„W desperackim poszukiwaniu bliskości i czułości bardzo łatwo
wpaść w nieodpowiednie ramiona.”
Ness
Po telefonie do Louisa, w którym powiedział mi kto jest
sprawcą wypadku Liama wpadłam w szał. Przecież to niedorzeczne, żeby Jeremy
mógł zrobić tak potworną rzecz! Stan to naprawdę miły facet, dlatego dzwoniłam
do niego przez kolejne dwa dni chcąc się spotkać, żeby mógł mi to wytłumaczyć.
Na moje nieszczęście nie odbierał, dlatego postanowiłam przystopować swoją
ciekawość i rządzę poznania prawdy, aż do chwili gdy sam się ze mną skontaktuje
w sprawie naszego wyjścia do kina.
-Mamusiu, poczytasz mi? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos córki,
która stała ubrana w piżamkę, a w dłoni trzymała książkę.
-Tak, idź do pokoju zaraz przyjdę. Pozmywam tylko. – Szatynka
przytaknęła, a później poszła do swojego pokoju.
Według planu zabrałam się za czyszczenie talerzy, które
później wycierałam i wkładałam do szafek. Wysuszyłam ręce, a gdy miałam pójść
do pokoju Darcey usłyszałam dzwonek do drzwi. Naciągnęłam za dużą koszulkę
Adama, aby chociaż w małym zakryła mój tyłek i pozwoliła mi wyglądać
przyzwoicie. Przekręciłam klucz w zamku i pociągnęłam za klamkę uchylając na
kawałem brązowy prostokąt. W progu stała osoba, której nie spodziewałam się o
tej porze.
-Cześć, Piękna. – Nachylił się, aby mnie pocałować w usta,
jednak w porę przekręciłam głowę, a ten cmoknął mnie w policzek. –Co jest? – Zapytał ze zmarszczonymi brwiami, przepychając się w drzwiach oraz wchodząc do
środka.
-To ty? – Zapytałam zamykając drzwi. Mężczyzna przyglądał mi
się ze zmarszczonymi brwiami, w pół zatrzymując się ze zdjęciem kurtki.
-Co ja?
-To przez ciebie Liam jest w szpitalu czy nie?!- Powoli
traciłam cierpliwość. –Mów do cholery! – Wybuchłam. Ta niepewność… Ona powoli
zabijała każdą żywą komórkę w moim organizmie.
-Skąd ten pomysł? –Warknął, a po moich plecach przebiegł
nieprzyjemny dreszcz. Jeremy znalazł się niebezpiecznie blisko mnie. Jego zimne
łapy przygwoździły mnie za szyję do brązowej powierzchni drzwi i zaciskały się
odcinając mi dopływ powietrza. Teraz już wiedziałam, że moja ciekawość była
moją najgorszą wadą, a ja powinnam trzymać język za zębami, bo właśnie w tej
chwili odbijało mi się to czkawką. – Gadaj do kurwy, kto tak powiedział?!- Poluźnił na moment chwyt, a później przyłożył moją głową w ścianę, z którą
ułamek sekundy temu stykały się moje plecy. Nie potrafiłam złapać tchu, a moje
wszystkie kończyny odmawiały mi posłuszeństwa. Strach przejął nade mną
kontrolę, a ja zaczęłam panikować.
W dzieciństwie często miałam ataki paniki, jednak wyzbyłam
się ich gdy ojciec nauczył mnie jak sobie radzić. Powinnam teraz myśleć o
rzeczach, które dają mi radość, które są dla
mnie wszystkim, jednak nie byłam w stanie tego zrobić. Cholera, no!
Bałam się, cholernie się bałam, że coś może zrobić nie tylko mi, ale również i
Darcey.
-Od… L… Lu… Lou… Louisa. – Wysapałam, pociągając nosem.
-A więc tak chce się bawić?!- Parsknął kpiącym śmiechem.
–Niech będzie, a ty Ness…
-Mamusiu.- Brunet odwrócił się przez co jego dłoń całkowicie
puściła moje gardło. Złapałam się za pulsujące miejsce i zachłannie wdychałam
powietrze, które chwilę temu mi odmawiano. W progu wejścia do salonu stała
Darcey, która w dłoni ściskała misia. Szatynka była ubrana w swoją fioletową
piżamkę, a jej włosy spadały jej do oczy. –Kto to? – Wskazała paluszkiem na
rozwścieczonego Stana, który mordował ją wzrokiem. Nie zważając na nic
podeszłam do córki, którą wzięłam na ręce i odeszłam na kawałek.
-Połóż się u mnie, obiecuję, że zaraz przyjdę. – Czterolatka
przytaknęła i pobiegła do mojej sypialni, a ja wróciłam do tego psychopaty,
względem którego tak bardzo się pomyliłam. Brunet stał nonszalancko oparty o
ścianę z założonymi na piersi rękoma.
-Czyje to dziecko? – Warknął odpychając się od muru i
stawiając kroki w moim kierunku.
-Moje. – Mruknęłam ze spuszczoną głową. Dlaczego w takich
chwilach moja pewność siebie spada do minimum, a ja staję się tą biedną
sierotką, która potrzebuje superbohatera do pomocy?! To takie żałosne.
-Heh, na to bym nie wpadł. – Zakpił. –Sama go sobie chyba nie
zrobiłaś, co? – Zapytał retorycznie.
-Nie wiem. – Ten palant nie musi wiedzieć, kim jest ojciec
Darcey, jest przecież niebezpiecznym idiotą, który jeszcze parę minut temu próbował
mnie udusić za jakieś głupie pytanie dotyczące pobytu w szpitalu jednego z
moich znajomych. Po za tym mógłby skrzywdzić moje dziecko, chcą dokonać zemsty
na Tomlinsonie. Nie mogłam do tego dopuścić.
-Nie wiesz?! – Zdziwił się, a później zaśmiał.- Nie ładnie,
Tomlinsonowi nie spodoba się fakt, że jego słodziutka Nessie się puściła. – Zaczął śmiać się jak psychol, który uciekł z jakiegoś zakładu zamkniętego.
Który ma zaburzenia psychiczne, z którymi sobie nie radzi. Bez słowa podszedł
do komody i zabrał jedną z ramek, której zaczął się dokładnie przyglądać. –Taka
urocza dziewczynka, szkoda gdyby coś jej się stało, nie uważasz? – Odwrócił się
w moją stronę, a we mnie włączył się instynkt mordercy. Jeśli kiedykolwiek jego
obrzydliwa łapa tknie chociaż włosek z głowy Darcey, zabiję go bez żadnych
skrupułów.
-Nie zbliżaj się do niej, bo…
-Bo co?! – Wykrzyczał mi w twarz. –Skoro tak się boisz… - Wyjął zza paska pistolet, który przyłożył mi do brody. Lufa była naprawdę
zimna, ale nie tylko to sprawiało, że zaczęłam trząś się jak galaretka.
Dlaczego zawsze trafiam na jakiś popapranych gości z problemami głowy, którzy
są chorzy psychicznie?! –Będziesz tylko moja,
zemszczę się na tym pieprzonym gnoju. – Powiedział bardziej do siebie niż do
mnie.
-To twój przyjaciel. – Mój głos drżał niczym struna gitary,
którą ktoś szarpnął, aby wydała z siebie dźwięk.
-Przyjaciel!? Nie bądź śmieszna! Nawet nie wiesz jak
wkurwiało mnie, kiedy ten kutas posuwał moją laskę, a potem cały w skowronkach
chodził sobie z tobą za rączkę. – Moja szczęka opadła delikatnie w dół. Pieprzył
już ją wtedy? Podły kłamca i manipulant! Może zapomnieć, że kiedykolwiek dowie
się, że ma ze mną dziecko! Nie potrzebuję frajera, który jest ze mną tylko z
litości! Nie potrzebuję go, niech wypieprza z mojego życia, bo nie ma już w nim
dla niego miejsca! –Zdziwiona?
-Wypierdalaj z mojego domu, Jeremy. Nie mam ochoty na wasze
brudne gierki, ani twoje, ani tego skurwiela. – Pociągnęłam nosem i dopiero
teraz zorientowałam się, że po moich policzkach ściekają potoki łez.
-Nie wiedziałaś o tym? – Prychnął. –W sumie czemu się dziwię,
to genialny oszust.– W tym muszę się ze Stanem zgodzić – chociaż w jednym.
–Jutro do niego pójdziemy i zabawimy się jego kosztem.
-Nigdzie nie idę. – Hardo wypięłam klatkę piersiową i trzymałam
się swego zdania jak uparte czteroletnie dziecko. Nie zniżę się do ich poziomu
oraz nie będę grała na uczuciach innych, ponieważ mam szacunek dla ludzi, dla
siebie też. Nie jestem ich przekroju.
-Pójdziesz, chyba, że wolisz za kilka dni iść na pogrzeb
swojej córeczki.
-To tylko dziecko, Jer. Nie bądź…
-Kim?! Sadystą, dzieciobójcą?! A może nie mam być Louisem?!
Uwierz, to ja jestem tym gorszym w tym duecie, powinnaś się cieszyć, że
trafiłaś na niego, a ja powinienem ci podziękować za to, że przez ciebie
stracił jaja. Bądź gotowa jutro na dziesiątą. – Pochylił się w celu pocałowania
mnie, ale zrobił to w to samo miejsce, gdzie musnął na początku, gdy do mnie
przyszedł. –Słoneczko, powinnaś już spać. – Zmarszczyłam brwi, przecież nie
jestem dzieckiem, dlaczego mówi do mnie jak do… Darcey! Błagam, tylko żeby nie
wyszła z łóżka. Jeremy odsunął się ode mnie i podszedł do czterolatki, która
uparcie mu się przyglądała.
-Kim jesteś?
-Jestem wujek Jeremy, a ty?
-Darcey. Dlaczego masz pistolet? –Założyła włoski za lewe
ucho i przestąpiła z nogi na nogę.
-Darcey, idź spać, proszę. – Jęknęłam błagalnie.
-To zabawka. – Prychnął. –Nie zrobiłbym twojej mamie krzywdy.
-Tsa, jasne. – Prychnęłam, zwracając na siebie ich uwagę. –Wyjdziesz
sam, czy mam wezwać gliny?
-Już idę, to do jutra, Skarbie. – Cmoknął mnie w policzek, a
później wyszedł. Zakluczyłam za nim drzwi, a następnie złapałam za rączkę
córki, z którą poszłam do sypialni. Obie wskoczyłyśmy pod pierzynę, a później
zaczęłam czytać jej książkę o śpiącej królewnie, która również była moją
ulubioną bajką na dobranoc. Skończywszy odłożyłam lekturę na stolik nocny, a
pochwyciłam notatki, które ostatnio robiłam na zajęciach. Chciałam być
przygotowana mimo, iż w moim życiu na razie nie jest kolorowo. Nie pozwolę, żeby
którykolwiek z tej bandy zrujnował po raz któryś moje plany na przyszłość. Nie dziś.
Nie jutro. Nie za tydzień, ani za miesiąc. Nie za rok. Nie w tym życiu. Tym
razem im się to nie uda. Będę walczyć za wszystkich sił, a ten jełop Tomlinson pożałuje
swoich kłamstw. Raz na zawsze pojmie, że z Nesselą Donavan się nie zadziera.
______________________________________
Chryste Panie, ten rozdział miał być o wiele dłuższy, a jest mi wstyd, że jest taki durny. Treść była planowana, ale miała być bardziej rozbudowana.
Następny będzie rozdziałem delux będzie zawierał perspektywę zarówno Ness jak i Louisa.
To chyba tyle.
Buźka, miśki ;**
super rozdział. czekam na next :-D<3
OdpowiedzUsuńZarombisty rozdzial nie moge sie doczekac nn.
OdpowiedzUsuńGenialny
OdpowiedzUsuńAch cudo
Jeremy,rrr niech tylko,tknie Darcey
Jestem ciekawa czy powie o niej Lou
Hmmm
Nie mogę się doczekać następnego
Ściskam Mela
:*
Delux powiadasz nie moge sie doczekac. Mala jest slodka. Kiedy mamy sie spodziewac kolejnego cudownego,wspanialego, boskiego, swietnego, genialnego rozdzialu.<3~WeRa
OdpowiedzUsuńA ja lubilam Jeremego, a tu takie rozczarowanie :/ ciekawe czy mówi on prawde o Louisie.. rozdział krótki ale fajny :) czekam na następny :*
OdpowiedzUsuńCudownie, już nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńSuper blog. Masz naprawdę świetny styl pisania i ciekawe pomysły na historie. Opowiadanie rewelacyjnie sie zapowiada, a akcja bardzo wciąga. Czekam na następny rozdział, kochanie <3 a gdy będzie ci sie nudziło zapraszam do mnie ( wbl-fanfiction.blogspot.com ) jest dopiero prolog ale bardzo zależy mi na twojej opinii :*
OdpowiedzUsuń