niedziela, 6 września 2015

XVII. Brother




„Jesteś kobietą, co oznacza, że jesteś genetycznie szalona, chora i pewnie za jakieś 30 sekund przyczepisz się do mnie o jakąś bzdurę.”


Louis 


Siedzieliśmy z Nessie w kuchni popijając gorącą czekoladę z piankami oraz rozmawialiśmy o… Generalnie o wszystkim.
Byłem szczęśliwy, że wreszcie zaczęło się między nami układać i mogliśmy z dumą nazwać siebie przyjaciółmi, którzy są świetnymi rodzicami dla naszej córki. Nareszcie udało nam się złapać kontakt i byliśmy zgodni, podejmując decyzje dotyczące wychowania Darcey. Od czasu powrotu Donavan do Londynu, nigdy nie mogliśmy się dogadać, a teraz? Jesteśmy dla siebie mili. Jesteśmy dwójką dorosłych ludzi, których w przeszłości łączyła miłość, której owocem jest czteroletnie dziecko drzemiące w salonie na sofie.
-Rozmawiałaś z Malikiem? – Zapytałem, co spotkało się jedynie z wywróceniem oczami ze strony blondynki.
-Tak, ale to i tak nie zmienia faktu, że ma dziewczynę, Lou. – Uśmiechnąłem się lekko, słysząc to zdrobnienie. Kochałem, gdy tak się do mnie zwracała. To było urocze.
-On ją tylko pieprzy, bo chce zapomnieć o tobie. – Wyznałem zgodnie z prawdą, obserwacją oraz rozmowy z Danielle.
Nigdy nie widziałem zakochanego Zayna Malika, ale po tym jak bardzo zaangażował się w związek z moją byłą… Wiedziałem, że traktuje to wszystko na poważnie. Na początku, przyznaję, wkurzało mnie, że kręci się obok Nessie i ją podrywa, żeby zrobić mi na złość, ale to był pikuś w porównaniu z furią, w jaką wpadłem widząc napis Ness na jego podbrzuszu, gdy byliśmy w mamrze. Pamiętam, że chciałem go wówczas zabić, ale z czasem doszedłem do wniosku, iż był również przyjacielem Nesselii, a jako facet traktował ją lepiej, niż ja kiedykolwiek potrafiłem. Sam spieprzyłem swój związek, a obwiniałem wszystkich wokół łącznie z Nessie, gdy tym czasem mogłem przestać pić, pójść na jakąś terapię czy coś tego typu. Zayn zasługiwał na Donavan i udowodnił to wszystkim dookoła, bo mimo postawy dziwkarza był od początku do końca wierny swojej Blondyneczce. Nigdy jej nie zdradził, co najwyżej okłamał, mówiąc, że przespał się z Donie.
-Cokolwiek. – Machnęła dłonią, biorąc łyka napoju. –Mów, co u ciebie? Jak tam Zoey? – Spuściłem głowę, kręcąc nią z niedowierzania. Już nigdy się nie otworzę przed tą dziewczyną, bo to przynosi tylko te głupie przesłuchania.
-Dobrze, ale wróćmy do tematu Malika.
-Nie, zostańmy przy temacie Zoey. – Uśmiechnęła się sztucznie, na co uniosłem lewą brew ku górze. A więc tak chce się ze mną bawić? Proszę bardzo, grajmy w tą popieprzoną grę! 
-Gdzie jest Zayn, Nessie? – Powiedziałem tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-W Bradford, u rodziców. Opowiedz o waszej randce, Lou. – Uśmiechnęła się delikatnie, a mnie zrobiło się tak jakoś cieplej na sercu. Niech ją diabli… Ją i te sarnie oczy.
-Zmusiłaś go, żeby pojechał do domu? – Zapytałem zszokowany, przypominając sobie jak to kiedyś Michael próbował go namówić na odwiedziny.
Malik nieźle się wkurzył. Najpierw powyzywał swojego brata, mówiąc, że nie zamierza wracać do przeszłości i widzieć to rozczarowanie w oczach rodziców, – nie wiem, o co chodziło, ale ta sprawa musiała być naprawdę poważna, skoro nie chciał wracać – a później gdzieś poszedł i wrócił po trzech dniach. Kiedy Olson zapytała, gdzie był to oparł, że na dziwkach, po czym zaszył się w garażu.
-Do niczego go nie zmuszałam. – Oburzyła się wielce dwudziestolatka. –Potrzebował tego, dlatego samodzielnie podjął taką decyzję, ja mu to tylko zasugerowałam. – Wzruszyła niewinnie barkiem. –Jak było na randce? – Wycedziła przez zaciśnięte zęby, w bardzo powolny sposób, jakby tłumaczyła coś rozkapryszonemu dziecku, do którego traciła powoli całą cierpliwość. Wariatka, Nessie zawsze ma jakiś problem.
-Dobrze, dlaczego nie chciał jechać do domu, huh? – Kiwnąłem brodą na Donavan, która kolejny raz wywróciła oczami.
-Bo obwinia się o śmierć swojej siostry, która zginęła w wyścigach. – Młoda kobieta zagryzła dolną wargę.
-Malik ma siostrę? – Zapytałem szeptem, pełen szoku. Nigdy nie wspominał. Twierdził, że ma tylko starszego brata.
-Właściwie to dwie. Mia nie żyje, a Natalie… Cóż, o niej nie wiem praktycznie nic, więc niczego ode mnie się nie dowiesz na jej temat.
-Woah. – Westchnąłem. –Nieźle jesteś poinformowana, jak na jedną z jego zabaweczek. – Z ust blondynki wyleciało głośne prychnięcie. –No, co? –Wzruszyłem barkami. –Mówię ci jak jest.
-Kochasz Zoey? – Uniosłem zaciekawiony lewą brew ku górze. To jeden z jakiś testów, które mają na celu sprawdzenie, jakim uczuciem darzę tą dziewczynę, czy jak? Nie rozumiem toku myślenia kobiet.
-Nie wiem, byliśmy dopiero na dwóch spotkaniach, po za tym to twoja koleżanka, chyba to ja powinienem wypytywać ciebie o nią, prawda?
-Ona mi nic nie mówi, a chcę wiedzieć.
-Spoko, ale najpierw ja chcę poznać kilka odpowiedni na nurtujące mnie pytania. Ta cała Mia, była starsza czy…?
-Była bliźniaczką Zayna, ale młodszą. – Okay, kolejny fakt, który zna dziewczyna będąca w kilkumiesięcznym związku z Malikiem, a nie rzekomy przyjaciel, z którym kumpluje się od sześciu lat. Woah… - Więc? – Nalegała.
-A Natalie?
-Starsza od Zayna, ale młodsza od Mike’ a. Louis. – Jęknęła błagalnie, dlatego teraz to ja wywróciłem oczami.
-Lubię ją, ale nie wiem, co z tego wyjdzie, to straszna gaduła. – Na wargach Nessie pojawił się mały uśmieszek. –Ty, tyle nie mówiłaś.
-Bo mnie onieśmielałeś. – Usprawiedliwiła się szybko, na co zachichotałem pod nosem. Każdą onieśmielam. –Zoey to naprawdę dobra dziewczyna, bądź dla niej dobry. – Poprosiła blondynka.
-Przecież jestem. – Mruknąłem zażenowany. –Zmieniłem się.
-Wiem, i jestem pod wrażeniem, ale pamiętaj, że Zoe to wrażliwa dziew dla niej dobry - poprosiła czyna… - Wywróciłem oczami. Każda laska jest wrażliwa, taka Nessie również.
Może udawać, że jest twarda i wszystko po niej spływa – nawet ta sprawa z Malikiem, – ale prawda jest zupełnie inna. Donavan to najbardziej delikatna kobieta, jaką znam i żałuję, że wszystko spieprzyłem, ale czasu nie potrafię cofnąć. Mam jednak nadzieję, że kiedyś ktoś – całkiem prawdopodobne, że będzie to Zayn – da Nessie prawdziwe szczęście, którego ja nie potrafiłem, bo kto jak kto, ale ona najbardziej na świecie na to zasługuje.
Nagle po pomieszczeniu rozniosła się melodia naszej piosenki.
-Przepraszam, to Zayn. – Oznajmiła z blaskiem w oczach, wstając i odchodząc na kawałek.
Blondynka przesunęła opuszką palca po ekranie, po czym przyłożyła komórkę do ucha.
-Cześć, Malik…
Nessie cały czas się uśmiechała, co jeszcze bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że powinienem im pomóc znowu się zejść.
Mój telefon wydał z siebie dźwięk, co świadczyło o nowej wiadomości, dlatego wyjąłem aparat, po czym odblokowałem i wcisnąłem kopertę.
Od: nieznane
Louis, Louis, Louis… Ja na twoim miejscu rozwaliłbym Malikowi ryj za to, że posuwa moją panienkę. Taki przyjaciel jak Zayn to prawdziwy skarb, prawda? Żartuję. Powiem ci, jaki mam plan – zniszczę go, a ty mi w tym pomożesz, w nagrodę dostaniesz gwarancję bezpieczeństwa tej Blondyneczki i Darcey. Daj znać, co postanowiłeś, Tommo
Z
Co to, do kurwy nędzy ma być? Teraz na mnie się ten psychol uwziął i będzie zasypywał spamem moją skrzynkę? Koleś musi być naprawdę głupi i lekkomyślny, skoro zadziera ze mną, tym bardziej, jeśli karze mi wybierać między rodziną, gdzie wybór jest oczywisty…
Do: nieznane
Pierdol się
Od: nieznane
Zła odpowiedź, przegrałeś swoje życie
Z
Och, super! Umrę młodo, – co za bzdura. Szczerze wątpię, żeby ten facet był do tego zdolny. Ja też wiele razy groziłem ludziom śmiercią, ale przecież nie jestem, aż tak popieprzony, żeby zabijać. Mam swoje zasady i morale – mogę grozić, ale nigdy nie pozbawię nikogo życia, bo to najgorsze, co może być. Jeśli zdobyłbym się na taki czyn, nie mógłbym spać spokojnie, nie mógłbym spojrzeć w lustro. Brzydziłbym się sobą samym.
-Wybacz. – Przeprosiła blondynka, siadając z powrotem na swoim miejscu. –Na czym skończyliśmy?
-Zoey to wrażliwa dziewczyna bla, bla, bla… – Machnąłem ręką.
Nie chciałem wracać do tego tematu. To nadal dziwne, że rozmawiam z moją byłą dziewczyną, z którą mam córkę o swoim nowym… Związku? Sam nie wiem, czy mogę to tak nazwać, bo z tą całą Zoe spotkaliśmy się tylko kilka razy i do niczego – po za wymianą śliny – nie doszło. Nie wiem, czy powinienem się starać.
-Dupek. – Podsumowała, na co się uśmiechnąłem. –Pisałeś z nią? – Zmarszczyłem brwi, nie do końca rozumiejąc, o co chodzi. –Dostałeś SMSa, słyszałam.
-Och, tak. – Mruknąłem lekceważąco, chcąc odwieść Nessie od tego tematu. Nie będę jej martwił, jakimś niezrównoważonym psychopatą, bo laska zacznie panikować. Oszczędzę sobie tej sceny, a ona przynajmniej nie będzie się denerwowała i wrzeszczała po mnie. –Tylko, że to był Matt, a nie Zoey.
-Mhm. – Wymamrotała, biorąc łyka napoju.
-Co u Malika?
-Och, no wiesz… - Wzruszyła barkami w powietrze. –Mówił, że to była dobra decyzja, żeby pojechać na kilka dni do domu i spędzić czas z rodziną, ale Mike strasznie go wkurza i chciał mu przywalić.
-Cały Zayn. – Westchnąłem, czym wywołałem cichy chichot u dwudziestolatki. –Mówił coś jeszcze? – Próbowałem mentalnie wywrzeć na niej wpływ, żeby zaczęła coś mówić o tym socjopacie.
-Odwiedził swojego przyjaciela Ryana i naprawił mu wóz w ramach jakiejś przysługi, ale nie mówił konkretnie, o co chodzi. Lou, czy to jakieś przesłuchanie? – Brązowooka uniosła podejrzanie lewą brew. 
-Dobra, Nessie. – Zacząłem znudzony. –Karty na stół, gość dalej mu grozi czy nie?
-Nie mam pojęcia, ale obawiam się, że tak. – Teraz to moje brwi powędrowały w górę. Robi się ciekawie, tylko niech zaznajomi mnie ze szczegółami. –Ostatnio dzwonił do mnie, wkurzony jak wtedy, gdy… - Zawiesiła się na chwilę, jakby przypominając sobie dane zdarzenie. –Nieważne. – Machnęła dłonią w powietrzu, chcąc odwlec ten temat. –W każdym bądź razie, był wściekły i pytał, czy jesteśmy bezpieczne.
-Kim jest ten gość?
-Nie wiem, Louis, ale to przestaje mnie bawić. Nie wiem jak, ale muszę pomóc Zaynowi, bo to go wykończy. On popada w…
-Paranoję i obłęd. – Dokończyłem za nią, wprawiając tym samym w niemałe zdziwienie.
-Skąd ty…?
-Wiesz, tak dziwnie się składa, że mieszkam z twoim byłym, który również jest moim przyjacielem. Och, i mam oczy. – Uśmiechnąłem się sztucznie, a następnie wywróciłem gałkami ocznymi z zażenowania.
-Kretyn.
-Cokolwiek. Jutro wieczorem jadę do Hackney. – Poinformowałem kobietę, w której oczach pojawiło się przerażenie.
-Okay, ale obiecaj, że będziesz uważał. – Poprosiła całkiem poważnie, wystawiając mały paluszek w moim kierunku. Chryste Panie, nie jestem jakimś amatorem – jeżdżę od dawna. Za kogo Nessie mnie uważa, do cholery?!
-Po pierwsze nie będę się ścigał, bo zepsuł mi się wóz, a po drugie… Sam nie wiem, czy jeszcze chcę to robić, wiesz? Muszę pomyśleć, pobyć sam, rozumiesz mnie?
-Oczywiście, cieszę się, że chcesz zrezygnować. – Wydąłem dolną wargę i zamknąłem oczy, kręcąc kłową z niedowierzania na boki. Ona jest po prostu nie możliwa. –To niebezpieczne.
-Daruj sobie. – Mruknąłem pod nosem. –Pójdę już, jest późno.
-Jesteś piechotą? – Przytaknąłem, a później poszedłem do holu, gdzie ubrałem buty oraz zarzuciłem na ramiona czarną bluzę z kapturem. –Daj znać, jak będziesz już w domu, okay?
-Dobranoc, Nessie. – Ucałowałem policzek matki mojego dziecka, po czym wyszedłem na korytarz, a później z bloku mieszkaniowego.
Na dworze było już ciemno. Na niebie migotały gwiazdy oraz świecił księżyc. Powietrze było rześkie, dlatego postanowiłem skorzystać z okazji i zapalić papierosa.
Wychodząc z zakrętu usłyszałem za sobą pisk opon, a później jasne światła zmierzające wprost na mnie. Szybko zdążyłem odskoczyć, a wóz przemknął dosłownie kilka centymetrów ode mnie. Woah, było blisko.
Zadzwonił mój telefon. Nie patrząc nawet na wyświetlacz, aby dowiedzieć się, kto dzwoni, wcisnąłem zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłem komórkę do ucha.
-Było blisko, co? – Po drugiej stronie usłyszałem znajomy głos, ale niestety nie mogłem sobie przypomnieć, do kogo należał. Cholera. –Tommo, jesteś tam czy umarłeś ze strachu? – Zarechotał, jak zbir wyjęty z tych dennych filmów.
-Trzeba czegoś więcej, żeby mnie wystraszyć, kutasie. – Warknąłem.
-Spokojnie, przyjacielu, nie wiem czy wiesz, ale doskonale wiem, gdzie mieszka twoja córeczka. – Moje mięśnie się napięły.
-Tknij Darcey, albo Nessie to rozpierdolę…
-Tsa, rozpierdolę ci łeb. – Zaczął mnie przedrzeźniać, co wkurwiło mnie jeszcze bardziej. Co to za zjeb, do kurwy?! –Malik, powtarza to za każdym razem, swoją drogą, co on ma z telefonem? Od czterech dni nie mogę mu wysłać żadnych zdjęć, Nesselii. – Wywróciłem oczami.
-Odpierdol się od nich, psycholu. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby. –One nic ci nie zrobiły…
-Ale Malik je kocha. – Wtrącił nim zdążyłem dokończyć swoją wypowiedź.
-Co to ma do rzeczy, huh? – Zapytałem, biorąc kolejnego bucha.
-Odbiorę mu wszystko, co kocha, tak jak on mnie. – Wywróciłem oczami. –Przyłącz się do mnie i pomóż sprzątnąć Zayna, a twoje laleczki będą bezpieczne.
-Każesz mi wybierać? – Prychnąłem niedorzecznym śmiechem. Przecież to jest chore. On jest chory!
-Tak, Louis, karzę ci wybierać, ale również daję ci możliwość zemsty za to, że odbił ci panienkę.
-Nie chowam urazy do Zayna, jeśli o to ci chodzi. – Zaciągnąłem na głowę kaptur, bo zaczęło trochę pizgać.
-Ale ja jestem wkurwiony, że zabawiał się z moją dziewczyną, sześć lat temu. Szkoda, że to się tak musi dla ciebie kończyć, Tomlinson… Byłeś spoko gościem. – Byłem?! Nadal jestem, co on pierdoli?! Palant. –Szkoda, że nie chcesz stanąć po właściwej stronie. – Chciałem mu odpowiedzieć. Opierdolić go i kazać, żeby raz na zawsze dał spokój Darcey, Donavan, Malikowi i reszcie naszej paczki, ale chuj się rozłączył.   
Po niespełna godzinie wreszcie przekroczyłem próg domu. Zdjąłem kurtkę oraz buty, a później skierowałem się do kuchni, gdzie Liam popijał kawę i obracał w dłoni telefon.
-Co jest, stary? – Zapytałem, wyjmując z szafki szklankę, do której nalałem wody, po czym usiadłem na blacie, biorąc łyka.
-Za chwilę jadę do Leeds. – Poinformował z tępym wzrokiem w kubek.
-Do babci?
-Tsa. – Mruknął niezadowolony. –Nie wiem jak dawno nie byłem u niej, na domiar złego na to całe spotkanie rodzinne przyjadą moi starsi z Melbourne, a Lena z Nowego Yorku. Mam tylko nadzieję, że babcia nie zaprosi Kiry. –Westchnął.
-Kim jest Kira? – Zapytałem jeszcze bardziej zaciekawiony.
-Laska, którą siedem lat temu podczas wakacji pocałowałem w policzek. –Zaciekawiony uniosłem brew ku górze. Założę się, że to może być ciekawe zwłaszcza, że w progu stała Danielle z Luke’ m. Będzie się działo.
-Och. – Odezwała się mulatka, a na moich ustach pojawił się chytry uśmieszek. –A więc całowałeś jakąś lafiryndę i nawet się nie pochwaliłeś. – Oznajmiła oburzona, krzyżując ramiona na piersiach. Jej cycki naprawdę urosły przez tą całą ciążę. Woah.
-Słońce, miałem z czternaście lat, nie byliśmy nawet razem.
-Co z tego? Powinieneś mi powiedzieć o swojej psychicznej byłej dziewczynie.
-Nawet nie byliśmy razem na serio, tylko pocałowałem jej lewy policzek. – Westchnął zmęczony Payne.
-Och, a więc nadal pamiętasz, który policzek to był. – Warknęła. –Dupek. – To lepsze niż wszelkiego rodzaju reality show. Pięknie.
-Wiesz… - Wypuścił głośno powietrze ustami ciemny blondyn. –To jedna z zalet pamięci fotograficznej, więc tak, pamiętam, który to był policzek. Pamiętam również, że po raz pierwszy pocałowałem cie o 23.59, kiedy to odprowadziłem cie po wyścigach, w których pierwszy raz wystartował Louis. Pamiętam, jak zasmarkana leżałaś w łóżku, a ja musiałem wdrapywać się przez okno, bo byłem na czarnej liście twojego starego, ponieważ biegaliśmy po deszczu i się rozchorowałaś. Miałaś wówczas temperaturę czterdziestu stopni, ale nie chciałaś pójść do szpitala, dlatego o drugiej w nocy jechałem po lody waniliowe, żeby twoja gorączka, choć trochę spadła. Pamiętam, jak martwiłaś się o Zayna, za każdym razem, gdy znikał bez zapowiedzi. Pamiętam, jak…
-Przepraszam. – Powiedziała z tą niewinnością małego dziecka, które narozrabiało i boi się konsekwencji, wiem, bo Darcey często tak robi, Nessie również tak się zachowywała, gdy robiła mi awantury o bzdety. Wszystkie się tak łaszą jak koty, gdy nie mają racji, a my – idioci – ulegamy, bo je kochamy.
-Jedziemy? – Mulatka przytaknęła, a później oboje pożegnali się ze mną i wyszli z Luke’ m w nosidełku z domu, zamykając po cichu drzwi. Ostatnią rzeczą, która świadczyła o tym, że państwo Payne opuścili podjazd był dźwięk uruchomionego silnika.
Zostałem sam, dlatego postanowiłem pójść się wykąpać, a później położyłem się spać. Zasnąłem od razu, bo ten dzień doświadczył mi mega dużo emocji, których nie miałem już siły analizować.

Rano obudziła mnie piosenka The Fray You Found Me. Na ślepaka odnalazłem komórkę w pościeli, a później nie otwierając oczu wcisnąłem zieloną słuchawkę, po czym przycisnąłem urządzenie do ucha.
-Halo? – Wychrypiałem. Kto, do cholery dzwoni tak wcześnie?!
-Cześć, Louis tu Zoey. – Cholera. –Masz może czas?
-Coś się stało? Źle brzmisz. – Dziewczyna była strasznie zaniepokojona, jakby się czegoś bała.
-Wszystko gra, ale musisz przyjechać, bo jest… Źle – Okay, zaciekawiło mnie to.
-Źle? Co masz na myśli mówiąc: źle?
-To, że Ness zaraz pobije Donie. – Co?
-Dziewczynę Zayna?
-Właśnie, mógłbyś pomóc ją… Uspokoić, no wiesz… Byliście kiedyś razem, a Ness mówiła, że jesteście dobrymi przyjaciółmi.
-Zaraz będę. – Nie czekając na odzew ze strony Palmer rozłączyłem się, a później wciągnąłem na biodra czarne spodnie z dresu. Przez głowę przełożyłem szary t-shirt, po czym zbiegłem na dół z telefonem w dłoni. Wsunąłem na stopy buty i poszedłem na metro. Niech cholerny Malik wraca, bo mam dość tych spacerów.
Pod halą Valerie – głupiej matki Nessie, której nienawidzę – byłem po piętnastu minutach. Już przy kasie dało się słyszeć ostrą wymianę zdań oraz kpiący śmieszek Donavan. Bez zastanowienia poszedłem w stronę kawiarni, gdzie podekscytowany usiadłem obok Zoe uprzednio cmokając ją przelotnie w usta.
-Powiem to po raz ostatni, odpieprz się od mojego faceta! – Wydarła się Rodriguez, na co moja była z przejęciem uderzyła się w lewy policzek.
-Zayn może sam o sobie decydować, to dorosły mężczyzna, który tylko cie posuwa. – Rzuciła niby obojętnie, ale wiedziałem, że to tylko, dlatego iż wczoraj usłyszała ode mnie calusieńką prawdę.
-Skąd ten niedorzeczny pomysł, marna podróbko Taylor Swift? –Wywróciłem oczami, przecież Nessie jest ładniejsza od tej piosenkarki.
-Od Louisa. – Wzruszyła barkiem. –Najlepszego przyjaciela Zayna. – Chryste, jeszcze na mnie się rzucą. Boże dopomóż.
-No zrób coś. – Zoey dźgnęła mnie łokciem w żebra, na co zagryzłem dolną wargę. Nie lubię, gdy ktoś tak robi. To nieprzyjemne.
-Zwariowałaś? – Zapytałem szeptem. –Nessie to prawdziwa szajbuska, nie chcę stracić zębów. Wątpię, żebyś umawiała się z szczerbatym. – Wyrzuciłem lekko ramiona w powietrze.
-Bądź facetem, a nie beksą. – Och, a więc teraz będzie podważała moją męskość. Co z tymi babami nie tak, do kurwy?!
Niechętnie wstałem, po czym stanąłem obok Donavan wcześniej całując jej policzek i mówiąc zażenowane: Heej.
-Co tutaj robisz? – Zignorowałem pytanie Nesselii.
-Powtórzę to jeszcze raz, tym razem w ten sposób, żebyście obie zrozumiały, okay? – Obie blondynki wywróciły oczami. –Malik kocha Nessie, a ty Donie jesteś jego zabaweczką, jedną z wielu zapisanych w Dzienniku Podbojów. Zayn wykorzystał cie, żeby zapomnieć o Nessie.
-Gówno prawda. – Żachnęła Rodriguez.
-Kiedy z nim ostatnio rozmawiałaś, huh? – Kiwnąłem na nią brodą.
-Tydzień temu, co to ma do rzeczy?! – Donie zaczęła się denerwować, a to nie wróżyło najlepiej… Zarówno Donavan, jak i mi. Kurwa.
-Do Nessie dzwoni kilka razy dziennie. – Wzruszyłem ramionami.
-Ty pieprzona zdziro! – Ta bardziej psychiczna zamachnęła się na matkę mojego dziecka. W ostatniej chwili Nessie się skuliła, a dłoń drasnęła powietrze. –Zapłacisz mi za to!
-Tknij ją tylko, a Malik się dowie o wszystkim. – Kocie oczy jeszcze bardziej się otworzyły z szoku. –Tak, dobrze usłyszałaś, dlatego rada na przyszłość: Zwolnij się z pracy, wyjedź z Londynu i nigdy nie wracaj, bo sprawę z dragami zgłoszę na policję, och i tak tylko ci powiem, że powinnaś zająć się synem.
-Masz dziecko?! – Zawołała zszokowana Donavan. –No ładnie, Donie ciekawych rzeczy się tutaj dowiadujemy.
-Uspokój się. – Warknąłem. –Wychodzisz na zazdrosną sukę. – Gdyby wzrok mógł zabijać leżałbym martwy. –Nie miałem tego na myśli, Nessie, chodzi mi o to, żebyś… Nie przerywała mi, gdy chcę ci pomóc.
-Cokolwiek, studiuję prawo sama się obronię. – Machnęła ręką.
-I właśnie to mnie wkurwia w tobie, Nessela! – Wybuchłem.
-Doprawdy?! –Założyła ręce na piersiach. –Coś jeszcze?!
-Cała masa rzeczy! Jesteś rozkapryszoną księżniczką, która myśli, że pozjadała wszystkie rozumy świata. Potrzebujesz faceta, który ci ustawi, żebyś znała granicę!
-Seksistowska świnia! – Drobne dłonie znalazły się na moim torsie, po czym z całej siły zostałem odepchnięty w tył. –To się nazywa niezależność! Gdybym była zatroskaną dziewczynką, której potrzebny facet, który za rączkę będzie mnie prowadził przez życie, byłabym tak żałosna jak ona! – Wskazała na Donie, która warknęła. –To twoja zasługa i doskonale o tym wiesz!
-Boże, ile razy jeszcze będziesz mi wypominała to, jak bardzo cie skrzywdziłem, huh? – Mruknąłem zmęczony. Przy każdej kłótni, kiedy Nessie braknie argumentów wracamy do tego feralnego wydarzenia.
-Do usranej śmierci. – Warknęła, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z uniesioną głową.
-Królowa dramatu! – Zawołałem za blondynką, a w odpowiedzi zobaczyłem środkowy palec. –Idiotka. – podsumowałem siadając obok Zoey, opierając czoło o blat stołu, a dziewczyna przeczesywała moje włosy, co było całkiem przyjemne. –Wkurwiająca istota. – Mruknąłem pod nosem.
-Chce być niezależna. – Wtrąciła tym swoim uroczym głosikiem Palmer.
-Jest głupia, i nie odpowiedzialna, i zawsze musi stawiać na swoim. Wkurwia mnie, że ta pieprzona duma nie pozwala jej poprosić o pomoc, bo każdy widzi, że sobie nie radzi. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
-Po tym, co ją spotkało to chyba oczywiste, że nie będzie się płaszczyła i błagała, żebyś jej pomógł. – Gwałtownie podniosłem głowę, po czym dokładnie przyjrzałem się dziewczynie. Nie dość, że jest śliczna, to w dodatku mądrze gada.
-Przejdźmy się. – Zaproponowałem, na co Zoey przytaknęła.
Oboje wstaliśmy i wyszliśmy z hali. Od razu złapałem za dłoń brunetki, splatając nasze palce razem. Kierowaliśmy się w stronę parku, ale nie rozmawialiśmy, co mnie nie przeszkadzało.
Cały czas po głowie chodziły mi słowa tego gnojka, który z groźbami przerzucił się z Malika na mnie. Poznawałem ten głos, ale cholera, do kogo należał? Nie potrafiłem zidentyfikować rozmówcy. Niech to diabli!
-Boli. – Mruknęła dwudziestolatka, dlatego niemalże od razu poluzowałem uścisk, tym samym zaprzestając miażdżenia palców młodej kobiety. –Co cie tak denerwuje? – Już miałem wcisnąć jej jakiś kit, żeby się nie martwiła, ale nie pozwoliła mi dość do słowa. –I nie wmawiaj, że Ness, bo nie uwierzę. –Wywróciłem oczami. Kolejna wariatka, czy ja mam jakiś magnes do przyciągania lasek, które są wścibskie i tak bardzo dociekliwe?
-Nic, po prostu… - Wzruszyłem ramionami. –Stan mnie wkurwił, tyle.
-Dlaczego ci nie wierzę, Louis? – Bo jesteś jakąś wiedźmą, która wie, kiedy ktoś kłamie, jakimś voodoo czy coś tego typu.
-Nie kłamię, jeśli o to ci chodzi. – Zatrzymałem, żeby spojrzeć jej w oczy, ale to był błąd.
-Myślałam, że mnie lubisz. – Jasna cholera, no pięknie, teraz to się dopiero zacznie.
-Bo lubię.
-To, czemu, do cholery kłamiesz mi prosto w oczy? – Wycedziła przez zaciśnięte zęby wściekła.
-Nie kłamię.
-Wiesz, co? – Uniosłem brwi. – Ness miała rację, jedyne, co potrafisz to mącić.
-Och, Nessie tak mówiła?! – Prychnąłem zły. Niech ta kretynka nie miesza się do mojego życia uczuciowego. Mamy razem dziecko i tylko to nas już łączy!
-Pieprz się, Louis. – Stwierdziła brunetka, kręcąc głową na boki. –Mam dość, to koniec. – Odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia, ale zdążyłem złapać za nadgarstek.
-Nawet nie było początku, Zoe. – Prychnąłem kpiącym śmiechem, a później puszczając kończynę dwudziestolatki odszedłem.
Nie pozwolę, żeby jakaś laska miała ostatnie zdanie, a tym bardziej ona. Jest taka sama jak Donavan – prawdziwa księżniczka, która mści się, jeśli coś nie idzie po jej myśli. Niech je obie diabli wezmą.
Szedłem chodnikiem w stronę domu, kiedy nagle mnie olśniło.  Sześć lat temu, Malik zalazł komuś za skórę i już wiem, kim ta osoba była. Zayn traktował to jak zabawę, ale Zack się wkurwił. Zack Williams jest tym gnojem, który wysyła groźby, który chce skrzywdzić Nessie i Darcey.
Nie zastanawiając się nad niczym, po prostu wyjąłem komórkę i wcisnąłem trójkę, a następnie zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach, po drugiej stronie usłyszałem głos Nesselii.
-Czego, ty kretynie jeszcze ode mnie chcesz, huh? – Wycedziła przez zaciśnięte zęby.
-Wiem, kto grozi Zaynowi, Nessie.
-Mówisz serio? –Głos blondynki diametralnie się zmienił. Teraz nie była już wściekła, a skruszona i zaciekawiona.
-To… - Nagle usłyszałem pisk opon, a później samochód mocno we mnie uderzył…
~***~
Obudziłem się cały obolały w białym pomieszczeniu. To niebo, czy jak? Myślałem, że skończę w piekle, albo w czyśćcu, a tu proszę niespodzianka! Woah…
-Panie Tomlinson, jak się pan czuje? – Och, a więc nadal żyję. Nie to, że się nie cieszę, czy coś… Jestem zajebiście szczęśliwy, ale myślałem, że to niebo. Nadal się boję, że zgniję w piekle.
-Ja… - Nie potrafiłem nic wykrztusić. Bolała mnie klatka piersiowa. Bolały mnie ręce, nogi, głowa… Bolał mnie każdy skrawek ciała. –Nie… Specjalnie – Wycharczałem. –Co…?
-Miał pan wypadek, zaraz poinformuję pańską żonę, że się pan obudził. – Woah! Jaką żonę, do cholery?! Przecież z nikim się nie hajtałem!
Nagle do sali wbiegła Nessie, a za nią kulturalnie wszedł Malik. Donavan jak zwykle zaczęła panikować, może nie mówiła zbyt dużo, ale widać było, że się bała. Jeszcze tego brakowało, żeby przeze mnie dostawała palpitacji serca.
-Nessie. – Szepnąłem. –Darcey… Ja muszę… - Blondynka szybko wybiegła z pokoju mówiąc, że już idzie po moje dziecko. Zostałem sam na sam z Zaynem, który może nie okazywał tego całego strachu tak bardzo, jak Nessie, ale też był kłębkiem nerwów.
-Zapierdolę tego skurwiela. – Wycedził przez zaciśnięte zęby, a na co wysiliłem się na chytry uśmieszek.
-Pilnuj ich. – Mulat pokiwał głową na boki. Co on mi tu do cholery odpierdala?! Prawie umarłem, ledwo mogę mówić, a on nie chce mi obiecać, że zapewni bezpieczeństwo mojej córce i jej matce?! Co za pierdolony egoista! –Jesteś… Wisisz mi przysługę… Stary…
-Będziesz sam ich pilnował, gdy stąd wyjdziesz. – Wtrącił, a ja wywróciłem oczami.
-Bądź z Nessie… Bądź dla… Darcey, ojcem.
-Nie pierdol, takich głupot! – Wykrzyczał. –Będziesz żył, słyszysz? – Warknął, a w odpowiedzi dostał cichy śmiech przeplatany z kaszlem. Coś jest nie tak. –Tomlinson, do kurwy! – Wrzasnął, gdy podłączony monitor zaczął pikać. W tej samej chwili do pomieszczenia wbiegła Darcey, która bez zawahania wtuliła się we mnie, co poskutkowało syknięciem pełnym bólu, które uleciało z moich ust.
-Przepraszam, tatusiu. – Pociągnęła noskiem. –Bardzo cie boli? – Z trudem pokiwałem przecząco głową, a po policzkach czterolatki spłynęło kilka łezek. Cholera jasna!
-Nie płacz…, Księżniczko – Zakaszlałem, a to ustrojstwo zaczęło jeszcze głośniej pikać. Czułem, że zaraz zejdę. Było mi słabo, moje oczy były coraz cięższe, a po chwili się zamknęły… 
_____________________________________
#DramaTime
Cóż, szczerze to lubię ten rozdział - popadam w samozachwyt, bo ostatnimi czasu coraz bardziej podobają mi się rozdziały, które piszę na tym blogu ;3 
Tak czy siak, dziękuję wam za komentarze, wejścia i całą resztę, którą tutaj robicie, to cholernie dużo dla mnie znaczy. Może wy na to nie patrzycie w ten sposób, ale ja... Dla mnie to naprawdę wiele. Także dziękuję ;**
Miłej niedzieli i drugiego tygodnia szkoły xdd 
Wam też się tak bardzo nie chce jak mi? 
Och, i nie wiem czy zauważyliście, ale zmieniłam nick (znowu), ale tylko, dlatego że znowu postanowiłam zmienić coś w moim życiu. 
Do za tydzień ;**  

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam to opowiadanie:)
    Świetnie piszesz, czekam na następny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tylko ty kochasz ten rozdział. Jest cudowny *.* Looooooouis! :'(

    OdpowiedzUsuń
  3. Eeej on ma żyć i sprzeczac się z Ness o bzury... :/ rozdział świetny <3

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja