„Nie mogłem dopuścić do tego, że pewnego dnia się obudzę i odkryje, że
mój pociąg odjechał, a kobieta mojego życia została na peronie.”
Zayn
-A kurwy powinny być w pracy.
–Warknąłem mordując przy okazji wzrokiem tą dziwkę, której nagle zabrakło słów.
-Uważaj na słowa, dzieciaku.
–Wycedził hardo ten goryl, który był chyba z dwa razy większy ode mnie.
-Bo, co mi kurwa zrobisz,
huh?! –Wrzasnąłem wychodząc przed Ness, którą lekko odepchnąłem, aby ten bydlak
nie zrobił przez przypadek krzywdy.
-Krzywdę, gówniarzu.
–Parsknął śmiechem brunet. –Przeproś moją dziewczynę.
-Wybacz, mała… -Mruknąłem z
udawaną skruchą. –Kurwy powinny zaczynać pracę już godzinę temu. –Parsknąłem
śmiechem, w czym poparła mnie Marisa, ale przez moją nieuwagę dostałem w pysk,
aż mną zarzuciło do tyłu.
To mnie wkurwiło, dlatego też
rzuciłem się na tego Hulka i sprowadziłem do parteru, po czym zacząłem okładać.
Jedyny dźwięk, jaki słyszałem był pisk tej suki, która obraziła Darcey. Nie
wiem jak długo obijałem mordę tego osiłka, ale robiłbym to dalej, gdyby nie
chude ramiona, które próbowały mnie z niego zdjąć.
-Ogarnij się, pajacu.-
Westchnęła zażenowana Parker, a ja mimo niechęci wstałem i popatrzyłem Ness,
która przyglądała mi się tępym wzrokiem.
-Ness…
-Po, jaką cholerę tutaj
przyjechałeś?! –Wrzasnęła wściekła blondynka, na co zmarszczyłem brwi.
-Słyszysz, co mówisz?
-Masz mnie za idiotkę?! Nie
jestem głucha, wiem, o co pytam!
-Możesz się uspokoić?
-Tak! –Dodała wzburzona, a
potem zabrała dwie z czterech siatek oraz ścisnęła za dłoń szatynki, którą
ciągnęła w stronę wyjścia. Patrzyłem na oddalającą się postać dwudziestolatki z
totalnym zmieszaniem.
-Powiesz mi, o co biega?
–Zapytałem brunetkę, która kończyła pakować zakupy to reklamówki.
-Jakbyś nie wiedział.
–Prychnęła Latynoska.
-Bo nie wiem! –Uniosłem się.
–Wyjaśnij mi to, Marisa, bo zaraz coś rozpierdolę! –Ciemnobrązowe oczy
wpatrywały się przez chwilę we mnie, a potem dziewczyna kolejny raz prychnęła i
pokiwała głową na boki, idąc w stronę wyjścia.
Nie czekając na nic ruszyłem
za nią, a zatrzymałem się dopiero przed czarnym mercedesem gle coupe, gdzie
Nessela wkładała zakupione artykuły.
-Pogadaj ze mną. –Poprosiłem
skruszonym głosem łapiąc delikatnie za dłoń mojej Blondyneczki.
-Nie dotykaj mnie, Zayn.
–Warknęła, ale nie puściłem. –Zabieraj łapy! –Donavan próbowała się wyrwać z
mojego uścisku, ale nie pozwoliłem jej na to. –No, zostaw! –Zawołała będąc
bliską płaczu. –Mam cię dość, nie rozumiesz?! Mam dość gierek! –Wyłkała.
-Jakich, kurwa gierek?!
–Ryknąłem, ale szybko tego pożałowałem, bo Ness rozpłakała się jeszcze
bardziej. –Nie płacz, tylko mi wytłumacz, Maleńka. –Poprosiłem, łapiąc jej
twarz w dłonie i patrząc prosto w oczy.
-Odpieprz się…
-Zamknij się, Marisa!
–Wydarłem się w stronę Parker. –Zabierz Darcey i jedź. –Poinstruowałem podając
jej klucze, które Ness ściskała w dłoni.
-Nie pójdę bez mamy. –Tupnęła
nogę czterolatka.
-Odwiozę ją, nie masz się, o
co martwić, Skrzacie. –Zapewniłem szatynkę, która nie spuszczała wzroku z
roztrzęsionej dwudziestolatki, ale w ostateczności wsiadła z dziewczyną Adama
do samochodu i odjechały. –Możesz mi to wszystko wyjaśnić? –Poprosiłem, ale ona
usiadła jedynie na krawężniku i zasłoniła buzię dłońmi, nadal wylewając łzy.
Chodziłem w tę i we w tę jak
skończony idiota, głowiąc się, czym tym razem spieprzyłem? Co zrobiłem źle, że
najwspanialsza kobieta na świecie, bez której nie potrafię normalnie
funkcjonować, kolejny raz cierpiała przeze mnie? Głupiałem…
-Błagam powiedz, co znowu
spierdoliłem? –Jęknąłem błagalnie przykucając przed blondynką, łapiąc za jej
kolana.
-Nie dotykaj… -Wyszeptała.
-Ness, ja naprawdę nie wiem,
co zrobiłem źle.
-Spieprzyłeś wszystko, o co
ja walczyłam. Zawsze cię broniłam… zawsze cię usprawiedliwiałam nie tylko przed
Michaelem, ale również i przed samą sobą… tłumaczyłam sobie, że taki już
jesteś, robisz wszystko, żeby się zmienić na lepsze, ale… -Pokiwała głową na
boki. Jej policzki były czarne od rozmazanej maskary. Boże, co znowu zrobiłem
nie tak, jak trzeba? –Ty się nigdy się nie zmienisz, Zayn… nigdy.
-Ja nie wiem, co zrobiłem.
–Powtórzyłem powoli tracąc cierpliwość.
-Zdradziłeś… -Wyszlochała,
kolejny raz chowając twarz.
-Co, zrobiłem?! –Wrzasnąłem
wściekły, wstając. –Żartujesz sobie, Ness?! Nigdy bym cię nie zdradził! Kocham
cię jak pojebany, a ty mi mówisz,
że cię zdradziłem?! Jaja sobie robisz?! –Zacząłem krzyczeć jak popieprzony, a
ona jeszcze bardziej się rozpłakała.
-To nie ja lizałam się z tym
czupiradłem. –Pociągnęła nosem, wstając i kierując się w nieznaną mi stronę.
-Nie odchodź, jak do ciebie
mówię, do cholery! –Wściekły, pociągnąłem ją za nadgarstek i popchnąłem na
ścianę, na co cichutko syknęła. –O kim mówisz? –Wycedziłem przez zaciśnięte
zęby, odcinając jej jakąkolwiek drogę ucieczki swoimi ramionami.
-Zostaw mnie, psycholu. –Głos
Donavan zadrżał, a ona sama objęła się szczelnie ramionami.
-Z kim niby się całowałem,
huh? –Starałem się być spokojny… no, ale, kurwa, jak skoro ona mówi mi takie niedorzeczne
rzeczy?!
-Z twoją przyjaciółeczką od
siedmiu boleści! –Zmarszczyłem brwi. –Z tą suką Ally, geniuszu! –Wrzasnęła
kładąc dłonie na moim torsie i odpychając mnie z całej siły, ale ani drgnąłem.
-Nie całowałem jej.
-Widziałam cię, ty podły
kłamco! –Pełna szału zaczęła mnie bić po klacie – co ani trochę nie bolało, ale
skoro miało, w jakiś dziwny sposób jej pomóc… mogła wyładować całą frustrację
na mojej osobie. –Nawet jej nie odepchnąłeś… jak mogłeś mi to zrobić?! Jak
mogłeś zrobić to nam?!
-Jakim nam? –Zapytałem
zmieszany. –Jeśli masz na myśli Darcey…
-Mam na myśli twoje dzieci!
–Wyłkała, po czym mocno uderzyła mnie w twarz, a potem uciekła w ciemność
zostawiając mnie samego w osłupieniu.
Nasze… czy to znaczy, że… że
Ness jest w ciąży? Że nosi pod sercem tą małą Fasolkę, za którą ostatnim razem
płakała…? Przecież…
-Kurwa! –Pełen furii
przyłożyłem pięścią w mur, co zaowocowało tylko bólem fizycznym, ale nie
zaprzestałem na jednym uderzeniu – waliłem w te pieprzone cegły jak
niezrównoważony kalecząc jeszcze bardziej knykcie obu dłoni.
Przestałem dopiero wtedy,
kiedy mój telefon zaczął dzwonić. Musiałbym być największym idiotą na świecie,
gdybym podejrzewał, że dzwoni moja Blondyneczka, ale i tak odebrałem.
-Mów. –Syknąłem, bo dopiero
teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo bolą mnie ręce.
-Znalazłeś ją? –Przymknąłem
oczy.
-Tak, Nat.
-Kiedy wracacie?
-Nie mam pojęcia.
–Westchnąłem, po czym ruszyłem w stronę wypożyczonego kabrioletu od BMW.
-Jak to nie masz pojęcia?
–Przymknąłem oczy mając nadzieję, że w ten sposób nie wybuchnę i uniknę
krzyczenia po niej zważywszy na moją siostrzenicę.
-Normalnie. –Mruknąłem
wsiadając do auta oraz opierając głowę o zagłówek i kolejny raz wypuszczając
powietrze ze świstem. –Pokłóciliśmy się.
-O, co, do diabła? –Warknęła
brunetka, a ja tym razem zacisnąłem w pięść prawą dłoń. Czy moja, kurewsko
ciekawska siostra musi wiedzieć o wszystkim? –Mów, o co, bo nie będziesz
chrzestnym Stelli.
-Nie mam ochoty na żarty,
Ness. –Jęknąłem z braku sił.
-Natalie. –Poprawiła wyraźnym
głosem. –I wcale nie żartuję.
-Widziała jak całowałem Ally.
–Od razu zasłoniłem sobie usta dłonią. To była zwykła, pieprzona pomyłka. –I
popchnąłem ją, bo mnie wkurwiła.
-Do reszty cię, za
przeproszeniem, popierdoliło?! –Wydarła się dwudziestoczterolatka, dlatego
odsunąłem nieco słuchawkę od ucha, żeby nie ogłuchnąć.
-I… będziesz ciotką.
-Moment, chwilunia. –No
pięknie, teraz czeka mnie jedna z tych psychologicznych sesji tyle, że przez
sieć telefoniczną. Zajebiście… -Zapłodniłeś Ness, zdradziłeś ją, a teraz
jeszcze popchnąłeś? TY masz coś z głową, Zayn!
-Ale nie zdradziłem jej tak
do końca. –Mruknąłem zmęczony już tym cholernym dniem.
Najpierw przez pierdolony
tydzień szukałem jej w całej Hiszpanii, aż wreszcie wykradłem numer z telefonu
Federico, żeby dowiedzieć się, że moja dziewczyna uciekła przez pieprzone
nieporozumienie, a na dodatek jest w ciąży!
-Czyli, że co? Pocałowałeś tą
zdzirę bez języczka? –Zapytała z wyczuwalnym sarkazmem.
-Boże, Natalie to nie ja ją
pocałowałem, tylko on mnie, a ja od razu ją odepchnąłem.
-Więc leć i wytłumacz to
Ness, kretynie…
~***~
Leżałem na łóżku w
trzygwiazdkowym hotelu i wpatrywałem się w sufit, mając nadzieję, że może – w
jakiś zajebiście magiczny sposób – wpadnie mi do głowy pomysł, jak powinienem
zacząć rozmowę z Ness. Jak, u diabła powinienem ją przeprosić i jak wytłumaczyć
tą, całkowicie niedorzeczną „zdradę”.
Wracałem z Ally z budowy, ale postanowiliśmy
jeszcze wyjść do jednej z kawiarni w centrum, ponieważ mieliśmy jeszcze obgadać
styl, w jakim powinna zaprojektować salon. Naprawdę nie miałem już na to ochoty
zwłaszcza dziś, bo byłem zmęczony jej nachalnością, ale skoro postanowiłem
zlecić jej budowę domu, który obiecałem Ness… postanowiłem, że tej przysięgi
dotrzymam i doprowadzę ją do skutku. Zobowiązałem się, że jeśli ułożę wszystkie
sprawy kupię większe mieszkanie i postaramy się o dziecko, które miesiąc temu
straciliśmy.
Szliśmy ramię w ramię chodnikiem, rozmawiając
o długości terminu, w którym wszystko ma być już gotowe, kiedy różowowłosa
przystanęła.
-Wszystko gra? –Zapytałem niepewnie i w sumie
trochę od niechcenia, dokładnie jej się przyglądając.
Nie mam pojęcia, po jakiego diabła wróciła do
tego koloru. Kiedyś… może mnie to jarało, ale teraz nie, zresztą… nawet Ryan
mówił, że w tych włosach wygląda jak różowa landryna – Stewart nienawidzi
landrynek, bo boi się dentysty.
-Niezupełnie, coś mi wpadło do oka. –Wyznała
trąc lewą gałkę. Chryste, gorzej niż z dzieckiem, przecież nie powinno się tego
pocierać, bo będzie bolało jeszcze bardziej.
-Boże, przestań. –Poprosiłem. –Pokaż to.
–Westchnąłem, a później ująłem jej bladą twarz w dłonie i odwróciłem bardziej
do słońca. Najdelikatniej, jak tylko potrafiłem rozszerzyłem jej górną i dolną
powiekę, po czym pochyliłem się nieco. –Alls, nic tu… -Niedane mi było
dokończyć, ponieważ zatkała mi usta pocałunkiem.
Przez chwilę napierała swoimi wargami na
moje, ale tylko przez kilka sekund, aż jej nie odepchnąłem.
-Co, do ciężkiej cholery sobie myślałaś,
Ally?! –Wrzasnąłem, cofając się o dwa kroki do tyłu.
-Wyluzuj, przecież nie zrobiłam nic złego.
–Dwudziestodwulatka machnęła lekceważąco dłonią w powietrzu, jak gdyby nic się
nie stało, ale stało się i to nie byle co, a wielkie coś!
-Czy ty siebie słyszysz? –Zapytałem zszokowany
jej głupotą. –Spotykasz się z moim najlepszym przyjacielem, a ja mam
dziewczynę, którą kocham. Nie powinnaś mnie całować.
-Bo uwierzę, że ci się nie podobało.
–Prychnęła, owijając swoją dłoń wokół mojego przedramienia, na co zacisnąłem
zęby. Zwariuję z tą idiotką. –Chodź na tą kawę. –Dziewczyna pociągnęła mnie w
stronę kawiarni.
Zaczynam się utwierdzać, że wszystkie moje
byłe laski miały nierówno poukładane w głowie – wszystkie były… są cholernymi
wariatkami, które prawdopodobnie są przekonane, że myślenie kurewsko boli.
Na zegarku
ustawionym na szafce nocnej była już godzina trzecia w nocy. Nie wiedziałem, co
robić, dlatego zdecydowałem się na najbardziej niedorzeczne posunięcie na
świcie – zadzwoniłem do Parker.
-Mhm, skarbie?
–Wymruczała Latynoska, na co zmarszczyłem brwi. Skarbie?! Pojebało ją do
reszty?!
-Marisa, to ja.
-Malik? –Zapytała
zdziwiona. –Coś się stało, ty dupku?
-Jesteś
napierdolona, prawda?
-W rzeczy samej.
–Zachichotała.
-Czy Ness dotarła do
domu?
-Mhm.
-Musisz mi
powiedzieć, pod jakim adresem mieszka Nessela. –Poprosiłem zdesperowany.
-Ale ja nie wiem,
powiem ci, że jutro będzie o pierwszej w centrum.
-Okay, powiedz mi
jeszcze dokładniej, w który miejscu?
Jednak nie
otrzymałem już odpowiedzi… Nie odpowiedziała mi sensownie, bo odzew dostałem w
postaci chrapania. Jedyny plus tej sytuacji jest taki, że Parker była pijana,
bo gdyby była trzeźwa w życiu nie powiedziałaby mi, gdzie znajdę moją
Blondyneczkę.
~***~
Od dobrych dwudziestu minut chodziłem po centrum szukając
Donavan, ale problem polegał na tym, że kolejny raz wyłączyła telefon, a w
okolicy było cholernie dużo kawiarni.
Byłem zmęczony, dlatego wszedłem do pierwszego lepszego
lokalu, gdzie poprosiłem o czarne espresso, a potem zająłem stolik w kącie. Po
chwili jakiś nastolatek przyniósł mi kawę, za którą podziękowałem, a następnie
zacząłem powoli pić.
Rozważałem wszystkie za oraz sprzeciw w ponownym
skontaktowaniu się z tą świruską – Marisą, ale w ostateczności stanęło na tym,
że potrafiłem podjąć decyzji, bo: Raz – nadal jest na mnie wściekła; dwa –
prawdopodobnie teraz walczy z kacem mordercą; trzy – tylko ona tak naprawdę
wie, w którym miejscu będzie moja dziewczyna.
Nagle dzwoneczki przymocowane nad drzwiami wydały z siebie
dźwięk, co świadczyło, że przyszedł nowy klient. Z czystej ciekawości
spojrzałem w stronę wejścia i zamarłem… to chyba jakiś pieprzony cud!
-Cześć, Ash, przepraszam za spóźnienie, ale musiałam zająć
się moją schlaną przyjaciółką i babcią. –Wyjaśniła blondynka, tuląc jakiegoś
frajera na powitanie.
-Wyluzuj, Ness czekam dopiero pięć minut. –Uśmiechnął się, a
potem odsunął jej krzesło, żeby mogła usiąść.
Byłem wściekły – jak, do diabła ona mogła mi robić pretensje
o zdrady, kiedy sama nie była lepsza i spotykała się z jakimś smarkaczem?! To
był szczyt bezczelności ze strony Nesselii.
Oczywiście, mógłbym tam teraz podejść i zrobić awanturę,
skoro ten jej nowy goguś poszedł złożyć zamówienie, ale, po co się rozpędzać,
skoro mogę się jeszcze trochę wstrzymać i rozpętać armagedon, kiedy on znowu
usiądzie naprzeciwko niej?
Widząc, że chłopak, który przyniósł mój napój właśnie
kończył robić latte, wstałem i podszedłem do lady.
-Zaniosę to. –Warknąłem, biorąc dwie szklanki i podchodząc
do tego roześmianego stolika. Najzwyczajniej w świecie położyłem naczynia na
blacie, a ten gówniarz mi podziękował. –Cała przyjemność po mojej stronie.
–Wymusiłem najbardziej sztuczny uśmiech, który miałem w całym swoim pakiecie.
-Co tutaj robisz? –Warknęła blondynka mordując mnie
wzrokiem.
-Przyszedłem na kawę, ale jak widzę nie jestem jedyny.
–Mruknąłem będący na granicy panowania nad swoim gniewem.
-Znacie się? –Wtrącił ten pajac.
-To moja dziewczyna.
-Nie jesteśmy już razem, on mnie zdradził. –Zaczęła się
tłumaczyć Donavan, na co wywróciłem oczami.
-Sama pewnie zrobiłaś to wiele razy, kiedy miałem ten
pieprzony wyścig! –Ryknąłem wkurwiony.
-Nie jestem dziwką. –Wycedziła przez zaciśnięte zęby. –To
nie ja prowadziłam jakiś głupi zeszyt!
-Ale byłaś desperatką, kiedy z tobą zerwałem!
-Jesteś żałosny, Zayn. –Blondynka pociągnęła nosem, a jej
sarnie oczy się zeszkliły. –Możesz zapomnieć o jakimkolwiek kontakcie z naszym…
-Mam prawo widzieć własne dziecko, po za tym nie jestem
Louisem, żebyś robiła ze mnie idiotę. –Warknąłem. –Nie pozwolę ci odejść, kiedy
to pojmiesz, dziewczyno? –Westchnąłem przeczesując dłonią włosy.
-Będziesz musiał. –Rzuciła obojętnie, a potem złapawszy za
swoją torebkę, wyjęła z niej jakąś dużą kopertę, którą podała temu frajerowi. –Przepraszam,
że tak to wyszło… -Mruknęła ze skruchą, a potem położyła na stoliku dziesięć dolarów
i wyszła trzaskając drzwiami.
-Zwariuję. –Szepnąłem, a potem wybiegłem za nią rzucając
kolesiowi za kontuarem dwie dychy.
Ness wsiadała właśnie do Mercedesa, dlatego biegnąc ile sił
w nogach ruszyłem w tamtym kierunku i w ostatniej chwili usadowiłem się na
miejscu pasażera.
-Wysiadaj, Malik. –Warknęła dwudziestolatka, ale pokiwałem
jedynie głową na boki. –Wypierdalaj, bo zaraz ci przyłożę!
-Możesz mnie bić, ale nie wysiądę nawet, jeśli miałabyś mnie
zatłuc, a potem wywlec moje zwłoki.
-Kretyn. –Puściłem tą zniewagę mimo uszu.
Oczywiście, mógłbym teraz powiedzieć Donavan, że jestem
kretynem, ale tylko od niej, ale, po co marnować czas i ślinę na takie
pierdoły, skoro można przejść to ciekawszych pytań?
-Dokąd jedziesz, Ness?
-To nie jest…
-Wręcz przeciwnie, więc gadaj. –Blondyneczka wywróciła
oczami, po czym uruchomiła silnik i ruszyła w obcą mi stronę miasta.
Całą drogę przemilczała, a zaparkowała dopiero przed szpitalem.
Przez chwilę siedziała nieruchomo, aż wreszcie spojrzała na mnie smutnym
wzrokiem oraz naburmuszoną miną – wyglądała uroczo.
-Idę do ginekologa na badanie. –Wyznała młoda kobieta.
-Mogę…?
-Wisi mi to, Malik. –Obojętnie wzruszyła ramionami, a potem
wysiadła trzaskając drzwiami.
Wywróciłem oczami, a potem również wyszedłem z samochodu
wcześniej wyjmując klucze ze stacyjki i zamykając wóz. Pobiegłem za blondynką
niczym posłuszny psiak lub jak zakochany w niej szczeniak, ale to w sumie nie
było porównaniem tylko stwierdzeniem.
Ness po zarejestrowaniu się poszła w stronę widny, a ja
robiłem dokładnie do samo.
-To ona pocałowała mnie. –Wyznałem patrząc w podłogę.
–Powiedziała, że ma coś w oku, a ja chciałem pomóc.
-To mnie już nie odchodzi. –Pokiwała głową na boki niby
obojętna, ale ja znałem Ness lepiej niż samego siebie. Znałem też prawdę.
Niepewnie podszedłem bliżej dwudziestolatki i złapałem chudą
dłoń, którą splotłem ze swoją.
-Popatrz na mnie, Ness. –Poprosiłem, ale nie spełniła mojej
prośby, dlatego musiałem sobie poradzić sam i unieść jej podbródek za pomocą
kciuka i palca wskazującego drugiej ręki. –Kocham cię, a Ally nic dla mnie nie
znaczy.
-Czemu się z nią spotykasz? –Zmarszczyłem brwi. –Wiem, że
robisz to od przyjazdu z Chile.
-Skąd?
-Od tego kretyna, Williamsa. –Przymknąłem oczy.
Ja już nawet nie wiem, jak mam temu kutasowi wyjaśnić, żeby
się odpieprzył. Przecież to się powoli robi chore. Zack uwziął się nie tylko na
mnie, ale również i na moją dziewczynę, którą zadręcza jakimiś pieprzonymi
wiadomościami. To niedorzeczne, żebym do końca życia musiał użerać się z tym
psychopatą. Mam dość tego kombinowania i snucia planów, mających na celu
pozbycia się go, dlatego po powrocie do Londynu pójdę na policję i to zgłoszę
nawet, jeśli sam pójdę siedzieć za Race Of The Death – mam na to wyjebane,
niech tylko ten chuj odpierdoli się od Nesselii.
-Ona mi tylko pomaga w dotrzymaniu danego słowa.
-Jakiego znowu słowa, co głupiego wymyśliłeś tym razem?
Znowu jakiś wyścig śmierci, czy może coś głupszego? –Poirytowana blondynka
zaplotła ręce pod swoimi piersiami i mordowała mnie wściekłym wzrokiem.
-Nie mogę powiedzieć, bo to niespodzianka.
-To już i tak nie jest moja sprawa. –Wyrzuciła barkami w
powietrze, a potem wysiadła z windy. Dogoniłem ją i na równi zmierzaliśmy w
stronę gabinetu ginekologa.
-Mogę wejść z tobą? –Zapytałem kulturalnie, na co
dwudziestolatka uniosła zdziwiona brwi.
-Po, jaką cholerę się pytasz, skoro zrobisz, co będziesz
chciał, huh?
-Z grzeczności. –Przesłałem jej buziaka w powietrzu, a ona
wywróciła oczami. –Szykowałem dla ciebie niespodziankę.
-Zdradę nazywasz niespodzianką? –Parsknęła kpiącym śmiechem
Donavan, a potem weszła do gabinetu.
Zamknąłem drzwi, po czym stanąłem obok kozetki, na której
ułożyła się łyżwiarka. Przy nogach Ness usiadł lekarz w wieku mojego ojca i
nakazał jej podwinąć koszulkę, po czym wycisnął na jej brzuch żelu, który
zaczął rozprowadzać jakimś ustrojstwem. Na ekranie zaczął powoli pojawiać się
obraz.
-Dzieci rozwijają się prawidłowo. –Wyznał po dłuższej chwili
blondyn, podając mojej kobiecie papierowy ręcznik.
-Jak to dzieci? –Wtrąciłem lekko zdenerwowany. –Myślałem, że
jest jedna Fasolka… –Powiedziałem patrząc na zażenowaną blondynkę.
-To bliźniaki. –Wyznała marszcząc nosek jak królik. –Będą
dwie Fasolki.
-Proszę, tutaj jest zdjęcie… -Nim gość zdążył dokończyć
wyrwałem fotografię z jego dłoni i schowałem do kieszeni.
-No chyba sobie ze mnie kpisz, Zayn! Oddawaj zdjęcie!
-Jest moje, Maleńka, poza tym Nat mówiła, że już byłaś u
ginekologa w Londynie i też dostałaś zdjęcie. –Wzruszyłem barkami.
-Darcey je zabrała.
-Życie, piękna następnym razem ty dostaniesz fotkę.
-Proszę przyjść do kontroli w przyszłym miesiącu, pani
Donavan. –Poinformował nas doktor Dickens.
-To nie będzie konieczne, ja i moja dziewczyna wracamy do
Londynu. –Stwierdziłem z uśmiechem.
-Jeszcze jestem na ciebie zła i nigdzie się nie wybieram.
–Fuknęła oburzona, po czym wyszła.
-Baby. –Westchnąłem. –Te humorki będzie miała przez całą
ciążę?
-Trudno to stwierdzić. –Zaśmiał się lekarz, zdejmując oraz
kładąc na blacie biurka swoje okulary. –Każda kobieta jest inna.
-Jeśli będę ją zaspokajał, powinno być lepiej?
-Nie mam pojęcia, panie… -Zawiesił się marszcząc brwi.
-Malik. Zayn Malik.
-Warto próbować. –Uśmiechnął się, czym mu odpowiedziałem.
-Pójdę już zanim odjedzie beze mnie. Dowidzenia.
Pożegnawszy się wyszedłem z gabinetu, a potem zbiegłem
schodami na parter i opuściłem budynek szpitala. Na moje szczęście Mercedes
nadal stał, a o niego opierała się blond włosa ślicznotka w okularach
przeciwsłonecznych. Podszedłem nonszalanckim krokiem i oparłem się obok niej by
po chwili szturchnąć ją zaczepnie biodrem.
-Niespodzianka jest w Londynie. –Wyznałem. –Wiesz, że bez
ciebie nigdzie nie pojadę. –Zapewniłem patrząc przed siebie. –Jeśli chcesz
mieszkać tutaj wystarczy, że powiesz.
-Nie chcę. –Mruknęła pod nosem blondynka, a ja już byłem w
stu procentach pewny, że mam ją w garści i dostałem zielone światło, dlatego
też odbiłem się od wozu i stanąłem naprzeciwko dziewczyny.
-Wróć ze mną do Londynu, a pokażę ci, czemu spotykałem się z
Allison. –Delikatnie złapałem dłońmi za biodra Donavan i maksymalnie się do
niej przybliżyłem. Kciukiem gładziłem knykcie mojej dziewczyny, która
wpatrywała się teraz w lewą stronę. –Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie
skrzywdził dla zabawy.
-Co zrobiłeś w ręce? –Zapytała dwudziestolatka dokładnie
oglądając moją prawą kończynę. –Z kim się znowu biłeś? –Tym razem jasnobrązowe
oczęta wpatrywały się we mnie.
-Ze ścianą.
-Wiesz, że jesteś idiotą, prawda? –Na jej idealnych
usteczkach już błąkał się cień uśmiechu.
-Ale tylko twoim, Blondyneczko. –Westchnąłem unosząc lewy
kącik ust ku górze. –Nigdy o tym nie zapominaj, okay?
-Muszę iść do pracy. –Ness odepchnęła mnie od siebie
niszcząc tą piękną chwilę. –Dokąd cię odwieźć?
-Mam lepszy pomysł. –Oznajmiłem rozsiadając się na miejscu
pasażera. –Może pojadę z tobą i dopilnuję, żebyś zwolniła się z pracy, a potem
pójdziemy na plażę?
-Kuszące, ale nie. –Bez jakiegokolwiek zastanowienia
udzieliła mi odpowiedzi, a potem odjechała z parkingu. Nie wiem, dokąd jechała
i szczerze, nawet w to nie wnikałem.
-Kim był ten koleś?
-Międzynarodową gwiazdą muzyki? –Mruknęła i wzruszyła
barkami w powietrze. –Przyniosłam mu tylko zdjęcia, a ty zrobiłeś awanturę o
nic. –Prychnąłem pod nosem. Ja nigdy nie robię awantur o NIC!
-Gość podrywał moją ciężarną dziewczynę, a ty nazywasz to
niczym?
-Skończ ten temat. Zasugerowałeś, że jestem dziwką.
Ręce opadają. Naprawdę! Nigdy w życiu bym jej tak nie
nazwał. Nie mógłbym, bo za bardzo ją kocham. Ness powinna to wreszcie przyjąć
do wiadomości, że jest najważniejszą osobą w moim cholernie skomplikowanym i
nieco popieprzonym życiu.
-Nie powiedziałem tak.
-Wiesz, że nie powinnam się denerwować, dlatego przyznaj mi
rację.
-Przepraszam, mogę się mylić, ale nie powinnaś się też
przemęczać, dlatego proponuję, że pojadę dziś z tobą. –Ness z niedowierzaniem
pokręciła głową, a dziesięć minut później zatrzymała się przed jakimś dużym
budynkiem. Wysiedliśmy w tym samym momencie, a potem przepuściłem ją w
drzwiach.
-Witaj, piękna… -Zaczął jakiś obleśny blondyn, który na
powitanie przytulił Nesselę. –Kto to?
-Zayn, jestem chłopakiem Ness, więc z łaski swojej trzymaj
łapy przy sobie. –Warknąłem wściekły, po czym zachodząc od tyłu objąłem brzuch
Donavan oraz musnąłem ustami jej obnażone ramię, nie spuszczając wzroku z tego
typka. –Maleńka, poproś go o wypowiedzenie.
-Powiedziałam, że…
-W ciąży nie powinnaś się przemęczać. –Wtrąciłem
powstrzymując się od głośnego śmiechu, aby jeszcze bardziej nie wyprowadzać
Ness z równowagi.
-Och, zamknij się, to dopiero pierwszy miesiąc. –Blondynka
wyrwała się z moich objęć i odwróciła przodem do mnie pełna furii w oczach, ale
też i radości. –Nie będziesz decydował… -Wykorzystałem chwilę i cmoknąłem ją w
usta. Młoda kobieta szybko zamrugała, na co się uśmiechnąłem pod nosem.
-Za dwa dni wracamy do Londynu, podpisz to wypowiedzenie,
Blondyneczko. Zrób to dla mnie, a przyrzekam, że już nigdy w życiu cię nie
zranię.
-Złamiesz tą obietnicę.
-Nie tym razem. Zaraz po powrocie idę zgłosić na policję
nękanie cię przez Zacka, a potem chcę ci coś pokazać. –Sarnie oczęta
podejrzanie mnie zbadały, a potem nastała ta cholernie niezręczna cisza między
naszą dwójką, kiedy to gapiliśmy się na siebie.
-W co ty, do cholery znowu grasz, Malik? –Zapytała wreszcie
po chwili, która trwała całe wieki.
-Po prostu cię kocham i nie potrafię bez ciebie żyć. Zrobię
wszystko, co zechcesz tylko do mnie wróć. Chcesz mieszkać tutaj… okay. Chcesz,
żebym rzucił wyścigi… zrobię to. Mam skoczyć z jakiegoś mostu… masz to jak w
banku, ale wróć do mnie. –Zacząłem błagać delikatnie ściskając za te cherlawe
ramionka. –Masz moje słowo, że nie spotkam się więcej z Ally. Daj mi ostatnią
szansę, będę najlepszym facetem na świecie, będę wzorowym ojcem, ale pozwól mi
na to, Ness. –Kontynuowałem swój monolog patrząc blondynce prosto w oczy. –Będę
cię nosił na rękach, jeśli będziesz chciała… zrobię wszystko, spełnię każdą
nawet najgłupszą zachciankę na świecie, ale daj mi szansę… ostatnią szansę, a
wykorzystam ją najlepiej jak tylko potrafię. –Odsunąłem się na malutki kroczek,
a potem podałem jej białą kopertę, na której widniały napisane ozdobnym pismem
nasze imiona i podałem blondynce.
Dwudziestolatka z zaciekawieniem odkleiła pakunek i wyjęła
ze środka kartkę, którą otworzyła i zlustrowała tekst.
-To za dwa dni. –Powiedziała patrząc na mnie z lekkim
niepokojem. –Do samego Melbourne leci się dobre czternaście godzin.
-Zawsze jest opcja, że mam helikopter Scotta. –Wzruszyłem
barkami w powietrze.
-A masz? –Młoda kobieta uniosła na mnie swoje brwi.
-Nie, żartowałem. –Parsknąłem śmiechem, za co Nessela
trzepnęła mnie dłonią w klatkę piersiową. –To jak, pójdziesz ze mną na ten
ślub? Mam już prezent, ale nadal brakuje mi partnerki. –Wzruszyłem lewym
ramieniem z lekkim grymasem.
-Nie mam sukienki, poza tym nadal jestem na ciebie zła.
–Stwierdziła, po czym totalnie mnie ignorując usiadła za biurkiem i uruchomiła
komputer.
Dostanę białej gorączki z tą dziewczyną. Całkiem
prawdopodobne, że zanim jeszcze Donavan urodzi, ja wyląduję w jakimś szpitalu
psychiatrycznym, bo powoli tracę siły i w sumie pomysły na odzyskanie kobiety
moich marzeń. Problem polega jednak na tym, że według całej tej mądrej gadki
mojej pani psycholog – jakże wspaniałej Natalie Malik – powinienem do końca
gonić za swoimi pragnieniami, a kiedy będę już wystarczająco blisko to mam je
złapać i nigdy więcej nie wypuszczać ze swoich rąk.
Głośno wzdychając podszedłem do blatu, o który nonszalancko
się podparłem zamykając Blondyneczce laptopa, za co zmroziła mnie spojrzeniem.
-Jestem Zayn i bujam się w dobie od pięciu lat. Chciałbym,
żebyś została moją dziewczyną. Byłbym najszczęśliwszym facetem we
wszechświecie, gdybym miał z tobą trójkę dzieci, a w przyszłości może i więcej,
jeśli tylko będziesz chciała. Chcę przez to powiedzieć, że… kocham cię zajebiście mocno, że aż sam jestem
przerażony. Nigdy nie sądziłem, że pokocham kogoś bez pamięci i tak cholernie
prawdziwie. Boję się każdego dnia, co będzie, jeśli już nigdy w życiu nie będę
mógł usłyszeć twojego głosu, śmiechu… kurewsko się boję, że pewnego dnia obudzę
się sam i będę cholernie zagubiony, bo ciebie nie będzie obok, Ness. Możesz
sobie myśleć, że tylko się tobą bawię, albo cokolwiek innego, co tam sobie tej
ślicznej główce ubzdurałaś, ale musisz wiedzieć, że nigdy nie przestanę cię kochać
i nigdy umyślnie bym cię nie skrzywdził.
Dwudziestolatka głośno wzdychając wstała i pochyliła się
dokładnie w takiej samej pozycji, co ja, a potem lekko musnęła moje usta i
przez moment napierała na nie swoimi ustami.
-Chodź, musze kupić sukienkę na ślub twojej siostry.
–Oznajmiła, kiedy się ode mnie odsunęła. Młoda kobieta podała mi klucz do
Mercedesa, a potem położyła na biurku tego blondaska biały arkusz, który
podpisała. –Odwal mi jeszcze raz taki numer, a NIGDY mnie już nie znajdziesz…
_________________________________
Tam tarararam tam tam!!
Jeśli mam być szczera, kiedy go pisałam wydawał się być fajny, ale teraz... Boże...
Wiele z was myślało, że w ostatnim rozdziale ostatnie słowa należały do Ness - nic bardziej mylnego, ale co się dziwić Zayn w tym story jest niczym rządowy agent.
Dziękuję wam za komentarze, które bardzo dużo dla mnie znaczą.
Dziś bez przynudzania.
Miłej niedzieli ;**