„Najpierw dwójka ludzi podąża własnymi ścieżkami. Posiada siłę. Coś małego
zamienia się w przyjaźń, a przyjaźń w więzi. Te więzi nigdy nie zostaną
zerwane, tak jak miłość, nigdy. Jeśli braterstwo jest najważniejsze, granicy
nikt nie przekroczy, bo sami ją postawiliśmy, kiedy odczuliśmy, że musi gdzieś
leżeć. Właśnie się do niej zbliżamy, więc nie zapomnij mnie, gdy odejdę…”
Zayn
Siedziałem w kuchni Ness i paliłem już piątego papierosa,
którego zapijałem czarną, gorzką kawą.
Nie potrafię przyjąć do wiadomości, że mój najlepszy
przyjaciel nie żyje. To nie możliwe, żeby Louis umarł. Najgorsze jest to, że to
tylko i wyłącznie moja wina – znowu. Dlaczego zawsze muszę ranić tych, których
kocham? Czemu muszę być, aż takim skurwielem?!
Tomlinson miał przed sobą jeszcze całe życie. Nie wiem, czym
by się zajmował, gdyby skończył z wyścigami, ale na pewno znalazłby sobie
jakieś zajęcie w miarę legalne. Powinien żyć i wychowywać swoją córkę. Powinien
znaleźć sobie kobietę i też mieć z nią dzieci. Powinien zestarzeć się i
opowiadać swoim wnukom oraz prawnukom historie, jak to był młody i brał udział
w wyścigach, jak bił się w Street Fight, jak napadł na konwój, jak przeżył
swoją miłość z Ness, czy chociażby jak to mu ją ukradłem. Louis powinien żyć, a
ja powinienem gryźć piach, bo Zack to mój wróg, dlatego miał zabić mnie, a nie
niczemu winnego faceta, który nie dość, że był w kwiecie wieku to jeszcze miał
małe dziecko.
-Zayn? –Usłyszałem za swoimi plecami, ale nie zareagowałem
nawet, gdy dziewczyna dotknęła swoimi dłońmi moich ramion. –Możesz położyć się
ze mną?
-Tylko skończę. –Wskazałem na papierosa oraz kubek.
Blondynka jedynie przytaknęła, a później wdrapała się na moje kolana i wtuliła
w klatkę piersiową.
Nessela chyba przeżywała śmierć naszego przyjaciela jeszcze
gorzej niż ja.
Louis zamknął swoje
oczy, a urządzenie, do którego był podpięty zaczęło głośno piszczeć. Całą salę
wypełnił krzyk Ness, aby jej nie zostawiał. Przerażona Darcey biegiem ruszyła w
moją stronę, dlatego też przykucnąłem, aby schować ją w swoich ramionach.
-Będzie dobrze,
Darcey, tata z tego wyjdzie. –Wyszeptałem do uszka szatynki, która wtuliła się
w moją szyję.
Do pomieszczenia
wbiegły pielęgniarki oraz lekarze, którzy najpierw starali przywrócić pracę
serca mojego brata, co po kilku minutach im się udało, a potem jeden z nich
oświadczył, że muszę operować chłopaka, aby zatamować krwotok.
-On nie może umrzeć.
–Wyjęczała łamiącym się głosem Ness, dlatego ją też przytuliłem, cmokając w
czubek głowy.
-Nie umrze, to silny
gość, po za tym ma, dla kogo walczyć. –Drobne ramiona owinęły się w moim pasie,
tym samym jeszcze bardziej we mnie wtulając.
Nie mam pojęcia jak
długo stałem w ten sposób tuląc do siebie Darcey i Nesselę oraz powtarzając, że
wszystko będzie dobrze, ale miałem nieodpartą ochotę pobiegnięcia do jakiegoś
lekarzyny i wypytania go o stan zdrowia Louisa.
Z pozoru może byłem
cholerną oazą spokoju, kiedy pocieszałem Donavan i jej córeczkę, ale w środku
byłem prawdziwą tykającą bombą, której wystarczy maleńki pstryczek, aby
wybuchnąć. Miałem ochotę znaleźć tego kutasa i rozkurwić mu ryj, chciałem
patrzeć i rozkoszować się bólem, jaki mu zadaję. Jedyną rzeczą, którą po za
informacjami o stanie zdrowia Tomlinsona pragnąłem z całego serca była zemsta.
-Chodź, muszę się
dowiedzieć, czegoś o Lou. –Mruknęła nadal tym samym tonem, co przed chwilą, a
potem delikatnie mnie odepchnęła i plotła nasze dłonie razem.
Szliśmy przez
korytarz, aż wreszcie dotarliśmy pod salę operacyjną, gdzie czekali nasi
przejęci przyjaciele.
-Kto to? –Zapytała
Darcey wskazując dłonią na szatyna, który obserwował jak Liam usypia swojego
syna.
-Mój młodszy brat
Chris.
-Chcę do cioci
Danielle. –Według prośby ustawiłem ją na ziemi, a czterolatka pobiegła do mojej
kuzynki, której wspięła się na kolana i zaczęła bawić jej włosami.
Postanowiłem
skorzystać z okazji i przynajmniej spróbować podnieść Ness na duchu.
Blondynka czatowała
pod drzwiami, gdzie wwieziono Louisa, prawdopodobnie gdyby teraz je otworzono
Donavan dostałaby nimi w czoło. Przerażona odejmowała się ramionami i cichutko
płakała powtarzając, że to zły sen i zaraz się obudzi.
Gdyby to było możliwe…
Ja też chcę się obudzić z tego koszmaru.
Stanąłem za plecami
dwudziestolatki, po czym najdelikatniej jak tylko potrafiłem objąłem jej drobne
ciało. Przyciągnąłem bliżej siebie, aż plecy dziewczyny zetknęły się z moją
klatką piersiową. Wtuliłem nos w długie i pachnące zielonym jabłkiem włosy oraz
ucałowałem je.
-Proszę nie płacz.
–Szepnąłem, ale po chwili tego pożałowałem, ponieważ Nessela w mgnieniu oka
odwróciła się do mnie przodem i zaczęła jeszcze bardziej płakać, a jej słone
łezki znajdowały ujście w mojej koszulce.
-On musi żyć. –Jęknęła
żałośnie. –Musi mi pomóc wychować Darcey, bo sama sobie nie poradzę.
Bzdura. Dawała sobie
radę sama przez tyle lat, kiedy my nawet nie wiedzieliśmy o istnieniu kogoś
takiego jak Darcey, a teraz plecie głupoty, że nie da rady.
Ness to najsilniejsza
osoba, jaką dane mi było poznać. Ta dziewczyna wycierpiała tak wiele i za
każdym razem się podnosi, udowadniając wszystkim dookoła jak bardzo jest silna.
Z podniesioną głową kroczy przez życie pokazując, że może los często bywa nie fair,
a ludzie to podli egoiści, którzy myślą tylko o sobie oraz ranią bliźnich, ale
najgorszą karą dla nich jest udowodnienie im, że ruszyło się do przodu, a
przykre wydarzenia, które sprawiły, że chciało się umrzeć uczyniły tylko
silniejszymi i wzbogaciły o kolejne doświadczenie życiowe.
-Będzie, zobaczysz.
Jeszcze nie raz będziecie się kłócić.
-Dziękuję, że jesteś.
-Będę zawsze, masz
moje słowo.
Zgasiłem peta w popielniczce, którą znalazłem w szafce pod
zlewem, po czym głośno westchnąłem.
-Dlaczego nie śpisz, Ness? –Zapytałem po dłuższej chwili.
-Bo nie potrafię. Ilekroć zamknę oczy widzę twarz Louisa.
–Pociągnęła nosem znowu cichutko płacząc w mój tors.
-Obiecuję ci, że ten skurwiel pożałuje. –Wycedziłem przez
zaciśnięte zęby we włosy blondynki.
-Nie chcę, żebyś się w to mieszał, Zayn. Nie mogę stracić
jeszcze ciebie. –Mocniej objąłem młodą kobietę i przyciągnąłem maksymalnie
blisko siebie. –Przyrzeknij, że dasz temu spokój.
-Nie mogę, Ness. –Wzruszyłem od niechcenia barkami. –Zabił
mojego przyjaciela, chciał zabić ciebie i Darcey… Nikt już przeze mnie nie
umrze, bo rozpierdolę mu głowę.
-To najgłupszy pomysł, na jaki mogłeś wpaść. –Wyznała
rysując opuszkiem palca po jednym z moich tatuaży.
Staliśmy pod salą
operacyjną dobre dwie godziny i czekaliśmy na jakiekolwiek informacje o stanie
zdrowia Tomlinsona, ale ci nędzni lekarze tylko wchodzili i wychodzili,
ignorując nasze pytania.
Niesamowicie mnie to
wkurwiało, a jedyną rzeczą, która powstrzymywała mnie od użycia siły była
oczywiście Donavan. Dwudziestolatka opierała się plecami o moją klatkę
piersiową, dlatego też ją obejmowałem w pasie, ale dziewczyna trzymała moje
dłonie swoimi, jakby bała się, że zaraz ucieknę, albo zrobię coś, czego mógłbym
później pożałować.
-Pani Tomlinson…
–Zaczął wychodzący z pomieszczenia lekarz ubrudzony krwią. Jego twarz nie
wyrażała niczego, ale ja wiedziałem, jakie wieści dla nas ma. To nie było nic
dobrego… -Jest mi przykro, ale nie udało nam się uratować pani męża. –Ness
gwałtownie odwróciła się do mnie przodem i wybuchła płaczem, który swoje ujście
miał w mojej koszulce. –Nie mogliśmy zatamować krwotoku. –Teraz mówił do mnie,
ale ja…, Co miałem do cholery zrobić?! Miałem pobić go za to, że próbował
uratować mojego przyjaciela? To… Wszystko było w tej chwili bez sensu. –Byłbym
zobowiązany, gdyby państwo odebrali rzeczy pana Tomlinsona. –Przytaknąłem, a
potem delikatnie odsunąłem od siebie Ness.
-Zaraz wrócę.
–Poinformowałem, po czym opiekuńczo ucałowałem jej czoło. Blondynka jedynie
przytknęła, a później moje miejsce zajął Matt.
Ruszyłem za lekarzem
do jego gabinetu. Facet podał mi reklamówkę, ale nim wyszedłem wręczył jeszcze
trzy białe koperty.
-Co to jest?
-Wypadły z kieszeni
kurtki pana Tomlinsona. –Przejąłem korespondencje, które były zaadresowane dla
mnie, Ness i Darcey.
Rozerwałem biały
papier, po czym wyjąłem niechlujnie zapisaną kartkę w kratkę.
Malik,
Jeśli to czytasz prawdopodobnie się przekręciłem…, Jeśli jeszcze nie
wiesz, to któryś z twoich znajomych.
Tak czy inaczej musisz coś dla mnie zrobić, a mianowicie zagwarantować
bezpieczeństwo mojej córce oraz obiecać, że będziesz się nią opiekować nawet,
jeśli relacja między tobą, a Nessie nie ułoży się dobrze (Powinno być między
wami zajebiście, bo twoja dziwka Donie wyjedzie już wkrótce – moja w tym głowa).
Wiem, że Nessie się załamie, bo jest cholernie uczuciową kobietą (nadal
dumną, która myśli, że pozjadała wszystkie rozumy. Nie będzie cie prosiła o
pomoc nawet, gdy będzie sięgała dna. Głupia i duma księżniczka, która myśli, że
jest samowystarczalna – to przecież wiesz doskonale sam), dlatego musisz ją
wspierać. Nie chcę, żebyście za mną płakali czy przeżywali żałobę. Jedyne,
czego chcę to, (jeśli faktycznie się przekręcę) żebyście wypili za mnie trochę tequili
(ewentualnie whisky). Wytłumacz też proszę Darcey, że to był zwykły wypadek.
Powiedz, że kocham i będę ją kochał zawsze, bo jest moją małą córeczką. Bądź
dla niej jak ojciec i trzymaj tego szczeniaka Jake’ a z dala od mojej
księżniczki.
Louis
Ps. Napiszę to w liście do Nessie, ale gdyby ta wariatka zapomniała –
list do Darcey daj jej w 16 urodziny, okay?
Ps2. Dorwij tego gnoja i rozpierdol mu łeb.
Leżeliśmy z Ness w łóżku i wlepialiśmy wzrok w sufit. Nie
rozmawialiśmy tylko myśleliśmy. Nie wiem, co zaprzątało umysł mojej
Blondyneczki, ale ja planowałem zemstę. Chciałem zabić tego skurwiela i nawet
fakt, że w konsekwencji trafię na długie lata do więzienia nie był w stanie
mnie od tego odwlec.
Ciszę przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości, dlatego
niechętnie złapałem za komórkę, która leżała na szafce nocnej. Odblokowałem
ekran, a potem kliknąłem dymek z widomością, cały czas czując jak Ness na mnie
zerka kątem oka.
Od: nieznane
Kogo teraz mam ci
odebrać? Twoją dziewczynę? Darcey? Resztę przyjaciół? Braciszka? A może
chrześniaka?
Zack
Nie wahając się rzuciłem telefonem o ścianę, a ten
roztrzaskał się w drobny mak.
Przeniosłem się do siadu, po czym podwinąłem kolana pod
klatkę piersiową i oparłem o nie czoło, głośno wzdychając z braku sił.
-To znowu on? –Zapytała Donavan, ale ja nic nie
odpowiedziałem, nawet nie drgnąłem. –Zayn zgłośmy to na policję. –Poprosiła
przytulając się do mnie.
-Policja tutaj nic nie da, Ness. –Mruknąłem pod nosem. –On
chce mnie zabić, a teraz prowokuje grożąc, że skrzywdzi wszystkich, których
kocham. Myślisz, że dlaczego cie zostawiłem? –Prychnąłem, ale po chwili tego
pożałowałem, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, co wypadło jak pocisk z moich
niewyparzonych ust.
-Co? –Zdziwiona dwudziestolatka odsunęła się ode mnie i
uniosła moją głowę łapiąc za policzki, dlatego byłem zmuszony na nią spojrzeć.
Niech to diabli.
Twarz blondynki była blada i opuchnięta od nadmiaru łez,
które już wylała. Jasnobrązowe oczy lśniły, ale nie od radości i były
pozbawione wszelkich uczuć. Ness wyglądała jak cień człowieka, ale nie było to
dla mnie zdziwieniem. Nie potrafiłem jej zmusić, aby jadła skoro wychodziła z
łóżka tylko do toalety.
-Nieważne. –Westchnąłem licząc, że w ten sposób utnę temat i
odwlekę ją od przesłuchania.
-Chcę wiedzieć, Zayn. Błagam, powiedz mi. –Jęknęła żałośnie,
a w powiekach dziewczyny pojawiły się koleje łezki, którym za wszelką cenę nie
pozwalała spłynąć po policzkach.
-Powiedział, że… -Uciąłem wypuszczając głośno powietrze i
zasłaniając usta dłonią, którą potem przeczesałem włosy. Nie potrafiłem nawet
na nią spojrzeć, bo było mi najzwyczajniej w świecie wstyd. –Chciał skrzywdzić
ciebie i Darcey, a ja nie zniósłbym myśli, że dzieje wam się krzywda, dlatego
pomyślałem, że skoro i tak siedzę w więzieniu to łatwiej będzie mi o tobie
zapomnieć i zerwać, ale ty nie dawałaś się spławić. –Oblizałem swoje wargi,
które nagle zaschły. –Dlatego powiedziałem, co powiedziałem. –Wzruszyłem
barkiem od niechcenia.
Czułem się, jakbym tłumaczył się przed mamą, kiedy to
znalazła te czerwone stringi w moim pokoju, które podrzucił mi Mike dla zabawy.
Nie potrafiłem ubrać nic w słowa i dukałem zażenowany, aż wreszcie ten kretyn
się ogarnął i wyznał całą prawdę. Jednak tym razem to była moja wina i to ja
musiałem ponieść konsekwencje jak prawdziwy facet.
-Kiedy wyszedłem było jeszcze gorzej, bo Louis powiedział,
że przeze mnie zaczęłaś się staczać. Byłem wściekły, kiedy zobaczyłem cie w tym
klubie z Maxem, miałem ochotę wybić mu wszystkie zęby… -Z frustracji zacisnąłem
dłonie w pięści. –A potem ten idiota z Włoch… -Wycedziłem przez zaciśnięte
zęby. –Jak powiedział, że z nim spałaś nie wytrzymałem i mu przywaliłem. Nie
mogłem znieść myśli, że on cie dotykał…
-Nie przespałam się z Federico. –Wyznała Blondyneczka, a ja
po tym dość długim monologu wreszcie odważyłem się na nią spojrzeć.
-Co?
-Inaczej byś się z nim nie ścigał. Powiedziałam, żeby cie
zdenerwował. –Wyrzuciła nieśmiało lewym barkiem w powietrze.
To była wiadomość, która nieco poprawiła mój humor. Nessela
nie miała jakiegokolwiek intymnego kontaktu z tym palantem. Nie pieprzyła się z
nim.
-Fede był na mnie wściekły tego dnia…
-Ale Darcey mówiła, że całowałaś. –Nadmieniłem,
przypominając sobie jeden z istotnych szczegółów.
-Wtedy mieszkaliśmy jeszcze w Mediolanie, a jego świrnięta
była nie dawała mu spokoju. To mój przyjaciel. –Nie zważając na nic objąłem
drobne ciało Ness i przyciągnąłem bliżej siebie zamykając w szczelnym uścisku.
–Co cie łączyło z Donie? –Zapytała szeptem, a jej głos zadrżał. Nie chciałem o
tym mówić, leżąc w łóżku z kobietą, którą kocham. To niesmaczne.
-Nieważne.
-Chcę wiedzieć, Zayn. Ja powiedziałam całą prawdę i liczę na
szczerość z twojej strony. –Cholera.
-Co mam ci powiedzieć? –Westchnąłem z bezsilności. –Że
pieprzyłem ją, bo liczyłem, że w ten sposób zapomnę o tobie? Że za każdym
razem, kiedy Liam przytulał Dani miałem ochotę wrzeszczeć i miotać wszystkim,
co miałem pod ręką jak rozkapryszony bachor, bo sobie nie radziłem? Wtedy na
balu…, Kiedy dostałem SMSa… Napisał mi, że uroczo wyglądamy, ale to się szybko
zmieni, bo zamierza cie zabić. To, dlatego na ciebie nawrzeszczałem,
przepraszam. –Mruknąłem spuszczając głowę. –Ja… Nie mogę cie stracić, Ness…
Pierwszy raz czuję się w taki sposób, bo od czasu, kiedy wróciłaś chciałem
tylko spędzać czas z tobą. Kurwa, to nieźle popieprzone… -Stwierdziłem kręcąc
głową na boki, ale skoro już wyznajemy sobie, co nam leży na sercu
stwierdziłem, że niczego nie stracę, jeśli wyznam całą prawdę. –Pamiętasz jak
Matt uczył cie matmy? –Ness niepewnie skinęła marszcząc swoje brwi. Pewnie
zastanawiała się, do czego zmierzam. –Podglądałem cie, bo cholernie mi się
spodobałaś.
-Nawet ze mną nie rozmawiałeś. –Wspomniała. –Cudem było, gdy
odpowiedziałeś na moje cześć…
-Podobał ci się Louis, a ja nie chciałem mieć dziewczyny, bo
nadal przeżywałem śmierć mojej siostry.
-Nadal nie wiem, do czego zmierzasz, Zayn. –Doskonale wie
tylko chce, żebym powiedział to głośno .
-Kocham cie, okay? Od chwili, kiedy weszłaś do domu Matta
nie mogłem przestać o tobie myśleć, a zachowywałem się jak złamas, bo wkurwiał
mnie fakt, że wolisz Louisa. A kiedy wyjechałaś, bo cie zdradził z Jessicą… -
Pokiwałem głową na boki nagle przypominając sobie jak bardzo byłem zły na
mojego przyjaciela. –Chciałem go zabić.
-Dlaczego nic nie mówiłeś?
-Bo już wtedy wiedziałem, że będziesz przeze mnie cierpieć,
Ness, a zależy mi. Cholernie mi zależy, żebyś była bezpieczna i jeśli moje
czyny były głupie, dziecinne czy chociażby popieprzone to zawsze miały na celu
ochronę ciebie i Darcey.
~***~
Leżałem na plecach nawijając sobie włosy Ness na palec,
ponieważ drzemała na mojej piersi. Drgnąłem dopiero, kiedy zegar wybił ósmą
rano.
-Ness. –Szepnąłem do ucha blondynki, która niespokojnie się
poruszyła, jednak nadal nie otworzyła oczu. –Ness, obudź się. –Powiedziałem
nieco głośniej, ale znowu nie dostałem odzewu z jej strony. Cholera.
O dziesiątej ma odbyć się pogrzeb Tomlinsona, a my musimy
jeszcze pojechać do Adama po Darcey, ponieważ zobowiązał się nią zająć w
zamian, że ja zrobię to samo z jego siostrą.
-Blondyneczko, proszę… - Mruknąłem, a ona niepewnie
podniosła powieki oczekując wytłumaczeń, dlaczego zakłócam jej sen. –Już ósma,
a my musimy jechać.
-Nie dam rady. –Oznajmiła łamiącym się głosem, a chwilę
później po jej policzkach zaczęły spływać strumienie łez. –On naprawdę odszedł,
Zayn. –Wydukała wtulając prawą stronę twarzy w mój nagi tors.
-Louis nie chciałby, żebyśmy płakali.
-Skąd to możesz wiedzieć? – Nie odpowiedziałem tylko wyjąłem
ze spodni leżących obok łóżka pognieciony świstek papieru, który podałem
dwudziestolatce. Dziewczyna przez kilkadziesiąt sekund lustrowała tekst, a
potem cała roztrzęsiona spojrzała prosto w moje oczy.
-On wiedział, że umrze… -Kolejny raz rozpłakała się jak
maleńkie dziecko. –Dlaczego mnie okłamywał?
-Bo was kochał i nie chciał stracić. Chodź, pomogę ci.
–Oznajmiłem wstając i podchodząc do szafy blondynki. Otworzyłem drzwiczki, po
czym zacząłem przeglądać jej ciuchy, aż wreszcie wyjąłem czarną sukienkę. –Ta
może być? –Ona jedynie przytaknęła, ale nadal się nie poruszyła. Wyjąłem z
komody bieliznę, a potem wziąłem Ness na ręce i zaniosłem do łazienki. –Mam ci
pomóc, czy sama dasz sobie radę? –Zapytałem ustawiając młodą kobietę, a sam
napuściłem wody do wanny.
-Dlaczego to tak boli, Zayn? –Zapytała drżącym głosem.
-Strata najbliższych zawsze boli, ale z własnego
doświadczenia powiem ci, że kiedyś będzie lepiej. –Wyznałem, powoli ją
rozbierając, a kiedy była już naga jednym sprawnym ruchem włożyłem Ness do
wanny i zacząłem myć, jakby była małym dzieckiem. –Bo w końcu musi. –Wzruszyłem
ramionami, a później poprosiłem, aby dwudziestolatka wstała, żebym mógł spłukać
pianę. Kiedy już to zrobiłem to owinąłem ją ręcznikiem wyjąłem z wanny, po czym
ustawiłem na zimnych kafelkach.
Ness była niczym porcelanowa laleczka, dlatego bałem się, że
każdy mój – nawet najmniejszy – błąd może wyrządzić jej jakąś krzywdę.
Po ubraniu dziewczyny zająłem się suszeniem jej długich
blond włosów, które w ostateczności splotłem w wianek, jak to kiedyś miała w
zwyczaju robić moja mama Mii.
-Pojedziemy najpierw do mnie, a później do twoich rodziców
po Darcey. –Poinformowałem, a kiedy lekko skinęła głową poszedłem się ubrać.
Kiedy wciągnąłem na biodra swoje spodnie, a przez głowę przeciągnąłem koszulkę
poszedłem do salonu, gdzie czekała blondynka z granatową sukienką w dłoni oraz
półbutami dla Darcey. –Chodź, Maleńka. –Poprosiłem, po ucałowaniu czoła
dwudziestolatki, a potem splotłem nasze dłonie w jedność i wyprowadziłem z
domu, który wcześniej zamknąłem.
Z racji tego, że moim samochodem wrócił Matt byłem zmuszony
do prowadzenia BMW Nesselii, dlatego otworzyłem jej drzwi od strony pasażera i
pomogłem wsiąść. Po zamknięciu drzwi obszedłem wóz i zająłem fotel kierowcy.
Włożyłem klucz do stacyjki tym samym uruchamiając silnik. Jechałem wolniej niż
dotychczas, trzymając dłoń na nodze Blondyneczki, która tępo wpatrywała się w
okno.
-Ness? –Donavan nie odpowiedziała, jednak spojrzała na mnie
z rozpaczą w oczach. –Mam coś dla ciebie od Louisa.
-Co?- Zapytała drżącym głosem, nad którym ledwo co panowała.
-Do ciebie też napisał list i do Darcey. –Powiedziałem
wyjmując z kieszeni kurtki kopertę z napisem Nessie, którą podałem dziewczynie.
Dwudziestolatka uważnie zlustrowała kawałek papieru, a później odłożyła na
swoje kolana. –Nie chcesz tego przeczytać?
Byłem zdziwiony, myślałem, że Nessela chce wiedzieć, co miał
jej do powiedzenia Tomlinson, jako ostatnie słowa, a ona? Tak po prostu
odłożyła tą nieco pogniecioną kopertę na kolana jak gdyby nic.
-Nie teraz. –Pokiwała głową na boki. –Zayn, dlaczego on tak
bardzo cie nienawidzi? To wszystko przez tą dziewczynę?
-Nie wiem. Może chodzi też o to, że odebrałem mu tytuł…
Nie miałem bladego pojęcia, co takiego skłoniło Zacka do
takich poczynań, ale słowo daję, że niczego po za zaliczeniem jego panienki i
pokonaniu w wyścigu mu nie zrobiłem. Ten koleś musi być ostro popieprzony, żeby
mścić się na mnie za takie błahostki. Przecież to, że ta cała Evie wskoczyła mi
do łóżka tylko potwierdziło, że go nie kochała, bo gdyby było inaczej nie
zdradziłaby go. To tylko potwierdziło, że ta dziewczyna była zwykłą dziwką i na
niego nie zasługiwała. Jakby spojrzeć na to z mojej perspektywy to mu pomogłem,
bo dzięki mnie nie jest w tej chorej relacji z tą wywłoką.
Zatrzymałem auto na podjeździe naszej willi, a potem
pomogłem wysiąść Ness i zaprowadziłem ją do środka.
-Danielle?! –Zawołałem, ale miałem świadomość, że może ich
tutaj nie być, ponieważ po tym tragicznym wydarzeniu postanowiła, że razem z
Liamem i Luke’ m wprowadzą się na razie do Matta.
Ja też nie chciałem tutaj mieszkać. Nie po tym, co się
stało. Po jakimś czasie pewnie znajdziemy pośrednika, który pomoże nam sprzedać
dom, a pieniędzmi podzielimy się po równo.
Zaprowadziłem młodą kobietę do swojej sypialni, po czym
powiedziałem, że zaraz wrócę. Zabrawszy ciuchy poszedłem do łazienki, gdzie
wziąłem szybki prysznic, a później ubrałem się i doprowadziłem do stanu
przyjęcia. Kiedy wróciłem do pokoju zobaczyłem, że Ness siedzi na łóżku i
wlepia wzrok w ścianę, a po jej bladych policzkach znowu ciekną łzy.
-Mała. –Westchnąłem siadając obok, a później wziąłem ją na
swoje kolana. –Przyrzekam, że on za to zapłaci. –Szepnąłem całując czoło
blondynki, która mocno się we mnie wtuliła desperacko zaciskając piąstki na
mojej czarnej koszuli.
-Nie chcę cie stracić, bo nie przeżyję, gdy spotka cie to
samo, co Louisa. –Wyłkała.
-Hush. –Przyciągnąłem blondwłosą dziewczynę bliżej swojej
piersi. –Nie stracisz, mnie nie da się tak łatwo pozbyć.
-On też mi tak mówił, kiedy zaczęliśmy się spotykać.
-Nie jestem nim, Ness. Zawsze będę pilnował, żebyś ty i
Darcey były bezpieczne.
~***~
Podczas, gdy Ness poszła przygotować Darcey, ja rozmawiałem
z Adamem na temat tej posranej sytuacji z Zackiem. Musiałem wreszcie zacząć
działać, a skoro zabrakło mojego przyjaciela musiałem zwrócić się do drugiego,
który powinien wiedzieć, że jego siostra może być w niebezpieczeństwie.
Musiałem się jakoś zabezpieczyć, bo za kilka dni mam wyścig, w którym muszę
wziąć udział, a ktoś musi zająć się Nesselą i Darcey, a kto zrobi to lepiej niż
Donavan?
-Zayn! –Zawołała czterolatka zbiegając ze schodów i wpadając
na moje nogi.
-Cześć, Skrzacie.
-Mamusiu, a kiedy będę mogła porozmawiać z tatusiem? –Kątem
oka widziałem, że po buźce blondynki znowu spływają łezki, dlatego postanowiłem
zająć się tą sprawą.
-Porozmawiasz ze mną, Darcey? –Kiedy szatynka przytaknęła,
wziąłem ją na ręce i wyszedłem do kuchni, gdzie usadziłem ją na blacie
kuchennym. –Muszę powiedzieć ci coś ważnego, mała.
-A co? –Zapytała dziewczynka wierzgając nogami w przód i w
tył.
-Wiesz… Naprawdę nie wiem, jak powinienem zacząć, bo to
cholernie trudne dla nas wszystkich: Dla mnie, twojej mamy, Danielle, Liama,
czy Matta… Louis… On… Darcey on już nie wróci.
-Nie kocha mnie już? –Błękitne oczęta zeszkliły się, a dolna
warga córki Ness została zadrżała.
-Nie, oczywiście, że cie kocha, on po prostu musiał iść…
-Tatuś jest na mnie zły?
-Słoneczko, on jest w niebie. –Wypaliłem wreszcie
zaprzestając chodzenia w tę i z powrotem, podchodząc do małej Donavan.
-Dlaczego zostawił mnie i mamusię? Jest na nas zły?
-To nie jest wasza wina. –Pogłaskałem Darcey po głowie. –Po
prostu ten u góry chciał go już u siebie. –Wzruszyłem ramionami.
-Pan Bóg? –Zapytała szatynka przecierając pełne łez oczy.
-Tak, Bóg. On zawsze tak robi, zabiera ludzi zbyt wcześnie,
bo jest egoistą i chce mieć ich tylko dla siebie. Nie patrzy na nas i nasze
uczucia.
-Mamusia mówi, że Pan Bóg nas kocha.
-To dlaczego zabiera ludzi, których kochamy, huh?
–Warknąłem, mimo że nie chciałem.
-Sama nie wiem, ale mamusia mówi, że Pan Bóg jest dobry.
-Zabrał moją siostrę. –Wypaliłem, bo tak wmawiała mi również
moja mama.
Annie twierdziła, że Mia trafiła w lepsze miejsce i teraz
jest razem z aniołkami, ale miałem już dość lat, żeby wiedzieć, że to tylko
ściema. Moja siostra może wyglądała jak malutki aniołek i byłem pewien, że na
pewno trafiła do nieba, ale znienawidziłem Boga za to, że ją zabrał tak
wcześnie.
-Pewnie miał powód.
-Nie miał.
-Mój tatuś jest w niebie, tak?
-Tak.
-To dlatego mamusia płacze? –Przytaknąłem, a czterolatka
wyciągnęła do mnie swoje ręce, dlatego zdjąłem ją z blatu i złapałem za dłoń.
-Pójdziemy go pożegnać, dobrze?
-Dobrze, a zabierzesz mnie później na lody?
-Tak, chodźmy.
~***~
Staliśmy na cmentarzu, gdzie ksiądz prowadził nabożeństwo.
Byli tutaj wszyscy, dla których Louis wiele znaczył. Pomijając mnie, Ness,
Darcey, Liama, Adama, Marisę, Danielle czy Matta, byli tutaj również Jaremy,
Christian, Jessica, Sharon, Veronica, ale również uczestnicy nielegalnych
zawodów czy walk.
-Heej. –Szepnęła Natalie, która właśnie przyszła. –Jak się
trzymasz, Ness? –Zapytała, cmokając Donavan w policzek, tak jak Darcey i mnie.
Nat wyznała, że jakieś dwa lata temu poznała Louisa i pod
wpływem alkoholu oraz chwili przespała się z nim. Nie spodobały mi się te
wieści, ale co miałem niby zrobić? Awanturę? To było bez sensu, w końcu Nat to
dorosła kobieta, a Louis… On nie żyje. Jesteśmy kwita – ja przeleciałem jego
byłą, a on moją siostrę, miał jednak szczęście, że to była Natalie, a nie Mia,
bo wówczas to chyba bym go rozszarpał.
Nie chodzi o to, że nie kocham Natalie, bo kocham ją
cholernie mocno i zrobię wszystko, żeby jej pomóc oraz by zapewnić jej
bezpieczeństwo, ale nie jest i nigdy nie będzie moją małą Mią, którą pilnowałem
jak oka w głowie… A przynajmniej starałem się.
-Cześć, Naty. –Blondynka pociągnęła noskiem, a potem mocniej
ścisnęła za moją dłoń, która była spleciona z jej.
Nagle poczułem wibracje na lewej nodze, dlatego puściłem
rękę Nesselii i wyjąłem komórkę, aby odczytać wiadomość.
Od: Zack
Wyglądacie na
szczęśliwą rodzinkę. Szkoda, że będę musiał zabić twoją Blondyneczkę i malutką
Darcey. Noo, chyba, że… Jest jedno rozwiązanie, ale… Pogadajmy.
Zacząłem nerwowo rozglądać, aż wreszcie znalazłem tego
chuja. Po, jakiego diabła tutaj przylazł?! Żeby się pośmiać? Dowartościować?
Cieszyć, że doprowadził do takiego stanu rzeczy?! Cholerny kutas i socjopata,
powinni go zamknąć w jakimś ośrodku dla chorych psychicznych!
-Ness, zaraz wrócę, obiecuję. –Ucałowałem skroń
dwudziestolatki, a potem Ness przejęła ode mnie Darcey.
-Dokąd idziesz?
-Daj mi chwilkę, przyrzekam, że zaraz wrócę, a potem
pojedziemy coś zjeść. –Po tych słowach ruszyłem w stronę Williamsa, który
później na równi ze mną odszedł jeszcze dalej. Zeszliśmy z widoku, aby nikt nas
nie podsłuchiwał.
___________________________________
Wiem, że teraz wiele z was chce mnie zabić lub w drastyczny i bolesny sposób okaleczyć, ale ten wątek miałam zaplanowany już od samego początku, ale dopiero teraz miał wejść Zayn... Cóż, jednak wszystko diabli wzięli - przynajmniej nie było nudno i było więcej akcji.
Liczę, że spodoba wam się ten rozdział tak jak mnie.
Miłej niedzieli ;**
Załamałam się, jak Lou mógł opuścić Ness i Darcey? Ale idąc dalej to ,, On zawsze tak robi, zabiera ludzi zbyt wcześnie, bo jest egoistą i chce mieć ich tylko dla siebie. Nie patrzy na nas i nasze uczucia.'' rozwaliło moj system. Po prostu kocham to opowiadanie(ale nie bardziej niż Malika XD). Czekam na next.
OdpowiedzUsuńP.S Żyje od niedzieli do niedzieli bo czekam na rozdział XD
Dla mnie Louis zawsze będzie tu żył i będzie z Nessie i Darcey :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, tak jak i całe opowiadanie:)
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy:)
Oo.. Matko płacze :(
OdpowiedzUsuń:((((
OdpowiedzUsuńKocham
OdpowiedzUsuń