„Z miłością do niego jest jak z oddychaniem. Przyszłam na
świat, urodziłam się, zaczerpnęłam powietrza przez nos i usta i nie potrafię
inaczej oddychać.”
Ness
-Ciao – po drugiej stronie usłyszałam
włoski akcent. –Ness, to ty?
-Tak, Fede, to ja –
mruknęłam zasmucona. Było mi przykro, że nie utrzymywałam z nim tak długo
kontaktu, a kiedy już się odważyłam zadzwonić to tylko po to, aby Ferro
wyświadczył mi przysługę. Zayn miał rację, jestem taka jak Louis. Jestem
egoistką.
-Bella, tak dawno
nie rozmawialiśmy, opowiadaj, co u ciebie? – był taki szczęśliwy, a ja musiałam
to zniszczyć.
Z Federico znaliśmy
się od czasu przeprowadzki, ponieważ mieszkaliśmy po sąsiedzku. Ferro jest ode
mnie starszy o rok. Chłopak jest wysokim szatynem o szarych oczach, który
zawodowo bierze udział w wyścigach samochodowych, ponieważ startuje w
reprezentacji Włoch. Kiedyś próbowaliśmy razem, ale było dziwnie. To znaczy…
Tak, dogadywaliśmy się naprawdę świetnie i w ogóle, ale było to tylko na
potrzeby zemsty na jego byłej dziewczynie, która przespała się z jego
zarozumiałym kuzynem. Fede to cholernie wartościowy chłopak i podobnie jak
Malik zasługuje na coś lepszego od życia.
-Federico – głos mi
się załamał, ale próbowałam się ogarnąć. –Wszystko w najlepszym porządku, ale
lepiej mów, co u ciebie? – przetarłam mokre od łez policzki.
-Wszystko gra? Masz
dziwny głos.
-Jest okay, Fede –
pociągnęłam nosem. –Mów jak tam twoja kariera i sprawy sercowe.
-To raczej nie jest
rozmowa na telefon, Bella. Mam parę
dni wolnego, więc może przyjadę i pogadamy, huh?
-Sprawiłbyś mi
niesamowitą radość – wyznałam, delikatnie się uśmiechając. Ten chłopak zawsze
wie jak poprawić mi humor i śmiało mogę go nazwać przyjacielem. Zaufałam mu i
wiem, że żywi wobec mnie te same uczucia. Jest moim wsparciem i opoką, jest jak
mój drugi brat.
-W takim razie
wsiadam w samolot i jutro u ciebie będę, ciao
Bella – odparł wesoły.
-Ciao – pożegnałam się, po czym
podesłałam mu adres, a później zajęłam się przygotowaniem mieszkania. Musiałam
posprzątać po tej wczorajszej kłótni z Louisem i miotania w niego przedmiotami.
Dopiero teraz
zobaczyłam, czym rzucałam. Za drzwiami leżała potłuczona ramka ze zdjęciem,
które przedstawiało mnie i Zayna. Znowu poczułam ból w klatce piersiowej. Słowa
mojego byłego chłopaka były jak ostre noże, bolały cholernie mocno. Jesteś jak Louis! Dobraliście się idealnie! Te
zdania huczały w mojej głowie…
Nie chcę być taka
jak Tomlinson, jestem lepsza! Mam uczucia i posiadam zdolność empatii, i
udowodnię to wszystkim. To mój życiowy cel i nie poddam się tak łatwo, ponieważ
chcę, żeby Zayn, moja rodzina, a przede wszystkim Darcey byli ze mnie dumni.
Złapawszy laptopa
usiadłam z nim na sofie w salonie i rozłożyłam nogi na szklanej ławie.
Wstukałam hasło oraz odczekałam chwilkę, aż system się uruchomi. Wybrałam
ikonkę Internetu, a w Google wstukałam dwa istotne słowa: Oferty pracy. Wyskoczyło sporo ogłoszeń, ale żadne mi nie
odpowiadało. Dobre dwie godziny szukałam, aż wreszcie wybrałam kilka ofert,
które mogłyby mnie zaciekawić, dlatego zabrałam się za pisanie CV oraz listu
motywującego. Wydrukowałam kilka kopii i włożyłam do koszulki.
Jak już zmieniać
swoje życie to z kopyta. Pierwszą czynnością, od jakiej powinnam zacząć jest
prysznic, dlatego zabrałam ciuchy, z którymi poszłam do łazienki, aby się
wykąpać. Po umyciu się, włożyłam bieliznę. Na nogi wciągnęłam rajstopy, a przez
głowę wciągnęłam beżową sukienkę w czarne kropeczki, na ramiona zarzucając
gruby ciemnobrązowy kardigan. Rozczesałam włosy, które upięłam w luźny kok, a
na twarz nałożyłam odrobinę fluidu, aby ukryć oznaki niewyspania oraz kaca.
Pomalowałam rzęsy tuszem, a usta błyszczykiem. Psiknęłam się perfumami i byłam
już gotowa do wyjścia. Zabrałam jeszcze
torebkę oraz ubrania dla Darcey, a później włożyłam buty i wyszłam z
mieszkania.
Po drodze minęłam
się z panią Charlotte i zrobiło mi się kolejny raz wstyd. Źle ją potraktowałam
krzycząc, żeby się ode mnie odczepiła i nie wtykała nosa w nieswoje sprawy, –
mimo iż miałam trochę racji. Ze spuszczoną głową przeszłam obok nawet nie
mówiąc Dzień dobry jak zawsze miałam
w zwyczaju.
Kierowałam się w
stronę stacji metra, w które wsiadłam i pojechałam w kierunku dzielnicy,
zamieszkiwanej między innymi przez moich byłych.
Co mi, do diabła
strzeliło, aby pakować się w związki z dwoma przyjaciółmi?! To było z góry
skazane na porażkę, ale głupia Ness musiała przecież najpierw się sparzyć, żeby
zobaczyć, iż dotykanie ognia jest niebezpieczne i sprawia ból.
Wysiadłam równo po
ośmiu minutach jazdy w zatłoczonym środku komunikacji miejskiej. Nienawidzę
metra!
Wolnym krokiem
dotarłam do domu Tomlinsona. Nie bawiłam się w żadne pukanie, bo – będąc
szczerą muszę przyznać, że nikt tego nie robił i nie miało to znaczenia czy
była to jakaś dziwka czy Jason, albo Jeremy.
W środku panowała
podejrzana cisza, a przerywały ją dźwięki dochodzące z telewizji. Zsunęłam ze
stóp botki, ponieważ tak miałam w zwyczaju – po za tym wolałam chodzić na
bosaka – i weszłam w głąb willi. W salonie siedział Matt, Zayn i Chris, którzy
grali na XBOX’ ie w wyścigi, a siedzący w fotelu Louis krytykował ich.
Odchrząknęłam głośno zwracając uwagę wszystkich, mimo iż w planach miałam tylko
przyciągnięcie spojrzenia Tomlinsona.
-Gdzie Darcey? –
uniósł brwi i przyglądał mi się z kpiną. –Zaprowadziłeś ją, chociaż do
przedszkola?
-Niby jak, skoro nie
dałaś mi dla niej ubrań? – burknął pod nosem, całkowicie mnie olewając.
-Och, przepraszam! –
uniosłam się. –Wybacz, że w chwili, kiedy wyprowadziłeś naszą córkę z domu, nie
pobiegłam za tobą krzycząc, żebyś zabrał jej ciuchy!
-Z łaski swojej,
Nessie nie unoś się w moim domu – prychnęłam kpiącym śmiechem.
-Nie mam ochoty na
kłótnie z tobą, Louis – odwróciłam się na pięcie i wbiegłam po schodach do
sypialni tego kretyna. Na wielkim łóżku spała moja myszka, dlatego przysiadłam
obok.
Była prześliczna.
Wyglądała tak niewinnie i krucho w pościeli oraz dużych puchatych poduszkach,
jak mały aniołek. Delikatnie przejechałam po zaróżowionym policzku czterolatki,
która niespokojnie drgnęła.
-Czas wstawać –
szepnęłam do jej ucha lekko się uśmiechając. Kochałam patrzeć jak Darcey śpi.
-Ale chcę spać,
mamusiu – wymruczała z nadal zamkniętymi oczami.
-Cóż, trudno –
wzruszyłam ramionami. –Miałam dla ciebie ważną wiadomość, ale skoro jesteś tak
baaardzo zmęczona pójdę sobie, a ty spędzisz calutki dzień z Louisem –
westchnęłam z udawanym zawiedzeniem, ponieważ znałam ją i wiem jak będzie
wyglądała jej reakcja. Ledwo zdążyłam podnieść się z materaca, a poczułam
uścisk na nadgarstku.
-Poczekaj, ja chcę
wiedzieć – niezwykle rozbudzona zagryzła dolną wargę, powodując tym samym mój
chichot. Chryste, znowu jestem śmieszką! O nie, znowu jestem tą radosną
dziewczyną! Cholernie mnie to cieszy.
-Najpierw się
umyjesz, bo wątpię, żeby ojciec cie wczoraj wykąpał, zapraszam – wskazałam
surowo na drzwi łazienki, do których obie weszłyśmy. Nie śpieszyłam się z
myciem córki, dlatego byłam wyrozumiała i szczęśliwa, kiedy bawiła się w dużej
wannie. Po dziesięciu minutach wytarłam szatynkę i ubrałam. –Pójdę po suszarkę
do Dani, poczekaj chwileczkę – przytaknęła, a ja wyszłam z łazienki wcześniej
cmokając dziewczynkę w policzek.
Zatrzymałam się
przed jasnobrązowymi drzwiami, w które uderzyłam kilka razy dłonią. Szanowałam
prywatność Olson oraz jej chłopaka, ponieważ jako jedyni szanowali moją.
Zresztą nie chcę przez przypadek wkroczyć do ich sypialni podczas
popołudniowych igraszek.
-Pojechali na
badania – usłyszałam za sobą, dlatego przytaknęłam rzucając krótkie spojrzenie
na Malika.
Nacisnęłam klamkę,
ale od razu zwinęłam suszarkę z ich łazienki i wróciłam do córki, cały czas
czując na plecach spojrzenie Zayna, który szedł za mną. Ignorowałam go, gdy
siedziałam na ubikacji z Darcey między nogami, której suszyłam włosy, a później
rozczesywałam. On też się do mnie nie odzywał, tylko się przyglądał.
-Zayn, a przyjdziesz
dziś do nas? – spojrzał na mnie, jakby szukał pozwolenia, ale ani drgnęłam.
Skoro chciał do nas wpaść… Skoro moja córka tego chciała… Ja nie zamierzałam
się wtrącać i zabraniać im kontaktu, ponieważ czterolatka bardzo go lubiła i
przywiązała się do Malika. –Mamusiu, powiedz mu – jęknęła przekręcając głowę
oraz patrząc na mnie błagalnym wzrokiem i wydętą wargą.
-Jeśli Zayn ma czas
i chęci to może cie odwiedzić, ja nie mam z tym problemu – pacnęłam ją w nosek,
który zmarszczyła wywołując – kolejny raz – mój chichot. –No już zmykaj na dół
i powiedz tacie, że jesteś głodna.
-Ale ja nie chcę
jeść – rzuciła oburzona, krzyżując ręce na klatce piersiowej oraz tupiąc nogą.
-Darcey, nie drażnij
mnie – powiedziałam ostrzegawczo. –Jeśli nie zjesz, to nie zdradzę ci
tajemnicy.
-To nie jest fair! –
znowu przyłożyła z impetem stopą w kafelki. –Ty nic nie jesz, a mi karzesz!
-Stracę zaraz
cierpliwość – mruknęłam zaciskając mocno powieki. –Za dwa dni Carly ma
urodziny, jeśli będziesz regularnie jeść może zgodzę się, żebyś została u niej
na noc.
-Naprawdę?! –
pisnęła ucieszona, na co przytaknęłam. –Kocham cie, mamusiu! – rzuciła się mi
się do nóg, które zaczęła tulić. Zaśmiałam się pod nosem, mówiąc, że ma uciekać
i kazać Louisowi zrobić sobie śniadanie.
Czterolatka
wybiegła, a ja powoli wyszłam za nią po drodze odnosząc własność Danielle. Nim
jednak zdążyłam opuścić pokój Zayn zatorował mi wyjście.
-Gadałem z Lou
–uniosłam brwi. Po co mi o tym mówi? Nie musi mi się spowiadać z takich
szczegółów. Nie potrzebuję dokładnych informacji na temat ich życia, którymi
się wymieniają. Nie jestem, aż tak wścibską osobą. –Powiedział, że nie wie nic
o żadnym sądzie i wymyśliłaś to sobie.
-Wierzysz mu?
-Nie wiem już, w co
mam wierzyć, Ness – no, a jakżeby inaczej… Wybierając między przyjacielem, a
dziewczyną, z którą się zabawił, to logiczne, że wybierze jego. Chciałam go
wyminąć, wyjść z resztką godności i uniesioną głową, ale nie przepuścił mnie
tylko ścisnął delikatnie moje barki i spojrzał głęboko w oczy.
Był w niekomfortowej
sytuacji i widać było, że cholernie go to przeraża. Zazwyczaj ma przecież
wszystko pod kontrolą. Wymyśla te swoje plany działania A, B, C… A teraz był po prostu zagubionym chłopcem, który nie wie
jak ma sobie poradzić z tą niewiedzą. Pragnęłam mu pomóc, ale byłam świadoma
tego, że może odmówić. Nie chciałam kolejny raz doświadczyć uczucia odrzucenia
i tej okropnej sytuacji, gdy płaczę, a on lituje się nade mną. Nie potrzebuję
litość, ani zrozumienia. Dam sobie radę i samodzielnie wyjdę na prostą.
-Wiem, że Tomlinson
nie jest święty, ale…
-Ja też mam swoje za
skórą – wtrąciłam, zagryzając dolną wargę oraz kiwiąc pionowo głową.
-Nie chciałem tego
powiedzieć, ja tylko…
-Daj spokój –
machnęłam lekceważąco dłonią z uśmiechem na ustach, który był wymuszony.
–Rozumiem, też nie jestem święta, Zayn i jestem tego świadoma, a teraz wybacz,
ale muszę iść do Darcey – wysiliłam się na delikatny oraz przepraszający
uśmiech, wymijając go i powoli schodząc po stopniach na dół.
W kuchni Louis
miotał się jak diabeł tasmański rodem z Zwariowanych
Melodii, podczas gdy jego córka zadowolona z siebie machała nogami i
pośpieszała go.
-Jestem głodna! –
wołała, śmiejąc się pod nosem i widząc jego niezorganizowanie. –Tatusiu, burczy
mi w brzuszku!
-Cholera –
zabluźnił, gdy wylał mleko. –Trochę cierpliwości, księżniczko! – dodał siląc
się specjalnie dla niej na uśmiech.
To był przecudowny
widok oglądać jego porażkę, ale z racji tego, że podjęłam decyzję, iż staję się
dojrzalsza, mądrzejsza, bardziej odpowiedzialna od niego – postanowiłam mu
pomóc.
-Pokaż to – stanęłam
obok szatyna, który zdziwiony na mnie spojrzał kątem oka.
Był w szoku. Był
zagubiony w tej sytuacji. Krzyczał, pokazywał jak bardzo się mną brzydzi, bo –
bądźmy szczerzy – zachowywałam się jak suka przez ostatnie miesiące, karcił
mnie odbierając mi dziecko spod opieki, a teraz… Znalazł w zupełnie nowych
okolicznościach, w dodatku pośród ciasta na naleśniki, których podjął nieudolną
próbę przygotowania. Nie chcę być złośliwa, bo naprawdę imponuje mi w takich
warunkach. Nigdy nie szykował naleśników, ponieważ nie przepada za nimi, a
teraz próbuje je zrobić swojemu dziecku – to naprawdę godny podziwu czyn i
jestem z niego dumna…, Ale nadal sądzę, że jest dupkiem.
Złapałam za ścierkę,
którą wytarłam blat, a później poprawiłam masę, cały czas czując na sobie
palący wzrok Zayna oraz pełne osłupienia spojrzenie Tomlinsona. Próbowałam je
zlekceważyć i skupiłam się na smażeniu placków, a później podaniu je mojej
córeczce. Louis zarówno jak jego przyjaciel usiedli po obu stronach Darcey, ale
tylko szatyn z obrzydzeniem przyglądał się jak czterolatka pałaszuje, ponieważ
Malik badał moją postać. Czułam się niekomfortowo.
-Może jednak
spróbujesz, Lou? – zapytałam.
Miałam w planach
włożenie patelni oraz miski do zmywarki, ale okazała się być pełna już czystych
naczyń, dlatego z dobroci serca postanowiłam ją opróżnić i włożyć je do
odpowiednich szafek.
-Hm? – mruknął zbity
z tropu.
-Mówię o naleśnikach
– na twarzy niebieskookiego pojawił się grymas odrazy.
-Nie lubię ich –
skrzywił się jeszcze bardziej, na co zmarszczyłam brwi. Dlaczego?
-Czemu? Przecież są
pyszne – mruknęła Darcey.
-Bo nie – wyrzucił
barki w powietrze, jakby to była najbardziej oczywista rzecz i każdy powinien
ją zaakceptować.
-Skosztuj – szatynka
podsunęła mu rulon wypełniony nutellą pod nos, ale szybko się odsunął.
-Nie chcę,
księżniczko – to urocze, że nazywa ją księżniczką.
-A kochasz mnie? – och,
teraz dopiero dowie się, na co stać jego córcię. To twój charakter, Louis.
Nigdy się jej nie wyprzesz!
-Co to za głupie
pytania, Darcey? – fuknął lekko podenerwowany. –Przecież wiesz, że bardzo mocno
cie kocham – wytarł jej kciukiem policzek ubrudzony w czekoladowym musie, a
następnie go oblizał.
-To ugryź –
przerażony spojrzał najpierw na nią, później na Zayna, który jedynie się
chytrze uśmiechnął, a na końcu na mnie szukając pomocy, ale uważnie mu się
przyglądałam.
-Zjem, jeśli zjesz
szpinak – no, a jakżeby inaczej! Spotkali się. Szantażysta z szantażystą.
-Nie kochasz mnie –
stwierdziła, pociągając nosem. Jeśli teraz się złamie i uwierzy, że moja córka
tamuje łzy, jest jeszcze większym idiotą, za jakiego go miałam do tej pory! To
dziecko istnego manipulanta, z którym teraz właśnie sobie pogrywa.
-Nie płacz – jęknął
z bezsilności. –Najpierw mnie skopałaś w nocy, a teraz jeszcze będziesz beczeć
– Darcey wydęła usta w grymasie, a jej dolna warga zaczęła niebezpiecznie
drgać. Z ust czterolatki zaczęło uchodzić głośne i żałosne: Prrroooszę! A malutka rączka z
pozwijanym naleśnikiem falowała w powietrzu. Robi się coraz ciekawiej. –No już - mruknął nadąsany. –Skosztuję, daj –
wyrwał rulonik z jej rączki i ugryzł dość sporego kęsa. Żuł i żuł, aż wreszcie
z wielką trudnością przełknął. –Zadowolona?
-Tak! – pisnęła
radośnie. –Ty naprawdę mnie kochasz! – rzuciła mu się na szyję i mocno tuliła,
wywołując tym samym delikatny uśmiech na moich ustach.
-Oszukałaś mnie –
mruknął spod zmarszczonych brwi, udając rozjuszenie.
-Troszeczkę –
zmarszczyła nosek, pokazując ilość za pomocą kciuka i palca wskazującego. –I co
dobre? – zapytała z nadzieją w głosie, ale Louis wzruszył jednak ramieniem z
niesmakiem.
-Wolę gofry.
-Nie znasz się –
zbyła go gestem ręki, a później radośnie podskakując pobiegła do salonu.
Tomlinson ruszył za nią, nawet na mnie nie spojrzawszy, ale jestem pewna, że
bał się tego, iż mogę zacząć się śmiać.
Głośno wzdychając
zabrałam brudny talerz, a ten z górą naleśników, który moje dziecko upaprało
musem orzechowym podsunęłam pod nos Malika. Dwudziestodwulatek uniósł podejrzanie
jedną brew.
-Zjedz – poprosiłam,
ale mulat jedynie pokiwał przecząco głową.
-Czemu nie jesz? –
wywróciłam oczami. To było tak pewne jak fakt, że za kilka dni mam urodziny.
Byłam pewna, iż mi to wypomni i będzie prawił morale. –Ness, to już przestało
mnie bawić.
-Odpuść, błagam –
pokiwałam przecząco głową. –Nie mam ochoty na…
-Moje kazania
–dokończył, a w ramach zgodności z nim pokiwałam pionowo głową. –Dlatego
pokłóciłaś się z Adamem i George’ m – zmarszczyłam brwi. –Zacznij jeść.
-Jem – warknęłam,
ponieważ temat jakiegokolwiek jedzenia budził we mnie obecnie wstręt. Nie byłam
w stanie przełknąć niczego. Nie teraz, gdy tak paskudnie potraktowałam moją
rodzinę. Na początku – przyznaję – chodziło o to, że ze mną zerwał, ale teraz…,
Dlaczego zraziłam do siebie najbliższe mi w życiu osoby, które tak cholernie
mocno mnie wspierają?!
-Więc, czemu Darcey
twierdzi inaczej, huh? – wyprostował się krzyżując ręce na torsie. Bo to dziecko, które nie wie samo, o czym
mówi! –Odpowiedz mi, bo sam wepchnę ci ten naleśnik do gardła – wycedził
przez zaciśnięte zęby.
-Zayn, po co ty to
robisz, huh? – kiwnęłam na niego brodą, przyjmując podobną pozę do jego z tym
wyjątkiem, że ja stałam oparta tyłkiem o blat, a on siedział na krześle.
-Ale, co? – zmarszczył
brwi.
-Tak bardzo się mną
przejmujesz. Powiedziałeś, że masz mnie dość i jestem najbardziej skomplikowaną
osobą, jaką dane ci było poznać.
-Mówiłem, że ktoś mi
grozi – wzruszył ramionami. –To, że nie chcę już z tobą być –on nie chce już ze
mną być…, Dlaczego mi to mówi? Po co rani mnie jeszcze bardziej? Sprawia mu to
niewyobrażalną radość, że rozszarpuje moje serce na strzępy? – Nie oznacza, że
pozwolę cie skrzywdzić przez moją przeszłość.
-Tak – parsknęłam
śmiechem. Och, czyżby powrót suki? –Bo
przecież ten socjopata zamknie mnie gdzieś bez jedzenia – rzuciłam z sarkazmem
przy okazji wywracając oczami, bo nie mogłam się powstrzymać. –Nie chcesz być
ze mną? Poradzę sobie, ale z łaski swojej daruj sobie teksty, jak to bardzo
martwi cie fakt, że nie jem, bo wysyłasz mi sprzeczne sygnały.
-Zacznij jeść to nie
będę – warknął.
-Och, pieprz się –
mruknęłam z grymasem. Tego jest zbyt wiele.
Odbiłam się od
krawędzi lady i poszłam do salonu. Humor poprawił mi się odrobinę, gdy
zobaczyłam jak Darcey siedzi na klatce piersiowej Louisa i razem grają na
konsoli.
-Louis? – poderwał
się i niewzruszony spojrzał na mnie. –Byłaby możliwość, żebyś jutro zajął się
Darcey po przedszkolu i Dingo?
-Myślałem, że mam
tylko trzy dni w tygodniu, a po wczorajszej akcji… - wzruszył ramionami. –No…
Sama wiesz. Co się zmieniło?
-Mam kilka spraw
związanych ze studiami, chcę nadrobić zaległości, po za tym przyjeżdża znajomy.
-Znajomy? – uniósł
zszokowany brwi.
-Przyjaciel z
Mediolanu, to jak będzie? – zapytałam z nadzieją, w myślach powtarzając niczym
mantrę dwa słowa, które w tej chwili chciałam usłyszeć: „Zgódź się, zgódź się, zgódź się…”.
-Okay…
_______________________________________
Ummm... Sama nie wiem, co mam tutaj napisać, ale z racji tego, że zawsze to robię - proszę bardzo, dziś bez wyjątków...
W ZAKŁADCE BOHATEROWIE JEST JUŻ POSTAĆ FEDERICO!!
Dziękuję wam za komentarze, bo niesamowicie mnie motywują ♥
Miłej niedzieli, miśki ;**
Świetny xD
OdpowiedzUsuńDziwny ten Lou, jak można nie lubić naleśników xD
OdpowiedzUsuńA Zayn faktycznie wysyła sprzeczne sygnały nawet ja to czuję a co dopiero Ness.
Darcey i Lou najlepsi <3
Buźka! xx
@Little_Sinner13
Haha nie dziwię się Lou. Też nie lubię naleśników. Fuuuj! Coś mi się wydaje, że nie był zadowolony, że do Ness przyjeżdża przyjaciel. Rozdział cuuuudowny. Kocham ;**
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuń