„Gdybym miała przyporządkować
do czegoś miłość, postawiłabym ją w kręgu najbardziej niewyjaśnionych zagadek
wszechświata.”
Ness
Rano obudził mnie
budzik, który wskazywał godzinę… Ósmą czterdzieści! Cholera, zaspałam! W
pośpiechu poderwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki łapiąc po drodze
pierwsze lepsze ciuchy z mojej szafy, które na siebie włożyłam.
W łazience przemyłam
twarz, a następnie myjąc zęby czesałam włosy. Zrezygnowałam z makijażu,
ponieważ wyglądałam na naprawdę wypoczętą, ale to prawdopodobnie, dlatego, że
zasnęłam ze świadomością, iż dziś przylatuje mój przyjaciel.
Wbiegając do pokoju
Darcey, potrząsnęłam nią każąc się obudzić, a w między czasie naszykowałam jej
ubrania.
-Darcey, błagam
wstań, bo obie się spóźnimy! – szatynka przetarła oczka, po czym ziewnęła
podpierając się na łokciu.
-Ale jestem taaaka
śpiąca.
-Dziś przyjeżdża
Fede, musisz wstać, proszę cie – jęknęłam przystępując nerwowo z nogi na nogę.
-Nasz Fede? –
uniosła zabawnie lewą brew, ale nie miałam czasu nawet się zaśmiać. Czas nam
uciekał!
-Tak, ubierz się
sama, a ja zrobię ci śniadanie, okay?
-Okay – szybko
cmoknęłam ją w policzek, a później niczym pocisk pobiegłam go kuchni mało co
nie wybijając sobie zębów przez leżącego na progu Dingo.
Nalałam psu wody i
wsypałam do drugiej miski karmy, a później zaczęłam robić kanapki. Pełen talerz
postawiłam na stole, przy okazji grzejąc herbatę z wczorajszego dnia.
-Darcey! –
zawołałam, tym razem biegnąc do salonu, aby wydrukować esej. Szybciej! –Darcey,
pośpiesz się!
-No idę, idę! –
wrzasnęła poirytowana. Weszła do salonu w ręce trzymając nożyczki oraz szczotkę
pełną jasno brązowych włosów.
-Chryste Panie, coś
ty zrobiła?! – wykrzyczałam spanikowana. –To twoje włosy?! – przytaknęła. –Czy
ty zwariowałaś?! Skąd wzięłaś nożyczki?!
-No chciałam się
poczesać, ale się zaplątały – wydęła dolną wargę. –No i użyłam nożyczek do
papieru – zakryłam usta dłonią. –Nie złość się na mnie, obiecuję, że nie będę
płakała u pana fryzjera.
-Dobra –
westchnęłam. –Przynajmniej nie obcięłaś sobie ucha. Idź zjeść kanapki, a ja
poczekam aż się to wydrukuje – przytaknęła i poczłapała do jadalni.
Boże
Przenajświętszy, gdy Louis się o tym dowie… Chyba mnie zabije. Moje dziecko
obcięło sobie włosy nożyczkami do papieru!
Włożyłam wszystkie
kartki do torebki, a później razem z Darcey ubrałyśmy buty i kurtki, po czym
wybiegłyśmy z domu.
Szybko zmierzaliśmy
w stronę przedszkola, do którego weszłyśmy spóźnione dziesięć minut, ale Alison
wcale się niezdenerwowana – powiedziała zwykłe: Nic się nie stało i machnęła lekceważąco dłonią, za co byłam jej
cholernie wdzięczna.
Biegiem ruszyłam w
stronę uniwersytetu, po drodze cała zasapana wchodząc do Daisy. Na całe szczęście Marisa była dziś w pracy i obsłużyła mnie
bez kolejki. Szybko się odwróciłam, ale dzisiejszy pech mnie nie opuszczał,
ponieważ wpadłam na czyjąś twardą klatkę piersiową, na którą również rozlałam
kawę. Cholera!
-Przepr… - zaczęłam
spoglądając nieco w górę, ale szybko tego pożałowałam. Każdy tylko nie on.
Poczułam suchość w gardle i nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa.
-Kurwa – mruknął
zdenerwowany, łapiąc za białą koszulkę, na której była brązowa plama.- Patrz
jak… - zaniemówił. –Ness – powiedział jakby z… Ulgą.
-Nie chciałam, Zayn
– przełknęłam głośno ślinę, dokładnie lustrując swoje buty.
Nie potrafię z nim
rozmawiać, bo nadal go kocham. Chcę z nim być, ale… Nie można nikogo zmusić do
miłości. Nie mam prawa wywierać na nim takiej presji i kazać mu mnie kochać.
-Muszę iść, a bluzkę
ci wypiorę, tylko mi ją podrzuć – chciałam go wyminąć, ale Malik ścisnął
delikatnie za moje barki, uniemożliwiając mi to. Nasze oczy się spotkały, a
mnie serce zaczęło bić szybciej. Dlaczego tak bardzo na niego reaguję? Czemu
uczucia do jego osoby nie mogą się tak po prostu wypalić? Dlaczego, do diabła
muszę, aż tak bardzo komplikować sobie życie?
-Zawiozę cie – on mi
to jeszcze bardziej utrudnia.
-Nie rób sobie
kłopotu, poradzę sobie – chciałam jak najszybciej stąd wyjść. Same przebywanie
z Zaynem było dla mnie trudne i sprawiało, że uginały się pode mną kolana.
Dlaczego ten facet nie może być niski, albo mieć krzywego nosa lub zeza?
Dlaczego musi być perfekcyjny w każdym calu?
-Wątpię, żebyś
zdążyła dość na uniwerek w pięć minut zważywszy na fakt, że znajduje się jakieś
piętnaście minut stąd – niech się wypcha z tą swoją wiedzą! –Parker, zrób nam
dwie kawy na wynos – brunetka jak na komendę wzięła się do pracy, a ja stałam
potulnie jak biały baranek, nadal trzymana przez Zayna. –Dzięki – uśmiechnął
się smutno, kiedy odebrał dwa papierowe kubki i mi je podał. –Jutro zapłacę –
poinformował ją i wyprowadził z lokalu.
Przed lokalem stało
to jego super szybkie auto, jakim było Bugatti. Nawet samochód miał boski. Jemu
przecież nic do szczęścia nie brakuje. Ma wszystko, czego zapragnie – urodę,
charakter, niezłą brykę i możliwość wyrwania każdej laski! Dlaczego miałby się
przejmować kimś takim jak ja? To zrozumiałe, że się nade mną lituje.
-Wsiadaj – otworzył
przede mną drzwi jak na dżentelmena przystało i czekał na moją reakcję.
-Zayn ja…
-Wsiadaj, Blondyneczko – powiedział tonem
nieznoszącym sprzeciwu, dlatego grzecznie wykonałam jego komendę. Po
zatrzaśnięciu drzwi, obszedł samochód i zajął miejsce kierowcy, uruchomiając
silnik i odjeżdżając z piskiem opon. Jak zwykle jechał naprawdę szybko, a w
między czasie włączył radio, z którego wydobyło się wycie jakiejś rockowej
kapeli.
Atmosfera była
naprawdę napięta i czułam się mocno niekomfortowo. Jasny gwint!
-Więc przyjeżdża
twój przyjaciel?
-Tak – mruknęłam
cicho, czując nagły napad gorąca. Do czego on zmierza?
-To… Fajnie –
oznajmił bez przekonania. Coś było nie tak. –Jesteśmy – poinformował parkując
pod college’ m, ale nie wysiadłam. Ba! Ani drgnęłam. Nie chciałam wyjść z tego
przeklętego samochodu.
-Zayn…
-Ness, błagam cie –
westchnął odchylając głowę do tyłu o zagłówek. –Nic nie mów, nie chcę wiedzieć.
-Ale…
-Wysiadaj – warknął,
dlatego smutna i wystraszona opuściłam jego pojazd, a kiedy zatrzasnęłam drzwi
szybko odjechał.
-Dzięki za podwózkę
– westchnęłam, machając do pustej już ulicy. Chciałam tylko podziękować, o co
ten skomplikowany pacan jest taki wściekły?
Wzdychając, wbiegłam
do budynku. I tak spóźniłam się na zajęcia, dlatego zostałam po wykładzie i
oddałam McKibben’ owi swój esej, który przez chwilę lustrował, a później
pozwolił mi pójść na następną lekcję.
Szczerze nie lubiłam
Richarda. Może był świetnym nauczycielem, ale jego zaangażowanie w życie
rodzinne pozostawiało sporo do życzenia. Powinien trochę odpuścić, wziąć jakiś
urlop – tak myślę. Sharon pewnie ucieszyłaby się, gdyby ojciec spędził z nią
trochę czasu, bo relacje z Louisem, Zaynem i resztą tej zgrai niekoniecznie
wyjdą jej na dobre… No chyba, że ta dziewczyna właśnie tego chce. Chce skończyć
jak ja. Samotna, zraniona, niepotrafiąca znaleźć swojego miejsca oraz
nieświadoma tego, co powinna zrobić ze swoim żywotem. Sharon wydaje się być
naprawę przemiłą dziewczyną, dlatego szkoda mi jej jeszcze bardziej.
Dopiero o szesnastej
wróciłam do domu, ponieważ musiałam wypożyczyć jeszcze kilka książek, aby
odrobić pracę domową, której miałam od groma. Obładowana podręcznikami,
kroczyłam po schodach, aż wreszcie stanęłam przed drzwiami swojego mieszkania.
Starałam się otworzyć wejście, jednak niezbyt dobrze mi to wychodziło.
-Cholera jasna! –
wrzasnęłam, gdy stos lektur spadł z hukiem na ziemię. Usłyszałam skrzypnięcie
drzwi, dlatego zacisnęłam mocno powieki. Błagam, niech tylko pani Charlotte
trzyma język za zębami! Jednak – o dziwo – nie usłyszałam tonu mojej sąsiadki.
-Ciao, Bella quello che è successo?! –
zawołał przerażony Federico, rzucając mi się z pomocą.
Ferro wyglądał nieco inaczej – lepiej. Minęło jakieś pół
roku, a dwudziestolatek stał się bardziej umięśniony, a jego rysy twarzy
bardziej wyraźne. Ubrany był w czarne spodnie, czerwony t-shirt z dekoltem w
serek, na ramiona włożył czarną bluzę na zamek oraz szarą kurtkę, a na stopy
wsunął markowe adidasy. Włosy Fede wyglądały jak po naprawdę ostrym seksie, ale
dodawało mu to jedynie uroku.
-Daj mi to – zabrał moje książki, a ja w między czasie
otworzyłam zamek w drzwiach i wpuściłam go przodem. Mężczyzna sprawnie zsunął z
nóg buty, po czym zaniósł podręczniki do salonu. Wrócił od razu do mnie i mocno
przytulił. –Ciao, Bella – cmoknął mój
policzek, a ja odwzajemniłam uścisk.
-Przyjechałeś z lotniska samochodem?
-Si, przecież
wiesz jak nie lubię taksówek – odpowiedział lekko oburzony.
-Fede, skoczmy do sklepu, bo nie mam nic w lodówce –
jęknęłam ze spuszczoną głową. Było mi wstyd – zapraszam do siebie gościa, a nie
mam, czym go nakarmić. To brak kultury i… Cholera, nie tak wygląda gościnność!
-Bene,andiamo –
szarpnął mnie za nadgarstek, wkładając stopy do butów i wyciągając mnie z domu,
którego drzwi zatrzasnął.
Przed blokiem stał biały Chevrolet Camaro Z/28. Woah, ten to
dopiero wie jak zrobić wrażenie.
- Signore prime , Bella– powiedział otwierając przede mną drzwi oraz
kłaniając się w pół. Zachichotałam pod nosem na jego błazenady, które naprawdę
poprawiły mi humor. Federico był naprawdę świetnym przyjacielem.
Zajęłam fotel
pasażera, a Ferro kierowcy, po czym odpalił silnik i odjechał kulturalnie z
parkingu. W tle grał ulubiony zespół Fede, jakim był oczywiście Nickelback,
którym mnie zaraził.
Pamiętam jak którejś
nocy włączył na cały regulator Rockstar
budząc całą dzielnicę. Ludzie zaczęli się burzyć, a on siedział na dachu
popijając piwo, ponieważ jak sam to określił: Ho vinto il campionato italiano, io posso tutto. Fakt, tego
wieczora wygrał puchar i został oficjalnym mistrzem Włoch w wyścigach samochodowych,
dlatego też postanowił świętować, ale jego ojciec wyjechał na ważne spotkanie,
to też mój przyjaciel bawił się z całą okolicą.
-Ness, opowiadaj –
zachęcił, lekko mnie szturchając, dlatego nieco poleciałam na prawą stronę.
–Jak życie, szkoła, Darcey? Masz faceta?… - zadawał pytania jak najęty, ale
taki już był – zawsze dużo gadał tylko, że za to go kochałam. Zawsze tą swoją
paplaniną potrafił odciągnąć moje myśli od spraw, które mnie martwiły.
-Co chcesz wiedzieć?
-Zacznij dell'amore – wywróciłam oczami. Niech go
diabli wezmą!
-Jestem samotna –
przekręcił głowę i przyjrzał mi się uważnie z uniesioną brwią. –Fede, patrz na
drogę – warknęłam. Nie mam zamiaru trafić na ostry dyżur lub stół operacyjny,
bo mojemu nad pobudzonemu bratu zachciało się jechać na ślepaka. Rozumiem, że
to wyzwala tą całą adrenalinę i poczucie wolności, ale ja jestem matką i mam,
po co żyć!
-Kim on jest, e cosa fai? – kolejny raz wywróciłam
gałkami ocznymi. On jest po prostu niesamowicie wścibski. –Przecież wiesz, że
możesz mi ufać.
-Okay – westchnęłam
zrezygnowana. –Zayn jest przyjacielem Louisa…
-La tua Louis?! – zapytał wielce
zdziwiony, jakby mnie nie znał i nie wiedział, że komplikowanie sobie życia
jest moim hobby.
-Tak, nie przerywaj,
jeśli chcesz wiedzieć – z powagą pokiwał głową na znak zrozumienia i
przykładając palec do ust, pokazując mi w ten sposób, że nie będzie się jak na
razie wtrącał. –Przyszedł do mnie, żeby się dowiedzieć o Darcey, ale potem
odwiedzał nas regularnie…- spuściłam wzrok na swoje kolana, które w tej chwili
były naprawdę interesujące. –Zakochałam się w nim i… Jestem pewna, że on we
mnie też. Opiekował się nami, pomagał i zawsze był obok, aż przez te cholerne
przekręty, które na celu miały zapewnienie nam bezpieczeństwa trafił do
aresztu. Zerwał ze mną – pociągnęłam nosem, ponieważ znowu zbierało mi się na
łzy. –Powiedział, że… Chciał się tylko zabawić, a ja sobie za dużo wyobrażałam
i… - po moich rozgrzanych policzkach zaczęły spływać łzy.
-Non piangere, Ness – prawą dłonią złapał
za mój policzek i otarł cieniutką dróżkę zapoczątkowaną przez jedną z łez.
-Porównał m- mnie…
Do Louisa… Powiedział, że jesteśmy egoistami… Najgorsze jest to, że nadal go
kocham, Fede.
-On nie jest wart
twojego płaczu, Bella, rozumiesz? –
powoli pokiwałam pionowo głową.
Szatyn zaparkował
pod Tesco, a gdy wysiedliśmy zamknął samochód. Zabraliśmy wózek, do którego
Federico mnie włożył, a sam rozpędził się, opierając na rączce. Jechaliśmy
naprawdę szybko, dopóki nie zatrzymał nas ochroniarz i nie zwrócił uwagi, że
takie zabawy są niebezpieczne, a nam może się coś stać.
-Scusate – oznajmił Fede z tą swoją miną
niewiniątka, a pan ochroniarz spojrzał na mnie lekko nieswój. No tak, przecież
nie zna włoskiego.
-Przepraszamy – przetłumaczyłam, a później wyszłam z koszyka
i pociągnęłam przyjaciela w stronę alejki z napojami.
Włożyliśmy do wózka zgrzewkę wody niegazowanej, cztery
butelki coca coli, trzy kartony soku pomarańczowego oraz cztery jabłkowe, a
później przeszliśmy na warzywa i owoce. Do siatek spakowałam kilka jabłek,
marchewek, pietruszkę, ziemniaki i inne jarzyny. Dla Darcey zabrałam borówki i
truskawki. Idąc przez kolejne półki w wózku lądowały kolejne produkty, których
nie miałam w domu.
Całe zakupy zajęły nam jakieś dwie godziny. Nie jest to
jednak wynikiem naszego niezdecydowania, a dużych kolejek w markecie.
-Pojedziemy po Darcey?
-Si, dove?
-Do Louisa – przytaknął.
Po piętnastu minutach i za sprawą moich instrukcji dojechał
pod wielką willę, w której mieszkali obaj moi byli oraz moi przyjaciele. Nie
wysiadłam jednak z Chevroleta.
- Cos'è?
- Vieni con me – pokręcił głową na boki z
leciutkim uśmieszkiem na ustach.
-Okay, andiamo –oznajmił
radosny, wyskakując z samochodu, który obszedł i pomógł mnie wysiąść. Wystawił
w moim kierunku dużą dłoń, którą niemalże od razu uścisnęłam. - Andrà bene, Ness – mam taką nadzieję, że
będzie dobrze.
Przytaknęłam, a następnie na równi ruszyliśmy do drzwi. Bez
pukania weszliśmy do środka, gdzie zaraz zdjęliśmy buty.
Z salonu dobiegał śpiew Louisa i kogoś jeszcze, ponadto ktoś
grał na gitarze elektrycznej. Chłopak i jego towarzysz śpiewali I gotta feeling z repertuaru The Black Eyed Peas. Nie panując nad
własnymi nogami, pognałam do pokoju dziennego, jednak w porę zatrzymałam się w
progu opierając o futrynę.
Na moich ustach momentalnie pojawił się delikatny uśmiech,
kiedy zobaczyłam zachwyconą czterolatkę, która z podziwem, radością oraz
zahipnotyzowana wpatrywała się z swojego ojca oraz Zayna. Moje serce zabiło
szybciej.
Czy ten człowiek kiedykolwiek przestanie mnie zadziwiać? Po
za tym, że jest cholernie inteligentny, przystojny, wysportowany, jest mistrzem
nielegalnych wyścigów, walk oraz jest genialnym kucharzem, potrafi jeszcze grać
na gitarze i śpiewać?! To prawdziwy ideał!
-Fede! – pisnęła szatynka, zrywając się z sofy i rzucając w
ramiona Federico, który obkręcił ją wokół swojej osi i cmoknął głośno w
policzek.
-Ciao, sole.
-Ciao, come stai? –zapytała
po włosku ku uciesze Ferro.
Od kiedy moja córeczka nauczyła się mówić, mój przyjaciel
rozmawia z nią po włosku. Czasami sama nie wiem, o czym sobie gawędą, ale nie
przeszkadza mi to. Cieszę się, że Darcey się rozwija.
-Co? – zdziwił się Tomlinson, ale nie otrzymał odpowiedzi,
ponieważ Federico razem z naszym dzieckiem już opowiadali sobie, co robili w
języku, który prawdopodobnie po za nimi rozumiałam tylko ja. –O czym on gada z
Darcey? –warknął. –Nessie – ponaglił tym samym tonem.
-Pyta jak w przedszkolu – machnęłam ręką. –Dziękuję, że się
nią zająłeś – powiedziałam pocierając ramiona. Oblała mnie fala gorąca i nawet
wiem, czym była spowodowana. Wściekły wzrok Malika badał każdy cal mojego
ciała, skupiając się na głowie jakby chciał wywrzeć na mnie jakąś myśl
telepatycznie.
-Spoko – wzruszył ramionami. –To też moja córka, nie? –
przytaknęłam. –Chcę być obecny w jej życiu – spuścił głowę, dlatego odważyłam
się go przytulić.
-Jesteś świetnym ojcem, Lou i jestem ci za to wdzięczna tak
jak Darcey – powiedziałam bardzo cichutko w jego pierś i właśnie w tej chwili
poczułam jak odwzajemnia uścisk.
-Dzięki – szepnął, całując mnie w czubek głowy.
- Per tornare a casa ,
la mamma! – zawołała szatynka, na co pokiwałam głową z niedowierzania. Jestem
z niej tak dumna…
-Idźcie do samochodu, zaraz do was przyjdę – Fede zabrał
czterolatkę na ręce, a później wykonał moje polecenie.
-Idę spać – poinformował Tomlinson, a później szybko się
ewakuował zostawiając mnie sam na sam z Malikiem, który nadal zabijał mnie
spojrzeniem.
-Zayn, ja…
-Nie mów do mnie, Ness – warknął. –Nie chcę słuchać, bo…
-Chciałam…
-Zamknij się! – złapał się rozhisteryzowany za włosy,
ciągnąc mocno za końcówki.
-Dziękuję – mruknęłam, a dwudziestodwulatek zmarszczył brwi.
Uspokoił się i wreszcie przestał wcinać mi się w zdanie. Mogłam bez obaw powiedzieć
to, co chciałam nie bojąc się, że mi przerwie. To chyba najbardziej mnie
cieszyło. –Rano chciałam ci podziękować za podwózkę, ale nie pozwoliłeś mi
dojść do słowa – powiedziałam, przechodząc obok niego, gdy nagle poczułam
uścisk mulata na swoim nadgarstku. Kilka sekund później zostałam nieco
brutalnie pchnięta na ścianę i przygnieciona twardą klatką piersiową wyższego
ode mnie mężczyzny, który w oczach miał dzikość. Schylił się nieco, muskając
swoim nosem mój oraz patrząc mi głęboko w oczy. Jejku… Przełknęłam głośno
ślinę.
-Boisz się mnie? – zapytał zagadkowym tonem.
-Nie zrobisz mi krzywdy.
-Skąd ta pewność, huh? – próbował mnie nastraszyć? Jeśli
taki miał plan to mu się to nie uda.
-Kobieca intuicja – zaśmiał się, ale nie był to kpiący
śmiech, na jaki się silił. To był śmiech mojego
Malika – beztroskiego chłopaka, który niczego sobie nie robi z otaczającego
go świata, z problemów, które są wokół. Takiego Zayna kochałam najbardziej.
Uniosłam powoli dłoń, aby dotknąć jego twarzy, na której
widniał kilkudniowy zarost. Chciałam przejechać opuszkami palców po jego
policzku, ale przeszkodził mi. Jego instynkt się włączył i przygwoździł mój
nadgarstek tuż nad głową.
-Nie dotykaj mnie – wycedził przez zaciśnięte zęby.
–Obiecaj, że zaczniesz jeść – Zayn zaczął nawijać sobie pasmo moich włosów na
palec wskazujący, którym od czasu do czasu tykał moje lico. Jego dotyk palił
moją skórę.
-Czemu tak ci zależy? – zmarszczyłam brwi. –Jestem dla
ciebie nikim –pociągnęłam nosem, czując jak łzy zaczynają mi się zbierać pod
powiekami. –Byłam jedną z wielu…
-To nie jest prawda – szepnął, prawdopodobnie sam do siebie,
ale usłyszałam.
-Przestań pieprzyć, dobra? – westchnęłam, zwilżając językiem
suche wargi. –Byłam twoją dziwką…
-Nie prawda – warknął, napierając na mnie swoimi biodrami,
jakby chciał zmniejszyć odległość między naszymi ciałami do cholernego minimum.
Krew w moich żyłach zaczęła krążyć szybciej. To żałosne, ale jedyną rzeczą,
której w tym momencie pragnęłam był on. –Nigdy tak nie mów, słyszysz?! –
zawołał, na co się wzdrygnęłam. –Nie jesteś dziwką i nigdy nie będziesz.
-Sam tak powiedziałeś, Zayn – zacisnął mocno powieki, jakbym
zadała mu niewyobrażalnie silny cios, tyle, że powtórzyłam jedynie jego słowa.
Niczego nie zmyśliłam, tylko przypomniałam jego wypowiedź sprzed kilku
miesięcy. –Zabawiłeś się – wzruszyłam ramionami. Zagryzłam wargę, żeby się nie
rozpłakać. –Zastosowałeś Zasadę czterech
Zet…
-Nie płacz – ujął moją twarz w dłonie, po czym kciukami
otarł spływające po policzkach kropelki słonej wody. –Wyzywaj mnie, krzycz… Rób
wszystko, po za płakaniem, bo tego nie zniosę.
-Pocałuj mnie – pokiwał przecząco głową i oparł się czołem o
zimną ścianę kilka centymetrów nad moim obojczykiem, tym samym miażdżąc mnie
swoim ciałem. Głośno zaczerpnęłam powietrza w chwili, gdy to zrobił, ponieważ w
pierwszym momencie się wystraszyłam. –Zayn – ponagliłam, ale mulat jedynie
napiął gwałtownie mięśnie. Postanowiłam skorzystać z okazji i objęłam go
ramionami w pasie. Spiął się jeszcze bardziej.
-Ness…
-Proszę, zrób to – jęknęłam żałośnie, wtulając lewy policzek
w jego pierś.
-Nie mogę.
-Możesz, Zayn – zapewniłam. –Błagam…
-Nie chcę. Zrozum, że między nami koniec – mężczyzna
rozerwał mój uścisk, tym samym odpychając się od ściany. Spojrzał na mnie
czarnymi jak dwa węgielki oczami, ale znowu kłamał. Chciał tego… Nie, on tego
pragnął ze wszystkich sił, jednak zapierał się. Dlaczego to robił? Czemu, do
diabła krzywdził nas oboje?! To nie fair! Skoro chciał mojego szczęścia, nie
powinien mnie krzywdzić! –Mam kogoś innego – co…? –Spotykam się z kimś innym, kimś…,
Kogo naprawdę kocham i nie chcę, żebyś mi to spieprzyła – zaczęłam kręcić głową
na boki, nie chcąc dopuścić w ten sposób do siebie tej myśli. Nie może mi tego
zrobić! Nie może! –Powinnaś już iść.
-Nie rób mi tego – błagałam. –Proszę, powiedz, że to żarty!
– wybuchłam płaczem. –No powiedz, że to pieprzony żart! – wrzasnęłam, a mój
głos odbijał się niczym echo. –Mów, Zayn! – uderzyłam go w klatkę piersiową,
ale Malik jedynie stał sparaliżowany i przyglądał mi się dokładnie. –Powiedz,
że…!
-Uspokój się- dwudziestodwulatek złapał za mój bark.
–Zapomnij o tym, co było między nami…
-Jak, do cholery mam to zrobić, skoro cały czas na siebie
wpadamy?!
-Wymyślisz coś, jesteś mądrą dziewczyną – uśmiechnął się
smutno. Zamknęłam oczy, a kiedy stałam tak niczym idiotka poczułam mokry ślad
na czole. –Idź już, Blondyneczko –
wskazał na drzwi.
Ze spuszczoną głową, niczym zbity psiak, którego właściciel
wyrzucił z domu na zbity pysk, wyszłam z wielkiego domu. Naciągniętymi na
dłonie rękawami starałam się zatamować płacz, ale to nic nie dawało, a wręcz
przeciwnie potęgowało łzy.
-Bella! – w
mgnieniu oka znalazłam się w ramionach Federico – nie były tak silne jak
Malika, ale musiały mi wystarczyć. - Non piangere, Ness ti
prego – mruknął, całując moje włosy. –Nie jest wart… Obiecuję, że
pożałuje – pokiwałam głową na boki. – Perché?
-Bo go kocham…
__________________________
Jest już następny rozdział - uff. Nie to, że pisało mi się go ciężko, czy coś z tych rzeczy, ale po prostu nie wiem czy ktoś w ogóle to jeszcze czyta.. To znaczy, wiem, że głosujecie w ankiecie, ale ostatni rozdział skomentowały tylko 4 osoby, na 60 obserwujących i 47 osób, które czyta. Nie chodzi o to, że jestem niewdzięczna, czy coś - bo nikt wam czytać nie każe, robicie to z własnej woli, nie pod przymusem, ale skąd mam wiedzieć czy podoba wam się to co piszę, skoro tylko kilka osób komentuje?
Z tego miejsca, chcę serdecznie podziękować:
Taka Jedna, @Little_Sinner13, Crazy Mofo i anonimkowi z 5 lipca z godz. 22.45 - jestem wam naprawdę bardzo wdzięczna.
Miłej niedzieli ;**
Supeer rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam na next xx
Nie ma za co kochana :* Cudowny rozdział. Ludzie komentujcie! Kocham i czekam na nn ;**
OdpowiedzUsuńUwielbiam !! :D Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńMimo iż wiem , że rodział jest co niedziele to i tak codziennie sprawdzam czy może jednak dodałaś . Kocham to jak piszesz a za to kocham ciebie :* <3 Justine xx
OdpowiedzUsuńKocham, Kocham, Kocham.
OdpowiedzUsuńPoryczałam się tak jak Ness.
Zayn, ogarnij się!!!
Czekam na następny zajebisty rozdział xD
OdpowiedzUsuńjestesny i czytamy kc :*
OdpowiedzUsuńKocham Kocham i nie wiem co jeszcze . A jednocześnie nienawidzę Cię bardzo bo nie pozwala są Ness być szczęśliwa z Zaynem.
OdpowiedzUsuńŻartuje, jesteś najlepsza :)
I dzięki za podziekowania, nie wiedziałam że "<3" tak dużo znaczy
Trzymaj się ciepło / anonimek
Tak ja też wciąż tu jestem i piszę co mi akurat do głowy przyjdzie :)
OdpowiedzUsuńStrasznie mi smutno się zrobiło na koniec... Ale mam swoją teorię... Zobaczymy czy okaże się słuszna :)
Federico jest super! Taki frienship goal! <3
Czekam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam! xx
@Little_Sinner13
Rozdział cudny jak zawsze<3 Nie rozumiem dlaczego Zayn ją okłamuje i odsuwa od siebie, ale mam nadzieje, że za niedługo to sie zmieni:* czekam na next
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadanie :* czekam na kolejny rozdzial :)
OdpowiedzUsuńPs. Uwielbiam cie <3 czekam na kolejny rozdzial :* /Dominika
Hahhaha ale ja to napisalam xd wybacz ale jest juz pozno :* /Dominika :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i już nie mogę doczekać się kolejnego. Mam nadzieję, że Ness będzie znowu z Zaynem.
OdpowiedzUsuńMogłabym prosić o tłumaczenie tego co jest po włosku, bo nie rozumiem?
Rozdział świetny i już nie mogę doczekać się kolejnego. Mam nadzieję, że Ness będzie znowu z Zaynem.
OdpowiedzUsuńMogłabym prosić o tłumaczenie tego co jest po włosku, bo nie rozumiem?