niedziela, 9 sierpnia 2015

XIII. Wish You Were Here




Kiedy pięłam się usilnie schodami do twojego serca – ona znalazła windę.”


Ness

-Nie zrobię tego, Federico. – Tupnęłam rozwścieczona stopą o podłogę.
-Musisz, ja ci pomogłem. – Mężczyzna wzruszył ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. –Jako przyjaciółka powinnaś mi pomóc.
-Ale nie w taki sposób! Dobrze wiesz, że staram się unikać Zayna, a ty, co robisz?! Chcesz mnie zaciągnąć siłą na jakąś aukcję samochodów, na którą dostałeś zaproszenie od Smitha!
-Przestań krzyczeć, tylko wbijaj się w tą kieckę. – Rzucił we mnie papierową torbą Valentino. Z czystej ciekawości zajrzałam do środka. Wyjęłam długą do ziemi granatową sukienkę, która była zarówno niesamowicie skromna oraz zjawiskowa, co zapewne jest sprawą maleńkich kryształków i odrobiny brokatu. Kreacja była dopasowana w tali oraz delikatnie rozkloszowana u dołu. Była naprawdę piękna, ale to nie zmienia faktu, że ten pacan będzie musiał ją oddać, ponieważ nie zamierzam jej wkładać. –Mam jeszcze buty, ale nie chcę ci zrobić krzywdy. – Stwierdził, podrywając się z fotela i wręczając mi karton tym razem od Dolce & Gabbana. Zmroziłam spojrzeniem Ferro, który tylko szeroko się uśmiechnął. –Otwórz, wiem, że cie kusi. – Wywracając oczami uniosłam wieczko.
-Są śliczne. – Pisnęłam niekontrolowanie, a później spłonęłam rumieńcem. To najpiękniejsze buty na świecie, a mówi to dziewczyna, która jeszcze dwa lata temu omijała szerokim łukiem wszelkiego rodzaju szpilki, obcasy i koturny. –Fede, nie chcę tam iść. – Westchnęłam, opadając tyłkiem na sofę.
-Ness, nie możesz całe życie przed nim uciekać. – Stwierdził Włoch, siadając obok mnie i przytulając.
-Dlaczego? To wbrew pozorom bardzo łatwe, ponieważ Louis sam odwozi Darcey, a jeśli ja po nią jadę, dzwonię, żeby się upewnić, że Zayna nie ma w pobliżu. – Wzruszyłam barkami.
-To dziecinne. – Poprawił. –Chcesz być samodzielna? – Skinęłam głową.
Pragnę tego najbardziej na świecie. Chcę wreszcie udowodnić, że potrafię radzić sobie sama. Nie jestem rozpieszczoną córeczką tatusia, która biega do niego zawsze, kiedy zabraknie jej kasy na rachunki, szkołę, jedzenie lub ciuchy. Niczego bardziej na świecie nie potrzebuję jak poczucia, iż jestem samowystarczalna – no prawie niczego… Chcę patrzeć codziennie w lustro z dumą, że potrafiłam wychować córkę na porządną, odpowiedzialną młodą kobietę, która nigdy nie popełni moich błędów. Chcę powiedzieć: Nesselo Donavan, zrobiłaś to – nie dałaś się życiu, mimo tylu przeciwności. Chcę, żeby tata był ze mnie dumny, mama, Adam i Darcey.
-Zacznij zachowywać się jak dorosła. Pokaż mu, że jest ci obojętny.
-Fajnie. – Zaśmiałam się kpiąco, marszcząc przy okazji nos. –Szkoda tylko, że to kłamstwo.
-Ness, przestań. – Fede pokręcił głową na boki z niedowierzania. –Jesteś niesamowitą dziewczyną i wie to każdy, kto cie spotkał. Pomogę ci, a zaczniemy od tego, że zapiszemy cie na kurs prawa jazdy. – Przerażona pokiwałam głową na boki. Nie chcę się uczyć prowadzić. Boję się, nie potrafię! –W ten sposób nie będziesz musiała nikogo błagać, żeby cie gdzieś podwiózł. Będziesz sama swoim szefem. Nie będziesz musiała biegać na uczelnię, a w przyszłości do sądu, albo tłuc się śmierdzącą komunikacją miejską. Nie ma się czego bać, acaro.
-Nie boję się, tylko dbam o środowisko. – Mruknęłam, nie chcąc mu pokazywać jak bardzo jestem przerażona perspektywą samodzielnej jazdy samochodem. Przecież mogę kogoś zabić!
- Bullshit! – Zawołał dwudziestolatek. –Jutro zacznę cie uczyć, a później pójdziemy cie zapisać. To będzie mój prezent na twoje urodziny.
-Przecież dałeś mi już tak wiele, Fede.
-To i tak nic w porównaniu z tym, że uratowałaś mi życie. Gdyby nie ty, pewnie zdechłbym od dragów.
-Przecież to lekarze cie uratowali, głupku, a nie ja.
-Miałem zapaść, byłem sam w domu, a moja wścibska sąsiadka włamała się i wezwała pogotowie. Masz rację. – Szatyn parsknął niedorzecznym śmiechem. –Co z tego, że twoja interwencja była pierwsza, nie? Bo przecież po dwudziestu minutach, po podaniu mi leków odzyskałem przytomność. Wystarczyłoby, że otworzyłabyś okno, a świeże powietrze zrobiłoby to samo.
-Przestań, Federico. – Warknęłam.
-Chodź ze mną na to przyjęcie. – Wywróciłam oczami. –Przecież wiesz, że nic złego się nie stanie.
-Niech będzie, ale robię to tylko dla ciebie, a teraz muszę biec na ten przeklęty kurs gotowania. – Cmoknęłam przyjaciela w policzek i w pośpiechu ubrałam buty.
Wybiegając z budynku minęłam moją nową sąsiadkę, którą była Phoebe – wyższa ode mnie szatynka o błękitnych oczach. Kobieta mieszkała razem z mężem oraz synem, – który chodzi do przedszkola razem z Darcey – piętro niżej, a z zawodu była właścicielką dużej firmy kosmetycznej. Phoebe była piękna i strasznie zazdrościłam jej – przede wszystkim tak udanego życia prywatnego oraz biznesowego.
-Och, Ness. – Zaczepiła mnie z szerokim uśmiechem na ustach. –Słyszałam, że szukasz pracy.
-Tak, prawdopodobnie będę zmuszona pracować w jakiejś kawiarni na zmywaku, bo nie mam doświadczenia. – Machnęłam ręką. –Po za tym mam studia.
-Dobrze się składa, ponieważ szukam kogoś na miejsce recepcjonistki. – Zmarszczyłam brwi. –Musisz tylko odbierać telefony i zapisywać najbardziej istotne informacje na kartce, umawiać mnie na spotkania według mojego grafiku. Pracowałabyś trzy dni w tygodniu po zajęciach, jakieś pięć godzin. Zapłacę ci na początek trzydzieści funtów za godzinę, a później, jeśli oczywiście będziesz się sprawdzać podniosę stawkę. To jak będzie, piszesz się na to? – Kiwnęła na mnie brodą.
-Jaki jest haczyk? – Uniosłam jedną brew.
-Jake nie chce jechać na wakacje bez Darcey. – Uniosłam brwi. –Dlatego pomyślałam, że mogłybyście się wybrać razem z nami.
-To niemożliwe, Phoebe. – Pokiwałam głową na boki. –Ojciec Darcey się na to nigdy nie zgodzi.
-Przecież może jechać też. Dam ci namiar na biuro, w którym kupiliśmy wczasy. – Dwudziestopięciolatka zaczęła przeszukiwać swoją torebkę, aż wreszcie podała mi wizytówkę.
-To bardzo miłe z twojej strony. – Stwierdziłam z lekkim uśmiechem. –Porozmawiam z Louisem i dam ci znać, okay?
-Pewnie, jutro wpadnę do ciebie i obgadamy, w jakie dni będziesz pracowała i od której, dobra?
-Pewnie, dzięki, Phoebe. – Cmoknęłam sąsiadkę w policzek, a później wyszłam. Słysząc jeszcze jak z ust szatynki wydobywają się słowa: Trzymaj się, kochana.
Metrem dojechałam do centrum, gdzie czekała już na mnie Marisa. Jej również nie widziało się chodzenie na ten cały kurs gotowania, jednak dla świętego spokoju zgodziła się. Obie szłyśmy do szkółki, którą prowadził Harry.
Facet był po trzydziestce i był naprawdę pociągający. Wysoki, dobrze zbudowany… Miał burzę brązowych loków, słodkie dołeczki w policzkach oraz szafirowe oczy. Przeważnie ubierał się w czarny fartuch z wyszytym imieniem oraz jakimś znaczkiem.  Był przemiły, ale nie cierpiał, gdy ktoś go poprawiał. Był na stażu u Gordona Ramsaya i jakiegoś francuza, którego imienia nie pamiętam. W każdym bądź razie to naprawdę… Jest zawodowy.
Weszłyśmy do budynku, gdzie Harry kłócił się z jakąś kobietą, która w ostateczności uderzyła go w twarz, a później wyminęła nas trzaskając drzwiami.
-Cześć. – Przywitała się Marisa. –Coś się stało?
-Doceniam to, że chcesz mi pomóc, ale nie jesteś moim psychiatrą. – Warknął, na co Parker pokazała mu środkowy palec.
Już od samego początku ta dwójka sobie dogryza. Oboje są uparci i mają zadziorne charakterki, a obecność noży i innych niebezpiecznych narzędzi kuchennych w pobliżu, kiedy ta dwójka pokazuje pazurki, sprawia, że mam ochotę uciekać jak najdalej. Nie chcę zginąć, ponieważ mój brat ubzdurał sobie, iż muszę się nauczyć gotować!
-Harry, Marisie chodziło o to, że ostatnio zachowujesz się… - Zagryzłam dolną wargę, spuszczając głowę i wlepiając spojrzenie w buty. –Niepokojąco.
-Niepokojąco? – Prychnął brunet, podchodząc bliżej mnie oraz Parker. –Po czym to wywnioskowałaś, Ness? – Zapytał, krzyżując ramiona na piersi.
-Ja… - Wzruszyłam ramionami. –To już druga dziewczyna, która wyszła stąd w taki sposób i równie wściekła.
-Ostatnim razem to była moja siostra. – Zaśmiał się pod nosem. –A była zła, ponieważ nie zgadzała się, co do prezentu na rocznicę ślubu rodziców.
-A ta laska, która przed chwilą wyszła? – Dopytywała mulatka.
-Moja narzeczona, którą prawdopodobnie rzucę jeszcze przed ślubem. – Warknął. –Co chwila wszystko chce zmieniać. – Kucharz przeczesał dłońmi włosy, głośno wzdychając. –Co nie zmienia faktu, że znowu się spóźniłyście. – Stwierdził bardzo powoli, jakby przypominając sobie najważniejszą z kwestii, z której Marisa próbował zgrabnie się wykaraskać wciskając ściemę, że bardzo martwi się o Harrego.
Niczym białe potulne owieczki udałyśmy się do kuchni, gdzie reszta uczniów zajmowała się już przygotowywaniem lasagne. Mhm, aż ślinka cieknie. Stanęłyśmy za blatem, przy którym zwykłyśmy pracować – i oczywiście pisać SMSy oraz rysować buźki palcem w mące rozsypanej na powierzchni stołu, – po czym zabrałyśmy się do przygotowywania dania.
Szło nam naprawdę świetnie i nawet szef nas kilka razy pochwalił, ale to prawdopodobnie było przyczyną tego, że Marisa zaproponowała mu wyjście razem z nią, Adamem i mną na drinka w ramach oderwania się od spraw organizacyjnych, którymi nęka go jego narzeczona.
-Ness? - Zapytała Marisa, kiedy wyszłyśmy z zajęć.
-Mhm?
-Mogłabym dzisiaj porwać Darcey?
-Jeśli nie poczęstujesz jej malinami i nie wywieziesz z kraju… Proszę bardzo. – Dwudziestojednolatka zmarszczyła brwi i już otworzyła usta, aby coś jeszcze dodać, jednak przeszkodziłam jej w tym. –Nie pytaj.
-Okay. – Zaczęła powoli moja przyjaciółka. –A ty, jakie masz plany na wieczór?
-Fede ciągnie mnie na jakąś aukcję dobroczynną, a następnie na bal.
-Super! –Pisnęła uradowana mulatka, klaszcząc w dłonie. –Właśnie ogarnęłam nową fryzurę i chętnie ją na tobie przetestuję, no chodź! – Pociągnęła mnie za dłoń w kierunku stacji metra.
Marisa też nie ma prawa jazdy i nie narzeka! Potrafi żyć bez samochodu i nikt jej nie zmusza do zrobienia prawa jazdy.
Pod moim domem byliśmy równo o czwartej. Tuż przed wejściem do klatki schodowej wpadłyśmy na… Cholerny pech! Co on tutaj, do diabła robi?!
-Marisa! – Zawołała Darcey, przylepiając się do nóg swojej przyszywanej ciotki.  
-Louis ma grypę. – Wzruszył ramionami Zayn, starając się unikać mnie wzrokiem. –A z racji tego, że ty nie masz samochodu to ją podwiozłem.
-Bez obaw, zapisuję się na kurs prawa jazdy. – Rzuciłam niby obojętnie, jednak wyszło to bardziej chamsko. Nie chciałam…
-Och, twój nowy facet cie do tego namówił? – Warknął dwudziestodwulatek, krzyżując ramiona na torsie.
-Masz z tym problem?
-Nie, żadnego.
-Zresztą… Powinieneś się zająć swoją nową dziewczyną, a nie wtrącać się w moje życie. – Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Fakt, że Zayn ma kogoś był dla mnie jak sól na rany. Najgorsze było w tym wszystkim chyba to, że spotykał się z Nancy, która pracowała na lodowisku mamy. To był kolejny powód, dla którego nie chciałam już jeździć na łyżwach – nie ukrywam jednak, że cholernie za tym tęsknię. Ta wywłoka potrafiła od razu owinąć sobie Malika wokół palca, kiedy ja przez długi czas próbowałam chociażby go pocałować. Nienawidziłam jej za to. Zazdrościłam jej, bo miała coś, co należało do mnie. Nancy ukradła mi chłopaka i nie zamierzam jej tego puścić płazem. Zapłaci mi za to.
-Będę robił, co zechcę…
-Ale już nie ze mną, Zayn! – Zawołałam drżącym głosem. –Mam dość. – Pokiwałam głową na boki czując jak w powiekach zbierają mi się łezki.
-Nie płacz, Blondyneczko. – Nagle zimna dłoń mulata zaczęła gładzić mój policzek.
-Nie jestem już twoim zmartwieniem, więc z łaski swojej zostaw mnie i oszczędź… Tego całego upokorzenia. – Odruchowo złapałam Parker za nadgarstek. –Dzięki, że przywiozłeś Darcey. – Pociągnęłam moją przyszłą szwagierkę –miejmy nadzieję – i wymijając zdezorientowanego mężczyznę, weszłyśmy do klatki schodowej, a następnie do mojego mieszkania.
Zatrzasnęłam drzwi, po których zjechałam plecami, głośno wzdychając oraz chowając twarz w dłoniach. Nie wyrabiałam psychicznie. To nie jest możliwe, żeby aż tak się od kogoś uzależnić. Mam coś nie po kolei w głowie! Jak mogę kochać takiego dupka? Jak mogę darzyć tak silnym uczuciem jak miłość osobę, która potraktowała mnie jak zabawkę? Która zagrała na moich uczuciach? Która robiła to tylko, dlatego, żeby odegrać się na swoim najlepszym przyjacielu? No jak, do cholery?!
-Ness, wszystko w porządku? – Zapytała, przykucając przy mnie, Marisa. Pokiwałam jedynie głową na znak, że jest dobrze, ale… Prawda była zupełnie inna. Nie było ani trochę dobrze, było źle. Nie mogłam patrzeć na tą głupią Nancy i Zayna, tak szczęśliwych. Co wieczór, gdy kładłam się już do łóżka zastanawiałam się, dlaczego to nie mogę być ja? Czemu ja nie potrafię dać Malikowi szczęścia? –Chodź, zrobię cie na bóstwo. – Parker podała mi dłoń, którą niepewnie złapałam i z jej pomocą wstałam. –Usiądź sobie, ja zaraz wracam. – Wykonałam potulnie polecenie mulatki, która pobiegła do mojej łazienki.
Marisa była naprawdę… Bezczelna. Nieważne czy była u mnie w domu, czy w willi rodziców – zachowywała się jakby była u siebie. Nie krępowała się, gdy była głodna lub kiedy miała jakąś prośbę… Po prostu informowała, że potrzebuje czegoś, a później sama to sobie zabierała i oddawała, gdy przestało być dla niej użyteczne. Nie zmienia to jednak faktu, że jest dla mnie jak starsza siostra i nie mam problemu z jej zachowaniem.
Po chwili dziewczyna wróciła z całym zestawem, którego potrzebowała, aby mnie przygotować na bal. Najpierw zajęła się makijażem, a Darcey czesała moje włosy, chcąc w ten sposób pomóc Marisie.
-Wiesz… Sądzę, że powinnaś sobie odpuścić tego kutasa. – Stwierdziła nakładając mi na twarz puder, który rozcierała pędzelkiem. –Nie to, że jest jakiś brzydki czy coś… Zayn jest przystojny i w ogóle, ale jest cholernie skomplikowany jak na dwudziestodwulatka. Totalnie pojebany…
-Marisa. – Warknęłam, a brunetka wyszczerzyła oczy.
-Przepraszam, zapomniałam, że Darcey tutaj jest. – Mruknęła ze skruchą. –Tak, czy inaczej sądzę, że powinnaś spróbować z Fede.
-Zayn pytał o Fede. – Wtrąciła czterolatka, na co obie z Parker przerażone i zszokowane spojrzałyśmy na nią.
-Dlaczego? – Zapytała dwudziestojednolatka. –Jaki ma w tym cel, Zayn?
-Pytał czy mamusia kocha wujka Fede i czy go całowała.
-Co mu powiedziałaś? – Spojrzałam z przygnębieniem na moje dziecko.
-Że dałaś mu buziaka w policzek, ale Zayn był zły, bo lubię Jake’ a, a Jake powiedział mu, że jest stary. Przepraszam, mamusiu. – Szatynka wdrapała się na moje kolana i mocno objęła ramionkami w pasie, tuląc policzek do mojej piersi.
-Nic nie zrobiłaś, kochanie. – Pogładziłam rozpuszczone włosy dziewczynki, którą następnie cmoknęłam w czubek głowy. –Zayn to… Po prostu, Zayn, zawsze wie najlepiej.    
~***~
Z pomocą mojego przyjaciela wysiadłam z samochodu sportowego, podtrzymując suknię, aby się nie przewrócić oraz nie zbłaźnić. Po podaniu przez Federico kluczy jakiemuś facetowi, owinęłam swoją dłonią przedramię Ferro, który prowadził mnie do środka.
W budynku było pełno ludzi z wyższych sfer – biznesmenów ubranych w drogie garnitury od Armaniego, kobiety biznesu w równie drogich sukniach od światowej sławy projektantów i oczywiście organizatorów, którzy też wyglądali nienagannie.
Kroczyłam pewnie, wyprostowana, z nieobecnym wzrokiem, który podłapałam od innych przedstawicielek płci pięknej, aż do chwili, gdy Federico się nie zatrzymał.
-Chcesz coś do picia?
-Tak, poproszę szampana. – Włoch przytaknął i udał się do stolika, gdzie wyłożone było jedzenie oraz alkohole.
-Co tutaj robisz, Ness? – Nawet na niego nie spojrzałam. Nie chciałam mieć z nim niczego wspólnego, nie po tym, co mi zrobił. Skoro tak bardzo chciał mnie zranić… Niech już sobie odpuści, bo dopiął swego już kilka miesięcy temu. –Możemy pogadać na spokojnie? –Nie odpowiedziałam.
Jedyną rzeczą, jaką w tej chwili pragnęłam bardziej niż szampana było odejście Zayna. Chciałam pobyć sama ze sobą w obecności Federico, który zanudzałby mnie rozmową o samochodach. Udawałabym, że to niezwykle pasjonujący temat i od czasu do czasu przytaknęłabym lub mruknęła ciche: Mhm lub Och.
Dlaczego, do cholery mu nie wystarczałam?! Czemu znowu muszę być gorsza od jakiejś wytapetowanej zdziry, z którą mój facet zabawiał się po kątach?! To nie jest miłe uczucie żyć ze świadomością, kiedy ty starasz się usilnie zdobyć miłość faceta, a jakaś pierwszorzędna puszczalska dziewczyna ubrała dziwkarską spódniczkę i tym kupiła gościa.
-Blondyneczko. – Duża dłoń mulata znalazła się na moim biodrze, za które lekko ścisnęła, ale tak drobny gest sprawił, że wzdłuż kręgosłupa przebiegł mi dreszcz.
-Nie nazywaj mnie tak, Zayn. – Warknęłam, starając się zabrzmieć groźnie.
-Ale ty jesteś moją Blondyneczką.
-Masz nową, z większymi cyckami i tyłkiem. – Zrzuciłam dłoń Malika ze swojego ciała, po czym odeszłam, zostawiając go samego.
Podeszłam od razu do stołu, przy którym Fede wyrywał jakąś brunetkę. Zignorowałam to i złapałam za kieliszek szampana, który wypiłam jednym duszkiem. Następnie złapałam za drugi, ale wyszłam z nim na ogromny taras, gdzie oparłam się na przedramionach o balustradę. Korzystając z okazji, że jestem na dworze wyjęłam z torebki paczkę papierosów i zapaliłam jednego. To było dobre, oczyszczające…
-Nie pal przeze mnie. – Prychnęłam pod nosem.
-Nie pochlebiaj sobie, Malik. – Powiedziałam obojętnie.
-Daj. – Wyjął z moich palców szluga, którego włożył do ust i sam zaciągnął się kilka razy. –Twój chłoptaś flirtuje z jakąś laską.
-Zajmij się Nancy. – Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Ona ma na imię Donie, Ness.
-Cokolwiek. – Mruknęłam i złapałam za kieliszek, z którego upiłam porządnego łyka trunku. –Po co w ogóle za mną przyszedłeś, huh?
-Chciałem ci podziękować. – Uniosłam z kpiną brwi ku górze. Zayn i podziękowania? Dobre sobie! –Za spełnienie moich marzeń, ale to chyba bez sensu, bo nie nadaję się do takich wyścigów.
-Pieprzysz. – Wtrąciłam. –Pokonałeś Fede, który jest mistrzem Włoch… Po za tym jesteś świetny.- Na ustach dwudziestodwulatka pojawił się smutny uśmiech. –Po prostu… – Wzruszyłam ramionami. –Wykorzystaj tą szansę jak najlepiej potrafisz i będziemy kwita, okay?
-Nigdy ci się za to nie odwdzięczę i wiesz o tym. – Musnął swoimi palcami moje, a po moich plecach znów przebiegł dreszcz. –Zrobisz coś dla mnie?
-To zależy.
-Zatańcz ze mną.- Uciekłam od niego wzrokiem. Wpatrywałam się w panoramę miasta, nad którym właśnie zachodziło słońce. Robiło się coraz chłodniej, mimo iż była już wiosna. –Proszę. – Nagle na ramionach poczułam ciepły materiał marynarki Zayna. –Zatańcz ze mną, Ness. – Ponaglił. –Zrób dla mnie jeszcze tą jedną rzecz. – On i te jego cholerne, brązowe oczy, którymi potrafi zmanipulować każdą dziewczynę. Niech go diabli!
-Okay. – Mruknęłam i odepchnęłam się lekko od poręczy. Staliśmy naprzeciwko siebie, podczas gdy mężczyzna wyjął z kieszeni komórkę oraz słuchawki, które podłączył do telefonu, a następnie podał mi jedną, a drugą zachował dla siebie. Z aparatu leciała piosenka Chrisa Browna prawdopodobnie Without you, ale nie jestem pewna, ponieważ nie słucham tego wokalisty. Zarzuciłam swoje ramiona na szyję dwudziestodwulatka, który swoimi dłońmi objął moje biodra tym samym przyciągając mnie naprawdę blisko siebie. Swój policzek oparłam o prawą pierś mężczyzny, który kołysał nami powoli w rytm muzyki.
Nie chciałam z nim tańczyć z jednej konkretnej przyczyny, jaką było przyznanie się, że za nim cholernie mocno tęsknię. Boli mnie świadomość, że dla niego to nic nie znaczy. Za kilka minut nasz taniec się skończy, tak jak piosenka, Zayn pójdzie do swojej nowej dziewczyny, z którą mnie zdradził. Najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że nie mam mu za złe tego, iż złamał mi serce. Wybaczyłam mu tego dnia, kiedy powiedział, że jestem taka jak Louis – egoistyczna.
Utwór leciał znacznie dłużej niż powinien, ale nie przeszkadzało mi to…, Chociaż to było niedobre, ponieważ im dłużej przebywam w obecności tego bruneta, mam ochotę go pocałować, albo przytulić i nie wypuszczać, w ostateczności chcę zedrzeć z niego ubrania i zaciągnąć do łóżka. Piosenka została przerwana przez dźwięk przychodzącej wiadomości, jednak po chwili znowu Chris śpiewał.
Mięśnie Malika się napięły, a później zostałam odepchnięta. Przerażona i zszokowana spojrzałam na mojego partnera, który w oczach miał przede wszystkim strach oraz nienawiść.
-Wszystko…- Zaczęłam szeptem, ale niedane mi było dokończyć.
-Zamknij się, Ness! – Zawołał z wściekłością w głosie. Chciałam coś powiedzieć, ale uciszył mnie gestem ręki. –Po prostu nic nie mów, okay?!
-Ale…
-Nie kocham cie, rozumiesz?! Nigdy nie kochałem. – Wywróciłam oczami. Serio?!
-Skoro tak bardzo ci przeszkadzam, to może przestaniesz za mną chodzić i przestaniesz się wpieprzać, bo szczerze, mam już dość tych twoich wahań nastrojów! – Mulat uniósł brwi, jednak jego wyraz twarzy był o dziwo spokojny. –Zawrzyjmy umowę, ty przestaniesz mnie kontrolować, a ja nie będę ci wchodziła w drogę, okay?
-Odwal się ode mnie. – Powiedział bardzo wolno, akcentując każde słowo z osobna, po czym odwrócił się na pięcie i wszedł do budynku.
Na moje nieszczęście od razu wpadł w ramiona tej zdziry, która wpiła się w jego idealne usta, które kiedyś całowały moje wargi i inne skrawki ciała, usta, które pozostawiły malinki na mojej szyi czy dekolcie i piersiach. A teraz, co takiego robi?! Niemalże połyka tą sukę z sztucznymi ustami oraz zrobionymi cyckami! To niesmaczne, powinien, chociaż ze względu na to, że kiedyś łączyła nas jakaś tam więź zaprzestać tego publicznego gwałtu na Donie.
-Cześć. – Podskoczyłam, gdy usłyszałam tuż przy uchu męski głos. Powoli przekręciłam głowę w lewą stronę, a następnie odwróciłam tułów. Przede mną stał wysoki mężczyzna z pięknym uśmiechem. Jego brązowe oczy świdrowały moją osobę, a włosy w tym samym kolorze były zaczesane ku górze. Wyglądał niezwykle przystojnie w czarnym garniturze oraz białej koszuli, której dwa górne guziczki były odpięte. –Jestem Zack.
-Ness. – Wymusiłam uśmiech. –Powinnam już wracać. – Wskazałam palcem w stronę drzwi, gdzie Federico nie potrafił odpędzić się od dziewczyn.
-Do twojego chłopaka? – Uniósł brwi.
-Przyjaciela, nie mam chłopaka.
-A ten gość, z którym tańczyłaś? – Kiwnął na mnie brodą Zack.
-Nic nas nie łączy, to był tylko taniec… 
___________________________________________
A było wszystko na dobrych torach... 
Dziękuję wam niezmiernie za komentarze, które niesamowicie mnie motywują i za to, że chce wam się czytać jeszcze te wypociny. Mogę am zagwarantować, że następny rozdział będzie ciekawy - postaram się ;) 
Nic, to tyle na dziś. 
Miłe niedzieli ;**
Och, a tutaj macie szefa Harrego xdd 
 

4 komentarze:

  1. Czyżby to Zack pisał te wiadomości? Nie mogę doczekać się nn. Jak piszesz, że ma być ciekawy to na pewno będzie. Miłej niedzieli ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. kochana, super rozdzial :*

    OdpowiedzUsuń
  3. hahah przystojny szef kuchni to podstawa :D super rozdział Olls :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! KOCHAM to. Czekam na net. Niech Zayn przestanie być takim dupkiem! Przecież ją kocha!

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja