Rozdział z dedykacją dla Mia Rosa - Nayn forever, kochana xdd Hahahahahahah ;**
„Idziemy przez ten świat
samotnie, ale jeśli mamy szczęście to przez jedną chwilę należymy do kogoś i ta
jedna chwila pozwala nam przetrwać całe wypełnione samotnością życie.”
Od dobrych pięciu godzin jeździłam na łyżwach w celu „przygotowania” się do Mistrzostw Krajowych, które za niedługo miały się odbyć tutaj w Londynie. Jeśli jakimś cudem udało mi się je wygrać lub zająć jedno z trzech pierwszych miejsc mogłabym zacząć przygotowania do Mistrzostw Europy, a po wygraniu ich – w co oczywiście wątpię, bo nie jestem aż tak genialną łyżwiarką – przyszedłby czas na Mistrzostwa Świata.
Nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa, ale dalej pewnie wykonywałam polecenia mamy, która wyłapywała również błędy i włączała co chwila tą samą piosenkę od początku – powoli zaczynam nienawidzić Ed Sheerana oraz jego Kiss me, mimo że bardzo ją lubię. Na razie ćwiczyłam program krótki, a przede mną jeszcze cały dowolny. Jezu, Przenajświętszy! Wykonywałam właśnie potrójnego Loopa, kiedy w oczy rzuciła mi się postać Zayna. Mężczyzna uniósł lewy kącik ust ku górze i zamachał do mnie zaczepnie, co od razu odwzajemniłam z lekkim uśmiechem.
Od naszej wczorajszej rozmowy oraz chwili, w której mnie pocieszał czułam się… Bezpieczna. Już dawno nie czułam czegoś takiego… Takiego ciepła, które bije od drugiej osoby, a Zayn… On był gorący – oczywiście wczorajszego wieczoru, a nie w realnym życiu, chociaż… Tam też, ale to nie zmienia faktu, że traktuje dziewczyny jak zabawki oraz bank spermy.
-Lodowisko jest zamknięte. – Warknęła Valerie w kierunku dwudziestojednolatka, który stał oparty o barierkę i dokładnie mi się przyglądał. –Dlatego wyjdź.
-Nie. – Powiedział pewnie, nawet nie patrząc na kobietę.
-Posłuchaj, gówniarzu… - Zaczęła tym swoim groźnym tonem, dlatego postanowiłam wkroczyć do akcji tylko po to, żeby oszczędzić sobie oraz Malikowi głupich scen, w których moja matka wpada w szał i pokazuje swoje oblicze wariatki – zasady, które obowiązywały na jej lodowisku były niczym dekalog, a my wszyscy musieliśmy go przestrzegać.
-Zayn, po co przyszedłeś? – Podjechałam do mulata, który korzystając z okazji musnął mój policzek.
-Muszę ci powiedzieć coś ważnego. – Pokiwałam pionowo głową. –Musisz uważać…
-Nessela, kto to jest? – Zaraz przy nas pojawiła się moja trenerka, która w tym dniu była raczej katem.
-Zayn Malik, jestem przyjacielem Ness.
-Nessela, jeśli znowu pakujesz się w jakąś toksyczną relację jak z Tomlinsonem to niech cię ręka boska broni. – Wycedziła przez zaciśnięte zęby. –Ostrzegałam cie przed nim, ale nie słuchałaś.
-Mamo, pojęłam, że Louis to dupek, ale Zayn taki nie jest. – Nie wiem, dlaczego broniłam w tej sytuacji Zayna, ale czułam, że muszę. –To świetny przyjaciel, dlatego nie obrażaj go, bo ja twoje przyjaciółki szanuję, mimo że Monica to zwykła hipokrytka i materialistka, po za tym ten jej „cudowny” pierścionek z diamentem to podróbka.
-Skąd ty…
-Zwracam uwagę na szczegóły, mamuś. – Na ustach Malika pojawił się chytry uśmieszek, a Donavan odwróciła się na pięcie, po czym poszła do barku w celu wypicia kawy.
Zostałam sam na sam z mulatem, który miał mi coś ważnego do powiedzenia i właśnie tego obawiałam się najbardziej, przecież to mogło być wszystko – Louis mógł się dowiedzieć prawdy, albo Jeremy, lub Zayn dowiedział się kim jest ten typek, który wczoraj obserwował moje mieszkanie.
-Na co mam uważać? – Zapytałam zniecierpliwiona.
-Jakiś psychol ci grozi…
-Wiem, że Jer chce…
-Tutaj nie chodzi o Stana, Ness. – Szepnął z przejęciem, jakby ktoś poza naszą dwójką mógł usłyszeć temat naszej rozmowy. –Nie wiem kim jest ten gnój, ale znajdę go, ty musisz mi obiecać, że będziesz uważać na siebie i Darcey, a w razie jakichkolwiek przypuszczeń niezwłocznie do mnie zadzwonisz. Obiecaj. – Wystawił w moim kierunku mały paluszek, który uchwyciłam swoim.
-Obiecuję.
-Dobra, ja się zmywam muszę obejrzeć auto Louisa, trzymaj się, Blondyneczko. – Cmoknął szybko mój policzek, a później wyszedł. Usiadłam na trybunach i zdjęłam łyżwy, po czym na bosaka pobiegłam do fast fooda. Nancy podała mi gorącą czekoladę, za którą grzecznie podziękowałam i usiadłam naprzeciwko rodzicielki.
Nancy była przemiłą blondynką, która uczęszcza na zaoczne studia z medycyny. Przeważnie ubierała się w jeansy oraz jakiś sweterek lub bluzkę, która odsłaniała jej pępek. Była mojego wzrostu, a jedyną rzeczą, której cholernie jej zazdrościłam były jej cycki. Miała naprawdę duże piersi i byłabym kłamczuchą, gdybym zaprzeczyła faktowi, że mi się podobają – jak zapewne każdemu facetowi.
Zawsze chciałam mieć większy biust, ale niestety natura mnie takim nie obdarowała. Było wiele opcji, żeby zwiększyć rozmiar, ale przyznając się bez bicia muszę stwierdzić, że jestem trzęsidupą w tej sprawie – naoglądałam się dużo programów o nieudanych operacjach plastycznych oraz o późniejszym życiu osób, którym te zabiegi nie pozwalały funkcjonować normalnie.
-Nessela, skoczymy dziś we dwie na kolację?
-Przepraszam, ale jutro mam egzamin z anglistyki chciałam się pouczyć i wykorzystać fakt, że Darcey jest u Gabe’ a.
-Rozumiem. – Po budynku rozniósł się chór śmiechów, co mogło świadczyć tylko o tym, że przyszła jedna z grup mamy na zajęcia. –Muszę biec, ucz się pilnie. – Przytaknęłam, a Valerie wstała i zrobiła coś, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała. Jeszcze nigdy nie wykonała względem mnie tak miłego i w pewnym sensie przyjemnego gestu – ucałowała mnie opiekuńczo w czoło. Wyszła z baru, a ja dopiłam napój.
-Kim był ten chłopak?
-Kto, Zayn? – Popatrzyłam zdziwiona na Nancy, która wlepiała we mnie swoje brązowe tęczówki.
-Tak, był niezły. – Uśmiechnęła się chytrze. –To twój facet?
-Nie, przyjaźnimy się. – Machnęłam od niechcenia ręką, po czym wstałam i podałam kubek Tracy, która zmywała naczynia na zapleczu. –Podoba ci się Zayn? – Na ustach Nancy pojawił się nieśmiały uśmieszek, a chwilę później spuściła zawstydzona głowę. –Jeśli chcesz mogę was umówić. – wzruszyłam ramionami.
Było to dla mnie bez różnicy, przecież to nie jest jakaś wielka sprawa, żeby szepnąć Malikowi słówko, że jakaś laska ma na niego oko. Ucieszył by się, bo nie musiał by się napracować w zaliczeniu dziewczyny – ale właśnie… To było duże ryzyko zważywszy na fakt, że bardzo lubiłam Nancy i nie chciałam, żeby cierpiała przez Zayna. Powinien w końcu dorosnąć i zaangażować się chociaż w jeden związek, żeby zobaczyć jakie to fajne.
Wiem, że teraz brzmię jak idiotka – znów wracam do tej przeklętej sytuacji z Tomlinsonem, który przeżywa te swoje humorki, ale zwyczajnie w świecie nie mam ochoty znowu przez niego cierpieć. Raz już się sparzyłam i w najbliższym czasie nie mam ochoty znów przechodzić przez piekło za sprawą jakiegoś niezaspokojonego seksualnie pajaca, który cały czas pieprzy się z tą tlenioną blondyną – Jessicą. Już widzę jak ją posuwa, a ona jęczy z podniecenia… I – O mój Boże! – To obrzydliwe! Nie wierzę, że jestem tak głupia, żeby to sobie wyobrażać – mogę mieć teraz koszmary!
-Byłoby świetnie, ale ja nie mam czasu na żadne randki. Mam studia, pracę tutaj oraz w jednym z biurowców i jeszcze opiekuję się dziećmi. Może… Jak będę miała trochę więcej wolnego czasu, okay? – Zapytała, zagryzając dolną wargę, a ja z lekkim uśmiechem przytaknęłam.
-Okay, Nancy ja uciekam, miłej pracy. – Zamachałam jej, a później niemalże wybiegłam z barku prosto do szatni, aby ubrać ciepłe buty, ponieważ zimna temperatura zdążyła wdać mi się we znaki. Z szafki wyjęłam również płaszczyk, który wrzuciłam na ramiona oraz owinęłam niechlujne szal wokół szyi.
-Heej, Piękna. – Odwróciłam się, aby zobaczyć uśmiechniętą twarz Aidena, który powoli zbliżał się do mnie. –Już uciekasz? – Oparł się nonszalancko o metalową konstrukcję dłonią niedaleko mojej głowy. Woah, ale ma mięśnie.
-Mam egzamin, po za tym muszę odwiedzić znajomego. – Wzruszyłam nieśmiało ramieniem.
-Moja propozycja jest nadal aktualna, Ness.
-Wiem, Aiden, ale naprawdę mam urwanie głowy. – Mruknęłam ze smutną minką. –Obiecuję ci, że w przyszłym tygodniu skoczymy na kawę, okay?
-Trzymam cie za słowo, Donavan. – Puścił mi oczko, a później odepchnął się od ściany i poszedł na zaplecze. Zagryzłam dolną wargę, po czym pokiwałam głową na boki z niedowierzania – ten facet jest niemożliwy, ale taki cholernie pociągający.
Szybko wbiegłam jeszcze na trybuny, gdzie zostawiłam moje łyżwy, których płozy zabezpieczyłam plastikowym paskiem, a następnie odniosłam do Ethana. Drugi z bliźniaków jak zwykle obdarował mnie przyjacielskim uśmiechem, który od razu odwzajemniłam.
-Wiesz, że Aiden ci nie odpuści?
-Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego za tydzień idziemy na kawę. Chcesz iść z nami? – Chłopak spuścił głowę, a potem popatrzył na mnie z przepraszającą miną.
-Sorki Ness, ale mam randkę. – Przytaknęłam, a później pożegnałam się z nim i wyszłam. Kierowałam się prosto w stronę metra. Będąc już na dworcu kupiłam bilet i wsiadłam do środka komunikacji.
Musiałam sprawdzić co z Liamem oraz jak się czuje moja przyjaciółka, ponieważ ostatnio cholernie zaniedbałam naszą relację – przyznaję, że na początku specjalnie jej unikałam, ponieważ chciałam ograniczyć spotkania z Tomlinsonem do cholernego minimum, a nawet i mniej, ale pojęłam w końcu, że to nie jest wina Dani. Olson niczym nie zawiniła, tylko Louis – to on jest sprawcą wszystkich moich kłopotów z Jeremy’ m – dlatego powinnam ogarnąć dupę i zacząć z nią normalnie rozmawiać, a nie unikać. Za wszelką cenę powinnam ją teraz wspierać w tej trudnej sytuacji, kiedy jej ukochany Liam leży w szpitalu w śpiączce.
Stałam właśnie przed wielkim budynkiem, gdzie mieścił się szpital. Od dobrych pięciu minut walczyłam sama ze sobą oraz przekonaniem, czy aby na pewno powinnam to zrobić. Czy wyjdę na wścibską? W końcu to są ich prywatne sprawy, a ja… No ludzie! Nie było mnie przez trzy lata, a teraz udaję wielce zatroskaną przyjaciółeczkę Danielle, którą przez cały ten okres separacji miałam głęboko w poważaniu.
Wzięłam głęboki wdech i już miałam przekroczyć próg szpitala, kiedy usłyszałam za sobą odchrząknięcie… Ale nie takie zwyczajne – rozpoznałabym je nawet, gdybym była pod wpływem jakiś substancji psychotropowych. Tego nie da się pomylić z jakąkolwiek inną osobą.
-Co tu robisz, Nessie? – Jego głos nie przypominał już tego wkurwionego tonu oburzonego gangstera, teraz był zwykłym gościem, który wykazywał przejawy zamartwiania się o mnie.
Nie odwróciłam się do niego, ba! Nie miałam nawet w planach wdawać się z nim w jakąś konferencję. Najzwyczajniej w świecie zignorowałam go i weszłam do budynku, aby zatrzymać się na recepcji oraz wypytać o interesujące mnie szczegóły.
Na dość sporym kontuarem odgrodzonym szybą stała starsza kobieta ubrana w biały uniform i rozmawiała z jakimś facetem. Grzecznie odczekałam na swoją kolej, a gdy owy mężczyzna skończył dyskutować odszedł wcześniej posyłając mi zadziorny uśmieszek, na co zagryzłam wargę.
-Dzień dobry, gdzie leży Liam Payne? – Zapytałam z przemiłym tonem głosu, który był przyczyną mojego dzisiejszego dnia.
Wszystko było dziś świetne – mój humor oraz inne rzeczy, które miały na niego wpływ. Może zabrzmię teraz jak nienormalna, ale lepiej chyba nie mogło być mimo, że od rana ćwiczę na lodowisku, potem dowiaduję się od Malika, że jakiś skurwiel grozi mi oraz mojej córce, muszę użerać się z tym psychopatą Stanem, a na domiar złego spotykam dziś mojego byłego, i o ironio! Wcale nie czuję nieodpartej ochoty kopnięcia go między nogi w celu rozładowania swoich emocji, bo dziś jestem naprawdę szczęśliwa.
-Jest pani kimś z rodziny? – Rudowłosa pani spojrzała na mnie zza grubych okularów, a ja odpowiedziałam jej uśmiechem.
-To mój brat. – Wzruszyłam ramionami jakby to była oczywista kwestia niepodlegająca nawet jakiejkolwiek dyskusji.
-Piętro piąte, sala numer trzysta trzydzieści sześć. – Pokiwałam pionowo głową na znak zrozumienia, a później pomaszerowałam w stronę windy cały czas czując na swoim tyłku wzrok tego napaleńca.
Wcisnęłam odpowiedni przycisk, a kiedy drzwi windy się otworzyły weszłam do środka modląc się, aby ten idiota pojechał następną. Wystawiłam dłoń w celu wciśnięcia odpowiedniego przycisku, ale czyjaś duża dłoń mnie uprzedziła.
-A więc teraz będziesz mnie ignorować, co? – Prychnął oburzony. –Nessie, do kurwy odezwij się, bo nie wypuszczę cie stąd. – Warknął, po czym nacisnął jakiś guzik tym samym zatrzymując windę oraz zasłaniając całą konsolę swoim plecami.
-Ile ty masz lat, Louis? – Zapytałam całkiem poważnie krzyżując dłonie na piersi.
-Co? – Był zmieszany. –Ile mam lat? – Przytaknęłam. –Przecież wiesz, po co pytasz? – Mruknął poirytowany.
-Odpowiedz.
-Dwadzieścia jeden.
-Właśnie! Dlatego przestań zachowywać się jak gówniarz i przyjmij na klatę jak mężczyzna konsekwencje swoich czynów! Włącz pieprzoną windę, bo chcę porozmawiać z Danielle.
-Mam to przyjąć na klatę, tak?! – Przytaknęłam. –Zrobię to, jeśli pojmiesz, że cie kocham i nie zaprzeczaj, bo sama powiedziałaś mi to samo na tym popierdolonym balu. – Podszedł niebezpiecznie blisko mnie i odciął mi jakąkolwiek drogę ucieczki swoimi umięśnionymi ramionami. –Wróć.- Jego palce sprawnie założyły niesforny kosmyk włosów do mojego koka, a później zaczęły gładzić mój policzek.
-Przestań.
-Nie chcę.
-Nie dotykaj mnie.
Wyglądało to teraz jak scena z komedii – ona jest na niego wściekła, a on cały rozbawiony denerwuje i uprzykrza jej życie, mając z tego niewyobrażalnie dużo zabawy.
-Bo co mi zrobisz?
-O ile dobrze sobie przypominam, twoje życie nie jest moją sprawą i wice wersa, dlatego przestań zachowywać się jak rozkapryszona nastolatka, której buzują hormony i zejdź mi z drogi, Louis! –Wrzasnęłam z poirytowania.
Wolałabym już być zamknięta z głodnym lwem w jakiejś klatce, niż w nim w windzie. Lew prawdopodobnie by mnie pożarł, ale przynajmniej nie zachowywałby się jak Tomlinson.
-Nie chciałem tak powiedzieć. – Mruknął dalej patrząc mi w oczy. -Daj mi szansę to wszystko naprawić, Nessie.
-Nie. Ma. Mowy. –Oznajmiłam bardzo wolno, chcą tym samym, aby zrozumiał. –Otwórz te przeklęte… -Nie zdążyłam dokończyć, bo ten idiota przyparł mnie do ściany przygniatając swoim ciałem oraz pocałował. Napierał swoimi ustami na moje coraz bardziej, a ja próbowałam go od siebie odsunąć, ale miałam zbyt mało siły, dlatego odwzajemniłam czułość tylko po to, żeby ugryźć do w dolną wargę.
-Kurwa. – Warknął oburzony, a później odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość. Wykorzystałam jego chwilę nie uwagi i znów wprawiłam maszynę w ruch. –Dlaczego to zrobiłaś?
-Bo jesteś idiotą myśląc, że jeśli mnie pocałujesz ja zapomnę jak bardzo mnie zraniłeś. – Drzwi rozsunęły się na odpowiednim piętrze, a ja wyszłam jako pierwsza zostawiając go za sobą. Uważnie szukałam odpowiedniego numerku na drzwiach idąc w głąb korytarza, aż wreszcie mi się udało.
Pokój był oddzielony od świata nie tylko dużymi drzwiami, ale również szklaną szybą, przez którą można było przyglądać się stanowi zdrowia Liama przebywającego w tym momencie na intensywnej terapii.
Czułam się źle, ponieważ to była po części moja wina, że Jeremy doprowadził Liama do takiego stanu zdrowia. Słone łzy zbierały mi się w powiekach, ale za wszelką cenę próbowałam je jakoś stłumić szybkim mruganiem.
-On z tego wyjdzie, Nessie. – Tuż obok zatrzymał się Louis, przez którego teraz przemawiał odpowiedzialny facet, a nie dzieciak. –Jest silny, po za tym ma dla kogo walczyć. – Wskazał na Danielle, która przykładała dłoń Payne’ a do swojego brzucha.
-Dani jest…
-Tsa, to posrane, co? –Zmarszczyłam brwi. O czym ten palant teraz do mnie mówi? –No wiesz… Będą mieli dziecko. – Wzruszył ramionami.
-I to jest posrane?! Ty weź się człowieku zbadaj! Przecież to nic złego, że…
-A właśnie, że to jest złe, Nessie! Bo…
-Proszę o ciszę, tutaj leżą ciężko chore osoby. – Upomniał nas jakiś lekarz, ale ja wcale nie miałam w planach być spokojna, a zgłasza w chwili, kiedy ten egoista będzie mi wmawiał, że posiadanie dziecka to najbardziej posrana sytuacja na świecie.
-Bo co, Louis? Hm? Bo teraz Liam nie będzie mógł chodzić z tobą, Zaynem i Mattem na dupy? Bo nie będzie mógł z wami balować i chlać do nieprzytomności?! Bo będzie musiał być odpowiedzialny za swoją nową rodzinę?! – Nawet nie wiem kiedy zaczęłam stukać palcem w jego umięśniony tors. –Dorośnij! Weź przykład z Liama i zacznij interesować się rodziną, a nie pieprzeniem tej zdziry po kątach, bo tym sposobem pokazujesz tylko jak bardzo nieodpowiedzialny jesteś względem nas!
-O co ci chodzi, Nessie? – Zapytał całkowicie zbity z tropu. Dopiero teraz pojęłam, że zrobiłam aferę tak właściwie o sprawę, która mnie nie dotyczy. Nie mówiłam o Liamie i Danielle, tylko o nas. Wyrzuciłam z siebie kilka faktów, które uniemożliwiały mi prawidłowe funkcjonowanie.
-O nic. – Odepchnęłam się od jego klatki piersiowej i weszłam do sali Payne’ a. Podeszłam do Olson, po czym tylko przytuliłam ja delikatnie od tyłu. –Dani. – Jęknęłam, próbując się nie rozkleić. –Tak mi przykro. – Usiadłam obok niej i dokładnie jej się przyglądając.
Była wykończona, o czym świadczyły nie tylko wory pod oczami, ale również jej potargane włosy oraz luźne ubrania, które sprawiały wrażenie za dużych. Jej brązowe tęczówki były bez wyrazu tępo wpatrzone z ciemnego blondyna podłączonego do różnych maszyn.
-Ness... – Jęknęła żałośnie, a później potoki łez zaczęły spływać po jej policzkach. Szybko przytuliłam do siebie przyjaciółkę mając nadzieję, że chociaż takim drobnym gestem nieco ją wesprę.
Nie byłam dobrą pocieszycielką – potrafiłam postawić się w sytuacji tej drugiej osoby, ale za cholerę nie wiedziałam co mam powiedzieć, żeby poprawić nastrój drugiego człowieka. Zapewne odziedziczyłam tą powłokę zimnej jędzy po mojej mamie lub po prostu wyzbyłam się uczuć po tym, jak sama zostałam potraktowana.
-Dani, wszystko dobrze? – Nie mogłam się powstrzymać od przewrócenia oczami na sam jego widok. Mulatka odsunęła się ode mnie, a później wpadła w ramiona tego egoisty. –Nie płacz, ten chuj tego pożałuje. –Wycedził przez zaciśnięte zęby, przyciskając jej głowę do swojej klatki piersiowej oraz całując opiekuńczo w czubek głowy. –Zakurwię go, masz moje słowo Dani.
-Jesteś kochany, Lou. – O proszę, bo zaraz puszczę pawia! Przecież ten oszołom złamie tą obietnicę i mogę na to postawić tysiąc funtów! Jest nieodpowiedzialnym gnojkiem, który rzuca słowami na wiatr oraz karmi swoich bliskich marnymi przysięgami, które prędzej czy później łamie! On potrafi tylko mówić, ale nie działać!
Nagle te maszyny zaczęły pikać, a do sali wbiegł tabun lekarzy, którzy nas wygonili i podjęli próbę uratowania życia Payne’ a, którego serce przestało bić. Olson zaczęła jeszcze bardziej płakać, a Louis próbował ją pocieszyć mówiąc, że Liam z tego wyjdzie, bo jest silnym gościem. Akcja ratunkowa na całe szczęście podziałała, ale przewieźli go na kolejną już operację, którą odkładali ze względu na jego stan zdrowia, a która teraz miała uratować jego życie lub je odebrać.
Siedzieliśmy w trójkę na krzesłach przed salą już czwartą godzinę, co chwila wypytując wychodzącego lekarza o przebieg zabiegu, ale nikt nie chciał nam udzielić jakichkolwiek informacji. To było takie wkurwiające… Dlaczego, do cholery nie potrafili powiedzieć zwykłego: Jesteśmy na dobrej drodze, a życiu Liama nie zagraża niebezpieczeństwo?! Czy to jest tak cholernie trudne?!
-Ness, co tu robisz? – Uniosłam głowę, a na moich ustach automatycznie pojawił się leciutki uśmiech, gdy zobaczyłam idącego w
-Oni… - Zaczęła mulatka, ale nie była w stanie wypowiedzieć niczego więcej, ponieważ znów zalała ją fala łez smutku oraz żałości.
-Dobra, mam dość tej szopki. – Warknął wściekły. –Ktoś raczy mi powiedzieć, co się tu, do kurwy dzieje? – Nikt mu nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ przeszkodził nam w tym wychodzący właśnie z sali lekarz umazany krwią. Zayn zastawił mu drogę, tym samym uniemożliwiając pójście… Gdzieś.-Gdzie Liam?
-Proszę mnie przepuścić. – Oburzył się doktor, ale Malik jedynie pokiwał z rozbawieniem głową. Rzucił mi szybkie spojrzenie, a później w mgnieniu oka złapał mężczyznę za biały kitel i przyparł do ściany unosząc niczym szmacianą laleczkę kilka milimetrów nad ziemię.
-Gdzie jest, do kurwy mój przyjaciel? – Wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Jest operowany. – Odpowiedział przerażony blondyn.
-A jaki jest jego stan? – Głos Zayna złagodniał, ale nadal zachowywał się brutalnie i trzymał biednego lekarza, który miał w oczach strach.
-Nie mogę…
-Kurwa, musisz! – Wrzasnął, nawet nie pozwalając mu dokończyć zdania. –Widzisz ją?! – Wskazał na roztrzęsioną Danielle będącą nadal w silnych ramionach Tomlinsona. –To jego dziewczyna, jest z nim w ciąży, dlatego zacznij gadać chyba, że mam sięgnąć po gorsze… - Nie mogłam na to patrzeć, dlatego gwałtownie poderwałam się z miejsca i złapałam mulata za wolną dłoń. Zdziwiony dwudziestojednolatek spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
-Zayn, puść go. – Mężczyzna z lekkim niezadowoleniem wykonał moją prośbę i ustawił lekarza z powrotem na ziemi. –Niech nam pan powie, co z naszym przyjacielem. – Spojrzałam na niego z maślanymi oczami. –Cholernie się o niego martwimy. – Wydęłam delikatnie dolną wargę, a blondyn westchnął bezsilności.
-Pan Payne ma wiele urazów wewnętrznych, musimy jeszcze zatamować krwotok, a gdy nam się to uda prawdopodobnie szybciej odzyska formę i całkiem prawdopodobne, że wybudzi się ze śpiączki jeszcze przed świętami. – Przytaknęłam na jego słowa, a on nas wyminął.
-Manipulantka. – Mruknął z chytrym uśmieszkiem Malik.
-Wcale nie. – Ścisnęłam mocniej jego nadgarstek, który nadal trzymałam. –Przepraszam. – Mruknęłam zawstydzona i puściłam jego kończynę. –Nie musiałeś go tak traktować, wystarczyło…
-Zrobić słodkie oczka i ten trik z wargą, a gość był twój. – Wywróciłam oczami na jego słowa, a później dałam mu przyjacielskiego kuksańca w ramię.
-Egh. – Odwróciliśmy się na dźwięk chrząknięcia, którego sprawcą był nie kto inny jak tylko Louis. –Dobrze się bawicie? –Wycedził przez zaciśnięte zęby. –To jest szpital, a nie jakiś pierwszorzędny bar, gdzie możecie się pośmiać.
-O co ci chodzi, stary? – Zapytał zmieszany Malik. –Sam po mnie zadzwoniłeś.
-Zostań z Danielle, ja odwiozę Nessie. – Szatyn podniósł się ze swojego miejsca i postawił już pierwszy krok w moją oraz Zayna stronę.
-Nigdzie z tobą nie jadę. – Warknęłam. –Zayn mnie odwiezie, prawda? – Zadarłam głowę do góry, aby spojrzeć w brązowe tęczówki mulata, który kątem oka przyglądał się swojemu rozwścieczonemu przyjacielowi.
-Jasne, chodź. – Wskazał mi ręką, abym szła pierwsza, dlatego
też tak zrobiłam. Zayn zamienił jeszcze trochę z Louisem, a później mnie
dogonił. Weszliśmy na parking, gdzie stał czarny samochód, który mulat
otworzył. Wsiedliśmy do niego, a on uruchomił silnik i odjechał z piskiem opon.
Wyciągnęłam rękę w stronę radia, które włączyłam kilka sekund później. Z
głośników popłynęła piosenka Chrisa Browna Don't Judge Me. Zayn poruszał ustami
nucąc pod nosem i… Sama się sobie dziwię, ale cholernie mi się to podobało.
-Podrzucisz mnie do Chloe? Muszę
odebrać Darcey od Gabe’ a.
-Tsa, powiedz jak mam jechać. – Według moich zaleceń po piętnastu minutach zaparkował pod średniej wielkości
domkiem rodzinnym utrzymanym w kolorze beżowym. –Poczekam, a później zawiozę
was do domu. – Przytaknęłam, a później poszłam po córkę, z którą wróciłam z
powrotem do wozu Zayna.
-Aladyn! – Pisnęła czterolatka, a
potem przeczesała rączką jego ciemne włosy.
-Siemasz, Skrzacie. – Dwudziestojednolatek
znów ruszył, ale tym razem z aucie nie panowała cisza, którą zakłócała muzyka,
teraz zarówno Zayn jak i Darcey rozmawiali ze sobą oraz głośno się śmiali.
Droga pod moje mieszkanie zajęła nam
jakieś dwadzieścia minut. Malik odprowadził nas pod same drzwi. Już mieliśmy
się żegnać, ale moja córka uparła się, aby Aladyn
się z nią pobawił – szczerze, to nawet cieszyłam się, że zostanie, bo
czułam się przy nim bezpiecznie, po za tym miałam chwilę na powtórzenie
materiału.
Darcey razem z Malikiem rysowali w
salonie, a ja wpajałam go głowy materiał, z którego McKibben miał zrobić jutro
egzamin. Niestety nie mogłam się skupić, ponieważ ciche śmiechy mi to
uniemożliwiały, a nawet wręcz denerwowały – chciałam wygłupiać się z nimi.
-To moja mama! – Zmarszczyłam brwi i
spojrzałam na roześmianą czterolatkę, która gapiła się w kartkę Zayna.
–Mamusiu, zobacz! – Wyrwała mu z dłoni arkusz i przybiegła z nim do mnie.
-Skrzacie, oddaj. – Mruknął z
grymasem.
-Nie oddam!
-Bo pójdę do domu. – Popatrzył na nią
morderczym wzrokiem, a szatynka próbowała go przedrzeźniać, aż w końcu oddała
mu jego rysunek, którego do tej pory nie zobaczyłam. –Głodna?
-Jadłam u mojego Gabe’ a.
-Szkoda, bo zrobiłbym ci pyszną
kolację. – Wydął dolną wargę, na co dziewczynka rzuciła się na niego z
przytulasami.
-Jestem głodna! Zrób mi pyszną
kolację! – Krzyczała i śmiała się równocześnie, ponieważ Malik ją łaskotał.
–Mamusiu, ratuj! – Piszczała, dlatego poszłam z odsieczą. Na moje nieszczęście
również padłam ofiarą gilgotek. Nie pamiętam, żebym ostatnio tak głośno się
śmiała i… Dobrze bawiła. Nie jestem jakąś pokraką i ku zdziwieniu wielu osób
też potrafię się bronić. Owinęłam nogami pas Zayna oraz złapałam za jego szyję,
po czym przekręciłam nas tak, że teraz to on był na dole. Przygwoździłam jego
nadgarstki do paneli, ale nic sobie z tego nie robił tylko patrzył na mnie z
miną typu: „A co ty mi, dziewczyno możesz
takiego zrobić?”. –Łaskotamy, Aladyna! – zaczęła, a raczej próbowała go
kilać, ale on się nie śmiał.
-Co jest? – Zapytałam nieco
zmieszana.
-A to, Blondyneczko, że nie mam
łaskotek – Wzruszył ramionami.
-To nie możliwe, przecież każdy ma!
Nawet Louis, zaraz znajdę. – Pokręcił głową na boki z kpiącym uśmieszkiem na
ustach. Najpierw sprawdziłam przy żebrach, ale to nic nie dało zupełnie tak,
jak pod pachami. Cholera! On chyba faktycznie nie posiada takiego punktu
zaczepienia… No chyba, że… Ułożyłam dłoń na jego szyi i przejechałam nią koło
lewego ucha, a on przekręcił głowę tym samym przygniatając moją rękę. –Nie masz
łaskotek, co?
-Jesteś niemożliwa, dobra schodź idę
zrobić wam kolację. – Uniósł biodra, dlatego podskoczyłam razem z nim. Zeszłam z
leżącego mulata, a potem wystawiłam w jego kierunku pomocną dłoń, którą przyjął
i również wstał. –Na co masz ochotę, Skrzacie?
-Na zapiekankę!
-Będzie zapiekanka, ale musisz mi
pomóc. – Pacnął ją w nos, a później wziął na ręce i poszedł do kuchni. Zabrałam
książkę i udałam się za nimi. Usiadłam na wysokim krześle barowym przy wyspie
nadal daremnie próbując studiować podręcznik, jednak cała moja uwaga skupiała
się na wygłupach Aladyna i Skrzata. –Ness ja wiem, że jestem boski,
Darcey jest przesłodka, ale nie gap się wzrokiem pedofila czy gwałciciela na
nas. – Wskazał na mnie drewnianą łyżką. –Ucz się.
-Przecież próbuję! – Oburzyłam się.
–Rozpraszacie mnie i nie potrafię… -Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że
zachowuję się jak smarkula tłumacząc się przed nim. Malik włożył naczynie
żaroodporne wypełnione makaronem, szpinakiem, cebulą oraz szynką i zalane sosem
do piekarnika, a potem usiadł naprzeciwko mnie z Darcey na kolanach. Oboje
uparcie się we mnie wpatrywali, co powoli zaczęło doprowadzać mnie do
szaleństwa.- Dość! Przestańcie się gapić! – Uderzyłam dłońmi w blat.
-Widzisz jakie to fajne? – Wywróciłam oczami na słowa mężczyzny. –Przyniesiesz mi laptopa? – Przytaknęłam,
a później przeszłam się po komputer, który mu podałam. Wróciłam do nauki, a
Zayn zaczął stukać opuszkami palców w klawiaturę. –Gotowe. – Zamknął urządzenie,
a chwilę później zrobił to samo z moją lekturą.
-No co ty robisz?- Fuknęłam
oburzona.
-Ratuję ci tyłek. – Wzruszył
ramionami. –Egzamin masz w przyszłym tygodniu. – Uniosłam ze zdziwienia brwi. To
niemożliwe. –Włamałem się do systemu i zamieniłem daty. – Powiedział jakby to
była oczywista rzecz. –Dziękuję Zayn, jesteś najlepszy. – Starał się mówić taką
samą barwą głosu jak mój i… Kurczę, wychodziło mu to nie najgorzej!
-Dziękuję. – Puścił mi oczko, a
później wyjął z kuchenki naszą kolację. Ułożył na stole talerze, widelce oraz
szklanki, do których nalał ciepłej herbaty z dzbanka. Nałożył najpierw Darcey,
a później kolejno mi oraz sobie zapiekanki i usiedliśmy do posiłku. Zaraz po
zjedzeniu wstawiłam naczynia do zmywarki, którą włączyłam, ponieważ była pełna,
a mnie kończyły się czyste naczynia.
Weszłam do salonu, gdzie szatynka z
mulatem oglądali „Szybkich i wściekłych 6”. Usiadłam obok nich biorąc na swoje
uda nogi czterolatki, która głową leżała na udach Malika.
-Zayn, a kim ty chciałeś zostać jak
dorośniesz?
-Kierowcą wyścigowym, a ty kim
chcesz być, Skrzacie?
-Artystką jak Adaś i jeździć na
łyżwach jak mamusia…- Ziewnęła, a później jej oczy się zamknęły.
-Dobra, chyba będę się zbierał. – Wzruszył ramionami, a ja przytaknęłam. –Gdzie ją zanieść? –Wstał biorąc Darcey
na ręce, dlatego również ustawiłam się do pionu.
-Chodź. – Złapałam –kolejny już raz
dzisiejszego dnia – za jego nadgarstek i zaprowadziłam do sypialni mojej córki.
Dwudziestojednolatek ostrożnie ułożył dziewczynkę do łóżka, a następnie nakrył
ją kołdrą.
Wyszedł bez słowa do holu, gdzie ubrał
buty oraz swoją czarną katanę. Przejrzał się w lustrze i przeczesał włosy, aż –
w końcu – na mnie spojrzał i lekko się uśmiechnął przygryzając skrawek dolnej
wargi.
-Ness, jutro wyjeżdżamy do Moskwy po
broń dla Jay’ a. – Przytaknęłam, mimo że wcale nie chciałam tego robić. –Nie
będzie nas trzy dni, do tego czasu błagam cie, uważaj.
-Nie masz się o co martwić, Zayn
jestem…
-Dużą dziewczynką, tak wiem, ale ten
psychol… -Przerwał mu dźwięk przychodzącej wiadomości. Szybko wyjął swoją
komórkę i odczytał SMSa. Jego źrenice momentalnie się powiększyły.
-Wszystko w porządku? – Dotknęłam
jego dłoni, aby zwrócić na siebie jego uwagę.
-Tsa, jasne. – Nie zbyt mnie to
przekonało. –Obiecaj mi, że będziesz uważać, zamykać drzwi, a przede wszystkim
przysięgnij, że w razie czego będziesz dzwonić. – Mówił poważnie? –Ness, obiecaj
mi to. – Wycedził przez zaciśnięte zęby. O mój Boże, on wcale nie żartował!
-Obiecam, jeśli ty mi obiecasz, że
nie dacie się tam zabić.
-Masz moje słowo. Spadam. – Schylił
się, żeby ucałować mój policzek, a potem przekroczył próg mojego domu. –Zamknij
drzwi. – Zaraz, gdy jego druga noga opuściła moje skromne progi, zrobiłam to o co
mnie poprosił.
Nie wiedzieć czemu poczułam w środku
nieprzyjemne uczucie, jakby ktoś miał mi coś odebrać. Jakbym miała coś stracić.
Cholernie się martwiłam o tych dwóch idiotów, a właściwie to o trzech. Mogłam
sobie wmawiać – im zresztą też – że Louis, Zayn czy Matt są mi obojętni, ale to
było kłamstwo. Wiedziałam, że nie mogę stracić żadnego z nich – nawet jeśli
Anderson był skończonym dupkiem, który wybuchł, bo… No kurczę, ja też mogę mieć
zły dzień, tak? Jestem tylko człowiekiem, a nie jakimś idealnym dzieckiem bez
problemów, mam kłopoty ze skupieniem się, ale to nie powód, żeby od razu na
mnie naskakiwać! Louis z kolei był cholernym złamasem, który cały czas
pokazywał światu swoje humorki oraz jak bardzo życie daje mi w kość, każdy
musiał wiedzieć jak bardzo cierpi oraz jakim jest samolubem, ponieważ chciał
mieć wszystko… Ale bądźmy szczerzy, właśnie za to go przecież kochałam –
kochałam każdą wybuchową komórkę w jego ciele, temperament oraz otoczkę bad
boya… Natomiast Zayn… O jejku… Ostatnio spędziliśmy ze sobą trochę więcej czasu
i bardzo go polubiłam, ba! Zaufałam mu i wiedziałam, że moje tajemnice są u
niego bezpieczne. Jest świetnym przyjacielem, który potrafi mnie rozśmieszyć
jak nikt inny. Przy nim zapominam o tym w jak posranej sytuacji się znalazłam.
Ja po prostu go lubię… Bardzo lubię i na razie nie zanosi się żeby moje uczucia
względem niego się zmieniły.
_________________________________________
Okay, wiem - Znowu to zrobiłam, ale na swoją obronę powiem, że uwielbiam #Nayn moments. Co do samego rozdziału bardzo go lubię - bo oczywiście Malik ♥ Hahahaha, ale jest też trochę Lessie, więc chyba to mnie trochę ratuje, huh?
Kurczę cały czas myślę nad następnym rozdziałem, ale... Nie mam pomysłu czy coś zepsuć czy może nie... EH, TA NIEWIEDZA!!
Na domiar złego jestem chora, dlatego to kolejne usprawiedliwienie na temat tego rozdziału - ale sprawdziłam go i dałam fajną piosenkę w tle!! Docencie to!!
Bardzo dziękuję osobą, które skomentowały siedemnastkę!! - sprawiliście mi tym wielką radość, mam nadzieję, że nie przestaniecie mnie wspierać komentarzami, bo teraz was zachwaliłam i wy spoczniecie na laurach, a będzie coraz więcej komentarzy pod następnymi rozdziałami.
Na dziś to już wszystko, miłej niedzieli...
Buźka, miśki ;**
♥ no poprostu wspaniały!
OdpowiedzUsuńNayn! ♥
OdpowiedzUsuńchyba jeden z najlepszych rozdziałów.. :3 next. xD
OdpowiedzUsuńBoże dziękuję za dedykację kochana...Cały rozdział #Nayn moments ^_^ Kocham, wielbię, uwielbiam :3
OdpowiedzUsuńCo on dostał w tym esemesie...proszę zdradź to, bo inaczej mnie rozniesie :D
Piosenka omomomom...
Cały rozdział omomom...
Nawet te momenty z Lou nawet, nawet, ale 100000000000000000000000000000000 razy lepsze te z Zaynem!!!!
Nayn ♥
:D :3 :* ^_^
Weny kochana :D
HAHAHAHA...
wspaniałeeeeee
OdpowiedzUsuńKocham
OdpowiedzUsuńKocham
Kocham
To opowiadanie jest genialne
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy
Buziaki
Mela
Kocham to opowiadanie. Ciągle dodajesz nowe akcję. Ciągle coś się dzieje. Zazdroszczę talentu. Też bym chciała tak pisać... Życzę weny bo już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. WENY <3
OdpowiedzUsuńPrzy najbliższej aktualizacji dodamy też Twój blog do zakładki "Zayn". Nie musisz składać zgłoszenia. Poradzimy sobie same.
OdpowiedzUsuńSpis1D
<3<3<3
OdpowiedzUsuńNayn moments. Fajnie by było gdyby byli razem. Szczerze mówiąc to wolę Nayn moments niż Lessie. Nie mogę się doczekać nexta.
OdpowiedzUsuńO kurde o.o jaki słodki Zayn! <3
OdpowiedzUsuńLouis nie może pójść Ci tak łatwo :D
Ciekawe kiedy Lou się dowie o Darcy. Mam nadzieje ze juz niedługo :*
Rozdział jak zawsze świetny i juz nie mogę się doczekać następnego! Jestem zdecydowanie za damą w następnym! Hahahah xd
Całuje Natt <3
Awwwww swietny rozdzial ;) Zayn taki swietny. Caly czas sie zastanawiam jak zareaguje Louis jak sie w koncu dowie ze ma corke ;) czekam na kolejny mam nadzieje ze bedzie niedlugo. Duzo weny zycze :) buzka. xoxo.
OdpowiedzUsuńKocham momenty Nayn. Uwielbiam Zayna. Prawdę mówiąc to chciałabym żeby był z Ness. Czekam na następny. <3
OdpowiedzUsuńWłaśnie nadrobiłam wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że to opowiadanie jest takie awdhffuhighiew ZAJEBISTE!!! Normalnie się od niego uzależniłam :D.
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to jest świetny jak zwykle.
Zayn jest po prostu mega, uwielbiam go. Lou mnie troszeczkę wkurza tą swoją niedojrzałością.
Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie clarity-lpff.blogspot.com :)
Jeez *__*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
Nayn <3333 Coś tak czuje że oni będą raazem :*
Nie mogę się doczekać aż Lou , dowie się niedługo o Darcey <33 Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział , i pozdraawiam <333