niedziela, 11 października 2015

XXII. What Do You Mean?




„Czas był dla niego bez znaczenia, gdy był z nią. Lata, dni i tygodnie zlewały się w jedno, liczyła się tylko jej dłoń w jego dłoni.”




Zayn


Obudziłem się znacznie wcześniej niż zwykle, a to wszystko, dlatego że Ness, gdzieś się wybierała. Gwałtownie uniosłem powieki, kiedy chciała się wyswobodzić z moich objęć.
-Dokąd? –Mruknąłem.
-Do ubikacji, śpij. –Zbyła mnie gestem ręki, a ja ją puściłem, aby mogła załatwić swoje potrzeby i wróciłem do snu.
~***~
Obudziły mnie pocałunki składane na mojej klatce piersiowej, dlatego od niechcenia znowu otworzyłem oczy.
Nessela siedziała na mnie okrakiem i wielkim uśmiechem na twarzy, który sprawił, że ten dzień zaczął się cholernie dobrze.
-Która godzina?
-Dziesiąta, śpiochu. –Uniosłem zszokowany brwi. Jakim cudem może być dziesiąta skoro zwykle wstaję o szóstej, czasami o siódmej?! –Zrobiłam ci śniadanie. –Poinformowała, a później złapała za tacę i ustawiła ją na moim brzuchu.
-To ja powinienem tobie robić śniadanie i pokutować za bycie sukinsynem. –Stwierdziłem, co spotkało się tylko z wywróceniem oczami blondynki.
Podciągnąłem się powoli, żeby niczego nie wylać, ani nie zrzucić, a później złapałem za widelec, którym zacząłem zjadać jajecznicę, karmiąc przy okazji moją ukochaną. Kiedy już zjedliśmy ten cały najważniejszy posiłek dnia, poleniuchowaliśmy do dwunastej. Generalnie wygłupialiśmy się, uprawialiśmy seks i łaskotaliśmy. Później poszliśmy razem wziąć kąpiel, po której się ubraliśmy i zabrałem moją przepiękną kobietę w moim pięknym i najszybszym na świecie samochodzie do Daisy na obiad.
-Co chcesz robić później? –Zapytała Donavan. –Dzisiaj wyjątkowo nie będę się z tobą kłócić i będę robiła wszystko, na co będziesz miał ochotę.
-Serio?- Uniosłem lewą brew nie do końca wierząc w jej słowa. Nessela Donavan nie byłaby sobą, jeśli nie wyraziłaby chociażby nutki oburzenia, kiedy coś nie idzie po jej myśli, a teraz tak zwyczajnie oznajmia mi, że bez narzekań będzie robiła to, na co ja mam ochotę? To nie jest możliwe.
-Tak. –Zakończyła pewnie temat. –Ubrudziłeś się. –Złapała za serwetkę, którą przejechała po moim policzku i brodzie.
-Wycierasz mnie jak mama. –Mruknąłem lekko zażenowany – bądź, co bądź byliśmy w kawiarni, gdzie jest dość sporo ludzi, a ona zachowuje się jakbym miał sześć lat i nie potrafił się sam wytrzeć – a w odpowiedzi dostałem przeuroczy chichot, którego mógłbym słuchać bez przerwy. –Zabiorę cie na tor.
-Myślałam, że zawsze jeździsz sam?
-Chyba pora to zmienić, bo jeśli chcę twojego szczęścia to muszę nauczyć się sobie ufać, a to będzie jedna z tych rzeczy, które są na mojej liście.
-Masz taką listę? –Przytaknąłem. –Co na niej jeszcze jest?
-Dużo rzeczy. Kiedyś przewiozę cie na motorze. –Sarnie oczy błysnęły radosną iskierką. –Przepraszam za wczoraj. –Mruknąłem kolejny raz, bo było mi kurewsko wstyd, że tak źle się zachowałem wobec tej cudownej dziewczyny.
Ja… Może to zabrzmi cholernie żałośnie… Wyjdę na cipę, ale boję się, że przez ten Race Of The Death stracę Ness. Ogarnia mnie strach, że to kłamstwo może przelać czarę goryczy i wyczerpać limit moich błędów, a wówczas ona mnie zostawi. Bo, bądźmy szczerzy, ile razy można komuś wybaczać, skoro ta osoba cały czas robi to samo? Z drugiej strony, jeśli nie wezmę udziału i nie przystanę na warunki Zacka to on… Powiedział, że ją zabije na moich oczach. Nie chcę, żeby jeszcze Nessela ponosiła konsekwencje moich błędów, dlatego jeśli mam wybierać, kto umrze bez wahania wskażę na siebie. Jeszcze nigdy w życiu nikogo tak bardzo nie kochałem jak Ness i jestem gotów oddać życie za jej bezpieczeństwo… Jej i Darcey.
-Ja też przepraszam za…
-Ness, proszę. –Przerwałem blondynce.
Dla mnie to też było trudne dowiedzieć się, że gdybym przestał być chujem nasze dziecko by żyło. Mogłem pójść na te pieprzone łyżwy. Mogłem nie zachowywać się jak kutas. Mogłem po niej nie krzyczeć jak skończony sukinsyn… Może wtedy nie byłaby wściekła i może wtedy nie wywróciłaby się na tym cholernym lodowisku. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
-Obiecuję ci, że po tym wyścigu wszystko się ułoży. Będziemy szczęśliwi. Będziemy mieli własny dom z ogrodem, tak jak zawsze chciałaś. Będziemy mieli dzieci, które będą jeździć na łyżwach jak ty lub będą się ścigać jak ja. Będziemy mieli jeszcze jednego psa. Będziemy mieli cholernie duże łóżko. A wieczorem, kiedy wrócisz z kancelarii będę na ciebie czekał z kolacją. Masz moje słowo. –Na idealnych usteczkach Donavan pojawił się przeuroczy uśmiech, na który starałem się odpowiedzieć, ale było to kurewsko trudne, bo nie mogłem jej tego zagwarantować. Nie bez przyczyny ten rajd nazwano wyścigiem śmierci. To znaczy… Nie boję się tego, co może mi się stać. Nie boję się śmierci. Boję się, że Nessela złamie mi serce, a wtedy będę umierał od środka.
-Masz już wszystko zaplanowane? –Zapytała lekko zdziwiona blondynka.
-Ostatnio sporo nad tym myślałem.
-Och, a więc naprawdę traktujesz nas poważnie. –Podekscytowana zagryzała dolną wargę, na co zmarszczyłem brwi.
-Myślałaś, że znowu się tobą bawię? – Tym razem jasnobrązowe oczy spojrzały w dół. –Ness, mówiłem ci już, że wszystko miało na celu zapewnienie wam bezpieczeństwa. Kocham cie jak wariat i zawsze będę podejmował nawet najgłupsze decyzje bylebyś ty i Darcey były w stu procentach bezpieczne. Niezależnie od wszystkiego zawsze będziesz jedyną kobietą, dla której mogę nawet umrzeć…
-Nawet tak nie mów! –Zaprotestowała. –Nie chcę, żebyś kiedykolwiek ryzykował dla mnie życiem, rozumiesz? –Warknęła wściekła.
-Czy mi się wydawało, czy ty dzisiaj miałaś być dla mnie miła?
-To nie jest śmieszne, Malik. –Uniosłem dłonie na wysokość twarzy. Ja wcale nie żartuję, ale zobowiązała się. –Jeśli dowiem się, że wystawiałeś się na pewną śmierć, żebym to ja była bezpieczna… Nie będzie już nas, rozumiesz? –Zmarszczyłem brwi. Mam wybierać pomiędzy życiem w ciągłym strachu, że coś może jej się stać ze strony Zacka, a zapewnieniem jej bezpieczeństwa kosztem własnego szczęścia? To chyba logiczne, co wybiorę.
-Oczywiście. –Uniosłem lewy kącik ust, a potem złapałem za prawą dłoń mojej dziewczyny, którą przyciągnąłem do ust i ucałowałem jej wierzch. –Możemy już jechać?
-Mhm. –Wstaliśmy, a ja zostawiłem pieniądze za obiad na stoliku, po czym opuściliśmy lokal wcześniej żegnając się z Marisą.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę toru, gdzie mam treningi.
Dziś był tam tylko Tim, którego poprosiłem, żeby przygotował dla mnie auto. Czekał na nas bolid formuły 1, ponieważ teraz to właśnie do takiego typu zawodów się przygotowuję, ponieważ pod koniec miesiąca – jak również i Race Of The Death – odbywa się Dakar. Patrząc na to z tej perspektywy to nie skłamałem mówiąc, że biorę w nim udział, dlatego Ness nie może mieć mi tego za złe.
-Ty chyba sobie ze mnie żartujesz, Zayn. –Stwierdziła przerażona blondynka patrząc na mnie z kpiną w oczach oraz ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.
-Niezupełnie, chciałbym, żebyś pojechała ze mną.
-Chyba zrobię to, co ty i złamię obietnicę. –Mruknęła pod nosem oraz z chytrym uśmieszkiem.
-Okay, tylko chodzi o to, że ja mam nieco więcej siły od ciebie. –Wzruszyłem lekceważąco barkami, a później jednym płynnym ruchem przerzuciłem sobie Donavan przez ramię i ruszyłem w stronę wyścigówki. Przez cały odcinek drogi do Tima, który sprawdzał czy z wozem wszystko jest w porządku, Ness krzyczała jak to bardzo mnie nie cierpi oraz uderzała pięściami w moje plecy. –Cześć, Tim. –Przybiłem sztamę z moim kumplem, a potem poszedłem do pomieszczenia, gdzie dopiero ustawiłem Nesselę.
-Nie wsiądę tam, Zayn. –Tupnęła nogą o posadzkę.
-Jeśli mnie kochasz, to wsiądziesz.
-TO jest szantaż. Kocham cie, ale chcę jeszcze pożyć.
-Ranisz mnie, kobieto. –Mruknąłem kładąc prawą dłoń na sercu. –Jestem genialnym kierowcą, a twoje słowa są jak noże.
-Dlaczego ty tak bardzo kochasz ryzykować?
-Lubię adrenalinę i wolność, a dzisiaj połączę to wszystko z miłością do ciebie, ale musisz mi na to pozwolić. –Dwudziestolatka przez dłuższą chwilę wahała się i wyglądało, jakby walczyła ze zdrowym rozsądkiem, a pragnieniem życia chwilą. W tym czasie, kiedy ona nadal się zastanawiała, ja przebrałem się w kombinezon, a później zabrałem jeszcze jeden i znowu spojrzałem na moją dziewczynę.
-Dawaj ten pieprzony strój. –Westchnęła zrezygnowana, wyrywając ubiór z moich dłoni.
-Mam ci pomoc? –Zapytałem starając się powstrzymać uśmiech, który cisnął mi się na usta.
-Już ty się lepiej nie zalecaj. –Wycedziła przez zaciśnięte zęby, wkładając najpierw nogi, a później dłonie, na końcu zapinając suwak.
-Wyglądasz seksi. –Stwierdziłem rozmarzony, co spotkało się jedynie z wywróceniem oczami. Zgarnąłem z blatu jeszcze dwa kaski, z czego jeden obowiązkowo musiała włożyć Ness, a drugi ja – pieprzone przepisy BHP. –Ubieraj.
-Nie rozkazuj mi, Malik. –Mruknęła z mordem w oczach. –Chcę ci tylko przypomnieć, że jeśli mnie zabijesz w tym długim samochodzie to nie urodzę ci dzieci.
-Primo to jest bolid, secondo powinnaś mi ufać, tre, jeśli przeżyjesz to zerżnę cie w tym kantorku.
-Quattro rżnąć to możesz drzewo, cinque zaufanie nie ma tutaj nic to rzeczy, sei jeden chuj, co to za auto. –Powiedziała chowając swoje blond włosy pod kaskiem, a potem łapiąc mnie za dłoń i wyprowadzając z pomieszczenia.
-Malik, nie możecie jechać razem…
-Ja mogę wszystko, Tim. –Zakończyłem temat i wsiadłem do bolidu biorąc na kolana blondynkę.
-Nie chcę jeszcze umierać.
-Nie zachowuj się jak baba Ness, bądź jak facet.
-Jestem kobietą, jakbyś nie zauważył. –Warknęła oburzona. –Wątpię, że chciałbyś ze mną być, gdybym miała penisa.
-Jak ja kocham ten twój cięty języczek. –Mruknąłem z przekąsem uruchamiając silnik. –A potem wciskając gaz do dechy i wprawiając bolid w ruch.
Jechaliśmy dość szybko – wiem, że jeśli bym nieco podrasował tą furkę mogłaby śmigać jeszcze szybciej – a Ness wbijała paznokcie w moje uda. Bolało jak diabli, o wiele bardziej wolałem, gdy drapała mnie aż do krwi w plecy, bo wtedy to mnie cholernie podniecało.
Wreszcie po zrobieniu dwudziestu okrążeń zatrzymałem się na miejscu startowym, a blondynka szybko opuściła moje kolana.
-Jesteś… Nienormalny. –Stwierdziła zdejmując kask i patrząc na mnie ze strachem w oczach, ale jej potargane na wszystkie strony włosy sprawiały, że ten widok mnie rozczulał. –Chcesz zabić nie tylko mnie, ale i siebie?
-To była tylko zabawa.
-To nie jest zabawne! –Wrzasnęła, po chwili wybuchając płaczem i uciekając w stronę kantorka.
Co, do diabła?!
Zmieszany zgasiłem silnik i wysiadłem. Zdjąłem z głowy kask, a potem trzymając go w dłoni ruszyłem za moją dziewczyną. Niepewnie wszedłem do pokoiku, gdzie roztrzęsiona Donavan próbowała się wydostać z czarno czerwonego kombinezonu.
-Ness? –Zapytałem niepewnie podchodząc powoli jeszcze bliżej niej, ale kiedy mnie zobaczyła instynktownie cofnęła się w tył i robiła to aż do momentu, gdy jej plecy zetknęły się ze ścianą.
-Nie podchodź. –Zagroziła drżącym głosem, wystawiając dłoń, która miała mnie powstrzymać, ale nie wykonała swojego zadania, bo już po paru sekundach trzymałem twarz dwudziestolatki w swoich rękach. –Zostaw mnie. –Błagała przez łzy.
-Co zrobiłem? –Zadałem pytanie szeptem. –Proszę, powiedz.
-Daj mi spokój.
-Nie mogę. –Warknąłem wściekły przykładając dłonią w ścianę tuż nad jej głową. –Nie mogę. –Dodałem zrezygnowany spokojniejszym tonem. –Czemu płaczesz?
-Bo teraz wiem, że mogę cie stracić. –Wyłkała, pociągając noskiem. –To nie jest zabawa, Zayn. Możesz zginąć, a ja tego nie chcę. Nie przeżyję, jeśli skończysz jak Louis…
-Hej, hej, hej… -Zacząłem szybko, znowu ujmując jej buźkę i patrząc głęboko w oczy. –Popatrz na mnie. –Poprosiłem, kiedy odwróciła wzrok. –Nic mi nie będzie robię to od piętnastego roku życia, nigdy nie przegrałem…
-Co nie oznacza, że jesteś niezniszczalny.
-Nie jestem amatorem i powinnaś już dawno wiedzieć, że nigdy nie daję się zaskoczyć.
-Ale to jest niebezpieczne. –Kolejny raz wybuchła płaczem, ale teraz przyległa swoim drobnym ciałkiem do mojego torsu, dlatego też przycisnąłem jej głowę bliżej swojego serca i ucałowałem ją.
-Nie stracisz mnie, rozumiesz? Ja zawsze będę do ciebie wracał niezależnie od tego, jak bardzo będę poobijany i zmasakrowany.
-Ale…
-Bez żadnych ale, Ness. Przyjmij do wiadomości, że cie kocham. Przy tobie czuję się bezpiecznie, jak w domu, a do domu zawsze się wraca. Klnę się na życie, że zawsze do ciebie wrócę nawet, jeśli nie będziesz tego chciała, ja będę zawsze blisko ciebie, dobra? –W odpowiedzi dostałem jedynie przytaknięcie, dlatego teraz odważyłem się ją nieco odsunąć i spojrzeć w jej świecące oczka. –Jesteś sensem mojego życia i to się nigdy nie zmieni, Blondyneczko.
-Obiecaj, że wrócisz żywy z Chile. –Błagała desperacko ciągnąc za materiał, który miałem na sobie.
-Masz moje słowo.
-Zayn, jeśli tym razem złamiesz tą obietnicę znienawidzę cie.
-Rozumiem.
-Mówię poważnie, jeśli blefujesz i wcale nie jedziesz na Dakar nie będziesz miał, do czego wracać. –Zmarszczyłem brwi szczerze zdziwiony słowami Ness.
-O czym ty… ?
-Rozmawiałam z Mattem dziś rano i powiedział, że dostał tak jak Liam zaproszenie na ten cały rajd śmierci, a skoro oni to ty zapewne też, dlatego jeśli Dakar jest tylko przygrywką… -Pokiwała głową na boki. –Nie będziemy już razem, a dzisiejszego dnia widzisz mnie po raz ostatni.
Przynajmniej będzie bezpieczna, jeśli wygram.
-Jadę do Ameryki Południowej, Maleńka. –Zaśmiałem się pod nosem, całują ją szybko w usta. –Co do Matta i Payne’ a, czy oni biorą udział?
-Tak. Williams powiedział, że jeśli Liam nie wystartuje to zabije Dani i Luke’ a, a Matt chce w ten sposób chronić swoją siostrę. –Kurwa! –Powiedz mi szczerze, dlaczego przestał szantażować ciebie? –Bo przystałem na jego warunki bez ceregieli.
-Ja też mam na niego kilka haków, więc nie miał wyjścia. Możemy jechać dalej?
-Dokąd?
-Gwarantuję, że tym razem spodoba ci się o wiele bardziej, ale muszę ci zawiązać oczy. –Poinformowałem wyjmując z kieszeni jeansów chustę, którą przewiązałem blondynce oczy. Sam poskładałem kombinezony i odłożyłem na blat, a później wziąłem na ręce Donavan i zaniosłem do samochodu.
Muszę pogadać z Payne’ m i moim kuzynem, a już w szczególności z tym kutasem Williamsem, bo złamał warunki naszej umowy. Miał nie wciągać w to nikogo oprócz mnie. Miał, do cholery zostawić moich bliskich w spokoju. To ze mną ma problem, a nie z Liamem, Dani, Luke’ m, Mattem, Ness, Darcey czy Carly. Załatwię to wszystko jeszcze dzisiaj, a moi przyjaciele nie będą musieli ryzykować.
Zatrzymałem się pod halą Valerie, gdzie znowu wziąłem na ręce Nesselę i zaniosłem do środka. Usadowiłem ją na ławce w szatni, a sam poszedłem do Scotta po dwie pary łyżew, z czego jedną ubrałem sobie, a drugą mojej dziewczynie.
-Mogę już zdjąć?
-Tak. –Odpowiedziałem po dłuższej chwili, głośno wzdychając. Nadal nie wierzę, że to dla niej robię. Kompletnie nie potrafię jeździć na tym cholerstwie. Nie chcę, żeby Ness się ze mnie śmiała, jak to zwykle robiła Mia, kiedy to zmuszała mnie do pójścia z nią na lodowisko.
-Poważnie?! –Zapytała szczerze zdziwiona oraz podekscytowana, dlatego zagryzając obie wargi pokiwałem pionowo głową. –Ale czemu?
-Bo cie kocham i chcę, żebyś była szczęśliwa. –Na bladoróżowych usteczkach Donavan pojawił się cień uśmiechu, kiedy wstała i musnęła moje wargi. Dwudziestolatka splotła nasze dłonie i prowadziła mnie w stronę tafli, gdzie miał się zacząć mój największy koszmar – to była jedyna czynność, której nie potrafiłem zrobić, poza polizaniem się w łokieć oczywiście, bo tylko Matt miał takie giętkie kości, żeby to zrobić.    
Powoli wszedłem za młodą kobietą na śliską nawierzchnię ledwo łapiąc równowagę, ale na całe szczęście ona mnie złapała i posłała leciutki uśmiech.
-Nie umiem…
-Nie szkodzi. –Wtrąciła. –Pomogę ci, daj ręce. –Wystawiła obie dłonie w moją stronę stojąc do mnie przodem, dlatego je złapałem. –A teraz powoli się przesuwaj do przodu. –Wydała mi polecenie, a ja powoli starałem się do niego dostosować, co nawet będąc szczerym muszę przyznać, że mi wychodziło. –Świetnie sobie radzisz. –Pochwaliła jadąc tyłem i ciągnąc mnie przy okazji nieco szybciej.
-Nie chcę być szczerbaty, bo wątpię, że tacy faceci cie kręcą.
-Wyluzuj, zawsze możesz nosić protezę jak stare dziadki. –Uniosłem na nią brwi. Czemu, do diabła jeszcze bardziej mnie dołuje?
-Bardzo śmieszne, Ness. –Mruknąłem lekko urażony, ale szybko mi to przeszło, ponieważ mnie pocałowała. –Możesz tak robić częściej. –Uniosłem jeden kącik ust ku górze, a w odpowiedzi dostałem ten chichot zarezerwowany tylko i wyłącznie dla mnie oraz kolejnego buziaka, ale tym razem złapałem ją za tyłek lekko ściskając.
-Przestań. –Zaśmiała się kolejny raz delikatnie mnie od siebie odpychając. –Moja mama może tutaj przyjść.
-Serio?
-Mhm, codziennie ma treningi z jakąś grupą.
-Robiłaś to kiedyś tutaj? –Blondynka pokiwała przecząco głową, a ja zagryzłem dolną wargę. –A chciałabyś?
-Nie, bo tutaj jest zimno. –Zmarszczyła nosek, a ja przewróciłem oczami. –Łap mnie! –Zawołała Donavan ruszając szybko w przód. Nie wierzę, że to, do cholery jasnej robię. Popędziłem za nią całkowicie zapominając o tym, że mogę wyrżnąć jak długi. Wreszcie ją złapałem, ale przewróciliśmy się oboje – na całe szczęście ja byłem na dole.
-Złapałem, co dostanę w zamian?
-Na pewno nie to, co chodzi ci teraz po głowie, Malik. –Oznajmiła siadając na mnie okrakiem podpierając się na kolanach. –Jesteś cholernie niewyżyty.
-Bzdura!
-Doprawdy? –Dwudziestolatka uniosła brwi, podczas gdy ja swoje zmarszczyłem. Do czego ona zmierza? –Ale podoba ci się, kiedy robię tak, co? –Mruknęła seksownie, a potem złapała mnie za…
-Zabierz rękę, Ness.
-Przecież wcale nie masz ochoty na seks, więc…
-Poważnie? Łapiesz mnie za kutasa, a potem stwierdzasz, że nie mam ochoty na seks? –Zapytałem lekko poirytowany. –To tak samo jakbym ja zaczął dotykać się tutaj. –Przeniosłem swoją prawą dłoń pomiędzy jej nogi i zacząłem ocierać się palcami o jej cipkę. –Widzisz? –Stwierdziłem, gdy Blondyneczka zaczęła się wiercić. –Masz teraz chcicę.
-Nie mam chcicy. –Warknęła wzmacniając swój uścisk.
-Nie wiem czy wiesz, ale miażdżysz mi jaja, a to może przeszkadzać w robieniu dzieci.
-Ależ ty jesteś mądry. –Cmoknęła w powietrzu z wyraźnym sarkazmem. –Zawsze mogę poddać się zabiegowi…
-Ja nie mam problemów, żeby cie zapłodnić. Obiecuję ci, że jak wrócę…
-Obietnice zwykle łamiesz, kocie. –Stwierdziła pochylając się i muskając moje usta. –Zimno mi w nogi. –Zawołała szybko wstając, a później wystawiając dłoń w moją stronę, dlatego ją uchwyciłem i ustawiłem się do pionu z jej pomocą.
-Tej nie złamię.
-Wszystkie łamiesz, Zayn, ale powoli się do tego już przyzwyczaiłam, ale ostrzegam, że jeśli weźmiesz udział w wyścigu śmierci… -Pokiwała głową na boki z powagą. –Gwarantuję ci, że ostatni raz widzisz mnie na oczy.
-Nie kuś, bo jeszcze wezmę w nim udział. –Zaśmiałem się pod nosem, co spotkało się tylko z kszykiem oburzenia i radości oraz trzepnięciem mnie w brzuch.
-Świna z ciebie, Malik. –Trąciła mnie biodrem, nadal się uśmiechając. –A tak naprawdę to będę tęsknić.
-Ja bardziej, chodź skoczymy jeszcze do Matta. –Donavan przytaknęła, a potem zeszliśmy z tego niebezpiecznego terenu.
W szatni zdjęliśmy łyżwy i poszliśmy do samochodu, którym pojechałem do domu mojego kuzyna, który mieścił się jakieś dziesięć minut drogi piechotą od willi rodziców Nesselii.
Dom Matta był duży, ale co się dziwić skoro wujek z ciocią są archeologami? Zarabiają kupę kasy i przywożą pamiątki z każdej podróży, a mój durny kuzyn połowę z nich przez przypadek tłucze i zastępuje podróbami z chińskiego sklepu – dostał tam nawet zniżkę, bo jest stałym klientem.
Weszliśmy do środka bez pukania, mimo że Ness upierała się, aby zapukać. W środku panował bałagan, ale całkiem znośny, bo raz, kiedy urządził imprezę jego willa przypominała wysypisko śmieci, najgorsze było to, że musieliśmy to później posprzątać pod przymusem cioci i wujka, którzy wrócili i zobaczyli cały ten bajzel.
Matt razem z Liamem i Luke’ m siedzieli przed telewizorem i grali – Lucas leżał oparty o klatę swojego ojca, który zawsze był cienki w grach wideo.
-Cześć. –Rzuciła Ness zwracając uwagę chłopaków na nas.
-Musimy pogadać. –Dodałem bez ceregieli.
-Danielle jest w kuchni. Gotuje obiad. –Oznajmił mój kuzyn, dlatego też Blondyneczka zaraz po cmoknięciu mnie w policzek poszła we wskazane miejsce. –Więc? –Zapytał, wciskając pauzę i przenosząc całą uwagę na mnie.
-Załatwię to z Zackiem. –Powiedziałem pewnie siadając w fotelu.
-Nie pieprz, Malik. –Warknął Liam. –Williams powiedział jak chcesz załatwić tą sprawę, a my jesteśmy pieprzonym ubezpieczeniem, gdybyś robił jakieś przekręty. –Wywróciłem oczami.
-Czy kiedykolwiek nie dotrzymałem obietnicy? –Anderson już miał się odezwać, ale zatrzymałem go gestem ręki. –Nie odpowiadaj. Chodzi o to, że nie będziecie brali udziału, ale potrzebuję waszej pomocy. –Spuściłem głowę, którą objąłem dłońmi. Nie mam w zwyczaju i nie lubię prosić innych o pomoc. Nienawidzę okazywać słabości, ale w tej sprawie musiałem mieć alibi.
-O co chodzi? –Pytanie wypadło z ust ciemnego blondyna.
-O Ness. –Wzruszyłem ramionami, mówiąc szeptem, aby będące w kuchni kobiety nas nie usłyszały. Myślałem nad tym długo i nie mogę jej stracić. –Jeśli wezmę udział to mnie zostawi i znienawidzi, a jeśli nie wezmę udziału ten kutas się od nas nie odwali.
-Jak mamy ci pomóc, huh? –Zagaił Matt.
-Ona jest przekonana, że jadę na Dakar, dlatego będziecie mnie informować, gdyby zaczęła coś podejrzewać.
-Czekaj, czekaj… -Zaczął spokojnie Payne. –Cały ten cyrk z Dakarem jest po to, żeby…
-Zack ma mi za złe, że przespałem się z jego zdzirowatą dziewczyną Evie, która usunęła ciążę, bo myślała, że jest dla mnie kimś wyjątkowym.
-To psychol, poza tym ja też rżnąłem tą sukę. –Wzruszył ramionami Matthew. –Była przeciętna i cały czas bawiła się moim kutasem.
-Nie chcę tego słyszeć, Matt. –Mruknąłem z obrzydzeniem. Nie mam zamiaru słychać jego opowiastek, jak to Evie mu obciągała. –Idę zadzwonić. –Poinformowałem, po czym wstałem i wyszedłem na taras. Szybko wybrałem numer do Williamsa i przycisnąłem komórkę do ucha usadawiając się na balustradzie.
-Mów, Malik. –Rozkazał zaraz po pierwszym sygnale.
-Powiedziałem, że się zgadzam, a ty wciągasz w to moją rodzinę, kutasie. –Wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
-Nie znam cie od wczoraj, a ten twój ponadprzeciętny umysł… -Cmoknął. –Jest tylko twoją największą wadą, bo uważasz, że możesz uratować wszystkich. Mii nie uratowałeś. –Zaśmiał się, a mój puls przyśpieszył.
-Nie masz prawa wymawiać nawet imienia mojej siostry, jarzysz?! –Warknąłem wściekły. Za kogo ten kutas się uważa, do diabła?!
-Woah, spokojnie… -Kolejna salwa śmiechu opuściła jego usta. –Zapomniałeś, że mogę wystawić ci Maxa?
-Jedyne, co możesz mi w tej chwili dać to słowo, że odpierdolisz się od mojej rodziny, przyjaciół i dziewczyny.
-Po wyścigu, ale potrzebuję…
-Liam musi pomagać Danielle, a Matt będzie opiekować się Ness, więc… Mówię ci, że oni nie pojadą.
-To nie ty ustalasz warunki.
-Zasady nie obowiązują, zapomniałeś? –Odpowiedziała mi cisza.
-Niech będzie, znaj moją dobrą wolę, Malik. –Wyznał po cholernie długich minutach. –Bądź jednak pewny, że jeśli będziesz kombinował to odbiorę ci wszystko, na czym ci zależy. –Dodał, po czym się rozłączył.
Wróciłem do salonu, gdzie siedziały już Danielle, Ness oraz moja kuzynka Carly i rozmawiały z chłopakami.
-I jak? –Zagaił Anderson.
-Załatwiłem to, jest spoko.
-O, co chodzi? –Zapytała z podejrzaną miną Ness.
-Gadałem z Williamsem i odwołał obowiązkowy udział Liama i Matta z Race Of The Death.
-Jak tego dokonałeś?
-Mówiłem ci, że też mam tego gnoja w garści. –Uśmiechnąłem się lekko, po czym ucałowałem czoło mojej kobiety. –Wracajmy do domu, muszę się jeszcze spakować.
-Okay… 
_______________________________
Błędów raczej nie powinno być... NIE POWINNO, ale zawsze mogłam czegoś nie zauważyć... 
Rozdział niby smutny niby nie... Teraz będą same smuty, może trafi się jeden wesoły, ale tego nie jestem pewna... 
Ostatnio miałam problem, bo jedna osoba zrobiła mi niezły rozpierdol w życiu i do tej pory mam załamania oraz obwiniam się za pewne rzeczy, którym winna nie jestem... Zresztą nie ważne...
~Miej wyjebane, a będzie ci dane - czekam aż będzie mi dane xdd
Z obserwujących odeszły dwie osoby, dlatego nie wiem co robię źle... 
Dziękuję osobom, które zostały i które komentują, bo dodaje mi to kopa i motywacji ;**
Miłego dnia ;** 

11 komentarzy:

  1. rozdział genialny!
    mi się bardzo podoba:)
    dokładnie! miej wyjebane, a będzie ci dane :D
    zapraszam do siebie http://benefactor-dobroczynca.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny xD czekam na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietny! Cieszę sie ze jednak jest dziś bo bez tego bym chyba oszalała!! Kocham to opowiadanie.
    Nie przejmuj się problemami bo miną

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam to gg:) czekam na next:*
    @MagicIno

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na next
    Ps zaprasza do mnie to poczatki ale mam nadzieje ze sie spodoba http://forever-young-one-direction.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = Motywacja