niedziela, 14 czerwca 2015

V. I Want You To Know




„Nie widziałam Cię od miesięcy. I nic. Jestem może bledsza, trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca. Lecz widać można żyć bez powietrza.”


Ness

Odurzona przez cholernie duże ilości alkoholu, który teraz wręcz rozsadzał moje żyły pokładem energii, wywijałam tyłkiem na wszystkie strony razem z moimi przyjaciółkami Zoey i Ronie w najlepszym klubie w Londynie. To było niczym trans – musiałam tańczyć, musiałam uzupełniać płyny w moim organizmie diabelsko drogimi drinkami i od czasu do czasu przelizać się z jakimś napaleńcem. Czułam się jakbym wzięła ekstazy, ale… Wbrew pozorom niczego nie brałam. Byłam po prostu pijana… I szczęśliwa. Nie martwiłam się tym co wydarzyło się wśród ostatnich kilkunastu godzin…
Rano obudził mnie Dingo liżąc po policzku oraz Darcey skacząca po łóżku niczym mała małpka. Niechętnie uniosłam powieki, aby spojrzeć na tę dwójkę łobuzów… A raczej jednego łobuza i wielkiego bernardyna, który biegając po mieszkaniu przewracał niektóre rzeczy.
-To już dzisiaj, mamusiu! – piszczała, zadowolona, ale nie wiedziałam jaki był powód jej radości. Jest piątek, ale to jeszcze nie powód, żeby tak cieszyć się weekendem. Trzeba jeszcze przeżyć szkołę, dopiero później można dawać upust euforii. –Dziś wraca Zayn! – moje serce na chwilę się zatrzymało.
Gwałtownie poderwałam się z materaca i pobiegłam do kuchni, aby sprawdzić kalendarz. Faktycznie! To dzisiejszego dnia Malik wychodzi z więzienia…
-Mamo, mamo, a pójdziemy do niego?
-A może wybierzemy się na wycieczkę, huh? – przykucnęłam przed czterolatką, łapiąc za jej barki i wymuszając uśmiech. –Pojedziemy na wakacje, spakujemy wszystko i zamieszkamy w Paryżu, albo Madrycie – wzruszyłam ramionami.
-A tata zamieszka z nami? – pokiwałam przecząco głową. –A Alladyn? – znowu zrobiłam ten sam gest. –A Adaś, babcia i dziadek?
-Tylko ty i ja.
-A Dingo?
-Jego możemy zabrać- zmarszczyłam nos, na co szatynka głośno zachichotała. –Ale pamiętaj, że to tajemnica – wystawiłam w jej kierunku malutki paluszek, który ujęła swoim.
-Tajemnica, tajemnica! – zaśpiewała.
Po naszykowaniu śniadania Darcey, poszłam wziąć szybki prysznic i doprowadziłam się do stanu użytkowego. Dziś ubrałam jeansy, które o dziwo spadały mi z tyłka… Nie przejęłam się tym, tylko przeciągnęłam przez szlufki pasek. Przez głowę przełożyłam biały sweterek, a później rozczesałam włosy i pomalowałam się.
Gdy wróciłam do salonu w pośpiechu włączyłam drukarkę oraz laptopa i zaczęłam drukować pismo, nad którym pracowałam całą noc. Miała to być mowa obronna w sprawie klienta, który został oskarżony o zabójstwo. Generalnie chodziło o to, że gość został wrobiony i przesiedział w więzieniu dziesięć lat, ale w sprawie pojawiły nowe dowody oraz świadkowie, dlatego znów była w toku. Musieliśmy jeszcze napisać mowę końcową, ale to już na następny tydzień.
-Chodź, ubiorę cie – wystawiłam dłoń w kierunku córki, która ochoczo ją ujęła. Czterolatka prowadziła mnie do swojego pokoju.
-Chcę tą czapkę, co mi tatuś kupił – zaznaczyła na wstępie, dlatego zgodnie z zachcianką mojej córki podałam jej czarną beanię z napisem „Stay cute” – kupił jej tą czapkę, bo pokłóciła się Gabe’ m, do tego Darcey dostała od swojego „ukochanego tatusia” wielkiego misia… O! I zabrał ją do wesołego miasteczka oraz na naleśniki do Daisy.
Z szafy wyjęłam granatową bluzę wkładaną przez głowę z dużym czerwony A na przedzie oraz popielate spodnie z dresu. Pomogłam się ubrać szatynce, a później rozczesałam jej włosy, na które od razu wciągnęła czapkę.
-Dobra, lecimy, bo się spóźnisz – sprawnie ubrałyśmy kurtki, buty oraz zabrałyśmy torebki, a ja dodatkowo swoje prace.
Powolnym krokiem odprowadziłam córkę do przedszkola i pożegnałam się z nią całując w czoło oraz przytulając. Piechotą, paląc papierosa szłam w stronę uniwersytetu. Po drodze wstąpiłam jeszcze po Daisy, gdzie Marisa zrobiła dla mnie kawę, bez której ostatnimi czasy nie potrafię żyć.
To logiczne, że zaczęłam się staczać. Potrafię wypalić paczkę papierosów dziennie. Wieczorem, gdy Darcey już smacznie śpi popijam czerwone wino, oglądając horrory i cieszę się głupotą oraz niefartem osób, które giną. Kłócę się z Tomlinsonem w sprawie wychowania naszej córki, a z Adamem nie rozmawiałam od dwóch miesięcy – od czasu kiedy powiedział, żebym przestała zachowywać się jak rozkapryszona gówniara, która przeżywa rozstanie z dziwkarzem jakby to był koniec świata oraz gdy dowiedział się, że nie chodzę na terapię. Życie mi się pieprzy, a raczej już spieprzyło. Wielka szkoda, że wcale mnie to nie rusza. Chyba wyzbyłam się uczuć, albo po prostu po mistrzowsku je maskuję przed moimi bliskimi oraz samą sobą.
W klasie usiadłam na samym tyle , gdzie rozłożyłam laptopa i zajęłam się pisaniem mowy końcowej na poniedziałkowe zajęcia. Miałam całkowicie wydmuchane na to czy ten stary zboczeniec mnie upomni czy nie… To i tak nie zmieni faktu, że typ gapi mi się na cycki, tyłek, a raz próbował się do mnie dobrać, kiedy zostałam po wykładzie, aby doradzić się w sprawie mojego eseju… Kopnęłam go. Kolanem. W krocze. Chyba go bolało. Powiedział: „Kurwa, moje jaja”. Nieważne…
-Siemasz, piękna – poczułam dłoń na swoim udzie niedaleko krocza.
-Max – wycedziłam przez zaciśnięte zęby będąc bliska wybuchu. –Nie musisz mnie obmacywać i psuć mi humoru w piątek – spojrzałam na niego ze sztucznym uśmiechem.
-Schowaj pazurki, kicia – udał, że jego dłoń to łapa i drasnął powietrze. –Jakie plany na weekend?
-Zero ciebie i duuużo mnie –westchnęłam, wracając do bardziej pożyteczniejszego zajęcia, niż patrzenie na jego radosną twarz. Wkurzają mnie uśmiechnięci ludzie.
-Idę dziś do klubu…
-Nie potrzebuję tego wiedzieć, Maxi – wydęłam dolną wargę i pokiwałam przecząco głową. Co za cholernie irytujący człowiek! Sprowadził się jakiś miesiąc temu z… Prawdopodobnie Manchesteru – nie wiem, nie interesuje mnie to . Denerwuje mnie tym narzucaniem się – gdybym była zainteresowana, to bym chyba jakoś to okazała, prawda?!
-Chodź ze mną.
-Heh –zachichotałam pod nosem z jego wytrwałości. To takie… Rozkoszne. –Duuużo mnie – wymruczałam szeptem. –Daj mi spokój, okay? Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż odprawianie cie cały czas z kwitkiem, to męczące – uniósł ręce w geście obronnym i do końca zajęć nie odzywał się do mnie, za co byłam mu naprawdę wdzięczna.
Kiedy skończyłam pisać zaczęły się wykłady z anglistyki, podczas których oglądałam oferty mieszkań w Paryżu. Nie zamierzam tutaj zostawać, nie chcę wpaść na Zayna, gdy będę odbierała Darcey. Nie chcę patrzeć na jego zdradziecką twarz, bo… Ilekroć patrzę na nasze zdjęcie… Kiedy o nim myślę… Trafia mnie istna kurwica, bo nadal dupka kocham. Do diabła z tymi facetami!
O drugiej odebrałam córkę z przedszkola i poszłyśmy do domu spakować się. Wszystko był pięknie. Było wręcz zajebiście… Dopóki nie przypałętał się Louis. Całkiem zapomniałam, że miał przywieźć misia Darcey.
Szatyn był w szoku… Wielkim szoku!
-Co ty robisz, Nessie? – zapytał niby spokojnie, ale w oczach miał furię. Wystarczyła tylko iskra, żeby odpalić jego lont opanowania, który w kilka sekund by eksplodował.
-Nic, sprzątam – powiedziałam pierwsze co ślina przyniosła mi na język.
-Darcey, chodź – nie licząc się z tym, że właśnie miałam ją na rękach, po prostu szarpnął i ją zabrał, odnosząc do pokoju. Po chwili wrócił, a jego świątynia spokoju została zburzona. Teraz rozpętało się Tornado Tomlinsona! –Co ty, do kurwy znowu wymyśliłaś?! – wrzasnął.
-Się domyśl, geniuszu! Myślisz, że będę tutaj spokojnie siedzieć , bawić się w szczęśliwą rodzinkę i patrzeć na Zayna, który sprowadza ci do domu tanie zdziry?! Mam swoją godność, Louis!
-Miej sobie co tam chcesz, ale nie wywieziesz nigdzie mojej córki! - wrzeszczał na mnie, a ja na niego, całkowicie zapominając, że za ścianą bawi się nasze dziecko, które wszystko słyszy.
-Jeszcze zobaczymy – warknęłam, dopinając zamek podręcznej torby podróżnej.
-Spróbuj – wycedził przez zaciśnięte zęby, ale zignorowałam go i zwyczajnie wywróciłam oczami, przechodząc do swojej sypialni. –Zabierz Darcey na lotnisko, a skończysz w sądzie i gwarantuję, że będziesz sama potrzebowała adwokata, bo wniosę o odebranie ci praw rodzicielskich – głos Tomlinsona był poważny, nieznoszący sprzeciwu i odbijał mi się echem w głowie. Nie może tego zrobić!
-Chcesz iść do sądu?!- parsknęłam śmiechem. –Ty jesteś po prostu śmieszny, Louis! Jak myślisz, przyznają prawa ojcowskie gościowi, który zna swoje dziecko od trzech miesięcy, jest przestępcą, który cudem uniknął pięćdziesięciu lat w mamrze, bierze udział w nielegalnych wyścigach i walkach oraz nadużywa alkoholu, czy może studentce, która samotnie radzi sobie od czterech lat?! – wrzasnęłam sfrustrowana, rzucając pierwszą złapaną w rękę rzeczą w jego rozwścieczoną mordę. Nigdy nie zabierze mi Darcey. Chce iść do sądu? Proszę bardzo, ale gwarantuję, że nie zobaczy mojej córki do końca życia!
-Chciałaś powiedzieć studentce, która ostatnio chleje więcej ode mnie, ledwo oddaje na czas eseje i zaniedbuje własne dziecko! A skoro ja nie dostanę praw i ty ich nie dostaniesz, zgadnij gdzie trafi nasza córka? – dodał ciszej. Czułam się jakby zdzielił mnie deską w twarz. Miał rację… Ten kutas miał absolutną rację, a ja zachowałam się bezmyślnie. –Wiesz co teraz możesz zrobić? – nie czekał na moją reakcję, chciał tylko ze mnie zadrwić. –Idź się najebać, a ja zajmę się Darcey – wyszedł z mojej sypialni trzaskając drzwiami, tak jak po niespełna kilkunastu minutach tymi głównymi.
Pobiegłam do pokoju mojego Skrzata, ale nigdzie go nie było. Mówił prawdę… Zabrał ją i nawet nie fatygował się, żeby zabrać jakiekolwiek rzeczy. Zachował się jak złodziej – zabrał mój najcenniejszy skarb i zniknął…
Opadłam na podłogę, chowając twarz w dłoniach. Nie wyłam tak od dobrego miesiąca, jak pokłóciłam się z Adasiem. Nagle trącił mnie łbem Dingo, do którego bez namysłu się przytuliłam. Wbrew pozorom nie chciałam mieć psa, ale teraz nie mogłam bez niego żyć. Kiedy płakałam on kładł się obok mnie, to tak jakby… Zastępował mi Adama i… Zayna. Pilnował mnie i Darcey.
Po godzinie szlochu wreszcie wzięłam się w garść. Poszłam do łazienki, gdzie wytarłam ślady po rozmazanym tuszu, a później ubrałam się i zabrałam Dingo na spacer. Potrzebowałam załatwić jeszcze jedną sprawę, która nie dawała mi spokoju od kilkudziesięciu dni.
Szliśmy w stronę lodowiska, gdzie właśnie odbywał się trening tych wrednych czternastolatek. Weszłam z psem do hali i zostawiłam go spuszczonego pod opieką nowego pracownika Nico – Ethan i Aiden zwolnili się, po incydencie z Malikiem pod szpitalem. Wkroczyłam pewnym krokiem na taflę natrafiając na groźny wzrok mamy, ale w tej chwili… Bądźmy szczerzy ostatnio nic mnie nie interesuje poza oczywiście Darcey – dla niej staram się najbardziej.
-Nessela, co mówiłam o wchodzeniu na lód w butach.
-I kto to mówi, huh? – prychnęłam, patrząc na jej obuwie. Cóż sądzę, że te adidasy też nie przejdą tego testu.
-Nie bądź bezczelna – warknęła. –Od dwóch miesięcy jesteś straszną…
-Zdzirą – uśmiechnęłam się lekko.
-Między innymi – z powagą przytaknęła. –Gdzie, do cholery jest Zayn? – nawet ojca trapiło to pytanie. Na całe szczęście Adam milczał. Wszyscy byli ciekawi co się stało z moim idealnym chłopakiem. Ponadto Valerie była wściekła, gdy dowiedziała się, że ojcem Darcey jest Louis. Ona go po prostu z całego serca nienawidziła.
-Nie chcę już jeździć na łyżwach – wypaliłam.
-Coś ty powiedziała?!
-To co słyszysz. Rezygnuję. Z. Łyżwiarstwa. Na. Zawsze. –odwróciłam się na pięcie i opuściłam lodowisko, po drodze wpadłam jednak na moje koleżanki Ronie i Zoey.
Porozmawiałyśmy chwilę, po czym umówiłyśmy się do Plum – najdroższym, najlepszym i najbardziej czadowym klubie w Londynie na ósmą dziś wieczorem.
Była godzina piąta, gdy wróciłam do domu, dlatego powoli zaczęłam się przygotowywać do wyjścia. Wzięłam cholernie długą kąpiel z pianą, a później owinięta w ręcznik, zabrałam suszarkę, prostownicę oraz szczotkę, z którymi udałam się do sypialni i usiadłam przed toaletką. Po wysuszeniu i wyprostowaniu włosów, zajęłam się makijażem. Postanowiłam zaszaleć z sukienką, dlatego zrobiłam sobie łagodny makijaż. Z garderoby wyjęłam białą luźną i krótką sukienkę.
Równo o dwudziestej dostałam wiadomość, że dziewczyny już czekają w taksówce pod moim blokiem. Szybko ubrałam czarną skórzaną ramoneskę, a z blatu zgarnęłam kopertówkę z kartą kredytową, kluczami z domu oraz telefonem. Ściskając w drugiej dłoni parę najlepszych szpilek, zbiegłam po schodach. Wsiadłam do samochodu cmokając dziewczyny w policzki. Ubrałam buty.
Całą drogę do klubu przegadałyśmy, a kiedy weszliśmy do lokalu – kuzyn Zoey jest tutaj bramkarzem – poniosła nas impreza…
Przechyliłam szklankę z czystą whisky pijąc jednym chlustem, a moje gardło opuściło głośnie: Mniam! Nie kontrolowałam siebie, dlatego robiłam wszystkie te głupie rzeczy, które przyszły mi do głowy.
-Dzięki… Rey – wybełkotałam.
-Jestem Ben! – zawołał z szerokim uśmiechem na ustach. Przez tą głośną muzykę nie słyszałam go zbyt dobrze, ale… I tak gapiłam się od dobrych piętnastu minut na jego zgrabny tyłeczek, a jak już do mnie mówił to całą uwagę skupiałam na tych seksownych wargach. –Proszę! – postawił przede mną szklankę z bezbarwną cieczą. –Na koszt firmy!
-Wódka?! – przeszczęśliwa uniosłam na niego brwi, ale Rey w odpowiedzi tylko donośnie się zaśmiał.
-Woda, Ness! Jesteś schlana w trzy dupy! 
-To nie prawda, Rey! – wybuchłam głośnym śmiechem.
-Ben! – poprawił mnie.
-Kim, do cholery jest Rey?!
-Może chodzi o Ryana, bramkarza?!
-Och, tak! – zaklaskałam ucieszona w dłonie. –Zatańcz ze mną, Rey! – spuścił głowę, którą potrząsnął z niedowierzania.
-Ben! – poprawił mnie kolejny raz. –Jestem w pracy!
-Noo, kogo moje piękne oczy widzą – te perfumy… Chciało mi się zwymiotować. Po co on tutaj przyszedł?! –Nessela Donavan, mówiłaś, że masz na dziś plany – obleśna dłoń Maxa zaczęła wędrówkę od mojego kolana w górę.
Może byłam pijana, ale ten kolej budził we mnie taką samą odrazę jak na co dzień, gdy w moim organizmie nie ma żadnych promili.     
-Idę tańczyć, Rey! – dopiłam pić wodę i odstawiłam literatkę z hukiem na ladę baru. Z gracją – co o dziwo po pijaku było możliwe – zeskoczyłam  z cholernie wysokiego krzesła barowego i podreptałam z lekką trudnością utrzymując równowagą na parkiet, gdzie moje przyjaciółki tańczyły w najlepsze.
To była chyba najlepsza impreza na jakiej kiedykolwiek byłam. Cieszyłam się, że tutaj przyszłyśmy i zapomniałam o głupim Louisie, który chce zabrać mi dziecko, rozwścieczonej mamie, obrażonym Adamie, tacie, który był przygnębiony moim stanem, a co w tym wszystkim najlepsze i oczywiście najważniejsze – zapomniałam, że mój były chłopak wychodzi dziś z więzienia. To była wymarzona noc, czułam się taka wolna… Nie musiałam się martwić o nic. Mogłam zaszaleć! I… Zrobiłam to – straciłam kontrolę i cholernie mi się to podobało! Miałam w nosie fakt, że mogę wylądować z jakimś gościem w toalecie na szybkim numerku lub obudzić się w nieznanym mi miejscu! Przecież nie mam nic do stracenia! Jestem samotna, ojciec mojego dziecka chce mi odebrać prawa, straciłam sens życia jakim było łyżwiarstwo oraz rodzinę… Nie miałam niczego, co mogłoby mnie sprowadzić na ziemię. Nie maiłam kotwicy, która wyznaczałaby mi granicę między dobrą zabawą, a przesadą. Było po prostu… Dobrze!
Tańczyłam z Zoey, ponieważ… Ta druga ruda zdzira kogoś wyrwała i właśnie leciała z nim w ślinkę. Nie pamiętam nawet jej imienia, ale wiem, że ją znam i… To mi w zupełności wystarcza.
Poczułam ręce oplatające mój brzuch, a później mokry pocałunek na szyi, dlatego niekontrolowanie mruknęłam z zadowolenia. Nie potrzebowałam się długo zastanawiać – wcale się nie zastanawiałam, ponieważ alkohol zrobił to za mnie – żeby zacząć ocierać się pupą o jego krocze. Duże dłonie podwijały lekko moją sukienkę, ale heej! Wszyscy byli pijani i nikt tego nie zauważył! Uniosłam swoje ręce na wysokość głowy tylko po to, żeby przeczesać do tyłu mokre od potu włosy, które kleiły mi się do policzków i wpadały do oczu. Koleś znowu zaczął lizać moją szyję, a ja się mu poddawałam, aż do momentu, gdy… 
__________________________________________
Cholera, uwielbiam ten rozdział ♥ jest... Dobry. Cieszę się, że taki mi wyszedł i jestem dumna z siebie, że napisałam takie cudo - tsa, muszę przestać, bo popadnę w samozachwyt, hahahahahaha... 
Postanowiłam trochę przyśpieszyć akcję, bo byłoby zbyt dużo rozdziałów, a tak będzie ich prawdopodobnie tyle ile w części pierwszej. 
Zamówiłam już zwiastun drugiej części, ale na razie nie wiem kiedy będzie gotowy, więc czekam wytrwale - już nie mogę się doczekać, jestem mega podekscytowana. 
W zakładce bohaterowie pojawiły się nowe postaci!!
Są już wszyscy - rodzeństwo Zayna, jego i Ness rodzice, przyjaciel z dzieciństwa Zayna - Ryan (nie wiem czy pamiętacie, ale pojawił się w retrospekcji - pojawi się w nieco późniejszych rozdziałach), oraz czwórka tajemniczych postaci, które poznacie już wkrótce, och ponadto jest też Max!! 
Miłej niedzieli, miśki ;** 

9 komentarzy:

  1. Osz kurde. Ten rozdział jest mega genialny! :D
    Ness zachowuje się jak nieodpowiedzialna gówniara, a Lou serio może odebrać jej Darcey. On jest zdolny do wszystkiego, co mi się wcale nie podoba. W końcu odkąd się o niej dowiedział stara się być dobrym ojcem.
    Kobieto, po prostu rozwaliłaś mnie tym rozdziałem i tą końcówką.
    Jestem ciekawa co będzie dalej :)
    Pozdrawiam, Cynical Caroline.
    lost-loveff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś skończyć w takim momencie!
    Rozdział cudowny jak zwykle<3 Czekam na niecierpliwie na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział świetny , niedawno zaczęłam czytać i bardzo mi się podoba pozdrawiam i dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski! Jak mogłaś skończyć w takim momencie?! Kocham ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdzie do cholery jest Malik!? No kurwa!

    OdpowiedzUsuń
  6. Woooooooooooow, dawać mi szybko kolejny rozdział , plllllllllliiiiiissssssss :D

    OdpowiedzUsuń
  7. W takim momencie skończyć???!! Rozdział jak zawsze świetny :D Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny! nie mogę się doczekać następnego :))

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja