niedziela, 4 stycznia 2015

15. Nightingale & Can't Let Go




„W des­pe­rac­kim poszu­kiwa­niu blis­kości i czułości bar­dzo łat­wo wpaść w nieodpowiednie ramiona.”


Ness

Dzisiejszego dnia nie miałam najmniejszej ochoty wstawać z łóżka i nie, nie było to spowodowane deszczową pogodą za oknem tylko tym, że właśnie dzisiejszego dnia miałam razem z tym psychopatą, który bezczelnie zagrał na moich uczuciach i bezkarnie bawił się mną jakbym była cholerną lalką Barbie, której możesz wyginać nogi na wszystkie strony, miałam pójść do drugiego szaleńca, który zachowywał się identycznie. Leżałam dobre półgodziny wpatrując się w sufit, który zdawał się być w tej chwili najciekawszą rzeczą na świecie i zastanawiałam się jakim sposobem mam wygrzebać się z tego gówna, w które kolejny raz wpakowałam się z własnej głupoty oraz… Inicjatywy. Nadal nie mogłam pojąć, dlaczego w dniu urodzin Darcey zdobyłam się na odwagę i podjęłam próbę skontaktowania się z Louisem tylko po to, żeby dowiedzieć się w jakim stanie znajdował się chłopak mojej przyjaciółki.
Będąc całkowicie szczerą muszę przyznać, że nigdy w swoim posranym życiu nie miałam okazji porozmawiać z Liamem, ponieważ nasza relacja ograniczała się jedynie do powiedzenia sobie koleżeńskiego cześć na powitanie. Sama nie wiedziałam czym spowodowane jest moje zainteresowanie jego osobą, ale martwiłam się o Payne’ a. Wiem, że brzmi to niewiarygodnie głupio: Martwiłam się o gościa, którego prawie nie znam – ale tak właśnie było i nie potrafię sobie racjonalnie wyjaśnić przyczyny tego zajścia przed samą sobą. Chociaż, gdyby dogłębnie zanurzyć się w tym temacie mogłabym wymyśleć całkiem rozsądne przyczyny, jak na przykład to, że Liam uszczęśliwia Danielle oraz jest dla niej niesamowicie ważny. Jest miłością mojej przyjaciółki, dlatego zależy mi na jego zdrowiu z racji tego, iż razem są szczęśliwą parą, która niczym nie zawiniła, aby teraz cierpieć z powodu cholernego Tomlinsona oraz… Mnie.
-Mamusiu. – Z zamyślenia wyrwał mnie zachrypnięty głos czterolatki, która właśnie się przeciągała.
-Cześć, Maluszku. – Zmierzwiłam jej jasnobrązową czuprynę, która już bez mojego gestu była nieźle poplątana. –Wyspałaś się?
-Tak. – Uśmiechnęła się lekko, a później zeskoczyła z materaca i pobiegła do łazienki.
-Przynajmniej ty jedna. – Mruknęłam na słaniając głowę puchatą poduszką. Byłam na skraju załamania nerwowego – jakiś świr szantażuje mnie oraz moją córkę, kretyn, w którego zmianę uwierzyłam okazał się być jak zwykle posrańcem, a jeszcze dziś miałam pojawić się na lodowisku w celu przygotowania do pieprzonych zawodów w łyżwiarstwie, na które ostatnio nie miałam wcale ochoty, jednakże nie miałam również nic do gadania, ponieważ mam jedyne dziewiętnaście lat, jestem głupią niedoświadczoną smarkulą, która zaliczyła wpadkę z gościem, który sam potrzebuje lekcji dojrzałości oraz kilka gramów męskości.
A było tak dobrze! Miałam takie spokojne trzy tygodnie, ale nie, przecież popieprzona Ness musiała się złamać i zadzwonić do Louisa – głupia myślałam, że chociaż trochę się zmienił, miałam cichą nadzieję, iż wydoroślał i udowodni mi to zważywszy chociażby na fakt, że deklarował swoją determinację oraz zaangażowanie w odbudowanie naszych relacji. Cholerny kłamca i gnojek! Wiem, że powtarzam to coraz częściej, ale mam dość!
-Mamusiu, wujek Jeremy przyjechał! – Serio?! To chyba już lekka przesada! –Mam go wpuścić?!
-Nie. – Mruknęłam w poszewkę licząc, że jeśli nie udzielę odpowiedzi Stan sobie odpuści i odejdzie. Niestety nie żyjemy w bajce, a ja nie mam magicznej lampy z dżinem, który spełniłby moją zachciankę, dlatego z wielką niechęcią poderwałam się z łóżka i ślamazarnym krokiem podeszłam do drzwi, przy których czuwała Darcey. Przekręciłam kluczyk w zamku, po czym pociągnęłam za drzwi, aby je otworzyć. W progu faktycznie stał Jeremy, a mnie zaczęło zbierać się na wymioty, które niestety w tej chwili – nawet jeśli bardo bym chciała – nie mogły ujrzeć światła dziennego, ponieważ jeszcze nie jadłam śniadania.
-Cześć, Ślicznotko. – Odsunęłam się o kroczek, kiedy chciał mnie pocałować. –Co jest? – Kiwnął na mnie głową całkowicie zmieszany moim zachowaniem. Nie miałam nawet ochoty na rozmowy z nim, a co dopiero oglądanie jego osoby, dlatego powinien domyśleć się dlaczego nie chciałam, aby jego cholerne wargi stykały się z skórą mojego policzka. Brunet przekroczył granicę mojego mieszkania, a następnie przykucnął przed moim dzieckiem. –Mam coś dla ciebie, Księżniczko. – Wyjął z kieszeni mały breloczek z misiem, który jej wręczył.
-Dziękuję, wujku. – Szatynka przytuliła go, a mnie… Miotało mną od środka! Miałam nieokiełznaną ochotę uderzenie go czymś cholernie twardym oraz ciężkim – nie miało to dla mnie większego znaczenia czym, chciałam żeby cierpiał za swoje poczynania względem mojej rodziny.
-To nie jest twój wujek, Darcey. – Wysiliłam się na lekki uśmiech w stronę tej dwójki. –To tylko znajomy, dlatego nie nazywaj go wujkiem, bardzo cie proszę. – Mój głos ociekał sarkazmem, a sztuczny uśmiech, który nie schodził mi z ust cały czas się powiększał.
-Tak czy inaczej, idźcie się ubrać, a ja zrobię śniadanie. – Nie potrafiłam rozszyfrować tego człowieka, był taki spokojny, że nawet nie reagował na moje kąśliwe uwagi, które głosiłam specjalnie, aby wyprowadzić go z równowagi oraz dać upust swoim emocjom, które w tej chwili kłębiły się we mnie szukając ujścia. –Na co masz ochotę, Księżniczko?  - zwrócił się do dziewczynki, która niemalże od razu odpowiedziała naleśniki.
-Chodź, Darcey. – Złapałam za drobną dłoń czterolatki i niemalże ciągnęłam w stronę jej pokoju tylko po to, żeby nie musieć więcej patrzeć na obleśną twarz Stana. Po wejściu do sypialni od razu zaczęłam grzebać w szafie córki, aby wyjąć jej ubrania na dzisiejszy dzień, a kiedy już to zrobiłam – pomogłam jej się ubrać. –Usiądź, rozczeszę ci włosy i zepnę.
-Nie lubię jak mam spięte. – Zmarszczyła nos, ale nawet ten przeuroczy gest nie był w stanie poprawić mi humoru.
-Maluszku, zepnę tylko grzywkę, żeby nie wpadała ci do oczu. – Szatynka z zagryzioną wargą przystała na moją prośbę i usadowiła się między moimi nogami. Delikatnie zaczęłam przeczesywać szczotką jej poplątane kosmyki, a potem za pomocą wsuwek złapałam grzywkę. –Pójdę się teraz ubrać, a ty tutaj na mnie zaczekasz, dobrze?
-Dlaczego?
-Ten pan jest strasznie niebezpieczny i musimy uważać, żeby nas nie skrzywdził. – Powiedziałam poważnie licząc, że zrozumie to i nie będzie wdawać się w dyskusje z tym posrańcem. –Rozumiesz?
-Mamusiu, czemu on jest zły?
-Pewien chłopak jest przez niego w szpitalu i walczy o życie. Nie chcę, żeby coś ci się stało, jesteś dla mnie najważniejszą istotką na ziemi i zrobię wszystko, aby cię chronić, dlatego proszę nikomu o tym nie mów. To… - Zamyśliłam się na moment, żeby odpowiednio dobrać słowa i jak najlepiej wytłumaczyć córce powagę sytuacji w jakiej się znalazłyśmy. –Będzie nasza tajemnica. Będziemy go ignorować, a on w końcu odpuści i się od nas odczepi, okay? –Pokiwała powoli głową. –Zostaniesz tutaj?
-Dobrze. – Ucałowałam jej czoło, a następnie szybko ruszyłam do swojej sypialni zamykając wcześniej jak najciszej drzwi. Z garderoby zabrałam bieliznę oraz ciuchy, z którym powędrowałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, po którym ubrałam się oraz doprowadziłam do stanu przyjęcia. Ręce strasznie mi się trzęsły, a ja nie byłam nawet w stanie narysować głupiej kreski eyelinerem, dlatego ograniczyłam się tylko do pomalowania rzęs, kiedy skończyłam poszłam po córkę, z którą udałam się do kuchni.
Na blacie czekały już trzy talerze, szklanki z sokiem, nutella, dżemy oraz kopiec naleśników. Na sam widok zaczął boleć mnie brzuch. Nie mogłam nic przełknąć z nerwów, które był spowodowane spotkaniem oko w oko z Louisem, w jego domu, z jego przyjaciółmi oraz udawanie że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Że jestem na zabój zakochana w Stanie.
-Darcey, zjedz, a później zaprowadzę cię do przedszkola. – Szatynka posłusznie pokiwała głową, po czym usiadła naprzeciwko Jeremiego i nie spuszczając z niego wzroku powoli przeżuwała każdy kęs placka z orzechowym musem.
-Zawiozę was. – Zaproponował uważnie przyglądając się mojej osobie, która zaczęła się robieniem kanapek mającymi być drugim śniadaniem dla mojego dziecka.
-Obejdzie się. – Syknąłem nawet na niego nie patrząc.
-Ness, mówię, że was odwiozę. – Zacisnęłam zęby i spakowałam małe kromeczki do pojemnika, który włożyłam do plecaka. –Możemy jechać, Księżniczko? – Odwróciłam się tylko po to, żeby mieć kontrolę nad całą sytuacją. Byłam gotowa rzucić się na tego typka z nożem i zadźgać w aortę, jeśli tylko spróbowałby jakiś gierek względem mojego maleństwa. Dziewczynka wystawiła jednak tylko zaciśniętą dłoń w jego kierunku. –Co to? – Rozsunęła palce, a na wewnętrznej części ręki leżał ten badziewny breloczek. –Co to ma znaczyć? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Nie chcę tego. – Upuściła przedmiot na blat i popchnęła w jego kierunku.
-Dlaczego? – Nie dowierzał w jej zachowanie, a ja? Ja czułam dumę, która prawie mnie rozsadzała. Teraz byłam w stu procentach pewna, że Darcey nie jest tylko podobna do Louisa, ale również ma coś po mnie. Mogła sobie mieć włosy jak Tomlinson, czy chociażby jego uśmiech oraz nawyki, ale to charakter miała taki jak ja. Dlatego była tak uparta i za wszelką cenę chciała dopiąć swojego – była zdeterminowaną dziewczynką, która mimo czterech lat wiedziała czego chce, a co najważniejsze wiedziała jak to osiągnąć.
-Bo jesteś zły. – Podsumowała i z gracją baletnicy zeskoczyła z krzesła. –Mamusiu idziemy? – Z chytrym uśmieszkiem kiwnęłam głową, a później ruszyłyśmy do przedpokoju, aby ubrać kurtki i buty.
-Jestem z ciebie dumna, Myszko. – Szepnęłam zapinając jej płaszczyk oraz cmokając w czółko. –Jeremy, jesteśmy gotowe! – Oznajmiłam głośno, wstając. Niespełna kilka sekund później mężczyzna znalazł się obok nas i wspólnie wyszliśmy z mieszkania. Na klatce minęłyśmy panią Charlotte, z którą kulturalnie się przywitałyśmy, a następnie opuściliśmy budynek i wsiedliśmy do samochodu Stana. Brunet bez słowa prowadził swoje auto, aż do momentu, kiedy znalazł się na parkingu przedszkola. Razem z córką wysiadłyśmy z pojazdu, a następnie skierowałyśmy się do placówki w drzwiach mijając się z Chloe oraz małym Gabe’ m, który powitał nas szerokim uśmiechem i przytulasem. Pomogłam zdjąć córeczce wierzchnie ubranie jak i oczywiście zmienić kozaki na tenisówki, a gdy już to uczyniłam znowu ucałowałam ją w czubek głowy.
-Do potem. – Zamachała do mnie, a potem pobiegła do sali. Głośno wzdychając odwróciłam się na pięcie po czym wróciłam do wozu tego idioty. Ku mojemu zdziwieniu Jeremy nie ruszył tylko tępo gapił się przed siebie zawzięcie nad czymś myśląc.
-Ness, jesteś na mnie zła? – Czy to ma być jakiś dowcip? Gra lub wkręt? O, już wiem! To ukryta kamera, w której grupka przebierańców robi żarty niczego nie spodziewającym się kulturalnym ludziom.
-Nie skąd ten niedorzeczny pomysł? –Prychnęłam niedowierzając w jego słowa. –Powinnam być szczęśliwa, tryskać pozytywną energią w końcu ty tylko szantażujesz mnie oraz moje dziecko. – No, czy on jest normalny?!
-Nie bądź suką. – Warknął. –A teraz wyjaśnimy sobie kilka rzeczy, Księżniczko. – Ścisnął z całej siły mój podbródek miażdżąc przy okazji moje policzki oraz sprawiając mi niewyobrażalny ból. –Po pierwsze słuchasz mnie i nie próbuj żadnych numerów, bo wiesz co może stać się tej małej.
-Czemu musisz być takim sukinsynem, Jer? – W jego brązowych oczach widziałam rozbawienie mną.
Doskonale znałam odpowiedź na pytanie, które mu zadałam. To była tak oczywista rzecz, że czułam się tak głupia blondynka rodem z amerykańskiej komedii. Tak banalne stwierdzenie… Heh, to po prostu nie do wiary jak ten człowiek potrafi zniszczyć ludzi, którzy kiedyś byli gotowi stanąć za nim w ogień. Cholerny manipulant, który widzi tylko i wyłącznie czubek własnego nosa. Który zrobi wszystko, żeby osiągnąć swój cel – nie zważając nawet na to, że rani po drodze bliskie mu osoby. Louis jest zwykłym gnojkiem, którego umysł zatrzymał się na poziomie dziecka z przedszkola. Szczeniakiem, który nie widzi rezultatów swoich głupich wyborów oraz cierpienia jak i straty swoich bliskich. Nigdy nie doceniał i dalej nie docenia rzeczy oraz ludzi, którzy go otaczają oraz mają na celu wyłącznie jego dobro. Jest ślepy na dobre uczynki wobec jego osoby, nie docenia ich. Nie musiałam nawet kończyć studiów, żeby dojść do takiego wniosku, bo wystarczył jedynie rok bycia z nim w tak skomplikowanym związku, że już sama relacja między nami była czymś z innego świata.
Kochałam go. Kocham go nadal, ale po tym co zrobił równie mocno go nienawidzę. Żywię do niego wstręt, ponieważ po raz kolejny dałam wplątać się w jego głupią gierkę – gdybym go nie poznała większość moich problemów nie miałaby teraz miejsca: Nie poznałabym Jeremy’ go i nie musiałabym teraz się z nim użerać, nikt nie groziłby śmiercią mojej córce, której w sumie nie miałabym dzięki niemu… To chyba jedyna rzecz, dzięki której mam cichą nadzieję, że w końcu spojrzy na świat jak dorosły facet, a nie przez pryzmat swoich różowych okularów czy z perspektywy Piotrusia Pana, który cholernie boi się stawić czoła dorosłemu życiu; który boi się wziąć odpowiedzialność za siebie, a co dopiero za swoje dziecko! Gdzieś w głębi duszy byłam pewna, że on naprawdę się zmienił, ale nie miałam pojęcia czy aby na pewno na lepsze. Fakt faktem wydoroślał, a jego rysy twarzy stały się bardziej męskie, nabrał również postury, ale… Właśnie, zawsze jest jakieś ale – co z tego, że był bardziej umięśniony i miał więcej lat, był dzieckiem, które nie dorosło do roli ojca oraz człowieka będącego w stanie wziąć odpowiedzialność za potencjalną rodzinę, którą moglibyśmy stworzyć, gdyby był inny.
-Louis będzie cierpiał. – Oznajmił bez jakichkolwiek uczuć, a później uruchomił silnik i jechał w stronę dzielnicy, którą zamieszkiwał między innymi Tomlinson.
-Nie zniżaj się do jego poziomu, Jer. – Stan parsknął kpiącym śmiechem. –Udowodnij, że jesteś od niego lepszy.
-Ness za kogo ty się uważasz, co?
-O czym ty mówisz, człowieku?!
-Myślisz, że skoro masz ładniutką buźkę to przekabacisz mnie tak jak tego kutasa? Nadal go kochasz i dalej próbujesz chronić, mimo że potraktował cię jak dziwkę. Wydymał i porzucił, a ty… Przejrzyj na oczy, dziewczyno i przestań lizać mu cały czas dupę, bo to żałosne .–Jego słowa trochę mnie zabolały, właściwie to bardzo, a najgorsze było to, że miał rację. Ani trochę nie pomylił się w opisie mojej relacji z Louisem i właśnie to mnie zakuło w serce. To, że obcy ludzie to wiedzieli oraz widzieli, a on głupi zapierał się, że jest inaczej.
-Nie chcę być taka jak on i bawić się ludźmi, a tobie radzę to samo.
-Nie potrzebuję rad laski, która z litości dostała się na uniwerek.
-Nie dostałam się z litości. – Wycedziłam przez zaciśnięte zęby. –Poprawiłam maturę.
-Tsa, pewnie. – Zatrzymał samochód, a następnie wysiadł i przeszedł z drugiej strony, aby pomóc również mi wysiąść. Objął mnie ramieniem, po czym wprowadził na ganek, a następnie do środka willi. Serce bębniło mi na tyle mocno, że w pewnej chwili zaczęłam się bać, iż wyskoczy mi z piersi z tych nerwów.
Sprawa była całkowicie jasna: za chwilę miałam stawić czoło osobie, która strasznie mnie skrzywdziła, a co najgorsze sama miałam odpłacić się tym samym. Od dziecka wpajano mi, żeby zawsze nadstawić drugi policzek. Żeby nigdy nie zniżać się do poziomu twoich oprawców, aby nie dać im satysfakcji z tego, że jesteś tylko słabą oraz bezbronną istotą, którą można łatwo skrzywdzić. Właśnie dlatego nie chciałam przychodzić do Louisa i mścić się za to jak mnie potraktował. Byłam ponad nim nie tylko dojrzałością, ale również i mądrością – nie będę zniżać się do jego oraz Jeremy’ go poziomu i bawić się w manipulacje.
-Pora na przedstawienie. Uśmiechnij się, Skarbie…

 
Louis 

Siedziałem na kanapie w towarzystwie Matta, Christiana oraz tych trzech szmat – Skylar, Jessie i Ronie, które zadawały mi najgłupsze pytania na świecie, które wypadały moim drugim uchem zanim do końca przetworzyłem ich sens. Myślami byłem przy Nessie, która zapewne teraz pałała chęcią mordu wobec mnie; Liamie – będącym dalej w śpiączce oraz Maliku, który ostatnimi czasy dość często wymykał się jak gówniarz w celu „załatwienia ważnych spraw”. Znając życie poszedł na łowy, ponieważ od dobrego tygodnia nikogo nie zaliczył – nie miałem mu za złe, że chce się zabawić z jakąś panienką, ale dziś powinien sobie odpuścić i siedzieć z nami zważając chociażby na fakt, że Jason miał do nas sprawę, a ja nie mogłem odmówić, bo byłem przyparty do muru z racji tego, iż groził śmiercią mojej księżniczki. Na domiar złego Jeremy miał dziś przyprowadzić jakąś laskę, która miałaby pomóc Zaynowi w obmyślaniu planu, ponieważ Payne był niedyspozycyjny.
Miałem w planach jak najszybciej zakończyć te bezsensowne obrady cholernego skoku na… Szczerze mówiąc mam to głęboko w dupie co tym razem wymyślił ten kutas i ile mi z tego odpali kasy. Pieniądze w tej chwili to moje najmniejsze zmartwienie – najważniejsi są moi przyjaciele oraz dziewczyna, którą kocham.
Nagle drzwi się otworzyły, a ja z czystej ciekawości spojrzałem na nową dupę Stana, którą okazała się być…
-Nessie?! – Moje zdziwienie było zupełnie tak wielkie jak u Andersona. –Co to, kurwa ma znaczyć, Stan?! – Wszystkie moje mięśnie się napięły, a szczęka zacisnęła w chwili, gdy zorientowałem się, że ten chuj jej dotyka, mało tego! Ona na to pozwala i na dodatek sprawia jej to radość.
-Znasz Ness, prawda? – Wykrzywił usta w chytrym uśmieszku, a później powiedział jej coś na ucho. Na twarzy blondynki nie było żadnych uczuć, to zupełnie tak jakby ktoś ją ich pozbawił. Zachowywała się jak niczego nie świadoma laleczka, będąca tutaj jedynie ciałem, ale nie duszą. –To twoja nowa… - Zamyślił się na kilka sekund, podczas gdy ja cały czas wściekły wpatrywałem się w Donavan. –Laska od planowania.
-Znajdź kogoś innego. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
-Ale Tommo…
-Zamknij ryj Moon, masz tu najmniej do gadania, a pierdolisz najwięcej! – Przyłożyłem dłonią w blat komody strącając przy tym wazon.
-Nie mamy na to czasu, dlatego na razie musisz zadowolić się Ness.
-Mhm. – Mruknąłem od niechcenia. Nie wiem czy jestem aż tak naiwny, czy może wynika to z tego, że znam Nessie dość długo i wiem, iż nigdy nie zachowałaby się tak lekkomyślnie i wpakowała się w takie gówno jak ja, ale byłem w stu procentach przekonany, że coś jest nie tak. –Nessie, chodź na słówko. – Nie czekałem nawet na jakąkolwiek reakcję z jej strony tylko pochwyciłem jej nadgarstek i ciągnąłem w kierunku swojej sypialni. Wepchnąłem dziewczynę przez drwi, które później zamknąłem, a klucz włożyłem do kieszeni. Blondynka usadowiła się na moim łóżku, dlatego przysiadłem obok niej. Donavan nie wydawała z siebie jakiegokolwiek ruchu, prawdopodobnie nawet nie oddychała jakby bała się zrobić nawet tak prostą czynność jak wdychanie powietrza. –Wyjaśnisz mi, co ty, do cholery tutaj robisz? – Złapałem za jej dłoń, którą szybko zabrała i odsunęła się ode mnie.
-Otwórz drzwi. – Jej głos drżał, ale za wszelką cenę próbowała to odkryć.
-Nie wyjdziesz stąd dopóki mi tego nie wytłumaczysz! – Miotało mną. Czułem, że tracę nad sobą panowanie i nie skończy się to dobrze. –Nessie... – Westchnąłem i po raz kolejny złapałem jej rękę z tą różnicą, że tym razem nie miałem w planach jej puścić mimo, że bezskutecznie próbowała się uwolnić. –Zrobił ci coś? Nie wiem, kurwa, może cie szantażuje, albo grozi? – Nie odpowiedziała mi. –Nessie błagam powiedz mi, obiecuję, że ci pomogę tylko musisz mi na to pozwolić. – Dotknąłem palcami delikatnej skóry jej policzka, który zacząłem gładzić.
-Kłamiesz. – Wypowiedziała patrząc mi prosto w oczy. –Nigdy ci na mnie nie zależało, karmiłeś mnie tylko pustymi obietnicami, które zawsze łamałeś. – Prychnęła nadal niedowierzając. –Obiecałeś, że zawsze będziesz przy mnie. Obiecałeś, że zawsze będziesz mnie kochał…
-Kocham cie. – Przerwałem, co raczej nie spodobało się mojej ukochanej, ponieważ zrzuciła moją rękę ze swojej twarzy.
-Obiecałeś, że nigdy nie pozwolisz mnie nikomu zranić, ale pozwoliłeś. – Głos Donavan zaczął się łamać, a ona zaczęła szybko mrugać tylko po to, żeby nie uronić żadnej łzy w mojej obecności – zawsze starała się pozakażać jak silna była i niezależna ode mnie. Kochałem to w niej, ale jednocześnie nienawidziłem tego uporu osła. Nie była w stanie sama sobie radzić tylko, że była zbyt dumna, aby prosić o pomoc mnie lub swoich bliskich.
-Spieprzyłem, wiem, ale pozwól mi…
-Otwórz te pieprzone drzwi, Tomlinson. – Wycedziła przez zaciśnięte zęby.
-Nie! – Ścisnąłem mocniej jej nadgarstek z czystej frustracji, ale kiedy jej usta opuściło syknięcie bólu wiedziałem, że użyłem zbyt dużo siły. –Przepraszam.
-Przestań mnie krzywdzić. – Załkała, a po jej policzkach zaczęły spływać strumienie łez.
-Nie chciałem, przecież wiesz, że nigdy bym cie nie zranił. – Jęknąłem błagalnie, po czym objąłem jej drobną sylwetkę i schowałem w swoich ramionach nie zważając nawet na szamotanie dziewczyny, która za wszelką cenę próbowała się wyswobodzić. –Przestań się wiercić, Nessie.
-Zabierz łapy. – Prosiła mnie o to, a jednak zaciskała piąstki na mojej koszulce nie pozwalając mi się odsunąć. Może w tej chwili zabrzmię jak ciota, ale byłem szczęśliwy, że mogę ją przytulać, gdy płacze nawet jeśli ja byłem główną przyczyną jej smutków. –Dlaczego to sprawia ci taką przyjemność?
-Bo jesteś teraz blisko mnie, Nessiu.
-Nie mów tak do mnie. – Uderzyła mnie, ale to wcale mnie nie zabolało tak bardzo jak świadomość, że po raz kolejny zjebałem to co udało mi się między nami odbudować. –Spałeś z tą suką i dziewczyną Jeremy’ go.
-Wcale nie, Stan kłamie. Przyznaję, że przespałem się z Jessie, ale Ronie nie tknąłem, przysięgam ci na wszystko. – Odsunąłem ją od siebie, aby móc spojrzeć na czerwoną buzię blondynki oraz jej spuchnięte oczy. –Musisz mi uwierzyć, Nessie.
-Otwórz drzwi.
-Nie puszczę cie do niego. – Warknąłem.
-Chcę do domu, do mojej…!
-Twojej co?
-Mojej rodziny. – Blefowała. Nie musiałem nawet na nią patrzeć, żeby wiedzieć, że próbuje mi wcisnąć kit. Czułem, że coś przede mną ukrywa, ale ona pewnie się tego nie domyślała. –Wypuść mnie. – Powiedziała spokojnie.
-Powiedz mi, w co gra Stan?
-Nie mam pojęcia, Lou. – Z głupkowatym uśmieszkiem spuściłem głowę. Uwielbiałem, gdy z jej ust wychodziło pełne ciepła określenie Lou. Kiedy zwracała się do mnie tym zdrobnieniem wiedziałem, że nie kłamie. –Chciałabym ci pomóc, ale…
-Rozumiem. – Musnąłem lekko jej czoło chcąc dać jej te cholerne poczucie bezpieczeństwa.
-Tommo, Jay przyjechał! – W tej chwili miałem ochotę wyjść, przywalić Malikowi, a potem znów zamknąć się z Nessie w pokoju i dalej tulić, czy chociażby rozmawiać na błahe tematy.
-Znowu pakujesz się w kłopoty…
-Louis, do kurwy wychodź! – Mulat zaczął walić w drzwi, co jeszcze bardziej wyprowadziło mnie z równowagi.
-Dlaczego tak niszczysz sobie życie? – Spojrzała na mnie tymi swoimi oczkami, a moje serce przyśpieszyło swojej pracy. Miałem szczęście, że w tym momencie siedziałem, ponieważ gdybym stał nogi prawdopodobnie ugięły by się pode mną.
-Bo cie straciłem… 
_______________________________________________
#Lessie moments!! Obiecałam wam rozdział delux i spełniłam tą obietnicę. Macie dziś posrane, pełne komplikacji życie Ness, chorego psychopatę Jeremy' go oraz troskliwego i zakłamanego Tomlinsona wzbudzającego poczucie winny u Ness... 

Moim zmartwieniem jest jednak malejąca liczba komentarzy!! Pod 14 było ich zaledwie 9, a pos 13 - 14, nie żeby coś, ale jest to (dla mnie) duża różnica - nie wiem... Może robię coś nie tak, dlatego oświećcie mnie, bo zaczynam głupieć...

Na koniec, chcę podziękować osobom, które regularnie komentują - jesteście wielkie!! ♥ 


23 komentarze:

  1. On się musi dowiedzieć że ma córkę i ma być happy end !

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietny popieram mudi sie dowiedziec czkammm nie martw sie komentarzami pewnie po nowym roku wszyscy na kacuxD <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech Louis w końcu dowie się że Darcey to jego córka :) Rozdział jest super ! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. oo... ja chce więcej. czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  5. JESTEM UZALEŻNIONA, tak jestem uzależniona od tego opowiadania. Brakuje mi przymiotników żeby je opisać, bo genialne to stanowczo za mało. To teraz postaw się w sytuacji UZALEŻNIONEJ mnie, która codziennie wchodzi na Twojego bloga z nadzieją na nowy rozdział, na który czasami trzeba sporo poczekać, ale nie ważne, bo jak mają one być takie to ja mogę poczekać, bo warto ! Ale jakby Ci się udało dodawać rozdziały trochę częściej to będzie mega. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. no to się porobiło Olls:***

    OdpowiedzUsuń
  7. Ugh... wkurza mnie ten Jeremy , psychopata jeden. Niech Lou się dowie o Darcey , zacznie się starać , odzyska Ness i koniec! <3 Rozdział jak zwykle świetny , jesteś niesamowita :) Nie mogę się już doczekać następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Ty jesteś cudowna i bosko piszesz, trzymaj tak dalej; czekam na kolejny; pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział dużo sie dzieje. Ciekawa jestem kiedy Nessie powie w końcu Louisowi że Darcey jes jego córką. Nie mogę się doczekać nn.

    OdpowiedzUsuń
  10. Do jasnej cholery niech ona powie Lou o tym, że ma córkę! Po*eb Jeremy jeśli myśli, że to ujdzie mu na sucho to sie myli! Dawaj szybciutko kolejny!/ Kicia ❤️��

    OdpowiedzUsuń
  11. Super rozdział już sie nie moge doczekać następnego :) ciekawe kiedy Nessie powie Louisowi że Darcey jest jego córką... i ciekawe jak Louis na to zareaguje ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Swietne. Czemu Jer tak sie uczepil? Niech Ness powie Louisowi no!!! Nie moge sie doczekac next genialne <3

    OdpowiedzUsuń
  13. genialny rozdział:) mam tylko jedną uwagę- nie wiem czemu, ale przy kwestiach louisa, zwróconych do nessie nie ma 'ę' (mam na mysli 'cie'). To troszke drażniące, przyjemniej się czyta gdy to 'ę' występuje. Poza tym- świetny, czekam na następny:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej! Nominacja do Liebster Award! Więcej na myhopeislastway.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Jesteś genialna, miśka. Po prostu cię kocham za to opowiadanie.
    Ten blog tak bardzo wciąga, że to aż przeraża.
    Nessie moim zdaniem powinna jak najszybciej powiedzieć Louisowi, le wtedy nie byłoby takiej bujnej akcji, no nie ? :D
    Kooocham, Whatever.

    OdpowiedzUsuń
  16. Chciałabym Cię/Was zaprosić na nowo powstały Katalog Opowiadań.
    Serdecznie zapraszam!
    http://katalogff.blogspot.com/
    Pozdrawiam, Megan

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdzial delux super. Czekamy. Kochamy. Szanujemy <3

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja