niedziela, 12 lipca 2015

IX. Take Me To A Higher Plane


Gdybym miała przyporządkować do czegoś miłość, postawiłabym ją w kręgu najbardziej niewyjaśnionych zagadek wszechświata.”


Ness

Rano obudził mnie budzik, który wskazywał godzinę… Ósmą czterdzieści! Cholera, zaspałam! W pośpiechu poderwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki łapiąc po drodze pierwsze lepsze ciuchy z mojej szafy, które na siebie włożyłam.
W łazience przemyłam twarz, a następnie myjąc zęby czesałam włosy. Zrezygnowałam z makijażu, ponieważ wyglądałam na naprawdę wypoczętą, ale to prawdopodobnie, dlatego, że zasnęłam ze świadomością, iż dziś przylatuje mój przyjaciel.
Wbiegając do pokoju Darcey, potrząsnęłam nią każąc się obudzić, a w między czasie naszykowałam jej ubrania.
-Darcey, błagam wstań, bo obie się spóźnimy! – szatynka przetarła oczka, po czym ziewnęła podpierając się na łokciu.
-Ale jestem taaaka śpiąca.
-Dziś przyjeżdża Fede, musisz wstać, proszę cie – jęknęłam przystępując nerwowo z nogi na nogę.
-Nasz Fede? – uniosła zabawnie lewą brew, ale nie miałam czasu nawet się zaśmiać. Czas nam uciekał!
-Tak, ubierz się sama, a ja zrobię ci śniadanie, okay?
-Okay – szybko cmoknęłam ją w policzek, a później niczym pocisk pobiegłam go kuchni mało co nie wybijając sobie zębów przez leżącego na progu Dingo.
Nalałam psu wody i wsypałam do drugiej miski karmy, a później zaczęłam robić kanapki. Pełen talerz postawiłam na stole, przy okazji grzejąc herbatę z wczorajszego dnia.
-Darcey! – zawołałam, tym razem biegnąc do salonu, aby wydrukować esej. Szybciej! –Darcey, pośpiesz się!
-No idę, idę! – wrzasnęła poirytowana. Weszła do salonu w ręce trzymając nożyczki oraz szczotkę pełną jasno brązowych włosów.
-Chryste Panie, coś ty zrobiła?! – wykrzyczałam spanikowana. –To twoje włosy?! – przytaknęła. –Czy ty zwariowałaś?! Skąd wzięłaś nożyczki?!
-No chciałam się poczesać, ale się zaplątały – wydęła dolną wargę. –No i użyłam nożyczek do papieru – zakryłam usta dłonią. –Nie złość się na mnie, obiecuję, że nie będę płakała u pana fryzjera.
-Dobra – westchnęłam. –Przynajmniej nie obcięłaś sobie ucha. Idź zjeść kanapki, a ja poczekam aż się to wydrukuje – przytaknęła i poczłapała do jadalni.
Boże Przenajświętszy, gdy Louis się o tym dowie… Chyba mnie zabije. Moje dziecko obcięło sobie włosy nożyczkami do papieru!
Włożyłam wszystkie kartki do torebki, a później razem z Darcey ubrałyśmy buty i kurtki, po czym wybiegłyśmy z domu.
Szybko zmierzaliśmy w stronę przedszkola, do którego weszłyśmy spóźnione dziesięć minut, ale Alison wcale się niezdenerwowana – powiedziała zwykłe: Nic się nie stało i machnęła lekceważąco dłonią, za co byłam jej cholernie wdzięczna.
Biegiem ruszyłam w stronę uniwersytetu, po drodze cała zasapana wchodząc do Daisy. Na całe szczęście Marisa była dziś w pracy i obsłużyła mnie bez kolejki. Szybko się odwróciłam, ale dzisiejszy pech mnie nie opuszczał, ponieważ wpadłam na czyjąś twardą klatkę piersiową, na którą również rozlałam kawę. Cholera!
-Przepr… - zaczęłam spoglądając nieco w górę, ale szybko tego pożałowałam. Każdy tylko nie on. Poczułam suchość w gardle i nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa.
-Kurwa – mruknął zdenerwowany, łapiąc za białą koszulkę, na której była brązowa plama.- Patrz jak… - zaniemówił. –Ness – powiedział jakby z… Ulgą.
-Nie chciałam, Zayn – przełknęłam głośno ślinę, dokładnie lustrując swoje buty.
Nie potrafię z nim rozmawiać, bo nadal go kocham. Chcę z nim być, ale… Nie można nikogo zmusić do miłości. Nie mam prawa wywierać na nim takiej presji i kazać mu mnie kochać.
-Muszę iść, a bluzkę ci wypiorę, tylko mi ją podrzuć – chciałam go wyminąć, ale Malik ścisnął delikatnie za moje barki, uniemożliwiając mi to. Nasze oczy się spotkały, a mnie serce zaczęło bić szybciej. Dlaczego tak bardzo na niego reaguję? Czemu uczucia do jego osoby nie mogą się tak po prostu wypalić? Dlaczego, do diabła muszę, aż tak bardzo komplikować sobie życie?
-Zawiozę cie – on mi to jeszcze bardziej utrudnia.
-Nie rób sobie kłopotu, poradzę sobie – chciałam jak najszybciej stąd wyjść. Same przebywanie z Zaynem było dla mnie trudne i sprawiało, że uginały się pode mną kolana. Dlaczego ten facet nie może być niski, albo mieć krzywego nosa lub zeza? Dlaczego musi być perfekcyjny w każdym calu?
-Wątpię, żebyś zdążyła dość na uniwerek w pięć minut zważywszy na fakt, że znajduje się jakieś piętnaście minut stąd – niech się wypcha z tą swoją wiedzą! –Parker, zrób nam dwie kawy na wynos – brunetka jak na komendę wzięła się do pracy, a ja stałam potulnie jak biały baranek, nadal trzymana przez Zayna. –Dzięki – uśmiechnął się smutno, kiedy odebrał dwa papierowe kubki i mi je podał. –Jutro zapłacę – poinformował ją i wyprowadził z lokalu.
Przed lokalem stało to jego super szybkie auto, jakim było Bugatti. Nawet samochód miał boski. Jemu przecież nic do szczęścia nie brakuje. Ma wszystko, czego zapragnie – urodę, charakter, niezłą brykę i możliwość wyrwania każdej laski! Dlaczego miałby się przejmować kimś takim jak ja? To zrozumiałe, że się nade mną lituje.
-Wsiadaj – otworzył przede mną drzwi jak na dżentelmena przystało i czekał na moją reakcję.
-Zayn ja…
-Wsiadaj, Blondyneczko – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, dlatego grzecznie wykonałam jego komendę. Po zatrzaśnięciu drzwi, obszedł samochód i zajął miejsce kierowcy, uruchomiając silnik i odjeżdżając z piskiem opon. Jak zwykle jechał naprawdę szybko, a w między czasie włączył radio, z którego wydobyło się wycie jakiejś rockowej kapeli.
Atmosfera była naprawdę napięta i czułam się mocno niekomfortowo. Jasny gwint!
-Więc przyjeżdża twój przyjaciel?
-Tak – mruknęłam cicho, czując nagły napad gorąca. Do czego on zmierza?
-To… Fajnie – oznajmił bez przekonania. Coś było nie tak. –Jesteśmy – poinformował parkując pod college’ m, ale nie wysiadłam. Ba! Ani drgnęłam. Nie chciałam wyjść z tego przeklętego samochodu.
-Zayn…
-Ness, błagam cie – westchnął odchylając głowę do tyłu o zagłówek. –Nic nie mów, nie chcę wiedzieć.
-Ale…
-Wysiadaj – warknął, dlatego smutna i wystraszona opuściłam jego pojazd, a kiedy zatrzasnęłam drzwi szybko odjechał.
-Dzięki za podwózkę – westchnęłam, machając do pustej już ulicy. Chciałam tylko podziękować, o co ten skomplikowany pacan jest taki wściekły?
Wzdychając, wbiegłam do budynku. I tak spóźniłam się na zajęcia, dlatego zostałam po wykładzie i oddałam McKibben’ owi swój esej, który przez chwilę lustrował, a później pozwolił mi pójść na następną lekcję.
Szczerze nie lubiłam Richarda. Może był świetnym nauczycielem, ale jego zaangażowanie w życie rodzinne pozostawiało sporo do życzenia. Powinien trochę odpuścić, wziąć jakiś urlop – tak myślę. Sharon pewnie ucieszyłaby się, gdyby ojciec spędził z nią trochę czasu, bo relacje z Louisem, Zaynem i resztą tej zgrai niekoniecznie wyjdą jej na dobre… No chyba, że ta dziewczyna właśnie tego chce. Chce skończyć jak ja. Samotna, zraniona, niepotrafiąca znaleźć swojego miejsca oraz nieświadoma tego, co powinna zrobić ze swoim żywotem. Sharon wydaje się być naprawę przemiłą dziewczyną, dlatego szkoda mi jej jeszcze bardziej.
Dopiero o szesnastej wróciłam do domu, ponieważ musiałam wypożyczyć jeszcze kilka książek, aby odrobić pracę domową, której miałam od groma. Obładowana podręcznikami, kroczyłam po schodach, aż wreszcie stanęłam przed drzwiami swojego mieszkania. Starałam się otworzyć wejście, jednak niezbyt dobrze mi to wychodziło.
-Cholera jasna! – wrzasnęłam, gdy stos lektur spadł z hukiem na ziemię. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, dlatego zacisnęłam mocno powieki. Błagam, niech tylko pani Charlotte trzyma język za zębami! Jednak – o dziwo – nie usłyszałam tonu mojej sąsiadki.
-Ciao, Bella quello che è successo?! – zawołał przerażony Federico, rzucając mi się z pomocą.
Ferro wyglądał nieco inaczej – lepiej. Minęło jakieś pół roku, a dwudziestolatek stał się bardziej umięśniony, a jego rysy twarzy bardziej wyraźne. Ubrany był w czarne spodnie, czerwony t-shirt z dekoltem w serek, na ramiona włożył czarną bluzę na zamek oraz szarą kurtkę, a na stopy wsunął markowe adidasy. Włosy Fede wyglądały jak po naprawdę ostrym seksie, ale dodawało mu to jedynie uroku.
-Daj mi to – zabrał moje książki, a ja w między czasie otworzyłam zamek w drzwiach i wpuściłam go przodem. Mężczyzna sprawnie zsunął z nóg buty, po czym zaniósł podręczniki do salonu. Wrócił od razu do mnie i mocno przytulił. –Ciao, Bella – cmoknął mój policzek, a ja odwzajemniłam uścisk.
-Przyjechałeś z lotniska samochodem?
-Si, przecież wiesz jak nie lubię taksówek – odpowiedział lekko oburzony.
-Fede, skoczmy do sklepu, bo nie mam nic w lodówce – jęknęłam ze spuszczoną głową. Było mi wstyd – zapraszam do siebie gościa, a nie mam, czym go nakarmić. To brak kultury i… Cholera, nie tak wygląda gościnność!
-Bene,andiamo – szarpnął mnie za nadgarstek, wkładając stopy do butów i wyciągając mnie z domu, którego drzwi zatrzasnął.
Przed blokiem stał biały Chevrolet Camaro Z/28. Woah, ten to dopiero wie jak zrobić wrażenie.
- Signore prime , Bella– powiedział otwierając przede mną drzwi oraz kłaniając się w pół. Zachichotałam pod nosem na jego błazenady, które naprawdę poprawiły mi humor. Federico był naprawdę świetnym przyjacielem.
Zajęłam fotel pasażera, a Ferro kierowcy, po czym odpalił silnik i odjechał kulturalnie z parkingu. W tle grał ulubiony zespół Fede, jakim był oczywiście Nickelback, którym mnie zaraził.
Pamiętam jak którejś nocy włączył na cały regulator Rockstar budząc całą dzielnicę. Ludzie zaczęli się burzyć, a on siedział na dachu popijając piwo, ponieważ jak sam to określił: Ho vinto il campionato italiano, io posso tutto. Fakt, tego wieczora wygrał puchar i został oficjalnym mistrzem Włoch w wyścigach samochodowych, dlatego też postanowił świętować, ale jego ojciec wyjechał na ważne spotkanie, to też mój przyjaciel bawił się z całą okolicą.
-Ness, opowiadaj – zachęcił, lekko mnie szturchając, dlatego nieco poleciałam na prawą stronę. –Jak życie, szkoła, Darcey? Masz faceta?… - zadawał pytania jak najęty, ale taki już był – zawsze dużo gadał tylko, że za to go kochałam. Zawsze tą swoją paplaniną potrafił odciągnąć moje myśli od spraw, które mnie martwiły.
-Co chcesz wiedzieć?
-Zacznij dell'amore – wywróciłam oczami. Niech go diabli wezmą!
-Jestem samotna – przekręcił głowę i przyjrzał mi się uważnie z uniesioną brwią. –Fede, patrz na drogę – warknęłam. Nie mam zamiaru trafić na ostry dyżur lub stół operacyjny, bo mojemu nad pobudzonemu bratu zachciało się jechać na ślepaka. Rozumiem, że to wyzwala tą całą adrenalinę i poczucie wolności, ale ja jestem matką i mam, po co żyć!
-Kim on jest, e cosa fai? – kolejny raz wywróciłam gałkami ocznymi. On jest po prostu niesamowicie wścibski. –Przecież wiesz, że możesz mi ufać.
-Okay – westchnęłam zrezygnowana. –Zayn jest przyjacielem Louisa…
-La tua Louis?! – zapytał wielce zdziwiony, jakby mnie nie znał i nie wiedział, że komplikowanie sobie życia jest moim hobby. 
-Tak, nie przerywaj, jeśli chcesz wiedzieć – z powagą pokiwał głową na znak zrozumienia i przykładając palec do ust, pokazując mi w ten sposób, że nie będzie się jak na razie wtrącał. –Przyszedł do mnie, żeby się dowiedzieć o Darcey, ale potem odwiedzał nas regularnie…- spuściłam wzrok na swoje kolana, które w tej chwili były naprawdę interesujące. –Zakochałam się w nim i… Jestem pewna, że on we mnie też. Opiekował się nami, pomagał i zawsze był obok, aż przez te cholerne przekręty, które na celu miały zapewnienie nam bezpieczeństwa trafił do aresztu. Zerwał ze mną – pociągnęłam nosem, ponieważ znowu zbierało mi się na łzy. –Powiedział, że… Chciał się tylko zabawić, a ja sobie za dużo wyobrażałam i… - po moich rozgrzanych policzkach zaczęły spływać łzy.
-Non piangere, Ness – prawą dłonią złapał za mój policzek i otarł cieniutką dróżkę zapoczątkowaną przez jedną z łez.
-Porównał m- mnie… Do Louisa… Powiedział, że jesteśmy egoistami… Najgorsze jest to, że nadal go kocham, Fede.
-On nie jest wart twojego płaczu, Bella, rozumiesz? – powoli pokiwałam pionowo głową.
Szatyn zaparkował pod Tesco, a gdy wysiedliśmy zamknął samochód. Zabraliśmy wózek, do którego Federico mnie włożył, a sam rozpędził się, opierając na rączce. Jechaliśmy naprawdę szybko, dopóki nie zatrzymał nas ochroniarz i nie zwrócił uwagi, że takie zabawy są niebezpieczne, a nam może się coś stać.
-Scusate – oznajmił Fede z tą swoją miną niewiniątka, a pan ochroniarz spojrzał na mnie lekko nieswój. No tak, przecież nie zna włoskiego.
-Przepraszamy – przetłumaczyłam, a później wyszłam z koszyka i pociągnęłam przyjaciela w stronę alejki z napojami.
Włożyliśmy do wózka zgrzewkę wody niegazowanej, cztery butelki coca coli, trzy kartony soku pomarańczowego oraz cztery jabłkowe, a później przeszliśmy na warzywa i owoce. Do siatek spakowałam kilka jabłek, marchewek, pietruszkę, ziemniaki i inne jarzyny. Dla Darcey zabrałam borówki i truskawki. Idąc przez kolejne półki w wózku lądowały kolejne produkty, których nie miałam w domu.
Całe zakupy zajęły nam jakieś dwie godziny. Nie jest to jednak wynikiem naszego niezdecydowania, a dużych kolejek w markecie.
-Pojedziemy po Darcey?
-Si, dove?
-Do Louisa – przytaknął.
Po piętnastu minutach i za sprawą moich instrukcji dojechał pod wielką willę, w której mieszkali obaj moi byli oraz moi przyjaciele. Nie wysiadłam jednak z Chevroleta.
- Cos'è?
- Vieni con me – pokręcił głową na boki z leciutkim uśmieszkiem na ustach.
-Okay, andiamo –oznajmił radosny, wyskakując z samochodu, który obszedł i pomógł mnie wysiąść. Wystawił w moim kierunku dużą dłoń, którą niemalże od razu uścisnęłam. - Andrà bene, Ness – mam taką nadzieję, że będzie dobrze.
Przytaknęłam, a następnie na równi ruszyliśmy do drzwi. Bez pukania weszliśmy do środka, gdzie zaraz zdjęliśmy buty.
Z salonu dobiegał śpiew Louisa i kogoś jeszcze, ponadto ktoś grał na gitarze elektrycznej. Chłopak i jego towarzysz śpiewali I gotta feeling z repertuaru The Black Eyed Peas. Nie panując nad własnymi nogami, pognałam do pokoju dziennego, jednak w porę zatrzymałam się w progu opierając o futrynę.
Na moich ustach momentalnie pojawił się delikatny uśmiech, kiedy zobaczyłam zachwyconą czterolatkę, która z podziwem, radością oraz zahipnotyzowana wpatrywała się z swojego ojca oraz Zayna. Moje serce zabiło szybciej.
Czy ten człowiek kiedykolwiek przestanie mnie zadziwiać? Po za tym, że jest cholernie inteligentny, przystojny, wysportowany, jest mistrzem nielegalnych wyścigów, walk oraz jest genialnym kucharzem, potrafi jeszcze grać na gitarze i śpiewać?! To prawdziwy ideał!
-Fede! – pisnęła szatynka, zrywając się z sofy i rzucając w ramiona Federico, który obkręcił ją wokół swojej osi i cmoknął głośno w policzek.
-Ciao, sole.
-Ciao, come stai? –zapytała po włosku ku uciesze Ferro.
Od kiedy moja córeczka nauczyła się mówić, mój przyjaciel rozmawia z nią po włosku. Czasami sama nie wiem, o czym sobie gawędą, ale nie przeszkadza mi to. Cieszę się, że Darcey się rozwija.
-Co? – zdziwił się Tomlinson, ale nie otrzymał odpowiedzi, ponieważ Federico razem z naszym dzieckiem już opowiadali sobie, co robili w języku, który prawdopodobnie po za nimi rozumiałam tylko ja. –O czym on gada z Darcey? –warknął. –Nessie – ponaglił tym samym tonem.
-Pyta jak w przedszkolu – machnęłam ręką. –Dziękuję, że się nią zająłeś – powiedziałam pocierając ramiona. Oblała mnie fala gorąca i nawet wiem, czym była spowodowana. Wściekły wzrok Malika badał każdy cal mojego ciała, skupiając się na głowie jakby chciał wywrzeć na mnie jakąś myśl telepatycznie.
-Spoko – wzruszył ramionami. –To też moja córka, nie? – przytaknęłam. –Chcę być obecny w jej życiu – spuścił głowę, dlatego odważyłam się go przytulić.
-Jesteś świetnym ojcem, Lou i jestem ci za to wdzięczna tak jak Darcey – powiedziałam bardzo cichutko w jego pierś i właśnie w tej chwili poczułam jak odwzajemnia uścisk.
-Dzięki – szepnął, całując mnie w czubek głowy.
- Per tornare a casa , la mamma! – zawołała szatynka, na co pokiwałam głową z niedowierzania. Jestem z niej tak dumna…
-Idźcie do samochodu, zaraz do was przyjdę – Fede zabrał czterolatkę na ręce, a później wykonał moje polecenie.
-Idę spać – poinformował Tomlinson, a później szybko się ewakuował zostawiając mnie sam na sam z Malikiem, który nadal zabijał mnie spojrzeniem.
-Zayn, ja…
-Nie mów do mnie, Ness – warknął. –Nie chcę słuchać, bo…
-Chciałam…
-Zamknij się! – złapał się rozhisteryzowany za włosy, ciągnąc mocno za końcówki.
-Dziękuję – mruknęłam, a dwudziestodwulatek zmarszczył brwi. Uspokoił się i wreszcie przestał wcinać mi się w zdanie. Mogłam bez obaw powiedzieć to, co chciałam nie bojąc się, że mi przerwie. To chyba najbardziej mnie cieszyło. –Rano chciałam ci podziękować za podwózkę, ale nie pozwoliłeś mi dojść do słowa – powiedziałam, przechodząc obok niego, gdy nagle poczułam uścisk mulata na swoim nadgarstku. Kilka sekund później zostałam nieco brutalnie pchnięta na ścianę i przygnieciona twardą klatką piersiową wyższego ode mnie mężczyzny, który w oczach miał dzikość. Schylił się nieco, muskając swoim nosem mój oraz patrząc mi głęboko w oczy. Jejku… Przełknęłam głośno ślinę.
-Boisz się mnie? – zapytał zagadkowym tonem.
-Nie zrobisz mi krzywdy.
-Skąd ta pewność, huh? – próbował mnie nastraszyć? Jeśli taki miał plan to mu się to nie uda.
-Kobieca intuicja – zaśmiał się, ale nie był to kpiący śmiech, na jaki się silił. To był śmiech mojego Malika – beztroskiego chłopaka, który niczego sobie nie robi z otaczającego go świata, z problemów, które są wokół. Takiego Zayna kochałam najbardziej.
Uniosłam powoli dłoń, aby dotknąć jego twarzy, na której widniał kilkudniowy zarost. Chciałam przejechać opuszkami palców po jego policzku, ale przeszkodził mi. Jego instynkt się włączył i przygwoździł mój nadgarstek tuż nad głową.
-Nie dotykaj mnie – wycedził przez zaciśnięte zęby. –Obiecaj, że zaczniesz jeść – Zayn zaczął nawijać sobie pasmo moich włosów na palec wskazujący, którym od czasu do czasu tykał moje lico. Jego dotyk palił moją skórę.
-Czemu tak ci zależy? – zmarszczyłam brwi. –Jestem dla ciebie nikim –pociągnęłam nosem, czując jak łzy zaczynają mi się zbierać pod powiekami. –Byłam jedną z wielu…
-To nie jest prawda – szepnął, prawdopodobnie sam do siebie, ale usłyszałam.
-Przestań pieprzyć, dobra? – westchnęłam, zwilżając językiem suche wargi. –Byłam twoją dziwką…
-Nie prawda – warknął, napierając na mnie swoimi biodrami, jakby chciał zmniejszyć odległość między naszymi ciałami do cholernego minimum. Krew w moich żyłach zaczęła krążyć szybciej. To żałosne, ale jedyną rzeczą, której w tym momencie pragnęłam był on. –Nigdy tak nie mów, słyszysz?! – zawołał, na co się wzdrygnęłam. –Nie jesteś dziwką i nigdy nie będziesz.
-Sam tak powiedziałeś, Zayn – zacisnął mocno powieki, jakbym zadała mu niewyobrażalnie silny cios, tyle, że powtórzyłam jedynie jego słowa. Niczego nie zmyśliłam, tylko przypomniałam jego wypowiedź sprzed kilku miesięcy. –Zabawiłeś się – wzruszyłam ramionami. Zagryzłam wargę, żeby się nie rozpłakać. –Zastosowałeś Zasadę czterech Zet…
-Nie płacz – ujął moją twarz w dłonie, po czym kciukami otarł spływające po policzkach kropelki słonej wody. –Wyzywaj mnie, krzycz… Rób wszystko, po za płakaniem, bo tego nie zniosę.
-Pocałuj mnie – pokiwał przecząco głową i oparł się czołem o zimną ścianę kilka centymetrów nad moim obojczykiem, tym samym miażdżąc mnie swoim ciałem. Głośno zaczerpnęłam powietrza w chwili, gdy to zrobił, ponieważ w pierwszym momencie się wystraszyłam. –Zayn – ponagliłam, ale mulat jedynie napiął gwałtownie mięśnie. Postanowiłam skorzystać z okazji i objęłam go ramionami w pasie. Spiął się jeszcze bardziej.
-Ness…
-Proszę, zrób to – jęknęłam żałośnie, wtulając lewy policzek w jego pierś.
-Nie mogę.
-Możesz, Zayn – zapewniłam. –Błagam…
-Nie chcę. Zrozum, że między nami koniec – mężczyzna rozerwał mój uścisk, tym samym odpychając się od ściany. Spojrzał na mnie czarnymi jak dwa węgielki oczami, ale znowu kłamał. Chciał tego… Nie, on tego pragnął ze wszystkich sił, jednak zapierał się. Dlaczego to robił? Czemu, do diabła krzywdził nas oboje?! To nie fair! Skoro chciał mojego szczęścia, nie powinien mnie krzywdzić! –Mam kogoś innego – co…? –Spotykam się z kimś innym, kimś…, Kogo naprawdę kocham i nie chcę, żebyś mi to spieprzyła – zaczęłam kręcić głową na boki, nie chcąc dopuścić w ten sposób do siebie tej myśli. Nie może mi tego zrobić! Nie może! –Powinnaś już iść.
-Nie rób mi tego – błagałam. –Proszę, powiedz, że to żarty! – wybuchłam płaczem. –No powiedz, że to pieprzony żart! – wrzasnęłam, a mój głos odbijał się niczym echo. –Mów, Zayn! – uderzyłam go w klatkę piersiową, ale Malik jedynie stał sparaliżowany i przyglądał mi się dokładnie. –Powiedz, że…!
-Uspokój się- dwudziestodwulatek złapał za mój bark. –Zapomnij o tym, co było między nami…
-Jak, do cholery mam to zrobić, skoro cały czas na siebie wpadamy?!
-Wymyślisz coś, jesteś mądrą dziewczyną – uśmiechnął się smutno. Zamknęłam oczy, a kiedy stałam tak niczym idiotka poczułam mokry ślad na czole. –Idź już, Blondyneczko – wskazał na drzwi.
Ze spuszczoną głową, niczym zbity psiak, którego właściciel wyrzucił z domu na zbity pysk, wyszłam z wielkiego domu. Naciągniętymi na dłonie rękawami starałam się zatamować płacz, ale to nic nie dawało, a wręcz przeciwnie potęgowało łzy.
-Bella! – w mgnieniu oka znalazłam się w ramionach Federico – nie były tak silne jak Malika, ale musiały mi wystarczyć. - Non piangere, Ness ti prego – mruknął, całując moje włosy. –Nie jest wart… Obiecuję, że pożałuje – pokiwałam głową na boki. – Perché?
-Bo go kocham…   
__________________________
Jest już następny rozdział - uff. Nie to, że pisało mi się go ciężko, czy coś z tych rzeczy, ale po prostu nie wiem czy ktoś w ogóle to jeszcze czyta.. To znaczy, wiem, że głosujecie w ankiecie, ale ostatni rozdział skomentowały tylko 4 osoby, na 60 obserwujących i 47 osób, które czyta. Nie chodzi o to, że jestem niewdzięczna, czy coś - bo nikt wam czytać nie każe, robicie to z własnej woli, nie pod przymusem, ale skąd mam wiedzieć czy podoba wam się to co piszę, skoro tylko kilka osób komentuje? 
Z tego miejsca, chcę serdecznie podziękować: 
Taka Jedna, @Little_Sinner13, Crazy Mofo i anonimkowi z 5 lipca z godz. 22.45 - jestem wam naprawdę bardzo wdzięczna. 
Miłej niedzieli ;**    

14 komentarzy:

  1. Supeer rozdział!
    Czekam na next xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma za co kochana :* Cudowny rozdział. Ludzie komentujcie! Kocham i czekam na nn ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam !! :D Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mimo iż wiem , że rodział jest co niedziele to i tak codziennie sprawdzam czy może jednak dodałaś . Kocham to jak piszesz a za to kocham ciebie :* <3 Justine xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham, Kocham, Kocham.
    Poryczałam się tak jak Ness.
    Zayn, ogarnij się!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na następny zajebisty rozdział xD

    OdpowiedzUsuń
  7. jestesny i czytamy kc :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham Kocham i nie wiem co jeszcze . A jednocześnie nienawidzę Cię bardzo bo nie pozwala są Ness być szczęśliwa z Zaynem.
    Żartuje, jesteś najlepsza :)
    I dzięki za podziekowania, nie wiedziałam że "<3" tak dużo znaczy
    Trzymaj się ciepło / anonimek

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak ja też wciąż tu jestem i piszę co mi akurat do głowy przyjdzie :)
    Strasznie mi smutno się zrobiło na koniec... Ale mam swoją teorię... Zobaczymy czy okaże się słuszna :)
    Federico jest super! Taki frienship goal! <3
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam! xx
    @Little_Sinner13

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział cudny jak zawsze<3 Nie rozumiem dlaczego Zayn ją okłamuje i odsuwa od siebie, ale mam nadzieje, że za niedługo to sie zmieni:* czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam twoje opowiadanie :* czekam na kolejny rozdzial :)
    Ps. Uwielbiam cie <3 czekam na kolejny rozdzial :* /Dominika

    OdpowiedzUsuń
  12. Hahhaha ale ja to napisalam xd wybacz ale jest juz pozno :* /Dominika :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział świetny i już nie mogę doczekać się kolejnego. Mam nadzieję, że Ness będzie znowu z Zaynem.
    Mogłabym prosić o tłumaczenie tego co jest po włosku, bo nie rozumiem?

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozdział świetny i już nie mogę doczekać się kolejnego. Mam nadzieję, że Ness będzie znowu z Zaynem.
    Mogłabym prosić o tłumaczenie tego co jest po włosku, bo nie rozumiem?

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja