Rozdział z dedykacją dla osób, które skomentowały rozdział XIII, czyli: dwóch anonimków (z 9 sierpnia 22.05 i 14 sierpnia 9.56), Olls i Crazy Mofo dziękuję wam niezmiernie ;**
„Będę taka jak chcesz. Będę należeć do Ciebie. Czy nigdy nie poczułeś, że
jeśli dasz komuś odejść to Ty będziesz zgubiony, Ty nie będziesz wiedział,
dokąd pójść, Ty nie znajdziesz nikogo, kto zająłby to miejsce?”
Ness
Siedziałam na wysokim klifie
i zafascynowana wpatrywałam się w krajobraz przede mną. Wielkie pomarańczowe
słońce chowało się za horyzontem, a fale uderzały o brzeg. Na niebie zaczęły
pojawiać się małe lśniące punkciki, dlatego leciutko się uśmiechnęłam.
Kochałam patrzeć w gwiazdy.
Pamiętam, gdy byłam mała to tata w lecie rozkładał duży kraciasty koc w
ogrodzie i całą rodziną patrzeliśmy w niebo. George pokazywał mi i Adamowi
wielki wóz, mały wóz, niedźwiedzicę, czy gwiazdę polarną…
Nagle poczułam silne ramiona
oplatające moje ciało. Ostatecznie moje plecy przyległy do niezwykle
umięśnionej klatki piersiowej, a kilkudniowy zarost połaskotał mój obojczyk i
szyję, wywołując tym samym u mnie gęsią skórkę. Zayn. Tylko on ma takie
perfumy. Tylko jego zapach i obecność sprawia, że mam dreszcze. Co tutaj robił?
Dlaczego przyszedł? Czemu nie jest ze swoją Donie?
-Co robisz? – Szepnęłam,
jakbym bała się, że ktokolwiek może usłyszeć, co było nonsensem, ponieważ
nikogo prócz nas tutaj nie było.
-Hush. – Wymruczał do mojego
ucha dwudziestodwulatek, przy okazji muskając delikatnie ustami moją szyję.
Zassał skórę, a ja poczułam przyjemne pieczenie. Zrobił mi malinkę.
-Masz dziewczynę… –Zaczęłam
drżącym głosem.
Robiłam to wszystko wbrew
sobie. Chciałam, żeby mnie całował, żeby naznaczał mnie malinkami, żeby był
mój, ale nie mogłam pogodzić się z myślą, że tak szybko nas przekreślił.
Zaledwie po kilku miesiącach związku. Jak mógł to zrobić? Jak teraz może tak po
prostu siadać obok i próbować swoich czarów na mnie?
-Ale kocham tylko ciebie,
Blondyneczko. – Blondyneczko… Uwielbiam, gdy mnie tak nazywa.
-To, dlatego wybrałeś Donie,
bo jest blondynką? – Przełknęłam głośno ślinę, bojąc się odpowiedzi Zayna. Co
jeśli powie: TAK?! Rozpłaczę się jak małe dziecko, które się zgubiło.
Potrzebuję go. Zmieniłam zdanie, nie chcę poznawać odpowiedzi na to pytanie!
Pragnę żyć w słodkiej niewiedzy.
-Wybrałem ją, bo jest twoim
przeciwieństwem, Ness…
-Ness, wstawaj. – Poczułam szturchnięcie w ramię,
dlatego mrucząc niezadowolona pod nosem, od niechcenia uniosłam powieki i
spojrzałam złowrogo na Maxa. –Zajęcia się skończyły.
-Spałam. – Warknęłam. –Po jakiego diabła się tak
do mnie przyczepiłeś, huh? – Dodałam poirytowana jego osobą.
Od samego początku się do mnie uczepił, a mnie
się to wcale nie podobało. Nienawidziłam takich kolesi, którzy przyczepiali się
jak rzepy psich ogonów. Max był takim gościem i właśnie to mnie w nim wkurzało.
Chciał mnie zaciągnąć do łóżka i udowadniał to na każdym możliwym kroku, tymi
tandetnymi tekstami na podryw. Nie mam już szesnastu lat, a on nie jest
Louisem, żebym zaczęła cieszyć się jak głupia, gdy mi powie: Masz może mapę? Bo zgubiłem się w twoich
oczach. Wyrosłam z takich głupot już dawno temu.
-Kręcisz mnie jak Rollcoaster. – Wywróciłam
oczami. Zaraz go uderzę i zobaczy gwiazdki. Już miałam mu odpowiedzieć, żeby
przestał pieprzyć, ale przeszkodził mi mój telefon, dlatego zanurzyłam dłoń w
torbie i wygrzebałam komórkę. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Michaela,
dlatego niezwłocznie wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam aparat do ucha.
-Cześć, Mike. – Mruknęłam.
-Siemasz, Ness? Jest tam może gdzieś mój brat? –
Zayn… Mój Zayn… -Dzwonię od niego, ale nie odbiera, a mam ważną sprawę.
-Nie mówił ci? – Zapytałam, nie kryjąc zdziwienia.
No tak, cały Malik, z wszystkim potrafi się uporać sam.
-Nie mówił, o czym? – Warknął
dwudziestosiedmiolatek.
-Rozstaliśmy się, właściwie to Zayn zerwał. –Przeczesałam
włosy do tyłu. –Jakieś cztery miesiące temu.
-Nie wiesz, gdzie może być ten pieprzony
dzieciak? – Starszy brat Zayna nie krył swojej wściekłości, ale w sumie nie
dziwiłam się Michaelowi. Też byłam zła za to jak bardzo pogrywał sobie Malik.
Wszystkich ostatnio zaczął traktować jak ścierwa i nie zmieniało to faktu, czy
rozmawiał ze mną, Danielle, Mattem czy Louisem. Był po prostu wredny do
przesady.
-Prawdopodobnie w Ameryce Południowej, jeździ po
Atakamie, z tego, co mi wiadomo powinien jutro wrócić. Coś się stało, Mikey?
-Co, do cholery ten gnojek robi w Chile?! – Wykrzyczał
wprost do mojego ucha, dlatego przymknęłam nieco powieki. Ten to dopiero ma
parę w płucach.
-Nie mówił ci, że podpisał kontrakt z Danielem
Smithem? – Uniosłam brwi ze zdziwienia ku górze. Myślałam, że pochwalił się
swojemu bratu…
-Kim jest ten gość?
-Facet zrobił z niego zawodowego kierowcę. – Wzruszyłam
barkami. –Zayn wygrał już dwa wyścigi.
-Dlaczego mam wrażenie, że to twoja sprawka, huh?
– Zaśmiałam się pod nosem. –Musimy pogadać, księżniczko, będę dziś wieczorem w
Londynie i do ciebie przyjdę.
-W takim razie do zobaczenia, Michael. – Nie
czekając na odzew ze strony starszego Malika, rozłączyłam się.
Minął miesiąc odkąd Zayn wyjechał, aby brać
udział w jakimś wyścigu, a później – z tego, co mówił Federico – ma być
szkolony między innymi do Dakaru, dlatego całkiem prawdopodobne, że gdzieś
jeździ po jakiejś pustyni.
Dokładnie od dwudziestu dziewięciu dni, – od
kiedy Malik wyjechał – czułam pustkę. Miałam oczywiście Louisa, który starał
się mnie jakoś pocieszyć, mimo iż było z nim coraz gorzej, bo sypiał coraz
mniej. Był Adaś, Marisa, Danielle, Liam i Matt, ale… Ja byłam wrakiem. Żyłam w
kieracie – wstawałam rano i zawoziłam Darcey do przedszkola, później jeździłam
na uczelnię, po Darcey i jeśli nie musiałam chodzić do pracy odwiedzałyśmy mamę
na lodowisku, lub Adama, jednak, kiedy byłam zobowiązana iść do firmy Phoebe,
to odwoziłam córkę do Tomlinsona. Wracałam około ósmej i kładłam dziecko spać,
a sama zamulałam nad pracami, które musiałam oddać następnego dnia lub na uczeniu
się do egzaminów.
Przez ten miesiąc działo się naprawdę wiele.
Poczynając od tego, że zdałam na prawo jazdy, a tata kupił mi białe BMW x6,
zaczęłam chodzić do pracy, a kończąc na tym, że powoli wracałam do jazdy
figurowej. Musiałam jakoś przestać myśleć o Zaynie, a branie sobie na głowę
więcej obowiązków naprawdę mi to ułatwiało. Po za tym w wolnych chwilach
pomagałam Dani przy Lucasie lub Adamowi w galerii. Miałam naprawdę napięty
harmonogram i odpowiadało mi to.
Zarzuciłam swoją torbę na ramię, a później
ignorując Maxa wyszłam z budynku uczelni i poszłam na parking. Z łatwością
odnalazłam swoje auto, które otworzyłam pilotem, a następnie wsiadłam na
miejsce kierowcy. Wsunęłam kluczyk do stacyjki, po czym przekręciłam
uruchamiając silnik.
Dziwnie mi się prowadziło samochód, zważywszy na
fakt, że zawsze byłam na miejscu pasażera, a teraz sama woziłam moją córkę. Na
całe szczęście szybko się przyzwyczaiłam, bo kiedy pierwszy raz jechałam sama z
Darcey, ręce trzęsły mi się z obawy, że mogę spowodować wypadek.
Pod budynkiem przedszkola byłam po dziesięciu
minutach. Zaraz po tym jak wysiadłam i zamknęłam auto, poszłam w kierunku
szklanych drzwi, przez które weszłam do środka.
W klasie Darcey trwały jeszcze zajęcia, dlatego
przystanęłam w progu i oparłam głowę o futrynę, przyglądałam się dzieciom,
które coś rysowały. Cieszyłam się, że chociaż życie mojej córki nieco zwolniło.
Chciałam dać jej normalne dzieciństwo, a nie relacje tak poplątaną jak od
początku przyjazdu do Londynu.
-Mamusiu! – Z zamyślenia wyrwał mnie głos
czterolatki, która szarpnęła za moją rękę, tym samym prosząc, abym się
schyliła. Przykucnęłam przy szatynce, która podekscytowana pokazała mi obrazek.
–Zobacz, to ciocia Danielle, – wskazała na jedną z postaci na rysunku. –Mały
Luke, Liam, Matt, tatuś, ja, Zayn i ty. – Uśmiechnęłam się smutno, kiedy
zobaczyłam, że dwie ostatnie osoby trzymają się za ręce, a nad ich głowami jest
czerwone serduszko. –A wiesz, że Jake zaprosił mnie dziś na maraton z Żółwiami
Ninja? Mogę do niego pójść? – Westchnęłam głośno. –Prooooszę. – Wyjęczała.
-Proszę, Nessie zgódź się. – Wydął dolną wargę
Jake.
-Jeśli Phoebe się zgodzi i jeśli obiecacie nie
rozrabiać, przemyślę to. – Stwierdziłam, oblizując zaschnięte wargi.
-Jejku, dziękuję, Nessie! – Zawołał mały Carter,
rzucając mi się na szyję razem z moją córką.
-Heej, powiedziałam, że się zastanowię. – Wskazałam
z powagą palcem na mini kopię Zayna. Chryste, Jake był tak łudząco podobny do
mojego byłego.
-Zawsze tak mówisz i się zgadzasz na nasze
maratony. – Zaśmiał się pięciolatek, na co pokręciłam z niedowierzania głową na
boki. To przez te brązowe oczka, do których od zawsze miałam słabość.
-Zgadzam się, bo jesteś małym manipulantem, Jake.
– Chłopiec cmoknął mnie głośno w policzek, a ja zachichotałam.
Ten dzieciak był po prostu niemożliwy. Nie dało
się na niego gniewać, dlatego nie wiem, dlaczego Louis tak bardzo go nie lubił.
Prawdopodobnie miało to związek z tą ojcowską nadopiekuńczością względem małych
córeczek – ja też przez to przechodziłam, bo mój tata był taki sam w stosunku
do mnie i moich kolegów.
-Jake! – Zawołał Christian. –Cześć, Ness.- Uśmiechnęłam
się do mojego sąsiada. –Zbieraj się młody. – Rzucił do chłopca, który razem z
Darcey poszedł zmienić buty i ubrać kurtki. –Jak się trzymasz?
-Jakoś leci.
-Co u tego całego Zayna? – Zapytał ostrożnie,
badając moją reakcję.
Chris i Phoebe byli świadkami, kiedy Malik
przyszedł raz do mnie nawalony i zaczął robić awanturę o Federico. Zayn był po
prostu wściekły, co okazywał krzykami oraz waleniem pięściami w ścianę.
Wrzeszczał, żebym przestała pieprzyć się z Ferro, bo rozkurwi mu głowę przy
najbliższej okazji, jaka mu się nadarzy. Dopiero Chris zareagował i wyrzucił go
z domu, zanim pani Charlotte zdążyła wezwać policję. Byłam mu wdzięczna za pomoc,
bo nie zniosłabym, gdyby mój… Już nie mój, Malik trafił znowu do aresztu nawet,
jeśli byłoby to tylko na czterdzieści osiem godzin. W ramach podziękować miałam
opowiedzieć jemu i jego żonie o tym, kim był Zayn i dlaczego tak bardzo
wściekał się o mojego przyjaciela.
-Za miesiąc ma następny wyścig, dlatego
przygotowuje się do niego. – Przytaknął. –Ale nie mówmy o tym. – Pokiwałam
głową na boki, przy okazji zagryzając dolną wargę. –Twój syn zaprosił Darcey na
maraton.
-Och, to bardzo poważna sprawa. – Stwierdził z
przejęciem Christian. –Chyba będę musiał jechać na zakupy, bo nie mamy w domu
popcornu i coli. – Wybuchłam śmiechem.
Carter był jednym z tych gości, którzy wszystko
potrafili obrócić w żart. Zawsze mnie bawiły te jego śmieszne wymiany zdań z
Phoebe, którą zawsze po kłótni rozśmieszał. Byli cholernie dobrym małżeństwem.
Tworzyli wzór rodziny, coś na miarę tych idealnych z filmów. Też tak chciałam.
-Mamusiu, jedziemy dziś na lodowisko? – Zawołała
moja kruszynka.
-Tak. Jake, o której zaczyna się ten maraton? – Na
twarzy chłopca pojawił się naprawdę duży uśmiech.
-O szóstej, tylko się nie spóźnij, D. – Zagroził
palcem, a Darcey cmoknęła go w policzek.
-Chodź, mała. – Złapałam za dłoń szatynki i
wyszłyśmy z placówki.
Zapięłam czterolatkę w foteliku, a później
obrałam za cel halę, w której uczyła mama. Nie jechałam szybko, ponieważ nie
musiałam się śpieszyć. Miałam czas, masę czasu, który musiałam jakoś wypełnić.
W radiu leciały same wolne piosenki, które wcale mnie nie przerażały. Nie
płakałam, nie wprawiały mnie w stan kontemplacji na temat tego, co zrobiłam źle
w moim związku, że Zayn mnie zostawił. Lubiłam taki smutny klimat.
Równo o trzeciej
dziesięć odebrałyśmy łyżwy od Scotta – nowego pracownika. Założyłyśmy je i
poczłapałyśmy na taflę, gdzie Valerie prowadziła zajęcia z grupą
szesnastolatek.
-Babciu, babciu! –
Darcey od razu podjechała do mojej mamy i razem z nią przyglądała się ćwiczącym
nastolatkom. Z kieszeni bluzy, którą wcześniej zabrałam z szafki wyjęłam MP3 i
włączyłam sobie podkład przez słuchawki, aby nie przeszkadzać reszcie. Tym
razem sunęłam po lodzie wykonując różne akrobacje do piosenki Miley Cyrus The Climb. Ostatnimi czasy, ten numer dodawał mi motywacji
w dążeniu do celu, którym obecnie jest przygotowanie się do mistrzostw Europy.
Tsa, ostatnio wygrałam i jestem reprezentantką Wielkiej Brytanii. Jestem z
siebie dumna, cholernie dumna.
Po przeminięciu drugiej
piosenki, którą była Adore You,
zatrzymałam się i poinformowałam mamę, że idę na czekoladę. Zapytałam również
Darcey czy idzie ze mną, ale odmówiła, mówiąc, że musi razem z babcią pilnować,
aby dziewczyny się nie obijały.
W barze – na moje
nieszczęście – zmianę miała Donie. Dziwnie się przy niej czułam, taka…
Skremowana. Przecież ona teraz pieprzy mojego byłego faceta, ba! Są razem
szczęśliwi.
-Donie, zrobisz mi gorącą
czekoladę? – Zapytałam, kiedy zadzwonił mój telefon. Szybko wyjęłam komórkę z
kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Na sam widok zdjęcia osoby, która w tej
chwili próbowała się ze mną skontaktować moje serce przyśpieszyło pracy.
Niepewnie spojrzałam na Rodriguez, a później wcisnęłam zieloną słuchawkę,
przykładając urządzenie do ucha. –Tak?
-Ness, dzwonił do ciebie
Mike? – Na sam dźwięk głosu Zayna, na moich ramionach, brzuchu i nogach
pojawiła się gęsia skórka. Jak to możliwe, żeby Malik działał tak na mnie tylko
mówiąc przez telefon?! To nie jest normalne, a ja chyba potrzebuję zasięgnąć
pomocy specjalisty.
-T- tak, ale powiedziałam, że
nie masz na razie czasu, a najpóźniej w Londynie będziesz za dwa dni. – Wypaliłam
niczym formułkę. –Zdenerwował się, że nic mu nie powiedziałeś. – Mruknęłam
cicho.
-Nieważne, może mi naskoczyć.
Tak, czy inaczej, jeśli będzie ci truł, żebyś namówiła mnie na wizytę w domu,
odmów.
-Jak to namawiał? – Zamrugałam
kilkakrotnie, nie do końca rozumiejąc, na jaki tor zmierza ta rozmowa. –Nie
rozumiem, Zayn. – Jęknęłam żałośnie.
-Od jakiś sześciu lat nie
byłem w domu, ale to nie jest istotne. Wyjaśnię ci to wszystko jak przyjadę,
okay?
-To nie jest dobry pomysł,
żebyśmy się…
-Pieprzysz, Ness. – Westchnął.
Och, czyli jednak oblicze lekkoducha. Miło. –Oczywiście, że to dobry pomysł, po
za tym mam coś dla ciebie. Trzymaj się, Blondyneczko
i pamiętaj, żeby spławić mojego głupiego brata.
-Mhm, powiem, żeby Michael
się od ciebie odczepił.
-Mądra dziewczynka. – Stwierdził
z podziwem, na co wywróciłam oczami. –Na razie, Ness.
-Tsa, cześć. – Szybko się
rozłączyłam i wsunęłam aparat do kieszeni jeansów.
-Kim jest Michael i dlaczego,
do cholery rozmawiałaś z moim chłopakiem?! – Wycedziła przez zaciśnięte zęby
rozwścieczona blondynka, trzaskając kubkiem o blat lady.
-Brat Zayna, a rozmawiałam z
twoim chłopakiem tylko, dlatego, że prosił, abym wybiła jedną rzecz z głowy
Mike’ a. – Wzruszyłam niewinnie lewym barkiem, łapiąc za szklankę i upijając
maleńkiego łyczka.
-Dlaczego nic nie mówił, że
ma brata? – Syknęła.
-Nie wiem, nie wnikam w to. –
Zakończyłam temat. Razem z naczyniem wyszłam na trybuny, ale tylko po to, żeby
nie musieć uczestniczyć w tej popieprzonej próbie przesłuchania.
Skoro Malik nie powiedział
jej takich rzeczy, ja tym bardziej nie puszczę pary z ust. Donie ma pecha, a ja
kolejny powód, żeby czuć się lepiej, bo ja dowiedziałam się również o Mii –
niezbyt dużo, ale jednak coś tam wiem. Wiem więcej o Maliku i tak, cholernie
obnoszę się z tym faktem, bo mogę przysiąc, że gdyby zapytano o jakiś szczegół
Zayna, to ja bym znała odpowiedź, a nie Rodriguez.
Patrzyłam jak Darcey jeździ
razem z dziewczynami i od czasu do czasu się przewraca. To było piękne patrzeć
jak twoje dziecko się rozwija, jak się nie poddaje. Po każdym upadku, dzielnie
się podnosiła i próbowała znowu, do skutku, aż wyszło.
-Sarah, skup się do cholery!
– Wrzasnęła Valerie.
-Przepraszam. –Mruknęła
skruszona nastolatka.
Dziewczyna była naprawdę
śliczna. Miała długie czarne włosy spięte w koński ogon oraz oliwkową cerę.
Jej brązowe oczy były pełne uczuć, ale przede wszystkim smutku. Ubrana była w
czarne legginsy i obcisłą niebieską koszulkę.
-Usiądź sobie, dziewczyno. – Stwierdziła
moja mama, kręcąc głową z politowaniem na boki. Szesnastolatka tylko
przytaknęła, a później usiadła obok mnie.
-Heej, wszystko w porządku? –
Dziewczyna pokiwała jedynie głową na boki. –Jestem Ness, mogę ci jakoś pomóc? –
Zapytałam, podając jej mój kubek.
-Dzięki. – Mruknęła. –Jestem
Sarah, i jeśli potrafisz cofać czas to bardzo mi pomożesz.
-Niestety nie potrafię tego,
ale możesz mi powiedzieć, co się stało i postaram się znaleźć rozwiązanie. – Wzruszyłam
lewym barkiem.
-Boże, jestem taka głupia. – Westchnęła
przez kpiący śmiech. –Jestem w ciąży, a mój chłopak chce, żebym usunęła. Nie
mogę zabić dziecka, rozumiesz? Nie potrafię…- Załkała, dlatego ją przytuliłam.
-Wiem, co czujesz.
-Niby skąd?
-Bo sama zaszłam w ciążę w
wieku szesnastu lat, a mój chłopak zdradził mnie z narkomanką.
-Och, przykro mi. Naprawdę
nie chciałam… - Zaczęła z przejęciem, ale uspokoiłam ją.
-Wyluzuj, nic się nie stało.
Wiem, że teraz myślisz, iż świat ci się zawalił i gorzej być nie może, ale
wiesz mi, za kilka lat będziesz wdzięczna temu dupkowi za to, że dał mi taki
piękny prezent. Dzięki dziecku nie znienawidzisz go do końca. Będziesz dumna,
tak jak ja jestem z Darcey. – Wskazałam na szatynkę, która właśnie jechała na
jednej nodze.
~***~
-Mamusiu, długo
jeszcze będziemy piekły te babeczki? – Zapytała lekko poirytowana czterolatka,
która już dobre dziesięć minut siedziała w kuchni przed piekarnikiem. –Chcę już
je ozdobić. – Jojczała, wprawiając mnie w jeszcze większy szał, którego nie
okazywałam.
Chciałam skończyć tą
głupią pracę, a później w spokoju położyć się na sofie i obejrzeć jakiś film z
kartonem pizzy i szklaneczką whisky, bo dzisiejszy wieczór miałam dla siebie.
-Mamo!
-Boże. – Westchnęłam
wściekła, odstawiając komputer na blat stołu. Powoli poszłam do kuchni, gdzie
stanęłam nad Darcey ze skrzyżowanymi ramionami na piersi. –Co się znowu stało?
-Denerwuje mnie to
czekanie.
-Może coś narysujesz?
– Zasugerowałam. –Dla taty, albo Lucasa.
-Kiedy wraca Zayn?
-Za dwa dni. – Usta
czterolatki opuściło głośne westchnięcie.
-Mogę pooglądać bajki?
-Tak. – Niemalże
nalegałam. Jedyną rzeczą, której pragnęłam był święty spokój przez jakieś
trzydzieści minut, abym mogła wydrukować ten głupi esej, a jeśli cholerny Spongebob
miał mi to zagwarantować to byłam gotowa na jego irytujący głos.
Równo o piątej wyjęłam
babeczki, które po chwili zaczęła dekorować moja córka, a ja wróciłam do
pisania. Nie zajęło mi to dużo czasu, ponieważ skończyłam po dziesięciu
minutach. Zaznaczyłam cały sześciostronicowy tekst, a później wcisnęłam Ctrl P
i poszłam do kuchni, aby sprawdzić jak radzi sobie Darcey.
-Jak tam? – Zapytałam,
zanurzając pośliniony palec w kolorowej posypce, a następnie go oblizując.
-Dobrze, zobacz to
babeczka dla ciebie. – Podała mi czekoladowy wypiek z niebieskim lukrem. Od
razu wzięłam małego gryzka. Mhm, pycha!
-Mniam, smaczne. – Pochwaliłam.
–Darcey, rozmawiałaś ostatnio z Gabe’ m?
-Nie lubię go. – Uniosłam
brwi. Nie lubi go, od kiedy?!
-Chloe mówiła, że w
poniedziałek się przeprowadzają i pytała, czy nie przyszłabyś się z nim
pobawić.
-Co to znaczy, że się
przeprowadza? – Zapytała niezwykle zaciekawiona, odwracając się do mnie twarzą.
–Nie rozumiem…
-Wyjeżdżają do Nowego
Yorku. – Szatynka zmarszczyła brwi. –Pamiętasz jak mieszkałyśmy w Mediolanie? –
Przytaknęła, dlatego konturowałam. –Przeprowadziłyśmy się tutaj, do Londynu. To
taka sama sytuacja.
-Czy Nowy York jest
daleko?
-Tak.
-Gabe się
przeprowadza, bo go przestałam lubić? – Zapytała, będąc bliska płaczu.
-Nie, oczywiście, że
nie. Po prostu jego mama dostała lepszą ofertę pracy w Nowym Yorku. To nie jest
twoja wina, kochanie.
-Możemy do niego jutro
pójść? Proszę. - Jęknęła z wydętą dolną wargą i tymi proszącymi oczkami.
-Pewnie.
Kiedy na zegarze
wybiła za pięć szósta, Darcey pocałowała mój policzek i z plecakiem oraz
babeczkami pobiegła na niższe piętro, więc zaczęłam wcielać mój plan wieczoru w
życie. Znalazłam film i wykręciłam numer do pizzerii, kiedy usłyszałam dzwonek
do drzwi, dlatego poszłam odtworzyć. W progu stał inny jak Michael. Cholera
zapomniałam o nim.
-Cześć, Mike, wchodź.
– Otworzyłam szerzej drzwi, aby mężczyzna mógł wejść do środka. –Chcesz jakąś
pizzę, bo właśnie zamawiam?
-Dużą pepperoni. – Przytaknęłam.
-Poproszę dużą pepperoni
i margaritę. – Powiedziałam, gdy gość zdążył wyrecytować standardową regułkę.
Podałam również adres, a później odłożyłam komórkę na stolik. –Napijesz się
czegoś?
-Masz whisky? – Przytaknęłam,
a później poszłam po dwie szklanki, do których później wlałam bursztynowej
cieczy. Podałam jedną literatkę mojemu gościowi, a sama z drugą usadowiłam się
obok starszego Malika. –Powiesz mi, co
ten szczeniak znowu wymyślił? – Spojrzałam na Mike’ a z kamienną twarzą. W
sumie… Sama chciałabym to wiedzieć.
-O czym chciałeś ze
mną porozmawiać? – Postanowiłam zmienić temat. Nie miałam w planach wdawać się
z dwudziestosiedmiolatkiem w jakiekolwiek dyskusje na temat jego brata.
-Moja mama ma za kilka
dni urodziny. – Przytaknęłam na znak zrozumienia. –Kiedy zapytałem, jaki chce
dostać prezent powiedziała, żebym przyprowadził do domu Zayna. Nie widziała go
od…
-Od sześciu lat. – Dokończyłam,
na co mój towarzysz zmarszczył brwi. –Zayn mówił.- Wzruszyłam barkiem, przy
okazji zagryzając dolną wargę. –Dlaczego jest taki nerwowy, jeśli chodzi o
waszych rodziców i Mię? – Mulat westchnął głośno, a później złapał się za
głowę. Wyglądało jakby walczył sam ze sobą, z dobre pięć minut przeczesywał
włosy i wlepiał spojrzenie w podłogę.
-On… Obwinia się za
śmierć Mii.
-Co? Dlaczego? – Zapytałam
szeptem jakbym bała się, że ktokolwiek może usłyszeć naszą konferencję.
-Bo się z nią
pokłócił, a nasza siostra chciała mu zrobić na złość i poszła na pieprzone
wyścigi z Maxem, który nie potrafi jeździć po pijaku. Zayn starał się ich
dogonić, ale skończyło się paliwo w motorze jego przyjaciela, a Mia i Max
wpadli w poślizg… - Widać, że było mu trudno to mówić. To wspomnienie było dla
Michaela naprawdę bolesne. –Mia zginęła na miejscu. Wszyscy to przeżywaliśmy,
ale Zayn… On się załamał, Ness. Rzadko bywał w domu, a jeśli już zdarzał się
wyjątek to całymi dniami przesiadywał w pokoju i nie wychodził. Cholernie się o
niego martwiliśmy, bo zapierał się, że rozpierdoli Maxowi głowę, dlatego rodzice
zapisali go na terapię.
-To mu nie pomogło. – Szepnęłam,
na co Malik jedynie wzruszył ramionami.
-Zamknął się jeszcze
bardziej, codziennie chodził na wyścigi, żeby zemścić się na Dawsonie, aż
wreszcie starsi podjęli decyzję o szkole z internatem tutaj, w Londynie. Na
początku mieszkał z Mattem, a później… Chyba wiesz, co było później, prawda? – Pokiwałam
pionowo głową.
-Mikey, ja naprawdę
nie chciałam być wścibska, ja…
-Przestań, Ness, masz
prawo wiedzieć jak bardzo popieprzony jest mój brat.
-Jest zagubiony, a nie
popieprzony. – Warknęłam. –Nie mów tak o nim.
-Dlaczego go bronisz,
skoro cie zranił, huh? – Kiwnął na mnie głową dwudziestosiedmiolatek. –Czemu
zerwał, huh? Powiedz mi, Ness.- Zażądał, na co spuściłam głowę.
-Po prostu się
znudził, to nieistotne, okay? – Warknęłam. –Nie chcę… Pewnie facet z pizzerii.
- Przerwał mi dzwonek do drzwi, dlatego podniosłam się ze sofy głośno
wzdychając i poszłam otworzyć.
Najwyższy czas z tą
pizzą! Umieram z głodu!
Ale w progu nie
zastałam gościa z pizzą, tylko… Zayna.
-Cześć. – Powiedział,
cmokając mnie w policzek, który odruchowo dotknęłam. –Mogę wejść?
-Co tutaj robisz?
Miałeś być za kilka dni.
-Chciałem ci zrobić
niespodziankę, po za tym mam coś dla ciebie. – Podał mi małą kwadratową
paczuszkę w niebieskim kolorze.
-Zayn, ja nie mogę…- Wystawiłam
dłoń ze skrzyneczką w jego kierunku.
-Oczywiście, że…
-Pizza. – Za Malikiem
pojawił się młody chłopak ubrany w firmowy uniform oraz dwoma kartonami w ręku.
–Przepraszam za spóźnienie, ale…
-Wyluzuj, nic się nie
stało. – Uśmiechnęłam się przyjaźnie. –Zaraz przyniosę kasę i…
-Masz i spadaj. – Zayn
wepchnął mu do ręki sto funtów, ale nastolatek dalej stał jak wryty. –Spieprzaj.
– Warknął. –Resztę zachowaj.
-To ponad czterdzieści
funtów.
-Szczerze mi to wisi,
spadaj stąd, szczeniaku. – Powoli zaczynała mnie wkurzać ta jego bezczelność i
arogancja wobec osób trzecich.
Dostawca nadal będąc w
szoku, zbiegł po schodach, a trzask drzwi głównych tylko utwierdził mnie w przekonaniu,
że wyszedł. Znowu byłam sam na sam z moim byłym chłopakiem, który lustrował
mnie z góry na dół.
-Czy ty w ogóle coś
jesz? – Mulat uniósł podejrzanie jedną brew i przekrzywił głowę w prawą stronę,
niemalże dotykając barku. –Wyglądasz jak kościotrup, Ness.
-Przejdź do rzeczy, po
co tutaj przyszedłeś? – Zapytałam, krzyżując ramiona na piersi.
-Nie mogę już
odwiedzić przyjaciółki?
-Och, a więc teraz
jesteśmy przyjaciółmi? – Moje brwi powędrowały ku górze z tego szoku.
Serio, mamy być
przyjaciółmi po tym, co się wydarzyło? Przecież to jest komiczne. Jak mam się z
nim kumplować, kiedy nadal czuję smak jego ust na swoich wargach, szyi? Czuję
jak jego włosy łaskoczą po policzku. Czuję jak mnie przytula. Nie chcę się z
nim przyjaźnić! Przyjaźń jest dla osób takich jak ja i Louis, – którzy po
burzliwej pierwszej szczenięcej miłości, cały czas się kłócą i mają inne
poglądy na świat oraz wychowania córki. Relacja z Zaynem była dla mnie czymś
poważnym, ale spieprzył to. A może to moja wina? Już sama nie wiem, kto
zawinił, jednak jestem w stu procentach pewna, że nigdy nie będę jego pieprzoną przyjaciółką. Prędzej
zjem robaka niż się zaprzyjaźnię z Malikiem.
-Młoda, co ty mu loda
robisz?! – Przymrużyłam oczy. Po co on się w ogóle odzywa?! Niech sączy whisky
i wgapia się w telewizor.
-Co ten kutas tutaj
robi? – Wycedził przez zaciśnięte zęby dwudziestodwulatek wymijając mnie w
drzwiach. Zayn nie bawił się nawet w zdejmowanie butów, a kilka sekund później
dało się już słyszeć krzyki zawziętej kłótni. –Po chuj przyszedłeś do Ness,
huh?! – Zawołał młodszy popychając swojego brata.
-O ile dobrze jestem
poinformowany, to już nie jest twoja dziewczyna.
-Chuj wiesz, Mike!
-Zayn, uspokój się. – Mruknęłam
zażenowana, Kładąc kartony na stole. –Nie mam zamiaru znowu tłumaczyć się przed
panią Charlotte, ani Chrisem i Phoebe, bo ty nad sobą nie panujesz.
-Mścisz się na mnie,
prawda? – Parsknął kpiącym śmiechem mój były, na co zmarszczyłam
brwi. –Nadal jesteś wściekła za to, że z tobą zerwałem i dlatego teraz
pieprzysz mojego brata .– Prychnęłam głośno, kiwiąc głową z niedowierzania na
boki.
-W przeciwności do
ciebie, mam więcej klasy, a rozmawialiśmy o tym, że nie chcesz jechać na
urodziny swojej mamy. – Uśmiechnęłam się sztucznie, natomiast wyraz twarzy
Zayna zmienił się diametralnie – z wściekłości przeszedł przez zdziwienie, aż
wreszcie do wstydu.
-O czym ty… Ness. – Westchnął.
–Ja nie…
-Daruj sobie. – Wzruszyłam
ramionami, całkowicie zlewając jego słowa. –Wiem, że dla ciebie jestem tylko
puszczalską idiotką, którą wpisałeś do dziennika, ale nie pozwolę, żebyś
obrażał mnie we własnym domu, dlatego wyjdź. – Podeszłam do komody, przy której
leżała moja torebka. Wyjęłam z niej portfel, a z niego z kolei banknot o
nominale sto, który wręczyłam młodszemu Malikowi. –Och, byłabym ci niezmiernie
wdzięczna, jeśli ty i Donie raz na zawsze się ode mnie odpieprzycie, bo
szczerze mam dość. Nie jestem jakimś pośrednikiem, żeby jej tłumaczyć, dlaczego
nie opowiedziałeś jej o Michaelu.
-Nie musisz mi oddawać
pieniędzy. – Mruknął pod nosem.
-Och, właśnie, że
muszę, bo nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. – Wzruszyłam ramionami. –Moje
życie zaczęło się układać. – Skłamałam patrząc mu prosto w oczy, w których
błyszczał smutek. Zayn przypominał teraz małego zagubionego chłopca, któremu
zadałam niewyobrażalnie mocny cios.
-I bardzo dobrze,
cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Przynajmniej nie będziesz mi się wpieprzać w
życie. – Po tych słowach wyszedł, trzaskając drzwiami.
-Ness, wszystko…
-Nie, Michael! Nic nie
jest, do ciężkiej cholery dobrze! Zachowałam się jak prawdziwa suka i jest mi z
tym paskudnie. – Wszystkie bariery mi puściły, a słone łzy zaczęły ściekać mi
po policzkach strumieniami. Dlaczego, do cholery to zrobiłam?! Przecież go
kocham!
-Hush, nie płacz,
księżniczko. – Starszy brat Zayna schował mnie w swoich ramionach, mocno tuląc
do swojej klatki piersiowej, a od czasu do czasu całował w czubek głowy.
Ale to było złe. Ja
się czułam źle. Nie na miejscu. To nie był sposób, w jaki przytulał mnie
młodszy Malik. To nie były jego ramiona i usta, które cmokały mnie we włosy. To
nie był zapach Zayna i co najważniejsze to nie był mój Malik.
______________________________________
Bardzo lubię ten rozdział i jestem z niego cholernie dumna, dlatego liczę, że wam też się spodoba i pokażecie swoje zadowolenie lub niezadowolenie w postaci komentarzy, których ostatnio było tylko 4 ;'(
Miej niedzieli ;**
Świetny, cudowny i zajebisty rozdział xD
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny.
Pozdrawiam<3
Zabije kiedyś tego Zayn'a....
OdpowiedzUsuńdziękuję za dedykację kochana! rozdział świetny, jak zawsze. czekam na next, buziaki :*
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację skarbie <3 i za to, że tak wspaniale piszesz i szybko dodajesz rozdziały. Jesteś niesamowita. Rozdział kocham. Jest zajebisty. Zresztą jak każdy inny na twoim blogu. Życzę weny i teraz znowu trzeba czekać na nn ;))
OdpowiedzUsuńWspaniałe opowiadanie. Po prostu sie uzalezniłam Gratuluje talentu i czekam na next
OdpowiedzUsuńWow no rozdział fajny :* czekam na nn i zazdroszczę talentu ♥/ Dominika :*
OdpowiedzUsuń*.* takie tam Zayn jeździ sobie po pustyni xD. Rozdział jak zwykle świetny <3 Olls :***
OdpowiedzUsuńJeeezu to jest najlepsze ff jakie czytałam 😭 niech ten Zayn sie ogarnie błaaagam 💘💕💕❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńGenialny pomysł na rozdział �� uwielbiam ten ff
OdpowiedzUsuń