niedziela, 6 grudnia 2015

XXVII. Perfect




„Moje wymarzone miejsce na ziemi nie ma stałych współrzędnych geograficznych, przesuwa się wraz z tobą i jest dokładnie między twoim lewym ramieniem i uchem.”


Ness


Siedziałam w samolocie obok Zayna, który nie dość, że spał na moim ramieniu, to jeszcze obejmował mnie w taki niewygodny dla mnie sposób, jakbym zaraz miała wyskoczyć z samolotu i kolejny raz uciec.
Kilka siedzeń za nami siedziała Marisa z Darcey, która cały czas głośno opowiadała Parker o tym, co robiła z babcią w restauracji.
Wpatrywałam się w okno i zastanawiałam się, czy to wszystko jest odpowiednie. Nie miałam gwarancji pewności, że Zayn już nigdy nie spotka się ze swoją pożal się Boże przyjaciółeczką, o którą jest zazdrosna jak diabli. Ufam mu – nawet po tym ile razy i jak bardzo mnie skrzywdził, co może być tylko przyczyną mojej dziecinnej naiwności, ale ilekroć słyszę imię Ally, albo nawiązanie o niej w rozmowie, mam ochotę mordować. Nie chcę, żeby mój chłopak spotykał się z jakimś czupiradłem w różowych włosach, ale skoro Zayn tego chce, to mi powinien dać to jasno to zrozumienia, a nie bawić się w podchody. Jesteśmy dorosłymi ludźmi i tak powinniśmy się zachowywać, a nie jak para nastolatków, którym buzują hormony i kłócą się, a następnie godzą tylko po to, żeby w ich związku coś się działo, żebyśmy nie popadli w rutynę i byli ze sobą tylko z przyzwyczajenia, a nie z powodu uczuć, którymi się wzajemnie darzymy. Boże, moje życie jest popieprzone.
Ostrożnie, jak tylko potrafiłam wyswobodziłam się z małpiego uścisku Malika i poszłam do toalety. Będąc już w tym klaustrofobicznie ciasnym pomieszczeniu, przemyłam sobie twarz dłońmi, a kiedy chciałam powtórzyć tą czynność ktoś rąbną mnie drzwiami, na co jęknęłam z bólu.
-Zajęte, do… –warknęłam przez zaciśnięte zęby, a raczej chciałam, ale niedane mi było dokończyć, bo ktoś mnie przytulił. Przeszedł mnie dreszcz.
-Źle się poczułaś?
-Nie.
-Na pewno?
-Przecież mówię –mruknęłam od niechcenia, a potem odwróciłam się i chciałam wyminąć mulata, ale nie było mi to dane. Dwudziestodwulatek chwycił za moje ramiona i nieco się pochylił, żeby spojrzeć mi prosto w oczy.
-Ness, poważnie nic mnie nie łączy z Ally –wyznał poruszony, na co spuściłam głowę w dół. Skąd wiedział? –Zaufaj mi.
-Ufam ci, do cholery! –Uniosłam się, zakrywając nadal wilgotnymi rękoma swoją twarz. –Nie ufam jej, po jakiego diabła się z nią spotykasz, huh? –Pchnęłam go. –Wytłumacz, co robię źle, że tak bardzo lubisz się bawić moimi uczuciami? –Kolejny raz oparłam dłonie o jego tors i odepchnęłam od siebie, ale on tylko stał. –No, gadaj! Dlaczego ci nie wystarczam?! –Chciałam znowu go od siebie odsunąć, ale Zayn złapał mocno za moje nadgarstki, dokładnie z tą samą siłą, kiedy pchnął mnie na ścianę pod tym nieszczęsnym marketem. –To boli –wycedziłam przez zaciśnięte zęby. –Puszczaj.
-Kocham tylko ciebie, kiedy to pojmiesz? –Wycharczał wściekły. –Wbij sobie do głowy, że nic nie łączy mnie z tą suką oprócz interesu… chcę i zawsze chciałem tylko ciebie –westchnął odsuwając się na krok, dzięki czemu zetknął swoje plecy z ścianą tej klitki. –Jeśli przeszkadza ci, że się z nią spotykam, nie będę tego robił.
-Miej choć trochę krzty szacunku do mnie i z łaski swojej nie kłam mi prosto w oczy.
-Jezu, Ness… -wypuścił ze świstem powietrze, prawdopodobnie z braku cierpliwości do mojej osoby.
-Nie –zatrzymałam młodego mężczyznę gestem dłoni, kiedy chciał do mnie podejść. –Nie podchodź, bo jeszcze nie skończyłam.
-Naprawdę chcesz rozmawiać tutaj? –Zapytał z niedowierzaniem.
-Tak, bo jest prawdopodobieństwo, że samolot może spaść, a my zginiemy i nie powiem ci, co mnie tak cholernie wkurwia.
-Więc mów. –Prychnęłam pod nosem.
-Daj mi spokój –pokiwałam głową na boki, a potem chciałam wrócić na miejsce, ale jednym szybkim ruchem mulat złapał mnie za bark, a potem delikatnie pchnął na ścianę, atakując moje usta swoimi. Napierał na mnie nie tylko wargami, ale również i biodrami, a ja powoli traciłam całą pewność siebie i zaparcie. –Nie –wysapałam, kiedy ślinił moją szyję i ścisnął dłońmi pośladki, ale on się tym nie przejął, bo uniósł mnie na wysokość swojego pasa i zmusił mnie, żebym oplotła go nogami. –Nie możemy…
-Możemy –zdołał powiedzieć, zanim znowu mnie pocałował. Jego język wtargnął do mojego gardła, po czym zaczął w tak niezwykły sposób masować moje podniebienie, że powoli poddawałam się temu wszystkiemu, tej całej magii, którą wytworzył pomimo naszej kłótni.
Nie widzieliśmy się od dobrego miesiąca. Nie wiem jak było w jego przypadku, ale ja wbrew wszystkiemu tęskniłam. Tęskniłam za zapachem świeżo parzonej kawy z rana, za aromatem naleśników; brakowało mi cholernie drobnych gestów, jak krótkie pocałunki, przytulanie, trzymanie za ręce, a nawet tego, gdy nie krył oburzenia jak Matt bez wcześniejszego uprzedzenia zabrał mnie na spacer, bo potrzebował porozmawiać o Clary.
Aż wreszcie to mnie trafiło. Objęłam swoimi dłońmi szyję Malika i nieco się wyprostowałam, nadając tym poczynaniom szybszego tępa. Czułam jak brunet uśmiecha się przez pocałunek, dlatego złapałam w palce jego włosy i pociągnęłam do tyłu, powodując jego jęk.
-Igrasz sobie.
-Nie przelecisz mnie tutaj –wyznałam poważnie. –Nie używaj seksu, jako broni. –Dwudziestodwulatek zmarszczył brwi. –Nie patrz tak. Zawsze to robisz, kiedy nie masz argumentów do prowadzenia dalszej rozmowy zaczynasz te swoje gierki.
-Przynajmniej nie uciekam –mruknął, na co ja zmarszczyłam nos. –Nie lubię, kiedy odchodzisz.
-A ja nie lubię, kiedy mnie okłamujesz. Aż tak bardzo mi nie ufasz?
-Nie chcę cię stracić.
-Dlatego nie powiedziałeś mi o Race Of The Death? –Zapytałam i z szoku uniosłam brwi ku górze, na co chłopak wzruszył ramionami. –Co on ci powiedział, Zayn?
-Czy to jest teraz ważne? Ten wyścig był dwa miesiące temu i wszystkie sprawy są pozałatwiane.
-Dla mnie jest, więc zacznij mówić. –Mulat głośno wzdychając ustawił mnie z powrotem na podłodze, a potem oparł się tyłkiem o szafeczkę z umywalką. –Zayn… -jęknęłam błagalnie, podchodząc bliżej i łapiąc za jego nadal poranioną dłoń, którą ucałowałam. –Co takiego powiedział, Zack?
