niedziela, 21 czerwca 2015

VI. Take Care




„Podarowałaś mi coś, co nawet trudno nazwać. Poruszyłaś we mnie coś, o istnieniu czego nawet nie wiedziałem. Jesteś i zawsze będziesz częścią mojego życia. Zawsze.”


Zayn

-Malik, wychodzisz – te słowa były niczym objawienie. Nareszcie, po trzech miesiącach siedzenia w mamrze, grania w karty z Sucre i wdaniu się w kilka bójek, wychodzę na wolność.
Kiedy krata się otworzyła wyszedłem i w obecności strażnika udałem się do miejsca, gdzie przed zamknięciem zabrali mój telefon, portfel oraz gdzie miałem podpisać papierek potwierdzający moje wyjście.
Wysoka blondynka o zielonych oczach, ubrana w mundur podała mi kartkę, na której machnąłem parafkę oraz przezroczystą folię, zawierającą moje rzeczy osobiste. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było włączenie komórki, żeby zadzwonić po Tomlinsona. Mój przyjaciel odebrał dopiero po drugim sygnale.
-Zayn? – zapytał niepewnie.
-Siema, stary – westchnąłem. Boże, jak ja dawno nie rozmawiałem przez komórkę. –Przyjedziesz po mnie?
-Tsa, pewnie. Już jadę – po tych słowach się rozłączył.
Policjantka pozwoliła mi poczekać w środku, dlatego zacząłem przeglądać wszystkie wiadomości. Było z jakieś dziesięć gróźb skierowanych pod adresem Ness. Dwadzieścia SMSów od Blondyneczki, w których pytała jak się bawię w Vegas, kiedy wracam, czy o niej zapomniałem. Przysłała mi też kilka zdjęć. Dziwnie się czułem oglądając ją – w końcu od ostatniego razu mięły dwa i pół miesiąca, a wówczas cholernie ją zraniłem.
Nagle urządzenie w moich dłoniach zawibrowało. Szybko odczytałem wiadomość:
Od: Tommo
Wychodź, stary!!
Głośno wzdychając, wstałem i skierowałem się w kierunku wyjścia. Od razu po przejściu progu, wiosenne powietrze buchnęło mi w twarz. Mhm, tęskniłem za tym. W pace wychodziliśmy czasem na spacerniak, ale to nie jest to samo co teraz, skoro tam byłeś otoczony wysokim murem. Pewnym siebie krokiem wyszedłem przez bramę i wzrokiem odnalazłem tego cholernego japońskiego Nissana, którego jakiś czas temu poprawiałem. Kutas dalej nim się wozi. Stawiałem kolejne kroki, które zbliżały mnie do przyjaciela.
Szatyn ubrany w czerwoną bluzę z kapturem, czarne rurki i Nike, opierał się nonszalancko o drzwi od strony pasażera, krzyżując ramiona na torsie.
-Alladyn! – na widok małego karzełka biegnącego w moją stronę szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Nim czterolatka dobiegła do mnie, przykucnąłem, aby złapać ją w ramiona i mocno przytulić. Cholernie mocno cieszyłem się, że ją widzę. –Tęskniłam za tobą! – zawołała, dusząc mnie.
-Ja za tobą też, Skrzacie. Chodź – wziąłem ja na ręce, po czym wstałem i wreszcie doszedłem do Tomlinsona.
-Widać, że się tam nie nudziłeś – kiwnął na mnie brodą, na co parsknąłem śmiechem. Fakt faktem trochę przypakowałem, ale tylko po to żeby całkowicie nie oszaleć. –Witamy wśród normalnych – wystawił dłoń, dlatego przybiłem z nim sztamę, a później zrobiliśmy miśka. –Gdzie cie zawieźć? – uniósł brwi, całkiem poważny.
Wiedziałem co mu chodzi po głowie, ale nie byłem na to gotowy. Nie z nim i Darcey. Wolałem sam odwiedzić Ness i jej wszystko wytłumaczyć, po za tym ten gość z FBI, któremu pomogłem jeszcze nie złapał tego socjopaty.  Potrzebowaliśmy rozmowy z Ness i doskonale o tym wiedziałem, ale nie byłem jeszcze na to gotowy. Muszę przemyśleć co jej powiem, nie mogę iść na żywioł, bo wszystko spieprzę. To… Zupełnie jakbym przygotowywał się na akcję – muszę opracować każdy szczegół, żeby wszystko przebiegło po mojej myśli. Pragnąłem wyjawić wszystko Nesselii, ale… Nie mogliśmy być razem, nie po tym co jej zrobiłem. Jestem w stu procentach pewien, że mi nie wybaczy, a to w sumie i lepiej, ponieważ nikt jej już nie skrzywdzi.
-Na naleśniki, tam jest naprawdę gówniane żarcie – odpowiedziałem z grymasem, przypominając sobie tą obrzydliwą brukselkę.
-Taaak! Naleśniki! – wykrzyknęła Darcey, na co się zaśmiałem.
-Warto było tam jechać, huh? – kiwnąłem głową na przyjaciela, który przekładał właśnie fotelik dziecięcy na tylnie siedzenie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo, gdybyś tylko widział ten szał w oczach Nessie… -westchnął, kręcąc głową z niedowierzaniem. –Po tym co zrobił jej Stan, dziwiło mnie, że ma jeszcze tyle energii, żeby mnie zmieszać z gównem – zaraz… Co?!
-Stan? – zapytałem, lekko zdezorientowany. –Co ten chuj zrobił, Ness? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
-Zbił mamusię – szepnęła mi na ucho czterolatka. Moje mięśnie się napięły, a wściekłość przejęła nade mną kontrolę, ale tylko na moment, ponieważ zdołałem ja w sobie stłumić. Ostatnio jestem coraz bardziej opanowany i nie biję wszystkich, którzy mnie wkurwiają.
-Zająłem się nim, stary – poklepał mnie po prawym ramieniu Louis. –Wskakuj, księżniczko – postawiłem Skrzata na ziemi, a szatynka zajęła swoje miejsce. Tommo przypiął ją pasem, a później zajął swój fotel kierowcy, podczas gdy ja siadałem na stanowisku pasażera.
Tomlinson jechał jak zwykle – jak sierota, ale nie mogłem mu tego teraz powiedzieć, ponieważ wiózł mnie i Skrzata do Daisy, gdzie mieliśmy wreszcie napełnić swoje brzuchy. Całą drogę, która zajęła nam jakieś piętnaście minut, przegadaliśmy. Lou opowiadał co się działo w domu, u Ness, na wyścigach… Byłem w szoku.
W kawiarni jak zawsze pachniało moim ulubionym daniem, a ten zapach doprowadzał mnie do szaleństwa, prawie tak dużego jak perfumy Ness. Zajęliśmy mój ulubiony stolik, a po chwili podeszła do nas Marisa.
-Cześć, Darcey – poczochrała czterolatce włosy. –Co dziś dla ciebie?
-To co zawsze – z szerokim uśmiechem wzruszyła ramionami.
-Dwa razy i jeszcze czarną gorzką kawę – dodałem, a Parker z niedowierzania pokręciła głową.
-Nieźle wyglądasz jak na uziemionego – zmarszczyłem brwi i zaciekawiony spojrzałem na mojego przyjaciela, który jedynie wzruszył ramionami.
Nie minęło dużo czasu, a dziewczyna Adama przyniosła dwa talerze oraz kubek. Powoli żułem każdy kęs rozkoszując się tym przepysznym smakiem, przy okazji udzielając odpowiedzi Tomlinsonowi na nurtujące go pytania. Był strasznie wścibski i powoli zaczął mnie drażnić, gdy zaczął wypytywać o mnie i Ness. To nie powinno go obchodzić chociażby z racji tego, że dałem mu wolną rękę względem Donavan, a jeśli oboje dojdziemy do wniosku, żeby spróbować jeszcze raz to chyba logiczne, iż go o tym powiadomię.
-Darcey, a co u Gabe’ a? – czterolatka nieco posmutniała, dlatego zmarszczyłem brwi. Coś było nie tak. –Heej, Skrzacie wszystko gra? – z wydętą wargą pokiwała przecząco główką.
-Gabe mnie już nie lubi – pociągnęła noskiem niesamowicie smutna, aż serce mi się ściskało, kiedy widziałem ją tak przygnębioną. Louis natomiast wydawał się być przeszczęśliwy.
-Co zrobiłeś, Tomlinson? – warknąłem.
-Nie wiem o czym mówisz – wzruszył ramionami.
-Nie znam cie od wczoraj tylko od sześciu lat, co powiedziałeś młodemu? – kolejne oskarżenie wypadło z moich ust. Byłem w stu procentach pewien, że to była jego inicjatywa.
-A wiesz, że tatuś kupił mi dużo rzeczy, kiedy Gabe mnie zostawił? – Darcey uśmiechnęła się delikatnie, dlatego z uniesionymi brwiami przytaknąłem.
-Doprawdy? – przeniosłem swój wzrok na Tomlinsona. –Powiedz chociaż jaki był powód, huh?
-Nie lubię tego gnojka, okay? – westchnął poirytowany. –Po za tym moja księżniczka jest za młoda na randki.
-To jej kolega z przedszkola, idioto! – wybuchnąłem.
Czy jemu to sprawia przyjemność? Może to takie nowe hobby Louisa? Najpierw uprzykrzał życie mi oraz Ness, a kiedy kulturalnie wytłumaczyłem mu jak wygląda sprawa, wreszcie dał sobie spokój. Teraz uczepił się tego niewinnego czterolatka, który cholernie lubi jego małą córeczkę. To się powoli robi chore… Rozumiem, że boi się, iż ktoś może skrzywdzić Skrzata, ale na razie jedyną osobą, która ją zasmuca jest sam Tomlinson – bo po co patrzeć na uśmiechnięte i szczęśliwe dziecko, skoro można codziennie podziwiać je przygaszone?
-Skończyłeś?! Bo jeśli tak, to łaskawie nie ucz mnie jak wychowywać moje dziecko! – wrzasnął na cały lokal, na co parsknąłem, kręcąc głową z niedowierzania na boki. On całkowicie oszalał. Z impetem wstałem od stolika, po czym rzuciłem banknot za zamówienie swoje i Darcey na blat.
Bez jakiegokolwiek słowa wyszedłem z lokalu. Szkoda, że to były moje ostatnie pieniądze w portfelu i teraz czekała mnie piesza wędrówka do domu. Spokojnym krokiem, dokładnie rozważając nad tym co powinienem powiedzieć mojej Blondyneczce, a co najważniejsze czy w ogóle mam do niej pójść. Stanęło na tym, że porozmawiam o tym jeszcze z Danielle, aby mi doradziła.
Po równej godzinie – Jezu Przenajświętszy – nareszcie przekroczyłem próg domu. Od razu do uszu dotarł głupi głos Spongeboba, po czym wywnioskowałem, że Darcey i jej arcygenialny tatuś są już w willi. Olewając kompletnie Louisa przeszedłem do kuchni, gdzie Matt skupiał się na kawałku papieru.
-Co robisz? – zagaiłem, również dokładnie przyglądając się kuzynowi.
-Och, siema, stary – otrząsnął się. Wstał i podszedł do mnie przytulając. –Ja… Tak się zastanawiam – wzruszył ramionami. –Myślisz, że Liam będzie miał córkę czy syna?
-Miejmy nadzieję, że nie będzie takim przewrażliwionym tatuśkiem jak Tommo – mruknąłem, nalewając sobie kawy do kubka i powoli ją pijąc. –Jestem pewien, że to będzie chłopczyk.
-Stawiam pięć kafli, że to będzie laleczka – wywróciłem oczami. –Jak sprawy z Ness? – zapytał całkiem poważny, a ja nie mogłem się powstrzymać od prychnięcia.
-Nie ma żadnych spraw – wzruszyłem ramionami.  –Ona mnie nienawidzi, a do tego dążyłem. Teraz pora zmierzyć się z konsekwencjami. Naważyłem piwa, to teraz muszę je wypić.
-Powiedz jej prawdę, to mądra dziewczyna i na pewno zrozumie twój motyw działań.
-Louis kręci z Ness? – zapytałem prosto z mostu, jakież było moje zdziwienie i radość, kiedy Anderson pokiwał przecząco głową. –Matt powiedz mi, co Stan zrobił Ness? – mulat westchnął głośno, drapiąc się lekko zakłopotany w kark.
-Z tego co opowiadał Louis… Chciał jej wpakować kulkę w łeb i kilka razy uderzył – zacisnąłem mocno powieki, a później pod wpływem emocji, które mną w tej chwili targały cisnąłem moim ulubionym kubkiem w stronę ściany. Naczynie roztrzaskało się na drobne kawałeczki. –Nie zostawisz tego, c’ nie?
-Wiesz, gdzie może być Ness?
-Na lodowisku? – odpowiedział pytaniem na pytanie. –Zawsze chodziła na łyżwy, kiedy była zła, a nieźle pożarła się z Louisem o Darcey – przytaknąłem, a później w ramach podziękowania poklepałem go po plecach. Już miałem wychodzić, ale zatrzymał mnie jeszcze głos Matta. –Jutro przyjeżdża twój brat – przytaknąłem, a później udałem się do garażu.
Z haczyka zdjąłem klucz do mojego Bugatti i obrałem kierunek na halę sportową, którą prowadziła Valerie. Cała trasa zajęła mi niecałe dziesięć minut. Zaparkowałem swój samochód, a później wysiadłem, zamykając go i wchodząc do budynku. Pech chciał, że już w progu wpadłem na Donie. Boże, błogosław…
-Malik – pisnęła uradowana, posyłając mi szeroki uśmiech. –Słyszałam, że zerwałeś z tą swoją dziewczyną, więc może…
-Nie mam czasu – szybko ją spławiłem oraz wyminąłem wchodząc na trybuny. Podszedłem bliżej barierki, o którą się oparłem i obserwowałem matkę Nesselii oraz jakieś dwie laski trenujące pod jej czujnym okiem.
Dziewczyny były naprawdę dobre, ale zapewne moja Blondyneczka biła je obie na głowę. Nigdzie jednak jej nie było i to zaczęło mnie cholernie niepokoić.
-Pani Donavan! –zawołałem, zwracając na swoją osobę nie tylko uwagę kobiety, ale również jej uczennic. Valerie pewnym krokiem podeszła do mnie, a jej mina wyrażała istną wściekłość.
-Nie wiem co nagadałeś Nesselii, gnojku, ale ma wrócić do jazdy – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Okay, nie za bardzo rozumiem o co chodzi. Nie było mnie trzy miesiące i widzę, że sporo mnie ominęło. Muszę to wszystko nadrobić.
-Zrezygnowała? – zdziwiłem się, unosząc brwi na panią Donavan, która z kolei swoje zmarszczyła. –Ale czemu, myślałem, że to kocha.
-Zaraz… -wskazała na mnie palcem. –To nie twoja sprawka? – powoli pokiwałem głową na boki. Niby jakbym miał to zrobić, skoro jeszcze nawet jej nie widziałem!
-Dopiero dzisiaj wróciłem – wzruszyłem barkami. –Nie było mnie trzy miesiące.
-Co w takim razie, do cholery w nią wstąpiło? – szepnęła prawdopodobnie do siebie.
-Gdzie teraz może być?
-Nie mam pojęcia – ton matki Ness zmienił się diametralnie, znowu mnie lubiła, a cała nienawiść ustąpiła miejsca zmartwieniu. Ja też kurewsko się martwiłem o jej nieco walniętą córkę, ale przecież ją kocham, tak? To logiczne, że czuję się za nią odpowiedzialny zważywszy na fakt, iż całkiem niewykluczone, że to moja wina. –Ostatnio z Nesselą nie dzieje się najlepiej – westchnęła.
-Co ma pani na myśli mówiąc, że nie dzieje się z nią najlepiej?
-Odcięła się od nas – powiedziała bez owijania w bawełnę. –Odepchnęła mnie od siebie, ale nie mam jej tego za złe, bo nie poświęcałam jej zbyt dużo czasu, gdy była młodsza…  Ale odcięła się również od Adama i George’ a.
-Pogadam z nią – o ile ją znajdę. Kobieta przytaknęła, a ja równie szybko jak przyszedłem tak szybko wyszedłem.
Kolejnym punktem, który musiałem dziś koniecznie odwiedzić było muzeum Adasia.
Po wejściu do budynku dostrzegłem, że znajduje się tutaj coraz więcej prac młodych artystów, ponadto było kilka zwiedzających. Nie przystałem nawet na moment, tylko od razu ruszyłem do gabinetu Donavana. Zatrzymałem się przed dużymi brązowymi drzwiami, na których wisiała pozłacana plakietka „A. Donavan” i kulturalnie zapukałem.
-Proszę! – po usłyszeniu pozwolenia, nacisnąłem klamkę i przekroczyłem próg. –Zayn – powiedział jakby zobaczył ducha. –Cześć – po chwili jednak się ogarnął, po czym wstał oraz podszedł do mnie i przybił sztamę, klepiąc mnie po przyjacielsku w plecy. –Jak tam?
-Co to za akcja z Ness, Adam?
-Weź… Lepiej usiądź, bo to trochę zajmie – westchnął zrezygnowany i usiadł na swoim fotelu, dlatego zająłem miejsce naprzeciwko.
-Więc… - ponagliłem.
-Więc… Na początku powinieneś dostać po ryju, bo przez ciebie miała ataki paniki…
-Ness nie ma takich ataków – pewny swojego pokiwałem głową na boki chcąc dać mu do zrozumienia, że nie ma w tej kwestii racji.
-Ma i na domiar złego nie chce się leczyć, przez ciebie – wywróciłem oczami. –Tomlinson wykańcza ją psychicznie…
-To nie jest żadna nowość, przejdź do konkretów i powiedz, czemu się do ciebie nie odzywa? – szatyn spuścił głowę, oblizując wargi, a później znowu na mnie spojrzał.
-Masz siostrę? – zmarszczyłem brwi, ale niepewnie przytaknąłem nie wiedząc, do czego to wszystko zmierza. Ilekroć słyszę słowo siostra mam przed oczami Mię. –Pamiętasz jak Ness wkurzała się o to jak reagowałem na fakt, że z nią kręcisz – znów potrząsnąłem pionowo głową. –Ja… To moja siostra i cholernie się o nią martwię. To chyba logiczne, że chcę ją chronić, nie? – tsa, nawet nie wiesz jak bardzo cie rozumiem… -Ness ma dziewiętnaście lat, a zachowuje się jak małolata, która przechodzi okres buntu. Wiesz, o co mi chodzi?
-Wiem doskonale, moja siostra też miała taką fazę – mruknąłem, ale niestety to usłyszał.
-Ale z tego wyrosła, a Ness…
-Mia nie żyje – jego usta rozdziawiły się na kształt litery O. –Nie chcę o tym gadać, ale mogę ci obiecać, że będę opiekował się twoją siostrą, bo ją kocham.
-Wiesz, że jesteś moim najlepszym przyjacielem, nie? – parsknąłem kpiącym śmiechem.
-Tsa, przecież innych kumpli nie masz – uniosłem barki, a później kolejny raz przybiłem z nim sztamę.
-Malik? – zapytał niepewnie, na co kiwnąłem na niego głową, żeby mówił dalej. –Czemu Mia umarła? – spuściłem głowę. Nie lubię o tym rozmawiać. Przechodziłem przez setki godzin terapii, zdawałem raport policji i szczerze powiedziawszy… To było nawet gorsze niż pogrzeb mojej bliźniaczki. Cały czas przechodzić przez to samo, powtarzać to samo… Nie miałem już do tego sił.
-Bo poszedłem na imprezę zamiast jej pilnować. Bo nie pozwoliłem jej wyjść na jebaną randkę z tym kutasem. Bo się spóźniłem. Bo w jebanym motorze skończyło się paliwo. Bo jej jebany bliźniak wolał jej grozić, niż zaproponować wspólne wyjście na domówkę. Bo nie chciałem, żeby powiedziała wszystkim w domu, że mam dziewczynę. Bo jestem jebanym egoistą – zacisnąłem mocno powieki, chcąc w ten sposób jakoś wyeliminować te traumatyczne wspomnienia, które jak na złość, nie chcą wcale zniknąć. 
-Nie chciałem…
-Muszę żyć ze świadomością, że zabiłem dziewczynę, która znała mnie jeszcze przed rodzicami – westchnąłem.-Muszę spadać i znaleźć Ness – przytaknął.
-Powodzenia, stary – zrobiliśmy miśka, a później wyszedłem i pojechałem do domu.
Było już około dziewiątej – tsa, zagadaliśmy się z Donavanem.
W salonie Danielle razem z Liamem oglądali jakąś durną komedię romantyczną, a mnie zrobiło się źle. Byłem na nich wkurwiony, bo… Też chciałem przytulać się z Ness na sofie i marudzić jaki to ten film jest denny.
Bez najmniejszego hałasu przemknąłem do swojego pokoju, po drodze zahaczając o sypialnię Tomlinsona, gdzie spał razem z Darcey. Będąc już u siebie załapałem za laptopa tylko po to, żeby namierzyć telefon Ness – wszystkie pomysły na znalezienie jej diabli wzięli, więc… Nie miałem wyboru. Chciałem z nią porozmawiać… Musiałem to zrobić. Podczas, gdy satelita – jutro będę martwił się konsekwencjami tego, że włamałem się do amerykańskich tajnych informacji NASA – szukała mojej Blondyneczki poszedłem wziąć prysznic i ubrać się w bardziej eleganckie ciuchy niż dres. Ułożyłem włosy, a kiedy wróciłem dane już były. Ness była w klubie Plum, dlatego niezwłocznie tam pojechałem.
Nie było łatwo dostać się do środka i ponad godzinę spędziłem w kolejce, aż w końcu się wkurwiłem i dałem w łapę bramkarzowi.
Lokal był cholernie zatłoczony, ale prawdopodobnie miało to związek z darmowym wejściem dla pań. Przedzierałem się przez spoconych ludzi, który wywijali na parkiecie, aż dotarłem do baru. Stanąłem pomiędzy dwoma krzesłami barowymi, na których siedziały laski i pochyliłem się nad blatem wołając barmana.
-Co dla ciebie? – chłopak starał się przekrzyczeć głośną muzykę.
-Szukam dziewczyny – oznajmiłem, a te dwie złapały za moje ramiona piszcząc, że już znalazłem. Zignorowałem je, ponieważ były już nieźle wystawione – nawet nie spojrzałem na nie, bo nie były tą, której szukałem. –Widziałeś niewysoką blondynę, o jasnobrązowych oczach? Prawdopodobnie jest już pijana i zostawiła u ciebie torebkę – wytłumaczyłem, a on przez chwilę się zastanawiał.
-Mam tylko torebkę Ness, ale mówiła, że…
-Pokłóciliśmy się – wtrąciłem wiedząc, co zamierza powiedzieć. –Nie wiesz, gdzie ją znajdę? –zalała mnie kolejna fala wkurwienia na Donavan. Dlaczego wybrała właśnie ten klub?! Czemu przyszła do lokalu, który słynie z seksu w kiblach?! To była najgłupsza opcja, jaką dane jej było wybrać, a jednak to zrobiła.
-Powiedziała, że idzie tańczyć – wzruszył ramionami. –Jakiś gość się do niej podwalał – dodał, kiedy podawał mi czarną kopertówkę.
-Dzięki, stary, jestem twoim dłużnikiem – przybiliśmy sztamę, a później – ku mojemu niezadowoleniu i wielkiej niechęci – znowu przemierzałem pijany, zaćpany i spocony tłum tancerzy. W oczy rzuciła mi się rudowłosa znajoma Ness, która również jeździ na łyżwach, dlatego złapałem za jej bark. –Gdzie Ness?! – zawołałem do jej ucha, ale wzruszyła tylko ramionami. Chryste, co z tymi babami?! Chleją więcej niż faceci! Ruszyłem na dalsze poszukiwania, aż w reszcie stanąłem przed moją Blondyneczką, obmacywaną przez skurwiela… Nie takiego zwykłego. Znałem go doskonale i miałem ochotę wpakować pięść w jego zadowolony ryj… 
_________________________________
Liczę, że wam się ten rozdział spodoba - może nie jest jakiś najlepszy, ale lubię go i mam nadzieję, że również spodoba wam się jego prostota. 
Na dzisiaj to tyle, do następnej niedzieli, miśki ;** 

7 komentarzy:

  1. Rozdział cudowny: )

    OdpowiedzUsuń
  2. Malik znowu w akcji! :D Nareszcie wyszedł z tego pierdla.
    Coś czuję, że w następnym będzie niezła akcja. Zayn na pewno nieźle wpierdoli temu gościowi co obmacywał Ness.
    Czekam na kolejny.
    lost-loveff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. O.o Kto to jest? Jasna cholera no ciekawie:)
    Super ten rozdzial nie mogłam się oderwać :)
    Pozdrawiam :) xx
    @Little_Sinner13

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem ci cos: udal ci się ten rozdział xD. Next :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak mogłaś skończyć znowu w takim momencie? ;/ Rozdział świetny i z niecierpliwością czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. ojjojjoj co ta Ness xD ciekawość mnie zżera kto to taki z nią tańczy hahha Olls :***

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja