„Problem z przeszłością często polega na tym, że zawsze jest ona
częścią teraźniejszości. Nie można tak po prostu wymazać niektórych spraw z
pamięci i zapomnieć o ich, jak gdyby nie miały już żadnego znaczenia.”
Ness
-Ness? - Jako pierwszy odezwał się Matt. Chłopak
nie dowierzał w to, co widzi. Po chwili całe pomieszczenie wypełniło się jego
niedowierzającym prychnięciem. Dwudziestoletni brunet podszedł do mnie i objął
szczelnie ramionami. Stałam sparaliżowana, a mój wzrok padał na NIEGO. Wpatrywaliśmy
się w siebie, ale żadne się nie odezwało. Te zdziry jeszcze bardziej do niego
przyległy, jednak wstał i tym samym uwolnił się od tych żmij. Pewnym krokiem
podszedł do mnie i złapał za ramiona Andersona, tym samym odsuwając go ode
mnie.
-Nessie... – powiedział, jakby z ulgą, a następnie
chciał mnie przytulić, ale nie pozwoliłam mu na to, tylko cofnęłam się krok w
tył. Nie mam już szesnastu lat i na pewno nie nabiorę się na jego słodziutkie Nessie. Dorosłam,
wyleczyłam się z niego - jest mi obojętny. - Co jest? - Zmarszczył
brwi. No tak, teraz jest wielce zdziwiony. Tępo patrzyłam i mordowałam wzrokiem
tą blond wywłokę, z którą trzy lata temu mnie zdradził.
-Słuchaj... - Przyjęłam poważny ton jak na
studentkę prawa przystało. - Trzymaj tego kretyna... - W
tym momencie wskazałam na Moon’ a, który tylko spuścił wzrok, gdy Louis na
niego spojrzał. - Z dala ode mnie, bo nie mam zamiaru zostać gdzieś
zgwałcona na pieprzonym przystanku. - Odwróciłam się na pięcie, ale
przed samym wyjściem zatrzymał mnie jeszcze kobiecy głos.
-Nessie, skoczymy jutro na kawę? - Przekręciłam
głowę, by zobaczyć moją przyjaciółkę, która patrzyła na mnie ze skruchą. Z
lekkim uśmiechem pokiwałam pionowo głową.
-Tam gdzie zawsze o dziesiątej, Dani. - Wyszłam
trzaskając drzwiami z impetem, chcąc podkreślić jeszcze bardziej scenę z moim
dramatycznym opuszczeniem tego domu publicznego.
Żwawym krokiem szłam prosto do
siebie.
To było dziwne, głupie i
szczeniackie z mojej strony. Przez Jeremiego zapomniałam o zdrowym rozsądku,
spieprzyłam wszystko wchodząc tak po prostu do domu Tomlinsona i robiąc mu
awanturę o tego gnojka, który nieświadom niczego i będąc pod wpływem alkoholu
mnie podrywał.
Zamknęłam drzwi i rzuciłam się na
sofę. Zsunęłam buty ze stóp i odetchnęłam z ulgą. Złapałam za pilota, po czym
włączyłam MTV, gdzie właśnie leciały najnowsze odcinki Ekipy z Newcastle.
Swoją drogą uwielbiam to reality show. Pokazuje życie osób, które nie zważają
na zdanie innych i robią to, co chcą - imprezują, piją i uprawiają
seks nie licząc się z konsekwencjami.
Westchnęłam głośno i podreptałam
do łazienki, gdzie rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic. Ciepła woda
odprężyła mnie trochę. Po kąpieli wytarłam się ręcznikiem, a następnie włożyłam
za dużą koszulkę Adasia z Nike oraz czarne koronkowe majtki. Suszyłam właśnie
włosy ręcznikiem, kiedy usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.
Kogo niesie o wpół do jedenastej
wieczorem?! Przekręciłam klucz w zamku i uchyliłam brązowy prostokąt. Doznałam
szoku, jakby ktoś spoliczkował mnie deską. Co on tutaj robi?! Śledził mnie?
-Czego chcesz? - Skrzyżowałam ręce na piersi.
-Nessie… - Jego dłoń wylądowała na moim policzku,
który delikatnie gładził. Pragnęłam w tej chwili, żeby przestał, byłam tak zdeterminowana,
że sama chciałam strącić jego rękę tyle, że nie mogłam. Nie mam bladego pojęcia
dlaczego, ale nie chciałam żeby przestawał. Byłam stęskniona tego dotyku,
jednak z drugiej strony przez rok rozpaczałam przez tego idiotę, a teraz tak po
prostu pozwalam mu na takie rzeczy. - Gdzie byłaś? - Nie
mogłam się ruszyć, a co gorsza nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Utonęłam
w jego niebieskich oczach, które… Zaczął się nade mną pochylać. – Wypiękniałaś - wychrypiał
do mojego ucha przygryzając płatek, powodując tym samym dreszcz na moich
plecach. - Moja Nessie... - powiedział to tak pięknie…
Chwilunia! Dość tego dobrego, przecież to Louis! Dupek zdradził mnie z jakąś
wytapetowaną cizią, a teraz ma czelność jeszcze tutaj przychodzić! Jest po
prostu bezczelnym gnojkiem, który mimo upływu trzech lat wcale się nie zmienił,
poza wiekiem oraz budową ciała, które było jeszcze bardziej wyrzeźbione, niż
przed naszym ostatnim spotkaniem.
Chciał mnie pocałować, jednak
zasłoniłam mu usta dłonią nie wyrażając tym samym na to zgody. Nie chciałam,
żeby jego słodkie usta dotykały moich. Nie miał takiego prawa… stracił je!
Jeśli myśli, że jedna awantura, a potem to, że mnie śledził i próbował uwieść
sprawi, że rzucę się na niego jak napalona fanka na swojego idola to jest, w
cholernym błędzie!
-Nessie, co ci? - Nie zmienił się. Już po kilku
dniach naszej znajomości pokazał mi jaki jest naprawdę tylko, że wtedy byłam w Louisie
szaleńczo zakochana, a dla niego byłam kolejną zabaweczką, którą gdy się znudzi
odkłada w kąt na pastwę kurzu i zapomnienia.
-Powiedz mi tylko jedną rzecz. - Kiwnął głową, abym
kontynuowała. - Czy ta twoja blond dziwka jest dobra w łóżku? -
Zmarszczył brwi udając, że nie ma bladego pojęcia o czym właściwie mówię, ale
nie znam go od wczoraj. Louis świetnie kłamał i na początku wierzyłam we
wszystko, czym mydlił mi oczy, teraz wiem, kiedy kłamie i gra idiotę, który nie wie o czym mówię. - Nie patrz tak na mnie! - Dźgnęłam
go palcem w twardą klatkę piersiową, próbując nie rozpłakać się przez nadmiar
wrażeń dzisiejszego dnia. - Pieprzyłeś się z nią! - wrzasnęłam
na cały blok. Widziałam, że chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu dość
do słowa. - Zamknij się - wycedziłam przez zaciśnięte
zęby. - Widziałam was. - Nie potrafiłam dłużej tamować łez.
Słone krople zaczęły spływać po moich zaróżowionych policzkach. Pociągałam od
czasu do czasu nosem próbując się uspokoić, ale szło mi to beznadziejnie.
-Nessie, to nie tak - mówił skruszonym głosem i
chciał mnie przytulić, ale odepchnęłam go. Wykorzystałam jego chwilę nieuwagi i
zamknęłam drzwi na łańcuszek oraz klucz.
-Zostaw mnie, proszę. Daj mi spokój - jęknęłam
błagalnie wycierając mokre od płaczu policzki. Zjechałam plecami po drzwiach i
objęłam nogi ramionami. Opierając czoło o kolana dalej ryczałam jak bóbr.
-Nessie, otwórz te cholerne drzwi! - krzyczał i
dobijał się do drzwi. Nie reagowałam, tępo wpatrywałam się w ścianę. Mój stan
był godny opłakania. Byłam żałosna, słaba i taka głupia… Dałam się podpuścić
popaprańcowi, który ma jakieś porachunki z Tomlinsonem. - Nessela! - Przeraziłam
się, gdy kolejny raz uderzył dłonią w brązowe drzwi. Bałam się, czy aby na
pewno zawiasy wytrzymają pod wpływem siły jaką wkładał w ciosy. - Kurwa,
otwieraj te pierdolone drzwi!
-Przepraszam pana, ale już po ciszy nocnej, albo pan
odejdzie, albo wezwę policję. - Po drugiej stronie usłyszałam głos
staruszki, która prawdopodobnie była jedną z moich sąsiadek. Błagam, niech ten
nieobliczalny drań nic jej nie zrobi. Nie mam najmniejszej ochoty na wizyty na
komisariacie, a w najgorszym wypadku na sądy.
-Kurwa… - westchnął, uderzając głową w mahoniowy
prostokąt. - Zaraz wychodzę, psze pani - zapewnił kobietę,
która zatrzasnęła drzwi. - Nie odpuszczę, Nessela! - Ostatni
raz uderzył dłonią w ścianę, która nas dzieliła, a potem opuścił mieszkanie.
Nie wiem ile czasu siedziałam pod wejściem, niczym zbity psiak…
Obudziłam się rano z potwornym
bólem karku. Włosy kleiły mi się do policzków, a wagi były spierzchnięte, natomiast
moje gardło przypominało Saharę. Z lekkimi jękami oraz trudnościami poderwałam
się z paneli i podreptałam do kuchni, starając się w tym krótkim czasie
rozmasować zbolałą szyję. Wyjęłam szklankę z szafki i nalałam do niej wody,
którą wypiłam jednym duszkiem. Oparłam się dłońmi o blat i głęboko westchnęłam,
przypominając sobie zdarzenia z wczorajszego wieczoru.
Na zegarze ściennym widniała
godzina dziewiąta, dlatego postanowiłam pójść się przygotować na spotkanie z
Danielle. Zabrawszy z szafy czarne legginsy, białą bokserkę oraz koszulę w
czarno czerwoną kratę, a następnie bieliznę z komody powędrowałam do łazienki,
gdzie doprowadziłam się do stanu przyjęcia. Znów wróciłam do kuchni, a z
lodówki wyjęłam jogurt pitny o smaku wanilii, który wypiłam kompletując go z
kromką chleba razowego.
Ubrałam brązowe buty za kostkę
oraz czarną skórzaną kurtkę łącznie z chustą, którą owinęłam wokół szyi.
Wyszłam z domu wcześniej oczywiście zamykając go na klucz.
-Jesteś Vanessa, prawda? - Z mieszkania obok
wyszła podstarzała kobieta, nieco niższa wyższa ode mnie o bardzo szczupłej
sylwetce. Ubrana była w granatową garsonkę i mierzyła mnie spojrzeniem od góry
do dołu.
-Nessela - poprawiłam.
Nienawidziłam, gdy ktoś
przypuszczał, że Ness
lub Nessie jest
skrótem od pełnego imienia Vanessa. Ludzie
są myli, a najgorsze jest to, że oceniają nie znając prawdy o drugim człowieku.
Sądzą, że pozjadali wszystkie rozumy, a w rzeczywistości dzieci z przedszkola
mają więcej oleju w głowie.
-Nieważne. - Spławiła mnie gestem dłoni. - Jeśli
nie chcesz mieć kłopotów, nie sprowadzaj tutaj więcej tego chłopaka. Ludzie,
tacy jak ja czy chociażby pan Rodriguez pracują i pragną się wyspać,
zrozumiano?
-Tak i przepraszam, ale ten chłopak wcale nie był tutaj
zaproszony. Naprawdę przepraszam, jeśli narobiłam pani i panu Rodriguez’ owi
kłopotów. - Wysiliłam się na niewinny uśmieszek, w duchu modląc się,
aby to kupiła i odczepiła się ode mnie.Aktualne mam więcej problemów na głowie,
niż zastanawianie się czy jakieś stare babsko, które nie szanuje zdania oraz
egzystencji innych nie spało dobrze, bo jakiś pajac darł się na cały blok
mieszkaniowy!
-Dobrze, już dobrze dziecko - uśmiechnęła się
triumfalnie. - Tylko uważaj na siebie, nie podoba mi się ten typ, a
ty jesteś dla niego za dobra. – Och, tak, pokrzepiająca rozmowa
dodająca wigoru, pewności siebie oraz dowartościowująca… Tego właśnie było mi
trzeba. To żałosne jak ludzie są zmienni i starają ci się przypodobać.
Weźmy na przykład tą kobietę:
Przekręciła moje imię i nawet za to nie przeprosiła, wygłosiła mi kazanie na
temat, tego z kim mogę przebywać oraz kogo mogę sprowadzać do domu, - pomińmy
fakt, że ten budynek należy do mojego ojca, mieszam tutaj za darmo i jak gdyby
na to nie patrzeć to jestem również właścicielką, której oni płacą czynsz
- a na koniec wygłasza swoją mowę zwycięscy. To żałosne i… tak śmieszne,
że aż mózg boli. Mam ochotę uderzyć głową w ścianę, gdy słyszę takie
pierdolamento. Chcę spoliczkować samą siebie za to, że to właśnie na mnie taka
osoba musiała trafić i prawić mi morale.
-Miłego dnia - uśmiechnęłam się sztucznie, jednak
sprawiając wrażenie miłej i wyszłam z klatki schodowej. Powolnym krokiem
ruszyłam w kierunku First
Kiss - kawiarni, gdzie poznał nas Louis.
-Cześć, piękna - usłyszałam za sobą, dlatego
odwróciłam się. Przede mną stał Jeremy w całej swojej okazałości. Miał na sobie
czarny płaszcz, spodnie oraz buty pod kolor. Jego włosy były ułożone
prawdopodobnie za pomocą żelu. Wyglądał jak model i w rzeczywistości, gdyby nie
jego przeszłość mógłby nim być. - Gdzie idziesz? - Jego
palce szybko musnęły mój policzek, a następnie potarł je o siebie. - Miałaś
rzęsę - uśmiechnął się pięknie.
-Przestań - westchnęłam odgarniając włosy do
tyłu. - Podpuściłeś mnie, Jer! - Dźgnęłam go oburzona
palcem w klatkę piersiową, co wywołało u niego śmiech. Pamiętam jak niegdyś
razem z Louisem się przyjaźnili. Byli najlepszymi kumplami i zawsze robili
wszystko razem - imprezowali, brali udział w nielegalnych wyścigach,
robili lewe interesy, czy chociażby wyrywali razem panienki. Tylko, że kilka
tygodni przed moim wyjazdem do Mediolanu strasznie się pokłócili.
-Ness, skąd miałem wiedzieć, że do niego pójdziesz? - Zdołał
wydusić przez śmiech. Zaprzestał dopiero w chwili, gdy zobaczył moją minę mordercy. - Przepraszam. - Posłał
mi pokrzepiający uśmiech, który w małym stopniu złagodził moją wściekłość. - Too…
dokąd zmierzasz?
-Do First Kiss. - Pokiwał
głową na znak zrozumienia.
-Odprowadzę cię. - Niespodziewanie splótł nasze
palce razem i lekko pociągnął w kierunku kawiarni. Całą drogę milczeliśmy. Nie
wiedziałam, o czym miałabym z nim rozmawiać, przeważnie dopiero otwieraliśmy
się przed sobą przy piwie, którego po zdradzie Tomlinsona sobie nie odmawiałam.
Dochodziło nawet do sytuacji, kiedy Adam musiał mnie zbierać z klubu, w którym
leżałam schlana. Teraz, gdy o tym myślę jest mi cholernie wstyd, że pozwoliłam
Louisowi doprowadzić się do takiego stanu.
Cała trasa zajęła nam dziesięć
minut. Dłonie Jeremiego były przyjemnie ciepłe w porównaniu z moimi, ale to mi
wcale nie przeszkadzało. Weszliśmy do lokalu, o czym poinformowały
charakterystyczne dzwoneczki zawieszone nad drzwiami, a wzrok niektórych
klientów powędrował na nas. Odnalazłam Danielle, która przyglądała mi się z
szeroko otwartymi oczami. Sprawa wyglądała następująco: Dani i Jeremy
nienawidzili się.
-Spotkamy się później? - Usłyszałam tuż przy uchu,
jednak zignorowałam to pytanie, gdyż bardziej pochłonął mnie widok
rozczarowanej przyjaciółki, która w niedowierzaniu oraz rozczarowaniu kręciła
głową na boki. Stan mocniej ścisnął moje palce, co skutkowało tylko syknięciem,
które wydobyło się z moich ust. - Wybacz, Nessie. Do zobaczenia. - Jego
rozgrzane wargi musnęły mój zimny policzek, wywołując tym samym u mnie wielkie
zdziwienie. Mężczyzna odpuścił kawiarnię, a ja odruchowo dotknęłam mokrego
miejsca. Czy on pocałował mnie właśnie w policzek?
Niepewnie podeszłam do stolika,
przy którym zasiadała mulatka z kamienną twarzą. Odsunęłam krzesło i dosiadłam
się łapiąc od razu menu. Zlustrowałam kartę, a nad nami zawisła sylwetka
brunetki ubranej w biało - niebieski uniform z plakietką. Długie falowane
włosy opadały jej kaskadami na piersi. W ręku ściskała mały notesik oraz
długopis.
-Co dla was? - Jej głos był melodyjny i przyjazny
dla ucha.
-Dla mnie cappuccino. - Posłałam jej przyjazny
uśmiech, a ona zapisała kawę dla mnie w zeszyciku. Znacząco popatrzyła na
Olson.
-Latte. - Kelnerka odeszła, a między nami znów
zapadła grobowa cisza.
-Cześć - powiedziałam nieco skrępowana. Danielle
widziała mnie z Jeremy’ m i to tylko kwestia czasu, kiedy wygada się przed
swoim chłopakiem, a Liam z kolei powie o tym Louisowi.
Po chwili podeszła do nas znów ta
sama dziewczyna i podała nam nasze zamówienia.
-Dzięki. - Brązowooka skinęła głową, a potem
podeszła do innego stolika.
-Gdzie ty byłaś przez te trzy lata, Ness? - Ona
chyba dalej nie potrafiła uwierzyć w to, że wróciłam i siedzę naprzeciwko niej. - Co
cię łączy z tym idiotą? Wiesz, że Louis będzie wściekły. - Przewróciłam
oczami na tą uwagę. Szczerze, miałam głęboko w poważaniu reakcję Tomlinsona na
wiadomość, że trzymałam dłoń Stana.
-Dani, zwolnij trochę - zachichotałam i upiłam
małego łyczka mojego ulubionego trunku, od którego ostatnimi czasy byłam
uzależniona. - Byłam w Mediolanie, skończyłam szkołę i teraz wybieram
się na studia prawnicze, a jeśli chodzi o Jeremiego to tylko mnie odprowadzał. - Wzruszyłam
nieśmiało ramionami.
-Co z Louisem? - dopytywała. Nie miałam
najmniejszej ochoty na pogawędkę o moim byłym chłopaku, jednak nie widziałyśmy
się z Olson ponad trzy lata - chciałam nadrobić stracony czas, a nie
wychodzić na zołzę, która strzela fochy niczym pięciolatka.
-Nic, a co ma być? - zaśmiałam się cichutko nie
wierząc w słowa mulatki. - Przecież mnie zdradził. Nie mam już do
niego nic, nawet szacunku.
-Czyli wolisz pierdolonego dziwkarza od faceta, który
stracił dla ciebie głowę? - prychnęła.
-Spuścił też spodnie dla pierwszorzędnej szmaty, ale to nie
ważne. - Znów sięgnęłam po filiżankę i upiłam sporego łyka kawy. - On
wczoraj u mnie był - szepnęłam niczym wyjawiając sekret. Dani
pochyliła się nad stołem przybliżając tym samym w moim kierunku.
-Jer…
-Nie - przerwałam jej. To niedorzeczne! Dopiero
dziś na spokojnie mogłam porozmawiać z Jeremy’ m, a ona podejrzewa, że
zaprosiłam go wczoraj do swojego mieszkania. Louis - dodałam
już nieco normalnie. - Zagroził mi, że nie odpuści. - Na
jej ustach pojawił się uroczy uśmiech.
-Bo cię kocha.
-Nie kłam, Dani - wycedziłam przez zaciśnięte zęby
oraz mocniej zaciskając dłonie na szklance z letnim trunkiem. - Pieprzył
ją na moich oczach. - Brunetka zakrztusiła się latte i mało co nie
oblała swoich jeansów.
-Kogo przeleciał? - dopytywała, a ja niczym na
przesłuchaniu opowiedziałam jej na wszystkie pytania. Wyjaśniłam, o co chodzi z
tą blond cizią, a następnie całą resztę pomijając fakt o Darcey oraz moim
macierzyństwie.
Rozmawiałyśmy do pierwszej po
południu, a potem pożegnałam się z Olson i ruszyłam w stronę willi rodziców, do
której dotarłam po dwudziestu minutach wolnego spaceru. Weszłam bez pukania, a
pierwszym dźwiękiem, jaki usłyszałam był donośny śmiech mojej córki.
Zsunęłam buty ze stóp i
odwiesiłam kurtkę na wieszak. Skierowałam się w głąb domu, idąc do kuchni. W
pomieszczeniu na wysokim krześle barowym siedziała Darcey, która chichotała na
widok Adasia, który podrzucał naleśniki.
-Cześć smyku. - Cmoknęłam jej policzek, a potem
przywitałam mojego brata w ten sam sposób. - Co robicie?
-Obiad - odpowiedział Donavan, kładąc na blacie
wyspy kuchennej talerz pachnących placków.
-Nie za dobrze się odżywiasz, Księżniczko? - Uniosłam
brwi na drobną szatynkę, która przewróciła oczami. - Wczoraj
naleśniki, dziś naleśniki… Naleśnikowy tydzień?
-Tak! - Klasnęła w dłonie. - Naleśnikowy
tydzień! Adaś, a zrobisz mi jutro naleśniki? - Oboje z bratem
zaśmialiśmy się.
-Ness, siadaj i zjadaj - nakazał.
-Mam dietę, muszę schudnąć pięć kilo do jazdy figurowej. - Wzruszyłam
ramionami. Według mamy nie wychodzą mi skoki, ponieważ za dużo ważę.
-Pieprzysz. - Machnął ręką. - Jutro
zabiorę cię na siłownię i dam ci wycisk, a teraz wsuwaj te naleśniki. - Nie
zważając na moje protesty posmarował nutellą jeden z placków i zwinął w
rulonik, który wepchnął mi do buzi. Łapiąc za moją szczękę poruszał nią w górę
i w dół sprawiając tym samym, że zaczęłam przeżuwać. - Właśnie tak!
Grzeczna dziewczynka… No dalej, jeszcze jeden kęs! Brawo słoneczko, w nagrodę
dostaniesz lizaka! - Wyjął z kieszeni swoich dresów wspomnianą
słodkość, którą wręczył mi oraz Darcey, która cały czas się z nas śmiała.
-Adam - warknęłam, kiedy znów zaczął smarować
naleśnik orzechowym musem. Zjadłam dość, a on musi pojąć, że muszę zrzucić te
kilka kilo, żeby spełnić swoje, jak i mamy marzenie o mistrzostwie.
-Wyluzuj, ten jest dla mnie. - Wyszczerzył zęby,
które były całe w słodziutkiej nutelli.
-Pośpiesz się, bo przepadnie ci randka z Marisą. - Jak
poparzony pobiegł do góry.
-Umyj ząbki, Adaś! - krzyknęła trzylatka, kończąc
swój obiad. - Co będziemy dziś robić, mamusiu?
-A na co masz ochotę?
-Chcę rysować! - pisnęła uradowana. - Narysujemy
Adasia i jego dziewczyną, a potem… - Jej wypowiedź została przerwana
przez sygnał mojej komórki. Odebrałam połączenie i przyłożyłam telefon do ucha.
-Tak, słucham?
-Czy rozmawiam z panią Nesselą Donavan? - Po
drugiej stronie usłyszałam gruby męski głos, który już wczoraj miałam
przyjemność poznać.
-Tak, przy telefonie.
-Tutaj rektor University College London, chciałem panią
poinformować, że pani podanie na studia zostało rozpatrzone negatywnie.
-Co?!
____________________________________________
Okay, mam dla was rozdział trzeci!! - Tak jak obiecałam jest w sobotę - trochę późno, ale jest, prawda?? ;) Miałam małe trudności z nim, jednak uważam, że wyszedł całkiem niezły.
W uporządkowany dotychczas świecie Nessie znów zaczyna huczeć, a to tylko przedsmak dalszych części...
Ness i jej plany ze studiami poszły się jebać, czy jednak znajdzie sposób, żeby dopiąć swojego??
Matka Ness... Cóż to niezła wariatka, ale właśnie taka miała być w tym opowiadaniu, bo dziewczyna jest córeczką tatusia, który zrobiłby dla niej wszystko...
Chciałam wam baaaaaaardzo podziękować za komentarze pod drugim rozdziałem, bo to dzięki wam rozdział pojawił się właśnie dziś. Wasze komentarze naprawdę mocno mnie motywują i pozwalają na serwowanie wam tej chały...
P.S. piosenka w tle jest mega piękna i chyba dobrze kompletuje sie z całością, prawda??
Jeszcze raz wam dziękuję miśki ;**
O właśnie, mało i bym zapomniała jeśli, którakolwiek z was ma talent w "robieniu" grafiki, chciałabym - jeśli to oczywiście nie problem -, żeby wykonała wspólne zdjęcie Louisa i Nessie (Dianna Agron) - w necie nie ma ich za wiele, a ja chciałabym, aby takowe powstało - oraz Ness i Jeremiego (Sebastian Stan). Obrazy wysyłajcie na moją pocztę, a ja z przyjemnością będę je wrzucała na bloga pod każdym z rozdziałów.
275blondi16@wp.pl
Do następnego rozdziału. Trzymajcie się, czółko ;**