„Jest jednym z mężczyzn, przez
których płakałam najczęściej i zarazem jedynym, do którego nie mam o to żalu.”
Ness
Obudził mnie śpiew. Osoby, które znajdowały się w mojej
sypialni śpiewały głośno Happy Birthday…,
Więc to dzisiaj… Dziś kończę dwadzieścia lat.
Sama nie wiem czy powinnam się cieszyć, czy może płakać. Mam
dwadzieścia lat, jestem o rok starsza. Jeden rok bliżej starości. Kolejny rok,
w którym nic nie osiągnęłam, a wręcz przeciwnie dużo straciłam, – ale do tego
już się dawno przyzwyczaiłam. Zawsze niszczę to, na czym zależy mi najbardziej,
tak jak zniszczyłam swoją rodzinę, związek z Zaynem czy swoją szansę na
zdobycie mistrzostwa kraju w łyżwiarstwie. Jestem dwudziestoletnią kupą
chodzącego nieszczęścia i spustoszenia, a najgorsze, że za rok będę tą samą
katastrofą tylko, że o głupi rok starszą…
-Happy Birthday dear
Ness, Happy Birthday to you! – niechętnie otworzyłam oczy, ale doznałam
chyba największego szoku w moim dotychczasowym życiu. Byli tutaj wszyscy –
mama, tata, Adam, Federico, Marisa, Darcey, Danielle, Liam, Matt, Louis, ale
brakowało Zayna. W sumie… Nie powinno to być zdziwieniem, ponieważ dał mi
wczoraj jasno do zrozumienia, co jest między nami, ale to nadal bolało.
-Wstawaj, wiedźmo – zaśmiał się mój brat, a później razem z
Darcey i Mattem zaczęli skakać po materacu, przez co moje ciało również zaczęło
się unosić.
-Wstaję, ale przestań – zachichotałam pod nosem, chcąc im
pokazać, że jednak dzisiejszego dnia wszystko jest w porządku, mimo iż nie
było.
Zaprzestali wygłupów i usiedli na brzegu łóżka.
-Mamy prezenty! – zawołała moja córka, ściskając mi szyję i
mocno tuląc. –Kocham cie, mamusiu – cmoknęła mój policzek.
-Ja ciebie też, myszko – poczochrałam lekko jej włoski,
które wczoraj nieco wyrównaliśmy. –Tato, mamo… - zaczęłam wstając. –Ja
chciałam…
-Nic się nie stało, kochanie – od razu znalazłam się w
ramionach George’ a, który ucałował czubek mojej głowy. –Cieszę się, że cie mam
– zacisnęłam piąstki na jego drogim garniturze, tuląc jeszcze bardziej policzek
do prawej strony klatki piersiowej. Po chwili do naszego przytulasa dołączyła
mama, która też cmoknęła mój policzek i pogładziła włosy; Adam i reszta moich
gości. To najcudowniejszy prezent na świecie.
-Tak bardzo was kocham – i właśnie wtedy bariera puściła.
Znowu płakałam – po dziesięciu godzinach snu wróciłam do tego, co robiłam przed
zaśnięciem, ale tym razem nie były to łzy smutku, żałości czy bezsilności… Te
były ze szczęścia, wzruszenia, radości i wszystkich tych pozytywnych uczuć.
–Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że was mam… Przepraszam za to, co
powiedziałam…
-Nessiu – zaczął ojciec, który był w tej chwili najbliżej
mnie.
-Nie, ja chcę was przeprosić… - pociągnęłam nosem.
–Zachowywałam się jak skończona suka, a wszystko przez to, że życie wymknęło mi
się kolejny raz spod kontroli… Obwiniałam wszystkich oprócz siebie… Bardzo was
wszystkich przepraszam i mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczycie…
-Nie kiedyś tylko teraz, idiotko – mruknął Adam, zapewne
wywracając oczami. –Gdybyśmy ci nie wybaczyli to by nas tutaj nie było… Po za
tym kupiłem ci skarpetki w Olafa – no
jasne, mam dwadzieścia lat, a on zamiast kupić mi chociażby głupią koszulkę
woli podarować skarpetki z bohaterem bajki dla dzieci! W sumie… Lepsze to niż
nic, ale zawsze daje mi skarpetki i nieważne czy to święta, moje urodziny czy
walentynki. Mam całą szufladę skarpet w dziecinne wzorki. –I… Zapisałem cie na
kurs gotowania – odsunęłam się od taty i spojrzałam na niego ze zmarszczonymi
brwiami. Przecież dobrze wie, że potrafię zrobić naleśniki, a to w zupełności
wystarcza, bo Darcey je uwielbia. Po co mi więcej? –Nie patrz tak – Donavan
zagroził mi palcem. –Jesteś dorosła, masz dziecko, a nie potrafisz gotować! –
rzucił oskarżycielsko, na co otworzyłam usta ze zdziwienia. –To podstawowa
czynność, którą każda kobieta powinna umieć, dlatego ty i Marisa będziecie się
uczyć – dodał, krzyżując ramiona na torsie.
-Zapisałeś mnie też?! – oburzyła się Parker, na co mój
braciszek przytaknął. –Tobie całkiem odbiło, Adam!
-Mam dość gotowania dla waszej dwójki, a chciałbym, chociaż
raz zjeść coś, co zrobiłyście same, a nie zamówionego w jakimś barze – obie z
brunetką prychnęłyśmy i wywróciłyśmy oczami. –Będzie fajnie, a jeśli się czegoś
nauczycie kupię wam fartuszki – uśmiechnął się szeroko, rozkładając ramiona.
-Jesteś najgłupszym bratem na świecie, ale naprawdę mocno
cie kocham – przyległam do niego ciałem.
-A ty najbardziej popieprzoną siostrą, ale życie bez ciebie
jest nudne – łzy znowu zaczęły spływać po moich policzkach. Mam niewyobrażalne
szczęście, że mam tak wspaniałych przyjaciół i rodzinę. Jestem cholerną
farciarą.
-Tort! – pisnęła moja córeczka, którą Louis trzymał na
rękach. –Chcę jeść tort! – klasnęła w dłonie.
-Dobra, zjesz tort, a później zaprowadzę cie do przedszkola
– szatyn cmoknął ją głośno w policzek, a czterolatka głośno się zaśmiała.
–Chodź, Nessie – kiwnął głową, dlatego wszyscy ruszyliśmy za nim.
W salonie na stoliku stał duży tort czekoladowy, na którym
paliło się dwadzieścia świeczek, oraz ustawione zostały talerzyki i łyżeczki.
-Pomyśl życzenie, Ness – powiedziała Dani, posyłając mi
pokrzepiający uśmiech. Zapewne wiedziała, co wczoraj zaszło między mną i jej
kuzynem… W końcu naprawdę głośno wrzeszczeliśmy… Ja krzyczałam i
histeryzowałam, bo Zayn ma inną.
Nachyliłam się nad ciastem przytrzymując włosy. Chcę być szczęśliwa – wypowiedziałam w
myślach, a później nabrałam powietrza w płuca i ze wszystkich sił zdmuchnęłam
świeczki.
Mama pokroiła wypiek i nałożyła każdemu na talerz.
Usiedliśmy na sofie oraz fotelach i zaczęliśmy pałaszować.
Kiedy patrzę teraz na nich wszystkich… Na Louisa z siedzącą
mu na kolanach Darcey… Szczęśliwych rodziców… Zakochanych Danielle i Liama oraz
Adama i Marisę… Matta, który ma czarną plamkę z kremu ma policzku… Beztroskiego
Fede… Chciałabym móc zamknąć tę chwilę w jakiejś sekretnej skrzynce, żeby nikt
mi jej nigdy nie zabrał, a gdy będzie mi źle, albo smutno – żebym mogła ją
otworzyć i znowu się w niej znaleźć.
Całą sielankę przerwał telefon mojego taty, a później Adama.
Obaj odeszli od stołu, aby na stronie porozmawiać, a gdy wrócili powiedzieli,
że muszą wracać do pracy. W ten właśnie sposób moja magiczna chwila dobiegła końca. Mama miała zajęcia na lodowisku,
Matt miał jechać do Newcastle po jakieś części, aby Zayn mógł mu podrasować
samochód, Marisa również musiała wracać do pracy, a Dani i Liam mieli wizytę u
lekarza. Wyszli, a zostało nas tylko czterech.
-Nessie, ubierz Darcey, odprowadzę ją do przedszkola,
później muszę lecieć – przytaknęłam, a później złapałam za dłoń czterolatki,
którą zaprowadziłam do łazienki i szybko umyłam.
Zawiniętą w mięciutki ręcznik oraz z suszarką i szczotką w
dłoniach, zaniosłam do jej pokoju. Posadziłam Darcey na łóżku, a sama wyjęłam z
szafy ciuchy, w które ubrałam dziewczynkę. Następnie zajęłam się suszeniem
jasnobrązowych włosów, co zajęło kilka minut.
-Gotowa – cmoknęłam lekko zaróżowiony policzek.
-Czemu Zayn nie przyszedł? – wzruszyłam jedynie ramionami.
–Jest na mnie zły?
-Oczywiście, że nie – szybko zaprzeczyłam. To niedorzeczne!
– Jest zły na mnie, Darcey – potarłam kciukiem policzek szatynki. –Chodź,
zrobię ci kanapki – wystawiłam w jej kierunku dłoń, którą ujęła i razem
wyszłyśmy do Fede oraz Louisa, który właśnie kończył robić drugie śniadanie dla
naszej córki.
-Gotowa? – w ramach odpowiedzi czterolatka jedynie pokiwała
pionowo głową. –W takim razie daj mamie buziaka i lecimy – mimo niechęci
uśmiech sam pojawił się na moich ustach. Przykucnęłam przy córce, która mnie
uściskała i cmoknęła.
-Uważaj na siebie – poprosiłam, kiedy razem z Tomlinsonem
szła w stronę drzwi. Głośno wzdychając wstałam, biorąc kubek herbaty od Ferro.
-Fajny początek dnia?
-Najlepszy – szturchnęłam go lekko biodrem, na co objął mnie
ramieniem i przyciągnął całując w skroń.
-Nadal chcesz to zrobić?
-Tak, Fede – opowiedziałam pewna swojego.
-Ty go naprawdę kochasz – stwierdził pełen podziwu. –Mimo,
że potraktował cie jak merda –
wzruszyłam barkami. Nic na to nie poradzę. -Mi
ucciderei per una ragazza.
-A co z twoją Francescą?- zaśmiał się kpiąco.
-Po co mi dziewczyna, która zabrania robić tego co kocham?
-Och, Federico – jęknęłam z współczuciem. Odłożyłam kubek i
mocno go przytuliłam. –Jeszcze znajdziesz taką osobę, która pokocha wszystkie
twoje dziwactwa, nawet to, że się ślinisz podczas snu – zmroził mnie
spojrzeniem, a ja kolejny raz zachichotałam. –Nie bądź na mnie zły, przecież
dzieci też się ślinią – czy to źle, że złoszczenie mojego przyjaciela sprawiało
mi niewyobrażalną radość?
-Smettila, Ness –
warknął.
-Chcę przez to powiedzieć, że…
-Smettila! –
zawołał i zaczął mnie łaskotać. Teraz to ja krzyczałam roześmiana, aby
przestał.
-Stop, Federico! Stop! – piszczałam niczym mała dziewczynka.
Dopiero po dłuższej chwili Włoch zaprzestał tortur i
poczochrał mi włosy.
-Idź się ubrać, a później pojedziemy – przytaknęłam, ale nim
wyszłam z kuchni podziękowałam mu.
Zabrałam z sypialni bieliznę i ciuchy, z którymi poszłam do
łazienki, aby wziąć szybki prysznic i zmyć z siebie wczorajszy dzień. Jaśminowy
żel pod prysznic ukoił moje nerwy, które wczoraj były naprawdę zszarpane. Włosy
umyłam jabłkowym szamponem, a następnie spłukałam całą pianę ze swojego ciała.
Owinięta ręcznikiem zaczęłam suszyć swoje blond włosy, które ostatecznie
rozczesałam i delikatnie zakręciłam lokówką. Po zrobieniu sobie lekkiego
makijażu, ubrałam błękitną bieliznę. Na nogi wciągnęłam obcisłe czarne rurki, a
przez głowę włożyłam równie przylegającą czarną koszulkę z krótkim rękawkiem.
Kiedy wyszłam z łazienki, Federico skakał po kanałach w
telewizorze.
-Idziemy? – zapytałam, a mężczyzna poderwał się i za mną
poszedł do przedpokoju, gdzie ubraliśmy kurtki oraz buty.
Szybko zbiegliśmy schodami i wsiedliśmy do samochodu. Nie
rozmawialiśmy, a ciszę zagłuszało radio, w którym podawali wiadomości, z
których po piętnastu minutach zrezygnowano na rzecz muzyki. Leciała akurat
piosenka Zedda, w której śpiewa Selena Gomez, a ja zaczęłam się wsłuchiwać
dokładniej w jej słowa.
I’m slippin down a
chain reaction
And here I go here I go here I go go
And once again I’m yours in fractions
It takes me down pulls me down pulls me down low
And here I go here I go here I go go
And once again I’m yours in fractions
It takes me down pulls me down pulls me down low
To głupie, ale czułam się w ten sam sposób. Miłość do Zayna
sprawiała, że byłam w rozsypce, sięgałam dna… To nieodwzajemnione uczucie
ciągnęło mnie w dół. Wreszcie wiedziałam, co czuła Sharon w chwili, gdy
potraktował ją jak śmiecia. Ona też go kochała – uwiódł ją i sprawił, że nie
mogła myśleć o niczym innym. Zayn był centrum jej wszechświata, a gdy
powiedział, że odchodzi… Jej świat się zawalił. Sądziłam, że jest żałosna… A
teraz to samo mogłam powiedzieć o sobie. Malik chyba nawet sam do końca nie był
świadomy tego, co z nami robił… Tak sądzę.
Zayn był niczym mały chłopiec, który widział w sobie
wszelkie zło, ale tak naprawdę był tylko chłopcem, który cholernie lubił się
przytulać. Zrobił i nadal robi wiele dobrych rzeczy, których nawet zdobywca
pokojowej nagrody nobla nie byłby w stanie zrobić. Może laureaci wykonywali
czyny godne podziwu dla dobra ogółu i braterstwa między narodami, ale czy
byliby w stanie zaryzykować własne życie dla przyjaciół? Czy odważyliby się
złamać prawo, aby uratować jedno marne życie? Czy weszliby do cholernej bazy
wojskowej w Rosji, aby gangster nie zabił jednego człowieka, po którym świat
wcale by nie płakał? Nie. Tylko Zayn potrafił się zdobyć na tak głupie i
niebezpieczne wyzwania. Tylko on potrafi postawić wszystko na szali, aby
zapewnić bezpieczeństwo tym, których kocha… Lub osobą, które niczym nie
zawiniły, a są przez niego narażone na niebezpieczeństwo. Zayn jest bohaterem.
Jest niczym Superman, tylko bez tych wszystkich mocy. Jego super mocą jest
dobre serce.
Chevrolet zatrzymał się po trzydziestu minutach przed ogromnym
budynkiem, który był jedną z siedzib Federacji Wyścigów. Bez słowa wysiedliśmy
z samochodu i ramię w ramię ruszyliśmy w stronę wejścia.
Wnętrze było urządzone bardzo nowocześnie. Zaraz po
przekroczeniu progu w oczy rzucała się recepcja, ale kiedy postawiło się kilka
kroków naprzód większą uwagę przyciągały samochody marki Ferrari, Chevrolet i
Mercedes.
Włoch złapał mnie w pasie i zaprowadził do eleganckiego
kontuaru, za którym stała wysoka blondynka ubrana w czarną ołówkową spódnicę,
białą koszulę, której dwa guziczki były odpięte oraz czarne lakierowane
szpilki. Włosy były spięte w nienagannego koka, a twarz była ozdobiona
subtelnym makijażem. Kobieta mogła mieć jakieś dwadzieścia pięć lat. Była
naprawdę ładna.
-W czym mogę pomóc? – nawet głos miała melodyjny. Ona była
czystą perfekcją, jak Zayn.
-Federico Ferro, jestem umówiony z Danielem – oznajmił tym
swoim biznesowym tonem.
-Zaraz sprawdzę – uśmiechnęła się lekko, a później wstukała
coś w klawiaturę komputera. Po chwili spojrzała na nas spod wachlarza czarnych
rzęs i kolejny raz posłała prześliczny uśmiech. –Piętro numer dwadzieścia dwa,
pokój siódmy – Fede skinął jedynie głową i znów prowadził mnie w nieznanym
kierunku. Byłam… Oszołomiona tym wszystkim.
Weszliśmy do windy, w której leciała cholernie wkurzająca
muzyczka. Drzwi się zamknęły zaraz po tym jak mój przyjaciel wcisnął odpowiedni
przycisk.
-Ładna była, prawda? – zapytałam, a dwudziestolatek uniósł
zdziwiony lewą brew.
-Questo è un test? –
pokiwałam przecząco głową. –Jest zbyt perfekcyjna, jak dla mnie – wyrzucił
barkami w powietrze. –Sorriso- kąciki
moich ust powędrowały ku górze, spełniając tym samym prośbę dwudziestolatka.
Drzwi windy rozsunęły się, a my wysiedliśmy. Hol był
zupełnie pusty… No prawie, po za kolejnym blatem, za którym stała tym razem
brunetka, równie idealna, co jej poprzedniczka.
-Pan Smith już na was czeka – uśmiechnęła się szeroko
ukazując dwa dołeczki. –Och – westchnęła, gdy przechodziliśmy obok, tym samym
nas zatrzymując. –Czy mógłbyś dać mi autograf? Mój brat jest twoim wielkim
fanem.
-Si, certo –
odpowiedział Ferro z równie wielkim uśmiechem. Około dwudziestoletnia kobieta
podała mu karteczkę oraz długopis, na którym nabazgrał swoją parafkę z
dedykacją dla Scotta, a później ruszyliśmy dalej korytarzem. –Era una Bella – zaśmiałam się pod nosem.
Federico nacisnął pozłacaną klamkę i pchnął duże mahoniowe
drzwi, przepuszczając mnie przodem.
Gabinet był naprawdę ogromny i urządzony nowocześnie. Duże
okna rzucały wiele światła do pomieszczenia, które utrzymane było w kolorze
szarym. W centrum stało spore biurko, na którym był laptop od Apple, kubeczek z
firmowymi długopisami, dwie mini reprodukcje samochodzików, ramka z jakimś
zdjęciem oraz dwa segregatory. Za meblem siedział około czterdziestopięcioletni
mężczyzna w garniturze, który był skupiony na swojej pracy. Przed biurkiem
ustawiono dużą skórzaną sofę w kolorze czarnym, a po obu jej stronach dwa
fotele. Po lewej stronie cała ściana była wyłożona niebieskimi segregatorami,
natomiast prawa strona biura poświęcona była różnym fotografią.
-Buongiorno-
rzucił Fede, wyrywając z transu Daniela, który poniósł na nas swój wzrok. Po
chwili wstał i podszedł do nas, witając poprzez uścisk dłoni.
-Proszę, usiądźcie – wskazał na kanapę, a kiedy już na niej
zasiedliśmy, sam spoczął na fotelu. –Więc – potarł dłonie niczym biznesmen,
któremu mieliśmy zaproponować jedną z najlepszych inwestycji…, Ale tak właśnie
było, bo mieliśmy taką inwestycję. –Co to za sprawa? – uśmiechnął się szeroko.
-Na ostatnich wyścigach wasz kraj przegrał – wzruszył od
niechcenia ramionami dwudziestolatek, na co przeniosłam na niego przerażony
wzrok. Jeśli tak ma zamiar go przekonać, to już powinien odpuścić.
-Do czego zmierzasz, chłopcze? – syknął urażony Smith.
Właśnie Fede, do czego, do cholery zmierzasz?!
-Do niczego, Brytyjczycy są słabi w wyścigach – zaśmiał się
kpiąco.
-Fede – warknęłam, ale nic sobie z tego nie robił i
kontynuował swoją zabawę, która na celu miała wyśmianie naszej Anglii. Niech go
diabli!
-Z racji tego, że jestem grande,
postanowiłem ci pomóc – rozłożył na oparciu swoje ramiona i założył nogę na
nogę.
-Zamierzasz…
-Non, Dio non Vogla!
– poderwał się niczym poparzony. Poprawił swój bordowy sweter, dalej nerwowo
chodząc po pokoju i mrucząc coś po włosku, czego nie byłam w stanie dosłyszeć.
–Chciałem dać ci namiary na świetnego kierowcę – powiedział wreszcie na moment
przystając. –Chłopak jest całkiem niezły, ale jest jeden haczyk – Daniel
zmarszczył brwi i posłał mi krótkie spojrzenie.
-O, co chodzi?
-To mistrz nielegalnych wyścigów…
-On jest naprawdę świetnym kierowcą, proszę pana – wtrąciłam
się w zdanie przyjaciela. –Ma niewyobrażalny talent i bardzo kocha wyścigi.
Pragnie robić to zawodowo… Pokarzemy go panu – dodałam wreszcie, ale
odpowiedziała mi cisza. Smith podszedł do ściany ze zdjęciami, które zaczął
uważnie skanować. -Fede – szepnęłam, tak
żeby tylko Ferro usłyszał. -Fare qualcosa
– poprosiłam po włosku, aby Daniel nie zrozumiał.
Zayn musiał dostać tą szansę. To było jego marzenie i
zamierzałam je spełnić, ponieważ tylko to mogłam zrobić, żeby mu podziękować za
wszystko, co zrobił dla mnie oraz Darcey. Chciałam mu się odwdzięczyć i byłam
gotowa zrobić wszystko, aby spełnić, chociaż to jedno z marzeń Malika.
-Jak mogę cie przekonać, Daniel? – prezes odwrócił się do
nas przodem i patrzył przez chwilę tępym wzrokiem, aż wreszcie otworzył usta i
zaczął mówić:
-Jeśli pokona mistrza Włoch, podpiszę z nim umowę.
-Questo è impossibile,
Ness – powiedział przez lekko kpiący śmiech, patrząc mi prosto w oczy. -Sono il migliore –tsa, najlepszy i
cholernie skromny.
-Zayn cie pokona – stwierdziłam pewnie. –Mogę się nawet o to
z tobą założyć.
-Buono –
powiedział bez zająknięcia. –Założę się o tysiąc funtów – wystawił w moją
stronę dłoń, którą od razu uścisnęłam. Tej jedynej rzeczy byłam pewna w stu
procentach. Wiedziałam, jakie możliwości miał Malik i nawet z zamkniętymi
oczami pokona Fede, musi mieć jedynie… Zachętę. –Dziś przyjdziesz na nasz
wyścig – rzucił lekko zezłoszczony w stronę Smitha. –Ness, podaj mu adres –
syknął w moim kierunku.
Federico nigdy nie lubił, gdy ktoś nie doceniał jego
umiejętności, a w tej sytuacji podważyłam jego trzy letnią karierę, na którą
składało się podwójne mistrzostwo Włoch oraz drugie w Europie podczas jednego z
najważniejszych wyścigów. To prawda był naprawdę wielki, bo osiągnął to jeszcze
przed skończeniem dwudziestych pierwszych urodzin, ale… Zayn Malik był on niego
lepszy, bo osiągnął sukces już w wieku szesnastu lat. Trzy lata w porównaniu z
sześcioma jest niczym.
Po podaniu namiarów Smithowi wyszliśmy z gabinetu oraz
budynku, po czym wsiedliśmy do samochodu. Ferro uruchomił silnik i zmierzał w
stronę mojego mieszkania.
-Ale ty wiesz, że on ze mną nie wygra, tak? – zapytał,
patrząc na mnie z uniesionymi brwiami. –Nie dostanie umowy…
-Zdenerwuj go.
-Co? – teraz zmarszczył brwi.
-Po prostu wkurz go jak innych swoich rywali. Spraw, żeby
cie znienawidził i zaproponuj wyścig.
-Wtedy przegra – wzruszył ramionami.
-U niego to działa nieco inaczej, Fede – zagryzłam wargę.
-Niech będzie…
________________________________
Standardowo jaram się piosenką w tle, bo Demi...
Jejciu, tak bardzo uwielbiam Ness, mimo wszystko nadal potrafi otworzyć serce na Zayna i wiele dla niego zrobić...
Dobra, dość zachwytu..., Albo jeszcze nie...
Naprawdę mile mnie zaskoczyliście ilością komentarzy. Kiedy to zobaczyłam byłam naprawdę szczęśliwa, a uśmiech sam cisnął mi się na usta. Także bardzo wam dziękuję za wsparcie.
Korzystając z okazji, chcę was zaprosić na bloga o 5sos, który niedawno powstał, żeby was przekonać jeszcze bardziej powiem, że Zayn gra tam jedną z kluczowych postaci.
Buźka, miśki ;**
Uwielbiam <3 nie mogę się doczekać co będzie dalej :D
OdpowiedzUsuńKiedy piszesz coś w innym języku, niż polski, dodaj do tego tłumaczenie.
OdpowiedzUsuńTo tylko rada ;)
Zajebiste. Jestem pewna, że Zayn wygra, ale najpierw musi się zgodzić. Kocham, kocham i jeszcze raz kocham ;** czekam na nn. Pozdro xx
OdpowiedzUsuńFede jest taki uroczy ale to nic w porownaniu z Zaynem
OdpowiedzUsuńŚwietny.. nie mogę się doczekać next :P
OdpowiedzUsuńjest bajkowe, myślę, że o tym wiesz :)
OdpowiedzUsuńgratuluję pomysłu i weny życzę i zapraszam do siebie
http://art-of-killing.blogspot.com/
Świetny rozdział. wgl całe te tłumaczenie:D Czekam na next:)
OdpowiedzUsuń@MagicIno
Rozdział świetny! ;)) szkoda mi Ness :/ z niecierpliwoscia czekam na next :D
OdpowiedzUsuńKiedy next! Kiedy next!?
OdpowiedzUsuńSuper! jak zwykle <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! xx
@Little_Sinner13