niedziela, 2 sierpnia 2015

XII. Survival




Nigdy nie przestawajcie wierzyć w marzenia, nigdy nie dajcie sobie wmówić, ze czegoś nie potraficie, człowiek to człowiek, jest w stanie pokonać każdy mur.”


Zayn

Siedziałem przy moim stoliku z Darcey i przyglądałem się jej uważnie. Skrzat zajadał naleśniki, które przyniosła Marisa, a ja popijałem czarną kawę.
W lokalu nie było tłumów, ale spokojnie mogłem naliczyć dwadzieścia osób. Była tutaj grupka małolatów, która prawdopodobnie urwała się ze szkoły. Para staruszków, która o czymś rozmawiała i inne pary, które w tej chwili cholernie działały mi na nerwy.
-Dlaczego nie jesz? – Zamyślenia wyrwał mnie głos czterolatki.
-Już jadłem. – Wzruszyłem barkami, siląc się na lekki uśmiech. –Ubrudziłaś się. – Złapawszy za żółtą serwetkę, starłem czekoladowy mus z brody i policzka szatynki. –Darcey, mogę o coś zapytać?
-Tak. – Mała odpowiedziała z pełną buzią, czym odrobinę poprawiła mi humor.
-Kim jest Federico dla Ness?
Tak, wiem, jestem bezwstydny wypytując o takie rzeczy czteroletnie dziecko, ale musiałem wiedzieć, co łączy moją byłą z tym makaroniarzem. Nie daruję mu, jeśli skrzywdzi Donavan. Obiecałem Adamowi chronić jego siostrę i zamierzam dotrzymać tej obietnicy za wszelką cenę. Nawet, jeśli to miałaby być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu…, Jeśli tylko po policzku Ness spadnie chociażby jedna łezka przez Ferro, to znajdę tego szczeniaka i mu urwę łeb, po czym podrzucę dzieciakom z przedszkola, jako piłkę.
-Nie rozumiem. – Westchnąłem, zagryzając dolną wargę oraz drapiąc się w kark. Modliłem się, żeby to jakoś mi pomogło szybko znaleźć rozwiązanie tej sprawy.
-Czy całował twoją mamę? – Zapytałem wreszcie zasłaniając dłonią usta i przyglądając się z nadzieją Darcey. Błagam, powiedz: NIE, błagam!
-Tak, w policzek, a kiedyś w usta. – Uniosłem brwi.
-Byli kiedyś razem? – Zdziwiłem się. Przecież… Cholera jasna!
Dziewczynka zmarszczyła brwi, po czym niepewnie pokiwała pionowo głową, co wprawiło mnie w jeszcze większy szał. Jak Ness mogła być taka głupia i pakować się w związek z takim pacanem?! Gość jest jak grypa… Każda laska go miała. Zabawiał się z każdą przez tydzień do dwóch, a później porzucał, był jak… Ja, ale z tą różnicą, że ja jestem przystojniejszy, najlepszy we wszystkim – niezależnie od tego, jakich głupot naopowiadała mu Nessela – i zmieniłem się… Na chwilę, ale to zawsze jakaś odmiana, prawda?
-Jesteś zły? – Potrząsnąłem głową, chcąc wybić sobie z głowy obraz mojej byłej i jej nowego faceta, ale niestety bez skutków. Nadal miałem ich przed oczami… Jak się pieprzą. –Zayn, chcesz połamać stół? – Odruchowo spojrzałem na swoje dłonie, które zaciśnięte były na brzegu stolika. Puściłem blat, po czym splotłem palce razem, opierając łokcie na stole i wgryzając zęby w dłonie. –Co się stało?
-Nic, Darcey. – Wzruszyłem ramionami. –Nie zawracaj sobie mną głowy, okay? – Uniosłem brwi, a później skinąłem na moją towarzyszkę.
-Chcę do tatusia. – Przytaknąłem, a później rzuciłem na blat pieniądze za nasz obiad.
-Zapraszam. – Wskazałem ręką w stronę drzwi, a kiedy czterolatka ujęła moją dłoń wyszliśmy z lokalu, po czym wsiedliśmy do samochodu.
Zapiąłem Darcey, a później usiadłem za kierownicą i odjechałem z piskiem opon.
Wiem, że nie powinienem jeździć tak szybko z dzieckiem, ale teraz nie myślałem o tym. Liczył się tylko i wyłącznie fakt, że Nessela ma kogoś, a ten gość jest dziwkarzem i… Samobójcą – w pewnym sensie, – ponieważ nikt przy zdrowych zmysłach nie zadziera ze mną. Każdy może potwierdzić, że nie warto wchodzić mi w drogę, bo będąc szczerym muszę przyznać, iż jestem nieco brutalny i często tracę nad sobą panowanie, mimo że próbuję tego nie okazywać. Każdy, kto kiedykolwiek mi podpadł, zawinił czy chociażby wkurwił zwykłym grymasem… Już nigdy tego nie zrobi, ponieważ dostał nauczkę w postaci kilkutygodniowej wizyty w szpitalu, a w gorszych przypadkach ludzie, których pobiłem musieli przechodzić przez serię rehabilitacji. Ja… Po prostu nie lubię, gdy ktoś kradnie to, co należy do mnie, a Ferro właśnie dopuścił się tego czynu i nie daruję mu tego.
W radiu leciały same rockowe kawałki, które nie podobały się córce Tomlinsona, bo jak sama stwierdziła: Oni nie śpiewają, tylko krzyczą. Mimo jej próśb oraz… Gróźb, żebym zmienił stację, bo mnie uderzy, nie zrobiłem tego, ponieważ właśnie tego teraz potrzebowałem. Musiałem się naładować przed wyścigiem z Federico. Potrzebowałem solidnego kopa, który napędzi mnie i pozwoli w szybkim czasie skończyć podrasowanie SSC Aero zanim będę musiał się stawić w Hackney. Nie chcę tylko pokonać Fede, ja chcę go zmieść z powierzchni ziemi.
Zaparkowałem w garażu, a czterolatka szybko odpięła i pobiegła do domu. Wysiadłem z Bugatti, po czym podszedłem do stalowego blatu, gdzie leżała moja skrzynka z narzędziami. Zdjąłem z siebie czarną bluzę i rzuciłem ją na stół, aby nie ubrudzić jej. Złapawszy za czerwoną skrzynkę, podszedłem do uniesionej maski SSC Aero i zacząłem przy nim majstrować.
Podłączyłem kable od butli z podtlenkiem azotu, a później dokonałem jeszcze kilku poprawek.
~***~
Z przewieszoną przez lewy bark bluzą wszedłem do kuchni, gdzie Liam gotował coś dla Danielle oraz Darcey. Zaraz… Moment!
-Czemu, do kurwy dałeś jej pieprzone maliny?! – Wrzasnąłem na tyle głośno, na ile pozwalały mi siły w płucach.
-A, czemu nie? Dzieci lubią… - Zaczął Liam z kpiącym uśmieszkiem, ale nie pozwoliłem mu skończyć.
-Pojebie, Darcey jest uczulona!
-Co? – Zapytała szeptem moja kuzynka, unosząc brwi ku górze. Zarówno w jej oczach, tak jak w oczach Payne’ a było czyste przerażenie.
Nagle czterolatka zaczęła puchnąć jak balon. Jej dotychczas blada cera przybrała kolor różowy, a dziewczynka miała kłopot z zaczerpnięciem powietrza.
Szybko do niej podbiegłem i zabrałem na ręce.
-Dani, musisz jechać ze mną. – Szarpnąłem Olson, całkowicie nie licząc się z faktem, że jest ciąży i za niedługo ma termin porodu. Teraz liczył się tylko fakt, że tej kutas Liam poczęstował Skrzata jebanymi malinami i młoda ma właśnie atak.
Wepchnąłem dwudziestodwulatkę na fotel pasażera, a szatynkę usadziłem na jej kolanach, sam zasiadając za kierownicą po zatrzaśnięciu drzwi. Uruchomiłem silnik i wcisnąłem pedał gazu, wyjeżdżając na wstecznym, a później w mgnieniu oka zmieniając biegi kierując się w stronę szpitala. Strzałka na liczniku coraz szybciej wędrowała w górę, sięgając blisko czterystu kilometrów na godzinę, ale nie zdejmowałem nogi z gazu.
-Zabijesz nas! – Krzyczała Danielle, mocno przyciskając córkę Ness do swoich gigantycznych cycków, które ostatnim czasem tak urosły.
-Zamknij się, gdyby twój pojebany narzeczony nie dał jej malin, nie musiałabyś ze mną jechać! – Zawołałem równie głośno. –A teraz się zamknij i trzymaj mocno Skrzata, bo zamierzam dowieść nas do szpitala w rekordowym czasie.
-Co ty bredzisz?! – Miałem głęboko w dupie jak bardzo głos Danielle był teraz przerażony, po prostu to zrobiłem… Wcisnąłem dwa guziczki na kierownicy za sprawą, których wbiło nas wszystkich w fotele pod wpływem szybkości, która osiągała ponad pięćset kilometrów na godzinę.
Przejeżdżałem na czerwonych światłach nie licząc się z konsekwencjami oraz ledwo, co wyprzedzając innych uczestników ruchu drogowego, wreszcie po pięciu minutach zatrzymałem się przed budynkiem szpitala. Wybiegłem z wozu i otworzyłem drzwi ze strony Dani, po czym zabrałem Darcey i biegiem ruszyłem w stronę recepcji.
-Zawołaj lekarza! – Wrzasnąłem na dwudziestoparoletnią dziewczynę za kontuarem, która znudzona przeniosła na mnie wzrok. W jej oczach momentalnie pojawiły się iskierki.
-Co się stało?
-Zawołaj, pierdolonego lekarza, bo zaraz wyrwę ci struny głosowe! Ślepa jesteś?! – Wpadłem w istną furię, a szatynka w moich ramionach straciła przytomność.
-Co się tutaj dzieje, Stacy? – Zapytał z oburzeniem gość w kitlu. –Kim pan jest?
-Pomóż mi. – Jęknąłem błagalnie. –Ona ma uczulenie na maliny, a mój pojebany kumpel ją nimi nakarmił.
-Och, proszę szybko za mną. – Biegiem ruszyłem za doktorem na salę segregacji, gdzie ułożyłem Darcey na łóżku, a on zaczął ratować jej życie. –Ile czasu minęło od czasu zjedzenia malin przez dziewczynkę?
-Bo ja wiem? – Zakryłem zdruzgotany dłonią oczy, a następnie przeczesałem nią włosy. –Jakieś dziesięć minut temu wszedłem do kuchni, a po kilku sekundach Darcey dostała silnych napadów alergii…
-Jesteś jej ojcem?
-Co to ma do rzeczy?!
-Nie mogę jej leczyć bez zgody rodziców. – Kurwa, pierdolona mać!
-Gdybym nie był jej ojcem, skąd, do chuja miałbym wiedzieć, że jest uczulona?! Zacznij ją leczyć, a ja zadzwonię po moją dziewczynę. – Lekarz przytaknął, a ja ledwo mogąc poruszać nogami wyszedłem na recepcję, gdzie właśnie jakaś paniusia również w niebieskim fartuchu pochylała się właśnie nad moją kuzynką. –Co z nią? – Zapytałem obojętnie.
 Jestem na nią prawdziwie wkurwiony. Sama jest w ciąży, a jak bardzo wielką nieodpowiedzialnością się wykazała względem córki swojej najlepszej i jedynej przyjaciółki?! Jak mogła dopuścić, żeby Liam poczęstował Darcey malinami?! Gdzie, do ciężkiej cholery Olson ma oczy?!
-Ty chuju… – Wysapała, jakby właśnie przebiegła maraton. Przyjrzałem się ze zmarszczonymi brwiami dwudziestodwulatce. –Ja… Ja… Ja… - Moja kuzynka nie potrafiła się wysłowić.
-Proszę usiąść, jedziemy na porodówkę! – Wrzasnęła wysoka trzydziestolatka, z końskim ogonem, na co wyszczerzyłem oczy.
-Że, co, kurwa? – Wyszeptałem, ale zignorowano mnie. Zawieźli Danielle… Gdzieś!
Zrezygnowany usiadłem na plastikowym stołku, po czym wyjąłem komórkę, którą zacząłem obracać w palcach. Do kogo miałem zadzwonić najpierw? Do Louisa, który ostatnimi czasy wcale nie sypia, a jeśli mu się to uda to graniczy to z cudem? Do Ness, która mnie nienawidzi? Do Liama, którego ja w tej chwili nienawidzę? Do kogo miałem, do kurwy zadzwonić?!
Przełamałem się i wcisnąłem tą pieprzoną zieloną słuchawkę, po czym przycisnąłem telefon do ucha. Czekałem… Minął pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci… Aż wreszcie usłyszałem ten głos.
-Zayn?
-Ness, błagam przyjedź do szpitala.
-Zayn, coś ci się stało? –Ness była przerażona… Kurwa. Dlaczego zawsze wszystko muszę spieprzyć?
-Nie, Ness, ja tylko…
-Coś z Louisem?
-Nie, chodzi o…
-Danielle! O Boże, tylko nie mów, że coś stało się z dzieckiem, bo…
-Zamknij się Nessela! – Zawołałem. –Darcey… To ona jest w szpitalu, błagam przyjedź, bo zaraz zwariuję. Błagam, Ness. – Głos powoli mi się zaczął łamać, czego przyczyny nie byłem świadom.
-Ale… Malik… Ja…
-Oddychaj, Ness. – Wtrąciłem. –Wsłuchaj się w mój głos. – Nagle tętno dwudziestolatki zaczęło zwalniać. –Właśnie tak, wdech i wydech, Maleńka.
-Co…, Co się stało? – Jęknęła żałośnie.
-Przyjedź, wszystko ci wyjaśnię, tylko proszę pojaw się tutaj. – Nie czekając na żadną odpowiedź Donavan rozłączyłem się, a później zadzwoniłem do Liama z informacją, że jego przyszła żonka wyciska z siebie dzieciaka, którego spłodził dziewięć miesięcy temu.
~***~
Ness przyjechała do szpitala po dwudziestu minutach. Cała zadyszana znalazła się w moich ramionach, mocno wtulając policzek w moją klatkę piersiową. Nie mogłem się powstrzymać od objęcia jej drobnej postury swoimi ramionami i oparcia brody o blond włosy, które ucałowałem. Tęskniłem za nią oraz takimi drobnymi gestami, jak cholera.
-Gdzie moje dziecko? – Zapytała dwudziestolatka drżącym głosem.
-Lekarz ją bada. – Oznajmiłem, odsuwając Nesselę na kawałek, aby spojrzeć prosto w te sarnie oczy, które wyrażały czysty strach. –Ness, ja naprawdę nie mogłem go powstrzymać, przyszedłem i ona…
-Przestań, Zayn. – Donavan pociągnęła noskiem, a później obracając się na pięcie poszła w stronę sali segregacji, gdzie przebywała Darcey.
Blondynka długo nie wychodziła, a ja powoli zacząłem odchodzić od zmysłów. Chodziłem w te i we w te, aż wreszcie pojawił się przede mną Liaś.
Ciemny blondyn wyglądał na wściekłego, co wyładował na mojej osobie, ponieważ zacisnąwszy dłoń w pięść, przyłożył w moje oko, zupełnie tak jak ja po południu Federico.
-Mogłeś je zabić. – Warknął Payne przypierając mnie za gardło do ściany i dysząc na mnie jak rozwścieczony byk, któremu machałem przed pyskiem czerwoną płachtą.
-I, kto to, do chuja mówi, huh?!- Złapałem przyjaciela za fraki, po czym zamieniłem nasze miejsca. Teraz to ja wygrażałem jemu. –Darcey mogła nawet umrzeć, bo dałeś jej maliny!
-Skąd miałem wiedzieć, że jest uczulona?!
-Trzeba było zapytać, a nie faszerować czteroletnie dziecko tymi zjebanymi owocami! – Wydarłem się, uderzając w policzek kumpla. Niestety nie poprzestałem na jednym ciosie, a w sumie oddałem ich pięć. Przyłożyłbym Liamowi więcej razy, ale zostałem powstrzymany przez Nesselę.
-Dziękuję ci, że tak szybko ją tutaj przywiozłeś. Lekarz powiedział, że gdyby nie ty, nie mogliby tak szybko podać jej lekarstwa. – Nie licząc się z niczym Blondyneczka kolejny raz przyległa do mojego torsu, tym razem obejmując mnie w pasie tymi cherlawymi witkami. –Jestem twoją dłużniczką, Zayn.
-Przestań, Ness. – Westchnąłem. –Lubię Darcey, a fakt, że się rozstaliśmy nie oznacza, iż przestanę się o nią martwić…
-Mam tylko ją Zayn. – Wtrąciła dwudziestolatka. –Gdzie jest Louis?
-Cierpi na bezsenność, jest jeszcze coś, o czym…
-Od, kiedy jesteś ojcem Darcey? – Zapytała ze spuszoną głową, krzyżując ramiona na piersi. Boże, jaka ona jest piękna.
-Co miałem według ciebie zrobić, huh? – Również zaplotłem ręce na torsie, jednak ja patrzyłem prosto na nią. Nie mogłem się powstrzymać. 
-Po prostu ci dziękuję, Malik.
~***~
Stałem oparty o mój nowy super samochód w dzielnicy Hackney, w otoczeniu pięknych dziewczyn w skąpych ciuchach oraz facetów i gówniarzy, którzy chcieli wkupić się w moje łaski. W tle grała rockowa muzyka, a do mojej szyi śliniła się jakaś ruda wywłoka. Czekałem od dobrych dwudziestu minut na Ferro, który nie pojawił się do teraz. Pewnie gnojek stchórzył, ale nie dziwię mu się, ponieważ gdybym był na jego miejscu już dawno spakowałbym manatki i wrócił do pieprzonego Mediolanu. 
Nagle mój telefon zadzwonił, tym samym informując mnie o nowej wiadomości, dlatego wyjąłem komórkę z kieszeni spodni i dotknąłem opuszkiem palca niebieską chmurkę.
Od: Payno
Omal nie zabiłeś mojej dziewczyny, kutasie, ale wybaczam ci, bo mam ślicznego synka Lucasa Zayna Payne’ a
Prychnąłem pod nosem. Jak mogli tak pokarać tego dzieciaka i nadać mu moje imię, jako drugie? Młody będzie miał przejebane do końca życia.
Zjechałem nieco niżej, gdzie zobaczyłem zdjęcie małego mulata z jasnobrązowymi oczami oraz włosami, które sterczały mu na wszystkie strony. Miał rację… Lucas był śliczny, szkoda tylko, że dostał drugie imię po mnie. To jedyna wada… To brzemię go wykończy, bo jego wujek ma naprawdę nasrane w głowie.
Wcisnąłem przycisk: Odpisz.
Do: Payno
Polecam się na przyszłość. Przy kolejnych dzieciach. Zmień mu drugie imię, chyba nie chcesz żeby twój syn miał coś wspólnego ze mną?
Nie chciało mi się już odpisywać, dlatego wyciszyłem aparat i włożyłem do kieszeni. W tej samej chwili przede mną zatrzymał się srebrny Ford Mustang. 378kilometrów na godzinę… Czy ja wiem? Może autko jest szybkie, ale mój wyciąga o prawie dwie stówy więcej. Cóż… Może być ciekawie.
-Myślałem, że się nie pojawisz. – Prychnąłem, krzyżując ręce na torsie i z kpiną mu się przyglądając.
-Non scherzo, Zayn. – Federico zaśmiał się donoście, a kilka lasek podeszło do niego bliżej, co sprawiło mu o więcej radości.
-Nie żartuję, Ferro. – Wzruszyłem ramionami odbijając się od maski mojego samochodu. –Po prostu bałem się, że nikt nie będzie chciał zająć twojego miejsca, a mam dziś wielką ochotę na wyścig. – Uśmiechnąłem się chytrze.
-Hai perso.
-To się jeszcze okaże. – Warknąłem, a później wsiadłem do SSC Aero i zajechałem nim na linię startu, co po chwili uczynił również mój przeciwnik.
Kilka metrów przed maskami wozów ustawiła się Rose – długonoga brunetka, której włosy sięgały do pasa. Portorykanka była dziś ubrana w krótkie jeansowe szorty, które ledwo zasłaniały jej pośladki, wysokie szpilki oraz górę od kostiumu kąpielowego, mimo iż było jeszcze zimno. W swojej lewej dłoni trzymała jakąś czerwoną chustę.
-Gotowi?! – Zawołała wskazując najpierw ręką na Federico, który przytaknął dając jej również znak ryczącego silnika. –Zayn? – Uśmiechnęła się do mnie uwodzicielsko, na co parsknąłem śmiechem i pokręciłem głową na boki z niedowierzania. Mój silnik również zawarczał. –Start! –W mgnieniu oka uniosła dłonie w górę i wypuściła szmatkę, która spadła długo po tym jak wystartowaliśmy.
Zmieniałem błyskawicznie biegi całą swoją uwagę poświęcając trasie, która prowadziła przez wiele zakrętów i była obstawiona gościami, którzy wszystko filmowali, aby reszta – stojąca na parkingu, gdzie jednocześnie zaczynał oraz kończył się wyścig – mogła oglądać nasze poczynania.
Już od samego początku byłem na prowadzeniu i nawet nie potrzebowałem wciskać guziczków od podtlenku azotu, aby utrzymać przewagę. Minąłem park, po czym zacisnąłem ręczny wykonując drift, żeby nie wypaść na zakręcie i co gorsza nie zniszczyć mojej nowej zabawki – dużo kasy wydałem na ten wóz i jeszcze więcej się wypociłem przy udoskonalaniu go, więc nie mam w planach, aby to wszystko poszło na marne. Nie zamierzam niszczyć auta, jeśli nie będzie to konieczne, żeby wygrać.
Zerknąłem w lusterko wsteczne i zobaczyłem tą sierotę, która właśnie wyjeżdżała z zakrętu. Przecież to jest po prostu komiczne! Dlaczego, do cholery Ness wybrała takiego nieudacznika, który jest „mistrzem Włoch”, a nie radzi sobie ze mną? Takie zachowanie nie przystaje mistrzowi. Mistrz powinien zwyciężać, a tym czasem, co robi? Ledwo nadąża za gościem, który podobno jest słaby w wyścigach i łóżku!
Nessela nie ma bladego pojęcia, o czym mówi!
Jestem guru w tych dwóch dziedzinach i nie mam sobie równych. Nawet Louis jest ode mnie gorszy. Nikt nie jest tak genialny jak ja. Te wyścigi to mój świat i nikt mi tego nie odbierze nigdy.
Jako pierwszy przejechałem linię mety, po czym wysiadłem z samochodu. Wszyscy zebrali się wokół mnie gratulując, a laski zaczęły mnie przytulać, ale i tak nie byłem szczęśliwy.
-Zayn! – Przymknąłem mocno powieki, słysząc ten pieprzony włoski akcent. Po chwili Ferro stał naprzeciwko mnie z naburmuszoną miną. –Oszukiwałeś. – Uniosłem brwi.
-Niby, w jaki sposób, huh? – Warknąłem. Nikt nie powinien mi zarzucać oszustwa, bo nigdy nie kantuję! Jestem uczciwy, jeśli chodzi o wyścigi samochodowe! A w tego typu rozrywkach… Tutaj w Hackney wszystko jest dozwolone.
-To nieistotne, Federico, – Zza makaroniarza wyszedł jakiś facet w gajerze. –Jestem Daniel Smith. – Wystawił w moim kierunku dłoń, którą od niechcenia uścisnąłem. –Chciałbym, żebyś ścigał się dla mnie.
-Skąd pewność, że ja tego chcę? – Kiwnąłem na niego brodą. Zdezorientowany facet spojrzał na Federico, który jedynie wywrócił oczami.
-Bo według Ness to twoje marzenie. – Zmarszczyłem brwi, a grymas z mojej twarzy szybko zniknął. Ness…? Ale… Okay, to moje pieprzone marzenie, żeby jeździć zawodowo, ale dlaczego…?
-Nie rozumiem.
-A, co tu jest do rozumienia?! – Wrzasnął Ferro na całe gardło. –Załatwiła ci spotkanie z Danielem, który daje ci szansę na udział w wyścigach jak Dakar czy Formuła 1!
-Dlaczego miałaby to niby robić, huh? – Prychnąłem z kpiną, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
Zraniłem ją. Potraktowałem znacznie gorzej niż Tomlinson, a ona spełnia moje dziecinne marzenia?! Przecież to niesamowicie głupie! Jak to możliwe, żeby ta dziewczyna miała aż tak dobre serce, aby okazać to gościowi, który powiedział jej prosto w oczy, że była tylko jego dziwką? Nessela jest po prostu kobietą idealną, a ja… Jestem cholernym skurwielem, który nie potrafi walczyć o to, co kocha. Zawsze wybieram najprostszą drogę… Tyle, że ta droga, jako jedyna zapewni im wszystkim bezpieczeństwo od tego socjopaty.
-Przyjdź jutro na bal dobroczynny, gdzie będzie można licytować samochody, a pieniądze ze sprzedaży przeznaczymy na cele charytatywne. – Dodał, wręczając mi zaproszenie wykonane z papieru czerpanego, po czym odszedł tak jak Ferro. 
_______________________________________
Cóż mogę powiedzieć?? To cały Zayn... Hahahaha...
Noo i jeszcze Eminem ♥ strasznie lubię tą nutkę - nie tak bardzo jak jego duety z Riri, ale nadal... 
Naprawdę dziękuję wam za komentarze, to wiele dla mnie znaczy (;
Miłej niedzieli i reszty wakacji ;**  

6 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze świetny :D Nie mogę się doczekać kolejnych wydarzeń :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział. Haha też bym się zdziwiła n miejscu Malika :-))

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubie takie zwariowane akcje; czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział czekam na next . Zapraszam do siebie http://oops-louistomlinson.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja