„Nie kocham cię, nie obchodzisz mnie. Jednak czasem zastanawiam się czy
jeszcze o mnie myślisz, czy wspominasz to co było między nami, czy żałujesz…”
Ness
Obudził mnie budzik, który
wczoraj nastawiłam. Zwlekłam się z łóżka i wyjęłam z szafy ciuchy na dzisiejszy
dzień, z którymi poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a następnie
włożyłam bieliznę. Na nogi wciągnęłam czarne obcisłe rurki, a przez głowę białą
luźną bokserkę. Na ramiona założyłam jeszcze biały sweterek z kapturem oraz futrzaną
kamizelkę. Upięłam włosy w luźnego koka, a następnie pomalowałam się i umyłam
zęby.
Po czynnościach łazienkowych
żwawym krokiem ruszyłam do kuchni, aby zrobić śniadanie dla Darcey. Wyjęłam
miskę i zmieszałam masę na naleśniki, które po chwili zaczęłam smażyć. Gotowe
placki układałam na talerzu, a w między czasie wyjęłam konfitury oraz nutellę,
którą zdążyłam wczoraj kupić.
-Co robisz? - Odwróciłam się i ujrzałam malutką
szatynkę, która właśnie się przeciągała i uroczo ziewała.
-Śniadanie, siadaj i zajadaj. - Podałam jej
kolejny talerz oraz łyżeczkę. Trzylatka zabrała jeden z naleśników i pomazała
do czarnym musem.
-Zobacz, zrobiłam minkę. - Wskazała na naczynie, gdzie
znajdował się placek. Zachichotałam na ten widok, ponieważ robiłam to samo, gdy
byłam dzieckiem. - Ładnie dziś wyglądasz, mamusiu. Idziemy gdzieś? - zapytała
z pełną buzią. Po raz kolejny zaśmiałam się pod nosem widząc jej brudną buzię.
-Zaczekaj. - Urwałam kawałek ręcznika kuchennego i
wytarłam jej prawy policzek. - Dziś pójdziemy do przedszkola cię
zapisać, a potem na uniwersytet, żeby zapisać mnie. Mam później trening, a ty
pójdziesz do Adasia, okay? - Pokiwała pionowo główką z lekkim
uśmiechem.
-Już nie mogę. - Odsunęła talerz i zeskoczyła z
krzesła.
-Chodź, ubiorę cię. - Złapałam za małą rączkę i
poszłyśmy do jej pokoju, który przypominał komnatę księżniczki.
Dominował tutaj róż, biel oraz
fiolet z zielonymi dodatkami. Z szafy, która przypominała wieżę wyjęłam szare,
cętkowane legginsy oraz biały sweterek, w które ubrałam Darcey. Rozczesałam jej
włosy, które uwielbiała nosić rozpuszczone.
-To, co idziemy?
-Tak. - Zabrałam torebkę, a następnie ubrałyśmy
buty, kurtki i szale. Wyszłyśmy z domu wcześniej zamykając drzwi na klucz, a
następnie z klatki.
Spacerkiem zmierzałyśmy w stronę
jednego z przedszkoli, które mieściło się w Londynie. Szłyśmy przez park, by po
piętnastu minutach znaleźć się pod zielonym budynkiem, w kolorowe kwiatki oraz
motylki.Pewnie pchnęłam szklane drzwi przepuszczając córkę. Zapukałam do
pierwszej sali, w której właśnie trwały zajęcia.
-Mogę w czymś pani pomóc? - uśmiechnęła się
szeroko w moim kierunku wyższa ode mnie brunetka, ubrana w czarne rajstopy oraz
sukienkę w odcieniu zgniłej zieleni.
-Gdzie znajdę gabinet dyrektorki?
-Prosto i na prawo.
-Dziękuję. - Odwzajemniłam uśmiech i poszłyśmy we
wskazaną stronę. Zapukałam dwa razy w mahoniowe drzwi i po usłyszeniu proszę, przekroczyłyśmy
próg. - Dzień dobry, jestem Nessela Donavan. - Wystawiłam w
jej kierunku dłoń.
-Witam, mam na imię Serena Harley. - Trzydziestoparoletnia
brunetka wstała i uścisnęła moją rękę. - Proszę usiąść. - Wskazała
na krzesło naprzeciwko swojego, które było oddzielone biurkiem. - Rozumiem,
że chciała pani zapisać siostrę?
-Właściwie to moja córka, ale tak, po to tutaj jestem. - Dyrektorka
była nieco zakłopotana, jednak starała się to ukryć.
-Dobrze, byłabym wdzięczna za wypełnienie tych papierów. - Podała
mi kilka kartek oraz długopis. Wypełniłam wszystkie rubryki, a potem oddałam
arkusze przełożonej. - A więc, Darcey będziesz w grupie motylków, a
twoją wychowawczynią będzie pani Alison Blacke. To pierwsza klasa zaraz po
wejściu do placówki. - Przytaknęłam. - Darcey, jeśli bardzo
być chciała możesz już dziś dołączyć.
-Mogę mamo? - Spojrzała na mnie z minką zbitego
szczeniaka.
-Pewnie, Adaś cię później odbierze, okay? - Pokiwała
ochoczo główką.
-A Adaś to? - Kobieta popatrzyła na mnie
podejrzanie, ale zignorowałam to.
-Mój brat. O której kończą się zajęcia?
-O drugiej po południu. - Przytaknęłam, a potem
zaprowadziłam córkę do wskazanego pomieszczenia i pożegnałam się z nią. Wyszłam
z przedszkola i szłam w stronę University College London, a w
między czasie zadzwoniłam do Adama prosząc, aby zajął się Darcey od godziny
czternastej, aż nie wrócę z treningu i nie pozałatwiam spraw na mieście.
Na miejscu byłam po trzydziestu
minutach. Z małymi trudnościami znalazłam gabinet rektora. Rozmawiałam z nim
dobre pół godziny. Odbyliśmy tą całą rozmowę klasyfikacyjną, a potem poprosił,
żebym doniosła mu papiery i wyniki z matury, ponieważ dopiero wtedy będzie mógł
rozważyć moje przyjęcie. Wzięłam od niego numer fax’ u oraz adres e-mail, abym
nie musiała tyle chodzić.
Do treningu zostały mi całe trzy
godziny, dlatego postanowiłam poświęcić ten czas na zakupy, bo w naszej lodówce
nie było za ciekawie. Chodziłam między regałami i wrzucałam do wózka wszystkie
rzeczy, które były nam potrzebne oraz takie, na które miałam ochotę. Z pełnym
koszykiem ruszyłam w stronę kasy, gdzie na taśmie wyłożyłam produkty. Kobieta z
blond włosami, które upięła w kucyk skanowała artykuły i nabijała na kasę.
Skasowane produkty pakowałam do toreb, a kiedy już skończyłyśmy - kasjerka
podała mi cenę końcową, którą zapłaciłam kartą. Obładowana jak nigdy wróciłam
do domu i rozpakowałam zakupy.
Cieszyłam się, że wróciliśmy do
Londynu. Nie chodzi o to, że nie podobało mi się w Mediolanie, bo tam naprawdę
jest pięknie, ale to tutaj się urodziłam i dorastałam. To tutaj poznałam miłość
swojego życia, która złamała mi serce. Wszystkie swoje plany wiązałam z tym miejscem.
Wysłałam wszystkie papiery do
UCL, a potem zabrałam łyżwy. Biegiem rzuciłam się do wyjścia pamiętając, żeby
wcześniej zamknąć dom na klucz. Nie zwalniając nawet na moment zmierzałam na
lodowisko, gdzie od dobrych dziesięciu minut trwał trening, którego nadzorowała
moja mama. Zdyszana wbiegłam na halę i szybko zmieniłam buty na płozy. Weszłam
na lód i sunęłam po śliskiej nawierzchni.
-Nessela... - westchnęła moja rodzicielka, która
była niebieskooką blondynką nieco wyższą ode mnie. Dziś miała na sobie obcisłe
jeansy, zielony sweter oraz kurtkę. - Spóźniłaś się - dodała
z wyrzutem.
-Wiem i przepraszam, ale byłam załatwić dla Darcey
przedszkole i na uniwersytecie. - Kobieta przytaknęła i oznajmiła,
żebym dołączyła do trenujących już łyżwiarek, z którymi przyjaźniłam się
jeszcze kilka lat temu.
Zoey Palmer była dwudziestoletnią
brunetką, mierzącą metr siedemdziesiąt pięć, o którym mogłam poważyć. Jej
długie włosy, które niegdyś sięgały jej do tyłka dziś sięgały ledwo do piersi.
Miała na sobie czarne legginsy oraz zieloną obcisłą koszulę, z krótkim
rękawkiem. Przeważnie ubierała się na czarno oraz zielono, co było w pewnym
sensie jej znakiem rozpoznawczym. Na dłoniach miała rękawiczki, które miały
chronić przed chłodem, w razie wywrotki na zimną glebę.
Ronie Scott miała dziś
dziewiętnaście lat i długi, rudy koński ogon na czubku głowy. Ubrana była na
czarno, co tylko podkreślało jej idealną figurę modelki, którą oczywiście nie
mogła być, ponieważ była mojego wzrostu. Rudowłosa ubierała się w bardziej
kobiece zestawy, typu sukienki czy spódniczki. Na jej rękach również był
ochronny materiał.
Obie wykonywały akrobacje i mimo,
iż nie zawsze im wychodziły nigdy się nie poddawały, tylko próbowały do skutku.
Dołączyłam do nich i zaczęłam ćwiczyć swój układ, który ostatnio trochę
udoskonaliłam.
Zważając na fakt, że mam dziecko,
nigdy nie odstawiałam swoich obowiązków oraz marzeń na plan dalszy. Zawsze
wykonywałam wszystko sumiennie i bez marudzenia… no chyba, że mama kazała mi
pozmywać lub odkurzać - nienawidzę tego robić i to jeden z powodów,
dlaczego chciałam zamieszkać sama. Miałam dość stosowania się do poleceń mamy,
które dotyczyły wychowania Darcey. Oczywiście rozumiem, że chce mi tylko pomóc,
ale to chyba ja powinnam decydować, co moja córka będzie robiła w wolnym
czasie. Nie pozwolę, żeby zniszczyła jej dzieciństwo tak jak mi. Od
najmłodszych lat, gdy tylko nauczyłam się chodzić ona targała mnie na lodowisko
i wpajała, że mam być najlepszą łyżwiarką figurową w historii. Kocham to co
robię, ale czasem podejście matki strasznie mnie wkurza. Nie pozwalała mi na
zabawę z rówieśnikami, a gdy byłam w gimnazjum i liceum ledwo co zdawałam do
następnej klasy, ponieważ nie miała czasu się uczyć na kartkówki i sprawdziany,
co było przyczyną godzinnych treningów. Chcę, żeby moje dziecko zaznało radości
ze swojego dzieciństwa. Chcę, żeby spędzała czas na zabawie i wygłupach z
koleżankami.
O godzinie dwudziestej pierwszej
wyszłam dopiero z hali. Byłam zmęczona i głodna, a nogi powoli odmawiały mi
posłuszeństwa. Gdyby nie fakt, że moje mieszkanie było bliżej poszłabym po
Darcey i zostałybyśmy u rodziców. Wyjęłam z kieszeni komórkę i wybrałam kontakt
mojego brata. Przyłożyłam urządzenie do lewego ucha i nasłuchiwałam sygnałów.
-Co tam, Ness?
-Może Darcey zostać u was na noc? - ziewnęłam. - Wracam
dopiero z lodowiska i padam na twarz. Adaś obiecuję, że to się nie powtórzy - jęknęłam
błagalnie, chcąc go w ten sposób bardziej przekonać.
-Ness, wyluzuj. Darcey jest dla mnie jak córka, zawsze się
nią zajmę, a tobie zawsze pomogę, bo jesteś moją siostrzyczką, o którą mimo
wszystko się martwię.
-Kochany jesteś. - Na moich ustach pojawił się
mały uśmieszek.
Adam to najlepszy brat na
świecie, gdyby nie on na pewno nie dałabym sobie w życiu rady. Zawsze mnie
wspiera i pomaga w opiece oraz wychowaniu córki, dla której jest jak
ojciec.
Darcey nie zna swojego ojca,
ponieważ nie mam zamiaru na razie rozdrapywać ran, które niedawno się zagoiły.
Oczywiście, powiem jej kim jest, a nawet przedstawię jej biologicznego tatę,
ale jeszcze nie teraz. Poczekam, aż dorośnie i rozumie sprawy, które
doprowadziły do takiego stanu rzeczy.
-No, przecież wiem. Ness, bądź jutro około drugiej, bo potem
mam randkę dzięki Darcey.
-Wykorzystałeś moje dziecko do wyrywania lasek? - zaśmiałam
się nie wierząc w to co słyszę. Przecież ten facet nie zna granic. Ma wielkie
powodzenie u płci przeciwnej, a bezczelnie wykorzystuje fakt, że opiekuje się
małym, rozkosznym i uroczym dzieckiem, które jest w niego wpatrzone niczym w
Boga.
-Oj tam, od razu wykorzystałeś - prychnął i
mogłabym przysiąc, że wywrócił oczami w teatralny sposób. - Po prostu
szliśmy na plac zabaw i Marisa na nas wpadła. Przejechała mi wózkiem po stopie! - oburzył
się niczym mały chłopiec, który nie dostał wymarzonej zabawki. - Cholerna
niezdara, ale jest taka słodka, kiedy przeprasza… - rozmarzył się na
samo wspomnienie o rzekomej Marisie. Już po samym opisie scenerii w jakiej się
poznali mogę stwierdzić, że zawróciła mu w głowie i tak łatwo nie odpuści jej
sobie. - Dobra, jutro ci wszystko opowiem. Kończę, bo idę kąpać
siostrzenicę. Trzymaj się, mała. - Rozłączył się nawet nie czekając
na moją odpowiedź. Zawsze tak robił, a mnie to strasznie denerwowało, ponieważ
w pewnym sensie nie liczył się ze mną – tą cechę charakteru odziedziczył po
naszej mamie, która uwielbiała rządzić i stawiać na swoim.
Przechodziłam obok przystanku,
gdzie jacyś faceci pili alkohol i bełkotali pod nosem jakieś pijackie
historyjki o laskach, które ostatnio pieprzyli.
-Ej, laluniu, chodź do nas! Zabawimy się! - krzyczał
jakiś napalony zbok, ale puściłam to mimo uszu. Co z tego, że mogłabym teraz
podejść i mu wygarnąć prosto w jego pijacką mordę, skoro on i tak się tym nie
przejmie, tylko mnie wyśmieje? Postanowiłam, nie reagować na zaczepki, ponieważ
byłam wypompowana z sił, a jedyną rzeczą, o której teraz marzyłam było wygodne
łóżko, jakaś kanapka oraz gorąca czekolada. - Głucha jesteś? - Usłyszałam
tuż nad uchem, co spowodowało nieprzyjemny dreszcz, który przebiegł po moich
plecach. Jego dłoń spoczęła na moim barku i mocno za niego ścisnęła. - Wołałem
cię, kochanie. - wymruczał, a odór wódki wymieszanej z piwem dotarł
do mojego nosa, który odruchowo zmarszczyłam.
-Nie dotykaj mnie, popaprańcu - wycedziłam przez
zaciśnięte zęby. W tej chwili nie bałam się, przemawiał przeze mnie gniew,
który niewiadomo skąd się wziął. Po prostu byłam zła, prawdziwie zła, a ten
typek tylko przelał czarę mojej goryczy.
-Ostra, lubię takie - stwierdził odwracając mnie
do siebie przodem. Ścisnął mój podbródek i dokładnie zlustrował dzięki światłu
latarni, które oświetlało ulicę, a właściwie to jej część, gdzie się teraz
znajdowaliśmy.
Mój gnębiciel oraz niewyżyty
seksualnie, napalony dwudziestokilkulatek był blondynem o piwnych oczach. Miał
na sobie czarne podarte jeansy, koszulkę z logo jakiegoś bandu oraz zniszczone
tenisówki za kostkę. Górował nade mną wzrostem, jednak jego postura była
przeciętna. Strzepnęłam jego dłoń z mojej twarzy i cofnęłam się o krok, który
on natychmiast wykonał w moim kierunku.
-Yo, Chris! Tommo dzwonił! - Mężczyzna odszedł, a
jego miejsce zajął tym razem brunet o ciemnych oczach, które przypominały dwa
węgielki, niczym u bałwana. Był o wiele lepiej zbudowany, niż jego przygłupi
koleżka, jednak strojem mu dorównywał. - Nic ci się nie stało,
Maleńka? - Prychnęłam pod nosem i wywróciłam oczami, wykonując piruet
na pięcie, a następnie odchodząc. Napastnik szarpnął mnie za
ramię. - Ness, nie poznajesz starych przyjaciół? - Zmarszczyłam
brwi. Skąd on mnie zna i dlaczego twierdzi, że się z nim przyjaźniłam? Pierwszy
raz widzę tego człowieka na oczy!
-Odwal się, dobra? - mruknęłam znudzona
przestępując z nogi na nogę, ponieważ bolące kończyny dawały mi się już we
znaki. Potrzebowałam usiąść i chwilę odpocząć.
-Nessie, Nessie, Nessie... - Pokiwał głową na boki
z ustami uformowanymi w dzióbek. –Moja słodka i głupiutka Nessie, jak możesz
nie poznawać przyjaciół swojego chłoptasia? - Zmarszczyłam brwi.
Zdziwił mnie fakt, że ten chłopak mnie zna, ale jeszcze bardziej tą
wypowiedzią, która nie trzymała się kupy. Ostatnio miałam chłopaka trzy lata
temu i nie znałam wszystkich jego przyjaciół. - To ja, Jeremy Stan. - Wyszczerzyłam
na niego oczy. Żarty sobie ze mnie stroi?! To niemożliwe, żeby Jer stał przede
mną. Kiedy wyjechałam do Włoch był cherlawym głupkiem wpatrzonym w swojego
przyjaciela, a teraz… Woah! Jest napakowanym przystojniakiem, który pewnie ma
na pęczki kobiet.
-Jeremy, naprawę nie mam dziś ochoty, ani siły na starcia
słowne z tobą. Poza tym nic ci nie zrobiłam, dlatego odpieprz się ode mnie. - Kolejna
moja próba odejścia została zniwelowana przez osiłka, który szatańsko się
uśmiechnął. Gdyby miał rogi oraz ogon, byłby uosobieniem czystego zła. Wiele
razy dopuszczał się złych rzeczy, ale w moim przypadku nigdy nie używał
przemocy i miejmy nadzieję, że nigdy nie będzie.
-Wiem, kochanie, ale twój chłoptaś zrobił - odpowiedział
mi z powagą, nawet na moment nie tracąc naszego kontaktu wzrokowego.
-Nie jesteśmy razem już od jakiś trzech lat - mruknęłam
krzyżując ramiona na piersi. Wiedziałam o kim rozmawiamy, jednak nie chciałam
dłużej drążyć tego tematu. CHCĘ DO DOMU! - Jer, do rzeczy, czego
chcesz?
-Może cię odprowadzę? - Zaprzeczyłam kiwiąc szybko
głową na boki. Nie chciałam spędzać z nim, ani sekundy dłużej. Już przebywanie
w jego towarzystwie skutkowało głupotą, a co dopiero rozmowa i to taka długa!
Nie zważając na moje protesty objął mnie ramieniem i prowadził w ciemność. - Dlaczego
on pozwala ci się włóczyć samej po nocy? - zapytał sam siebie. - Nie
boi się o swój skarb? - Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
-Bo zaraz puszczą pawia, jak nie skończysz tej ckliwej
telenoweli.
Nie przepadam za nim. Nigdy go
nie lubiłam mimo, że niczym mi nie zawinił. Po prostu odstraszał, a raczej
odpychał mnie jego sposób i podejście do życia. Wieczny luzak, który myśli, że
wszyscy go lubią. Niestety nikt się z nim nie liczył i obrabiał dupę przy
najbliższej okazji. Stan, zachowywał się jak męska dziwka, w ciągu tygodnia
miał w swoim łóżku więcej dziewczyn, niż ja miałam ubrań, a tych to ja mam na
pęczki.
-Nie jestem z tym dupkiem - warknęłam. Samo
wspomnienie o moim byłym powodowało u mnie odruch wymiotny.
-W razie czego dzwoń. - Odwrócił się z zamiarem
odejścia, jednak po chwili zawrócił i znów stał ze mną twarzą w
twarz. - Chris to kumpel Tomlinsona, jakby co. - Puścił mi
oczko, a potem musnął mój policzek. Kiedy Jer zniknął w ciemności zaczęłam
przetwarzać to, co się przed chwilą wydarzyło. Analizowałam każde wypowiedziane
przez niego słowo. Gniew. Gniew wezbrał we mnie na sile. Nie chodziło mi tutaj
o tych dwóch frajerów, ani o to, że się do mnie przystawiali, ale sama myśl o
tym, że mogliby zrobić coś mojemu skarbowi doprowadzał mnie do białej gorączki.
Miałam ochotę w coś uderzyć, rozwalić. Byłam zła, wściekła!
Zaczęłam rozglądać się po
okolicy, chcąc ukoić swoje zszarpane nerwy, jednak wszystko poszło na marne, a
mój stan sprzed kilkunastu sekund wrócił. Ten kretyn wszystko ukartował i
specjalnie przyprowadził mnie do tej dzielnicy. Zaplanował to i bezczelnie
podpuszczał.
Nie panując nad sobą weszłam na
posesję białej willi, z której dochodziły głośne bity. Pewnie pchnęłam drzwi, a
wszystkie pary oczu skierowały się na mnie, kiedy z hukiem trzasnęłam drzwiami.
Muzyka ucichła, a ON patrzył na mnie jak na ducha. Jego oczy przypominały teraz
monety pięciozłotowe, a na usta wkradał się delikatny uśmiech. Zagryzłam wargę,
na sam widok otaczających go dwóch dziewczyn – blondynki, z którą mnie zdradził
oraz jej przygłupiej przyjaciółki w niebieskich włosach.
W salonie panował zaduch oraz
śmierdzący zapach dymu nikotynowego oraz alkoholu. Liam siedział z Danielle i
wcześniej o czymś zawzięcie dyskutowali, jednak zaprzestali, gdy tylko mnie
zobaczyli. Zayn, Christian i Matthew unieśli swoje oczy z nad jakże
interesującej gry w karty. Byli zdziwieni, a do mnie dopiero teraz przemówił
zdrowy rozsądek. Co ja zrobiłam? Przecież żadne z nich nie miało wiedzieć o
moim powrocie. Niech
cię szlag, Jeremy!
-Ness?
________________________________________________
Dobra, miśki mamy rozdział drugi!! Jak wam się podoba?? Jest dłuższy niż poprzedni i chyba bardziej ciekawy... Pojawiło sie już dużo postaci i wyjaśniły się relacje między nimi.
Bardzo wam dziękuję za poprzednie komentarze, które bardzo mnie zmotywowały. Oczywiście bardzo proszę o waszą opinię na temat tego rozdziału, ponieważ to dla mnie wiele znaczy. Wiem, że niektórym nie chce sie pisać tych cholernych komentarzy, ale to zajmuje dosłownie chwilkę.
Jeśli chcecie zadawać pytania naszym bohaterom to pytajcie śmiało pod rozdziałem, w komentarzach.
Na razie to tyle...
A, właśnie! Nie mam pojęcia, kiedy pojawi sie następny rozdział, bo na razie mam mało czasu.
Buźka, miśki ;**
Rozdział zajebisty, czekam na next.
OdpowiedzUsuńRozdział jest naprawdę genialny i jeszcze bardziej zachęca mnie do czytania. Darcey jest naprawdę słodka aww. Muszę przyznać, że bardzo polubiłam Ness :) Dobrze, że jej brat jest taki kochany i pomaga jej z córką. Jeremy to jakiś idiota ja pierdole, co za zjeb. Już sobie wyobrażam co się będzie działo w następnym rozdziale. Mam nadzieje, że Nessela jakoś przygada Tomlinsonowi czy coś w tym stylu ugh.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny!
Miłej niedzieli x
Super rozdział, następnego już nie mogę się doczekać. Mam nadzieje na niezła akcję z Tomo :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tymi na górze. Rozdział rewelacyjny dużo ciekawych informacji i wgl. Ok rozumiemy osobiście też czasu wiele nie mam...hmn co tu jeszcze życzę weny i do następnego <3 :D
OdpowiedzUsuńTo jest takie zajebiste *_*
OdpowiedzUsuńDopiero drugi rozdział a ja już się zakochałam w twoim stylu pisania i wspaniałym pomyśle. Pierwszy raz spotkałam się z opowiadaniem z taką fabułą.
Mam takie pytanie, czy Tomo w ogóle wie że ma dziecko?
Eh kocham Louisa ale tutaj jest zwykłym dupkiem, ćpunem i alfonsem. Nie lubię takich ludzi...
Kiedy następny rozdział? Niemogę się już doczekać :)
Ps. właśnie stałam się Twoją stałą czytelniczką :3
Do następnego wpisu :*
Mam jeszcze takie pytanie. Zrobiła byś zakładkę: pytania do bohaterów?
UsuńPewnie, że zrobię ;p i odpowiedź na twoje pytanie: Nie, Tommo nie wie, że ma dziecko ;)
UsuńDziękuje :)
UsuńOj, ciekawe jak zareaguje kiedy się dowie :3
Kocham. I czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńProszę szybko go dodaj bo nie wyrobię.
Pozdrawiam i weny życzę.
Mia
Super rozdział czekam na next :) buziaczki ;*
OdpowiedzUsuńBoski!!!
OdpowiedzUsuńczekam na next'a!!!
Claudia xxx.
(Twitter @Dire_ctioner_)