Rozdział z dedykacją dla Zuzanna Odrzywołek i Weronika Malik (podzielimy się tym nazwiskiem, okay?? hahahaha xdd) za bardzo miłe słowa, przez które mogę popaść w samozachwyt - jesteście kochane, dlatego mam nadzieję, że spodoba wam się ta część ;**
NA DOLE JEST ZWIASTUN DO II CZĘŚCI OPOWIADANIA!!
„Trudno mówić o szczęściu, gdy jesteśmy niezadowoleni z dzisiaj,
zatroskani o jutro i rozżaleni decyzjami podjętymi wczoraj.”
Zayn
Wgapiałem się w ekran telewizora i oglądałem głupią bajkę
razem z Darcey, Louisem, Mattem i państwem Payne.
Wkurwiali mnie – samą swoją obecnością. Liam z Danielle cały
czas się lizali. Tomlinson drzemał, a Anderson ze Skrzatem przeżywał animację. Lucas spał sobie spokojnie na mojej
klacie i to była chyba ta blokada, która nie pozwalała mi na wybuch oraz
wyzywanie ich wszystkich, co generalnie zmierza do punktu zwrotnego, a
mianowicie tego jak wściekły jestem na Ness. Nie chodzi oczywiście o to, że mam
jej za złe, iż wreszcie ułożyła sobie życie – cieszę się i to bardzo, – ale o
fakt, że wczoraj spędzała czas z moim bratem.
Michael zawsze szukał sposobu, żeby mi dopiec – od
najmłodszych lat takie zachowanie wobec mnie było jego ulubioną rozrywką. Mike
kochał mnie denerwować, a zwłaszcza, jeśli chodziło o rzeczy, na których zależy
mi najbardziej. Pamiętam jak miałem trzynaście lat i grałem z kumplami w piłkę
nożną – przylazł i zaczął się popisywać, jaki to z niego świetny strzelec…
Miałem wówczas nieodpartą ochotę wziąć tą głupią piłkę i zajebać mu w ten
roześmiany ryj! Moi koledzy zamiast grać ze mną, podziwiali tego frajera. Oczywiście
był okres czasu, kiedy dał mi spokój – wtedy, gdy umarła moja siostra, po
prostu się nade mną zlitował. Po co dopierdalać biednemu Zaynowi, który ledwo
sobie radzi z normalnymi czynnościami, jak chodzenie?
Zawsze był lepszy, a ja dorastałem w jego cieniu – nie był
genialny, jak ja, ale w szkole radził sobie lepiej, bo mnie się nie chciało.
Zresztą… Rezultaty widać nawet teraz – Mikey jest mega bogatym biznesmenem,
który króluje na rynku, jeśli chodzi o Stany Zjednoczone, a ja? Heh, gość z
nijaką przeszłością, nieradzący sobie z teraźniejszością i bez planów na
przyszłość. Przez ostatnie lata utrzymywałem się z nielegalnych wyścigów, walk
ulicznych i naprawiania wozów frajerów, którzy i tak nigdy nie wygraliby
żadnych zawodów. To jest mój świat i
tego nigdy mi nie odbierze – mój brat nie jest w stanie pokonać mnie w tych
dziedzinach, a to poprawia mi humor.
Bobas leżący na moim torsie niespokojnie drgnął, dlatego
opuszkiem palca pogłaskałem go po policzku.
Luke urósł przez ten miesiąc, aż dziwnie się przyznać, ale
to fajny dzieciak. Cieszę się, że jestem jego chrzestnym, tylko głupio, że
razem z Ness. Nie chodzi o to, że mam z nią teraz problem… Dobra mam! I tak, ma
to związek z tym, co mi oznajmiła.
Wczoraj mnie wkurzyła. Jak, do cholery mogła powiedzieć mi
takie rzeczy?! Nie jestem jakimś śmieciem, żeby mnie tak traktować… Och, a więc
to jest ta cała ironia. Karma wreszcie mnie dopadła, za wszystkie krzywdy,
które wyrządziłem Nesselii, i przez które cierpiała. Czuję się jak gówno. Prawie
tak samo, jak po stracie Mii.
-Cześć, Darcey gotowa? – Zapytała Blondyneczka wchodząc do naszego domu.
Donavan wyglądała naprawdę pięknie, jak anioł. Miała na
sobie białą sukienkę do połowy ud, kremowy sweterek za tyłek oraz brązowe
botki. Włosy splotła dzisiejszego dnia w kłosa i nie miała prawie wcale
makijażu – po za umalowanymi rzęsami oraz wargami, które miałem ochotę
pocałować. Jak zwykle na ustach miała uśmiech, ale w oczach smutek.
-Tak, mamusiu, jeźdźmy do Gabe’ a. – Zarządziła szatynka,
wprawiając mnie w niemałe zdziwienie.
-Myślałem, że teraz wolisz Jake’ a. –Wtrąciłem, zwracając na
siebie uwagę wszystkich.
-Gabe się przeprowadza. – Uniosłem brwi i spojrzałem
pytająco na dwudziestolatkę, która obejmowała swoje ramiona.
-Chloe dostała pracę w Nowym Yorku, dlatego jadę ją zawieść,
a później lecę do pracy. – Wzruszyła ramionami Ness. Woah, zaraz, jakiej
pracy?!
-Od, kiedy pracujesz?
-Od niecałego miesiąca. – Machnęła ręką. -Lou, jeśli chcesz
mogę dziś się zająć Darcey, skoro chcesz iść do Hackney.- Popatrzyła znacząco
na mojego przyjaciela, który jedynie pokiwał pionowo głową.
Cholera, od kiedy oni mają taki dobry kontakt?! Może
niepotrzebnie wyjeżdżałem? Tyle mnie ominęło…, Ale proszę bardzo, niech dalej
się do siebie migdalą, w końcu stara miłość nie rdzewieje, nie? Co za ściema! Wkurwiają
mnie, jeszcze bardziej, nawet bardziej niż ten kutas, który wysyła mi te
pierdolone SMSy.
Było dobrze, było zajebiście dobrze, ale musiałem się złamać
i zatańczyć wtedy z Ness. Nie byłoby sprawy, a teraz i przez ostatnie
trzydzieści dni dostawałem zdjęcia mojej Blondyneczki, co cholernie mnie
wkurwiało. Nawet odliczałem dni do powrotu, żeby pójść i sprawdzić czy wszystko
jest okay. Żałuję, że wczoraj poszedłem do Donavan. Co ja sobie w ogóle
wyobrażałem?! Spieprzyłem wszystko, a Ness nie ma sklerozy, żeby zapomnieć,
jakim chujem byłem, jestem. Jeszcze do tego wszystkiego dochodzi ta zjebana
kłótnia z moim głupim bratem – szczerze jebie mnie fakt, że jestem najmłodszy w
rodzinie i wszyscy chcą mi pomagać. Potrafię o siebie zadbać sam i udowodniłem
to wiele razy. Potrafię również dbać o swoich bliskich, czego przykładem jest
moja starsza siostra – Natalie. Cholera…
-Idziesz dziś na łyżwy? – Dopytywała Dani. Och, kolejna
nowość!
-Od, kiedy wróciłaś do jazdy? – Zapytałem obojętnie, gładząc
kciukiem plecki Luke’ a.
-Od miesiąca, ale…
-Tsa. – Prychnąłem. –Nieważne. – Cmoknąłem, a później
wstałem razem z młodym na rękach i oddałem go Olson.
Skierowałem się w stronę schodów, po których szybko
wszedłem, aż wreszcie dotarłem do swojego pokoju. Jeśli myślą, że będą
nieświadomie niszczyć mnie psychicznie to nie ich, kurwa doczekanie! Wyjąłem z
szafy podręczną torbę sportową, do której spakowałem kilka ubrań, po czym
zapiąłem suwak. Już miałem wychodzić, kiedy drzwi do mojej sypialni się
otworzyły, a stanęła w nich panna Nie
chcę cie w moim życiu.
-Czego tu szukasz? – Warknąłem.
-Jesteś na mnie wściekły. – Stwierdziła patrząc mi prosto w
oczy.
-Wcale nie. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Jestem
wkurwiony, a jej obecność wcale mi nie pomaga!
-Nie kłam. – Poprosiła podchodząc bliżej mnie. Nie cofnąłem
się. Nigdy nie uciekam przed problemami, mimo iż ucieczka od Ness była naprawdę
kusząca… -Uważasz, że jestem suką? –Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, do czego ta
dziewczyna zmierza.
-Określ się dokładniej, Ness. – Od niechcenia wzruszyłem
ramionami, chcąc w ten sposób pokazać Donavan, że sama jej obecność po mnie
spływa, a co dopiero mówić o rozmowie z nią.
-Przepraszam za to, co wczoraj powiedziałam. – Ona mnie…, Co,
do kurwy nędzy się dzieje?! To jakaś chora gra, czy jakiś test?!
Kobiety są mega skomplikowane, a zwłaszcza Nessela. Raz jest
urocza jak… Chociażby Luke, a innym razem jest podłą suką, która potrafi zadać
cholernie trafne ciosy na ego i dumę faceta, ale to chyba właśnie, dlatego tak
bardzo ją kocham.
Od razu mi się spodobała. Od chwili, kiedy zastałem ją w
salonie, w domu Matta skupioną nad książkami do matmy. Zawsze, gdy starała się za wszelką cenę zapamiętać temat wystawiała koniuszek języka. Jeszcze zabawniej się wściekała, gdy coś jej nie
wychodziło – krzyczała, że pieprzy tą cholerną matematykę, skoro ma jeździć zawodowo
na łyżwach, a później wychodziła zapalić. Fajki były jedyną rzeczą, która mnie
wkurwiała, bo takie ładne dziewczyny nie powinny palić i truć się tym
cholerstwem. Cóż… Każdy z problemami radzi sobie inaczej – Ness pali, Tommo
pije, a ja się ścigam. Wiedziałem, że ta dziewczyna nie będzie mi obojętna od
chwili, kiedy pierwszy raz ją pocałowałem, gdy to Louis zabrał ją z nami do
klubu, a potem rozmawiał z jakimś frajerem. Zostawił Ness, a ja… Ja pierwszy ją
zobaczyłem, więc wykorzystałem okazję.
-To i tak po mnie spłynęło. - Wyrzuciłem obojętnie barkami w
powietrze, siląc się na jeszcze większy luz, bo tak naprawdę to cieszyłem się,
że było jej przykro, i że mnie przeprasza.
-Dokąd jedziesz? – Kiwnęła brodą na torbę, którą trzymałem w
ręku.
-Och, to. – Westchnąłem, zdając sobie sprawę, że nie znam
odpowiedzi na to pytanie. –Sam nie wiem, wrócę za kilka dni, ale gdyby coś się
działo to dzwoń, okay? – Przytaknęła, oblizując wargi.
-Możesz coś dla mnie zrobić, nim wyjedziesz? – Blondynka
nieśmiało na mnie spojrzała, a ja czułem, że zaraz przegram całą tą walkę,
którą toczyłem od miesięcy. To przez te sarnie oczy… Manipuluje mną, czemu się
absolutnie poddaję.
-Tsa, pewnie.
-Przytulisz mnie? – Cień uśmiechu pojawił się na moich
ustach, ale szybko przyciągnąłem do siebie dwudziestolatkę, aby tego nie
zauważyła. Tuliłem ją naprawdę mocno i… Desperacko.
Pierwszy raz w życiu czułem się źle z tym, co zrobiłem wobec
jakiejkolwiek dziewczyny. W sumie z Ness wszystko było inne, wyjątkowe –
polubiłem obściskiwanie się podczas filmów romantycznych, te spacery za rączkę,
niewinne buziaki w policzki, och i na samo słowo romantyzm nie czuję odruchu
wymiotnego. To jest chyba ta cała miłość, o której wszyscy mówią – tracisz
rachubę czasu, a kilka minut w obecności osoby, którą kochasz zamienia się w
godziny, tracisz trzeźwy osąd i wchodzisz do dupy tej osobie, żeby tylko czuła,
że jest dla ciebie całym światem.
-Mamusiu, chodź już! – Z dołu dobiegło nas nawoływanie
Darcey. Cholera, lepszego momentu nie mogła sobie wybrać?!
-Idę. – Szepnęła moja Blondyneczka, wtulając policzek
bardziej w moją pierś.
-Leć, Maleńka. – Ucałowałem czubek głosy Donavan, a później
w delikatny sposób ją odepchnąłem.-W razie jakiś komplikacji, dzwoń. - Pokiwała
pionowo głową, po czym oboje zeszliśmy na dół.
-Chodźmy do Gabe’ a. – Skrzat ciągnął już Ness w stronę
drzwi, dlatego sam udałem się do garażu, gdzie wsiadłem do SSC Aero i
wyjechałem przez podjazd na drogę.
Otworzyłem szybę, założyłem okulary przeciwsłoneczne na oczy
i włączyłem radio, w którym jak na złość musiała lecieć piosenka The Fray Love don’t die. Tsa, miłość nie umiera…
Bardziej zdołowanym chyba być nie można.
Wcisnąłem pedał gazu, by po chwili włączyć się do ruchu
ulicznego i wymijać tych frajerów w cholernie wolnych samochodach.
Sam nie wiedziałem, dokąd jadę, ale gdzieś musiałem przecież zmierzać. Musiałem wyluzować i zniknąć na kilka dni, żeby to wszystko dokładnie
przemyśleć. Generalnie relacje pomiędzy Ness, a mną. Nie potrafiłem trzymać się
od niej z daleka, a ten miesiąc bez niej był katorgą. Mogła krzyczeć, wyzywać
mnie i prowokować kłótnie, ale liczył się fakt, że Donavan była blisko mnie, a
ja mogłem ją podziwiać.
Nie wiem ile czasu już jechałem, ale kiedy minąłem znak
informujący mnie, że wjechałem do Bradford trochę się przeraziłem. Powinienem
skupić się na prowadzeniu, a nie myśleniu o Nesselii, bo to widocznie źle na
mnie wpływa. Od sześciu lat nie byłem w tym mieście, a teraz tak po prostu
wracam. Co ja sobie wyobrażam?! Kłopot w tym, że nie mam w planach zawracać i
wlec się trzy godziny do Londynu, bo jestem cholernie zmęczony, po za tym
skorzystam z okazji i złożę życzenia urodzinowe mamie – wreszcie twarzą w
twarz, a nie przez marnego SMSa o treści Sto
lat, mamo. To było takie żałosne z mojej strony, żeby tak bardzo
zaniedbywać rodzinę, ale musiałem to zrobić, bo przypominali mi o Mii.
Zaparkowałem w centrum, w końcu nie wypada pójść z pustą
ręką, a wykorzystam chwilę, że już pofatygowałem się do przyjazdu i odwiedzę
Mię. Wszedłem do pobliskiego jubilera, gdzie kupiłem diamentowe kolczyki – moja
rodzicielka uwielbia tego typu błyskotki, w przeciwieństwie do Ness, która
kocha bransoletki – płacąc kartą, a w kwiaciarni zaopatrzyłem się w dwa bukiety
– jeden róż, a drugi - słoneczników, po czym znów wsiadłem do auta i pojechałem
na cmentarz.
To było ciężkie, bo od czasu pogrzebu nie odwiedzałem jej
wcale. Na płycie było wyryte imię oraz daty urodzenia i śmierci mojej
siostrzyczki – zrobiło mi się źle. Czemu ta idiotka musiała wsiąść na ten
pieprzony motor i zginąć w wieku piętnastu lat?! Była taka głupia…
Ułożyłem wiązankę żółtych kwiatków, które Mia bardzo lubiła,
po czym włożyłem ręce do kieszeni głośno wzdychając.
To nie jest fair – moja siostra miała przed sobą jeszcze całe
życie. Powinna żyć i wbijać mi do głowy, że zachowałem się jak kutas względem
Ness. Powinna mi prawić morale, jak to siostry zwykły robić, a nie gnić w
zimnej i brudnej ziemi.
-Trzymaj się, Mała. – Mruknąłem, odwracając się na pięcie i
zmierzając do samochodu.
Odpaliłem silnik, po czym obrałem kierunek na mój dom
rodzinny. Trasa nie zajęła mi dużo czasu, ponieważ już po dziesięciu minutach
byłem na miejscu. Ale nie miałem odwagi wyjść.
Co ja sobie wyobrażałem, że tak po prostu tam wejdę i powiem
cześć, wróciłem?! To popierdolone, ja
jestem popierdolony.
Od dwudziestu minut wciskałem głowę w zagłówek, układając w myślach,
co powinienem powiedzieć po przekroczeniu progu. Jak mam zareagować, gdy drzwi
otworzy Natalie, a jak mama lub tata? Cholera to trudne, a moje serce
prawdopodobnie zaraz wyskoczy z piersi. Weź
się w garść, palancie! Krzyczała moja podświadomość, dlatego postanowiłem
jej posłuchać i wyluzować.
Co złego miałoby się stać? Mama nie wpuściłaby mnie do
domu?! Heh, nie sądzę, kocha mnie najbardziej z całej tej zgrai – jestem
synkiem mamusi i wątpię, żeby to się zmieniło. Po za tym jestem Zayn Malik,
mnie zawsze wszystko uchodzi na sucho – no prawie.
Wysiadłem z wozu,
który zamknąłem za pomocą pilota przy kluczu i kroczyłem pewnym siebie krokiem
do werandy, w ręku ściskając małe pudełeczko i bukiecik róż.
Powinienem zapukać,
zadzwonić, czy tak po prostu sobie wejść, bo to w końcu mój dom, tak? Cholera…
Uniosłem dłoń
zawiniętą w pięść i uderzyłem nią kilka razy w brązowe drzwi.
Muszę się napić,
najlepiej czegoś mocniejszego.
Wrócę za godzinę.
Odwróciłem się z
zamiarem odejścia, kiedy prostokąt się otworzył, a ja usłyszałem ten głos.
-Zayn? – Przymrużyłem
mocno oczy. –To naprawdę ty?
-Tsa, a kogo się
spodziewałaś, Nat, Justina Biebera? – Prychnąłem obracając się przodem do
brunetki.
Natalie wypiękniała
przez te sześć lat. Mimo, że jej pomagałem finansowo to jej nie widziałem.
Miała długie brązowe włosy, które sięgały jej za piersi – nie były tak długie
jak Nesselii, ale długie – a czekoladowe oczy świdrowały mnie na wylot, po za
tym błyszczały w nich iskierki tyle, że nie wiedziałem czy były spowodowane
radością na mój widok, czy może wściekłością, że znowu musi patrzeć na mój ryj.
Dwudziestoczterolatka była ubrana w czarną dopasowaną sukienkę, która tylko
podkreślała jej idealną figurę.
-Nie bądź dupkiem. – Mruknęła,
wtulając się w moją pierś. Okay, przyznaję, że trochę mnie tym zadziwiła, ale
odwzajemniłem gest – bądź, co bądź tęskniłem, a Nat była moją jedyną siostrą i
to teraz o nią się troszczyłem tak jak o Mię, mimo iż była ode mnie o dwa lata
starsza. –Chodź, mama się ucieszy. –Jednym szybkim ruchem wciągnęła mnie do
środka, a następnie do salonu. –Zobaczcie, kto przyjechał. – Zawołała brunetka,
a na mojej twarzy pojawił się grymas. Po co tak się ekscytuje, przecież za
niedługo wyjeżdżam.
-Zayn, synku… – Westchnęła
Annie podrywając się z krzesła i podchodząc do mnie. Chciała mnie przytulić,
ale odsunąłem się o krok do tyłu. Nie robiłem tego umyślenie, tylko
instynktownie.
-Sto lat, mamo. – Wzruszyłem ramionami i wręczyłem jej prezent,
szybko cmokając w policzek.
-Kochanie, nie
musiałeś, najlepszym prezentem dla mnie są twoje odwiedziny.
-Tsa, syn marnotrawny
powrócił do domu, huh? – Zadrwił Michael, na co pokazałem mu środkowy palec.
Niech zajmie się swoim życiem, zamiast drwić sobie ze mnie. Ja przynajmniej mam
zajebistą i mądrą dziewczynę… Właściwie to miałem, a on? Gówno ma, po za tą
swoją firmą.
-Mike. – Mama
pokręciła niezadowolona głową na boki przy okazji karcąc mojego brata
spojrzeniem. Poprawiło mi to nieco humor.
-Zayn, poznaj mojego narzeczonego
Toma. – Uniosłem brew, kiedy Nat wskazała na obcego faceta siedzącego obok
ojca. –Tom, to mój młodszy brat Zayn. – Gość wystawił w moim kierunku dłoń,
którą od niechcenia, mocno uścisnąłem.
-Woah, masz siłę,
stary. – Zaśmiał się, ale nie zawtórowałem mu, tylko przywitałem się z tatą.
-Zayn. – Powiedział
chłodno.
-Tato. – Odpowiedziałem
tym samym tonem. Nie będę gorszy, tak?
-Cieszę się, że
wróciłeś, synu. – Nagle ni stąd ni zowąd wziął mnie w ramiona i przytulił. To
było… Dziwne, ale też w pewnym sensie miłe wiedzieć, że nie jest wkurzony za
to, że zabiłem jego Księżniczkę. –Siadaj i opowiadaj, co u ciebie? – Według
polecenia usadowiłem się pomiędzy ojcem i mamą, która cały czas trzymała za
moją dłoń, jakby bała się, że zaraz coś się wydarzy i zniknę. –Pracujesz?
-Ściga się nielegalnie.
– Wypalił Mikey, na co wywróciłem oczami.
-Od miesiąca jeżdżę
zawodowo.- Dwudziestosiedmiolatek złożył usta w dzióbek i pokiwał głową
pionowo, mrużąc przy tym oczy. Kutas. –Mówię poważnie, stary. – Wzruszyłem
barkami w powietrze. –Jeśli mi nie wierzysz, wygooglaj sobie moje dane, nie
tylko o tobie piszą, panie milioner.
-Przestańcie, chłopcy.
– Poprosiła Annie. –A jak tam sprawy sercowe, Kochanie?
-Miał zajebistą
dziewczynę, ale potraktował ją jak pierwszą lepszą dziwkę.
-Zamknij ryj, Michael,
gówno wiesz, a pierdolisz najwięcej! – Wydarłem się, gwałtownie wstając i
wychodząc na taras. Musiałem zapalić, potrzebowałem do życia nikotyny.
Mike to kawał gnoja.
Nie powinien wpieprzać się w moje życie. Nie wie, dlaczego zerwałem z Ness,
więc niech łaskawie zajmie się swoimi sprawami. Ciekawy jestem jakby zachował
się na moim miejscu, ale przecież pan idealny nigdy nie zadzierał z takimi
szujami jak ja, więc nie ma bladego pojęcia, jak to jest żyć w ciągłym strachu,
że ktoś skrzywdzi osobę, którą kochasz. Mój brat to pieprzona ciota.
Stałem oparty o
barierkę, kiedy dołączyła do mnie Natalie. Kobieta również stykała się tyłkiem
z drewnianą balustradą, po czym głośno westchnęła.
-Cieszę się, że
wreszcie cie widzę, Zayn.
-Cokolwiek. – Warknąłem
obojętnie. –Czego chcesz, Nat?
-Przepraszam za Mike’
a. – Wywróciłem oczami. To jest po prostu przekomiczne! Czemu, do cholery go
wyręcza?! –Och, i chciałam ci podziękować za pomoc i oddam ci wszystko, co do
grosza, ponieważ znalazłam świetną pracę w Londynie. – Czekaj, jak to w
Londynie?
-Od, kiedy mieszkasz w
Londynie?
-Od jakiegoś miesiąca.
– Zaśmiałem się ironiczne. Od miesiąca?! Tsa, jebany miesiąc, kiedy mnie nie
było, kiedy zmieniło się tak wiele. –Coś się…?
-Tak, stało się. – Warknąłem.
–Wszystko się popierdoliło, Nat. – Przeczesałem swoje włosy do tyłu.
-Mike nie chciał…
-Michael to mój
najmniejszy problem! – Zawołałem. –Mam wiele większych kłopotów, niż mój
popierdolony brat. – Westchnąłem. –Zresztą nieistotne, nie będę się przed tobą
użalał.
-To, że się zwierzasz,
wcale nie oznacza…
-Jesteśmy! – Po domu
rozniósł się nieznany mi głos męski… A raczej chłopięcy. –Mamo, wszystkiego
najlepszego! – Teraz dołączył to tego dziewczęcy głosik. Spojrzałem pytająco na
Nat, która również była zdziwiona.
-Co, do cholery? – Warknąłem,
gasząc połowę fajki o poręcz i wchodząc do środka.
W salonie do mojej mamy tuliła się jakaś dwójka
dzieciaków. Okay, może nie było mnie sześć lat, ale moi starsi są już chyba
trochę za starzy na nowe dzieciaki, tak? Po za tym pamiętałbym, że mam jeszcze
dwójkę młodszego rodzeństwa.
-Kto to? – Zapytała
nieco niższa brunetka o niebieskich oczach. Na moje oko mogła mieć z szesnaście
lat, zresztą mam to w dupie ile ma lat, co, do cholery robiła w moim domu i
dlaczego mówiła do Annie per mamo?!
-Nasz syn Zayn i córka
Natalie. – Odpowiedział mój ojciec. –A to Kayla i Chris. – Uniosłem lewą brew
ku górze. Okay, poznaliśmy się, a teraz do rzeczy! –Mike’ a już znacie.
-Kim oni są? – Pytanie
padło z ust mojej starszej siostry.
-Adoptowaliśmy ich
jakieś pięć lat temu, gdy wyjechałaś na studia tak jak Mike, a Zayn poszedł do Harrow.
-Mhm. – Mruknąłem. –To bliźniaki?
-Tsa. -Mruknął ten cały Chris, na co wywróciłem oczami.
–Tato, Kayla chce dziś się spotkać z tym frajerem Dean’ m, tym kretynem od
wyścigów…
-Nigdzie nie idzie. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby, na
co dziewczyna zmarszczyła brwi i już miała coś powiedzieć, ale nie pozwoliłem
jej dojść do słowa. –Wyjdziesz z domu to cie znajdę, a wtedy nie będziesz miała
lekko. –Warknąłem, wymijając zszokowaną nastolatkę. –Idę do siebie. – Mruknąłem
pod nosem, łapiąc za torbę i przeskakując, co drugi stopień. Otworzyłem drugie
drzwi po lewej i wszedłem do środka.
Moja dawna sypialnia nie była jakoś specjalnie duża, ale
przywoływała wspomnienia – wyglądała tak, jak ją zostawiłem. Ściany były
pokryte szarą farbą oraz poobklejane plakatami z samochodami sportowymi oraz
wijącymi się po nim dziewczynami w bikini, natomiast podłoga została wyłożona
ciemnobrązowymi panelami. Miałem dość spore łóżko, które stało przy oknie. Na
przeciwnej ścianę stało biurko z kolei, na którym leżały różne papierki
przedstawiające wyścigowe furki, które chciałem, jako dziecko posiadać – cóż,
teraz je mam, więc to marzenie tak jakby się ziściło. Nieco dalej została
ustawiona pojemna szafa, która teraz świeciła pustkami, tak jak komoda.
Rzuciłem się na łóżko, głośno wzdychając. Jezu, czuję się
tak jak tamtego dnia, kiedy to Mia oznajmiła, że wychodzi na wyścigi. Tym razem
nie popełnię tego błędu, mimo iż gra nie tyczy się mojej siostry, to pomogę
temu całemu Chrisowi. Nie chcę, żeby przechodził przez piekło przeze mnie.
Nagle drzwi się otworzyły, a wszedł przez nie wspomniany
brunet, który również posiadał niebieskie oczy – nieco jaśniejsze, niż jego
siostra, ale nadal błękitne. Zlałem go, ale i tak usiadł na brzegu mojego
łóżka, też głośno wzdychając. Chryste…
-Ona i tak tam pójdzie, nie?
-W takim razie my też pójdziemy. – Mruknąłem, patrząc w
sufit.
-Czemu tak bardzo się przejmujesz Kaylą, przecież nawet nas
nie znasz. – Cholerny smarkacz. Przeniosłem się do siadu, a ten gówniarz
wpatrywał się we mnie uważnie.
-Bo też kiedyś miałem siostrę bliźniaczkę i pozwoliłem jej
pójść na wyścigi. –Warknąłem.
-Jest teraz na studiach, skoro nie przyjechała?
-Mia nie żyje. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby. –Przeze
mnie.
-Sory, stary. – Mruknął ze skruchą, dlatego nie zacząłem się
po nim wydzierać. –Zayn?
-Mhm?
-To nie jest twoja wina, że Mia nie żyje. Po prostu nie
mogłeś jej…
-Zjeżdżaj stąd, gówniarzu! – Zawołałem, kiedy odezwał się
mój telefon. Od niechcenia wyjąłem komórkę z kieszeni i przejechałem palcem po
ekranie nawet nie patrząc, kto dzwoni. –Czego? – Warknąłem.
-Zayn? Dotarłeś cało, tam gdzie jechałeś? – Po drugiej
stronie usłyszałem głos Ness, który nieco mnie uspokoił.
-Tsa, jest dobrze, pomijając fakt, że jestem w Bradford. – Westchnąłem,
przeczesując włosy. –To przez ciebie. Znowu mnie zmanipulowałaś. – Usłyszałem
cichy chichot, który był melodią dla moich uszu. Chryste, jak można tak bardzo
kogoś kochać? Czy to w ogóle możliwe?
-Sam chciałeś pojechać do domu, Zayn. Tęskniłeś za
rodzicami.
-Wcale, że nie, to twoja wina.
-Jesteś dziecinny. – Wywróciłem oczami. Ja jestem
dziecinny?! Przecież to ona unikała mnie jak ognia, nawet dzwoniła do
Tomlinsona, żeby zapytać czy mnie nie ma w pobliżu jak przychodziła po Darcey. No,
więc, kto tutaj jest dziecinny, huh?! Nadal
ty! –Twoja mama się ucieszyła?
-Tak, ale czułem się dziwnie… Sztucznie, po za tym Mike mnie
wkurwił, miałem ochotę go uderzyć.
-Więc, dlaczego tego nie zrobiłeś? Należało mu się. – Uśmiechnąłem
się pod nosem. –Kiedy wrócisz do Londynu?
-Za kilka dni, może zostanę na tydzień? Wiesz… Chcę spędzić
trochę czasu z rodziną. A co u ciebie i Darcey?
-W porządku. Teraz jest z Louisem w parku, jeżdżą na rolkach.
– Co?!
-Tommo, przecież nie potrafi.
-Darcey go uczy. – Buchnąłem głośnym śmiechem. To jest
przezabawne.
-Lepiej szykuj apteczkę, bo na pewno nie wrócą cali.
Zadzwonisz do mnie jutro?
-Tak, do zobaczenia. – Nie czekając na moją odpowiedź
rozłączyła się. I niby to była zwykła rozmowa telefoniczna, a poprawiła mi
humor o sto osiemdziesiąt stopni.
-Ta cała Ness, to twoja dziewczyna? – Chryste…, Co ten
szczeniak tutaj robił?!
-Nadal tu jesteś? – Warknąłem, wstając i podchodząc do
torby, z której wyjąłem czystą koszulkę, którą włożyłem zamiast tej
przepoconej.
-Tsa, idziesz gdzieś, czy jak?
-Jak. – Powiedziałem na odczepne, a następnie zbiegłem
schodami na dół, gdzie mama rozmawiała z Natalie i Tomem o ich zaręczynach.
–Ryan nadal tutaj mieszka?
-Tak, kochanie, tak jak Ally. – Wywróciłem oczami.
–Powinieneś z nią porozmawiać, może uda wam się odbudować wasz…
-Nie interesuje mnie już Allison. – Oznajmiłem.
-Zayn, czekaj. – Wciągnąłem głośno powietrze przez nos, a
wypuściłem ustami. Co jest nie tak z tym głupim Chrisem?! Czemu się tak
przyczepił, do cholery?! –Idę z tobą.
-Możesz się łaskawie odpierdolić, czy coś?
-Coś. – Wzruszył ramionami, a później wyszedł na dwór.
-Pilnuj go, Zayn. – Poprosiła moja rodzicielka, na co
wywróciłem oczami. –To dobry dzieciak, tylko nieco zagubiony.
-Przywalę mu, jeśli mnie wkurwi. – Wskazałem palcem na
Annie, a następnie wyszedłem. Młody siedział na schodach i palił, dlatego od
razu trzepnąłem go w łeb. –Chodź, gówniarzu, bo się rozmyślę. – Mruknąłem od
niechcenia, a później wsiadłem do swojego samochodu. Czekałem jakieś trzy
minuty, aż ten szczeniak skończy papierosa i usiądzie obok mnie.
-Myślałem, że to wóz Mike’ a .– Uniosłem w górę jedną brew.
–No wiesz… On jest dziany. – Wzruszył barkami.
-Pieprzę go, też mam kasę, ale się z nią nie obnoszę, jak
ten kutas. – Również wyrzuciłem ramiona w powietrze, a następnie uruchomiłem
silnik i obrałem kierunek na dom mojego starego przyjaciela.
-Czym cie tak wkurwił, huh?
-Nie klnij, szczylu. – Warknąłem. –Podwala się do mojej
laski i wpierdala się w moje życie, okay? A teraz zamknij się i nie zadawaj mi
pytań, bo zaraz mi rozkurwi głowę.
Po dziesięciu minutach zaparkowałem pod domem podobnym do
mojego. Jechało mi się całkiem spoko, bo Chris nie kłapał jadaczką. Wysiedliśmy
na równi, po czym podeszliśmy do drzwi, w które mocno zapukałem. Po chwili
otworzyła mi pani Lilly.
-Zayn. –Westchnęła, jakby zobaczyła ducha. –To naprawdę ty?
-Tsa, jest Ryan? Mam do niego sprawę. – Kobieta tylko
przytaknęła, a później zawołała swojego syna. Ryan zszedł na dół z jakimś
dzieciakiem na rękach. Okay, zrozumiałem, wiele się zmieniło, ale ten palant
ledwo potrafi zadbać o siebie, a co tu dopiero mówić o kilkuletnim dzieciaku.
-Och, syn marnotrawny powrócił. – Żachnął Steward. –Co cie
sprowadza, kutasie, huh? – Kiwnął na mnie brodą. –I kim jest twoja mini wersja?
-Pogadajmy w garażu, okay? – Szatyn z grymasem, ale
przytaknął, a później przepuścił mnie przodem. Z łatwością odnalazłem drogę do
garażu, ponieważ tylko tam zwykliśmy siedzieć cholernie długo, jako dzieciaki.
Nadal stała tutaj stara kanapa, na której się rozsiadłem, a
obok mnie przysiadł Chris. Ryan zajął skurzony fotel i mordował mnie wzrokiem.
-Czyj to dzieciak?
-Chelsea i mój. – Uniosłem brwi.
-Jednak ją zaliczyłeś…
-To i tak suka, która się puszcza. – Wzruszył barkami. –Więc,
w ramach zemsty na kumplu, który mnie olał zerżnąłem twoją Ally.
-Nie chowam urazy, jeśli o to ci chodzi. Znalazłem sobie
kogoś już po wyjeździe, tylko, że wolała mojego kumpla… To długa historia.
Potrzebuję twojej pomocy, stary.
-Znowu wpakowałeś się w jakieś gówno?
-Można tak powiedzieć… Ryan, namierz gościa, który mnie
szantażuje. – Poprosiłem na jednym wdechu, ku zdziwieniu przyjaciela. –Facet
grozi, że skrzywdzi moją byłą dziewczynę.
-To, dlatego ją zostawiłeś. – Wywróciłem oczami. Czemu ten
dupek musi mnie znać na wylot?
Znam go od małego, a Steward doskonale wie, jaki jestem jeśli chodzi o osoby, które są bliskie mojemu sercu i które, cholernie kocham.
Zawsze bezczelnie to wykorzystywał, do czasu aż nie przyjąłem za niego batów w
szóstej klasie, bo podwalał się do laski starszego kolesia, który był również
kapitanem szkolnej drużyny. Nic nie poradzę na to, że jestem taką uczuciową
ciotą i stawiam na pierwszym miejscu przyjaciół i rodzinę.
-Co z tym wozem? – Wskazałem na mitsubishi, wstając i podchodząc
bliżej.
-Coś z silnikiem. – Machnął lekceważąco ręką
dwudziestodwulatek.
-Naprawię to, jeśli mi pomożesz, a Chris zajmie się twoim
synem.
-Co?! –Zawołał młody, na co zmroziłem go wzrokiem.
-Kurwa, pobaw się z nim, pajacu. – Mruknąłem. –To sześciolatek,
daj mu telefon i z głowy.
-Dobra, ale dajesz mi się karnąć swoim wozem. – Parsknąłem
głośnym śmiechem, w czym zawtórnował mi Ryan.
-Marz dalej, Chris. – Oddałem swoją komórkę przyjacielowi, a
sam uniosłem maskę samochodu i zacząłem się przyglądać silnikowi. Po zidentyfikowaniu
problemu, zająłem się jego rozwiązaniem. Podrasowałem też nieco to autko, żeby
Ryan się nie męczył zbytnio.
Nie wiem ile to trwało, ale cholernie upierdoliłem sobie
ręce, dlatego też poszedłem je umyć, a gdy już wróciłem Steward siedział rozłożony
z uśmiechem na twarzy.
-Gość nazywa się Zack Williams. – Niemalże się zakrztusiłem.
Ten Zack?! To jest przecież niemożliwe, żeby facet chował urazę przez tyle lat
i teraz się mścił. To niedorzeczne! –Znasz go?
-Przeleciałem jego panienkę, ale…
-Nadal prowadzisz ten pieprzony zeszyt? – Wywróciłem oczami.
-Od siedmiu miesięcy nie, bo bzyknąłem dziewczynę Louisa.
Tyle, że to ja byłem pierwszy, miałem pierdolone prawo, rozumiesz mnie? – Zagryzłem
dolną wargę, kręcąc głową na boki. –On, o tym nie wie, ale byłem pierwszy.
Kocham Ness i zrobię wszystko, żeby była bezpieczna, ja… -Pierdolony telefon.
Kliknąłem wiadomość, a krew zaczęła szybciej płynąć w moich
żyłach. Ogarnęła mnie czysta furia, kiedy zobaczyłem zdjęcie śpiącej
Blondyneczki i jeszcze ten podpis: Mógłbym ją teraz przelecieć, tak jak ty Evie,
ale pomęczę cie jeszcze trochę. Ness ma naprawdę zgrabny tyłek i cycki… Wiesz,
co, Zayn? Skoro znowu wyjechałeś, ja się nią zajmę, w końcu jesteśmy dobrymi
kolegami, bo opiekowałem się nią przez miesiąc…
Wkurwiony rzuciłem aparatem w ścianę, a ten roztrzaskał się
na drobne kawałeczki.
-Kurwa, pierdolona mać! – Wrzeszczałem, ciągnąc za włosy.
–Daj telefon, młody. – Warknąłem, a Chris posłusznie podał mi swoją komórkę, do
której wstukałem numer Nesselii.
Donavan nie odbierała, co jeszcze bardziej spotęgowało mój
strach. Przecież rozmawialiśmy kilka godzin temu! Cholera jasna!
-Mhm, halo? – Wymruczała sennie, a mój puls zwolnił.
-Jesteś cała?
-T-tak, czemu miałabym nie być, Zayn?
-Pytam po prostu. – Wzruszyłem barkami. –Jakby coś się
działo…
-Zadzwonię, obiecuję. – Ziewnęła. –Muszę skończyć pracę.
-Powodzenia, Blondyneczko. – Tym razem to ja się rozłączyłem
pierwszy, po czym oddałem komórkę Chrisowi. –Popadam w obłęd. – Stwierdziłem,
kiwiąc głową na boki.
-To gierki psychologiczne, Malik…
-Które działają, Ryan! Muszę znaleźć tego kutasa i…
-Mogę jechać z tobą do Londynu? – Popatrzyłem z kpiną na
Christiana. –Mówię, serio chociażby na weekend.
-Zastanowię się, jak nie będziesz mnie wkurwiał przemyślę
to, dobra?
-Pewnie, stary. – Uśmiechnął się szeroko.
Nagle drzwi garażu się otworzyły, a weszły przez nie dwie
młode kobiety. Jedna była cholernie podobna do lalki Barbie – kurewsko sztuczna
i wytapetowana, ponad to ubrana była jak dziwka. Druga natomiast była śliczną
szatynką, która na sobie miała zwiewną letnią sukienkę – Ally.
-Jack, chodź do mamusi! – Zawołała Chelsea, klaszczą w
dłonie, a dzieciak Stewarda ruszył jak na skazanie. –Kim jest twój kolega,
Ryan? – Zapytała podchodząc bliżej mnie.
-Chryste, Chels, to ja, Zayn. – Jęknąłem, jak mogła mnie nie
poznać?
-Zayn? – Zapytała niepewnie Allison, na co wzruszyłem
ramionami.
-We własnej osobie, Mała. –Westchnąłem. –Będziemy się
zbierać, s… -Nagle zadzwonił telefon młodego.
-Cześć, tato… Nie, nie ma z nami Kaylii… -Cholera, co to
kurwa ma być?! Powtórka z rozrywki?!-Nie wiem, gdzie może być…
-Ja wiem, chodź. – Szarpnąłem go za bark i wpakowałem do
mojego samochodu. Teraz nie bawiłem się w kulturalną jazdę, tylko wymijałem
wszystkich nie zważając na konsekwencje oraz to, że licznik wskazuje około dwustu
kilometrów na godzinę. Zatrzymałem się dopiero w dzielnicy,
gdzie odbywały się wyścigi. Christian szybko wybiegł z wozu, a zatrzymał się
dopiero przy Kaylii, którą złapał za łokieć i nieco brutalnie prowadził w moją
stronę, ale kiedy jakiś frajer go zatrzymał, postanowiłem wkroczyć do akcji.
–Zostaw go, gnojku. – Rzuciłem w stronę blondyna, który patrzył na mnie z
kpiną.
-A ty, co, jesteś jego ojcem, czy jak?
-Bratem, cieniasie.
-Kayla to moja dziewczyna, więc jeśli chce się ze mną ścigać
to…
-Młoda nie wsiądzie w tobą do samochodu…
-Jeszcze zobaczymy!
-Spróbuj tylko, gówniaro! – Zawołałem wściekły. –Wsiadaj to
pierdolonego auta, bo zaraz nie będę taki miły, a ty… – Kiwnąłem na tego małego
kutasa brodą. –Lepiej się odpierdol od niej, bo jak z tobą skończę twój ryj
będzie wyglądał jak Hiroszima.
-A co ty mi możesz zrobić, co?! – Pchnął mnie, na co
parsknąłem kpiącym śmiechem.
-Słyszałeś może o tym napadzie na konwój w Rosji?
-Tsa, i co?
-Cóż… Odsiedziałem za to tylko trzy miesiące, bo moja
dziewczyna jest prawniczką, ale jeśli pobiję ciebie, nie odsiedzę w mamrze nic.
– Wzruszyłem ramionami. –Trzymaj się z dala od Kaylii, jarzysz?! –Przytaknął.
–Do auta. – Warknąłem w kierunku bliźniaków, którzy posłusznie zajęli miejsca,
z tym wyjątkiem, że Chris usiadł na moim miejscu. –Żarty sobie robisz, gnojku?
-Nie bądź kutasem, Zayn. Daj mi poprowadzić. – Westchnąłem z
bezsilności.
-Jeśli ojciec się dowie… Będzie wpierdol, jarzysz? – Przytaknął,
dlatego podałem mu kluczyki.
Jak na szesnastolatka radził sobie całkiem nieźle – nie tak
dobrze jak ja w jego wieku, ale nadal dobrze. Młody jechał dość szybko, ale nie
przeszkadzało mi to tak bardzo jak Kaylii, która cały czas marudziła pod nosem,
jacy to jesteśmy popieprzeni.
Pod domem byliśmy po dziesięciu minutach, Chris zamknął mój
samochód, a później oddał mi kluczyki, które schowałem do kieszeni kurtki. Mama
czekała już w kuchni z kolacją, a tata chodził podenerwowany po salonie, ale
kiedy zobaczył, że Kayla jest z nami i co najważniejsze, że jest bezpieczna,
uspokoił się.
Zasiedliśmy wszyscy do posiłku, a rozmowa toczyła się wokół
ślubu Natalie i Toma, który planowali na jesień. Chris postanowił poruszyć
temat jego weekendu u mnie, co w sumie nie było dobrym pomysłem, bo jeśli
chodzi o zaufanie, jakim darzy mnie mój tata to jest trochę krucho, dlatego
powiedział, że to jeszcze przemyśli.
Kiedy skończyliśmy jeść, poszedłem do siebie. Zabrałem z
torby czyste bokserki oraz spodnie dresowe, po czym poszedłem do łazienki, aby
wziąć prysznic. Po szybkiej kąpieli od razu się ubrałem i położyłem do łóżka
spać – bądź, co bądź, to był naprawdę dzień pełen wrażeń.
___________________________________
Ojejku, ale w tym rozdziale dużo informacji. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że właśnie tak miało być, kiedy ten pomysł na to ff wpadł mi do głowy - dlatego nie bijcie, błagam!!
Chciałam, żeby był taki wątek, że to właśnie Zayn poznał Ness, jako pierwszy, a potem darzył ją potajemną miłością, dlatego był wredny...
Jest też powrót Zayna do domu... - W zakładce bohaterowie pojawiły się postaci Chrisa, Kaylii, Ryana, Natalie i rodziców Zayna!!
Dziękuję wam za miłe słowa w komentarzach, bo to dla mnie naprawdę wiele znaczy ;**
Mam dla was niespodziankę!! Jakiś czas temu (cholernie dawno) zamawiałam zwiastun do drugiej części, ale z racji tego, że albo musiałam czekać kilka miesięcy, potem były problemy, bo "jeden zwiastun już miałam" (ten do pierwszej części -.-), ale udało się to za sprawą cudownej Lean.
Oto efekt jej pracy, od którego oglądania jestem uzależniona:
Mam nadzieję, że również jaracie się tym filmikiem - powinniście, bo końcówka... Woah...
Okay, chyba trochę się rozpisałam...
Miłej niedzieli ;**
To uzależnia! Czytam i niekiedy przy niektórych rozdziałach płakałam. Naprawdę masz wielki talent. Teraz zastanawiam się co zrobi Zayn z Jackiem i boję o Ness (tak jak Malik). Nie mogę doczekać się next + dziękuje za dedykacje. <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3 Olls :***
OdpowiedzUsuńKocham te opowiadanie xD
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział. Nie mogę uwierzyć w to co działo się w tym rozdziale. Zayn taki opiekuńczy i to podkochiwanie się w Ness. Zajebiste. Masz meeega talent! Jak widzę, że napisałaś rozdział to zanim go przeczytam się jaram. Pozdrawiam i jak zawsze czekam z niecierpliwością na nexta. Kocham xoxo
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział. Nie mogę uwierzyć w to co działo się w tym rozdziale. Zayn taki opiekuńczy i to podkochiwanie się w Ness. Zajebiste. Masz meeega talent! Jak widzę, że napisałaś rozdział to zanim go przeczytam się jaram. Pozdrawiam i jak zawsze czekam z niecierpliwością na nexta. Kocham xoxo
OdpowiedzUsuńSuper czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuń