WAŻNA INFORMACJA POD ROZDZIAŁEM!!
„Jesteś całym moim światem, najwspanialszą
osobą. Moim oddechem, moimi myślami, moim całym sercem. Jesteś wszystkim, co
dobre i najlepsze. Jestem teraz częścią Ciebie, a Ty częścią mnie.”
Zayn
Siedziałem w kuchni i cały czas nie mogłem przyswoić tej
sceny z wczorajszego wieczoru. Jakim cudem Marisa i Matt rozpoczęli ten swój
nieszczęsny romans? Czemu, do cholery robią świństwo Adamowi? Parker jeszcze
jestem w stanie zrozumieć, ale Matt?! Przecież Donavan to jego kumpel, a on
pakuje kutasa w pochwę jego byłej! Popieprzona sprawa i mogę sobie dać uciąć
rękę, że Ness się to wcale nie spodoba… no, chyba, że ona już o tym wie od
dawna.
-Okay, jestem gotowa –poinformowała mnie wchodząca do kuchni
blondynka ubrana w szorty oraz luźną bluzkę na drobnych ramiączkach. –Pokaż tą
niespodziankę.
-Wiesz, nad czym się głowię? –brwi mojej dziewczyny
zmarszczyły się, a ja wskazałem na nią palcem przy okazji grożąc. –Czemu, do
diabła nie nosisz stanika?
-Bo do tej bluzki stanik nie pasuje? –odpowiedziała pytaniem
na pytanie. –Masz z tym aż tak duży problem? –zapytała krzyżując ramiona na
piersiach, które jeszcze lepiej były uwydatnione.
-Nie? –przełknąłem głośno ślinę.
-Świetnie, więc rusz się, bo musisz jeszcze poinformować
moją mamę, że z mistrzostw nici, bo mnie zapłodniłeś –z uśmiechem złożyła na
moich wargach krótki pocałunek, wypychając dekolt pod mój nos. Cycki Ness są
świetne, a z ciąży Danielle wiem, że będą jeszcze większe… Boże…
-Obiecaj, że nie będziesz się denerwowała, kiedy spotkasz
Ally.
-Zaprosiłeś ją?! –uniosła się złością Donavan, na co
przytaknąłem. –Co, jaką cholerę, huh?!
-Bo mi pomaga.
-W czym, w zaspokajaniu potrzeb?!
-Boże, możesz już przestać zachowywać się jak nadąsana
księżniczka?! Mam dość, tych ciągłych pretensji i oskarżeń! Nie zdradziłem cię
– powiedziałem najwolniej jak tylko potrafiłem. –Kiedy to pojmiesz?!
-W chwili, kiedy przestaniesz ze mnie robić idiotkę! Jakbyś
się czuł, gdybym spotykała się z moim przyjacielem z liceum?!
-Masz na myśli Ferro? –zapytałem zmieszany. –Nie rusza mnie
twoja przyjaźń z Federico, jeśli o to ci chodzi.
-Mam też innych przyjaciół płci męskiej –wyznała, a potem
wzięła łyka mojej kawy.
-Jak to męskiej? W sensie spotykasz się z jakimiś facetami?
-Skoro ty spotykasz się z tą całą Ally, to ja równie dobrze
mogę wyjść z moimi kolegami na szejka –Nessela wzruszyła obojętnie barkami,
czym wprawiła mnie we wściekłość.
-Nie będziesz wychodziła z kolesiami…
-A to niby, czemu?!
-Bo ja tak mówię.
-Phi –prychnęła. –Bo ja tak mówię –zaczęła mnie
przedrzeźniać, a ja zacząłem poważnie zastanawiać się nad tym, kto jest
bardziej dziecinny Ness czy Darcey. –Nie pieprz, okay? Przestanę, jeśli ty też.
-Ostatni raz, potem urwę kontakt z Ally, masz moje słowo
–dwudziestolatka przez dłuższą chwilę przyglądała mi się z uwagą, aż w
ostateczności mnie pocałowała i pociągnęła w stronę wyjścia.
Otworzyłem za pomocą pilota mój samochód, a potem pomogłem
wsiąść Ness przytrzymując jej drzwi, następnie obszedłem auto z drugiej strony
i usiadłem za kierownicą. Odpaliłem silnik i ruszyłem z piskiem opon, podczas
gdy blondynka bawiła się radiem. Nie chciałem już zwracać jej uwagi, ponieważ
jestem w dwustu procentach pewien, że skończyłoby się to tylko niepotrzebną
kłótnią. Postanowiłem za to poruszyć inny temat.
-Jak Marisie układa się z twoim bratem? –jasnobrązowe oczy
zbadały mnie przez dłuższą chwilę.
-Jeśli teraz mi powiesz, że wiedziałeś o Adamie i dziewczynie
Matta to chyba cię zabiję –wycedziła przez zaciśnięte zęby dwudziestolatka.
-Czekaj… Adam i Clary? –zapytałem zszokowany zatrzymując się
na światłach i wreszcie mogłem na nią spojrzeć. –Nie… to Marisa pieprzy się z
Mattem.
-Pojebało ich?
-Najwyraźniej –wzruszyłem barkami, znowu ruszając w kierując
się w stronę działki. –Gadałem z nią wczoraj, powiedziała, że twój brat nazwał
ją suką.
-Podły kretyn –podsumowała Donavan. –Jeśli zrobił to przez
swoje pieprzone uprzedzenia to jest największym idiotą na świecie.
-Uprzedzenia? –zaciekawiony uniosłem brwi ku górze.
-Mhm –potwierdziła. –Kiedy laska się z nim nie zgadza to ją
zostawia. Według logiki Adama ty powinieneś zerwać ze mną już dobre kilka
miesięcy temu –wywróciłem oczami.
-Nie pieprz, przecież cię kocham nawet, jeśli kurewsko mnie
denerwujesz –wyznałem łapiąc za udo Donavan, a w odpowiedzi dostałem tylko
przeuroczy uśmiech. –Co byś powiedziała, gdybym…
-Jeśli masz zamiar znowu ścigać się z Williamsem to jestem
na nie –przerwała mi, na co się zaśmiałem.
-Chodzi o to, że chciałbym założyć firmę. Chciałem wiedzieć,
co o tym myślisz?
-Jaką firmę? –wzruszyłem barkami.
-Potrafię ulepszyć każdy samochód, więc pomyślałem, że może
zacznę produkować własne… coś w stylu… no, nie wiem… Malik Industries.
-Sądzę, że to świetny pomysł –wyznała szczerze, a ja nie
mogłem się powstrzymać i szybko ją pocałowałem. –I będę cię wspierać, zawsze.
-Jesteś niesamowita –powiedziałem zatrzymując moją drugą
miłość obok parceli. –Jesteśmy na miejscu –poinformowałem, a kiedy wysiadłem
pomogłem również Ness, którą złapałem za dłoń i zaprowadziłem w stronę willi.
Budynek miał już dwa piętra i wyglądał znacznie lepiej niż
miesiąc temu. Ekipa Allison spisywała się świetnie.
Nagle dostrzegłem Ally, a raczej to ona zauważyła mnie i
szybko do nas dołączyła. Szeroki uśmiech na jej twarzy zastąpił grymas
niezadowolenia, na co Ness mocniej ścisnęła za moją dłoń.
-Co ona tutaj robi? –warknęła w moim kierunku Mongomery.
-To moja dziewczyna, Ally –przypomniałem. -Ile jeszcze
potrwa budowa? –zapytałem, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
Znalazłem się w samym epicentrum wulkanu, który zaraz mógł
eksplodować oraz tsunami, które mogło mnie nawiedzić. Jezu… była dziewczyna to
koszmar, ale była i obecna dziewczyna razem to najgorsza rzecz na świecie.
-To zależy… -wzruszyła barkami różowowłosa.
-Od czego?
-Od tego czy ją zerżniesz czy nie –podsumowała Ness.
-Możesz przestać? –warknąłem poirytowany tym dziecinnym
zachowaniem. No ileż, do cholery można powtarzać jedno i to samo zdanie?!
–Mówiłem…
-Przecież ona ewidentnie cię podrywa! –zawołała Blondyneczka
wskazując dłonią na dumną z siebie Ally. –Czemu, do cholery jesteś taki ślepy?!
-No, lepiej trafić nie mogłeś, Zayn –zakpiła moja ex.
–Histeryczka i paranoiczka, ładnie…
-Zamknij się, Ally –wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
Dopiero teraz zauważyłem, że ona robi to specjalnie, żeby skłócić mnie z Ness.
– A ty –zwróciłem się już łagodniejszym tonem do dwudziestolatki. –Uspokój się,
bo nie powinnaś się denerwować. Dasz mi chwilę i poczekasz w samochodzie? –blondynka
zacisnęła szczękę, ale bez słowa wykonała moją prośbę. Poczekałem aż Donavan
wsiądzie do auta i dopiero teraz odwróciłem się do mojej znajomej. –Mam dość
gierek, Ally.
-Więc z nią zerwij –z głupkowatym uśmiechem pokiwałem głową
na boki.
-Kocham Ness i to się nie zmieni, dlatego przestań ją
wkurzać, bo gwarantuję, że to się źle skończy.
-Chcę się przekonać –niższa ode mnie kobieta wzruszyła
barkami z chytrym uśmieszkiem.
-Serio?
-Mhm – przytaknęła pewna swojego.
-Zwalniam cię –dwudziestodwulatka wyszczerzyła na mnie swoje
oczy, a jej luzacka postawa szybko zmieniła się w istne wkurwienie. –Do
południa wpłacę ci pieniądze na konto, a potem nie chcę cię więcej oglądać.
-Nie możesz… -szepnęła nadal będąc w szoku.
-Jestem Zayn Malik, ja mogę wszystko –rzuciłem na odchodne,
a potem wsiadłem do samochodu i oparłem głowę o zagłówek, wypuszczając ze
świstem powietrze. Czułem na sobie ciekawski wzrok Ness, która nerwowo stukała palcami
o drążek zmiany biegów. –Znasz jakiegoś dobrego architekta oprócz twojego ojca?
-Czy ty… -przytaknąłem. –Dla mnie? –kolejny raz
potwierdziłem jej słowa kiwiąc głową w górę i w dół, kiedy nagle poczułem jak
moja Blondyneczka rzuca się na mnie i mocno przytula oraz całuje. –Nawet nie
wiesz jak bardzo się cieszę, Malik –pisnęła uradowana.
-Nie wątpię –dodałem rozbawiony. –Mam rozumieć, że teraz nie
będziesz już zazdrosna, bo po tym jak wpłacę na jej konto kasę, całkowicie urwę
kontakt z Allison.
-Kocham cię, wiesz? –mruknęła próbując zejść z moich kolan,
ale nie pozwoliłem. –Co robisz? -zapytała roześmiana.
-Jadę do banku, a potem po Darcey, więc siedź spokojnie
–poprosiłem, a potem trzymając na kolanach Ness uruchomiłem silnik i obrałem
kierunek na bank. Młoda kobieta przytulała się do mojej lewej piersi, a swoją
dłonią wodziła po moim brzuchu. –Zaraz zamiast po Darcey pojadę do domu, jeśli
nie przestaniesz… och, i jeśli zabiorą mi prawo jazdy, bo spowoduję wypadek
powiem, że chciałaś mnie przelecieć.
-Nie bądź śmieszny, powiem, że jestem w ciąży –wzruszyła
barkami. –Cała wina spadnie na ciebie, bo każdy wie, że kobiety w ciąży są
bardziej napalone –z niedowierzaniem pokiwałem głową na boki.
Naprawdę nie potrafię uwierzyć, że wreszcie po sześciu latach
mam ją całą dla siebie. Nie muszę się z nikim dzielić Ness. Nie wściekam się,
bo mój przyjaciel ją wyrwał i krzywdził przez półtorej roku. Wreszcie jestem
szczęśliwy, bo mam przy sobie dziewczynę, którą kocham do szaleństwa i, dla
której jestem w stanie zrobić cholernie bezmyślną rzecz, jeśli tylko mnie o to
poprosi. Cieszę się, że moje życie wreszcie zaczęło się układać i że mam obok
siebie Nesselę, która zawsze mnie wspiera i która się o mnie troszczy. Nie wiem,
czym zasłużyłem na takie szczęście, ale nie narzekam. Jestem po prostu
najszczęśliwszym facetem na świecie, bo jestem z kimś, kto jest dla mnie całym
światem, a już wkrótce urodzą nam się dzieci. To nieco przerażające, ale jestem
pewien, że podołam temu wyzwaniu, tak jak zawsze to robię.
-Daj mi minutę –poprosiłem, po czym wysiadłem wcześniej
cmokając dwudziestolatkę w usta.
Wszedłem do budynku banku, gdzie miałem swoje dwa konta –
jedno, na którym były pieniądze zarobione przeze mnie, a na drugim kieszonkowe,
które przysyłali mi rodzice, kiedy jeszcze chodziłem do szkoły i, z którego nie
korzystałem.
-Dzień dobry, panie Malik – przywitała mnie niska brunetka,
która zwykła mnie zawsze obsługiwać, gdy tutaj przychodziłem.
Alice mogła mieć z trzydzieści lat i pracowała tutaj
praktycznie od zawsze – od chwili mojej przeprowadzki nie było razu, żebym
przyszedł, a jej tutaj nie było. Kobieta miała dwójkę dzieci – nastoletnią
córkę i syna, którzy często tutaj przychodzili, kiedy zabrakło im kasy, często
się też kłócili, ale to jest przecież zrozumiałe w rodzeństwie – oraz męża,
który ją zostawił dla młodszej kobiety.
-Witaj, Alice –uśmiechnąłem się i ustawiłem się przy
kontuarze, który oddzielał nas szybą. –Chciałbym dokonać przelewu na konto
Allison Mongomery.
-Ile pieniędzy chce pan przelać?
-Powiedz mi jeszcze, jaki jest stan mojego konta?
-Którego? –zapytała wstukując do komputera moje dane.
–Potrzebuję dowód –bez słowa podałem jej plastik, z którego standardowo musiała
spisać moje personalia.
-Z mojego, z tego, co zawsze –wzruszyłem barkami.
-Pół miliona –przytaknąłem, a ona oddała mi dokument. –To
ile przelać?
-Sto pięćdziesiąt tysięcy.
-Dobrze.
Nie minęło nawet pięć minut, a wróciłem do mojej zazdrośnicy
z potwierdzeniem dokonania przelewu w kieszeni. Ness siedziała już na swoim
miejscu i bawiła się swoją komórką.
-Z kim piszesz? –zagaiłem siadają na swoim miejscu.
-Dani zaprasza nas dziś na kolację o ósmej –poinformowała, a
potem położyła telefon obok swojej nogi.
-Okay –mruknąłem, a potem przekręciłem klucz w stacyjce i
bez słowa obrałem kurs na dom państwa Donavan.
Jeszcze nigdy w swoim życiu nie jechałem tak wolno i nie
tylko ja to zauważyłem, ale prawda jest taka, że jeszcze nigdy nie miałem do
przekazania Valerie, że będę miał dzieci z jej córką – bądźmy szczerzy, ale
matka Ness to niezła wariatka, a przez to… cóż może mnie przestać lubić, czego
nie chcę. Val nie przepadała za Tomlinsonem, a teraz może przerzucić się na
mnie z racji tego, że ma świra na punkcie łyżwiarstwa.
Po upływie godziny zatrzymałem się pod posesją rodziców
Ness. Moja dziewczyna była już przy drzwiach, ale ja ani drgnąłem, nawet jak
już weszła do środka. Nie wiem, ile czekałem jak skończony idiota w
samochodzie, ale może było to piętnaście minut, albo dwadzieścia? W końcu
przestało mnie bawić to, że Nessela nie może po prostu zabrać Darcey i wrócić
do samochodu, dlatego odważyłem się.
Zaraz po przekroczeniu progu dało się słyszeć krzyk
Blondyneczki, to też postanowiłem wkroczyć do akcji. Ness stała nad swoim
bratem i Clary, którzy oglądali telewizję i wydzierała się po nich.
-Jesteś skończonym kretynem, Adam! Po raz setny pytam,
dlaczego zrobiłeś takie świństwo mojej przyjaciółce?! Co, do cholery sobie…!
-Ness –przeciągnąłem jej imię, po czym mocno przytuliłem jej
plecy do swojej klatki piersiowej. –Uspokój się, okay?
-Jak? –wycedziła przez zaciśnięte zęby. –Powiedz mi, jak mam
być spokojna, kiedy ten palant…
-Ogarnij się, wariatko, bo przebywanie z tą suką nie wyszło
ci na zdrowie –mruknął od niechcenia Donavan, ale na całe szczęście trzymałem
Ness, która była gotowa się na niego rzucić.
-Nie nazywaj jej tak, a jak jeszcze raz zabierzesz od niej
Darcey bez mojej wyraźnej zgody to…
-Mogę robić, co zechcę, bo Darcey to moja chrześnica!
-Ale to ja jestem jej matką, dlatego z łaski swojej nie
wpierdalaj się, gdzie cię nie trzeba! –wykrzyczała moja Blondyneczka, a potem
złapała się za brzuch. –Ałć! –syknęła, a ja momentalnie ją poniosłem i
usadziłem w fotelu.
-Przyniosę ci wody –powiedziałem, całując opiekuńczo
dwudziestolatkę w czoło. –A ty nie prowokuj jej, okay? –rzuciłem w stronę
Adasia, który jedynie wywrócił oczami. –Mówię serio, Adam, jeśli będę jeszcze
dzisiaj musiał jechać do szpitala, zabiję cię –podsumowałem, a potem udałem się
do kuchni, gdzie nalałem Nesselii do kubka niegazowanej wody z butelki, z którą
wróciłem do salonu i wręczyłem mojej dziewczynie. –Lepiej? –w odpowiedzi
dostałem przytaknięcie.
-Zrobisz coś dla mnie, Zayn?
-Zawsze.
-Przywal mojemu bratu –zmarszczyłem brwi dokładnie tak jak
Adam i Clary. –Zrób to…
-To mój przyjaciel –przypomniałem.
-Skrzywdził Marisę.
-Nie bronię go –wskazałem na Donavana. –Ale Parker też nie
jest święta, okay?
-Bronisz go –dodała z przekąsem blondynka. –A Marisa po
prostu inaczej przeżywa rozstania. Miała siedzieć i popadać w depresję, bo mój
tępy brat złamał jej serce? Proszę cię…
-Nie chcę się kłócić, Ness, dlatego może nie wtrącajmy się w
sprawy, które nas nie dotyczą, okay?
-W sumie to nasza sprawa, bo Marisa będzie chrzestną
–uniosłem brwi.
-Nie zgadzam się, ta wariatka nie będzie matką chrzestną
moich dzieci. Widziałaś jak ona jeździ autem?
-Och, co z tego, Zayn, jest świetną osobą.
-Moment, chwila… -do naszej rozmowy wtrącił się
dwudziestokilkuletni szatyn. –Jakich dzieci, o czym, do cholery rozmawiacie?!
-Ta sprawa cię nie dotyczy –ucięła temat obrażona blondynka,
dlatego teraz to ja wywróciłem oczami.
-Ness jest w ciąży.
-Żartujesz sobie, Malik?!
-A wyglądam? –zapytałem obojętnie, a potem usiadłem na
kolanach Ness, która od razu zaczęła kreślić palcem po moim tatuażu.
Adam przez chwilę przyglądał mi się tępym wzrokiem, aż
wreszcie do domu ktoś wszedł. Jak się okazało później był to George.
Odkąd zacząłem przyjaźnić się z Adamem i od chwili, kiedy
zaprosił mnie do siebie, żeby pograć w gry wideo, polubiłem George’ a. Był…
jest spoko gościem, który cholernie mocno potrafi wspierać swoje dzieci… no, w
każdym bądź razie Ness. Dawał mi rady, kiedy byłem wkurwiony na Louisa za to,
jak traktuje Ness, kiedy byłem zazdrosny, że on wyrwał ją pierwszy, bo ukradł
mi coś, na czym zaczęło mi zależeć pierwszy raz od tej cholernej zabawki, którą
zepsuł mi Michael – kochałem to pieprzone autko na pilota, a ten kretyn tak po
prostu je zniszczył. Ojciec Nesselii i Adama jest porządnym człowiekiem i jako
jedną z nielicznych osób szanuję i liczę się z jego zdaniem.
-Coś wam się stało? –zapytał architekt, po czym odwiesił
swoją marynarkę na oparcie drugiego fotela. –Cześć, Nessiu –ucałował czubek
głowy swojej księżniczki. –Zayn –ze mną natomiast przybił sztamę. –Adam, co
znowu zrobiłeś?- rzucił z wyrzutem do swojego syna, który wielce się oburzył.
-Czy ty sobie ze mnie kpisz, tato?! Nie zawsze podły humor
Ness jest moją winą.
-Ale tym razem tak –burknęła Blondyneczka, nawet na niego
nie patrząc.
-No więc, czekam na twoje tłumaczenia –powiedział tonem
nieznoszącym sprzeciwu George.
-Ness wpieprza się w moje sprawy z Marisą; w sprawy, które
jej nie dotyczą – wyjaśnił spokojnie.
-Dotyczą, jeśli zabierasz od niej Darcey bez mojej wiedzy i
bez mojej zgody, podły egoisto!
-Uspokój się –poprosiłem patrząc prosto w jej sarnie oczy.
-Po prostu zaoszczędziłem twojej córce patrzenia na porno,
bo ta zdzira cały czas pieprzy Matta!
-Och, jakbyś ty był lepszy! Pewnie cały czas pieprzysz
Clary!
Jezu… - przeczesałem swoje włosy, a wzrok pana Donavana
przeniósł się na mnie. Podczas, kiedy jego dzieci darły koty o… w sumie o
błahostkę, bo zarówno Adam jak i Marisa są teraz szczęśliwi z kimś innym i nie
powinni o tym myśleć. Parker i mój kuzyn prowadzą beztroskie życie, a Adaś ma
to samo z Clary… więc, po jaką cholerę drążą temat?
-Będziemy mieli dzieci –wtrąciłem, żeby przerwać tą
bezsensowną wymianę zdań. Wszyscy ucichli, a George wyszczerzył na mnie oczy.
-Co proszę?
-Zostanie pan dziadkiem, bo Ness jest w ciąży i nie powinna się wkurzać –podkreśliłem
patrząc na moją rozhisteryzowaną kobietę. –Dasz sobie w końcu na luz, Ness?
–dwudziestolatka głośno westchnęła, ale ostatecznie przystała na moją prośbę.
-Nessiu, możesz mi wyjaśnić jak do tego doszło?
-Ty naprawdę o to zapytałeś, tato? –wypowiedzieli z Adamem w
tym samym momencie.
-Bądź, co bądź, ale myślałem, że wiesz jak powstają małe
dzieci –dorzucił szatyn, na co ojciec zmroził go spojrzeniem.
-Bliźniaki –poinformowałem, całując skroń mojej dziewczyny.
-To naprawę… niesamowite, ale rozumiesz, że w tym małym
mieszkaniu nie zmieścicie się wszyscy, tak?
-Tato –jęknęła zmęczona blondynka. –Zayn ma już wszystko
zaplanowane.
-Co konkretnie? –przewróciłem oczami.
-Za kilka miesięcy będziemy się przeprowadzać, ponieważ Zayn
buduje dla nas dom, poza tym będzie otwierał firmę, dlatego nie masz się, o co
martwić –stwierdziła, po czym wstała i ucałowała swojego rodzica w policzek.
–Przecież wiesz, że to dobry facet –powiedziała tym swoim słodziutkim
głosikiem, posyłając mi uśmieszek. –Kocha mnie i to jest najważniejsze.
-Ale bardziej interesuje mnie kwestia tego, jak zdołasz
pogodzić studia, a Zayn pracę?
-Dam radę zająć się wszystkim, panie Donavan –stwierdziłem z
powagą. –Zanim jeszcze Ness urodzi załatwię najlepszą pomoc domową, a jeśli
chodzi o opiekę nad dziećmi… poproszę moją mamę.
Annie zaoferowała się na weselu Natalie we wszystkim mi
pomóc. Mama kazała mi zadzwonić zaraz, kiedy Nessela będzie rodzić, bo chciała
od razu zobaczyć swoje wnuki – nie wnikam w to, ale okay. Cieszę się, że nadal
mnie wspiera jak dawniej. Jestem szczęśliwy, że mimo wszystko nadal jestem dla
niej najważniejszym dzieckiem, a nie Natalie, Mike czy nawet Mia. To ja jestem
ulubieńcem Annie i zawsze tak było.
-Zresztą jestem pewna, że ty też nam pomożesz, tatusiu.
Jaka ona potrafi być słodka i się przymilać jak czegoś chce.
Heh… to niezła manipulantka, ale chyba właśnie za to kocham Ness – nikogo nie
udaje i zawsze jest sobą.
-Nessiu, oczywiście, że wam pomogę –oznajmił George jakby to
było czymś oczywistym, ale w sumie to takie właśnie to było. On zawsze pomagał
i będzie pomagał.
-Pomożesz im w czym?
Zajebiście! Po prostu zajebiście! Byłbym niezmiernie
szczęśliwy, gdyby Valerie pojawiła się jakieś piętnaście do dwudziestu minut po
tym, jak opuścilibyśmy jej dom. Ale oczywiście, że nie! Przecież ja zawsze
muszę stawiać czoło największemu zagrożeniu od razu – bez jakiegokolwiek planu.
Jasna cholera…
-Właśnie się dowiedziałem, że zostanę dziadkiem
–poinformował ją Donavan, a błękitne oczy zaczęły wiercić dziurę w… głowie
Ness. Dobrze, że nie w mojej. Huh, ulżyło mi.
-Całkowicie postradałaś zmysły?! –zawołała znacznie starsza
blondynka. –Co będzie z mistrzostwami?
-To Zayn jest za to odpowiedzialny –wszystkie pary oczu
przeniosły się na mnie, dlatego jedynie wzruszyłem barkami i spojrzałem na
Valerie zupełnie w ten sam sposób jak zawsze patrzyłem na moją mamę, kiedy coś
zmalowałem.
-Nieważne –podsumowała pani Donavan.
-Adaś, patrz, co mam! –krzyczała zbiegająca po schodach
Darcey, która przyległa do moich nóg, dlatego też ją podniosłem i ucałowałem w
policzek. –Narysowałam dla ciebie, Zayn –oznajmiła wręczając mi obrazek z psem.
–To ty i nasz Dingo –momentalnie do salonu wbiegł ten grubas.
-Jest piękny –powiedziałem, mierzwiąc jej włosy.
-Mogę pójść dziś do Jake’ a?
-Idziemy na kolację do Danielle.
-A jutro? –zapytała z nadzieją, na co przytaknąłem z lekkim
uśmiechem. –Gdzie byliście?
-Pokazywałem twojej mamie dom.
-Dlaczego?
-Bo Dingo jest już za duży na wasze mieszkanie, poza tym
chciałbym, żebyś miała więcej miejsca, kiedy urodzi się twoje rodzeństwo.
-A Dingo będzie mógł spać ze mną?
-Jeśli chcesz… to tak –zaśmiałem się pod nosem.
Dingo i tak śpi u Darcey, a zwłaszcza z nią w jednym łóżku –
cud, że jeszcze się nie zarwało. Chyba nieco przekarmiłem go ze Skrzatem, no,
ale teraz już na to nic nie poradzę.
-Mam do pana pytanie –zagaiłem do George’ a, który
zmarszczył brwi. –Potrzebuję osoby, która dokończy budowę, zna pan kogoś?
-Myślałem, że wszystko masz już zaplanowane? –spojrzał
pytająco na swoją córkę, która jedynie wywróciła oczami.
-Bo mam, ale dziś zwolniłem kierownika budowy.
-Czemu? –wtrącił Adam, a ja potrząsnąłem głową na boki z
niedowierzania.
-Bo Ness była zazdrosna.
-Dziwisz mi się? Zatrudniasz swoją byłą, pierwszą miłość i
jesteś zdziwiony moją zazdrością? –zapytała z przekąsem moja Blondyneczka.
-Primo, ona nigdy nie była moją pierwszą miłością
–westchnąłem zmęczony. –Zresztą, nie ma tematu, zwolniłem Ally.
-Dam ci numer do mojego przyjaciela –poinformował Donavan,
po czym wyjął z marynarki wizytówkę, którą mi wręczył. –To Sam, Nessiu.
-Daruj sobie tato, nawet, jeśli dałbyś mu numer do Rebekah
miałabym to gdzieś –warknęła.
-Z pewnością –dorzucił Adam, ale oberwał za to poduszką
prosto w głowę. –Przyzwyczajaj się, Malik to dopiero początek takich cyrków
–wyjaśnił marszcząc nos.
-Zamknij się, Adam! –zawołała jeszcze głośniej i z większą
furią w oczach Blondyneczka.
-Heej, spokojnie –powiedziałem kładąc Darcey na podłogę i
podchodząc bliżej Ness, której twarz złapałem w obie dłonie. –On tylko lubi cię
prowokować, przecież zawsze tak było. Pamiętasz jak cię wkręcał na imprezie u
Matta i wyszłaś na świruskę? –przytaknęła.
-Piłeś wtedy ze mną na tarasie i mówiłeś, że Adam jest
zwykłym idiotą –uśmiechnąłem się lekko, a potem musnąłem jej wargi.
-Teraz się z tobą nie napiję, ale powiem, żebyś olała tego
kretyna.
-EJ! –oburzył się szatyn.
-Bez urazy, Adam.
Nagle po pomieszczeniu rozniosła się melodia The Frey, co
oznaczało, że ktoś uporczywie próbuje dodzwonić się do mojej dziewczyny.
-To Liam –stwierdziła, po czym podała mi komórkę.
-Co jest, Payno? –zapytałem od razu po odebraniu i
przyłożeniu telefonu do ucha.
-Za ile będziecie?
-Jest dopiero siódma –poinformowałem przyjaciela, zerkając
na zegar ścienny. –Mieliśmy być o ósmej.
-Ja to wiem, ty to wiesz i pewnie twoja laska też o tym wie,
ale Dani już świruje, dlatego pakuj dupę do auta i przyjeżdżaj, dobra?
-Mhm, zaraz będę –mruknąłem od niechcenia, a potem oddałem
Ness jej własność. –Jedziemy do Liama, bo Danielle zaraz go wykastruje.
-Wiele nie straci, już ma pierworodnego –parsknąłem śmiechem
na słowa mojej dziewczyny, którą złapałem za rękę. –Darcey ubieraj buty
–czterolatka według zaleceń swojej mamy poszła się ubrać, podczas gdy ona
jeszcze patrząc na Adama powiedziała: -Informuj mnie, że ją zabierasz, Adam –po
tych słowach pociągnęła mnie w stronę wyjścia.
Musiałem przerobić swój wóz – między innymi poskładać go od
nowa, żeby pomieścił jeszcze Darcey i tą kluchę z tyłu. Spędziłem na tym
miesiąc, ale okazało się to być sukcesem i właśnie wtedy zacząłem się
zastanawiać, co by było, gdybym założył własną firmę.
Pod domem Liama byliśmy po trzydziestu minutach, a na ich
podjeździe czekało już auto Matta. Cóż… może być ciekawie z racji tego, że
razem z nim pewnie przyjechała Marisa. Weszliśmy do środka bez pukania, a
Darcey od razu zaczęła wołać Luke’ a, który również zaczął piszczeć – robił to
pewnie, dlatego że Skrzat ciągle się z nim bawił.
-Nareszcie, stary… -odetchnął z ulgą Matt, który przybił ze
mną sztamę, a Ness cmoknął w policzek. –Dani świruje, a Marisa nie potrafi jej
ogarnąć.
-Jeśli ją skrzywdzisz to cię wykastruję, Matt –rzuciła niby
obojętnie Donavan, a potem zdjąwszy buty weszła w głąb domu Payne’ a.
-Co jej odbiło?
-Ciąża –wzruszyłem ramionami. –Tego nie ogarniesz, Rocky…
_______________________________
Nie wiem, co mam dzisiaj napisać...
Chciałam wam podziękować za wszystko... za wasz wkład w tego bloga. Może uważacie, że nic konkretnego nie zrobiliście, ale prawda jest inna - wasze komentarze, wejścia, obserwowanie to naprawdę wiele i cieszę się, że mam tak wspaniałych czytelników jak wy - bardzo wam dziękuję ;**
Z racji tego, że wigilia przypada w czwartek, a moje święta zapowiadają się na udane przygotowałam dla was niespodziankę, która pojawi się około godziny 20.00
To chyba wszystko na dziś. Jeszcze raz wam dziękuję
Miłej niedzieli ;**
Kooocham ♥♥
OdpowiedzUsuńMega zajebisty rozdział xD
OdpowiedzUsuńHahaha ha te kłótnie i najlepszy przerywnik ever ♥♥♥ rozdział jak zwykle świetny ♥♥♥ Olls :***
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, wesołych świąt kochana :*! / M.
OdpowiedzUsuń