"ZANIM ZACZNIESZ CZYTAĆ"
Na dole zamieszona jest ważna informacja, dlatego proszę o przeczytanie jej.
__________________________________________
„Nie szukaj ideału, bo
ideałów nie ma. Znajdź kogoś, kto zdenerwuje Cię jak nikt inny. Kogoś, czyj
dotyk sprawi, że odlecisz do innego świata. Kogoś, przy kim nie będziesz
chciała nikogo udawać.”
Ness
Od mojego pocałunku z Jeremy’ m
minęło siedem dni. Przez równy tydzień nie odzywaliśmy się do siebie, ponieważ
odcięłam się od świata - wyłączyłam komórkę i wszystkie portale
społecznościowe, na których byłam zalogowana. Czas ten poświęcałam głównie na
naukę matematyki z moim nowym korepetytorem, którego załatwił mi tata.
Andy jest w wieku Louisa i jest
bardzo przystojnym brunetem o brązowych oczach, które potrafią przejrzeć cię na
wskroś. To sympatyczny, przyjacielski, uczynny, mądry i zabawny facet, który
jest dobrym kolegą Adama. Jest studentem na Oxfordzie i jest geniuszem
matematycznym. To naprawdę świetny i zaufany przyjaciel, który mnie wspierał,
zachęcał do cięższej pracy oraz wierzył w moje możliwości - umocnił
moją pewność siebie w tym kierunku, dlatego teraz wiem, że nie ma dla mnie
rzeczy niemożliwych.
Czekałam zdenerwowana przed
gabinetem szkoły, w której podeszłam do egzaminu maturalnego z przeklętej
matematyki. Ręce mi się trzęsły, a sama z tego całego stresu chodziłam w tę i
we w tę. Za kilka minut mieli ogłosić wynik, a ja nie mogłam usiedzieć w
miejscu. Razem ze mną na korytarzu czekało jeszcze dwóch nastolatków - obaj
mieli na sobie garnitury oraz full capy. Dlaczego muszą być tak bardzo pociągający?
Mężczyźni szeptali między sobą, aż w końcu czarnowłosy podszedł do mnie.
-Cześć - uśmiechnął się promiennie, a ja nie
mogłam się powstrzymać od odwzajemnienia tego gestu.
-Heej, stało się coś? - Uniosłam lekko brwi ku
górze.
-Co powiesz na kawę?
-Przepraszam, ale nie mogę…
-Daj mi dwie minuty, okay? - Wskazał na mnie
palcem i szybko wybiegł z budynku. Spojrzałam zdezorientowana na jego
przyjaciela, który z cwanym uśmieszkiem wzruszył ramionami. Co oni, do cholery
knują?
Nie minęło nawet pięć minut, a
brunet wrócił cały zadyszany. Wręczył mi jeden z papierowych kubeczków, który
potem stuknął swoim i upił łyka.
-Mhm, dziękuję. - To była najlepsza kawa, jaką do
tej pory piłam.
-Zawsze do usług. - Przyłożył dwa palce do skroni
salutując mi z tym uwodzicielskim uśmiechem.
Drzwi się otworzyły, a wyszła
przez nie kobieta po czterdziestce z bordową podkładką. Zlustrowała cała naszą
trójkę spod okularów, a następnie głośno odchrząknęła.
-George Hood siedemdziesiąt pięć procent…
-Och, yeah! - Blondyn wyskoczył wysoko niczym
rasowy szympans chcący sięgnąć po banana. Zachichotałam na ten przezabawny
widok.
-Proszę o ciszę, panie Hood - warknęła członkini
komisji. – Gabriel Wilson osiemdziesiąt dziewięć przecinek dziewięć procent. - Mój
anioł przynoszący najlepsze kawy na świecie tylko się uśmiechnął. Pokiwałam
głową z niedowierzania na boki, to nie możliwe jaka pewność siebie od niego
bije. - Nessela Donavan... - Moje serce przyśpieszyło
pracy, aż bałam się że wyskoczy mi z piersi. - Dziewięćdziesiąt dziewięć
koma dziewięć procenta. - Wyszczerzyłam oczy, a moja szczęka
rozdziawiła się w nieludzki sposób. Czy ona właśnie powiedziała, że zabrakło mi
jednej setnej do maksymalnej liczby punktów?
-Nie żartuje pani?
-Nie mam w zwyczaju żartować - wycedziła przez
zaciśnięte zęby. Wręczyła nam dokumenty potwierdzające nasz poziom, po czym
odwróciła się i trzasnęła drzwiami.
-Gratuluję. - Cała w skowronkach rzuciłam się w
ramiona Gabe’ a, który lekko zdziwiony odwzajemnił uścisk. To był impuls, w
normalnych okolicznościach bym tego nie zrobiła.
Byłam taka szczęśliwa i dumna z
siebie. Teraz mogłam pójść na moje wymarzone studia i nic nie stawało mi na
drodze. Dokonałam tego sama, samiuteńka. Spięłam się oraz przyłożyłam do nauki,
aż w końcu osiągnęłam zamierzony cel, który był jedyną przeszkodą do dostania
się na uczelnię.
-Ness? - Odskoczyłam od bruneta niczym poparzona,
po czym spojrzałam na osobę, która wypowiedziała zdrobnienie mojego imienia.
Przede mną stał zdezorientowany… Zayn. Prawdą jest fakt, że nie za bardzo się
lubimy. Chociaż w sumie chodzi o to, że nigdy nie mieliśmy przyjemność
normalnie porozmawiać, bo przecież wzajemne powiedzenie sobie cześć nie zalicza
się do konferencji między dwójką cywilizowanych ludzi. - Kto
to? - warknął w kierunku Wilsona, mordując mnie przy okazji spojrzeniem. - Louis
się wkurwi - wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Wkurwi? - Uniosłam zdziwiona brwi, a on jedynie
przytaknął chcąc utwierdzić mnie w przekonaniu, że popełniłam niewyobrażalny
błąd i powinno mi być z tego powodu niezwykle wstyd. - Dlatego, że
wyszłam na prostą i rozmawiam z innymi facetami?
-Między innymi. - Prychnęłam na jego słowa.
-Mam prawo ułożyć sobie życie, a on nie powinien się wtrącać. - Wzruszyłam
ramionami. - Tak właściwie to, co tutaj robisz? Myślałam, że
skoczyłeś szkołę. - Wywrócił teatralnie oczami, a potem złapał mnie
za bark i prowadził w kierunku ławki, na której usiedliśmy.
-Chodzi o to, że…
-Zayn! - Skrzywiłam się na sam dźwięk tego
przeraźliwego pisku, co uczynił również mulat. Po chwili przed nami stała
pulchna okularnica ubrana w stylu ciotki
Trudy. - Jesteś! - Myślałam, że bardziej skrzekliwej
tonacji nie potrafi wyciągnąć, ale się pomyliłam. Moje uszy cierpiały
niewiarygodne katusze, ponieważ Malik znalazł sobie jakąś małolatę do pieprzenia.
-Stacy…
-Sharon - poprawiła go, ale on tylko wywrócił
kolejny raz oczami.
-Cokolwiek - Machnął ręką. - Przyszedłem
zapytać jak się mają sprawy z twoim ojcem. Załatwił to, o co
prosiliśmy? - Zmarszczyłam brwi. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że
ani trochę nie interesuje mnie, o czym właściwie rozmawiają. Byłam taka
ciekawa, że nawet nie spostrzegłam, kiedy zawzięcie przyglądałam się tej
brunetce.
-Próbował, jednak nie potrafił złapać tego kontaktu.
-Ja pierdolę... - Zakrył sobie twarz
dłonią. - Jak można być, aż tak niekompetentnym? - Spojrzał
na mnie. - Ness, możesz mi to wytłumaczyć, dlaczego ludzie są tacy
głupi i nie potrafią wykonać prostego polecenia?
-Nie wiem, Zayn - mruknęłam, spuszczając głowę.
Nie chciałam wiedzieć, co tym razem wymyślili razem z Louisem, Liamem i resztą
tej zgrai. Teraz jestem poważną kobietą, która nie pakuje się w kłopoty,
właściwie to jestem przyszłą panią adwokat, która musi jedynie zanieść wynik
matury do University College London i czekać na potwierdzenie pozytywnego
rozpatrzenia mojego podania.
-Stacy…
-Jestem Sharon - jęknęła błagalnie.
Była żałosna. Naprawdę, była taką
desperatką, która za wszelką cenę starała się zatrzymać mężczyznę przy sobie,
że była w stanie zrobić dla niego wszystko, a jedyną rzeczą, której oczekiwała
w zamian było tylko pamiętanie jej imienia. Była również głupia myśląc, że
Malik zrobi dla niej chociaż tak malutką przysługę - to było widoczne na
pierwszy rzut oka, że była jego zabawką z przymusu, że męczyło go użeranie się
z tą nastolatką i najchętniej już teraz by ją spławił, jednak nie mógł,
ponieważ ich plan mógłby nie wypalić.
-Kurwa, nieważne - warknął na tyle głośno, że
przestraszona podskoczyłam w miejscu. - Jebie mnie jak masz na imię, możesz być
Stacy, Kelly i chociażby pieprzoną Savanną, ale ja i tak będę miał na to
wyjebane i mówił jak chcę. Wiesz dlaczego? - Ze smutkiem oraz gromadzącymi się
łzami w oczach pokręciła przecząco głową. - Bo jesteś tylko i wyłącznie jedną z
wielu moich zabawek, a ja nie liczę się z twoimi uczuciami.
-Mówiłeś, że… - Pociągnęła nosem, a mi zrobiło się jej
szkoda. –Wczoraj, gdy się kochaliśmy… Mówiłeś, że mnie lubisz. - Starała się za
wszelką cenę być twarda, jednak wychodziło jej to marnie.
-Boże, dziewczyno, jestem facetem - jęknął
błagalnie, chcą żeby w ten sposób to do niej dotarło. - Zrobię wszystko, żeby
laska wskoczyła mi do łóżka. Nie moja wina, że jesteś taka głupia. Ness, chodź
idziemy coś zjeść. - Wstał i złapał za mój nadgarstek, który pociągnął
ustawiając mnie tym samym do pionu.
-Zayn, ale ja cię kocham. - Dziewczyna rozpłakała się niczym
bóbr.
Byłam cholernie ciekawa, jaka
będzie reakcja przyjaciela Louisa, który pewnie nigdy nie spotkał się z taką
sytuacją. Nigdy nie widział łez dziecka, na którego uczuciach zagrał. Mulat
westchnął i odwrócił się.
-Słuchaj… - Położył dłoń na jej barku. -To nie tak, że cię
nie lubię czy coś, ale… - O Boże, tylko niech nie mówi, tego durnego tekstu,
którym spławia każdą przy okazji doprowadzając ją do strasznych kompleksów.
-Jestem wegetarianinem i odstawiam pasztety. - Prychnęłam kpiąco na tą żałosną
wymówkę.
Jak ten człowiek może codziennie
patrzeć w lustro wiedząc, że wcześniejszego dnia wyrządził krzywdę co najmniej
trzem dziewczynom tak tandetnym tekstem?
-Ness, możemy? - Wskazał dłonią w stronę wyjścia, a ja
jedynie potrząsnęłam kilka razy głową w górę i w dół.
Szliśmy w stronę parkingu,
ponieważ to tam było zaparkowane auto Malika. Ten cholerny szpaner woził się
czarnym lamborghini carbon i to właśnie też za sprawą tego oto samochodu
wyrywał te wszystkie dziewczyny, które były w stanie zrobić dla niego wszystko -
nawet obciągnąć bezdomnemu, ponieważ nie miały dla siebie szacunku.
Mężczyzna otworzył mi drzwi, a
gdy wsiadłam - zamknął je. Obszedł pojazd i zajął miejsce kierowcy, po czy
przekręcił klucz w stacyjce uruchomiając silnik, a następnie odjeżdżając z
piskiem opon. Jechaliśmy w absolutnej ciszy, ponieważ żadne z nas nie miało
najmniejszej ochoty na rozmowę z tym drugim. Zachowywałam spokój mimo, iż na
usta cisnęło mi się wiele obelg pod adresem Zayna, który potraktował tą
dziewczynę jak dziwkę. Ona mogła mieś góra z siedemnaście lat, nie wiedziała,
na co się pisze wskakując do łóżka Malika, nie miała bladego pojęcia, jakim on
jest dupkiem. Chciałam na niego nakrzyczeć, naprawdę miałam na to ogromną
ochotę. Pragnęłam zrobić mu taką wielką awanturę na temat tego, jak powinno
traktować się kobiety, żeby to w końcu do niego dotarło i dało sporo do
myślenia. Żeby już nikogo w przyszłości nie potraktował jak gówna, aby nauczył
się szacunku…, ale zachowałam to dla siebie, tylko w głowie miałam rozrysowany
obraz tego kazania oraz wyobrażenia o tym, jak to wpłynie na Malika. Przecież
to oczywiste, że by się tym nie przejąć i mnie wyśmiał. Pewnie powiedziałby, że
jestem naiwna i głupia, bo Louis zrobił ze mną to samo - oczywiście nie spławił
mnie tak przereklamowanym tekstem, jakimi szasta Zayn na prawo i lewo, ale
zapewne chciał, żebym cierpiała katusze.
-Co chcesz zjeść? - Z zadumy wyrwał mnie lekko zachrypnięty
głos mulata, który szybko odchrząknął. - Nie wiem, pizza,
cheeseburger może frytki? - wymieniał po kolei, ale dalej skupiając
swoją uwagę na drodze i łamaniu wszystkich możliwych przepisów.
-Możesz najpierw pojechać do University College London?
Muszę zawieść papiery. - Mężczyzna jedynie przytaknął i gwałtownie skręcił,
wciskając jeszcze bardziej pedał gazu - ku mojemu zdziwieniu było to jeszcze
możliwe.
Pod budynkiem uczelni byliśmy po
niespełna dziesięciu minutach. Wysiadłam z auta, a Zayn za mną. Zamknął
samochód, a później na równi weszliśmy do środka uczelni. Zmierzaliśmy do
gabinetu rektora, z którym rozmawiałam kilka dni po przyjeździe do Londynu o
mojej edukacji tutaj. Kulturalnie zapukałam i chciałam poczekać na pozwolenie,
jednak mój towarzysz był strasznie niecierpliwy i bez najmniejszego namysłu
nacisnął klamkę wchodząc do środka. Szybko ruszyłam za nim zamykając brązowe
drzwi.
-Czego chcesz? - warknął podstarzały facecik w
garniturze wstając naprzeciwko mulata i opierając dłonie na blacie swojego
renesansowego biurka. - Próbowałem, ale nie potrafiłem się z nią skontaktować - zaczął
się tłumaczyć.
Czułam się jakbym pomyliła pokoje
i weszła do złego pomieszczenia. To znaczy byłam tutaj, oni też tylko, że
rozmowa dotyczyła nieznanego mi tematu i czułam się dziwnie.
-Nie wiem, o czym pan mówi. - Wzruszył ramionami Zayn. -
Przywiozłem tylko Ness. - Niepewnie wyszłam zza jego pleców i wystawiłam dłoń z
teczką w kierunku rektora.
-Pani Donavan, tak? - Niepewnie przytaknęłam. - Wystąpiła
pomyłka. - Zmarszczyłam brwi. Jaka pomyłka, o czym ten człowiek do mnie mówi? -
Zwykłe nieporozumienie, dostała się pani już na początku, jednakże moja
sekretarka popełniła błąd.
Wściekłość, jaka się teraz we
mnie wzbierała przekraczała moje najśmielsze oczekiwania. Mogłabym się teraz na
niego rzucić, wskoczyć na jego biurko i rozkopać wszystkie papiery oraz ten
tandetny kubek z logo uniwersytetu, w którym miał zaparzoną kawę. Przez tego
człowieka i jego niekompetentną asystentkę spędziłam całe dwa tygodnie na
zamartwianiu i użalaniu się nad sobą oraz nauką, która poszła na marne. Nie
poświęciłam wystarczającego czasu mojemu dziecku, któremu obiecałam, że nigdy
nie będę zaniedbywać.
-Pomyłka?! - prychnęłam, ledwo panując nad
emocjami. - Pomyłka! - parsknęłam, a on przytaknął. -Przez tą
„pomyłkę” starałam się zrobić wszystko, żeby dostać się do tej, pieprzonej
uczelni! Przez bity tydzień uczyłam się dniem i nocą, aby jeszcze raz
przystąpić do matury i zdać ją na dziewięćdziesiąt dziewięć i dziewięć procent,
a pan mi mówi, że to zwykły błąd w komputerze?! To szczyt niekompetencji i brak
doświadczenia z waszej strony!
-Rozumiem pani zawód, jednakże będę zaszczycony, gdyby pani
zdecydowała się podjąć naukę w University College London.
-Mhm - mruknęłam. - Będzie mi bardzo miło - uśmiechnęłam
się lekko w jego stronę, co odwzajemnił. - Chodź, Zayn. - Mulat z chytrym
uśmieszkiem otworzył drzwi i puścił mnie przodem. Wyszliśmy z budynku i znów
wsiedliśmy do samochodu, którym pojechaliśmy do jednej z kawiarni.
Zajęliśmy jeden ze stolików
wewnątrz lokalu, a po chwili podeszła do nas kelnerka, którą okazała się być
Marisa. Dziewczyna miała na sobie biało żółty uniform z plakietką, a jej włosy
były splecione w niedbałego koczka, z którego pojedyncze kosmyki opadały ja jej
policzki i wystawały na wszystkie strony.
-Cześć Ness, co dla was? - uśmiechnęła się
promiennie i wyjęła notesik z kieszonki fartuszka, aby zapisać nasze
zamówienie.
-Naleśniki i sok pomarańczowy, Piękna. - Brunetka wywróciła
oczami na słowa Malika, a po zapisaniu naszego zlecenia odeszła. - Kto
to? - zwrócił się do mnie, ale gdy nie otrzymał odpowiedzi szybko
dodał: - Chcę ją. - Powtórzyłam czynność Parker z oczami i rozpięłam
płaszczyk, ponieważ w pomieszczeniu było ciepło.
-To dziewczyna mojego brata - mruknęłam
zażenowana. Mógłby się pohamować ze swoją chcicą na seks oraz dopisywanie
kolejnych nazwisk do swojej listy „Zaliczonych i
porzuconych”. - Odpuść ją sobie.
-Dobra. - Wzruszył ramionami, a ja ze zdziwienia
zmarszczyłam brwi. Czy on się właśnie zgodził?
-Dobra? - Przytaknął. - Dlaczego?
-Ponieważ cię lubię, Ness. - Uniosłam brwi. Ten człowiek nie
przestaje mnie zadziwiać. - Jesteś byłą dziewczyną mojego przyjaciela i mimo,
że nie mieliśmy jeszcze przyjemności porozmawiać na spokojnie, to jesteś jedyną
laską poza Dani oczywiście, którą szanuję i z której zdaniem się
liczę - uśmiechnął się szczerze w moim kierunku, co odwzajemniłam.
To naprawdę dziwne, ale również
miłe, ponieważ zawsze myślałam, iż Malik jest człowiekiem pozbawionym
jakichkolwiek uczuć, wręcz z wyłączoną zdolnością empatii, a jednak pomyliłam
się, bo potrafił normalnie usiąść i porozmawiać na poważne tematy.
-Ale to nie zmienia faktu, że zachowałaś się jak wariatka u
Richarda - prychnęłam na tyle głośno, że osoby przy sąsiednim stoliku
zwróciły na mnie swoją uwagę.
-Wiesz, jak zniszczyć tak piękną chwilę. - Zaśmiał się, po
czym przygryzł dolną wargę.
-Znasz mnie Ness, jestem Zayn i stosuję zasadę czterech Zet - uśmiechnął się jak
typowy cwaniaczek i bajerant.
On i ta jego Zasada czterech Zet… To
nie wiarygodne jak bardzo jest nieczułym człowiekiem. Cztery Zet, czyli
formuła mówiąca, że ten dwudziestojednoletni mężczyzna jest tylko dupkiem w
ładnym opakowaniu, któremu mało która dziewczyna potrafi się oprzeć.
Pierwsze Zet mówiło, że kobietę
należy zdobyć i rozkochać
w sobie, ale w taki sposób, żeby się nie napracować. Generalnie polegało to na
tym, żeby jej zaimponować wdając się w bójkę lub po prostu podejść i łapczywie
wpić się w jej wargi, nie pozostawiając jej innego wyjścia niż oddanie mu się.
Drugie Zet oznaczało zaliczyć.
Musiałeś za wszelką cenę zaciągnąć dziewczynę na stronę i wypieprzyć za
wszystkie czasy. Miejsce nie podlegało nawet jakiemukolwiek zastanowieniu. Zayn
przeważnie gustował w laskach, które były gotowe dać mu tu i teraz przy
wszystkich, więc przeważnie robił to w klubowych toaletach lub w ustronnych
miejscach na wyścigach samochodowych, w których razem z Lou brali udział.
Trzecie Zet – Zostawić i zranić. Zakazanym
było przywiązywać się do dziewczyny i pozwalać jej na przywiązanie po jednej,
nic nieznaczącej nocy, która była tylko po to, żeby spełnić swoje potrzeby
seksualne.
Ostatnie Zet było
tylko formalnością. Zapis, czyli
sklasyfikowanie panienki w zeszycie pod odpowiednim kolorem, który oznaczał jej
możliwości oraz to, w jakim stopniu zadowoliła Zayna. Kolor czerwony oznaczał
dobrze, niebieski – przeciętnie, czarny – bywało lepiej, zielony – całkiem
nieźle, fioletowy – nigdy więcej, a pomarańczowy – na pewno skorzystam znowu.
Zasada czterech Zet, czyli
coś bardziej skomplikowanego niż zrozumienie przez faceta kobiecej logiki,
bardziej niezrozumiała od kobiecych potrzeb oraz oczekiwać względem mężczyzn.
Reguła, która sprawiała, że dziewczyny czuły się paskudnie i traciły do siebie
szacunek. I te sześć znienawidzonych kolorów po wykorzystaniu na tobie tej
cholernej zasady.
-Nie będę się wypowiadać w tej kwestii, Zayn. - Wzruszył
tylko ramionami, a tuż przed jego nosem pojawił się talerz pachnących
naleśników oraz szklanka soku. Podziękowaliśmy Marisie, a potem zajęliśmy się
jedzeniem. Podczas spożywania placków rozmawialiśmy jak starzy przyjaciele,
całkowicie zapominając, że to dopiero pierwsza taka rozmowa między naszą
dwójką.
Po półtoragodzinnej konferencji
przeplatanej żartami oraz śmiechem, mulat odwiózł mnie do domu rodziców.
Pożegnał się całując mnie w policzek , a potem najzwyczajniej w świecie
odjechał.
W willi dało się słyszeć głośną
muzykę, a ja już wiedziałam czego mogę się spodziewać po przekroczeniu progu.
-Mamuś! - Mała szatynka przytuliła się do moich nóg. - I
jak, dostałaś się?
-Tak. - Trzylatka zaczęła głośno piszczeć i skakać, dopóki
muzyka nie ucichła i nie dołączył do nas Adaś i tata.
-Darcey, bolą mnie uszy! - krzyczał tym samym tonem mój
starszy brat. - Przestań piszczeć i powiedz, o co chodzi? - dokończył,
a moja córeczka zamilkła.
-Mamusia, będzie chodziła do szkoły! - Znów wydała z siebie
przeuroczy pisk, w którym zawtórował jej Adam. Pokiwałam głową z niedowierzania
oraz szerokim uśmiechem na ustach, ponieważ nie mogłam w to uwierzyć.
Adam ma dwadzieścia trzy lata,
ale jego umysł przypomina mózg czteroletniego chłopca, który jest nad
pobudzony. Nie zmienia to oczywiście faktu, że jest moją ostoją i zawsze
chętnie się go radzę w ważnych rozterkach życiowych oraz korzystam z pomocy
jaką oferuje w opiece nad dzieckiem.
Muzyka znów wypełniła cały dom, a
moja rodzina - prawie cała, ponieważ mama znów przebywała na lodowisku -
świętowała mój sukces. Tata otworzył wino, które niegdyś należało do zbiorów
królowej Wiktorii Hanowerskiej, a dostał je na czterdzieste urodziny od swojego
przyjaciela z Hiszpanii. Nie chciałam, żeby otwierał tak drogi trunek na nic
nieznaczącą okazję, ale mój ojciec jest jedną z najbardziej upartych osób na
świecie, wyprzedzając tym samym nawet moją matkę.
Alkohol był nieziemsko dobry i
pozostawiał po sobie przyjemny smak w ustach. Wypiliśmy po jednej lampce, a
później mój rodzic schował butelkę upominając nas, żebyśmy nie wspominali o tym
mamie, ponieważ ona nakrzyczałaby na niego wypominając, że nie powinien
rozpijać swoich dzieci mimo, iż są już pełnoletnie.
-Nessiu, jutro idziemy na bal dobroczynny. - Przytaknęłam na
słowa taty. - Bądźcie z Darcey gotowe na siedemnastą .
-Okay - uśmiechnęłam się.
Od dziecka kochałam te bale, a
szczególnie ich klimat. Każdy z gości był ubrany elegancko - kobiety miały
bajeczne suknie do samej ziemi, a mężczyźni garnitury. Na tej uroczystości
grano zwykle wolne kawałki, jednakże sam fakt, że mogłam wsłuchiwać się w
piękną muzykę, która wydobywała się ze skrzypiec, wiolonczeli, harfy oraz
innych instrumentów smyczkowych i strunowych był czymś pięknym.
Około godziny dwudziestej
pierwszej trzydzieści wróciłyśmy z Darcey taksówką do domu. Szybko się
okopałyśmy, a potem wskoczyłyśmy do łóżka, gdzie przeczytałam jej bajkę o Śpiącej Królewnie.
Trzylatka szybko zasnęła, czego nie można powiedzieć o mnie. Długo leżałam
wpatrywałam się w sufit.
To niewiarygodne, że wszystko
zaczęło się układać. Wreszcie zaczyna być dobrze - dostałam się na studia,
Louis nie miesza w moim życiu, a Darcey powoli zaczyna się klimatyzować w
Londynie. Zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, że Bóg wcale nie jest taki zły
jaki mógłby się wydawać i zalecił mnie pod opiekę jakiemuś cholernie dobremu
aniołowi stróżowi, a ja jestem mu za to niezmiernie wdzięczna.
___________________________________________
Szczerze? Podoba mi się ten rozdział i jestem z niego zadowolona. Szczególnie urzekła mnie końcówka, ale uważam, że gdy Ness dowie się co takiego zrobił Louis z Zaynem to wścieknie się.
Niezmiernie wam dziękuję za dużą ilość komentarzy oraz wejścia, mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej.
W zakładce Pytania do bohaterów możecie pytać postaci o co tylko chcecie i jeśli chcecie.
Sama jestem z siebie dumna, bo to chyba najdłuższy rozdział jak do tej pory.
Mam dla was jeszcze kilka spraw!!
1) Chciałabym zrobić mały konkurs, który polegałby na napisaniu rozdziału z perspektywy jednego z bohaterów - możecie nawet namieszać w relacjach postaci np. Nessie może być w związku z Zaynem, a Louis będzie z tego powodu niezwykle zadowolony... To tylko przykład! Więcej na ten temat w zakładce KONKURS, która powinna za niedługo powstać. Tam będzie wszystko wyjaśnione, dlatego zainteresowanych proszę o potwierdzenie swojego udziały także w tej zakładce!!
Nagrodą w konkursie będzie miesięczne polecanie bloga/ blogów zwycięzców na stronie głównej Erroru!!
2) Jakiś czas temu wspominałam o nowym blogu związanym z 5SOS, jednakże mam dylemat co do fabuły, dlatego zostawiam to też wam. Moje propozycje to:
a) wilkołaki;
b) bogata dziewczyna i chłopak, którzy się nie lubią;
c) szkolne życie nastolatków, którzy grają na uczuciach innych oraz mają problemy;
d) boks, wyścigi i te sprawy;
e) bogaty i egoistyczny chłopak vs pyskata dziewczyna;
3) No chyba, że wolicie bloga o The Janoskians - głosujcie w ankiecie!!
To tyle na dziś. Jeszcze raz wam dziękuję za wsparcie, kocham was ♥
Buźka, miśki ;**
boże super rozdział ! '<3 chymm fajnie brzmi c lub d
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial naprawde dobrze sie go czyta :)
OdpowiedzUsuńMi najbardziej podoba sie wersja e
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3 Olls:***
OdpowiedzUsuńd) boks wyścigi i te sprawy ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny juz sie nie mogę doczekać następnego :)
Rozdział super, czekam na kolejny, życzę weny; buźka
OdpowiedzUsuńKochamm to opowiadanie i czekam na dalszą akcje❤ jejuuuu pisz bo nie mogę sie doczekać��:) x / Emily
OdpowiedzUsuńKOCHAM! KOCHAM ! I JESZCZE RAZ KOCHAM ! ♥ Jak dla mnie jeden z najlepszych blogów jakie czytałam ! Kiedy kolejny rodzial ?! ♥♡
OdpowiedzUsuńHahahahah przyznaję się ... KOCHAM TO :D
OdpowiedzUsuńahh te moje groźby hahaah ;** i tak wiesz że cię kocham :)
co do rozdziału świetny i trzyma w napięciu :)) kocham tego bloga :)
pozdrawiam i życzę weny :)))) i dawaj mi tu szybko nn <3 ;*@zosia_official ^.^
Do samego rozdziału to fajny, ładnie i płynnie napisany ;)xx
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nadal piszesz ten blog, kłamałabym, jakbym niepowiedziała, że to jeden z moich ulubionych blogów.
Pisz dalej, wene miej i żyj spokojnie ;))
Kisses xxx
Wspaniały <3 przerwalas w najciekawszym momencie avhdghsthd <333@niall_quad
OdpowiedzUsuńTego sie nie da opisac. ♡♡ Cudo ♡ Czekam na kolejny ♡ Pozdrawiam @Maliczeg ♡
OdpowiedzUsuńJeny to było nie ziemskie
OdpowiedzUsuńI jak ja tu mam wytrzymać do nexcika
Cudowny rozdział
Opcja b/e jak dla mnie idealne
Ściskam Mela:*
D! świetny rozdział pozostawiam :*
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńKOCHAM!!!
OdpowiedzUsuńxD
OdpowiedzUsuńGratuluję!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana na moim blogu do Libster Award. ;3 Więcej informacji na tej stronce ---> http://story-of-my-life-patrycja.blogspot.com/p/libster-award.html
Pozdrawiam. ♥