niedziela, 5 kwietnia 2015

28. Happy Together




„Człowiek automatycznie się uczył, że wszystko co wolno jest potwornie nudne, a ciekawe tylko to co zabronione.”


Zayn 

O piątej wygramoliłem się z łóżka Ness. Wciągnąłem na nogi bokserki, spodnie i buty, a przez głowę przełożyłem bluzę. Na ramiona ubrałem jeszcze kurtkę, a później spojrzałem na śpiącą blondynkę, która urodą przypominała anioła. Czarny t-shirt położyłem na blacie szafki, tak jak jej bieliznę, którą wczoraj porozrzucałem po pokoju. Pochyliłem się nad nią i delikatnie musnąłem jej usta.
Cholera, nie wiedziałem, że będzie tak trudno jak zacznę z nią kręcić. Lou powinien trochę odpuścić, zwłasza Ness, której chciał podłożyć podsłuch. Bez kitu, przecież to tylko dziewczyna, a nie jakiś bandzior, albo świadek koronny, żeby aż tak ją pilnować. Prawda jest taka, że ten palant nie ufa ani jej, ani mnie i dlatego jest tak przewrażliwiony. Jeszcze to Vegas… Może miesiąc temu byłbym na to chętny jak na seks bez zobowiązań, ale od tego wieczoru, kiedy pobiłem się z Tomlinsonem o Donavan i przespałem z nią jest inaczej. Nie bzykam nieznajomych, tylko Ness i jest mi z nią cholernie dobrze. Nie chcę tego zmieniać, nawet ze względu na Louisa. Ja też chcę być szczęśliwy chociaż raz.
Wyszedłem po cichu z pokoju dziewiętnastolatki na korytarz i rozejrzałem się. Nic się tutaj nie zmieniło, jest tak jak tamtej nocy, kiedy… George przyłapał mnie z jakąś laską w jego sypialni. Nieźle się wtedy wkurzył.
Zszedłem na parter, gdzie cały czas leciały bajki, a na sofie spał Adam, Darcey i ten pies, którego mała mocno tuliła.
Musiałem już wracać, bo miałem masę roboty przy wozie mojego przyjaciela, zresztą swój też musiałem podrasować z racji tego, że dziś miałem się ścigać. Bez zbędnego hałasu wyszedłem kulturalnie przez drzwi, które zamknąłem kluczem wyjętym spod doniczki. Odłożyłem go w to samo miejsce, a później wsiadłem w swój samochód i uruchomiłem silnik, odjeżdżając z piskiem opon. Włączyłem ogrzewanie, radio oraz spuściłem szybę, ponieważ potrzebowałem zapalić.
Droga do domu minęła mi szybko, ponieważ o tej porze nie było jeszcze takich dużych korków, mimo iż stałem na pieprzonych światłach. Zdążyłem wypalić pół paczki fajek, ale to ostatnio było częstym zjawiskiem, bo moje życie jest nieco bardziej stresujące niż zazwyczaj.
Mogłem wejść bez uzbrojenia do bazy wojskowej w Moskwie, żeby wykraść tajemnicze dane. Mogłem ścigać się w najbardziej niebezpiecznym wyścigu świata, którym wbrew pozorom wcale nie był Isle of Man TT czy Dakar, a nielegalny Race Of The Death, w którym raz brałem już udział. Bardziej obawiałem się straty, niezależnie czy chodziło o przyjaźń z Louisem czy mojego – jakkolwiek dziwnie to brzmi w moim przypadku – związku z Ness… Już raz straciłem kogoś i nie chcę tego znowu doświadczyć. Mam swoje powody, żeby być takim pozbawionym empatii skurwielem i nawet Donavan się tego nie dowie – przynajmniej na razie. Nie chodzi o brak zaufania, bo cholernie jej ufam, ale… Boję się o nich wszystkich. Są moją rodziną i chcąc nie chcąc są na mnie skazani do póki żyję. Danielle za chuja się mnie nie wyrzeknie, Matt tak samo. Louis… Ten kretyn jest na mnie skazany nawet po śmierci, ponieważ będę nawiedzał tą sierotę nawet w koszmarach, kiedy będzie leżał ze swoją cizią i robił jej dobrze. A Ness… Jeśli odejdzie… Pogodzę się z tym, bo ktoś mądry kiedyś powiedział: „Jeśli kogoś bardzo mocno lubisz, to pozwolisz mu złamać swoje serce.” 
Wszedłem do dużej willi, której byłem współwłaścicielem, a pierwszą czynnością, jaką zrobiłem było odwieszenie kurtki i zsunięcie ze stóp butów. Potrzebowałem kofeiny, dlatego niemalże pobiegłem do kuchni, aby zaparzyć sobie - i tym czubom w sumie też – czarnej, gorzkiej kawy. Moje zdziwienie było ogromne, kiedy dzbanek był pełen, a nad nim unosiła się para. Słodki Jezu, czyja to sprawka? Kto aż tak bardzo mnie kocha? Wyjąłem swój kubek z szafki, po czym nalałem sobie napoju życia. Podmuchałem trochę i wreszcie wziąłem porządnego łyka. Moje usta opuścił pomruk przyjemności, kiedy połknąłem sporą ilość cieczy. Z tego niesamowicie rozkosznego transu wyrwało mnie odchrząknięcie, dlatego przeczesałem wzrokiem pomieszczenie. Spojrzenie zatrzymałem dopiero przy stole, gdzie siedziała moja kuzynka.
Danielle wyglądała jak gówno. Wnioskuję z tego, że prawdopodobnie nie spała zbyt dobrze, co zapewne jest sprawką tego małego potworka wewnątrz niej lub dzikiego seksu z Liamem, którego gwałci prawie każdej nocy od wyjścia ze szpitala. Niech się dzieci bawią, ale powinni się zabezpieczać, bo doskonale wiedzą do czego prowadzi takie bzykanko jak u króliczków. Noo… W każdym razie już za kilka miesięcy będzie cholernie ciekawie.
-Przytyłaś. – Wyznałem ze śmiertelną powagą.
Musiałem sobie jakoś poprawić humor i rozładować napiętą atmosferę, która się między nami nawiązała. Lubiłem ją denerwować, chociaż w sumie to było moje drugie ulubione zajęcie po za seksem – wyścigów oraz walk nie liczę, ponieważ to moje życie. Dani zawsze, gdy się wkurwiała miała śmieszną żyłkę po prawej stronie czoła, która tak zabawnie pulsowała. Ten widok napawał mnie radością zawsze.
-Ogranicz czekoladę.
-Kutas. – Zaśmiałem się pod nosem, ruszając zawadiacko brwiami. –Co ta dziewczyna w tobie widzi, huh? – Pokiwała śmiertelnie poważna głową na boki.
-Kocha mnie. – Wzruszyłem ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na całym bożym świecie. –Jak każdy, bo jestem seksowny, przystojny, odważny, kurewsko miły, uczynny, kulturalny, najmądrzejszy i cholernie słodki. – Kolejny raz uśmiechnąłem się szeroko, kiedy skończyłem wyliczać na palcach małą ilość moich zalet oraz cech charakteru. Nic nie mogę poradzić na to, że jestem idealny.
-Jesteś takim idiotą, Zayn. – Zmarszczyłem brwi. Okay, zaczęło się robić poważnie. –Bez urazy. – Uniosłem dłonie na wysokość twarzy dając tym samym do zrozumienia Olson, że nie chowam żalu względem jej osoby. –Robisz to tylko po to, żeby wkurzyć Lou, prawda?
Oczywiście, że nie! Bardzo lubię moją Blondyneczkę i nie mam w planach jej krzywdzić. Chcę ją mieć całą dla siebie, bo wprost ubóstwiam siedzenie z nią, rozmawianie, oglądanie tych ckliwych i mdłych komedii romantycznych, jej uśmiech, to jak zabawnie marszczy nos, albo jak jest wściekła… Pomagać jej w nauce, zajmować się Skrzatem, kiedy Ness jest na lodowisku… Kurwa, wkręciłem się w tą znajomość i nie zamierzam odpuścić!
-Tak. – Odparłem bez zastanowienia ze śmiertelną powagą w głosie, zagryzając dolną część ust.
-Zayn, niszczysz szansę na ich związek. Wiesz, że Louis kocha Ness, a Ness kocha Louisa.
Nonsens! Gdyby ona go kochała nie pieprzyła by się ze mną. Nie pozwalałaby, żebym ją całował. Zakazałaby mi dotykania, przytulania. Powiedziałaby: Spierdalaj, chuju! Mam faceta, którego kocham! Ale Donavan mnie nazywa swoim facetem! To ja noszę znamię z niezmywalnego markera na podbrzuszu, dokładnie nad kutasem! To ja mam zakaz pieprzenia zdzir z Vegas!
-Ona go nie kocha, Danielle. – Uśmiechnąłem się chytrze, bo uwielbiałem rozwiewać jej marzenia, różową przyszłość z tęczą, jednorożcami i innym chłamem, który uwielbiają laski.
-Skąd ty… - Mruknęła, marszcząc brwi i dokładnie mi się przyglądając. Po chwili jej niewiedza zamieniła się w zdziwienie, które przejawiła otworzeniem ust na wzór literki O. –Ty posrany dziwkarzu, jak mogłeś mu to zrobić?! – W mgnieniu oka znalazła się przy mnie, a ja poczułem cholerne pieczenie na lewym policzku. –To dziewczyna twojego przyjaciela, a ty ją bzykałeś!
-Uważaj na słowa, Dani. – Warknąłem całkowicie poważny, mierząc w nią palcem wskazującym. -Zdradzę ci sekret: Nadal to robię. – Szepnąłem z triumfalnym uśmieszkiem. –A tobie, Louisowi, Mattowi, Liamowi i chuj wie komu jeszcze, gówno do tego gdzie pcham kutasa. – Wyluzowany wzruszyłem ramionami. –A jeśli chodzi ci o tą „wielką miłość”... – Zrobiłem w powietrzu cudzysłów, ale tylko po to, aby pokazać dwudziestodwulatce jak cholernie ta sytuacja mnie bawi. –Ness i Louisa… Popatrz na to z jej perspektywy: Zranił ją, zostawił samą z…
W porę zamilkłem. Nie powiem jej o Darcey. Jeśli Blondyneczka uzna to za stosowne, sama im powie.
-Ze złamanym sercem i zabawiał się z Jess po kątach. Według ciebie i Tomlinsona powinna teraz na kolanach błagać go o wybaczenie, bo… Kurwa, sam nie rozumiem, jak laska może mieć tak nasrane w głowie, żeby nie wrócić to tak idealnego faceta! Nie wiem, Dani… Może mój ponadprzeciętny poziom inteligencji nie pozwala tego pojąć. Kurwa, wytłumacz mi! – Oburzony skrzyżowałem ręce na torsie i popatrzyłem na nią z góry.
No czy ona była normalna?! Ten dzieciak w jej brzuchu, cholernie mocno musi ją kopać – mimo, iż to dopiero trzeci miesiąc, a nogi tego dzieciaka nie są na tyle silne i wykształcone – skoro ma takie klapki na oczach, zasłaniające jej realia prawdziwego życia!
-Przestań być kutasem i odpuść ją sobie. – Pokiwałem przecząco głową. –Zayn, wiesz, że będziesz cierpiał bardziej niż po Mii. – Zacisnąłem szczękę.
Miała nie wypowiadać tego imienia! Prosiłem tylko o tak drobną rzecz, a ona…! Kurwa pierdolona mać! Ta niewyparzona jadaczka Olson!
-Przepraszam, ale musiałam…- Złapała mnie za bark, który masowała w ramach udobruchania mnie. Nie jestem szczeniakiem i nie przekabaci mnie tak łatwo! –Zakończ to, nim znów stracisz kontrolę, błagam. Nie lubię patrzeć jak cierpisz. – Ujęła moją twarz w dłonie i pocierała kciukami policzki. Zacisnąłem mocno powieki, a później ostrożnie ją od siebie odsunąłem.
-Ona nie chce cierpieć, Danielle. Nie chce być znowu częścią tego syfu. Odpuszczę, jeśli Tommo da jej święty spokój. Odpuszczę, jeśli będę wiedział, że nic jej nie grozi ze strony Stana, Westona, Louisa i tego chuja, który mi grozi. Teraz ona mnie potrzebuje.
-Powiedz Louisowi. – Powiedziała ze skruchą, jakby skarała się mnie przekonać do zmiany decyzji.
-Ness nie chce od niego niczego, woli mnie. – Znów ściszyłem swój głos, aby zdenerwować kuzynkę.
Fakt, że jest o rok starsza, o trzy lata bardziej dojrzalsza całkowicie mi zwisał, bo nadrabiałem to urodą i inteligencją, ale nie pozwolę, żeby ona decydowała za mnie oraz mówiła mi co mam robić, a czego nie. Nie jest moją matką i nigdy nie będzie!
-Co by powiedziała ciocia Annie, gdyby cie teraz widziała? – Pokręciła głową na boki z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy.
-Nie byłaby zadowolona z twojego zachowania, Olson. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby. –Tak samo jak ciotka Trish i wujek Mark, a wiesz dlaczego? –Mulatka zazgrzytała swoimi kłami. –Bo na pierwszym miejscu zawsze była rodzina. Cieszyliby się, że jestem szczęśliwy, a nie wytykali błędy jak ty! Bo przecież jestem dziwkarzem, który tylko zalicza i porzuca! – Krzyczałem rozbawiony – zawsze tak reagowałem, to taki niedorzeczny nawyk ukazujący moją wewnętrzną frustrację. –Mam wyjebane na ciebie, Matta i wszystkich fałszywych przyjaciół jacy mnie otaczają! Powtarzacie mi, żebym się ustatkował i zmądrzał, a kiedy to robię karzesz przestać! Zdecyduj się czego chcesz, Danielle, bo robisz mi rozpierdol w chaosie! Wiesz co teraz zrobię? – Pokiwała wystraszona głową na boki. –Pójdę do pierdolonego garażu i naprawię to chujowe auto twojego ulubieńca, któremu wchodzisz do dupy, a później zajmę się swoim. Prześpię się i pojadę się wyładować w Street Fight, albo jakimś wyścigu… - Wzruszyłem ramionami, bo szczerze powiedziawszy nie wiedziałem co będzie lepsze. Adrenalina i wolność, wywołana prowadzeniem, czy może adrenalina i obicie komuś mordy. Nie potrafiłem się zdecydować. –A ty z łaski swojej do końca dnia i życia nie wymówisz imienia mojej matki, Mii i nikogo z mojej prawdziwej rodziny. – Odwróciłem się i wkurwiony do granic możliwości poszedłem do garażu, gdzie poświęciłem się pracy.
Dani miała fatalne wyczucie chwili i zawsze mówiła to, czego nie chciałem usłyszeć w kłótniach. Nie powinna wspominać o mojej Mii – przekroczyła granicę i nie zamierzałem jej tego wybaczać. Wyciągała brudy sprzed kilku lat, a tego jej nie mogłem podarować. Mia była ważna i Danielle doskonale o tym wiedziała. Miała świadomość, co się stało oraz jak się po tym czułem. Olson, tak jak Matt byli przekonani oraz zaznajomieni przez swoich starych o tragedii, jaka mnie dotknęła, ale Anderson nie wspominał o tym, czego nie mogłem powiedzieć o mojej wścibskiej kuzynce. Doprowadzała mnie do szału! Znoszę wszystko, czym mnie obrzuca – wyzwiska i inne, ale nie miała, kurwa prawa, żeby mieszać w to moją małą Mię. To była granica gdzie kończyła się niewinna zabawa, a zaczynało czyste chamstwo.
Po kilku godzinach pracy pod kurewskim japońskim Nissanem – jak już musi kupować takie gówniane wozy to niech chociaż odwozi je do innego mechanika, bo mnie, kurwa nerwica dopada, kiedy mam ślęczeć nad takim gratem. Naprawię Tomlinsonowi każdy samochód, ale made in Japan lub made in China… Naklnę się przy nich za wsze czasy. Palę jeszcze więcej kalorii, niż w łóżku.
Wreszcie mogłem zająć się moim nowym dzieckiem, jakim było nowiusieńkie sprowadzone z Ameryki - SSC Aero z osiągiem 414,26km/h. Boże, pokochałem to cudeńko od pierwszego spojrzenia. Mógłbym w nim jeść, spać, pieprzyć się z Ness… Mogłem wszystko i chciałem to robić w tym aucie. Już sobie wyobrażam te zazdrosne miny Tomlinsona, Payne’ a, Andersona… Każdego, kto zobaczy mnie w tym cudzie techniki oraz motoryzacji. Poświęcałem podrasowaniu tego cacka cały swój wolny czas, ale nadal nie było gotowe i nie mogłem się nim ścigać. Chciałem mieć najszybszy wóz świata i zamierzałem spełnić to życzenie modyfikując silnik oraz dodając butle z podtlenkiem azotu.
Moim problemem nie było to pragnienie, ale zwyczajne lenistwo. Po renowacji zabawki Louisa miałem dość zszarpane nerwy, które zawdzięczałem przede wszystkim cholernej Danielle – Liam powinien jej zakleić usta kropelką, a jeśli nie on… Sam się tym zajmę. Wyświadczę nie tylko wielką przysługę sobie, ale również temu młodemu – wiem, że to będzie chłopak – bo matka nie będzie mu zrzędzić nad głową.
Wykończony psychicznie poszedłem do swojej sypialni, gdzie od razu położyłem się na łóżku. Nie mogłem spać, mimo iż tego potrzebowałem przed nocną rozrywką oraz wylotem do pierdolonego Vegas.
Podwinąłem bluzę, a moim oczom ukazał się kawałek czarnej linii, dlatego opuściłem nico spodnie, aby podziwiać cały malunek. Na sam widok uśmiechnąłem się. Była taka skupiona bazgrząc swoje imię… Wystawiła nawet język, czego nie była zapewne świadoma. Ness chciała mnie oznaczyć, dlatego pozwoliłem jej na to – jako jedynej.
Powoli mój przyśpieszony puls zwolnił, ale nie było to długotrwałe zjawisko, ponieważ moja komórka zadzwoniła. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Westona. Nie miałem ochoty znowu się wkurwiać, ale postanowiłem odebrać.
-Czego? – Warknąłem. Nie przepadałem za nim, wręcz gardziłem.
-Może grzeczniej, gówniarzu? – Jego ton też był zimny, ale na mnie nie robił wrażenia. Nadal miałem Jasona za kutasa bez mózgu. –Co zrobiłeś, szczylu?
-Naprawiłem wóz Louisa. – Wzruszyłem ramionami, a w odpowiedzi dostałem kpiący śmiech. Okay, nie kumam.
-Skończ pierdolić! Skopiowałeś dane z konwoju.
-Nie, Weston. Ja jestem bardziej w deseń wykonać polecenie bez zbędnych pytań. Dostałem kasę i więcej mnie nie obchodzi.
-Więc kto?!
