niedziela, 26 lipca 2015

XI. She Keeps Me Up




„Perfekcyjnie potrafię oszukiwać własną podświadomość, szczególnie w kategoriach ‘wcale mi nie zależy’, ‘nic do niej nie czuje’, sprawdzając, co minutę SMSa wcale nie mam nadziei, że zobaczę jej numer na wyświetlaczu.”

Zayn

Siedziałem na sofie w samych dresach, a na moich udach leżała Donie, która ubrana była w moją koszulkę. Na plecach dziewczyny miałem ustawiony laptop, a w tle leciała piosenka Nickelback zatytułowana She Keeps Me Up. Głupie, że czułem jak ta piosenka opisuje moje uczucia względem jednej osoby, którą cały czas umyślnie próbuję zranić.
Szukałem informacji o tym kolesiu, z którym wczorajszego dnia Donavan przyszła po Darcey.
Gość nazywał się Federico Ferro, urodził się i mieszka w Mediolanie, ma dwadzieścia jeden lat, spotyka się z modelką i jest pieprzonym kierowcą wyścigowym. Jego ojciec jest właścicielem firmy Ferrari, a matka nie żyje. To zwykły playboy – miał w chuj dziewczyn i z każdą kończył po kilku tygodniach góra. Nie pozwolę mu skrzywdzić Ness.
Drzwi domu się otworzyły, a wszedł przez nie Louis, który podał mi plastikowy pojemnik.
-Przywiozłem ci tort – oznajmił idąc do kuchni, by po chwili wrócić z kubkiem kawy i usiąść w fotelu.
-Dałeś?
-Nadal nie rozumiem, czemu sam nie mogłeś dać Nessie prezentu urodzinowego? – zaciekawiony potarł brodę, na co wywróciłem oczami. –Wtajemnicz mnie w swój arcygenialny plan – poprosił.
-Opiekuj się tylko nimi – warknąłem. –Z resztą poradzę sobie sam – szatyn wstał z mebla i stanął za mną patrząc przez ramię. Lustrował wszystko, co było zamieszczone na jednej z wielu stron z szeroko otwartymi oczami.
-Co ty robisz, Malik? – zapytał przerażony. –Masz obsesję – powiedział bardzo powoli, ale spływało to po mnie. –Po co go sprawdzasz?
-Z nudów – wypaliłem siląc się na sztuczny uśmiech. –Gdzie Matt i Dani? –zmieniłem temat, mimo iż wiedziałem gdzie są moi kuzyni.
Chodzi o to, że nie mam w planach słuchać mądrości Tomlinsona, bo bądźmy szczerzy jestem mądrzejszy i sam wiem, co będzie lepszym rozwiązaniem w stosunku do osób, które są dla mnie ważne. Nie potrzebuję rad kolesia, który jakieś trzy miesiące temu dowiedział się, że jest ojcem i był gotów iść do sądu, żeby dostać pełne prawa rodzicielskie, ponieważ matka jego dziecka chciała wyjechać. 
-Matt w Newcastle, a Dani z Liamem u lekarza – przytaknąłem na znak zrozumienia. –Pozbądź się jej do drugiej – wskazał głową na drzemiącą blondynkę. –Darcey będzie tutaj przez jakiś czas, bo Nessie musi załatwić coś ważnego – pewnie będzie się migdalić z tym makaroniarzem.
Na samą myśl, że ten cały Italiano dotyka Ness mam ochotę coś rozkurwić. Jest tyle gości na świecie, a Donavan musi akurat spotykać się z największym lowelasem w całych pieprzonych Włoszech! Niech sobie znajdzie jakiegoś frajera, który jest księgowym. Faceta, który jest brzydki, garbaty i z zezem… Gościa, który będzie totalną porażką. Takiego, o którego nie będę kurewsko zazdrosny.
-Mam to gdzieś, to też mój dom – warknąłem, będąc wściekły na tego całego Fede, który kradł to, co moje.
-To nie oznacza, że masz sprowadzać dziwki, kiedy moja córka tutaj jest – wycedził przez zaciśnięte zęby. –Jak jej to wytłumaczysz, że zostawiłeś Nessie na rzecz dziwki? – kiwnął tym razem na mnie brodą.
-Uważaj na słowa, Tomlinson – wymruczała sennie Donie, a mnie włączył się odruch wymiotny. To było obrzydliwe. Ona była obrzydliwa. Ja byłem obrzydliwy. Brzydziłem się siebie wiedząc, że pieprzę się z dziewczyną, której nawet nie lubiłem, a potrzebowałem tylko, żeby zapomnieć.
-A skoro już mówimy o dziwkach, Jessica tutaj była i pytała o ciebie.
-Skończyłem z nią, mam ważniejsze sprawy na głowie niż napalona narkomanka – żachnął i poszedł do swojego pokoju. Znowu zostałem sam na sam z tą idiotką, która jest uzależniona od seksu.
Blondynka przekręciła się, dlatego musiałem podnieść komputer, żeby go nie zrzuciła. Usiadła okrakiem na moich kolanach i długim zimnym tipsem przejechała po mojej klatce piersiowej, wywołując nieprzyjemne dreszcze.
-Odłóż to – wskazała na laptopa, a kiedy nie wykonałem żadnego ruchu sama go zamknęła i położyła na stół. –Wiesz, na co mam ochotę? – zaczekaj, nie podpowiadaj.
Skoro przedwczoraj cie pieprzyłem, wczoraj również tak jak dzisiejszej nocy…, Na co możesz mieć ochotę dzisiaj? Czekaj, ja wiem…! Jesteś seksoholiczką, więc… Hm, może masz ochotę się poprzytulać i pooglądać romansidła jak Ness?
-Mam ochotę cie ujeżdżać – wymruczała jak stara kocica, a ja wywróciłem oczami. A jakże by inaczej, zawsze tego chce. Phi…
Pulchna ręka zacisnęła się na moim kroczu, na co jedynie westchnąłem zrezygnowany. Ostatnimi czasy miałem dość seksu. Chciałem obściskiwać się na sofie, oglądając głupi dramat lub komedię romantyczną! Oddałbym za to wszystko…
-Co jest? – zapytała zaniepokojona odsuwając się od mojej szyi, którą gwałciła swoimi ustami. W ramach odpowiedzi wzruszyłem jedynie ramionami.
Sam nie wiedziałem, co było ze mną nie tak. Przecież jestem Zayn Malik mam wszystko, czego zechcę, mogę mieć każdą laskę, której zapragnę…, Dlaczego, do cholery nie mogę prowadzić takiego życia jak sprzed związku z Donavan?! Czemu, do kurwy nędzy tak mi odpierdala?! To tylko dziewczyna, która bezskutecznie stara się mnie nawrócić, wmawiając, że jestem dobrą osobą, – co jest nonsensem, bo zabiłem własną siostrę.  
-Znowu ona? – warknęła, krzyżując ręce pod dużymi cyckami. Nawet fakt, że miała niezłe zderzaki mnie nie jarał, bo najzwyczajniej wolałem mniejsze. –Olej tą idiotkę i…
-Nie waż się tak o niej mówić, Donie – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, mocno łapiąc za jej nadgarstek tym samym zdejmując jej rękę z mojego krocza.
-Ale to prawda! – uniosła się. –Namąciła ci w głowie! Przez tą głupią sukę – moje mięśnie się napięły, a szczęka zacisnęła. –Zmieniłeś się, Zayn – pokiwała kadłubkiem na boki, chcąc dać mi do zrozumienia, że nadal nie potrafi w to uwierzyć. Cóż… Witam w klubie niedowiarków. Liczba członków: Dwa – ona i ja. –Nie poznaję cie. Malik, którego znałam nigdy by się tak nie zachowywał! Nie przejąłby się jakąś marną podróbką Taylor Swift…
-Skończ pieprzyć, Donie – odchyliłem głowę do tyłu, głośno wzdychając. Louis miał rację popadam w obłęd. Mam paranoję, we wszystkich widzę wrogów, którzy chcą skrzywdzić Ness.
-Sprawię, że zapomnisz – przytaknąłem, a ona zaczęła mnie całować…
~***~
W pieprzeniu Rodriguez przeszkodził mi dzwonek do drzwi, a będąc całkowicie przekonany, że Louis nie raczy ruszyć dupy, żeby otworzyć sam musiałem się zając powitaniem gości… Kimkolwiek byli.
Brutalnie wyszedłem z dziewczyny i naciągnąłem na biodra czarne dresy, po czym poszedłem w kierunku wejścia, aby uchylić brązowy prostokąt.
Jasne i nieprzyjemne promienie słońca raziły moje oczy, które były przyzwyczajone do ciemności, w której spędzałem ostatnio coraz więcej czasu. Nie chciało mi się nawet jechać do Daisy na cholerne naleśniki, bo zadowalałem się kawą i papierosami.
-Zgubiłeś coś? – warknąłem widząc tego kutasa w progu mojego domu. Miałem nieodpartą ochotę wpakowania mu pięści w twarz.
-Co? – zapytał zdziwiony.
-Och, wybacz – uśmiechnąłem się sztucznie. - Cosa vuoi? ­ - poprawiłem się z furią. Skoro nie rozumie po angielsku, trzeba mu to powiedzieć w jego, pieprzonym języku.
-Odpieprz się od Ness – uniosłem rozbawiony brwi ku górze. Ten kmiot, chce mi rozkazywać?! Za kogo on się, do kurwy uważa?! Jest nikim, żeby mówić mi, co mogę, a czego nie!
-Co jeśli tego nie zrobię? – zapytałem spokojnie, opierając się prawą dłonią o futrynę i patrząc na niego z kpiną. To niedorzeczne, żeby taka ciota stawiała warunki mnie.
-Cóż… Z racji, że Ness to moja ragazza – chuj prawda, ale okay, niech dalej żyje marzeniem, że Ness jest jego dziewczyną. Nie chcę go wybudzać stwierdzeniem, że Blondyneczka jest tylko i wyłącznie moja, dlatego zagryzając dolną wargę oraz marszcząc tym razem brwi, pokiwałem pionowo głową udając, że jego słowa chwyciły mnie za serce. – Pieprzę ją od przyjazdu i to moje nazwisko krzyczy w nocy… - z każdym jego słowem rodziła się we mnie jeszcze większa wściekłość, a najgorsze jest to, że gęba mu się nie zamykała! -… Więc zostaw mojego gattino – kotka?! Przecież Ness nawet nie lubi kotów!
Miałem dość tej włoskiej gadki przeplatanej angielskim, dlatego jednym płynnym ruchem złapałem za jego białą koszulkę i przyparłem do ściany, lekko unosząc ponad ziemię.
-Jeszcze jakieś uwagi? – warknąłem zły.
-Powiedziała, że jestem lepszy w łóżku – uśmiechnąłem się szeroko, a później spojrzałem na chwilę w bok, ale tylko po to, żeby zacisnąć prawą dłoń w pięść i przyłożyć mu w ten pełen dowcipu ryj. Ferro jedynie jęknął z bólu, łapiąc się za pulsujące oko.
-Ness… Mówiła coś jeszcze konkretnego? – spytałem, chowając dolną część ust pod zębami.
-Że jesteś cienki w wyścigach.
-Pierdol tak dalej, a podbiję ci drugie oko– parsknąłem kpiącym śmiechem. –Jestem najlepszy.
-W takim razie ścigaj się ze mną, jeśli wygrasz… Dostaniesz to, czego pragniesz – zmarszczyłem brwi. Czego pragnę?! Co ten gówniarz może wiedzieć o moich marzeniach?! –Jeśli przegrasz, co jest oczywiście bardziej prawdopodobne, nigdy nie zbliżysz się już do Ness.
-Stoi, dziś o dziesiątej wieczorem w Hackney, masz tam być – dalej trzymając kołnierzyk koszulki Federico szarpnąłem nim w stronę bramy, zrzucając ze schodów. –I ostrzegam, że to nie jest tak łatwy wyścig, w których zazwyczaj bierzesz udział – rzuciłem na odchodne, wchodząc do domu i trzaskając rozjuszony drzwiami. Co za kutas…
-Kto cie tak zezłościł, skarbie? – zapytała niewinnym głosem Donie.
-Nie nazywaj mnie tak – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. –Powinnaś już iść, muszę zająć się swoim samochodem.
-Ścigasz się dzisiaj? –przytaknąłem, a para kocich oczu zaiskrzyła. –Mogę jechać z to…?
-Nie – odpowiedziałem nim zdążyła dokończyć pytanie. –Zawsze jeżdżę sam – wzruszyłem barkami. –Idź już – wskazałem na drzwi.
-Muszę się ubrać – wywróciła zażenowana oczami. –Jak wygrasz masz mi wynagrodzić to, co zrobiłeś przed chwilą – warknęła i wbiegła po schodach.
W co ja się wpakowałem? Czemu tak bardzo muszę komplikować sobie życie? A wszystko przez to, że nie dopilnowałem Mii. Gdybym wtedy zabrał ją ze sobą na imprezę u Chelsea… Nadal by żyła, a ja nie musiałbym się użerać z seksoholiczką i socjopatą, którzy – o ironio – oboje chcą mnie wykończyć… Donie fizycznie, a ten gnój psychicznie. Dobrali się czy jak?!
Nagle mnie olśniło. Szybko wbiegłem po schodach do sypialni Louisa, który drzemał.
-Tommo – zagaiłem, szturchając go, ale mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. –Tomlinson! – wrzasnąłem poirytowany.
-Co? – mruknął zmęczonym głosem. –Już czternasta? Muszę jechać po… -zatrzymałem go łapiąc dłońmi za jego barki.
-Odbiorę Darcey i zabiorę na naleśniki, a ty… Rób, co robisz – wyszedłem z pokoju przyjaciela i wszedłem do swojego, aby się ubrać i doprowadzić do stanu przyjęcia. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem się w czarne spodnie oraz bluzę z kapturem pod kolor. Włosy starannie ułożyłem w sposób, aby wyglądały jakbym się wcale nie napracował.
Przeskakiwałem, co dwa stopnie, aż wreszcie znowu znalazłem się w salonie. Ku mojemu niezadowoleniu Rodriguez nadal tutaj była.
-Wychodzisz? – zapytała lekko oburzona marszcząc brwi.
-Na to wygląda. Idź już – warknąłem, wsuwając stopy do adidasów. Miałem już wychodzić, kiedy poczułem uścisk w okolicy przedramienia. Zazgrzytałem zębami, a później się odwróciłem zabijając wzrokiem blondynkę.
-Dokąd? – wycedziła przez zaciśnięte zęby. –Jesteś mój i nie zapominaj o tym, Zayn – uniosłem brwi. Czy ona na pewno jest trzeźwa? Albo jest na jakimś haju? Bądź, co bądź, bredzi.
-Okay – zacząłem powoli. –Wyjaśnijmy sobie coś, Donie – skinęła głową, dlatego konturowałem swoją mowę, która na celu miała przemówić jej do rozsądku. –Nigdy nie będę twój – już miała otworzyć usta, żeby zaprzeczyć, ale nie pozwoliłem jej dojść do głosu, bo mówiłem dalej. –To, co nas łączy to seks, ponieważ oboje jesteśmy samotni i potrzebujemy rozrywki, dlatego nie będę ci się tłumaczył gdzie wychodzę, zrozumiałaś?
-Nie mo…
-Skończyłem! – zawołałem pełen rozgoryczenia. –Widzimy się po wyścigu – westchnąłem po dłuższej chwili. Kiedy już się nieco uspokoiłem.
-Jesteś żałosny, Zayn – och, żadna nowość! Wiem o tym, jak również o fakcie, że jestem idiotą, dzieciuchem, bezmyślnym kretynem, który kocha ryzyko i o innych wyzwiskach kierowanych pod moim adresem. –Ty ją nadal kochasz – zacisnąłem zęby.
-Wcale, że nie.
-Czyżby? – uniosła lewą brew ku górze. –Więc, dlaczego uderzyłeś tego przystojniaczka, kiedy powiedział, że pieprzył twoją byłą, huh? – Rodriguez skrzyżowała ręce na piersi, po czym przestąpiła z nogi na nogę.
-Powiedział, że jestem cienki w wyścigach, geniuszu – prychnąłem z kpiną, ale w duchu modliłem się, żeby to łyknęła i przestała zadawać cholernie głupie pytania, które mają na celu wyciągnięcie ze mnie jakichś pikantnych informacji. 
Może to właśnie ta wywłoka była tą szantażystką? Chciała, żebym przyznał, że nadal czuję coś do Ness, a później bezczelnie to wykorzysta przeciwko mnie.
-Och – westchnęła zakłopotana. –W takim razie należało mu się- wysiliła się na coś, co prawdopodobnie miało być przeuroczym chichotem, ale wyszło jakby się dusiła.
-To do wieczora – powiedziałem na odchodne i tyle mnie widziała. Miejmy nadzieję, że jak wrócę to jej tutaj nie będzie, bo inaczej zrobi się nieprzyjemnie.
Z prędkością światła wsiadłem do tego żałosnego Bugatti – muszę w końcu przysiąść do mojego SSC Aero, jeszcze tyle pracy mnie czekało przy tym samochodzie, ale starałem się…
Cholernie starałem się przezwyciężyć swoje lenistwo, jednak prawda była taka, że nic poza bezmyślnym leżeniem w łóżku nie byłem w stanie wykonać dobrze. Byłem wrakiem i widział to każdy z moich bliskich tylko po prostu o tym nie mówił, ponieważ bali się mojego wybuchu. Nie dziwiłem im się. Sam czasem bałem się samego siebie, kiedy miałem napad szału.
Pamiętam te dni po śmierci Mii, kiedy traciłem nad sobą panowanie i demolowałem swój pokój, albo salon, albo garaż… Mama martwiła się o mnie i za namowami ojca, który też się niepokoił wysłali mnie na terapię, ale to nic nie pomogło. Zresztą niby jak miały mi pomóc rozmowy z jakimś chujem, który nawet nie znał mnie, a co tu dopiero mówić o mojej siostrze?! Zadawał tylko te głupie pytania typu: Jak się dziś czujesz, Zayn? Nadal boli cie to, co się stało? Dobrze sypiasz? Odpowiadałem mu zdawkowo: Źle. Tak. Nie. On mi nie pomagał, robiły to dopiero wyścigi i bójki, dzięki którym mogłem rozładować swoją frustrację. Najbardziej wkurwiające było to, że kiedy chciałem rozpierdolić Max’ owi ryj, to ten kutas uciekł do cholernego Manchesteru – miałem ochotę władować pięść w jego mordę, kiedy obmacywał Ness w klubie i… Na pewno to zrobię, gdy spotkam przy najbliższej okazji. Michael się martwił, Natalie też, ale to oni najbardziej mnie wkurwiali. Pokazywali jak bardzo cierpieli po stracie Mii, ale to była moja siostra, do kurwy moja bliźniaczka. Nie wiedzieli jak się czułem! Ta dziewczyna była ze mną od samego początku i fakt, może kłóciliśmy się przy każdej możliwej okazji o błahe powody, ale kochałem ją całym sercem i byłem gotowy zrobić wszystko, aby zapewnić bezpieczeństwo tej małej zbuntowanej dziewczynce, która była traktowana jak porcelanowa laleczka, bo była najmłodsza w domu. Ona robiła to samo dla mnie – może nie tak często jak w moim przypadku, jednak troszczyła się o mnie. Wiedziała, że nie radzę sobie z przeklętą psychologią… Sam jestem chory psychicznie…
Mijając kolejnych uczestników ruchu drogowego, którzy wlekli się jak żółwie, wreszcie zaparkowałem pod budynkiem przedszkola. Wysiadłem i wolnym, pewnym siebie krokiem ruszyłem w kierunku szklanych drzwi, w których przepuściłem Chloe i Rene. Zabawna sprawa, ale obie były na mnie napalone, mimo iż jedna miała męża, a druga była w seperacji. Przeczesałem włosy, a później podszedłem do klasy, w której uczyła się Darcey. Oparty o futrynę przyglądałem się jak czterolatka bawi się z jakimś nowym dzieciakiem w dłuższych włosach.
-Alladyn! – pisnęła uradowana, po czym rzuciła się biegiem w moją stronę. Schyliłem się, aby złapać ją w ramiona i następnie okręcić wokół własnej osi, wsłuchując się w chichot Ness… Darcey. W chichot Darcey. –Mam nowego kolegę – oznajmiła, gdy postawiłem ją z powrotem na ziemi. –Chodź, poznasz go – czterolatka złapała za mój nadgarstek i prowadziła do chłopca w czerni, który bawił się samochodzikiem. –Jake to jest Zayn, mój przyjaciel – brązowooki dzieciak z błyskiem arogancji wpatrywał się we mnie, aż wreszcie podał mi rękę. Młody ma siłę, jak na czterolatka. –A to Jake – uśmiechnęła się do mnie szatynka, z podekscytowania mocniej ściskając moją rękę. –Myślisz, że tatuś go polubi?
-Może lepiej będzie jak nie będziesz wspominała o Jake’ u przy Louisie – zaśmiałem się pod nosem.
-Cześć, Zayn – mruknął przechodzący obok Gabe, który był jakiś taki przybity. W sumie to podzielałem jego nastrój, też straciłem niezłą laskę… Tyle, że ja sam do tego doprowadziłem, a jemu pomógł Tomlinson, który nagadał Skrzatowi, że widział jak Gabe bawił się z jakąś inną dziewczynką na placu zabaw. Ten człowiek nie ma wstydu manipulując nawet własnym dzieckiem, jak tak można?!
-Siemasz, młody – przybiłem z nim żółwika. –Będzie dobrze – klepnąłem go po przyjacielsku w ramię, na co pokręcił przecząco głową. Niech to szlag…
Przykucnąłem przed czterolatkiem, który utkwił we mnie swoje smutne niebieskie oczy.
-Pogadam z nią, okay? – pokiwał przecząco kadłubkiem, na co zmarszczyłem brwi.
-D, woli bawić się z Jake’ m, bo wygląda jak ty – co? Przeniosłem oczy na tego nowego dzieciaka. Może faktycznie trochę mnie przypominał, ale ja nie mam takich krótkich nóg i jestem umięśniony w przeciwności do tego cherlawego kurdupla, który ubrał się dziś jak ja.
-Nie poddawaj się na starcie, młody – westchnąłem. –Powalcz trochę – po tych złotych radach wstałem i razem z czterolatką oraz jej nowym przyjacielem poszedłem do szatni, gdzie ubrali buty oraz kurtki.
-Na razie, mała – wskazał na nią strzałką uformowaną z kciuka i palca wskazującego, a Darcey kolejny raz zaśmiała się cichutko pod nosem.
-Nie mów tak do niej, gówniarzu – warknąłem, bo smark zaczął mnie wkurwiać. Ile on ma lat, żeby wyrywać laski na takie teksy?! Przecież te smarkacze mają dopiero po cztery lata!
Okay, rozumiem, że świat gna do przodu jak szalony, ale przy takiej prędkości te dzieciaki już w wieku dwunastu lat będą się pieprzyć, a rok później rodzić dzieci! Coś nie za bardzo czuję, żeby Lou cieszył się na wieść, że zostanie dziadkiem po skończeniu trzydziestu jeden lat.
-Odwal się, staruchu – uniosłem brwi. Nie jestem stary!
-Słuchaj, gnojku, bo powtarzać nie mam zamiaru – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, przykucając przed nim i mierząc palcem w jego chudą klatkę piersiową, którą jednym ciosem mógłbym złamać, jeśli tylko bym chciał. Na jego szczęście nie biję kobiet i małych szczeniaków. –Nie używaj takich tekstów, jeśli chcesz mieć nadal taką ładną buźkę, jarzysz? – zaśmiał się pod nosem.
-Chochlik miał rację, jesteś zabawny – pacnął mnie w nos, a później z plecakiem w ręku pobiegł do swojego ojca. Chochlik?!
-Czemu wybrałaś takiego… - zastanowiłem się chwilę nad odpowiednim doborem słów, ponieważ nie zamierzałem przeklinać przy Darcey. –Małego altromondo?
-Altro…, Co?!
-Lowelasa – poprawiłem, ale szatynka dalej patrzyła na mnie z niewiedzą. –Chryste – westchnąłem. Jak mam jej to wytłumaczyć? –Podrywacza – tym razem na ustach szatynki pojawił się przeuroczy, nieśmiały uśmiech, przez co spuściła głowę na swoje trampki.
-Bo wygląda jak ty – uniosłem brwi szczerze zdziwiony jej odpowiedzią. Też byłem taki wkurwiający jak ten cały Jake? Przecież to niemożliwe! –A ty uszczęśliwiasz mamusię – niech to diabli. Nie wierzę w to…
-Chodź, pojedziemy coś zjeść – zgrabnie wymijając temat, wziąłem dziecko na ręce i wyszedłem z przedszkola.
Usadziłem Darcey na przednim siedzeniu i zapiąłem pasem, ponieważ zapomniałem przełożyć pieprzony fotelik z samochodu Lou. Zaraz po włączeniu radia, z którego kolejny już tego dnia raz leciała ta sama piosenka Nickelback – to lekka kpina z mojej osoby – uruchomiłem silnik i zmierzałem w stronę Daisy. 
_________________________
Szczerze, to nawet lubię ten rozdział. Może nie jest to jeden z najlepszych rozdziałów, ale jak już wcześniej wspominałam: Uwielbiam pisać z perspektywy Zayna. 
Dziękuję wam za komentarze, głosy w ankiecie oraz wejścia - to wiele dla mnie znaczy, że ktoś w ogóle czyta te wypociny...
Na dzisiaj to tylke, miłej niedzieli oraz reszty wakacji ;**

7 komentarzy:

  1. super rozdzial czekam na next i licze ze zayn i ness jeszcze beda razem

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to:)
    Czekam na next:)
    @MagicIno

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślałam, że już będą się scigać :D Nie mogę się tego doczekać. Ciekaweo o co chodzi z tym całym Jakiem i tajemniczym chochlikiem :D
    Pozdro! xx
    @Little_Sinner13

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahhahahahhahahah nie mogę z końcówki xD geniusz :P już sie nie mogę wyścigu doczekać ^^ Olls :***

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja