„Przyjaciel jest jak stanik, zawsze blisko serca i podtrzymuje kiedy
trzeba.”
Zayn
Leżałem w łóżku razem z Ness, do której przytulała się
Darcey. Nie wiedziałem, która jest godzina, ale szczerze to nawet mnie to nie
obchodziło, bo byłem z dziewczyną moich marzeń.
Nessela była naprawdę piękna, kiedy spała. Wyglądała jak
mały aniołek, którego specjalnie Bóg postawił na mojej drodze, żeby trzymała
mnie, chociaż w małych ryzach spokoju. Blondynka wcale nie przypominała tej
wybuchowej osóbki z wczoraj lub z sytuacji, gdy coś lub ktoś ją wkurzy –
wydawała się być niegroźna, niewinna i cholernie delikatna. Uwielbiałem na nią
patrzeć, kiedy drzemała.
Wodziłem opuszkiem kciuka po nagim obojczyku dwudziestolatki,
całkiem przypadkiem zaczynając o łańcuszek, który dostała ode mnie na święta.
Klatka piersiowa Donavan powoli się unosiła, a ja zastanawiałem się, co ona we
mnie widzi?
Ness zna mnie na wylot. Wie o dzienniku i o tym, jak
traktowałem dziewczyny. O rzeczach, które robiłem dla Westona razem z
chłopakami. Nawet o tym, że mam kartotekę. A nadal uparcie twierdzi, że jestem
dobrym gościem. Z jednej strony jestem pod wrażeniem jej uporu, ale z drugiej
nie chcę, żeby się rozczarowała i po kilku dniach, albo latach jej się
odmieniło i mnie zostawiła.
-Zayn? –Przeniosłem swój wzrok na małą szatynkę, która
przecierała oczy.
-Tak?
-Śnił mi się mój tatuś i byliśmy nad wodą. –Przytaknąłem na
znak, że uważnie słucham tego, co do mnie mówi. –Powiedział, że bardzo mnie
kocha.
-Bo tak jest, Darcey. Louis cie kochał i będzie robił to dalej.
-Tak myślisz? –Czterolatka uniosła swoje brwi ku górze.
-Ja to wiem, Skrzacie.
-Skąd? –Bo jestem mądry.
-Czujesz? –Zapytałem dotykając jej noska, a ona przytaknęła.
–Tak samo jest z miłością. Nie musisz słyszeć tego codziennie od osoby, która
cie kocha. Wystarczy, że czujesz. Pokażę ci, okay?
-Jak?
-Patrz. –Wskazałem na nadal śpiącą dziewczyną. –Zaraz się do
nas uśmiechnie, a wtedy będę wiedział, że mnie kocha i ona też będzie
wiedziała.
-Jak? –Dopytywała poruszona czterolatka, dlatego pochyliłem
się trochę i najdelikatniej jak potrafiłem musnąłem policzek Ness. Po chwili
leciutki uśmieszek pojawił się na wargach blondynki.
-Widzisz?
-Tak. –Przytaknęła z uśmiechem. –Zrobisz mi naleśniki?
-Przecież obiecałem. –Mruknąłem udając oburzenie. Niechętnie
wstałem z łóżka i wciągnąłem na biodra czarne spodnie z dresu. –Idziemy.
–Powiedziałem, a później złapałem za dłoń Darcey, którą wystawiła w moim
kierunku i po cichu wyszliśmy z pokoju, aby nie obudzić Nesselii.
W domu było zadziwiająco spokojnie, ale to zapewne było
spowodowane wczesną porą, ponieważ w soboty zawsze śpią jak najdłużej. To taka
rodzinna tradycja – po ciężkim tygodniu spać jak najdłużej. Mia zawsze nazywała
to leniwą sobotą, mimo że wstawała
już o siódmej i mnie budziła, bo naszym sobotnim rytuałem było spędzanie ranka
na graniu na konsoli.
Będąc już w kuchni złapałem szatynkę pod pachy i podniosłem
następnie sadzając na blacie. Czterolatka od razu usiadła po turecku i podparła
policzek o rękę, której łokieć wsparła na udzie. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem
było włączenie ekspresu, aby zaparzyć kawę, a potem zabrałem się za ciasto na
naleśniki. Szybko zmieszałem składniki, dlatego zacząłem piec placki.
-A zrobisz tą sztuczkę, co zawsze?
-Och, chodzi o to? –Zapytałem biorąc patelnię do prawej ręki
i podrzucając naleśnika, który wykonał dwa pełne obroty w powietrzu i z
powrotem wylądował na rozgrzanej powierzchni.
-Brawo! –Zawołała roześmiana dziewczynka, klaszcząc w
dłonie. –Jeszcze raz, proszę! –Według zaleceń powtórzyłem tą samą czynność i
spotkałem się z tą samą reakcją, dlatego robiąc kolejne placki powtarzałem
obracanie w taki sam sposób cały czas wysłuchując tej samej reakcji.
-Co tu tak wesoło? –Usłyszałem za sobą głos mojej mamy,
dlatego odwróciłem się do niej twarzą. Kobieta podeszła bliżej nas. –Dzień
dobry, Skarbie. –Przywitała się cmokając mnie w policzek, a następnie położyła
dłoń na głowie Darcey i jeszcze bardziej zniszczyła jej fryzurę.
-Cześć, mamo.
-Dzień dobry. –Odpowiedziała czterolatka zagryzając dolną
wargę. –A Zayn potrafi sztuczkę! –Dodała z większym entuzjazmem, na co
wywróciłem oczami. Annie przeniosła swój zaciekawiony wzrok na moją osobę.
-Chętnie ją zobaczę. –Boże Przenajświętszy, ile ta kobieta
ma lat?
-Mamo… -Westchnąłem. –Przestań.
-Proooszę! –Jęknęła błagalnie szatynka wystawiając dolną
wargę, jak zbity psiak. –Dla mnie, Aladynie.
-Niech będzie. –Mruknąłem dając za wygraną, a potem
wykonałem ten trik.
-Brawo! –Darcey kolejny raz zaklaskała, a moja rodzicielka
się do tego dołączyła. To było żenujące. –Jestem głodna.
-Masz, zaraz dam ci Nutellę. –Poinformowałem wkładając
patelnię do zmywarki, a później wyjmując z szafki na górze słoik czekoladowego
musu, który ustawiłem obok Darcey. Podałem jej również łyżkę, a sam nalałem
kawy do kubków, z czego jeden podałem Annie.
-Będziesz palił? –Zapytała dziewczynka z brudną buzią.
-Mhm.
-Ale nikt nie marudził. –Zaśmiałem się pod nosem widząc
malujące się na twarzy Skrzata oburzenie. –Nie pal.
-Zawsze palę przy porannej kawie.
-To nie pij rano kawy.
-Wtedy zasnę. –Odpowiedziałem podając szklankę mamie.
-To śpij dłużej. –Czy to dziecko ma odpowiedź na wszystko?
-Jak, skoro ty cały czas mnie budzisz tak wcześnie?
-Ja… -Uniosłem brwi. Nareszcie! Chyba pierwszy raz Darcey
zabrakło słów. –Przecież nie spałeś, tylko gilałeś mamusię, widziałam.
–Stwierdziła mierząc we mnie ubrudzoną z Nutelli łyżką.
-Po prostu daj mi zapalić, okay? –Mruknąłem podchodząc do
parapetu z kubkiem kawy. Wyjąłem z paczki czerwonych Marlboro jednego
papierosa, którego włożyłem do ust i odpaliłem. Walcząc na spojrzenia z
czterolatką, powoli rozkoszowałem się smakiem kawy oraz nikotyny.
Prawie codziennie odbywamy ze Skrzatem takie rozmowy i
zawsze kończymy je w ten sam sposób. Ja nie potrafię przeżyć bez palenia,
jestem od tego uzależniony i jest mi z tym dobrze. To mnie relaksuje i
przygotowuje na ciężki dzień – tym bardziej, kiedy wiem, że będę znowu musiał
użerać się z moim pojebanym, starszym i wkurwiającym bratem.
-Dzień dobry. –Ziewnęła nadal zaspana Ness, która ucałowała
czoło Darcey, a potem lekko zawstydzona podeszła do mnie i wzięła kilka łyków
mojej kawy.
-Ze mną się już nie przywitasz? – Zapytałem odgarniając
niesforny kosmyk z jej policzka do tyłu. –Przychodzisz, witasz się ze Skrzatem,
a potem bezczelnie wypijasz mi pół szklanki kawy i nawet nie dajesz mi buziaka.
-Przesadzasz. –Stwierdziła jeszcze bardziej naciągając moją
koszulkę chcąc zakryć tyłek.
-Nie pogrywaj ze mną, Blondyneczko. –Mruknąłem klepiąc lekko
w pośladki mojej dziewczyny, która się zarumieniła. –Pójdziemy dziś do Ryana.
-Okay. –Zgodziła się, a potem szybko cmoknęła mnie w kącik
ust.
-Jesteś głodna?
-Nie.
-W takim razie zrobię ci płatki. –Powiedziałem, a później
przygotowałem miskę z musli. –Chcesz też, mamo?
-Poproszę, Kochanie. –Przewróciłem oczami. Nie jestem już
małym chłopcem. Byłbym wdzięczny, gdyby nie ośmieszała mnie przed moją
dziewczyną. –Wiesz, Ness… Zayn zawsze pomagał mi w kuchni, gdy był młodszy.
-To, dlatego jest takim świetnym kucharzem. –Potwierdziła
pełna podziwu blondynka. Chryste… Jeszcze bardziej zażenowany położyłem miski z
płatkami na blacie wyspy kuchennej.
-Powinnaś zobaczyć zdjęcia, gdy był małym chłopcem…
–Zachichotała mama, a ja wyszczerzyłem oczy. Jeszcze tego brakowało.
-Mamo, przestań, proszę.
-Och, wyluzuj, Malik, chętnie zobaczę, jakim byłeś
rozkosznym dzieckiem.
-Ness, proszę, przestań, bo będziesz wracała do Londynu na
piechotę.
-Tom i Nat mnie podrzucą. –Wzruszyła nieśmiało ramionami
Donavan.
-Nie przejmuj się, Skarbie. –Machnęła lekceważąco ręką
Annie. –Michael też chętnie cie podrzuci.
-Po za tym jest jeszcze Adaś, Matt i Liam… Och, i mój tata.
–Uniosłem przerażony brwi. –Tata cie lubi, ale kiedy dowie się, że wywiozłeś
mnie z Londynu…
-Dobra już dobra. –Mruknąłem kolejny raz poddając się. Nie
chciałem mieć wroga w George’ u, po za tym jak już wspomniała Ness – jej ojciec
mnie lubi, nawet bardziej niż Adama, bo on nic nie robi w domu. Jestem jak syn
George’ a z tym wyjątkiem, że ja pieprzę jego Księżniczkę, a w przyszłości dam
mu więcej wnuków, bo szkoda, żeby tak zajebiste geny jak moje i Ness się
zmarnowały. –Ale bądź pewna, że ja przy najbliższej okazji też powiem twojej
mamie, żeby pokazała mi zdjęcia z twojego dzieciństwa.
-Najwięcej ma z zawodów. –Blondynka posmutniała i wzruszyła
lewym barkiem.
-Nie chciałem…
-Wyluzuj, przecież wiesz, że ona ma fioła na punkcie
łyżwiarstwa, a tym bardziej, że w lutym są Mistrzostwa Europy, a ja nigdy ich
nie wygrałam. Odbija jej. –Śmiejąc się pod nosem podszedłem i schowałem Ness w
swoich ramionach. Była taką laleczką w porównaniu ze mną, dlatego tak bardzo
lubiłem ją tulić.
-Dzień dobry, rodzinko! –Zawołała radośnie moja siostra.
–Piękny mamy dzień, prawda?
-Zaliczyłaś poranne bzykanko, że tak się cieszysz?
–Zapytałem opierając brodę o głowę mojej dziewczyny.
-Włącza ci się dupek, z czego wnioskuję, że znowu nie
zaliczyłeś. Niedobór seksu ci nie służy, braciszku. –Pokazałem jej tylko
środkowy palec.
Nie mam żadnego niedoboru seksu, zwyczajnie w świecie po
prostu trafia mnie kurwica, kiedy ktoś przeszkadza mi w całowaniu mojej
dziewczyny. Każdemu by puściły nerwy, kiedy ta sama sytuacja powtarza się, co
chwila – jestem sam na sam z Ness, całujemy się i przeżywamy całe te gorące
momenty, a raczej sekundy, bo zawsze się ktoś przypałęta.
-Co jest, rodzinko? –Mruknął rozciągając się Mike, ale jego
zignorowałem.
Postanowiłem, że nie najlepiej będzie jak nie będę się do
tego dupka w ogóle odzywał. Bez relacji z moim bratem, moje życie będzie o
wiele bardziej spokojniejsze – nie będę się ciągle irytował jego wkurwiającą
mordą i podejściem do życia. Zresztą… On cały czas się popisuje przed Ness. To
dziecinne, przecież moja Blondyneczka już wybrała lepszego brata – mnie.
Donavan woli przystojnych, mądrych i buntowniczych, a nie nieatrakcyjnych,
głupich i debilnych miliarderów z Seattle.
-Jakie plany na dziś macie? –Rzucił w kierunku moim i Ness,
ale ja go zignorowałem. Jasno brązowe spojrzenie spoczęło przez chwilkę na
mnie, a później przeniosło się na Michaela.
-Będziemy oglądać zdjęcia Zayna jak był mały. –Wyznała,
wspinając się na palce i cmokając mnie głośno w policzek. –A potem idziemy do
kolegi Zayna.
-Do Stewarda? –Nie odpowiedziałem, tylko usiadłem na krześle
obok mamy i pociągnąłem Blondyneczkę na swoje kolana. –Zamierzasz odpowiedzieć?
–Nie.
-Zjadaj płatki, Ness. –Rzuciłem w stronę Donavan, całkowicie
ignorując tego frajera.
-Nie zachowuj się jak gnojek i odpowiedz.
-Przejdziemy się potem? –Zapytałem odgarniając włosy
dwudziestolatki, które zasłaniały jej piękną twarz. –Pokażę wam Bradford.
-Dojrzale, Zayn. –Prychnął głośno Malik. –Ile ty masz lat,
do cholery?! –Mniej niż ty, ale jestem mądrzejszy.
-Myślałem, że wyrośliście z tych dziecinnych kłótni?
–Westchnął tata, który do nas dołączył. Kilka sekund później doszedł też ten
idiota Tom.
-Przecież ja się wcale z nim nie kłóciłem. –Wzruszyłem od
niechcenia barkami. –Możesz zapytać mamy, Nat lub Ness… Nie wydzieram się,
tylko kulturalnie spędzam ranek z moją dziewczyną, mamą, siostrą i Darcey, to Mike przyszedł i zaczął
wrzeszczeć.
-Gdybyś mnie nie ignorował, to może bym się nie wydzierał!
–Olałem to.
-Heej, mam pomysł! –Zaklaskała w dłonie Natalie. –Zagrajmy
wspólnie na konsoli, jak za starych dobrych czasów. –Wywróciłem oczami.
-Dzień dobry. –Wymruczał Chris, który przyszedł razem z
Kaylą.
-Noo, zgódźcie się. Będzie fajnie! Pamiętasz, Zayn, jak
graliśmy z Mią? –Uniosłem brwi. Naprawdę chciała to robić? Nie wystarczy, że
tradycja z jej ulubionym daniem została? –Zagramy dziewczyny na chłopaków.
-Nie, będę w drużynie z Michaelem. –Od razu zaprotestowałem.
–Po za tym tata nie umie grać w football amerykański, a zawsze to losuje.
Zagram, jeśli zamiast Mike’ a dostanę Ness, zamiast taty dostanę mamę, a tobie
oddam Toma za Darcey.
-Boisz się, że skopiemy ci tyłek? –Zapytała z chytrym
uśmieszkiem Ness, która obejmowała mnie ręką w pasie i rysowała kontury tatuażu
na moim podbrzuszu.
-Żartujesz sobie ze mnie? Ja nigdy nie przegrywam.
-Ale ostatnio to ja byłam na górze. –Szepnęła najciszej jak
tylko potrafiła, wywołując tym samym u mnie chichot.
Faktycznie, ostatnim razem pozwoliłem jej przejąć kontrolę w
łóżku i trochę zaszaleć, ale to nie zmienia faktu, że to ja jestem facetem –
jestem silniejszy i podejmuję słuszne decyzje dotyczące naszego życia.
Dodatkowo zawsze dostaję to, czego pragnę.
-Ale to gra, a nie sypialnia, Ness. –Dodałem również z ciszonym
tonem.
-Założę się, że ci dokopię.
-O, co chcesz się założyć? –Zapytałem zaciekawiony tą
propozycją.
-Chcę prowadzić w drodze do domu.
-Nie, nie wyjdę na frajera. To facet powinien prowadzić
samochód.
-Seksistowska świnia! –Warknęła Kayla, ale wywróciłem tylko
oczami na jej słowa.
-A może jak wygrasz pójdę z tobą na lodowisko i nauczysz
mnie tych… Tego, co tam robisz? –Sarnie oczy zaiskrzyły z podekscytowania. –A
jeśli ja wygram… -Zagryzłem dolną wargę, zastanawiając się nad nagrodą. –Chcę,
żebyś mnie pomasowała.
-Obiecujesz, że pójdziesz ze mną na łyżwy?
-Jeśli twoja mama mnie nie wywali za brak umiejętności… To
tak, pójdę.
-Jesteś kochany! –Zawołała, marszcząc nos i wpijając się na
chwilę w moje usta.
Tym oto sposobem znowu poszedłem na kompromis i przystałem
na to, żeby sobotni poranek spędzić przed XBOX’ em oraz bycie w zespole z moim
ojcem, Tomem, Chrisem i tym palantem. Zasady były proste: na białej tablicy,
którą przyniosła Kayla zrobiła tabelkę składającą się z dwóch kolumn
zatytułowanych: Dziewczyny i Chłopcy. Dobraliśmy się parami – ja
byłem z Ness, tata z mamą, bliźniaki ze sobą, Natalie z Tomem, a ta sierota z
Darcey. Do miski Nat wrzuciła poskładane karteczki z nazwami konkurencji, które
następnie mieliśmy losować.
-Ja chcę pierwsza! –Zawołała najmłodsza uczestniczka, a
później zanurzyła rączkę w naczyniu. Podała mi kawałek papieru, z którego
odczytałem Narciarstwo. Mike ustawił
wszystko, a później wytłumaczyłem Darcey jak powinna grać, żeby odnieść zwycięstwo.
Po chwili rozpoczęli tym czasem, kiedy skończyli buchnąłem niekontrolowanym
śmiechem widząc, że to właśnie mój Skrzat był pierwszy na mecie.
-I z czego rżysz, kretynie?! –Warknął poirytowany
dwudziestosiedmiolatek.
-Czterolatka skopała ci dupsko, uwierz, jest z czego się
śmiać. –Wyjaśnił Chris. –Teraz my, Kayla.
Szesnastolatka wylosowała golfa, ale to jej brat wygrał, tym
samym wyrównując. Szala znowu przechyliła się na przeciwną stronę, kiedy mama
rozwaliła tatę w football amerykański, a Nat Toma w baseball. Przyszła kolej na
mnie i Ness, a ten pojedynek kończył pierwszą rundę.
-Losuj, Blondyneczko. – Poprosiłem z uśmiechem. Ta
dziewczyna nie wie, w co się pakuje.
-Tenis. –Powiedziała niezbyt przekonana. –A jeśli wygram z
tobą w drugiej rundzie i będziemy mieli remis?
-Wtedy zagramy jeszcze raz w tenisa. –Odpowiedziałem, a
następnie włączyłem konkurencję. Unieśliśmy dłonie nad głowę, a później
wybraliśmy, w której ręce będziemy trzymali rakietkę. W pierwszej rundzie to ja
serwowałem i wygrałem, bo Nessela przepuszczała prawie każdą piłkę, tak jak w
drugiej.
-Cholera. –Zabluźniła zdenerwowana, dlatego pocałowałem ją,
żeby nieco osłodzić porażkę.
W drugim etapie był remis, a ostatnie decydujące starcie
znowu należało do mnie oraz mojej dziewczyny. Wylosowałem darty, ale niestety w
to byłem cienki, a głupie komentarze Mike’ a wcale mi nie pomagały. No, bo jak
tekst: W sypialni też nie potrafisz
trafić? Miał mi niby pomóc?!
-Wygrałyśmy! –Zawołała uradowana Natalie, rzucając się
Donavan na szyję, kiedy odniosła zwycięstwo.
-Moment, chwila, jeszcze musimy rozegrać nasz remis.
–Wskazałem palcem pomiędzy mnie i Ness. –Tenis, Maleńka.
-Nie potrafię w to grać, a ty bezczelnie wykorzystujesz ten
fakt. –Mruknęła urażona.
-Wystarczy, że się skupisz. –Wzruszył barkami Santiago,
jakby to była najprostsza czynność na świecie, szkoda tylko, że nie miał
pojęcia jak trudno wychodzi Ness skupianie się, kiedy ją rozpraszam.
-Wystarczy, że Zayn się ubierze. –Dodała nadal obrażona, a
ja się zaśmiałem pod nosem. Mówiłem, że lubię ją rozpraszać? Jeśli nie, to
teraz ogłaszam to wszem i wobec. –Dobra, miejmy to już za sobą. –Westchnęła
zrezygnowana dwudziestolatka, a później poprawiła moją koszulkę.
Serwowałem jako pierwszy, ale coś było nie tak, ponieważ
Nessela odbijała każdą piłkę i…
-Co, do… -Zapytałem cicho, kiedy dziewczyna zaczęła się
cieszyć, gdy wygrała pierwszą rundę.
-Nie mogę uwierzyć, że się udało! – Zawołała ucieszona, na
co wywróciłem oczami. Nie chcę iść na lodowisko, bo nie umiem jeździć. Nie chcę
się ośmieszyć.
-Jeszcze nie wygrałaś. –Przypomniałem i zaczekałem, aż
rozpocznie drugą rundę. Na całe szczęście tym razem wygrałem ja. Zostało
ostateczne starcie, dlatego musiałem się przyłożyć, żeby triumfować. Było
ciężko, ponieważ zarówno ja jak i Ness odbijaliśmy każdą z piłek, aż wreszcie
po jakiś dziesięciu minutach… -Kurwa mać! –Wrzasnąłem wściekły, kiedy
przepuściłem podanie.
-Jejciu! –Pisnęła uradowana blondynka rzucając się na mnie.
Objęła mnie nogami w pasie, a dłońmi złapała za moją szyję, po czym namiętnie
pocałowała. –Już się nie mogę doczekać, kiedy pójdziesz ze mną na lodowisko.
–Dodała uśmiechnięta i szybko cmoknęła mnie w usta, ale tym razem na znacznie
krócej. Byłem zły, ale przeszło mi w chwili, kiedy mnie pocałowała. –Nie złość
się, Malik. –Lekki uśmiech zawitał na ustach dwudziestolatki, na co wywróciłem
oczami.
-Mhm. –Mruknąłem.
-Możemy zobaczyć zdjęcia Zayna? –Zapytała chcąc znowu stanąć
na nogach, ale nie miałem w planach jej puścić, dlatego razem z nią usadowiłem
się na sofie. Darcey od razu wdrapała się na kolana Ness, a moja mama usiadła
zaraz obok, kiedy zabrała album. Powoli przewracała strony tłumacząc Donavan, w
jakim momencie zostały zrobione fotografie.
Zdjęć było od cholery. Przedstawiły mnie, Mię, Natalie,
Michaela, a z tych nowszych były również fotografie Kaylii i Chrisa. Były też
obrazy całej naszej rodziny, na niektórych była też Danielle, Matt i reszta
naszej dalszej rodziny.
-Aww, byłeś taki uroczy. –Zachwycała się blondynka. –Mogę
dostać kilka zdjęć?
-Po co? –Zmarszczyłem brwi. Na jaką cholerę jej te fotki?!
-Bo chcę. –Wzruszyła ramionami. –Włożę do albumu.
-To głupie.
-Och, zamknij się. Chcę mieć jedno zdjęcie, kiedy byłeś
mały.
-Ale, co jaką cholerę, Ness? –Nie wiem czy jestem tak bardzo
tępy, ale nie rozumiałem jej powodu.
-Bo cie kocham i… -Nie słuchałem jej dalej, bo powiedziała
słowo na k. Cieszyłem się, że podała taki argument.
-Daj jej cały album, mamo. –Stwierdziłem, a pomieszczenie
wypełniło się przepięknym śmiechem mojej dziewczyny. –Też cie kocham. –Odpowiedziałem
i pocałowałem dwudziestolatkę. –Chodź, ubierzemy się i pójdziemy do Ryana.
-Okay, chodź, Myszko. –Powiedziała biorąc Darcey na ręce i
ruszając w stronę mojej sypialni.
-I jak wrażenia? –Rzuciłem w kierunku Annie. –Polubiłaś ją?
-To naprawdę miła dziewczyna i cie uszczęśliwia, dlatego nie
zepsuj tego, Kochanie.
-Nie ma opcji. –Zakończyłem z uśmiechem, a później pobiegłem
za Ness.
~***~
Kulturalnie zadzwoniłem dzwonkiem, a po kilku sekundach
otworzył mi mój przyjaciel. Ryan był co najmniej zdziwiony, ale nadal wyglądał
jak zawsze głupio.
-Kto to jest? –Zapytał kiwiąc brodą na blondynkę, którą
trzymałem za dłoń.
-Moja dziewczyna Ness. –Poinformowałem.
-Nie kłam, Malik. Taka ślicznotka nigdy nie byłaby z takim
kretynem jak ty. –Donavan zachichotała pod nosem, a potem oparła na moment swój
policzek o moje ramię. –Ile ci zapłacił, żebyś udawała jego dziewczynę? Mi
możesz powiedzieć.
-Zayn wspominał, że jesteś zabawny. Miło mi cie poznać,
Ryan, jestem Ness. –Wystawiła tą swoją chudziutką rękę w jego kierunku, a
Steward ją uścisnął i ucałował jej wierzch.
-Ryan Steward, jeśli dojdziesz to wniosku, że Malik to
największy idiota na świecie i masz go już dość, mogę cie pocieszyć.
–Wyrecytował niczym regułkę, szeroko się uśmiechając, na co zmarszczyłem brwi.
Serio, Steward? Serio?
-O ile mnie pamięć nie myli to jesteś z Ally. –Wspomniałem.
-Twoją Ally? –Dopytywała Ness, dlatego przytaknąłem.
-Ale ona już nie jest moja, Mała. –Stwierdziłem całując
skroń dwudziestolatki. –Wpuścisz nas, czy… Wiesz, nie chcę ci prawić kazań, że
kultura zobowiązuje, żebyś zaprosił nas do środka, ale…
-Palant. –Podsumował mój przyjaciel, a później przesunął
się, aby zrobić nam przejście. –Chcecie coś do picia? –Spojrzałem na Darcey, a
później na Nesselę, która wzruszyła tylko ramionami.
-Masz colę?
-Mhm, idźcie na taras, zaraz przyniosę. –Według zaleceń
zaprowadziłem je na balkon, gdzie stała duża bujana huśtawka, drewniany stół
oraz wiklinowe fotele z białymi poduszkami. Mieliśmy stąd doskonały widok na
piękny ogród mamy Ryana oraz bawiącego się Jacka.
-Kto to? –Zapytała Darcey wskazując na chłopca.
-Syn Ryana, Jack. Chcesz do niego pójść? – Spojrzałem na
czterolatkę, która już wdrapała się na kolana Ness.
-Wstydzę się. –Mruknęła za spuszczoną głową.
-Czego? –Zaśmiałem się pod nosem. –Jesteś śliczna,
kulturalna, po za tym prawdopodobieństwo, że on będzie pamiętał w przyszłości,
że się spotkaliście jest pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.
-To dużo? –W sumie… Trochę tak.
-Nie, no coś ty. Biegnij. –Kiwnąłem w stronę kilku schodków,
a szatynka cmokając policzek Nesselii pobiegła w stronę Jacka, z którym po
chwili zaczęli się ganiać.
-Proszę. –Powiedział Steward podając puszkę gazowanego oraz
schłodzonego napoju mojej dziewczynie, a później mi. Sam usiadł w fotelu, żeby
mieć dobry obraz na dzieci. –Nie mówiłeś nic, że masz córkę. –Rzucił w moim
kierunku, otwierając puszkę i biorąc porządnego łyka.
-Bo jeszcze nie mam, to dziecko Louisa.
-Och, to wiele wyjaśnia. –Zmarszczyłem brwi. –Twoja nie
byłaby taka ładna, noo… Chyba, że przejęłaby geny po Ness. –Dwudziestolatka
zaśmiała się pod nosem, a później oparła głowę o mój bark.
-W twoim przypadku udało się to cudem, bo trafiłeś na Chels.
-A, co ty, kurwa masz do mnie? Jestem przystojny. –Oburzył
się wielce brunet. –Prawda, Ness? –Blondyneczka pokiwała pionowo głową, ale
zapewne zrobiła ty tylko, dlatego żeby być miłą.
-Masz dwadzieścia dwa lata. Mieszkasz z mamą, która bądźmy
szczerzy, tylko marzy, żebyś się wyprowadził i nie siedział jej na głowie.
-Gościu, mam świetną pracę i dokładam się do rachunków.
Czego ta kobieta jeszcze oczekuje?!
-Żebyś dorósł, Skarbie. –Wyznała stojąca za moim
przyjacielem Lilly. –Witaj, Zayn. Kim jest twoja koleżanka?
-To Ness, moja dziewczyna. Wymłodniała pani od ostatniego
razu. –Pochwaliłem, chcą się jeszcze bardziej podlizać i dowalić Ryanowi.
-Och, dziękuję, Kochanie. –Uśmiechnęła się do mnie,
dotykając swojego policzka. –Myślę, że to ten nowy krem od Phoebe Carter.
-Tak, one są świetne. –Dodała Ness. –Phoebe to naprawdę
świetna kobieta.
-Znasz ją osobiście?
-Pracuję u niej.
-To nasza sąsiadka. –Mruknąłem.
Osobiście twierdzę, że Phoebe to jędza. Nie wygląda na taką,
ale mam takie odczucia. Współczuję temu całemu Chrisowi, że musi męczyć się z
taką wariatką, jak ona. Pewnie, gdyby nie mieli Jake’ a jak najszybciej by się
z nią rozwiódł.
-Ejj, stary… -Zagaił Steward. –Robimy dziś grilla z Ally i
będą nasi znajomi ze szkoły. Wpadniecie? –Spojrzałem pytająco na Ness, która
tylko się uśmiechnęła.
-Jeśli to nie problem to, czemu nie?
-Przestań, żaden problem. –Zapewnił ją mój kumpel. –Zaraz
powinien przyjść Ben, Chuck i Ally, żeby pomóc w przygotowaniach.
-My też możemy pomóc. –Zaoferowała blondynka, na co
wywróciłem oczami. Jesteśmy gośćmi i nie powinno nas się w ten sposób
wykorzystywać.
-Właściwie ty nie musisz, bo jesteś zbyt ładna, ale Malik
ruszy dupę, żeby nosić stoliki. –Kolejny raz przewróciłem gałkami ocznymi.
-Nie podrywaj mojej dziewczyny, cieciu.
-Wyluzuj. –Machnął ręką. –Gdzie twój mini klon?
-W domu razem z Kalyą, rodzicami, Nat, Tomem i Mike’ m.
-Natalie też tutaj jest? –Zapytał poruszony, dlatego
przytaknąłem. –Woah, musisz do niej zadzwonić. Nadal się w niej bujam, stary.
-Ona ma narzeczonego, stary i dziecko w drodze.
-Ja je mogę wychować.
-Jesteś słodki. –Wyznała Ness, która cichutko zaśmiała się
pod nosem. –Dlaczego nie jesteś z Nat?
-Bo wyjechała do Manchesteru na studia z projektu ubioru, po
za tym Zayn ma uprzedzenia.
-Och, chyba wszyscy bracia tak mają, mój jest taki sam.
-A siostrę masz? –Kolejna salwa śmiechu opuściła usta Ness,
kiedy mówiła „nie”.
Po jakiś pięciu minutach przyszła Ally, Ben i Chuck, którym
gardziłem już w liceum. Wkurwiał mnie prawie tak samo jak Michael, bo podwalał
się do Mii, ale za każdym razem na imprezie był z inną panienką. Byłem w stu
procentach pewien, że chce tylko bzyknąć moją siostrę, dlatego oznajmiłem mu,
że jeśli nie będzie trzymał łap przy sobie to zrobię z jego ryja Hiroszimę. Nie
posłuchał, to też go pobiłem, dlatego zawiesili mnie w prawach ucznia na
tydzień, bo już wcześniej zdarzały mi się bójki.
-Cześć, Zayn. –Allison, której włosy znowu były jasnoróżowe
przytuliła się do mnie na powitanie, co zapewne nie uszło uwadze Ness, która
jedynie wstała i poszła do swojej córki oraz Jacka. –Nie mówiłeś nic, że Zayn
przyjeżdża. –Rzuciła oskarżycielsko w stronę Ryana, który przyglądał się tej
scenie z zażenowaniem.
-Bo nie wiedziałem. –Wzruszył ramionami od niechcenia. –Och,
i panuj nad sobą, bo ta ślicznota to jego panienka. –Wskazał brodą w stronę
Nesselii, która teraz głośno śmiała się ganiając razem z dziećmi.
-Masz dziecko? –Zapytała lekko oburzona.
-Można tak powiedzieć, Darcey jest dla mnie jak córka. Gdzie
masz te stoły, stary? –Postanowiłem jak najszybciej zmienić temat, dlatego
kiedy Ryan prowadził mnie i chłopków do garażu po meble ogrodowe byłem
cholernie szczęśliwy, że chociaż w małym stopniu uwolniłem się od mojej byłej.
W jakieś półgodziny rozłożyliśmy wszystko, a później Ben
poszedł pomóc Ally w kuchni, natomiast Chuck zajął się grillem. Stałem oparty
na przedramionach o balustradę i popijając piwo rozmawiałem z Stewardem, jednak
większą uwagę poświęcałem mojej dziewczynie, która przypominała teraz
szesnastolatkę, która nie ma żadnych zmartwień i beztrosko bawi się ze swoim
rodzeństwem. Była prześliczna, taka beztroska i roześmiana. Taką kochałem ją
najbardziej.
-Poszczęściło ci się. –Wyznał mój przyjaciel.
-Tsa. –Westchnąłem. –Nawet nie wiesz jak bardzo. Jestem w
niej zabujany od jakiś sześciu lat. Powoli wątpiłem, że będziemy kimś więcej,
bo była z Tomlinsonem, ale… -Uśmiechnąłem się lekko. –Cieszę się, że jednak mi
się udało.
-Też się cieszę, że wreszcie nie jesteś kutasem. –Parsknąłem
śmiechem.
-Nigdy nie byłem kutasem wobec ciebie. Do czego piejesz,
Ryan? –W odpowiedzi wzruszył jedynie ramionami.
-Grałeś na uczuciach wielu lasek…
-Co z tego? –Zapytałem z nutką oburzenia. –Też tak robiłeś.
-No i?
-Palant. –Podsumowałem śmiejąc się pod nosem. –Ryan, zrobisz
coś dla mnie? To cholernie ważne. –Powiedziałem z powagą w głosie i wlepiłem
swój wzrok w blondynkę, która w białej sukience na ramiączkach tarzała się w
krótko ściętej trawie.
-Okay, zdaje się, że to poważne… -Mruknął stając w dokładnie
takiej samej pozycji jak ja. –Mów.
-Rozmawiałem z Williamsem…
-Z Zackiem? –Przytaknąłem. –Nadal ci grozi?
-Nie, bo przystałem na jego warunki.
-Jakie, do kurwy warunki? – Wycedził przez zaciśnięte zęby.
I o to właśnie cały czas mi chodzi. Ryan Steward jest moim
bratem, bratem, którego nigdy nie miałem. Mogliśmy się wyzywać, robić nawzajem
z siebie jaja, ale mogłem poważnie z nim porozmawiać i zwierzyć się, bo
wiedziałem, że zawsze mnie wysłucha, doradzi i pomoże najlepiej jak tylko
będzie potrafił w przeciwieństwie do Michaela. Ryan był nie tylko przyjacielem,
ale też bratem, dlatego automatycznie pojawiał się na liście osób, dla których
jestem w stanie skoczyć w ogień. Jestem przekonany, że to działa również w
drugą stronę.
- Race Of The Death. –Szepnąłem ledwo sam słysząc. –Jeśli
wygram, on zniknie raz na zawsze i wystawi mi Maxa, ale jak przegram i przeżyję
będzie moim koszmarem do końca życia. Nie ufam mu, dlatego chciałbym, żebyś tak
w połowie lipca miał oko na Ness i Darcey.
-Ty chyba całkiem zdurniałeś. Chcesz wziąć udział w
najbardziej niebezpiecznym wyścigu na świecie?
-Muszę, zresztą… -Wzruszyłem barami, prychając kpiącym
śmieszkiem pod nosem. –Wygrałem już dwa razy, co może pójść nie tak? –Pierwszy
raz od dłuższej chwili odważyłem się spojrzeć na Stewarda, który wgapiał się w
Donavan i dzieciaki.
-Cholernie ją kochasz, co? –Przytaknąłem ze spuszczoną
głową. Nie lubię rozmawiać o uczuciach, a zwłaszcza z moimi przyjaciółmi czy
rodzeństwem. Mogę podjąć ten temat jedynie z mamą lub Ness, ale z nikim innym.
–Będę jej pilnował, jeśli będziesz dawał znaki życia.
-Dzięki, stary, wiszę ci przysługę. –Powiedziałem z uśmiechem,
klepiąc go po przyjacielsku w plecy.
Powoli ogródek Ryana zaczął wypełniać się naszymi znajomymi
ze szkoły. Ben zajął się muzyką, dlatego teraz zmuszeni byliśmy słuchać samych
smętnych piosenek, które w sumie idealnie komponowały się z klimatem tego
spotkania.
Słońce powoli zachodziło, a jego miejsce zajmował księżyc i
gwiazdy. Jasna barwa nieba zmieniała się w granatową, a ja siedziałem obok
kobiety, którą naprawdę kocham, czy może być coś lepszego?
-Zgadnij, kto? –Usłyszałem, kiedy moje oczy zostały
zasłonięte, a skoro Ness siedziała obok mnie, to nie miałem pojęcia, komu
zbiera się na takie dziecinne wygłupy. Nie bawiąc się w żadne podchody zdarłem
chłodne dłonie z mojej twarzy, żeby znowu mieć doskonałą widoczność i lekko
przekręciłem głowę. –Cześć, przystojniaczku.
Przede mną stała Chelsea. Jasna cholera… Wyglądała jeszcze
gorzej, niż ostatnio. Jej skóra była pokryta większą ilością samoopalacza,
przez co przypominała dojrzałą pomarańczę. Jej błękitne oczy były ledwo
widoczne przez dużą ilość tuszu i reszty tego cholerstwa, czym tam się
dziewczyny malują.
-Heej, Chels. –Mruknąłem lekko przerażony. –Co tam?
–Zapytałem marszcząc brwi i zagryzając dolną wargę, kiedy blondynka usadowiła
się po mojej lewej stronie.
-Och, no wiesz… Wszystko po staremu. Właśnie skończyłam
robić reklamę nowych perfum, a za kilka tygodni zabieram Jacka na miesięczne
wakacje po Ameryce. Układa mi się, ale nadal brakuje mi faceta. –Ness zaczęła
kaszleć, dlatego oboje z Chels przenieśliśmy na nią wzrok.
-Przepraszam… Zakrztusiłam się. –Uśmiechnęła się sztucznie
mordując Barbie wzrokiem. –Ryan masz jakąś bluzę? Trochę mi zimno. –Stwierdziła
wstając, ale szybko szarpnąłem za nadgarstek Donavan i z powrotem zasiadła na
krześle. –Mógłbyś łaskawie mnie nie szarpać? –Warknęła, a potem grzecznie
przeprosiła i ruszyła w stronę wejścia do domu.
-Nieistotne. –Wywróciła oczami moja znajoma. –Wracając… Może
wyskoczymy, gdzieś jutro?
-Sory, Chels, ale nie. –Wzruszyłem ramionami, a potem
zwróciłem się do Darcey: -Za moment wrócę, posiedź z Natalie, okay?
-Idziesz do mamusi?
-W rzeczy samej. –Uśmiechnąłem się, a później ucałowałem
lekko różowy policzek.
Niemalże wbiegłem do domu Stewarda nawołując Ness, ale bez
rezultatów, dlatego przeszukałem cały dom, aż wreszcie postanowiłem sprawdzić
jeszcze w garażu, gdzie ją znalazłem. Siedziała z Chuckiem na kanapie i on ją
podrywał, co nie tylko mnie się nie podobało.
-Możesz łaskawie zabrać te ręce? –Mruknęła poirytowana.
-Nie? –Zaśmiał się pod nosem Dickinson. –Czemu nie chcesz?
-Bo jesteś obleśny, mam chłopaka i nie jesteś w moim typie,
Chuck. –Wyjaśniła nieco spokojniej. –Chcę zostać sama.
-Okay. –Wzruszył ramionami, a potem pochylił się nad szyją mojej dziewczyny i zaczął ją ślinić. Moją dziewczynę! Co on sobie, do
ciężkiej cholery myśli całują szyję mojej
dziewczyny?!
Mając kompletnie w nosie fakt, że obiecałem Ness nie
rozwiązywać problemów przemocą, jednym szybkim i sprawnym ruchem złapałem za
kark tego kutasa, a później pchnąłem na jedną ze ścian i bez żadnego
skrępowania zacisnąłem dłoń w pięść. Byłem wściekły, że ten gnój podwalał się
do mojej dziewczyny, dlatego nie panowałem nad sobą wymierzając kolejne ciosy w
jego ohydny ryj.
-Zayn. –Usłyszałem za sobą, a później drobne ramiona objęły
moją klatkę piersiową w małym stopniu blokując moje ruchy. –Przestań, proszę.
–Nie przestawałem do chwili, kiedy ta mała istotka nie stanęła przede mną
zasłaniając sobą tego sukinsyna. –Zostaw go.
-Całował cie. –Warknąłem. –Tam, gdzie ja to lubię robić.
-To tylko jakiś dupek. –Blondynka wywróciła oczami, czym
mnie zdenerwowała jeszcze bardziej. Od kiedy, do cholery pozwala, żeby jakieś
tam dupki całowały jej szyję?! –A ty jesteś zazdrosny. –Wycedziła przez
zaciśnięte zęby. –Wracaj do swojej przyjaciółeczki. –Uniosłem brwi do góry.
-O, co się wkurzasz? Przecież tylko rozmawialiśmy.
-My też.
-Lizał twoją szyję, do cholery jasnej. –Wyjaśniłem
najwolniej jak potrafiłem.
-Umówiłeś się już z nią?
-Przecież to jest komiczne. –Parsknąłem kpiącym śmiechem, a
potem złapałem za szyję Ness i zachłannie pocałowałem, co po dłuższej chwili
odwzajemniła. Chuck zdążył się ewakuować, dlatego wykorzystałem okazję i
przeniosłem dłonie na tyłek dwudziestolatki unosząc, aby mogła objąć mnie
nogami w pasie jak to miała w zwyczaju. Odwróciłem się na pięcie nie przestając
całować Donavan i postawiłem kilka kroków na przód, aż na ślepaka dotarłem do
tej nędznej sofy, na którą opadłem przygniatając Nesselę. –Nie zapominaj, że
tylko ja mogę. –Wymruczałem między pocałunkami, którymi obsypywałem teraz szyję
i dekolt mojej dziewczyny. Poczułem jak bawi się moimi włosami, aż wreszcie
mocno za nie pociągnęła zmuszając mnie do zaprzestania.
-Nie zapominaj, że jesteś mój.
-Nie zapominam.
-Ona ewidentnie z tobą flirtowała, a ty na to pozwalałeś.
-Ale ja nie flirtowałem z nią. –Mruknąłem i chciałem się nad
nią znowu pochylić, ale nie pozwoliła mi na to. –Co znowu?
-Ktoś może tutaj wejść.
-W takim razie daj mi chwilę. –Zszedłem z niej, po czym
biegiem ruszyłem w stronę drzwi, które zablokowałem, a później zrobiłem to samo
z wiatą i wróciłem do tej samej pozycji. –Nikt już nie wejdzie.
-W takim razie się pośpiesz, bo ktoś znowu może ci
przeszkodzić, a jak to powiedziała Nat niedobór seksu ci nie służy. Jesteś
marudny i…
-Och, zamknij się. –Wtrąciłem, a później łapczywie wpiłem się
w usta Ness, ale tylko na moment, ponieważ zaraz przeszedłem przez linię jej
żuchwy, poprzez szyję, aż wreszcie dotarłem do piersi. Pociągnąłem letnią
sukienkę nieco w dół, aby kilka razy zassać skórę.
-Zayn… –Jęknęła zaciskając palce obu rąk na moich włosach,
które tym razem ciągnęła mniej agresywnie. Nie żeby coś, ale nie chcę być łysy
przed trzydziestką, ani po, więc… -Nie baw się…
-Chcę. –Podsumowałem i to było ostatnie słowo, jakie
wypowiedziałem przez następne minuty.
Palcami złapałem za gumkę czarnych koronkowych majtek, które
zsunąłem podnosząc lekko blondynkę, a potem chciałem się tam przenieść z
pocałunkami i po torturować ją jeszcze przez chwilę, ale objęła mnie nogami w
pasie.
-Zdejmuj spodnie, Malik. Bez
zabawy. –Warknęła hardo, na co się zaśmiałem. Wychodzi na to, że nie tylko ja
mam niedobór seksu. –Mam ci pomóc? –Nim jednak zdążyłem udzielić odpowiedzi
zarówno moje czarne rurki jak i bokserki zostały opuszczone przez stopy Ness.
Nie potrafię pojąć, jak ona to
robi? No, bo przecież takie coś to prawie jak magia. Nie jestem, aż tak chudy,
żeby spodnie same mi spadały, a Blondyneczka jednym sprawnym ruchem potrafi się
ich pozbyć bez użycia rąk. Jedyne słowo, jakim to potrafię opisać to czary.
-Proszę, pośpiesz się. –Jęknęła
wypychając biodra w moją stronę, dlatego jednym sprawnym ruchem w nią wszedłem,
co zaowocowało w głośne i podniecające Malik.
Powoli wyszedłem by za sekundę znowu wejść, powoli przyśpieszałem, a
nakręcało mnie pojękiwanie Ness, która tym razem wbiła paznokcie w moje plecy.
Uwielbiam się z nią kochać. Kocham
Ryana za to, że wyskoczył z tym grillem. Boże, jak ja go wielbię. Nawet nie
wie, jak tego potrzebowałem, żeby wreszcie móc zająć się moją kobietą.
-Malik, kończ. –Zdołała wydusić.
-Mhm, daj mi jeszcze chwilę.
–Wysapałem, by po chwili dojść razem z nią, a potem opaść głową na bark
blondynki. Oboje regulowaliśmy oddechy, a Donavan dodatkowo brodziła palcami w
moich włosach. –Przepraszam. –Wypaliłem.
-Za co? –Zapytała zdziwiona przekręcając
głowę, żeby spojrzeć na mnie tymi sarnimi oczami.
-Że pozwoliłem, żeby ze mną
flirtowała.
-Przepraszam za tego dupka.
–Uśmiechnąłem się lekko, a potem musnąłem jej wargi. –Kocham cie, Zayn.
–Wyznała już drugi raz tego dnia słowo na k, gładząc mój policzek. –Wracajmy,
co?
-Chcę jeszcze z tobą poleżeć.
-Dobra, tylko trochę mi
niewygodnie. –Mruknęła, dlatego głośno wzdychając wyszedłem z niej i wstałem na
równe nogi, po czym wciągnąłem bokserki i spodnie na biodra. Ness zrobiła podobnie,
a potem spojrzała na mnie. –Bardzo jestem rozkosmana?
-Jakbyś przed chwilą zaliczyła
szybkie bzykanko w garażu Ryana. –Powiedziałem ze śmiechem, za co oberwałem
wierzchem dłoni w tors, a moja radość się spotęgowała. –Wyluzuj, żartuję.
–Mruknąłem, a później oboma rękoma przejechałem po blond włosach chcąc je nieco
wyprostować. –Już, teraz wyglądasz ślicznie. –Ruszyłem szybko brwiami i
cmoknąłem dwudziestolatkę w usta. Splotłem nasze dłonie, po czym wyszliśmy z
garażu i dołączyliśmy do reszty, która właśnie zajadała się przygotowanym przez
Bena kawałkom mięsa.
Teraz było nieco inaczej, bo
posadziłem sobie moją dziewczynę na kolanach i od czasu do czasu składałem
krótkie pocałunki na jej obojczyku, za uchem lub na szczęce.
_______________________________________
Okay, to już rozdział dwudziesty... Woah... Jeszcze trochę was pomęczę tym opowiadaniem, a późnej zacznę kolejne, do którego linka wam już wcześniej podrzuciłam:
A co do rozdziału to go lubię i mam nadzieję, że wam również się spodoba.
Dziękuję wam za komentarze i wejścia i ogółem za wszystko - za to, że jesteście ze mną już tak długo (wiele osób, po tak długim czasie miało by mnie już dość, więc niezmiernie wam dziękuję).
Miłej niedzieli ;**
Zajebisty rozdział :)
OdpowiedzUsuńwspaniały:)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :D
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie! Jest tak zajebiste że nawet ąfter temu nie dorównuje. Zazdroszcze talentu i moze sama kiedys bede tak dobrze pisac <3
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podoba to, co piszesz:)
OdpowiedzUsuńjesteś w tym dobra! nie przestawaj!:)
dawno tu nie zaglądałam, ale to się zmieni.
zapraszam do siebie, po długiej przerwie - wielki powrót!
http://art-of-killing.blogspot.com/