Rozdział z dedykacją dla wszystkich #Nayn Shipper ;**
„Uzależnienie jednostronne, kiedy
Ty myślisz o mnie tylko kilka razy w tygodniu, kiedy ja myślę o Tobie nawet w
trakcie mycia zębów.”
Zayn
Obudziłem się z potwornym bólem głowy, który był spowodowany
wczorajszą popijawą z Louisem. Tomlinson znowu się nad sobą użalał i nalegał,
żebym wsparł go w tej jakże żałosnej sytuacji – Ness znowu dała mu kosza.
Odkryłem się, a następnie usiadłem na brzegu łóżka
przeczesując dłońmi włosy. Nie dość, że cholernie napierdalała mnie łepetyna, a
w ustach miałem Saharę, to na domiar złego byłem nagi, co świadczyło tylko o tym,
że ten idiota sprowadził jakieś dziwki do domu.
Nie lubiłem zaliczać panienek, kiedy nie byłem świadom oraz
pod wpływem alkoholu – wolałem wiedzieć jak wygląda moja zdobycz i pamiętać,
jakie są jej możliwości, skoro miała znaleźć się w moim notatniku. Przecież
musiałem być przekonany, jakim kolorem ją określić!
Wciągnąłem na biodra czarne dresy, a później zwlekłem swoje
zwłoki na dół do kuchni. Już w korytarzu dało się słyszeć szepty, dlatego przystanąłem
i wysłuchałem co ten kretyn ma do powiedzenia z racji tego, że towarzyszyła mu
jakaś laska.
-…Teraz pójdziesz do Nessie i pochwalisz się, że spałaś z
Malikiem, jasne? – On jest po prostu niemożliwy.
Louis to skończony kutas. Okay, rozumiem, kocha ją, jest
cholernie zazdrosny i inne takie, ale, do kurwy nie odzyska jej, jeśli dalej
będzie prowadził takie brudne gierki. Zresztą… Ja pierdolę! Jest idiotą skoro
myśli, że Ness padnie przed nim na kolana, kiedy dowie się, że zaliczyłem jakąś
dziwkę. Nie jesteśmy z Blondyneczką razem,
ani nie flirtujemy, a cała ta relacja, która ostatnio się między nami
wytworzyła była jedynie sposobem, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo, bo jakiś
skurwiel szantażuje mnie pojebanymi wiadomościami grożąc, że skrzywdzi tego
małego Skrzata, którego zdążyłem
nawet polubić – na ogół nie lubię dzieci i staram się ich unikać jak ognia, ale
Darcey jest urocza.
Wszedłem do kuchni i jak gdyby nigdy nic wyjąłem z szafki
swój kubek, do którego nalałem sobie kawy. Ze szklanką usiadłem do stołu, gdzie
ten palant gadał z córką McKibben’ a w najlepsze. Sięgnąłem po paczkę
papierosów oraz popielniczkę, które były na parapecie, a później wyjąłem
jednego szluga, po czym włożyłem do ust i odpaliłem, zaciągając się nikotyną.
To mnie uspokajało, a w tej chwili byłem wkurwiony na
Louisa, że wykorzystał mnie do swoich przekrętów względem Ness. Zdążyłem ją
polubić, a ten kretyn traktował ją jak trofeum – musiał zdobyć za wszelką cenę,
nie zważając na konsekwencje.
Wypuściłem biały dym ustami, a mój wzrok powędrował na
Stacy, która… Kurwa mać! Co ta zdzira sobie wyobraża, to chuja pana?!
-Czy to moja koszulka? – Zapytałem spokojnie, jednak pod
stołem zacisnąłem dłoń w pięść.
-Tak, nie masz żalu, że ją pożyczyłam?
-Mam. – Warknąłem. –Z jakiej, kurwa racji paradujesz w mojej
ulubionej koszulce? – Warknąłem, a ona czmychnęła bliżej Tomlinsona.
-Może, dlatego że podarłeś jej kieckę? – Zadał pytanie
szatyn, który właśnie kończył swoje płatki.
-Z tobą, kurwa nie rozmawiam, więc z łaski swojej stul pysk. – Uderzyłem w blat stołu. –A ty odpowiadaj jak grzecznie pytam! – Podniosłem ton
głosu.
-Słuchaj Malik, ja nie wiem co cie kurwa ugryzło, ale…
-Kurwa, Louis za kogo ty mnie masz?! Nie jestem taki jak
twoja panienka, której mącisz w głowie! Mną pomiatać nie będziesz i wiesz, co?
Niech ta suka idzie do Ness i powie, że ją przerżnąłem, albo wiesz co? – Zaśmiałem się, bo zdałem sobie sprawę, że to ja z tej sytuacji wyjdę bez
szwanku w przeciwieństwie do niego. –Sam jej powiem, a przy okazji wspomnę jakim
cudem dostała się na studia. – Uśmiechnąłem się chytrze w jego kierunku, a
później upiłem łyka czarnej cieczy.
-Tylko piśnij słówko, Malik... – Wycedził przez zaciśnięte
zęby.
-Czekaj, bo nie do końca ogarniam… Kochasz ją, tak? – Przytaknął z kamienną twarzą, jednak jego oczy biły we mnie piorunami. –Ale nie
wierzysz w nią, kiedy ona spięła tyłek i zdała tą posraną maturę na
dziewięćdziesiąt dziewięć procent – Parsknąłem kpiącym śmiechem.
-Co ty, kurwa gadasz? – Zapytał z niedowierzaniem.
-Nie igraj ze mną Tomlinson, bo gwarantuję, że to ty
będziesz pokrzywdzony. – Zgasiłem peta w popielniczce, a później zadowolony z
siebie wstałem. –Koszulkę sobie zostaw, bo więcej w moim łóżku nie będziesz
spała, Stacy. – Ruszyłem przed siebie, prosto do mojej sypialni w celu spakowania
się.
-Sharon. – Mruknęła. –Jestem Sharon.
-Jeden chuj. – Wzruszyłem ramionami nawet na nią nie patrząc.
Wbiegłem po schodach, po drodze mijając swojego kuzyna, który właśnie wszedł do
domu i rzucił małą walizkę pod schody.
-Siema. – Mruknął, a ja jedynie kiwnąłem w jego kierunku z
lekkim uśmiechem.
Będąc w swojej sypialni z szafy wyjąłem średnią torbę, do
której spakowałem kilka ubrań, szczoteczkę do zębów, pastę, szczotkę oraz mój
dziennik – okay, przyznaję jadę tam to pracy, ale nie dam temu kretynowi
satysfakcji i nie utwierdzę go w przekonaniu, że zaczynam czuć coś względem
Ness, bo nie czuję nic… Chyba. Wziąłem jeszcze szybki prysznic, po czym
ogarnąłem się i doprowadziłem do stanu użytkowego.
Zszedłem kulturalnie po schodach oraz odłożyłem bagaż obok
tego, który należał do Matta. Wróciłem do moich przyjaciół, którzy nadal
siedzieli w towarzystwie tej idiotki. Usiadłem na swoim miejscu i odpaliłem
kolejnego papierosa – ostatnio mam sporo na głowie, więc to jest idealne
usprawiedliwienie.
-O której mamy samolot? –Zagadnął Anderson.
-Za dwie i pół godziny. – Warknął Tomlinson. –Matt zadzwoń to
Stana, bo mnie zaraz kurwa rozniesie.- Ooo czyżby pan przekręt tracił nad sobą panowanie? Jest mi niezmiernie przyjemnie
widząc jak teraz role się odwracają, a ten kutas czuje małą namiastkę
wkurwienia, przez jakie przechodzi Donavan.
-Dobra, to powiecie o co wam chodzi, Zayn? – Od razu
sugeruje, że to ja coś zrobiłem! Co za pojebany idiota, chociaż dziś ma akurat
rację.
-Może zapytaj tego kutasa. – Kiwnąłem głową w kierunku
Louisa, który zgrzytał zębami.
-Nie podrywaj mojej dziewczyny! – Rzucił do mnie z wyrzutem.
–Pojmij, że ją cholernie kocham, Malik!
-Właśnie dlatego się z nią spotykam, posrańcu! – Wrzasnąłem.
–Próbuję ją do ciebie przekonać, ale ty jak zwykle jesteś… Kurwa Louis,
przecież jestem twoim kumplem, nie odbiłbym ci panienki, za kogo ty mnie kurwa
masz?!
-Po chuj spędzasz z nią tyle czasu?!
-Bo ten skurwiel Jeremy ją szantażuje, a jakiś chuj ją
śledzi! – Właśnie w tej chwili pożałowałem tych słów. Kurwa pierdolona mać!
Ness mnie chyba wykastruje za złamanie danego jej słowa, jedynym plusem jest
to, że nie wspomniałem o Skrzacie.
-Stan, ją co? – Warknął, wstając oraz opierając się dłońmi o
powierzchnię stołu. Jego oczy teraz przypominały rozwścieczonego byka na
hiszpańskiej korridzie.
-Stary ja nie… -No i kurwa w tym momencie musiało mi braknąć
słów. Ja pierdolę… -Nie wiesz tego ode mnie.- Wskazałem na niego palcem.
–Inaczej ona dowie się o studiach.
-Spoko, Zayn. – Uśmiechnął się, a później wystawił w moim
kierunku rękę. –Sory za tą akcję z Shirley. – Skinął w stronę szatynki.
-Sharon! – Wrzasnęła.
-Jeden chuj!- Krzyknęliśmy w tym samym momencie, a ona
prychnęła i wyszła trzaskając drzwiami. Zaśmiałem się pod nosem, przecież ta
małolata była w samych majtkach! Mała bezwstydnica, nie wierzę w to… Tak łatwo
dała sobą zmanipulować i z przyzwoitej dziewczyny, stała się dziwką… Naprawdę,
stała się dziwką – ja ją przeleciałem kilka razy, Matt również, Moon rżnie ją
cały czas, Stan chyba zaliczył z nią dwie przygody, a Louis… Cóż chłopak był
naprawdę mocno wystawiony. –Jest zgoda? – Kiwnąłem głową na potwierdzenie jego
słów. –Po akcji zapierdolę tego gnoja.
-Kogo? – Zapytał stając w progu Jeremy.
-Nie twój pierdolony interes. – Wzruszył ramionami Anderson.
Stan podszedł do blatu, po czym nalał sobie kawy z ekspresu i oparł się tyłkiem
o kant. Nagle jakby na zawołanie mój telefon zawibrował. Od niechcenia wyjąłem
urządzenie i otworzyłem wiadomość. Momentalnie zalała mnie fala furii, kiedy
zobaczyłem zdjęcie Ness z Darcey jak idą do przedszkola. Nie była to zwykła fotka
zrobiona z daleka, wręcz przeciwnie – z bliska, widziałem ich roześmiane
twarze, dlatego równie szybko przeczytałem wiadomość od tego psychopaty.
Od: nieznane
Jest prześliczna, nie
sądzisz? Szkoda, gdyby coś stało się tej
małej… Chociaż bardziej zaboli cie strata tej blondyneczki. Jak Louis do
niej mówi? Nessie, Nessia? Wiesz… W sumie jeden chuj, heh nawet nie wiesz jaką
radość sprawia mi wyprowadzanie cie z równowagi. Wiesz co, Malik? Kiedy ty i
twoi kolesie będziecie w Moskwie, ja zabawię się kosztem tej ślicznotki.
Z
-Kurwa mać! – Rzuciłem komórką w szafkę zaledwie kilka
milimetrów od głowy Jera, po czym złapałem się za włosy i ciągnąłem za ich
końcówki jak osoba, która właśnie wpadła w szał – z tym wyjątkiem, że ja byłem
rozhisteryzowanym szaleńcem, który w tej chwili mógł zapierdolić tego gnoja bez
żadnych wyrzutów sumienia.
-Co jest? – Spojrzałem na Tomlinsona, ale nie odpowiedziałem
mu, jedynym gestem na jaki się zdobyłem było pokiwanie przecząco głową.
Gwałtownie wstałem od stołu oraz zabrawszy telefon, wyszedłem na taras.
Wybrałem kontakt Donavan, która na całe szczęście odebrała od razu. Trochę się
uspokoiłem, ale nadal nie był to stan tego stoickiego spokoju, w który kolejny
raz próbowałem się wprowadzić.
-Cześć, Malik. – Przywitała się z radością w głosie.
-Ness, wszystko w porządku?
-Tak. Zayn stało się coś, brzmisz trochę niepokojąco…
-Zrób coś dla mnie Blondyneczko
i przenieś się na te trzy dni do rodziców.
-Dlaczego, powiedz co się stało? –Nie chciałem jej martwić,
ale… No kurwa, bałem się o Darcey, przecież ten Skrzat nie ma jeszcze pojęcia o życiu, a ja zrzuciłem na nią taką
bombę tylko, dlatego że spędziłem z nią kilka chwil. –Zayn!
-Ness, błagam. –Jęknąłem zdesperowany. –Wymyśl coś… Nie wiem,
powiedz staremu, że była awaria i zalało ci pół mieszkania, albo że miałaś
nalot insektów… Po prostu dopóki nie wrócę, chcę żebyście były bezpieczne,
niech Adam się wami zajmie, dobra?
-Przerażasz mnie, Malik, ale zrobię to tylko dlatego, że ci
ufam, okay?
-Mhm, tak przy okazji… Byłabyś zła, gdybym powiedział
Louisowi, że Stan cie szantażuje?
-Tak, byłabym wkurwiona!
-Wrzasnęła.
-Heh.– Zaśmiałem się pod nosem. Ona nawet przeklina uroczo.
–Dobrze wiedzieć, przynajmniej wiem, żeby nie mówić, nie?
-Mhm. – Mruknęła, ale chyba zaczęła coś podejrzewać, bo nie
było to takie oczywiste mhm, to było
bardziej mhm, powiedzmy, że ci wierzę…
-Trzymaj się, Blondyneczko.
– Już miałem wcisnąć czerwoną słuchawkę, kiedy jej melodyjny głos mi w tym
przeszkodził.
-Malik, zaczekaj!
-Słucham cie, Ness. – Zagryzłem dolną wargę, bądź co bądź
byłem ciekaw, czego Donavan może ode mnie chcieć, przecież wszystko co ważne
zostało już powiedziane, a ona mi tutaj teraz wyskakuje z zaczekaj, Malik! – ale muszę przyznać, że moje nazwisko brzmi
pięknie wychodząc z jej ust.
-Obiecasz mi coś?
-Zależy, czy to łatwa do złamania obietnica?
-Heh. – Prychnęła. –Nie daj się tam zabić, okay?
-Postaram się.
-Ne masz się starać tylko wrócić żywy, jasne?
-Ness, nie jestem twoim dzieckiem żebyś mi rozkazywała, ale
obiecuję, że nie dam się zabić i będę pilnował Tomlinsona, okay?
-Tsa, jasne. Po prostu… Uważaj na siebie, bo jeśli coś ci
się stanie, to przysięgam na Boga, że sama skopię ci tyłek. – Zaśmiałem się pod
nosem.
Ta dziewczyna jest naprawdę wyjątkowa i powoli zaczynam
rozumieć co Louisa w niej pociąga. Z pozoru jest taką niewinną istotką, ale
jeśli spędzisz z nią trochę czasu przekonujesz się, że jest również zabawną,
nieco dziecinną – pieję tutaj teraz do tej akcji z szukaniem miejsca, gdzie mam
łaskotki, bo było to takie gówniarskie z jej strony – oraz zdeterminowaną
kobietą, która jest w stanie zrobić wszystko, aby zapewnić swojej córce
bezpieczeństwo.
-Trzymam cie za słowo, Blondyneczko.
Do zobaczenia.
-Uważaj na siebie, Malik. – Po tych słowach zakończyła
połączenie. Schowałem komórkę do kieszeni, a później przeczesałem dłońmi włosy
lekko szarpiąc za ich końcówki.
Najchętniej zostałbym tutaj i nigdzie nie wyjeżdżał,
pilnował Ness oraz Darcey jak i również chronił przez tym psycholem, ale Louis
to mój brat, a oni się wspierają we wszystkim, dlatego nie miałem wyjścia, a
mój udział w tej posranej akcji dla Westona był obowiązkowy.
Najgorszą rzeczą była ta cholerna niewiedza… Wiele bym dał,
żeby dowiedzieć się co nieco o tożsamości tej osoby, która pisze do mnie te
chore groźby. Zrobiłbym wszystko, aby poznać sekret, rozwiązać zagadkę.
Cholera, pragnę żeby moja Blondyneczka i Skrzat były bezpieczne, skoro nie
powiedziała Tomlinsonowi, że ma dziecko to ja muszę się nimi zajmować, bo czuję
się za nie odpowiedzialny.
-Malik, jedziemy! – Dobiegło mnie wołanie Stana. Jeśli ten
idiota zrobi cokolwiek Ness to przysięgam, że rozkurwię mu głowę.
Powolnym krokiem wszedłem do domu tylko po to, żeby za
chwilę wziąć torbę i pójść z nią do garażu oraz wsiąść do czarnego Bugatti
Veyron Super Sport
– ja za pieniądze zarobione w wyścigach oraz walkach ulicznych kupowałem sobie
samochody, co było naprawdę świetną inwestycją, ponieważ nadal miałem nadzieję,
że jakaś gruba ryba zauważy mój niezwykły talent i moje dziecięce marzenie
dotyczące tego kim chcę zostać się spełni. Wyjechałem za Louisem, ale
zaraz po wjechaniu na podjazd wyprzedziłem go, ponieważ wlókł się tym posranym
porsche jak żółw. Chwilę później moja komórka zaczęła dzwonić, dlatego
wcisnąłem jeden z guziczków przy kierownicy, aby odebrać i ustawić na
głośnomówiący.
-Mów, cieciu. – Mruknąłem zadowolony z siebie, jednak dalej
skupiając się na prowadzeniu tej cholernie wolnej fury, która wyciąga zaledwie
415 kilometrów na godzinę. Chcę mieć najszybszy samochód na świecie, którym
obecnie jest Hennessey Venom GT z
osiągiem do 435,31 kilometrów na godzinę.
-Rozpierdolisz się
tym autem. – Warknął niezadowolony Tomlinson. Rozumiałem go w tej sytuacji
bardzo dobrze, w końcu jak jego głupie Porsche 959, które osiągało
prędkość zaledwie do 317, 2 kilometrów na godzinę mogło się równać z moją
furką?
-Może, ale dopóki tego nie zrobię, ty zawsze będziesz drugi…
Chociaż w sumie to trzeci, bo zaraz Matt weźmie cie z prawej. – Zdałem mu
dokładną relację z sytuacji, którą zaobserwowałem w lusterku wstecznym.
Anderson wyminął Lou, a kilka sekund później siedział mi na ogonie, jednak ze
mną nie pójdzie mu tak łatwo. –Sory, Tommo, ale twoje porsche jest chujowe.
-Zamknij ryj, posrańcu! –Wrzasnął i uderzył dłońmi w
kierownicę, wywołując tym samym u mnie salwę śmiechu. –Przestań się śmiać,
pojebie! – Co za buntownik! Rozłączył się, ponieważ było mu cholernie głupio z
powodu takiego marnego popisu oraz ostatniego miejsca. Tomlinson musiał pojąć,
że wyścig ze mną to nie zabawa dla gogusiów, a ja nie jestem taką sierotą jak
te gówniarze na Hackney, mnie nie pokona od tak!
Już w wieku piętnastu lat brałem udział w wyścigach
ulicznych z kolesiami ze starszych klas w Bradford. Był to też z jeden z powodów, dzięki którym rodzice wysłali mnie
do szkoły z internatem – myśleli, że wybiją mi to w taki sposób z głowy, ale to
było nie możliwe! Wyścigi były są moją pasją, a oni chcieli mi to
odebrać – to zupełnie tak, jakby zabrać malarzowi pędzel i kazać malować, fakt
mógłby użyć palców, ale to nie byłoby już to samo. Pamiętam jak Matt zabrał
mnie na wyścig do Hackney – jechałem wtedy czerwonym Ferrari F40
należącym do wujka. Poznałem tam Zacka, który był mistrzem w tamtych latach, a
co najśmieszniejsze w tym wszystkim: ja, piętnastoletni gówniarz z północnej
Anglii pokonałem osiemnastoletniego pakera z Londynu. Heh, nieźle się wtedy
wkurwił.
Szybko znalazłem się na lotnisku, dlatego od razu wjechałem
pokład samolotu, który specjalnie dla nas załatwił Jason. To wszystko wydawało
mi się naprawdę podejrzane, w sumie okay gość się mści, bo wyjebali go z
roboty, ale żeby od razu kraść broń od Rosjan?! To lekkie przegięcie, zresztą… Jestem
pewien, że będzie z tego jakaś grubsza afera – wynajęty samolot, samochody,
które czekają na nas na miejscu, siedemdziesiąt dwie godziny spędzone na
planowaniu akcji z jakimś posranym homoseksualistą, który mi się narzucał… Nie
sądzę, żeby wszystko było tylko po to, aby wynieść głupie dane z ich komputera
oraz pięć karabinów… To jest dziwne.
Po kilkunastu minutach obok mnie zaparkowali kolejno
Tomlinson, a za nim Anderson i Stan. Klapa zamknęła się, a samolot zaczął
powoli wznosić się w powietrze. Wysiedliśmy z samochodów i usiedliśmy na dużej
skrzyni z jakimś ładunkiem, po czym Matt wyjął z kieszeni talię kart. Rozdał
każdemu z nas po kilka, a później zaczęliśmy grać w pokera, wcześniej rzucając
na środek kilka banknotów – zawsze tak spędzaliśmy lot.
~***~
W Moskwie wylądowaliśmy około godziny piętnastej,
punktualnie o tej samej porze przyszedł również SMS z adresem, gdzie mieliśmy
się zatrzymać. Zarówno pierwszego jak i drugiego dnia mieliśmy tylko obserwować
oraz dopracować szczegóły… Przedsięwzięcia. Tak było też i w tym przypadku, ale
z racji tego, że Weston to skończony chuj oraz szantażysta postanowiliśmy sobie
już dzisiejszy dzień odpuścić, a spędzić go w jakimś barze lub klubie na
wyrywaniu panienek.
Miejscem, gdzie mieliśmy tymczasowo pomieszkiwać okazała się jakaś chata na jakimś wygwizdowie
wielkim – nic nie było w pobliżu, a jedynym plusem była pełna lodówka oraz
ekspres do kawy. Podczas kiedy Louis, Matt i Jer oblegali salon w celu
oglądania ruskich programów, ja zaniosłem swoją torbę do pokoju, w którym
miałem spać, a później zrobiłem nam obiad – nic dzisiaj jeszcze nie zdążyłem
zjeść, więc mój brzuch upominał się o swoje. Podczas oczekiwania na kurczaka,
moja komórka zadzwoniła, dlatego wyjąłem ją z kieszeni i odebrałem, kiedy
zobaczyłem kto do mnie dzwoni.
-Mów. – Rzuciłem, a sam sprawdziłem czy warzywa były już
gotowe.
-Jesteś już na miejscu? – Czy ona się o mnie martwi?
-Mhm, a co?
-Mogłeś zadzwonić. – Mruknęła z wyrzutem.
-Martwisz się o mnie? – Ze zdziwienia uniosłem brwi. To
było… Dziwne. Jeszcze nikt nie wykazywał względem mnie uczuć zamartwiania się,
oprócz mojej mamy. Woah.
-Jesteś idiotą, Malik. Muszę kończyć. – Fuknęła zła.
-Zaczekaj, Blondyneczko.
– Westchnąłem. –Nie chciałem być chujem, okay?
-Mhm, co teraz robisz?
-Kurczaka z ryżem i warzywami, jesteś u rodziców?
-Nie, Zayn. Nie mam pięciu lat, żeby siedzieć rodzicom na
głowie.
-Kurwa, nie rozumiesz powagi sytuacji?! –Wzrok moich
przyjaciół powędrował na mnie.
-Stary wszystko gra?!- Zapytał głośno Tomlinson.
-Tak pewnie! – Odkrzyknąłem. – Zrób to dla mnie, a obiecuję,
że dostaniesz ode mnie niespodziankę. –Westchnąłem zrezygnowany.
-Myślisz, że przekupisz mnie jak dziecko?!
-Czyli nie chcesz tej niespodzianki, okay…
-Tego nie powiedziałam! Jesteś taki wkurzający, Malik.
-Taki mój urok. – Wzruszyłem ramionami. –Uważaj na siebie,
okay?
-Okay, a ty nie daj się zabić, paa. – Dodała z radością, a
później się rozłączyła.
Co ona ma z tym tekstem: Nie
daj się zabić…? Jezu, nie jestem dziewięcioletnim gnojkiem, który pakuje się
w kłopoty! Mam cholerne dwadzieścia jeden lat, jestem dorosły, odpowiedzialny i
rozsądny, a ta małolata nie będzie mi mówiła co mogę, a czego nie! Jestem od
niej starszy oraz mądrzejszy, bo wiem jacy ludzie są podli, tym samym nie daję
sobie namotać w głowie jak ona pozwala Louisowi! Nie chcę, żeby się o mnie
zamartwiała! Niech się odczepi! Niech da mi spokój, to jest moja kwestia, a nie
jej – Zayn ma zagwarantować bezpieczeństwo Ness, a nie na odwrót.
-Ludzie, obiad! – Wrzasnąłem, a trójka wygłodniałych
neandertali zasiadła na krzesłach i zaczęła zjadać posiłek.
-Nie jesz? –Zapytał z pełną japą Anderson.
-Apetyt mi przeszedł. – Mruknąłem, a później wyszedłem na
papierosa przed dom. Przez ten cholerny telefon oraz głupią konferencją, z
której wynikł jeden istotny fakt, a mianowicie: Nie daj się zabić… Nie mogę przestać myśleć o Donavan. To
nieprzyjemne uczucie… Pustki, bo chciałbym być z nią, a tym czasem jestem jakieś
tysiąc siedemset osiemdziesiąt osiem mil od niej. To w chuj daleko, a ja… Chyba
za nią tęsknię.
______________________________________
Okay, no to tak:
Rozdział nawet mi się podoba - lubię pisać z perspektywy Zayna, jejciu uwielbiam go w tym opowiadaniu jest takim bad boyem, ale dla Ness zaczyna się zmieniać mimo, że nie ma o tym jeszcze pojęcia.
Tytuł bloga - nie wiem czy ktoś zauważył, ale zmienił się tytuł na Error - Louis Tomlinson vs Zayn Malik to dla moich kochanych Nayn Shipper ♥
Teraz będzie również więcej rozdziałów z perspektywy Malika, cieszycie się??
KOMENTARZE - znowu ta różnica między 18, a 17 rozdziałem (21 komentarzy, a 14 to dla mnie duża różnica) nie wiem czy wam się to podoba - obserwują 52 osoby, a tylko kilka komentuje. Czy robię coś źle??
No nic, zostawiam wam ten... Rozdział - jeśli tak można to nazwać...
Buźka, miśki ;**
Awwwww nareszcie :) Super ja tez lubie perspektywę Malika i jestem ciekawa co w końcu będzie dalej, czy Ness z Tommo się dogadają, czy jednak Malik okaże się dla niej lepszy? życzę powodzenia, dużo weny i komentarzy :) wiem, że to Cię motywuje :) Buźka
OdpowiedzUsuńMartini1202xx.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ale jednak troche brakuje mi Louisa i Ness Chociaż nie powiem bo uwielbiam Zayna tutaj jest taki opiekuńczy dla nich *v*
OdpowiedzUsuńCzekam aż w końcu Louis dowie się prawdy i mam nadzieje że nie od Ness musiałaby się grubo tłumaczyć :D
Ciesze się że to piszesz ;*
I znów powiem to samo. Uwielbiam <3 jestem zayns girl wiec uwielbiam gdy piszesz z jego perspektywy. ;* Co to za akcja z Lou? Nawet jeśli Ness by się dowiedziała, to myślę że to niczego nie zmieni,bo JESZCZE nie wiedzą, albo nie czują nic do siebie. XD czekam na Lessie <3
OdpowiedzUsuńWspaniały! Już sama nwm, z którym było by jej lepiej. Zayn jest takim bad boyem, ale jest uoczy i bardzo pomaga Nessie i się o nią martwi. Lou ją mega kocha, ale ją zranił . . . Ja na jej miejscu nwm co bym zrobiła xD Świetny rozdział! Kocham tego bloga! Ciekawi mnie dalej kto to jest ten Z (anonimek). Czekam na nexta i nie mogę się doczekać ;)
OdpowiedzUsuńPozdro ;**
Ooooo Zayn się stęskni <3 super rozdział ^^ Olls:***
OdpowiedzUsuńsuper! na maksa podoba mi sie jak Darcey mowi do Zayna to takie urocze . nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu
OdpowiedzUsuńŻebyś ty widziała moją minę po tym jak zmieniłaś adres ^_^
OdpowiedzUsuńKocham Nayn jest takie cudowne :D
Rozdział cudooo :D
Jej, świetny ten rozdział.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba.
Momenty Nayn!!! <3
Cudeńko, czekam na next xD
OdpowiedzUsuńJejku cuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuudo, bardzo podoba mi się perspektywa Zayna, jak zawsze nie mogę doczekać się już kolejnego, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo nie! Nie zgadzam sie! Ja chce żeby Ness była z Lou a nie z Malikiem! Mam nadzieje, ze ona nic do niego nie czuje a Zayn zaraz znajdzie sobie inną łaskę! Jejku Lou jaki on jest głupiutki a ta Sharon (chyba tak miała c'nie?) jest strasznie naiwna
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział genialny ale osobiście wole Lou! Czekam na next'a!/Kicia ����❤️
Taak bardzo proszę napisz dla mnie rozdział z perspektywy Lou bo dawno takiego nie było! ;3
Nayn Forever <3 kochamkochamkocham to ff!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się perspektywa Zayana :P
OdpowiedzUsuńIch wspólne momenty Nayn <3
Genialny rozdział ;p jak każdy :)
Kocham to opowiadanie
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział
Jednak nie jestem za Nayn
Mam taką małą nadzieję że będzie z Lou
Mam takie wrażenie że po prostu nadal go kocha
Rozdział genialny
Czekam na kolejny
Buziaki
Mela
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Zayna i to jak martwi się o Ness i Darcey.
Nayn <3 ich momenty są urocze, ale chyba Ness jednak powinna być z Lou :)
Czekam na następny.
[clarity-lpff]
Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.
OdpowiedzUsuń