-Chuj wie… Może Stan, wiesz, że to skończony fiut.
-Grozi waszej dziewczynie... – Mruknął pod nosem, dlatego wywróciłem oczami. Ona nie jest nasza, tylko moja. –Radzę ci uważać na tą Blondyneczkę, bo jej niewyparzony jęzor sprowadzi na nią kłopoty.
-Odpierdol się od Ness. – Powiedziałem na odczepne. Wyłączyłem urządzenie i ułożyłem na swoim brzuchu, jednak nie poleżało tam zbyt długo, ponieważ dosłownie kilka sekund później aparat zawibrował, a ja kliknąłem w wiadomość.
Od: nieznane
Mam nadzieję, że pieprzenie tej laseczki jest warte zachodu, Malik w końcu ryzykujesz przyjaźń z Tomlinsonem. Wiesz… Twoje zaangażowanie w związek z Ness zostaną wynagrodzone. Powiem ci sekret: Dziś stracisz wszystko
Z
Zaśmiałem się pod nosem. Ja nigdy nie przegrywam! Jestem zwycięzcą, jeszcze nigdy nie poniosłem porażki, więc dlaczego ten gnój jest taki pewien, że dziś będę miał pecha? Wszystko mam pod kontrolą – Ness jest bezpieczna u swojego starszego w domu, wozy są w stu procentach sprawne, a ja jestem… Jestem Zayn Perfekcja Malik, nigdy nie podwinęła mi się noga w tym co robię – no prawie.
Około godziny ósmej do mojego pokoju w parzyła Stacy – by ją szlag! Od kiedy ona tutaj tak często bywa?! Ten chuj McKibben mógłby się wreszcie zainteresować swoją dziwkarską córunią, a nie zwalać wychowania na mnie.
-Louis kazał przekazać, że zaraz jedziecie na Street Fight. – Uśmiechnęła się lekko, a ja jedynie przytaknąłem i wolnym krokiem poszedłem do garażu. Wsiadłem do Bugatti, po czym pojechałem w wyznaczone miejsce.
Parking był zapełniony laskami w skąpych strojach - które teraz przypominały rasowe kurwy, którymi w sumie były. Dawały każdemu zawodnikowi, który miał jakiekolwiek szanse, żeby wygrać – oraz samych kierowców i uczestników walk. Kiedy wysiadłem z samochodu przy moim boku pojawiła się ta sama blondynka, która pracuje na lodowisku mamy Ness.
Donie była dwudziestoletnią blondynką o brązowych oczach, ale nie takich ładnych jak Donavan. Moja Blondyneczka w porównaniu z nią to kruszynka, ponieważ Rodriguez była nieco bardziej… Potężniejsza w budowie. Nie była gruba, czy coś z tych rzeczy… Była jedynie grubsza od Ness. Foczka na każdych wyścigach latała za mną jak ćma za światłem i kiedy jeszcze nie byłem z Donavan, kilka razy ją zaliczyłem, była pomarańczowym. Tyle, że od ery Ness nie miałem w planach korzystać znów.
-Zayn, zabawimy się dziś? – Wywróciłem oczami na jej pytanie.
-Jestem zajęty, Donie. – Blondynka zazgrzytała zębami.
Teraz z perspektywy czasu zastanawiam się czy czasem nie spotkałem jej znacznie wcześniej. Była tak samo upierdliwa jak dziunia, która kiedyś spotykała się z Mattem i dała nam wszystkim dupy, ale… To nie możliwe, bo Nancy była brunetką o brązowych oczach, idealnym ciele, dużych gabarytach i pustką w głowie.
-W takim razie, po wyścigu.
-Dziś walczę. – Mruknąłem zażenowany. –Ale to i tak nie zmienia faktu, że nie mogę.
-Niby czemu? Nigdy nie przeszkadzało ci, że laski wskakują tobie do łóżka. – Z nutką oburzenia podparła się o biodra. –Kochałeś to, Malik! Co się, do cholery odmieniło?!
-Mam dziewczynę. – Wzruszyłem ramionami, a jej wyraz twarzy był bezcenny. –Jeśli chcesz, to Louis jest wolny.
-Kim ona jest?! – Zmarszczyłem brwi.
Głupia jest czy jak? Myśli, że jej powiem? Niedoczekanie!
-Niezłą laseczką, przy której wszystkie inne są mi zbędne. Sorka, Donie, ale muszę lecieć, nie? – Złapałem ją za barki i przesunąłem trochę na bok, torując sobie drogę.
Szybkim krokiem poszedłem do Scotta, który był dzisiaj gospodarzem. Przywitaliśmy się przybijając sztamę, a później zdjąłem koszulkę i stanąłem naprzeciwko jakiegoś dryblasa ze wzrokiem obłąkania. Scott dał nam sygnał, dlatego zacząłem przestawienie.
Bawiłem się z nim i cały czas podpuszczałem. Uwielbiałem gierki psychologiczne na moich przeciwnikach w Street Fight to było… Dobre. Po chwili jednak miałem dość i znokautowałem go. Jestem zmęczony. Postanowiłem jeszcze przed powrotem zapalić, dlatego w domu byłem znacznie później od Tomlinsona.
Po przekroczeniu progu doznałem lekkiego szoku na widok siedzących na sofie policjantów.
-Zayn Malik? – Zapytał jeden, a ja przytaknąłem. –Razem z Louisem Tomlinsonem, Jeremy’ m Stanem oraz Matthew Andersonem zostajecie aresztowani za napad na konwój wojskowy w Moskwie. -Uniosłem brwi, przyglądając się przyjaciołom i temu sukinsynowi. –Zapraszam do radiowozu. – Kulturalnie wyszliśmy z chłopakami za gliniarzami, którzy później wpakowali nas do wozu i zawieźli do aresztu.
Miał rację. Ten pierdolony psychol miał rację! Dziś przegrałem, a stawka była cholernie wysoka, ponieważ teraz moja Blondyneczka i Skrzat były bez opieki. Straciłem wszystko, a raczej dopiero stracę. 
____________________________________
No więc... Trochę się porobiło i małymi kroczkami zbliżamy się do końca pierwszej części - druga będzie publikowana na tym blogu!! 
Pojawiła się też postać Donie (jest w bohaterach, jeśli chcecie możecie oglądnąć), a może Nancy? o.O 
Jest również traumatyczne wspomnienie tajemniczej Mii, która jest bardzo ważną postacią z przeszłości Zayna...
Oj, będzie się działo...
Korzystają z okazji chcę złożyć wam życzenia świąteczne, także ten... Wesołych...
Dziękuję wam niezmiernie za komentarze, jesteście wielkie i kochane!!
Miłej niedzieli
Buźka, miśki ;** 

10 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :) juz się nie mogę doczekać następnego :)
    i wesołych ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co to za Mia ? W każdym bądź razie Dani nieźle wkurzyła Malika, ale powinien jej odpuścić bo jest w ciąży i może mieć swoje humorki :D
    O nie teraz Skrzat i Ness są w niebezpieczeństwie oby nic poważnego im się nie stało.
    Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty rozdzialik ;-) I wesołych.

    OdpowiedzUsuń
  4. No to ten no zajebisty rozdział xd
    Czekam na nexta i no ten wesołych świąt xx

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG !!! Jak to się stało że oni idą za kratki ojjj coś czuje że Blondyneczka pokarze pazurki :D:D Olls:***

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdził no i troche spuznione wesolych swiat

    OdpowiedzUsuń
  7. jeju ale sie dzieje..assdfjadf

    OdpowiedzUsuń
  8. nareszcie!
    cieszę się, rozdział wspaniały
    czekam na dalsze :)
    zapraszam do siebie :)
    pojawił się zwiastun:D
    http://art-of-killing.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja