O mój Boże!! Jestem taka podekscytowana tym rozdziałem i ciekawa waszej reakcji!!
+ Bardzo ważna sprawa pod rozdziałem, proszę o przeczytanie chociażby ze względu na odrobinę szacunku...
„Przecież nie musi Cię kochać cały świat. Czasem wystarczy tylko jedna
osoba.”
Zayn
Siedziałem przy stole i piłem kawę przy okazji paląc
papierosa – co było moim codziennym rytuałem, ponieważ nigdy nie zwykłem jadać
śniadań, po za tym nie chce mi się codziennie robić naleśników – o wiele
bardziej preferuję wyjście do jakiejś kawiarni.
-Cześć, Zayn. – Nade mną pojawiła się postać Danielle, która
złapała za mój kubek i upiła kilka łyków czarnego napoju. –Powiedz Louisowi, że
pojechałam do szpitala.
-Zaraz wychodzę, napisz mu kartkę i podpisz mnie też. – Mulatka głośno westchnęła, a później przystała na moją propozycję. Z szuflady
wyjęła żółtą karteczkę samoprzylepną, na której nabazgrała wiadomość i
przypięła ją na lodówkę, ponieważ Louis zawsze zaczyna dzień od tych posranych
płatków.
-Lecę, nie pakuj się w kłopoty. – Cmoknęła mnie w policzek, a
później wybiegła z domu niczym pocisk.
Naprawdę kochałem moją kuzynkę, ale samo jej stwierdzanie
faktu oraz próśb, żebym trzymał się z dala od jakichkolwiek drak były nie na
miejscu zważywszy chociażby na fakt, że nasza praca już sama w sobie jest ryzykowna.
Zresztą musiałem załatwić bardzo ważną sprawę dotyczącą Dani oraz Tomlinsona,
dlatego od tygodnia wychodzę w celu „dopisaniu
kilku nazwisk do mojego dziennika”.
Zgasiłem peta w popielniczce, a brudną szklankę włożyłem do
zmywaki, po czym poszedłem na korytarz, gdzie z garderoby zdjąłem moją skórzaną
kurtkę oraz ubrałem buty. Udałem się do garażu i zabrałem jeden z kluczyków
wiszących na haczykach. Wsiadłem do czarnego Nissana Juke Kuro, którego
ostatnio kupił sobie Liam – często wymieniamy się swoimi autami, dlatego to nie
był jakiś haniebny czyn, że pożyczam jego furkę bez jego zgody. Wyjechałem z
garażu, a później z piskiem opon pojechałem pod dom tego kutasa Stana.
Od siedmiu dni miałem nowe hobby, a mówiąc prościej
śledziłem go od wypadku Payne’ a chcąc się zemścić za to, że moja Dani tak
cholernie cierpi fizycznie oraz psychicznie. Tak naprawdę nie byłem złym
gościem dopóki ktoś nie krzywdził mojej rodziny, bo wtedy byłem gotowy nawet
zabić. Jestem silnie związany z moim kuzynostwem od czasu, gdy rodzice wysłali
mnie do Londynu w wieku piętnastu lat w ramach kary za liczne bójki oraz wyrzucenie ze szkoły.
Byłem zmuszony przeprowadzić się do mojego kuzyna Matta,
którego starsi jeszcze nie byli tak całkowicie pochłonięci pracą – wyjeżdżali
tylko na tydzień lub półtora w miesiącu, co dawało nam dwanaście, a czasem
nawet osiemnaście tygodni laby –ale nie to było najgorsze, starsi zapisali mnie
do pieprzonej szkoły z internatem i z przymusu musiałem chodzić w cholernym
mundurku oraz bardziej przykładać się do nauki, to właśnie stąd mam tą dziwną
fobię ciągłego księgowania. Louis twierdzi zupełnie jak Anderson oraz Liam, że
to głupie, pedantycznie i nieźle popierdolone, ale przynajmniej mam
uporządkowanie życie, a oni? Jeden chodzi nadąsany, bo jego laska cały czas go
spławia, drugi pokłócił się ze swoją przyjaciółeczką, która jest byłą tego
pierwszego, a trzeci? Trzeci leży w śpiączce i walczy o życie, ponieważ nie
potrafią rozplanować planu działania i działają pod presją, idą na żywioł. Sami
są sobie winni, ale jako że za niecały miesiąc mamy święta postanowiłem okazać
swoją dobroduszność i pomóc tym życiowym nieudacznikom.
Czekałem cierpliwie, aż ten idiota wyjdzie ze swojego domu,
by móc za nim pojechać oraz dowiedzieć się jaki przekręt tym razem szykuje, ale
kiedy wyjechał tym swoim gratem jedyną rzeczą, którą zrobiłem było włożenie na
nos moich czarnych okularów, włączenie radia oraz pojechanie za nim. Jeremy
kierował się w stronę mieszkania Matta, ale jak się później okazało zmierzał
pod blok, w którym od niedawna mieszkała moja nowa przyjaciółka Ness.
Po naszym ostatnim spotkaniu nawet ją polubiłem, co jest
naprawdę wielkim wyczynem, ponieważ od momentu gdy Tomlinson przyprowadził ją
do domu, żeby nam przedstawić byłem zdania, że ta dziewucha tylko się z nim
zabawi, a potem ucieknie – przyznaję, pomyliłem się co do tej blondyneczki,
okay? Próbowała mu pomóc i wyciągnąć go z tego całego gówna, ale Louis jej na
to nie pozwolił, a odwdzięczył się zdradzając Ness z Jessicą. Wtedy nie
zareagowałem, bo nie miałem takiej potrzeby tylko, że gdyby teraz zrobił
Donavan takie świństwo rozkurwiłbym mu głowę o najbliższą ścianę – bądź co bądź
byłem od niego lepszy w Street Fight, zresztą
nie tylko w tym, bo jak twierdzi nie jaka Savannah w łóżku też go przewyższam,
a z racji tego, że jestem bardzo dobrze wychowany nie wypada mi się wykłócać z
tak bystrą kobietą.
Oczekiwałem aż ten chuj wreszcie raczy wyjść, ale na razie
wcale się na to nie zanosiło, dlatego wsłuchałem się w wiadomości, które
właśnie podawano w radiu. Powoli zaczynało mi się nudzić, więc zacząłem nerwowo
stukać palcami w kierownicę, aż w końcu Jer przerwał moje męki i wyszedł… W
towarzystwie Ness i jakiejś małej dziewczynki – Louis mówił, że jego lala buja
się z jakimś dzieckiem, ale ponoć to córka jej brata… Tylko dlaczego nasza Blondyneczka
rano wychodzi ze swoją bratanicą i Stanem? To pewnie jakaś grubsza sprawa, a ja
rozwiążę ją niczym prawdziwy Sherlock Holmes.
Jechałem za nimi utrzymując odpowiednią odległość, aby nie
zaczęli niczego podejrzewać aż do przedszkola. Z czystej ciekawości poszedłem
za Ness, kiedy odprowadzała tą małą i dokładnie obserwowałem jak się z nią
żegna. Nie było w ich zachowaniu nic podejrzanego, dlatego szybko się ulotniłem
z powrotem do samochodu. Nessela wróciła do Jeremy’ go, porozmawiali trochę
chociaż… Właściwie to się pokłócili, a później pojechali. Byłem w stu
procentach pewien, że teraz obrali cel naszego domu, ponieważ mieliśmy odbyć
spotkanie z Jason’ m w sprawie kolejnego zlecenia, dlatego postanowiłem skoczyć
coś zjeść, bo mój brzuch dawał o sobie znać.
Wszedłem do lokalu, w którym ostatnio byłem z Donavan i
nawet usiadłem przy tym samym stoliku. Po chwili podeszła do mnie laska Adama w
celu przyjęcia zamówienia.
-Możemy pogadać?
-Ma to związek z twoim zamówieniem? – Mruknęła znudzona, w
sumie to jej się nie dziwię, ponieważ przychodzę tutaj codziennie i wypytuję ją
o uroczą blondyneczkę za kasą, z którą się przyjaźni, ale zawsze mnie
spławia.
-Tak, ma. –Pstryknąłem palcami wskazując przy okazji na nią
oraz zagryzając dolną wargę. –Siądziesz?
-Jestem w pracy. – Dodała tym samym tonem.
-Odpowiesz mi na jedno pytanie, a potem przyniesiesz
naleśniki i dam ci spokój.
-Obiecujesz?
-Masz moje słowo. – Powiedziałem z powagą.
-Okay, pytaj. – Wzruszyła ramionami.
-Czy twój kochaś ma dziecko?
-Co?!
-No wiesz, córkę… Taką małą szatynkę. – Pokazałem gestem ręki
mniej więcej wzrost tej dziewczynki, którą widziałem dzisiejszego poranka.
-Darcey? – Powoli przytaknąłem. –To przecież córka Ness, coś
jeszcze czy…?
-Naleśniki, kobieto. Naleśniki.
-Posraniec. – Podsumowała patrząc na mnie jak na kompletnego
idiotę, a później poszła po mój przysmak.
W tej właśnie chwili nastąpił przełom w mojej sprawie –
Louis się zdziwi jak się dowie, że to wcale nie bratanica Blondyneczki, a
córka.
-Smacznego. – Postawiła przede mną talerz pełen placków,
które zacząłem szybko zjadać. Kątem oka widziałem jak rozmawia ze swoją
przyjaciółką i dyskretnie mi się przyglądają. Olałem je, ponieważ mój mózg
teraz pracował nad dedukcją oraz bezproblemowym rozegraniu tej sprawy – obmyśliłem
wszystkie za i przeciw oraz przeanalizowałem prawdopodobne błędy jakie mogły
wystąpić. Podszedłem zapłacić, a przy okazji wcisnąłem w dłoń ładnej kasjerki
mój numer telefonu, po czym wyszedłem. Znów wsiadłem do wozu, ale tym razem
pojechałem prosto do domu.
W salonie siedzieli prawie wszyscy po za Louisem, który
wydzierał się wniebogłosy, a później przyszedł Weston.
-Malik, idź po swojego przyjaciela. – Bez żadnych uwag
wbiegłem po schodach, a później zapukałem do drzwi sypialni Tomlinsona.
-Tommo, Jay przyjechał! – Kiedy nie otrzymałem odpowiedzi,
zacząłem uderzać pięścią w powierzchnię używając coraz więcej siły, no bo jeśli
się zdrzemnął muszę go obudzić.-Louis, do kurwy wychodź! – Wrzasnąłem na tyle
ile pozwoliły mi siły w płucach. Zrezygnowany zbiegłem po schodach, aby po
chwili usadowić się na jednym z foteli w towarzystwie kuzyna oraz tych ciot,
którymi gardziłem.
-Gdzie jest Tomlinson? – Wycedził przez zaciśnięte zęby nasz
zleceniodawca, mordując mnie przy okazji wzrokiem. Phi, że niby Wielki Zayn Malik miałby się tego
przestraszyć?! Ten człowiek jest przezabawny, dlatego powinien pomyśleć nad
pracą komika zamiast emerytury policjanta.
-Zaraz przyjdzie, daj chłopakowi chwilę czasu, masturbuje
się. – Uśmiechnąłem się w najgłupszy sposób w jaki tylko potrafiłem, a kilka
minut później na dół zbiegła Ness. Nerwowo przeczesała dłonią włosy i niemalże
pobiegła do kuchni, zaraz za nią poszedł Stan. Nie minęło nawet sześćdziesiąt
sekund, a oni zaczęli się wydzierać. Nie chciałem się wtrącać – mimo, że coś kazało
mi ruszyć dupę i pójść zobaczyć co robią – bo nie mam do tego uprawnień, po za
tym nie mam w planach chodzić z poharataną buźką. Dopiero w momencie, kiedy coś
się stłukło wkroczyłem do akcji. Żwawym krokiem wszedłem do kuchni i
przeleciałem po nich wzrokiem – Ness przerażona wpatrywała się kawałeczki
potłuczonego kubka Tomlinsona, a Jeremy ściskał za jej nadgarstek, który powoli
przybierał barwę fioletu. –Co tu się kurwa odpierdala?! –Wrzasnąłem zwracając
tym samym ich uwagę na mnie.
-Zastanów się czy warto, Ness.- Po tych słowach ten kutas
wyszedł, a Blondyneczka odetchnęła z ulgą. Schowała twarz w swoich drobnych
rękach, którymi kilka sekund później przeczesała włosy głośno wzdychając.
-Wszystko gra?
–Złapałem, a raczej chciałem złapać za jej dłoń w celu dodania jej otuchy oraz
pokazania, że wspieram ją – w końcu Jer to psychol.
-T-tak, pewnie.
Szufelka i zmiotka są tak gdzie zawsze? –Niepewnie przytaknąłem, a ona szybko
wyjęła rzeczy, o które pytała i zaczęła sprzątać resztki kubka Supermana, który
Louis dostał na urodziny od Danielle.
-Wiesz, że
zawsze możesz mi powiedzieć. – Złapałem dziewczynę za ramię nie pozwalając tym
samym odejść. Odwróciłem ją do siebie i spojrzałem prosto w oczy. –Może jestem
przyjacielem Louisa, ale tobie też mogę pomóc, Ness wystarczy powiedzieć. – Powiedziałem pewnie, ale ona była zbyt przerażona faktem, że mogę oraz chcę jej
udzielić pomocy.
-Okay. – Wzruszyła ramionami. –Ale wszystko jest w jak najlepszym porządku, Zayn. – Tsa,
a ja jestem Chris Brown, już na pierwszy rzut oka widać, że laska rżnie głupa.
-Dobra,
powiedzmy, że ci wierzę, ale w razie czego masz mój numer. – Przytaknęła, a
później pobiegła do salonu.
Boże, co ta dziewczyna robi ze swoim życiem? Jest taka głupia dając sobą manipulować Jeremy’ mu. Niech okaże trochę inicjatywy i pokaże mu z kim ma do czynienia – przecież to Nessela Donavan, która pobiła jakąś lalunię w klubie tylko dlatego, że podwalała się do jej faceta, a teraz jakaś ciota przesuwa nią jakby była pionkiem w szachach.
Boże, co ta dziewczyna robi ze swoim życiem? Jest taka głupia dając sobą manipulować Jeremy’ mu. Niech okaże trochę inicjatywy i pokaże mu z kim ma do czynienia – przecież to Nessela Donavan, która pobiła jakąś lalunię w klubie tylko dlatego, że podwalała się do jej faceta, a teraz jakaś ciota przesuwa nią jakby była pionkiem w szachach.
Poszedłem za
nią do salonu, gdzie siedział już Tomlinson i mordował wzrokiem Stana, a Jay
produkował się tłumacząc nam co mamy dla niego wynieść z konwoju wojskowego.
-Wiesz już
Tomlinson, co masz dla mnie zdobyć? – Lou przytakną nawet na niego nie patrząc.-Nie
spieprz tego gówniarzu, bo wiesz o co toczy się stawka!
-Słyszałem.
–Warknął. –A teraz wypierdalaj z mojego domu! – Wkurwiony Jay prychnął jedynie,
a później wyszedł trzaskając z impetem drzwiami.
-O czym on
mówił? – Ze zmarszczonymi brwiami popatrzyłem na blondyneczkę, która jako
jedyna odważyła zabrać się głos.
-Nie twoja
sprawa! – Louis uniósł się wielce, a później wstał i zbiegł po schodach do
piwnicy. To oczywiste, że chłopak musi nieco wyluzować, przecież Weston grozi
mu śmiercią tej laleczki, a on jest w sytuacji bez wyjścia – czyli podsumowując
Louis jest tak samo posrany jak Ness.
-Pójdę już. –Oznajmiła
ze smutkiem, który szybko zmienił się w ton oziębłej suki, kiedy Jeremy wstał w
celu odwiezienia jej do domu. Donavan trzasnęła drzwiami, a między nami
zapanowała cisza, którą postanowiłem przerwać. Westchnąłem głośno, a potem
wyjąłem z kieszeni paczkę fajek i zapaliłem jedną. Wypuściłem dym prosto w
twarz Andersona, który teraz siedział przede mną na stole łapiąc się za głowę.
-Spieprzaj,
cioto. – Warknął, a ja kulturalnie wstałem i wyszedłem bez słowa, po czym
wsiadłem do samochodu oraz pojechałem na dalsze zwiady Ness.
Blondynka
najpierw odebrała tą małą, później poszły na lodowisko, z którego wyszły po
jakiś dwóch godzinach – jeszcze nigdy w swoim życiu tak cholernie się nie
wynudziłem, a spędziłem cały dzień z Danielle na zakupach i u kosmetyczki.
Odwiedziła jeszcze swój rodzinny dom i dopiero około siódmej wróciła do swojego
mieszkania. Odczekałem jakieś pół godziny, a później wbiegłem na odpowiednie
piętro i zadzwoniłem do drzwi. Nie musiałem długo czekać, żeby mi otworzyła,
ale wyglądała jakby zobaczyła ducha.
-Co tu robisz,
Zayn? – Jej głos delikatnie zadrżał jakby czegoś się obawiała, ale już moja w
tym głowa, żeby wyśpiewała mi wszystko jak na spowiedzi.
-Nie zaprosisz
mnie do środka? – Oparłem się dłonią o framugę drzwi i czekałem na jakąś
reakcję z jej strony.
-To nie jest
dobry pomysł.
-Czemu?!- Wrzasnąłem, ale pożałowałem tego w chwili kiedy mocno złapała i ścisnęła moje
usta w dziobek. Nagle któreś z drzwi się otworzyły, a wyszła przez nie stara
babcia w jakiejś zwiewnej halce – będę miał traumę do końca życia.
-Co się tutaj
wyprawia, Nesselo?
-Pani Charlotte...
– Szybko puściła moje wargi, a później naciągnęła koszulkę starając się
zasłonić prawie nagi tyłek. –Ja…
-Kto to jest? – Wskazała na mnie.
-Zayn, Zayn
Malik – Przedstawiłem się grzecznie i nawet podałem jej dłoń, ale zołza nawet nie
uraczyła mnie głupim uśmiechem. Suka. –Jakiś problem? – Wzruszyłem ramionami.
-Tak,
hałasujesz i panoszysz się jakbyś był u siebie. – Powiedziała z dumą, po czym
wypięła klatkę jak pawica, mimo że wyglądem przypominała indora. Głupie, stare
babsko!
-Cisza nocna
zaczyna się o dziewiątej, po za tym mój tata jest właścicielem, dlatego z całym
szacunkiem pani Charlotte proszę nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. –Wycedziła
przez zaciśnięte zęby blond lala. –Zayn, idź już.
-Najpierw sobie
porozmawiamy. – Objąłem ją ramieniem i wepchnąłem do pomieszczenia, a następnie
zamknąłem drzwi. Zdjąłem buty, po czym chciałem pójść do salonu, ale Ness
skutecznie mi to uniemożliwiła.
-Wyjdź stąd,
proszę. – Jęknęła błagalnie.
-Czego ty się
boisz? Ten chuj tutaj jest?!- To niemożliwe, żebym go nie zauważył, nie
spuszczałem z oczu jej klatki nawet na… Cholera! Odwróciłem się tylko na
minutę, żeby obczaić tyłek jednej z laseczek, które wracały… Skądś.
-Aladyn! – Moją
uwagę przykuł pisk wydobywający się z ust szatynki. –Mamusiu, patrz to jest
Aladyn! –Mała istotka wskazała na mnie swoją chudą rączką i zachichotała, co
– muszę przyznać- było całkiem urocze.
-Darcey,
możesz…
-Tak właściwie
to Zayn, ale możesz mówić Aladyn. – Przeczesałem swoje włosy, które ostatnio
trochę urosły więc wyglądem mogłem przypominać postać z bajki Disneya – w sumie
nawet mojej ulubionej. Dziewczynka kolejny raz cichutko się zaśmiała. –Ness,
zrób herbaty i porozmawiamy. – Dziewiętnastolatka wywróciła jedynie oczami, ale
nie ruszyła się nawet na milimetr. –Dobrze wiesz, że nie ruszę się stąd dopóki
ze mną nie porozmawiasz. – Jej wzrok powędrował na tego małego Skrzata, który
swoimi dużymi niebieskimi patrzałkami przeszywał mnie na wskroś. –Przecież
wiesz, że nic jej nie zrobię, nie jestem pedofilem, okay?
-Niech będzie. – Westchnęła, a później z lekkim zdenerwowaniem poszła do kuchni.
-Pooglądasz ze
mną bajkę?
-Tsa, czemu
nie? – Darcey złapała za mój nadgarstek – co trochę mnie zdziwiło, ponieważ
dzieci w jej wieku są zazwyczaj nieśmiałe wobec obcych, a ona była bardzo
otwarta – i zaprowadziła do salonu, gdzie pchnęła na sofę oraz usadowiła się
obok. Złapała miskę z popcornem, którą ustawiła pomiędzy nami, po czym usiadła
po turecku. Zdjąłem kurtkę, która – nie ukrywam – blokowała mi troche ruchy w
podrzucaniu ziarenek kukurydzy oraz łapaniu jej ustami, a później już w spokoju
wlepiałem oczy w telewizor. –Darcey? – Zapytałem, a moja towarzyszka przeniosła
swoje spojrzenie na mnie. –Gdzie jest twój tata?
-Pracuje.
-Gdzie
dokładnie? – Wzruszyła ramionami.
-Mamusia
mówiła, że jest bardzo zajęty, ale to dobry człowiek, który bardzo mnie kocha. – Uśmiechnęła się leciutko, a później zmarszczyła brwi jakby nad czymś się
zastanawiała. –Znasz mojego tatusia?
-Chyba tak, ale
najpierw sam muszę się dowiedzieć. Jak będę coś wiedział to ci powiem, okay?
–Szepnąłem, żeby tylko ta wariatka nie usłyszała, a później wystawiłem w kierunku Darcey mały paluszek, który uścisnęła swoim.
-Obietnica,
obietnica. – Zaśpiewała, wywołując tak drobnym gestem u mnie śmiech.
-Zayn, chciałeś
porozmawiać… - Przekręciłem głowę tylko po to, żeby zobaczyć stojącą w progu
Ness. Szybko wstałem, ale zanim poszedłem do blondynki puściłem oczko jej
córce, która kolejny raz zachichotała pod nosem.
Usiadłem
naprzeciwko Donavan, na wysokim krześle barowym przy wyspie kuchennej i
zgarnąłem kubek grzejąc na nim swoje ręce. Ooo
tak, ciepełko!
-Więc? – Przerwała w końcu ciszę i popatrzyła na mnie znacząco.
-Więc, co?
-Jesteś tak
głupi czy dopiero się robisz, Malik?- Warknęła poirytowana. W sumie to wyglądała
nawet ślicznie, kiedy wyprowadzało się ją z równowagi, ale to laska mojego
przyjaciela, dlatego muszę trzymać się od niej z daleka, bo to może źle się
skończyć. –O czym chciałeś gadać?
-On ci grozi. – Stwierdziłem, na co Ness zmarszczyła zmieszana brwi.
-O czym ty…?
-Nie rób ze
mnie debila, Ness! – Okay, przyznaję poniosło mnie, ale widać było na pierwszy
rzut oka, iż cała sytuacja z Jeremy’ m wykańcza ją psychicznie. Mogła zapierać się i wmawiać wszystkim
dookoła, że jest inaczej oraz że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale
ja wiedziałem. jaka jest prawda. Może teraz wyjdę na cieniasa, jeśli przyznam się
do zwracania uwagi na tak drobne szczegóły jak obgryzione przez Donavan
paznokcie, ale w obecnej chwili szczerze powiedziawszy mam na to wyjebane.
Chyba się o nią martwię i chcę pomóc. Pragnę jej szczęścia… Jej i Louisa.
–Jeremy ma coś na ciebie, tak jak Jay na Tomlinsona.
-Czym on mu
grozi?
-Chcesz
odpowiedzi, co?- Kiwnąłem głową w jej kierunku z chytrym uśmieszkiem, na co
pokiwała ochoczo. –Cóż… Ja też, więc zacznij mówić, najpierw chcę wiedzieć,
czy ten Skrzat to dziecko Louisa?
-Nie. – Odparła
hardo, dlatego uniosłem brwi.
-Okay, to może
inaczej… Z kim jeszcze się przespałaś?
-Czy ty jesteś
normalny, Zayn? – Zapytała bardzo wolno, a jej oczy biły we mnie piorunami.
–Nie będę ci się spowiadać z mojego życia intymnego, jestem przyzwoitą
dziewczyną.
-Czyli Louis
jest ojcem, dobra jedźmy dalej: Stan, czego od ciebie chce i czym szantażuje?
-Jesteś
niemożliwy. – Pokiwała głową z dezaprobatą na boki. –Przecież mówię, że…
-Jer, kobieto.
Teraz rozmawiamy o tym kutasie. – Wskazałem na nią palcem, dając jej tym samym
sygnał, żeby zaczęła mówić. Uniosłem kubek do ust, a później upiłem łyka,
którego później pożałowałem, ponieważ oparzyłem się w język. Syknąłem z bólu,
na co ta laleczka zachichotała. –Tsa, bardzo śmieszne, Ness. – Warknąłem lekko
zły… Właściwie to nie byłem na nią zły, ale przecież nie mogłem pokazywać, że w
jakiś sposób mi zależy na relacji z nią – to dziewczyna Lou.
-To się nazywa
karma, Zayn. – Uśmiechnęła się słodko, dlatego nie mogłem się powstrzymać od
odwzajemnienia tego drobnego gestu. –On nie może wiedzieć. – Dodała po chwili
bardzo poważnym tonem.
-Kto? – Domyśliłem się, że chodzi o naszą rozmowę i nawet wiedziałem, o który ze
szczegółów, ale nie miałem pojęcia kto ma się nie dowiedzieć: Louis czy ta
szuja Stan?
-Louis, Jeremy…
- Westchnęła z bezsilności, po czym zasłoniła sobie twarz dłońmi opierając
łokcie na blacie.
-Powiedz mi, a
pomogę. Ness przyrzekam, że nic wam się nie stanie, tylko błagam powiedz mi. – Delikatnie dotknąłem jej ręki, którą chwilę później ułożyła na powierzchni
wyspy kuchennej i dalej trzymając jej kończynę pocierałem kciukiem wierzch w
celu dodania dziewczynie otuchy. Chciałem, żeby wiedziała, że przy mnie nie
grozi jej niebezpieczeństwo.
-To nie jest
takie proste Zayn, jak mogłoby się wydawać. – Jej głos powoli zaczynał się łamać,
a to świadczyło jedynie o płaczu, który był nieunikniony w tej sytuacji. –Jeśli
Jer dowie się, że z tobą rozmawiałam, zabije Darcey. – Wyprostowałem się, a moje
mięśnie się napięły. Ta mała to przecież dzieciak, a ten chuj grozi jej
śmiercią?! Co za jebany kutas, gdyby miał chociaż jaja, żeby rozegrać to w inny
sposób… Ale przecież ta ciota zawsze używa tych banalnych sposobów, żeby
osiągnąć cel. Skurwiel i masochista – tym właśnie jest. –Jeśli on dowie się, że
to dziecko tego posrańca… Mam tylko ją i nie chcę jej stracić, Zayn. – Słone
kropelki zaczęły spływać po jej zaróżowionych policzkach i może okażę się strasznym
chujem jak przyznam, że w tej chwili wyglądała naprawdę prześlicznie, bo to w
końcu cholerna dziewczyna mojego przyjaciela, do której czuję nieodpartą chęć
pomagania oraz zapewnienia jej pieprzonego poczucia bezpieczeństwa, ale nie
dbam o to. –Louis nie może wiedzieć, bo dobrze wiesz jaki jest ten cholerny
dzieciak - będzie się mścił, a ja nie chcę, żeby znów wpakował się w jakieś
gówno. Błagam, obiecaj, że nic mu nie powiesz. – Teraz to ona ścisnęła moje palce
i oczekiwała odpowiedzi. Cholera jasna!
-On powinien
wiedzieć… -Zacząłem, ale kiedy spojrzała na mnie tymi maślanymi oczami
najzwyczajniej w świecie wymiękłem. –Nie powiem mu. – Na jej czerwoniutkiej
buźce pojawiła się ulga oraz w pewnym sensie radość.
-Teraz twoja
kolej, dlaczego Louis znowu pracuje dla Westona?
-Nie wiesz tego
ode mnie, jasne? – Szybko przytaknęła na moje słowa. –On chce cię zabić. – Jej
palce zacisnęły się na mojej dłoni - którą ku mojemu zdziwieniu nadal trzymała
– i powoli zaczęły odcinać dopływ krwi. –Nie dam… Nie pozwolę cie skrzywdzić,
Ness rozumiesz? – Drugą ręką uniosłem jej podbródek, żeby na mnie spojrzała, a
kiedy już to zrobiła dostrzegłem jak bardzo ta dziewczyna cierpi.
Było mi jej
naprawdę szkoda – tyle przeszła i tyle wycierpiała przez Tomlinsona, a na
dodatek musiała samotnie wychowywać dziecko… Naprawdę ją podziwiam. Jest silną
kobietą, która czasem jest zbyt dumna by poprosić o pomoc, ale czasem trzeba
przełknąć dumę i pozwolić drugiej osobie zacząć działać w celu udzielenia
pomocnej dłoni i wyciągnięcia z dołka.
Byłem gotowy
rzucić wszystko i pomóc jej w każdej chwili, a jedyną rzeczą jaką oczekiwałem
było tylko cholerne pozwolenie. Nie chciałem robić czegoś w brew niej, bo
zwyczajnie nie chcę mieć w niej wroga – ona mi ufa, a ja tego nie spieprzę… Nie
chcę żeby mnie nienawidziła, wolę jak się do mnie uśmiecha, nawet jeśli robi to
przez łzy.
-Możesz coś dla
mnie zrobić? – Pociągnęła noskiem przez co wyglądała jak mały puchaty królik.
Mówiłem, że jest urocza?
-Jasne, co
tylko chcesz. – Wzruszyłem ramionami pewny swojej wypowiedzi. Mam jednak
nadzieję, że nie każde mi teraz rzucić się z balkonu – chociaż wątpię, żeby
była to tego zdolna.
-Przytulisz
mnie? - Bez słowa wstałem i obeszłam
blat stając przed nią. Rozłożyłem lekko ramiona, a ona szybko poderwała się z krzesła
w wtuliła mocno w moją klatkę piersiową.
Była to dla
mnie zupełnie nowa sytuacja, ponieważ zawsze byłem w relacjach z dziewczynami,
w których tylko je pieprzę – nigdy nie byłem pocieszycielem, słuchaczem oraz
ramieniem do płakania. Uczucie, które teraz mnie wypełniało było… Całkiem
przyjemne. Mógłbym powiedzieć, że wręcz polubiłem je od razu.
Niepewnie
objąłem ją zamykając tym samym w uścisku. Jej chude ręce zaciskały się w
piąstki na mojej koszulce, a ja swoimi delikatnie, ale nadal pewnie ją trzymałem.
Pozwoliłem sobie oprzeć brodę o czubek jej głowy i raz nawet – pod wpływem
impulsu, oczywiście – pocałowałem jej blond czerep.
Nie wiem jak
długo staliśmy w ten sposób, bo straciłem rachubę czasu po jakiś dwóch
minutach, jednak przerwał nam mój telefon. Ness niechętnie odsunęła się ode
mnie, co mogłem wywnioskować po grymasie na jej nadal purpurowej buźce, a ja
wyjąłem z kieszeni swoją komórkę. Spojrzałem na aparat, gdzie na wyświetlaczu
widniało zdjęcie Louisa.
-Przepraszam. – Posłałem jej lekki uśmiech, a późnej podszedłem do okna odbierając. –Mów stary.- Odparłem pewnie, dokładnie wpatrując się w widok za oknem.
Na ulicy nie
było żywej duszy, a światło dawały latarnie. Pod jedną z nich stała jakaś
zakapturzona postać i mógłbym dać sobie palce uciąć, że gapiła się prosto na
mnie. Co do cholery?!
-Kurwa, Malik
miałeś być na Street Fight i mnie wspierać, a ty się kurwa z dziwkami bujasz! –
Tommo starał się przekrzyczeć gwar, który go otaczał co świadczyło tylko o
jednym, a mianowicie, że to nie on teraz stoi nonszalancko oparty o stalowy
filar i obserwuje mieszkanie Ness.
-Zaraz będę,
nie unoś się, cioto. – Mruknąłem, nadal starając się rozpoznać osobnika w czarnym
ubiorze.
-Chowaj kutasa
do majtek i zaraz cie tu widzę. – Przewróciłem oczami na jego słowa.
-Od kiedy
interesuje cie gdzie pcham kutasa, a gdzie nie, Tomlinson? – Powoli spuściłem
jasnozieloną roletę, a później odwróciłem się przodem do blondynki, która
uważnie mnie obserwowała.
-Od kiedy
sprowadziłeś mi do domu córkę tego chuja McKibben’ a, Shirley.
-To Stacy,
kretynie. – Mruknąłem zażenowany jego tokiem myślenia oraz pamięcią do imion. Co
za oszołom.
-Chyba wiem jak
ma na imię ta dziwka! Nie pouczaj mnie i nie wkurwiaj dobrze wiesz, że nie mam
dzisiaj humoru przez tego skurwiela, który lizał się z moją dziewczyną. – Wycedził przez zaciśnięte zęby, a ja tylko mogłem wyobrazić sobie jak mocno
zaciska powieki starając wybić sobie ten obraz z głowy. –Tak czy inaczej, za
ile będziesz?
-Za jakieś trzydzieści minut, narwańcu. – Rozłączyłem się nawet nie czekając na jego odpowiedź.
Znam go od sześciu lat – wiem, że jak się nakręci to potrafi gadać dłużej niż jakaś nastolatka ze swoją przyjaciółką o jakiś pierdołach tylko, że Tommo napierdalał o tym jak bardzo dana rzecz go wkurwiła, co miał ochotę wtedy zrobić, ale powstrzymał się oraz jak zamierza się zemścić, a najgorsze jest to, iż w domu na nowo opowiadałby mi o tym samym. Nie jestem tępy i wbrew pozorom zrozumiem za pierwszym razem… Niespodzianka, Zayn Malik jest rozgarnięty!
Znam go od sześciu lat – wiem, że jak się nakręci to potrafi gadać dłużej niż jakaś nastolatka ze swoją przyjaciółką o jakiś pierdołach tylko, że Tommo napierdalał o tym jak bardzo dana rzecz go wkurwiła, co miał ochotę wtedy zrobić, ale powstrzymał się oraz jak zamierza się zemścić, a najgorsze jest to, iż w domu na nowo opowiadałby mi o tym samym. Nie jestem tępy i wbrew pozorom zrozumiem za pierwszym razem… Niespodzianka, Zayn Malik jest rozgarnięty!
Mój wzrok
automatycznie przeniósł się na blondynkę, która opierała się tyłkiem o blat i
nerwowo zagryzała wargę, nawet na moment nie spuszczając ze mnie swojego
przenikliwego spojrzenia. Podszedłem bliżej niej, a po drodze złapałem za puste
kubki po naparze ziołowym i włożyłem je do zmywarki.
-Muszę spadać,
na razie, Ness. – Pochyliłem się nad nią i szybko musnąłem jej policzek, co ku
mojemu zdziwieniu przyjęła z leciutkim uśmiechem.
-Okay. – Mruknęła, a później poszliśmy do salonu, gdzie zostawiłem kurtkę. –Darcey. – Westchnęła, kiedy zobaczyła śpiącą szatynkę na mojej czarnej skórze. Powoli
uniosła dziecko, które bezwładnie oparło się na jej lewym barku, a później
odprowadziła mnie do drzwi.
-Ness… - Zacząłem, ale zawahałem się, jednak po chwili znowu zacząłem mówić: -Zamknij
drzwi i nie otwieraj nikomu. – Zmarszczyła brwi w geście niezrozumienia. –Jakiś
typek gapił się na twoje okno.
-Och. – Wymsknęło
jej się z ust. Złapałem za jej bark i pochyliłem nieco, aby móc spojrzeć jej w
oczy. Jezu, jakie ona miała przepiękne tęczówki...
-W razie czego
dzwoń, przyjadę najszybciej jak będę mógł. – Przytaknęła, a ja puściłem jej
oczko i odwróciłem się na pięcie w celu wyjścia, jednak przypomniałem sobie jeszcze
jedną rzecz, o której musiałem jej nadmienić. –Och, i Ness, możesz być spokojna
nie powiem mu. – Postawiłem pierwszy krok po za próg, ale zostałem szarpnięty w
tył. Spojrzałem zdezorientowany na Donavan, która miała ten sam wyraz twarzy co
ja.
-Dobranoc,
Aladynie. – Mały uśmiech zawitał na moich ustach na dźwięk jej zachrypniętego
głosiku. Poczochrałem włosy Darcey, która niezadowolona zamruczała wywołując
chichot Ness.
-Jeszcze raz
dziękuję, Zayn. – Blondynka wspięła się na palce i cmoknęła mnie w policzek
zostawiając na nim mokry ślad, a w moim wnętrzu dziwne uczucie… Ciepła? Co się,
do chuja ze mną dzieje?!
-Nie ma za co,
zamknij drzwi. – Potrząsnęła głową dając mi do zrozumienia, że przyjęła do
wiadomości moją przestrogę, a ja już w spokoju opuściłem jej mieszkanie.
Dziewiętnastolatka zamknęła od razu drzwi i przekręciła klucz w zamku. Zbiegłem
po schodach, po czym wyszedłem z klatki schodowej i wsiadłem do samochodu.
Uruchomiłem silnik, a później odjechałem z piskiem opon. W szybkim tempie
zmieniałem biegi dodając coraz więcej gazu. Licznik wskazywał już sto
trzydzieści kilometrów na godzinę, ale nadal jechałem za wolno.
Pod domem byłem
po jakiś dziesięciu minutach. Niczym błyskawica wyskoczyłem z wozu Liama tylko
po to, żeby wsiąść do swojej czarnej Audicy i znowu ruszyć w drogę tym razem w
kierunku dzielnicy, gdzie odbywało się Street Fight.
Na miejscu
byłem dokładnie w chwili, kiedy Louis wykonał ostateczny cios i znokautował
jakiegoś blondaska, który opadł bezładnie na zimny asfalt. Tomlinson w
pośpiechu ubrał swoją granatową bluzę i stanął obok mnie.
-Gdzie byłeś? – Zapytał spokojnie.
-Śledziłem
Stana, a potem Stana i twoją dupcię. – Wzruszyłem ramionami.
-Dowiedziałeś
się czegoś konkretnego? – Zaprzeczyłem kiwając głową kilkakrotnie na boki.
–Zakurwię tego chuja, jeśli tylko ją skrzywdzi. – Wycedził przez zaciśnięte
zęby, a potem poszedł w stronę swojego porsche.
-Tsa, ja też. – Mruknąłem
i poszedłem za przykładem przyjaciela kierując się z powrotem do mojego cacka,
po drodze jednak zaczepiła mnie jakaś blondynka o brązowych oczach, dlatego jak
na kulturalnego oraz dobrze wychowanego człowieka przystało zabrałem ją do
samochodu. Przekręciłem kluczyk w stacyjce, ale zanim zdążyłem ruszyć mój
telefon wydał dźwięk przychodzącej wiadomości. Kliknąłem kopertę w celu
odczytania SMSa, a kiedy zlustrowałem pierwsze słowa mój puls przyśpieszył:
Od: nieznane
Z dziewczyną przyjaciela? Myślałem, że masz więcej
klasy, ale… Zamierzasz powiedzieć mu, że ma córkę? Czy może sam zaczniesz robić,
jako weekendowy tatuś? Mam do ciebie radę PILNUJ TEJ BLONDYNECZKI I MAŁEGO
SKRZATA, BO MOŻE STAĆ IM SIĘ KRZYWDA… Nie straszę cie, ale wiesz… WYPADKI
CHODZĄ PO LUDZIACH
Z
_______________________________________
Okay, dziś przybywam dla was z rozdziałem z perspektywy Zayna, który OFICJALNIE jest jednym z głównych bohaterów, dlatego niezwłocznie odsyłam was do zakładki "Bohaterowie" aby zapoznać się z jego osobą + pojawiły się dwie nowe postacie tj. Nasza przeurocza Sharon, która z grzecznej i przykładnej córeczki tatusia stała się zdzirą oraz zupełnie nowa Donie, która będzie miała znaczny udział w Errorze.
Druga sprawa - właściwie to chyba cały czas ją poruszam i powoli już nawet mnie zaczyna to nieźle wkurzać oraz nudzić - KOMENTARZE. Nie, no ale teraz tak poważnie ludzie, obserwuje 49 osób, tak? To może, no nie wiem... Jakoś połowa zaczęłaby komentować? Rozdziały nie pojawiają się z jakimś wielkim opóźnieniem i zakładam, że każdy czyta - chyba, że nie... Nie ważne zresztą, NIE CHCĘ WYJŚĆ NA ZOŁZĘ I NIEWDZIĘCZNICĘ, BO NIE MACIE POSRANEGO OBOWIĄZKU, ŻEBY TO CZYTAĆ, ALE TO MNIE CHOLERNIE MOTYWUJE I PRZELEWA SIĘ NA KOLEJNE ROZDZIAŁY - Aprops rozdziału mi się cholernie podoba i to WASZA zasługa i waszych komentarzy. To naprawdę nie zajmuje tak cholernie dużo czasu, po za tym możecie wstawić chociażby głupią emotikonkę typu ;) lub ;( podobało się, albo nie...
Okay, dobra koniec stypy!!
Dziękuję osobą, które regularnie komentują niesamowicie was kocham i to głównie wasza zasługa, że mam taką dużą wenę i powstają takie rozdziały (które wcale nie są jakąś wielką rewelację, ale wam się chyba podobają... Raczej nie czytalibyście, gdyby było inaczej i nie komentowalibyście... Nie ważne!!).
To chyba... Nie! Stop!!
NOWE ROZDZIAŁY - takowe pojawiając się co tydzień jak już pewnie zdążyliście zauważyć lub przeczytać po prawej stronie zaraz pod stronami w okienku zatytułowanym UWAGA!
Okay, to tyle - ostatecznie już, hahahah....
Buźka, miśki i do niedzieli ;**
Chyba najlepszy rozdział! czekam aż Louis się w końcu dowie dobrze ze zayn wie chociaż jakoś jej pomoże! czekam na następny :*
OdpowiedzUsuńJeny no! Mam nadzieje ze Zayn nie zakocha sie w Ness bo tego bym nie zniosła! On ma byc tylko i wyłącznie jej przyjacielem! Kumasz?! xD Louuu zazdrośnik jeden ale i taki kochany że specjalnie dla Ness pracuje dla tego chuja! Kurna powiedz mi dlaczego Zaynowi zaczyna sie podobać Ness?! Dawaj mi tu następny rozdział bo umrę!/Kicia ����❤️
OdpowiedzUsuńP.S. Lou ma byc z Ness i koniec kropka! Zrozumiano?! Nie Zayn tylko BOOBEAR!
Ojej
OdpowiedzUsuńKocham tego,bloga
Ten rozdział jest cudowny
Jestem ciekawa czy Lou w końcu się dowie o Darcey
Mam ogromną nadzieję że tak
OGROMNĄ
Jej jestem ciekawa jak na to zareaguje ,gdy w końcu się dowie
A ten gościu który chce zrobić coś Ness i Darcey arrr
Lou achh bosz
Cały czas,myślę o tym jak się zachowa,gdy się dowie
Po prostu ta myśl nie daje mi spokoju od kąd zaczęłam czytać tego bloga
Kocham
Kocham
Kocham
Uwielbiam czytać twoje rozdziały
Są nieziemskie
Będę czekać na kolejny
Jesteś
Bardzo bardzo bardzo utalentowana
Buziaki
Ściskam
Melcia :**
Super:)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńnaprawdę dobrze piszesz przeczytała kilka twoich ff i moge powiedziec ze jestem twoja fanka :) czekam na niedziele
OdpowiedzUsuńKocham :D
OdpowiedzUsuńI jestem za Zaynem ,ale cicho sza !!!
#Nayn forever, ale shhhh xdd
UsuńUWIELBIAM, UWIELBIAM I JESZCZE RAZ UWIELBIAM <3
OdpowiedzUsuńMAM ZŁE PRZECZUCIA CO DO RELACJI ZAYN'A I NESS :) COŚ MI SIĘ WYDAJĘ, ŻE KTOŚ SIĘ ZAKOCHUJE :)) ALE ŻEBY TAK W "DZIEWCZYNIE" SWOJEGO PRZYJACIELA. ZAYN DOBRZE ROBI NIE MÓWIĄC LOU O TYM, ŻE MA CÓRKĘ, POWINIEN SIĘ DOWIEDZIEĆ TEGO OD NESS <3 I MAM NADZIEJĘ, ŻE TO SIĘ JUŻ NIEDŁUGO WYDARZY ^^
POZDRAWIAM I CZEKAM NA NEXT
NATT ♥
+ ZAPRASZAM DO MNIE :* welcome-in-hell-zayn-malik.blogspot.com
:D
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze boski, czekam na kolejny, buźka
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Tylko mam nadzieję że Zayn nie zakocha się w Ness tylko po prostu będzie jej przyjacielem i zrozumie że nie chce być takim zimnym dupkiem.Lou i Ness mają być razem *__* Mam zaciesz bo Zayn się dowiedział o Darcey no i jeszcze teraz Louis :D A najbardziej mnie ciekawi ten gosciu co grozi dziewczynom o_O
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadanie ily ♥
~N
Ach! <3
OdpowiedzUsuńz niecierpliwością czekałam na ten rozdział! omg czy ty zawsze musisz tak się znęcać i kończyć w takich momentach? *.*
OdpowiedzUsuńWow :) świetne, fajnie czasem zobaczyć wydarzenia z innej perspektywy, uważam, że to był świetny pomysł :)
OdpowiedzUsuńAaaaa! Kocham to ff i ciebie że to piszesz!!!!! A teraz jak okurta musisz być by zostawiać nas,czytelników z taką końcówką rozdziału?! Już nie mogę doczekac się następnego,bo ten był MEGA świetny...Pozdrawiam xx
OdpowiedzUsuńUps
OdpowiedzUsuńOkrutna*
Przy okazji zapraszam na moje ff pisane na wattpadzie http://www.wattpad.com/story/31270743-war-of-the-minds-l-t-n-h Może akurat kogoś zaciekawi :) Pozdrawiam xx
UsuńŚwietny rozdział:* jak zwykle z resztą....:) Ciesze się że Zayn jej pomaga, ale.....niech kurde sięw ten związek nie miesza..!!!
OdpowiedzUsuńŚwietne! Dzisiaj zaczęłam czytać i przeczytałam wszystkie rozdziały i mega ciekawi mnie kto to ten anonimek co grozi Zaynowi. Czekam na nexta. ;*
OdpowiedzUsuń