-On… -zaczerpnął zachłannie powietrza, a potem odwrócił ode mnie wzrok. –Wtedy na pogrzebie Louisa… był tam, wiesz? Dlatego powiedziałem, że zaraz wrócę. Boże… -parsknął kpiącym śmiechem, kręcąc głową na boki. –Dostałem ultimatum… wystartuję, a on da spokój tobie, a jeśli nie… -Słyszałam jak głośno przełyka ślinę oraz jak jego tętno przyśpiesza. –On chciał cię zabić. –Zrobiło mi się zimno. Wyszłam na największą idiotkę na całej planecie, czułam się jakby ktoś właśnie zdzielił mnie deską w twarz. –Rozumiesz, że musiałem to zrobić, bo nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Mogę włamać się do tajnej bazy wojskowej w Rosji, mogę przesiedzieć trzy miesiące w pace, mogę wziąć udział w wyścigu śmierci… mogę zrobić najgłupszą, a zarazem najbardziej niebezpieczną rzecz na świecie, ale tylko pod warunkiem, że osoba, którą kocham jak wariat będzie cała i zdrowa.
-Ale czemu? –Zapytałam jak skończona idiotka, próbując pozbyć się gromadzących w powiekach łez.
-Bo kocham cię tak cholernie mocno, że sam jestem tym przerażony. –Nie czekając na żaden znak przyległam swoim ciałem do umięśnionego torsu najwspanialszego mężczyzny na calusieńkim świcie. Po dłuższej chwili, niepewnie, ale Zayn również mnie obiął. –Nigdy więcej mnie nie zostawiaj, bo nie poradzę sobie. Obiecaj, że nigdy nie odejdziesz… a jeśli przestaniesz mnie kochać, obiecaj, że będziesz mieszkać w Londynie, bo chcę, żebyś była tylko blisko mnie.
-O czym ty…
-Chcę, żebyś zawsze była obok niezależnie od wszystkiego. Musisz mi przysiąc…
-Ale…
-Proszę, Blondyneczko obiecaj –wybłagał desperacko wzmacniając uścisk. –Bez ciebie jestem nikim –wyznał patrząc mi prosto w oczy.
Teraz dopiero zobaczyłam to, czego nikt inny nie widział w Zaynie, coś, co on sam za wszelką cenę próbował ukryć przez tyle długich lat. Nie był wcale niebezpiecznym dupkiem, który przebierał w dziewczynach; nie był też skurwielem bez uczuć, który rywalizował we wszystkim z Tomlinsonem; nie był bratem, który musi żyć w cieniu genialnego przedsiębiorcy Michaela… Zayn był po prostu zagubionym chłopcem, który nie wiedział, w jaki sposób powinien żyć. Nie potrafił odróżnić dobrych rzeczy od tych złych. Dawał sobą manipulować, bo jest cholernie rodzinnym gościem, który chce tylko zapewnić swoim bliskim wszystko, co najlepsze nawet, jeśli sam miałby przez to zginąć.
-Będę zawsze –powiedziałam bez zastanowienia.

~***~

Ściskając dłoń Zayna szłam za nim do budynku, gdzie miało odbyć się przyjęcie weselne Natalie i Toma. Już w progu dało się słychać muzykę oraz radosne rozmowy i chichoty gości. Nagle wszystko ucichło, kiedy Malik wszedł na salę.
-Powiedz, że… -zaczęła Nat, kiedy to mulat się odsunął. –Boże, jesteście tutaj! –Zawołała ucieszona panna młoda, a potem przytuliła nas oboje. –Nawet nie wiesz, jaki to cudowny prezent, Zayn –powiedziała mocno tuląc policzek do jego szyi.
-Co nie zmienia faktu, że nie przyszliśmy z pustymi rękoma  –wyznał brunet, obejmując mnie ramieniem.
-Przecież mówiłam, żebyś nic mi nie kupował, bo wystarczająco mi pomogłeś w przeszłości. –Bez słowa wyminął swoją siostrę ciągnąc mnie do dwóch wolnych krzeseł obok pani Annie, którą przywitał całusem w policzek.
-Dlaczego nie było was na ślubie? –Zapytała mama Zayna.
-Byliśmy w Australii.
-To nie jest wytłumaczenie, synu –wtrącił Peter. –W tym szczególnym dniu powinieneś być przy swojej siostrze.
-To moja wina –wyznałam zwracając na siebie uwagę nie tylko rodziców Malika, ale również i jego samego. –Wmówiłam sobie, że Zayn mnie nie kocha i uciekłam do babci, która mieszka w Melbourne. Przyjechał po mnie trzy dni temu, więc to przeze mnie się spóźnił.
-Zamknij się, Ness –mruknął pod nosem mój chłopak. –Jestem dorosły i nie muszę się tłumaczyć.
-Wręcz przeciwnie, jesteś moim synem i zawsze będziesz musiał się mi tłumaczyć –wyjaśniła Annie, na co brunet wywrócił oczami. –Zapamiętaj sobie, że…
-Proszę o uwagę! –Poprosiła Natalie, która wstała i stuknęła delikatnie w kieliszek z szampanem, aby goście pozwolili jej coś powiedzieć. –Dzięki –uśmiechnęła się prześlicznie. –Chciałam podziękować wam wszystkim za to, że jesteście z nami w tym szczególnym dniu. –Brunetka ścisnęła za dłoń swojego męża. –Jestem szczęśliwa… jestem prawdziwie szczęśliwa, bo mam przy sobie osobę, którą kocham całym sercem, a wkrótce urodzi się nasza córeczka, ale jestem też szczęśliwa, ponieważ mój młodszy brat jest z dziewczyną, dla której jest w stanie zrobić wszystko… cieszę się, bo wreszcie przestanie być nadopiekuńczy wobec mnie… -Zarówno ja, jak i Natalie uroniłyśmy łzy. –Jestem przeszczęśliwa, że wreszcie zostanę ciocią.
-Boże… -mruknął zażenowany Zayn, który zakrył sobie twarz dłonią.
-Chcę przez to powiedzieć, że dziś nie tylko świętujemy mój ślub, ale również szczęście Zayna –zakończyła, a potem wzięła maleńkiego łyczka szampana. W jej ślady poszła reszta gości.
-Przepraszam, nie wiedziałem, że wyskoczy z tym przy wszystkich –wyszeptał mój chłopak, a potem nałożył sobie na talerz jedzenie.
-Nic się nie sta…
-Czyż to nie cudowne, że zostaniesz babcią aż dwa razy, mamo? –Zapytała podekscytowana Nat, która siedziała naprzeciwko nas.
-Właściwie to trzy razy –wzruszył nonszalancko ramionami młodszy Malik.
-Trzy? –Uniósł podejrzanie brew Chris, a w minie zawtórnował mu Michael.
-Mhm, jestem tak dobry w łóżku, że będę miał bliźniaki –pochwalił się i teraz to ja zażenowana spuściłam głowę chcąc ukryć rumieńce. –Kolejny powód, żeby czuć się lepszym od Mike’ a –parsknął śmiechem.
-Nie pieprz, bo i tak ci nie wierzę –warknął starszy z braci.
-Patrz i płacz. –Zayn z dumą wyjął swój portfel, a następnie jedno z dwóch zdjęć, które podał swojej siostrze. –Możesz być chrzestną –puścił zaczepnie oczko do Nat, która jedynie pokiwała głową na boki z niedowierzania. –Chyba, że mnie wkurzysz, to poproszę Kaylę.
-Pieprz się, ja mogę poprosić Mike’ a, albo Chrisa.
-Zachowujecie się, jak podczas rodzinnego obiadu –mruknęła zażenowana Annie. –Nieważne, czy jest w naszym towarzystwie Nessela, małe dziecko, czy cała nasza rodzina razem z waszymi przyjaciółmi… zawsze wasze rozmowy zejdą na temat seksu –podsumowała kobieta.
-Za to nas kochasz –stwierdził Zayn. –Możemy gadać o seksie, możemy się kłócić między sobą, ale zawsze będziesz nas kochać.
-Bo jesteście moimi dziećmi.
-Nie, bo boisz się, że stracisz nas tak jak Mię –mruknął Michael. –Jesteśmy dorosłymi ludźmi, ale jesteś przerażona, kiedy latam samolotem między Stanami, a Bradford, kiedy Zayn się ściga, czy chociażby o Nat, która teraz też będzie mieszkała w Chichago. Boisz się nas stracić.
Wszyscy teraz przenieśli swój wzrok na Annie, której zrobiło się najzwyczajniej w świecie przykro, ale nie jestem pewna czy ktokolwiek poza mną to zauważył. Michael zachował się chamsko mówiąc swojej matce takie słowa. Jak mógł wypominać jej to, że cholernie się o nich martwi?! Każda mama martwi się o swoje dzieci i nieważne czy mają cztery lata czy prawie trzydzieści!
-Zamknij się, Mike –warknął Zayn. –On nie chciał, mamo – stwierdził pochylając się nade mną, żeby móc złapać kobietę za dłoń, aby dodać jej otuchy, za co podziękowała mu nadal smutnym uśmiechem. –Jest po prostu durnym idiotą, który nie wie, co to znaczy darzyć kogoś miłością i troszczyć się – mówiąc to mulat cmoknął mnie w policzek.
Po tych wyznaniach zajęliśmy się jedzeniem, a kiedy już napełniliśmy swoje brzuchy poszliśmy na parkiet.
Mimo, że zespół, który grał na przyjęciu postawił przez półtora godziny na skoczne piosenki, ja powoli bujałam się z moim Malikiem na boki, tuląc prawy policzek do jego serca. Zayn opierał swoją brodę o moją głowę i spokojnie oddychał, pewnie mnie obejmując. Nie rozmawialiśmy, wystarczała nam obecność tej drugiej osoby – reszta była nie potrzebna.
-Ness, a może zaufasz mi i poczekasz jeszcze półtorej miesiąca? –Gwałtownie oderwałam się od niego i zadarłam głowę do góry, mordując dwudziestodwulatka spojrzeniem.
-Masz mi jutro pokazać, co wymyśliłeś, Malik – oznajmiłam tonem nieznoszącym sprzeciwu. –Bo odejdę, a ty nigdy nie nas już nie zobaczysz.
-Kocham cię, ty mała szantażystko – z cieniem uśmiechu musnął moje wargi, ale tylko przez chwilę, bo znowu oparłam się o jego tors.
-Mogę wam przeszkodzić? –Wtrąciła pojawiająca się obok Danielle.
-Nie –zaprzeczył Zayn, ale to jej wcale nie odstraszyło.
-Nie rozmawiam z tobą, tylko z nią – warknęła w moim kierunku. –Czemu, do cholery wyjechałaś i nie dałaś żadnej oznaki życia?! –Zawołała mulatka, szturchając mnie w ramię.
-Daj jej spokój, Dani. –Zayn zakrył mnie swoją lewą ręką, a potem odciągnął do tyłu, zasłaniając swoim ciałem. –To moja wina, a teraz spadaj –warknął.
-Nie będziesz mi rozkazywał.
-Jestem starszy, więc będę –stwierdził hardo brunet. –Spadaj, bo chcę się nacieszyć moją dziewczyną. –Danielle po dłuższej chwili zazgrzytała zębami, ale w ostateczności odeszła zostawiając nas znowu samych. –Muszę ci coś jeszcze powiedzieć, Blondyneczko –zaniepokojona odsunęłam się na krok, aby kolejny raz zlustrować go całego swoim wzrokiem. –Twoje mieszkanie może przypominać ruinę –zmarszczyłam brwi.
-Co? Czemu? –W odpowiedzi chłopak wzruszył jedynie barkami, a potem umieścił swoje ręce na mojej szyi, po czym pochylił się i złożył na moich wargach długi i przepełniony uczuciami pocałunek.

~***~

Około godziny jedenastej wieczorem wróciliśmy do domu, który faktycznie przypominał jakąś spelunę dla meneli. Co się tutaj, do cholery stało?! Jak można tak zaniedbać mieszkanie?
-Obiecuję ci, że będę lepszym człowiekiem, Ness –zmarszczyłam brwi na te wyznania. Przecież jest dobry, czemu pragnie jeszcze większej zmiany? –Będę najlepszym facetem i ojcem – z niewiedzą mu się przyglądałam. Nie rozumiem, dlaczego o tak późnej porze wzięło Zayna na takie wyznania. –Chcę, żebyś była najszczęśliwszą kobietą na świecie, Maleńka – wyznał patrząc mi prosto oczy.
-Ale ja jestem szczęśliwa, Zayn.
-Będziesz jeszcze bardziej, masz moje słowo – nie czekając na jakikolwiek odzew z mojej strony mężczyzna jednym płynnym ruchem wziął mnie na ręce niczym pannę młodą, po czym zaniósł do naszej sypialni, gdzie tak jak zawsze miał w zwyczaju rozebrał mnie do samej bielizny. –Mam mega farta, że trafiłem na kogoś takiego jak ty, Ness – mówiąc to odpiął mój stanik, a potem wyjął z szafy swoją czarną koszulkę, którą mi ubrał. Nie chcąc pozostać mu dłużną powolutku odpinałam maleńkie guziczki jego czarnej koszuli nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego. Kiedy pozbyłam się górnej części jego garderoby opuszkami palców dotknęłam nowego malunku na jego lewej piersi.
-Kiedy to zrobiłeś? –Zapytałam dokładnie przyglądając się literce.
-W dzień, kiedy wyjechałaś, to miał być dowód, że tylko ty jesteś dla mnie ważna.
-Jest śliczny. En jak nerwowy, albo nienormalny, albo nieobliczalny, nieogarnięty, niezrównoważony, niepojęty, nie… -niedane było mi dokończyć, ponieważ Malik przerwał mi pocałunkiem.
-En jak nienormalnie zakochany w Ness – wyjaśnił, znowu biorąc mnie na ręce i kładąc na łóżku. Ostrożnie podwinął moją koszulkę i położył dłoń na moim brzuchu. –No więc, dwie Fasolki, huh?
-Mhm –przyznałam zagryzając obydwie wargi.
-Jestem niezły, prawda? –Z uśmiechem zadowolenia schował dolną część ust za zębami. –Zrobiłem bliźniaki i to w dodatku na trzeźwo.
-Jesteś idiotą, wiesz o tym? –Zapytałam przez śmiech.
-Ej, bo zaraz będziemy mieli trojaczki – zagroził palcem, ale widziałam, że jest szczęśliwy. Jego czekoladowe tęczówki lśniły w jasnym blasku księżyca, który rzucał światło przez niezasłonięte okno do naszej sypialni.
-To nie działa w ten sposób.
-Przecież jestem nienormalny, mogę obalić każde prawo fizyki czy też biologii.
-Ale z matką naturą nie wygrasz.
-Przekonajmy się –mruknął, a potem zaatakował moje usta przy okazji wsuwając dłoń w moje majtki. Jego zręczne palce szybko zaczęły mnie podniecać, ponieważ wsuwał je i wysuwał dając mi tylko namiastkę przyjemności, której miałam zaznać jeszcze tego dnia. Nie przestając robić mi palcówki, chłopak obcałowywał moją szyję, na której pozostawił dwie malinki, ponieważ szybko przeniósł się na mój brzuch. Nie mogłam powstrzymać swoich jęków. –Tęskniłem za tym –zachichotał, a potem wrócił do swojej misji. Wplątałam swoje ręce w miękkie, brązowe włosy, za które zaczęłam ciągnąć powodując również jego pomruk.
-Proszę, przestań –zdołałam wydusić. Nie potrafiłam się opanować, musiałam jęczeć, bo inaczej całkiem prawdopodobne, że bym eksplodowała.
-Nie –zaprotestował, ale zabrał dłoń. Okazało się jednak, że nie zrobił tego z mojej prośby, ponieważ szybko zdjął moje białe koronkowe figi, a następnie obcałowywał wewnętrzne strony moich ud doprowadzając mnie do jeszcze większego szaleństwa.
-Och, błagam! –Zawołałam będąc bliska osiągnięcia orgazmu. Nie potrzebowałam dużo czasu, wystarczyło, że dłoń bruneta znalazła się na moim kroczu, a ja już zaczynałam się wiercić, jakby obeszły mnie mrówki.
-Jeszcze nie dochodź, Ness –poprosił, a ja wydałam z siebie kolejne głośne jęknięcie, kiedy zwinny język zaczął mnie tam dotykać.
-Proszę, przestań… Uch! –Krzyczałam wbijając paznokcie w prześcieradło. –Ja… nie mogę… -Znowu wszystko zwolniło, a dwudziestodwulatek ze zmarszczonymi brwiami zaczął mi się przyglądać. Byłam cholernie rozemocjonowana. Jestem w ciąży. Jestem napalona. Jestem stęskniona, a temu palantowi zebrało się na tortury.
-Nie potrzebie ubierałem cię w tę koszulkę –stwierdził młody mężczyzna, po czym jednym szybkim ruchem roztargał swój ulubiony t-shirt, który teraz przypominał kamizelkę. –Duża dłoń ścisnęła za moją szyję, a potem znowu zaczął mnie całować. Skorzystałam z okazji i rozpięłam czarny pasek oraz pozbyłam się spodni od garnituru za pomocą stóp. –Szybka jesteś, Blondyneczko –zaśmiał się mulat, a ja kolejny raz wykorzystałam jego nieuwagę i teraz to ja siedziałam okrakiem na nim. Brunet uśmiechnął się chytrze, ale jego uśmieszek znikł w chwili, kiedy ścisnęłam za jego krocze. –Igrasz sobie, Maleńka – jęknął, a ja nie przejmując się groźbami, jakie w tej chwili kierował pod moim adresem zaczęłam obcałowywać opalony tors, na którym również pozostawiłam kilka oznaczeń. Niech ta suka wie, czyim facetem jest Zayn. –Skończyłaś się bawić?
-Nie –wyznałam, po czym wzmocniłam uścisk masując jego przyrodzenie, ale przez to straciłam swoją przewagę.
-Sądzę, że tak, dlatego przejdziemy teraz do konkretów. –Wyznał mulat, po czym znowu wrócił do swoich tortur. Zaczynając od moich piersi, zaczął zasysać i zagryzać moje sutki, a ja kolejny raz krzyczałam z podniecenia odchylając głowę w tył, jakby to w jakiś niewyjaśniony sposób miało mi pomóc. Boże…
-Nie mogę…
-Daj mi się sobą nacieszyć, ty egoistko – po tych wyznaniach wrócił do swoich zabaw, mających na celu wprowadzenie mnie w jeszcze większą niecierpliwość.
-Przestań… -zawołałam szarpiąc za ciemne włosy i odciągając mężczyznę o tyłu. –Nie baw się, bo zwariuję – wysapałam, ku jego zadowoleniu. Nadal trzymając go od siebie z dala stopami zsunęłam czarne bokserki z logo Batmana. –Koniec tych gierek, czekam na konkrety, Malik –zarządziłam, a on chyba pierwszy raz w życiu mnie posłuchał, bo jednym płynnym ruchem wszedł we mnie i zaczął powoli się poruszać z czasem przyśpieszając. Krzyczałam z podniecenia i nie mogłam się od tego odruchu powstrzymać. Byłam na krawędzi, ale wtedy on przestał dając mi kilka sekund na dojście do siebie, po czym znowu zaczął zabawę od początku. Robił tak przez pewien czas, wprawiając mnie w coraz to większy szał, aż wreszcie, kiedy po raz enty się zatrzymał, znowu użyłam swoich nóg i odepchnęłam go od siebie. –Pieprz się, wiesz?! –Fuknęłam zła i odwróciłam się na bok sfrustrowana seksualnie, nakrywając się kołdrą.
-Oj, Blondyneczko…
-Daruj sobie ten milutki ton i śmieszek, bo pożałujesz –warknęłam mocniej zaciskając pięści na pościeli.
-Pozwól mi dokończyć.
-Idź do tej zdziry, skoro tak chcesz się poznęcać –wycedziłam przez zaciśnięte zęby, będąc bliska płaczu.
-Nie bądź suką, Ness.
-Nie bądź skurwielem, to ja nie będę suką –odgryzłam się, ale okazało się to być błędem, bo zostałam brutalnie szarpnięta, a potem znowu poczułam go w sobie. Tym razem wszystko było bardziej intensywniejsze… szybsze… tym razem pozwolił mi dojść od razu. Szczytowaliśmy razem.
-Zadowolona? –Warknął dwudziestodwulatek, który nadal był we mnie i przygniatał mnie swoim ciężarem.
-Mhm, nawet nie wiesz jak bardzo –mruknęłam dumna, po czym musnęłam te idealne usta. –Nie złość się, kocie –poprosiłam gładząc prawy policzek pokryty jednodniowym zarostem.
-Doprowadzasz mnie do szału, wiesz? –Uśmiechnęłam się szczęśliwa. –I to cię tak bardzo kręci, huh? –Przytaknęłam. –Nigdy tego nie mówiłem, ale cieszę się, że Louis cię zdradził, bo teraz jesteś moja.
W pewnym sensie miał rację. Przez tamto zdarzenie wiele się zmieniło, bo gdybym nie przyłapała Tomlinsona z Jessie, teraz prawdopodobnie nie leżałabym z Zaynem w łóżku; nie nosiłabym pod sercem jego dzieci. Całkiem prawdopodobne, że gdyby nie tamte zdarzenia, teraz leżałabym obok Louisa i to jego obecnością bym się cieszyła. Patrząc na to wszystko z dzisiejszej perspektywy mogę stwierdzić, że nic nie dzieje się bez powodu i ten bardzo krótki, ale bardzo ważny związek z Lou był nieodłączną częścią drogi, jaką musiałam przejść, aby dotrzeć do etapu, gdzie jestem prawdziwie szczęśliwa z Malikiem.
-Kocham cię, wiesz? –Zapytałam szeptem, jakbym bała się, że jeśli powiem to głośno – on mnie wyśmieje.
-Woah, czym zasłużyłem na te słowa?
-Nie kpij sobie ze mnie, Zayn. Wiem, że mówię to naprawdę bardzo rzadko, ale nie lubię wyrażać uczuć.
-Przecież wiem, Maleńka i wcale mi to nie przeszkadza… -ziewnął nakrywając nas kołdrą, a potem ułożył głowę na moich piersiach. Nie minęło nawet pięć minut, a usłyszałam cichutkie chrapanie, dlatego też się uśmiechnęłam.
Nie potrafiłabym sobie wymarzyć lepszego zakończenia dnia, jak te. Co mogłoby pobić to, że jestem z mężczyzną, którego kocham całą sobą? Nic. Jestem tak cholernie szczęśliwa, że nie mogłabym sobie tego lepiej wyobrazić. Nigdy nie przypuszczałam, że mogę pokochać kogoś mocniej niż Louisa, a jednak… Zayn jest dla mnie ważny prawie tak samo jak moja córka, bo gdybym miała wybierać pomiędzy nim, a Darcey to bez zastanowienia wybrałabym ją. Każda matka by tak zrobiła – zrezygnowałaby z własnego szczęścia, aby uszczęśliwić swoją pociechę, ale teraz jestem prawdziwie szczęśliwa i to się liczy.
___________________________________
Okay, dzisiaj zacznę od przeprosin, że rozdział pojawia się z tygodniowym opóźnieniem, ale miałam sporo na głowie - przez problemy z nogą miałam dwutygodniową przerwę w domu, a teraz trzy tygodnie temu wróciłam narobiłam sobie sporo zaległości, a nauczyciele zaczynają wystawiać oceny i znowu robią masę sprawdzianów i kartkówek, ponad to chodzę na prawo jazdy, więc... noo, dzieje się. 
Co do rozdziału, sama nie wiem, co o nim myśleć z jednej strony cholernie mi się podoba, ale z drugiej - mogłam postarać się bardziej. Przynajmniej piosenka w tle mi się podoba, bo to cover Matta ♥ Omfg kocham go jak diabli... 
Dziękuję wam za cierpliwość i komentarze, bo naprawę wiele to dla mnie znaczy, że doceniacie moją pracę. 
Miłej niedzieli... Och, i szczęśliwych Mikołajek ;**  

7 komentarzy:

  1. Aaaaa kocham ten rozdział *.* ach takie dramy tylko u Malików xD Olls:***

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany :O WIĘCEJ TAKICH XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest świetny!!������ z niecierpliwością czekam na następny :D :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam tego bloga w dwa dni xd
    Jest zajebisty i nie moge doczekac się następnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja