„Kiedy pięłam się usilnie
schodami do twojego serca – ona znalazła windę.”
Ness
-Nie zrobię tego,
Federico. – Tupnęłam rozwścieczona stopą o podłogę.
-Musisz, ja ci pomogłem. – Mężczyzna wzruszył ramionami,
jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. –Jako przyjaciółka
powinnaś mi pomóc.
-Ale nie w taki sposób! Dobrze wiesz, że staram się unikać
Zayna, a ty, co robisz?! Chcesz mnie zaciągnąć siłą na jakąś aukcję samochodów,
na którą dostałeś zaproszenie od Smitha!
-Przestań krzyczeć, tylko wbijaj się w tą kieckę. – Rzucił
we mnie papierową torbą Valentino. Z czystej ciekawości zajrzałam do środka.
Wyjęłam długą do ziemi granatową sukienkę, która była zarówno niesamowicie
skromna oraz zjawiskowa, co zapewne jest sprawą maleńkich kryształków i
odrobiny brokatu. Kreacja była dopasowana w tali oraz delikatnie rozkloszowana
u dołu. Była naprawdę piękna, ale to nie zmienia faktu, że ten pacan będzie
musiał ją oddać, ponieważ nie zamierzam jej wkładać. –Mam jeszcze buty, ale nie
chcę ci zrobić krzywdy. – Stwierdził, podrywając się z fotela i wręczając mi
karton tym razem od Dolce & Gabbana. Zmroziłam spojrzeniem Ferro, który
tylko szeroko się uśmiechnął. –Otwórz, wiem, że cie kusi. – Wywracając oczami
uniosłam wieczko.
-Są śliczne. – Pisnęłam niekontrolowanie, a później
spłonęłam rumieńcem. To najpiękniejsze buty na świecie, a mówi to dziewczyna,
która jeszcze dwa lata temu omijała szerokim łukiem wszelkiego rodzaju szpilki,
obcasy i koturny. –Fede, nie chcę tam iść. – Westchnęłam, opadając tyłkiem na
sofę.
-Ness, nie możesz całe życie przed nim uciekać. – Stwierdził
Włoch, siadając obok mnie i przytulając.
-Dlaczego? To wbrew pozorom bardzo łatwe, ponieważ Louis sam
odwozi Darcey, a jeśli ja po nią jadę, dzwonię, żeby się upewnić, że Zayna nie
ma w pobliżu. – Wzruszyłam barkami.
-To dziecinne. – Poprawił. –Chcesz być samodzielna? – Skinęłam
głową.
Pragnę tego najbardziej na świecie. Chcę wreszcie udowodnić,
że potrafię radzić sobie sama. Nie jestem rozpieszczoną córeczką tatusia, która
biega do niego zawsze, kiedy zabraknie jej kasy na rachunki, szkołę, jedzenie
lub ciuchy. Niczego bardziej na świecie nie potrzebuję jak poczucia, iż jestem
samowystarczalna – no prawie niczego… Chcę patrzeć codziennie w lustro z dumą,
że potrafiłam wychować córkę na porządną, odpowiedzialną młodą kobietę, która
nigdy nie popełni moich błędów. Chcę powiedzieć: Nesselo Donavan, zrobiłaś to – nie dałaś się życiu, mimo tylu
przeciwności. Chcę, żeby tata był ze mnie dumny, mama, Adam i Darcey.
-Zacznij zachowywać się jak dorosła. Pokaż mu, że jest ci
obojętny.
-Fajnie. – Zaśmiałam się kpiąco, marszcząc przy okazji nos.
–Szkoda tylko, że to kłamstwo.
-Ness, przestań. – Fede pokręcił głową na boki z niedowierzania.
–Jesteś niesamowitą dziewczyną i wie to każdy, kto cie spotkał. Pomogę ci, a
zaczniemy od tego, że zapiszemy cie na kurs prawa jazdy. – Przerażona pokiwałam
głową na boki. Nie chcę się uczyć prowadzić. Boję się, nie potrafię! –W ten
sposób nie będziesz musiała nikogo błagać, żeby cie gdzieś podwiózł. Będziesz
sama swoim szefem. Nie będziesz musiała biegać na uczelnię, a w przyszłości do
sądu, albo tłuc się śmierdzącą komunikacją miejską. Nie ma się czego bać, acaro.
-Nie boję się, tylko dbam o środowisko. – Mruknęłam, nie
chcąc mu pokazywać jak bardzo jestem przerażona perspektywą samodzielnej jazdy
samochodem. Przecież mogę kogoś zabić!
- Bullshit! – Zawołał
dwudziestolatek. –Jutro zacznę cie uczyć, a później pójdziemy cie zapisać. To
będzie mój prezent na twoje urodziny.
-Przecież dałeś mi już tak wiele, Fede.
-To i tak nic w porównaniu z tym, że uratowałaś mi życie.
Gdyby nie ty, pewnie zdechłbym od dragów.
-Przecież to lekarze cie uratowali, głupku, a nie ja.
-Miałem zapaść, byłem sam w domu, a moja wścibska sąsiadka
włamała się i wezwała pogotowie. Masz rację. – Szatyn parsknął niedorzecznym
śmiechem. –Co z tego, że twoja interwencja była pierwsza, nie? Bo przecież po
dwudziestu minutach, po podaniu mi leków odzyskałem przytomność. Wystarczyłoby,
że otworzyłabyś okno, a świeże powietrze zrobiłoby to samo.
-Przestań, Federico. – Warknęłam.
-Chodź ze mną na to przyjęcie. – Wywróciłam oczami.
–Przecież wiesz, że nic złego się nie stanie.
-Niech będzie, ale robię to tylko dla ciebie, a teraz muszę
biec na ten przeklęty kurs gotowania. – Cmoknęłam przyjaciela w policzek i w
pośpiechu ubrałam buty.
Wybiegając z budynku minęłam moją nową sąsiadkę, którą była
Phoebe – wyższa ode mnie szatynka o błękitnych oczach. Kobieta mieszkała razem
z mężem oraz synem, – który chodzi do przedszkola razem z Darcey – piętro
niżej, a z zawodu była właścicielką dużej firmy kosmetycznej. Phoebe była
piękna i strasznie zazdrościłam jej – przede wszystkim tak udanego życia
prywatnego oraz biznesowego.
-Och, Ness. – Zaczepiła mnie z szerokim uśmiechem na ustach.
–Słyszałam, że szukasz pracy.
-Tak, prawdopodobnie będę zmuszona pracować w jakiejś
kawiarni na zmywaku, bo nie mam doświadczenia. – Machnęłam ręką. –Po za tym mam
studia.
-Dobrze się składa, ponieważ szukam kogoś na miejsce
recepcjonistki. – Zmarszczyłam brwi. –Musisz tylko odbierać telefony i
zapisywać najbardziej istotne informacje na kartce, umawiać mnie na spotkania
według mojego grafiku. Pracowałabyś trzy dni w tygodniu po zajęciach, jakieś
pięć godzin. Zapłacę ci na początek trzydzieści funtów za godzinę, a później,
jeśli oczywiście będziesz się sprawdzać podniosę stawkę. To jak będzie, piszesz
się na to? – Kiwnęła na mnie brodą.
-Jaki jest haczyk? – Uniosłam jedną brew.
-Jake nie chce jechać na wakacje bez Darcey. – Uniosłam
brwi. –Dlatego pomyślałam, że mogłybyście się wybrać razem z nami.
-To niemożliwe, Phoebe. – Pokiwałam głową na boki. –Ojciec
Darcey się na to nigdy nie zgodzi.
-Przecież może jechać też. Dam ci namiar na biuro, w którym
kupiliśmy wczasy. – Dwudziestopięciolatka zaczęła przeszukiwać swoją torebkę,
aż wreszcie podała mi wizytówkę.
-To bardzo miłe z twojej strony. – Stwierdziłam z lekkim
uśmiechem. –Porozmawiam z Louisem i dam ci znać, okay?
-Pewnie, jutro wpadnę do ciebie i obgadamy, w jakie dni
będziesz pracowała i od której, dobra?
-Pewnie, dzięki, Phoebe. – Cmoknęłam sąsiadkę w policzek, a
później wyszłam. Słysząc jeszcze jak z ust szatynki wydobywają się słowa: Trzymaj się, kochana.
Metrem dojechałam do centrum, gdzie czekała już na mnie
Marisa. Jej również nie widziało się chodzenie na ten cały kurs gotowania,
jednak dla świętego spokoju zgodziła się. Obie szłyśmy do szkółki, którą
prowadził Harry.
Facet był po trzydziestce i był naprawdę pociągający.
Wysoki, dobrze zbudowany… Miał burzę brązowych loków, słodkie dołeczki w
policzkach oraz szafirowe oczy. Przeważnie ubierał się w czarny fartuch z
wyszytym imieniem oraz jakimś znaczkiem.
Był przemiły, ale nie cierpiał, gdy ktoś go poprawiał. Był na stażu u
Gordona Ramsaya i jakiegoś francuza, którego imienia nie pamiętam. W każdym
bądź razie to naprawdę… Jest zawodowy.
Weszłyśmy do budynku, gdzie Harry kłócił się z jakąś
kobietą, która w ostateczności uderzyła go w twarz, a później wyminęła nas
trzaskając drzwiami.
-Cześć. – Przywitała się Marisa. –Coś się stało?
-Doceniam to, że chcesz mi pomóc, ale nie jesteś moim
psychiatrą. – Warknął, na co Parker pokazała mu środkowy palec.
Już od samego początku ta dwójka sobie dogryza. Oboje są
uparci i mają zadziorne charakterki, a obecność noży i innych niebezpiecznych
narzędzi kuchennych w pobliżu, kiedy ta dwójka pokazuje pazurki, sprawia, że
mam ochotę uciekać jak najdalej. Nie chcę zginąć, ponieważ mój brat ubzdurał
sobie, iż muszę się nauczyć gotować!
-Harry, Marisie chodziło o to, że ostatnio zachowujesz się…
- Zagryzłam dolną wargę, spuszczając głowę i wlepiając spojrzenie w buty.
–Niepokojąco.
-Niepokojąco? – Prychnął brunet, podchodząc bliżej mnie oraz
Parker. –Po czym to wywnioskowałaś, Ness? – Zapytał, krzyżując ramiona na
piersi.
-Ja… - Wzruszyłam ramionami. –To już druga dziewczyna, która
wyszła stąd w taki sposób i równie wściekła.
-Ostatnim razem to była moja siostra. – Zaśmiał się pod
nosem. –A była zła, ponieważ nie zgadzała się, co do prezentu na rocznicę ślubu
rodziców.
-A ta laska, która przed chwilą wyszła? – Dopytywała
mulatka.
-Moja narzeczona, którą prawdopodobnie rzucę jeszcze przed
ślubem. – Warknął. –Co chwila wszystko chce zmieniać. – Kucharz przeczesał
dłońmi włosy, głośno wzdychając. –Co nie zmienia faktu, że znowu się
spóźniłyście. – Stwierdził bardzo powoli, jakby przypominając sobie
najważniejszą z kwestii, z której Marisa próbował zgrabnie się wykaraskać
wciskając ściemę, że bardzo martwi się o Harrego.
Niczym białe potulne owieczki udałyśmy się do kuchni, gdzie
reszta uczniów zajmowała się już przygotowywaniem lasagne. Mhm, aż ślinka
cieknie. Stanęłyśmy za blatem, przy którym zwykłyśmy pracować – i oczywiście
pisać SMSy oraz rysować buźki palcem w mące rozsypanej na powierzchni stołu, –
po czym zabrałyśmy się do przygotowywania dania.
Szło nam naprawdę świetnie i nawet szef nas kilka razy
pochwalił, ale to prawdopodobnie było przyczyną tego, że Marisa zaproponowała
mu wyjście razem z nią, Adamem i mną na drinka w ramach oderwania się od spraw
organizacyjnych, którymi nęka go jego narzeczona.
-Ness? - Zapytała Marisa, kiedy wyszłyśmy z zajęć.
-Mhm?
-Mogłabym dzisiaj porwać Darcey?
-Jeśli nie poczęstujesz jej malinami i nie wywieziesz z
kraju… Proszę bardzo. – Dwudziestojednolatka zmarszczyła brwi i już otworzyła
usta, aby coś jeszcze dodać, jednak przeszkodziłam jej w tym. –Nie pytaj.
-Okay. – Zaczęła powoli moja przyjaciółka. –A ty, jakie masz
plany na wieczór?
-Fede ciągnie mnie na jakąś aukcję dobroczynną, a następnie
na bal.
-Super! –Pisnęła uradowana mulatka, klaszcząc w dłonie.
–Właśnie ogarnęłam nową fryzurę i chętnie ją na tobie przetestuję, no chodź! – Pociągnęła
mnie za dłoń w kierunku stacji metra.
Marisa też nie ma prawa jazdy i nie narzeka! Potrafi żyć bez
samochodu i nikt jej nie zmusza do zrobienia prawa jazdy.
Pod moim domem byliśmy równo o czwartej. Tuż przed wejściem
do klatki schodowej wpadłyśmy na… Cholerny pech! Co on tutaj, do diabła robi?!
-Marisa! – Zawołała Darcey, przylepiając się do nóg swojej
przyszywanej ciotki.
-Louis ma grypę. – Wzruszył ramionami Zayn, starając się
unikać mnie wzrokiem. –A z racji tego, że ty nie masz samochodu to ją podwiozłem.
-Bez obaw, zapisuję się na kurs prawa jazdy. – Rzuciłam niby
obojętnie, jednak wyszło to bardziej chamsko. Nie chciałam…
-Och, twój nowy facet cie do tego namówił? – Warknął
dwudziestodwulatek, krzyżując ramiona na torsie.
-Masz z tym problem?
-Nie, żadnego.
-Zresztą… Powinieneś się zająć swoją nową dziewczyną, a nie
wtrącać się w moje życie. – Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Fakt, że Zayn ma kogoś był dla mnie jak sól na rany.
Najgorsze było w tym wszystkim chyba to, że spotykał się z Nancy, która
pracowała na lodowisku mamy. To był kolejny powód, dla którego nie chciałam już
jeździć na łyżwach – nie ukrywam jednak, że cholernie za tym tęsknię. Ta
wywłoka potrafiła od razu owinąć sobie Malika wokół palca, kiedy ja przez długi
czas próbowałam chociażby go pocałować. Nienawidziłam jej za to. Zazdrościłam
jej, bo miała coś, co należało do mnie. Nancy ukradła mi chłopaka i nie
zamierzam jej tego puścić płazem. Zapłaci mi za to.
-Będę robił, co zechcę…
-Ale już nie ze mną, Zayn! – Zawołałam drżącym głosem. –Mam
dość. – Pokiwałam głową na boki czując jak w powiekach zbierają mi się łezki.
-Nie płacz, Blondyneczko.
– Nagle zimna dłoń mulata zaczęła gładzić mój policzek.
-Nie jestem już twoim zmartwieniem, więc z łaski swojej
zostaw mnie i oszczędź… Tego całego upokorzenia. – Odruchowo złapałam Parker za
nadgarstek. –Dzięki, że przywiozłeś Darcey. – Pociągnęłam moją przyszłą
szwagierkę –miejmy nadzieję – i wymijając zdezorientowanego mężczyznę,
weszłyśmy do klatki schodowej, a następnie do mojego mieszkania.
Zatrzasnęłam drzwi, po których zjechałam plecami, głośno
wzdychając oraz chowając twarz w dłoniach. Nie wyrabiałam psychicznie. To nie
jest możliwe, żeby aż tak się od kogoś uzależnić. Mam coś nie po kolei w
głowie! Jak mogę kochać takiego dupka? Jak mogę darzyć tak silnym uczuciem jak
miłość osobę, która potraktowała mnie jak zabawkę? Która zagrała na moich uczuciach?
Która robiła to tylko, dlatego, żeby odegrać się na swoim najlepszym przyjacielu?
No jak, do cholery?!
-Ness, wszystko w porządku? – Zapytała, przykucając przy mnie,
Marisa. Pokiwałam jedynie głową na znak, że jest dobrze, ale… Prawda była
zupełnie inna. Nie było ani trochę dobrze, było źle. Nie mogłam patrzeć na tą
głupią Nancy i Zayna, tak szczęśliwych. Co wieczór, gdy kładłam się już do
łóżka zastanawiałam się, dlaczego to nie mogę być ja? Czemu ja nie potrafię dać
Malikowi szczęścia? –Chodź, zrobię cie na bóstwo. – Parker podała mi dłoń,
którą niepewnie złapałam i z jej pomocą wstałam. –Usiądź sobie, ja zaraz wracam.
– Wykonałam potulnie polecenie mulatki, która pobiegła do mojej łazienki.
Marisa była naprawdę… Bezczelna. Nieważne czy była u mnie w
domu, czy w willi rodziców – zachowywała się jakby była u siebie. Nie krępowała
się, gdy była głodna lub kiedy miała jakąś prośbę… Po prostu informowała, że
potrzebuje czegoś, a później sama to sobie zabierała i oddawała, gdy przestało
być dla niej użyteczne. Nie zmienia to jednak faktu, że jest dla mnie jak
starsza siostra i nie mam problemu z jej zachowaniem.
Po chwili dziewczyna wróciła z całym zestawem, którego
potrzebowała, aby mnie przygotować na bal. Najpierw zajęła się makijażem, a
Darcey czesała moje włosy, chcąc w ten sposób pomóc Marisie.
-Wiesz… Sądzę, że powinnaś sobie odpuścić tego kutasa. – Stwierdziła
nakładając mi na twarz puder, który rozcierała pędzelkiem. –Nie to, że jest
jakiś brzydki czy coś… Zayn jest przystojny i w ogóle, ale jest cholernie
skomplikowany jak na dwudziestodwulatka. Totalnie pojebany…
-Marisa. – Warknęłam, a brunetka wyszczerzyła oczy.
-Przepraszam, zapomniałam, że Darcey tutaj jest. – Mruknęła
ze skruchą. –Tak, czy inaczej sądzę, że powinnaś spróbować z Fede.
-Zayn pytał o Fede. – Wtrąciła czterolatka, na co obie z
Parker przerażone i zszokowane spojrzałyśmy na nią.
-Dlaczego? – Zapytała dwudziestojednolatka. –Jaki ma w tym
cel, Zayn?
-Pytał czy mamusia kocha wujka Fede i czy go całowała.
-Co mu powiedziałaś? – Spojrzałam z przygnębieniem na moje
dziecko.
-Że dałaś mu buziaka w policzek, ale Zayn był zły, bo lubię
Jake’ a, a Jake powiedział mu, że jest stary. Przepraszam, mamusiu. – Szatynka
wdrapała się na moje kolana i mocno objęła ramionkami w pasie, tuląc policzek
do mojej piersi.
-Nic nie zrobiłaś, kochanie. – Pogładziłam rozpuszczone
włosy dziewczynki, którą następnie cmoknęłam w czubek głowy. –Zayn to… Po
prostu, Zayn, zawsze wie najlepiej.
~***~
Z pomocą mojego przyjaciela wysiadłam z samochodu
sportowego, podtrzymując suknię, aby się nie przewrócić oraz nie zbłaźnić. Po
podaniu przez Federico kluczy jakiemuś facetowi, owinęłam swoją dłonią
przedramię Ferro, który prowadził mnie do środka.
W budynku było pełno ludzi z wyższych sfer – biznesmenów
ubranych w drogie garnitury od Armaniego, kobiety biznesu w równie drogich
sukniach od światowej sławy projektantów i oczywiście organizatorów, którzy też
wyglądali nienagannie.
Kroczyłam pewnie, wyprostowana, z nieobecnym wzrokiem, który
podłapałam od innych przedstawicielek płci pięknej, aż do chwili, gdy Federico
się nie zatrzymał.
-Chcesz coś do picia?
-Tak, poproszę szampana. – Włoch przytaknął i udał się do
stolika, gdzie wyłożone było jedzenie oraz alkohole.
-Co tutaj robisz, Ness? – Nawet na niego nie spojrzałam. Nie
chciałam mieć z nim niczego wspólnego, nie po tym, co mi zrobił. Skoro tak
bardzo chciał mnie zranić… Niech już sobie odpuści, bo dopiął swego już kilka
miesięcy temu. –Możemy pogadać na spokojnie? –Nie odpowiedziałam.
Jedyną rzeczą, jaką w tej chwili pragnęłam bardziej niż
szampana było odejście Zayna. Chciałam pobyć sama ze sobą w obecności Federico,
który zanudzałby mnie rozmową o samochodach. Udawałabym, że to niezwykle
pasjonujący temat i od czasu do czasu przytaknęłabym lub mruknęła ciche: Mhm lub Och.
Dlaczego, do cholery mu nie wystarczałam?! Czemu znowu muszę
być gorsza od jakiejś wytapetowanej zdziry, z którą mój facet zabawiał się po
kątach?! To nie jest miłe uczucie żyć ze świadomością, kiedy ty starasz się
usilnie zdobyć miłość faceta, a jakaś pierwszorzędna puszczalska dziewczyna
ubrała dziwkarską spódniczkę i tym kupiła gościa.
-Blondyneczko. – Duża dłoń mulata znalazła się na moim biodrze,
za które lekko ścisnęła, ale tak drobny gest sprawił, że wzdłuż kręgosłupa
przebiegł mi dreszcz.
-Nie nazywaj mnie tak, Zayn. – Warknęłam, starając się
zabrzmieć groźnie.
-Ale ty jesteś moją Blondyneczką.
-Masz nową, z większymi cyckami i tyłkiem. – Zrzuciłam dłoń
Malika ze swojego ciała, po czym odeszłam, zostawiając go samego.
Podeszłam od razu do stołu, przy którym Fede wyrywał jakąś
brunetkę. Zignorowałam to i złapałam za kieliszek szampana, który wypiłam
jednym duszkiem. Następnie złapałam za drugi, ale wyszłam z nim na ogromny
taras, gdzie oparłam się na przedramionach o balustradę. Korzystając z okazji,
że jestem na dworze wyjęłam z torebki paczkę papierosów i zapaliłam jednego. To
było dobre, oczyszczające…
-Nie pal przeze mnie. – Prychnęłam pod nosem.
-Nie pochlebiaj sobie, Malik. – Powiedziałam obojętnie.
-Daj. – Wyjął z moich palców szluga, którego włożył do ust i
sam zaciągnął się kilka razy. –Twój chłoptaś flirtuje z jakąś laską.
-Zajmij się Nancy. – Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Ona ma na imię Donie, Ness.
-Cokolwiek. – Mruknęłam i złapałam za kieliszek, z którego
upiłam porządnego łyka trunku. –Po co w ogóle za mną przyszedłeś, huh?
-Chciałem ci podziękować. – Uniosłam z kpiną brwi ku górze.
Zayn i podziękowania? Dobre sobie! –Za spełnienie moich marzeń, ale to chyba
bez sensu, bo nie nadaję się do takich wyścigów.
-Pieprzysz. – Wtrąciłam. –Pokonałeś Fede, który jest
mistrzem Włoch… Po za tym jesteś świetny.- Na ustach dwudziestodwulatka pojawił
się smutny uśmiech. –Po prostu… – Wzruszyłam ramionami. –Wykorzystaj tą szansę
jak najlepiej potrafisz i będziemy kwita, okay?
-Nigdy ci się za to nie odwdzięczę i wiesz o tym. – Musnął
swoimi palcami moje, a po moich plecach znów przebiegł dreszcz. –Zrobisz coś
dla mnie?
-To zależy.
-Zatańcz ze mną.- Uciekłam od niego wzrokiem. Wpatrywałam
się w panoramę miasta, nad którym właśnie zachodziło słońce. Robiło się coraz chłodniej,
mimo iż była już wiosna. –Proszę. – Nagle na ramionach poczułam ciepły materiał
marynarki Zayna. –Zatańcz ze mną, Ness. – Ponaglił. –Zrób dla mnie jeszcze tą
jedną rzecz. – On i te jego cholerne, brązowe oczy, którymi potrafi
zmanipulować każdą dziewczynę. Niech go diabli!
-Okay. – Mruknęłam i odepchnęłam się lekko od poręczy.
Staliśmy naprzeciwko siebie, podczas gdy mężczyzna wyjął z kieszeni komórkę oraz
słuchawki, które podłączył do telefonu, a następnie podał mi jedną, a drugą
zachował dla siebie. Z aparatu leciała piosenka Chrisa Browna prawdopodobnie Without you,
ale nie jestem pewna, ponieważ nie słucham tego wokalisty. Zarzuciłam swoje
ramiona na szyję dwudziestodwulatka, który swoimi dłońmi objął moje biodra tym
samym przyciągając mnie naprawdę blisko siebie. Swój policzek oparłam o prawą
pierś mężczyzny, który kołysał nami powoli w rytm muzyki.
Nie chciałam z nim tańczyć z jednej konkretnej przyczyny,
jaką było przyznanie się, że za nim cholernie mocno tęsknię. Boli mnie
świadomość, że dla niego to nic nie znaczy. Za kilka minut nasz taniec się
skończy, tak jak piosenka, Zayn pójdzie do swojej nowej dziewczyny, z którą
mnie zdradził. Najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że nie mam mu za złe
tego, iż złamał mi serce. Wybaczyłam mu tego dnia, kiedy powiedział, że jestem
taka jak Louis – egoistyczna.
Utwór leciał znacznie dłużej niż powinien, ale nie
przeszkadzało mi to…, Chociaż to było niedobre, ponieważ im dłużej przebywam w
obecności tego bruneta, mam ochotę go pocałować, albo przytulić i nie
wypuszczać, w ostateczności chcę zedrzeć z niego ubrania i zaciągnąć do łóżka.
Piosenka została przerwana przez dźwięk przychodzącej wiadomości, jednak po
chwili znowu Chris śpiewał.
Mięśnie Malika się napięły, a później zostałam odepchnięta.
Przerażona i zszokowana spojrzałam na mojego partnera, który w oczach miał
przede wszystkim strach oraz nienawiść.
-Wszystko…- Zaczęłam szeptem, ale niedane mi było dokończyć.
-Zamknij się, Ness! – Zawołał z wściekłością w głosie.
Chciałam coś powiedzieć, ale uciszył mnie gestem ręki. –Po prostu nic nie mów,
okay?!
-Ale…
-Nie kocham cie, rozumiesz?! Nigdy nie kochałem. – Wywróciłam
oczami. Serio?!
-Skoro tak bardzo ci przeszkadzam, to może przestaniesz za
mną chodzić i przestaniesz się wpieprzać, bo szczerze, mam już dość tych twoich
wahań nastrojów! – Mulat uniósł brwi, jednak jego wyraz twarzy był o dziwo
spokojny. –Zawrzyjmy umowę, ty przestaniesz mnie kontrolować, a ja nie będę ci
wchodziła w drogę, okay?
-Odwal się ode mnie. – Powiedział bardzo wolno, akcentując
każde słowo z osobna, po czym odwrócił się na pięcie i wszedł do budynku.
Na moje nieszczęście od razu wpadł w ramiona tej zdziry, która
wpiła się w jego idealne usta, które kiedyś całowały moje wargi i inne skrawki
ciała, usta, które pozostawiły malinki na mojej szyi czy dekolcie i piersiach.
A teraz, co takiego robi?! Niemalże połyka tą sukę z sztucznymi ustami oraz
zrobionymi cyckami! To niesmaczne, powinien, chociaż ze względu na to, że
kiedyś łączyła nas jakaś tam więź zaprzestać tego publicznego gwałtu na Donie.
-Cześć. – Podskoczyłam, gdy usłyszałam tuż przy uchu męski
głos. Powoli przekręciłam głowę w lewą stronę, a następnie odwróciłam tułów.
Przede mną stał wysoki mężczyzna z pięknym uśmiechem. Jego brązowe oczy
świdrowały moją osobę, a włosy w tym samym kolorze były zaczesane ku górze.
Wyglądał niezwykle przystojnie w czarnym garniturze oraz białej koszuli, której
dwa górne guziczki były odpięte. –Jestem Zack.
-Ness. – Wymusiłam uśmiech. –Powinnam już wracać. – Wskazałam
palcem w stronę drzwi, gdzie Federico nie potrafił odpędzić się od dziewczyn.
-Do twojego chłopaka? – Uniósł brwi.
-Przyjaciela, nie mam chłopaka.
-A ten gość, z którym tańczyłaś? – Kiwnął na mnie brodą
Zack.
-Nic nas nie łączy, to był tylko taniec…
___________________________________________
A było wszystko na dobrych torach...
Dziękuję wam niezmiernie za komentarze, które niesamowicie mnie motywują i za to, że chce wam się czytać jeszcze te wypociny. Mogę am zagwarantować, że następny rozdział będzie ciekawy - postaram się ;)
Nic, to tyle na dziś.
Miłe niedzieli ;**
Och, a tutaj macie szefa Harrego xdd
Czyżby to Zack pisał te wiadomości? Nie mogę doczekać się nn. Jak piszesz, że ma być ciekawy to na pewno będzie. Miłej niedzieli ;))
OdpowiedzUsuńkochana, super rozdzial :*
OdpowiedzUsuńhahah przystojny szef kuchni to podstawa :D super rozdział Olls :***
OdpowiedzUsuńWow! KOCHAM to. Czekam na net. Niech Zayn przestanie być takim dupkiem! Przecież ją kocha!
OdpowiedzUsuń