„A dziś? Dziś, olej
wszystko i po prostu się uśmiechaj.”
Ness
-Halo? - W słuchawce usłyszałam gruby głos, który
miałam już okazję usłyszeć tylko, że teraz z niewiadomych mi powodów przez mój
kręgosłup przebiegł nieidentyfikowany dreszcz. Nie wiedziałam, czy jest to
spowodowany tym, iż bałam się znów zacząć randkować czy może tą ekscytacją, że
mam okazję zacząć od nowa i znów wszystko ułożyć w spójną całość. Znów planować
jak obrać drogę do szczęścia, które mi się należy zupełnie jak każdemu
człowiekowi na świecie.
-Masz czas dziś o dwudziestej? - zapytałam pewnym
siebie głosem, który tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że byłabym świetnym
prawnikiem.
-To zależy… stało się coś? - Był taki podejrzliwy,
że aż sama zaczynałam wątpić w możliwości tego człowieka. Nie potrafiłam
przyjąć do świadomości, że ten mężczyzna się waha - zawsze był
osobą, która na samo słowo ryzyko była w
stanie zrobić nawet niewyobrażalnie głupią rzecz.
-Nie. Oczywiście, że nie. Ja po prostu chciałam zapytać czy
nie chciałbyś wyjść dziś do klubu ze mną, moim bratem oraz jego dziewczyną, ale
jeśli nie chcesz…
-Nie powiedziałem togo, Nessie. - Zachichotał
cichutko pod nosem, na co lekko się zdziwiłam. Od kiedy źli chłopcy chichoczą,
niczym urocze dziewczyny? Z drugiej strony było to słodkie, że miał jednak
jakieś pozytywne uczucia. - Do jakiego klubu idziecie?
-Do Rock of Ages. Spotkamy
się na miejscu, nie spóźnij się. - Nie oczekując już na żadną
odpowiedź z jego strony rozłączyłam się i odłożyłam komórkę na blat wcześniej
upewniając się, która jest godzina. Na ekranie widniały duże białe cyfry
informujące mnie, że jest siedemnasta trzydzieści dwa. Z uśmiechem mogłam
stwierdzić, że mam jeszcze sporo czasu, aby się wyszykować.
Powolnym krokiem ruszyłam do
swojej sypialni, gdzie w garderobie zaczęłam szperać między wieszakami
zastanawiając się, co, do cholery mam
na siebie założyć? Po dłuższym czasie w końcu zdecydowałam się na
czarną dopasowaną sukienkę na ramiączkach, która sięgała mi do połowy ud i buty
na obcasie. Z całym zestawem ruszyłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki
prysznic i ubrałam się. Zrobiłam sobie nico mocniejszy makijaż oraz psiknęłam
się perfumem, dopiero potem zaczęłam układać włosy, które postanowiłam
wyprostować.
Zegarek wskazywał osiemnastą
trzydzieści, dlatego postanowiłam wykorzystać ten czas na powtarzanie
materiału - chociaż w sumie nie jestem przekonana czy kartkowanie
repetytorium z zadaniami i próbowanie zrozumieć czegokolwiek z matematyki można
nazwać nauką. Wszystko mieszało mi się w głowie tylko po to, żeby po chwili
wylecieć uchem.
Moje życie byłoby o wiele
łatwiejsze, gdybym miała jakieś inne preferencje niż bycie łyżwiarką figurową.
Mogę tylko wyobrażać sobie jak wyglądałaby moja przyszłość, gdybym potrafiła
śpiewać, albo jakbym miała taki talent jak Adaś lub po prostu była
wyższa - mogłabym starać się o pracę modelki. Niestety, Bóg miał do
mnie nieco inne plany - wolał zostawić mnie niską, głupią i bez
jakiegokolwiek talentu, który mógłby zaważyć na moim żywocie. O wiele bardziej
bawi go fakt, że może oglądać moje rozterki, załamania oraz porażki. Pewnie
teraz się ze mnie śmieje i mówi, jaka to jestem żałosna i naiwna. Jedyne, czego
jestem pewna jest to, że nigdy mnie nie złamie - powinien to wiedzieć
z przeszłości, uczyć się na błędach. Jestem silną niezależną kobietą, która
mimo przeciwności losu kroczy dalej przed siebie z wysoko uniesioną głową. Może
czasem tracę wiarę w siebie… Ale hej! Mam wokół siebie ludzi, którzy mnie
kochają, wspierają i dla których jestem w stanie zrobić wszystko.
Po moim mieszkaniu rozległo się
głośne pukanie do drzwi. Zerwałam się z sofy i poszłam otworzyć. W progu stał
uśmiechnięty szatyn. Ubrany był w swoim stylu, czyli czarne jeansy i koszulę w
kratę, na którą zarzucona była czarna skórzana kurtka. Jego włosy były w
nieładzie, ale to tylko dodawało mu uroku.
-Wyglądasz ślicznie, Nessiu. - Adam ucałował mój
policzek, a potem wyminął mnie w drzwiach. - Pośpiesz się,
Słoneczko. - Otrząsnęłam się szybko, ponieważ na chwilę straciłam
kontakt z rzeczywistością wracając pamięcią do mojego pierwszego wyjścia do
tego klubu.
***
Miałam na sobie
czarne rurki oraz srebrną bluzkę na ramiączkach. Włosy upięłam w wysoki kucyk,
a rzęsy były muśnięte tuszem zupełnie jak usta błyszczykiem.
-Nessiu,
Louis przyszedł! - Z dołu dobiegł mnie głos ojca, dlatego szybko
wsunęłam na nogi czarne szpilki i zbiegłam po schodach. W drzwiach stał
Tomlinson, który swobodnie rozmawiał z moim rodzicem od czasu do czasu śmiejąc
się.
-Jestem - oznajmiłam
stając obok taty.
-Woah,
Nessie wyglądasz ślicznie - wydukał, a potem cmoknął mnie przelotnie
w usta.
-Dzięki. - Czułam
jak moje policzki się rumienią, dlatego spuściłam głowę w duchu przeklinając,
że musiałam związać włosy w koński ogon i teraz nie mogę nimi ukryć czerwonych
wypieków na policzkach. - Idziemy? - Pokiwał pionowo głową
i objął mnie w pasie.
-Do
widzenia, panie Donavan. - Mój ojciec tylko skinął głową, a Lou już
prowadził mnie w stroną swojego samochodu.
***
Zabrałam tylko torebkę, w której
miałam komórkę, portfel, kluczyki oraz błyszczyk, a następnie ubrałam płaszczyk
i szal.
-Możemy iść - poinformowałam mojego brata, który z
uśmiechem ujął moją dłoń i wyprowadził z mieszkania. Zamknęłam drzwi, a potem
wyszliśmy z bloku. Pod budynkiem czekała na nas taksówka. Ruszyliśmy w jej
stronę, a potem wsiedliśmy. Donavan podał kierowcy adres Marisy, po którą
mieliśmy pojechać.
Droga do domu Parker trwała
niespełna dziesięć minut, a brunetka wyszła niemalże od razu. Dzięki światłu,
które paliło się przed budynkiem mogłam zobaczyć w co jest ubrana. Nastolatka
miała na sobie niebieską sukienkę z krótkim rękawkiem i czarne szpilki.
Dziewczyna pośpiesznie ubierała czarną kurtkę przy okazji odrzucając dłońmi
brązowe fale do tyłu. Pewnym i żwawym krokiem zmierzała do pojazdu, w którym
siedzieliśmy, żeby usadowić się obok mojego brata i musnąć jego policzek na
przywitanie zupełnie jak mój. Taksówkarz znów uruchomił silnik tym razem
obierając trasę do miejsca docelowego, jakim był najlepszy klub w tej części
Londynu.
Po niespełna dwudziestu minutach
samochód zatrzymał się, a my wysiedliśmy. Adam zapłacił kierowcy za przejazd, a
następnie złapał za chudą dłoń Marisy. Odruchowo złapałam za nadgarstek
Donavan’ a tylko po to, aby sprawdzić godzinę.
-Co ty robisz, Nessiu? - powiedział pół śmiechem,
na co wywróciłam oczami. Jest taki dziecinny… przecież nie jestem taką
desperatką ani zazdrośnicą, żeby łapać własnego brata za rękę.
-Ja tylko sprawdzam godzinę, bo… - Zawiesiłam
głos w chwili, gdy poczułam delikatny pocałunek na skórze mojego prawego lica.
Przymknęłam oczy z przyzwyczajenia, jednak w porę się opamiętałam. Odwróciłam
się przodem do mojego towarzysza. Mężczyzna miał na sobie czarne spodnie,
koszulkę pod kolor, a buty zarówno jak kurtka idealnie komponowały się barwą z
całą resztą. Jego włosy były ułożone w artystyczny nieład, że sama przed sobą
musiałam przyznać, iż w tej wersji podobał mi się najbardziej. - Cześć - umiechnęłam
się szczerze patrząc mu głęboko w oczy.
-Cześć, Piękna - wychrypiał charakterystycznym dla
siebie tonem. - Siemasz, Adam. - Kiwnął głową w kierunku
mojego brata. Po minie szatyna widać było, że nie za bardzo odpowiadało mu jego
towarzystwo. - A ty jesteś?
-Marisa. - Brunetka wystawiła dłoń w stronę
chłopaka, który delikatnie ją uścisnął.
-Jeremy, miło cię poznać Mariso. - Uniósł lewy kącik
ust ku górze. - Idziemy, czy może rozkręcamy imprezę na zewnątrz?
-Nie, wchodzimy. - Zadziwiająco szczęśliwa objęłam
dwoma rękoma jego biceps i pociągnęłam w kierunku wejścia. Za sprawą Stana
weszliśmy o wiele szybciej, ponieważ ochroniarz był jego, tak jak i Louisa
dobrym znajomym.
Już na zewnątrz dało się usłyszeć
dudniącą muzykę, ale dopiero w środku działa się magia. Mnóstwo ludzi
tańczących na parkiecie dzikie pląsy w ogóle nie zwracający uwagi na brak
umiejętności. Do moich nozdrzy dotarł zapach alkoholu, potu, papierosów oraz
seksu. Właściciel lokalu, który bardzo dobrze znał Jeremiego zaprowadził nas do
loży, a potem zniknął w tłumie.
-Skoczę po jakieś drinki. - Przytaknęłam na słowa
bruneta, który wstał i poszedł w stronę baru. Korzystając z okazji zdjęłam
swoje okrycie, którym przykryłam torebkę. Adam już dawno powędrował ze swoją
dziewczyną na parkiet, gdzie skakali jak reszta w rytm głośnego i
hipnotyzującego beatu. Oczywiście, nie wszyscy bawili się w rytm
muzyki - inni siedzieli przy barze lub po prostu w lożach i sączyli
drogi alkohol, a co po niektórzy lizali się po kontach lub szli w kierunku
toalet odbijając się o każdą możliwą ścianę. - Proszę. - Otrząsnęłam
się, kiedy Jer postawił przede mną tacę z kilkunastoma literatkami wypełnionymi
kolorową cieczą oraz kilka szklanek z bursztynowym trunkiem. Mężczyzna zajął
miejsce obok mnie i złapał za dwa naczynia wypełnione whisky, z czego jedną mi
podał. - To co, za nas? - Uniósł lewą brew, a na jego
ustach zagościł uśmiech cwaniaczka.
-Za nas. Za ten wieczór. I za przeszłość, która jest daleko
w tyle. Za przyszłość, która się dziś nie liczy - wygłosiłam toast
niczym mantrę lub regułkę jakieś definicji, ale jemu to nie przeszkadzało.
Skinął jedynie głową i stuknął swoją szklanką o moją, a następnie przysunął ją
do warg i wypił w ekspresowym tempie na końcu mrucząc cichy dźwięk rozkoszy,
którą dosłownie chwilę temu zaznał i którą zawdzięcza bursztynowemu alkoholowi.
Poszłam za jego śladem, dlatego też opróżniłam literatkę, a potem kolejne dwie
z niebieskim i zielonym shotem. Przyjemny smak wypełnił moje kubki smakowe
pozwalając mi się zrelaksować i odpłynąć. Moja głowa zaczęła chwiać się na boki
w rytm muzyki, a ochota na taniec przyszła niemalże od
razu. - Zatańcz ze mną, Jer - poprosiłam utrzymując z nim
kontakt wzrokowy.
-Ness, jak to możliwe, że już się upiłaś? - zaśmiał
się kręcąc głową z niedowierzaniem.
-Heej! - Wskazałam na niego palcem
oburzona. - Wcale nie jestem pijana, okay? - Złożył usta w
dzióbek i przytaknął. - Ja po prostu dobrze się bawię, po to właśnie
tutaj przyszliśmy. Rusz tyłek, teraz idziemy tańczyć. - Wstałam i
szarpnęłam za jego dłoń zmuszając go, żeby mi towarzyszył. Dwudziestoparolatek
głęboko wzdychając wstał, a kilka sekund później staliśmy już na środku sali
wlepiając się sobie nawzajem w oczy. Oplotłam dłońmi jego kark i zaczęłam
powoli kołysać biodrami, jednak Stan stał niczym sparaliżowany. Uśmiechnęłam
się do niego promiennie, dając mu do zrozumienia, że nie mam nic przeciwko
temu, aby teraz umieścił swoje dłonie na moich biodrach i zapominając o całym
świecie zaczął ze mną wywijać na parkiecie niczym szalony nastolatek, którym
kilka lat temu był.
Zrobił to… zrobił to, czego od
niego wymagałam. Zatracił się razem ze mną i pomógł zapomnieć o wszystkich
przykrościach, jakie mnie dotknęły od czasu przyjazdu tutaj. Pierwszy raz od
powrotu uśmiechałam się szczerze. Potrafiłam się bawić, nie myśląc o
niczym - nie myślałam o Darcey, o odrzuconym podaniu na studia, o
kłótni z Mattem, o cholernie męczących treningach z moją zaborczą i dumną
matką, ani o… Louisie. Teraz liczyłam się tylko ja oraz Jeremy. Cały świat
przestał mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie, a w chwili kiedy mnie pocałował
już wiedziałam, że wyleczyłam się Tomlinsona, tylko na jak długo?
___________________________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam... Rozdział miał się pojawić w tamtym tygodniu, a pojawia się spóźniony. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że miałam dużo sprawdzianów i kartkówek, a moje życie trochę się skomplikowało, ale hej! Wróciłam! Otrząsnęłam się po świństwie jakie zrobiła jedna osoba w moim otoczeniu i teraz cieszę się, że sprawy tak się potoczyły, bo jestem silniejsza i wiem, żeby lepiej dobierać przyjaciół. Zmieniłam swoje życie w pewnym stopniu, a jedną z tych "małych" zmian jest nazwa użytkownika z paulla na Lola xd - tsa, naoglądałam sie LOL z Miley Cyrus xd
Co do rozdziału uważam, że trochę się zawiedliście, że towarzyszem Ness był Jeremy. Cóż życie jest przewrotne, tak? A jak na razie powrót Lessie graniczy z cudem...
No nic, liczę, że chociaż w małym stopniu spodoba wam się rozdział siódmy i zostawicie po sobie jakiś ślad.
Mam mega zaciesz, kiedy wchodzę na bloggera i widzę, że liczba obserwatorów Erroru wzrasta i pojawia się więcej komentarzy. Jesteście tacy kochani!! - O man, zaczynam mówić jak te słodziaśnie dziewczyny z amerykańskich komedii xd. W każdym bądź razie jesteście zajebiści i to się tylko liczy, dlatego wielkie ♥ - ucho dla was i do następnego ;**
Dziwne, ale lubię Jeremy'iego, chociaż chyba powinnam kibicować Lou? Rozdział bardzo mi się podoba, jestem ciekawa co stanie się dalej.
OdpowiedzUsuńJeremy to spoko gość, ale jak dalej będzie chodził z Nessie to Lou mu przypierdoli :D Czekam na next
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :*** Olls:***
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaa! Po prostu Cię kocham!!!!!!?
OdpowiedzUsuń~Aga
O matko jakie ty cuda piszesz kobieto... Umm...nie wiem co powiedzieć po prostu brak mi słów w pozytywnym słowa znaczeniu ;D nie mogę doczekać wie nn pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńCo za mega rozdział!
OdpowiedzUsuńSzybko pisz kolejny!
Och genialny ♥♥♡
Kocham to
xoxo
@luv_my_hig
Fajny i czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńOmg nie wytrzymam po prostu jkdsjkjfjkjkr#(jkjkcxbhdsahjejkdskajewlk zajebisty kiedy next? ~cleo
OdpowiedzUsuńOo Matko! Kolejny fantastyczny rozdział!@niall_quad
OdpowiedzUsuńNo supeeer! czekam na rozwinięcie akcji !Dominika :*
OdpowiedzUsuńnie chce by była z Lou -,-
OdpowiedzUsuńteraz jest lepiej i ta końcówka o pocałunku uuu tak oni będą razem *.* /Livia
<3
OdpowiedzUsuńśliczny
Dobrze że się pocałowali a ona zapomina o byłym
OdpowiedzUsuńO jakie fajne zakończenie <3 caly rozdział świetny. Czekam na następny ;*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńeju świetnie piszesz :* czekam na next : P mogłabyś wpaść na mojego bloga? myhopeislastway.blogspot.com -gdybyś jednak wpadła to prosze zostaw po sobie ślad niw czy jest senspisac byłabym wdzięczna :* pozdrawiam
OdpowiedzUsuń