No, heej?? *wchodzi nieśmiało i z zawstydzeniem*
Wiem, że wiele osób z was mnie teraz nienawidzi i naprawdę nie mam wam tego za złe, bo zachowałam się podle, jak suka (tak anonimku do ciebie mówię, ale nie martw się - twój komentarz wcale mnie "nie dotknął").
Prawda jest taka, że (wbrew pozorom wszystkich dorosłych czyt. rodziców) życie nastolatków wcale nie jest proste. Miałam pewne problemy osobiste i naprawę brak siły na nic, więc nawet nie wchodziłam na bloggera, mało tego całkowicie się wylogowałam. Wróciłam dopiero kilka dni temu i naprawdę dotarło do mnie, że was zawiodłam. Brak jakiegokolwiek kontaktu czy żyję, kiedy wgl będzie rozdział i czy wgl będzie...
Chodzi mi o to, że jestem dość specyficzną osobą, bo nikt nie ma pojęcia o tym, że dziewczyna, która zawsze się śmieje, żartuje ze wszystkiego i wszystkich, jest tak naprawdę zagubioną nastolatką, która nie rozumie i wręcz boi się otaczającego ją świata.
Tak, boję się. Tak, jestem cholernym tchórzem i nie potrafię walczyć o swoje i nigdy nie umiałam. Udaję twardą, ale jestem miękka piórko. Jestem żałosna i beznadziejna, ale zdążyłam już do tego przywyknąć, tak jak do moich załamań nerwowych, ale jak twierdzą wszyscy zawsze "bagatelizuję" sprawę i nie mam problemów... -.- Cóż... Ale jestem w stosunku dla innych zła, wredna, mówię co myślę (potem, czasami żałuję, ale przeważnie... zawsze nie żałuję), myślę tylko o sobie i o tym, żebym miała wszystko, czego zechcę, ale jeśli nie wyjdzie mi za pierwszym razem to rzucam to w kąt i zapominam, bo tak jest łatwiej, WIĘC, TAK JESTEM WREDNĄ SUKĄ, ANONIMKU, ALE WIESZ DLACZEGO?? BO WREDNE SUKI ZAWSZE DOSTAJĄ, CO ZECHCĄ, A TO JEST DLA CIEBIE >for anonimek ♥♥♥ ;**< I DLA TWOJEJ WIADOMOŚCI JA NAPRAWDĘ NIE KAŻĘ CI CZYTAĆ TEGO NUDNEGO JAK FLAKI Z OLEJEM OPOWIADANIA! ROBISZ TO SAMA, BO GDYBYŚ FAKTYCZNIE MIAŁA JAK TWIERDZISZ WYJEBANE TO BYŚ MIAŁA WYJEBANE, I NIE MÓWIŁABYŚ O TYM, BO BYŚ MIAŁA WYJEBANE. TRUE STORY... ;)
Nie chcę, żeby wyglądało to jak jakaś żałosna próba usprawiedliwień i nie chcę też waszych pocieszeń. Nie zrozumcie mnie źle, ale nie chcę litości jestem dużą dziewczyną, a duże dziewczynki nie płaczą, sooo... nie przedłużając, wiem, że ten rozdział pewnie znowu będzie nudny jak flaki z olejem (bleee!! ohyda!! fLaKi *brrrr*), ale co mi tam... to dla was miałam zanim zaczęło się pieprzyć i to też dziś skończyłam.
Rozdział z dedykacją dla wszystkich czytelników (nie zabijcie mnie za tą szmirę), ale w szczególności dla Olivia Diana Malik (bardzo cię przepraszam, że dedykuję ci takie wypociny, miśku - błagam wybacz mi proszę).
OD RAZU WAM MÓWIĘ, ŻE NIE MAM BLADEGO POJĘCIA, KIEDY DODAM NASTĘPNY, ALE BĘDĘ SIĘ STARAĆ, ŻEBY NIE TRWAŁO TO TAK DŁUGO
„On widział w niej sens, i nie chciał żadnej innej, choć ona nie była aniołem.”
Zayn
Kiedy
Ness poszła się położyć, a ja zostałem sam z Darcey postanowiłem wziąć się do
roboty, dlatego zabrałem komputer mojej dziewczyny, który z łatwością włączyłem
i mówiąc najprościej włamałem się do systemu. Stuknąłem ikonkę dokumentu Worda
zatytułowanego, jako Mowa obronna nr 23 –
Ness przechowywała wszystkie swoje prace, czego sam do końca nie rozumiałem,
ale nie drążyłem tematu, nie chcąc wszczynać niepotrzebnych kłótni. Tematem
zadania była mowa obronna kolesia, który dopuścił się morderstwa – to
absurdalne, że Ness miała bronić kogoś, kto porwał się na tak haniebny czyn, to
zupełnie tak, jakby kazali jej bronić Williamsa. Bez sensu…
- Co robisz? – Usłyszałem
zachrypnięty głosik Darcey, dlatego przeniosłem na nią wzrok.
Czterolatka siedziała opatulona
kocem na sofie i kątem oka wpatrywała się w telewizor, gdzie aktualnie leciały
jakieś kreskówki. Wyglądała niezwykle rozkosznie cała zakatarzona i
przypominała mi Ness, kiedy zastałem ją przeziębioną po powrocie z Moskwy. To
chyba była jedyna z zauważalnych rzeczy, którą Darcey odziedziczyła po mamie –
miała włosy, oczy, a nawet nos i zachowanie jak Tomlinson, taka mini wersja
Louisa, tylko mniej wkurwiająca i bez tych całych upośledzeń i urojeń.
- Piszę za nią to zadanie –
poinformowałem skupiając się teraz w ostateczności na obranym celu.
- Czemu?
- Bo ją kocham – odpowiedziałem
bez zastanowienia. – Jesteś głodna, albo chce ci się pić?
- Nie – psiknęła głośno, dlatego
z rozbawieniem podałem szatynce paczkę chusteczek.
- Zrobię ci herbaty z miodem –
powiedziałem, a potem odłożyłem komputer i wstawszy poszedłem do kuchni.
Wstawiłem wodę i przygotowałem dwa kubki, do których wrzuciłem torebki z
suszonymi ziółkami. Kiedy woda się zagotowała, zalałem napary, a następnie
odczekałem, aż trochę ostygną, i kiedy to nastąpiło dodałem do herbaty Darcey
łyżkę miodu, który rozmieszałem. Chwyciwszy za uszy kubków wróciłem do salonu i
podałem napój czterolatce, a sam wróciłem do pracy.
Pisanie tej całej mowy było
głupie, ale skończyłem ją po dwóch godzinach, po czym wydrukowałem. Zszywaczem
spiąłem kilka kartek i włożyłem do teczki z pingwinem Ness, a potem zamknąłem i
odłożyłem na wcześniejsze miejsce jej komputer.
- Darcey? – zagaiłem, a
niebieskie oczy przeniosły się na mnie. – Co chcesz dostać na urodziny?
- Chcę taki malunek jak masz ty,
na ręce.
- Taak – przeciągnąłem marszcząc
brwi. – To się nie wydarzy nawet, jak będziesz pełnoletnia – dodałem
pośpiesznie. – Wybierz coś innego.
- To chcę deskorolkę –
powiedziała pewnie, a ja tym razem uniosłem lewą brew. Deskorolkę? Czy ona
całkowicie oszalała?
- Co? – mruknąłem bardzo powoli,
będąc w cholernym szoku. Po, co czteroletniemu dziecku deska, do diabła?
- Chcę robić tak, jak oni – stwierdziła
przełączając na inny kanał, na którym aktualnie leciały zawody skateboardowe,
gdzie jacyś goście i laski wymiatali na deskach. – Zobacz to jest Holly Lyons.
– Szatynka wskazała na blondynkę, która jeździła po rampie. – Chcę być taka.
- A co z tymi wszystkimi
zajęciami, na które tak się uparłaś, huh?
- Nie rozumiem.
- Chodzisz na gimnastykę, na
łyżwy, uparłaś się na piłkę nożną, bo Jake też chodzi, a teraz jeszcze chcesz
być skaterką?
- Tak – odpowiedziała pewnie, a
ja kiwam głową na boki z niedowierzaniem.
Skąd to dziecko brało te
wszystkie głupie pomysły? To ten cały Jake jej tak mącił w głowie, czy jaki
diabeł? Przecież Darcey skądś musiała brać te niedorzeczne wymysły, a najgorsze
było chyba to, że Ness ulegała jej we wszystkim – rozumiałem, że Darcey jest
dla Nesselii bardzo ważna, ale to co ona wyprawiała zadziwiało nie tylko mnie.
Ostatnio rozmawiałem z Adamem, który opowiedział, że Darcey chciała, żeby
zabrał ją na mecz koszykówki, co wcale nie byłoby niczym złym, ale, do ciężkiej
cholery te rozgrywki były w pieprzonym Chicago!
- Idź już spać, Darcey.
- Poczytasz mi? – zapytała z
minką zbitego psiaka, a ja mimo wielkiej niechęci zgodziłem się. Zabrałem ją na
ręce i zaniosłem do pokoju, gdzie położyłem szatynkę do łóżka, na które od razu
wgramolił się Dingo. Przysiadłem na brzegu materaca i zabrałem książkę z szafki
nocnej, po czym otworzyłem na zaznaczonej przez Ness stronie. – Co dziś?
- Roszpunka – wymruczałem od
niechcenia, a potem zacząłem czytać. Modliłem się w myślach, żeby Darcey jak
najszybciej zasnęła, ale to się nie wydarzyło i byłem zmuszony przeczytać
jeszcze Kopciuszka.
- Jeszcze jedną – ziewnęła
czterolatka.
- Darcey…
- Proszę, tatusiu – wyszeptała
błagalnie, ale byłem twardy i jej odmówiłem. Pocałowałem ją w czoło, po czym wstałem,
zgasiłem światło i wyszedłem. Przeszedłem do sypialni, gdzie Ness spała
zwinięta w kuleczkę i ten widok naprawdę mnie rozczulił. Zdjąłem spodnie oraz
koszulkę, które zrzuciłem na ziemię, a potem położyłem się za moją dziewczyną i
przyciągnąłem ją do swojej klatki. Leżeliśmy na łyżeczki i to sprawiło mi
przyjemność. Nie muszę się z nią pieprzyć wystarczy, że leżymy przytuleni do
siebie.
Wtuliłem nos w jej blond włosy,
które pachniały czekoladą i Ness. To mój ulubiony zapach. Nessela pachnie
czekoladą, miłością i jaśminem. Kocham tą mieszankę i mógłbym ją wdychać cały
czas, jak cholerny ćpun mógłbym odurzać się tym zapachem w nieskończoność.
***
Obudziłem się około siódmej.
Powoli wyszedłem z łóżka, po czym poszedłem do łazienki, a potem do kuchni,
żeby robić śniadanie i zapalić. Znowu postawiłem na naleśniki, a przy okazji włączyłem
ekspres. Otworzyłem okno na oścież i odpaliłem papierosa, i zająłem się
przewracaniem placków. Przy okazji zadzwoniłem do Liama i Ryana, których wypytałem,
czy znaleźli jakieś konkrety na temat Zacka, ale niestety odpowiedzi mnie nie zadowoliły.
- Miałeś mnie obudzić, dupku. – Usłyszałem
mega zachrypnięty głos. – Przez ciebie nie odrobiłam zadania, więc możesz
śmiało włamać się do systemu i przełożyć to gówno – kontynuowała nadal
nieprzytomna blondynka, czym wywołała u mnie śmiech. – Miałeś nie palić w domu.
- Gdybyś nie była w ciąży to
obstawiałbym, że masz okres – powiedziałem, kiedy do niej podszedłem i pocałowałem
w usta, a potem jeszcze bardziej poczochrałem jej włosy. – Mowę masz w teczce,
kocie.
- Jesteś tak zajebiście idealny –
wymruczała pod nosem i pocałowała mnie w brodę, bo tam dosięga.
- Idź się ubrać, a potem
przychodź na śniadanie.
- Mhm. – Zanim jednak poszła do
łazienki, Ness musiała wypić moją kawę.
Wypaliłem kolejnego papierosa i nalałem
sobie do kubka kawy, ale nim skończyłem ją pić wróciła do mnie moja dziewczyna.
Miała na sobie czarne obcisłe spodnie, chabrową koszulę bez rękawków, która zasłoniła
już nieco okrągły brzuszek, szpilki pod kolor, bransoletkę, czarne kolczyki, a
na oparciu krzesła powiesiła marynarkę. Makijaż Ness dodawał jej nico lat i
dojrzałości, ale zarówno ja i ona wiemy, że Nessela Donavan nie jest zbyt
dojrzała. Blond włosy spięła dziś w eleganckiego koka, a mnie cały efekt
odebrał mowę. Wyglądała pięknie i pięknie pachniała.
- Wiesz, że nie potrafię sobie
wyobrazić miny Matta, kiedy dowie się, że zaciągnąłeś go do szkoły rodzenia? – zachichotała
pod nosem i zaczęła zajadać się naleśnikami.
- Przecież mu nie powiem, głupia
dziewczyno – powiedziałem zażenowany. – Dowie się dopiero na miejscu.
- To był najbardziej idiotyczny
pomysł, na jaki mogłeś wpaść, Zayn.
Przynajmniej nie oplułem
psychola, który chce mnie zabić. No, ale cóż… niektórzy (osoby, tak dojrzałe i
rozważne, jak ja) po prostu wiedzą, kiedy należy odpuścić w przeciwieństwie do
innych (Ness).
- Rozmawiałem z Clary i właśnie
skończyła urządzać naszą sypialnię.
- Mówisz serio? – Przytaknąłem, a
na ustach Donavan błąkał się cień uśmiechu zadowolenia. – Mówiła, kiedy
skończy?
- Do półtorej tygodnia.
- Och, okay… Muszę lecieć, już
ósma – wyznała z pełną buzią umazaną od Nutelli, po czym wstała i podeszła do
mnie, żeby mnie pocałować na do widzenia,
dlatego skorzystałem z okazji wytarłem jej policzek. – Dzięki – wyszeptała
speszona, ale nadal na coś czekała. – Klucze – poinformowała i wystawiła dłoń.
- Jeśli zarysujesz mi samochód
to…
- Spóźnię się, a Harper i tak
mnie nie lubi za spanie na zajęciach. – Wywróciłem oczami i zdjąłem z
najwyższej półki moje klucze.
- To auto jest świętością i… – Uniosłem
szybko dłoń, aby blondynka nie mogła chwycić pęczka kluczy. – Ness, ja naprawdę
kocham to… – Powtórzyłem ten sam gest, co przed chwilą, bo moja dziewczyna
wcale mnie nie słuchała. – Auto i wiesz jak się starałem, żeby je ulepszyć…
- Przestań się już żalić,
przystojniaczku – zawołała, a potem szybko cmoknęła mnie w usta i przy okazji zabrała
klucze, po czym włożyła marynarkę i wybiegła z mieszkania.
Przyrzekam, że jeśli gdzieś
wiedzie tym samochodem to dam jej nauczkę. Może nawet zapomnieć o tym, że
wsiądzie do swojego BMW.
- Dzień dobry. – Tym razem do
kuchni weszła Darcey i wyglądała zupełnie jak Ness wcześniej. Była zmęczona i
nie wyspana.
Dziewczynka usiadła na krześle, a
ja podałem jej czysty talerz.
- Jak się czujesz? – zapytałem,
podczas kiedy wybrałem numer do Matta.
- Dobrze, a co będziemy dziś
robić?
- Musimy jechać do Matta, żeby
naprawić twojej mamie auto, a potem posiedzisz trochę z Marisą, huh? – zapytałem,
a szatynka przytaknęła. – Siema, stary – powiedziałem, kiedy usłyszałem po
drugiej stronie mojego kuzyna.
- Co jest? – ziewnął.
- Wyciągnij go, bo zaraz będę.
- Znowu pokłóciłeś się z Ness? – wymruczał
niezadowolony, na co wywróciłem oczami.
- Musisz gdzieś ze mną pojechać o
czwartej.
- Jestem umówiony z Marisą,
sorry…
- Ona zajmuje się Darcey, a my
robimy sobie męskie popołudnie. – W
szkole rodzenia, gdzie będą same pary. Jezu Przenajświętszy.
- Sam nie wiem, Zayn…
- Nie bądź piczą, Matt. Ubiorę
Darcey i do godziny będę. – Rozłączyłem się, a potem posprzątałem po śniadaniu,
bo Darcey poszła umyć zęby.
Poszedłem do pokoju szatynki i wyjąłem
z jej szafy jakieś ubrania, z którymi kieruję do łazienki. Kulturalnie zapukałem,
a kiedy usłyszałem proszę – wszedłem.
- Pomóc ci? – zapytałem, a
czterolatka pokiwała przecząco głową.
- Ale uczeszesz mi warkocze?
- Darcey – westchnęłam, a ona
robi te oczy szczeniaka.
- Proszę – wymruczała, a jej
dolna warga niebezpiecznie zadrżała.
- Ale ja…
- Proszę, Zayn. – Nie to diabli.
No, więc ubrała się, a potem
zaplotłem jej dwa warkocze. Nieco koślawe, ale jednak były. Wsunęliśmy na nogi
buty, a na ramiona zarzuciliśmy bluzy, po czym wyszliśmy…
- Kurwa – zakląłem pod nosem.
- Kurwa, co? – zapytała Darcey, a
ja mentalnie dałem sobie w twarz.
- Po pierwsze nie wolno tak
mówić, okay?
- Ale ty…
- Ja jestem dorosły, poza tym
jestem facetem.
- Mamusia też tak mów.
- Dostanie ode mnie po tyłku za
tak brzydkie słowa, okay? – Szatynka przytaknęła, a ja pociągnąłem ją powoi w
stronę domu mojego kuzyna.
- Ale czemu tak powiedziałeś,
tatusiu?
Rozczulała mnie tym, że nazywała
mnie swoim ojcem. Naprawdę mi się to podobało. Byłem prawdziwie szczęśliwy
dlatego, że osoba tak bliska Ness akceptowała mnie i kochała. Cieszyłem się
też, że chociaż w małym stopniu potrafiłem zapełnić u Darcey pustkę po stracie
Louisa. To naprawdę podbudowało samoocenę, że robisz coś dobrego dla osób, na
których najbardziej na świecie ci zależy. Lubię sprawiać, że zarówno Nessela
jak i Darcey są szczęśliwe. I niech mnie diabli, ale kupię jej na te urodziny
tą cholerną deskorolkę.
- Bo pożyczyłem Ness samochód i
musimy iść na nogach.
- Kurwa! – zawołała czterolatka,
a mijająca nas starsza pani dziwnie na mnie spojrzała. Zatrzymała się i zastawiła
nam drogę.
- Jakiś problem? – zapytałem, a
kobieta balansowała wzrokiem między mną, a Darcey.
- Dzieci nie powinny tak mówić – powiedziała
w stronę szatynki.
- Mamusia zabroniła rozmawiać z
wrednymi babami – oznajmiła dumnie, a ja zagryzłem dolną wargę, żeby się nie
roześmiać. – Chodź, tatusiu. – Darcey pociągnęła mnie w stronę parku. Zaśmiałem
się cicho pod nosem, ale naprawdę… Powinienem powiedzieć, że nie pochwalam
takiego zachowania i słownictwa czy coś, ale bądźmy szczerzy tej starej
wiedźmie się należało. – Czy potem pójdziemy na bajkę?
- Dam Marisie kasę i ona z tobą
pójdzie, okay?
- Czemu?
- Bo muszę z Mattem kupić ci
prezent na urodziny – skłamałem, bo przecież nie będę mówił czteroletniemu
dziecku, że wybieram się do szkoły rodzenia. Musiałbym całą drogę tłumaczyć, co
to jest, po co tam idę, i dlaczego zabieram Matta, a na koniec ona by się
wygadała i Anderson by mnie wyśmiał oraz nie poszedł ze mną. Podsumowując,
wyszedłbym na skończonego idiotę.
Pod domem mojego kuzyna byliśmy
po godzinie. Nogi bolały mnie niemiłosiernie, ale co się dziwić skoro wszędzie woziłem
się samochodem.
Boże, mam nadzieję, że mojemu
kochanemu autku nic nie jest. Jezu, błagam, żeby Ness go nie skrzywdziła, bo
inaczej chyba się załamię, jeśli będę musiał chodzić na nogach. To znaczy, tak
mam inne samochody, ale one są już w moim garażu i w moim nowym domu, który
jeszcze nie jest skończony. Skąd, do diabła miałem wziąć nowy wóz?! Nie mogłem
rano pobiec po podrasowanego Shelby GT350R Mustanga, nie miałem
na to czasu, poza tym nie ryzykowałbym palpitacji serca oraz zapowietrzenie
podczas dwugodzinnej przebieżki?! Tsa, dobre sobie.
- Matt, to ja Darcey! – wykrzyczała
dziewczynka, kiedy weszliśmy do środka.
- Już idę, tylko się ubiorę! – odpowiedział,
na co wywracam oczami. – Cześć, maluchu – powiedział, kiedy zbiegał na dół, a
potem poczochrał dziewczynce włosy. – Co słychać?
- Jakaś pani mnie zaczepiała, bo
powiedziałam kur…
- Nie musisz tego powtarzać – wtrąciłem.
- Ale ja chcę usłyszeć – oznajmił
mój popieprzony kuzyn. – Więc, co powiedziałaś, że jakaś baba cię zaczepiała?
- Kurwa – powiedziała śmiało, a
ja zakryłem sobie dłonią oczy by kilka sekund później przeczesać włosy.
- Co na to Zayn?
- Da mamie klapsa za to, że tak
brzydko mówi. – Matt przeniósł na mnie swoje zdezorientowane spojrzenie, ale pokiwałem
tylko głową na boki, żeby nie pytał.
- Przy okazji Ness… za jakieś
czterdzieści minut powinni przywieść części, Malik.
- Dzięki, stary.
- Gdzie mnie potem zabierasz,
huh? Do klubu ze striptizem, a może do tego nowego baru w starym klimacie i
burleską? – Zmarszczyłem brwi.
Czy on tak na serio?! Mam dziewczynę,
którą kurewsko mocno kocham i dzieci w drodze. Ustatkowałem się i chcę żyć
normalnie, a mówiąc normalnie mam na myśli zero nielegalnych wyścigów czy walk
ulicznych oraz brak jakichkolwiek dram z Williamsem w tle oraz sznureczkiem
moich szurniętych byłych dziewczyn. I o ile dobrze się orientuję, on sam ma
dziewczynę! Naprawdę pomyślał, że zabiorę go do klubu ze striptizem lub nieco bardziej
elegancką nazwą striptizu i narażę się mojej ciężarnej dziewczynie, która jest
jak tykająca bomba mogąca w każdej chwili eksplodować i zmieść mnie z
powierzchni ziemi?! Czy go za przeproszeniem popierdoliło do reszty?!
- Tsa, czemu nie – powiedziałem
zmieszany i wzruszyłem ramionami. – Gramy w coś?
- Mam FIFĘ i…
- Och, ja umiem w to grać! – zawołała
uradowana Darcey i biegiem ruszyła do salonu.
- Ona mnie wykończy – westchnąłem
ku uciesze Matta, który poklepał mnie po plecach.
- A to tylko Darcey, pomyśl, co
będzie, kiedy urodzą ci się bliźniaki – zaśmiał się pod nosem. – Mam nadzieję,
że mały Matt da ci popalić, a jego brat Matt Dwa mu pomoże.
- Musiałbym być na haju, żeby
nazwać dzieci twoim imieniem, Rocky – wyznałem szczerze, po czym usiadłem w
fotelu i przyglądałem się jak mój kuzyn podłączał konsolę, a potem jak grał
razem z Darcey.
Gra była (ku mojemu zdziwieniu)
bardzo wyrównana, ale wiem, że Matt dawał jej fory, bo bardzo lubił, kiedy
Darcey cieszyła się ze zdobytego gola. Czas mi szybko upływał, bo ani się
obejrzałem, a usłyszałem dzwonek do drzwi. Podniosłem się z mojego ulubionego
mebla w domu Andersona i poszedłem w stronę drzwi. W progu stał jakiś gość, ale
nie miało to dla mnie wielkiego znaczenia, bo kiedy podał mi podkładkę szybko złożyłem
na niej swój podpis.
- Gdzie mam rozładować?
- W garażu – powiedziałem, a
potem wyszedłem i pokazałem mu drogę do garażu Matta.
Dopiero teraz mogłem dokładniej
przyjrzeć się samochodowi Ness, który miał wgnieciony cały tył. Kurier zdjął z
wózka cztery duże skrzynki, a potem wyszedł życząc mi dobrego dnia.
Auto nie było w aż tak złym
stanie, ale postanowiłem je nieco poprawić, żeby lepiej służyło mojej
dziewczynie, dlatego poprosiłem Matta, żeby zamówił dodatkowe części.
Zdjąłem swoją bluzę, a potem zabrałem
się do pracy.
~`*`~
O trzeciej w południe skończyłem
pracę, ale że było już późno idę do łazienki Matta, żeby się umyć. Wziąłem
szybki prysznic, wytarłem się i owinąłem ręcznik w pasie, po czym poszedłem do
sypialni Andersona.
W środku panował niezły bajzel, ale nie chodzi tylko o
porozrzucane ubrania czy pudełka po pizzy, ale o zużyte prezerwatywy.
Co za fleja, mógłby zacząć po
sobie sprzątać.
Wyjąłem z komody parę czystych
bokserek z Batmana, a z szafy czarne spodnie oraz bluzę w tym samym kolorze i z
jakimś nadrukiem, która o wiele lepiej leżała na mnie niż na Andersonie,
dlatego postanowiłem ją sobie przywłaszczyć.
Szybko się ubrałem, a potem poszedłem jeszcze
do łazienki, żeby wysuszyć włosy, a potem zbiegłem na dół.
- To moja nowa bluza? – zapytał
Matt, na co wywróciłem oczami.
- Głupi jesteś czy mądry inaczej?
Przecież nie chodziłbym w twoich szmatach.
- I tak mam lepsze wyczucie stylu
niż ty – powiedział i pokazał mi język. – Marisa za chwilę będzie – dodał, a
przez drzwi wchodzi wspomniana dziewczyna.
Parker była ubrana podobnie do
mnie, bo też na czarno. Na nogach miała obcisłe rurki, a przez głowę przeciągnięty
czarny przyległy sweterek, który lekko odsłaniał jej brzuch. Na ramiona i
piersi opadały jej falowane włosy, ale nawet to nie zmienia faktu, że jej nie
lubię. Marisa to zarozumiała suką, która miesza w głowie Ness. I że niby ona ma
być matką chrzestną jednego z moich dzieci?! Tsa, dobre sobie, prędzej skoczę z
mostu niż do tego dopuszczę.
- Cześć, Darcey – przywitała
radośnie, a potem porwała w ramiona czterolatkę i kręciła ją przez moment wokół
własnej osi. Cały dom wypełnił się wesołym chichotem Darcey, co wywołało
uśmiech na mojej twarzy. – Dokąd zabierasz Matta?
- Do burdelu – wyznałem, a potem popchnąłem
kuzyna w stronę wyjścia. Wsiadłem do jego samochodu na miejsce kierowcy, co
niezbyt spodobało się Mattowi, ale w końcu uległ, bo stwierdził, że skoro chcę
prowadzić teraz to z powrotem też będę siedział za kółkiem, a on będzie mógł w
spokoju napierdolić się jak szmata. Jedyne czego napije się na zajęciach dla
ciężarnych to pewnie sok, ale niech dalej żyje w słodkiej niewiedzy.
Na miejscu byliśmy po trzydziestu
minutach przez cholerne korki.
- Nigdy tutaj nie byłem. To
jakieś nowe miejsce?
- Tak, czemu nie? – wymruczałem
pod nosem, a potem pociągnąłem go w stronę wejścia do tej szkółki.
Na recepcji stała ładna blondynka
o zielonych oczach i dużym biuście, która przywitała nas szerokim uśmiechem, próbowała
też nim ukryć zdezorientowanie.
- Ona będzie dla mnie się
rozbierać? – zapytał szeptem Matt, ale zignorowałem go.
- Zayn Malik – powiedziałem, a
kobieta sprawdziła coś w komputerze.
- A Nessela?
- Ma zajęcia, ale mam zastępstwo.
– Klepnąłem po barku mojego zmieszanego kuzyna.
- Okay, w takim razie przejdźcie
do sali numer dwa na zajęcia dla początkujących.
- Jakie zajęcia?
- Hush, Matt – szepnąłem
uspokajająco i zaprowadziłem go w wyznaczonym kierunku.
Weszliśmy do dość dużego
pomieszczenia, gdzie były same kobiety. Wszystkie bez wyjątku pożerały nas
wzrokiem.
- Kocham cię stary. – Cieszył się
po cichutku mulat. – No, to która pierwsza zrobi dla mnie striptiz?! – zawołał
zadowolony dwudziestodwulatek, czym wprawił wszystkie obecne kobiety w
wkurwienie i zaskoczenie.
- Przepraszam, ale chyba coś wam
się pomyliło – powiedziała… instruktorka? A może to nauczycielka? Nie mam
pojęcia, jak określić kobietę, którą prowadziła te lekcje. – To szkoła
rodzenia, a nie tani klub go go – wytłumaczyła, a mina Andersona była bezcenna.
- Szkoła czego?! – zawołał
oburzony w moją stronę. – Całkowicie cię pojebało?! Czemu nie zabrałeś mojej
dziewczyny?!
- Bo jej nie lubię, poza tym jej
szparka musi nieco odpocząć, bo cały czas się rżniecie.
- Po prostu mi zazdrościsz, bo
Ness ci dawno nie dała.
- Po prostu się zamknij i raz
wyświadcz mi przysługę, okay? – wyznaję zrezygnowany.
- Chyba raz w ciągu tej godziny –
wycedził przez zaciśnięte zęby, a potem poszedł w stronę wolnego krzesła, na
którym usiadł.
- Skoro wszystko już jasne – zaczęła,
a jej wzrok automatycznie przenosi się na mnie. – Nazywam się Kaya Smith i
witam na pierwszych zajęciach, które mają na celu przygotowanie was i waszych
partnerów do urodzenia oraz wychowania dzieci.
Potem gadała o tym, co w
poszczególnym tygodniu rozwija się u płodu, ale to już wiem, bo czytałem, więc
może lecieć dalej z tym tematem. Skończyła po piętnastu minutach, które były
najdłuższe w całym moim życiu. Następne były zajęcia na piłkach, w których
udział brał Matt.
Wszystko skończyło się po godzinie.
Kaya pożegnała nas i zaprosiła na kolejne zajęcia, na co Matt parsknął śmiechem
i powiedział, że nigdy nawet, gdyby zombie zaatakowały Londyn to by tutaj nie
wrócił.
- Chcę kupić coś dla Marisy, więc
jedź do centrum.
Według polecenia pojechałem tam, dokąd
chce Matt, ale w czasie kiedy on włóczył się po sklepach w celu znalezienia
prezentu dla swojej dziewczyny, ja postanowiłem pójść do fryzjera. W zakładzie była
tylko jedna klientka i obcinał ją jakiś facet.
- W czym mogę pomóc? – zapytała
brunetka i posłała mi uśmiech.
- Chciałem się ostrzyc – poinformowałem,
a ona poprosiła, żebym usiadł na ostatnim krześle, dlatego wykonałem jej
polecenie. Po chwili przyszła jakaś blondynka i zapytała, jak mnie obciąć. – Po
prostu podetnij i wygol boki.
- Okay – powiedziała wesoło, a na
jej policzki wpłynął rumieniec, który widziałem w lusterku. Widziałem, że jej
się podobam i to było nawet zabawne, ale nie mogę i nie chcę z nią nawet
zaczynać jakiejkolwiek dyskusji, bo mam dziewczynę, którą bardzo mocno kocham.
–Gotowe – oznajmiła zadowolona ze swojego dzieła, a ja przejrzałem się w
lustrze.
Jestem dumny z tej dziewczyny, że
nie spieprzyła roboty. Jest świetną fryzjerką i właśnie to się ceni.
- Dzięki. – Posłałem jej uśmiech,
a ona znowu się zarumieniła, dlatego powoli pokiwałem pionowo głową i poszedłem
w stronę brunetki, która kazała mi zająć fotel. Zapłaciłem jej, a potem wyszedłem.
Dzwonię do Matta.
- Jeszcze nie jestem gotowy,
Zayn.
- Mam to w dupie, chcę po prostu
pojechać do domu, do mojej dziewczyny i obejrzeć jakiś daremny film, okay?
- Nic nie mam dla Marisy,
człowieku, a ona ma jutro urodziny.
- Boże – westchnąłem. – Masz
godzinę, a potem odjeżdżam bez ciebie, skumałeś?
- Pieprz się – powiedział, po
czym się rozłączył.
Zważywszy na to, że Parker ma
jutro urodziny też postanowiłem kupić jej prezent, dlatego poszedłem do
jubilera.
Może jestem przereklamowany, ale
nie lubię się przemęczać i kupować wyszukanych prezentów. Z własnego
doświadczenia wiem, że kobiety kochają biżuterię, więc zawsze na nią stawiam.
Kupiłem dla Marisy bransoletkę, a
potem poczekałem godzinę i kolejną i następną, aż wreszcie nie wytrzymałem. Napisałem
do Matta, że jadę do domu, bo jest już cholernie późno i muszę położyć Darcey
spać.
Samochód zostawiłem pod jego
domem. Wszedłem do willi kuzyna, gdzie zastałem śpiącą Marisę i Darcey. Obudziłem
brunetkę i poinformowałem ją, że jadę do siebie, a Matt wróci później. Zabrałem
na ręce śpiącą czterolatkę i usadziłem ją w foteliku, w BMW. Zająłem miejsce
kierowcy i pojechałem do domu.
Boże, to naprawdę cudowne
uczucie, że mogę prowadzić, a nie spacerować jak skończony frajer. Jestem
facetem, panem swojego losu i mam samochód… mojej dziewczyny, ale to tylko
jednorazowy przypadek, który już się nie powtórzy, więc się nie liczy.
Nagle zadzwonił mój telefon, więc
niechętnie, ale jednak odebrałem, bo byłem przekonany, że to Ness do mnie
wydzwaniała. Pożałowałem tego, kiedy zamiast głosu mojej Blondyneczki słyszę
kuzyna. Przekląłem się w duchu.
- Słuchasz mnie, kutasie? –
zawarczał, na co wywróciłem oczami. – Przyjedziesz po mnie, czy nie?
- Jestem już pod domem, Matt –
jęknąłem zmęczony.
- Ja z tobą poszedłem na te
daremne zajęcia, mimo że mogłem strzelić focha i pieprzyć moją dziewczynę –
wypomina, a ja kolejny raz mentalnie się uderzyłem.
- Zaraz będę, Rocky – westchnąłem
i zawróciłem szybko, ponieważ nie było aż tak dużego ruchu w tej dzielnicy.
W takich właśnie chwilach żałuję,
że mam taką rodzinę jak Matt. Nie mówię, że jest złym kuzynem czy coś – jest całkiem
spoko, ale znając jego to nic nie kupił dla Marisy i bez celu błądził po
centrum obczajając laskom tyłki, czyli podsumowując Parker na swoje urodziny
dostanie poranne, popołudniowe i wieczorne bzykanko, za czego na sto procent się
ucieszy.
Zajechałem pod centrum, gdzie
Matt stał pod latarnią i w sumie postanowiłem się zabawić, więc spuściłem
szybę, a chłodne powietrze buchnęło mi w twarz.
- Ile bierzesz za noc? – rzuciłem
niby obojętnie, ale widziałem, że to go ruszyło.
- Nie stać cię na mnie, Przystojniaczku – zaćwierkał dziewczęcym
tonem. – A tak serio, to nic nie kupiłem i mam dla ciebie sprawę?
- A mianowicie?
- Odsprzedaj mi swój prezent –
powiedział pewny, a ja wybuchnąłem głośnym śmiechem. – Nie śmiej się, kutasie,
bo mówię poważnie! – oburzył się Anderson, a ja śmiałem się przez całą drogę
pod jego dom nasłuchując coraz to nowszych prób przekupstwa.
Chciał być moim osobistym murzynem
przez tydzień, a potem przez miesiąc. Obiecywał, że będzie zajmował się Darcey,
żebym mógł spędzać więcej czasu z Nesselą. Wspominał, że powstrzyma się od
seksu przez calutki miesiąc. Nadmienił, że może za mnie przeprosić moją mamę –
no, czy Matt nie jest głupim idiotą?!
Kiedy odwiozłem już kuzyna
wróciłem do domu. Już wiedziałem, że Ness jest w domu, bo na parkingu stał mój
samochód, dlatego sam również zaparkowałem, zabrałem nadal śpiącą czterolatkę,
a później zamknąłem BMW i wszedłem do bloku. Przechodziłem co drugi schodek, bo
moim jedynym marzeniem w chwili obecnej było łóżko, Ness i przytulanie nawet na
łyżeczkę. Ale nie było tak kolorowo, bo już po przekroczeniu progu wiedziałem,
że coś jest nie tak. Telewizor nie był włączony, a światła nie zostały
włączone. Było ciemno i cicho jak makiem zasiał, ale i tak wiedziałem, że ktoś
tutaj jest i z pewnością nie była to Ness.
Oświeciłem światło na przedpokoju
i w butach poszedłem do salonu, gdzie na fotelu siedziała jakaś dziewczyna.
- Dobrze się bawisz? – rzuciłem niby
obojętnie, a owa kobieta wstała i odwróciła się do mnie przodem oraz szeroko
uśmiechnęła. – Gdzie jest Ness, Allison?
- Nie wiem, o kim mówisz –
zachichotała pod nosem, a zagryzłem dolną wargę ze wściekłości. Szatynka, która
drzemie na moim ramieniu niespokojnie drgnęła.
Ale ta wredna suka najwyraźniej
świetnie się bawiła, bo nie tylko miała uśmiech na ustach, ale również
rozbawiona nawijała te swoje bladoróżowe kudły na palec.
- Gdzie jest moja dziewczyna, do
kurwy nędzy? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, bo ta sytuacja wcale nie była
dla mnie komiczna.
- Powiesz mi co w niej takiego
niezwykłego, że jest lepsza ode mnie?
- No, nie wiem, może wszystko? –
Wzruszam ramionami, a moja wściekłość rośnie z sekundy na sekundę.
- Zmieniłeś się.
- Dorosłem i tobie też radzę.
Mów, gdzie jest Ness.
- Zapomnij.
- Zależy ci na mnie? – zapytałem poważnie,
a ona zmarszczyła na moment brwi. W jej oczach mignęły iskierki, ale szybko się
ogarnęła.
- Dobre, prawie się nabrałam,
Malik – przyznała z rozbawieniem. – Czaruś z ciebie, wiesz? – zapytała, kiedy
podeszła do mnie i chciała dotknąć, ale nie pozwoliłem jej. – Masz jakąś fobię
przed dotykaniem?
- To się nazywa Afenfosmofobia, geniuszu – wymruczałem zażenowany jej
głupotą, ale zawsze taka była. Twierdziła, że nie musi się dobrze uczyć, bo
ładną buźką wyprosi sobie wszystko, ale wszyscy wiemy jak to się skończyło –
teraz pracuje dla Zacka. – Zapytam cię jeszcze raz, gdzie jest Ness?
- Pierdol się, Zayn – wrzasnęła i
mnie popchnęła. – Zack już nigdy ci jej nie odda – powiedziała pewna swojego,
ale to był błąd.
Te słowa przelały czarę mojej
goryczy i nie panując nad sobą, prawą ręką ścisnąłem za jej gardło i przyparłem
do ściany pozbawiając ją tlenu. Patrzyłem na Ally i widziałem jak próbuje
walczyć o jakikolwiek dostęp do powietrza, ale nie mogła, bo trzymałem mocno.
Wiedziałem jak jej twarz robi się sina i jak powoli traci siły, ale nim zdążyła
stracić przytomność – puściłem ją. Dwudziestodwulatka od razu złapała się za
szyję i zaczęła kaszleć.
- Jesteś jakiś psychiczny?! –
zawołała, ale nie odpowiedziałem.
- Powiedz temu skurwielowi, że
jeśli nie odda mi Ness to osobiście wpakuję mu kulkę w łeb i nawet jeśli mnie
wsadzą do paki to będę szczęśliwy, że pozbyłem się takiej szumowiny jak on –
wytłumaczyłem spokojnie, a Allison pobladła. – I nie, wcale nie żartuję, słoneczko. – Już miała otworzyć usta,
żeby powiedzieć coś nieistotnego, ale nie pozwoliłem jej dojść do słowa. – I ty
skończysz tak samo, jeśli mi nie pomożesz.
- Nie wiem, gdzie ona jest.
Jestem tylko posłańcem, Zayn. – Teraz głos Ally drżał, kiedy do mnie mówiła. –
Donie i Zack wszystko uknuli.
- Zack i kurwa, kto? – zapytałem wściekły.
- Donie Rodriguez, twoja
pocieszycielka po Ness, którą Louis spławił…
Nareszcie wróciłaś xD genialny rozdział :) czekam na next :D
OdpowiedzUsuńTęskniłam za tobą i nie ukrywam, że się martwiłam! Dobrze, że już jesteś. Mam nadzieję, że wszystko Ci się ułoży! Rozdział świetny i liczne na bad Zayn'a w najbliższych rozdziałach! Pozdrawiam Natt xx
OdpowiedzUsuńCieszę się,że wróciłaś do żywych:) Mam nadzieję,że dasz se radę ze wszystkim i będzie oki:) a rozdział jak zawsze najlepszy:) do następnego"D
OdpowiedzUsuńKocham
OdpowiedzUsuńO ja! Ale sie dzieje ♥ super mega sie ciesze,że wróciłaś do nas z rozdziałem :* trzymam za ciebie kciuki i wierzę, że dasz rade/ Dominika :*
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację. (Jeżeli się coś nie wyświetla, to to jest moje drugiekonto, bo Olivia Diana mi zablokowali)
OdpowiedzUsuńRozdział jest super! Kocham Cię i cieszę się, że wróciłaś.
Mam prośbę, czy mogłabym mieć z tobą jakiś kontakt (prócz e-mail)? Jeśli tak to miałabym pewną prośbę.
Pozdrawiam serdecznie xxx
Przepraszam
OdpowiedzUsuńAnonimek xx
Kocham
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie����❤��
OdpowiedzUsuńCudo!!! Cieszę się że wróciłaś i mam nadzieję że szybko dodasz następny rozdział ;*
OdpowiedzUsuń