nienawidzi). Jest tylko jeden problem, a
mianowicie taki, że ja nie chcę innej, nie chcę jakieś taniej podróbki mojej
Nessie. Ja chcę i zawsze chciałem tylko oryginału.
Po zrobieniu awantury Jessice oraz z wyzywaniu jej od
głupich i tanich szmat, które są w stanie zrobić wszystko, żeby facet je
wybzykał za wszystkie czasy, ale zapominają o prostych rzeczach, jak
zatankowanie benzyny – wyszedłem z domu wcześniej oczywiście trzaskając
drzwiami jak na dramatyczne wyjście przystało. Naciągnąłem kaptur czarnej bluzy na głowę i wsunąłem dłonie do kieszeni, ponieważ na dworze panowała
pizgawica. Wolnym krokiem zmierzałem w kierunku domu Matta, który musiał
oczywiście mieszkać w drugiej części miasta – niedaleko mieszkania Nessie, z
którą nie rozmawiałem od mojej nieopanowanej potrzeby wyruchania ją za
wszystkie czasy na pieprzonej huśtawce w domu naszego wspólnego przyjaciela.
Nic nie mogłem poradzić, że sama świadomość tego, że wróciła
sprawiała, że uśmiechałem się sam do siebie wprawiając moich towarzyszy w
zdziwienie – wiele razy już się na tym złapałem i za każdym razem Liam, Zayn,
Matty czy chociażby ta sierota Moon patrzyli na mnie jak na kosmitę. Oczywiście
miałem świadomość, że moja księżniczka potrzebuje czasu na pogodzenie się z
faktem, że będę walczył o nią do usranej śmierci, ale ani trochę mnie to nie
odpychało, a wręcz przeciwnie – sprawiało, że z każdym dniem miałem ochotę do
niej dzwonić i pokazywać jak bardzo ją kocham oraz jak mi zależy, powstrzymywało
mnie tylko to, że w każdej chwili mogła zadzwonić na policję i oskarżyć mnie o
nękanie. Bądźmy szczerzy – Nessie to prawdziwa wariatka, ale ta jej zryta bańka
była kolejną rzeczą, którą kochałem. Donavan była dla mnie idealna pod każdym
możliwym względem, sprawiała, że każda inna laska przestawała się dla mnie
liczyć. Wiedziałem, że to miłość już pierwszego dnia naszego spotkania,
ponieważ jeszcze nigdy tak się nie czułem – moje serce nigdy nie waliło tak
mocno i szybko, a ręce pociły się od samego spojrzenia jej pięknych oczu.
Po półtorej godzinie stanąłem na ganku domu Andersona i
zadzwoniłem dzwonkiem do brązowego prostokąta. Minęło kilka minut, aż
dwudziestoparolatek raczył dźwignąć szanowny zad i otworzył przyjacielowi
drzwi. Brunet miał na sobie jedynie bokserki w znaczki Batmana, a jego włosy
były w nieładzie – naprawdę, wyglądały jak po ostrym rżnięciu.
-Cześć, Lou. – Ziewnął i otworzył szerzej wrota do swojego
królestwa, które użytkował sam, ponieważ jego starzy rzadko kiedy są w domu co
jest skutkiem ich pracy – z zawodu są archeologami. Przekroczyłem próg, a
później usiadłem w salonie na sofie rozkładając nogi na brązowym stoliku oraz
włączając telewizję. –Nie słyszałem jak podjeżdżasz… - Urwał, dając mi tym samym do zrozumienia,
aby opowiedział czym jest spowodowana piesza wycieczka z mojego do jego domu.
-Wyobraź to sobie, że ta pizda zapomniała zatankować moje
porsche. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby, uparcie próbując znaleźć jakiś
interesujący program.
-Jessica?
-Znasz inną dziwkę, która pożycza moje auto bez zgody?! – Powoli zaczęła irytować mnie ta pseudo gadka, przecież doskonale wie o kogo mi
chodzi, więc po co chce, abym cały czas powtarzał to samo? Czy on ma w tym
jakiś cel? Nie wiem, może po prostu sprawia mu to radość i satysfakcję mogąc
patrzeć jak tracę nad sobą panowanie oraz bezczelnie wykorzystuje fakt, że nie
podniosę ręki na przyjaciela.
-Danielle też się czasem wozi twoim porsche.
-Dani nie jest kurwą, tylko przyjaciółką! – Jak mógł to
powiedzieć? Chce, żebym mu za to przypierdolił i wybił wszystkie zęby!? Czy ten
pojebany kutas chociaż trochę myśli, czy tylko kieruje się w życiu chujem!?
Skurwiel, jak może mówić takie rzeczy o swojej kuzynce? – Słuchaj… - Westchnąłem po chwili, gdy negatywne emocje trochę ze mnie uleciały. – Masz dla
mnie rękawice?
-Tsa. – Rozłożył ramiona w bok i przymknął oczy, rozciągając
się. –Są w garażu, zaraz ci przyniosę. Chcesz coś do picia? – Pokiwałem jedynie
przecząco głową. Nie będę z nim chlał, ponieważ dzisiaj Zayn załatwił mi walkę
ze Stanem, który, mimo że jest w naszej… Grupie, to wkurwia mnie jak nikt inny.
Czasem mam po prostu ochotę wziąć pistolet i ustrzelić mu jaja, za te wszystkie
przekręty, które robi, żeby mi tylko zaszkodzić. – Jak tam chcesz – machnął
ręką, a później skierował się do kuchni.
-To ty. – Usłyszałem znajomy głos za sobą, a na moich ustach
zawitał cwany uśmieszek. No nieźle, nieźle z ułożonej dziewczynki z dobrego
domu stała się najlepiej opłacaną dziwką, którą stworzył Malik.
-Shirley…
-SHARON. – Syknęła. –Jeśli jeszcze raz, któryś z was pomyli
moje imię to upierdolę wam jaja. – Uniosłem brwi. Dlaczego nie miałbym sobie
poprawić humoru jej kosztem?
-Richard wie, że jego przykładna córeczka daje wszystkim? – Starałem się zachować powagę, jednakże przychodziło mi to z trudem. Była tak
bardzo zdesperowana…
-Mój ojciec wielu rzeczy o mnie nie wie. – Jej ton nawet na
sekundę się nie zmienił – byłą rasową suką, która piszczy, ponieważ nie chcesz
wpuścić jej do domu z powodu kurestwa, złapanego przez dawanie wszystkim
kundlom z ulicy. Nie zdziwiłbym się, gdyby McKibben wkrótce został dziadkiem
lub gdyby ta nastolatka nabawiła się jakiś chorób wenerycznych.
-Jak na przykład tego, że jego córunia robi lody Malikowi
oraz Moon’ owi? Lub, że odprawiała erotyczny taniec, przy którym prawie
zdemolowała gabinet ojca, nie mówiąc już o rozbitych okularach, które Zayn
uwielbiał? – Uniosłem brwi, a uśmiech cisnął mi się na usta.
-Ooo... – Skierowałem wzrok na Matta, z którego ust wydobył się
dźwięk zakłopotania. Nie było ono jakieś spore, ale ja zawsze to zauważę. –
Poznałeś już Savannę? – Miałem teraz wielką ochotę podbieg do niego i ucałować
w policzek.
-Jestem Sharon! Czy to naprawdę tak trudno zapamiętać?! S H
A R O N! Nie jakaś Shelley, Stacy, Shirley, ani jakaś puszczalska Savannah!
SHARON. – Jej irytacja, która powoli przeobrażała się w wkurwienie na poziomie
zaawansowanym sprawiała, że czułem się o niebo lepiej, niż jeszcze pięć minut
temu. Już nie chciałem rzucać przedmiotami, ani nikogo bić – teraz chciałem
obserwować tą zdzirowatą brunetkę, która ostatnio przypałętała się przez łóżko
Malika, Andersona, Moon’ a i zapewne Stana.
W naszej paczce każdy musiał zaliczyć laskę, którą Zayn
zapisał w swoim pamiętniku – jebany księgowy i pedant. Wyjątkiem była Nessie,
którą wyrwałem pierwszy i nie pozwoliłem żadnemu z nich się do niej zbliżyć,
ponieważ nie chciałem jej skrzywdzić. Donavan była świętością, a te pierdolone
złamasy nie miały żadnego prawa, aby jej dotykać brudnym łapami, które kilka
godzin wcześniej robiły palcówkę jakiejś lasce z klubu lub ulicy. Czasem wydaje
mi się po prostu, że to zwykła desperacja ze strony moich przyjaciół oraz tych
dwóch ciuli, którzy rozpierdalają mi system jak nikt inny, jednak po chwili
przypominam sobie, że my faceci od czasu do czasu potrzebujemy jakiś
urozmaiceń.
-Co mówiłaś, Shirley? – Uniosłem brwi, a ona złapała za
stojący za komodzie wazon i cisnęła nim w moją stronę. Na jej nieszczęście mam
refleks jak dziki kot i uniknąłem zamachu, czego nie można powiedzieć o Matty’
m, który dostał centralnie w ryj.
Kawałki chińskiej wazy, którą jego mama oraz ojciec
przywieźli z okolic Szanghaju leżały pod kipiącym ze złości Andersonem. Dłonie
chłopaka zaciśnięte były w pięści, a szczęka jak i mięśnie niebezpiecznie się
napięły.
-Popierdoliło cię, suko?! – Wrzasnął na cały budynek, a ja
mogłem jedynie podejrzewać, że jego sąsiedzi to usłyszeli. – Jesteś jakaś
pojebana! Jak można rzucać wazonem wartym kilkanaście tysięcy funtów i to do
tego w kogoś?! Jesteś psychiczna! Wpierdalaj z mojego domu! – Wrzeszczał jak
chory psychicznie, ale nie zdziwiło mnie jego zachowanie.
Shirley jest jakaś niedorozwinięta i byłem święcie
przekonany do faktu, że kiedyś skończy w zakładzie dla osób chorych
umysłowo. Miejsce dla czubków jest w
zakładzie zamkniętym i odseparowanym od ludzi normalnych, których mogły by
skrzywdzić zupełnie jak ta mała mojego Matta.
-Ja- a- a nie…
-Chuj mnie obchodzi! Wypierdalaj z mojego domu! – Wskazał
palcem w stronę drzwi, a ona stała sparaliżowana.
-Matty... – Jęknęła błagalnie, za co miałem ochotę sobie
przywalić dłonią w czoło za jej naiwność. Czy ona jest niepoważna, myślała, że
Anderson jest lepszy od Malika?! Jest na tyle głupia, żeby sądzić, że kuzyni
będą się od siebie różnić!? – Proszę.
-Wykurwiaj z mojego domu, bo wezwę policję, a w najgorszym
wypadku zadzwonię do świrów, że jedna z
ich podopiecznych uciekła! Zdupiaj! – Brunetka lekko się wzdrygnęła, ale dalej
stała sparaliżowana. Dopiero po chwili drgnęła i wybiegła z płaczem. –Suka, przez
tą zdzirę matka mi rozkurwi łeb. Wiesz jak kochała tę wazę? – Mój przyjaciel
schylił się i pozbierał roztrzaskane części pamiątki z Chin.
-Skołujemy nową, jak dziś wygram. – Poklepałem go po plecach
w ramach dodania mu otuchy.
-Dzięki stary, jesteś wielki. Chodź, dam ci sprzęt. – Niczym
potulny baranek ruszyłem za nim do garażu, gdzie znajdowały się przeróżne
dziadostwa, które chomikowała pani Anderson.
Było tutaj pełno pudeł, dywanów, masek, szmat i innych
pierdów, bez których mielibyśmy więcej miejsca na nasze rzeczy. W małym, nic
nieznaczącym rogu stała pojemna skrzynia, która była wypełniona: skrzynką z
narzędziami, rękawicami oraz częściami do samochodów.
Matty uniósł wieko brunatnego kufra i podał mi parę nowych
rękawic, które od razu przymierzyłem. Pasowały jak ulał i były zawodowe, teraz
jedynie trzeba było je przetestować w akcji. Już nie mogłem się doczekać kiedy
obiję ryj Jeremiemu za jego krzywą mordę oraz stawianie mi się.
Może kiedyś byliśmy przyjaciółmi, ale przywilej nazywania
mnie przez niego tym mianem skończył się w chwili, kiedy chciał mnie wyciulać
przed zleceniodawcą oraz kiedy podwalał się do mojej dziewczyny, jak i również
zostawienie mnie na pastwę policji po Street
Fight przykutego kajdankami do krat. Na jego nieszczęście gliniarze są tępi
i uwierzyli mi, kiedy zeznałem, że mnie pobito i zostawiono na pastwę głodnych
psów. Aktualnie gardzę tym człowiekiem, jednak muszę go tolerować ze względu na
to, że potrzebuję dobrego stratega do zleceń naszego szefa, który nawiasem
mówiąc jest kutasem.
-Dzięki, Matty. – Przybiłem z nim sztamę, a później
skierowałem się do wyjścia.
-Masz to wygrać, bo inaczej przykurwię ci za ten unik na
górze. – Zaśmiałem się głośno, a następnie pokazałem mu żeby spierdalał unosząc
rękę do góry i wystawiając środkowy palec.
Wyszedłem drzwiami garażowymi i znów obrałem kierunek mojego domu. W kieszeni bluzy miałem rękawice oraz dłonie, w które było mi cholernie zimno. Szedłem przez park mając nadzieję, że drzewa choć w mały sposób zastopują ten pieprzony i lodowaty wiatr.
Wyszedłem drzwiami garażowymi i znów obrałem kierunek mojego domu. W kieszeni bluzy miałem rękawice oraz dłonie, w które było mi cholernie zimno. Szedłem przez park mając nadzieję, że drzewa choć w mały sposób zastopują ten pieprzony i lodowaty wiatr.
Po drodze mijałem ludzi, którzy wyszli pobiegać – nie
ogarniałem tych osób. Kto przy zdrowych zmysłach biega w takiej pizgawie!?
Człowieku idź na siłownię, wejdź na bieżnię, a nie hartuj się na mrozie! Osoby,
które wyszły na spacer z psem lub same oraz dzieciaki wracające ze szkoły.
Nagle przed oczami przemknęła mi sylwetka Adama, dlatego
desperacko zacząłem szukać Nessie, którą po jakiś dwóch minutach znalazłem.
Przeczesałem włosy wcześniej oczywiście zdejmując kaptur i doprowadzając włosy
do stanu przyjęcia – przecież nie będę z nią rozmawiał wyglądając jak ciota.
Pociągnąłem bluzę w dół, wypiąłem klatę i pewnym siebie krokiem podszedłem do
blondynki, przyglądającej się dwójce dzieciaków na placu zabaw. Zaszedłem ją od
tyłu i zasłoniłem oczy dłońmi.
-Noo Adaś, idioto. – Przeciągnęła i dotknęła sowimi zimnymi
paluchami moich ogrzanych rąk. Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz
spowodowany obniżoną temperaturą, jednak nie zdjąłem dłoni z jej twarzy. –Adam
do jasnej cholery! – Zdarła moje kończyny i odwróciła się ze wściekłością na
twarzy, która szybko przyjęła lekko zawstydzony, speszony, ale również
zdystansowany wyraz. –Lou... – Z jej ust brzmiało to niczym najpiękniejsza pieść jaką kiedykolwiek mogłem usłyszeć. –Co tutaj
robisz?
-Wiesz… Biegam, dbam o formę i takie tam. – Machnąłem ręką,
ciesząc się jak dziecko, które dostało cukierka. –Przecież mnie znasz. – Wzruszyłem ramionami.
-No właśnie, dlatego pytam. – Mruknęła krzyżując ramiona na
piersi. Była w tej chwili taka seksowna, że najchętniej przycisnąłbym ją do
drzewa i wycałował za wszystkie czasy.
-Wracam od Matta.
-Piechotą? – Uniosła brwi.
-Czy ty mnie przesłuchujesz?
-Może.- Oznajmiła tonem niewinnej dziewczynki, która boi się
konsekwencji swoich poczynać. –Więc? – Przewróciłem jedynie oczami, przecież
dobrze wiem, że wszystko jej wyśpiewam jak na spowiedzi, bo nie chcę zaczynać
odbudowywać naszego związku na kłamstwie. W chuj mi na niej zależy i nie
zanosiło się, żeby przez najbliższy czas miałoby się to zmienić.
-Ta pizda zapomniała zatankować. – Blondynka zmarszczyła
jednie brwi. – Jessica. – Dodałem, a ona smutna spuściła głowę. Zmniejszyłem
odległość między nami i uniosłem jej brodę za pomocą kciuka oraz palca
wskazującego, zmuszając, żeby spojrzała mi prosto w oczy. –Przepraszam cię,
Nessie, nie chciałem cię skrzywdzić. Ja…
-Ness! – Automatycznie odwróciłem głowę w kierunku chłopca,
który nawoływał moją kobietę. Jakiś szatyn mający z góra cztery lata zamachał
do Donavan, która natychmiast odwzajemniła jego gest. –Pobaw się ze mną i
Darcey! – Dziewiętnastolatka pokazała mu, że za chwilę dołączy.
-Nie obchodzi mnie to, co masz mi do po…
-Kto to jest, ten dzieciak?
-Gabe. – Wzruszyła ramionami.
-A ona? – Kiwnąłem w kierunku szatynki, którą ten mały altromondo
huśtał na huśtawce. Dziewczynka głośno się śmiała, a jej śmiech był podobny to
najpiękniejszego śmiechu na świecie, który należał do Nessie.
-Darcey, to moja…
-Twoja? – Uniosłem brwi. Jej?
-To córka Adasia.- Zaśmiała się nerwowo. – To moja bratanica.
– Kłamała. Kłamała jak z nut. Zawsze, kiedy wciska komuś bajerę to marszczy
nosek jak królik.
-Chcę znać prawdę Nessie. Nienawidzę, gdy kłamiesz. – Mówiłem
spokojnie, ponieważ nie chciałem jej do siebie zrazić. To… Chciałem ją
odzyskać, ale wydzierając się na nią raz robiąc chryję o ściemy, którymi
próbuje zmydlić mi oczy niczego nie osiągnę, a za to sporo stracę.
-Ja w przeciwności do ciebie nie kłamię. – Warknęła. –Jesteś
podłym oszustem, który wytyka tylko błędy innym, a sam popełnia identyczne!
Jesteś żałosny, Louis! – Umieściła swoje drobne rączki na mojej klatce
piersiowej i z całej siły odepchnęła.
Zabolały mnie je słowa, ale nie ze względy na ich sens –
mimo, iż były prawdziwe -, ale dlatego, że wyszły z ust mojej ukochanej.
Spuściłem jedynie głowę i burknąłem niezrozumiałe do zobaczenia, po czym znów założyłem kaptur na głowę i włożyłem
ręce do kieszeni, znów ruszając w drogę powrotną do domu.
Kopałem kamyk zastanawiając się jak odzyskać jej zaufanie,
niestety nic mądrego nie przychodziło mi do głowy. Miałem masę głupich
pomysłów, jak na przykład upozorowanie napadu na nią przez jakiegoś
gwałciciela, ale nim cokolwiek zdążyłby jej zrobić pojawiłbym się i uratował
ją. Bum! Louis jest Supermanem, a Nessie jest szczęśliwa i bezpieczna – razem
odjeżdżają czarnym porsche ku zachodzącemu słońcu… Cóż… W mojej głowie
wyglądało to naprawdę cudownie, jednak realizacja tego pozostawia wiele do
życzenia. Donavan nie jest już tą samą dziewczyną, którą była kiedyś – teraz
oberwał bym za taką akcję.
Po przekroczeniu progu domu usłyszałem rozmowę przyjaciół.
Zsunąłem buty ze stóp bez użycia rąk i wszedłem w głąb willi. W salonie
siedział Malik, który lizał jakąś rudą cizię, a Liam zawzięcie dyskutował z
Danielle.
-No proszę, chodź ze mną na ten bal. – Błagała Payne’ a
dziewczyna, jednak on twardo trzymał się swojego zdania, że nie będzie
przebywał w towarzystwie bogatych snobów.
-Dani... – Westchnął. – Zabierz Zayna, albo Louisa, bo ja…
-Louis nie może iść. – Dlaczego? Niezbyt rozumiejąc jej
aluzję do tego, że nie mogę pójść na jakieś tandetne party w towarzystwie
zamożnych cieci, przecież potrafię tańczyć! Byłem na takim balu z Nessie i
radziłem sobie świetnie, przecież…
-Pójdę z tobą, Dani. – Powiedziałem pewnie.
-Nie możesz, Lou. Ness…
-Chcę z nią zatańczyć, jak trzy lata temu. Danielle o nic
cię nigdy nie prosiłem, a teraz chcę pójść na ten pieprzony bal, żeby ją
zobaczyć. – Brunetka westchnęła zrezygnowana oraz wywróciła oczami, ale
przystała na moją prośbę. Kolejna drobna rzecz sprawiała, że ten feralny dzień
stawał się lepszy.
-Ale ubierzesz krawat. – Wskazała na mnie palcem, a ja jej
zasalutowałem. Zrobię wszystko, żeby wbić się na tą imprezę mogę nawet przebiec
nagi przez naszą dzielnicę w tym mrozie, tylko chcę pójść!
-Teraz idź się przygotuj do walki. – Wspomniał Zayn, którego
laska powoli zaczynała przeginać. Nie mam zamiaru patrzeć jak mu tutaj robi
loda.
-Idź do siebie z tą cipką. – Westchnąłem kierując się do
naszej piwnicy. Zbiegłem po schodach w między czasie zdejmując bluzę, aby nie
blokowała moich ruchów zupełnie jak koszulka. Nałożyłem stare rękawice i
zacząłem wymierzać ciosy w worek treningowy wiszący przy suficie.
Lubiłem boks lub po prostu Street Fight. Uwielbiałem tą
adrenalinę, a już w szczególności kochałem sposób jak szybko mogłem pozbyć się
negatywnych emocji z mojego organizmu poprzez obicie komuś twarzy. Wolałem to,
niż te wszystkie herbatki ziołowe na uspokojenie, które serwowała mi Olson.
Po dwóch godzinach wróciłem na górę, a tak właściwie to do
swojego pokoju, skąd zabrałem czyste ubrania, z którym poszedłem do łazienki,
aby wziąć prysznic. Po relaksującej kąpieli doprowadziłem się do stanu
przyjęcia. Doszedłem do wniosku, że nie ma sensu, żeby zastanawiać się co
będzie jeśli przegram z tą ciotą Stanem, ponieważ znałem odpowiedź na to
pytanie. WYGRAM Z NIM – innej opcji nie ma. Postanowiłem wyluzować, dlatego
opadłem na łóżko i zamknąłem oczy.
Stała na wielkim
tarasie ubrana w długą zieloną sukienkę, która idealnie podkreślała jej talię.
Jej włosy były spięte w wysoki kucyk, a oczy podkreślone. Wyglądała zjawiskowo,
niczym bogini. Stała i wpatrywała się w niebo.
Zdjąłem marynarkę, po
czym zaszedłem ją od tyłu i okryłem jej obnażone ramiona. Jej ciało delikatnie
drgnęło, a ja pozwoliłem sobie ją objąć. Oplotłem ramionami jej drobną sylwetkę, a
gdy nie otrzymałem protestu przysunąłem się bliżej- tak, że jej plecy stykały
się z moją klatką piersiową – i oparłem brodę o czubek jej głowy.
-Moja. – Szepnąłem do
ucha blondynki.
-Mój. – Oznajmiła tym
samym tonem, jakby bała się, że ktoś mógłby ją usłyszeć. – Na zawsze. -
uśmiechnąłem się i odwróciłem ją do siebie przodem. Spojrzała w moje oczy, a
dłoń umieściła na moim policzku. –Dlaczego muszę cię kochać, Lou?
-Kochasz mnie? – Uniosłem brwi ze zdziwienia. W całym naszym półtorarocznym związku powiedziała
mi to tylko raz. Przeważnie, gdy mówiłem, że ją kocham odpowiadała mi ja ciebie też.
-Jesteś takim dupkiem…
- Westchnęła, kręcą z dezaprobatą głową. –A ja cię kocham jak głupia. – Zdjąłem
dłonie z jej bioder i ująłem twarz w dłonie. Dzieliły nas tylko centymetry,
które za wszelką cenę próbowałem pokonać, żeby tylko zatopić wargi w jej
idealnych ustach. Jeszcze tylko kilka sekund, milimetr i…
-Tommo, wstawaj! Zaraz walczysz ze Stanem! – Gwałtownie
otworzyłem oczy, a we mnie włączył się instynkt zabójcy.
-Zapierdolę cię kiedyś, Malik. – Mruknąłem dźwigając się z
materaca. Wyszedłem z sypialni, a po zamknięciu drzwi – zbiegłem po schodach.
Zayn czekał przy drzwiach, a w dłoni obracał kółeczko z kluczykami do jego
lamborghini. Nienawidziłem tego auta z jednej konkretnej przyczyny – przewinęło
się przez nie tyle lasek, które wyruchał na miejscu pasażera, że miałem ochotę
znów popierdalać na nogach. –Sprzątałeś?
-Nikogo nie zaliczyłem z przodu od miesiąca. – Przytaknąłem,
a później wszedłem za przyjacielem z domu, a później usiadłem na przeklętym
miejscu. Mulat jechał dość szybko, ale nie miałem z tym problemu. Śpieszyło nam
się, ponieważ nie chciałem przegrać walkowerem.
Na miejscu byliśmy po niecałych piętnastu minutach. W
okolicach starych magazynów był już tłum ludzi, w którym przebywali między
innymi zawodnicy, goście, którzy obstawiali walki oraz laski, które gotowe były
zrobić wszystko dla zwycięzcy. Wysiedliśmy z samochodu i wolnym oraz pewnym
siebie krokiem ruszyłem w stronę „ringu” na równi z dwudziestojednolatkiem.
-Myślałem, że nie przyjdziesz. – Prychnąłem kpiącym śmiechem
na słowa Jeremy’ go. –Byłem święcie przekonany, że dasz dupy w tej sprawie.
-Spokojnie Jer, ta rola przypadnie tobie. Będziesz dziwką
wyruchaną przez życie. – Kibice zanieśli się śmiechem, a mój brat zaczął
rozmasowywać moje ramiona.
-Ja zawsze wygrywam, Tomlinson. – Uśmiech nie schodził mu z
ust, a ja miałem wielką ochotę go zetrzeć. – Gotowy? –Przytaknąłem i zdjąłem
górną część garderoby pozostając z gołą klatą. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł
po moich plecach, jednak zignorowałem go i zająłem się ubieraniem rękawic.
-Nie daj mu się, wiesz, że to palant, który tylko dużo gada.
Jest niegroźny. – Motywował mnie Zayn, na co tylko kiwałem pionowo głową dając
mu do zrozumienia, że wiem o tym. –Dokop mu, stary!- Wrzasnął po usłyszeniu
dzwonka informującego o pierwszej rundzie.
Stanęliśmy naprzeciwko siebie i dotknęliśmy się rękawicami.
Nasz kontakt fizyczny nie trwał długo, ponieważ szybko się od siebie
odsunęliśmy. Jeremy starał się zachować dystans, jednak ruszyłem na niego w
błyskawicznym tempie i oddawałem dokładne, wręcz precyzyjne ciosy, które
wcześniej przemyślałem. Nie byłem jednym z tych idiotów, którzy walą na oślep i
liczą na łut szczęścia – opracowywałem każdy ruch jaki zamierzałem wykonać oraz
starałem się przewidywać ruchy przeciwnika, co w przypadku Stana nie było
wyzwaniem. Brunet był idiotą, a jego styl walki był chaotyczny, dlatego szybko
go rozgryzłem i pokonałem w pierwszej rundzie wykonując Superman Punch i
nokautując tego życiowego nieudacznika. Tłum zaczął skandować moje imię, a
wokół mnie ustawiły się laki, mogłem wybierać wśród nich, mogłem teraz
zaliczyć, którą tylko chciałem… Ale nie chciałem żadnej, chciałem Nessie.
-Zawsze wygrywasz, co? – Zakpiłem z niego. Nie mogłem się
powstrzymać. Uwielbiałem patrzeć jak moi wrogowie cierpią oraz wpadają w dziki
szał.
-ZAWSZE. – Podkreślił, na co zmarszczyłem brwi. –To dopiero
początek…
Pokiwałem głową na boki z jego głupoty, przecież go
pokonałem – to koniec, przegrał. Jest po prostu żałosny, myśląc, że w
jakikolwiek sposób może mnie wkurwić lub zranić. Ja nie mam słabych punktów, jestem
niczym Superman – przystojny, silny, nieustraszony, jedyne czego nie potrafię
to latać, ale to nie ma znaczenia, bo mam boską furę, która mi to w pewnym
sensie umożliwia.
-Wracamy do domu. – Zarządziłem i wsiadłem do samochodu
przyjaciela, który przekręcając klucz w stacyjce odpalił silnik i odjechał z
piskiem opon w stronę naszej willi.
___________________________________
I w ten oto sposób mamy już rozdział 11. Lubię go i nawet mi się podoba, nie wiem czy wam też przypadnie do gustu, ale mam taką nadzieję.
Mam dla was jeszcze jedną niespodziankę - to taki prezent na mikołajki hahahaha
Obiecany blog o Ashtonie z 5SOS!! Serdecznie zapraszam na pierwszy rozdział!!
Zaglądaliście może to tej zakładki KONKURS?? Jeśli nie to proszę:
To chyba tyle, buźka miśki ;**
Bardzo mi się podoba ten rozdział :) czekam z niecierpliwością na następny :D
OdpowiedzUsuńJej kocham twoje rozdziały
OdpowiedzUsuńSą boskie mmm
Wiedział,że skłamała wyczekuje rozdziału kiedy Lou dowie się,że Darcey to jego córka
Aaaa genialny,już nie mogę się doczekać nowego
Ściskam Mela:**
TO JEST TAKIE KURCZE GENIALNE ŻE OMG ---ANGELA
OdpowiedzUsuńCudowny *.*.....zaczyna się ono powoli rozkręca.....kocham te opowiadanie..*.*...pisz, pisz, pisz!!!..czekam na nexta
OdpowiedzUsuńweny zycze..!
//Kxx
Omg nie wytrzymam po prostu jkdsjkjfjkjkr#(jkjkcxbhdsahjejkdskajewlk zajebisty kiedy next? ~cleo
OdpowiedzUsuńWow co za rozdział <3 tak trzymaj kochana @mortajuliana
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaa! Po prostu Cię kocham!!!!!!?
OdpowiedzUsuń~Aga
jezu ta ostatnia scena była gxeeinvxeuon3hvtgdethbdhhfthyjh nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału @niall_quad
OdpowiedzUsuńCoś przeczuwam że Jer chce zranic Tommo poprzez Ness.Kurde oby wkoncu sie dowiedzial ze ma corke.Tak bardzo nie moge sie doczekac nexta.Podoba mi sie w tym rodlzdziale WSZYSTKO! :* Jest taki ojohojo ze no! Buzki i do nexta :P
OdpowiedzUsuńNiezły, jak zawsze, pozdrawiam i czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńzostałaś nominowana do LA. Wiecej informacji na http://forget-forever-to-you.blogspot.com/p/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńuwielbiam *.*
OdpowiedzUsuńNatt ♥