„Podarowałaś mi coś, co nawet trudno nazwać. Poruszyłaś we mnie coś, o
istnieniu czego nawet nie wiedziałem. Jesteś i zawsze będziesz częścią mojego
życia. Zawsze.”
Zayn
-Malik, wychodzisz – te słowa były niczym objawienie.
Nareszcie, po trzech miesiącach siedzenia w mamrze, grania w karty z Sucre i
wdaniu się w kilka bójek, wychodzę na wolność.
Kiedy krata się otworzyła wyszedłem i w obecności strażnika
udałem się do miejsca, gdzie przed zamknięciem zabrali mój telefon, portfel
oraz gdzie miałem podpisać papierek potwierdzający moje wyjście.
Wysoka blondynka o zielonych oczach, ubrana w mundur podała
mi kartkę, na której machnąłem parafkę oraz przezroczystą folię, zawierającą
moje rzeczy osobiste. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było włączenie komórki,
żeby zadzwonić po Tomlinsona. Mój przyjaciel odebrał dopiero po drugim sygnale.
-Zayn? – zapytał niepewnie.
-Siema, stary – westchnąłem. Boże, jak ja dawno nie
rozmawiałem przez komórkę. –Przyjedziesz po mnie?
-Tsa, pewnie. Już jadę – po tych słowach się rozłączył.
Policjantka pozwoliła mi poczekać w środku, dlatego zacząłem
przeglądać wszystkie wiadomości. Było z jakieś dziesięć gróźb skierowanych pod
adresem Ness. Dwadzieścia SMSów od Blondyneczki,
w których pytała jak się bawię w Vegas, kiedy wracam, czy o niej zapomniałem.
Przysłała mi też kilka zdjęć. Dziwnie się czułem oglądając ją – w końcu od
ostatniego razu mięły dwa i pół miesiąca, a wówczas cholernie ją zraniłem.
Nagle urządzenie w moich dłoniach zawibrowało. Szybko
odczytałem wiadomość:
Od: Tommo
Wychodź, stary!!
Głośno wzdychając, wstałem i skierowałem się w kierunku
wyjścia. Od razu po przejściu progu, wiosenne powietrze buchnęło mi w twarz.
Mhm, tęskniłem za tym. W pace wychodziliśmy czasem na spacerniak, ale to nie
jest to samo co teraz, skoro tam byłeś otoczony wysokim murem. Pewnym siebie
krokiem wyszedłem przez bramę i wzrokiem odnalazłem tego cholernego japońskiego
Nissana, którego jakiś czas temu poprawiałem. Kutas dalej nim się wozi.
Stawiałem kolejne kroki, które zbliżały mnie do przyjaciela.
Szatyn ubrany w czerwoną bluzę z kapturem, czarne rurki i
Nike, opierał się nonszalancko o drzwi od strony pasażera, krzyżując ramiona na
torsie.
-Alladyn! – na
widok małego karzełka biegnącego w moją stronę szeroki uśmiech pojawił się na
mojej twarzy. Nim czterolatka dobiegła do mnie, przykucnąłem, aby złapać ją w
ramiona i mocno przytulić. Cholernie mocno cieszyłem się, że ją widzę.
–Tęskniłam za tobą! – zawołała, dusząc mnie.
-Ja za tobą też, Skrzacie.
Chodź – wziąłem ja na ręce, po czym wstałem i wreszcie doszedłem do Tomlinsona.
-Widać, że się tam nie nudziłeś – kiwnął na mnie brodą, na
co parsknąłem śmiechem. Fakt faktem trochę przypakowałem, ale tylko po to żeby
całkowicie nie oszaleć. –Witamy wśród normalnych
– wystawił dłoń, dlatego przybiłem z nim sztamę, a później zrobiliśmy
miśka. –Gdzie cie zawieźć? – uniósł brwi, całkiem poważny.
Wiedziałem co mu chodzi po głowie, ale nie byłem na to
gotowy. Nie z nim i Darcey. Wolałem sam odwiedzić Ness i jej wszystko
wytłumaczyć, po za tym ten gość z FBI, któremu pomogłem jeszcze nie złapał tego
socjopaty. Potrzebowaliśmy rozmowy z
Ness i doskonale o tym wiedziałem, ale nie byłem jeszcze na to gotowy. Muszę
przemyśleć co jej powiem, nie mogę iść na żywioł, bo wszystko spieprzę. To…
Zupełnie jakbym przygotowywał się na akcję – muszę opracować każdy szczegół,
żeby wszystko przebiegło po mojej myśli. Pragnąłem wyjawić wszystko Nesselii,
ale… Nie mogliśmy być razem, nie po tym co jej zrobiłem. Jestem w stu
procentach pewien, że mi nie wybaczy, a to w sumie i lepiej, ponieważ nikt jej
już nie skrzywdzi.
-Na naleśniki, tam jest naprawdę gówniane żarcie – odpowiedziałem
z grymasem, przypominając sobie tą obrzydliwą brukselkę.
-Taaak! Naleśniki! – wykrzyknęła Darcey, na co się
zaśmiałem.
-Warto było tam jechać, huh? – kiwnąłem głową na
przyjaciela, który przekładał właśnie fotelik dziecięcy na tylnie siedzenie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo, gdybyś tylko widział ten szał w
oczach Nessie… -westchnął, kręcąc głową z niedowierzaniem. –Po tym co zrobił
jej Stan, dziwiło mnie, że ma jeszcze tyle energii, żeby mnie zmieszać z gównem
– zaraz… Co?!
-Stan? – zapytałem, lekko zdezorientowany. –Co ten chuj
zrobił, Ness? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
-Zbił mamusię – szepnęła mi na ucho czterolatka. Moje
mięśnie się napięły, a wściekłość przejęła nade mną kontrolę, ale tylko na
moment, ponieważ zdołałem ja w sobie stłumić. Ostatnio jestem coraz bardziej
opanowany i nie biję wszystkich, którzy mnie wkurwiają.
-Zająłem się nim, stary – poklepał mnie po prawym ramieniu
Louis. –Wskakuj, księżniczko – postawiłem Skrzata
na ziemi, a szatynka zajęła swoje miejsce. Tommo przypiął ją pasem, a
później zajął swój fotel kierowcy, podczas gdy ja siadałem na stanowisku
pasażera.
Tomlinson jechał jak zwykle – jak sierota, ale nie mogłem mu
tego teraz powiedzieć, ponieważ wiózł mnie i Skrzata do Daisy, gdzie
mieliśmy wreszcie napełnić swoje brzuchy. Całą drogę, która zajęła nam jakieś
piętnaście minut, przegadaliśmy. Lou opowiadał co się działo w domu, u Ness, na
wyścigach… Byłem w szoku.
W kawiarni jak zawsze pachniało moim ulubionym daniem, a ten
zapach doprowadzał mnie do szaleństwa, prawie tak dużego jak perfumy Ness.
Zajęliśmy mój ulubiony stolik, a po chwili podeszła do nas Marisa.
-Cześć, Darcey – poczochrała czterolatce włosy. –Co dziś dla
ciebie?
-To co zawsze – z szerokim uśmiechem wzruszyła ramionami.
-Dwa razy i jeszcze czarną gorzką kawę – dodałem, a Parker z
niedowierzania pokręciła głową.
-Nieźle wyglądasz jak na uziemionego
– zmarszczyłem brwi i zaciekawiony spojrzałem na mojego przyjaciela, który
jedynie wzruszył ramionami.
Nie minęło dużo czasu, a dziewczyna Adama przyniosła dwa
talerze oraz kubek. Powoli żułem każdy kęs rozkoszując się tym przepysznym
smakiem, przy okazji udzielając odpowiedzi Tomlinsonowi na nurtujące go
pytania. Był strasznie wścibski i powoli zaczął mnie drażnić, gdy zaczął
wypytywać o mnie i Ness. To nie powinno go obchodzić chociażby z racji tego, że
dałem mu wolną rękę względem Donavan, a jeśli oboje dojdziemy do wniosku, żeby
spróbować jeszcze raz to chyba logiczne, iż go o tym powiadomię.
-Darcey, a co u Gabe’ a? – czterolatka nieco posmutniała,
dlatego zmarszczyłem brwi. Coś było nie tak. –Heej, Skrzacie wszystko gra? – z wydętą wargą pokiwała przecząco główką.
-Gabe mnie już nie lubi – pociągnęła noskiem niesamowicie
smutna, aż serce mi się ściskało, kiedy widziałem ją tak przygnębioną. Louis
natomiast wydawał się być przeszczęśliwy.
-Co zrobiłeś, Tomlinson? – warknąłem.
-Nie wiem o czym mówisz – wzruszył ramionami.
-Nie znam cie od wczoraj tylko od sześciu lat, co
powiedziałeś młodemu? – kolejne oskarżenie wypadło z moich ust. Byłem w stu
procentach pewien, że to była jego inicjatywa.
-A wiesz, że tatuś kupił mi dużo rzeczy, kiedy Gabe mnie
zostawił? – Darcey uśmiechnęła się delikatnie, dlatego z uniesionymi brwiami
przytaknąłem.
-Doprawdy? – przeniosłem swój wzrok na Tomlinsona. –Powiedz
chociaż jaki był powód, huh?
-Nie lubię tego gnojka, okay? – westchnął poirytowany. –Po
za tym moja księżniczka jest za młoda na randki.
-To jej kolega z przedszkola, idioto! – wybuchnąłem.
Czy jemu to sprawia przyjemność? Może to takie nowe hobby
Louisa? Najpierw uprzykrzał życie mi oraz Ness, a kiedy kulturalnie
wytłumaczyłem mu jak wygląda sprawa, wreszcie dał sobie spokój. Teraz uczepił
się tego niewinnego czterolatka, który cholernie lubi jego małą córeczkę. To
się powoli robi chore… Rozumiem, że boi się, iż ktoś może skrzywdzić Skrzata, ale na razie jedyną osobą,
która ją zasmuca jest sam Tomlinson – bo po co patrzeć na uśmiechnięte i
szczęśliwe dziecko, skoro można codziennie podziwiać je przygaszone?
-Skończyłeś?! Bo jeśli tak, to łaskawie nie ucz mnie jak
wychowywać moje dziecko! – wrzasnął na cały lokal, na co parsknąłem, kręcąc
głową z niedowierzania na boki. On całkowicie oszalał. Z impetem wstałem od
stolika, po czym rzuciłem banknot za zamówienie swoje i Darcey na blat.
Bez jakiegokolwiek słowa wyszedłem z lokalu. Szkoda, że to
były moje ostatnie pieniądze w portfelu i teraz czekała mnie piesza wędrówka do
domu. Spokojnym krokiem, dokładnie rozważając nad tym co powinienem powiedzieć
mojej Blondyneczce, a co
najważniejsze czy w ogóle mam do niej pójść. Stanęło na tym, że porozmawiam o
tym jeszcze z Danielle, aby mi doradziła.
Po równej godzinie – Jezu Przenajświętszy – nareszcie
przekroczyłem próg domu. Od razu do uszu dotarł głupi głos Spongeboba, po czym
wywnioskowałem, że Darcey i jej arcygenialny tatuś są już w willi. Olewając
kompletnie Louisa przeszedłem do kuchni, gdzie Matt skupiał się na kawałku
papieru.
-Co robisz? – zagaiłem, również dokładnie przyglądając się
kuzynowi.
-Och, siema, stary – otrząsnął się. Wstał i podszedł do mnie
przytulając. –Ja… Tak się zastanawiam – wzruszył ramionami. –Myślisz, że Liam
będzie miał córkę czy syna?
-Miejmy nadzieję, że nie będzie takim przewrażliwionym
tatuśkiem jak Tommo – mruknąłem, nalewając sobie kawy do kubka i powoli ją
pijąc. –Jestem pewien, że to będzie chłopczyk.
-Stawiam pięć kafli, że to będzie laleczka – wywróciłem
oczami. –Jak sprawy z Ness? – zapytał całkiem poważny, a ja nie mogłem się
powstrzymać od prychnięcia.
-Nie ma żadnych spraw – wzruszyłem ramionami. –Ona mnie nienawidzi, a do tego dążyłem.
Teraz pora zmierzyć się z konsekwencjami. Naważyłem piwa, to teraz muszę je
wypić.
-Powiedz jej prawdę, to mądra dziewczyna i na pewno zrozumie
twój motyw działań.
-Louis kręci z Ness? – zapytałem prosto z mostu, jakież było
moje zdziwienie i radość, kiedy Anderson pokiwał przecząco głową. –Matt powiedz
mi, co Stan zrobił Ness? – mulat westchnął głośno, drapiąc się lekko
zakłopotany w kark.
-Z tego co opowiadał Louis… Chciał jej wpakować kulkę w łeb
i kilka razy uderzył – zacisnąłem mocno powieki, a później pod wpływem emocji,
które mną w tej chwili targały cisnąłem moim ulubionym kubkiem w stronę ściany.
Naczynie roztrzaskało się na drobne kawałeczki. –Nie zostawisz tego, c’ nie?
-Wiesz, gdzie może być Ness?
-Na lodowisku? – odpowiedział pytaniem na pytanie. –Zawsze chodziła
na łyżwy, kiedy była zła, a nieźle pożarła się z Louisem o Darcey –
przytaknąłem, a później w ramach podziękowania poklepałem go po plecach. Już
miałem wychodzić, ale zatrzymał mnie jeszcze głos Matta. –Jutro przyjeżdża twój
brat – przytaknąłem, a później udałem się do garażu.
Z haczyka zdjąłem klucz do mojego Bugatti i obrałem kierunek
na halę sportową, którą prowadziła Valerie. Cała trasa zajęła mi niecałe
dziesięć minut. Zaparkowałem swój samochód, a później wysiadłem, zamykając go i
wchodząc do budynku. Pech chciał, że już w progu wpadłem na Donie. Boże,
błogosław…
-Malik – pisnęła uradowana, posyłając mi szeroki uśmiech.
–Słyszałam, że zerwałeś z tą swoją dziewczyną, więc może…
-Nie mam czasu – szybko ją spławiłem oraz wyminąłem wchodząc
na trybuny. Podszedłem bliżej barierki, o którą się oparłem i obserwowałem
matkę Nesselii oraz jakieś dwie laski trenujące pod jej czujnym okiem.
Dziewczyny były naprawdę dobre, ale zapewne moja Blondyneczka biła je obie na głowę.
Nigdzie jednak jej nie było i to zaczęło mnie cholernie niepokoić.
-Pani Donavan! –zawołałem, zwracając na swoją osobę nie
tylko uwagę kobiety, ale również jej uczennic. Valerie pewnym krokiem podeszła
do mnie, a jej mina wyrażała istną wściekłość.
-Nie wiem co nagadałeś Nesselii, gnojku, ale ma wrócić do
jazdy – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Okay, nie za bardzo rozumiem o co
chodzi. Nie było mnie trzy miesiące i widzę, że sporo mnie ominęło. Muszę to
wszystko nadrobić.
-Zrezygnowała? – zdziwiłem się, unosząc brwi na panią Donavan,
która z kolei swoje zmarszczyła. –Ale czemu, myślałem, że to kocha.
-Zaraz… -wskazała na mnie palcem. –To nie twoja sprawka? –
powoli pokiwałem głową na boki. Niby jakbym miał to zrobić, skoro jeszcze nawet
jej nie widziałem!
-Dopiero dzisiaj wróciłem – wzruszyłem barkami. –Nie było
mnie trzy miesiące.
-Co w takim razie, do cholery w nią wstąpiło? – szepnęła
prawdopodobnie do siebie.
-Gdzie teraz może być?
-Nie mam pojęcia – ton matki Ness zmienił się diametralnie,
znowu mnie lubiła, a cała nienawiść ustąpiła miejsca zmartwieniu. Ja też
kurewsko się martwiłem o jej nieco walniętą córkę, ale przecież ją kocham, tak?
To logiczne, że czuję się za nią odpowiedzialny zważywszy na fakt, iż całkiem
niewykluczone, że to moja wina. –Ostatnio z Nesselą nie dzieje się najlepiej –
westchnęła.
-Co ma pani na myśli mówiąc, że nie dzieje się z nią najlepiej?
-Odcięła się od nas – powiedziała bez owijania w bawełnę.
–Odepchnęła mnie od siebie, ale nie mam jej tego za złe, bo nie poświęcałam jej
zbyt dużo czasu, gdy była młodsza… Ale
odcięła się również od Adama i George’ a.
-Pogadam z nią – o ile
ją znajdę. Kobieta przytaknęła, a ja równie szybko jak przyszedłem tak
szybko wyszedłem.
Kolejnym punktem, który musiałem dziś koniecznie odwiedzić
było muzeum Adasia.
Po wejściu do budynku dostrzegłem, że znajduje się tutaj
coraz więcej prac młodych artystów, ponadto było kilka zwiedzających. Nie przystałem
nawet na moment, tylko od razu ruszyłem do gabinetu Donavana. Zatrzymałem się
przed dużymi brązowymi drzwiami, na których wisiała pozłacana plakietka „A. Donavan” i kulturalnie zapukałem.
-Proszę! – po usłyszeniu pozwolenia, nacisnąłem klamkę i
przekroczyłem próg. –Zayn – powiedział jakby zobaczył ducha. –Cześć – po chwili
jednak się ogarnął, po czym wstał oraz podszedł do mnie i przybił sztamę,
klepiąc mnie po przyjacielsku w plecy. –Jak tam?
-Co to za akcja z Ness, Adam?
-Weź… Lepiej usiądź, bo to trochę zajmie – westchnął
zrezygnowany i usiadł na swoim fotelu, dlatego zająłem miejsce naprzeciwko.
-Więc… - ponagliłem.
-Więc… Na początku powinieneś dostać po ryju, bo przez
ciebie miała ataki paniki…
-Ness nie ma takich ataków – pewny swojego pokiwałem głową
na boki chcąc dać mu do zrozumienia, że nie ma w tej kwestii racji.
-Ma i na domiar złego nie chce się leczyć, przez ciebie –
wywróciłem oczami. –Tomlinson wykańcza ją psychicznie…
-To nie jest żadna nowość, przejdź do konkretów i powiedz,
czemu się do ciebie nie odzywa? – szatyn spuścił głowę, oblizując wargi, a
później znowu na mnie spojrzał.
-Masz siostrę? – zmarszczyłem brwi, ale niepewnie
przytaknąłem nie wiedząc, do czego to wszystko zmierza. Ilekroć słyszę słowo siostra mam przed oczami Mię. –Pamiętasz
jak Ness wkurzała się o to jak reagowałem na fakt, że z nią kręcisz – znów potrząsnąłem
pionowo głową. –Ja… To moja siostra i cholernie się o nią martwię. To chyba
logiczne, że chcę ją chronić, nie? – tsa, nawet nie wiesz jak bardzo cie
rozumiem… -Ness ma dziewiętnaście lat, a zachowuje się jak małolata, która
przechodzi okres buntu. Wiesz, o co mi chodzi?
-Wiem doskonale, moja siostra też miała taką fazę –
mruknąłem, ale niestety to usłyszał.
-Ale z tego wyrosła, a Ness…
-Mia nie żyje – jego usta rozdziawiły się na kształt litery O. –Nie
chcę o tym gadać, ale mogę ci obiecać, że będę opiekował się twoją siostrą, bo
ją kocham.
-Wiesz, że jesteś moim najlepszym przyjacielem, nie? –
parsknąłem kpiącym śmiechem.
-Tsa, przecież innych kumpli nie masz – uniosłem barki, a
później kolejny raz przybiłem z nim sztamę.
-Malik? – zapytał niepewnie, na co kiwnąłem na niego głową,
żeby mówił dalej. –Czemu Mia umarła? – spuściłem głowę. Nie lubię o tym
rozmawiać. Przechodziłem przez setki godzin terapii, zdawałem raport policji i
szczerze powiedziawszy… To było nawet gorsze niż pogrzeb mojej bliźniaczki.
Cały czas przechodzić przez to samo, powtarzać to samo… Nie miałem już do tego
sił.
-Bo poszedłem na imprezę zamiast jej pilnować. Bo nie
pozwoliłem jej wyjść na jebaną randkę z tym kutasem. Bo się spóźniłem. Bo w
jebanym motorze skończyło się paliwo. Bo jej jebany bliźniak wolał jej grozić,
niż zaproponować wspólne wyjście na domówkę. Bo nie chciałem, żeby powiedziała
wszystkim w domu, że mam dziewczynę. Bo jestem jebanym egoistą – zacisnąłem
mocno powieki, chcąc w ten sposób jakoś wyeliminować te traumatyczne
wspomnienia, które jak na złość, nie chcą wcale zniknąć.
-Nie chciałem…
-Muszę żyć ze świadomością, że zabiłem dziewczynę, która
znała mnie jeszcze przed rodzicami – westchnąłem.-Muszę spadać i znaleźć Ness –
przytaknął.
-Powodzenia, stary – zrobiliśmy miśka, a później wyszedłem i
pojechałem do domu.
Było już około dziewiątej – tsa, zagadaliśmy się z
Donavanem.
W salonie Danielle razem z Liamem oglądali jakąś durną
komedię romantyczną, a mnie zrobiło się źle. Byłem na nich wkurwiony, bo… Też
chciałem przytulać się z Ness na sofie i marudzić jaki to ten film jest denny.
Bez najmniejszego hałasu przemknąłem do swojego pokoju, po
drodze zahaczając o sypialnię Tomlinsona, gdzie spał razem z Darcey. Będąc już
u siebie załapałem za laptopa tylko po to, żeby namierzyć telefon Ness –
wszystkie pomysły na znalezienie jej diabli wzięli, więc… Nie miałem wyboru.
Chciałem z nią porozmawiać… Musiałem to zrobić. Podczas, gdy satelita – jutro
będę martwił się konsekwencjami tego, że włamałem się do amerykańskich tajnych
informacji NASA – szukała mojej Blondyneczki
poszedłem wziąć prysznic i ubrać się w bardziej eleganckie ciuchy niż dres.
Ułożyłem włosy, a kiedy wróciłem dane już były. Ness była w klubie Plum, dlatego niezwłocznie tam
pojechałem.
Nie było łatwo dostać się do środka i ponad godzinę
spędziłem w kolejce, aż w końcu się wkurwiłem i dałem w łapę bramkarzowi.
Lokal był cholernie zatłoczony, ale prawdopodobnie miało to
związek z darmowym wejściem dla pań. Przedzierałem się przez spoconych ludzi,
który wywijali na parkiecie, aż dotarłem do baru. Stanąłem pomiędzy dwoma
krzesłami barowymi, na których siedziały laski i pochyliłem się nad blatem
wołając barmana.
-Co dla ciebie? – chłopak starał się przekrzyczeć głośną
muzykę.
-Szukam dziewczyny – oznajmiłem, a te dwie złapały za moje
ramiona piszcząc, że już znalazłem. Zignorowałem je, ponieważ były już nieźle
wystawione – nawet nie spojrzałem na nie, bo nie były tą, której szukałem.
–Widziałeś niewysoką blondynę, o jasnobrązowych oczach? Prawdopodobnie jest już
pijana i zostawiła u ciebie torebkę – wytłumaczyłem, a on przez chwilę się
zastanawiał.
-Mam tylko torebkę Ness, ale mówiła, że…
-Pokłóciliśmy się – wtrąciłem wiedząc, co zamierza
powiedzieć. –Nie wiesz, gdzie ją znajdę? –zalała mnie kolejna fala wkurwienia
na Donavan. Dlaczego wybrała właśnie ten klub?! Czemu przyszła do lokalu, który
słynie z seksu w kiblach?! To była najgłupsza opcja, jaką dane jej było wybrać,
a jednak to zrobiła.
-Powiedziała, że idzie tańczyć – wzruszył ramionami. –Jakiś
gość się do niej podwalał – dodał, kiedy podawał mi czarną kopertówkę.
-Dzięki, stary, jestem twoim dłużnikiem – przybiliśmy
sztamę, a później – ku mojemu niezadowoleniu i wielkiej niechęci – znowu
przemierzałem pijany, zaćpany i spocony tłum tancerzy. W oczy rzuciła mi się
rudowłosa znajoma Ness, która również jeździ na łyżwach, dlatego złapałem za
jej bark. –Gdzie Ness?! – zawołałem do jej ucha, ale wzruszyła tylko ramionami.
Chryste, co z tymi babami?! Chleją więcej niż faceci! Ruszyłem na dalsze
poszukiwania, aż w reszcie stanąłem przed moją Blondyneczką, obmacywaną przez skurwiela… Nie takiego zwykłego.
Znałem go doskonale i miałem ochotę wpakować pięść w jego zadowolony ryj…
_________________________________
Liczę, że wam się ten rozdział spodoba - może nie jest jakiś najlepszy, ale lubię go i mam nadzieję, że również spodoba wam się jego prostota.
Na dzisiaj to tyle, do następnej niedzieli, miśki ;**
Rozdział cudowny: )
OdpowiedzUsuńMalik znowu w akcji! :D Nareszcie wyszedł z tego pierdla.
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że w następnym będzie niezła akcja. Zayn na pewno nieźle wpierdoli temu gościowi co obmacywał Ness.
Czekam na kolejny.
lost-loveff.blogspot.com
O.o Kto to jest? Jasna cholera no ciekawie:)
OdpowiedzUsuńSuper ten rozdzial nie mogłam się oderwać :)
Pozdrawiam :) xx
@Little_Sinner13
czyżby Stan?
OdpowiedzUsuńPowiem ci cos: udal ci się ten rozdział xD. Next :3
OdpowiedzUsuńJak mogłaś skończyć znowu w takim momencie? ;/ Rozdział świetny i z niecierpliwością czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńojjojjoj co ta Ness xD ciekawość mnie zżera kto to taki z nią tańczy hahha Olls :***
OdpowiedzUsuń