niedziela, 27 września 2015

XX. Stitches


Przyjaciel jest jak stanik, zawsze blisko serca i podtrzymuje kiedy trzeba.”


Zayn


Leżałem w łóżku razem z Ness, do której przytulała się Darcey. Nie wiedziałem, która jest godzina, ale szczerze to nawet mnie to nie obchodziło, bo byłem z dziewczyną moich marzeń.
Nessela była naprawdę piękna, kiedy spała. Wyglądała jak mały aniołek, którego specjalnie Bóg postawił na mojej drodze, żeby trzymała mnie, chociaż w małych ryzach spokoju. Blondynka wcale nie przypominała tej wybuchowej osóbki z wczoraj lub z sytuacji, gdy coś lub ktoś ją wkurzy – wydawała się być niegroźna, niewinna i cholernie delikatna. Uwielbiałem na nią patrzeć, kiedy drzemała.
Wodziłem opuszkiem kciuka po nagim obojczyku dwudziestolatki, całkiem przypadkiem zaczynając o łańcuszek, który dostała ode mnie na święta. Klatka piersiowa Donavan powoli się unosiła, a ja zastanawiałem się, co ona we mnie widzi?
Ness zna mnie na wylot. Wie o dzienniku i o tym, jak traktowałem dziewczyny. O rzeczach, które robiłem dla Westona razem z chłopakami. Nawet o tym, że mam kartotekę. A nadal uparcie twierdzi, że jestem dobrym gościem. Z jednej strony jestem pod wrażeniem jej uporu, ale z drugiej nie chcę, żeby się rozczarowała i po kilku dniach, albo latach jej się odmieniło i mnie zostawiła.
-Zayn? –Przeniosłem swój wzrok na małą szatynkę, która przecierała oczy.
-Tak?
-Śnił mi się mój tatuś i byliśmy nad wodą. –Przytaknąłem na znak, że uważnie słucham tego, co do mnie mówi. –Powiedział, że bardzo mnie kocha.
-Bo tak jest, Darcey. Louis cie kochał i będzie robił to dalej.
-Tak myślisz? –Czterolatka uniosła swoje brwi ku górze.
-Ja to wiem, Skrzacie.
-Skąd? –Bo jestem mądry.
-Czujesz? –Zapytałem dotykając jej noska, a ona przytaknęła. –Tak samo jest z miłością. Nie musisz słyszeć tego codziennie od osoby, która cie kocha. Wystarczy, że czujesz. Pokażę ci, okay?
-Jak?
-Patrz. –Wskazałem na nadal śpiącą dziewczyną. –Zaraz się do nas uśmiechnie, a wtedy będę wiedział, że mnie kocha i ona też będzie wiedziała.
-Jak? –Dopytywała poruszona czterolatka, dlatego pochyliłem się trochę i najdelikatniej jak potrafiłem musnąłem policzek Ness. Po chwili leciutki uśmieszek pojawił się na wargach blondynki.
-Widzisz?
-Tak. –Przytaknęła z uśmiechem. –Zrobisz mi naleśniki?
-Przecież obiecałem. –Mruknąłem udając oburzenie. Niechętnie wstałem z łóżka i wciągnąłem na biodra czarne spodnie z dresu. –Idziemy. –Powiedziałem, a później złapałem za dłoń Darcey, którą wystawiła w moim kierunku i po cichu wyszliśmy z pokoju, aby nie obudzić Nesselii.
W domu było zadziwiająco spokojnie, ale to zapewne było spowodowane wczesną porą, ponieważ w soboty zawsze śpią jak najdłużej. To taka rodzinna tradycja – po ciężkim tygodniu spać jak najdłużej. Mia zawsze nazywała to leniwą sobotą, mimo że wstawała już o siódmej i mnie budziła, bo naszym sobotnim rytuałem było spędzanie ranka na graniu na konsoli.
Będąc już w kuchni złapałem szatynkę pod pachy i podniosłem następnie sadzając na blacie. Czterolatka od razu usiadła po turecku i podparła policzek o rękę, której łokieć wsparła na udzie. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem było włączenie ekspresu, aby zaparzyć kawę, a potem zabrałem się za ciasto na naleśniki. Szybko zmieszałem składniki, dlatego zacząłem piec placki.
-A zrobisz tą sztuczkę, co zawsze?
-Och, chodzi o to? –Zapytałem biorąc patelnię do prawej ręki i podrzucając naleśnika, który wykonał dwa pełne obroty w powietrzu i z powrotem wylądował na rozgrzanej powierzchni.
-Brawo! –Zawołała roześmiana dziewczynka, klaszcząc w dłonie. –Jeszcze raz, proszę! –Według zaleceń powtórzyłem tą samą czynność i spotkałem się z tą samą reakcją, dlatego robiąc kolejne placki powtarzałem obracanie w taki sam sposób cały czas wysłuchując tej samej reakcji.
-Co tu tak wesoło? –Usłyszałem za sobą głos mojej mamy, dlatego odwróciłem się do niej twarzą. Kobieta podeszła bliżej nas. –Dzień dobry, Skarbie. –Przywitała się cmokając mnie w policzek, a następnie położyła dłoń na głowie Darcey i jeszcze bardziej zniszczyła jej fryzurę.
-Cześć, mamo.
-Dzień dobry. –Odpowiedziała czterolatka zagryzając dolną wargę. –A Zayn potrafi sztuczkę! –Dodała z większym entuzjazmem, na co wywróciłem oczami. Annie przeniosła swój zaciekawiony wzrok na moją osobę.
-Chętnie ją zobaczę. –Boże Przenajświętszy, ile ta kobieta ma lat?
-Mamo… -Westchnąłem. –Przestań.
-Proooszę! –Jęknęła błagalnie szatynka wystawiając dolną wargę, jak zbity psiak. –Dla mnie, Aladynie.
-Niech będzie. –Mruknąłem dając za wygraną, a potem wykonałem ten trik.
-Brawo! –Darcey kolejny raz zaklaskała, a moja rodzicielka się do tego dołączyła. To było żenujące. –Jestem głodna.
-Masz, zaraz dam ci Nutellę. –Poinformowałem wkładając patelnię do zmywarki, a później wyjmując z szafki na górze słoik czekoladowego musu, który ustawiłem obok Darcey. Podałem jej również łyżkę, a sam nalałem kawy do kubków, z czego jeden podałem Annie.
-Będziesz palił? –Zapytała dziewczynka z brudną buzią.
-Mhm.
-Ale nikt nie marudził. –Zaśmiałem się pod nosem widząc malujące się na twarzy Skrzata oburzenie. –Nie pal.
-Zawsze palę przy porannej kawie.
-To nie pij rano kawy.
-Wtedy zasnę. –Odpowiedziałem podając szklankę mamie.
-To śpij dłużej. –Czy to dziecko ma odpowiedź na wszystko?
-Jak, skoro ty cały czas mnie budzisz tak wcześnie?
-Ja… -Uniosłem brwi. Nareszcie! Chyba pierwszy raz Darcey zabrakło słów. –Przecież nie spałeś, tylko gilałeś mamusię, widziałam. –Stwierdziła mierząc we mnie ubrudzoną z Nutelli łyżką.
-Po prostu daj mi zapalić, okay? –Mruknąłem podchodząc do parapetu z kubkiem kawy. Wyjąłem z paczki czerwonych Marlboro jednego papierosa, którego włożyłem do ust i odpaliłem. Walcząc na spojrzenia z czterolatką, powoli rozkoszowałem się smakiem kawy oraz nikotyny.
Prawie codziennie odbywamy ze Skrzatem takie rozmowy i zawsze kończymy je w ten sam sposób. Ja nie potrafię przeżyć bez palenia, jestem od tego uzależniony i jest mi z tym dobrze. To mnie relaksuje i przygotowuje na ciężki dzień – tym bardziej, kiedy wiem, że będę znowu musiał użerać się z moim pojebanym, starszym i wkurwiającym bratem.
-Dzień dobry. –Ziewnęła nadal zaspana Ness, która ucałowała czoło Darcey, a potem lekko zawstydzona podeszła do mnie i wzięła kilka łyków mojej kawy.
-Ze mną się już nie przywitasz? – Zapytałem odgarniając niesforny kosmyk z jej policzka do tyłu. –Przychodzisz, witasz się ze Skrzatem, a potem bezczelnie wypijasz mi pół szklanki kawy i nawet nie dajesz mi buziaka.
-Przesadzasz. –Stwierdziła jeszcze bardziej naciągając moją koszulkę chcąc zakryć tyłek.
-Nie pogrywaj ze mną, Blondyneczko. –Mruknąłem klepiąc lekko w pośladki mojej dziewczyny, która się zarumieniła. –Pójdziemy dziś do Ryana.
-Okay. –Zgodziła się, a potem szybko cmoknęła mnie w kącik ust.
-Jesteś głodna?
-Nie.
-W takim razie zrobię ci płatki. –Powiedziałem, a później przygotowałem miskę z musli. –Chcesz też, mamo?
-Poproszę, Kochanie. –Przewróciłem oczami. Nie jestem już małym chłopcem. Byłbym wdzięczny, gdyby nie ośmieszała mnie przed moją dziewczyną. –Wiesz, Ness… Zayn zawsze pomagał mi w kuchni, gdy był młodszy.
-To, dlatego jest takim świetnym kucharzem. –Potwierdziła pełna podziwu blondynka. Chryste… Jeszcze bardziej zażenowany położyłem miski z płatkami na blacie wyspy kuchennej.  
-Powinnaś zobaczyć zdjęcia, gdy był małym chłopcem… –Zachichotała mama, a ja wyszczerzyłem oczy. Jeszcze tego brakowało.
-Mamo, przestań, proszę.
-Och, wyluzuj, Malik, chętnie zobaczę, jakim byłeś rozkosznym dzieckiem.
-Ness, proszę, przestań, bo będziesz wracała do Londynu na piechotę.
-Tom i Nat mnie podrzucą. –Wzruszyła nieśmiało ramionami Donavan.
-Nie przejmuj się, Skarbie. –Machnęła lekceważąco ręką Annie. –Michael też chętnie cie podrzuci.
-Po za tym jest jeszcze Adaś, Matt i Liam… Och, i mój tata. –Uniosłem przerażony brwi. –Tata cie lubi, ale kiedy dowie się, że wywiozłeś mnie z Londynu…
-Dobra już dobra. –Mruknąłem kolejny raz poddając się. Nie chciałem mieć wroga w George’ u, po za tym jak już wspomniała Ness – jej ojciec mnie lubi, nawet bardziej niż Adama, bo on nic nie robi w domu. Jestem jak syn George’ a z tym wyjątkiem, że ja pieprzę jego Księżniczkę, a w przyszłości dam mu więcej wnuków, bo szkoda, żeby tak zajebiste geny jak moje i Ness się zmarnowały. –Ale bądź pewna, że ja przy najbliższej okazji też powiem twojej mamie, żeby pokazała mi zdjęcia z twojego dzieciństwa.
-Najwięcej ma z zawodów. –Blondynka posmutniała i wzruszyła lewym barkiem.
-Nie chciałem…
-Wyluzuj, przecież wiesz, że ona ma fioła na punkcie łyżwiarstwa, a tym bardziej, że w lutym są Mistrzostwa Europy, a ja nigdy ich nie wygrałam. Odbija jej. –Śmiejąc się pod nosem podszedłem i schowałem Ness w swoich ramionach. Była taką laleczką w porównaniu ze mną, dlatego tak bardzo lubiłem ją tulić.
-Dzień dobry, rodzinko! –Zawołała radośnie moja siostra. –Piękny mamy dzień, prawda?
-Zaliczyłaś poranne bzykanko, że tak się cieszysz? –Zapytałem opierając brodę o głowę mojej dziewczyny.
-Włącza ci się dupek, z czego wnioskuję, że znowu nie zaliczyłeś. Niedobór seksu ci nie służy, braciszku. –Pokazałem jej tylko środkowy palec.
Nie mam żadnego niedoboru seksu, zwyczajnie w świecie po prostu trafia mnie kurwica, kiedy ktoś przeszkadza mi w całowaniu mojej dziewczyny. Każdemu by puściły nerwy, kiedy ta sama sytuacja powtarza się, co chwila – jestem sam na sam z Ness, całujemy się i przeżywamy całe te gorące momenty, a raczej sekundy, bo zawsze się ktoś przypałęta.
-Co jest, rodzinko? –Mruknął rozciągając się Mike, ale jego zignorowałem.
Postanowiłem, że nie najlepiej będzie jak nie będę się do tego dupka w ogóle odzywał. Bez relacji z moim bratem, moje życie będzie o wiele bardziej spokojniejsze – nie będę się ciągle irytował jego wkurwiającą mordą i podejściem do życia. Zresztą… On cały czas się popisuje przed Ness. To dziecinne, przecież moja Blondyneczka już wybrała lepszego brata – mnie. Donavan woli przystojnych, mądrych i buntowniczych, a nie nieatrakcyjnych, głupich i debilnych miliarderów z Seattle.
-Jakie plany na dziś macie? –Rzucił w kierunku moim i Ness, ale ja go zignorowałem. Jasno brązowe spojrzenie spoczęło przez chwilkę na mnie, a później przeniosło się na Michaela.
-Będziemy oglądać zdjęcia Zayna jak był mały. –Wyznała, wspinając się na palce i cmokając mnie głośno w policzek. –A potem idziemy do kolegi Zayna.
-Do Stewarda? –Nie odpowiedziałem, tylko usiadłem na krześle obok mamy i pociągnąłem Blondyneczkę na swoje kolana. –Zamierzasz odpowiedzieć? –Nie.
-Zjadaj płatki, Ness. –Rzuciłem w stronę Donavan, całkowicie ignorując tego frajera.
-Nie zachowuj się jak gnojek i odpowiedz.
-Przejdziemy się potem? –Zapytałem odgarniając włosy dwudziestolatki, które zasłaniały jej piękną twarz. –Pokażę wam Bradford.
-Dojrzale, Zayn. –Prychnął głośno Malik. –Ile ty masz lat, do cholery?! –Mniej niż ty, ale jestem mądrzejszy.
-Myślałem, że wyrośliście z tych dziecinnych kłótni? –Westchnął tata, który do nas dołączył. Kilka sekund później doszedł też ten idiota Tom.
-Przecież ja się wcale z nim nie kłóciłem. –Wzruszyłem od niechcenia barkami. –Możesz zapytać mamy, Nat lub Ness… Nie wydzieram się, tylko kulturalnie spędzam ranek z moją dziewczyną, mamą,  siostrą i Darcey, to Mike przyszedł i zaczął wrzeszczeć.
-Gdybyś mnie nie ignorował, to może bym się nie wydzierał! –Olałem to.
-Heej, mam pomysł! –Zaklaskała w dłonie Natalie. –Zagrajmy wspólnie na konsoli, jak za starych dobrych czasów. –Wywróciłem oczami.
-Dzień dobry. –Wymruczał Chris, który przyszedł razem z Kaylą.
-Noo, zgódźcie się. Będzie fajnie! Pamiętasz, Zayn, jak graliśmy z Mią? –Uniosłem brwi. Naprawdę chciała to robić? Nie wystarczy, że tradycja z jej ulubionym daniem została? –Zagramy dziewczyny na chłopaków.
-Nie, będę w drużynie z Michaelem. –Od razu zaprotestowałem. –Po za tym tata nie umie grać w football amerykański, a zawsze to losuje. Zagram, jeśli zamiast Mike’ a dostanę Ness, zamiast taty dostanę mamę, a tobie oddam Toma za Darcey.
-Boisz się, że skopiemy ci tyłek? –Zapytała z chytrym uśmieszkiem Ness, która obejmowała mnie ręką w pasie i rysowała kontury tatuażu na moim podbrzuszu.
-Żartujesz sobie ze mnie? Ja nigdy nie przegrywam.
-Ale ostatnio to ja byłam na górze. –Szepnęła najciszej jak tylko potrafiła, wywołując tym samym u mnie chichot.
Faktycznie, ostatnim razem pozwoliłem jej przejąć kontrolę w łóżku i trochę zaszaleć, ale to nie zmienia faktu, że to ja jestem facetem – jestem silniejszy i podejmuję słuszne decyzje dotyczące naszego życia. Dodatkowo zawsze dostaję to, czego pragnę.
-Ale to gra, a nie sypialnia, Ness. –Dodałem również z ciszonym tonem.
-Założę się, że ci dokopię.
-O, co chcesz się założyć? –Zapytałem zaciekawiony tą propozycją.
-Chcę prowadzić w drodze do domu.
-Nie, nie wyjdę na frajera. To facet powinien prowadzić samochód.
-Seksistowska świnia! –Warknęła Kayla, ale wywróciłem tylko oczami na jej słowa.
-A może jak wygrasz pójdę z tobą na lodowisko i nauczysz mnie tych… Tego, co tam robisz? –Sarnie oczy zaiskrzyły z podekscytowania. –A jeśli ja wygram… -Zagryzłem dolną wargę, zastanawiając się nad nagrodą. –Chcę, żebyś mnie pomasowała.
-Obiecujesz, że pójdziesz ze mną na łyżwy?
-Jeśli twoja mama mnie nie wywali za brak umiejętności… To tak, pójdę.
-Jesteś kochany! –Zawołała, marszcząc nos i wpijając się na chwilę w moje usta.
Tym oto sposobem znowu poszedłem na kompromis i przystałem na to, żeby sobotni poranek spędzić przed XBOX’ em oraz bycie w zespole z moim ojcem, Tomem, Chrisem i tym palantem. Zasady były proste: na białej tablicy, którą przyniosła Kayla zrobiła tabelkę składającą się z dwóch kolumn zatytułowanych: Dziewczyny i Chłopcy. Dobraliśmy się parami – ja byłem z Ness, tata z mamą, bliźniaki ze sobą, Natalie z Tomem, a ta sierota z Darcey. Do miski Nat wrzuciła poskładane karteczki z nazwami konkurencji, które następnie mieliśmy losować.
-Ja chcę pierwsza! –Zawołała najmłodsza uczestniczka, a później zanurzyła rączkę w naczyniu. Podała mi kawałek papieru, z którego odczytałem Narciarstwo. Mike ustawił wszystko, a później wytłumaczyłem Darcey jak powinna grać, żeby odnieść zwycięstwo. Po chwili rozpoczęli tym czasem, kiedy skończyli buchnąłem niekontrolowanym śmiechem widząc, że to właśnie mój Skrzat był pierwszy na mecie.
-I z czego rżysz, kretynie?! –Warknął poirytowany dwudziestosiedmiolatek.
-Czterolatka skopała ci dupsko, uwierz, jest z czego się śmiać. –Wyjaśnił Chris. –Teraz my, Kayla.
Szesnastolatka wylosowała golfa, ale to jej brat wygrał, tym samym wyrównując. Szala znowu przechyliła się na przeciwną stronę, kiedy mama rozwaliła tatę w football amerykański, a Nat Toma w baseball. Przyszła kolej na mnie i Ness, a ten pojedynek kończył pierwszą rundę.
-Losuj, Blondyneczko. – Poprosiłem z uśmiechem. Ta dziewczyna nie wie, w co się pakuje.
-Tenis. –Powiedziała niezbyt przekonana. –A jeśli wygram z tobą w drugiej rundzie i będziemy mieli remis?
-Wtedy zagramy jeszcze raz w tenisa. –Odpowiedziałem, a następnie włączyłem konkurencję. Unieśliśmy dłonie nad głowę, a później wybraliśmy, w której ręce będziemy trzymali rakietkę. W pierwszej rundzie to ja serwowałem i wygrałem, bo Nessela przepuszczała prawie każdą piłkę, tak jak w drugiej.
-Cholera. –Zabluźniła zdenerwowana, dlatego pocałowałem ją, żeby nieco osłodzić porażkę.
W drugim etapie był remis, a ostatnie decydujące starcie znowu należało do mnie oraz mojej dziewczyny. Wylosowałem darty, ale niestety w to byłem cienki, a głupie komentarze Mike’ a wcale mi nie pomagały. No, bo jak tekst: W sypialni też nie potrafisz trafić?  Miał mi niby pomóc?!
-Wygrałyśmy! –Zawołała uradowana Natalie, rzucając się Donavan na szyję, kiedy odniosła zwycięstwo.
-Moment, chwila, jeszcze musimy rozegrać nasz remis. –Wskazałem palcem pomiędzy mnie i Ness. –Tenis, Maleńka.
-Nie potrafię w to grać, a ty bezczelnie wykorzystujesz ten fakt. –Mruknęła urażona.
-Wystarczy, że się skupisz. –Wzruszył barkami Santiago, jakby to była najprostsza czynność na świecie, szkoda tylko, że nie miał pojęcia jak trudno wychodzi Ness skupianie się, kiedy ją rozpraszam.
-Wystarczy, że Zayn się ubierze. –Dodała nadal obrażona, a ja się zaśmiałem pod nosem. Mówiłem, że lubię ją rozpraszać? Jeśli nie, to teraz ogłaszam to wszem i wobec. –Dobra, miejmy to już za sobą. –Westchnęła zrezygnowana dwudziestolatka, a później poprawiła moją koszulkę.
Serwowałem jako pierwszy, ale coś było nie tak, ponieważ Nessela odbijała każdą piłkę i…
-Co, do… -Zapytałem cicho, kiedy dziewczyna zaczęła się cieszyć, gdy wygrała pierwszą rundę.
-Nie mogę uwierzyć, że się udało! – Zawołała ucieszona, na co wywróciłem oczami. Nie chcę iść na lodowisko, bo nie umiem jeździć. Nie chcę się ośmieszyć.
-Jeszcze nie wygrałaś. –Przypomniałem i zaczekałem, aż rozpocznie drugą rundę. Na całe szczęście tym razem wygrałem ja. Zostało ostateczne starcie, dlatego musiałem się przyłożyć, żeby triumfować. Było ciężko, ponieważ zarówno ja jak i Ness odbijaliśmy każdą z piłek, aż wreszcie po jakiś dziesięciu minutach… -Kurwa mać! –Wrzasnąłem wściekły, kiedy przepuściłem podanie.
-Jejciu! –Pisnęła uradowana blondynka rzucając się na mnie. Objęła mnie nogami w pasie, a dłońmi złapała za moją szyję, po czym namiętnie pocałowała. –Już się nie mogę doczekać, kiedy pójdziesz ze mną na lodowisko. –Dodała uśmiechnięta i szybko cmoknęła mnie w usta, ale tym razem na znacznie krócej. Byłem zły, ale przeszło mi w chwili, kiedy mnie pocałowała. –Nie złość się, Malik. –Lekki uśmiech zawitał na ustach dwudziestolatki, na co wywróciłem oczami.
-Mhm. –Mruknąłem.
-Możemy zobaczyć zdjęcia Zayna? –Zapytała chcąc znowu stanąć na nogach, ale nie miałem w planach jej puścić, dlatego razem z nią usadowiłem się na sofie. Darcey od razu wdrapała się na kolana Ness, a moja mama usiadła zaraz obok, kiedy zabrała album. Powoli przewracała strony tłumacząc Donavan, w jakim momencie zostały zrobione fotografie.
Zdjęć było od cholery. Przedstawiły mnie, Mię, Natalie, Michaela, a z tych nowszych były również fotografie Kaylii i Chrisa. Były też obrazy całej naszej rodziny, na niektórych była też Danielle, Matt i reszta naszej dalszej rodziny.
-Aww, byłeś taki uroczy. –Zachwycała się blondynka. –Mogę dostać kilka zdjęć?
-Po co? –Zmarszczyłem brwi. Na jaką cholerę jej te fotki?!
-Bo chcę. –Wzruszyła ramionami. –Włożę do albumu.
-To głupie.
-Och, zamknij się. Chcę mieć jedno zdjęcie, kiedy byłeś mały.
-Ale, co jaką cholerę, Ness? –Nie wiem czy jestem tak bardzo tępy, ale nie rozumiałem jej powodu.
-Bo cie kocham i… -Nie słuchałem jej dalej, bo powiedziała słowo na k. Cieszyłem się, że podała taki argument.
-Daj jej cały album, mamo. –Stwierdziłem, a pomieszczenie wypełniło się przepięknym śmiechem mojej dziewczyny. –Też cie kocham. –Odpowiedziałem i pocałowałem dwudziestolatkę. –Chodź, ubierzemy się i pójdziemy do Ryana.
-Okay, chodź, Myszko. –Powiedziała biorąc Darcey na ręce i ruszając w stronę mojej sypialni.
-I jak wrażenia? –Rzuciłem w kierunku Annie. –Polubiłaś ją?
-To naprawdę miła dziewczyna i cie uszczęśliwia, dlatego nie zepsuj tego, Kochanie.
-Nie ma opcji. –Zakończyłem z uśmiechem, a później pobiegłem za Ness.
~***~
Kulturalnie zadzwoniłem dzwonkiem, a po kilku sekundach otworzył mi mój przyjaciel. Ryan był co najmniej zdziwiony, ale nadal wyglądał jak zawsze głupio.
-Kto to jest? –Zapytał kiwiąc brodą na blondynkę, którą trzymałem za dłoń.
-Moja dziewczyna Ness. –Poinformowałem.
-Nie kłam, Malik. Taka ślicznotka nigdy nie byłaby z takim kretynem jak ty. –Donavan zachichotała pod nosem, a potem oparła na moment swój policzek o moje ramię. –Ile ci zapłacił, żebyś udawała jego dziewczynę? Mi możesz powiedzieć.
-Zayn wspominał, że jesteś zabawny. Miło mi cie poznać, Ryan, jestem Ness. –Wystawiła tą swoją chudziutką rękę w jego kierunku, a Steward ją uścisnął i ucałował jej wierzch.
-Ryan Steward, jeśli dojdziesz to wniosku, że Malik to największy idiota na świecie i masz go już dość, mogę cie pocieszyć. –Wyrecytował niczym regułkę, szeroko się uśmiechając, na co zmarszczyłem brwi. Serio, Steward? Serio?
-O ile mnie pamięć nie myli to jesteś z Ally. –Wspomniałem.
-Twoją Ally? –Dopytywała Ness, dlatego przytaknąłem.
-Ale ona już nie jest moja, Mała. –Stwierdziłem całując skroń dwudziestolatki. –Wpuścisz nas, czy… Wiesz, nie chcę ci prawić kazań, że kultura zobowiązuje, żebyś zaprosił nas do środka, ale…
-Palant. –Podsumował mój przyjaciel, a później przesunął się, aby zrobić nam przejście. –Chcecie coś do picia? –Spojrzałem na Darcey, a później na Nesselę, która wzruszyła tylko ramionami.
-Masz colę?
-Mhm, idźcie na taras, zaraz przyniosę. –Według zaleceń zaprowadziłem je na balkon, gdzie stała duża bujana huśtawka, drewniany stół oraz wiklinowe fotele z białymi poduszkami. Mieliśmy stąd doskonały widok na piękny ogród mamy Ryana oraz bawiącego się Jacka.
-Kto to? –Zapytała Darcey wskazując na chłopca.
-Syn Ryana, Jack. Chcesz do niego pójść? – Spojrzałem na czterolatkę, która już wdrapała się na kolana Ness.
-Wstydzę się. –Mruknęła za spuszczoną głową.
-Czego? –Zaśmiałem się pod nosem. –Jesteś śliczna, kulturalna, po za tym prawdopodobieństwo, że on będzie pamiętał w przyszłości, że się spotkaliście jest pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.
-To dużo? –W sumie… Trochę tak.
-Nie, no coś ty. Biegnij. –Kiwnąłem w stronę kilku schodków, a szatynka cmokając policzek Nesselii pobiegła w stronę Jacka, z którym po chwili zaczęli się ganiać.
-Proszę. –Powiedział Steward podając puszkę gazowanego oraz schłodzonego napoju mojej dziewczynie, a później mi. Sam usiadł w fotelu, żeby mieć dobry obraz na dzieci. –Nie mówiłeś nic, że masz córkę. –Rzucił w moim kierunku, otwierając puszkę i biorąc porządnego łyka.
-Bo jeszcze nie mam, to dziecko Louisa.
-Och, to wiele wyjaśnia. –Zmarszczyłem brwi. –Twoja nie byłaby taka ładna, noo… Chyba, że przejęłaby geny po Ness. –Dwudziestolatka zaśmiała się pod nosem, a później oparła głowę o mój bark.
-W twoim przypadku udało się to cudem, bo trafiłeś na Chels.
-A, co ty, kurwa masz do mnie? Jestem przystojny. –Oburzył się wielce brunet. –Prawda, Ness? –Blondyneczka pokiwała pionowo głową, ale zapewne zrobiła ty tylko, dlatego żeby być miłą.
-Masz dwadzieścia dwa lata. Mieszkasz z mamą, która bądźmy szczerzy, tylko marzy, żebyś się wyprowadził i nie siedział jej na głowie.
-Gościu, mam świetną pracę i dokładam się do rachunków. Czego ta kobieta jeszcze oczekuje?!
-Żebyś dorósł, Skarbie. –Wyznała stojąca za moim przyjacielem Lilly. –Witaj, Zayn. Kim jest twoja koleżanka?
-To Ness, moja dziewczyna. Wymłodniała pani od ostatniego razu. –Pochwaliłem, chcą się jeszcze bardziej podlizać i dowalić Ryanowi.
-Och, dziękuję, Kochanie. –Uśmiechnęła się do mnie, dotykając swojego policzka. –Myślę, że to ten nowy krem od Phoebe Carter.
-Tak, one są świetne. –Dodała Ness. –Phoebe to naprawdę świetna kobieta.
-Znasz ją osobiście?
-Pracuję u niej.
-To nasza sąsiadka. –Mruknąłem.
Osobiście twierdzę, że Phoebe to jędza. Nie wygląda na taką, ale mam takie odczucia. Współczuję temu całemu Chrisowi, że musi męczyć się z taką wariatką, jak ona. Pewnie, gdyby nie mieli Jake’ a jak najszybciej by się z nią rozwiódł.
-Ejj, stary… -Zagaił Steward. –Robimy dziś grilla z Ally i będą nasi znajomi ze szkoły. Wpadniecie? –Spojrzałem pytająco na Ness, która tylko się uśmiechnęła.
-Jeśli to nie problem to, czemu nie?
-Przestań, żaden problem. –Zapewnił ją mój kumpel. –Zaraz powinien przyjść Ben, Chuck i Ally, żeby pomóc w przygotowaniach.
-My też możemy pomóc. –Zaoferowała blondynka, na co wywróciłem oczami. Jesteśmy gośćmi i nie powinno nas się w ten sposób wykorzystywać.
-Właściwie ty nie musisz, bo jesteś zbyt ładna, ale Malik ruszy dupę, żeby nosić stoliki. –Kolejny raz przewróciłem gałkami ocznymi.
-Nie podrywaj mojej dziewczyny, cieciu.
-Wyluzuj. –Machnął ręką. –Gdzie twój mini klon?
-W domu razem z Kalyą, rodzicami, Nat, Tomem i Mike’ m.
-Natalie też tutaj jest? –Zapytał poruszony, dlatego przytaknąłem. –Woah, musisz do niej zadzwonić. Nadal się w niej bujam, stary.
-Ona ma narzeczonego, stary i dziecko w drodze.
-Ja je mogę wychować.
-Jesteś słodki. –Wyznała Ness, która cichutko zaśmiała się pod nosem. –Dlaczego nie jesteś z Nat?
-Bo wyjechała do Manchesteru na studia z projektu ubioru, po za tym Zayn ma uprzedzenia.
-Och, chyba wszyscy bracia tak mają, mój jest taki sam.
-A siostrę masz? –Kolejna salwa śmiechu opuściła usta Ness, kiedy mówiła „nie”.
Po jakiś pięciu minutach przyszła Ally, Ben i Chuck, którym gardziłem już w liceum. Wkurwiał mnie prawie tak samo jak Michael, bo podwalał się do Mii, ale za każdym razem na imprezie był z inną panienką. Byłem w stu procentach pewien, że chce tylko bzyknąć moją siostrę, dlatego oznajmiłem mu, że jeśli nie będzie trzymał łap przy sobie to zrobię z jego ryja Hiroszimę. Nie posłuchał, to też go pobiłem, dlatego zawiesili mnie w prawach ucznia na tydzień, bo już wcześniej zdarzały mi się bójki.
-Cześć, Zayn. –Allison, której włosy znowu były jasnoróżowe przytuliła się do mnie na powitanie, co zapewne nie uszło uwadze Ness, która jedynie wstała i poszła do swojej córki oraz Jacka. –Nie mówiłeś nic, że Zayn przyjeżdża. –Rzuciła oskarżycielsko w stronę Ryana, który przyglądał się tej scenie z zażenowaniem.
-Bo nie wiedziałem. –Wzruszył ramionami od niechcenia. –Och, i panuj nad sobą, bo ta ślicznota to jego panienka. –Wskazał brodą w stronę Nesselii, która teraz głośno śmiała się ganiając razem z dziećmi.
-Masz dziecko? –Zapytała lekko oburzona.
-Można tak powiedzieć, Darcey jest dla mnie jak córka. Gdzie masz te stoły, stary? –Postanowiłem jak najszybciej zmienić temat, dlatego kiedy Ryan prowadził mnie i chłopków do garażu po meble ogrodowe byłem cholernie szczęśliwy, że chociaż w małym stopniu uwolniłem się od mojej byłej.
W jakieś półgodziny rozłożyliśmy wszystko, a później Ben poszedł pomóc Ally w kuchni, natomiast Chuck zajął się grillem. Stałem oparty na przedramionach o balustradę i popijając piwo rozmawiałem z Stewardem, jednak większą uwagę poświęcałem mojej dziewczynie, która przypominała teraz szesnastolatkę, która nie ma żadnych zmartwień i beztrosko bawi się ze swoim rodzeństwem. Była prześliczna, taka beztroska i roześmiana. Taką kochałem ją najbardziej.
-Poszczęściło ci się. –Wyznał mój przyjaciel.
-Tsa. –Westchnąłem. –Nawet nie wiesz jak bardzo. Jestem w niej zabujany od jakiś sześciu lat. Powoli wątpiłem, że będziemy kimś więcej, bo była z Tomlinsonem, ale… -Uśmiechnąłem się lekko. –Cieszę się, że jednak mi się udało.
-Też się cieszę, że wreszcie nie jesteś kutasem. –Parsknąłem śmiechem.
-Nigdy nie byłem kutasem wobec ciebie. Do czego piejesz, Ryan? –W odpowiedzi wzruszył jedynie ramionami.
-Grałeś na uczuciach wielu lasek…
-Co z tego? –Zapytałem z nutką oburzenia. –Też tak robiłeś.
-No i?
-Palant. –Podsumowałem śmiejąc się pod nosem. –Ryan, zrobisz coś dla mnie? To cholernie ważne. –Powiedziałem z powagą w głosie i wlepiłem swój wzrok w blondynkę, która w białej sukience na ramiączkach tarzała się w krótko ściętej trawie.
-Okay, zdaje się, że to poważne… -Mruknął stając w dokładnie takiej samej pozycji jak ja. –Mów.
-Rozmawiałem z Williamsem…
-Z Zackiem? –Przytaknąłem. –Nadal ci grozi?
-Nie, bo przystałem na jego warunki.
-Jakie, do kurwy warunki? – Wycedził przez zaciśnięte zęby.
I o to właśnie cały czas mi chodzi. Ryan Steward jest moim bratem, bratem, którego nigdy nie miałem. Mogliśmy się wyzywać, robić nawzajem z siebie jaja, ale mogłem poważnie z nim porozmawiać i zwierzyć się, bo wiedziałem, że zawsze mnie wysłucha, doradzi i pomoże najlepiej jak tylko będzie potrafił w przeciwieństwie do Michaela. Ryan był nie tylko przyjacielem, ale też bratem, dlatego automatycznie pojawiał się na liście osób, dla których jestem w stanie skoczyć w ogień. Jestem przekonany, że to działa również w drugą stronę.
- Race Of The Death. –Szepnąłem ledwo sam słysząc. –Jeśli wygram, on zniknie raz na zawsze i wystawi mi Maxa, ale jak przegram i przeżyję będzie moim koszmarem do końca życia. Nie ufam mu, dlatego chciałbym, żebyś tak w połowie lipca miał oko na Ness i Darcey.
-Ty chyba całkiem zdurniałeś. Chcesz wziąć udział w najbardziej niebezpiecznym wyścigu na świecie?
-Muszę, zresztą… -Wzruszyłem barami, prychając kpiącym śmieszkiem pod nosem. –Wygrałem już dwa razy, co może pójść nie tak? –Pierwszy raz od dłuższej chwili odważyłem się spojrzeć na Stewarda, który wgapiał się w Donavan i dzieciaki.
-Cholernie ją kochasz, co? –Przytaknąłem ze spuszczoną głową. Nie lubię rozmawiać o uczuciach, a zwłaszcza z moimi przyjaciółmi czy rodzeństwem. Mogę podjąć ten temat jedynie z mamą lub Ness, ale z nikim innym. –Będę jej pilnował, jeśli będziesz dawał znaki życia.
-Dzięki, stary, wiszę ci przysługę. –Powiedziałem z uśmiechem, klepiąc go po przyjacielsku w plecy.
Powoli ogródek Ryana zaczął wypełniać się naszymi znajomymi ze szkoły. Ben zajął się muzyką, dlatego teraz zmuszeni byliśmy słuchać samych smętnych piosenek, które w sumie idealnie komponowały się z klimatem tego spotkania.
Słońce powoli zachodziło, a jego miejsce zajmował księżyc i gwiazdy. Jasna barwa nieba zmieniała się w granatową, a ja siedziałem obok kobiety, którą naprawdę kocham, czy może być coś lepszego?
-Zgadnij, kto? –Usłyszałem, kiedy moje oczy zostały zasłonięte, a skoro Ness siedziała obok mnie, to nie miałem pojęcia, komu zbiera się na takie dziecinne wygłupy. Nie bawiąc się w żadne podchody zdarłem chłodne dłonie z mojej twarzy, żeby znowu mieć doskonałą widoczność i lekko przekręciłem głowę. –Cześć, przystojniaczku.
Przede mną stała Chelsea. Jasna cholera… Wyglądała jeszcze gorzej, niż ostatnio. Jej skóra była pokryta większą ilością samoopalacza, przez co przypominała dojrzałą pomarańczę. Jej błękitne oczy były ledwo widoczne przez dużą ilość tuszu i reszty tego cholerstwa, czym tam się dziewczyny malują.
-Heej, Chels. –Mruknąłem lekko przerażony. –Co tam? –Zapytałem marszcząc brwi i zagryzając dolną wargę, kiedy blondynka usadowiła się po mojej lewej stronie.
-Och, no wiesz… Wszystko po staremu. Właśnie skończyłam robić reklamę nowych perfum, a za kilka tygodni zabieram Jacka na miesięczne wakacje po Ameryce. Układa mi się, ale nadal brakuje mi faceta. –Ness zaczęła kaszleć, dlatego oboje z Chels przenieśliśmy na nią wzrok.
-Przepraszam… Zakrztusiłam się. –Uśmiechnęła się sztucznie mordując Barbie wzrokiem. –Ryan masz jakąś bluzę? Trochę mi zimno. –Stwierdziła wstając, ale szybko szarpnąłem za nadgarstek Donavan i z powrotem zasiadła na krześle. –Mógłbyś łaskawie mnie nie szarpać? –Warknęła, a potem grzecznie przeprosiła i ruszyła w stronę wejścia do domu.
-Nieistotne. –Wywróciła oczami moja znajoma. –Wracając… Może wyskoczymy, gdzieś jutro?
-Sory, Chels, ale nie. –Wzruszyłem ramionami, a potem zwróciłem się do Darcey: -Za moment wrócę, posiedź z Natalie, okay?
-Idziesz do mamusi?
-W rzeczy samej. –Uśmiechnąłem się, a później ucałowałem lekko różowy policzek.
Niemalże wbiegłem do domu Stewarda nawołując Ness, ale bez rezultatów, dlatego przeszukałem cały dom, aż wreszcie postanowiłem sprawdzić jeszcze w garażu, gdzie ją znalazłem. Siedziała z Chuckiem na kanapie i on ją podrywał, co nie tylko mnie się nie podobało.
-Możesz łaskawie zabrać te ręce? –Mruknęła poirytowana.
-Nie? –Zaśmiał się pod nosem Dickinson. –Czemu nie chcesz?
-Bo jesteś obleśny, mam chłopaka i nie jesteś w moim typie, Chuck. –Wyjaśniła nieco spokojniej. –Chcę zostać sama.
-Okay. –Wzruszył ramionami, a potem pochylił się nad szyją mojej dziewczyny i zaczął ją ślinić. Moją dziewczynę! Co on sobie, do ciężkiej cholery myśli całują szyję mojej dziewczyny?!
Mając kompletnie w nosie fakt, że obiecałem Ness nie rozwiązywać problemów przemocą, jednym szybkim i sprawnym ruchem złapałem za kark tego kutasa, a później pchnąłem na jedną ze ścian i bez żadnego skrępowania zacisnąłem dłoń w pięść. Byłem wściekły, że ten gnój podwalał się do mojej dziewczyny, dlatego nie panowałem nad sobą wymierzając kolejne ciosy w jego ohydny ryj.
-Zayn. –Usłyszałem za sobą, a później drobne ramiona objęły moją klatkę piersiową w małym stopniu blokując moje ruchy. –Przestań, proszę. –Nie przestawałem do chwili, kiedy ta mała istotka nie stanęła przede mną zasłaniając sobą tego sukinsyna. –Zostaw go.
-Całował cie. –Warknąłem. –Tam, gdzie ja to lubię robić.
-To tylko jakiś dupek. –Blondynka wywróciła oczami, czym mnie zdenerwowała jeszcze bardziej. Od kiedy, do cholery pozwala, żeby jakieś tam dupki całowały jej szyję?! –A ty jesteś zazdrosny. –Wycedziła przez zaciśnięte zęby. –Wracaj do swojej przyjaciółeczki. –Uniosłem brwi do góry.
-O, co się wkurzasz? Przecież tylko rozmawialiśmy.
-My też.
-Lizał twoją szyję, do cholery jasnej. –Wyjaśniłem najwolniej jak potrafiłem.
-Umówiłeś się już z nią?
-Przecież to jest komiczne. –Parsknąłem kpiącym śmiechem, a potem złapałem za szyję Ness i zachłannie pocałowałem, co po dłuższej chwili odwzajemniła. Chuck zdążył się ewakuować, dlatego wykorzystałem okazję i przeniosłem dłonie na tyłek dwudziestolatki unosząc, aby mogła objąć mnie nogami w pasie jak to miała w zwyczaju. Odwróciłem się na pięcie nie przestając całować Donavan i postawiłem kilka kroków na przód, aż na ślepaka dotarłem do tej nędznej sofy, na którą opadłem przygniatając Nesselę. –Nie zapominaj, że tylko ja mogę. –Wymruczałem między pocałunkami, którymi obsypywałem teraz szyję i dekolt mojej dziewczyny. Poczułem jak bawi się moimi włosami, aż wreszcie mocno za nie pociągnęła zmuszając mnie do zaprzestania.
-Nie zapominaj, że jesteś mój.
-Nie zapominam.
-Ona ewidentnie z tobą flirtowała, a ty na to pozwalałeś.
-Ale ja nie flirtowałem z nią. –Mruknąłem i chciałem się nad nią znowu pochylić, ale nie pozwoliła mi na to. –Co znowu?
-Ktoś może tutaj wejść.
-W takim razie daj mi chwilę. –Zszedłem z niej, po czym biegiem ruszyłem w stronę drzwi, które zablokowałem, a później zrobiłem to samo z wiatą i wróciłem do tej samej pozycji. –Nikt już nie wejdzie.
-W takim razie się pośpiesz, bo ktoś znowu może ci przeszkodzić, a jak to powiedziała Nat niedobór seksu ci nie służy. Jesteś marudny i…
-Och, zamknij się. –Wtrąciłem, a później łapczywie wpiłem się w usta Ness, ale tylko na moment, ponieważ zaraz przeszedłem przez linię jej żuchwy, poprzez szyję, aż wreszcie dotarłem do piersi. Pociągnąłem letnią sukienkę nieco w dół, aby kilka razy zassać skórę.
-Zayn… –Jęknęła zaciskając palce obu rąk na moich włosach, które tym razem ciągnęła mniej agresywnie. Nie żeby coś, ale nie chcę być łysy przed trzydziestką, ani po, więc… -Nie baw się…
-Chcę. –Podsumowałem i to było ostatnie słowo, jakie wypowiedziałem przez następne minuty.
Palcami złapałem za gumkę czarnych koronkowych majtek, które zsunąłem podnosząc lekko blondynkę, a potem chciałem się tam przenieść z pocałunkami i po torturować ją jeszcze przez chwilę, ale objęła mnie nogami w pasie.
-Zdejmuj spodnie, Malik. Bez zabawy. –Warknęła hardo, na co się zaśmiałem. Wychodzi na to, że nie tylko ja mam niedobór seksu. –Mam ci pomóc? –Nim jednak zdążyłem udzielić odpowiedzi zarówno moje czarne rurki jak i bokserki zostały opuszczone przez stopy Ness.
Nie potrafię pojąć, jak ona to robi? No, bo przecież takie coś to prawie jak magia. Nie jestem, aż tak chudy, żeby spodnie same mi spadały, a Blondyneczka jednym sprawnym ruchem potrafi się ich pozbyć bez użycia rąk. Jedyne słowo, jakim to potrafię opisać to czary.
-Proszę, pośpiesz się. –Jęknęła wypychając biodra w moją stronę, dlatego jednym sprawnym ruchem w nią wszedłem, co zaowocowało w głośne i podniecające Malik. Powoli wyszedłem by za sekundę znowu wejść, powoli przyśpieszałem, a nakręcało mnie pojękiwanie Ness, która tym razem wbiła paznokcie w moje plecy.
Uwielbiam się z nią kochać. Kocham Ryana za to, że wyskoczył z tym grillem. Boże, jak ja go wielbię. Nawet nie wie, jak tego potrzebowałem, żeby wreszcie móc zająć się moją kobietą.
-Malik, kończ. –Zdołała wydusić.
-Mhm, daj mi jeszcze chwilę. –Wysapałem, by po chwili dojść razem z nią, a potem opaść głową na bark blondynki. Oboje regulowaliśmy oddechy, a Donavan dodatkowo brodziła palcami w moich włosach. –Przepraszam. –Wypaliłem.
-Za co? –Zapytała zdziwiona przekręcając głowę, żeby spojrzeć na mnie tymi sarnimi oczami.
-Że pozwoliłem, żeby ze mną flirtowała.
-Przepraszam za tego dupka. –Uśmiechnąłem się lekko, a potem musnąłem jej wargi. –Kocham cie, Zayn. –Wyznała już drugi raz tego dnia słowo na k, gładząc mój policzek. –Wracajmy, co?
-Chcę jeszcze z tobą poleżeć.
-Dobra, tylko trochę mi niewygodnie. –Mruknęła, dlatego głośno wzdychając wyszedłem z niej i wstałem na równe nogi, po czym wciągnąłem bokserki i spodnie na biodra. Ness zrobiła podobnie, a potem spojrzała na mnie. –Bardzo jestem rozkosmana?
-Jakbyś przed chwilą zaliczyła szybkie bzykanko w garażu Ryana. –Powiedziałem ze śmiechem, za co oberwałem wierzchem dłoni w tors, a moja radość się spotęgowała. –Wyluzuj, żartuję. –Mruknąłem, a później oboma rękoma przejechałem po blond włosach chcąc je nieco wyprostować. –Już, teraz wyglądasz ślicznie. –Ruszyłem szybko brwiami i cmoknąłem dwudziestolatkę w usta. Splotłem nasze dłonie, po czym wyszliśmy z garażu i dołączyliśmy do reszty, która właśnie zajadała się przygotowanym przez Bena kawałkom mięsa.
Teraz było nieco inaczej, bo posadziłem sobie moją dziewczynę na kolanach i od czasu do czasu składałem krótkie pocałunki na jej obojczyku, za uchem lub na szczęce. 
 _______________________________________
Okay, to już rozdział dwudziesty... Woah... Jeszcze trochę was pomęczę tym opowiadaniem, a późnej zacznę kolejne, do którego linka wam już wcześniej podrzuciłam:  
 A co do rozdziału to go lubię i mam nadzieję, że wam również się spodoba. 
Dziękuję wam za komentarze i wejścia i ogółem za wszystko - za to, że jesteście ze mną już tak długo (wiele osób, po tak długim czasie miało by mnie już dość, więc niezmiernie wam dziękuję). 
Miłej niedzieli ;**  
 

5 komentarzy:

  1. Kocham to opowiadanie! Jest tak zajebiste że nawet ąfter temu nie dorównuje. Zazdroszcze talentu i moze sama kiedys bede tak dobrze pisac <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie mi się podoba to, co piszesz:)
    jesteś w tym dobra! nie przestawaj!:)
    dawno tu nie zaglądałam, ale to się zmieni.
    zapraszam do siebie, po długiej przerwie - wielki powrót!
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja